Tytuł powinien brzmieć „co nowego u satanistów?” Bynajmniej nie z chęci zainteresowania diabelskimi nowinkami, lecz z powodu błędnego utożsamiania nowości ze świętością, a z tym właśnie mamy do czynienia w nowo utworzonym, pachnącym nowością, Kościelezmieszanym.
Jednym z fundamentów tworzonego aktualnie Antykościoła jest popełniona przez Sobór Watykański II, deklaracja Nostra aetate.
“Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte” – czytamy.
Od razu nasuwa się jedno, podstawowe pytanie: czy religie, które powstały bez Ducha Świętego mają w sobie coś świętego? Trudno bowiem przypuszczać aby Duch Święty działał przeciw Jezusowi Chrystusowi, uczestnicząc w tworzeniu innych antychrześcijańskich religii. Wolą Jezusa czyli Boga (Ja i Ojciec to jedno) nie było: Idźcie więc i zakładajcie nowe religie, lecz „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody”.
Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata./Mt 28,18-20/
Misją Kościoła katolickiego jest więc Ewangelizacja (gr. euaggelizein – głosić dobrą nowinę). Ewangelizacja wszystkich (bez wyjątku) narodów.
Tak ma być „aż do skończenia świata”, aż do powtórnego przyjścia naszego Zbawiciela. Nie wszystkim się to podoba. O status bezgrzesznych awanturują się współcześni mieszkańcy Sodomy, a lobby żydowskie, które współredagowało Nostra aetate usiłuje od wielu dziesięcioleci zmienić tradycyjne nauczanie Kościoła katolickiego. Nie próżnuje, co oczywiste, prof. Diabelski, którego uczniowie na czele z aktualnym antypapieżem próbują wprowadzić coś, co pozwoli unieważnić słowa Chrystusa – „zinterpretować je na nowo”.
Tym czymś co ma ułatwić operację unieważnienia jest… teologia kontekstualna.
Teologia kontekstualna
W artykule „Franciszek: Potrzebujemy teologii fundamentalnie kontekstualnej” czytamy:
Refleksja teologiczna jest zatem wezwana do wykonania zwrotu, do zmiany paradygmatu, do „odważnej rewolucji kulturowej” (encyklika „Laudato si’”, 114). Chodzi przede wszystkim o to, by teologia stała się teologią fundamentalnie kontekstualną, zdolną do odczytywania i interpretowania Ewangelii w warunkach, w których mężczyźni i kobiety żyją na co dzień, w różnych środowiskach geograficznych, społecznych i kulturowych, i jednocześnie teologią mającą jako swój podstawowy punkt odniesienia Wcielenie odwiecznego Logosu, jego wejście w kulturę, w sposoby rozumienia świata i w tradycje religijne ludu.
“Refleksja teologiczna jest zatem wezwana…” Przez kogo? Czytając dalej, widzimy jak ten progresywny bełkot został uwznioślony dodanym sformułowaniem „Wcielenie odwiecznego Logosu”, co nie dodaje mu sensu, lecz czyni jeszcze bardziej fałszywym. Nowa teologia zwana kontekstualną będzie dokonywać nowego odczytania, nowej interpretacji Ewangelii w zależności od kontekstów – w zależności od: warunków życia i środowiska geograficznego, społecznego i kulturowego.
Czy interpretacja Ewangelii rzeczywiście będzie zmieniać się w zależności od środowiska? Taką nadzieję wyrażają moderniści – teologowie kontekstualni.
Co i ile ma wspólnego nowy rodzaj teologii z kontekstualizmem epistemologicznym mogącym prowadzić do deflacyjnej teorii wiary, jest oddzielnym tematem.
Prócz wezwania do „uprawiania teologii w formie synodalnej” Franciszek stwierdza:
Dlatego też teologia nie ma innej drogi jak pielęgnowanie oraz rozwijanie kultury dialogu i spotkania między różnymi tradycjami i różnymi rodzajami wiedzy, między różnymi wyznaniami chrześcijańskimi i religiami. Powinna podejmować dialog, otwarcie dyskutując ze wszystkimi, zarówno z wierzącymi, jak i z niewierzącymi.
I znów pojawiają się „różne religie” oraz „niewierzący”. Po co teologom katolickim inne religie oraz niewierzący? Popularne powiedzenie brzmi „diabeł też jest wierzący”. Jest to bardzo nieścisłe. Sytuacja jest o wiele gorsza. Diabeł jest osobą wiedzącą, a pomimo tego angażuje się po przeciwnej stronie. Z prof. Diabelskim, zwolennikiem synodalności… tfu… diabelskości, rozmawiać nie należy.
Również współcześni Apostołowie nie mają obowiązku prowadzenia nieustannych „dialogów”, z tymi, którzy nie słuchają czyli z tymi o których Chrystus powiedział:
«Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!» Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia.
Można natomiast nawiązywać kontakty z bliźnimi pamiętając o porządku miłości, we wskazanych formach:
Od φιλέω (phileó) – opisuje on miłość przyjaciół, osób sobie bliskich, a nawet fascynację słowami, ideami, mądrością (stąd mamy „filo-logię” czy „filo-zofię”).
W grece można też znaleźć słowo στοργή (storgḗ) – jest to miłość do wartości. Żołnierz kocha w ten sposób ojczyznę.
Poza tym istnieje też słynny Ἔρως (Érōs), czyli ludzka miłość w wymiarze psychofizycznym, która zachodzi w intymnym związku kobiety i mężczyzny.
Przede wszystkim należy jednak zwrócić uwagę na wyraz ἀγάπη (agápē) – jest to miłość, jaką potrafi kochać, miłować tylko Bóg, a w następstwie człowiek, który do końca przyjął miłość Bożą w swoim życiu. Agápē jest najwyższą formą miłości, bezwarunkową. / Etapy miłości według Pana/
A co z teologią kontekstualną?
“Mój ojciec zwykł określać siebie mianem redaktora „pracującego w pocie czoła” (ang. pick-and-shovel – dosł. ‘pracującego kilofem i łopatą’ – przyp. tłum.). Nie wymyślał koła na nowo. Po prostu przykuł się do tradycyjnej wiary katolickiej i nigdy od niej nie odstępował. Był dziennikarzem, którego każdy tekst dowodził, iż był on katolikiem żyjącym w świecie, ale niebędącym ze świata. Nie obchodziło go, co świat o nim myśli, ale jedynie, co myśli o nim Bóg. Był człowiekiem nazywającym rzeczy po imieniu (ang. who called a spade a spade – dosł. ‘nazywającym łopatę łopatą’ – przyp. tłum.), niezależnie od tego, kto używał jej do grzebania Boga”./Michael Matt/
_____________________________________________________________________
“Refleksja teologiczna jest zatem wezwana…” Przez kogo?
Można próbować odpowiedzieć (przez analogię).
Refleksja zawsze jest z punktu widzenia wartości wyższego rzędu lub po czasie)
Teologia «nauka o Bogu, jego naturze i relacji do świata i ludzi, odrębna dla każdej religii» (PWN)
Teologia (gr. θεος, theos, „Bóg”, + λογος, logos, „nauka”) lub sacra doctrina (święta nauka); bogoznawstwo[1] – refleksja nad doktrynami religijnymi, wykraczająca poza religioznawstwo – nieoceniające ich prawdziwości – oraz poza filozofię religii, która to nie opiera się na wierze. (Wikipedia)
I tu i tu „nauka o Bogu”, a skoro nauka, to uzyskana przez poznanie tego co istnieje.
– Poznanie tego co już zaistniało lub jeszcze istnieje. – Poznanie, nie stanowienie.
– Tu jest tak jak z prawdą jedyną. – Tak jak z każdą z ludzkich wartości duchowych i ich systemem jako spójnym, zdefiniowanym jednoznacznie, zgodnie rozumianym i tak samo praktykowanym w takich samych sytuacjach. – Poznanie nie stanowienie.
W nauce o Bogu refleksja naukowa będzie dokonywana przez Boga – to on jest tu wartością wyższego rzędu.
Podobnie mamy i w nauce o moralności – również moralność dokonuje refleksji naukowej (czy człowiek z pozycji moralności (tu jeszcze ma dwie możliwości – z pozycji morale osobistego lub moralności wspólnotowej)).
– Tu ważne jest, że pierwszym z celów nauki jest odkrywanie wszystkiego co jest w naturze ludzkiej posadowione na prawdzie jedynej i jest prawe, w tym dobre, zdrowe i piękne oraz wspieranie celów natury ludzkiej, zaczynając od ludzkiego życia, a więc i wszystkiego co moralne.
Podobnie mamy i z refleksją moralną. – Ta dokonywana jest z pozycji człowieczeństwa dojrzałego, a dokładniej to z pozycji dojrzałego sumienia ludzkiego.
Tutaj zaś Franciszek szuka refleksji teologicznej.
A to wymaga stanięcia na pozycji wyższej jak teologia, czyli dokładnie Bożej, bo już wyżej się nie da.
Człowiek zaś może dokonywać refleksji wyłącznie z pozycji ludzkiej, bo niżej to odczłowieczenie a nawet głupota a wyżej to pycha.
A to już wszystko tłumaczy.
Franciszek poszedł w brednie, bo on na pewno Bogiem jedynym nie jest. Tego, a nawet tego, że jakimkolwiek bogiem, to nawet Wikipedia nie twierdzi.
– Choć jeśli postmodernizm by jeszcze potrwał, to może i doczekać jeszcze innej mądrości etapu…
Tym bardziej, że Wikipedia w swoim postmoderniźmie dopatruje się od razu drugiego rozumienia teologii jako „refleksji nad doktrynami religijnymi bez oceniania ich prawdziwości”, a nawet filozofii religii, która nie opiera się na wierze.
Refleksji nie odgórnej, a oddolnej poniżej dna – z punktu widzenia osób szerzących kłamstwa i manipulacje.
Prawda to najgorszy wróg postmodernistów.
O ile każda religia opierająca się na wierze jest sposobem wyznawania wiary, to w postmoderniźmie religia może dotyczyć wszystkiego;
– od ideologii zaczynając do uroszczeń i uzurpacji oraz obietnic i obiecanek-cacanek a głupiemu radość przechodząc,
– a w praktyce po rangę samozwańczo boskiego a jednocześnie pana i władcy z tytułu władzy tyrana i terrorysty nad innymi ludźmi sięgając, władcy zdolnego prawo stanowić i wymuszać jego stosowanie według swoich interpretacji i swojej narracji wszystkiego;
– albo przeciwnie – rangę boską władzy i jednocześnie pana nad sobą takiego uzurpatora uznając.
Sobór Watykański II, deklaracja Nostra aetate.
“Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte”
Prawdę powiedziawszy to w żadnej religii nic nie jest samo z siebie prawdziwe i święte.
Nie czynią tego i wola wyznających te religie ani odprawiane przez nich rytuały, czy składane ofiary, a nawet ich przysięgi.
Świętym w nich jest sam Bóg – tak Bóg Syn Boży w sercu osób, jak Bóg Duch Święty ze wspólnotami wiernych, jak Bóg Ojciec w niebie do którego się Kościół modli.
Jak Bóg jedyny czegoś nie uświęci, to żaden człowiek tego nie uświęci.
Dziękuję za komentarze, które mogą być dla innych bodźcem do dalszych refleksji.
1.Przede wszystkim: dlaczego to Nostra aetate ma być drogowskazem zamiast jasnych słów Ewangelii? Dokument, o którym już wiemy, że powstał w wyniki żydowskich nacisków.
2.Po drugie: poznajemy po owocach. Modernizm posoborowy nic dobrego nie przyniósł. Być może były również, prócz niego, inne złe przyczyny, ale był poważnym błędem Kościoła, a co gorsza jest kontynuowany, budząc skojarzenia z “ohydą spustoszenia”.
3. Rzeczy konkretne.
/„Wszystkie religie prowadzą do Boga”. Franciszek wygłosił herezję?
No, właśnie – czym innym jest dopust Boży, a czym innym “życzenie Boga”. A w ogóle jaki jest cel, jaka intencja wygłaszania opinii, że Bóg pozwala na różne ludzkie fanaberie? Czy pasterze nie powinni jasno kreślić wizje “Dobrej Nowiny”?
Nie ma sensu głosić tezy, że wszystkie sposoby na życie, style życia są dobre, bo nie są, a niektóre z nich powodują złe skutki dla innych i często dla tego, kto ich używa.
[Ibidem]
Ostatnią kwestią jest teologia kontekstualna…
Wczytałem się w polecany tekst i chcę się podzielić, jak mniemam ciekawą zadumą nad tym co z niego da się wyczytać:
Papież Franciszek podczas Spotkania Rodzin w Dublinie w 2018 roku. Fot. Daniel Ibanez/CNA
Teologia powinna miłosiernie odnosić się do otwartych ran ludzkości i stworzenia, być uprawiana wewnątrz ludzkiej historii.
Franciszek żongluje tu pojęciami dla uzyskania efektu ogłupienia i manipulowania słuchaczami. Pisze tu o Papieskiej Akademii Teologicznej odnośnie tego co „powinna”, choć używa zwrotu „Teologia powinna”, po czym już dalej w sensie tego co powinna działalność teologia, ale co do zakresu to już wskazuje zadania dla PAT [- że teologia „powinna być uprawiana wewnątrz ludzkiej historii” (a to znaczy np.: kultywowana, sadzona jak rośliny uprawne, a więc i propagowana i krzewiona „wewnątrz ludzkiej historii”)].
– Wręcz jest ZA SPRAWĄ TYCH MANIPULACJI zachęta do fałszowania PRZEZ TEOLOGÓW ludzkiej historii i nauki. – Bo owszem, to jest możliwe, żeby cofać się i zmieniać wiedzę o tym co ludzkość dotąd uznawała za prawdę czy to na skutek bardziej precyzyjnych odkryć naukowych, a nawet poznanie prawdy dotąd uznawanej na wiarę, na rzecz odkrycia naukowego (teoria Kopernika), ale nie jest możliwe pod interpretację dla jakiegoś zysku czy ideologii, a już na pewno nie dla handlu czy kompromisu w rozumieniu tego co jest ludziom naturalne (prawe), dobrze służy życiu (moralne), czy człowieczeństwu (dojrzałe w człowieczeństwie), a dla wspierania przez człowieczeństwo tego co święte w duchu.
Manipulacje Franciszka usuwają z pamięci fakt iż teologia to „nauka o Bogu”, i że nauka nic nie powinna poza byciu wierną prawdzie (podobnie jak i ludzie nic nie są nikomu winni prócz ducha Bogu, i miłości wzajemnej ludziom), mamy tu faktyczne stwierdzenie Franciszka, że to Bóg powinien tutaj działać.
– Dokładnie to Bóg powinien miłosiernie odnosić się do otwartych ran ludzkości i stworzenia.
– „Powinien” jednak tutaj nie zachodzi bo miłosierdzie jest suwerenną łaską Boga – On może jej udzielać komu chce i kiedy chce wycofywać. – Zresztą i każdy człowiek, każda ludzka wspólnota zresztą też, a nawet każdy człowiek ma obowiązek jej wycofywania, gdy zauważa że sposób korzystania z łaski wskazuje inny cel realizowany jak faktyczny cel łaski.
W obu przypadkach dary łaski są cudami – tyle że z innymi celami łaski. – A dotyczy to i łaski przebaczenia – tyle, że ono nie jest z mocy łaski miłosierdzia, a mocy łaski miłości ofiarnej).
Znaczy to, że faktycznie Franciszek osądził Boga i nakłada tu na Niego obowiązek bycia miłosiernym wszędzie tam, gdzie istnieją „otwarte rany ludzkości i stworzenia”.
– Tak jakby to Bóg te rany spowodował, a nie sami ludzie w opacznym rozumieniu swojej wolności i swojej woli wolnej.
– Jakby wolność była ludziom tylko dana, a nie była i zadana dla wspierania jej celów ludzkich i wspólnotowych.
– Jakby ludzie i ich społeczności nie byli przez Boga wyposażeni w siły, środki i możliwości działania wystarczające do zorganizowania się i zabezpieczenia, nauczenia, uzbrojenia i wyćwiczenia, żeby do takich spraw nie dochodziło.
Przy okazji cudów Jezus zapowiedział, że ludzie są zdolni dokonywać nawet większych… i dokonują? – Czy wciąż czekają na „manne z nieba”?
Czy raczej jak Franciszek żądają żeby Boże cuda były od teraz Jego powinnością, – bo nadbóg Franciszek tak chce?
Przecież to herezja.
1. Uprawianie teologii zdolnej do sprostania wymogom nadchodzących czasów nie może ograniczać się do abstrakcyjnego powtarzania formuł i schematów z przeszłości. Wezwana do proroczej interpretacji teraźniejszości i dostrzegania w świetle Objawienia nowych dróg prowadzących w przyszłość teologia będzie musiała stawić czoła głębokim przemianom kulturowym, świadoma, że „doświadczamy nie tylko epoki zmian, ale zmiany epoki”
W skrócie to „Teologia ma doprowadzić do zmiany epoki”.
I znowu – jeśli teologia jest „nauką o Bogu”, to ma się to dokonać za sprawą zniekształcenia nauki, czy zniekształcenia obrazu Boga? – Bo nadbóg Franciszek tak chce?
2. Papieska Akademia Teologiczna…w ciągu swojego wielowiekowego istnienia nieustannie ucieleśniała potrzebę oddania teologii na służbę Kościołowi i światu…
Jeżeli z pamięcią, że teologia ze swojej natury jest nauką o Bogu to i była będzie ona nauką opierającą się na prawdzie jedynej i służącą Bogu jedynemu.
– Mającą korzenie w prawdzie, a ducha w Bogu. – I tylko w tych warunkach brzegowych może nastąpić „oddania teologii na służbę Kościołowi i światu…” – Kościołowi Bożemu i światu Bożemu.
Ale…
3. Po prawie dwudziestu pięciu latach nadszedł czas, by zrewidować te normy, aby stały się lepiej dostosowane do misji, jaką w naszych czasach powinna podjąć teologia. Synodalnemu, misyjnemu i wychodzącemu Kościołowi może odpowiadać jedynie wychodząca teologia.
Tu już niewątpliwie teologia miała by wychodzić poza swoje punkty brzegowe – opierania się na prawdzie jedynej i służbie Bogu jedynemu.
Ale …
Napisałem w liście do Wielkiego Kanclerza Katolickiego Uniwersytetu Argentyny, zwracając się do profesorów i studentów teologii: „Nie zadowalajcie się teologią uprawianą przy biurku. Niech waszym miejscem refleksji będą granice.
– Niewątpliwie idzie tu o granice tego co wewnętrzne, a więc i koniecznie potrzebujące być chronionym przed tym co zewnętrzne.
– Poza tym, jeżeli granice by miały być otwierane, to tylko dla tych, którzy w pełni przyjmą zasady obowiązujące wewnątrz i nie stworzą żadnego zagrożenia dla tych co są wewnątrz. – A to tylko podstawowy warunek udzielenia takim łaski tolerancji – łaski suwerennej, niepodzielnej i niezbywalnej, nie skutkującej darami ani prawami dla wpuszczonych.
Na temat granic tego, co służy Bogu, tu i teologowie będą bezradni – Bo tego to już sam Bóg pilnuje.
– No chyba że teologowie odwołają się do zwodzenia ludzi utopiami ideologicznymi, i kłamliwymi interpretacjami nakazującymi im bycie jak aniołowie niezdolni do grzechów ciała i duszy (bo nie mający ciał i dusz je ożywiających) – z groźbą odwoływania się do bytów istniejących tylko w wyobraźni i okultyźmie jako wolnych od logiki.
Zostaje teologom szukanie granic tego, co można uznać za prawdę i z jakiego punktu widzenia i w kategoriach jakiejś określonej logiki – matematycznej, czy życia, albo jakiejś energii – cząsteczkowej czy falowej, dodaniem lub odejmowaniem tego co łączy choć nie powinno, czy co dzieli, a nie powinno… ostatecznie z groźbą wejścia w rozdrobnienie i uznania wielu prawd i wielu bogów… i likwidacji Kościoła.
Na temat „Niech waszym miejscem refleksji będą granice” mówi znany paradoks o Achillesie – (szybkim biegaczu) i żółwiu (biegaczu powolnym). – Tu granicą jest meta, a narratorem żółw.
W sytuacji gdy żółw otrzyma przywilej skróconej drogi dla wyrównania szans, bieg już trwa i Achilles już zbliża się do żółwia, ten w tym czasie zrobi jakiś kroczek, i Achilles znowu musi go doganiać, po czym sytuacja się powtarza, i tak w nieskończoność, aż w końcu trzeba uznać, że go nie dogoni.
Taki jest właśnie cel manipulatorski Franciszka w odsyłaniu teologów do granic teologii. Bo wewnątrz tych granic można dyskutować, ale nie z tym co na zewnątrz, i nie o tych granicach.
Franciszek mówiąc „Niech waszym miejscem refleksji będą granice” mówi z punktu widzenia zewnętrznego, a więc i w interesie agresorów zewnętrznych, ale i możliwych ukrywających się wrogów wewnętrznych szykujących zdradę.
A teraz warto to zestawić z tym co padło na początku tekstu:
„teologia „powinna być uprawiana wewnątrz ludzkiej historii””
Franciszek niewątpliwie i tamto mówił z pozycji zewnętrznej. – Najgorsze że tam sam się postawił na pozycji osoby będącej na zewnątrz ludzkiej historii.
A kto jest taką osobą?
“Dobrzy teologowie, podobnie jak dobrzy duszpasterze, pachną ludźmi i ulicą, a swoją refleksją wylewają oliwę i wino na rany ludzi”.
Tu chodzi o miłosierdzie, tylko że tutaj wskazywana jest bezpośrednia powinność teologów do bycia miłosiernymi Samarytanami z powinności (choć w strefy łaski powinność nie sięga).
– Refleksja (każda, nie tylko teologiczna) nie jest uczynkiem miłosierdzia, a jedynie spojrzeniem z góry na problem, co buduje świadomość, zaś wylewanie oliwy i wina nie leczy, a jedynie czyści rany.
Lekarz leczy, ale to Bóg daje zdrowie, tak jak żołnierz walczy, ale to Bóg daje zwycięstwo…
Lekarzem jedynym jest Bóg, a i On działa
– i przez posłaną (przez Niego) osobę lekarza, który działając w duchu dobrym będzie robił to co zrobić powinien,
– i przez duszę, z natury dobrą, która sprawuje autonomiczny względem ducha zarząd bieżący komórkami i narządami ciała ludzkiego.
Duch i dusza działają, ale to Bóg przywraca zdrowie.
Ostatecznie to i tak to Bóg uzna komu okazać miłosierdzie, a komu nie, i nikomu nie musi się tłumaczyć.
4. Refleksja teologiczna jest zatem wezwana do wykonania zwrotu, do zmiany paradygmatu, do „odważnej rewolucji kulturowej” (encyklika „Laudato si’”, 114). Chodzi przede wszystkim o to, by teologia stała się teologią fundamentalnie kontekstualną, zdolną do odczytywania i interpretowania Ewangelii w warunkach, w których mężczyźni i kobiety żyją na co dzień, w różnych środowiskach geograficznych, społecznych i kulturowych…
Dotąd ta potrzeba teologii fundamentalnie kontekstualnej jest wprost zaczerpnięta z uzasadnienia Talmudu dla życia żydów na emigracji po likwidacji ich państwa przez Rzymian.
Gorzej że możliwa do wdrażania tylko przy ryzykownej postawie szowinizmu etnicznego.
Jednak wszystko co dalej to już ideologia i szukanie dialogu na gruncie ideologicznym, gdzie łatwo jest o tworzenie zdolności koalicyjnej na rzecz wspólnego interesu czyimś kosztem.
W tym znaczeniu teologia fundamentalnie kontekstualna – w skrócie teologia kontekstualna staje się faktyczną ideologią kontekstualną tam, gdzie „fundamentalnie” znaczy „talmudycznie”.
Nie czytałem wcześniej tego komentarza, ale widzę, że mój przed chwilą zamieszczony dobrze się z nim komponuje. :-)
Moim zdaniem trzeba tu podkreślić jednak, że Franciszek nie jest nieśmiałym jeszcze modernistą posoborowym, a już dojrzałym postmodernistą.
I tak na przykład “stwierdził, że Bóg „życzy sobie” różnorodności religijnej. Potem tłumaczył, że chodziło mu o to, iż Bóg „przyzwala” na taką różnorodność”.
To właśnie postmodernizm pozwala mu się uważać za boga, a nawet nadboga, więc nawet nie zauważa że “się przejęzycza”, bo o czym innym myśli.
W tym jego stanie to na uczenie go logiki czy wiary, już jest za późno.
życzy sobie czy przyzwala?
Czy na tym właśnie polega jeden z wariantów ględy kontekstualnej?
Ideolodzy Kościołazmieszanego zapomnieli czy może odwrotnie: doskonale wiedzą o tym:
“Niechaj więc mowa wasza będzie: Tak — tak, nie — nie, bo co ponadto jest, to jest od złego”
Czyli jest to pytanie o to czy wiedzą, co czynią.
Tak, doskonale wiedzą co czynią.
– Problem, że po to jest tworzony „Kościółzmieszany” żeby było w nim i to, co być powinno i to czego być nie powinno, a więc wszystko jak kapeluszu czarnoksiężnika z którego w razie potrzeby wytłumaczenia się przed ogółem wyciągną to co co być powinno powiedziane, a nawet złożenia mu na pocieszenie jakichś obiecanek- cacanek a głupiemu radość, a z planem, kiedy znowu ogół zauważy oszustwo znowu skorygować i złożyć inne.
Oczywiście to co mówią najpierw jest tym co „wiedzą co czynią” – bo oni to ADRESUJĄ DO GRUPY SWOICH, JAKO BUDOWNICZYCH KRÓLESTWA BESTII – PROPAGANDZISTÓW I WŁADZ WYKONAWCZYCH.
Ględa kontekstualna jest tylko POZORNIE GŁUPKOWATA, bo ona już formatuje dyskusję na reagowanie na treść ględy, a nie na nią samą.
– A wtedy już ona przez samo to że pozwalamy jej zaistnieć zacznie siać spustoszenie, destrukcję i chaos.
Ponadto trudno o coś bardziej niebezpiecznego gdy jest głoszona przez władzę.
Osoby odpowiadające na treść ględy, nawet próbując domagać się sprostowań nie widzą tego problemu, czyli już zostali zwiedzeni, i o ile ich nie przywołamy dość szybko do rozumu już łatwo mogą stać się jej ofiarami i popaść w dysonans poznawczy.
No bo skoro podjęli dyskusję to i zrównali z logiczną – dla spraw matematycznych matematyczną, dla spraw życiowych życiową, a wiadomo, że ględa stawia niższe wymagania od rozmówców jak logika, to i wszyscy dyskutanci zaczną najpierw tolerować ględzących, a zaraz i samemu ględzić.
– W ten sposób już od początku ten sposób przemycają do dyskusji i ględę kontekstualną, a ta już ją zdominuje i zburzy i sens relacji międzyludzkiej i komunikacji międyludzkiej jako wspólnotowych, międzyosobowych i dalekowzrocznych.
Więc TU JUŻ NIE CHODZI TYLKO O „KOŚCIÓŁZMIESZANY”, ALE I „PAŃSTWA ZMIESZANE”, I O ZMIESZANE WSZYSTKO CO IDEOWE Z IDEOLOGICZNYM, I WARTOŚCI Z ANTYWARTOŚCIAMI, O ZMIESZANE PANOWANIE Z WŁADZĄ, O ZMIESZANIE WŁADZY ZWIERZCHNIEJ Z WŁADZĄ WYKONAWCZĄ I NIEBA Z PIEKŁEM.
– chodzi o cały postmodernizm nastawiony na zniszczenie wszystkiego co ludzkość z Bożą pomocą zdołała już zintegrować w duchu.
Praktyka funkcjonowania wrogich przejęć oraz lockdownów w czasach covida, ale i funkcjonowania pieniądza stanowionego z powietrza, czy praw państwowych „drukowanych na zamówienie korupcyjne” pokazuje, że wszystko co zbankrutuje, zostanie zniszczone, czy porzucone ma swoją wartość jako RYNEK, PŁASZCZYZNA CZY PRZESTRZEŃ, TOŻSAMOŚĆ I ZWIĄZKI WYKRACZAJĄCE POZA NIĄ, WŁASNOŚĆ I DOBRO WSPÓLNE JUŻ SPRAWDZONE JAKO STABILNE, a więc i jako miejsce gotowe do życia, zwykle mające jeszcze jakieś zasoby i infrastrukturę.
Na pozór, bo jednak ma tą wartość wyłącznie o tyle o ile władza zwierzchnia będzie moralna (a to nie to samo co etyczna, czy „mająca prawo moralne w sobie”.
Bo moralna to i z jednej strony posadowiona na prawdzie jedynej, a z drugiej zachowująca ludzką duchowość i ideowość osobową i wspólnotową, a osobistą ograniczającą się do tego co zgodne, w tym ludzką godność osobową i dążenie do pokoju ze wszystkimi ludźmi i ich wspólnotami czy społecznościami ideowymi, a więc takim które dążą do tak rozumianego pokoju.
Już to, że na tym ewentualnym pobojowisku chcą się urządzać korporacje prywatne niemoralne już ze swojej natury, czy postmoderniści oznacza że dopóki oni będą się tu mieszać, to wszystko nie będzie miało żadnej wartości.
Tak, oczywiście, że ideolodzy Kościołazmieszanego doskonale wiedzą co czynią.
– A jeżeli twierdzą, że nie wiedzą, to tylko dlatego, że nie chcą wiedzieć, a więc wolą trwać w dysonansie poznawczym.
To samo z ich uciekaniem od wiary i logiki życia.
– Bo są częścią ruchu postmodernistycznego, ruchu satanistycznego, a więc i antyludzkiego.
Dalszy ciąg mam przygotowany w formie rozszerzającej fragment wcześniejszego komentarza o wątki poszerzające tematykę kontekstualizmu i postmodernizmu, więc załączam w oddzielnym komentarzu.
Fragment mojego wcześniejszego komentarza: miarka
6 lutego 2025 godz. 01:18
rozbudowany o wątki poszerzające tematykę kontekstualizmu i postmodernizmu
(Od „Franciszek poszedł w brednie …” po „Prawda to najgorszy wróg postmodernistów”.
Franciszek poszedł w brednie, bo on na pewno Bogiem jedynym nie jest. Tego, a nawet tego, że jakimkolwiek, to nawet Wikipedia nie twierdzi.
Nie twierdzi, bo to już cecha postmodernizmu – co innego mieć na myśli, co innego mówić (chcieć, twierdzić, obiecywać i przysięgać), a co innego robić, czy ku czemu innemu prowadzić faktycznie.
Oczywiście mieć na myśli wszystko, a post factum twierdzić to, co jest kontekstualnie poprawne, czyli to co należało powiedzieć, a nie powiedziano z powodu przejęzyczenia.
Czym innym jest chcieć (bo „chcieć znaczy móc”), a czym innym „nie chcieć” (bo to znaczy i „nie móc”).
– Jednak w postmoderniźmie da się „chcieć a nie móc”, bo tłumaczą to „logika kontekstualna”, czy „wiara kontekstualna”, albo i „prawo kontekstualne”
(tu np.
„prawo kontekstualne” to prawo stanowione dla legalizacji tego co jest faktycznym bezprawiem, przestępstwem, niesprawiedliwością, wynaturzeniem, a nawet zbrodnią czy bestialstwem.
Bierze się z interpretacji prawa takiej żeby pokazała jakiś szczególny pozór – punkt widzenia z którego da się zobaczyć rzeczywistość tak żeby była zgodna z prawem, czyli narracji rzeczywistości która stwarza pozór zgodności z prawem, o czym już decydują świadkowie, autorytety, opinia publiczna, media, czy sędziowie, a nawet interpretacji samego prawa przez prawników, w tym sądy i trybunały państwowe lub mafijno-nadpaństwowe z mocą zwierzchnia nad państwowymi;
Przekręt polega na tym, że nie trzeba zmieniać prawa jeśli zmieni się jego Interpretację, czy narrację rzeczywistości;
– „prawo kontekstualne”, to zwłaszcza prawo stanowione na życzenie władzy wykonawczej, handlowej, przemysłowej czy finansowej lub dowolnie mafijnej, plemiennej, czy partyjnej przestępczości zorganizowanej, w tym korporacyjnej, a więc i dla potrzeb egoistycznych z tytułu partyjniactwa lub prywaty;
– a nadto bierze się i ze „źródeł prawa” w etyce, humaniźmie, talmudyźmie, klimatyźmie, ekologiźmie …);
– i jeszcze inne dowolne prawa wynoszone nad powołania i wartości ludzkie (których cechą jest to, że je się tak jak i prawdę odkrywa, a nie stanowi, więc i da się je sprawdzać i potwierdzać doświadczalnie w praktyce.
Praw stanowionych nie da się sprawdzić i potwierdzać doświadczalnie w praktyce.
Problem z nimi jest w tym, że prawa stanowione jako wartości nie istniejące w naturze, lub jako wartości niższego rzędu wynoszone nad nad wartości wyższego rzędu (w skali wagi duchowej – według ich hierarchii poziomów wartości: prawda-sprawiedliwość- prawość-moralność-człowieczeństwo-świętość) stanowią już satanistyczne odwrotki, czyli źródła ideologii a jednocześnie i satanizmu.
Np. typowe dla miłości (jest wartością ludzką, oraz jedną z cnót składających się na sprawiedliwość),
jest oddolne ( i ofiarne wspieranie dobra w osobie kochanej) wspieranie jej dobra, ale już niekoniecznie osoby taką „jaką jest” – zwykle na początku relacji miłości mieszanką dobra i zła. – Bo wtedy by mógł wspierać jej zło, a więc i ją faktycznie nienawidzić i źle jej życzyć, albo robić to dla własnej korzyści są jej kosztem, i budować przestrzeń bytu dla zła.
– Miłość nie wspiera więc osoby, a to co jej dotyczy, a ma służyć wydawaniu dobrych owoców jej dobra (dobro to wartość składowa prawości, ale i wartość służebna wartości składowych cnoty moralności, a więc i dotyczącej spraw życia jako ważniejszych jak korzyści doraźne czy osobiste.
Miłość nie daje więc osobie kochanej żadnych dóbr w formie daru z którym ona może robić co chce.
Za to pozostawia osoby kochające się wolnymi (w tym właściwym rozumieniu ”powołania do miłości wzajemnej”),
– nie nadaje też praw osobie kochanej. – Za to buduje dobra wspólne – bardzo potrzebne, ale niezbywalne i niepodzielne).
Satanistyczne odwrotki, czyli źródła ideologii a jednocześnie i satanizmu u ich ścieku
– to np. prawo do wolności, prawo do własności, prawo do życia.
– Prawa typowe dla postmodernizmu- pozorują co innego,a dają co innego, albo nic nie dają, a coś innego zabierają.
Np: pozorują wolność, własność i życie, a dają tylko prawa bez określenia tego na podstawie jakiego to obowiązku tych uprawnionych miały by być egzekwowane, i gdzie się podziały ich powołania wraz z tym co mają przyrodzone);
Za nimi idą nie tylko niesprawiedliwość ale i zbrodnia – zwłaszcza pozbawiania ludzi możliwości pełnienia ich przyrodzonych powołań i dorobku wspólnotowego niepodzielnego i niezbywalnego z natury
– nadto są tu jeszcze jeszcze „prawa nadrzędne”, stanowione przez organy pozorujące organizacje międzynarodowe, a faktyczne będące organizacjami wykonawczymi przestępczości zorganizowanej z ONZ, USA i UE na czele, w tym z władzami państw członkowskich zdradzieckimi na rzecz tej przestępczości zorganizowanej, czy wprost agenturalne czy namiestnicze;
– do tego jeszcze mamy tu „idee kontekstualne” (czyli faktyczne ideologie z korzyściami dla wybranych, a na koszt ogółu, dóbr wspólnych wspólnot ludzkich, czy kogo się da ograbić na zewnątrz, z ich ściekiem w ideologii satanizmu);
– – każda ideologia ma swojego demona w przestrzeni okultyzmu. Ten zaś może się podszywać i pod duchy czyste, a więc i tworzyć pozory religii nawet bez wiary.;
– – i odpowiednio mamy jeszcze i ideologie spojone z postawami szowinistycznymi czyli syjonizmy dowolnych ideologii z ich ściekiem w postaci nadideologii globalizmu)
– – – do której dołącza i kościół franciszkowy przechodzący już od teologii kontekstualnej do rangi ideologii kontekstualnej wynoszącej religię nad wiarę w zależności od potrzeb bieżących kontekstu. – I to ona jest sednem ideologii franciszkowego kościoła synodalnego.
To co robi postmodernista już z założenia ma mu uchodzić bezkarnie
– z jednej strony za sprawą kontekstualizmu;
– a z drugiej strony z tytułu swoistego namaszczenia przez Bestię;
– – natomiast osobom podwładnym postmoderniście to już nie przejdzie, bo tu już ustanowiono specjalną zasadę: „Chcącemu nie dzieje się krzywda” BEZ WZGLĘDU NA KONTEKST
(co ciekawe to Bestia ustanowiła tą zasadę prawa jeszcze w przedchrześcijańskim, bandyckim Rzymie).
– „Nie dzieje się mu krzywda”, nawet gdy nie ma nic, bo i tak może być szczęśliwy że się już o nic martwić nie musi – jak wierny poddany który ma dobrego pana (o ile rzeczywiście ma dobrego pana, to rzeczywiście krzywda mu się już nie dzieje, i może być szczęśliwy że nie ma gorzej – tylko jak długo, i gdzie jest jego ludzka godność osobowa?).
– BO BYĆ POSTMODERNISTĄ TO BYĆ PONAD WSZYSTKO W SWOIM DUCHU, NIE BYĆ NICZYM OGRANICZANYM.
(marzenie piękne, tylko nielogiczne)
– POSTMODERNIZM POZWALA BYĆ FAKTYCZNYM ZBRODNIARZEM ABSOLUTNYM I ABSOLUTNIE BEZKARNYM
(nie ponoszącym nie chcianych konsekwencji na ciele i duszy. Prywatyzacja przyjemności i korzyści tak, ale ponoszenie wstydu, strat i kosztów nie. – To już wskaże pedagogika winy post factum kontekstualnie, pod potrzeby chwili).
– – POSTMODERNIZM POZWALA NIE TYLKO BYĆ TRAKTOWANYM Z POPRAWNOŚCIĄ POLITYCZNĄ NALEŻNĄ UBÓSTWIANEMU CESARZOWI, ALE I BYĆ POZA WSZELKĄ KONTROLĄ I PONAD WSZELKĄ KRYTYKĄ, – I CZUĆ SIĘ JUŻ BOGIEM – BO TO BÓG MA ZAWSZE RACJĘ.
(natomiast człowiek który racji nie ma, musi to, czego chce wyegzekwować zbrodnią).
Na pozór postmodernizm kryje się za władzą kolektywną typową dla komunizmu lub firm giełdowych nakierowanych na zysk za wszelką cenę. – Z anonimową „nadbudową”, czy będącymi jej formą anonimowymi akcjonariuszami.
– Choć jeśli postmodernizm by jeszcze trochę potrwał, to może i doczekać jeszcze innej mądrości etapu…
Np. wąż czy mafia zawsze ma głowę – i zawsze jest nią jedna, konkretna osoba.
Tym bardziej, że Wikipedia w swoim raz „nieśmiałym jeszcze” posoborowym moderniźmie, raz już rozpasanym postmoderniźmie dopatruje się od razu drugiego rozumienia teologii jako „refleksji nad doktrynami religijnymi bez oceniania ich prawdziwości”, a nawet filozofii religii, która nie opiera się na wierze.
– Refleksji nie odgórnej, a oddolnej – z punktu widzenia osób szerzących kłamstwa i manipulacje, a więc i z równouprawnieniem herezji i wielobóstwa z wiarą w Boga jedynego z prawdą jedyną.
Różnica jest taka, że np. sobór opiera się na asystencji Ducha Świętego, bo dotyczy nienaruszalnych fundamentów wiary Kościoła Bożego – a więc władzy zwierzchniej w Kościele, natomiast synod dotyczy praktyki sprawowania władzy wykonawczej.
Synod, niby ciało doradcze funkcjonuje jak gremium naukowców które swoim konsensusem nic nie zmienia.
(jak z konsensusem naukowców w sprawach covida). –
– Jego głos dalej jest głosem doradczym, dalekim od głosu wszystkich wiernych, a tym bardziej dalekiej od głosu Kościoła jako międzypokoleniowej wspólnoty Ducha Bożego.
Stan, kiedy synod zaczyna wtrącać się do spraw doktrynalnych strzeżonych przez sobór, a papież to akceptuje, a co gorsza inicjuje, mamy zamach stanu.
(tu też mamy analogię do covida – tyle że tam podważono sens prawdy naukowej).
Prawda to najgorszy wróg postmodernistów. – A Kościołazmieszanego?
W tej odpowiedzi spróbuje odgadnąć linię obrony modernistów, cytując domniemaną podstawę programową ich nowego podejścia.
“Według funkcjonalnego kontekstualizmu żadne zjawisko nie może być analizowane i zrozumiane w oderwaniu od swojego historycznego oraz aktualnego kontekstu. Można zatem powiedzieć, że w pewnym sensie to kontekst tworzy zjawiska. Zasada ta odnosi się również do analizy i rozumienia zachowań ludzkich”.
Mój komentarz: ludzkich – częściowo, ale nie w pełni, a na pewno nie Boskich. Stąd postulat teologii kontekstualnej wydaje mi się chybiony ze względu na to, że Objawienie Chrystusa jest objawieniem pełnym i jak udowodniliśmy na początku ważnym aż do końca świata. Konteksty zdarzeń i wydarzeń nie mają wpływu na wartości… a czy mają? Bo jak by miały to poszczególne grzechy i poszczególne cnoty byłyby zmienne i oceniane przez nowy pryzmat i to widać w poglądach uczniów prof. Diabelskiego.
Dalszy ciąg cytatu:
“Drugim, istotnym z punktu widzenia psychologii, postulatem funkcjonalnego kontekstualizmu jest postulat “pragmatycznego kryterium prawdy”.
Zatem wychodząc z różnych, nieweryfikowalnych założeń filozoficznych naturalne jest dochodzenie do różnych konkluzji, które są często “prawdziwe” w odniesieniu do własnych podstawowych założeń, a “fałszywe” w odniesieniu do założeń konkurencyjnych systemów. Nie można jednak w sposób obiektywny powiedzieć, że jedna koncepcja rzeczywistości jest “lepsza” lub “bardziej prawdziwa” od innej, ponieważ oceny takiej dokonuje się zawsze z punktu widzenia określonego systemu (nieweryfikowalnych!) założeń ontologicznych lub epistemologicznych.
Założenia te dotyczą nie tylko “istoty” i “natury” rzeczywistości, ale również wyznaczają kryteria, według których ocenia się, czy coś jest “prawdą”.
Według funkcjonalnego kontekstualizmu “prawdziwość” idei i konkluzji leży w ich funkcjonalności i użyteczności, a nie w tym jak dobrze odzwierciedlają rzeczywistość.
Innymi słowy “prawdziwe jest to, co działa” i co pozwala na osiągnięcie zamierzonych celów. Tym samym funkcjonalny kontekstualizm nie przyjmuje żadnych założeń ontologicznych (jest aontologiczny), co oznacza że nie zakłada ani istnienia, ani nie-istnienia obiektywnej rzeczywistości niezależnej od samego poznania. Funkcjonalny kontekstualizm pozostawia tę kwestię poza obszarem filozoficznych analiz, ponieważ nie mieści się ona w ramach pragmatycznego kryterium prawdy, według którego jakakolwiek analiza ma sens wtedy, gdy służy osiągnięciu konkretnego celu. Prawdziwość to w kontekstualnym ujęciu użyteczność.
Miarą zdrowia psychicznego jest zatem nie to, w jakim stopniu zachowanie klienta odpowiada jakiemuś zewnętrznemu “wzorcowi”, lecz to w jakim stopniu jest on w stanie żyć w sposób zgodny z wybranymi przez siebie wartościami. ACT nie wartościuje natomiast samych wartości. Koniec cytatu (źródło)
_____________________________________________________
Przechodząc na poziom wyżej w ujęciu stricte filozoficznym…
Zanim zacytuję, wyjaśnię pojęcie: Inwariantny; inwariant
1. «czynnik, cecha lub zjawisko stałe i niezmieniające się w czasie»
2. niezmiennik
Cytat drugi:
“Zgodnie z główną tezą monografii kontekstualizm w wersji semantycznej nie stanowi właściwej odpowiedzi na wyzwanie rzucone przez sceptyka. Lepszej odpowiedzi udzielają sceptykowi zwolennicy filozofii zdrowego rozsądku, którzy uważają, że niektórych twierdzeń po prostu nie podaje się w zwątpienie. Renata Wieczorek jest zdania, że z przezwyciężeniem sceptycyzmu najlepiej radzą sobie dwa stanowiska: kontekstualizm interferencyjny Micheala Wiliamsa oraz połączenie tegoż z propozycją Ludwiga Wittgensteina. Autorka broni tezy, że kontekstualizm semantyczny jest zakamuflowanym inwariantyzmem (inwariantyzm jest zazwyczaj uważany za główne stanowisk opozycyjne wobec kontekstualizmu). Uważa, że kontekstualiści semantyczni nie są w stanie rozwiązać problemu Gettiera. Zajmuje się także relacją zachodzącą pomiędzy kontekstualizmem a realizmem. Jej zdaniem i sceptyk, i kontekstualista są realistami — tyle że sceptyk jest realistą-racjonalistą rozczarowanym brakiem uzasadnienia przekonań — a kontekstualista interferencyjny (taki jak Wiliams) to w pewnym sensie antyrealista”.
W tej odpowiedzi spróbuje odgadnąć linię obrony modernistów, cytując domniemaną podstawę programową ich nowego podejścia.
Właśnie – domniemana. – Bo można być pewnym, że żadnej dyskusji tu nie będzie – bo i dla nas sensu nie ma, bo nie da się ustalić jej wspólnego poziomu i celu, i dla nich, – bo faktyczne dyskusje zmierzają ku prawdzie, a dla nich prawda to wróg najgorszy.
“Według funkcjonalnego kontekstualizmu żadne zjawisko nie może być analizowane i zrozumiane w oderwaniu od swojego historycznego oraz aktualnego kontekstu”.
Najpierw to trzeba zauważyć, że kontekstualizm funkcjonalny to jeszcze jeden poziom kontekstualizmu – szczególny poziom funkcjonowania bytu kontekstualnego.
– A więc że kontekstualizm funkcjonalny jest to to samo co ględa w zestawieniu z ględzeniem, gdzie jeśli uznać dopuszczalność ględy to już i automatycznie dopuścić w dyskusjach ględzenie i go równouprawnić z mową logiczną i sensowną, a opartą na prawdzie jedynej WSPÓLNEJ dla obu stron dyskusji jako wyznaczającej jej poziom i temat.
Kontekstualizm to ględa, kontekstualizm funkcjonalny to ględzenie na „naukowej” bazie określanej przez termin „kontekstualizm” który jest niczym innym jak odniesieniem się do narracji rzeczywistości zależnej od kontekstu.
– Kontekstu który już jest ględą względem ISTNIENIA RZECZYWISTOŚCI JAKO JEDYNEJ, BO NIEZALEŻNEJ OD NARRACJI.
Wejście w rozważanie na bazie kontekstualizmu funkcjonalnego MA JEDNAK W SOBIE PUŁAPKĘ UZNANIA TEGO ABSTRAKCYJNEGO POZIOMU DYSKUSJI JAKI WYZNACZNACZA SAM KONTEKSTUALIZM.
A wejść w tą pułapkę to zgodzić się z tym, że dyskusja straci sens, gdyż obalanie argumentów kontekstualizmu funkcjonalnego JEST JUŻ WCHODZENIEM W TEMAT ZASTĘPCZY, które już nie jest w stanie zatrzymać destrukcji, którą niesie sam kontekstualizm.
– A to w praktyce (o którą chodzi tu modernistom) już dopuści do władzy politycznej również to, co politycznym nie jest, np. to co moralne z niemoralnym, czy życie ze śmiercią – zrówna politykę i antypolitykę, a i jej bazy jako prawdę jedyną (odkrywaną w rzeczywistości jedynej) i prawdę ustanowioną przez antypolityków z ich subiektywnego punktu widzenia, a więc i stworzy im bazę dla ich dowolnych uzurpacji.
A nie tak dawno mieliśmy taki przypadek, gdy Amerykanie zbombardowali rosyjskie lotnisko w Syrii na podstawie filmu fabularnego o tym, co by było gdyby to Syria użyła broni chemicznej (wtedy atak odwetowy miałby wojenne uzasadnienie).
– A jak się odbyło to stanowienie „prawdy”? Trump zadzwonił do May i Merkel i po rozmowie w której uznały tą „prawdę” wydał decyzję ataku, co oznacza że USTALILI PRAWDĘ.
Zresztą i „wojna z terroryzmem” miała podobne okoliczności, a i wojna przeciw Irakowi.
W czym jest fałsz kontekstualizmu i funkcjonalnego kontekstualizmu? – Bo konteksty można nie tylko mieć inne jako swoje stabilne punkty widzenia, ale i zmieniać w zależności od celów dowolnie uzurpatorskich, czy agresywnych przedstawianych opinii publicznej (taktowanej jak widownia kinowa fałszywymi aranżacjami wrogiej propagandy – tu jeszcze trzeba dodać aranżację z Buczy na wojnie ukraińskiej oskarżającej Rosjan o zbrodnię ludobójstwa, której nie było).
Bo konteksty też muszą być prawdziwe.
Objawienie Chrystusa jest objawieniem pełnym i jak udowodniliśmy na początku ważnym aż do końca świata. Konteksty zdarzeń i wydarzeń nie mają wpływu na wartości… a czy mają? Bo jak by miały to poszczególne grzechy i poszczególne cnoty byłyby zmienne i oceniane przez nowy pryzmat i to widać w poglądach uczniów prof. Diabelskiego.
Świetne to przywołanie Objawienia Chrystusa w tym miejscu. – Każdą prawdę trzeba
rozumieć jako to co zaistniało, a nie jak to trzeba oceniać, czy osądzać.
Winę lub zasługę można określać w kategoriach działania lub reagowania, akcji lub reakcji, dążenia do zmiany lub stabilizacji, działania, bierności lub wspierania kogoś, przewidywalnych lub nie dających się przewidzieć zmian. – Natomiast prawda żadnemu wartościowaniu, żadnym ocenom czy osądom nie podlega, bo to co zaistniało jest niezmienne.
Narracje, czy interpretacje tego co zaistniało ZAWSZE MOGĄ BYĆ KŁAMSTWEM.
Tak samo i niezmiennymi są wszystkie ludzkie i wspólnotowe wartości. – Bo i prawda i one są duchami. – Zaistniały, zostały odkryte i już istnieją, i będą istniały po wieczność takie jak zaistniały.
A to co zaistniało zawsze musi być tym samym z każdego punku widzenia w danej rzeczywistości – inaczej by nie było prawdą jedyną.
Oczywiście można dalej obserwować procesy zmian, który dane obiekty obserwowane będą podlegały w zmiennych kontekstach, ale to naprawdę, ani na system wartości duchowych danej społeczności, czy wspólnych dla związków społeczności wpływu mieć nie może.
– Przecież to te później przedstawiane konteksty muszą się dostosować do tego co zaistniało (czyli do prawdy), a nie prawda do tego.
Jeżeli się nie dostosują, budują kłamstwo.
Czym innym jest oceniać czy osadzać osoby w kontekście prawdy – tyle że ona już musi być prawdą nie kontekstualną, a jedyną.
– Ona nie może być z punktu widzenia czasów nam współczesnych, a z punktu widzenia świadomości tych, którzy ją kreowali swoimi decyzjami, wyborami i czynami, zaniechaniami czy postawami, w tym z korektą odnośnie świadomości co do prawdy o tym, czy chcieli być świadomi czy też woleli trwać w swoich uprzedzeniach, rozpalonych emocjach, czy żądzach, gdy mogli poznać prawdę żeby nią się kierować.
Późniejsze czy inne konteksty znaczenia nie mają. Świadomość osób żyjących w tym czasie, a nie mających wpływu na zdarzenia też znaczenia nie ma.
– A to znaczy też że konteksty w których będziemy patrzyli na prawdę to i mogą być, tylko będą to już tylko gdybania, czyli spekulacje co do tego, co mogło być, gdyby coś się wydarzyło innego jak się wydarzyło.
To może być użyteczne dla szukania mądrości życiowych i uczenia się na sukcesach i błędach czy grzechach, ale nigdy dla budowy hagady, bo tą już łatwo pomylić z rzeczywistością, a nawet ona może być celowo, a dla manipulacji adresatami przedstawiana jako rzeczywistość, czyli prawda.
Dalszy ciąg cytatu:
“Drugim, istotnym z punktu widzenia psychologii, postulatem funkcjonalnego kontekstualizmu jest postulat “pragmatycznego kryterium prawdy”.
Ten postulat jest samospełniającym się z punktu widzenia prawdy jedynej, więc ta dyskusja sensu nie ma.
– Przecież na gruncie prawdy zawsze można budować byty stabilne – a to jest sens budowania.
Wprawdzie postulat “pragmatycznego kryterium prawdy” jest postawiony „z punktu widzenia psychologii”, więc i punktu na pozór naukowego, a więc i duchowego, jednak przedkłada pozór i zwodzenie duszy celem oderwania jej od związku z duszą, celem uzyskania założonego celu.
– A to znaczy że psychologia to też jest kontekstualna ględa.
Bo formalnie to ma ona być nauką o duszy, ale nie dla niej, nie dla człowieka jako wspólnoty ducha, duszy i ciała, dla celów pragmatycznych do uzyskania przez psychologów pożądanych skutków mających wynikać ze zwodzenia duszy.
– A to satanizm w najczystszej postaci.
– – Przy czym, ten funkcjonalny postulat “pragmatycznego kryterium prawdy” jest tematem zastępczym kierującej uwagę na samą treść tej ględy (zacierającej znaczenia tego co jest prawdą i zrozumienia czym jest prawda pragmatyczna, więc i odwrócenie uwagi od tematu wielości możliwych pragmatyzmów, a zwłaszcza wielości możliwych prawd związanych z tymi pragmatyzmami…),
– a nie na nią samą, czyli od razu następuje i odwrócenie uwagi od satanizmu któremu ta ględa przede wszystkim służy.
Ponadto kontekstualizm funkcjonalny po prostu już z założenia kieruje dyskusję ku bytom realnie niepotrzebnym, bo abstrakcyjnym, a chce osiągać cele pragmatyczne w świecie realnym?
A byty niepotrzebne to są właśnie takie, których Pan Bóg nie powołuje do życia.
Z tego to już wprost wynika, że funkcjonalni kontekstualiści to dzieci diabła.
„Zatem wychodząc z różnych, nieweryfikowalnych założeń filozoficznych naturalne jest dochodzenie do różnych konkluzji, które są często “prawdziwe” w odniesieniu do własnych podstawowych założeń, a “fałszywe” w odniesieniu do założeń konkurencyjnych systemów.
Nie można jednak w sposób obiektywny powiedzieć, że jedna koncepcja rzeczywistości jest “lepsza” lub “bardziej prawdziwa” od innej, ponieważ oceny takiej dokonuje się zawsze z punktu widzenia określonego systemu (nieweryfikowalnych!) założeń ontologicznych lub epistemologicznych”
To nie ma nic do rzeczy, bo i prawdy, i całego systemu wartości duchowych nie szuka się w filozofii czy w odniesieniu do filozofii, a w mądrości zawartej BEZPOŚREDNIO w rzeczywistości realnej – tak poznawanej doświadczalnie jak i przez przekaz wiary tam, gdzie nauka doświadczalna, w tym logika nie sięgają.
Założenia te dotyczą nie tylko “istoty” i “natury” rzeczywistości, ale również wyznaczają kryteria, według których ocenia się, czy coś jest “prawdą”.
Według funkcjonalnego kontekstualizmu “prawdziwość” idei i konkluzji leży w ich funkcjonalności i użyteczności, a nie w tym jak dobrze odzwierciedlają rzeczywistość.
To też nie ma nic do rzeczy. – To się nie nadaje do dyskusji, bo ta funkcjonalność i użyteczność pragmatyczna to odnosi się tylko do ideologii, a nie do idei.
– Idee istnieją niezależnie od tego ku czemu zostaną wykorzystane, i niezależnie od woli wypaczania ich w ideologie, zwłaszcza na drodze oferowania handli czy kompromisów, zastraszania czy korumpowania, albo wypaczania sumień i godności ludzkiej osobowej ograniczenia cenzurą tych co mają strzec idei.
Cele pragmatyczne to tyle co szukania korzyści własnych lub własnej grupy interesu.
– Jednak społeczności ludzkie są przestrzenią wewnątrz której funkcjonują te jednostki czy grupy interesu,
– – i to te społeczności NAJPIERW muszą stabilnie i bezpiecznie trwać, zachować w nich życie i człowieczeństwo oraz jego powołania, a także zabezpieczać warunki dla trwania przyszłych pokoleń, i właśnie dlatego muszą być ideowe i mieć własne cele priorytety ideowe,
– a korzyści osobiste czy grupowe widzieć tylko w kategoriach potrzeb do zaspokojenia.
To co pragmatyczne jest ważne, ale pozwolenie temu na pierwszeństwo względem tego co ideowe będzie SATANISTYCZNĄ ODWROTKĄ i spowoduje destrukcję społeczności.
Prawdziwość to w kontekstualnym ujęciu użyteczność.
Można powiedzieć, że i w każdym, o ile ta użyteczność będzie powszechna, a więc kierowana ku dobru wspólnemu danej społeczności ideowej.
– Bo tylko na prawdzie jedynej można wznosić konstrukcje użyteczne jako stabilne i bezpieczne, czyli trzeba tu uwzględnić, że prawdziwość = użyteczność powszechna.
Wszystko tu jednak wskazuje na to że postmoderniści zmierzają do zupełnie innych i wyłącznie swoich celów.
– I dlatego korzystają tu z kontekstualnej ględy dla dokonywanych satanistycznych odwrotek dla podstępnego i zdradzieckiego manipulowania opinią publiczną która da się nabrać jeszcze raz na to że jak im zaufa, to wreszcie to będzie dla użytku powszechnego, a więc i dla każdego członka tej społeczności.
Jak by nie patrzeć to mamy tu do czynienia z postmodernizmem jako patologią antyspołeczną, antywspólnotową, antyideową i satanizmem o zasięgu już globalistycznym, czyli z czymś pilnym do wytępienia.
Jeszcze jedna rzecz, która może się zawsze przydać, ale z innej strony: