Obecnie rozpowszechnione jest przekonanie, że artysta to agent zmiany społecznej i politycznej. Byłoby ono słuszne, gdyby chodziło o kogoś, kto naprawdę buntuje się przeciw siłom sprawującym rząd dusz. Tymczasem to, co uchodzi wśród elit kultury Zachodu za postawę buntowniczą, zostało zmerkantylizowane. Mamy zatem do czynienia z grą pozorów. Prawdziwy bunt musiałby wymykać się wyobraźni mieszczuchów (wśród nich są mecenasi kultury), którzy okazują się po prostu filistrami. Niegdyś ich gorszyły wybryki takie, jak ten Bretona, a teraz gorszą treści politycznie niepoprawne – choćby szyderstwa z multi kulti czy genderyzmu. Mit o Prometeuszu, który leży u podłoża rozmaitych dążeń do naprawy świata i uszczęśliwienia ludzkości, stał się wręcz mieszczańskim dogmatem. To nie sprzeciwiający się mu konserwatyzm jest jednak właściwą odpowiedzią na zmerkantylizowany bunt będący pokłosiem rewolty młodzieżowej na Zachodzie sprzed ponad półwiecza. Postawa konserwatywna bardzo łatwo przeistacza się bowiem w coś, co cechuje odruchy obronne. To jest właśnie również filisterstwo, tyle że dawnego typu.
−∗−
Z dziejów buntu. Uwagi o awangardzie i współczesnych filistrach | Cykl „Ordo Iuris Cywilizacja”
Postawa buntownicza uchodzi we współczesnej kulturze Zachodu za coś godnego pochwały i podziwu. Buntownik to figura człowieka szlachetnego, który występuje przeciw wszelkim przejawom niesprawiedliwości. Wojuje on z dziedzictwem ciemnej przeszłości w imię świetlanej przyszłości. Walczy o emancypację jednostki względem takich krępujących ją ograniczeń, jak tradycja i wspólnota. Można powiedzieć, że w tej wizji świata buntownik to ktoś jednoznacznie pozytywny. Więcej na ten temat w tekście Filipa Memchesa. Jest to kolejny esej z cyklu „Ordo Iuris Cywilizacja”.
Źródeł tego stanu rzeczy trzeba szukać w dziejach kultury europejskiej. To długa historia uobecniania się w niej dwóch mitów – starożytnego o Prometeuszu oraz średniowiecznego o Tristanie i Izoldzie. Leżą one u podstaw przekazu, który w ciągu wieków płynął z „podziemia” kultury europejskiej i oddziaływał na ludzi cywilizacji zachodniej.
Jego sedno można streścić następująco: człowiek został wrzucony w świat, który jest złem. Czuje się w nim obco. Cierpi z powodu zarówno swojej cielesnej kondycji, jak i ograniczeń nakładanych na niego przez społeczeństwo za pośrednictwem choćby norm moralnych oraz religii. Chce się zatem z tego, co go zniewala, wyzwolić. I w tym celu sięga po metody i narzędzia, które są zakazane.
Te dążenia znajdują swoje odzwierciedlenie w dynamice rozwoju sztuki Zachodu. Artysta okazał się agentem zmiany społecznej i politycznej. Przy czym opinia ta zazwyczaj odnosi się do przedstawicieli awangardowych nurtów w kulturze. I słusznie. Tyle że dziś awangarda kojarzy się wyłącznie z lewicowym buntem przeciw temu, co w głównym nurcie kultury europejskiej uchodzi za konserwatywne i wsteczne. Tymczasem takie skojarzenie wynika z uproszczonej przez dominujące lewicowe narracje wizji rzeczywistości.
Kapitalistyczna nowoczesność oswoiła postawę buntowniczą. Zmonetyzowała i tym samym zmistyfikowała ją. Oddała na służbę mieszczańskim społeczeństwom konsumpcyjnym. Żeby zaś postawie buntowniczej przywrócić jej pierwotny charakter, powinna ona być zdemistyfikowana, a następnie skierowana przeciw współczesnemu filisterstwu, które stoi na straży lewicowych przesądów.
Przeczytaj cały tekst [pdf]
________________
Źródło: Ordo Iuris
−∗−
Dodaj komentarz