Ostatni marszałek Niepodległej. Część 1: Ucieczka

Przed wielu laty na antenie rozgłośni polskiej radia Free Europa ukazały się audycje w których odtworzono ostatnie miesiące życia marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, poczynając od czasu klęski wrześniowej i ewakuacji władz II RP aż do śmierci Marszałka w Warszawie. Audycję opracował Tymon Terlecki, który był również NARRATOREM.
Audycja stanowiła montaż na który złożyły się relacje świadków żyjących, wspomnienia osób zmarłych ogłoszone przed ich śmiercią oraz cytaty z autentycznych dokumentów. Zapis audycji ukazał się na łamach londyńskich „Wiadomości” w  1963 roku (numery: 912 i 916) w dodatku „Na Antenie”.

Z żyjących na emigracji świadków udział wzięli: gen. Józef Wiatr, ambasador Kajetan Morawski, adiutant generalny ppłk Jerzy Krzeczkowski, ppłk Zygmunt Borkowski, płk Edward Radwan Pfeiffer, gen. Tadeusz Pełczyński, Marian Hemar, redaktor Wacław Zagórski oraz Maria Buterlewiczowa. Ze świadków przebywających w Kraju przytoczono ogłoszone w „Życiu Literackim” opowiadanie Stanisława Fronczystego, górala, który przeprowadzał Edwarda Śmigłego-Rydza przez zieloną granicę. Wśród świadectw ludzi zmarłych zacytowano relacje ministra Józefa Becka, gen. Sławoja Felicjana Składkowskiego, polityka i historyka Władysława Pobóg-Malinowskiego, ambasadora Rogera Raczyńskiego, inż. Juliana Piaseckiego oraz  mjr Bazylego Rogowskiego.

Aby „uczytelnić” zapis audycji sprzed ponad 60 lat konieczne okazało się zaingerowanie w ten tekst (jak niżej):
1/pominąłem fragmenty opisów przesadnie romantyczno-nostalgicznych, jak też niektóre techniczno-redakcyjne wstawki Narratora; miejsca te oznaczyłem jako (…).;
2/ w nawiasach kwadratowych […] umieściłem komentarze własne. Ponadto dodałem linki do zasobów cyfrowych;
3/ kursywą zostały zapisane fragmenty z dokumentów lub zapisy z nagrań (dotyczy to relacji osób nieżyjących).

Tekst zapisu audycji radiowych składa się z dwóch  części, które przedstawiam w dwóch notkach, gdyż mimo dokonanych skrótów wciąż  posiada ponadstandardowe rozmiary. Pierwsza część nosi tytuł Ucieczka, a druga Powrót.
*****************

NARRATOR (Tymon Terlecki)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Tymon_Terlecki
https://www.cultureave.com/wytrwac-za-siebie-i-za-narod/
Sprawa Edwarda Śmigłego-Rydza zaczyna się 17 września 1939 r. W tym pamiętnym dniu był on naczelnym wodzem Polskich Sił Zbrojnych walczących z najazdem hitlerowskim, od przeszło dwóch tygodni cofających się przed przeważającą siłą tego najazdu, a kilka godzin temu zdradziecko zaatakowanych z tyłu przez armię czerwoną. Nie zajmujemy się tutaj oceną kampanii, która przeszła do historii jako kampania wrześniowa. Zajmujemy się tylko głównym aktorem tego wydarzenia, człowiekiem dźwigającym ciężar odpowiedzialności za poniesioną klęskę. Pragniemy oświetlić jego postępowanie w tym krytycznym dniu i w latach, które go dzieliły od zgonu. Zacznijmy jednak od życiorysu i zapisu służby.

GŁOS :
[dwutygodnik ilustrowany „Głos”, wydawany od maja 1952 r. do stycznia 1953 r.; redaktor nacz. Tadeusz Katelbach]
17 września 1939 r. Edward Rydz liczył 54 lata życia. Pseudonim „Śmigły” przybrał w szeregach „Strzelca” jako student uniwersytetu i akademii sztuk pięknych. Po wybuchu pierwszej wojny światowej był najpierw (wprzód) dowódcą 1-go batalionu, później 1 pułku pierwszej brygady legionów Piłsudskiego i zdobył jego zaufanie. W czasie jego uwięzienia w Magdeburgu objął naczelną komendę Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). Po odzyskaniu niepodległości pozostał w wojsku. Odznaczył się w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Po śmierci Piłsudskiego w 1935 r. został generalnym inspektorem Polskich Sił Zbrojnych. W lipcu 1936 r. ukazał się okólnik rządowy stwierdzający że jest on „pierwszą osobą po prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej”. W listopadzie tego roku otrzymał buławę marszałkowską. Odbierając ją z rąk Prezydenta Śmigły-Rydz, drugi po Piłsudskim marszałek Polski powiedział:”
Edward ŚMIGŁY-RYDZ :
Kiedy patrzę w tej chwili na księgę rozrachunku mego życia, to dzień dzisiejszy nie jest zapisany na tej stronie która zawiera dorobek, ale widzę go po stronie, która zawiera dług mego życia. Dług, który mam dopiero do spłacenia …”
http://skany.wbp.lodz.pl/pliki/bibik/bibik_51/bibik_51.pdf

NARRATOR :
Dzień 17 września 1939 r. postawił Śmigłego-Rydza przed próbą jego własnych słów. Klęska wojskowa była faktem nieodpartym. Ostatnia, desperacka koncepcja zorganizowania obronnego przyczółka na Pokuciu, w czworoboku zamkniętym liniami Dniestru, Styru i granicy rumuńskiej, utraciła sens wobec wkroczenia Sowietów. Najwyższe władze państwowe stanęły przed koniecznością przejścia z własnej ziemi na ziemię sprzymierzeńców – przez Rumunię do Francji. Przemawiał za tym precedens belgijski z 1914 r., podstawę prawną stanowiła konwencja haska z 1907 r., dopuszczająca przejazd głowy państwa i rządu, który prowadzi wojnę, przez terytorium kraju neutralnego. Decyzja zapadła 17 września o 4-ej po południu w Kutach na ostatniej naradzie, w której wzięli udział: prezydent Ignacy Mościcki, marszałek Śmigły-Rydz, premier Składkowski [Sławoj Felicjan Składkowski] i minister spraw zagranicznych Beck [Józef Beck]. I tu natrafiamy na pierwszą zagadkę dotyczącą naczelnego wodza pobitej armii polskiej. Wszystko przemawia za tym, że w ciągu tego tragicznego dnia wahał się on co do wyboru własnej drogi.
Oto świadectwo Józefa Becka złożone w książce „Le Dernier rapport” (Ostatni raport), napisanej w czasie internowania w rumuńskiej miejscowości Braszów (rum. Braşov) oraz  wydanej w Paryżu w 1951 r.

Józef BECK :
17 września, około 11.30 rano udałem się do kwatery naczelnego wodza w Kołomyi. Zastałem tam premiera. Marszałek oświadczył, że zamyśla dołączyć do zgrupowania gen. Sosnkowskiego [Kazimierza]. Po dyskusji] Marszałek stwierdził, że musi się zastanowić nad swoją decyzją i że na pewno pozostanie w Kołomyi do wieczora. Około 4-ej po południu marszałek Śmigły-Rydz niespodzianie dla mnie przybył do Kut w towarzystwie premiera. Według własnych słów przyjechał, żeby przedstawić Prezydentowi Rzeczy- pospolitej, do jakiego stopnia sytuacja wojskowa jest beznadziejna, i dodał, że jego zdaniem Prezydent i rząd powinni opuścić jak najprędzej terytorium Polski. Pozostają już tylko godziny. Marszałek nie powiadomił nas zupełnie o swoich osobistych zamiarach. Dowiedziałem się o świcie następnego dnia z telefonu premiera, który dzwonił z Wyżnicy (miejscowości granicznej na rumuńskim brzegu Czeremoszu), że Marszałek również przekroczył granicę …”

NARRATOR :
Ale istnieje sprzeczające się z tym oświetlenie nieżyjącego już premiera Składkowskiego, kilka razy przy rozmaitych okazjach utrwalane na piśmie i świadectwo uczestnika ostatniej odprawy dla najwyższych oficerów sztabu w Kosowie. Składkowski twierdzi, że zarówno na porannej naradzie w Kołomyi, jak i na popołudniowej w Kutach, była mowa również o przejściu „Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego przez Rumunię w celu udania się do sprzymierzonej Francji (…).

Sławoj SKŁADKOWSKI
:
Nakłaniałem Marszałka, na mej kwaterze w Kosowie, do najszybszego skierowania swego wysiłku tam, gdzie jeszcze istnieje szansa wygranej – do Francji; tam również – mówiłem – winien przenieść sztab główny, jako gotowe, zgrane narzędzie pracy naczelnego wodza. W Polsce – mówiłem – nie ma, jako naczelny wódz, już nic do roboty. Marszałek – słuchając i ważąc – cierpiał bardzo, lecz ostatecznie przyznał słuszność moim argumentom, zgodził się, że nie ma już innego wyjścia, że pobity w kraju musi dalej walczyć we Francji”.

NARRATOR :
Jest przed mikrofonem naczelny kwatermistrz, gen. Wiatr. Jak pan, panie generale, zapamiętał przebieg tego dnia, 17 września?

Gen. Józef WIATR
Jako naczelny kwatermistrz przeżyłem ten tragiczny dzień w kwaterze głównej naczelnego wodza w Kołomyi. Między naradą poranną w Kołomyi a naradą popołudniową w Kutach, którą minister Beck i gen. Składkowski oświetlają w sposób tak sprzeczny, około 1-ej w pokoju szefa sztabu głównego odbyła się odprawa kilku najstarszych dowódców i szefów oddziałów sztabu naczelnego dowództwa. Naczelny wódz głosem zupełnie spokojnym podał nam do wiadomości swoją decyzję przejścia granicy rumuńskiej wraz z kwaterą główną, by poprzez port w Constancy dostać się do Francji dla kontynuowania tam wojny. Później przedstawił nam szeroko motywy swojej decyzji. W końcu wydal rozkaz sformowania kolumny marszowej na drodze Kosów-Kołomyja, czołem w Kosowie. Kolumna miała być sformowana przed zapadnięciem zmroku. Samo jednak przejście granicy miało nastąpić dopiero na wyraźny rozkaz naczelnego wodza, który miał być wydany po stwierdzeniu bezpośredniego naporu nieprzyjaciela.
https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Wiatr

NARRATOR :
Czy zapamiętał pan generał jakieś charakterystyczne momenty z tej odprawy, które by wyłączały pomyłkę co do dnia i godziny?

Józef WIATR :
Odprawę tę pamiętam bardzo dokładnie, ponieważ jako naczelny kwatermistrz musiałem na jej podstawie wydać rozkazy komendantowi kwatery głównej w sprawie sformowania kolumny marszowej. Pamiętam doskonale również dwa momenty bardzo ważne dla oświetlenia omawianej sprawy. Na zapytanie jednego z uczestników czy mamy zapewniony swobodny przejazd przez Rumunię, naczelny wódz odpowiedział: „Przed chwilą rozmawiałem z ministrem Beckiem, który mnie zapewnił, że zarówno przejazd przez Rumunię, jak i załadowanie w Constancy nie napotkają ze strony Rumunów na żadne trudności”. Następnie szef sztabu głównego, gen. Wacław Stachiewicz, zwrócił się do naczelnego wodza z prośbą o zezwolenie na powrót do Warszawy. Chciał wrócić samolotem bombowym Łoś, który podobno był do rozporządzenia. Naczelny wódz odpowiedział mniej więcej w te słowa: „Przecież pan wie, że jedziemy do Francji prowadzić dalej wojnę, że będziemy tam odtwarzać siły zbrojne i pan generał będzie w tej pracy potrzebny, dlatego też nie mogę się zgodzić na pański powrót do Warszawy”.

NARRATOR :
Czyli pogląd pana generała przychyla się do relacji gen. Składkowskiego?

Józef WIATR :
Tak. Zdaniem moim, relacja gen. Składkowskiego jest rzetelna. Marszałek Śmigły-Rydz powziął decyzję w przekonaniu, że przejazd przez Rumunię nie napotka na trudności.

NARRATOR :
Tego tragicznego dnia 17 września o 4-ej po południu odbyła się w Kutach jeszcze jedna konferencja na najwyższym szczeblu. Wzięli w niej udział Prezydent, naczelny wódz, premier i minister spraw zagranicznych. Na tym spotkaniu zapadła decyzja wyjścia władz polskich z kraju. Nikt z uczestników tej konferencji nie żyje. Dwie sprzeczne opinie – Becka i Składkowskiego – już państwo słyszeli. To co zamyślał Śmigły-Rydz w środku tego dnia oświetlił przed chwilą gen. Wiatr. W studio jest świadek konferencji w Kutach, jeden z adiutantów prezydenta Mościckiego, ppłk Józef Hartman. Czy zapamiętał pan jakieś szczegóły dotyczące Śmigłego-Rydza?

ppłk Józef HARTMAN
Po zakończeniu konferencji w Kutach Prezydent wydając mnie i kpt. Kryńskiemu, drugiemu adiutantowi, polecenia dotyczące przejścia granicy powiedział: „Z p. Marszałkiem Śmigłym była trudna przeprawa, chciał pozostać w kraju. Gdy jednak minister Beck wyraźnie podał na konferencji stanowisko Rumunów i co przyrzekli uczynić dla nas w myśl umowy – postanowiliśmy że do Rumunii przechodzą: Prezydent, naczelny wódz z wojskiem i rząd. Po konferencji p. Marszałek zameldował mi, że przekroczy granicę z wojskiem”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Hartman

NARRATOR :
To zeznanie potwierdza tezę gen. Składkowskiego przeciw tezie Becka. Zgodnie z zasadą przyjętą w tej audycji nie rozstrzygam, które z tych oświetleń jest bliższe prawdy. Powołuję jednak biegłego w osobie niedawno zmarłego historyka Pobóg-Malinowskiego, który w tomie III swojej „Najnowszej historii politycznej Polski” przeciw drugiej tezie wysuwa szereg argumentów. Oto argument główny i najważniejszy.

Władysław POBÓG-MALINOWSKI
„W rokowaniach z Rumunami o prawo przejazdu, z Francuzami o prawo pobytu była mowa tylko i wyłącznie o Prezydencie i rządzie. Nie ma śladów by układy te obejmowały także naczelnego wodza, jego sztab i oddziały wojskowe. Nawet nie mogło być inaczej, skoro podstawa tych układów – konwencja haska – najwyraźniej zabrania tranzytu wszelkich elementów wojskowych, a nawet kategorycznie nakazuje ich rozbrojenie i internowanie”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adys%C5%82aw_Pob%C3%B3g-Malinowski

NARRATOR :
Pobóg-Malinowski przyjmuje, że Śmigły-Rydz „decyzję ostateczną powziął samodzielnie, a nie wcześniej niż o 7-ej lub 8-ej wieczorem 17 września”. Przekroczył most graniczny na Czeremoszu w nocy z 17-go na 18-go. Oto relacja inż. Karola Wędziagolskiego, sekretarza Śmigłego-Rydza.

Karol WĘDZIAGOLSKI
„Tuż zaraz na rumuńskim brzegu trafiliśmy na oddział rumuńskiej żandarmerii pod dowództwem porucznika, który szczegółowo i marudnie rewidował wozy i ludzi, odbierając wszystkim bez wyjątku broń i przedmioty wojskowego zaopatrzenia. Wrażenie przygnębiające. Wobec nieobecności gen. Kasprzyckiego (ministra wojny), który miał sobie polecone przez marszałka Śmigłego osobiście dozorować ewakuację, Marszałek wysiadł z samochodu, zbliżył się do rumuńskiego porucznika i tonem nie przewidującym sprzeciwu zażądał aby przerwać natychmiast rewizję samochodów i ludzi, tłumacząc oficerowi, że rewizja jednego samochodu trwa kwadrans, a samochodów jest wiele tysięcy. Porucznik usiłował usprawiedliwiać się, chociaż rewizję przerwał. W tej chwili nadbiegł rumuński pułkownik, attaché wojskowy przy ambasadzie w Warszawie, meldując Marszałkowi ze łzami w oczach, że zamówił telefon do Bukaresztu, i błagał Marszałka o rozmówienie się z królem. Marszałek z niezwykłym dla niego podnieceniem odpowiedział pułkownikowi że przed kilkoma godzinami minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej już się rozmówił z królem i jego rządem. Tymczasem niech pan pułkownik nakaże by nie czyniono, zgodnie z decyzją króla i rządu, przeszkód w przemarszu oddziałów polskiego wojska, gdyż pośpiech z wielu względów jest pożądany”. Już świtało gdyśmy wyjechali w stronę Czerniowiec. Po drodze dowiedzieliśmy się że wszystkie formacje i poszczególni ludzie są rozbrajani i skierowywani do obozów”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Karol_W%C4%99dziagolski

NARRATOR :
Była to najbardziej fatalna decyzja w życiu Śmigłego-Rydza. Jak ją psychologicznie wytłumaczyć? Oddaję głos ambasadorowi Morawskiemu, który świetną znajomość kulis i sprężyn systemu przedwrześniowego łączy z wnikliwością rasowego pisarza.

ambasador Kajetan MORAWSKI
Przypuszczenie, że Śmigły-Rydz podjął tę decyzję dla zapewnienia własnego bezpieczeństwa jest tak sprzeczne z całą jego przeszłością, całą jego sylwetką duchową, iż należy je bezwzględnie odrzucić. Naiwne i oparte na mało ścisłej interpretacji sojuszu złudzenie iż obejmie dowództwo połączonych wojsk polsko-rumuńskich – nie wystarcza w pełni, aby krok jego uzasadnić. I tu właśnie uderza analogia z decyzją kardynała Hlonda. Prymas czujący się interrexem i naczelny wódz czujący się następcą Prezydenta ulegli tym samym namowom, tej samej błędnej optyce. Wizja historyczna przysłoniła im obowiązek najprostszy, ratowanie ciągłości państwa przyćmiło konieczność zostania w najtrudniejszej chwili wśród tych, których ich pieczy powierzono. Dopiero w nie zakłóconej już zgiełkiem wojennym ciszy, w oddaleniu i niemocy nastąpiło tragiczne ocknięcie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kajetan_Dzier%C5%BCykraj-Morawski

NARRATOR :
Śmigły-Rydz czuł potrzebę usprawiedliwienia swego kroku ex post. Oto fragment jego relacji napisanej w grudniu 1939.

Józef ŚMIGŁY-RYDZ :
„17 września znalazłem się w sytuacji, w której o jakimkolwiek dowodzeniu nie mogło być mowy. Postanowiłem, mając przy tym zapewnienie rumuńskie, przedostać się do Francji lub Anglii… Nie było dla mnie rzeczy łatwiejszej niż znaleźć śmierć w drodze z Kosowa ku granicy. Nie było nic łatwiejszego, niż udać się do któregoś z najbliższych oddziałów, czy też samolotem do oblężonej Warszawy lub “zgrupowania Kutno”. Lecz gdy odsunąłem na bok swoją osobę, gdy pomyślałem, kto będzie tę wojnę polską nadal prowadził i sprawy polskiej bronił, nie tylko wobec nieprzyjaciela lecz i wobec sprzymierzonych – postanowiłem nie ulec sentymentom osobistym, łatwym do wykonania i prowadzić walkę nadal”.

NARRATOR :
Ta relacja powstała po przemyśleniu tragicznej pomyłki. Pierwsze ocknięcie nastąpiło bardzo wcześnie. Dowodzą tego wspomnienia szefa francuskiej misji wojskowej w Polsce, gen. Faury, który spotkał się ze Śmigłym-Rydzem w kilka godzin po przekroczeniu granicy.
[gen. Louis Faury, szef francuskiej misji wojskowej w Polsce do 17 września 1939 r.]

gen. Louis FAURY
„Twarz polskiego naczelnego wodza nosiła ślady głębokiego bólu. Powiedział mi z prostotą, że jego postępowanie spotka się z surowym sądem, lecz nie mógł postąpić inaczej, jeśli nie chciał marszałka Polski oddać wrogom jako trofeum wojennego. W praktyce utracił wszelką możliwość dowodzenia na własnej ziemi siłami polskimi. Spodziewał się że Rumuni przyjmą go jako nieszczęśliwego sprzymierzeńca. Niestety, w chwili, gdy zjawił się na posterunku granicznym, mówi się o internowaniu”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Louis_Faury

NARRATOR :
Istnieją wiadomości, że Śmigły-Rydz chciał zawrócić do Polski jeszcze tego samego dnia. W Czerniowcach Prezydent i Beck jakoby powitali go ze zdziwieniem. Między ministrem spraw zagranicznych a naczelnym wodzem ujawniło się ostre napięcie, być może sięgające czasów sprzed wojny, narastające w ciągu klęskowych kilkunastu dni, w których polityka jednego z nich skazywała na beznadziejną walkę, załamanie się zaś siły będącej w rozporządzeniu drugiego – paraliżowało wszelką działalność polityczną. To napięcie odsłania relacja inż. Wędziagolskiego, który należał do najbliższego otoczenia Śmigłego-Rydza i już raz świadczył o tych dramatycznych godzinach.

Karol WĘDZIAGOLSKI :
Gdy na dworcu w Czerniowcach wieczorem zajechał pociąg dla Prezydenta, naczelnego wodza i rządu, kilku ministrów zbliżyło się do Marszałka, już wsiadającego do wagonu, by go pożegnać. Stałem tuż za Marszałkiem, gdy on zwrócił się do ministra Becka i ostrym głosem, zbliżonym do stłumionego krzyku, powiedział: „Pan mnie oszukał, panie ministrze” i nie podając ręki Beckowi wszedł do wagonu. Zdążyłem pochwycić ironiczny uśmiech ministra, nucącego pod nosem jakąś melodię i postukującego w takt końcem bucika w kamienie peronu”.

NARRATOR :
Ale szary człowiek, gromada uchodźcza, niebawem całe społeczeństwo polskie uważało, że to Śmigły-Rydz „oszukał”, zawiódł, zdezerterował. Reakcja uczuciowa była niesłychanie gwałtowna, zgodna i jednoznaczna. Ilustruje ją wiele świadectw. (…) [świadectwo] Pobóg-Malinowskiego, zapisane bezpośrednio po wojnie (…), [który] do końca życia pozostał piłsudczykiem, cały pobyt na emigracji poświęcił badaniom najnowszej historii Polski, znalazł wiele gorących słów obrony Śmigłego, ale bezpośrednio po wojnie z całą szczerością zanotował wrażenie, jakie na nim zrobiła wiadomość o wydarzeniach nocy z 17 na 18 września.

Władysław POBÓG-MALINOWSKI :
Po wszystkich przejściach ostatnich dni -zwłaszcza po tej straszliwej niedzieli – musiałem być już mocno uodporniony na wszelkie niespodzianki i nagłe ciosy. A jednak teraz znowu zachwiałem się pod ciężarem tej wiadomości. Reaguję na nią dominującą mieszaniną niezmiernego zdumienia, głębokiego żalu i trwogi. Jednocześnie z tą falującą trwogą – jakżeż dobrze pamiętam to do dziś – wypłynęło nagle jaskrawym obrazem wspomnienie krótkiego odpoczynku w Druskiennikach, na kilka tygodni przed wybuchem wojny. Jasny, złoty dzień. Małe dzieci – chłopcy i dziewczynki – czyściutko ubrane, z chorągiewkami w ręku, maszerują przez ulice czwórkami:
Nikt nam nie zrobi nic,
Nikt nam nie weźmie nic,
Bo nas prowadzi Śmigły,
Marszałek Śmigły-Rydz.
Dolatujące z daleka – z jasnej słonecznej Polski do tej płaczącej deszczem rumuńskiej Wyżnicy drżące głosiki małych dzieci brzmią teraz dla mnie jak szyderczy śpiew ponurego Chochoła. Mieliśmy złoty róg i czapkę z piór!… A teraz wiatr to porwał i niesie!”…

NARRATOR :
A oto wspomnienie ambasadora Morawskiego, który znalazł się ze Śmigłym-Rydzem w pociągu unoszącym całą polską „górę” w głąb Rumunii.

Ambasador Kajetan MORAWSKI :
Ledwo ruszyliśmy ze stacji, dowiedzieliśmy się, że nie jedziemy do Constanzy, gdzie mieliśmy się przesiąść na okręty wojenne zachodnich sojuszników, lecz do jakiegoś tymczasowego postoju. Zakomunikował mi tę przygnębiającą wieść, po rozmowie z Beckiem i Składkowskim, wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski. Zalterowany stanąłem w drzwiach przedziału, który zajmowaliśmy wspólnie. I wtedy dopiero sięgnąłem dna naszej nędzy. W głębi korytarza ujrzałem przechodzącego marszałka Śmigłego-Rydza. Więc naczelny wódz był wśród nas z dala od walczących jeszcze wojsk! Wydało mi się po raz drugi, że wali się wkoło nas wszystko w co kładliśmy naszą wiarę, naszą miłość, naszą dumę. Ze utraciliśmy nawet więcej niż niepodległość i ziemię, więcej niż dorobek dwudziestolecia.

NARRATOR :
Najwymowniejszy wyraz tym odczuciom dał Hemar [Marian] w wierszu „Do Generała”, napisanym na rumuńskim wygnaniu. Sam tytuł jest jakby aktem degradacji poetyckiej; poeta mówi o Śmigłym-Rydzu jako „generale” nie marszałku, odmawia mu zaszczytnego stopnia, który otrzymał jako następca i dziedzic marszałka Piłsudskiego. Hemar jest ze mną w studio i sam opowie o okolicznościach powstania tego wiersza.

Marian HEMAR :
Wiersz „Do Generała” napisałem w Rumunii w miasteczku Teleajen pod Ploesti w 1940 r., zdaje się w marcu. Nie jestem tego całkiem pewny. Prawdą jest, że nie pamiętam i że nie mogę sobie przypomnieć, co się ze mną działo w kilku miesiącach mego pobytu w Rumunii. Po ucieczce z kraju przechodziłem, zdaje się, jakiś rodzaj wyczerpania czy szoku, który zaczął się rozwiewać dopiero w marcu. Nie myślałem że jeszcze kiedykolwiek będę mógł coś napisać, samo zajęcie pisarskie zdawało mi się wtedy żałosne, śmiechu warte. Zahaczyłem się wspomnieniami o daty marcowe, bo w marcu, na św. Józefa, napisałem pierwszy, powojenny wiersz o Piłsudskim i miałem go wygłosić w Ploeszti na akademii józefińskiej, która nie doszła do skutku. Ta okazja zdaje się przełamała we mnie jakieś lody, i w kilka tygodni potem napisałem wiersz „Do Generała”. Był wynikiem rozżalenia, rozpaczy i wstydu, napięć bardzo emocjonalnych, to były jedyne „dane” do podjęcia tego tematu. Pamiętam, że czytałem ten wiersz w parę dni po napisaniu kilku znajomym w Bukareszcie. Jednemu z nich dałem mój egzemplarz wiersza „do odpisania”. W tydzień potem Bukareszt cały był zasypany odpisami. Po latach dowiedziałem się że odpisy doszły do wszystkich obozów internowania, że dostały się do kraju, do Ameryki, do Anglii i do Francji. Pamiętam, że pewnego popołudnia siedziałem w Bukareszcie w kawiarni, była już wiosna, obok przy innym stoliku siedziało dwóch panów. Nagle podchwyciłem ich rozmowę. Mówili po polsku. Jeden czytał drugiemu mój wiersz (…) i gdy przeczytał słowa „To chmurny marszałek Piłsudski po raz wtóry umarł tej nocy”, powiedział: „Rozumie pan, oni tak teraz próbują się wybronić”. (…) Odwróciwszy się ku nim ujrzałem drugiego jegomościa. Siedział nieruchomo i łzy ciekły mu po twarzy. Schyliłem się wtedy nad moją kawą i też zacząłem płakać.

NARRATOR :
Oto początek wiersza:
O polska tragedio plew,
Które ziarnami łudzą.
Jak łatwo powiedzieć „krew”,
Gdy chodzi o cudzą.

Jak łatwo przywołać śmierć
Gdy chodzi o życia
Owych mężczyzn ostatnich,
Owych kobiet ostatnich.
Którym pan dał słowo bez pokrycia.

Wicher targa rumuńską nocą.
Próżno oczy i uszy zakryjesz –
To upiory do okien łopocą –
Generale! My polegli. Ty żyjesz?

Niech pan oczy i uszy zasłoni.
Niech pan w oknach zaciągnie firanki,
Bo tam stoją żołnierze bez broni.
Tak jak wyszli na niemieckie tanki.

Bo tam stoją warszawscy cywile,
Którzy z szarej warszawskiej ulicy
Uczynili polskie Termopile,
Gdy pan uniósł głowę ze stolicy

NARRATOR :
Ten wiersz pełen bólu, gniewu i wzgardy zaczął od razu krążyć w tysiącach odpisów wszędzie, gdziekolwiek się Polacy znajdowali. Miało minąć sporo czasu nim dotarł on do świadomości Śmigłego-Rydza. Tymczasem uderzały w niego jeden cios po drugim. Był osobiście świadkiem rozbrajania swoich żołnierzy. W pociągu zdał sobie sprawę że jest całkowicie zdany na cudzą łaskę i niełaskę. Jego wagon odłączono od reszty wagonów i skierowano na południowy-zachód do miejscowości Craiova. Prezydent znalazł się osobno w Bicaz, rząd – w Siani. Stało się jasne, że Rumuni świadomie rozdzielili naczelny zespół polski i – pod naciskiem niemiecko-sowieckim – nie zamierzają dotrzymać obietnicy o swobodnym przejeździe przez swoje terytorium. Zaczęło się internowanie. Adiutant Marszałka ppłk, ówcześnie mjr Krzeczkowski jest obecny w studio i złoży świadectwo o tym najciemniejszym epizodzie w życiu Śmigłego-Rydza. (…).

ppłk Jerzy KRZECZKOWSKI
Po przybyciu do Craiovej 10 września zostaliśmy skierowani do dużej, niezamieszkałej rezydencji, położonej w centrum miasta, t zw. pałacu Michaił. (…). Ta nasza „rezydencja” była strzeżona przez liczne posterunki policji. W hallu urzędował komisarz i dyżurni agenci Siguranzy [poprzedniczka Securitate]. Obecność przedstawicieli tej sławnej instytucji upewniła mnie że będziemy tu odcięci od świata. Doniesiono mi że Marszałek może się również poruszać poza obrębem pałacu, jednak policja musi był o jego ewentualnym wyjściu uprzedzona, by mogła zorganizować ochronę przed „możliwością gwałtownych wystąpień ze strony polskich uchodźców”. Jakiekolwiek odwiedziny mogły się odbywać tylko za zezwoleniem rumuńskiego ministra spraw wewnętrznych.

NARRATOR :
Ilu ludzi towarzyszyło Marszałkowi w Craiovej?

Ppłk Jerzy KRZECZKOWSKI :
Na początku była spora część sztabu, a potem dwóch oficerów: płk Zygmunt Wenda i ja, lekarz, sekretarz Karol Wędziagolski, dwóch kierowców i służący.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zygmunt_Wenda

NARRATOR :
Co Śmigły-Rydz robił w tym pierwszym okresie internowania?

Ppłk Jerzy KRZECZKOWSKI :
Krótki pobyt w Craiovej oczywiście był wypełniony pracą. Marszałek opracował tutaj ostatni rozkaz do wojska, protest do rządu rumuńskiego w związku z konfiskatą broni i sprzętu Polskich Sil Zbrojnych, wiele innych, memoriałów, listów i tak dalej. Szczególnie ożywiona była korespondencja z p. Prezydentem oraz ze sztabem francuskim. Nim Marszałek złożył rezygnację z obowiązków naczelnego wodza, próbował utrzymać kontakt z walczącą Warszawą i próbował zająć się tworzeniem wojska polskiego we Francji, mianując dowódcą tamtejszego wojska gen. Stanisława Burharda-Bukackiego, przebywającego we Francji od początku wojny. Nominacja ta pozostała nominacją papierową.
http://www.dws-xip.pl/wojna/bio/bio1.html

NARRATOR :
Wspomniany rozkaz przesłany 26 września za pośrednictwem ambasad w Bukareszcie i Budapeszcie zachował się tylko w pamięci ludzkiej.

GŁOS” :
Do Generała Dywizji Rómmla, dowódcy Obrony Warszawy. Dziękuję panu Generałowi oraz wszystkim podległym mu oficerom i żołnierzom za bohaterską obronę Warszawy. Warszawa winna się bronić tak długo jak długo starczy zapasów żywności i amunicji. Śmigły Rydz, Marszałek”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Juliusz_R%C3%B3mmel

NARRATOR :
Inny świadek, zapamiętał, że było w nim jeszcze usprawiedliwienie własnego wyjścia z Polski. Jeśli to prawda, ten „rozkaz” – ostatni w życiu – miał wymowę mimowolnie ironiczną. W Craiovej Rydz Śmigły przestał być „pierwszą osobą po Prezydencie’’ – jak głosił okólnik z lipca 1936 – przestał być jego formalnym następcą. Jak do tego doszło mówią notatki ambasadora w Bukareszcie, Raczyńskiego, ogłoszone po jego śmierci w „Kulturze[paryskiej]. Oto jedna zapiska z tego dziennika:
ambasador Roger RACZYŃSKI
Kiedy rząd rumuński pod naciskiem Niemców ofiarował naszemu rządowi pobyt czyli internowanie, a nie przejazd, doszedłem do wniosku iż w obliczu nowych faktów najważniejszą sprawą staje się uratowanie ciągłości najwyższych legalnych władz Rzeczpospolitej, zatrzymanych już faktycznie na terytorium stosunkowo słabego i zaskoczonego szybkością katastrofy polskiej państwa neutralnego. Uświadomiłem sobie że najpilniejszym moim zadaniem, któremu wszystkie inne należałoby podporządkować, będzie nawiązanie kontaktu z prezydentem Mościckim i skłonienie go do odwołania, w myśl przepisów konstytucji, następcy w osobie marszałka Śmigłego-Rydza (internowanego jako wódz naczelny) i naznaczenie na jego miejsce kogoś spośród działaczy polskich znajdujących się na obczyźnie”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Roger_Adam_Raczy%C5%84ski

NARRATOR :
Po usilnych zabiegach Raczyńskiemu udało się skłonić prezydenta Mościckiego do rezygnacji i do wyznaczenia następcą na miejsce Śmigłego-Rydza wprzód ambasadora w Rzymie Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego, później Władysława Raczkiewicza. Rząd Składkowskiego, nie mogący pełnić swoich zadań, podał się do dymisji. W Paryżu powstał nowy rząd pod przewodnictwem gen. Sikorskiego. Na jego polecenie odwiedził Śmigłego w Craiovej Raczyński. Tę wizytę opisuje Morawski.

ambasador Kajetan MORAWSKI :
Raczyński nie widział Marszałka od przekroczenia granicy, miał do niego głęboki żal, nie chciał rozmawiać z nim sam na sam, nalegał na moją obecność, na którą się zgodziłem, mimo wstrząsu doznanego uprzednio w pociągu między Czerniowcami i Slanic. Śmigły przyjął nas z prostotą i spokojną godnością. Mówił głosem równym i opanowanym, nie skarżył się ani nie oskarżał, nie wybielał siebie ani nie podnosił przeciw innym zarzutów. Unikał nastroju dramatyczności, który panoszył się na ulicach Bukaresztu i innych szlakach wygnańczych. Ale z wyrazu i postawy więcej jeszcze niż ze słów jego wynikało że to co nas bolało i piekło, jego boli i piecze jeszcze silniej. W powszechnym nieszczęściu był nieszczęśliwy podwójnie. I właśnie to spostrzeżenie, choć nie pomniejszało tragicznej pomyłki popełnionej przez wodza, który dał się odciąć od wojska, zmieniało i łagodziło stosunek do człowieka.

NARRATOR :
Należałoby wyjaśnić dlaczego Śmigły-Rydz chwycony potrzask, odcięty od kraju i od świata zachodniego, nie próbował ucieczki z Craiovej, tym bardziej że ona na szlaku masowej ewakuacji polskiej do Francji. Tę okoliczność w pewnej mierze wyjaśnia świadectwo Rogowskiego, do którego nieraz jeszcze przyjdzie się nam odwołać.

mjr Bazyli ROGOWSKI
Przysłano do starego znajomego, gen. Faury, który jako szef francuskiej misji wojskowej był pewnego rodzaju łącznikiem i obserwatorem w kampanii wrześniowej. Przyjechał on do Śmigłego pożegnać się, a przy tej sposobności dał do zrozumienia że sprawy tak stoją, iż – dopóki przebywa w swym obecnym miejscu pobytu – żołnierze polscy z Rumunii i Węgier bez przeszkód mogą być stopniowo wysyłani na Zachód, do Francji, nawet Włosi nie robią trudności uchodźcom z tranzytem. Na wypadek jednak gdyby Marszałek sam znikł z terenu rumuńskiego, nastąpiłyby w tej sprawie niesłychane komplikacje, które by uniemożliwiły te przerzuty wojaka, a bądź co bądź jest to jeszcze siła poważna. To spowodowało że Marszałek stracił prawie rok w bezczynności”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bazyli_Rogowski

NARRATOR :
Wracamy do Krzeczkowskiego z zapytaniem, czy pamięta spotkanie Marszałka z gen. Faury w Craiovej?

ppłk Jerzy KRZECZKOWSKI :
Owszem, pamiętam. Odbyło się ono w okolicznościach dość niezwykłych. Ponieważ Marszałek nie mógł się wydalać na miasto bez detektywów rumuńskich, zorganizowaliśmy to spotkanie w ten sposób, że wynajął podczas spaceru w pobliskim parku jednoosobową łódkę, gen. Faury zrobił to samo i rozmowa odbyła się w oczach Rumunów na środku stawu. Ale te kontakty ze światem zewnętrznym wkrótce się urwały.

NARRATOR : Dlaczego?

ppłk Jerzy KRZECZKOWSKI :
W połowie października 1939 przeniesiono nas w okolicę Campulung w Alpach Transylwańskich. Przejazd na dworzec w Craiovej odbył się wśród gęstych szpalerów policji. Po dotarciu do Campulung samochody przewiozły nas do odległego o 20 km Dragoslavele. Nowe miejsce internowania było letnią rezydencją patriarchy Kościoła rumuńskiego i byłego regenta Rumunii, ś.p. Mirona Ghristea. Ta posiadłość patriarchy, składająca się z małego białego dworku w stylu rumuńskim, większego domu w stylu bizantyńskim i stróżówki, leżała na stoku górskim opadającym ku dolinie rwącej rzeki Dambowitza. Po drugiej stronie rzeki, na przeciwległym stoku górskim leżała wieś Dragoslavele, rozciągnięta wzdłuż jedynej w tych okolicach szosy Campulung – Brasow. Mimo piękna krajobrazu i rześkiego powietrza górskiego, pierwsze wrażenie było przygnębiające. Zdaliśmy sobie sprawę że jesteśmy tutaj jakby pogrzebani, odcięci od świata i skazani na bezczynność. Sytuacja Marszałka była szczególnie ciężka i drażliwa. Nie tylko wobec brzemienia ciążącej na nim odpowiedzialności, lecz także wobec stanowiska rządu rumuńskiego, który obiecując stopniowe wypuszczenie na wolność byłego Prezydenta, członków rządu i wojska, podkreślał że byłego naczelnego wodza będzie trzymać pod strażą do końca. W białym dworku, w którym zostaliśmy zakwaterowani, rozpoczęły się długie i monotonne dni, skracane dalekimi spacerami. Spacery te miały równocześnie zapoznać nas z terenem i utrzymać w jakiej takiej formie fizycznej. Oczywiście asystowała nam policja. Urwały się one niestety niebawem wskutek srogiej zimy i wzmożonej ochrony. Ochronę tę objął pluton żandarmerii pod dowództwem oficera, bardzo często zmienianego.

NARRATOR :
W Dragoslavele odbył się już ostatni akt ogołocenia Śmigłego z godności, którymi przed wojną obdarzano go może ponad miarę jego sił i uzdolnień. We Francji odradzała się armia polska, i coraz bardziej naglące stawało się zagadnienie naczelnego dowództwa. Z Paryża szły żądania zmierzające do tego by skłonić Rydza do zrzeczenia się najwyższej funkcji wojskowej. W studio znajduje się ppłk (ówcześnie mjr) Borkowski, który przybył z taką misją do miejsca internowania nieszczęsnego naczelnego wodza. Niech pan pułkownik opowie co pan zapamiętał z tego zetknięcia się ze Śmigłym-Rydzem.

ppłk Zygmunt BORKOWSKI
27 października 1939 przybyłem z Paryża przez Bukareszt do Dragoslavele. Przywiozłem w zapieczętowanej kopercie list prezydenta Raczkiewicza do marszałka Śmigłego-Rydza nakłaniający go do rezygnacji z naczelnego dowództwa. Gdy po uciążliwej podróży samochodem znalazłem się w pięknie położonej okolicy górskiej i dotarłem do miejsca internowania Marszałka, był on na przechadzce, po której zaraz mnie przyjął.(…). Rozmowa odbyła się w gabinecie, na piętrze, bez świadków, i trwała około godziny. Była ona trudna i przykra. Marszałek przeczytał list Prezydenta i zapytał czy znam jego treść. Odpowiedziałem twierdząco. Potem rozwinęła się rozmowa, której tematem była nasza armia odtwarzająca się we Francji. Miałem przykry obowiązek dać do zrozumienia memu rozmówcy, że rozżalenie żołnierzy po klęsce wrześniowej kieruje się w znacznym stopniu przeciw jego osobie. Musiałem możliwie oględnie wskazać niektóre świadczące o tym fakty.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Gabinet_Naczelnego_Wodza#CITEREFGabinet_NW1944

NARRATOR :
Jak reagował Śmigły-Rydz?

ppłk Zygmunt BORKOWSKI :
Zadawał mi wiele pytań, ale czułem wiejący od niego chłód przygnębienia. W końcu powiedział mi że mam czekać na odpowiedź. Opuściwszy gabinet, zszedłem na dół, gdzie otoczyli mnie towarzysze internowania Marszałka. W rozmowie z nimi i w czasie obiadu, w którym Marszałek nie wziął udziału, miałem wrażenie że nie zdają oni sobie sprawy z następstw Września i żyją w atmosferze jakby przedwojennej.

NARRATOR :
Jak wyglądało drugie widzenie się ze Śmigłym-Rydzem ?

ppłk Zygmunt BORKOWSKI :
Marszałek w sposób suchy i urzędowy wręczył mi zapieczętowaną kopertę. Zgodnie z otrzymanym w Paryżu rozkazem zapytałem co koperta ta zawiera. W pierwszej chwili Marszałek ostro odmówił. Po obszernym wyjaśnieniu, że mam wyraźny rozkaz przekazać decyzję Marszałka depeszą do Paryża zanim ją dostarczę na piśmie, Marszałek zakomunikował mi że wniósł prośbę o zwolnienie go ze stanowiska naczelnego wodza.

NARRATOR :
Płk Borkowski przywiózł do Paryża dwa krótkie listy marszałka Śmigłego-Rydza, datowane w Dragoslavele 27 października 1939.
[w tekście na łamach „Wiadomości” zamieszczone zostały fotokopie obydwu listów]

NARRATOR :
Mimo lapidarności i powściągliwości nie trudno dosłuchać się w tych listach, zwłaszcza w liście-komentarzu do rezygnacji, akcentów głębokiej urazy osobistej. Jeszcze raz wracam do koronnego świadka pobytu w Rumunii płk Krzeczkowskiego. Jak Śmigły-Rydz reagował na to co go spotykało?

ppłk Jerzy KRZECZKOWSKI :
Ciężkie ciosy, które spadły na Marszałka, musiały się odbić fatalnie na stanie jego zdrowia. Pomimo wrodzonej sprężystości i pogody oraz pomimo opanowania i niezłomnej wiary w słuszność swej decyzji i ostateczne zwycięstwo, coś się psuło w doskonałym do niedawna organizmie Marszałka. Szczególnie często i coraz częściej skarżył się na ostre bóle w kiszkach. Musieliśmy wielokrotnie wzywać lekarzy, pułkowników Henryka Cianciarę i Mariana Dietricha. Objawów późniejszych dolegliwości serca wtedy jeszcze nie było. Ponawiające się coraz częściej bóle kiszkowe wpływały oczywiście ujemnie na pogodną atmosferę, którą Marszałek normalnie wytwarzał. Toteż dni i wieczory stawały się coraz dłuższe i cięższe.

NARRATOR :
Jak Śmigły-Rydz spędzał czas w tym okresie, w czym szukał pociechy?

ppłk Jerzy KRZECZKOWSKI :
W tym ciężkim okresie odżył w Marszałku zapał do pędzla. Zaczął malować z prawdziwą pasją szkice, akwarele i olejne obrazy. Powstał wtedy poważny zbiór portretów i krajobrazów miejscowych. Resztę wolnego czasu poświęcał Marszałek opracowaniu obszernego sprawozdania ze swej działalności w okresie przedwojennym, studiowaniu rozwoju sytuacji aktualnej, lekturze i rozmowom. Od czasu do czasu pisał listy i wiersze.

NARRATOR :
Jest to szczegół przejmujący, że pobity wódz, poniżony człowiek szukał ulgi w sztuce. Wiersze pisane przez Śmigłego-Rydza w Rumunii, a później również na Węgrzech ocalały wśród dziwnych okoliczności i 17 spośród 27 ukazało się w paryskiej „Kulturze(…). Wśród takich okoliczności i takich nastrojów (…) Śmigły-Rydz doczekał się upadku Francji, wkroczenia wojsk sowieckich na Bukowinę i do Besarabii, abdykacji króla rumuńskiego Karola, wejścia Niemców do sfaszyzowanej Rumunii. Ucieczka z Dragoslavele stała się jedynym wyjściem z pułapki, nakazem instynktu samozachowawczego, ostatnią szansą odegrania czynnej roli. Doprowadziliśmy nasz przewód do października 1940, do chwili, w której Śmigły-Rydz zdecydował się na ucieczkę z rumuńskiego miejsca internowania w Dragoslavele. Główną sprężyną tego ryzykownego kroku był inż. Piasecki, jeden z najbardziej oddanych mu ludzi, przed wrześniem podsekretarz stanu w ministerstwie komunikacji. Z tytułu tej funkcji miał on paszport międzynarodowy, wolny przejazd kolejami, swobodę poruszania się po Europie. Od pierwszej chwili pobytu Śmigłego-Rydza w Rumunii był jego łącznikiem, mężem zaufania, doradcą. Piasecki już nie żyje, zginął w powstaniu warszawskim. Ale Ferdynand Goetel utrwalił w książce „Czasy wojny” swoją rozmowę z Piaseckim, stanowiącą świadectwo w sprawie, która nas tutaj obchodzi. Oto jego słowa:

inż. Julian PIASECKI
„Chodziło mi o to by nie dać pogrzebać imienia marszałka Polski. Nie dać go zadławić gdzieś na ślepym torze. Krążąc od Paryża do Bukaresztu, w nieustannych rozmowach z naszymi i obcymi, upewniłem się że żadna pomocna ręka nie wyciągnie się do wygnańca w Dragoslavele. Wojna zaciągała się na długą. Zarządzenia Sikorskiego wobec wszystkiego co wiązało się z imieniem Piłsudskiego, obudziły we mnie postanowienie by Śmigłego skłonić do powrotu do Polski i włączyć w toczącą się w niej walkę o niepodległość. Zwolenników tej myśli, także i między swymi, miałem bardzo niewielu. Ale – jak wiesz – potrafię być wytrwałym. Wydrążyłem sobie drogę do Dragoslavele i użyłem wiele trudu aby nakłonić Śmigłego do swego planu. Opór, napotkany tam u oficerów, w szczególności u płk. Wendy, nie ułatwił mi zadania. Lecz w końcu przemogłem”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Julian_Piasecki

NARRATOR :
Techniczną stroną ucieczki zajmował się adiutant Śmigłego-Rydza, ppłk Krzeczkowski, obecny w naszym studio. Którego dnia i w jaki sposób Marszałek uciekł z miejsca internowania ?

pplk Jerzy KRZECZKOWSKI :
Było to 15 grudnia 1940. Dla niepoznaki ubraliśmy Marszałka w kombinezon samochodowy i rumuńską czapkę barankową. Z zadowoleniem stwierdziłem że sylwetka zmieniła się nie do poznania. Więcej kłopotu mieliśmy z buławą marszałkowską. Marszałek nie chciał z nią się rozstać i postanowił zabrać ją z sobą. Trzeba ją było zamaskować, co nam się udało przed zapadnięciem zmierzchu. Gdy mrok wieczorny ogarnął świat, nastąpiła smutna chwila rozstania. Płk Wenda zajął rozmową wartownika przy drzwiach frontowych. Drugim wartownikiem zaopiekował się już kierowca Henryk Kutnik. Dowódca plutonu żandarmerii, któremu zaaplikowaliśmy poprzedniego wieczoru odpowiednią dawkę polskiej „Wyborowej”, był na razie niegroźny. Reszta żandarmów była na kwaterze lub we wsi. (…) Korzystając z tego stanu przeprowadziłem Marszałka przez kuchnię na drugą stronę domu. O kilkanaście metrów od drzwi kuchennych trzeba się było przedostać przez druty kolczaste w przygotowanym miejscu, potem zejść po dość stromym zboczu do rzeki i przekroczyć ją w bród w butach rybackich, złożonych w umówionym miejscu w lesie. Następnie przejść około półtora kilometra wzdłuż rzeki do szosy i czekać przy charakterystycznym drzewie na samochód, który dokładnie o 18-ej miał się zbliżyć od strony Bukaresztu. Po przejściu drutów Marszałek uścisnął po raz ostatni moją rękę i zniknął samotnie wśród mroków wieczoru i lasu. Zawiesiłem szybko druty, wróciłem cicho do domu i zasygnalizowałem Wendzie, że pierwszy akt ucieczki zakończony. W podnieceniu obserwowaliśmy przez okno dolinę rzeki i szosy. Wreszcie po długich pozornie chwilach wyczekiwania ukazały się światła samochodu i – zatrzymały się w wiadomym miejscu. Westchnęliśmy z największą ulgą. (…) Los nam sprzyjał. Dnia następnego porucznik żandarmerii nie wstał z łóżka i nie przeprowadził kontroli. Dzięki temu o zmierzchu przy pomocy kierowcy powtórzyłem ten sam manewr, przeprowadzając przez druty płk. Wendę.

NARRATOR :
A co się stało z panem, panie pułkowniku?

ppłk Jerzy KRZECZKOWSKI :
W czasie przygotowań do ucieczki podjąłem się dobrowolnie osłaniać ją na miejscu, jak najdłużej odwlekać chwilę jej odkrycia. Po szczęśliwym wymknięciu się płk Wendy, zostałem sam. Odziedziczony „w spadku” kamerdyner Feliks, który jako niewtajemniczony otrzymał wychodne, wpadł w rozpacz gdy po powrocie zauważył nieobecność Marszałka. Na szczęście udało mi się uspokoić go dość szybko i obietnicą mojej opieki uzyskać jego lojalną współpracę. Trzeba było markować ruch w domu, palić stosy korespondencji, komunikatów, likwidować część rzeczy i t.d. Pomógł mi on także w topieniu głównych części pamiątkowego rolls-royce’a, odziedziczonego po ś.p. marszałku Piłsudskim. Zależało mi na tym, by wóz nie mógł być uruchomiony. Po zakończeniu wszystkich tych czynności wyszedłem w pelerynie i kapeluszu Marszałka na balkon, by na oczach „czujnych” posterunków rumuńskich odbyć tam jego tradycyjny spacer. Rzecz jasna, że zrobiłem to samo dnia poprzedniego.

NARRATOR :
Kiedy Rumuni wykryli obie ucieczki i jakie to miało następstwa dla pana, panie pułkowniku?

ppłk Jerzy KRZECZKOWSKI :
Bomba pękła dopiero trzeciego dnia gdy porucznik powstał z łoża boleści. Zaczęło się piekło na ziemi: rewizje, przesłuchania, przyjazdy coraz to nowych dygnitarzy i żandarmów. Nie potrzebuję dodawać że zostałem aresztowany, śledztwo prowadzili coraz to wyżsi dygnitarze żandarmerii, jej dowódca gen. Topor badał mnie przez siedem godzin. Potem przeniesiono mnie do Bukaresztu. Próbowano wymusić zeznania to gwałtem, to prośbami i obietnicami. Nic nie zdradziłem. Starałem się skierować pościg na fałszywy trop wiodący ku Jugosławii.

NARRATOR :
Dzięki czemu możemy dziś rozmawiać przed mikrofonem, (…) .

ppłk Jerzy KRZECZKOWSKI :
Rumuni wydali mnie Niemcom. Udało mi się szczęśliwie zbiec z pociągu niemieckiego w Targu-Jiu i przedostać do Turcji. Z Turcji przesłałem Marszałkowi, przebywającemu na Węgrzech, szczegółowe sprawozdanie z epilogu jego ucieczki. Był to mój ostatni meldunek.

NARRATOR :
Istotnie Śmigły-Rydz bez przeszkód przekroczył granicę rumuńsko-węgierską w towarzystwie płk Romualda Najsarka i płk E. M. Koguta-Wyrwińskiego, którzy poza samą ucieczką nie odegrali w jego dalszych losach już żadnej roli. Dla terenu węgierskiego świadkiem koronnym jest mjr rezerwy Rogowski, znany powszechnie jako „Bazio”, ex-legionista, do wojny wicewojewoda tarnopolski, po załamaniu się kampanii wrześniowej jeden z legionu uchodźców na Węgrzech. I on, podobnie, jak Piasecki, już nie żyje, lecz pozostawił obszerne, ścisłe, choć może psychologicznie niezbyt głębokie, wspomnienia. Pozwalają one odtworzyć z całą dokładnością dotychczas nieznany lub otoczony mgławicowymi domysłami, zaciemniającymi prawdę plotkami, etap węgierski Śmigłego – Rydza.
(„Wspomnienia o marszałku ŚmigłymBazylego Rogowskiego ukazały się w „Zeszytach Historycznych” (Zeszyt 2, „Kultura”, 1962 Paryż). Oto (…) jak Rogowski określa swój stosunek do niego:

mjr Bazyli ROGOWSKI
„Gdy zetknąłem się ze Śmigłym w Szegedzie, rozpoczął się nowy etap w mym życiu uchodźczym, całkowicie poświęcony temu człowiekowi i trwający prawie cały rok. Rozpoczęła się wielka przygoda. Nie zawdzięczałem Śmigłemu niczego w moim życiu i nie miałem szczególnych powodów do jakiegoś odwzajemnienia się obecnie za doznane dobrodziejstwa. Nie należałem do entuzjastów czy adoratorów jego osoby, gdy był u władzy i gdy schlebianie mu było modne, a przez niektórych pojmowane jako praktyczne. Znaliśmy się jednak od lat i ilekroć przyszło mi się z nim zetknąć, zawsze był miły, uprzejmy i bezpośredni w obejściu, czym różnił się od niejednego, nawet mniejszego dygnitarza. Był człowiekiem rozumnym, uczciwym, czystych rąk, dzielnym żołnierzem i niezarozumiałym. Zjednywał sobie tym sympatię u ludzi i ja również za to go lubiłem. Teraz zaś było mi go żal i pragnąłem mu pomóc w jego niedoli. A że byłem wolny i niczym nie skrępowany przyszło mi to tym łatwiej. Od pierwszych dni pobytu na Węgrzech Marszałek okazywał mi duże zaufanie i dawał do zrozumienia, że zależy mu na tym, abym był przy nim, gdyż w danych warunkach byłem mu potrzebny, zarówno jak i Piasecki”.

 

************

dokończenie: Część 2: Powrót (link):

Ostatni marszałek Niepodległej. Część 2: Powrót

O autorze: stan orda

lecturi te salutamus