Czy szlag trafił Wielką Lechię?

Prawie każdy zetknął się z określeniem  “Bursztynowy szlak”. Nazwa ładna i kojarząca się pozytywnie, a przecież kryje zupełnie inną treść. Dobra ilustracja jednego z wielu przykładów w jaki sposób można “zmodyfikować” przekaz o odległych czasach, po to aby był zgodny z narracją stosowaną dla doraźnych i bieżących interesów politycznych czy ideologicznych. Podobne praktyki miały miejsce zawsze, i na przykład z czasów Egiptu epoki  faraonów znane są przypadki uszkadzania lub niszczenia napisów sławiących osobę danego władcy przez jego następców, którzy go obalili w drodze przewrotu pałacowego. Zdecydowanie mniej znana jest operacja przeredagowania haseł, poczynając od IX-ej edycji  Encyclopaedia Britannica, po tym gdy w drugiej połowie XIX w. większościowy pakiet akcji tego wydawnictwa przejął Rothschild’s House, w następstwie czego niektóre  wcześniejsze edycje ww. encyklopedii znikły z obiegu publicznego.

“Bursztynowy szlak” to ładnie brzmiący eufemizm, gdyż był to przede wszystkim „szlak niewolniczy” (analogicznie, określenie „Złote wybrzeże” dla zachodniej  Afryki Równikowej stanowi eufemizm dla znacznie mniej strawnej nazwy „Niewolnicze wybrzeże”).

W północnej części Europy monopol na handel niewolnikami był w żydowskich rękach. Pozyskany towar kierowano do Pragi (czeskiej), która do XI wieku była głównym centrum takiego handlu. Stąd żydowscy hurtownicy towar ten ekspediowali do arabskiej Hiszpanii. Arabowie osobiście nie prowadzili tego intratnego handlu, gdyż wynikało to z ograniczeń nakładanych przez Koran. Co prawda Mahomet nie zakazał definitywnie niewolnictwa, ale jednak nałożył na ten proceder ważne ograniczenia, choćby np.:  „Traktuj niewolnika swego, jak siebie samego. Ma nosić taki sam strój i jeść te same dania, co ty”. A złe traktowanie czy okaleczanie niewolnika mogło poskutkować obowiązkiem jego uwolnienia. Natomiast wyznawców talmudycznego judaizmu nie obowiązywały w tym względzie wobec gojim żadne ograniczenia. Taki towar należało przygotować, aby podnieść jego wartość, czyli wstępnie przetworzyć. W przypadku mężczyzn obowiązkowa była kastracja, zatem talmudysta handlujący niewolnikami miał zazwyczaj kwalifikacje rzezaka. Tak przygotowany towar pędzony był z Pragi przez Frankonię i trafiał w Hiszpanii (podbitej prawie w całości przez islamskich Maurów) w ręce kontraktujących go posiadaczy, po sporej części również talmudystów, którzy prowadzili inwestycje budowlane. Symbioza judejsko-arabska istniała w najlepsze także w sferze obrotu finansowego. I o ile Koran dopuszczał niewolnictwo, choć było to obwarowane licznymi zastrzeżeniami, to lichwa jest już w nim uznana za ciężkie przestępstwo, a co za tym idzie niedopuszczalne jest wszelkie oprocentowanie pożyczek. Natomiast w przypadku talmudystów podobne względy nie dotyczyły gojim.

Talmudyści z Pragi zaopatrywali rynek hiszpański w wysoko cenionych niewolników białej rasy, zaś z Afryki napływał przez Saharę towar czarnoskóry. Hurtownikami na tym drugim szlaku również byli talmudyści – tym razem Berberowie, którzy przeszli na judaizm jeszcze przed arabskim podbojem. Głównym centrum handlowym w Afryce północnej było Timbuktu (obecnie w Republice Mali). Tamtejszych talmudystów zmuszono do przyjęcia islamu dopiero w XV w. Pośrednikami w obrocie czarnoskórym towarem byli zapewne Kuszyci, którzy także przyjęli judaizm, chociaż nie wiadomo dokładnie kiedy. Sami twierdzą, że pochodzą od Salomona i Saby i są to tzw. felasze wywiezieni ok. 40 lat temu do Izraela w trakcie kilku mostów lotniczych (Operacja „Mojżesz”).

A zatem były dwa główne centra w handlu niewolnikami dla królestw europejskich – na północy czeska Praga, a na południu – saharyjskie Timbuktu. Natomiast Bagdad oraz Bizancjum zaopatrywane były w białych niewolników przez Chazarów, a brak religijnego obwarowania handlu niewolnikami mógł być głównym powodem przyjęcia talmudyzmu przez tych koczowników. Należy zaznaczyć, iż w owych czasach i zgodnie z tradycją wywodzącą się z jeszcze antyku, handel niewolnikami uznawany był za równie godziwe zajęcie, co handel innymi towarami.

Z kolei dalej na północ i na wschód obrotem niewolnikami trudnili się Wikingowie, gdzie głównym centrum handlowym był Wolin. Ale Normanowie nie pozyskiwali niewolników z obecnych terenów polskich, tylko zaopatrywali się w nich podczas swoich wypraw na Anglię, Francję Ruś czy nawet Bizancjum. Na  tereny Rusi i Bizancjum docierali rzekami Niemnem i Dwiną, przekraczali wododział Dniepru, a tą rzeką docierali do Morza Czarnego i do Krymu oraz dalej na południe. Na Krymie było również wielkie centrum handlu niewolnikami w greckiej (bizantyńskiej) Teodozji, a późniejszej Kaffie. Praga w tamtych czasach była centrum niewolnictwa dla obszarów środkowej Europy, jednak niewolnicy ci nie pochodzili z terenów nadbałtyckich, lecz z Rusi i wschodnich ziem słowiańskich.

Maksimum aktywności Wikingów przypada na wieki  VI, VII, VIII oraz początek wieku IX. Wówczas wielkie obszary Pomorza Zachodniego i Pomorza Gdańskiego (z wyjątkiem nielicznych osad nadmorskich) oraz cała Wielkopolska, aż po granicę ze Śląskiem i Małopolską, zajmowały knieje i puszcze. Na tym bardzo słabo zaludnionym terenie nie było wystarczającej populacji, aby było opłacalne organizowanie wypraw po niewolników. Raczej trudno wyobrazić sobie Wikingów, którzy na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych przedzierają się wyrąbując sobie drogę toporem przez gęsty bór, aby na końcu tej mordęgi uprowadzić np. pięciu niewolników. Także na afrykańskim wybrzeżu  łowcy niewolników nie zapuszczali się w dżunglę tropikalną, lecz wynajmowali lokalnych tubylczych wodzów, aby oni ich schwytali i dostarczyli na brzeg, przy którym oczekiwały zakotwiczone statki.

Na ziemiach plemienia Polan znajdował się inny skarb o wielkiej wartości, nie mniejszej niż złoto i niewolnicy. Otóż była nim sól. Handel solą grał na tym terenie pierwszoplanową rolę, zaś bursztynem miał charakter tylko uboczny. Bez soli nie mogła obejść się gospodarka wczesnego średniowiecza. Wikingowie za jej pomocą konserwowali mięso, czyli bez niej nie zdołaliby prowadzić swoich wypraw łupieżczych, a i tak  preferowali krótkie szybkie wypady łodziami  po rzecznych i morskich szlakach, zamiast wielotygodniowych ekspedycji w głębi nieznanych ziem. Niewolnicy dostarczani przez Wikingów byli kupowani przez mieszkańców nadbałtyckich osad właśnie po to, by ich zatrudniać przy pozyskiwaniu soli. Ale nie tylko nadbałtyckich. Okolice Inowrocławia na Kujawach Białych (Wschodnich) oraz złoża soli w okolicy dzisiejszego Słońska i Ciechocinka były eksploatowane od czasów zamierzchłych. A stamtąd już tylko rzut beretem do krainy mitycznego Popiela. Zatem sól to ważny czynnik państwotwórczy tej pierwotnej “Lechii”, która zaistniała na Kujawach i w Wielkopolsce.

To  może było tak.

Popiel był władcą zamożnym, bo miał w swojej gestii eksploatację tejże soli. Bogactwo jego zwracało uwagę biedniejszych, ale zawistnych sąsiadów. Wreszcie został pokonany („zjedzony” przez myszy).  Określenie mus występuje u Galla Anonima, po łacinie znaczy ono mysz. Lecz  cóż to mogły być za myszy?

Pierwszy trop prowadzi do Skandynawii. Szwedzkie słowo bjarn oznacza niedźwiedź, tak samo jak u dawnych Słowian słowo miszka. Zupełnie niedaleko od myszki i od Mieszka. Około połowy IX w. w Szwecji panowała dynastia Munso, czyli potomkowie Bjarna Jaernsida (Żelaznobokiego). Pośród wspomnianej dynastii powtarza się imię Bjarn, czyli Miszka. W Szwecji było wtedy dwóch władców – jeden dla Swewów, a drugi dla Gotów (czyli dwa Miszki). Oczywiście Wikingowie nie przeoczyli źródeł cennego surowca położonego dogodnie pod względem walorów komunikacyjnych i zawładnęli nim. Może więc to te Miszki-myszki “zjadły” Popiela.

Ale jeden trop to trochę mało. Oto więc  drugi: „Musa – Mosze – Mojżesz”. Czyli Popiela “zjedli” Chazarzy. Atrybutem handlarza niewolnikami była pałka, stęp, tłuczek, piast. Czyżby Mieszko piastem pędził niewolników do jakiegoś pośrednika (Mosze), który z godziwym zyskiem dostarczał ich na rynki w Hiszpanii czy w Bagdadzie?  A ten Mosze nosił chazarską czapkę, podążając na czele zastępu madziarskich wojowników-najemników? Bo przecież Chazarom złoża soli nie były potrzebne, gdyż mieli jej w nadmiarze u siebie. Zatem Mieszko władał sobie na Kujawach w sytuacji, kiedy potęga Wikingów jeszcze nie osłabła. Czy więc to Kujawy stanowiły zalążek ekspansji skandynawskich Piastów na zachód i południe  od Bałtyku? Dopóki kraina ta była słabo zaludniona, Normanowie nie widzieli  interesu w  zapuszczaniu się w tutejsze knieje. Ale gdy liczba ludności wzrosła, pojawił się w niej cenny towar, czyli niewolnicy. Ruś Kijowska powstała jako produkt uboczny obrotu niewolnikami. Lecz czy nie mogło być podobnie w przypadku państwa Polan?

Na tym tle intrygującą postacią jawi się Św. Wojciech (Adalbert). Opuścił stolec biskupi w Pradze, nie mogąc pogodzić się z tym, że panujący Przemyślidzi dostarczają ludzki towar żydowskim handlarzom. Wojciech był zbulwersowany przede wszystkim zachowaniem władcy Czechów, a nie pośredników. Niewykluczone, że był świadkiem sprzedaży jeńców pojmanych np. w Wielkopolsce. Wzywany kilkakrotnie przez papieża odmówił powrotu. W państwie Polan za Bolesława Chrobrego, prowadził “działalność misyjną” i także tutaj zwalczał handel niewolnikami. Nie bardzo mu się powiodło, skoro szukał schronienia  u pogańskich Prusów, gdzie znalazł jedynie  męczeńską śmierć. Z Wojciechem i jego patronatem nad chrystianizacją Polski jest natomiast pewien problem, jako  że inny Adalbert (z Magdeburga) zwany jest apostołem Słowian (Łużyczan) i to raczej ten drugi doprowadził do początków powstania biskupstwa w Poznaniu.

W średniowiecznej centralnej Europie niewolnikami handlowali wszyscy, nie wyłączając Mieszka. Układy na wzór traktatów biznatyjsko-ruskich (bodajże z AD 944) zawierano z Arabami, a skoro wymieniano w nich, oprócz imion władców także imiona handlarzy, to zapewne podobnie było w handlu z Bagdadem czy Bizancjum, Arabami i Chazarami czy Onogurami.

Jeśli  skutkiem wojny było traktatowe przyznanie  monopolu np. dla dziesięciu rodzin handlarzy, to z czasem powstawał rozbudowany system, który mógł przetrwać długi okres. Klany handlarzy znajdowały się pod ochroną władców, skoro za ich pośrednictwem odbywał się w praktyce cały import i eksport danego królestwa.

Jednym z głównych zarzutów podnoszonym przez nowożytnych antysemitów (który został powtórzony w Mein Kampf ) był handel żywym towarem. Żydowscy historycy starają się omijać ten temat. Np. Arthur Koestler w obszernym traktacie o Chazarach, jako kolebce żydostwa polskiego i litewskiego („Trzynaste plemię), praktycznie o tym procederze nie wspomina.
https://en.wikipedia.org/wiki/The_Thirteenth_Tribe
[Zarzut prowadzenia handlu niewolniczego wobec Żydów był uzasadniony także w XIX oraz początkach XX w. Wtedy prowadzili oni rozgałęziony handel żywym towarem, dostarczając kobiety z Europy do burdeli obu Ameryk]

____________________________________________________

Grafika: Sprzedaż niewolnicy; XVIII-wieczny miedzioryy/ wilanow-palac.pl

O autorze: stan orda

lecturi te salutamus