Początek tytułowych pomiarów sięga połowy III wieku przed narodzeniem Chrystusa, czyli nieomal czasów 126 olimpiady (lata 276-273 a.Ch.n.; łac.: ante Christum natum). W miejscowości Cyrene, która wówczas była jedną z greckich kolonii na afrykańskim wybrzeżu Morza Śródziemnego, urodził się Eratostenes, który jest zaliczany do grona najwybitniejszych myślicieli czasów starożytnych (obok Archimedesa, Euklidesa, Pitagorasa i Ptolemeusza).
(Cyrene; współcześnie libijskie Shahhat, położone, mniej więcej, w połowie drogi pomiędzy miastami Banghazi (Bengazi) a Tubruq (Tobrukiem);
Eratostenes; 275-194 a.Ch.n., filozof, geograf, matematyk, poeta. Edukował się w Liceum i Nowej Akademii w Atenach. Pracował w Bibliotece Aleksandryjskiej, a po śmierci Apolloniosa z Rodos objął w niej stanowisko Głównego Bibliotekarza (lata 246 -197 a.Ch.n.).
W oparciu o największe dziedzictwo słowa pisanego w świecie antycznym, które zgromadzone zostało w zbiorach Biblioteki Aleksandryjskiej, posiadł niebywale rozległą wiedzę o współczesnym mu świecie. Mógł w tym celu korzystać z danych źródłowych, jak np. bezpośrednie relacje napisane przez podróżników, kupców, żeglarzy, a również zapiski dowódców wojskowych lub ich kronikarzy, w tym uczestników kampanii wojennych Aleksandra Macedońskiego. I, oczywiście, dokumentów sporządzonych przez pokolenia logików, filozofów, matematyków, czyli myślicieli, którzy reprezentowali najbardziej różnorodne szkoły i koncepcje.
Dla niniejszego opowiadania istotne jest to, że Eratostenes zmierzył obwód i średnicę Ziemi z dokładnością różniącą się o mniej niż pięć procent od współczesnych pomiarów satelitarnych tych wielkości. Jest to wynik zadziwiająco dokładny, a możliwy był do uzyskania dzięki zastosowaniu poprawnej metody wykorzystującej stałe relacje geometryczne. Eratostenes ekstrapolował dane uzyskane metodą triangulacji zastosowanej lokalnie na rozmiar całej Ziemi. A oto jakiego rodzaju oprzyrządowanie miał do swojej dyspozycji: długość cienia rzucanego przez pręt w Aleksandrii oraz długość takiego cienia na dnie wyschniętej studni w Syene (dzisiejszy Asuan), w momencie gdy Słońce znajduje się w zenicie.
Eratostenes przyjął do swoich wyliczeń, iż obie miejscowości, które znajdują się w Egipcie, położone są na tej samej długości geograficznej. Nie jest tak dokładnie, ale odchylenie jest niezbyt znaczne i wynosi około 2,5 stopnia. Badacz przyjął poprawne założenie, że gdyby Ziemia była płaska, wówczas długość cienia rzucanego przez pręty o tej samej porze dnia, zarówno w Aleksandrii jak i w Asuanie, byłaby jednakowa. Rzecz jasna, długość rzucanego cienia była różna. Z otrzymanej różnicy wyprowadził kąt krzywizny Ziemi, znając zaś dystans dzielacy od Syene do Aleksandrii (w linii prostej ok. 800 km) mógł obliczyć pełny obwód ziemski, a następnie promień planetarny. Przykład Eratostenesa wskazuje, że najważniejszy jest pomysł, czyli znalezienie właściwej metody pozwalającej wykorzystać dane, które są dostępne. Wielu ludzi angażowało się w poszukiwanie najbardziej adekwatnej metody dla zmierzenia tego, czego nie dawało się pomierzyć bezpośrednio, a nawet przy braku właściwego punktem odniesienia. Ludzi takich określamy mianem naukowców.
Niemal wszyscy wiedzą, iż koncepcję heliocentryczną wprowadził do obrazu świata Mikołaj Kopernik, ale już daleko nie wszyscy, że znacznie wcześniej, bo w III wieku a.Ch.n., czyli 17 wieków przed kanonikiem z katedry we Fromborku, taki model wszechświata zaproponował Arystarch z Samos.
(320 – 250 a.Ch.n., astronom grecki urodzony na wyspie Samos; pracujący w Aleksandrii. Daty jego urodzin i śmierci są podawane z dokładnością plus minus 10 lat. Zaproponował model heliocentryczny układu planetarnego oraz poprawnie oszacował odległość od Ziemi do Księżyca i błędnie odległość od Ziemi do Słońca).
Arystarch, korzystając z wielkości kątowych cienia Ziemi podczas zaćmienia Księżyca, oszacował średnicę naturalnego satelity Ziemi oraz doń odległość. Uwzględniając poziom i rodzaj oprzyrządowania technicznego, którymi mógł dysponować dla określenia rozmiarów kątowych Księżyca i Ziemi oraz możliwej do uzyskania dokładności w obliczeniach wysokości kątowej „środka” Księżyca nad horyzontem, osiągnął więcej niż poprawny wynik, bliski współczesnym danym, uzyskiwanym przy wykorzystaniu teleskopów, satelitów oraz zaawansowanej techniki laserowej. Czyli w tamtym czasie nikt nie zdołałby wykonać bardziej dokładnych obliczeń. Publikacje Arystarcha prawie w całości spłonęły wraz ze zbiorami Biblioteki Aleksandryjskiej, czyli zostały na bardzo długi czas zapomniane. Problem w tym, że należały one do koncepcji typu filozoficznego i nie mogły być podstawą wyliczeń pozycji planet w poszczególnych momentach roku. Oznacza to, iż koncepcja Arystarcha, w przeciwieństwie do koncepcji Kopernika, była ideą bez możliwości jej zastosowania w praktyce.
A właśnie model kopernikański umożliwiał tego rodzaju obliczenia. Ponadto propozycja Kopernika związana była z pilną potrzebą uproszczenia rachuby coraz dalej idących korekt wynikających z rosnącego niedopasowania modelu geocentrycznego do realnie obserwowanych pozycji planet. W modelu kopernikańskim nastąpiła zamiana punktu odniesienia dla obliczania pozycji obserwatora (z Ziemi na Słońce), co zdecydowanie uprościło życie np. kapitanom statków morskich. Od codziennego ustalania pozycji na morzu poprzez określanie wysokości Słońca nad horyzontem bardzo wielu z nich traciło dosyć szybko wzrok w jednym oku, a wcale nie w wyniku starć z piratami).
Kryterium funkcjonalności powodowało, że model kopernikański znalazł zastosowanie praktyczne, bez względu na to, czy poprawnie odwzorowywał on rzeczywistość. Tak zasadnicza zmiana w postrzeganiu usytuowania Ziemi i miejsca człowieka we wszechświecie nie mogła odbyć się szybko i bez problemów. I mimo iż model Kopernika miał już zastosowanie w praktyce, to wciąż paradygmatem decydującym o obrazie świata, aż do epoki lunet i teleskopów, były idealistyczne założenia Platona, Eudoksosa i Arystotelesa, oraz jako ich konsekwencja, skonstruowany przez Ptolemeusza geocentryczny model świata z jego centralnym miejscem – Ziemią.
(Eudoksos z Knidos, ok. 408 – 355 a.Ch.n., astronom, matematyk, filozof, geograf. Twórca koncepcji sfer dla wyjaśnienia ruchu Ziemi, Słońca, Księżyca oraz pięciu ówcześnie znanych planet)
Przez bardzo długie wieki uczeni zajmujący się astronomią nie byli w stanie wyobrazić sobie, iż gwiazdy są tak bardzo odległe od Słońca. Z tego względu decydującym argumentem za tym, iż to Ziemia, a nie Słońce stanowi centrum świata, był właśnie fakt, iż nie dawało się zauważyć żadnej zmiany w pozycjach gwiazd. Starożytni matematycy i astronomowie zdawali sobie sprawę, że gdyby Ziemia obiegała Słońce, wówczas musiałaby następować zmiana pozycji gwiazd przy ich obserwowaniu z różnych miejsc ziemskiej orbity wokółsłonecznej w przeciągu roku kalendarzowego. A skoro takich zmian nie dawało się zaobserwować, wysuwali oczywisty wniosek, że Ziemia „nie porusza się”. Zakładali, że gdyby Ziemia odbywała wokółsłoneczny pasaż, musieliby dostrzec zmianę miejsca gwiazd na niebie i zmierzyć dla nich ich kąt paralaksy .
(paralaksa – w astronomii oznacza pozorną zmianę miejsca obserwowanego obiektu na niebie względem innych obiektów, związaną ze zmianą miejsca przez obserwatora; zob. Appendix pkt 2).
Metoda i rozumowanie starożytnych było prawidłowe, ale nie dysponowali wystarczająco zaawansowanymi instrumentami do zaobserwowania i zmierzenia takiego efektu z uwagi na faktyczny dystans do gwiazd, a co zatem idzie, niemierzalną w ich epoce wielkość paralaksy. Z tego właśnie powodu odrzucali model heliocentryczny, jako nie mający potwierdzenia logicznego jak i obserwacyjnego. Jak z tego wynika, nazwa „sfera gwiazd stałych” była do epoki teleskopów w pełni uzasadniona.
W modelu Ptolemeusza odległość do sfery gwiazd stałych (po przeliczeniu greckich stadiów na kilometry) wynosiła ok. 80 milionów km, gdy w rzeczywistości odległość do najbliższej gwiazdy widocznej gołym okiem wynosi ok. 42 biliony km. Czyli niedoszacowanie w modelu geocentrycznym wynosiło ponad pół miliona razy. Z kolei w modelu kopernikańskim, aby zachować założenie jego spójności, odległość z modelu ptolemejskiego została powiększona do ok. 300 miliardów km, ale i wówczas błąd oszacowania (odniesiony do dystansu od najbliższej z dostrzegalnych gwiazd) wynosił nadal ok. 130 razy. Należy zastrzec, iż rozmaici autorzy podawali rozmaite wielkości oszacowań dla takich odległości. Ja podaję wersję autorstwa XVII-to wiecznego astronoma-zakonnika Giovanni Battisty Ricciolli’ego SJ, który choć był przeciwnikiem teorii kopernikańskiej, to w zakresie dokładności pomiarów nie miał ówcześnie konkurencji.
Warto sobie uzmysłowić, iż 50 lat po śmierci Kopernika, czyli na początku XVII wieku, żyło w Europie zaledwie 10 uczonych, którzy przyjmowali jego model jako bardziej poprawny od geocentrycznego. I chociaż zaobserwowanie pojawienia się na nieboskłonie nieznanej dotychczas, nowej gwiazdy przez Tychona Brahe w AD 1572 oraz w następnych latach kilku komet, utworzyło rysę na idealnym świecie sfer arystotelesowskich, to konsekwencje tego mogły być dyskutowane wyłącznie w nielicznym światku astronomów.
(Tyge Ottesen Brahe; 1546-1601, astronom duński. Autor zmodyfikowanej koncepcji geocentrycznej)
Do faktycznego przełomu w dziedzinie obrazu kosmosu trzeba było zaczekać aż do początków epoki oka uzbrojonego, czyli do wiosny AD 1610 i Galileusza, który korzystając z lunety o kilkukrotnym powiększeniu, ujrzał cztery księżyce Jowisza. Już kilka lat później zaczęto używać pierwszych lunet o kilkudziesięciokrotnym powiększeniu, a w latach 30-tych XVII stulecia pojawiły się pierwsze teleskopy astronomiczne. W końcu XVII wieku były już w użyciu teleskopy o długości tuby dochodzącej do 10 stóp.
(stopa – ang. foot ; współcześnie jednostka miary o dł. 30,48 cm. Dawniej w różnych krajach jej długość wahała się w granicach 30 cm (plus minus 2 cm).
U progu epoki teleskopów rozpoznanie poprawnych odległości do ciał niebieskich i ich wielkości dotyczyło tylko Ziemi i Księżyca. Prawa Keplera poprawnie oddawały mechanikę nieba i wokółsłonecznego ruchu planet Układu Słonecznego, ale można było z nich wyprowadzić tylko względne odległości dla planet, a ich wszystkich od Słońca. Czyli, korzystając z proporcji keplerowskich można było ustalić, iż planeta A jest najbliżej Słońca, a planeta B jest trzy razy dalej niż planeta A. Ale nie wiedziano w jaki sposób można zmierzyć ile wynosi w km odległość planety A od Słońca, a w konsekwencji odległości do innych planet. Oznaczało to, że nie istniała jeszcze metoda, wg której można było określić, jak duże są to obiekty i jak daleko się znajdują. Na podstawie pewnych pośrednich wnioskowań, opartych na rozmiarach cienia Ziemi podczas zaćmień Księżyca, próbowano oszacować rozmiary i odległość do Słońca, ale nie dysponowano danymi pozwalającymi na stwierdzenie ich poprawności. W jeszcze większym stopniu niepewność taka odnosiła się do rozmiarów i odległości poszczególnych planet. Dopiero wykorzystanie do obserwacji teleskopów, najpierw soczewkowych (refrakcyjnych), a później także zwierciadłowych, spowodowało iż wszystkie problemy, dotychczas nierozwiązywalne, zostały rozstrzygnięte w dosyć szybkim tempie, czyli można było obliczyć odległości i wielkości głównych obiektów w Układzie Słonecznym.
Walnie przyczynił się do tego pierwszy dyrektor obserwatorium paryskiego. Gdy na arenie technicznych osiągnięć cywilizacji pojawiły się teleskopy, od razu zaczęły odgrywać decydującą rolę w badaniach nieba. Jak wiadomo, są to urządzenia duże oraz drogie i w zasadzie takie były zawsze. W drugiej połowie XVII wieku na zakup sporego teleskopu o długości tuby wynoszącej kilkadziesiąt stóp, stać było jedynie bogatych monarchów, a do takich należał bez wątpienia król Francji Ludwik XIV. Królewskie Obserwatorium w Paryżu wyposażył w kilka takich dużych instrumentów i był bardzo zainteresowany badaniami Słońca, gdyż monarcha ten eksponował przecież publicznie swój wizerunek jako Król-Słońce. Ten rodzaj public relation stanowił istotny powód, iż ów król nie żałował grosza na badania w dziedzinie astronomii. W nowo wybudowanej placówce król zatrudnił od 1671 r. na stanowisku dyrektora tej placówki Giovanni Domenico Cassiniego, który specjalizował się, między innymi, w budowie zegarów słonecznych. Król swoją pierwszą propozycję objęcia dyrektorowania w obserwatorium paryskim skierował do gdańskiego astronoma Jana Heweliusza, który jej nie przyjął.
(Giovanni Domenico Cassini; 1625-1712; włoski matematyk i astronom, dyrektor obserwatorium paryskiego w latach 1671-1712; odkrył cztery księżyce Saturna, pierścienie Saturna oraz zmierzył odległość od Ziemi do Marsa)
Cassini postanowił spróbować zmierzyć paralaksę Marsa i wówczas wyliczyć odległość do tej planety, wykorzystując nadarzającą się okazję, gdy latem AD 1672 planeta ta znajdzie się najbliżej Ziemi, a następnie odległość do Słońca, korzystając ze stosowanych w triangulacji prostych reguł trygonometrii. W tym celu należało wykonać jednocześny pomiar kąta pod którym widać Marsa z dwóch odległych od siebie miejsc na Ziemi. Jednym z nich było paryskie obserwatorium, drugim zaś faktorie handlowe w Cayenne (Gujana Francuska), dokąd udał się drogą morską Jean Richer, współpracownik Cassiniego. Odległość pomiędzy Paryżem a Cayenne była podstawą trójkąta, którego wierzchołek stanowiła planeta Mars. Po wielu perypetiach, związanych z interpretacją danych, Cassini w AD 1673 ogłosił, iż odległość do Słońca wynosi 140 milionów km (wg współczesnych pomiarów wynosi ona 149,5 mln km). Czyli była to odległość 43 razy większa, niż przyjmowana w modelu kopernikańskim.
Astronomowie ówcześni zdawali sobie sprawę, że dokładność obliczeń przy zastosowanych metodach pomiaru może wzbudzać wątpliwości, toteż starali się potwierdzić lub zanegować osiągnięty wynik, ale otrzymywali rezultaty podobne do podanych przez Cassiniego. Rozmiar świata (tego najbliższego) bardzo wówczas wyogromniał, a co więcej, nie były to już tylko mocno niepewne szacunki odnośnie istniejących odległości. Chociaż nadal nie dało się liczyć bardzo dokładnie (precyzja przyrządów pomiarowych jeszcze tego nie umożliwiała), ale nie były to wielkości zupełnie dowolne i mniej czy bardziej wyimaginowane.
Jeszcze o jednym pomiarze warto wspomnieć, który będzie pełnić ważną rolę w dalszej części tej opowieści. Mniej więcej w tym samym czasie (AD 1676) duński astronom Olaf Roemer (1644-1710), jako pierwszy pomierzył prędkość światła i uzyskał wynik w granicach 75% aktualnej wielkości. Otóż zauważył on, iż czas zniknięcia księżyców Jowisza za tarczą tej planety zmienia się zależnie od odległości Jowisza od Ziemi. Założył, iż pozorne opóźnienie obrazu zaćmień wynika z prędkości światła docierającego do obiektywu teleskopu. Im Jowisz znajduje się dalej od Ziemi, tym większe jest takie opóźnienie. Otrzymał wynik wynoszący 225 000 km/sek., podczas gdy wg pomiarów współczesnych, uzyskanych z wykorzystaniem zegarów atomowych, promieni lasera, teleskopów kosmicznych i misji satelitarnych, prędkość światła w próżni została określona na 299 792 km/sek. Rezultat uzyskany przez Roemera był niezbyt dokładny, ale tylko taki stopień precyzji można było osiągnąć, przy zastosowaniu dostępnych wówczas urządzeń. Tak więc na początku XVIII wieku astronomowie znali odległość tylko do jednej gwiazdy, tj. do Słońca.
Podejmowane próby obliczenia paralaksy dla innych gwiazd, przy wykorzystaniu ówczesnych przyrządów nie dawały rezultatu, dlatego poszukiwano innego sposobu, który mógłby być użyteczny do tego celu. Skorzystano z pomysłu Izaaka Newtona, gdyż on odkrył zasadę, która mogła zastąpić nieefektywne pomiary paralaksy. Zasadą taką była zależność, iż jasność źródła światła zmienia się zgodnie z „prawem odwrotności kwadratu”. Ilustruje to sytuacja, w której umieszczamy dwie świecące żarówki 100-watowe w jednakowej odległości od obserwatora, a następnie jedną z nich przeniesiemy na odległość dwa razy większą. Jasność obserwowana żarówki przeniesionej będzie 4 razy mniejsza niż żarówki, która została na poprzednim miejscu. Zasada ma również zastosowanie w sytuacji odwrotnej, czyli jeśli wiemy, że gdzieś świecą żarówki o tej samej mocy i zmierzymy odległość do jednej z nich (nasze Słońce), zaś z pomiaru jasności innej żarówki (gwiazdy) wyniknie, iż świeci ona 4 razy słabiej, to oznacza, że znajduje się ona dwukrotnie dalej, niż żarówka (gwiazda) do której znamy odległość. Ta zasada dawałaby poprawne wyniki, gdyby wszystkie żarówki (gwiazdy), które świecą z taką samą mocą, miały takie same rozmiary i na dodatek nie poruszały się. Z punktu dzisiejszego stanu wiedzy założenia takie były kompletnie niezgodne z rzeczywistością. Ale wówczas, z braku jakichkolwiek danych w tym względzie, początkowo przyjęto ten sposób.
Od momentu „podpowiedzi” udzielonej przez Newtona, astronomowie nie byli już skazani na korzystanie tylko z jednej metody opartej na pomiarach paralaksy. W latach 20-tych XVIII wieku angielski astronom Edmund Halley (ten od znanej komety) porównał zapisy o pozycjach gwiazd, znajdujące się w pismach Ptolemeusza, ze zmierzonymi przez siebie pozycjami tych samych gwiazd. Okazało się, że dla kilku gwiazd odchylenie było na tyle istotne, iż wskazywało na istnienie ich ruchu własnego. Wielkość odchylenia nie mogła być wyjaśniona brakiem precyzji zapisów dokonanych w starożytności, gdyż dla pozostałych przypadków zapisy odnoszące się do ich pozycji nie wskazywały na istnienie odchyleń. Dlaczego zatem naniesienie pozycji akurat dla tych kilku miałoby okazać się niepoprawne? W ten sposób, z mrowia gwiazd na niebie, można było wytypować te, dla których warto było spróbować wyliczyć wielkość paralaksy. Halley spróbował, ale nie dał rady wyliczyć. Przyrządy, którymi dysponował, miały wciąż zbyt małą rozdzielczość.
Pierwsze poprawne pomiary paralaksy dla trzech gwiazd wykonane zostały dopiero w latach 1839-1840, czyli już w epoce zaawansowanych teleskopów i precyzyjnych siatek mikrometrycznych (siatka zakładana na okular teleskopu). Siatki te pozwalały na dokładne oznaczanie pozycji gwiazd na nieboskłonie, czyli dla astronomów stanowiły niezbędne oprzyrządowanie, bez którego wcześniej nie było możliwości wykonywania pomiarów z wystarczającą dokładnością. Poprawne pomiary paralaksy musiały ponadto uwzględnić i skorygować efekty wahania w ruchu Ziemi wokół Słońca (tzw. aberracja, którą wykrył angielski astronom James Bradley) oraz zakłócenia w ruchu Ziemi wokół własnej osi spowodowane tym, że Ziemia nie ma idealnie sferycznego kształtu (efekt nutacji). Okazało się, że wielkość zmierzonych paralaks stanowi ułamek sekundy kątowej, co oznaczało, że gwiazdy te, jakkolwiek relatywnie bliskie Słońcu, dzieli od nas niewyobrażalnie daleki dystans.
(wielkość kątowa; koło dzieli się na 360 stopni, stopień odpowiednio o 60 minut, minuta 60 sekund, co oznacza , iż pełne koło zawiera 1.296.000 sekund kątowych)
Gdy astronomowie poznali odległości do kilku gwiazd, mogli wyliczyć wielkość ich jasności absolutnej. Z obliczeń wynikło, że każda z nich świeci z inną mocą, wobec czego zasada podana przez Newtona nie może być powszechnie stosowana. Można byłoby ją zastosować jedynie w przypadku do jednorodnych grup gwiazd. Ale jaki parametr byłby charakterystyczny dla oceny stopnia jednorodności? Okazało się, że istnieje taka cecha.
Wskazał ją w początkach XIX wieku, bawarski chemik, optyk i konstruktor Joseph von Fraunhofer. Były to linie widmowe, które obserwowane są w widmie każdego gorącego ciała, gdy światło pochodzące od tego ciała rozdzielimy na pryzmacie. Gdy ciało, które jest rozżarzone, otacza atmosfera chłodniejszego gazu, wówczas gaz absorbuje w obrazie widma te kolory, które emitowałby sam, gdyby był rozgrzany do tej samej temperatury. W przypadku różnicy temperatur na obrazie widma występują ciemne prążki. Porównując rozkład prążków dla konkretnego widma, można stwierdzić jaki gaz (lub gazy) składają się na atmosferę np. gwiazdy. Każdy gaz absorbuje ściśle określone, swoiste częstotliwości widma, coś jakby odcisk linii papilarnych danego obiektu (w naszym przypadku gwiazdy). A ponadto bez względu na to jak daleko się on znajduje, pod warunkiem, iż uzyskana jakość widma pozwoli na rozróżnienie w nim takich linii.
(Joseph von Fraunhofer ;1787-1826; fizyk i astronom bawarski, pierwszy zmierzył heliocentryczną paralaksę Słońca).
Można przyjąć, iż astronomia obserwacyjna przekształciła się wraz z wykorzystaniem, poza matematyką, także fizyki i chemii, w zaawansowaną naukę od momentu wyjaśnienia w pierwszej połowie XIX wieku przez austriackiego fizyka Christiana Dopplera przesunięć linii absorpcyjnych w widmach gwiazd. Doppler wykazał, iż ruch źródła światła w kierunku do obserwatora powoduje przesunięcie w stronę fioletowego koloru widma, zaś ruch od obserwatora przesunięcie w stronę czerwonego koloru widma. A gdy w XIX w. do badań kosmosu dołączyło się jeszcze wykorzystanie kolejnego wynalazku, jakim była fotografia, mogła na dobre rozpocząć się epoka astrofizyki.
Na progu XX wieku, astronomowie znali w przybliżeniu odległości zaledwie do kilkunastu gwiazd bliskich Słońcu, a możliwy do osiągnięcia stopień rozdzielczości w pomiarze paralaksy pozwalał na określanie odległości maksymalnie do 100 lat świetlnych, z marginesem błędu zwiększającym się wraz z mierzoną odległością. Pomiary dotyczące odległości obiektów bardziej oddalonych były bardzo niedokładne. I nadal nie znano odpowiedzi na pytanie, czy nasz Układ Słoneczny stanowi część struktury, będącej całym wszechświatem, ani też jak duże posiada ona rozmiary.
W tekście często używany jest termin paralaksa. Jednak co takiego on oznacza w przystępnym wyjaśnieniu. Otóż pewnie każdy próbował patrzeć na jakiś przedmiot zakrywając raz prawe, a raz lewe oko. Jeśli ten przedmiot stał np. na półce znajdującej się w pewnej odległości od nas, a jeszcze na tej samej półce znajdował się obok np. wazon, wówczas patrząc na przedmiot, przy zmianie oka, widzielibyśmy go w innej odległości od wazonu. Wielkość różnicy tej odległości mierzonej od punktu odniesienia, czyli wazonu i miejscem, z którego patrzymy (w tym przypadku byłoby to miejsce danego oka), utworzy kąt określany jako paralaksa. W przypadku planet lub bliskich gwiazd, jednym takim okiem może być miejsce obserwacji położone na jednym kontynencie, drugim zaś na innym kontynencie. Mówimy wówczas o paralaksie geocentrycznej, mierzonej z miejsc znajdujących się na powierzchni Ziemi. Natomiast w przypadku gwiazd naszymi oczami będą odpowiednio te miejsca obserwacji, gdy Ziemia znajduje się na orbicie wokół Słońca w konkretnej dacie oraz w dacie o sześć miesięcy późniejszej (Ziemia będzie wówczas dokładnie po przeciwnej stronie Słońca). Taki pomiar określamy jako paralaksę heliocentryczną, gdyż w takim przypadku rozstaw „oczu” stanowi rozmiar średnicy wokółsłonecznej orbity Ziemi. Jeśli we wskazanych datach określimy położenie interesującej nas gwiazdy i zmierzymy różnicę jej odległości od punktu odniesienia (zazwyczaj będzie to pobliska jasna gwiazda), otrzymamy wielkość kątową pozornej zmiany miejsca gwiazdy, którą nazywamy paralaksą. Znając podstawę trójkąta, czyli średnicę orbity Ziemi oraz kąt pod jakim nachylone są dwa boki tego trójkąta, wówczas łatwo wyliczymy odległość do gwiazdy, korzystając z reguł trygonometrii. Precyzja takich pomiarów jest ściśle uzależniona od jakości, czyli rozdzielczości oprzyrządowania technicznego, którym dysponujemy oraz ścisłej synchronizacji w czasie momentu ich dokonywania.
Dla porównania podam, iż rozdzielczość oka nieuzbrojonego osoby obdarzonej normalnym wzrokiem wynosi ok. jednej trzydziestej stopnia, czyli dwóch minut kątowych. Odpowiada to możliwości rozróżnienia i odczytania liter o wysokości 3 milimetrów z odległości pół metra. A np. planeta Wenus, która dla obserwatora z Ziemi ma największą średnicę kątową swojej tarczy (poza Słońcem i Księżycem), posiada paralaksę o wielkości około pół minuty. Oznacza to, iż bez pomocy przyrządów optycznych wszystkie obiekty na niebie, poza Słońcem i Księżycem, postrzegamy tylko jako świecące punkty różniące się jasnością obserwowaną, ale nie zdołamy dostrzec ich rozmiarów kątowych, czyli rozmiaru tarczy tych ciał niebieskich. Ale dla pomiaru paralaksy bardziej odległych gwiazd także wielkość średnicy orbity ziemskiej nie była wystarczająca.
Ponownie pomocna okazała się właściwa metoda w osiągnięciu kolejnego etapu w mierzeniu odległości do poza słonecznych światów. Nieco wcześniej wspomniałem o zjawisku Dopplera, które wskazuje na to, czy poruszający się względem obserwatora obiekt, oddala się od niego bądź przybliża. Widmo obiektu będącego w ruchu jest przesunięte w relacji do widma – wzorca dla obiektu nieruchomego. Czyli dla ziemskich obserwatorów to Słońce byłoby obiektem pozostającym w bezruchu, zaś inne gwiazdy wykazywałyby ruch własny. Gdy porównamy widmo jakiegoś pierwiastka występującego w atmosferze gwiazdy (np. sodu), kierunek przesunięcia w widmie w stosunku do widma-wzorca (widma słonecznego, albo widma otrzymanego w ziemskim laboratorium, jako wyniku spalania np. sodu), wskazałby nam, czy interesująca nas gwiazda przybliża się czy oddala względem obserwatora znajdującego się w pobliżu Słońca. Ponadto dałoby się określić szybkość takiego ruchu np. w kilometrach na sekundę.
Ale w praktyce nie występuje ruch gwiazd po obserwacyjnej linii prostej, gdyż wszystkie poruszają się względem Słońca pod różnymi kątami. Z tego powodu należało znaleźć jakiś sposób pozwalający na obliczenie, ile z tego ruchu przypada na właściwy kierunek. Pomiar możliwy do przeprowadzenia mógł dotyczyć wyłącznie dwóch parametrów, tj. przesunięcia widma oraz zmiany położenia gwiazdy na niebie, która jest wielkością wyrażaną w miarach kątowych. Bez znajomości odległości do gwiazdy nie można przeliczyć jej ruchu, wyrażonego w jednostkach względnych (kątowych), na prędkość tego ruchu w km/sek. Tak więc problemem do rozstrzygnięcia pozostawało ustalenie odległości do gwiazdy w jednostkach miar bezwzględnych. Przyjęto założenie (słuszne), że gwiazdy w gromadzie poruszają się w spójny sposób po trajektoriach do siebie równoległych albo prawie równoległych. Efekt perspektywy powoduje, że gdy gromada gwiezdna w swoim ruchu przybliża się do Słońca, to jej wielkość rośnie, a gromada jakby puchnie, bowiem trajektorie gwiazd, niczym szyny kolejowe, rozbiegają się od siebie. Gdy oddala się od Słońca, efektem obserwacyjnym jest zbieganie się poszczególnych trajektorii w jeden punkt.
Jednak w przypadku pojedynczej gwiazdy efekt ten jest znacznie trudniejszy do zmierzenia. Oznaczenie punktu (teoretycznego środka gromady), w którym trajektorie gwiazd zbiegają się, pozwalało określić, jakie jest odchylenie uśrednionej trajektorii ruchu gromady od linii obserwacyjnej. Z kolei poznanie wielkości kątowej tego odchylenia umożliwiało obliczenie, jaka część rzeczywistej prędkości gwiazd przypada na ruch poprzeczny, a jaka na ruch wzdłuż kierunku obserwacji. Natomiast sumaryczną prędkość ruchu gwiazdy poznano z przesunięcia widma. Pozostawała wówczas do rozwiązania dosyć prosta rachunkowa zależność, a mianowicie jak daleko musi znajdować się taka gromada gwiazd, aby znana już, poprzeczna składowa jej prędkości, dała w ciągu roku efekt przesunięcia o tyle a tyle sekund kątowych (lub części takiej sekundy). Zob. Appendix pkt 3.
Zasadniczy przełom w astronomii XX wieku przyniosło szersze zastosowanie techniki fotograficznej i utrwalanie obrazów z teleskopu na światłoczułej kliszy. Można było na tej podstawie dokładnie pozycjonować poszczególne obiekty, porównywać ich położenie oraz zmiany jasności w okresach czasu określonych przez badaczy. Rozwinięcie techniki długotrwałych ekspozycji (naświetleń) pozwalało również na dostrzeżenie szczegółów w inny sposób niemożliwych do zauważenia. Na początku XX wieku Harvard College Observatory (Mass., USA) miało placówką obserwacyjną w peruwiańskim mieście Arequipa (Southern Observatory). Z tego obserwatorium przywieziono do Obserwatorium w Harvardzie zdjęcia południowego nieba, którego obiekty nie są widoczne z półkuli północnej. Pośród tych zdjęć znajdowały się fotografie Obłoków Magellana (zob. Appendix pkt 4). Astronomowie byli zgodni co do tego, że te Obłoki stanowią skupiska gwiazd, ale nie było pewności co do ich położenia względem Drogi Mlecznej. Powstały różnice zdań co do tego, czy są one częścią naszej Galaktyki, czy też stanowią względem niej odrębną morfologicznie strukturę.
Analizę zdjęć przeprowadziła kobieta-astronom Henrietta S. Leavitt, która wyodrębniła w AD 1907 ok. 2 tys. gwiazd zmiennych, znajdujących się na zdjęciach Obłoków Magellana. Po dwuletniej obróbce danych opublikowała listę ok. 1000 gwiazd zmiennych z Małego Obłoku oraz ok. 800 gwiazd z Dużego Obłoku. Wstępnie wyniki analizy dotyczyły 16 gwiazd, dla których określiła systematyczne okresy pulsacji, po czym powiązała je z jasnością gwiazd wg zależności, iż dłuższy okres pulsacji mają gwiazdy jaśniejsze.
(Henrietta Swan Leavitt (1862 – 1921), amerykański astronom pracujący w Harvard College Observatory w zespole Edwarda Pickeringa).
W AD 1912 H. Leavitt opublikowała dane dla kolejnych 25 gwiazd z Małego Obłoku z ustaloną zależnością okres – jasność. Rodzajem gwiazd o zmiennej jasności były cefeidy, nazwane tak od gwiazdy Delta Cephei (zob. Appendix pkt.5), dla której okres zmienności poznano już pod koniec XVIII wieku i której charakterystyka odpowiadała parametrom cech badanych gwiazd z Obłoku Magellana. Tym samym, H. Leavitt udowodniła zależność, iż cefeidy o podobnej jasności absolutnej posiadają podobny okres zmienności. I jeśli poznamy stosunek zmienności dwóch cefeid, to jednocześnie poznamy dla nich relację jasności. Czyli jeśli gdzieś na niebie odkryjemy gwiazdę typu cefeida i zmierzymy jej okres zmienności, wówczas można dokonać oceny, jaką miałaby jasność, gdyby znajdowała się pośród gwiazd Małego Obłoku Magellana.
Zależność okres – jasność mógł zostać wykorzystany do wyznaczania odległości nie tylko w ramach Drogi Mlecznej, ale ze względu na jasność cefeid, także w odniesieniu do pobliskich galaktyk, w których mogła być zmierzona taka zależność dla znajdujących się tam cefeid. Wyniki pracy H. Leavitt stanowiły podstawę do wykonania nie tyle kroku milowego, co skoku “siedmiomilowego”, jeśli chodzi o dotychczasowe możliwości metod pomiaru odległości międzygwiezdnych. W wyniku odkrycia dokonanego przez H. Leavitt, cefeidy zaczęły pełnić rolę tzw. świec standardowych (zob. Appendix pkt 6), wykorzystywanych do kalibracji odległości dla innych typów gwiazd i obiektów kosmicznych. H. Leavitt zmarła na raka w wieku 53 lat, i nie zdążyła zostać uhonorowana nagrodą Nobla, chociaż w pełni na nią zasługiwała. Niestety, kalibracja faktycznych odległości za pomocą cefeid nie mogła być zrealizowana w czasach odkrycia dokonanego przez H. Leavitt, gdyż nie było jeszcze możliwe zmierzenie odległości do żadnej ze znanych ówcześnie cefeid (zobacz: Appendix pkt 7) i, tym samym, nie można było obliczyć wartości dla ich jasności absolutnych. Nie znano także odległości do Obłoków Magellana. Tak więc zależności dotyczące odległości cefeid od Słońca mogły być tylko względne, czyli określały ile razy dalej lub bliżej są badane gwiazdy względem siebie. Ale H. Leavitt wytyczyła szlak, którym inni doszli dalej.
Jednym z tych pionierów, którzy postawili kolejny kamień milowy był Harlow Shapley, który od AD 1914 pracował przy największych ówczesnych teleskopach zwierciadłowych na Ziemi, których lustra miały średnicę najpierw 60, a od 1917 r. już 100 cali.Tym miejscem było Mt. Wilson Observatory w pobliżu miejscowości Pasadena w Kalifornii.
(Harlow Shapley; 1885-1972; doktorat z fizyki uzyskał na Uniwersytecie w Princeton, amerykański astronom, dyrektor Harvard College Observatory w latach 1921-1952, poprzednio, w latach 1914-1921, kierownik w Mt. Wilson Observatory).
Shapley wpadł na pomysł najprostszy z możliwych. Znana była już przecież dokładna odległość przynajmniej do jednej gwiazdy, czyli do Słońca, a tym samym również wartość jego jasności absolutnej. Postanowił porównywać jasności cefeid do jasności Słońca i powyliczać dla nich jasność absolutną. Okazało się, iż cefeidy należą do kategorii najjaśniejszych gwiazd na niebie. Mając do dyspozycji nowoczesny i duży teleskop, H. Shapley zaczął poszukania bogatych źródeł cefeid. Zaobserwował, że najwięcej tych gwiazd znajduje się w gromadach kulistych. Był zatem przekonany, że po wytypowaniu gromad, w których cefeidy będą pełniły rolę świec standardowych, stanie się możliwe wyliczenie do nich odległości. Problem okazał się znacznie bardziej skomplikowany, gdyż dobrze określone okresy jasności cefeid udało mu się zmierzyć tylko dla trzech gromad, kilka innych pomiarów przeprowadził za pomocą innych gwiazd zmiennych, świecących trochę słabiej od cefeid, czyli gwiazd typu RR Lyrae (zob. Appendix pkt 8). Dla pozostałych wykonał szacowanie odległości na podstawie arbitralnie określonych założeń, np. że najjaśniejsze gwiazdy w takich gromadach (bez względu na typ tych gwiazd) mają zbliżoną jasność absolutną. A w stosunku do najsłabiej widocznych gromad przyjął założenie, że każda z gromad kulistych ma podobne rozmiary absolutne. Porównując wielkości kątowe takich gromad do rozmiarów kątowych gromad dla których udało mu się zmierzyć odległość, oszacował dystans dzielący je od Słońca. Łącznie na 69 gromad, co do których założył,
iż wyznaczają rozmiary Drogi Mlecznej, aż do 41 z nich oszacował odległości na podstawie proporcji dla ich rozmiarów kątowych. W AD 1918 opublikował wyniki swoich wyliczeń, z których wynikało, iż Droga Mleczna jest olbrzymią strukturą gwiezdną o średnicy ok. 330.000 lat światła, zaś odległość Słońca od jej centrum wynosi ok. 65.000 lat światła. Oznaczało to, iż wszystkie widoczne przez teleskopy obiekty powinny mieścić się w ramach tej rozległej struktury. Inaczej mówiąc, powinna ona była stanowić cały wszechświat. Wszystkie gromady gwiezdne i mgławice, wliczając w to Wielką Mgławicę w Andromedzie, byłyby wówczas jej fragmentami. (zob. Appendix pkt 9)
Shapley posiadał dowód, że jest inaczej, ale był on z rodzaju tych, co „nie mieszczą się w głowie”. Otóż w AD 1885 pojawiło się widmo w Wielkiej Mgławicy w Andromedzie, które wskazywało, że jeśliby ta mgławica nie znajdowała się w obrębie Drogi Mlecznej, wówczas obserwowane widmo musiałoby należeć do obiektu o jasności ok. miliarda Słońc, czyli świecącego tak mocno, jak cała galaktyka (mała). Morfologia i ewolucja tego rodzaju obiektów nie były wówczas rozumiane. Nie znano natury wybuchów kończących życie masywnych gwiazd, później nazwanych terminem supernowa. Shapley zdawał sobie sprawę z tego, że pomiary na granicy rozdzielczości oraz odgórnie przyjęte założenia dla oszacowania odległości, muszą być obarczone błędem. Nieznana były jednak przyczyny oraz skala błędu. Należy go usprawiedliwić, gdyż ówczesna jakość aparatury fotograficznej i używanych klisz fotograficznych, na których można było uzyskać ekspozycje widm drogą naświetlania, nie może być porównywana z późniejszymi, a zwłaszcza współczesnymi ich parametrami. Niemniej H. Shapley był pierwszym badaczem, który za pomocą poprawnej metody oszacował rozmiar Drogi Mlecznej. Gdyby znany był mu wówczas cykl ewolucyjny poszczególnych typów gwiazd, wówczas zaobserwowanie wybuchu supernowa pozwoliło by mu na przedstawienie znacznie bardziej poprawnego modelu kosmosu.
Upłynęło zaledwie kilka lat, gdy zweryfikowane zostały założenia przyjęte przez Shapley’a. Wykazano, iż jedne z nich były zbyt uproszczone a inne całkiem błędne (zwłaszcza założenie, iż mgławice kuliste mają takie same rozmiary absolutne). Uproszczenia kumulowały się drogą przenoszenie błędu systematycznego, czyli powodowały, że błąd ten powiększał swoje rozmiary w kolejnych stadiach oszacowania. W efekcie został odrzucony obraz wszechświata proponowany przez Shapley’a. Stało się to w dniu 1 stycznia AD 1925 podczas corocznego, noworocznego spotkania w Waszyngtonie członków Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego, na którym odczytano referat astronoma, który wolał być drugorzędnym astronomem, niż pierwszorzędnym prawnikiem i który dla astronomii zrezygnował z zawodu prawnika (studia prawnicze na Uniwersytecie w Oxfordzie jako stypendysta Fundacji Rhodesa oraz studia z matematyki i astronomii na uniwersytecie w Chicago).
Astronom ten nazywał się Edwin Powell Hubble (1889-1953) i uznawany jest za jednego z najwybitniejszych astronomów XX wieku. Po powrocie z I wojny światowej, gdzie wojował przez parę miesięcy w AD 1917, podjął pracę w obserwatorium na Mt.Wilson w Kalifornii. Niedawno uruchomiono tam 100-calowy teleskop zwierciadlany (a dokładniej o średnicy zwierciadła 94,5 cala). Potem pracował w obserwatorium na górze Palomar (Kalifornia), gdzie w AD 1949 uruchomiono potężny teleskop zwierciadłowy o średnicy 508 cm (zob. Appendix pkt 10). W październiku AD 1923 w obserwatorium Mt. Wilson, E. Hubble wycelował tubę 100-calowego teleskopu w spiralne ramiona Wielkiej Mgławicy w Andromedzie. Po półgodzinnym naświetlaniu, a następnie wywołaniu kliszy z obrazem fragmentu Mgławicy, ujrzał wśród mrowia rozmazanych światełek, wyraźny obraz pojedynczej gwiazdy. Była to cefeida (potem okazało się, że miała jasność 7 000 razy większą od Słońca). Wystarczyło teraz tylko zarejestrować jej okres pulsacji (zmian jasności), aby przypisać jej jasność absolutną. Znając jasność widomą można już było z różnic w jasności widomej i absolutnej łatwo wyliczyć odległość do tej cefeidy, a tym samym do Mgławicy w Andromedzie.
W ciągu następnego roku E. Hubble, wykonując fotografie poszczególnych fragmentów tej Mgławicy, odnajdywał kolejne cefeidy, aby zweryfikować poprawność dokonywanych wyliczeń na większej liczbie przypadków. Pod koniec AD 1924 był prawdopodobnie jedynym człowiekiem na Ziemi, który wiedział, że poza Drogą Mleczną istnieją inne światy oraz że mgławice spiralne to bardzo odległe galaktyki. I że tych galaktyk jest bardzo wiele. W dniu 1 stycznia AD 1925 na wspomnianym posiedzeniu ATA w Waszyngtonie E. Hubble przedstawił wyniki swoich badań.
E. Hubble (przy pomocy Miltona Humasona) oraz Vesto M. Sliphera, który pracował w Obserwatorium Lovella, uzyskali dane wskazujące, że mgławice spiralne poruszają się z bardzo znacznymi prędkościami względem linii obserwacji, na co wskazywały pomiary tych prędkości uzyskane przy pomocy efektu Dopplera (kierunek przesunięcia linii dyfrakcyjnych). V. Slipher już w AD 1914 przedstawił pierwsze wyniki takich pomiarów, ale nikt, w tym także sam Slipher, nie potrafił wówczas zinterpretować takiego efektu.
(Vesto Melvin Slipher – 1875 – 1969, astronom amerykański, pracował w Lovell Observatory. Jako pierwszy wskazał na przesunięcia linii dyfrakcyjnych w widmach mgławic spiralnych (galaktyk) wskazujące na ich znaczna prędkość radialną w kierunku od obserwatora;
Lovell Observatory – założone w 1894 r. w miejscowości Flagstaff w Arizonie (hrabstwo Coconino) przez fundatora Percivala Lovella, multimilionera i „fanatyka” astronomii).
W AD 1929 Hubble i Humason znali przesunięcia widm dla 46 mgławic spiralnych, zaś V. Slipher dla 39, z których prawie wszystkie wskazywały, iż mgławice spiralne oddalają się od Słońca (tj. od naszej galaktyki).
Trudno było znaleźć odpowiedź na pytanie, czy prędkość oddalania się jest skorelowana z odległością. Widmo cefeid było możliwe do zarejestrowania dla najbliższych kilku galaktyk, lecz pozostałe były zbyt odlegle. Znowu pojawił się problem, podobny do tego jaki rozwiązała H. Leavitt, a mianowicie co może stanowić dla takich pomiarów właściwą „świecę standardową”, E. Hubble przyjął (podobnie jak to uczynił Shapley w przypadku gromad kulistych), że najjaśniejsze gwiazdy (niekoniecznie cefeidy) w galaktykach mają zbliżoną wartość jasności absolutnej. Znając odległość do kilku najbliższych galaktyk, zdołał określić na podstawie różnicy jasności widm takich gwiazd, odległości dla 24 galaktyk. Wówczas wyraźna stała się korelacja odległości galaktyk z szybkością ich oddalania się (ucieczki). Wyniki tych badań E. Hubble opublikował w AD 1929 r.
Dla astrofizyków stało się wówczas jasne, że potwierdzona obserwacyjnie ekspansja wszechświata jest naturalną konsekwencją ogólnej teorii względności sformułowanej przez A. Einsteina oraz pasuje do jednego z modeli opartych na niej oraz efektów z nią związanych opisanych przez Wilhelma de Sittera. Koncepcje teoretyczne znalazły swoje potwierdzenie obserwacyjne.
Ale skoro wszechświat się rozszerza, to oznacza, że w przeszłości był mniejszy. Jeśli byśmy puścili taki film wstecz, to musiał zaistnieć jakiś początek, od którego zaczęła się ekspansja. W drodze powyższego wnioskowania pojawiła się koncepcja Big Bangu, czyli Wielkiego Wybuchu, czyli aktualnego kosmologicznego Modelu Standardowego. Otrzymywane w następnych latach wyniki obserwacji i ich interpretacje uszczegółowiały i jednocześnie potwierdzały słuszność zaproponowanego modelu. Jednym z kluczowych potwierdzeń było wyselekcjonowanie z ogromu fal elektromagnetycznych zalewających kosmos, tzw. temperatury promieniowania tła, dokonane w połowie XX wieku przez amerykańskich radioastronomów A. Penziasa i R. Wilsona. Były to najdawniejsze możliwe do wykrycia ślady Big Bangu. ,E. Hubble oszacował wiek i rozmiar wszechświata (dostępnego obserwacjom) na 10-20 miliardów lat świetlnych. Zmarł w wieku 64 lat i także nie doczekał się nagrody Nobla..
Od tego czasu coraz doskonalsze instrumenty i techniki obliczeniowe, wyniesienie w kosmos teleskopów i wyspecjalizowanych laboratoriów, stosowanie optyki adaptatywnej, zbieranie danych we wszelkich możliwych do rejestracji zakresach widm, doprowadziło do stopniowego zwiększania dokładności w mierzeniu prędkości ucieczki galaktyk, czyli rozszerzania się wszechświata, jak również wszelkich innych danych astrofizycznych. Prędkość ekspansji mierzona jest za pomocą tzw. stałej Hubble’a. Jej wielkość na dzisiaj wskazuje, iż j rozmiar Wszechświata dostępny dla naszej obserwacji wynosi 13,8 mld lat., tylko należy dodać że chodzi o lata świetlne.
Tak wynika z obecnych założeń przyjętych do konstrukcji kosmologicznego Modelu Standardowego. Natomiast pozostaje zagadką, czy w XXI wieku będziemy zmuszeni do zmiany założeń dla obecnego Standardowego Modelu w kosmologii oraz jaki będzie rozmiar Wszechświata wg ewentualnego nowego modelu?
APPENDIX
1.
„Nova” – gwiazda okresowo zmieniająca jasność, zwiększająca ją wielokrotnie wskutek wybuchowego odstrzelenia zewnętrznych warstw atmosfery. Jest to zazwyczaj przypadek ciasnego układu składającego się z normalnej gwiazdy i białego karła (sprasowanego jądra zdegenerowanej gwiazdy), gdzie wskutek oddziaływania grawitacji białego karla następuje ciągły przepływ powierzchniowych składników atmosfery gwiazdy (akrecja) do białego karła. Układ taki nazywa many jest kataklizmicznym. Powyżej pewnej gęstości progowej następuje wybuch tych warstw i obserwujemy na niebie niewidoczną dotychczas gwiazdę, gdyż jasność jej może wówczas wzrosnąć od 100 do 1000 razy. Mechanizm ten powtarza się albo do momentu rozerwania białego karła (supernowa), albo do ustania mechanizmu akrecji powierzchniowych warstw atmosfery z normalnej gwiazdy (warstwy głębiej położone są mocniej grawitacyjnie związane z gwiazdą i punktowe oddziaływanie grawitacyjne białego karła może nie być wówczas wystarczające dla kontynuowania mechanizmu akrecji);W pierwszej połowie XIX w. mierzono paralaksy do bliskich Słońcu gwiazd ciągu głównego:
2.
Friedrich Wilhelm Bessel w 1838 r. podał wielkość paralaksy dla gwiazdy 61 Cygni (czerwony karzeł odległy o11,4 lat świetlnych od Słońca i o jasności siedmiokrotnie niższej od słonecznej);
Thomas Henderson w 1839 r. podał wielkość paralaksy dla gwiazdy alfa Centauri (żółty karzeł takiego samego typu widmowego i podobnych parametrach fizycznych jak Słońce, odległy o 4,4 rokuświatła);
Friedrich von Struve w 1840 r. podał wielkość paralaksy dla gwiazdy alfa Lyrae (Wega); Wega jest karłem
o białym widmie , o jasności 40 -krotnie większej niż Słońce, odległy o 25 lat świetlnych (nie mylić
z “białym karłem” – dogasającym jądrem umarłej gwiazdy).
3.
Przesunięcie kątowe; aby je zarejestrować potrzebne są zazwyczaj długoletnie obserwacje, których skumulowanym efektem jest pomiar zmiany położenia obserwowanego obiektu. Pierwszą w ten sposób zmierzoną odległość miała najbliższa Słońca gromada gwiezdna, czyli Hiady w konstelacji Byka. Gromada tworzy głowę Byka w konturze tej konstelacji i jest oddalona o ok. 150 lat świetlnych od Słońca. Natomiast dokładna (średnia) odległość do Hiad (plus minus 1 rok światła) została zmierzona dopiero w końcu XX w. w na podstawie danych fotometrycznych zebranych przez satelitę HIPPARCOS.
4.
Obłoki Magellana – Wielki (LMC) i Mały (SMC), widoczne gołym okiem galaktyki satelitarne do Drogi Mlecznej, oddalone od niej o ok. 160.000 lat światła (Wielki) oraz ok. 200.000 l.św. (Mały). Zostały tak nazwane na cześć podróżnika i odkrywcy – Ferdynanda Magellana w XVI wieku. Poprzednio Europejczycy nazywali je Obłokami Przylądka (Amerigo Vespucci).
LMC (The Large Magellanic Cloud) – galaktyka nieregularna – jasność widoma 0,9 mag.;
średnica ok. 40.000 l.św.; masa – max. 1,0 procent masy Drogi Mlecznej, tj. 6 -10 mld mas Słońca. Szacuje się, iż zawiera ok. 30 mld gwiazd;
SMC (The Small Magellanic Cloud) – nieregularna galaktyka karłowata – jasność widoma 2,4 mag.; średnica ok. 15.000 lat światła; masa ok. 20% masy LMC (wg szacunków zawiera ok. 3 mld gwiazd);
5.
Delta Cephei – bardzo jasny żółty nadolbrzym w konstelacji Cefeusza, odległy od Słońca o ok. 900 lat światła, o okresie pulsacji wynoszącym 5,37 dnia, zmieniający swoją objętość oraz temperaturę w zakresie 5.500 K – 6.800 K i zmieniający ok. 2,5-krotnie siłę jasności widomej (w zakresie od 3,5 do 4,5 magnitudo). Delta Cephei jest systemem trzech gwiazd, główny składnik świeci ok. 3000 razy jaśniej niż Słońce, promień ma ok. 30-40 razy większy od Słońca, zaś masę ok. 5 razy większą);
6.
Świeca standardowa – obiekt o znanej gwiazdowej jasności absolutnej i odległości, służący do obliczania odległości do innych obiektów, których znanym parametrem jest tylko jasność widoma (obserwowana).
W galaktyce Drogi Mlecznej oraz pobliskich galaktykach rolę świec standardowych pełnią gwiazdy rodzaju cefeida i RR Lyrae. Określanie odległości za pomocą RR Lyrae jest możliwe do odległości w granicach kilku milionów lat świetnych, a za pomocą cefeid nawet do 50-60 milionów l. św. Natomiast na odległościach kosmologicznych (setki milionów i miliardy lat światła) rolę świec standardowych pełnią wybuchy supernowa typu Ia, (które mają bardzo zbliżoną jasność absolutną w maksimum), jak również rolę takich świec mogą spełniać najjaśniejsze galaktyki w grupach (gromadach) galaktyk.
7.
Cefeidy są to stare gwiazdy (wiek co najmniej 10 mld lat), które w swojej ewolucji minęły już fazę ciągu głównego (okres w którym gwiazda stabilnie spala wodór) i np. stały się czerwonymi olbrzymami. Po zejściu z ciągu głównego gwiazda zaczyna się najpierw kurczyć, wówczas rośnie jej temperatura. Ciepło przepływa (konwekcja) do zewnętrznych warstw atmosfery gwiazdy, gdzie znajdują się pojedynczo zjonizowane atomy helu (atom pojedynczo zjonizowany to atom z niedoborem jednego elektronu). Wzrost temperatury, a w jej konsekwencji szybkości ruchu cząstek w atmosferze gwiazdy i ich energii powoduje, że z atomów helu wybijany jest kolejny elektron i atomy helu znajdują się w stanie podwójnej jonizacji. W takim stanie atomy helu jeszcze wydajniej absorbują ciepło do chwili, gdy zewnętrzne warstwy atmosfery gwiazdy stają się nieprzepuszczalne dla dalszej konwekcji ciepła, otulając gwiazdę, niczym kokonem. Wówczas dostarczana wciąż energia cieplna zaczyna rozpychać zewnętrzną powłokę atmosfery gwiazdy. Gwiazda puchnie, gdyż rozszerza swoje rozmiary (promień) , niekiedy nawet stukrotnie. Taki wzrost objętości gwiazdy powoduje spadek temperatury w radykalnie zwiększonej objętości jej atmosfery, gwiazda się ochładza i staje się na powrót przezroczysta dla procesów konwekcji cieplnej. Atomy helu powracają do stanu pojedynczej jonizacji i gwiazda zaczyna się ponownie kurczyć. Cykl zaczyna się od początku. Procesy puchnięcia (rozdymania) i kurczenia atmosfery gwiezdnej sa powodem zmianami jej jasności. Najbliższą cefeidą jest Gwiazda Polarna (Polaris) w konstelacji Małego Psa , biało-żółty nadolbrzym odległy ok. 440 lat świetlnych od Słońca. Obserwacje wskazują, iż pulsacje tej gwiazdy zanikają i przestanie być niebawem (jak na kosmiczne standardy) cefeidą;
8.
RR Lyrae – gwiazda zmienna w konstelacji Lutni (Lyra), odległa od Słońca o ok. 850 lat światła, niewidoczna gołym okiem (jasność widoma waha się w granicach plus 7,06 do plus 8,12 magnitudo), o jasności absolutnej 0,34 mag., o mocy promieniowania w zakresie światła widzialnego ok. 50 razy większej od Słońca, o okresie zmienności ok. 13 godzin. Okres zmienności gwiazd typu RR Lyrae wynosi max. 1,5 dnia,
a różnice jasności widomej sięgają max. ok. 1 magnitudo (mag.). Wszystkie gwiazdy typu RR Lyrae mają wartość jasności absolutnej w granicach 0,3 – 0,6 mag., podczas gdy cefeidy są znacznie jaśniejsze,
a rozpiętość wartości dla ich jasności absolutnej osiąga nawet kilka magnitudo;
9.
Wielka Mgławica – M31, olbrzymia galaktyka spiralna, znajdująca się najbliżej Drogi Mlecznej samodzielna galaktyka. Do 2009 r. uchodziła za największą i najbardziej masywną galaktykę w Lokalnej Grupie Galakty., Oszacowano jej średnicę na 50,0% większą od Drogi Mlecznej i, stosownie do tego, większą masę. Ostatnio opracowane dane uzyskane w ramach misji kosmicznych obserwatoriów (Chandra i Spitzer) wskazują, iż szacowana dotychczas szybkość rotacji naszej galaktyki (Droga Mleczna) jest o 50-60% wyższa, co oznaczało by konieczność przeszacowania jej masy o taki sam wskaźnik. Tym samym Droga Mleczna miałaby rozmiary i masę porównywalne z M 31. Wielka Mgławica w konstelacji Andromedy jest najdalej położonym obiektem we Wszechświecie (dystans ok. 2,2 miliona lat światła od centrum Drogi Mlecznej) widocznym z powierzchni Ziemi okiem nieuzbrojonym.
10.
Mt. Palomar Observatory – położone na górze Palomar w Kalifornii, wyposażone w jeden z największych teleskopów zwierciadlanych (średnia zwierciadła 508 cm). Był to największy teleskop do czasu uruchomienie w latach 1992-1996 zespołu dwóch teleskopów Keck’a, zlokalizowanych powyżej 4.000 m npm. na szczycie wygasłego wulkanu na Hawajach (Mauna Kea), posiadających średnice luster po 10,0 m. Teleskop dla obserwatorium na górze Palomar ufundował George Ellery Hale, dlatego nayzwany jest teleskopem Hale’a. Obserwatorium Mt. Palomar tworzy zespół obserwacyjny wraz z obserwatorium Mt. Wilson. Utrzymanie i korzystanie z Teleskopu Hale’a należy do konsorcjum trzech placówek naukowo-badawczych. Są nimi: Kalifornijski Instytut Technologiczny (Caltech), Uniwersytet Cornell oraz Jet Propulsion Laboratory. Teleskop Hale’a ma lustro (zwierciadło) odlane z 17 ton szkła kwarcowego (wykonane w Saint Gobain we Francji), natomiast cały teleskop waży ok. 400 ton;
Miły Panie,
dzięki za jasny opis poznawania Wszechświata. Zaraz go skopiuję dla moich czytelników.
Są to zachodzące na siebie, ale różne w Legionem kręgi.
Żałuję jednak, że ciągle pisuje Pan pod pseudonimem. Miło będzie nam wszystkim, gdy poda Pan wreszcie swoje nazwisko.
pozdrawiam serdecznie
Mirosław Dakowski
To jak w końcu,wszechświat jest nieskończony,tu chodzi o przestrzeń,czy
jak ZSRR,ma swoje granice?Tak na ludzką logikę,wszystko co ma początek ma
i koniec,ale może w tym przypadku działa nadludzka logika(wierzę,że tak
właśnie jest).
Problem nas nie dotyczy.
Bowiem świat istot ludzkich z pewnością będzie miał swój koniec.
I zakończy się nie hukiem, ale skowytem.
Jak dla mnie z tym kosmosem to ściema.Odrzucam wersję daną nam do wierzenia przez szczyt piramidy.Ale kto chce może im wierzyć.
A kogo to obchodzi, co jest dla Ciebie ściemą?
I dlaczego.
Brakuje mi kilku istotnych rzeczy
1. Ptolemeusz miał ogromna baze danych obserwcyjnych , sam twierdził, że z 6 tysięcy lat wstecz. I twierdził, że dane są tak liczne, że można w różny sposób przeprowadzić ustawienia planet i słońca. Ta była najprostsza (łatwo liczyć dla okręgów) i była bardzo dobra. Prosze wziąć kartke A4. Narysowac największe kółko cyrklem jakie się zmieści. różnica ptolemeusza do kopernika jest mniejsza niż ślad ołówka na kartce.
2. Pominieto cefeidy nissan (jak mawiaja japończycy) czyli nasze plejady, które historycznie odegrały dużo większa rolę i do dzis sa brane jako świece pierwszego szczebelka drabiny.
[a czy to się zapisze? nie chce pisać bez potrzeby]
Plejady to japońskie Subaru.
Reszta komentarza to kosmiczne nieporozumienie, a bardziej niezrozumienie.
Witam serdecznie,
Ten powyższy tekst to pseudonaukowy bełkot czcicieli RE – czyli Round Earth – Okrągłej Ziemi. Niestety prawda jest inna – Ziemia nie jest okrągła. Poziom oszustw NASA, Muska i innych kłamców osiągnął poziom Czomolungmy (według Angoli – Mount Everestu). Nigdy nie byliśmy na Księżycu – potwierdził to przed śmiercią Edwin Aldrin, mason 33 stopnia (czyli najniższego stopnia) – pilot tzw. lądownika Apollo- 11. Dziwię się, że tak znamienity gość, prof Dakowski, również potwierdza te brednie o wielkości Wszechświata.
pozdrawiam
Seaman – filozof.
Ziemia nie jest okrągła. Posiada bowiem kształt elipsoidy trójosiowej, i dla tej konkretnie bryły istnieje nazwa własna : geoida.
Pozostałe kwestie pozostawię bez komentarza, bo ja dla takich przypadłości nie jestem kompetentny. Zdecydowanie bardziej właściwym adresatem byłby psychiatra.
Szanowny Panie,
uprzejmie i bardzo proszę o malutki link (proszę uniżenie) z PRAWDZIWYM zdjęciem Ziemi z kosmosu. Zdjęcie – czyli picture, oszustwa NASA to CGI (computer graphic image).
Przecież leciała ostatnio sonda NASA na Księzyc – czy był jakiś “live” z jej lotu na Youtube? Czy ta sonda nie miała aparatu o rozdzielczości 4K, żeby pokazać “picture”: Ziemia i w oddali Księzyc. Byłby to hit dla ogłupionych kulowierców do których także Pan się zalicza.
CZy wie Pan, ze orbita Ziemi jest prawie kołowa? także orbita Jowisza to koło. A mnie uczono brednie o jakowyś eliptycznych orbitach, które dla sławy sfałszował Kepler.
Także studiowałem astronomię i jestem szczęśliwy, że nie muszę uczyć dzieci i młodzieży o kłamstwach tzw. krzywizny Ziemi. Niestety Ziemia jest płaska lub prawie płaska. Ostatnio widziałem na Youtube “strzał” fotograficzny w podczerwieni: z górnej granicy Illinois do końca Zatoki Hudsona (wysokość 10 km odległość uchwycona w podczerwieni 2880 km).
Pozdrawiam i zapraszam na jedyne prawdziwe forum Flat Earth:
– https://www-theflatearthsociety-org.translate.goog/forum/index.php?PHPSESSID=m2n4cm7diaa1rc77kqcqt2kbj6&&_x_tr_sl=en&_x_tr_tl=pl&_x_tr_hl=pl&_x_tr_pto=wapp
P.s:
– nie jestem FE (flatearthes – płaskoziemcem). Po prostu kłamstwa NASA, kłamstwa Einsteina, kłamstwa o wielkości Wszechswiata są już tajemnicą poliszynela i są po prostu żałosne.
Link do strony: Albert Einstein – wielkie oszustwo.
https://digilander-libero-it.translate.goog/VNereo/r-monti-il-grande-bluff-di-albert-einstein.htm?_x_tr_sl=it&_x_tr_tl=en&_x_tr_hl=en#erronea
Niestety Google, nie wiadomo czemu – odmawiają tłumaczenia tej strony
Szanowny, to ostatnia moja rada:
Weź się za jakiś temat na miarę swoich możliwości.
Szanowny, Kepler sfałszował efemerydy, prof. Donahue to odkrył. Pisz Pan wreszcie konkretnie: daj Pan link do PRAWDZIWEGO zdjęcia Ziemi z kosmosu.
Odejdź już stąd, dobry człowieku.
Nie interesuje mnie ani twoja wizja świata, ani żadna inna twoja wizja.
Adminie,
wyłącz, prosze tego maniaka: seaman
Bo marnuje nam elektrony – i czas
Takich nic nie przekona, niestety
Wszystkie zdjęcia Ziemi wykonane z kosmosu – to FAKE! I to jest prawda.
NASA – to masońska maszynka do prania pieniędzy. O tym wszyscy w USA już wiedzą.
Mr. Don Pettit – były rzecznik NASA: “Straciliśmy technologię i materiały filmowe o Księzycu”.
– Kulowierstwo – to sam szczyt piramidy masońskiej, najbardziej tajny sekret.
Kulowierstwo (Round Earth), grawitacja – to niesprawdzony paradygmat oparty na wierze, a nie na doświadczeniach. Kłania się Thomas Kuhn i jego książka “Dwa bieguny” i “Struktura rewolucji naukowych”
No cóż, pozdrawiam PT Profesora, niech Pan się już więcej nie kompromituje.
P.s.: maniakiem nie jestem, tylko mam oczy i uszy szeroko otwarte
Jak mogę zablokować niechcianego komentatora?
Admin każdego głupka może,a nawet powinien usunąć.
Trza go poprosić..
I Kopernik też była kobietą!
Młyny Admina mielą powoli. Z tego co widzę jest już moderacja.
Każdy bloger ma prawo na swoim blogu nie akceptować komentarzy…
Do wyjątków należą osoby z redakcji mające immunitet i uprawnienia moderatorów, które reagują w wyjątkowych sytuacjach
ale te brednie seamana warto wykasowac, brudza portal
Ja bym zostawił. Bodaj jako przestrogę.
W OBRONIE SEAMANA
Rdz 7, 11 W roku sześćsetnym życia Noego, w drugim miesiącu roku, siedemnastego dnia miesiąca, w tym właśnie dniu trysnęły z hukiem wszystkie źródła Wielkiej Otchłani i otworzyły się upusty nieba;
Rz 8,2 Zamknęły się bowiem zbiorniki Wielkiej Otchłani tak, że deszcz przestał padać z nieba. 3 Wody ustępowały z ziemi powoli, lecz nieustannie, i po upływie stu pięćdziesięciu dni się obniżyły.
Zadaniem człowieka myślącego jest zadawać pytania. Zwłaszcza trudne pytania, takie, które niekoniecznie mieszczą się w obowiązującym nurcie narracji. Przykładem zarzewia takich trudnych pytań jest “choćby” tekst z Księgi Genesis, w którym opis potopu najwyraźniej mówi o dwóch źródłach pochodzenia wody: z upustów nieba (woda padająca z góry) oraz z tryskających źródeł Wielkiej Otchłani (woda z dołu). Przyznam, że ten opis i mnie jakoś nie pasuje do wyobrażenia kuli zawierającej wewnątrz lawę, a otoczonej pustką kosmosu, jak nas uczy dzisiejsza wiedza. Również drugi cytat nie tłumaczy, gdzie się ta ogromna ilość wody podziała? Według Pisma Świętego: wróciła (spłynęła?) do Wielkiej Otchłani, bo przecież nie wyparowała. Ale i to ma kolejną warstwę tajemnicy, jest bowiem mowa o “zamknięciu się zbiorników Wielkiej Otchłani” co spowodowało ustanie deszczu. Czyżby ta woda u góry była połączona z tą w dole? Gdzie więc według Księgi Genesis w rzeczywistości przebywa woda świata? I czym jest nasz świat otoczony?
To tylko dwa fragmenty z Biblii budzące masę pytań. A są i inne, na których brzmienie wybitne umysły wpadają w złość i żądają wyproszenia delikwenta z sali. Np. o istnieniu gigantów zgładzonych właśnie rzeczonym potopem, a których istnieniu zaprzecza się “naukowo” wbrew niezliczonym znaleziskom archeologicznym.
Są też przykłady wręcz zaprzeczania “w imię nauki” prawdziwości Biblii np. jakim prawem Maryja miała stać pod Krzyżem Syna, skoro rzymskie prawo zabraniało tego rodzinom skazanym. Nie sięga się “w imię tejże nauki” do innych pism, m.in. Bł. Katarzyny Emmerich, gdzie jest powiedziane w sposób logiczny, zamykający mistrzowską klamrą tę sekwencję zdarzeń, że to litościwy Longinus dopuścił Matkę Boża wraz z grupą wiernych pod krzyż, ryzykując konsekwencjami służbowymi. Być może w nagrodę za to Jezus go nawrócił i uleczył mu wzrok (był zezowaty).
Oto przykład, jaki ciekawy można rozwinąć dyskurs, zastępując dąsy i szyderstwa. Czy nie właśnie po to ustanowiony został Legion?
Równie ciekawe pytania może nasuwać scena kuszenia Chrystusa, gdy “diabeł zabrał Jezusa na wysoką górę i pokazał Mu wszystkie królestwa świata, w całym ich przepychu” (Mt 4,8). W jaki sposób z najwyższej nawet góry można jednocześnie zobaczyć “wszystkie królestwa świata”, jeśli ma on być kulą? Czy więc nie mają prawa do pytań “płaskoziemcy”, jak się ich tu szyderczo nazywa, jakby cierpieli na jakiś rodzaj “płaskostopia mózgu”?
Od zagłuszania pytań były kiedyś zagłuszarki Wolnej Europy, która była w peerelu głosem z tzw. wolnego świata. Teraz zagłuszarkami są dziennikarze, ujadający, bo czasem trudno nazwać to wypowiedzią, na kogoś, kto ośmieliłby się głosić poglądy sprzeczne z linią obowiązującą w mainstreamie. Byłoby bardzo źle, gdyby Legion poszedł tą drogą.
Mamy wszak w pamięci, co w czasie katastrofy smoleńskiej wygadywały autorytety z tytułami, broniące tezy o “pancernej brzozie” wbrew elementarnym faktom z balistyki. I z całkiem niedawna – trwający bezwstydnie przez 2 lata show kowidowy, też ozdobiony wianuszkiem dostojnych głów wygadujących tak wierutne bzdury, że student medycyny z 4 roku łapał się za głowę.
Ale to chyba nie do mnie, bo powinniśmy przynajmniej się starać uznawać prawo blogera na jego blogu do autonomii w zakresie decydowania o powyższym. ANALOGICZNIE Do dziś mam wyrzuty sumienia jeżeli chodzi o przeszłość w kontekście J.S. (nie chodzi o ad personam)
“Równie ciekawe pytania można zadać czytając scenę kuszenia Chrystusa, kiedy to “diabeł zabrał Jezusa na wysoką górę i pokazał Mu wszystkie królestwa świata, w całym ich przepychu” (Mt 4,8).
W jakim sposób z najwyższej nawet góry można było zobaczyć “wszystkie królestwa świata”, jeśli jest on być kulą? Czy więc nie mają prawa do takich pytań “płaskoziemcy”, jak się ich tutaj szyderczo nazywa, jakby cierpieli na jakiś rodzaj “płaskostopia mózgu”?”.
————-
1. Określenie “płaskoziemiec” nie jest szydercze, jest skrótowym określeniem osoby głoszącej pogląd, że Ziemia jest płaska.
2. Diabeł pokazał z góry “wszystkie królestwa świata”. Jeżeli Ziemia byłaby płaska to i bez diabła by było to widać. Proszę nie brać wszystkich stwierdzeń z Biblii dosłownie.
3. Zadawać pytania nawet ewidentnie bez sensu można. Odpowiadać nie należy, bo wchodzi się w relację z głupotą.
4. Tego typu jegomoście jak @seaman po prostu trollują dyskurs publiczny, co widać na załączonym obrazku.
Ale to chyba nie do mnie
Do kogoś musiałem skierować swój apel “W obronie komentatora”, a do kogóżby jak nie do Admina? Zwłaszcza, że do Ciebie kierowane są wezwania o zamknięcie mu ust.
Natomiast napomknienie o sprawie J.S. sprzed paru lat – rzekomo wg. Ciebie analogicznej – biorę jak najbardziej do siebie i uważam, że jest ono nie na miejscu. Wówczas blogera wyautowano za agresywne komentarze ad personam. W tym przypadku ta okoliczność nie zachodzi.
Zachodzi pytanie, czy tematyka popularno-naukowa ma sens bycia na tym portalu.
To, ze PŁ węxmoe w obrone kazdego ignoranta , który ze mna polemizuje było do przerwidzenia. Natomiast nie moze tak byc że byle opinie domorosłych ignorantów maja taka sama wagę jak dorobek naukowy pokoleń wybitnych fizyków i astrogizyków, bo oto ktos przeczytał jakiegos Dana Browna od kosmologii i uwaza, ze to jest równoważne temu, ze zdjecia Ziemi wykonywane z kosmosu, a bodaj transimsje telewizyjne z ISS wskazujce kązdemu ktoma oczy kulistośc Ziemi sa tej samej kategorii , co wypisywanie bredni [przerz rozmaitych seamanów.
Wyjścire jest takie, że administacja kasuje całosc komentarzy pod ta notka.
Nier moge pozwolic na to, że PŁ , korzystając z immunitetu administartora będzie mi ośmieszał tematykę, w której “siedzę” i to dosyc mocno ponad pół wieku.
Abstarhuje od tego, ze dziwne jest dla mnie że zagllada na mój blog.
Oczywiscie, zajrzał aby wesprzeć oniryczne wizje seamana. Zdaje sie , ze poprze kazdego, byle kontestował treśc moich notek.
Natomiast o ile mamy traktować sioe powaznie, nie mozna tolerować osobników, którzy uopiieraja sier, ze załogowe loty na Ksieyc to fake, a Ziemia jest płaska.
oraz tych, którzy uwazają, że ci osobnicy maja swoje racje, aby tak uważać..
Bo to przypomina pijacką bójkę w domu wariatów.
czytam, pozdrawiam, niestety same argumenty “ad personam”
Odpowiem na wszystkie ostatnie 3 komentarze, ale nie w tej chwili. Jeden z komentarzy Seamana nie został zaakceptowany przez Stan Orda i to się mieści w regule.
Ad. 1 oczywiście, jest to określenie dość nieprzyjazne, oględnie mówiąc.
Ad 2 Diabeł nie wiedział, że Jezus jest Bogiem. Widział w nim niezwykłego człowieka, proroka i przyjmował „ludzki” punkt widzenia. Bo Stwórcy Świata żadna przecież góra nie jest potrzebna, jak Pan zauważył, i w tym sensie określenie „najwyższa góra” jest zapewne wyrażeniem poetyckim, metaforą, jakich pełno jest w stylistyce tekstów Pisma Świętego. Do nich też odnoszę Pana poradę, bym „nie brał dosłownie wszystkich stwierdzeń Biblii”. Dziękuję, choć wolałbym żeby Pan zdradził, skąd czerpie wiedzę na temat tych stwierdzeń Pisma Świętego, które winno się brać takimi, jakimi je powiedział sam Bóg, a na które przeciwnie, możemy “przymknąć oko”. Ufam, że należy Pan jak większość Legionistów i jak każdy człowiek Wiary, do ludzi szanujących słowa Świętej Księgi i nie zamierza zmieniać ich „ani o jotę”.
Nadal więc nie jest jasny powód, dla którego powstał tak szczegółowy opis oglądania całej Ziemi („wszystkie królestwa”) – jakby płaskiego terytorium z jakiegoś wysokiego punktu, gdy na przykład można było wyrazić się, że „pofrunęli by w locie obejrzeć te zasoby”.
Ad 3. Pisze Pan o „głupocie” komentatora, co jest o krok dalej od „płaskoziemca”. A więc rzeczywiście chce Pan go zdyskredytować i obrazić, (pisze też Pan że jest „trolem”). A ja w jego wypowiedziach nie znajduje nic ponad dociekliwość szperacza. Pobieżnie sprawdziłem niektóre podane przez niego linki i rzeczywiście, w poważnym świecie naukowym istnieje dyskurs na temat oszustwa, jakiego miałby dopuścić się Einstein. Prof. Roberto A. Monti z Uniwersytetu w Padwie jest autorem publikacji na ten temat m.in. w piśmie naukowym Acta Scientiarum. Technology https://doi.org/10.4025/actascitechnol.v21i0.3023 Dowodzi tam spraw rewolucyjnych dla osób nie będących, jak to się mówi, w temacie:
1) Eksperyment Michelsona-Morleya-Millera nigdy nie dał “wyniku zerowego”, w przeciwieństwie do tego, co powszechnie podaje się w większości podręczników fizyki.
2) Eksperymentalne wyniki zaćmienia Słońca z 1919 roku nigdy nie “udowodniły” teorii względności Einsteina. “Różnica” między newtonowskim a einsteinowskim ugięciem wiązki światła nigdy nie została “potwierdzona” po 1919 roku. Wręcz przeciwnie, w 1960 roku wyniki eksperymentów przeprowadzonych przez Pounda i Rebkę wykazały, że energia (lub masa) światła podlega grawitacji newtonowskiej w taki sam sposób jak zwykła materia.
3) “Wielki Wybuch” nigdy nie miał miejsca. Eksperymentalne dowody przedstawione przez Hubble’a i Nernsta jasno dowiodły, że Wszechświat się nie rozszerza. Wynik ten zawsze był potwierdzany przez dane astrofizyczne i fizykę elementarną” (tłumaczenie z ang. P.Ł.):
Swe wywody prof. Monti opatruje bardzo ostrym komentarzem oskarżającym współczesną naukę: „Nadszedł czas, aby wyjaśnić [te] główne elementy dezinformacji powszechnie nauczane w szkołach i na uniwersytetach na całym świecie”.
—————
Spraw dotyczących NASA czy Keplera z braku czasu nie badałem, ale sądzę, że gdyby pogrzebać, niejedno by się znalazło. Np. poruszony przez Seamana temat fake’u amerykańskiego lądowania na Księżycu. Ponieważ interesuję się filmem, bliska mi jest osoba Stanley’a Kubricka, reżysera m.in. arcydzieła kina sci-fi Space Oddyssey 2000. Czytałem mnóstwo doniesień, w tym nieoficjalne jego wypowiedzi, gdzie nie zaprzeczał podejrzeniom, że został zatrudniony przez oficjalne czynniki amerykańskie do sfabrykowania lądowania na Księżycu (chodziło o zdystansowanie Sowietów). Po jego nagłej śmierci w marcu 1999 r. wywiadu udzieliła też jego żona, która twierdziła, że go zamordowano. Mówiła (widziałem ten wywiad, obecnie niedostępny w sieci) o nachodzących go w domu grupach tajemniczych osób. Był potem zdenerwowany i twierdził, że na coś „nigdy się nie zgodzi”. Może chodziło o sprawy związane z tym pseudo-dokumentem, o ile go sfabrykował, a może o niektóre demaskatorskie fragmenty jego innego filmu „Oczy szeroko zamknięte”, traktującego o mrocznych sprawkach u Rotszyldów? Jako członek loży masońskiej, nakręcił tam fragmenty ukazujące orgiastyczno-satanistyczne obrzędy, którym się oddają. Także więc i ten wątek, jest zgodnie z posiadaną przeze mnie dziś wiedzą, jak najbardziej „rozwojowy” i powinien niektórych, zbyt chętnych do szafowania inwektywami, skłonić do powściągnięcia temperamentu. Zwłaszcza, jeśli się tematu dostatecznie nie zgłębiło.
Widzę, że Pana nienawiść do PŁ nie ustaje, choć od czasu sprowokowanych przez Pana wydarzeń, po których nawet wydusił Pan z siebie jakieś przeprosiny, omijam Pańskie wpisy i jeśli odzywam się, to do innych blogerów.
Chyba czegoś Pan nadal nie rozumie. Publikuje Pan na publicznym portalu i każdy bloger ma prawo poruszać się po nim jak chce. Jeszcze nie jest Pan właścicielem tego portalu, choć przynajmniej zdradził się, w co chciałby go przekształcić: w jakąś krzyżówkę zapamiętanych z peerelu pism popularnonaukowych w rodzaju “Mówią wieki” czy “Dookoła świata”. Ale czy po to powstał Legion, który miał być schronieniem dla wolnych dusz i umysłów? Na czas coraz cięższych doświadczeń, który właśnie przeżywamy? (Jest to pytanie retoryczne, bo nie zamierzam o tym z Panem dyskutować).
Nie rozumiem jaki to ma związek z tematem. Jestem na portalach w necie już ponad 20 lat i pewne metody są dla mnie dość przejrzyste. Nie mogę wykluczyć że komentarze seamana to prowokacja obliczona na to, abym zareagował ostro i byłby to powód do wyrzucenia mnie z tego portalu jako niepoprawnego chama i chuligana. Kto mógłby być pomysłodawcą i inicjatorem podobnej prowokacji, to trop prowadzi wedle zasady uderz w stół, a nożyce z pewnością się odezwą.
Reasumując, gdyby Pan by tak uprzejmy by omijać mój blog, byłbym niewymownie wdzięczny.
Swoje biblijne i ortodoksyjne asocjacje może przecież Pan do woli prezentować na swoim blogu.
Nie mogę wykluczyć że komentarze seamana to prowokacja obliczona na to, abym zareagował ostro i byłby to powód do wyrzucenia mnie z tego portalu jako niepoprawnego chama i chuligana. Kto mógłby być pomysłodawcą i inicjatorem podobnej prowokacji, to trop prowadzi wedle zasady uderz w stół, a nożyce z pewnością się odezwą.
Rozumiem z tego, że to PŁ wspólnie z Seamanem uknuli spisek by wysiudać Pana z Legionu? Wie Pan co, nie wiem śmiać się czy płakać. Nie chciałbym wchodzić w sferę inwektyw, w których to Pan jest specjalistą, ale medyk powiedziałby: mania prześladowcza alb o i paranoja. Na pewno nie jest to zachętą do odwiedzin u Pana, ale komentarze czytam dla powinności funkcyjnej i tej uprzejmości nie mogę Panu obiecać.
Pan czytając może nawet turlać się ze śmiechu, byle niczego Pan nie wpisywał.
I tak, przez [znaną] łagodnośc Admina uparci wariaci robią gnój na Legionie.
Dziękuję za życzliwe potraktowanie moich uwag do powyższego artykułu oraz odniesienie się do niektórych linków, które pozwoliłem sobie zamieścić na tym znakomitym portalu “Legion św. Ekspedyta”.
– ad. Kubrick. Jest na youtube film z ostatniego wywiadu Mistrza, w którym mówi, że nie mozna polecieć na Ksiezyc z powodu pasów van Allena. Mistrz w tym wywiadzie wygląda niestety bardzo źle, (według mnie bardzo posunięta miażdżyca, SM) za parę dni umarł.
– ad. Rotschyldowie. Temat olbrzymi i pasjonujący, raczej w stylu satanistycznego horroru, a zatem nic nowego w Hollywoodzie, czyli w USA.
– zaćmienia Słońca, Eddington, grawitacja, Big Bang, tu cytuję:
“Eksperyment Michelsona-Morleya-Millera nigdy nie dał “wyniku zerowego”, w przeciwieństwie do tego, co powszechnie podaje się w większości podręczników fizyki”
-Michelson podał fałszywe wyniki. Zarówno Michelsonowi, jak i Ensteinowi śpieszyło się do sławy – za wszelką cenę.
pozdrawiam
Spisek między mną a PŁ – to oczywiście paranoja blogera Stan orda.
Adminie drogi! Przecież w ten sposób umacnia się relatywizm i tolerancja – w tym wypadku dla bredni. Ze szkodą dla portalu.
PŁ zaprezentował w replice do mnie dwie rzeczy:
– przedstawił powszechnie znane w nauce wątpliwości
– udowodnił że nie rozumie, że kłamstwo najlepiej podać w otoczce prawdy.
Ocenę PŁ zostawię dla siebie. Proponował bym zamknąć temat płaskiej Ziemi i PŁ bo się robi niepoważnie.
To autor bloga decyduje czy chce mieć takiego a nie innego komentatora. My możemy wyrazić swoje zdanie, sugestię oraz oczywiście decydować arbitralnie czego jak najczęściej chcę unikać.
Przeczytałem swego czasu, jeszcze raz komentarze i dyskusje, nie tylko w przywołanym przypadku i takie mam zdanie, starając się ocenić sprawiedliwie.
Każda, w miarę istotna tematyka z różnych kategorii ma sens. Reakcja, brak reakcji lub nie taka jakiej oczekujemy nie ma według mnie decydującego znaczenia w kontekście sensu; najwyżej nie sprawia nam satysfakcji.
Pana postulat w zakresie cenzurowania inkryminowanych komentarzy został spełniony. Reszta z punktu mojego widzenia dość subiektywnego jest dla mnie” biciem piany” /nie wszystko/.
Dodatkowo: nie lubię animozji i staram się je zawsze załagodzić, tym bardziej, że wzajemna oceny intencji, wiem to z doświadczenia jest często przesadzona w zła stronę.
Nie jest Pan mile widziany na blogu -nie jest tolerowany przez Autora. Takie są fakty. Nie ma Pan “bana” całkowitego na portalu. Autor i spontaniczni et consortes nie chcą z Panem rozmawiać w kontekście przywołanych przez Pana wątpliwości. W tym sensie sprawa jest zakończona (na blogu “Stan Orda”)
Panie Profesorze, mleko się rozlało. Zapewniam Pana poza naszą burtą znalazło się nie mało, nie mało… płyniemy dalej.
Nie było celem mojej interwencji propagowanie płaskiej czy kwadratowej ziemi. Trzeba wiele stronniczej wyobraźni, aby tak ocenić moje komentarze, dość rozbudowane zarówno w treści jak i odniesieniach i starające się po prostu z innej strony spojrzeć na te zagadnienia. Takie prawo należało dać również p. Seamanowi, zwłaszcza że nikogo personalnie nie obraził a jedynie wyraził odmienne zapatrywania.
Zamiast tego rzucono się na niego – za te komentarze zapewne dyskusyjne, ale czemu nie? skoro poważni ludzie w świecie też się tym zajmują, co wykazałem w swoich komentarzach – jak i teraz na mnie. Pan Orda znalazł towarzysza broni w prof. Dakowskim, który właśnie przed chwilą był łaskaw z wdziękiem właściwym dzisiejszej elicie uniwersyteckiej, nazwać mnie “upartym wariatem”, który “robi gnój na Legionie”. Zażenowany tymi określeniami, przypominam, że to nie on zakładał ten portal, nie on na niego łoży i nie od niego oczekuje się recenzowania. Dodam cytat z Fredry: “Znaj proporcją, mocium panie”.
Bez obaw. Są tu też tacy, którzy potrafią czytać. Ze zrozumieniem. :)
To już nie pierwszy raz, gdy kwestie na pozór oczywiste i udowodnione “ponad wszelką wątpliwość”, na tym portalu poruszane odmiennie, budzą zajadłe reakcje tych, którzy za autorytety się uważają, bądź posiadają przymioty autorytetów formalnych. Co do kształtu Ziemi i kwestii z tym związanych. Pan Orda, onegdaj popełnił wpis u tego Maciejewskiego o m.in. biegunach i tam zasygnalizował pewne odmienności, co do położenia geograficznego bieguna północnego i południowego. Błaha sprawa równoleżnika zero na południu. Niech przypomni sobie ten wpis i wyjaśni, z jakiegoż to powodu miały by być jakoweś różnice, skoro kula
na górze”, czy na “dole”, jest w istocie analogiczna konstrukcyjnie. I konstrukcja geody, co do zasady temu nie stoi na przeszkodzie.
A pan profesor wrzucając, jak leci na swym portalu, niech określi się co do kowidka. Czy uznaje jego fikcyjność, czy jednak akceptuje jego istnienie, a jedynie metody reakcji budzą jego sprzeciw. Bo zestawianie przeciwstawnych poglądów po jednej stronie, budzi dysonans poznawczy i mąci ludziom w głowach.
ps proszę obejrzeć wywiad Hermaszewskiego z dziennikarzem w Kwidzynie. Polecam końcówkę. Czy rzeczywiście była to, li tylko szydera jedynego Polaka, który był w kosmosie oficjalnie?
“Trzeba się cieszyć każdym najmniejszym drobiazgiem. Byle to trwało jak najdłużej” ” radzi Sylvia Plath. A ja dziś kosztowałem pierwsze polskie truskawki, całkiem smaczne i słodkie, choć o miesiąc za wczesne. Pański wpis do tych małych radości się dodaje. Dziękuję i pozdrawiam :-)
ps
wczorajsze wydarzenia w, nomen omen Handlovej, wypisz wymaluj odwzorowują inscenizację na WOŚP z Adamowiczem.
Ta sama narracja, ten sam klimat medialny, te same słowa “nienawiść” etc. no i “wdowa” się ozwała Urbi et Orbi, z takim samym przekazem, jak prezydent Słowacji i Szymuś w orędziu.
Te metody są tak żałosne, powtarzalne i infantylne, jak cywilizacja, którą za ich pomocą próbują narzucić.
Niestety, to jest polska choroba na “autorytety”. Polskie społeczeństwo, od paru pokoleń pozbawione prawdziwych elit, oduczyło się odróżniać prawdziwy brylant od szkiełka. Jednak nie to jest dla mnie najprzykrzejsze, ale nieuctwo wielu “profesorów”. Status nadawany im przez nich samych i przez bezkrytyczne uwielbienie społeczne, budzi w nich ukochanie własnego “kapłaństwa” i nie znoszą, wprost reagują histerycznie, kiedy im to ktoś rzeczywiście, lub w sposób przez nich urojony, zakwestionuje.
A jakie bzdury potrafią lęgnąć się w ich głowach, widzieliśmy w ostatnich latach aż nadto.
Dlaczego żaden z poważnych historyków nie zajął się na przykład nieznaną zupełnie Polakom częścią Pocztu Królów Polskich, który wisi sobie skromnie od stu lat w korytarzu na Jasnej Górze? Jakim cudem zniknęli z podręczników historii dumni władcy naszej starożytnej Lehii, sprzed króla Mieszka? On jest w tym poczcie dopiero 15ty. Kto jest temu winien? Czy tylko “historycy” w rodzaju matki Michnika, którzy po 1945 r. dzieciom polskim fabrykowali zakłamaną polską historię, aby przypadkiem nie popadły w coś tak okropnego, jak “duma narodowa”?
Naszą historię nam wmówiono klechdami w rodzaju Starej Baśni – że zaczęliśmy się od Mieszka I, a przedtem to były tylko bory, kurne chaty i święte dęby. A przecież koło Radomia niedawno odkopano wielotysięczne (!!) co do populacji osady z hutami z czasów starszych niż kultura żelaza na Zachodzie. Brakuje więc nam co najmniej tysiąca lat historii sprzed Mieszka, o które nikt się nie upomina, bo nic nikt o tym nie wie. I nie chce się nikomu ruszyć poza obszar własnej bańki myślowej.
A tę wypowiedź Hermaszewskiego znam. Też jest przemilczana. On sam zresztą nie obnosił się z tą wiedzą, i pewnie z tego samego powodu: że go zakrzyczą, wyśmieją a na koniec zamkną w wariatkowie. Taki oto mamy w Polsce “głód wiedzy”.
Szanowny, niczego nie zrozumiałeś z przywołanego poprzedniego mojego tekstu jak też niczego z obecnego. Swoje nierozumienie wysuwasz jako argument, który ma mieć jakieś znaczenie. Zapewne ma to takie znaczenie dla Ciebie, ale dla nikogo poza tym.
Myślę, że zrozumiałem sporo, a jeśli nie, to proszę łaskawie mi to wyjaśnić. Szanowny…
Szanowny Panie, od początku istnienia portalu, wchodzisz pan na naszą stronę jak ćwiok do obory i wszczynasz pan awantury, poniżając gospodarzy i właścicieli portalu.
Masz pan swój portal, to go sobie pilnuj wg własnego uznania, Pana rady na tym portalu są zbędne. Jak nie potrafisz się pan zachować jako gość, to “to fora ze dwora”
Ps. Obraźliwe słowa pod adresem szanownego pana zostały użyte celowo, bo do pewnych osób inaczej trafić nie można.
Ps.2. Stan orda, przepraszam za komentarz na nie temat, ale zachowanie pana Mirosława Dakowskiego wymagało zajęcia stanowiska. Dlatego też proszę go nie kasować.
Jeszcze raz przepraszam.
Kwestii istotnych jest tu wiele. Co się zaś tyczy akademii, to w istocie jedynie Józef Wieczorek ten temat systematycznie, metodycznie i konsekwentnie drąży na należytym poziomie. Jeden człowiek na cały kraj. To chyba wystarcza za cały komentarz.
Ten pan ma zwyczaj obrażać ludzi bez podawania istotnego powodu. Znam takie osoby, które uważają dzień za źle rozpoczęty, jeśli nie zrobią sceny w sklepiku o zwiędły koperek. Proszę się nie przejmować.
Dlaczego Admin występuje publicznie jako adwokat autora bloga? Czyżby pan O. stracił władzę w palcach i nie mógł tego sam wystukać? Z tego co czytam, pan Seaman jest człowiekiem oczytanym i kulturalnym i zapewne nie będzie się pchał tam, gdzie go nie proszono.
Byłoby dobrze, gdyby Admin podał naruszające blogerski kodeks wyrażenie (a) Seamana, uzasadniające tak surową interwencję Redakcji portalu.
Witaj Klaro, współtwórczyni Legionu! Czas najwyższy, abyś się tu częściej pojawiała. Pozdrawiam.
Nie mam ani checi ani potrzeby udzielania korepetycji z dosyć specjalistycznej dziedziny. O ile wiem nie ma przymusu komentowania tekstów, zwłasjcza jeśli ich nie zrozumiało się. Sytuowanie się do zagadnienia ztakiej pozycji,ze skoro ja czego nie rozumiem, to nie oże to mieć sensu, jest bez sensu.
Z mojej strony to tyle i więcej nie będzie.
Kopać sie koniem się nie mam przyjemności, czyli czy to z Toba , czy też z innymi.
Wracamy do magla? Nie skorzystam z zaproszenia. Napisałem już, że Autor ma autonomię na swoim blogu w zakresie kogo chce na nim gościć a kogo nie.
Aktualnie Seaman nie ma nawet moderacji i mam nadzieję, że uszanuje prośbę stan orda natomiast może komentować do woli na całym naszym portalu.
Tak wygląda uproszczony rozkład jazdy. Poza tym wolność z uszanowaniem prawdy obiektywnej i szacunek do bliźniego, a to niezmiennie, od czasu do czasu szwankuje u wielu z nas w mniejszym lub większym stopniu.
Kończę dyskusję w tym temacie, ale Pańska odpowiedź jest dokładnie taka, jakiej się spodziewałem. Czyli, charakterystyczna dla zadufanych w sobie zawodowych prowokatorów.
Witaj, jeszcze trochę cierpliwości. Już mam nową komórkę. W przyszłym tygodniu zajmę się komputerem. Pozdrawiam.
Ps. autora notki jeszcze raz przepraszam za “prywatę”.
Moja prośba o udokumentowanie Twojej wypowiedzi jest “zaproszeniem do magla”? Hm.
Tak. Odbieram to jako maglowanie względnie wałkowanie tematu
Autor bloga wyraźnie napisał: “Jak mogę zablokować niechcianego komentatora?”
Autor bloga może korzystać z prawa blokowania danego komentatora. To funkcjonuje u nas od dawna. Inną sprawą jest ocena czy robi z tego prawa dobry czy zły użytek.
Autor bloga może korzystać z prawa blokowania danego komentatora(…) Inną sprawą jest ocena czy robi z tego prawa dobry czy zły użytek.
Czegoś tu nie rozumiem. Więc jeśli ktoś dla własnego widzimisię i bez istotnego powodu zaatakuje i wykpi drugiego blogera – choć ten uzasadnił swój punkt widzenia argumentując w miarę uprzejmie i podając linki oraz nazwiska – a potem zwróci się do Admina, żeby jeszcze tej ofierze dokopał, aby przypadkiem nie rozwinęła się dyskusja na ten temat, to Zarząd portalu posłusznie to wykonuje?
Przecież istnieje coś takiego jak świadome kształtowanie profilu portalu, zgodnie z założeniami jego twórców. A jeśli tutaj ogon macha psem, to chyba coś jest nie tak.
Zaś domaganie się przeze mnie zdefiniowania przyczyn, dla których podjęto decyzję o zamknięciu ust blogerowi, który jedynie tym zawinił, że jego poglądy nie podobają się dwóm samozwańczym “autorytetom” na Legionie, jest próbą ratowania zasad kodeksu blogerskiego a nie “maglowaniem” tematu, jak to ładnie nazwałeś.
Celowo piszę o tym na publicznym forum, gdyż chodzi o rzecz zbyt ważną. O zachowanie prawa do wolności wypowiedzi, zwłaszcza gdy czyjeś poglądy kneblowane są pod płaszczykiem “obrony nauki” przez cadyków lokalnego kahału.
Napisz w takim razie notkę na ten temat i podyskutujemy o tym na forum
Miło mi jest powitać Cię w gronie obrońców wolności słowa na portalu ;-) mam nadzieję, że to będzie stały kurs, bo dotychczasowe mielizny na które trafiałeś hamowały Cię dotychczas przed rozwinięciem żagla i tej chorągwi na wietrze wolności. Przypominam o wyrzuceniu Aliny z Twojego bloga, o wielokrotnym domaganiu się wyrzucenia Elig. I o przypadku niesprawiedliwości, którą i ja mam na sumieniu wobec J.S. (poza ad personam)
Ale, tak jak napisałem, temat ważny w dzisiejszych czasach wirtualnych przepychanek, dlatego- napisz Notkę i podyskutujemy, być może uściślając regułę.
Miło mi jest Cię powitać w gronie obrońców wolności słowa
dotychczasowe mielizny na które trafiałeś hamowały Cię dotychczas przed rozwinięciem żagla i tej chorągwi na wietrze wolności.
Widzę, że wciąż nie odróżniasz sytuacji, o której obecnie mowa, od tamtych spraw, gdy wypowiedzi blogerek (o których uprzejmie wspominasz, używając ich nicków) były pełne ataków osobistych poniżej pasa i to nawet dosłownie, bo nie wykluczając (w przypadku jednej z nich) wulgarnych odniesień seksualnych.
Nie chcę tu tego cytować, bo pamięci powinno Ci starczyć, by dojrzeć, jak bardzo różniło się tamto od obecnych niewinnych wypowiedzi Seamana. Wtedy nie chodziło o żadną “zagrożoną wolność wypowiedzi” ale wykorzystywanie jej do jawnego chamstwa.
Również nie spodziewałem się Twej złośliwości dotyczącej mego, poddawanego przez Ciebie w wątpliwość, przywiązania do wolności słowa. Nie zamierzam Ciebie informować o swej biografii, bo w znacznym stopniu ją znasz i wiesz, że przywiązaniu do wolności niejednokrotnie dawałem wyraz. Z powodu różnicy wieku nie możesz tego tak dobrze znać jak ja, łącznie ze smakiem więziennego chleba.
Przypomnę ci za to nasze niedawne rozmowy, gdy mówiliśmy o nasilającym się rozbijackim trollingu na portalach wolnościowych. Sądzę, że scenariusz obecnej niesnaski jest tego sygnałem.
Trochę zdumiała mnie dyskusja pod blogiem pana Stana Ordy (jeśli dobrze odmieniam). Będąc z natury podejrzliwcem, powziąłem nawet podejrzenie, że może to taka „ustawka”, żart czy prowokacja wytrawnych erudytów skierowana do mniej wyrafinowanych intelektualnie gości portalu. Więc z „ostrożności procesowej”, aby nie wyjść na głupka, skomentuję to tak: Epitetem „płaskoziemiec” szafuje się teraz hojnie, zarówno w sensie metaforycznym, jak i dosłownym. Jeśli chodzi o dosłowne zastosowanie, to nie wyobrażam sobie, żeby dla przytłaczającej większości ludzi, teraz i w przeszłości ich osobiste przekonania o tym, jak wygląda Ziemia miały dla ich życia jakiekolwiek znaczenie. Czy to będę ja, trochę cytogenetyk, trochę hodowca tytoniu, czy to będzie kucharz, programista komputerowy, akwizytor, lekarz, śpiewak operowy, rolnik, you name it, w ich codziennej pracy i całym ich bytowaniu ani to im pomoże, ani zaszkodzi. Myślę, że nawet geodeta rozrysowujący plan osiedla, czy nawet całej miejscowości może mieć ewentualną krzywiznę ziemi w głębokim poważaniu. Żeglarz, czy dawny czy obecny, szczególnie dalekosiężny może mieć już z tym trochę kłopotu, a przypadku lotnika, czy kogoś sterującego np. lotem rakiety balistycznej kłopot może już być całkiem spory. Geografów i astronomów chyba lepiej zostawmy w naszych rozważaniach na boku. Tak czy inaczej, tych wszystkich, którym takie czy inne wyobrażenie o kształcie ziemi może utrudnić życie, jest bardzo niewielu. A już na pewno nikomu nie przeszkodzi w snuciu rozważań religijnych, moralnych i politycznych, chociażby to były nawet rozważania geopolityczne i globalistyczne (no, może płaskoziemiec brzydziłby się tym ostatnim terminem). Tak więc mając na uwadze, czym zajmują się blogerzy i komentatorzy na tym portalu, ich rozemocjonowanie jakie budzi w nich kształt naszej kochanej Ziemi, czy jak chcą niektórzy „planety” jest moim zdaniem nieco przesadzone. Osobiście, zważywszy na jej kobiecość, o czym zaświadcza sama nazwa i odrzucając tutaj pryncypialnie wszelkie genderactwo, zdecydowanie wolę Ziemię dobrze zaokrągloną tu i tam, niż Ziemię płaską, nie przymierzając, jak deska.
Errata: rakietami balistycznymi z założenia nie da się chyba sterować. Mój błąd. Ale może istnieją rakiety dalekiego zasięgu typu cruise.
Otóż, kwestia ta ma znaczenie, choćby w kontekście wiarygodności ludzi, którzy opowiadają się po stronie nieprawdy. W tym, m.in. ujęciu ma to ogromne znaczenie.
Szanowny, czy aby na pewno akuratnie to ty jesteś depozytariuszem prawdy w tej kwestii? I z tej racji możesz orzekać o tym, co jest prawdą oraz co nią nie jest?
Czy może tylko ci się tak wydaje.
A pytanie zasadnicze brzmi: dlaczego tak ci się wydaje.
Nie jestem, co więcej, założenie, że istnieje “depozyt prawdy” implikuje jej limitowanie, a to w swej istocie, jest już złe. I to jest chyba, przynajmniej na tym portalu, dość zrozumiałe. Szanowny.
A Pan stan orda ma monopol na prawdę?Jeżeli to pańska prawda to zgoda,
każdy ma swoją wersję prawdy.No jak są ci kosmici(oprócz ludzi)
czy ich nie ma?
Coś fantastycznego. Całkiem sporo komentarzy pod notką i żaden nie jest ad meritum.
Czyli w temacie astrofizyki cieniuteńko, ale za to w jałowych pyskówkach widać wyraźną rutynę i wprawę.
Tak trzymać, w braku czegoś innego. Tylko ze takiego kometowania pozytku tyle, co z psa gnoju.
Spróbuj odgadnąć .
Możesz próbować trzykrotnie.
Otóż istnieje depozyt prawdy. W różnych dziedzinach nauki taki depozyt jest podstawa rozwoju danej dziedziny wiedzy.
Np. do tego depozytu zaliczaamy tabliczke mnozżnia. I jej istnienie implikuje limitowanie dowolnosci w rachowaniu.
Jest to bardzo dobre.
Jedyne co dziwi, to to , ze na tym portalu jest to tak trudno zrozumiałe.
A ja sobie patrzę na księżyc i tak jakoś te jego
ubywanie i przybywanie pokazuje, że
sierp chyba ma swoją przyczynę,
bo jakie światło powoduje jego systematyczne przyćmienie co 29 dni
( znowu wyjdą tysięczne nieścisłości)
i do tego taką a nie inną formę?!
Trójkąt nie da sierpa, ani 5 czy 6 ramienna szmata debiliady piekielnej, nie da nowiu,
ale co ja tam wiem, tylko patrzę i . . . konstatuję . . .
Mówimy o dwóch różnych znaczeniach słowa “depozyt”. W ten sposób można kierować dyskusję w dowolnym kierunku i wyprowadzać wnioski rozmaite i upierać się, że są one zgodne z zasadami logiki formalnej. Ale czy o to chodzi.
A co do astrofizyki. Nie jestem w tej dziedzinie fachowcem, analogicznie jak w dziedzinie, w której funkcjonował ośrodek w Dubnej. Niemniej, nie oznacza to, że kwestie z tym związane nie mogą być wykładane na zadach ogólnych. Cała wiedza jaką się nam z astrofizyki przekazuje pochodzi ze źródeł nieweryfikowalnych merytorycznie dla przeciętnego człowieka, poza filtrem: zmysłów, logiki i zdrowego rozsądku.
A zatem jest to coś na kształt gnozy.
Zatem autorytatywne i ex cathedra pouczanie ludzi, którzy próbują się do tej gnozy odnieść krytycznie, jest nico nie na miejscu. Próbowałem wielokrotnie dotrzeć do oryginalnych ujęć Ziemi z kosmosu z pierwszych wypraw na przełomie lat 50 tych i 60 tych (szczególnie tych radzieckich) i ni widu, ni słychu.
Ale interesujących wrażeń dostarcza analiza skoku tego Austriaka z 35 km. (tak to przedstawiono oficjalnie) z 2012r.
Mnie wciąz zadziwia pewna maniera, a może mania. Mianowicie dlaczego tzw. humaniści mają nieoparta potrzebę zabierania głosu w kwestiach, w których są kompletnymi ignorantami. Jeśli ktoś zatrzymał się w swojej edukacji fiz.-mat. na etapie tabliczki mnożenia, to nie powinien wypowiadać się w temacie niuansów całkowania po trajektoriach.
A więc co i komu starają się w ten sposób udowodnić?
Po pierwsze granica pomiędzy ignorancją humanistów, a niehumanistów jest wytyczana przez ludzi i to zazwyczaj z dużymi deficytami i uzurpujących sobie prawa do nieomylności. Zasada ogólna jest jedna.
Jakie założenia leżą u podstaw paradygmatów, dla udowodnienia których stosuje się określoną metodologię. Założenia te, to kwestia umowna, a więc pewien propagandowy konsensus. Takim np. obecnie konsensusem jest kowidek , transpłciowość, etc.
I proszę mnie tu od ignorantów nie wyzywać, bo pan mnie nie zna i nie wie co wiem, a czego nie wiem.
Rozmowa z takimi ludźmi jak pan, jest co do zasady jałowa i bezprzedmiotowa. W poprzednim wpisie podałem dwie merytoryczne kwestie. Do żadnej się pan nie odniósł, a jedynie nieudolnie mnie pan próbował obrazić i speszyć. I kto tu jest ignorantem?
Masz kompleksy?Jeszcze nie jesteś tak mądry jakbyś chciał?
Wyżej srasz niż dupę masz?
Jak i po co tu trafiłeś, nieszczęśniku?
Bardzo cię drażni i irytuje, że ktoś wie więcej od Ciebie?
Radzę zatem, abyś nie zaglądał na ten blog, bo będziesz musiał się pochlastać z desperacji i frustracji.
To nie były merytoryczne kwestie. Czyli różnimy się odnośnie oceny, co jest kwestią merytoryczną, a co za takową niektórzy uważają.
Zatem nie komentuj w tematyce astrofizycznej.
Nie ma, póki co, takiego przymusu.
Po pierwsze, ja zachowałem formę pan, a pan zaczął mnie tykać. To jest elementarny przejaw braku podstaw kultury.
Po drugie, fakt kwestie przeze mnie powołane nie dotyczą stricte astrofizyki i do tego w zakresie ujętym w komentowanym wpisie. Ale z istoty nimi (czyli kwestiami merytorycznymi) są i są powiązane z treścią wpisu i z treścią komentarzy.
Bez odzewu. Szanowny…..
Może i wiesz więcej,ale czy jesteś mądry?Jeżeli wdajesz się w dyskurs,
który nic nie zmienia to kim jesteś?Jestem takim nieszczęśnikiem
jak miliony innych i Ty też nim jesteś.
Ale po coś się tu przywlókł?
Przecież padało i było ślisko.
Szanowny panie, traktuje pan dyskutantów i portal z pogardą i niczym nie uzasadnioną wyższością. Jeśli tak panu tu źle, to proszę opuścić to miejsce. Jeśli pan nie zmieni swojego postępowania, to zostanie pan zbanowany. Ten wpis proszę traktować jako ostrzeżenie.
Powyższe jest skierowane do autora notki.
Nie uzyskałem odpowiedzi, po co ci dyskutanci wypisują na mój temat androny, zamiast podnosić kwestie ad meritum. Niczego sensownego nie napisali, zamiast tego uraczyli próbkami psychoanalizy tramwajowej na mój temat.
Straszenie mnie banem jest najzupełniej bezcelowe. Neboim se, mam rakovinu.
Tylko tyle pan zrozumiał. No cóż współczuję.
Komunizm trwał krócej niż choroba nowotworowa; tak a propos strachu.
Poczytałem. Przeczytałem.
Pozdrawiam Pana Profesora Dakowskiego.
I, pozostałych.
“LewaNtończyk spolegliwy, lewatywę dobrze znosi.
Chociaż? Mu się nie przelewa. Lewa, lewa, lewa.”
L.J.Kern.
Zostańmy sobą.
Do Boga podobą.
(kocham mój język; polski)
Lewantyńczyk, to nie Kern. To Hery Kutner. Gwoli “ścisłości”, nie tylko nauk.
Dzień dobry,
Zaintrygowało mnie Pana dociekanie co do możliwości płaskiej Ziemi zwłaszcza w kontekście Pana podejrzenia że trafiające od obiegu zdjęcia autorstwa NASA niekoniecznie muszą być prawdziwe.
I przyszła mi do głowy bardzo prosta myśl mogąca dać odpowiedź na Pana wątpliwości w tej kwestii. Odpowiedź zawarta w artykule Szanownego Autora. Jeśli w starożytności Eratostenes wiedział o kulistości Ziemi i na tej podstawie zbudował podobno poprawy myślowo sposób na zmierzenie tej kulistości (geoidalności – na tym poziomie nie jest to istotne) oraz wyliczył promień tej kulistości to przecież, moim skromnym zdaniem, był zupełnie nieświadomy, że kiedyś badania naukowe mogą być traktowane nie tylko jako odnajdywanie wiedzy prawdziwej ale także jako podłoże określonych działań ideologicznych. Stąd śmiem przypuszczać, że te, może jeszcze nieporadne technicznie ale myślowo bardzo dobrze skonstruowane działania empiryczne nie miały w sobie na celu przekazywanie nieprawdy. No bo w jakim celu? A przecież dowiódł, że długość cienia jest różna w zależności od długości geograficznej miejsca na której dokonuje się pomiaru. A więc z czego może wynikać ta różnica pomiaru jeśli nie z zakrzywienia ziemi?
I proszę zauważyć, że w swoim wnioskowaniu nie opieram się na wiedzy aktualnej ale na zasadzie “chłopskiego rozumu” normalnego człowieka :-)
Czy coś dobrego dodałem do przybliżenia się do prawdy?
Pozdrawiam serdecznie wszystkich
Andrzej Sidz
Dzień dobry
Nie dociekam płaskości Ziemi, ani jej kulistości. Tylko zadaję pytania. Jest wiele modeli teoretycznych, które hipotetycznie określają albo próbują określić formę geometryczną przestrzeni, na której przyszło nam żyć. Pomijając Pana, stosunkowo subtelną – w odniesieniu do Stana Ordy – ironię i kpinę, wskazuję, że być może żyjemy na płaszczyźnie, ale zamkniętej w kuli. I płaszczyzna ta może być nieco wklęsła. Powtarzam, być może.
Ukrywanie zdjęć prawdziwych i zastępowanie ich grafiką komputerową, być może jest przejawem poczucia humoru obywateli z NSA (NASA to jej agenda), ale może i niekoniecznie.
Clara non sunt interpretanda, jak mawiali “starożytni Słowianie”.
A na marginesie, czy nikogo nie dziwią trajektorie lotów międzykontynentalnych np. z Santiago de Chile do Melbourne, albo Wellngton? A lotach z Europy do USA przez Grenlandię nie wspomnę. Proszę poobserwować np. na Flightradar loty na półkuli południowej. Interesujące obserwacje. A z 10 tys metrów, czyli z pułapu samolotów pasażerskich krzywizny Ziemi nie widać, niestety, a przy promieniu, jaki jest nam podawany, powinna być już dostrzegalna. Prawda?
I tak można by w nieskończoność.
Po cóż tworzyć skomplikowane modela matematyczne, skoro można pokazać zdjęcia. Proste. To mi przypomina sadzenie lasu, by ukryć liść. Jeden malutki.
ps
Zjadłem zęby na “Zdarzeniu Okolosmoleńskim” i proszę mi wybaczyć, ale ludziom można wmówić wszystko. Każdą brednię. I przy okazji “wyjaśniania” tego, co się onegdaj wydarzyło, całkowitej i doszczętnej kompromitacji uległo CAŁE POLSKIE AKADEMICKIE ŚRODOWISKO NAUK ŚCISŁYCH. Jedynym wyjątkiem był tu prof. Dakowski, ale on też zdobył się, li tylko na kontestację wersji oficjalnych (ptaszysko smoleńskie), ale dalej nie poszedł, choć zakładam, że dobrze wie, co się w owe dni zdarzyło. Niemniej rozumiem, że żywi on uzasadnione obawy o swoje życie, a i bliskich również.
A potem, po 10 latach powtórzona manewr z kowidkiem i ugruntowano zgniliznę.
Więc proszę mi wybaczyć, ale w tym kraju NIKT nie jest dla mnie autorytetem, bo sam się tego przymiotu pozbawił.
All.
Miałem zamiar zaprezentować tutaj jeszcze kilka tekstów na tematy astrofizyczne. Rezygnuję z tego pomysłu, gdyż nie mam ochoty, by dawać następny pretekst do wypisywania horrendów w komentarzach, przez “chumanistów”, którzy sugerują, że NASA to rodzaj sekty szarlatanów nie wiadomo co i kogo reprezentujących. Kolejne komentarze zanurzają się coraz głębiej w opary absurdu. Odmawiam uczestnictwa w tych swawolach.
To tyle krótkiej informacji.
Bez żalu Panno Lalu.
Żadnej odpowiedzi, tylko agresja i pogarda dla rozmówców.
To proszę napisać o trajektoriach lotów międzykontynentalnych. Z uwagą poczytam.
A co “Smoleńska”, to jaka opcja: Brzoza, czy trotyl, czy może szalony Błasik postrach barów mlecznych. Ciekaw jestem, choć jednej pańskiej merytorycznej odpowiedzi?
Na szacunek trzeba sobie zasłużyć, a nie jak banita, od portalu do portalu, z narcystyczną arogancją i poczuciem quasi misji.
Na s24 byłem przez lat 10, a na Szkole Nawigatorów przez ponad sześć, od początku istnienia wymienionych portali. Tyle że to nie twój zas.any interes.
Po co łazisz za mną po necie i trollujesz z maniackim uporem moje teksty.Jesteś dokuczliwym niedoukiem, nie mogącym przeboleć, że piszą w necie mądrzejsi od Ciebie.
Tylko co ty możesz na to poradzić?
Człowieku, doceniłem twój wpis o Beatlesach, choć styl w jakim był napisany jest “nieco” odmienny od twojego.
Ale pal sześć.
Nie chodzę za tobą (skoro już ta forma), tylko zabrałem głos w ramach dostępności portalu i póki co, istniejącej wolności wypowiedzi. Była to dygresja, w ramach zapoczątkowanych, nie przeze mnie komentarzy.
Ale wypraszam sobie traktowanie mnie jak ignoranta.
A pan nie jest osobą za którą chciałbym podążać, czy to ją śledząc, czy to się fascynując.
Ale wartości pańskich wpisów archiwalnych dostrzegam i szanuję.
Nigdy niczego nie napisałem o Beatlesach.
Nigdy ich muzyki nie lubiłem i nic mnie oni nie obchodzili.
Wyraźnie mnie z kimś pomyliłeś, albo ktoś posłużył się moim nickiem. W necie niczego nie można wykluczyć.
Tak, podtrzymuję swoją opinie, że w kwestiach astrofizycznych jesteś ignorantem, a przynajmniej ignorancję prezentujesz w komentarzach pod tym tekstem. Nie muszę tego udowadniać, gdyż koń jaki jest, etc.
Komentarze pod tą notka to istne urągowisko wobec współczesnej wiedzy, które w ogóle nie nawiązują do treści zawartych w notce.
Natomiast znaleźli tutaj pożywkę czciciele kultu cargo w rodzaju płaskiej Ziemi, czy może kwadratowej, albo o kształcie byczego jaja.
To oczywisty trolling i jeśli będzie kontynuowany, notka zniknie, bo nie mogę pozwolić na dalsze ośmieszanie jej treści.
unukalhai, czy jakoś tak.
Sam pan przyznał się do tego nicku, a pod nim był ten tekst o Beatlesach.
I jak go pierwszy raz powołałem w komentarzach, pan nie zaprzeczył, że go napisał, a dodatkowo podał, że ów unukalhai do usług.
To jest na tym portalu, proste do sprawdzenia.
A jak mówimy o “współczesnej wiedzy”, to wypisz wymaluj, frazes rzeczników dyscyplinarnych wobec lekarzy, którzy mają postępowania dyscyplinarne przed izbami, w związku, z wiadomo jakim to “smoleńskiem”. Nieprawdaż?
Potwierdziłem, że nick “unukalhai” był tym, którym posługiwałem się na s24 (oraz POLIS MPC).
Na ok. 350 tekstów, które opublikowałem w ostatnich nastu latach, zapamiętałeś jeden, akuratnie ten, do którego autorstwa się nie przyznaję, bo nigdy nie napisałem tekstu nt. kapeli muzycznej o nazwie The Beatles.
Natomiast to, co i jak globalna mafia polityczno-finansowa wykorzystuje z zasobu wiedzy współczesnej nie należy do tematu niniejszego tekstu. Zapewne możesz napisać notkę o tych problemach i próbować przedyskutować wiążące się z tym kwestie .
Bodajże jedyny tekst , jaki napisałem na temat wykonawcy muzycznego to notka sprzed lat dziesięciu o Teresie Haremzie (na salon24).
https://www.salon24.pl/u/dawidowicz/583160,o-teresie-haremzie
Oto próbka wokalu ww.: