Jest to pasjonujący fragment książki „Byłem agentem Stalina” Waltera G. Krywickiego, dotyczący „hiszpańskiej awantury”, jak autor nazywa próbę podboju Hiszpanii przez tajną armię Stalina: GPU, Komintern i ich agendy a także przysyłane potajemnie siły Armii Czerwonej w latach 1936-1938, w okresie hiszpańskiej wojny domowej, zakończonej zwycięstwem generała Franco w marcu 1939.
Pomimo ostatecznego fiaska Stalina, zamierzającego zainstalować w całej Hiszpanii, łącznie z antystalinowską Katalonią, rząd na wzór kolonii: całkowicie podległy Moskwie, udało się komunistom sowieckim – po zdewastowaniu hiszpańskich miast i elit – również ogołocić Bank Hiszpanii ze skarbu narodowego. 140 milionów funtów w złocie zostało wywiezionych do Moskwy.
Relację tę, spisaną po ucieczce na Zachód Krywickiego – szefa wywiadu stalinowskiego na zachodnią Europę (rok po rozpoczęciu jej publikowania od kwietnia 1939 r. w The Saturday Evening Post w Waszyngtonie został zamordowany) – czyta się jak najlepszą powieść kryminalną. Autor zdołał wywieźć ze sobą masę dokumentów i relacja jego roi się od nieznanych w historii i do dziś ukrywanych, lub zapomnianych faktów. Czyta się to jak doskonale skonstruowany i aż nieprawdopodobny scenariusz: Jak podbić suwerenny kraj, wymordować tam lub unieszkodliwić (porwania) potencjalnych przeciwników, po wcześniejszej dogłębnej inwigilacji i selekcji, następnie zainstalować posłuszne sobie marionetki ”kolonialne” i na końcu zrabować skarb narodowy.
Sprawa aktualna jest do dziś i również, a może przede wszystkim, w rzekomo niepodległej Polsce. Metody tych najbezwględniejszych i najskuteczniejszych w świecie tajnych służb sowieckich (i na ich wzór działających dziś służb Izraela czy USA) wszak nie ulegają zmianie, jedynie technologie stają się nowocześniejsze. Warto więc zapoznać się z tymi niebywale przebiegłymi tajnymi manewrami opisanymi przez fachowca działającego w upatrzonym „do rozwałki” niepodległym kraju, pełnym wcześniej nasłanej i dobrze wyszkolonej agentury. Wprost przekraczają wyobraźnię te precyzyjne, logiczne, oparte na bezwzględnym posłuszeństwie metody, stosowane przez doskonale zorganizowaną i szkoloną od wielu lat sieć wojskowo-policyjno-polityczną zainstalowaną w upatrzonej „kolonii” przez „Centralę”. Czy to jest ówczesne GPU w Moskwie, czy ich biura w republikańskiej Hiszpanii, czy obecny Mosad, CIA lub Departament Stanu w Waszyngtonie, nie robi różnicy. I jest bez znaczenia, czy dotyczy to dzisiejszej Polski, Hiszpanii lat trzydziestych, Kuby lat sześćdziesiątych czy dziesiątków innych narodów – ofiar tych krwawych gier i manipulacji zdeprawowanych mocarstw. To jest lektura obowiązkowa (mimo że tekst długi). Warto!
Pokutujący Łotr
—————————————————————
Walter G. Krywicki „Byłem agentem Stalina” *
Rozdział III.
RĘKA STALINA W HISZPANII
Historia rosyjskiej interwencji w Hiszpanii wciąż jest wielką tajemnicą hiszpańskiej wojny domowej. Powszechnie wiadomo, że interwencja sowiecka w Hiszpanii , była – ale to jest mniej więcej wszystko, co się wie. Nie wiadomo jednak, dlaczego Stalin interweniował w Hiszpanii, jak prowadził tam swoje operacje, kim byli ci ludzie którzy z ukrycia prowadzili akcję, ani co spodziewał się uzyskać, ani też jak to wszystko się skończyło.
1.
Tak się złożyło, że jestem jedynym żyjącym i znajdującym się za granicą urzędnikiem sowieckim spośród tych, którzy organizowali sowiecką interwencję w Hiszpanii. Jedynym również, który może odsłonić ten dramatyczny rozdział bieżącej historii. Jako szef sowieckiego wojskowego wywiadu w Europie zachodniej, stałem bardzo blisko wszystkich ważniejszych kroków przedsiębranych przez Kreml w sprawie hiszpańskiej. Przez wiele lat przedtem zajmowałem stanowisko dające mi bliski kontakt z polityką zagraniczną Stalina, której ta hiszpańska awantura była organicznym fragmentem.
Odkąd Hitler w r. 1933 doszedł do władzy w Niemczech, zagraniczna polityka Stalina była przeniknięta niepokojem przed izolacją. Powodzenie jego wysiłków dojścia do porozumienia z Hitlerem było bardzo niepewne. W chwilach, gdy powodzenie w tym kierunku zdawało się beznadziejne, starał się wskrzesić dawny pakt z Francją, zawarty jeszcze za carskich czasów. Ale i tu nie osiągnął pożądanego sukcesu. Próby porozumienia się z Wielką Brytanią były jeszcze mniej skuteczne. W roku 1935 Anthony Eden i premier Laval pojechali do Moskwy z oficjalnymi wizytami. Minister spraw zagranicznych Litwinow udał się do Waszyngtonu, uzyskał uznanie Sowietów przez Amerykę, a potem grał rolę gwiazdora w Genewie. Zdobył wszechświatowy rozgłos, ale to było wszystko. Londyn ostatecznie do niczego się nie zobowiązywał. Traktat z Francją – była to tylko słabiutka budowla na piasku.
W tym stanie rzeczy, zaraz po wybuchu buntu Franco, Stalin zwrócił uwagę na Hiszpanię. Jak zwykle nie spieszył się. Nastąpił okres czujnego czekania, potajemnych badań. Stalin chciał najpierw upewnić się, że Franco nie zwycięży zbyt łatwo i szybko. A wtedy dopiero zainterweniował.
Widzieliśmy, wszyscy mu podlegli, że jego ideą było włączenie Hiszpanii w sferę wpływów Kremla. Taka pozycja Hiszpanii ułatwiłaby mu stosunki z Paryżem i Londynem, a z drugiej strony wzmocniłaby jego atuty w targach z Niemcami. Jako pan rządu hiszpańskiego – niezmiernie ważnego dla Francji i Wielkiej Brytanii – osiągnąłby to, do czego dążył. Stałby się siłą, z którą trzeba się liczyć oraz pożądanym sprzymierzeńcem. Świat sądzi mylnie, że akcja Stalina w Hiszpanii była w jakiś sposób związana z ideą rewolucji światowej. W rzeczywistości, problem rewolucji światowej już dawno przedtem przestał być realny dla Stalina. Realny stał się jedynie interes rosyjskiej polityki zagranicznej.
Trzy państwa brały bezpośredni udział w hiszpańskiej wojnie domowej: Niemcy, Włochy i Związek Sowiecki. Udział Niemiec i Włoch był jawny. Oba te państwa oficjalnie przyznawały się do akcji swych oddziałów ekspedycyjnych w Hiszpanii, raczej przesadzając niż ukrywając ich wojenne wyczyny. Natomiast Stalin, w przeciwieństwie do Mussoliniego, wolał być ostrożny. Nie tylko nie chełpił się interwencją, ale przeciwnie, tuszował ją, a na początku starał się ją całkowicie ukryć. Interwencja sowiecka mogła być w pewnych momentach decydująca, gdyby Stalin zaryzykował tak mocno zaangażować się po stronie republikanów, jak to czynił Mussolini po stronie Franco. Ale Stalin nie chciał żadnego ryzyka. Upewnił się nawet przed interwencją, czy Bank Hiszpański ma dosyć złota, by pokryć jego pomoc materialna. Nie brał na siebie ryzyka wmieszania Związku Sowieckiego w wielką wojnę. Rozpoczął interwencję pod hasłem „Trzymaj się z daleka od ognia artylerii!”.
Zostało też ono naszym przewodnim sloganem przez cały okres interwencji hiszpańskiej.
19 lipca 1936, w dniu, kiedy generał Franco podniósł sztandar buntu, byłem w Holandii, w Hadze., w mojej kwaterze głównej. Mieszkałem tam z żoną i z dzieckiem jako austriacki antykwariusz. Ten fałszywy zawód uzasadniał moje tam zamieszkanie, pieniądze, które otrzymywałem oraz moje częste wyjazdy do innych krajów Europy.
Do tego czasu niemal cała moja energia była skierowana na moją sieć szpiegowską w nazistowskich Niemczech. Wysiłki Stalina, by osiągnąć porozumienie z Hitlerem, były wciąż bezskuteczne. Kreml był głęboko zatroskany sprawą traktatu niemiecko-japońskiego, o który właśnie toczyły się negocjacje w Berlinie. Śledziłem je pilnie z ukrycia, jak to już wspominałem w innym rozdziale.
Po pierwszym wystrzale za Pirenejami, wysłałem jednego agenta do Hendaya na francusko-hiszpańskiej granicy, a drugiego do Lizbony, by zorganizować tajną służbę informacyjną na terytorium Franco. Była to tylko rutynowa czynność. Z Moskwy nie otrzymałem [bowiem] żadnych instrukcji co do Hiszpanii, nie było też w tym czasie żadnych kontaktów między moimi agentami a rządem madryckim. Ponieważ byłem odpowiedzialny przed Moskwa jako szef wywiadu na Europę, chciałem po prostu zapewnić sobie uzyskiwanie ogólnych wiadomości, by dostarczać je Kremlowi.
Nasi agenci w Berlinie, Rzymie, Hamburgu i Genui, Bremie i Neapolu donosili dokładnie o bardzo dużej pomocy, którą Franco otrzymywał z Włoch i Niemiec. Wiadomości te przysyłałem do Moskwy, gdzie panowało milczenie. Żadnych tajnych instrukcji dotyczących Hiszpanii nie Hiszpanii nie otrzymałem, a publicznie rząd sowiecki również nie zajmował stanowiska.
2.
Komintern, oczywiście, robił dużo hałasu, ale nikt z nas, ludzi praktycznych, nie brał tego na serio. Organizacja ta, już wtedy przezwana „szwindlem”, była przeniesiona na odległe przedmieście Moskwy i z pochodni międzynarodowej rewolucji stała się po prostu narzędziem stalinowskiej polityki zagranicznej – czasami użytecznym, kiedy indziej znów szkodliwym i dokuczliwym.
Wielką zasługą Kominternu było wykoncypowanie międzynarodowej taktyki znanej pod nazwą Frontu Ludowego. Polegała ona na tym, że w krajach demokratycznych członkowie partii komunistycznych porzucali zasadniczą opozycję w stosunku do władzy i „w imię demokracji” łączyli swe siły z siłami innych „postępowych” partii politycznych. Celem tego manewru było utworzenie rządów przyjaznych dla Związku Sowieckiego, za pomocą „fellow travellers” (zwolenników – przyp. PŁ) i frajerów. W niektórych krajach, Kreml miał z tego pewną korzyść: we Francji, Front Ludowy przywiódł do władzy umiarkowanego Leona Bluma. Ale teraz, w czasie kryzysu hiszpańskiego, mimo nawoływań Kominternu do pomocy Republice Hiszpańskiej przeciwko Franco, tenże premier Blum zajął, z poparciem Londynu, stanowisko nieinterwencji w Hiszpanii.
W samej Hiszpanii akcja Kominternu miała jeszcze mniejsze znaczenie, gdyż liczba jego popleczników była tam znikoma – tylko około 3000 ludzi w partii komunistycznej. Hiszpańskie związki zawodowe i wszystkie silne grupy rewolucyjne, syndykaliści, anarchiści i marksiści, pozostawali uparcie antykomunistami. Republika Hiszpańska, po pięciu latach istnienia, wciąż odmawiała uznania rządu sowieckiego i utrzymywania stosunków dyplomatycznych z Moskwą.
Pomimo to, Komintern organizował masowe wiece i zbierał fundusze na całym świecie na rzecz Republiki Hiszpańskiej. Ze Związku Sowieckiego wysłał do Hiszpanii jako ochotników mnóstwo zagranicznych komunistów, którzy będąc pozbawieni praw we własnych krajach, mieszkali w Rosji jako uchodźcy. Stalin chętnie ich się pozbywał.
Wojna hiszpańska obudziła nową nadzieję w tych niewielu dawnych działaczach Kominternu, którzy nosili w sercu ideę rewolucji światowej. Ci starzy rewolucjoniści myśleli naprawdę, że wojna domowa w Hiszpanii może raz jeszcze zapalić świat. Ale cały ich entuzjazm nie mógł zastąpić amunicji, tanków, samolotów i ekwipunku wojennego, o które błagał Madryt i które faszystowskie państwa dostarczały Franco. Rzeczywistą funkcją Kominternu było w tym czasie robienie takiego hałasu, który by mógł odwrócić uwagę od znamiennego milczenia Stalina. Wydawało się, że rewelacje o niemieckiej i włoskiej pomocy dla Franco i rozpaczliwe apele przywódców hiszpańskiej rewolucji o pomoc, nie przenikają murów Kremla. Wojna domowa w Hiszpanii rozpaliła się w wielką pożogę, a Stalin wciąż milczał. Nieustanny strumień raportów napływających do mnie do Hagi, niezmiennie kierowałem do Moskwy. Chociaż rząd hiszpański w Madrycie posiadał 140 milionów funtów w złocie jako rezerwę Banku Hiszpanii, jego wysiłki nabycia broni u Vickersa w Anglii, od Skody w Czechosłowacji, od Schneidera we Francji i od niemieckich wytwórni amunicji były udaremnione przez nieinterwencjonistów. A ja wciąż nie miałem słowa od mego rządu.
3.
Był już koniec sierpnia i dobrze zorganizowane siły Francji maszerowały na Madryt, gdy nareszcie trzech wysokich urzędników Republiki Hiszpańskiej zjawiło się w Rosji. Chcieli kupić sprzęt wojenny i ofiarowali za to duże ilości złota hiszpańskiego. Ale nawet teraz nie dopuszczono ich do Moskwy, lecz trzymano incognito w pewnym hotelu w Odessie. By ukryć te operacje, Stalin wydał w piątek 28 sierpnia 1936 przez komisarza handlu zagranicznego dekret, zabraniający „eksportu, reeksportu lub tranzytu do Hiszpanii wszelkiego rodzaju broni, amunicji, materiałów wojennych, samolotów i statków”. Dekret został opublikowany i nadany przez radio w następny poniedziałek. Komintern i publiczność przez niego podjudzana, która przedtem oburzała się na Stalina, że nie śpieszy z pomocą dla Republiki Hiszpańskiej, zrozumiała teraz, że przyłącza się on do taktyki nieinterwencji Leona Bluma. W rzeczywistości, Stalin zdecydował się na tajną pomoc dla Republiki Hiszpańskiej.
Podczas, gdy jej emisariusze czekali w Odessie, Stalin zwołał nadzwyczajną sesję Politbiura i przedstawił swój plan ostrożnej interwencji w hiszpańskiej wojnie domowej, pod płaszczykiem proklamacji o neutralności.
Stalin stwierdził, że stara Hiszpania skończyła się, a nowa nie zdoła utrzymać się sama. Musi przeto albo przyłączyć się do obozu niemiecko-włoskiego, albo do obozu swoich przeciwników. Jednak ani Francja ani Wielka Brytania nie zgodzą się dobrowolnie, by Hiszpania, która dominuje nad wejściem do Morza Śródziemnego, znalazła się pod kontrolą Rzymu i Berlina. Przyjazna Hiszpania jest niezbędna dla Paryża i Londynu. Stalin uważał, że uda mu się, bez interwencji jawnej, przez zręczne wykorzystanie swojej pozycji jako dostawcy sprzętu wojennego, doprowadzić do utworzenia w Hiszpanii rządu pod swoją kontrolą. Gdy to osiągnie, pozyska respekt Francji i Anglii oraz ofertę prawdziwego aliansu z tymi państwami i albo ich propozycję przyjmie, albo mając ten atut w rękach, dojdzie do swego głównego celu – ugody z Niemcami.
Taka była przewodnia myśl Stalina w interwencji hiszpańskiej. Musiał też jakoś wytłumaczyć się wobec przyjaciół Związku Sowieckiego za granicą, których wielka czystka i rozstrzeliwanie starych kolegów bolszewików mogły bardzo łatwo zrazić. Świat zachodni nie zdaje sobie sprawy, jak dalece na włosku wisiało w owym czasie utrzymanie się Stalina przy władzy i jak ważne było dla niego zyskanie poparcia i obrony swoich posunięć przez idealistów. Można powiedzieć, że ich poparcie było dla niego kwestią być albo nie być, choć na razie jego obojętność wobec Republiki Hiszpańskiej oraz wstrząs powodowany czystką i procesami o zdradę mogły łatwo pozbawić go tego poparcia.
Ważna też była sprawa 140 milionów funtów w złocie, które rząd hiszpański był gotów wydać na zbrojenie. Ile mogło być tego złota i jak mogło ono być przewiezione do Rosji, jako zapłata za dostarczoną Hiszpanii amunicję, po tym, jak Związek Sowiecki ogłosił, że będzie się trzymał taktyki nieinterwencji? Było to trudne i naglące pytanie.
Politbiuro oczywiście zaaprobowało taktykę Stalina. Ostrzegł on swych komisarzy, że pomoc dla Hiszpanii musi być udzielana niejawnie, aby w żadnym razie nie wplątać Rosji w wojnę. Do wszystkich wyższych oficerów poszło jako rozkaz, ostatnie zdanie Stalina, wypowiedziane na zebraniu Politbiura: Podalsze od ot artilerijskowo ognia! (Z dala od ognia artylerii!).
W dwa dni później, specjalny kurier przywiózł mi z Moskwy instrukcje, które brzmiały jak następuje: „Należy rozciągnąć natychmiast działalność na teren hiszpańskiej wojny domowej i mobilizując wszystkich będących do dyspozycji agentów, szybko stworzyć organizację kupna i przewozu broni do Hiszpanii. Specjalny agent został wysłany do Paryża do pomocy w tej robocie. Zamelduje się tam u ciebie i będzie pracował pod twoim nadzorem”.
4.
Rad byłem, że Stalin nareszcie zdecydował się działać na serio w Hiszpanii. Proces Kamieniewa-Zinowjewa zrobił w kołach prosowieckich okropne wrażenie, a ścisła neutralność Moskwy w hiszpańskiej wojnie wywoływała kłopotliwe interpelacje, nawet w najważniejszych kołach.
Jednocześnie Stalin polecił Jagodzie, ówczesnemu szefowi OGPU, zorganizować w Hiszpanii oddział sowieckiej tajnej policji. Wszechpotężnemu Jagodzie nie śniło się nawet, że w pięć dni później zostanie przez tegoż Stalina usunięty ze stanowiska, a w kilka miesięcy potem umieszczony w celi na Łubiance, nad którą tak długo sprawował władzę. Kariera Jagody skończyła się 14 marca 1938, gdy stanął przed jednym ze swych plutonów egzekucyjnych „przyznawszy się” przedtem, że należał do spisku, który miał na celu otrucie jego następcy Jeżowa, i starego przyjaciela – wielkiego pisarza Maksyma Gorkiego.
14 września, zgodnie z rozkazem Stalina, Jagoda zwołał nadzwyczajną konferencję w swojej siedzibie na Łubiance w Moskwie. Obecni byli: dowódca sił zbrojnych OGPU i późniejszy komisarz marynarki wojennej Frynowski (jego kariera również skończyła się „zniknięciem” w 1939 r.), szef zagranicznego wydziału OGPU Słucki i generał Urycki ze Sztabu Generalnego Armii Czerwonej.
Od Słuckiego, którego często spotykałem w Paryżu i gdzie indziej, dowiedziałem się, że na tej konferencji wyznaczono do zorganizowania OGPU w republikańskiej Hiszpanii, oficera jego wydziału niejakiego Nikolskiego, alias Schweda, alias Lyowa, alias Orłowa.
Na tejże konferencji powierzono sowieckiej tajnej policji kontrolę nad działalnością Kominternu w Hiszpanii. Działalność hiszpańskiej partii komunistycznej miała zostać „skoordynowana” z działalnością OGPU.
Wszyscy ochotnicy z innych krajów, zmierzający do republikańskiej Hiszpanii mieli być przez OGPU policyjnie obserwowani. W komitecie centralnym każdej partii komunistycznej na świecie jest tajny agent OGPU i przez niego miało to być wykonane.
W wielu krajach, włącznie z Wielką Brytanią, zaciąganie się pod sztandar Republiki Hiszpańskiej wydawało się szlachetnym czynem, międzynarodową krucjatą w obronie demokracji i socjalizmu przed zagładą. Młodzi ludzie z całego świata zgłaszali się do walki w Hiszpanii w imię tego ideału. Ale republikańska Hiszpania, walcząca z Franco, nie była wcale jednolita politycznie i ideowo. Był to zlepek różnych grup demokratów, anarchistów, syndykalistów i socjalistów. Komuniści byli tam w zupełnie znikomej liczbie.
Toteż pochwycenie władzy przez Stalina i użycie Hiszpanii jako narzędzia do zmiany na lepsze stosunku Francji i Anglii do rządu sowieckiego, zależało od złamania potężnej anty-komunistycznej opozycji w obozie republikanów. Trzeba więc było śledzić ruchy młodych, idealistycznych obcokrajowców – wolontariuszy, by zapobiec wzmocnieniu przez nich elementów sprzeciwiających się stalinowskiej polityce.
Na konferencji na Łubiance zapadła również decyzja, by dowóz broni do Hiszpanii odbywał się jednocześnie z Rosji i z zagranicy. Część zagraniczna tego zadania została powierzona mnie. Jagoda wezwał kapitana Ulańskiego z OGPU i nakazał mu stworzenie “prywatnego syndykatu” handlarzy bronią. Ulańskij był człowiekiem specjalnie uzdolnionym w pracy konspiracyjnej. Już przedtem była mu powierzona przez OGPU nadzwyczaj delikatna misja eskortowania Anthony Edena i premiera Lavala w czasie ich wizyty w Związku Sowieckim.
– Znajdziesz w Odessie trzech Hiszpanów, którzy tam już od dosyć dawna czekają – powiedział Jagoda kapitanowi Ulańskiemu. – Przyjechali, by kupić od nas nieoficjalnie broń. Stwórz neutralną, prywatną firmę, z którą by mogli się układać.
Ponieważ w Rosji Sowieckiej nikt nie może kupić od rządu nawet rewolweru, a rząd jest jedynym wytwórcą broni, myśl o prywatnej firmie handlującej amunicją na terytorium Związku Sowieckiego, byłaby w oczach obywateli sowieckich po prostu niedorzeczna. Ale farsa była potrzebna dla zamydlenia oczu zagranicy. Zadaniem kapitana Ulańskiego było zorganizowanie i puszczenie w ruch łańcucha szmuglerów bronią. Musiało to być zrobione tak, by żaden ślad nie mógł być wykryty przez zagranicznych szpiegów.
– Jeżeli ci się uda- powiedział mu Jagoda – wracaj z dziurką w klapie gotową dla orderu Czerwonego Sztandaru.
Kapitan Ulańskij otrzymał instrukcje, by sprzedawać broń tylko za gotówkę. Poinformowano go też, że Hiszpanie będą mieli swoje statki dla transportu i że będą zabierali amunicję natychmiast po dostarczeniu jej do “prywatnego syndykatu” z arsenału Armii Czerwonej. Wyjechał więc do Odessy uzbrojony w rządowe rozkazy, które stawiały do jego dyspozycji wszystkie władze miasta, od miejscowego szefa tajnej policji do prezydenta lokalnego sowietu.
5.
Na konferencji na Łubiance generał Uryckij reprezentował służbę wywiadowczą Armii Czerwonej. Funkcją jego wydziału była techniczna strona wojskowej imprezy, m.in. określanie ilości i jakości ekwipunku dostarczanego z arsenałów, ustalenie ilu i kogo z wojskowych ekspertów, pilotów, oficerów artylerii i czołgów trzeba będzie wysłać do Hiszpanii. W sprawach wojskowych mieli oni pozostawać pod rozkazami Sztabu Głównego Armii Czerwonej; w innych – pod kontrolą tajnej policji.
Tak rozpoczęła się interwencja Stalina w Hiszpanii. Wyruszyłem do akcji tak jakbym był na froncie, bo też w rzeczywistości moja nominacja na to stanowisko obejmowała zadania wojskowe. Odwołałem jednego ważnego agenta z Londynu, innego ze Sztokholmu, trzeciego ze Szwajcarii i urządziłem spotkanie z nimi w Paryżu, by tam odbyć konferencję ze specjalnym agentem przydzielonym mi przez Moskwę. Agent ów, Zimin, był ekspertem w sprawach amunicji i członkiem sekcji wojskowej OGPU.
21 września spotkaliśmy się wszyscy potajemnie w Paryżu. Zimin przywiózł jasne i dokładne instrukcje, aby nie dopuścić do najlżejszego podejrzenia, że rząd sowiecki jest zamieszany w dostawę broni. Wszystkie dostawy miały być transakcją z “prywatnymi” firmami stworzonymi dla tego celu.
Naszym pierwszym zadaniem było stworzenie szeregu koncernów, pozornie niezależnych, jako uzupełnienia naszych już istniejących “handlowych placówek” dla importowania i eksportowania materiału wojennego. Była to rzecz dla nas nowa, ale w Europie ten zawód jest od dawna uprawiany.
Powodzenie zależało od wyboru odpowiednich ludzi. Mieliśmy takich w naszej dyspozycji. Wielu z nich tkwiło w stowarzyszeniach powiązanych z najróżnorodniejszymi komunistycznymi ośrodkami za granicą, jak np. z Przyjaciółmi Związku Sowieckiego oraz wielu Ligami Pokoju i Demokracji. Zarówno OGPU jak i wojskowy wywiad Armii Czerwonej uważali niektórych członków tych stowarzyszeń jako rezerwę cywilnych sił pomocniczych sowieckiego systemu obrony na wypadek wojny. Mogliśmy więc wybierać spomiędzy ludzi wypróbowanych w długiej, nieoficjalnej pracy dla Związku Sowieckiego. Niektórzy z nich byli, oczywiście, paskarzami lub karierowiczami, ale większość składała się z prawdziwych idealistów. Wielu z nich byli to ludzie dyskretni, godni zaufania, mający odpowiednie kontakty i zdolni do działania, bez zdradzenia się. My dostarczaliśmy kapitału, biura, gwarantowaliśmy zyski. Nietrudno więc było znaleźć ludzi.
W ciągu dziesięciu dni mieliśmy szereg zupełnie nowych firm importowo-eksportowych, założonych w Paryżu, Londynie, Kopenhadze, Amsterdamie, Zurychu, Warszawie, Pradze, Brukseli i kilku innych europejskich miastach. W każdej firmie zamaskowanym partnerem był agent OGPU. On dostarczał funduszów i kontrolował wszelkie transakcje. W razie popełnienia błędu płacił głową.
Podczas, gdy te firmy poszukiwały broni na rynkach europejskich i amerykańskich, mnie zajmował szczególnie problem przewozu. Za odpowiednią opłatą można było dostać potrzebne statki towarowe w Skandynawii. Trudność polegała na uzyskaniu licencji na takie dostawy do Hiszpanii. Z początku zamierzaliśmy wysyłać je do Francji, a tam przeładowywać na statki idące do portów hiszpańskich republikanów. Ale francuskie ministerstwo spraw zagranicznych odmówiło tym statkom odpowiednich zezwoleń.
Zostawał tylko jeden sposób – zdobycie od zamorskich państw dokumentów konsularnych stwierdzających, że broń jest zakupiona dla importu do tych krajów. Mogłem dostać nieograniczoną ilość zaświadczeń od niektórych konsulatów Ameryki Południowej. Potem, powoli, udało nam się je dostać od wschodnioeuropejskich i azjatyckich państw. Mając takie zaświadczenia mogliśmy otrzymać niezbędne dokumenty i statki popłynęłyby nie do Południowej Ameryki czy Chin, ale do portów republikańskiej Hiszpanii.
Zrobiliśmy duże zakupy u Skody w Czechosłowacji, w kilku firmach we Francji, w Polsce i w Holandii. Handel bronią ma tak specyficzny charakter, że kupiliśmy sporo nawet od Niemiec nazistowskich. Dowiedziawszy się, że w Hamburgu jest na sprzedaż duża ilość przestarzałych karabinów ręcznych i maszynowych, wysłałem tam agenta jako reprezentanta naszej firmy w Holandii. Dyrektora niemieckiej firmy interesowała tylko cena, referencje bankowe i legalność dokumentów przewozowych.
Materiał przez nas kupowany nie zawsze był pierwszej klasy. Broń starzeje się obecnie bardzo szybko. Ale staraliśmy się dostarczyć niezwłocznie rządowi Caballera karabiny, które strzelały. Sytuacja w Madrycie zaczynała być poważna.
6.
W połowie października statki naładowane bronią zaczęły docierać do portów Republiki Hiszpańskiej. Pomoc sowiecka przychodziła dwoma kanałami. Moja organizacja używała wyłącznie obcych statków, przeważnie skandynawskich. “Prywatny syndykat” kapitana Ulańskiego w Odessie, zaczął od korzystania z hiszpańskich statków, ale okazało się, że było ich za mało. Moskwa nie pozwalała używać statków płynących pod sowiecką flagą, bo Stalin nastawał na zachowanie absolutnej tajemnicy, by nie być wciągniętym w wojnę. Upierał się przy tym, szczególnie, gdy łodzie podwodne i trawlery zaczęły atakować i łapać na Morzu Śródziemnym statki towarowe płynące do Hiszpanii. ·
Ale kapitan Ulańskij był pomysłowy. Zwrócił się do Muellera, szefa paszportowej sekcji OGPU, by mu dostarczył podrobionych zagranicznych dokumentów dla statków. Sekcja Muellera dysponująca niewyczerpanymi rządowymi zasobami, doprowadziła podrabianie dokumentów do perfekcji.
W kilka miesięcy później pokpiwałem z Muellera, gdy dostał za to order Czerwonej Gwiazdy.
– Ależ fabrykowanie dokumentów dla statków to całkiem nowy fach – zawołał – myślisz, że to było łatwo? Pracowaliśmy dzień i noc!.
Zaopatrzone w te fałszywe dokumenty, sowieckie statki naładowane bronią przemycały się przez Bosfor, gdzie włoski i niemiecki kontrwywiad pilnie obserwował przepływające statki. Dopłynąwszy do hiszpańskiego republikańskiego portu wyładowywały broń, zmieniały nazwy znowu na rosyjskie i wracały do Odessy pod własną flagą.
Madryt gwałtownie dopominał się o samoloty. Moskwa skierowała te żądania do mnie. Chwila była krytyczna. Franco posuwał się ku stolicy. Jego włoskie i niemieckie lotnicze eskadry panowały w powietrzu. Nasi lotnicy i mechanicy przybywali do Madrytu, ale samoloty republikańskie były złe i było ich mało. Musiałem znaleźć gdzieś w Europie bombowce, które mógłbym kupić szybko. Naturalnie żadna prywatna firma nie może dostarczyć w tak krótkim terminie znacznej ilości samolotów wojskowych. Może to zrobić tylko rząd.
A jednak miałem nadzieję, że uda mi się zachęcić któryś z przyjaznych nam rządów do sprzedaży części starego ekwipunku, by móc za uzyskane pieniądze zmodernizować swoje siły lotnicze. Postanowiłem wystąpić z taką propozycją do jednego z rządów we wschodniej Europie. Posiadał on około pół setki bojowych samolotów starego francuskiego typu. Potrzebny był dla takiego celu wyjątkowy agent, którego akurat miałem. Był członkiem arystokratycznej rodziny, z możliwie najlepszymi kontaktami i nieskazitelnymi referencjami bankowymi. Oboje z żoną byli wiernymi przyjaciółmi Związku Sowieckiego i gorącymi stronnikami sprawy republikanów w Hiszpanii. Oddał nam już przedtem kilka usług. Wiedziałem, że mogę na niego liczyć.
Poprosiłem go, by przyjechał do Holandii i wyłożyłem mu sytuację. Następnego dnia poleciał do owej wschodnioeuropejskiej stolicy. Tejże nocy telefonował do mego agenta w Paryżu, który przekazał treść rozmowy telefonicznie do mnie do Hagi i wskazał czas i miejsce, gdzie miałbym czekać telefonu bezpośrednio od mego wysłannika. W toku tej bezpośredniej rozmowy telefonicznej, mój arystokrata opowiedział starannie ułożonym kodem o swoim niefortunnym przeżyciu.
Wyrobił sobie audiencję u ministra wojny. Podał ministrowi swój bilet wizytowy z nazwą jednego z największych banków na świecie i od razu przystąpił do rzeczy.
– Przyjechałem tu, aby zakupić u was pewną ilość samolotów wojskowych. Czy Ekscelencja zgodzi się je sprzedać? Szukamy co najmniej pięćdziesięciu maszyn za cenę jaką Ekscelencja wyznaczy.
Minister wojny wstał od stołu. Był bardzo blady. Spojrzał raz jeszcze na bilet wizytowy gościa i obejrzał dokładnie list polecający. Odwrócił się od mego agenta i bardzo spokojnie powiedział:
– Proszę natychmiast wyjść z mego biura.
Agent wstał by opuścić pokój, ale nie chciał zrezygnować bez jeszcze jednej próby.
– Niech Ekscelencja mi daruje – powiedział – proszę mi pozwolić dodać jedno słowo. Cała ta sprawa nie jest tajemnicą i nic w mojej misji nie ma zagadkowego. Chodzi o pomoc dla rządu hiszpańskiego. Jestem przedstawicielem grup w moim kraju, które sądzą, że musimy bronić Republiki Hiszpańskiej. Wiemy, że waszemu krajowi chodzi o obronę obszarów śródziemnomorskich przed faszystami, aby uchronić je od włoskiego panowania.
– Jestem ministrem wojny, a nie kupcem- zimno brzmiała odpowiedź. – Do widzenia panu.
– Wygląda beznadziejnie, zupełnie beznadziejnie – jęczał mój agent w telefonie.
– Daj za wygraną tej nieudanej sprawie i zwiewaj – doradzałem mu. – Spotkam cię na lotnisku.
– Jeszcze nie – odpowiedział. – Jeszcze nie chcę zrezygnować.
7.
W trzy dni potem otrzymałem wiadomość, że wraca do Hagi samolotem. Gdy wyszedł z kabiny zauważyłem, że ma zabandażowaną głowę i wygląda wyczerpany. Szybko zabrałem go do czekającego mnie samochodu. Zaledwie siedliśmy do samochodu opowiedział mi, że kupił owych pięćdziesiąt samolotów.
– Tego samego dnia, kiedy telefonowałem do ciebie – mówił – przyniesiono mi do mego pokoju w hotelu bilet wizytowy jakiegoś pana, który miał reprezentować największy bank tego kraju. Poprosiłem by przyszedł. Nie wspominając zupełnie o mojej wizycie u ministra wojny powiedział, że słyszał o moim zamiarze nabycia pięćdziesięciu samolotów. Jeżeli tak jest rzeczywiście, to proponuje abyśmy załatwili transakcję w jego biurze.
W rezultacie mój wysłannik kupił pięćdziesiąt samolotów rządowych po 4.000 funtów za sztukę, z tym, że stan każdego z nich będzie dokładnie skontrolowany. Gdy wypadło decydować, kto będzie odbiorcą, zaproponował któryś z krajów południowo amerykańskich lub Chiny. Sprzedawca wolał Chiny.
– Zapewniłem go w imieniu rządu chińskiego, że dokumenty będą w absolutnym porządku.
– Ale powiedz, gdzie to oberwałeś? – zapytałem wskazując bandaż na jego głowie.
– Ach, to tylko guz, który sobie nabiłem włażąc do tego przeklętego samolotu – zaśmiał się.
Trzeba było teraz zaaranżować inspekcję i ocenę samolotów. Pojechałem do Paryża i zaangażowałem w tym celu Francuza, specjalistę od samolotów i dwóch mechaników do pomocy. Polecieli do owej stolicy i wrócili z dobrym raportem. Kazałem natychmiast samoloty rozmontować i zapakować w skrzynie.
Cały świat huczał z furii, rozpaczy i zgrozy z powodu okrutnego bombardowania bezbronnego Madrytu. Moja organizacja dokonywała cudów, by przyśpieszyć transport pięćdziesięciu pościgowców i bombowców. W połowie października załadowano je na norweski statek.
Akurat wtedy dostałem surowy rozkaz z Moskwy, by statek ten nie wyładowywał się w Barcelonie. Samoloty nie mogły być przewożone przez Katalonię, która miała własny rząd jak udzielne państwo, pozostający pod wpływem rewolucjonistów antystalinowskiej orientacji. Moskwa im nie wierzyła, pomimo że właśnie wtedy rozpaczliwie bronili jednego z najważniejszych odcinków republikańskiego frontu przeciw gwałtownym atakom armii Franco.
Kazano mi skierować samoloty do Alicante. Ale ten port był zablokowany przez flotę Franco. Kapitan popłynął do Alicante, lecz musiał zawrócić by ocalić ładunek i statek. Chciał płynąć do Barcelony, ale nie pozwalał na to mój agent, który był na statku. W ten sposób samoloty pływały tam i z powrotem po Morzu Śródziemnym. Franco nie dopuszczał ich do Alicante, a Stalin do Barcelony. A w międzyczasie rozpaczliwie walczącej Republice Hiszpańskiej najdotkliwiej brakowało samolotów. Wreszcie mój agent na statku skierował go do Marsylii.
Ten fantastyczny przebieg sprawy był fragmentem zaciętej, choć cichej walki Stalina o objęcie absolutnej kontroli nad rządem republikanów. Pragnąc w swej wielkiej grze zrobić z Hiszpanii swego pionka, Stalin musiał unieszkodliwić całą opozycję w Republice Hiszpańskiej, a bastionem opozycji była Katalonia. Stalin był zdecydowany popierać bronią i ludźmi tylko te grupy w Hiszpanii, które były gotowe przyjąć jego komendę bezapelacyjnie. Był zdecydowany nie pozwolić, aby nasze samoloty wpadły w ręce Katalończyków, gdyż mogliby wówczas odnieść zwycięstwo, które podniosłoby ich prestiż i – co za tym idzie – wzmocniłoby ich polityczną przewagę w szeregach republikanów. W ciągu tych dni Stalin jednocześnie nie dopuszczał pomocy wojskowej do Barcelony i pisał swoje pierwsze publiczne orędzie do Jose Diaza, szefa partii komunistycznej w Hiszpanii.
16-go października Stalin telegrafował do Diaza: ,,Pracownicy w Związku Sowieckim spełniają jedynie swój obowiązek, dając całą możliwą pomoc masom rewolucyjnym w Hiszpanii. Walka hiszpańska – mówił dalej Stalin – nie jest sprawą wyłącznie Hiszpanów. Jest to wspólna sprawa wszystkich postępowych ludzi w świecie” .
Orędzie było oczywiście przeznaczone dla Kominternu i sowieckich sympatyków gdziekolwiek byli.
Statek norweski przemknął się nareszcie przez blokadę Franca i wyładował samoloty w Alicante. Jednocześnie przybyły ze Związku Sowieckiego inne transporty broni, włącznie z tankami i artylerią. Cała republikańska Hiszpania zobaczyła, że z Rosji przy chodzi realna pomoc, że podczas gdy republikanie, socjaliści, anarchiści i syndykaliści ofiarowywali tylko idee i teorie, komuniści przysyłają karabiny i samoloty do walki z Franco. Prestiż Sowietów szedł w górę, a komuniści triumfowali.
8.
28 października Caballero jako minister wojny wydał proklamację do republikanów hiszpańskich. Wzywał ich do zwycięstwa i wołał: “Mamy nareszcie potężną broń w naszych rękach. Mamy czołgi i silne lotnictwo!”.
Otwierając na oścież drzwi dla wysłańców Stalina, Caballero nie wiedział kogo wpuszcza na pomoc Republice Hiszpańskiej. Nie zdawał sobie sprawy, że właśnie ta pomoc będzie powodem jej upadku.
Pomoc materiałowa dla republikańskiej Hiszpanii szła równolegle z gromadnym zgłaszaniem się pełnych zapału ochotników z wysp brytyjskich, ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, łacińskiej Ameryki i Południowej Afryki, ze Skandynawii, z Bałkanów i z całej Europy, nawet z Niemiec nazistowskich i Włoch, z Australii i Filipin. Powstała sławna Międzynarodowa Brygada.
Chcąc opanować Hiszpanię, którą zaczynał zasilać bronią, Stalin musiał zatroszczyć się o to, aby ta wielka fala ochotników była zorganizowana i skierowana do zlania się z jego własnymi siłami. Rząd Frontu Ludowego Caballera był niepewnym zlepkiem skłóconych ze sobą partii politycznych. Mała, twarda, zdyscyplinowana grupa komunistów, obecnie prowadzona przez OGPU, popierała rząd Caballera, ale nie miała nad nim władzy. Tym ważniejsze było dla Moskwy pochwycenie w swoje ręce władzy nad Brygadą Międzynarodową.
Zawiązkiem tej Brygady było 500 do 600 uchodźców komunistycznych przysłanych z Rosji. Nie było między nimi ani jednego Rosjanina. Również później, gdy Brygada urosła do prawie 15.000 ludzi, zakaz ten obowiązywał wszystkich Rosjan. Nieprzenikniona ściana była umyślnie wzniesiona między Brygadą a jednostkami Armii Czerwonej wyznaczonymi do akcji w Hiszpanii.
We wszystkich państwach zagranicznych, włącznie z Wielką Brytanią, działali w roli agentów rekrutujących dla Brygady Międzynarodowej lokalni komuniści i ich adherenci. Niektóre niezależne grupy socjalistów i radykałów starały się również zorganizować oddziały ochotników, ale przeważająca większość rekrutów była zaciągnięta przez komunistów, spośród rosnącej liczby “fellow travellers” nie zdających sobie nawet sprawy, że znajdują się pod niewidoczną władzą komunistów.
Każdego zgłaszającego się ochotnika kierowano do potajemnego biura poborowego. Tam wypełniał kwestionariusz, po czym dostawał rozkaz czekać na wezwanie. OGPU dowiadywało się tymczasem o jego przeszłości politycznej. Jeżeli wydawał się odpowiednim do przyjęcia, był wzywany i badany przez agenta OGPU. Agent taki rzadko był Rosjaninem, czasami nawet nie był oficjalnym członkiem partii komunistycznej, ale był zawsze człowiekiem, na którego mogła ona liczyć, absolutnie oddanym swoim komunistycznym szefom i OGPU.
Po tym politycznym badaniu, pozornie zupełnie zdawkowym i niedbałym, szczególnie w krajach anglosaskich, kierowano rekruta na badania fizyczne do również zaufanego lekarza z mocnymi sympatiami dla sprawy komunistycznej. Jeżeli wynik tych badań był zadowalający, dostawał instrukcję gdzie w Europie ma się zgłosić, i środki na przejazd tam.
W Europie zaimprowizowaliśmy cały szereg tajnych punktów kontroli, gdzie każdy petent był jeszcze raz dokładnie badany przez oddanych i godnych zaufania zagranicznych komunistów, albo sekretarzy i agentów organizacji pod komunistyczną kontrolą, jak S.R.I. (Secours Rouge International) – Przyjaciół Republikańskiej Hiszpanii, albo urzędników takich hiszpańskich urzędów, które były całkowicie w rękach komunistów. Jak to przekonywająco wykazuje Luis de Araquistain, były ambasador republikański we Francji, 90% najważniejszych stanowisk w hiszpańskim Ministerstwie Wojny było zajętych, szczególnie w późniejszych okresach, przez pachołków Stalina. Nad ochotnikami, którzy zostali uznani za godnych złożenia w ofierze swego życia za sprawę, jak im się wydawało, republiki, stosowana była nadal w Hiszpanii ścisła kontrola. Wsadzano między tych rekrutów szpiclów, by usunąć podejrzanych o szpiegostwo, lub niedostatecznie prawowiernych, oraz by kontrolować ich lekturę i prywatne rozmowy. Właściwie wszyscy polityczni komisarze w Brygadzie Międzynarodowej, a później nawet w większej części armii republikańskiej, byli zdecydowanymi komunistami.
Po przybyciu ochotników do Hiszpanii zabierano im paszporty, tylko w bardzo rzadkich wypadkach oddawano je z powrotem. Nawet w razie zwolnienia z wojska mówiono zainteresowanemu, że jego paszport został zgubiony. Z samych tylko Stanów Zjednoczonych przybyło około 2.000 ochotników, a oryginalne amerykańskie paszporty są wysoko cenione w sztabie OGPU w Moskwie. Niemal każdy dyplomatyczny worek z Hiszpanii zawierał pęk paszportów odebranych członkom Międzynarodowej Brygady. Podczas mego pobytu w Moskwie wiosną 1937 roku nieraz widziałem pocztę dyplomatyczną w zagranicznym wydziale OGPU.
Jednego dnia nadeszła paczka zawierająca około stu paszportów, połowa z nich była amerykańskich. Należały one do poległych żołnierzy. Była wielka radość z powodu tej cennej zdobyczy. Po kilkutygodniowym badaniu stosunków rodzinnych nieżyjących właścicieli tych paszportów, stawały się one narzędziem nowych właścicieli – agentów OGPU.
9.
Podczas gdy Brygada Międzynarodowa, armia Kominternu, formowała się na pierwszym planie, rosyjskie oddziały Armii Czerwonej przybywały po cichu i zajmowały pozycje za frontem hiszpańskim. Sowiecki personel wojskowy nigdy nie przekroczył 2.000 ludzi i tylko piloci i oficerowie czołgów wzięli aktywny udział w wojnie. Większość Rosjan byli to technicy, oficerowie sztabu, instruktorzy, inżynierzy, specjaliści w zakładaniu wojennego przemysłu, eksperci artylerii, broni chemicznej, mechanicy lotnictwa i radiooperatorzy. Żołnierze Armii Czerwonej byli jak najściślej odseparowani od cywilnej ludności hiszpańskiej, mieszkali osobno i nigdy nie spotykali się z hiszpańskimi politycznymi grupami albo osobistościami. Znajdowali się stale pod kontrolą OGPU, które miało za zadanie utrzymać w tajemnicy ich obecność w Hiszpanii oraz uchronić Armię Czerwoną przed wpływami politycznych herezji.
Na czele tych specjalnych ekspedycyjnych sił zbrojnych stał gen. Jan Berzin, jedna z dwóch głównych figur wyznaczonych przez Stalina do przeprowadzenia jego interwencji w Hiszpanii. Drugą był Artur Staszewski, oficjalnie sowiecki delegat handlowy, rezydujący w Barcelonie. Byli oni tymi tajemniczymi ludźmi Moskwy, stojącymi poza sceną wojny domowej w Hiszpanii, których misja, chociaż zagarnęli stopniowo całą władzę nad rządem republikańskim w Hiszpanii w swoje ręce, pozostawała absolutnie nieznana nikomu. Gen. Berzin w ciągu piętnastu lat był szefem wywiadu wojskowego Czerwonej Armii. Pochodził z Łotwy i mając szesnaście lat był dowódcą bandy w rewolucyjnej partyzantce przeciw caratowi. Był ranny, wzięty do niewoli i skazany na śmierć w roku 1906. Jednakże z powodu jego wieku, rząd carski zmienił wyrok na zesłanie na Syberię. Berzin uciekł stamtąd i prowadził życie podziemnego rewolucjonisty, a gdy cesarstwo zostało obalone wstąpił do Armii Czerwonej pod Trockim i dosłużył się wpłwowego stanowiska w wyższym dowództwie. Barczysty, siwy, małomówny, chytry i obrotny, został wybrany przez Stalina do zorganizowania i kierowania armią republikanów.
Głównym politycznym komisarzem Stalina w Hiszpanii był Artur Staszewski. Polskiego pochodzenia (prawdziwe nazwisko Artur Hirszfeld. W czerwcu 1937 r. aresztowany przez NKWD i skazany na śmierć przez Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego ZSRR z zarzutu o „udział w kontrrewolucyjnej organizacji terrorystycznej”– przyp. PŁ) niski i krępy, wyglądał jak kupiec i nominalnie był w Barcelonie sowieckim delegatem handlowym.
Służył również w Czerwonej Armii lecz wystąpił, by podjąć się reorganizacji rosyjskiego przemysłu futrzanego w czasie, gdy ta ważna gałąź przemysłu była w zupełnym upadku. Rezultaty jego pracy były wspaniałe. Wskrzesił handel futrami rosyjskimi na wszystkich rynkach światowych, a teraz Stalin powierzył mu zadanie manipulowania politycznymi i finansowymi cuglami w republikańskiej Hiszpanii. Podczas gdy Berzin i Staszewski operowali za kulisami, światła były skierowane na Brygadę Międzynarodową i jej efektowną kampanię wojenną. Artur Staszewski (Artur Hirszfeld) Zagranicznym korespondentom wojennym na hiszpańskim froncie wydawało się, że tajemniczym człowiekiem, jest Emil Kléber, dowódca Brygady Międzynarodowej. Miliony czytelników z pewnością pamiętają Klébera jako najbardziej dramatyczną postać w bohaterskiej obronie Madrytu. Klébera pokazywano wszędzie w szkicach i wywiadach jako mocnego człowieka tej chwili, którego przeznaczeniem było odegranie doniosłej roli w historii Hiszpanii i całego świata. Jego wygląd dodawał legendom barwy. Wysoki, o ciężkich rysach, z kopicą siwych włosów zadającą kłam jego czterdziestu i jeden zaledwie latom. Opowiadano o nim, jako o najemniku, rzekomo naturalizowanym Kanadyjczyku pochodzenia austriackiego, który jako austriacki jeniec wojenny w Rosji wstąpił do Białej Gwardii i walczył przeciwko bolszewikom, a w końcu został nawrócony na komunizm. Obrazek ten był skomponowany w głównym sztabie OGPU w Moskwie, gdzie też spreparowano mu fałszywy paszport kanadyjski.
Kléber grał swoją rolę pod kierunkiem OGPU. Wszystkie jego wywiady były ułożone z góry przez agentów Kremla. Znałem Klébera, jego żonę, dzieci i brata od wielu lat. Jego prawdziwe nazwisko było Stern (Manfred Stern – przyp. PŁ). Pochodził z Bukowiny, potem był w Austrii i w Rumunii. W czasie wojny światowej służył jako oficer w wojsku austriackim, był wzięty do niewoli przez wojska carskie i wysłany do obozu w Krasnojarsku na Syberii. Po rewolucji sowieckiej wstąpił do partii bolszewickiej i do Armii Czerwonej, walczył przez całą wojnę domową po stronie sowieckiej. Potem uczęszczał do wojskowej akademii Frunzego, którą ukończył w r. 1924. Przez jakiś czas pracowaliśmy razem w wydziale wywiadu Sztabu Głównego. W 1927 przydzielono Klébera do wojskowej sekcji Kominternu, gdzie był instruktorem w szkole wojskowej. Później Komintern wysłał go do Chin w poufnej misji. (przedtem Emil Kléber był szpiegiem sowieckim w USA – przyp. PŁ) Kléber nigdy nie był w Kanadzie i nigdy nie miał nic do czynienia z Białą Gwardią. Taka bajka była potrzebna by ukryć fakt, że był on oficerem sztabu Armii Czerwonej. Budziło to większe zaufanie do niego jako dowódcy Brygady Międzynarodowej. W rzeczywistości, pomimo dramatycznej roli, która była mu powierzona, nie miał żadnej władzy w machinie sowieckiej. W listopadzie 1936, ten rosyjski generał został mianowany dowódcą sił zbrojnych rządu hiszpańskiego na północnym odcinku frontu madryckiego.
10.
W pierwszych dniach listopada poleciałem z Marsylii do Barcelony. Oczekujący tam samochód zawiózł mnie do hotelu w dolnej części miasta, który służył w Barcelonie jako główna kwatera sowiecka. Nikt z postronnych gości nie miał prawa się tu zatrzymywać. Spotkałem tam Staszewskiego, naszego delegata handlowego i członków jego personelu. Tam też mieścił się i pracował nasz wywiad wojskowy na Katalonię pod kierunkiem gen. Akułowa. Celem mojego przylotu do Barcelony było oddanie moich agentów, działających na terytorium Franco, pod rozkazy oficerów sztabu prowadzących tajemnie operacje wojenne pod dowództwem gen. Berzina. Sądziłem, że informacje, które otrzymywałem z terenu rebeliantów, będą użyteczniejsze w Madrycie i Barcelonie niż w Moskwie. Gen. Akułow miał świetnie zorganizowaną naszą tajną służbę wywiadowczą w obozie przeciwników.
Nasi operatorzy radiowi pracowali tam bez przeszkód i codziennie nadawali ważne informacje za pomocą przenośnych aparatów. Naturalnie, moje pierwsze pytanie dotyczyło widoków zwycięstwa wojskowego. Odpowiedź była mniej więcej taka: “Sprawy tu są w okropnym chaosie. Naszą jedyną pociechą jest to, że po tamtej stronie panuje jeszcze większy chaos”.
Gen. Berzin pracował niezmordowanie nad sformowaniem armii z niezdyscyplinowanych i nieskoordynowanych oddziałów zbrojnych, naciskając Caballero o zarządzenie poboru do wojska. Z grupy rosyjskich oficerów sztabu, Berzin tworzył trzon dowództwa republikanów. W krytycznych listopadowych i grudniowych tygodniach był duszą organizacji obrony Madrytu. A jednak był zawsze tak starannie zamaskowany, że nie tylko jego obecność w Hiszpanii ale i jego tożsamość nie była znana nikomu, poza półtuzinem najwyżej postawionych republikanów.
Berzin domagał się nominacji naczelnego dowódcy. Rząd republikański, popierany przez rywalizujące ze sobą partie, nie kwapił się z utworzeniem stanowiska o tak wielkiej władzy. Berzin wynalazł odpowiedniego kandydata, gen. Jose Miaja, dobrego żołnierza bez ambicji politycznych i w listopadzie 1936 wymógł nominację jego na naczelnego wodza. Miaja pełnił tę funkcję aż do końca wojny domowej. W międzyczasie Artur Staszewski czynił wszelkie możliwe wysiłki, aby kierownictwo finansowe republiki dostało się w ręce sowieckie. Lubił on Hiszpanię i Hiszpanów i był uszczęśliwiony, że go tam wysłano, zdawało mu się bowiem, że raz jeszcze przeżywa czasy rosyjskiej rewolucji sprzed dwudziestu lat.
Przekonał się wtedy, że minister skarbu w gabinecie madryckim Juan Negrin, będzie chętnie współpracować z nim w jego finansowych planach. Jawne kupowanie broni gdziekolwiek bądź na rynku światowym było dla Madrytu niemal niemożliwe. Rząd republikański zdeponował dużą sumę z rezerw złota hiszpańskiego w bankach paryskich w nadziei importu sprzętu wojennego z Francji. Ale na przeszkodzie stanęła stanowcza odmowa banków francuskich wydania złota, ponieważ Franco zagroził, że wniesie skargę przeciw nim o zwrot, o ile zwycięży. Ponieważ groźby mało obchodziłyby daleki Kreml, gdyby złoto było w jego rękach, Staszewski zaofiarował, że zabierze je do Rosji Sowieckiej, a w zamian dostarczy rządowi republikańskiemu broni i amunicji.
Za pośrednictwem Negrina udało mu się dojść do porozumienia z rządem Caballero. Pogłoski o tej umowie w jakiś sposób przedostały się za granicę. Oskarżano Caballero w prasie zagranicznej, że część zapasu złota narodowego oddał w zastaw Sowietom za obietnicę pomocy.
3 grudnia, akurat gdy transport złota był organizowany, Moskwa oficjalnie zaprzeczyła istnieniu takiej umowy – tak jak często czyniła, zaprzeczając w ogóle istnieniu sowieckiej interwencji w Hiszpanii. W naszym wewnętrznym kółku nazywaliśmy żartobliwie Staszewskiego “najbogatszym człowiekiem na świecie” z powodu jego nadzoru nad hiszpańskimi skarbami.
W czasie mojej rozmowy ze Staszewskim w Barcelonie, w listopadzie wyłoniły się już następne posunięcia Stalina w sprawie Hiszpanii. Staszewski nie ukrywał przede mną, że następną głową rządu madryckiego będzie Juan Negrin. Wprawdzie Caballero był wtedy powszechnie uważany za kremlowskiego faworyta, ale Staszewski już wybrał Negrina jako jego następcę. Caballero był prawdziwym radykałem, ideowym rewolucjonistą. Robota OGPU – które pod kierunkiem Orłowa zaczynało stosować w Hiszpanii, na wzór Rosji, czystkę wszystkich dysydentów, niezależnych i anty-stalinowców – nie przypadała mu do smaku. Wszystkich tych tępionych, komuniści obejmowali wspólną nazwą “trockistów”.
Z drugiej strony, dr Juan Negrin miał wszystkie cechy zawodowego polityka. Mimo swego naukowego zawodu był człowiekiem interesów i miał odpowiedni światopogląd. Akurat takiego człowieka potrzebował wówczas Stalin. Tak jak gen. Miaja miał on dobrą “fasadę” do pokazania Paryżowi, Londynowi i Genewie. Mógł robić dobre wrażenie na świecie, jako przedstawiciel “zdrowego rozsądku” i “dobrych manier” republikańskiej sprawy, nie strasząc nikogo rewolucyjnymi wypowiedziami. Był żonaty z Rosjanką, a przy tym jako człowiek praktyczny pochwalał czystkę “krnąbrnych” i “wichrzycieli”, choćby tą “czyszczącą” była obca ręka Stalina.
Oczywiście, dr Negrin widział zbawienie swego kraju jedynie w ścisłej współpracy ze Związkiem Sowieckim. Było jasne, że aktywna pomoc mogła przyjść jedynie stamtąd. Był więc gotów iść we wszystkim po linii Stalina, poświęcając dla zapewnienia sobie jego pomocy wszystkie inne względy.
11.
Sprawy te były dyskutowane w czasie mego pobytu w Barcelonie, na sześć miesięcy przed upadkiem rządu Caballera. Tyle właśnie czasu było potrzeba, by doprowadzić do tej zmiany. Zostało to nareszcie osiągnięte przy pomocy spisku OGPU w Barcelonie. Oficjalny ambasador sowiecki Marceli Rosenberg, wygłaszał tam mowy i pokazywał się ciągle publicznie, ale Kreml nigdy nie przywiązywał wagi do jego roboty. Robotę Stalina wykonywał cichutko i skutecznie Staszewski. Dla dozoru hiszpańskiej tajnej policji, wzorowanej na rosyjskiej, wysłany został z Moskwy szef zagranicznego wydziału OGPU Słucki. Przybył w parę dni po moim wyjeździe.
W tym czasie OGPU działało na całym terytorium republikańskim, ale koncentrowało się w Katalonii, gdzie grupy niezależnych były najsilniejsze, i gdzie mieli swoją centralę prawdziwi trockiści.
– Mają tam dobry materiał – powiedział mi Słucki, gdy w kilka tygodni potem wrócił do Paryża – ale brak im doświadczenia. Nie możemy pozwolić na to, by Hiszpania stała się obozowiskiem dla wszystkich antysowieckich elementów, które napływają tam z całego świata. Bądź co bądź, to jest teraz nasza Hiszpania, część frontu sowieckiego. Musimy ją solidnie umocnić. Kto wie, ilu tam jest szpiegów między tymi ochotnikami? A co do anarchistów i trockistów, to wprawdzie są oni antyfaszystowskimi żołnierzami, ale jednocześnie naszymi wrogami, kontrrewolucjonistami i musimy ich wykończyć.
OGPU po mistrzowsku wykonało tę robotę. Już w grudniu 1936 r. terror ogarnął Madryt, Barcelonę i Walencję. OGPU miało własne, specjalne więzienia, a jego oddziały dokonywały zabójstw i porwań, zapełniały ukryte ciemnice i urządzały nagłe obławy. Naturalnie, OGPU działało zupełnie niezależnie od rządu republikańskiego. Ministerstwo Sprawiedliwości nie miało nad nim władzy, OGPU było państwem w państwie. Była to potęga, przed którą drżeli nawet niektórzy z wyższych urzędników w rządzie Caballera. Zdawało się, że Związek Sowiecki trzymał już republikańską Hiszpanię w garści, niemal jak swoją własność.
16-go grudnia Largo Caballero wydał wyzywającą proklamację do Franco: “Madryt nie upadnie! Teraz wojna się zacznie naprawdę, mamy już potrzebny sprzęt wojenny!”
Następnego dnia w Moskwie „Prawda”, oficjalny organ Stalina, otwarcie stwierdziła, że czystka w Katalonii już się zaczęła i że “będzie prowadzona z taką samą energią, jak to miało miejsce w Związku Sowieckim”.
Heroiczna, rozpaczliwa obrona Madrytu dosięgała szczytu. Eskadry lotnicze Franco burzyły stolicę, jego wojska były już niemal na przedmieściach. Ale republikanie mieli teraz bombowce i pilotów, czołgi i artylerię. Nasza pomoc wojskowa przyszła w samą porę, by uratować Madryt. Gen. Berzin i jego sztab skrycie kierowali obroną, którą gen. Miaja dowodził oficjalnie, a Kléber, generał Kominternu, nadawał jej wobec świata cechy wielkiego dramatu.
12.
Zarazem był to koniec pierwszego stadium interwencji Stalina w wojnie domowej. Akcja stalinizowania Hiszpanii rozpoczęła się na całego. Objęło ją OGPU, a Komintern został odsunięty na tyły. Gen. Kléber został usunięty z dowództwa nad Brygadą Międzynarodową. Ogłoszono, że będzie przeniesiony do Malagi dla organizowania tam obrony, lecz nigdy już o nim nikt nie usłyszał (zmarł w łagrze w ZSRR w 1954 r. – przyp. PŁ).
Gdy w kilka tygodni potem byłem w Moskwie, dowiedziałem się że zniknięcie Klébera miało związek z czystką w Armii Czerwonej, i licznymi aresztowaniami wśród oficerów sztabowych. Wielu z jego bliskich towarzyszy rozstrzelano jako spiskowców. Natknąłem się wówczas na brata Klébera, odwołanego z zagranicy w kwietniu. W kilka dni później OGPU zaaresztowało go również.
Zniknięcie kominternowskiego generała w czasie wielkiej czystki znaczyło po prostu, że był on jednym z tych, których Stalin już nie potrzebował, ale który wiedział za dużo. Stalin uznał, że Komintern spełnił swoje zadanie w Hiszpanii. Berzin i Staszewski trzymali teraz rząd mocno w rękach. Zniknięcie gen. Klébera nie wywołało żadnych komentarzy ze strony tych, którzy opiewali jego sławę po całym świecie. Ta rozdęta chwała umarła razem z nim. Gen. Lukacz był nieco szczęśliwszy. Prawdziwe imię jego było Mata Załka, był on węgierskim pisarzem komunistycznym. Zginął na froncie hiszpańskim.
Pomyślna obrona Madrytu z pomocą broni sowieckiej dopomogła OGPU do rozszerzenia swej władzy. Nastąpiły aresztowania tysięcy ludzi wraz z wielu obcymi ochotnikami, którzy przyjechali by walczyć przeciwko Franco. Każda krytyka metod, każda niepochlebna opinia o dyktaturze Stalina w Rosji, wszelkie stosunki z ludźmi o heretyckich politycznie przekonaniach stawały się teraz zdradą. OGPU używało wszelkich wypróbowanych w Moskwie metod dla wydostania zeznań i doraźnych egzekucji. Nie znam liczb antystalinistów “zlikwidowanych” w republikańskiej Hiszpanii. Mógłbym opisać dziesiątki indywidualnych wypadków, ale ograniczę się do jednej przypuszczalnej ofiary, która być może jeszcze żyje. Tych kilka faktów, które opowiem, może pomogą jego rodzinie do uratowania go.
Młody Anglik, inżynier radiowy, który się nazywał Friend, miał w Leningradzie brata żonatego z Rosjanką. Był to entuzjastyczny antyfaszysta, a Związek Sowiecki był krajem jego marzeń. Udało mu się po długich staraniach dostać pozwolenie na wjazd do Związku Sowieckiego, gdzie zamieszkał. Gdy zaczęła się interwencja sowiecka w Hiszpanii, został wysłany tam jako technik radiowy. Na początku 1937 przyszedł raport do moskiewskiej centrali OGPU, że Friend wykazuje “trockistowskie sympatie”. Znałem tego chłopca i nie miałem żadnej wątpliwości, że był on całym sercem oddany sprawie Republiki Hiszpańskiej i Związkowi Sowieckiemu. Prawda, że spotykał socjalistów i innych radykałów, co było rzeczą naturalną dla młodego Anglika, który nie miał pojęcia o niewidocznym murze chińskim oddzielającym personel sowiecki od Hiszpanów.
Później kiedyś, spytałem jednego z urzędników OGPU w Moskwie o niego i otrzymałem wymijająca odpowiedź. Dalsze moje poszukiwania ujawniły, że został odstawiony do Rosji pod strażą i umieszczony w więzieniu w Odessie. Opowiedziano mi o sposobie, w jaki go złapano. OGPU zwabiła go na sowiecki statek w Hiszpanii pod pretekstem naprawy odbiornika radiowego. Friend nie podejrzewał, że OGPU go śledzi. Gdy wszedł na pokład statku, pochwycono go, a 12 kwietnia był już w więzieniu w Moskwie. Po dziś dzień jego brat w Leningradzie i jego rodzina w Anglii nie wiedzą, co się z nim stało. Ja też nie mogłem się dowiedzieć, czy rozstrzelano go jako „szpiega” czy też żyje jeszcze w jakimś zapadłym obozie koncentracyjnym.
Takich zniknięć bez wieści była niezliczona ilość. Niektórzy byli porywani i odstawiani do Rosji, inni mordowani w Hiszpanii. Jedną z najsłynniejszych była sprawa Nina, kierownika rewolucyjnej partii „Jedność Marksistowska” (POUM). Nin był kiedyś trockistą, a jeszcze przedtem jednym z kierowników Kominternu. Wraz z grupą swych współpracowników Nin zniknął z więzienia, do którego zamknęło ich OGPU. Ciała zostały znalezione dopiero wtedy, gdy przyjechała do Hiszpanii grupa członków parlamentu brytyjskiego w celu zbadania ich zniknięcia. Innymi znanymi wypadkami tego rodzaju były: sprawa młodego Smillie, zamordowanego w jednym z więzień OGPU w Hiszpanii oraz sprawa Marka Reina, syna emigranta, przywódcy rosyjskich socjalistów Rafała Abramowicza (zob. rozdz. VI).
Robota OGPU w Hiszpanii stworzyła wyrwę w antyfaszystowskich oddziałach republikańskich. W głowach Caballera i jego współpracowników zaczynało świtać, że nie przewidzieli skutków podania ręki partii komunistycznej w Zjednoczonym Froncie. Premier Caballero nie mógł znieść sowieckiego terroru, który dziesiątkował jego własną partię i zadawał ciosy jego politycznym przyjaciołom. Autonomiczny rząd Katalonii, który opierał się czystce OGPU zębami i pazurami, miał poparcie Caballera. Kryzys wewnętrzny w Hiszpanii dojrzewał.
Rozwój tego kryzysu i jego dojście do punktu kulminacyjnego obserwowałem z Moskwy, gdzie decydowano o sprawach wewnętrznych Hiszpanii.
13.
W marcu 1937 r. przeczytałem tajny raport gen. Berzina dla komisarza wojny Woroszyłowa. Czytał go też Jeżow, następca Jagody jako szef OGPU (który też już został zlikwidowany). Te raporty były oczywiście przeznaczone dla Stalina, chociaż adresowane do bezpośredniego zwierzchnika autora.
Dając w swoim raporcie optymistyczny pogląd na sytuację wojskową i działalność generalissimusa Mijaja, Berzin donosił o oburzeniu i protestach wyższych kół hiszpańskich skierowanych przeciw OGPU. Stwierdził, że przez swoje nieupoważnione mieszanie się do spraw rządu i szpiegowanie w sferach rządowych, kompromituje autorytet Sowietów w Hiszpanii. W końcu żądał, by Orłow był natychmiast odwołany z Hiszpanii.
– Berzin ma zupełną rację – powiedział mi Słucki, szef zagranicznego departamentu OGPU – nasi agenci postępują w Hiszpanii, jakby byli w koloniach. Traktują nawet przywódców hiszpańskich tak, jak koloniści tubylców. Gdy spytałem, czy będzie coś zrobione w sprawie Orłowa, Słucki odpowiedział, że to zależy od Jeżowa.
Jeżow, główny wykonawca wielkiej czystki, która wówczas była w toku, patrzył na Hiszpanię jak na rosyjską prowincję. Przy tym koledzy Berzina w Armii Czerwonej byli już aresztowani w całym Związku Sowieckim i życie Berzina również znalazło się w niebezpieczeństwie. Skoro tylu jego towarzyszy już siedziało w sieci OGPU, każdy jego raport musiał być traktowany na Kremlu podejrzliwie.
W kwietniu Staszewski przyjechał do Moskwy, by osobiście złożyć sprawozdanie z sytuacji w Hiszpanii. Chociaż zakamieniały stalinista i prawowierny członek partii, Staszewski rozumiał jednak, że zachowanie się OGPU w Hiszpanii było błędem. Tak samo, jak gen. Berzin, był przeciwny kolonialnym metodom stosowanym przez Rosjan na ziemi hiszpańskiej.
Staszewski nie cierpiał „trockistów” ani dysydentów w Rosji i pochwalał metody OGPU w stosunku do nich, ale sądził, że OGPU powinno respektować hiszpańskie partie polityczne. Ostrożnie zasugerował Stalinowi zmianę polityki OGPU w Hiszpanii. Stalin udał, że się z nim zgadza i Staszewski opuścił Kreml rozradowany.
Następnie podczas konferencji z marszałkiem Tuchaczewskim zwrócił jego uwagę na haniebne postępowanie sowieckich urzędników w Hiszpanii. Wywołało to dużo komentarzy w kole wtajemniczonych, częściowo z powodu już zachwianej pozycji Tuchaczewskiego. Marszałek był w pełni świadom potrzeby złamania tych, którzy zachowywali się w Hiszpanii jak w podbitym kraju, ale już był pozbawiony wpływów.
Odbyłem kilka rozmów ze Staszewskim. Oczekiwał szybkiego upadku Caballera i zastąpienia go przez Negrina, którego przygotował i wykształcił do premierostwa.
– Mamy przed sobą ciężkie walki w Hiszpanii – zauważył kilkakrotnie.
Dla tych spośród nas, którzy zrozumieli taktykę Stalina, było jasne, że umocnił on swoje zdobycze w planie uzależnienia Hiszpanii od Kremla i szykował się do kolejnego kroku naprzód. Komintern schodził zupełnie ze sceny. Berzin trzymał teraz cugle hiszpańskiej armii w swoich rękach, Staszewski przewiózł większość rezerwy złota z Banku Hiszpanii do Moskwy, a maszyna OGPU szła całą parą naprzód. Cała impreza odbyła się zgodnie z instrukcją Stalina: „Trzymajcie się z dala od ognia artylerii”.
Uniknęliśmy ryzyka międzynarodowej wojny i cel Stalina wydawał się zupełnie bliski osiągnięcia. Jedyną wielką przeszkodą na tej drodze była Katalonia. Katalończycy byli antystalinistami, a zarazem ważnym oparciem dla rządu Caballera. Aby mieć Hiszpanię całkowicie w [swych] rękach, Stalin musiał jeszcze opanować Katalonię i usunąć Caballera.
Było to powiedziane z naciskiem w jednym z raportów przywódcy grupy rosyjskich anarchistów w Paryżu, który jako tajny agent OGPU został wysłany do Barcelony, gdzie cieszył się zaufaniem anarcho-syndykalistów w lokalnym rządzie. Jego zadaniem było sprowokowanie w Katalonii wystąpień, które by usprawiedliwiły wezwanie armii, rzekomo dla zgniecenia buntu na tyłach frontu.
Jak wszystkie nasze tajne raporty, ten 30-stronicowy raport był przesłany w malutkich rolkach filmów fotograficznych. Specjalny wydział w moskiewskiej centrali jest zaopatrzony w najlepsze amerykańskie aparaty do manipulowania tymi filmami. Każda strona raportu była za pomocą tych aparatów powiększona.
Agent dawał szczegółowe sprawozdanie z konferencji z kierownikami różnych partii, u których miał zaufanie. Opowiadał, jakich środków używał, by ich zachęcić do czynów, które by dały OGPU powód do zniszczenia tych ludzi. Był pewny, że wkrótce nastąpi w Barcelonie wybuch.
14.
Czytałem też inny raport, Jose Diaza, szefa hiszpańskiej partii komunistycznej, skierowany do Dymitrowa, prezesa Kominternu. Dymitrow wysłał go natychmiast do centrali OGPU, gdyż już dawno zorientował się, kto jest jego panem. Diaz oceniał Caballera jako marzyciela i frazesowicza, który nigdy nie będzie pewnym aliantem stalinistów i chwalił Negrina. Opisywał robotę komunistów wśród socjalistów i anarcho-syndykalistów w celu podkopania sił od wewnątrz.
Z tych raportów jasno wynikało, że OGPU knuło aby złamać „niepokorne” elementy w Barcelonie i zdobyć władzę dla Stalina.
2 maja Słucki zatelefonował do mnie do hotelu Savoy i prosił, bym poszedł do poważnego hiszpańskiego komunisty Garcii, który był szefem tajnego wywiadu rządu republikańskiego w jego stolicy, Walencji. „Wysłałem go do Rosji na obchody 1 maja. Z powodu przeprowadzanej w tym czasie czystki, depesza zawiadamiająca o jego przyjeździe została zlekceważona. Nikt go nie spotkał i został zupełnie sam w Nowym Moskiewskim Hotelu”.
Słucki prosił mnie, bym naprawił to przeoczenie jak można najlepiej.
Poszedłem z jednym z kolegów odwiedzić Garcię i zobaczyłem schludnego i silnego mężczyznę w wieku około trzydziestu lat. Powiedział mi, że jego przyjaciel Orłow, szef OGPU w Hiszpanii, zaaranżował dla niego te miłe wakacje w stolicy Sowietów.
– Bardzo się cieszę, że mogłem przyjechać – mówił – ale nikt mnie nie powitał i nie mogłem dostać przepustki na Plac Czerwony w dniu pierwszego maja. Z parady mogłem zobaczyć tylko to, co przez krótkie chwile było widoczne poprzez rzekę z mego okna tutaj.
Bardzo przepraszaliśmy towarzysza Garcię i zabraliśmy go na obiad do Savoya. W rozmowie zauważył, że sowieccy robotnicy na ulicy wyglądają znacznie biedniej niż hiszpańscy, nawet w czasie wojny domowej. Dostrzegł, że brakowało wielu rzeczy i spytał mnie, dlaczego rządowi sowieckiemu nie udało się podnieść stopy życiowej ludności.
Przy spotkaniu, spytałem Słuckiego: Co to był za pomysł sprowadzenia tu tego Hiszpana?
– Przeszkadzał Orłowowi – powiedział Słucki. – Musimy go tu zatrzymać aż do końca maja.
Po przeczytaniu raportów, nie potrzebowałem pytać, co Orłow zamyśla zrobić w maju.
Wiadomości z Barcelony wywołały sensację w świecie. Nagłówki głosiły: Bunt anarchistów w Barcelonie! Korespondenci donosili o antystalinowskim spisku w stolicy Katalonii, o bitwie o urząd telefoniczny, o rozruchach ulicznych, barykadach, rozstrzeliwaniach itp. Po dziś dzień majowe wypadki w Barcelonie wydają się bratobójczą walką między antyfaszystami, właśnie w chwili, gdy Franco ich atakował. Według oficjalnych wypowiedzi, katalońscy rewolucjoniści starali się zdradliwie pochwycić władzę w ręce w chwili, gdy cały wysiłek musiał być użyty dla przeciwstawienia się faszyzmowi. Inna wersja tragedii barcelońskiej, rozpowszechniana przez prasę po świecie, twierdziła, że była to rzekomo rebelia sprowokowana przez „jakieś wymykające się spod kontroli elementy, które zdołały się dostać do skrajnego skrzydła anarchistów, by wywołać rozruchy na korzyść wrogów republiki”.
Faktem jest, że ogromna większość robotników katalońskich była zażarcie antystalinowska. Stalin wiedział, że rozgrywka jest nieunikniona., ale wiedział również, że siły opozycji są bardzo poróżnione i że mogą być przez szybką i odważną akcję zupełnie złamane. OGPU dolewało oliwy do ognia i podjudzało wzajemnie na siebie anarchistów i socjalistów. Po pięciodniowym rozlewie krwi, w którym pięciuset ludzi padło zabitych, a przeszło tysiąc rannych, Katalonia stała się kluczowym zagadnieniem dla dalszego istnienia rządu Caballera i jego upadku.
Hiszpańscy komuniści z Diazem na czele, żądali rozwiązania wszystkich partii antystalinowskich i związków zawodowych w Katalonii, oddania prasy, nadawczych stacji radiowych i sal zebrań pod zarząd OGPU oraz w ogóle natychmiastowej i całkowitej likwidacji wszelkiego antystalinowskiego ruchu na terytorium republikańskim. Largo Caballero nie chciał zgodzić się na te żądania i został zmuszony do ustąpienia ze swego stanowiska 15 maja. Dr Juan Negrin został premierem nowego rządu, jak to Staszewski dawno już był postanowił. Rząd jego był witany jako rząd zwycięzców i Negrin pozostał na stanowisku aż do załamania się obrony republikańskiej w marcu 1939 r.
Garcia, usłyszawszy o nowinach z Barcelony, przybiegł do mnie wielce podniecony. Był w hiszpańskiej ambasadzie, chciał wracać natychmiast do Hiszpanii. Nie mógł zrozumieć, czemu nie może wyjechać, ale Słucki go nie wypuszczał. Orłow nie chciał mieć w Barcelonie Garcii. Wprawdzie był on ważnym komunistą, ale mógł narobić kłopotu. W Barcelonie OGPU masowo aresztowało ludzi. Słucki zaproponował Garcii podróż na Kaukaz i na Krym, mówiąc, że rząd sowiecki chce, by zobaczył wszystko. Ale Garcia chciał koniecznie wracać do domu. Oczywiście, nie pojechał.
15.
W ambasadzie hiszpańskiej Garcia poznał czterech innych Hiszpanów, którzy też chcieli wracać do domu. Zaprowadzono ich do wszystkich muzeów w Moskwie, zawieziono wszędzie, gdzie było coś wartego obejrzenia, tak w Moskwie jak i w jej okolicach. Byli na Krymie, na Kaukazie, w Leningradzie, nawet na Dnieprostroju. Przez pięć miesięcy zwiedzali Związek Sowiecki.
[Ale] chodzili do ambasady hiszpańskiej po wiadomości z Hiszpanii i wciąż starali się dostać z powrotem swoje paszporty. Z rozmów z nimi podejrzewałem, że wiedzą, iż są więzieni. Rząd ich nie chciał im pomóc. Stalin był panem ich rządu.
Spytałem Słuckiego, kim oni są.
– Tych czterech? – powiedział. – To są kasjerzy Banku Hiszpanii. Przyjechali na statku ze złotem. Spędzili trzy miesiące licząc je dzień i noc, a potem sprawdzając cyfry. A teraz chcą jechać do domu.
Gdy spytałem Słuckiego, jak to się skończy, powiedział:
– Będą mieć szczęście, jeżeli uda im się stąd wyjechać po zakończeniu wojny. Tymczasem muszą zostać w naszych rękach.
Na parę dni przed tą rozmową zauważyłem w moskiewskiej prasie listę wysokich urzędników OGPU, którzy otrzymali order Czerwonego Sztandaru. Między nimi było kilka znajomych nazwisk. Przyszło mi na myśl spytać Słuckiego, jakie szczególne zasługi przyniosły im te tak upragnione odznaki. Odpowiedział, że byli oni kierownikami specjalnego oddziału, liczącego około trzydziestu zaufanych oficerów, którzy byli posłani do Odessy w grudniu, do pracy w charakterze robotników portowych. Ogromna ilość złota przybyła wtedy z Hiszpanii i Stalin zlecił wyładowanie tego skarbu najwyższym urzędnikom tajnej policji, obawiając się, by wiadomość o tym nie rozeszła się po kraju. Kazał Jeżowowi wybrać osobiście ludzi do tego zadania. Operacja była otoczona tak ścisłą tajemnicą, że nawet ja dopiero teraz dowiedziałem się o niej. Jeden z moich współpracowników, który w niej uczestniczył, opisał mi jak to wyglądało w Odessie.
Cały teren dokoła przystani był opróżniony i otoczony kordonem oddziałów specjalnych. Przez tę pustą przestrzeń od doków do kolei, najwyżsi urzędnicy OGPU nosili skrzynie ze złotem na własnych plecach. Dzień po dniu dźwigali to złote brzemię i ładowali je do towarowych wagonów, które następnie jechały do Moskwy pod opieką uzbrojonych konwojów. Ilość złota, które wyładowano w Odessie, mój podwładny określił w oryginalny sposób. Przechodziliśmy właśnie przez Plac Czerwony. Wskazał na kilka akrów placu przed nami i powiedział:
– Gdyby wszystkie skrzynie ze złotem, które wyładowaliśmy w Odessie, zostały ułożone jedna obok drugiej tu, na Placu Czerwonym, pokryłyby go od końca do końca.
Wkrótce po upadku rządu Caballero, gdy pewnego dnia siedziałem w biurze Słuckiego, zadzwonił telefon. Telefonowano z sekcji dla spraw specjalnych. Pytano, czy panna Staszewska wyjechała ze Związku Sowieckiego. Słucki, który był przyjacielem Staszewskiego i jego rodziny, zaniepokoił się. Zadzwonił z innego aparatu telefonicznego do oddziału paszportowego. Gdy odłożył słuchawkę, odetchnął z ulgą. Panna Staszewska przekroczyła granicę. Podał tę wiadomość sekcji dla spraw specjalnych. Wiedzieliśmy obaj, że ten telefon nie wróżył nic ·dobrego dla Staszewskiego, który właśnie powrócił na swoje stanowisko w Barcelonie.
Jego żona Regina pracowała w sowieckim pawilonie na wystawie w Paryżu. Staszewski postarał się, aby jego dziewiętnastoletnia córka pojechała do matki i aby wraz z nią tam pracowała. Dziewczyna dojechała do Paryża, ale w miesiąc potem, w czerwcu, kazano jej zawieźć do Moskwy niektóre eksponaty z sowieckiego pawilonu. Nic nie podejrzewając wróciła do Związku Sowieckiego. W międzyczasie ojciec jej został odwołany z Hiszpanii. W lipcu 1937 byłem z powrotem w Paryżu. Ciągle telefonowano do Staszewskiej, starając się dowiedzieć, kiedy jej mąż będzie w Paryżu. Pewnego dnia powiedziała mi, że jej mąż i gen. Berzin przejechali przez Paryż, ale zatrzymali się tylko od pociągu do pociągu i pojechali dalej, do Moskwy, w wielkim pośpiechu .
Nie mogła ukryć swego niepokoju. W czerwcu Stalin wymiótł niemal całe wyższe dowództwo Armii Czerwonej, z marszałkiem Tuchaczewskim na czele. Spotykałem panią Staszewską wielokrotnie. Nie miała żadnych wiadomości ani od męża ani od córki. Zaczęła telefonować do swego mieszkania w Moskwie, wiedząc, że jeżeli ich tam niema, to ktoś z ich przyjaciół mieszkałby w ich mieszkaniu. Przez szereg dni i nocy operatorzy zagranicznych telefonów z jej polecenia próbowali połączyć się z numerem w ich mieszkaniu. Odpowiedź była zawsze ta sama: “Nie ma odpowiedzi”. Nie mogła zrozumieć, co się stało i nie dawała za wygraną. Nareszcie uzyskała połączenie. Odpowiedziała służąca, że Staszewski nie przyjechał i nikt nawet nie wiedział, że jest w Moskwie. Nie było też żadnej wiadomości o córce, zwabionej jako zakładniczka przed miesiącem. Minęły dwa tygodnie bez wiadomości.
Z początku sierpnia pani Staszewska dostała krótki list od męża z prośbą, by wszystko zwinęła w Paryżu i wróciła do Moskwy. Wiedziała po swoich wiadomościach telefonicznych, że list ten przyszedł z więzienia. Spakowała rzeczy i wróciła do Związku Sowieckiego – do wszystkiego, co jej zostało na świecie. Gen. Berzin też znikł. Rozstrzeliwanie głównych dowódców Armii Czerwonej było złą wróżbą dla Berzina. Tak samo jak Staszewski, był w bliskich stosunkach z aresztowanymi komisarzami i generałami, od początku sowieckiej rewolucji. Wobec tego faktu ani jego wyczyny w Hiszpanii ani ścisła i posłuszna lojalność nie znaczyły nic. Do dnia dzisiejszego należy on do tej wielkiej liczby zaginionych sowieckich przywódców, o których losie można tylko robić przypuszczenia i być może nigdy nie będzie można go ustalić.
16.
Kiedy zdawało się, że Stalin dotarł do swego celu w dalekiej Hiszpanii, w 1937 Japonia uderzyła na Chiny. Niebezpieczeństwo dla Związku Sowieckiego na Dalekim Wschodzie stało się alarmujące. Wojska japońskie zajęły Pekin, bombardowały Szanghaj, maszerowały na Nankin. Rząd Czang-Kai-Szeka zawarł pokój z Moskwą i prosił o pomoc.
Jednocześnie państwa faszystowskie na Zachodzie stawały się coraz bardziej agresywne. Włochy i Niemcy interweniowały zupełnie otwarcie po stronie Franco. Sytuacja wojskowa Republiki Hiszpańskiej stawała się coraz trudniejsza. Chcąc utrwalić swoje zdobycze w Hiszpanii, musiałby Stalin teraz dać jej pełną pomoc niezbędną dla pobicia Franco i jego aliantów. Ale więcej niż kiedykolwiek bał się ryzyka rozpętania wojny. Jego nakaz: “Trzymajcie się z dala od ognia artylerii”, po inwazji japońskiej Chin i groźby na granicy Syberii, stał się tym bardziej obowiązujący.
Rola Stalina w Hiszpanii zbliżała się do haniebnego końca. Interwencja jego była tam zbudowana na nadziei, że mając odskocznię w podległej mu Hiszpanii, otworzy drogę z Moskwy do Londynu i Paryża i w ten sposób dotrze ostatecznie do Niemiec. Manewr ten nie udał się. Zabrakło mu prawdziwej odwagi. Rozgrywał partię śmiało z hiszpańskim narodem przeciwko jego niepodległości, ale lękliwie przeciwko Franco. Powiodło mu się w morderczych intrygach, ale sfuszerował prowadzenie wojny. W Paryżu i Londynie przybrano przyjaźniejszą postawę wobec Franco. Stopniowo w ciągu 1938 roku Stalin wycofał się z Hiszpanii. Stos złota hiszpańskiego – to było wszystko, co mu zostało z tej awantury.
Podał do druku: Pokutujący Łotr
* Tekst niniejszy wg. I wyd.: Instytut Literacki w Paryżu, 1964 i krajowego: Wyd. LTW, Wwa 1998. Numerację stron zmieniono. Wprowadzono pojedyncze zmiany korektorskie. Wytłuszczenia, podkreślenia i informacje w nawiasach, moje PŁ.
Kto nie zna historii skazany jest na jej bezustanne powtarzanie. Tragedią tego świata i Polski w szczególności jest nieznajomość, lekceważenie lub wrogość w stosunku do prawdy w każdym aspekcie jej ponadczasowego i konkretnego trwania.
Z Polską – w białych rękawiczkach, za nasza zgodą – sami tego dokonujemy. Ogromna część rodaków przez milczenie. Milczący, to dobry materiał na niewolników.
@ kolejarz
Milczący, to dobry materiał na niewolników.
Milczą – bo nic nie wiedzą, bo nie czytają, prawda jest im obojętna. Również na tzw. prawicy największym wzięciem cieszy się zawsze bieżączka. Kto co wyskrzeczał do kamery, kto komu beknął w nos. Coś co wymaga zgłębienia, zatrudnienia szarych komórek, leży odłogiem. Jak takie społeczeństwo może walczyć o swą wolność? Strzec jej? Piszę o tym z bólem, bo pamiętam inną Polskę. Tą rzeczywiście cierpiącą, za najgorszej komuny jaruzelskiej. Ale wszyscy wszystko wiedzieli, chwytali w lot, Polaka nie dało się zwieść, oszukać, choć źródłem informacji była tylko Wolna Europa i pisma ulotne. Bo była w Polakach wiara, a wtedy działa rozum.
Ks. Bąk powiedział ostatnio: pierwszym obowiązkiem wierzącego jest rozumność. A jak mają wyglądać “rozumne” umysły po wielotygodniowych lokdałnach w czterech ścianach klitki, po brudnej ścierze zatykającej latami drogi oddechowe, po pilnowaniu jeden drugiego, żeby przypadkiem nie przeszedł przez skwerek nie mówiąc o takiej grozie, jak wejście do lasu. Spójrz tylko, jak ludek wciąż się pcha do Komunii św. z wyciągniętymi w przód łapami. Sami nie wiedzą dlaczego. Tak siebie wytresowali w panicznym strachu przed “śmiertelnym wirusem” i już zostało.