Witaj, Toskanio! (…) Jak można nie być malarzem w takim kraju? Słońce tu pali pod różnymi kątami naraz, odbija się od jeziorka i uderza znów w nieboskłon, jak w lustrze renesansowych magów, aby przy następnym skręcie kierownicy znów pędzić w dół, i skosem, w wiązkach i rozproszeniach, przez tiule cienkiej mgły ogarniającej widoki miast. Cynobrowe dachówki ponad taflami wody i strumienie zaczajone wśród przyjaznych tataraków, bez ukrytych węży. A za zakrętem, gdzie spodziewaliśmy się łuku bram miasta, otwiera się jeszcze jeden zielony ekran, rozpięty między płaskimi pasmami wzniesień a domami już wciśniętym w dolinę a częściowo wspinającymi się zboczem na wzniesienie, skąd strzela w niebo dzwonnica katedry.
Sansepolcro
Miasteczko jest opasane resztką murów z czterema bramami i ma piętnaście tysięcy mieszkańców, tyle, ile Nakło lub Grójec. A jest tu katedra, dwadzieścia pięć kościołów oraz teatr ochrzczony pięknym imieniem Dantego. Już samo to mówi, w jak niezwykła krainę wkroczyliśmy. No a, Sansepolcro jest do tego miastem rodzinnym najwspanialszego dla mnie mistrza wczesnego renesansu Piera della Franceski. Należy tu przyjeżdżać choćby dla wystawionego w tutejszym muzeum „Zmartwychwstania” z 1463 roku – obrazu, który każdy katolik i niekatolik, choćby raz w życiu powinien obejrzeć.
Jest to miasto-kiszka wzdłuż drogi szybkiego ruchu na Florencję. Stare miasto ciągnie się po lewej stronie i zakończone jest szarą kamienną Porta Fiorentina z resztkami murów. Czerwona masa domków z kamienia i cegły kłębi się pod cynobrowymi dachówkami, pocięta zaułkami, którymi już nie potrzeba wciąż tak się wspinać się i zbiegać w dół, jak w Umbrii. Ze środka tego zgiełku kamienia i cegły wyrasta prostokątny olbrzym Katedry. Zapełnia swym cielskiem cały Piazza della Reppublica, a ukosem przed nią znajduje się Museo Civico ze skarbami Odrodzenia. Katedra jest straszliwie stara, wzniesiono ją w IX wieku i w jej czystym, białym wnętrzu ma się wrażenie przedsionka nieba, jakby romańską Kryptę Św. Leonarda przyniesiono tu z Wawelu i powiększono dwadzieścia razy, przecinając dwuszeregiem krępych romańskich kolumn i nakrywając płaskim krzyżakowym dachem. Przed ołtarzem, w lewej bocznej nawie wisi krzyczące barwami w tej bieli „Wniebowstąpienie Chrystusa” Perugina. To już jest dojrzały renesans: Chrystus w krwawej szacie męczeństwa, łagodnie uśmiechnięty unosi się ku niebu nad umbryjskim krajobrazem, w wieńcu anielskich główek i mając u stóp na ziemi Swoją Matkę – w ciemnej zieleni, prawie czerni, w stanie ekstatycznego rozmodlenia – i wszystkich Apostołów. W niebie, w oczekiwaniu, chór aniołów gra na wioli, lutni, harfie i wstążki spływają w splotach w dół z rąk asystujących cherubinów, zapowiadając barok. U czystych umbryjczyków: Pinturicchia, Giotta coś takiego byłoby nie do pomyślenia, ale Perugino wprowadza już nas do Toskanii, do jej zmysłowości i rozkoszy widzialnego świata.
Capella di Volto Santo
Lewa nawa kończy się Kaplicą Świętego Oblicza, w której wisi stary jak świat z VIII wieku (ma być najstarszą drewnianą rzeźbą w Europie) Krucyfiks i niezwykłe Oblicze Chrystusa otoczone kultem od czasów św. Nikodema, który miał być autorem pierwszej rzeźby. Obecna jest czternastowieczną kopią tamtej i nadal rozsiewa łaski. Oto wisi przede mną Chrystus prosty, wpisany tylko w linię pionową i poziomą, w sięgającej po kostki szarozielonej szacie przepasanej złocistym pasem i ze złotymi taśmami pod pod szyją układającym się w literę M, jak Maryja. Patrzy z góry na ludzkość przewijającą się u bezwładnie zwisających stóp. Tych oczu nie da się zapomnieć: są żywe, nieco wyłupiaste, lekko okryte powiekami, patrzą w ciebie a zarazem obok. Spojrzenie Boga. I wąskie, lekko zaciśnięte usta wygięte są w grymasie żalu. Wiedzy i rozczarowania. To jest kolejne wstrząsające Oblicze, po tamtym w Manoppello, odbitym na Chuście Weroniki, do którego pielgrzymowałem z Liviem w ubiegłym roku (opisane jest to w dzienniku z września 2006). Słabo pamiętam postać Nikodema, bogatego jerozolimskiego faryzeusza. Muszę w domu zajrzeć do Ewangelii św. Jana, który opisuje to ich niezwykłe spotkanie, gdy bojąc się jawnie uwielbiać Jezusa, zakradł się do niego pod osłona nocy. Wtedy padły te słowa Jezusa najważniejsze dla każdego, kto się nawraca: Nie wejdziesz do królestw Bożego, jeśli nie narodzisz się na nowo.
Najwspanialszy obraz Odrodzenia
Nareszcie Museo Civico i „Zmartwychwstanie” Piera della Franceski. Czy chóry powinny zagrzmieć nad tą chwilą? Stoję przed nim jak sparaliżowany. Tyle lat na to czekałem. Oprócz nas dwóch, nikogo tu nie ma. Stoję, stoję zanurzony w paśmie ciszy, która płynie z tego obrazu. Nie ma drugiego tak potężnego dzieła na świecie. Mona Lisa jest tajemnicza, patrząc na nią myśli się o ewig-weiblichkeit, o zalotności i tajemnicach kobiety. Aż kobiety – i tylko kobiety. Patrząc na Henryka VI Holbeina widzisz doskonały portret tłustego, obwieszonego złotem wieprzka a w jego oczach – zbrodnię. Tu – stoję przed przybywającym Bogiem.
Twarzy Chrystusa nie da się zapomnieć. Patrzy wprost w twą duszę przenikliwym, twardym wzrokiem Oskarżyciela. Choć jest też w nim wyrzut i miłosierdzie, ale jakby pełne zmęczenia. Skąd on przychodzi, z jakiej niewyobrażalnej Męki? A ci tu, u Jego stóp, znowu śpią. Ludzie spali, gdy wił się z bólu w Ogrójcu, potem tulili się do siebie w Wieczerniku, gdy mordowano Go na Golgocie. Teraz dokonuje się największy cud w Kosmosie: Bóg powstaje z martwych, Sam przez Siebie wskrzeszony. A te barany chrapią u Jego stóp. Nie ma żałośniejszego oskarżenia ludzkiej nędzy. Ci rządzący światem, te pyszne matoły w garniturach, jachtach, ze swymi rozkrzyczanymi dziwkami – powinni obowiązkowo ze trzy razy dziennie wpatrywać się w to malowidło. Ale czy coś do nich dotrze? Powiedziane jest przecież: że choćby umarli z grobów powstali, nie uwierzą. Także i te uśpione byczki w zbrojach, które będą potem przysięgać fałszywie, że apostołowie wykradli ciało z grobu. Jedyny z nich, który jest obrócony twarzą do widza, śpi spokojnie. Jego głowa oparta jest o drzewce flagi, którą trzyma Jezusa. On już chce wkroczyć na Jego drogę. Tędy Zbawienie wkracza w jego myśl i ciało.
Nawet drzewa za Chrystusem są podzielone: te z prawej są bezlistne, prawie uschłe, a po lewej wypuszczają zielone listki. Przypomina się przypowieść o siewcy: tak, z Chrystusem przychodzi życie, ale nie wszyscy je przyjmą… Również różowawa barwa togi i Jego jasne ciało odcinają się od szarości krajobrazu i ciemnej odzieży strażników – bo oni wciąż tkwią w mroku. Ciało Zbawcy wpisane jest w idealny trójkąt, który mówi o Trzech Osobach Boskich. Co za kompozycja! Pewien jestem, że Tamara tu stała, dokładnie w tym miejscu; nie wiem, czy płakała, ale ja już prawie tak.
Livio mówi, że obecne Museo Civivo to jest dawny Ratusz miasteczka i ten fresk został zamówiony u artysty przez radę miasta dla ozdobienia sali obrad, w której teraz stoimy. Choć ściana jest teraz inna niż tamta, na której wtedy widniał fresk. Obraz flankują po obu stronach gotyckie ostrołuki, siadali pod nimi sędziowie i gubernatorzy i przed tym wizerunkiem modlili się na rozpoczęcie obrad… Tamci rajcy, urzędnicy, zamówili do swej sali posiedzeń TAKI obraz, TAKIEGO artysty, aby przypominał im, kim są w swej służbie: tylko prochem, prochem. Jak nisko upadł nasz świat! Wieprzki, które rządzą dziś światem w tych świątyniach Baala zwanych urzędami, tylko chrumkają zamiast mówić i dzwonią pod stołem do agencji towarzyskich, aby udać się tam gromadą, kiedy już nasadzą podpisów pod paragrafami tych swoich imitacji praworządności, a w przerwach obrad, nastroiwszy mądrych min do kamer, przyćpają solidnie białym proszkiem na klapie kibla w toalecie…
Livio czyta ze swej książeczki, że fresku omal nie zniszczono podczas bombardowania Sansepolcro przez wojska alianckie w czasie II wojny światowej. Nie sądzę, aby robili to specjalnie, starczy, że robili to z głupoty nie wiedząc, jakie skarby kryją te mury i myśląc, że „miasto wciąż znajduje się pod niemiecką okupacją”. Ale sansepolcranie ocalili swój skarb, osłoniwszy fresk workami z piaskiem. Inna wersja mówi o oficerze brytyjskim, który miał wiedzieć o fresku i tak poprowadził ogień, żeby miasto mniej ucierpiało.
(Grzegorz Musiał: Dziennik włoski. Umbria i Toskania, Wyd. Zysk i Ska, Poznań 2023)
Do druku podał: Pokutujący Łotr
Dodaj komentarz