To ostatnia notka o tematyce “całunowej”. Co prawda jest jeszcze jedna o historii z ciekawymi kombinacjami przy próbie radiodatowania Całunu przeprowadzonej w 1989 r., ale treść jest dosyć specjalistyczna, czyli bogata w rozmaite niuanse techniczne. Zatem mam spore wątpliwości, czy temat spotkałby się z zainteresowaniem.
Wg najbardziej popularnej wersji określeniem Święty Graal nazywany jest kielich, z którego pił wino Jezus Nazarejczyk podczas Ostatniej Wieczerzy i w który po Ukrzyżowaniu zebrano trochę krwi Galilejczyka. Według innych wariantów opowieści o Graalu forma tego „naczynia’, w którym przechowywano relikwie po Jezusie Nazarejczyku, zmienia się niekiedy w zaskakujący sposób, czyli w zależności od pomysłowości kompilatorów. Najwięcej tych wariantów datuje się od momentu publicznych ekspozycji Całunu Turyńskiego, wystawionego publicznie w 1355 r. w kościele kolegialnym p.w. Błogosławionej Maryi w miejscowości Lirey, około 20 km na południe od siedziby biskupa diecezjalnego w Troyes (obecnie departament Aube, Francja). Odbyło się to wystawienie po raz pierwszy od 1204 r., gdyż wówczas Całun został zabrany z Konstantynopola przez komando Templariuszy i wywieziony wraz z innymi relikwiami chrześcijaństwa. Ze względu na rozmaite perturbacje społeczno-religijno-polityczne, obejmujące w drugiej połowie XIV stulecia również tereny Szampanii, a więc, m.in., Troyes i Lirey, jak np. bunty znane pod nazwą żakerii, grabieżcze rajdy maruderów z oddziałów angielskich czy zaistniały rozłam skutkujący dwuwładzą w papiestwie (Rzym i Avignon, papieże i antypapieże), wystawienia Całunu nie mogły odbywać się regularnie i przez długie lata płótno grobowe Nazarejczyka musiało pozostawać w ukryciu wobec groźby rabunku lub dewastacji.
Zdarzenia te wpływały na powstawanie rozmaitych, coraz bardziej zmitologizowanych pogłosek o tym, co takiego wystawiano w Lirey. Część z tych fantasmagorii została wkomponowana do podań o Graalu i nie jest obecnie możliwe dokładne odtworzenie, w jaki sposób i kiedy zostały one dołączone do rycersko-okrągłostołowej wersji arturiańskiej, stanowiącej integralną część mitu założycielskiego opowiadającego o chrystianizacji Brytanii. A potem kolejni co bardziej pomysłowi kompilatorzy dokładali swoje, przez co Św. Graal nie tylko zmieniał formy materialne, czyli rodzaj i kształt naczynia, zawartość którą przechowywał, ale zmieniał również miejsca lokalizacji oraz, rzecz jasna, czas przebywania w nich. Podobnie jak towarzyszące mu artefakty (np. anioły).
Nie będę wyliczał kolejnych wariantów opowieści o Św. Graalu, bowiem powstało ich nazbyt wiele. Natomiast ślady historyczne niektórych, acz istotnych dla tej opowieści zdarzeń, w odróżnieniu od legend, mają solidne podstawy.
Czy więc mogło się zdarzyć, że Józef z Arymatei (prawdopodobnie chodzi miejscowość Ramla w okolicach Lod/ Lydda), bogaty Judejczyk, członek najwyższej warstwy kapłańskiej w Jerozolimie, który zakupił płótna grobowe niezbędne do pochowania Galilejczyka, wskutek śmierci na krzyżu, a ponadto oddał na tę okoliczność swój, dopiero co wykuty w wapiennych skałach nieopodal Golgoty, nowiutki grobowiec, przewiózł kielich z Jezusową krwią aż na północny kraniec znanego wówczas świata, do wyspiarskiej krainy Brytów i innych plemion celtyckich. A przecież właśnie to ta baśniowa podróż na drugi kraniec Imperium Romanum stała się kamieniem węgielnym jednej z głównych legend o Świętym Graalu.
Rozstrzygnięcie tej kwestii dokonało się niezbyt dawno, bo dopiero w ostatnim dwudziestoleciu XX wieku. Otóż jeden z naukowców parających się historią starożytną, pracujący w katedrze Historii Europy na Uniwersytecie Południowej Indiany w Evansville (USA), a mianowicie urodzony w Chicago
Dr. Daniel C. Scavone (aktualnie 90-cioletni emeryt) odnalazł w pracy wybitnego niemieckiego naukowca
i teologa Adolpha von Harnacka, zm. w 1930 r., tłumaczenie manuskryptu gruzińskiego z VI wieku po Chr.
(Jako że niniejszy tekst miał debiut w 2015 r., a to jest jego edycja w trzecim miejscu na przestrzeni niemal 10 lat, to wolałem sie upewnić, czy ten naukowiec nadal żyje).
https://leksykonsyndonologiczny.pl/en/people/scavone-2/
W tekście tym, przetłumaczonym na angielski przez profesora Dan C. Scavone, zapisano, że Józef z Arymatei owszem zbierał krew Jezusa Nazarejczyka, ale nie w żaden puchar, kielich czy w naczynie podobnego rodzaju, lecz w całun (w oryginale gruzińskim „wielkie płótno”). A zatem to Całun (zwany dzisiaj Turyńskim) jest tym „naczyniem”, będącym Św. Graalem.
Pozostaje do wyjaśnienia skąd wzięła się owa odległa kraina Brytania, a w niej król Artur, Avalon i wszystkie pozostałe akcesoria legendy. A przecież po drodze do Brytanii musiała być jeszcze Francja, wówczas znana pod nazwą Galia. Otóż w tym samym gruzińskim tekście znajduje się zapis, iż jednym z głównych towarzyszy w podróżach misyjnych Apostoła Filipa był właśnie Józef z Arymatei. Natomiast św. Filip jest uważany za pierwszego ewangeliza- tora Galii. Niby wszystko tu pasuje. Ale po dokładnych badaniach wykonanych przez wspomnianego naukowca z University of Southern Indiana, okazało się, że pewien francuski biskup z IX wieku po prostu pomylił anatolijską Galację ze swojską dla niego Gallis (Galią). Jeśli uwzględnimy okoliczność, iż Apostoł Filip, głoszący chrześcijańską wiarę w Azji Mniejszej, zginął śmiercią męczeńską w AD 81 w mieście Hierapolis, którego ruiny znajdują się trochę na północ od znacznie bardziej znanego, zwłaszcza z przepięknych wodnych tarasów Pamukkale (Turcja, prowincja Denizli), to rzecz jasna przesłanki przemawiające za azjatycką Galacją okazują się bez porównania bardziej wiarygodne niż za daleką krainą zwaną Galią. A co w tej sytuacji począć z jeszcze bardziej odległą Brytanią? W tym przypadku także dokładnie już wiemy, kto „zawinił”. Otóż Beda, zwany Czcigodnym, mnich benedyktyński żyjący w Brytanii w drugiej połowie VII wieku i pierwszej połowie VIII wieku, podaje w swojej „Historii kościoła i ludu angielskiego”, że ewangelizacja Brytanii została zapoczątkowana przez króla Brytów Lucjusza. Król ten miał ponoć w końcu II stulecia skierować list do papieża Eleuteriusza (papież rzymski w latach 174-189) z prośbą o uczynienie jego królestwa chrześcijańskim i przysłanie w tym celu misjonarzy.
Żmudne śledztwo przeprowadzone przez prof. D. Scavone przyniosło następujący rezultat. Otóż Beda Czcigodny spisał informację o liście króla Lucjusza z notatek na podstawie których ok. AD 530 zredagowano oficjalną Księgę Papieży (Liber Pontificalis). Z kolei wspomniany wcześniej niemiecki biblista Adolph von Harnack stwierdził, iż kopista przepisujący dane do Księgi Papieży odczytał określenie „Britio” jako Brytanię. Natomiast Klemens z Aleksandrii (150-215), wczesnochrześcijański teolog, w swoich „Kobiercach” (oryginał zaginął, pozostały jedynie fragmenty „Kobierców” skopiowane w innych tekstach), używa nazwy „Britio Edessenorum”, czyli cytadela (warownia) w Edessie. Już za czasów A. v. Harnacka było wiadomym, że groby św. Tomasza i św. Addaja (Tadeusz) znajdowały się właśnie w Britio Edessenorum. Określenie „britio” było tożsame ze starosyryjskim (aramejskim lub syriackim) terminem „birtha”, oznaczającym właśnie zamek lub cytadelę. Co więcej, ruiny tej cytadeli można oglądać dzisiaj w tureckim mieście, które nazywa się obecnie Sanliurfa (Wielka Urfa), a przed rokiem 1984 nazywało się zwyczajnie Urfa, a jeszcze wcześniej Edessa.
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Eanl%C4%B1urfa#/media/Plik:%C5%9Eanl%C4%B1urfa_Kale.jpg
Ponadto A.v. Harnack ustalił, iż w dziejach Brytanii nie było nigdy króla o imieniu Lucjusz. Jedynym pasującym czasowo i przestrzennie władcą o takim imieniu był toparcha (król) Edessy Lucjusz Septymiusz VIII z dynastii Abgarów, zwany Wielkim, który panował w latach 177-212. Jeśli dodamy, iż władca ten na swojej koronie (tiarze) umieścił wizerunek krzyża oraz pozwolił misjonarzom chrześcijańskim na działalność, to możemy z wystarczającą pewnością odłożyć Graala i króla Artura wraz z Brytanią na półkę z tabliczką historical fiction.
Tropy Graala pokrywają się więc ze szlakiem jaki przebył Całun Turyński, ale to już oddzielna historia.
Na koniec taka uwaga. Podczas wieczerzy sederowej używano wówczas najczęściej kielichów kamiennych o dnie kulistego kształtu. Były to bardziej czarki niż kielichy (w liczbie czterech), które nie mogły stać stabilnie. Trzymano je na specjalnej podstawce (tacy) z czterema wgłębieniami. Z tego względu podczas wygłaszania specjalnych formuł przy wieczerzy taki kielich musiał być trzymany w dłoniach.
https://sztetl.org.pl/pl/slownik/pesach
A to oznacza, że puchar bądź kielich ze złota, jeszcze do tego wysadzany drogimi kamieniami, który prezentowany gdzie niegdzie bywa jako naczynie zwane Św. Graalem, może służyć jedynie w charakterze wabika dla turystów.
Dziękuję za ciekawy artykuł.
Może warto opisać próby radiodatowania Całunu przeprowadzone w 1989 r.?
Swojego czasu oglądałem dokument produkcji BBC p.t. “Shroud of Turin”, który przybliżał nieco sam proces ale nie zawierał informacji nt. błędnego radiodatowania, niuanse techniczne są zawsze ciekawe.
nie wykluczam, ale dopiero po zamieszczeniu innych notek z cyklu, umownie okreąlanym jako “Jezusowy”. Zostało ich trzy oraz trzy takie bardziej ogólne, a więc o radiodatowaniu byłaby dopiero siódma z kolei. Ewentualnie piąta.
Mnie natomiast zawsze zastanawiało, co mogło się stać z tą tkaną tuniką, o którą rzymscy żołnierze pociągnęli losy. O ileż bardziej jest wartościowa niż jakikolwiek przedmiot Naszego Pana? W niej dokonała się męka drogi krzyżowej.
zapewne zaginęła wraz z tymi żołnierzami w jakiejś awanturze wojennej, w której legioniści rzymscy uczestniczyli często i chętnie.
Wielka tajemnica Świętego Graala nigdy nie miała nic wspólnego z kielichem czy kielichami.
Nawet Thomas Malory przyznał to już w XV wieku.
Miało to związek z liniami krwi. Ale nie z liniami krwi Chrystusa. To był zawsze czerwony śledź,
który był równoznaczny z właściwą odpowiedzią. Miało to związek z judeo-fenickimi liniami krwi,
wskazującymi na najważniejsze żyjące jeszcze rody.
Innymi słowy, Świętym Graalem były genealogie tych, co rządzą światem z ukrycia.
co mogło się stać z tą tkaną tuniką, o którą rzymscy żołnierze pociągnęli losy.
zapewne zaginęła wraz z tymi żołnierzami w jakiejś awanturze wojennej,
Czytajcie mistyków Kościoła. Wszystko jest tam powiedziane m.in. u bł. Katarzyny Emmerich czy Marii Valtorty.
Można się tam wielu ciekawych rzeczy dowiedzieć i zapobiec rozprzestrzenianiu niejednego z własnych błędów czy nieścisłych interpretacji. Np. mowa jest tam o tym, że legioniści rzymscy stanowili w sumie odsetek jedynie niezbędny dla procedury prawnej wykonania wyroku. Oczywiście, nie byli niewiniątkami, ale daleko im było do opętanych nienawiścią rozbestwionych siepaczy, którzy katowali Jezusa. Byli to bowiem opłaceni przez sanhedryn rzezimieszkowie. O tym oczywiście się dziś nie mówi.
Rzymianie nie mieli powodu, aby nienawidzić Chrystusa. U Valtorty są przejmujące opisy, jak wokół nauczającego Jezusa gromadziły się rzymskie damy spośród elit i niejedna z nich potem w lektyce podążała za Nim na Golgotę (w ukryciu, aby uniknąć wrzasków tłumu i skandalu). Sama Klaudia Procula, żona Piłata jest uwiecznionym w Piśmie przykładem nawróconej Rzymianki. Było też wokół Jezusa wielu rzymskich żołnierzy, niejeden z nich wdawał się w dyskusje “teologiczne” których potrzebował ich umysł zagubiony wśród bożków, w poszukiwaniu sensu istnienia. Sam Jezus stwierdzał, że byli oni jakby już na bliskiej drodze do przyjęcia Jedynego Boga. Podobnie jak pokrewni im starożytni Grecy, którzy potrzebowali już niewielkiego skoku, aby porzucić swych kłócących się, rozpustnych i często zgoła niepotrzebnych bogów i wejść w powagę chrześcijaństwa. Sama grecka koncepcja “powagi istnienia” i niezbędnych po temu cnót osobistych: honoru, odwagi, roztropności, poświęcenia itp. była bardziej bliska kanonowi chrześcijańskiemu, aniżeli zmierzająca ku talmudowi obłuda faryzejska, do tego skażona magią chaldejską, zoroastryzmem itd.
Dlaczego więc zamiast nich, Bóg wybrał ten niewdzięczny naród żydowski – to pozostanie Bożą tajemnicą. Ewangelia uczy, że bez Żydów nie dokonałaby się tajemnica Odkupienia przez Mękę Boga-Człowieka i jego Ukrzyżowanie. W tym sensie, i bez ich nawrócenia, wybraństwo ich stało się ich przekleństwem i trwa do dziś.
Wola Boża podzieliła ich na lud Boży stanowiący dziś Kościół katolicki i aktywne do dziś plemię żmijowe w którym najbardziej uwidacznia się podłość tego świata, znosząc jednocześnie podział na pogan i żydów.
nie bez powodu pisma Marii Valtorty nie zostały uznane przez Kosciól Powszechny jako objawienie pruywatne.
Za dużo tam konfabulacji.
Gdzie w Jerozolimie mogły7 być damy rzymskie, które miqy moznosc słuchać Jezusa?
Ja nazarejczykiem był wystawiony przez Sanhedryn list gończy, zatem Jezus musiał sioe de facto ukrywać. Nauczał zaś głownie w Galilei, czyli u siebie. A tam żadnych rzymskich dam byc po prostu nie mogło.
Za dużo tam konfabulacji.
Już to jedno zdanie dyskwalifikuje Pana jako poważnego dyskutanta. Ja bym choćby przez skromność warsztatu jakim dysponuję, nie poważył się tak powiedzieć o żadnym mistyku Kościoła. Widocznie dysponuje Pan jakimś nieziemskim warsztatem poznawczym, skoro potrafi z tupetem wyrażać opinie, jakich nie poważyli się wyrazić poważni teolodzy.
O Pana tupecie świadczy też następne zdanie: gdzie w Jerozolimie mogły być damy rzymskie. A skąd w Jerozolimie wzięła się arystokratka Klaudia Procula? I czy dowódcy garnizonu rzymskiego nie mieli żon? Czy nie mieli swych pałaców i letnich willi w miejscowości Tyberiada nad Jeziorem Genezaret? Jeśli Pan takich rzeczy nie wie, to o czym mamy dyskutować. Niech Pan sobie więcej o tym poczyta, na przykład w Piśmie Świętym, to Pan też się dowie, że obszar nauczania Jezusa i apostołów obejmował cały ówczesny świat judejski, od Libanu (Tyr, Sydon) przez Dekapol, Galileę, Samarię, po Judeę. Aż przykro mi o tym pisać i niechętnie myślę, że pewnie Pan jaki zwykle się zaperzy i zacznie zamieszczać kolejne swe elukubracje na tym poziomie, na które trzeba będzie odpowiadać.
Konwencja dyskusji jaką Pan prezentuje jest skandalicznaco do formy. A o treści będzie nieco dalej. Nie wiem z jakiej racji uważa pan, ze “wie lepiej(ode mnie). Pańskie agresywne insynuacje pod moim adresem maja bowiem miejsce bowiem po raz kolejny.
Zatem do rzeczy.
Klaudia Prokula bywała w Judei służbpwo, gdyż bywał tam (trzy razy do roku), także w ramach obowiązków służbowych Piłat, jej mąż, jako wojskowy namiestnik tej prowincji Stała siedziba namiestnika znajdowała sie w mieście Cezarea Nadmorska lezącym na terenie Samarii, odległym o jakieś 80-90 km od Jerozolimy.
W Jerozolimie w twierdzy Antonia stacjonował na stałe garnizon rzymski w sile kilkuset żołnierzy (max. kohorta, a zazwyczaj dwie lub trzy centurie)), a w Cezarei , jako przyboczna straż Piłata orz do pilnowania porządku w porcie (bo Cezarea była wielkim portem), było podobnie. Stałe bazy legii rzymskich znajdowały się poza Judeą i nie było ich także w Galilei. Miejsca ich stacjonowania podałem w jednej z poprzednich notek. Oficerów rzymskich była w Palestynie zatem garstką (od setnika w górę, czyli od dowódcy centurii). Nie wiadomo, ilu z nich miało żony, gdyz z reguły legionisci żenili sie dopiero po zakończeniu kilkunastoletniej służby.
Zatem te ich wille nad Jeziorem Tyberiadzkim to fantazja, ale nie chcę drążyć tematu. Zołnierze, także oficerowie, bowiem mogli w kazdej chwili być skierowani do jakiejs akcji wojskowej gdzies znacznie dalej i w niej zginąć. Ostatnim ich zmartwieniem byłoby utrzymywanie tego rodzaju rezydencji.
No i najważniejsze, nie odniósł sie Pan do kwestii, dlaczego stosowna kongregacja watykańska nie uznała jak dotychczas oficjalnie tych objawień.
Ano dlatego, ze jedni hierarchowie sa na tak, a drudzy, nie mniej wążni co do swojej argumentacji, są na nie. Podobnie jak w przypadku Medjugorie. To, ze Pan popiera opcję na “tak”, nie oznacza, ze inna opcja nie istnieje i powinna być ocenzurowana. Chyba że na tym portalu. Dziękuje za uwagę i informuję, że bez względu na to, co Pan ewentualnie zechce odpisać, nie będę więcej reagował. .Ponadto, o ile się dowiedziałem, to nie Pan decyduje o tym, czy moje wpisy mogą być tu zamieszczane.
To z mojej strony tyle.
Czy oficerowie rzymscy mieli swoje wille w Tyberiadzie czy w Cezarei jest bez znaczenia. Ważne, że byli w Judei, mieli żony i również do nich w swych peregrynacjach docierał Jezus i Apostołowie. Ale Pan, jak się wydaje, zna fakty o nauczaniu Jezusa lepiej od mistyków, więc rzeczywiście, dyskusja w duchu objawień mistycznych nie będzie możliwa.
Fakty, o których piszę zaczerpnąwszy je z tych wizji, powtarzają się u wielu mistyków, np. u bł. Katarzyny Emmerich uznanej przez Kościół wizjonerki. Raz jeszcze radzę czytać te teksty, a nie tylko archiwa skrybów badać “szkiełkiem i okiem”, bo to jest zawsze oparte na wiedzy szczątkowej i na przedmiotach materialnych (- najbardziej “godnych zaufania” dla np. zwolenników teorii Darwina, którzy z jednego gnata znalezionego na Sumatrze potrafią wywieść całą historię gatunku).
Uznanie formalne wizji Marii Valtorty jest tylko kwestią czasu, jak to zwykle w prawdziwych objawieniach bywa. Np. Faustyna Kowalska czekała na to 80 lat. Więc proszę wziąć na wstrzymanie swe zapędy cenzorskie, bo to Pan je stosuje, nie ja, obrażając drwiącym terminem “fantasmagorie” teksty tak przejmująco prawdziwe i dokładnie odpowiadające Pismu Św. jak Poemat Boga-Człowieka spisany przez Marię Valtortę. Pius XII zalecił jego publikację, też pozostawiając formalne uznanie tego dzieła przez Kościół młynom Bożym (które jak wiadomo, wolno mielą).
Rzeczywiście, jest to już ostatni mój wpis pod Pańskimi tekstami – z których niektóre uważam za ciekawe i wartościowe i których nikt tu nie zamierza cenzurować, wbrew Pańskim insynuacjom. Wprowadzamy tylko poprawki i sugestie tam, gdzie Pana ogląd bardziej czy mniej naukowy (nie znam Pańskich kwalifikacji merytorycznych w tej dziedzinie) wchodzi w konflikt z duchowym i religijnym odczytywaniem świata.