Od momentu objęcia stanowiska dyrektora przez buńczuczną waginolożkę, Monikę Strzępkę — w Teatrze Dramatycznym w Warszawie nastał nie tylko grany, lecz prawdziwy dramat. Nowa dyrektor urzęduje w pokoju, który z gabinetu przeistoczył się w “waginet”. W co przeistacza się Teatr wraz z pracującymi tam jeszcze ludźmi?
Strzępka jest tzw. lewaczką. Powołana po otwartym konkursie przez Trzaskowskiego na nową dyrektor Teatru Dramatycznego zamówiła i umieściła w gmachu Teatru rzeźbę „złotej waginy”. Ceremonia wniesienia waginy była alegorią zmiany władzy z patriarchalnej na siostrzaną. Olbrzymia rzeźba została uroczyście wniesiona „w specjalnym orszaku” przez nowy kolektyw. Nieoficjalnym hymnem teatru na jakiś czas została rewolucyjna przyśpiewka „Czarownice, chodźcie krzyczeć. Nasze jest miasto, nasze są ulice”
Nerwy w strzępkach
Po roku dyrektorowania Monika Strzępka poszarpała nerwy aktorom, a samą koncepcje teatru zostawiła w… strzępach. Strzępka wdała się w spór z Wojciechem Malajkatem odtwórcą wielu filmowych ról, a dziś rektorem Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, zarzucając, że aktorzy są słabo przygotowani. Według jej wizji Nowy Teatr nie powinien opierać się na aktorstwie wcieleniowym, lecz tworzyć jakości performerskie.
Nie wszyscy aktorzy poradzili sobie z nową, ale jakże słuszną koncepcją…
“Nie napełniasz mnie”
“Większość z nas skończyła szkołę teatralną, a nie szkołę NGOS-ów i ma przekonania lewicowe, a ona – w jakimś sensie zachowuje się jak typowa komunistka – zwalnia tych, którzy nie podzielają jej poglądów. Trudno mi jest podzielać uwielbienie dla “squirtowych wód święconych”, które zaprezentowały ona i jej aktorki w krótkim filmiku zamieszczonym na Facebooku Teatru Dramatycznego…
Po wyjściu z “waginetu” robi się jej słabo i nie jest w stanie iść do domu. Ratuje ją koleżanka. Robi jej herbatę i pozwala odpocząć w swoim pokoju.
Także w marcu do “waginetu” puka Karolina Charkiewicz i – jak twierdzi — słyszy: “nie rozumiemy się, nie chcę cię rozumieć, nie chcę z tobą pracować, nie chcę cię w zespole, nie mamy wspólnych emanacji, nie interesujesz mnie, nie napełniasz mnie, nie inspirujesz, nie czuję cię”.
SMS: “Kolektyw zaprasza cię na rozmowę” dostaje Michał Klawiter.
— Wiedziałem już, z czym to się wiąże. Nie jeździłem z Kolektywem na grzyby, nie przytulałem się do drzew, nie okadzałem teatru białą szałwią, nie odblokowywałem kanałów energetycznych i nie afirmowałem. Nie na tym polega moja rola jako aktora. Weryfikuje mnie to, co robię na scenie, a nie to, czy topię marzannę – mówi Klawiter”.
Cytat jest zaczerpnięty z artykułu poleconego przez Łukasza Warzechę: Rok ze Strzępką. “Monika Strzępka z zadeklarowanej feministki stała się wzorcem dyskryminacji”. Warzecha zachęca czytelnika w ten sposób: Wrzucam link jeszcze raz, bo ten tekst jest porażający. Nawiasem, autorką jest moja koleżanka (Krystyna Romanowska), z którą pracowaliśmy kiedyś razem jeszcze w “Życiu”, wieki temu. Mocny, dobry, uczciwy tekst, pokazujący ewidentną patologię.
Drugi i ostatni cytat pochodzi z tego samego źródła:
“— Z mojego zawodowego punktu widzenia zaczęło się tam dziać coś bardzo dziwnego: teatr bezwypadkowy nagle zaczął bić rekordy w kontuzjach, stłuczeniach, zwichnięciach – wspomina Anna Cis /specjalistka od BHP i ergonomii pracy, od siedmiu lat w Teatrze Dramatycznym/
— Zaczęły nas zasypywać raporty z prób: ktoś spadł ze schodów, ktoś się uderzył, ktoś uszkodził kręgosłup. W mojej ocenie (a pracuję w zawodzie już 20 lat) te wypadki nie wynikały z warunków pracy – one się nie zmieniły, tylko ze stresu, napięcia, złej atmosfery. Człowiek zmęczony, niewyspany, spięty, jest o wiele bardziej wrażliwy na urazy.
Jak twierdzi, sygnalizowała dyrekcji, że wypadki mają prawdopodobnie podłoże stresogenne, jednak – jej zdaniem — nic nie zrobiono w tej sprawie.
Podczas próby spektaklu “Arka i Ego” jedna z pracowniczek administracji dostaje ataku paniki, nie może oddychać. Wychodzi z teatru i już do niego nie wraca”.
Ciemne wieki Patriarchatu
Monika Strzępka była przez jakiś czas zawieszona przez Wojewodę, lecz sprawę oddalono.
Na razie odnowa Teatru po ciemnych wiekach Patriarchatu trwa. Zostały zwolnione nawet sprzątaczki. Podobno nie radziły sobie z grubym osadem męskiego szowinizmu, którego nie mogły zmyć z powierzchni gładkich i chropowatych. Jak głosi plotka, lada dzień ma być ogłoszony konkurs na projekt nowej fontanny “squirtowych wód święconych”, a pozostali przy życiu mężczyźni mają zadeklarować… lepiej nie będę cytować. W każdym razie, jak podkreśla w wywiadach Strzępka, “mamy już to podłączenie, zaczynamy się ze sobą zestrajać ”
A dla pani Strzępek, “cnota i występek” z czasów dla niej już przebrzmiałych, w formie dedykacji
zaczęło się tam dziać coś bardzo dziwnego: teatr bezwypadkowy nagle zaczął bić rekordy w kontuzjach, stłuczeniach, zwichnięciach
A jak może być inaczej, skoro tam rządzi czarownica. Gdybym był aktorem, to poszedłbym pracować w kawiarni. Jak za okupacji, gdy teatrami zarządzali Symowie.
Prawidłowe skojarzenia :-)
…jeden Igo Sym.
Pozostali Symowie byli dla Polski bardzo zasłużeni.
Oto co znalazłem w necie:
Bywały takie kanalie w zasłużonych dla Polski rodzinach. Na przykład niebywały łajdak Ludwik Kalkstein, odpowiedzialny wraz ze swą siatką konfidencką za wydanie Gestapo prawie 500 Akowców podczas okupacji! A jego dziadowie jak np. Krystian Kalkstein-Stoliński stracony przez elektora brandenburskiego w Kłajpedzie w II poł. XVII w. był pułkownikiem wojsk polskich, inni wspierali powrót Prus do Polski.
Historia sqr***syństwa w Polsce jest bardzo długa, sięgajaca konfederacji targowickiej (Potocki, Branicki – ci przynajmniej działali jawnie, ale mam tu na mysli przede wszystkim gen. Ludwika Wirtemberskiego) a nawet potopu szwedzkiego (Radziejowski, Radziwiłłowie). A jeżeli chodzi o środowiska “artystyczne” – cudzysłów nieprzypadkowy to pozwolę sobie zacytować Gombrowicza z portu w Buenos Aires 1939 (Trans-Atlantyk):
Komentarz chyba zbędny – zresztą jakoś dziwnie kojarzy mi się to z credo naszego przyszłego (wybranego i uwielbianego przez większość “narodu”) kaszubskiego premiera. Czas umierać …
Ludwik Kalkstein spokojnie dożywajacy swoich dni w prohitlerowskim Monachium jest klasycznym przypadkiem bezkarnosci polskich zdrajców oraz bezsilności polskiego wymiaru sprawiedliwości i służb specjalnych (w niektórych aspektach od czasów Eichmanna, Entebbe i Czarnego Września to jednak Mosad wydaje mi sie niedoscigłym ideałem).
Jeśli gabinet oficjalnie przekształca sie w waginet to logicznie rzecz biorąc teatr przekształca sie w burdel, a jego dyrektorka przekształca sie w burdelmamę …
Osobisty ekspresjonizm derektorki przed rzeźbą “złotej waginy” ma swoją wymowę i poczesne miejsce w burdelu.
Nie ma tam paru zgranych osób które by solidarnie wytargały za kudły tę zboczoną wampirzycę? Tu już sytuacją jest taka że trzeba brać sprawy w swoje ręce.
Z Gombrowiczem to nie taka prosta sprawa, trzeba uważać. Był absolutnym ateistą, kompletnie głuchym na katolickie i narodowe imponderabilia. Nie trapił go problem łaski wiary czy własnej ewentualnej relacji z Bogiem i sam pisze o sobie “Nigdy nie zdołałem się ukorzyć – i zawsze pomiędzy Bogiem międzyludzkim a mną groteska rodziła się, zamiast modlitwy..”. Dotyka przez te słowa istoty sprawy: ukorzenia się – lub nie – przed Bogiem. Jedni potrafią zgiąć kolana, inni nie. Dotyczy to w podobnym stopniu miłości Ojczyzny – zwłaszcza w momencie jej zaatakowania przez dwie mordercze siły: Niemcy i bolszewię w 1939 r. Również i tym razem – przed ołtarzem całopalnym Ojczyzny – nie potrafi zgiąć kolan. Jakaś w tym jest przejmująca tragedia okaleczonej – lub niedorozwiniętej duszy – a zarazem w to miejsce błazenada, gdy nawet w takiej chwili ze wszystkiego na świecie, najbardziej pragnie oryginalności. Ja w tych jego wyzwiskach wobec Polski słyszę też krzyk bezradności i udręczenia. Ciekawe, że bardzo przez niego kochana jego siostra Rena była działaczką katolicką i nawet prowadziła w Radomiu sklepik z pobożnymi książkami.