Saga o Wiedźminie wraz z wyprodukowanymi grami stanowi rozległe i piękne Królestwo polskiej Fantasy. Niestety, to królestwo zostało zapaskudzone zlepkiem profanacji nazywanych filmowymi seriami o Wiedźminie. Trzecia seria była równocześnie końcem występów jedynego w serialu aktora, który potrafił wcielić się w tytułowego Wiedźmina. Reszta aktorów była żywcem wrzucona do obcego im świata, którego nie rozumieli. W wielu scenach widać było wpływ „politycznej nikczemności” (potocznie “poprawności”) każącej patologizować ponad miarę osobowość bohaterów, doklejać wątki lgbt, tworzyć parytety dla umysłowych i fizycznych ułomności.
Kilku aktorów nie dostało szansy wcielenia się w swoją postać. Zmuszeni do udziału w bezsensownych scenach sprawiali wrażenie statystów. Do filmu zaangażowano nadmiarową liczbę czarnoskórych, którzy nie pasowali do opisanych w książce osób psując swoim nienaturalnym wyglądem i zachowaniem klimat jaki pamiętamy z Sagi oraz gier. Nie chodzi tylko o wygląd. Część białych aktorów również sprawiała wrażenie ludzi z łapanki odgrywających drętwe etiudy. Parafrazując “Misia”: dostaliśmy Wiedźmina na miarę możliwości, tym razem, nawet nie swoich, lecz ograniczonych wrażliwością lewoskrętnego umysłu showrunnera w osobie Lauren Schmidt-Hissrich obdarzoną nazbyt uprzejmym pseudonimem Fisstech.
Porównajmy kilka postaci pochodzących z oryginalnego wzoru z podróbkami Netflixa.
jako Wiedźmin. Nie ulega wątpliwości, że mieliśmy do czynienia z prawdziwym wiedźminem. Niestety, trudno było mi zauważyć innych wiedźminów w filmowym Kaer Morhen.
2. Emma Appleton jako zajadła Renfri w Blaviken wypadła dobrze.
3. Książkowe Yennefer, Ciri, Triss Merigold oraz ich graficzne wizerunki począwszy od drugiej części gry emanowały wyrazistą osobowością. Nie widziałem tego w filmie.Widziałem niespójne, dziwaczne zachowania.
Spójrzmy też na “kolesi” w pierwszej scenie walki, w trzeciej serii. Czy wyglądają na znających swój fach zabójców “profesora”? Widać od razu- aktorzy Netflixa z dokooptowanym w ramach parytetu, Murzynem. W niektórych scenach Yennefer i Ciri wypadły wyjątkowo mało wiarygodnie. Kreacja Ciri wydaje się gorsza od kreacji Aryi Stark z “Gry o Tron”.
Cały film jest naszpikowany nadzieniem multi kulti. Elfy poza niektórymi postaciami są brzydkie, a do roli krasnoludów showrunnerka zaangażowała karłów, co wypadło sztucznie i nienaturalnie, bo niemający najmniejszych szans w realnej walce, filmowe karły wygrywały z zawodowymi żołnierzami i Scoiaʼtael. Nie zabrakło też rytualnego ukłonu w stronę wynaturzeń. Jaskier nagle zaczął zachowywać się jak homoseksualista, całując Radowida. W innej scenie pojawiła się wyjątkowo szkaradna postać przypominająca lesbę z obscenicznych ulicznych spędów. W związku sado-maso tkwi szef redańskiego wywiadu, Dijkstra. Nie pamiętam tego z książki. Jak widać po tych kilku nowinkach lewacy zawsze wszystko zapaskudzą lub zafałszują.
Czas pogardy
Żyjemy w czasie pogardy. Gadzi jad przeniknął do trzewi i umysłów ludzi zajmujących się kinem, czyniąc ich martwymi za życia. Martwi i bezpłodni pogardzają prawdą, naturalnym i istniejącym podziałem na piękno i brzydotę, na dobro i zło. Tymczasem, nie szanując pierwowzorów, sensu i logiki, bawią się obrazami puszczanymi gawiedzi na kinowym ekranie.
Nie można pisać cały czas na poważnie, dlatego na sam koniec gorąco polecam dowcipną i wielce konkretną recenzję Drwala Rębajło.
Netfix z każdej kobiecej postaci robi karykaturę
ABSURD GONI ABSURD
Dodaj komentarz