Zmarł Ignacy Gogolewski.
Wielki aktor.
Odchodzą…
P.S.
Dla młodszych…jedna ze wspaniałych ról. Film/spektakl telewizyjny “Mistrz” Jerzego Antczaka z roku 1966. Swoją drogą…jakże aktualny.
https://vod.tvp.pl/video/mistrz,mistrz,43857662
Zmarł Ignacy Gogolewski.
Wielki aktor.
Odchodzą…
P.S.
Dla młodszych…jedna ze wspaniałych ról. Film/spektakl telewizyjny “Mistrz” Jerzego Antczaka z roku 1966. Swoją drogą…jakże aktualny.
https://vod.tvp.pl/video/mistrz,mistrz,43857662
Copyright Legion Św. Ekspedyta. All Rights Reserved.
Pracował dla nas w Stawce klossowej :). Prezentował postawę zbliżoną do nazwałbym to ‘narodowych komunistów’ spod znaku, który ostatnio kojarzony był z Albinem Siwakiem.
Niemniej aktor pierwszorzędny.
Czyli coś jakby z grupy Ryszarda Filipskiego. Widać część dawnych celebrytów miała pewne zacięcie patriotyczne…
Polecam Mistrza. Pierwsze 16 minut to wprowadzenie, a potem: “Rok 1944. W podwarszawskim klasztorze koczuje grupa uchodźców ze zniszczonej stolicy…” Aktualne. Dziś jeszcze bardziej niż jakiś czas temu. Widzą to, a przede wszystkim czują ludzie przynależący do “Miasta” opisanego przez Herberta.
Pochodził z Ciechanowa. Dziwne miasto.
Obok Opinogóry, stolica Regentz Tichenau, przesiąknięte kongresówką, ale bardzo pilnujące, aby być miastem zachodnim i być miastem postrzeganym jako miasto zachodnie – nie wiem co bardziej autentyczne – w ramach wschodu.
Również dzisiaj.
LINK
Trela to akurat zapamiętały komuch i aktywista, choć aktor, jak Gogolewski, znakomity.
Dobre określenie “narodowy komunista”. Zastanawiałem się, jak by Goigolewskiego zaklasyfikowąć, a Pan mnie doskonale wyręczył. Właśnie taki on był. Komuchowaty, a zarazem czuł Fredrą, Mochnackim, Mickiewiczem. Należał jeszcze do tej średnio-starej gwardii z pokolenia powojennych debiutów (Łomnicki, Mrozowska, Holoubek) wyszkolonych jeszcze przez najlepszych przedwojennych aktorów uczących nadal po wojnie. To było widać po ich klasie aktorskiej, doskonałej dykcji, emisji. Dzisiejsi młodzi aktorzy do nich się nie umywają, ja nagminnie nie umiem zrozumieć tego, co bez wyrazu mruczą sobie pod nosem lub wykrzykują na jednej nucie. Z tego powodu w ogóle już nie oglądam nowych polskich filmów. Po prostu nic nie rozumiem. Powinno się je emitować z napisami.
Szkoła Zelwerowicza, et consortes. Co do obecnego kina, nie tylko polskiego, ale polskiego w szczególności.
Tego w zasadzie w ogóle nie idzie oglądać.
Ja odczuwam wręcz fizyczne cierpienie kiedy z jakichś powodów zmuszony jestem biernie w czymś takim uczestniczyć. Myślałem, że mam coś poważnego z głową, ale słucham, któregoś dnia ks. Guza, a on mówi to samo, o fizycznym cierpieniu. Wtedy pomyślałem sobie, że albo nie jest ze mną aż tak źle, albo jest nas, głupków przynajmniej dwóch. Polskie kino skończyło się w zasadzie w 1989r. Ale największy dramat, wręcz tąpnięcie nastąpiło w I połowie lat 90 tych. Istny impakt!
Najtrafniejsze określenie to endokomuna.
Wyjątkowo paskudna grupa.
Gogolewski do niej nie należał.
Filipski owszem.
Trela…był partyjniakiem głównego nurtu. Zawsze głównego…
Za jego aktorstwem nigdy nie przepadałem.
W zasadzie zawsze to był…Trela.
Najlepsza jego rola to wg mnie ta z “Quo vadis”.
Tam był Trelą w najmniejszym stopniu.
Trela aktorem był dobrym, rozróżnijmy te kwestie.
To jak, nie przymierzając Ernest Wilimowski.
Niemiec duchowy, z całym mentalnym bagażem, ale w polskich barwach na MŚ w 1938r. Brazylii 4 bramki strzelił, a piątą strzelił z karnego “Scherfke” prawdziwy Polak, po faulu na … Wilimowskim.
Nie mieszajmy dwóch systemów walutowych, nie bądźmy Pewxami :).
A co do Filipskiego.
Monodram o Krzyżakach plasuje go wystarczająco wysoko.
Przynajmniej jednego z naszych odwiecznych wrogów prawidłowo opisał.
I tego mu zapomnieć nie wolno. A poza tym, jako aktor, przynajmniej prezentował jaźń, niemal rycerską. I tego też mu nie wolno odbierać.
Trzeba wyciągać przed nawias wszystko co najlepsze z danej postaci, niezależnie od jej całokształtu. Ale zauważyłem, że jest to coraz trudniejsza do zastosowania w praktyce umiejętność.
Wcale mu tego nie odbieram.
Ja pamiętam Filipskiego jeszcze z czasów eref-66.
To były b.dobre monodramy.
Potem było już gorzej.
Bywało znacznie gorzej.
A aktorstwo Treli do mnie nie przemawia.Tak jak Jandy.
I piszę to mając na względzie WYŁĄCZNIE aktorstwo, a nie paskudną postawę.
Takie postacie (już historyczne niestety) jak Zapasiewicz,Kociniak (Marian), Karewicz, Pyrkosz, Machulski, Zaczyk,Machowski,Świderski,Paluszkiewicz,Fijewski, Gogolewski,Kreczmar, Mrożewski, Wilhelmi,Gryń, Borowski,Łapicki, Pawlikowski, Hanin,Nalberczak,Sochnacki,Zakrzeński (genialna rola jako Witkacy w “Tumor Witkacego)
…mógłbym długo ,bez końca, wymieniać, bo to był złoty czas aktorstwa…to poziom dla Treli,Jandy…nieosiągalny.Nie wspominając o średnim i młodym pokoleniu aktorów.Zostali jeszcze Stuhr (b.dobry aktor i reżyser…reszta milczeniem),Gajos (80), Fronczewski,Kondrat,Stroiński (znakomity…niedoceniany).
I…koniec.
Zbigniew Zapasiewicz u kresu życia bardzo był załamany poziomem tego co dziś jest nazywane aktorstwem.
Podsumował to tak…jeżeli siedzimy w trzecim rzędzie w teatrze i rozumiemy co mówi aktor to to jest dobry aktor.
O tempora…o mores.
A jeśli traficie na spektakl telewizyjny Krzysztofa Zanussiego “Sesja kastingowa” z 2003 (kompletnie niedostępny) to tam jest wszystko co dotyczy aktorstwa. dzisiejszej “estetyki”,mediów etc.
Jest też pokaz kunsztu aktorskiego (improwizacja) w wykonaniu Zbigniewa Zapasiewicza.
Tadeusz Lomnicki, jeden z NAJWYBITNIEJSZYCH aktorow nie tylko polskich, w czasach wrzenia solidarnosciowego, mial byc wywieziony z teatru na taczce…. za swoja przynaleznosc partyjna. Pomyslodawcami bylo dwoch marnych aktorzynkow pretendujacych do fotela dyrektora teatru, do realizacji nie doszlo, ale to wlasnie wtedy “peklo” serce wielkiego Tadeusza zanim umarl na scenie.
Tzw Komuna, czy sie to komus podoba czy nie, to byl zloty okres polskiego teatru i to wcale nie dlatego, ze aktorzy byli posądzani o takie czy inne sympatie.
Był złoty okres, ale to nie “zasługa” komuny. Złożyło się na to wiele czynników. Pierwszy, film wkroczył w okres największego rozkwitu i to nie tylko w KDL, w tym u nas, ale i na całym świecie. Wyszedł z epoki kina niemego, choć wtedy paradoksalnie prezentował wyższy poziom, aniżeli zaraz po udźwiękowieniu – najlepszy przykład Charlie Chaplin – rozwinięto efekty specjalne, ale jako uzupełnienie treści przekazu, a nie jego zastąpienie, pokolenie wychowawców aktorów prezentowało najwyższy poziom warsztatowy w historii, wdrażano do produkcji relewantne scenariusze, reżyserzy mieli wiele, a w sumie najwięcej do powiedzenia w kwestii ostatecznego kształtu filmu, tudzież sztuki. Apogeum przypadło na przełom lat 50 i 60 tych, potem rozpoczął się regres, początkowo stopniowy, delikatny prawie niezauważalny, z czasem kiedy nastąpiła zmiana paradygmatu kulturowego, tj. pomiędzy latami 80 tymi i 90 tymi upadek drastycznie przyspieszył i kwestia poziomu warsztatowego aktorów zeszła na plan dalszy.
Komuna miała o tyle zauważalny wpływ, że wymusiła zawoalowanie treści, a to zawsze podwyższa poziom semantyczny, choć niekoniecznie wartościowy.
Mocno zaczęło się też psuć wtedy jak coraz częściej zaczęły się pojawiać nieprzyzwoite sceny, aby wspomóc moralny rozkład chrześcijan.
Te sceny to element “efektów specjalnych” zmierzających do zastąpienia przekazu.
A rozkład moralny to właśnie P O D S T A W O W Y C E L kina.
Oczywiscie, ze to nie byla “zasluga” komuny, komuna byla “przyczyna” powstawania rzeczy wielkich i prawdziwych w teatrze, bo tzw rzeczywistosc byla klamliwa i zla.
Zylismy wtedy i wszyscy wiemy jak bylo, ale dzieki temu, ze Lomnicki nobilitowal sama swoja obecnoscia jakis baranow w komitecie partyjnym, oni “pozwolili mu” stworzyc Teatr na Woli, znakomity teatr.
Dzisiaj bez znajomosci kontekstu epitety “narodowy komunnista”, “endokomunista” itd maja wydzwiek pejoratywny poniewaz zdazyly wyrosnac nam juz 2 pokolenia wycwiczone w ocenie 0-1.
Ocena 0-1 czasów 1944-89, że tak to umownie ujmijmy, jest i powinna być 0-1.
Za tzw. komuny nic dobrego się nie wydarzyło z racji jej istoty!!!
A to, co się wydarzyło “przy okazji”, nie może przesłaniać ogólnej oceny.
Idąc za ‘klasykiem”: żeby te plusy nie przysłoniły nam minusów.
To, że mieliśmy wtedy wysoki poziom nauczania przedmiotów ścisłych, to nie oznacza, ze mamy łaskawiej spojrzeć na całokształt zła jakim była tzw. “komuna”.
Tu jest pies pogrzebany.