Mowa
Mowa u człowieka została wykształcona w drodze ewolucji – i wcale nie służyła pierwotnie do komunikacji. Podstawową funkcją mowy jest nawiązywanie więzów społecznych. Przodkami mowy były śpiew i śmiech. Podobną funkcję co mowa u ludzi, u reszty małp pełni iskanie się. Tylko że nie gadające małpy mogą się iskać tylko we dwie, a człowiek gada we czwórkę, co powoduje, że nawiązuje więcej więzi społecznych niż inne małpy, a zatem jest zdolny do budowania większych stad. Mowa została wykształcona przede wszystkim przez kobiety, które zajmowały się plotkowaniem – i do dziś tym się głównie zajmują.
Śmiech i śpiew
O tym, że mowa wykształciła się ze śpiewu i śmiechu wiemy na pewno – to jest solidnie naukowo udowodnione. Problematyczne jest tylko to, w jaką mowę przekształcił się śmiech i śpiew – czy pierwotnie mowa była kwestią męską służącą do porozumiewania się w trakcie polowania, czy też pierwotnie mowa była kwestią żeńską służącą do plotkowania w celu nawiązywania więzów społecznych. O to, co było wcześniejsze, naukowcy się spierają. Ale mniejsza z kolejnością – grunt, że mowa służyła głównie do tych dwóch celów. Plotkowanie było bardzo ważne, tak ważne, jak śmiech i śpiew, i do tego samego służyło. I nadal do tego służy.
Plotkowanie
Z badań naukowych wynika, że około dwóch trzecich wszystkich rozmów, jakie ludzie w ogóle toczą, to rozmowy na tematy społeczno-towarzyskie, to obgadywanie innych, czyli plotki. Dotyczy to wszystkich bez wyjątku ludzi – w tym naukowców, profesorów czy filozofów. To jest wynik ewolucji – plotki były człowiekowi niezbędne do przetrwania. Więc nie są bez sensu. To, po co mówimy i w jakim celu, ma wyjaśnienie biologiczne, ewolucyjne – mowę można nawet uznać za czynność fizjologiczną, tak samo, jak iskanie u małp.
Aparat mowy
Śmiech, choć w trochę innej formie niż u ludzi, występuje też u innych małp. Śpiew występuje u ptaków. Więc wiadomo, że to było wcześniej. U człowieka było to niezbędne, bo służyło odpowiedniemu wyewoluowania aparatu mowy – gardła, krtani, języczka, języka i innych organów przydatnych do mówienia. Inne małpy nie potrafią mówić, bo nie mają do tego tych organów. Gdy się uczy mówić szympansy, to się ich uczy języka migowego, bo paszczowo nie są w stanie wydawać tyle dźwięków co ludzie, tak by to służyło językowi. Więc śmiech i śpiew były ważnym elementem ewolucyjnym – pierwotnym, bo wyewoluowały w mowę poprzez ewolucję aparatu mowy. Ale cele do dziś pozostają podobne i oczywiście występują równolegle – i śpiew, i śmiech, i mowa wciąż służą do nawiązywania więzi społecznych, w tym do wabienia się wzajemnie do kopulacji.
Śpiew
Śpiew nie wymaga tekstu – to rytmiczne, melodyjne, wydawanie różnorodnych dźwięków, które nie muszą nieść żadnej treści – na przykład słynna Papaya: dabadaba dap, dabadaba dap, dabadaba dap duduju duduju… Potrzeba takiego śpiewania, które służyło nawiązywaniu więzów społecznych i kontaktów seksualnych, pozwoliła wykształcić odpowiedni aparat mowy. Dzięki temu mógł powstać język.
Ogień
To było możliwe dopiero u naczelnych, które znały ogień – pitekantropy okiełznały ogień już jakiś milion lat temu. Ogień, który służył grillowaniu, powodował, że naczelne wykorzystywały czas po zmroku do intensywnych kontaktów towarzyskich. Wokół ogniska śpiewano, tańczono i się śmiano, co doprowadziło do wytworzenia mowy, a potem skomplikowanego gramatycznie języka. Niemniej to gadanie nadal służyło celom towarzyskim przy ognisku. I do dziś służy. Tylko ogniska zastąpiliśmy piecem, kominkiem, grillem czy telewizorem.
Cywilizacyjny sens plotkowania
Warto poznać naukowe wyjaśnienie, by nie ulegać stereotypom, które każą deprecjonować plotkowanie. Albo wręcz potępiać kobiety, które głównie zajmują się plotkowaniem. Czy też wyśmiewać prasę plotkarską. A tymczasem plotki, czyli obgadywanie innych, są bardzo ważne i potrzebne – i były kluczowe w naszej ewolucji. Bez plotek nie byłoby cywilizacji.
Gadanie to atawizm
Sąsiadkom w trakcie plotkowania wydzielają się endorfiny – mają dokładnie takie same odruchy fizjologiczne jak inne małpy w trakcie iskania. To o czym plotkują nie ma żadnego znaczenia – mogłyby wspólnie przytupywać i popierdywać jak obcy u Vonneguta i tak samo by się czuły dobrze – gdyby tak wyewoluowały. To samo z tym, który gada, by sobie ego podbudować – mógłby głośno wyć jak wilk i by na to samo wyszło – ważne by inni go za to podziwiali. To jest atawizm. Chodzi o to, by nawiązywać kontakty towarzyskie i tworzyć wspólnotę.
Człowiek – zwierzę stadne
Plotkowanie ma tę wyższość nad iskaniem, że plotkować mogą aż cztery sąsiadki na raz. Plotki są im potrzebne do przetrwania, bo homo sapiens to zwierzę stadne i był w stanie przez setki tysięcy lat przetrwać tylko i wyłącznie w grupie – im większej, tym lepiej. Kilka tysięcy lat cywilizacji nie zniszczyło instynktu, który pozwolił przetrwać poprzednie kilkaset tysięcy. Te setki tysięcy lat plotkowania w celu tworzenia dużego stada przyczyniło się do rozwoju języka z bardzo skomplikowaną gramatyką, pozwalającego bardzo precyzyjnie nie tylko opisywać swoje uczucia, odczucia, wrażenia, zmyślenia, ale w ogóle opisywać świat rzeczywisty i urojony.
Język
A tylko dzięki językowi była w stanie rozwinąć się nauka i technika na dzisiejszym poziomie, bo język bardzo silnie przyczynia się do efektu synergicznego związanego ze współdziałaniem, działaniem w dużej grupie, na dodatek służy gromadzeniu wielowiekowych doświadczeń. Bez plotkujących sąsiadek w czasach jaskiniowców nie bylibyśmy dziś w stanie polecieć na Księżyc. Dziś już to plotkowanie nie ma takiego znaczenia jak dawniej – tak jak to znaczenie straciło na przykład polowanie, żeglowanie, snycerstwo czy kowalstwo. Niemniej w przeciwieństwie do tych rzemiosł, plotkowanie tkwi w naszych genach. Dlatego sąsiadki plotkują. Ciągle tworzą stada. I po to my wszyscy gadamy. Bo się lubimy – czujemy się ze sobą dobrze. Więc zagadajcie coś do mnie w komentarzach.
Grzegorz GPS Świderski
Notki powiązane:
“Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
…
Drugi cytat:
“Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący”.
Język bywa lustrem naszej duszy, a także lustrem tego świata, lecz nie tylko.
Jest nierozerwalnie związany z rozumem. Wpływając na język, zmieniając go na gadzią mowę – nowo mowę, język politycznej poprawności (nikczemności), zatruwamy umysł czyniąc rozum niesprawnym.
To, co napisał Autor jest wybiórcze. Nie ma na przykład nic o myśleniu, a bez tej funkcji związanej z językiem nie byłoby filozofii i nauki, a tym samym cywilizacji. Paplanina o której wspomniał autor jest ważna w relacjach społecznych, ale to nie ona stworzyła cywilizację.
Oczywiście, ze służyła i wciąż służy do komunikacji. Być może Autor zawęził znaczenie tego pojęcia, dlatego tak mu wyszło.
Na poziomie homo ludens, lecz nie na poziomie homo sapiens.
Z każdego niepotrzebnie wypowiedzianego słowa każdy będzie chyba musiał zdać rachunek. Gdyby plotkowanie stało się obmową to byłoby grzechem a żaden grzech nie jest na pewno budujący.
O myśleniu będzie wkrótce.
Obmowa jest grzechem? Które przykazanie łamie?
W tradycji katolickiej wyprowadza się je z ósmego przykazania. Katechizm Kościoła Katolickiego precyzuje w punkcie 2477. Zresztą najczęściej uczy się tego dzieci które przygotowują się do pierwszej Komunii św. Często także jest w rachunkach sumienia w książeczkach do nabożeństwa. Ale najbardziej wyraźnie i najprościej jest to ukazane w podręcznikach i ćwiczeniach (z religii katolickiej) do III klasy szkoły podstawowej). Nie licząc oczywiście wyraźnego wpisu w KKK 2477 (zresztą w katolickich rodzinach jest to najczęściej w formie ustnej z pokolenia na pokolenie).
Zgrywus z pana. :)
______________________________
Spodziewałem się, że wrzuci pan coś o milczeniu, które też ma swoją funkcję w komunikacji.
Swojego czasu (kilka lat temu?) UW organizował konferencję na ten temat. Właśnie o roli jaką pełni milczenie w języku, sztuce itd.
No ale to jest przecież bez sensu! Ósme przykazanie zakazuje kłamania, czyli świadomego mówienie nieprawdy, na szkodę bliźniego: “Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. A więc by jakaś wypowiedź była występkiem przeciw ósmemu przykazaniu, musi jednocześnie spełniać trzy warunki:
1. być fałszywa,
2. wypowiadający musi mieć świadomość tego, że mówi fałsz,
3. wypowiedź musi komuś szkodzić.
W przykazaniu nawet słowo “kłamstwo” nie jest użyte! Dlatego np. bajki, czy opowiadania science-fiction, i w ogóle beletrystyka, albo komplementowanie, nie są występkiem przeciw ósmemu przykazaniu, bo, mimo że autor świadomie pisze czy mówi nieprawdę, to nikomu tym nie szkodzi, nie działa przeciw bliźniemu. Również mówienie fałszu myśląc, że to prawda, też przykazania nie łamie. No i ewidentnie mówienie prawdy nie łamie tego przykazania. Nie łamie nawet mówienie prawdy, która szkodzi. Większość plotek to albo prawda, albo kłamstwa, które nikomu nie szkodzą, albo wypowiadający wierzy, że przekazuje prawdę, mimo że to fałsz. Ale oczywiście plotka fałszywa, puszczona ze świadomością fałszu, która komuś zaszkodzi, przykazanie łamie. Ale to margines. Każdy plotkujący ma świadomość, że to taka konwencja – jak bajki.
Obmowa to celowe przekazywanie o kimś niekorzystnych lub złośliwych informacji. Zresztą w Katechizmie jest to poprawnie określone, bo tam obmowa to ujawnianie czyichś błędów czy wad bez ważnego powodu. Jeśli wady i błędy są prawdziwe, to nie jest to występek przeciw ósmemu przykazaniu. Jeśli w wytykaniu błędów i wad istotny jest ważny powód, to znaczy, że mając taki powód, możemy świadomie kłamać, wytykając komuś nieistniejące błędy, czy fałszywe wady. Liczy się szkoda, a nie powód, nie źródło kłamstwa, ale jego skutki. Czy powód jest poważny, czy błahy, nadal nie można kłamać, by komuś zaszkodzić. Czy powód jest poważny, czy błahy, nadal można kłamać bez szkody dla innych.
Ósme przykazanie dotyczy głównie zeznań, najczęściej w sądzie. Właściwe tłumaczenie na współczesny język tego przykazania powinno brzmieć: “Nie składaj przeciw drugiemu fałszywego zeznania.” Ewidentnie ten punkt 2477 w Katechizmie pisał ktoś nieogarnięty, nierozumiejący treści i sensu przykazania. Katolik ma wierzyć w dogmaty, a nie w niepoprawną interpretację jakiegoś ignoranta. Katolik musi umieć samodzielnie myśleć i wnioskować.
Można uznać, że wytykanie komuś błędów czy wad, jest niegrzeczne, ale ewidentnie nie jest grzeszne. A są sytuacje, gdy grzeczność nawet tego wymaga, bo przemilczenie błędów może komuś zaszkodzić.
Katolicyzm interpretuje przykazania zgodnie ze swoją tradycją. Np komuś też może wydawać się bez sensu, że jak jest np przykazanie “nie zabijaj” to jak ktoś już poważnie gniewa się na kogoś to już je przekracza no bo jest “nie zabijaj” a nie np “źle nie życz”. Tak samo w katolicyzmie w przeciwieństwie do faryzeizmu jak jest np “nie cudzołóż” to już samo spojrzenie i myśl może być grzechem ciężkim, ale ktoś daleki od katolicyzmu może powiedzieć, że to bez sensu i ktoś nierozgarnięty może tak powiedzieć, bo jest “nie cudzołóż” a nie “nie mniej świńskich myśli”. W zasadzie jeśli trzymać się tylko litery to może i coś by w tym było. Natomiast z KATOLICKIEGO punktu widzenia Katechizm w punkcie 2477 i można dodać 2479 chyba obmowa jest grzechem. Co nie zmienia faktu, że heretycy mogą na Katechizm Kościoła katolickiego nie zważać, bo posługują się samodzielnym myśleniem i wnioskami, bo we własnych oczach nie są ignorantami ;)
Nie twierdzę, że nie służyła lub nie służy. Oczywiście, że język to narzędzie komunikacji. Nawet nie twierdzę, że mowa pierwotnie nie służyła do komunikacji. Przedstawiam tylko jedną z dwóch hipotez – jedna mówi, że język wywodzi się z komunikacji, pierwotnie ostrzeżeń przed niebezpieczeństwem, a druga mówi, że z plotek, czyli gadaniu o byle czym, by nawiązać kontakt i przyjazne więzi. Pierwotnie był śmiech i śpiew, który głównie służy zadzierzgnięciu więzi społecznych, ale też komunikaty może przenosić. Ten rozwój musiał być powolny. Są poważne hipotezy, że mimo że człowiek powstał jakieś 200 tys. lat temu lub dawniej, to mową zaczął się posługiwać jakieś 70 tys. lat temu. Wystarczyła do tego jakaś drobna zmiana w aparacie mowy – np. jakaś zmiana języczka, której ślady kopalne się nie zachowały. Wszystko to działo się w naszej kolebce, w Afryce środkowej. Dopiero po dobrym wykształceniu się mowy pozwalającej na wyrafinowaną komunikację człowiek z Afryki wyszedł.
“Nie zabijaj” to też błędne tłumaczenie. W obronie własnej wolno zabić, na wojnie wolno zabijać, wolno zabić w wyniku wykonania sądowego wyroku śmierci – nie są to występki przeciw temu przykazaniu. To złe tłumaczenie wymaga pokrętnego tłumaczenia, stosowania jakiejś sofistyki – a wystarczyłoby poprawnie przetłumaczyć na: “nie morduj” i wszystko byłoby jasne.
“nie cudzołóż” to też błędne tłumaczenie. Właściwe to: “nie popełniaj zdrady małżeńskiej”. Od pożądania w myśli są inne przykazania.
Księża, czy nawet sam Papież, często wytykają innym wady i błędy. To nie może być grzech. By to uzasadnić trzeba użyć bardzo pokrętnej kazuistyki. Zresztą same przykazania, które w większości są zakazami, to wytykanie błędów moralnych. Jeśli tak po prostu, bez zastanawianie się nad powodami, mówię komuś: “tamten zgrzeszył”, to jest to ewidentnie obmowa – czy to jest grzeszne?
Kościół katolicki interpretuje przykazania po swojemu inni po swojemu. W czym problem? Księża mają wręcz obowiązek zauważania zła by przed nim ostrzec, wskazać je. Zresztą istnieje kategoria jawnogrzesznika (gorszyciela) wtedy jakby kto nie widział jak jego czym interpretować, bo grzeszy na bezczela duchowni powinni powiedzieć “tamten zgrzeszył”.
A propos V przykazania budzącego od lat kontrowersje i spory.
Lo tircach („Nie morduj”)
Ks. Prof. Waldemar Chrostowski
Polecam Wszystkim, bo warto, najlepiej całość
Wiadomo od dawna, że pewne wyrazy funkcjonujące w życiu religijnym gdyby je na nowo przetłumaczyć byłyby jaśniejsze. Ale można trzymać się tradycji i po prostu je wyjaśniać. Podobnie jak np z modlitwą “Ojcze nasz” niektóre narody próbowały na nowo ją wprowadzić do życia publicznego dając nowe tłumaczenia bo niektóre wyrazy były archaiczne. Tak często jest z tekstami i wyrazami które wyszły z powszechnego obiegu i stały się tzw. archaizmami. Ważne, aby interpretować dane np przykazanie po katolicku. Dlatego jak widać dobrze jest jak nazwa przykazania funkcjonuje równolegle z numerem, np piąte przykazanie, ósme przykazanie itd. (dziś warto też dodawać, ze w numeracji katolickiej, bo różni heretycy czytając Biblie po swojemu numerują je inaczej).
Nie wiem, jakie przykazanie bądź nakaz jest łamany podczas obmawiania. Natomiast mam wrażenie, że koniecznie pomniejszyć negatywne znaczenie obmowy.
Obmawianie jest złem wszechobecnym, tak, to prawda. Na palcach mogę policzyć osoby, które się tym nie parają. Sam wielokrotnie żałuję swoich słów.
Problem w tym, że bardzo rzadko jest podawane dokładnej informacji o bliźnim;
najprawdopodobniej w zależności od fantazji opowiadającego dodawane są dodatkowe fakty, niewiele mające wspólnego z rzeczywistością, a bez których opowiadanie będzie pozbawione pikanterii – co w gruncie rzeczy już powinno być nazwane oszczerstwem. O motywacji takich obmów już nie wspominając.
Poza tym – dyskusyjnym jest stwierdzenie, że to nikomu nie szkodzi.
Może źle Pana zrozumiałem, ale wydaje się, że Pan nazbyt to zjawisko bagatelizuje. Rozumiem, że bez takich obmów większość spotkań towarzyskich straciłyby jakikolwiek sens. Co potwierdza, że człowiek współczesny ma zbyt dużo wolnego czasu.
No i takie mówienie o tym złu, wskazywanie grzeszników, to jest obmowa – spełnia jej definicję w pełni, bez kontrowersji. Obmowa to jest wytykanie błędów i wad jednych, mówiąc to innym. Ale przecież mało kto uzna to za grzech. Więc ewidentnie ktoś, kto uznaje obmowę za grzech, pogubił się logiką i wnioskowaniem.
Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. To nie obmawianie jest złe, ale kłamanie o kimś na jego szkodę. Zło trzeba bardzo wyraźnie wskazać, a nie rozszerzać je na bardziej ogólne pojęcia, pod które podpada też dobro. Nie wytykanie błędów i wad jest złe, ale głoszenie czyichś rzekomych wad i błędów, które nie istnieją. To nie plotkowanie jest złe, ale zeznawanie fałszu na czyjąś szkodę. Plotki są blisko spokrewnione z bajkami. Jeśli uznamy ze złe plotkowanie, to również należy uznać za złe opowiadanie bajek. A przecież bajki są nieszkodliwe, a czasem wynika z nich dużo dobra. Dzieci wierzą, że prezenty przynosi święty Mikołaj. Czy to jest złe takie oszukiwanie dzieci?
Bardzo ciekawy temat, ale to zdanie:
pasuje jak ulał do “humoru z zeszytów”. Więzy społeczne to zjawisko polegające na trzech elementach: komunikacji, psychologii i relacjach (empatii i antypatii, wzajemnych potrzebach, oczekiwaniach, korzyściach, konkurencji i zagrożeniach). Nietrudno wskazać, jaką funkcję dla budowania więzi społecznych spełnia mowa (obok innych form komunikacji).
Jak czytam te wypociny, to przychodzi mi na myśl jeden cytat:
I jeszcze ten:
Wyjawienie prawdy może być grzechem. Biblia to nie przepis na tort, albo program komputerowy. Trzeba rozumieć jej logikę aby ją interpretować. Porywanie się na to publicznie bez przygotowania może także być grzechem, jeśli wynika z pychy.
To nie to samo wystarczy przeczytać KKK 2477 czy 2479. Co innego publiczne wskazanie co jest grzechem a co nie a co innego jeśli ktoś niepotrzebnie mówi o faktycznych grzechach innych ludzi, które być może nie są publicznie znane.
Nie twierdzę, że wyjawianie prawdy nie może być grzechem – to tylko nie jest występek przeciw ósmemu przykazaniu. Dam przykład – wyjawienie w czasie II wojny światowej nazistom gdzie się chowają żydzi, jest powiedzeniem prawdy, więc nie łamie ósmego przykazania, ale jest wydaniem tych żydów na śmierć, więc jest występkiem przeciw piątemu przykazaniu. Dlatego na początku tej rozmowy spytałem o przykazanie, bo zazwyczaj ludzie prości nie wiedzą, dlaczego uważają coś za złe, nie umieją tego wyjaśnić i uzasadnić. No i ta dyskusja to potwierdza. Ślepa wiara bez rozumu jest powszechna.
Służba hipokryzji jest dobra, a ujawnianie jej to grzech? Dziwna to moralność. Na pewno niekatolicka. Jeśli ktoś spyta, a ja odpowiem, to pytanie jest powodem ujawnienia, odpowiedź jest potrzebna z uwagi na pytanie. Powinienem odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Uznanie samej prawdziwej odpowiedzi bez pytania za zło, bo nie ma powodu, jest bez sensu. Bo czy mogę sam się spytać i na to odpowiedzieć? A jak nadal nie mogę, to czy mogę poprosić kogoś, by spytał i wtedy odpowiedzieć? Dla każdej prawdziwej wypowiedzi zawsze znajdę ważny powód, zawsze uzasadnię potrzebę. A nawet jeśli twierdzenie jest błahe, ale wiem, że komuś zależy, by znaleźć poważne powody, by je wygłosić, to mogę te powody spreparować. Dam przykład: mogę bez zastanowienia powiedzieć komuś, że widziałem jakiegoś wspólnego znajomego wchodzącego do bramy z prostytutką. To jest ewidentna obmowa. Ktoś może mi odpowiedzieć: “nie mów mi takich rzeczy bez poważnego powodu, to jest obmowa, a zatem grzech”. Mogę się więc zastanowić i, mimo że wcześniej o takim powodzie nie myślałem, to go na poczekaniu spreparuję: “mówię to po to, by wszyscy o tym wiedzieli i nikt nie miał pokusy, by go szantażować tym, że powie o tym jego żonie. Robię to dla jego dobra. Lepiej prawdę szybko ujawnić, by mógł ją sprostować, lub wyjaśnić, niż miałby z powodu tajemnicy zabrnąć w większe kłopoty”. To jest prawdziwy ważny powód. Czy ta obmowa nadal pozostaje grzechem?
“Jeśli ktoś pyta”…no można zastosować kazuistykę pytając sam siebie ;). Pewnie tego typu sprawy jak zadane pytanie każdy katolik powinien rozważać w swoim dobrze uformowanym sumieniu bądź omawiać ze spowiednikiem albo kierownikiem duchowym.
Mowa (mołwa / łowam – Bruckner) gadanie, to wydawanie dźwięków. Move – ruszanie poganianie. Vowel (woual, wołal) – spółgłoski nie sposób zawołać. Słowianin, złowian, z’łowian, ten co łowi, łowca, polun czyli polujący! Nie, nie uprawiający pola na polanach ale myśliwy (my zływy, my zławiający, my łowiący). Nazwa Słowianin pochodzi od s’łowienia / złowienia a nie od sławienia kogokolwiek / czegokolwiek. Końcówki naszych imion to “złów” a nie sław. Podobnie ~mir, mirz, to mierz, zmierzaj, a nie pokój czy świat.
Powyższe wprowadzenie ma wykazać, że wydawanie dźwięków przez naszych przodków nie było paplaninką a służyło zdobywaniu niezbędnego pożywienia, służyło naganianiu zwierząt, było niezbędne w nagonce, zaganianiu stada do jaru, wąwozu, gdzie człowiek pierwotny mógł wybierać pojedyncze sztuki, a nawet doić krowy, co było początkiem hodowli.
Czy polowanie z nagonką było pomysłem naszych przodków? Nie. Ale nasi przodkowie mieli przyjaciół :). PSY! A właściwie ich przodków. Człowiek podpatrywał polujące psy i przejmował ich sposób zaganiania, oddzielania słabych sztuk od mocnej reszty stada np. turów.
Przejmował sposób polowania z wydawaniem, używaniem dźwięków! Także po łowach nasi przyjaciele wydawali dźwięki wyszarpując sobie co lepsze kąski, czyli nawiązując “więzi społeczne” :)
W końcu im który groźniej warczał (wargi / warki) tym większy kawałek zdobywał. Zapewne z czasem i samice korzystały z tego postępu.
Na przykład takim jak ten co w niedzielnym kazaniu mówił o adwentowych postanowieniach np. o noszeniu maseczki…?
Do najbliższego kościoła z mszą trydencką mam 50km.
Do najbliższego kierownika duchowego pewnie jeszcze dalej…
Np z takim akurat nie, ale podejrzewam, że w promieniu 49 km jakiś dobry się znajdzie.
Mowa w pierwszej kolejności służyła do artykułowania trawiących nas atawizmów i nic się w tym względzie nie zmieniło. Wróć podniesiono atawizmy na wyższy poziom poprzez ich “intelektualizowanie”. Np.„władza”, którą traktuję jako kluczowy “zmutowany” do granic absurdu atawizm.
Te źródłosłowy pasują tylko do języków pochodnych od praindoeuropejskiego. Do chińskiego nie pasują. A gdy wychodziliśmy z Afryki, to mówiliśmy językiem wspólnym dla wszystkich dziś istniejących poza Afryką. Więc to nie może świadczyć o początkach mowy. Psy zostały udomowione bardzo niedawno, około 20 tys. lat temu, a ludzie gadali już jakieś 70 tys.lat temu, więc to nie od hodowli psów pochodzi mowa.
Tak jest. Mowa to atawizm po śpiewie, a śpiew to atawizm po śmiechu.
No to jak to jest w chińskim jeśli wolno wiedzieć?
Czyli generalnie wszystkie języki kształtowały się tak samo: śmiech, śpiew, mowa?
Słowianin jest tak:
斯拉夫 (Sīlāfū)
A mowa tak:
演講 (Yǎnjiǎng)
Niedokładnie. Najpierw był śmiech, potem śpiew, potem języki plemion afrykańskich, a potem cała reszta języków powstała kolejno z języków plemion, które z Afryki wychodziły. Wszystkie języki kształtowały się z jakichś poprzednich, a tylko te pierwsze, powstałe w naszej kolebce, czyli środkowej Afryce, wykształciły się ze śpiewu.
Chodziło o to, że w praindoeuropejskim źródłosłowy o jakich była mowa pasują. A jaka jest etymologia tych słów w chińskim?
Czyli wszystkie języki poza subsaharyjskie mają wspólnego przodka? Kiedyś przypuszczano, że najstarszym dającym się zrekonstruować był tzw. praborealny max 25 tyś przed naszą erą chrześcijańską. Wtedy mówiono, że dalej raczej się nie da. A dziś jak jest, to jeszcze aktualne?
Dzięki za dotychczasowe odpowiedzi.
To, co napisałem, to są hipotezy. W tych kwestiach nie można mieć pewnej wiedzy. To, że wszystkie języki mają jednego wspólnego przodka, można wnioskować stąd, że najbardziej prawdopodobna hipoteza co do początków głosi, że pierwsi ludzie wyewoluowali jakieś 200 tys. lat temu (inne teorie sięgają ponad 300 tys. lat) w rejonie dzisiejszej północnej Botswany i tam mieszkali jakieś 70 tys. lat, zanim zaczęli emigrować w inne miejsca. Obszar ten był wystarczająco mały, by uznać, że wszyscy oni mówili podobnym językiem. Ale są teorie, że ludzie nie operowali językiem od początku, ale że język powstał jakieś 70 tys. lat temu – ale nadal było to w Afryce przed wyjściem z niej – wtedy mogło ich powstać kilka równolegle. Jaki to był język czy języki, nie wiadomo.
“Jaki to był język czy języki, nie wiadomo.”
I czy w ogóle jakiś był. Bo jeśli wszystkie języki mają się wywodzić od mowy “wychodźców” to językoznawcy i etymolodzy znaleźliby jakieś związki z językami Afryki, które nadal są prymitywne.
Tymczasem ni w ząb, żadnych śladów.
A, jeszcze jedno. Są teorie, że początki języka zaczęły się już u homo habilis, który żył aż 2,5 miliona lat temu i homo sapiens od nich przejął i rozwinął język. No i język znali też Neandertalczycy, z którymi ludzie mieszali się w Europie, bo mamy po nich kilka procent genów. No to ich język też mógł w pewnym procencie przejść do ludzkiego.
200 tys. lat to dość długo – język przez ten czas, szczególnie u plemion łowców zbieraczy nieznających pisma, mógł się zmienić diametralnie.
Pewnie jest to teoretycznie możliwe, a w przypadku Neandertalczyków nawet bardzo prawdopodobne. Geny ich mamy, ale już np tzw. chromosom y się nie zachował, to znaczy nie ma kontynuacji z ojca na syna.
Bardzo mi się to wyjaśnienie źródeł określenia “Słowianin” podoba!
Nie mogę się zgodzić tylko z jednym: że to mężczyźni zaczęli z sobą rozmawiać pierwsi. To wydaje mi się genetycznie NIEMOŻLIWE :)
Mowa jest darem Stwórcy i dlatego nasi rajscy prarodzice Adam i Ewa mogli rozmawiać z Bogiem Ojcem. Przecież: [Jan 1] “1 Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. 2 Ono było na początku u Boga. 3 Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. 4 W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, 5 a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.”
P.S.
Ewolucjonizm to fałszywy trop – wyprowadza na manowce pustej mowy.
(Z głębokiego dzieciństwa pamiętam, że nasza podwórkowa suka wabiła się Aza – łowna była, nie raz przyniosła do domu kurę!
Podejście talmudyczne tym różni się od katolickiego, że traktuje każde słowo na równi z innymi i rozważa wszystko rozumowo. Niestety prowadzi to do bełkotu i farsy.
Jak Panu podoba się taka interpretacja dekalogu? Czy jest według Pana wystarczająco rozumowa, czy jest przejawem ślepej wiary?
Chyba, że warczenie uznamy za pierwotną formę komunikacji werbalnej ;-)
Nie podoba mi się. To nadal ślepa wiara bez przemyślenia. Zasada: “nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”, czy: “czyń drugiemu co tobie miłe” to zasady egoistyczne, antyspołeczne, socjalistyczne, niszczące wspólnoty, generujące niewolnictwo. Właściwe, altruistyczne, wspólnotowe, wolnościowe, budująca pokój i synergię zasady brzmią: “nie czyń drugiemu co jemu niemiłe”, “czyń drugiemu co jemu miłe”. Tu ten temat kiedyś poruszałem: https://www.salon24.pl/u/gps65/1171077,nie-czyn-drugiemu-co-tobie-niemile, a tu rozwinąłem: https://www.salon24.pl/u/gps65/544681,wspolczucie
Ależ oczywiście! Wszelkie komunikacyjne odgłosy zwierząt to przodkowie mowy, w tym warczenie, ryczenie czy wycie. Ale to dalsi przodkowie, bliżsi to śmiech i śpiew.
Ja mam ostatnio młodego kota, konkretnie kocicę. Warczy na mnie i na starego kocura! Jak pies. Kiedy się boi, albo kiedy coś się jej nie podoba. Teraz będę czekać do kolejnej Wigilii, może coś powie? :)
Oczywiście, że nie od hodowli psów pochodzi mowa. Wszelka hodowla rozwinęła się grubo po okresie łowieckim. Pies, przodek psa czy wilka był tylko wzorem, wspólnikiem, przyjacielem praczłowieka, którego ten praczłowiek naśladował, ponieważ razem “łowili”, polowali! Jazgot, szczekanie, warczenie podczas nagonki na stado to narzędzie łowów, narzędzie zdobywania pożywienia. Wskazuję tu na początki używania dźwięków przez praczłowieka, nie o formułowaniu jakichkolwiek słów, bo do tego było jeszcze barrdzo daleko!
Tylko takie silne bodźce, decydujące o życiu, istnieniu, mogły cokolwiek zmienić w człowieku pierwotnym. Śmiech także, pod warunkiem, że praczłowiek “przyjaźniłby się” z hieną, co przecież nie było niemożliwe, aczkolwiek jest mało prawdopodobne, a śmiech był bezproduktywny.
To nie były czasy, kiedy były weekendy czy wolne popołudnia.
Tylko że mowa nie rozwinęła się z odgłosów przodków ludzi w trakcie polowania, ale z odgłosów służących nawiązywaniu więzów społecznych. Komunikacja służąca polowaniu nie wymaga skomplikowanej gramatyki – wystarczy kilka, góra kilkaset sygnałów. One nawet nie muszą składać się z podmiotu i orzeczenia, śmiało wystarczą pojedyncze sygnały. W miejscu, w którym ludzie wyewoluowali, nie było megafauny wymagającej wyrafinowanego grupowego polowania. Pierwsi ludzie głównie wyżerali szpik kostny z padliny albo polowali pojedynczo lub w małych grupach, poprzez technikę tak zwanego polowania uporczywego: https://pl.wikipedia.org/wiki/Polowanie_uporczywe – do tego w zupełności wystarczał język podobny do tego, jakim posługują się dziś wilki. To już więcej sygnałów było potrzebne do ostrzegania przed niebezpieczeństwem – takich jakie mają np. szympansy.
Toteż “pierwsi ludzie wyżerający szpik nie byli twórcami porozumiewania się dźwiękami. Dźwięki tylko by im przeszkadzały w wysysaniu szpiku :) Tym bardziej nie wiedziały te istoty niczego o “więzach społecznych”. Były zwierzętami stadnymi jak niemal wszystkie pozostałe, nadal przecież nieme.
A do tej pory nie wiemy niczego na tyle pewnego o “miejscach, w których ludzie wyewoluowali” ani jaka tam była “megafauna” żeby na tych spekulacjach opierać wywody dotyczące powstania mowy.
I ani WIKI ani Hollywood raczej nie mogą być źródłem wiedzy na ten temat.
O pochodzeniu mowy wiemy już dużo, choć to wciąż za mało, by dokładnie prześledzić tę historię. Człowiek wyewoluował jako zwierze stadne i odziedziczył po przodkach wiele ważnych cech służących tworzeniu i zachowania stada. Ci przodkowie nie byli niemi – porozumiwewali się, generowali sygnały. To, że człowiek wyewoluował w Afryce, jest już prawie pewne, a to, że było to w północnej Botswanie, wiemy z dużym prawdopodobieństwem. To, że pierwsi ludzie nie polowali na słonie, hipopotamy czy nosorożce też wiemy raczej na pewno. Innej megafauny tam wtedy nie było. Jeśli ludzie polowali to na małe zwierzęta, a na większe to głównie różne gatunki antylop czy gazeli poprzez polowanie uporczywe. Zorganizowane polowania w dużej grupie, wymagające komunikacji, na megafaune, typu mastodonty czy mamuty, ludzie stosowali już po wyjściu z Afryki. A wszystko wskazuje na to, że mowa wykształciła się jeszcze w Afryce. Moją notkę oparłem o badania naukowe opisywane w książkach popularnonaukowych, a nie o amerykańskie filmy. A encyklopedie, w tym wiki, to ważne źródła wiedzy, choć należy je traktować jako uzupełnienie wiedzy, a nie główne źródło.
Niczego pewnego nie wiemy jak o wielu sprawach w historii, ale różne hipotezy mniej lub bardziej prawdopodobne formułować możemy. Ważne jest uzasadnienie danej teorii.
Jak już gadać, to o czymś sensownym, konkretnym, żeby owe tysiące lat ćwiczenia mowy się nie marnowały:
https://moto.media.pl/kulisy-operacji-kalisz/
Bardzo fajne jest to gadanie Olszańskiego vel Jabłonowskiego. Najbardziej podoba mi się to: https://www.youtube.com/watch?v=EiYffNqnrQQ&t=15s
Pełna zgoda, a hipotezy omawiamy, konfrontujemy, dyskutujemy i wyciągamy wspólne wnioski.
Po to jest mowa. Banowanie oponenta jest mowy zaprzeczeniem, nie może ona ewoluować :))
Zgadza się.
Boski przykład banowania [Mk 1, 25]:
A co tu ma banowanie do rzeczy? 200 tys. lat temu nie było banowania.