Czekając na barbarzyńców (Waiting For the Barbarians; 2019) reż. Ciro Guerra, w rolach gł. Mark Rylance, Johnny Depp, Robert Pattinson. Scenariusz J. M. Coetzee na kanwie własnej powieści pod tym samym tytułem.
Ten znakomity obraz przeszedł w Polsce bez echa, niestety, także nie była mu przychylna krytyka na Zachodzie (polskich recenzji, o ile w ogóle były, nie znam). Odmóżdżona publiczność polska zapewne woli „cycki i gore” więc na film młodego kolumbijskiego reżysera Ciro Guerry (rocznik 1981) nie zwróciła uwagi, zaś zachodnia krytyka od dawna tonie w brudach politycznej poprawności, w której „czarny” musi być zawsze cierpiący i dobry a „biały” – zwłaszcza chrześcijanin, cyniczny i zły. Film, osadzony w realiach przełomu XIX i XX w. opowiada o głębokim konflikcie sumienia i moralnym zwycięstwie zarządcy kolonialnej placówki granicznej nie wymienionego z nazwy Imperium, gdy ze stolicy przybywa wizytacja wojskowa z nakazem śledztwa, wobec pogłosek o brataniu się zarządcy z lokalną ludnością (chodzi o też nienazwanych z imienia nomadów, żyjących tu na swoim terytorium i traktujących obcych z cierpliwą tolerancją, jako zło tymczasowe). Jednak przybyły inspektor wojskowy (Johnny Depp) przekonany jest o „spisku barbarzyńców” i „zmowie przeciw Imperium”. Przedstawiony on został – również w sensie zewnętrznym – w sposób iście demoniczny: on i jego świta w czarnych kepi i pelerynach, na nosie ciemne okulary, nieruchoma twarz okrutnika. Jego nieludzkie metody przesłuchiwania jeńców (miażdżenie stóp, uszkadzanie w wyrafinowany sposób nerwu wzrokowego, powodujące centralną ślepotę itd.) przerażają zarządcę, który swój sprzeciw podnosi do poziomu chrześcijańskiego heroizmu i wręcz męczeństwa, w obronie prześladowanych bliźnich, nie szukających zwady i nie potrafiących się bronić.
Wspaniałe role Marka Rylance’a i Johnny’ego Deppa, jak też Roberta Pattinsona – który obsadzany dotychczas w emploi amanta, ukazał tym razem wyżyny światowego aktorstwa – podnoszą ten film do rangi moralitetu. Terytoria dobra i zła są tu wyraźnie zarysowane, ich protagoniści stanowią wyraziste sylwetki Apostoła przeciw Siłom Ciemności, jednak nie byłby ten film dziełem sztuki (jak też stanowiąca jego kanwę powieść noblisty, południowoafrykańskiego pisarza J.M. Coetzee) gdyby nie pojawił się inny plan moralny, już nie tak jednoznaczny. Na przykład, szlachetny zarządca – myśliciel, koneser skarbów kultury ukrytych w pustynnych piaskach – jest zarazem kochliwym amatorem wdzięków niewieścich, co zresztą uruchamia ciąg zdarzeń, wskutek których będzie musiał stanąć w obronie podstawowych prawd chrześcijańskich (też nie nazwanych wprost tym słowem). Zaś inspektor to wyrafinowany człowiek kultury, zdolny jednak do niszczenia jej artefaktów (zrujnowana przez niego biblioteka zarządcy) w imię wierności idei „spisku” i szukający tytułowych „barbarzyńców” oraz „cywilizacyjnego zagrożenia”, choć nie ma go nigdzie indziej poza jego własnym umysłem i strukturami władzy, której służy.
I to jest prawdopodobnie powód, dla którego ten film jest spychany na margines opinii publicznej; ponieważ kolonizatorzy są pokazani takimi, jakimi naprawdę wtedy byli i zapewne nadal są: bezwzględni, brutalni, żądni okrucieństw i wojny. Jak już powiedziałem, są oni w tym filmie nienazwani z imienia, więc mogą to być Francuzi – na co wskazują pokrewne Legii Cudzoziemskiej uniformy – a równie dobrze Anglicy lub Amerykanie, bo mówią po angielsku, mogą też to być imperialni Rosjanie, bo ich „barbarzyńcy” raczej wyglądają na Kazachów czy Ujgurów niż mieszkańców Sahary.
Przerażająca jest scena pustoszenia placówki przez żołdaków Imperium, gdy ogarnia ich panika: wtedy cała skorupa „kultury” pęka i ujawnia się głupi rabuś. Uciekają poza mury placówki, wlokąc na wozach co się da, również porwane kobiety; jeden z nich ucieka, chwyciwszy z braku czegoś lepszego, trzepoczącą mu w garści kurę.
Choćby dla kreacji Marka Rylance’a w roli zarządcy warto zobaczyć ten film – dla jego myślącej twarzy i oczu, którym czasem niepotrzebny jest dialog. Równie zachwycające są zdjęcia żółtego pustynnego bezludzia, z którego krajobrazu wyłania się kamienna twierdza: teatr wyrazistej, głębokiej opowieści o walce dobra ze złem. Perełka w błocie dzisiejszej produkcji filmowej; dzieło, które musiało zebrać niskie oceny, bo niewygodnie jest w naszych czasach dawać świadectwo okrucieństwu i głupocie rządzących, pysze i chciwości, jakie rodzi paranoiczna, zdemoralizowana władza.
Film do obejrzenia na CDA.
21.04. 2021
Pokutujący Łotr
Zamieszczam opowieść o filmie, który oglądałem ostatnio i zrobił on na mnie wielkie wrażenie. Uważam, że powinien być bardziej znany i wspierany. Jest to jedna z mych pierwszych na tym forum wypraw w świat “czystej kultury” opartej na głębokich wartościach naszej cywilizacji – tym razem w świat filmu, a chciałbym, żeby to były również książki. Zobaczymy, jak zostanie przyjęta. Czy w ogóle w naszym wyszczepianym, zmaseczkowiałym świecie jest jeszcze zapotrzebowanie na tę tematykę.
Fragment znalezionej przeze mnie recenzji (pozytywnej)
Od siebie mogę się podzielić swoim odczuciem z ostatnich lat, że coraz rzadziej trafiają się dobre filmy. Większość obrazów jest naszkicowana przez neurastenika w konwencji komiksowej. Nawet w klasycznych filmach wykreowane postacie coraz częściej odbiegają od ludzkich w kierunku transhumanistycznych hybryd mających demoniczne cechy. Trafiają się wyjątki…
Oglądając ten film miałem co pewien czas myśl, że to jest w znacznym stopniu o nas, o tej władzy, którą widzimy wokół nas co dzień; ich demoniczne grymasy, patologiczne kłamstwa, obłęd paranoików napuszczających ludzi na siebie w ściganiu nieistniejącego zagrożenia. A do tego duchowych kurdupli, z chamskim namaszczeniem celebrujących swoje “wysokie wartości” i małpowaną z amerykańskich seriali “kulturę”.
Tu się otwiera pole dla refleksji o kondycji dzisiejszej kultury i sztuki. Na wstępie zwracam uwagę, że film jest bardzo pojemną formą. Zawiera w sobie:
-Obraz
-Dźwięk (m.in. muzykę)
-Słowo (m.in. literaturę, poezję)
-Teatr (jego elementy)
Z tego powodu może być DZIEŁEM SZTUKI. Najczęściej nie jest. Najlepsze filmy bazowały na literaturze. Dzisiejszy film jest STŁAMSZONY i wypaczony kanonami ideologicznymi, ograniczony osobowością twórcy. Zauważyłem jednak, że jak jest silny i wybitny kreator, to nawet głupkowaty aktor potrafi współtworzyć wybitne dzieło filmowe.:-) Byli aktorzy, którzy nawrócili się na planie Pasji. Tam pewnie zadziałał też lub przede wszystkim inny mechanizm związany z Duchem Świętym. Och jakie to gorszące! Zachowując się zgodnie z polityczną głupkowatością powinienem dodać: “antysemickie i rasistowskie”. Może jeszcze coś… “niezgodne z prawem robactwa” (Antoine’a de Saint-Exupéry)
Dziękuję za polecenie! Od dawna nie wiem, co warto obejrzeć w wolny wieczór z Bliskimi…
Gdyby główny bohater pozytywny był z karnacji czarny lub płci kulturowej kobiecej, a fizycznej samczej, to film pewnie miałby promocję. Jednak nie chcę mi się wierzyć, że pozbawiony jest całkowicie paskudnej propagandy.
Łotrze, nie mogę znaleźć filmu, pewnie już usunęli… Czy może masz działąjący link? Gdzie indziej też nie mogę znaleźć.
No, taki researcher jak pan…? :)
LINK
Trzeba szukać po angielskim tytule.
https://www.cda.pl/video/662640599
No właśnie, film jest zadziwiająco czysty. A aż się prosi, aby tam wlepić np. jakąś “naturalną mądrość dzikich” przeciw “zdeprawowanemu chrześcijaństwu”. Myślę, że to zasługa poważnej literatury, jaka jest kanwą tego filmu. Oraz osoby J.M. Coetzee, który osobiście napisał scenariusz według własnej powieści i zapewne doglądał produkcji filmu, nie pozwalając na propagandowe gierki.
Bóg zapłać!
Ależ Panu musiałem nadepnąć na odcisk, skoro do dziś się Pan “odszczypuje”! ;)
Pozdrawiam w Chrystusie, Bóg zapłać :)
Dobry film, obejrzałem, dziękuję!
Na nic pan nie nadepnął. To nie była nawet uszczypliwość. Po prostu zdziwiłem się, że nie może pan namierzyć filmu.
Również pozdrawiam.