I rozwiązała się związka języka jego
i mówił dobrze.
Mk, 7, 35
Byłoby rzeczą bardzo pożądaną, żeby o każdym z nas można było powiedzieć to, co Święta Ewangelia mówi nam o uzdrowionym przez Chrystusa głuchoniemym, — że mówił dobrze. Tymczasem, czy nie można by nam słusznie zarzucić, że mówimy źle — zwłaszcza, kiedy zajmujemy się osobą naszego bliźniego?
Większość chrześcijan lubi krytykować, oczerniać i potępiać. Jest to wada najbardziej dziś rozpowszechniona — wada, która wszędzie wprowadza bolesne rozdarcie i zamęt. Oby Bóg przez posługę Swojego Anioła udzielił mi tego cudownego węgla, którym mógłbym oczyścić języki wszystkich ludzi tak, jak kiedyś oczyszczone zostały usta Proroka! Ile zła zniknęłoby z powierzchni ziemi, gdybyśmy usunęli z niej obmowę! Obym mógł napełnił was tak wielkim wstrętem do tego grzechu, żebyście go na zawsze odrzucili! Dlatego chcę wam dzisiaj powiedzieć: po pierwsze, co to jest obmowa; po drugie, jakie są jej przyczyny i skutki; po trzecie, na koniec, wykażę wam, że krzywdę wyrządzoną wskutek obmowy należy naprawić.
Obmawiać znaczy tyle, co ujawniać wady i błędy bliźniego w celu szkodzenia jego opinii. Grzech ten można popełnić w rozmaity sposób. Dopuszcza się obmowy ten, kto bliźniemu zarzuca coś niesprawiedliwie albo przypisuje mu wadę, której tamten nie posiada. Ten rodzaj obmowy nazywamy oszczerstwem. Bo musicie wiedzieć, że obmowę od oszczerstwa dzieli nieraz tylko mały krok; odległość między nimi jest niewielka. Ludzie, kiedy usłyszą o bliźnim coś złego, wyolbrzymiają to, a kiedy rzecz przejdzie kolejno przez języki kilku osób, nie jest już tym samym, co na początku – nawet i ten, kto ją pierwszy opowiedział, nie rozpoznałby jej, tyle porobiono w niej zmian i dodatków. Dlatego mam rację, kiedy twierdzę, że ten, kto obmawia człowieka, prawie zawsze okazuje się też oszczercą, a każdy oszczerca jest podły. Jeden z Ojców Kościoła powiada, że ludzi, którzy oddają się obmowie, należałoby wypędzać ze społeczności ludzkiej jak dzikie zwierzęta.
Dalej. Obmowy dopuszcza się ten, kto wyolbrzymia zło, jakiego dopuścił się jego bliźni. Bliźniemu powinęła się noga, a wy, zamiast okryć jego upadek płaszczem miłości, wyolbrzymiacie jeszcze w opowiadaniu jego rozmiary. Pracownik odpocznie sobie chwilę, a wy zaraz mówicie, że to nicpoń, leń, który okrada swojego chlebodawcę. Zdarzy się, że ktoś uszczknie kilka winogron na polu albo owoców w sadzie; czego naturalnie nie powinien robić – a wy zaraz opowiadacie o tym ludziom:, że to złodziej, przed którym należy się mieć na baczności. Pięknie mówi na ten temat Święty Franciszek Salezy: Nie wolno głosić, że ten czy ów jest pijakiem albo złodziejem, tylko dlatego, że go widzieliście raz pijanego albo wyciągającego rękę po cudzą własność. Noe i Lot upili się przypadkowo jeden raz; a przecież ani jeden, ani drugi nie był pijakiem. Święty Piotr nie był bluźniercą, choć jeden raz zaparł się Chrystusa. A więc osoba, która dopuściła się występku jeden raz – a choćby i kilka razy – nie może uchodzić za nałogowca.
Szymon Trędowaty, widząc u stóp Chrystusa Pana płaczącą Magdalenę, mówił: „Gdyby ten człowiek był prorokiem, wiedziałby, że ta niewiasta jest grzesznicą.” I bardzo się pomylił tak twierdząc, bo Magdalena nie była już grzesznicą, ale świętą pokutnicą, która otrzymała przebaczenie grzechów. Pyszny faryzeusz przechwalał się głośno w świątyni swoimi dobrymi uczynkami, dziękując Bogu, że nie jest cudzołożnikiem, człowiekiem niesprawiedliwym ani złodziejem, jako i ten celnik. Ale pomylił się, bo w tej chwili celnik był już usprawiedliwiony. Widzimy zatem, że miłosierdzie Boże jest tak wielkie, iż w jednej chwili przebacza pokutującym najcięższe grzechy; dlatego nie możemy twierdzić, że ten, kto wczoraj był grzesznikiem, jest nim także i dzisiaj.
Popełnia też obmowę ten, kto bez dostatecznego powodu wyjawia ukryty błąd albo winę bliźniego. Kto postępuje w ten sposób, wykracza przeciwko cnocie miłości, którą Bóg tak gorąco zaleca. Zresztą zdrowy rozum mówi, że tego, co nam nie jest miłe, nie powinniśmy robić bliźniemu. Czy byłoby nam przyjemnie, gdyby ktoś mówił ludziom o naszych ukrytych błędach? Dobre imię jest cenniejsze niż majątek, a to imię ginie, jeżeli ujawniamy ukryte błędy jednostek lub rodzin. Obmową jest, kiedy ktoś tłumaczy sobie na niekorzyść uczynki bliźniego. Są ludzie, którzy, niby pająki, najlepszą rzecz zamieniają w truciznę. Biedny człowiek, który się dostanie na języki obmawiających, bo jest jak ziarno, które wpadło pod koło młyńskie: zostanie zmiażdżony i poszarpany w kawałki. Ludzie złośliwi przypisują nam nieraz najgorsze zamiary, które nigdy nawet nie postały nam w głowie:
- Jeśli modlimy się pobożnie i spełniamy obowiązki naszej świętej wiary, często nazywają nas obłudnikami i mówią, że jesteśmy aniołami w kościele, a diabłami w domu.
- Kiedy spełniamy dobre uczynki, myślą sobie, że kierujemy się pychą, że chcemy, żeby nas widziano i chwalono.
- Usuwanie się od świata nazywają dziwactwem, słabością i ciemnotą umysłu, oszczędność – skąpstwem.
Język obmawiającego, niczym robak toczący najlepsze owoce, upatruje zło w najszlachetniejszych nawet czynach. To gąsienica, która pełza po najpiękniejszych kwiatach i pokrywa je wstrętną śliną.
Nieraz można popełnić obmowę nawet milczeniem. Chwalą w waszej obecności jakąś osobę, którą dobrze znacie. Wy nic na to nie mówicie albo chwalicie ją oszczędnie. Z waszego milczenia ludzie wyciągają wniosek, że wiecie o niej coś złego. Czasem nawet przez współczucie dopuszczamy się obmowy. „Szkoda – mówi ktoś, na przykład – że ta osoba dała się uwieść. Nie chce mi “się w to wierzyć”. Święty Franciszek nazywa taką obmowę zatrutą strzałą, którą ktoś zanurza w oliwie, żeby tym gładziej raniła. Kto uśmiecha się znacząco, potrząsa głową, kto mówi, „ale”, ten nieraz także bardzo szkodzi dobremu imieniu bliźniego.
Najbardziej przykra w skutkach jest obmowa wtedy, kiedy ktoś donosi drugiemu o tym, co o nim mówił ktoś inny. Stąd bowiem biorą początek nienawiść, zemsta, gniew, który trwa nieraz aż do śmierci. Właśnie dlatego Duch Święty umieszcza takie doniesienia wśród siedmiu rzeczy, którymi brzydzi się Bóg.
Oto na ile sposobów można zgrzeszyć obmową. A teraz z ręką na sercu spytajcie samych siebie, czy nie macie tu żadnej winy. Kiedy ludzie będą nas niesłusznie oskarżać i obmawiać, poddajmy się Bogu i nie mścijmy się. Święty Franciszek Salezy z całym spokojem duszy cierpiał, kiedy go niesłusznie szkalowano zarzucając mu, że spowodował śmierć pewnego człowieka, z którego żoną miał utrzymywać niewłaściwe stosunki. Mógł wykazać swoją niewinność, ale wolał obronę zostawić Bogu. Strasznym doświadczeniem są te oszczerstwa – Bóg zsyła je tylko na wybranych, bo ludzie niedoskonali nie znieśliby ich: mogłyby im one tylko zaszkodzić.
Obmowa, oczernianie i potwarze mogą być śmiertelnym grzechem. Zależy to od zarzutów, jakie się stawia bliźniemu, czyli od materii, a także od stanowiska, jakie zajmuje osoba obmawiana. Większym grzechem jest, gdy ktoś obmawia przełożonych, niż gdy oczernia ludzi prywatnych. Większym grzechem jest obmawiać ojca, matkę, żonę, męża, braci, siostry i w ogóle krewnych, niż całkiem obce osoby. Źle mówić o sługach Kościoła, o osobach duchownych, jest grzechem o wiele większym, bo wynikają stąd szkody dla wiary, gdyż uwłacza się w ten sposób samemu charakterowi kapłańskiemu. I dlatego mówi Duch Święty przez Proroka: „Kto się was dotknie, dotknie się źrenicy oka Mego.” A więc wzgardę wyrządzoną Swoim sługom Bóg stawia na równi z osobistą zniewagą. Także Pan Jezus wyraźnie uczy: „Kto wami gardzi, Mną gardzi.” Nie zadawajcie się zatem z ludźmi, którzy źle mówią o swoich duszpasterzach.
Z grzechów obmowy trzeba się dokładnie wyspowiadać i powiedzieć: Czy mówiliśmy o bliźnim źle z lekkomyślności, czy też z nienawiści lub z zemsty? Czy chcieliśmy przez to zaszkodzić czyjemuś dobremu imieniu? Kogo obmawialiśmy: czy przełożonego, czy osobę równą stanowiskiem, czy duchownego, czy świeckiego? Wobec ilu osób miała miejsce obmowa? Niech nikt się nie usprawiedliwia i nie zasłania tym, że o błędzie bliźniego już wówczas wiedziano, tak że nic nowego nie zostało powiedziane. Bo czy wolno osobę słabą i chorą strącić w przepaść, nad którą stoi, pod pozorem, że sama i tak w nią wpadnie? Ale ktoś się jeszcze wymawia: „Powiedziałem to przyjacielowi, który mi przyrzekł tajemnicę”. Mylisz się, mój drogi! Sam nie dotrzymujesz obietnic, zdradzasz cudze sekrety, a żądasz ich zachowania od innego człowieka?
A teraz: jakie są przyczyny obmów? Jedni obmawiają z zazdrości – żeby zaszkodzić bliźniemu w interesach. Kupiec obmawia kupca, poddaje w wątpliwość wartość jego towarów, uczciwość wagi. Pracownik, rzemieślnik, zmyśla na temat drugiego, że tamten źle pracuje, że się tylko bawi, a nie pracuje, że ludzie są z niego niezadowoleni. Tu wchodzi więc w grę osobista korzyść i to ona jest przyczyną obmowy. Kiedy indziej jest tak, że pobudką do obmowy staje się zemsta i osobista nienawiść. Jeśli się kogoś nienawidzi, jeśli się kogoś nie cierpi – to widzi się w nim samo zło. Najczęściej jednak pochodzi obmowa ze zwykłej lekkomyślności i świerzbienia języka. Choć wówczas bywa ona mniejszym grzechem, to jednak zawsze jest złem, bo narusza dobre imię bliźniego.
Skutki obmowy są wyjątkowo przykre, bo sieje ona niezgodę, podziały, niszczy więzy przyjaźni, utrudnia zgodę, podsyca waśni, skłóca rodziny, brata napełnia rozgoryczeniem przeciw bratu, męża przeciw żonie, pasierba przeciw macosze itd. Obmowy dotykają nie tylko żywych, ale i umarłych – nawet w grobie nie zostawiają w ludzi spokoju. Mówi się czasem o zmarłych: „To był pijak, łajdak, złodziej, krętacz, lubieżnik”. A tymczasem jeżeli o żywych nie wolno bez potrzeby źle mówić, to tym bardziej trzeba szanować dobre imię zmarłych. Kto wie, czy ci, których szarpiecie w grobie, nie umarli w łasce Bożej, i czy ich dusze nie są teraz w niebie!
Patrzcie więc na siebie, a bliźniego zostawcie w spokoju. Nie nicujcie bliźnich, bo przecież sami nie jesteście wolni od błędów. Złośliwy język dokonuje na ziemi strasznych spustoszeń – ich ogrom ukaże dopiero Bóg na Sądzie Ostatecznym.
Przewrotny Haman rzuca wobec króla oszczerstwo na cały naród tylko dlatego, że nie ukłonił mu się Mardocheusz, że jego duma została podrażniona. I gdyby Pan Bóg nie ujął się wówczas za niewinnymi, ile krwi by popłynęło? Z powodu obmowy dziecko traci szacunek dla swego ojca i matki, pracownik dla chlebodawców, mąż popada w konflikt z żoną, kupiec i robotnik tracą zaufanie u swoich odbiorców i pracodawców.
Duszpasterz z powodu obmowy nie znajduje poważania i posłuchu w parafii, co z kolei obraca się na szkodę wiary świętej i Kościoła, stając się zazwyczaj powodem zguby wielu dusz.
Z obmowy nie wystarczy się wyspowiadać — trzeba jeszcze naprawić spowodowane przez siebie zło. Tak jak złodziej nie otrzyma przebaczenia, dopóki nie zwróci cudzej rzeczy — jeśli jest w stanie to zrobić – tak samo i ludzie, którzy obmawiali innych, muszą naprawić krzywdy, jakie wyrządzili.
Kto się dopuścił oszczerstwa, ten musi je odwołać wobec tych osób, które je słyszały. Trzeba to zrobić, choćby miano nas uznać za kłamców i oszustów, choćby miało nam to przyjść z bardzo wielkim trudem! Kto ujawniał prawdziwe błędy, ten nie może odwoływać tego, co mówił, bo popełniłby kłamstwo. Jest za to zobowiązany mówić dobrze o osobie, którą skrzywdził na dobrym imieniu.
Widzimy, że tylu ludzi na świecie oddaje się obmawianiu i spotwarzaniu innych, a mało kto stara się naprawić popełnione zło. I dlatego tak wielu pójdzie na potępienie! Na marginesie dodam jeszcze, że ten, kto mówi o błędach dzieci do ich rodziców albo o występkach pracowników do ich pracodawców — tylko w tym celu, żeby ci wpłynęli na ich poprawę – nie popełnia obmowy. Chcę natomiast podkreślić, że wysłuchiwanie z upodobaniem obmów i oszczerstw jest grzechem. Bo gdyby nie było słuchających, nie byłoby także tych, którzy obmawiają. A zatem słuchający są także wspólnikami tego występku. Diabeł siedzi na języku oszczercy i w uchu słuchającego!
Co więc trzeba zrobić, jeśli znajdziemy się w towarzystwie człowieka obmawiającego bliźnich? Komuś niższemu od nas stanowiskiem nakażmy milczenie, wskazując mu na zło tego grzechu. W przypadku osoby równej nam stanowiskiem, zręcznie skierujmy rozmowę na inny temat. Jeśli natomiast osoba obmawiająca jest wyżej od nas postawiona, nie możemy udzielać jej nagany, ale zachowujmy się z powagą – wyrazem twarzy okażmy smutek na znak, że się to nam nie podoba.
Jaki z tego wszystkiego wyciągniemy wniosek? Wystrzegajmy się nałogu mówienia o innych, badajmy samych siebie, a wtedy zobaczymy dużo złego we własnym sercu i staniemy się pokorniejsi. Błogosławiony jest człowiek, który prosi o przebaczenie swoich własnych grzechów, a języka używa na chwałę Boga!
Amen.
Znakomity materiał do materiał do refleksji i autorefleksji po ostatniej wymianie zdań :-)
Pamiętasz Poruszycielu, prosiłam Cię kiedyś, abyś więcej tu publikował i częściej zabierał głos w dyskusjach. Może teraz łatwiej dostrzeżesz taką potrzebę?
Słowa św. Jana Marii Vianney są mądre i dobre. Ale napisane zostały w zupełnie innych czasach. Nie znaczy to, że w naszych czasach nie mają zastosowania, lecz że w dobie globalizmu, internetu, mediów społecznościowych, dominującej roli pijaru, stosowanie się do nich jest znacznie trudniejsze niż 150 lat temu.
Grzech obmowy jest tak powszechny, że wręcz przestaje być traktowany w kategoriach grzechu. Jest czymś …normalnym, jednym z wielu wątków zwykłej rozmowy.
I bardzo dobrze, gdy gdzieś znajdzie się ktoś, czyje słowa są jak szklanka zimnej wody na rozemocjonowane głowy.
Dzięki, Poruszycielu.
Tekst jest zawsze aktualny. Wydaje mi się, że autor (Poruszyciel) zamieścił go w nawiązaniu do krytyki papieża Franciszka.
Moim zdaniem:
1. Należy podziękować Bogu, że proces niszczenia Kościoła został przyhamowany. Być może Duch Św. nie pozwolił papieżowi tego zrobić. Należy również podziękować obrońcom tradycji katolickiej z kardynałem Sarah na czele.
2. Niestety, raz rozpoczęte ostatnie procesy niszczenia Kościoła – zainicjowane przez papieża trwają, przynosząc złe owoce. Papież Franciszek nie unieważnił swoich błędów. Ten proces destrukcji należy rozpatrywać w szerszej perspektywie czasowej trwa bowiem w swoim natężeniu od kilkudziesięciu lat i nie zaczął się od papieża Franciszka. Podawałem zaledwie część faktów i ich jasną interpretację. Powinniśmy wiedzieć równocześnie, że dzięki Bożej łasce wśród tego zła może pojawić się dobro. Stanie się tak dzięki Bogu.
3. Przyszła mi do głowy analogia ze sferą publiczną, polityczną. Ileś lat temu napisałem o tym, że lewica nie ma prawa wtrącać się do polityki. Powinno odbyć się to w formie rozdziału lewicy od państwa, w sensie aksjologicznym w formie zapisów prawnych bazujących na etyce katolickiej. Teoretycznie i częściowo są takie zapisy – penalizuje się zabójstwo i kradzież. Niestety, głoszenie ideologii komunistycznej i tworzenie partii bazującej na antykulturowym marksizmie jest w Polsce dozwolone. Dzięki temu zło ma okazję niszczyć bezkarnie dusze polskiej młodzieży. Najnowszy przykład:
link
To tylko jeden z niezliczonych przykładów. Obciążam odpowiedzialnością za to PiS i polskie społeczeństwo- za bierność. Gdy piszę o obłudnych deklaracjach antynarodowych socjalistów nie dokonuję obmowy, lecz łączę skutek z jedną z wielu przyczyn. Podobnie jest z częścią naszych hierarchów, którzy zamiast dbać o duchowość swoich owieczek, współpracują ze środowiskami wrogimi naszej religii i wrogimi Polsce.
Dobry wieczór, Tyrystko :-) Bardzo się cieszę, że ten wpis uznałaś za potrzebny, mądry i dobry. Zamieściłem go z tego samego powodu, choć oboje z CL rozszyfrowaliście mnie, że nie jest on bez związku z ostatnimi dyskusjami ;-) Urzeka mnie prosty i zrozumiały język tego kazania św. Jana Vianneya oraz niezwykle uporządkowana struktura. Gdy czytałem ten tekst, łapałem się za głowę ile razy ja przekroczyłem granicę obmowy, a na portalach mamy tego dzisiaj prawdziwy zalew, nie wyłączając naszego. Oprócz powodów, o których mowa w kazaniu, myślę, że wynika to również z braku świadomości ludzi, czyli źle ukształtowanego, zbyt szerokiego sumienia, więc wpis służy naszemu wzajemnemu formowaniu i doskonaleniu, o ile ktoś nad tym się pochyli i zastanowi.
Dziękuję za ponowną zachętę do pisania. Z racji różnych obowiązków nie zawsze mogę tutaj nawet zajrzeć, aby poczytać, a co dopiero coś napisać. Za moment jednak wkraczamy w Wielki Post, więc pomyślałem sobie, że w tym błogosławionym czasie naszego nawracania się seria kazań św. Jana Vianeya mogłaby być pomocna. Postaram się zamieścić kilka.
A Franciszkowi jakieś podziękowania należą się? Czy uważasz raczej, że Duch Święty dokonał gwałtu na jego woli? Może powiedział do niego – ty zafajdany heretyku, na to ci już nie pozwolę! ;-)
Poproszę o jakiś dowód.
Zastanów się również, czy Twoje wewnętrzne przekonanie i publiczne głoszenie, że to papież zainicjował niszczenie Kościoła, służą Kościołowi i chwale Bożej. Bo już na pierwszy rzut oka jest w tym jakaś wajha.
Nie mam zielonego pojęcia jak Duch Św. działa w przypadku papieża Franciszka. Ubolewam tylko, że jego wola jest, jak na razie, słabo powiązana z wiedzą i chęcią naprawienia dotychczasowych błędów. Tak to postrzegam.
Zwracam uwagę, że napisałem:
Ty skróciłeś mój cytat pominąwszy istotne słowo ostatnie. Napisałem również:
Napisałeś:
Zaskoczyłeś mnie, bowiem myślałem, że obydwaj mamy pewien zasób wiedzy dotyczący faktów. Teraz prosisz o jakiś dowód. Przecież już pisałem o tym, ale trudno…
1. Świętowanie rocznicy herezji protestanckiej – otworzenie szerzej furtki dla eklektyzmu religijnego nazywanego dla “zmylenia przeciwnika” ekumenizmem.
2. Nawet Bp Schneider w swoim delikatnym omówieniu pisze (cytuję)
Dalej biskup przytacza przykłady „bastionów” katolicyzmu, które już zostały mniej lub bardziej „poważnie uszkodzone”: poprzez naruszenie „odwiecznego prawa modlitwy, lex orandi”; wprowadzenie „rozwodu poprzez papieską aprobatę lokalnych norm dopuszczania do Komunii św. katolików, którzy żyją w cudzołożnych związkach”; „legitymizację działalności homoseksualnej w Kościele”, gdy duchowni ją wspierający pozostają bezkarni; „zrównanie tego, co przyrodzone z nadprzyrodzonym, królestwa niebieskiego z królestwem ziemskim, profanum z sacrum”, czego przykładem jest skupienie się na kwestiach środowiska i klimatu, co prowadzi z kolei do „sakralizacji tego, co przyrodzone i desakralizacji tego, co nadprzyrodzone”; „relatywizację prawdy wiary katolickiej jako jedynej prawdziwej religii z woli Boga”; „zniesienie pierwszego przykazania Dekalogu”, czego przykładem jest „bezprecedensowy akt”, jakim było czczenie posążka Pachamamy w Watykanie.
„Opłakane doktrynalne niejasności i błędy”
Te i szereg innych „poprawek” Querida Amazonia, jakie wnosi ona do dokumentu końcowego nie zmieniają jednak faktu, że „nie można milczeć wobec opłakanych doktrynalnych niejasności i błędów, które ona zawiera, jak również niebezpiecznych tendencji ideologicznych” – stwierdza bp Schneider, który następnie je wylicza i omawia.
„Ogromnie problematyczna na przykład jest w Querida Amazonia ukryta aprobata panteistycznej i pogańskiej duchowości, kiedy mówi ona o ziemi jako świętej tajemnicy (nr 5), o wchodzeniu w komunię z naturą: „jeśli nawiążemy jedność z puszczą” (nr 56); o amazońskim biomie jako „miejscu teologicznym” (nr 57)”. koniec cytatu
To są przykłady niszczenia tradycji katolickiej, a tym samym niszczenie Kościoła i proces zanieczyszczenia sumień.
3. Papież wspiera herezję Teologii Wyzwolenia mówiąc, że to biedni powinni rządzić światem. Jest to nieprawda, bo biedni i prześladowani uzyskają swoją wieczną nagrodę( Bóg będzie ich sądzić) – tę nagrodę uzyskają w Królestwie Bożym, ale nie na tym świecie, gdzie rządzi książę ciemności. Jeszcze jeden cytat z papieża, który powinien być Ci doskonale znany:
4.
Nie wiem co znaczy “wajha”. Chwała Boża i tak się ujawni niezależnie od błędów Franciszka, moich błędów lub Twoich błędów. Czy pisanie prawdy służy Kościołowi? Zadałem w poprzedniej dyskusji pytanie jak mamy być zjednoczeni? w prawdzie czy w kłamstwie? Na pewno odpowiesz, że w prawdzie. To w takim razie miej odwagę spojrzeć na tę prawdę: Kościół nie jest już jednością. Nastąpił początek schizmy z Kościołem niemieckim. W samym Watykanie jest podział na modernistów oraz tych, którzy bronią Tradycji katolickiej. Spuścić na to zasłony milczenia się już nie da.
Dobranoc
W krótkim komentarzu spytałem o dwie rzeczy: 1) należne podziękowania dla Franciszka, 2) rzekome procesy niszczenia Kościoła zainicjowane przez papieża.
Tyle słów i ponownie długa lista zarzutów z Twojej strony, a brak odpowiedzi na to, o co pytałem. Wstawka o Duchu Świętym była tylko doprecyzowaniem mojego pierwszego pytania. W przypadku drugiego miałem nadzieję, że chociaż wymienisz te procesy zainicjowane przez papieża, nie mówiąc już o wykazaniu, że zrodziły się one w głowie Franciszka z intencją niszczenia Kościoła. Podkreślasz, że chodziło o ostatnie, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Zapraszam do lektury wpisu, dla ułatwienia wytłuściłem wybrane fragmenty, np. ten: wyolbrzymia zło, jakiego dopuścił się jego bliźni, albo ten: Źle mówić o sługach Kościoła, o osobach duchownych, jest grzechem o wiele większym, bo wynikają stąd szkody dla wiary. Ważysz sobie to lekce.
Przepraszam, popełniłem błąd ortograficzny. Pisze się “wajcha”.
Zatruta strzała zanurzona w oliwie (za św. Franciszkiem, zapraszam do lektury). Niby pragniesz, abym coś dojrzał, lecz de facto obmawiasz mnie o brak odwagi dojrzenia czegoś, co przecież widzę, a w kontekście mojego pytania, Franciszka obmawiasz o zainicjowanie rozbicia Kościoła. Jeszcze jeden wytłuszczony fragment z kazania św. Vianneya: kto obmawia człowieka, prawie zawsze okazuje się też oszczercą, a każdy oszczerca jest podły.
Na tym kończę moje upomnienie i tę dyskusję, bo widzę, że jest ono nieskuteczne.
Nie wiem czy Franciszek miał taką intencję. Skłaniam się raczej do opinii, że robi to w pewnym sensie nieświadomie, będąc kuszony przez złego, otoczony przez modernistów o proweniencji masońskiej, marksistowskiej, satanistycznej.
Powinieneś zacząć polemizować z bp Schneiderem, a nie ze mną. Właściwie ze wszystkimi, którzy twierdzą, że AMORIS LAETITIA jest destrukcją tradycyjnego nauczania Kościoła. Destrukcja jest niszczeniem Kościoła
Widzę, że całkowicie ignorujesz fakty do których się w ogóle nie odnosisz, nie polemizujesz. Nie wykazałeś, że się mylę. Ja z kolei przecież nie będę Ci tłumaczyć co oznacza poznawanie po owocach.
Niewykluczone, że obydwaj mamy zbyt skrajne stanowiska.
Napisałeś:
Widzę, że przemawiasz teraz ex catedra. Więcej pokory. Jesteś takim “szczególarzem”, a tymczasem znów sobie skracasz moje słowa, które brzmią:
Niestety, raz rozpoczęte ostatnie procesy niszczenia Kościoła – zainicjowane przez papieża trwają, przynosząc złe owoce.
Jakie są owoce adhortacji AMORIS LAETITIA?
Kto zezwolił na pogańskie bachanalia w Watykanie z pogańskim bożkiem?
Kto wspiera masoński projekt tworzenia nowej rasy w Europie?
Czy jest to osoba bezimienna – anonimowa?
Mam rozumieć, że pisanie o tym jest niewskazane, bo interpretujesz to jako obmowę papieża Franciszka? Daj przykład, proszę pisania o tych zjawiskach, bez cenzury. Rozpocznij polemikę z tymi, którzy krytykują papieża. Wykaż, że się mylą. Tymczasem sugerujesz w ostatnim komentarzu, że jestem osobą podłą. Dziś jest Środa Popielcowa.
Chciałbym zwrócić uwagę, że coś nie zawsze musi być oszczerstwem lub obmową w mniemaniu osoby, która dokonuje podobnego czynu. Może być tak, że dana osoba mówi to rzeczywiście z troski, albo może powodować nią wewnętrzna gorycz i ta bierze górę nad troską. Wtedy wygrywa diabeł, bo człowiek w gruncie rzeczy bardziej myśli o sobie niż o tych, o których rzeczywiście miał się rzekomo troszczyć.
Nawet jeśli ktoś mówi coś złego o kimś innym z całkowicie czystym sercem i z troski, to przez lekkomyślność, nieodpowiedni dobór słów, brak umiaru, może czynić zło – choć niezupełnie świadomie. Bóg to oceni.
Ale trzeba wiedzieć, że można nieświadomie uczynić tyle zła, ile by się uczyniło świadomie, a nawet więcej, choć w oczach Boga może mieć to inną miarę na Sądzie. Jednak zło uczynione na świecie może być wielkie.
Jeśli ktoś przez nieuwagę uczyni coś zagrażającego życiu bliźniemu, tak że tamten zginie, to zło jest ogromne, chociaż ten pierwszy nie zdawał sobie sprawy, z jak wielkie zło odpowiada.
Tym bardziej jeśli chodzi o życie wieczne bliźniego! Tu materia jest tak poważna i tak delikatna, że sądzę, że mówić cokolwiek złego o Kościele, czy o Pasterzach jest niemal nieskończoną odpowiedzialnością.
Bo jak możemy z całą pewnością sprawdzić to, co mówimy? Jak zbadać serce drugiego, tak, żeby można je ocenić? A nawet jeśli nie oceniamy wprost, a jedynie wskazujemy na czyny drugiego. To czyż nie jest ważniejsze nie to, co powiedzieliśmy, ale raczej – JAK TO ZOSTANIE ODEBRANE?
To daję pod rozwagę na Wielki Post. Niech grzechy żałujących za nie utoną w morzu Bożego Miłosierdzia…
A może z innej strony, należało by odróżnić przyczyny od skutków :
Człowiek jest tak przekorny, z powodu swojej wolnej woli, że o każdym ludzkim dziele czy działaniu, najgorszym lub najlepszym, może napisać panegiryk albo bardzo ostro je skrytykować. Najświętsze teksty można np. czytać w taki sposób, że ich treść wyda się banalna lub cudaczna, a najgorsze dzieła sztuki zinterpretować jako szczyt i geniusz ludzkiej twórczości.
Gorzej jest z dziełami Pana Boga, chociaż i tu nie brakowało krytyków : J.P. Sartre zarzucał Panu Bogu – « dlaczego mnie stworzyłeś wolnym ! », inni, mniej spostrzegawczy, pytali « gdzie był Bóg, gdy działa się tragedia w Auschwitz ? », chociaż wiedzieli, że to ludzie ludziom sprawili ten los. Jeszcze inni, przekonani że nie ma Boga, przypisują sobie moc Stwórcy, chcą zapamiętale walczyć ze zmieniającym się klimatem, gdy wystarczy być dobrze wychowanym, nie szkodzić innym, gdyż każdy wytwór, działanie człowieka może służyć dla jego dobra, ale też i na jego szkodę (nóż czy energia atomowa, « to wszystko robię dla twojego dobra », « walczymy o pokój », aż zostanie tylko kamień na kamieniu ?).
Czyli przekora zależy od tego, jak wychowamy naszą wolną wolę. Czy zgodnie z prawym intelektem skierujemy ją do poszukiwania, odbierania i czynienia dobra, czy intelekt odłożymy do kąta i zaufamy tylko zmysłom opanowanym przez niedouczone emocje, które często są skierowane do czynienia zła.
Uczmy więc nasz intelekt odnajdywania prawdy; uczmy nasze zmysły tego, że często się mylą; uczmy nasze emocje odwoływania się do prawego intelektu, a wtedy nasza wolna wola nauczy się wybierać dobro, a nie zło, gdyż na tym polega wolność.
Obmowa byłaby tu przekornym działaniem woli, chcącym uczynić komuś zło, zdając sobie z tego sprawę.
Sensowne argumentowanie, że ktoś popełnił błąd (grzech) nie jest obmową; chyba że ten ktoś odbiera te uwagi bezrozumnie, wyłącznie emocjonalnie.
Panie Marku, czytając Pana komentarz uświadomiłem sobie, że nie wiem, czym jest przekora. Zajrzałem do słownika :-) Nadal nie wiem :-/
Z kontekstu i niektórych definicji wynika, że to coś złego, ale nie zawsze. Czynić coś na przekór komuś/czemuś oznacza sprzeciwiać się, więc ocena moralna zależy od tego, czemu i komu się sprzeciwiamy. Na przykład, czynić coś na przekór tzw. politycznej poprawności lub swojemu oprawcy nie jest chyba niczym złym, a na przekór rodzicom już tak.
Teraz o przyczynie i skutkach. Jeśli przekorę rozumiemy jako wadę czynienia komuś na złość, a ta wada ma swoją przyczynę w wolnej woli, na chłopski rozum można tę wadę wyrugować, likwidując jej przyczynę, czyli kasując wolną wolę ;-)
Czy mój komentarz jest przekorny? Tego nie wiem. Na pewno nie ma w nim woli uczynienia komukolwiek zła :-)
Znalazłem, czego szukałem, u św. Tomasza :-) W tomie 21, zagadnieniu 132 o próżności.
Przekora jest zatem słownym brakiem ustępliwości i córką próżności. Pozostaje pytanie, wobec kogo ta ustępliwość powinna mieć miejsce. Na przykład, rodzic sprzeciwiający się słownie roszczeniom dziecka w sklepie okazuje mu swoją wyższość i brak ustępliwości, ale nie czyni nic złego. Nie czyni tego z próżności, lecz z miłości.