Rzadko się zdarza, by po przeczytaniu jednego wywiadu całkowicie zmienił się mój sposób widzenia ważnych kwestii w nim poruszanych. Takie działanie miała jednak lektura rozmowy z dr Tomaszem Witkowskim, psychologiem, epistemologiem psychologii i pisarzem, a zatytułowanej “Stres nie ma znaczenia. Jesteśmy ofiarami klątwy rzuconej przez psychologów”. Opublikowano ją w Tygodniku TVP {TUTAJ}. Zaczyna się ona tak:
“W USA prowadzono badania zachorowalności na raka piersi w grupie prawie 38 tys. pielęgniarek na przestrzeni ośmiu lat. Okazuje się, że kobiety deklarujące wyższy poziom przeżywanego stresu są o 17% mniej podatne na zachorowanie niż żyjące w mniejszym napięciu ich koleżanki. W badaniach duńskich, trwających dwukrotnie dłużej, ryzyko zachorowań w grupie deklarującej wyższy poziom stresu było aż o 40% niższe. Podobny wynik uzyskano w przypadku nosicieli wirusa HIV: deklarowany poziom doświadczanego stresu nie miał przełożenia na późniejszą zachorowalność na AIDS w badanej grupie – mówi dr Tomasz Witkowski,”.
Wywraca on do góry nogami potoczną “wiedzę” na temat stresu. Oto kilka następnych fragmentów wywiadu:
“„Psychologowie wysyłani do ofiar katastrof czy zamachów najczęściej im szkodzą.(…) To katastroficzny biznes” – czytam w najnowszym, trzecim tomie pana książki „Zakazana psychologia”. Skąd ta teza?
TOMASZ WITKOWSKI: Tak wynika z poważnych badań. Czy pamięta pani 11 września 2001 roku? Ludzie płonęli żywcem lub wyskakiwali z walących się wież World Trade Center. Zamach na miarę apokalipsy pochłonął prawie 3 tysiące ofiar. Tym, którzy przetrwali lub utracili bliskich na pomoc bardzo szybko ruszyła wtedy armia psychologów i psychoterapeutów. Szacuje się, że na nowojorskie zgliszcza przybyło ich kilka tysięcy. Przez wiele lat monitorowano potem stan psychiczny świadków zamachu, ocalałych ofiar i ich rodzin, aż powstał słynny raport zatytułowany „Ten years later”, który przyniósł szok.
Co było w nim szokującego?
Z raportu wynika, że osoby, które otrzymały pomoc psychologów poradziły sobie z traumą dużo gorzej niż te, które nie były jej beneficjentami. Badanie na tysiącach osób dowiodło zatem, że stosowana bezkrytycznie na całym niemal świecie metoda interwencji pokryzysowej jest nieskuteczna, a nawet szkodliwa.”. (…) Mało tego, badania prowadzone przez zespół amerykańskiego psychologa George’a Bonanno wykazały, że większość ludzi radzi sobie z traumą bez żadnej pomocy zewnętrznej. Zły stan psychiczny bezpośrednio po trudnym wydarzeniu jest bowiem naturalnym procesem, który samoistnie mija po upływie około 3 miesięcy. Negatywne emocje wygasają wtedy w sposób naturalny.
A jeśli tak się nie dzieje? Czas płynie a dla nas koszmar wciąż trwa…
Dopiero wtedy, jeśli mimo upływu trzech miesięcy nasze emocje nie słabną, powinien wkroczyć psycholog z terapią ukierunkowaną na syndrom stresu posttraumatycznego. Z badań wynika jednak, że taka sytuacja dotyczy najwyżej kilkunastu procent z tych, którzy przeżyli traumę.”.
Popularna psychologiczna teoria mówi bowiem, że traumę trzeba “przepracować” [tzw. debriefing]. Okazuje się jednak, iż najczęściej utrudnia to powrót do równowagi psychicznej. Witkowski sugeruje w swej książce, że samo pojęcie stresu jest niemal kompletną bzdurą. Zastąpiło ono w psychologii inne terminy – worki, jak wapory, humory czy histeria. Witkowski kwestionuje też inne uznane “prawdy”. Stwierdza np.:
“Psychoterapia nie ma dla fizycznej kondycji organizmu żadnego znaczenia. Nie obniża nawet poziomu kortyzolu, będącego „hormonem stresu”.”.
Nie jestem w stanie streścić całej obszernej rozmowy. Zachęcam do jej przeczytania. Przytoczę więc tylko ostatnie zdanie wywiadu:
“Psychologowie przekonują, że stres szkodzi. A ci, którzy im wierzą, nie broniąc się umierają wcześniej. Jesteśmy zatem ofiarami klątwy rzuconej przez psychologów.”.
Rozmawiała Ewelina Pietryga.
Przecie to nic nadzwyczajnego, że większość ludzi “sama” radzi sobie z trudnymi przeżyciami. A prawda jest taka, że nie sama, ale mając wsparcie rodziny i lub przyjaciół. Nie wiem natomiast czy wniosek o szkodzeniu nie jest pochopny. Ktoś kto decyduje się korzystać z usług psychologa może być po prostu słabszy duchowo niż ten, kto nie korzysta. Nie wnikając w to czemu jest słabszy czy chodzi o cechy wrodzone osobowości czy o brak życzliwych osób, które będąc obok pozwalają zapomnieć czy w końcu o oba te czynniki. Na pewno warto stawiać na naturalne więzi z ludźmi, a nie na płatne usługi, które dodatkowo podbijają poczucie niskiej wartości, bo nikogo nie obchodzę i muszę płacić za bezduszne rozmowy z kimś, o kogo ani ja nie dbam ani ten ktoś o mnie nie dba. A to, że intensywny strach, a zatem także stres szkodzi, to chyba jest oczywiste. Mam umysł otwarty, ale skoro ze strachu lub z powodu przeżywania intensywnych negatywnych emocji można dostać zawału, to chyba dowód na to, że nasz stan psychiczny wpływa silnie na ciało.
Psychologia nie jest nauką.Może najwyżej opisywać pewne stany umysłu czy emocje.Nic nie upoważnia psychologow do interwencji w ludzkie przeżycia.Polecam książkę Anny Wasiukiewicz “Psychologia jak religia,religia jak psychologia.”Lektura obowiązkowa zwłaszcza dla “psychologizujacych” księży.