Za zgodą Autora publikacji (na stronie stowarzyszenierkw.org), pana Marcina Dybowskiego, zdecydowałem się opublikować – w całości – jego wstępne, bardzo pouczające opracowanie, na temat manipulacji i fałszerstw wyborczych – głównie za pomocą “niezawisłej” PKW oraz “nowego” (pochodzącego od “dobrej zmiany”) Kodeksu Wyborczego – w “wyborach” samorządowych z 2018 r. oraz “wyborach” do PE w 2019 r.
Poniższe opracowanie dedykuję tym wszystkim, którzy – na naszym portalu – oskarżali mnie o “zdradę”, gdy wyrażałem opinię, iż “wybory” – w III RP – są dokładnie tyle samo warte, co w pierwszym PRL-u, więc należy je bojkotować; oraz wytykałem im naiwność przekonania, iż “kartką wyborczą” można cokolwiek – w tym “zabetonowanym”, patologicznym systemie – zmienić!
Poniżej wklejam to opracowanie w całości:
*****
ZARYS problematyki manipulacji i fałszerstw wyborczych dzięki PKW 2019.
Poniżej ZARYS częściowy problematyki manipulacji i fałszerstw wyborczych, umożliwionych przez braki w Kodeksie Wyborczym oraz przez działania Państwowej Komisji Wyborczej (PKW).
Na początku dwa podstawowe założenia:
- Wybory samorządowe w 2018 i do Parlamentu Europejskiego w 2019, były tylko poligonem do przetestowania nowych sposobów fałszowania wyborów, które na masową skalę będą wykorzystane dopiero w najważniejszych wyborach czyli do parlamentu krajowego.
- Wybory wygrywają ci, którzy mają dostęp do baz danych, dysponują odpowiednią infrastrukturą i zmotywowanymi kadrami.
Poniżej konkretne spostrzeżenia, wynikające z analizy dotychczasowej praktyki wyborczej, której nie zdołał uleczyć nowy Kodeks Wyborczy (nie są to wszystkie ważne kwestie):
1. Fikcyjność „urzędników wyborczych”, którzy mieli przecież zablokować dawny postkomunistyczny system organizowania wyborów przez tych, którzy mieli być w ich wyniku wybrani.
a) PKW w swoich uchwałach odizolowała „urzędników wyborczych”, od jakiegokolwiek wpływu na organizowanie wyborów – w uchwałach po prostu zamiast powierzyć konkretne zadania organizowania wyborów (a przede wszystkim nadzoru nad nimi) „urzędnikom wyborczym” – PKW zadania te zleca samorządom na zasadach „zadań zleconych”. A więc wszystko zostaje po staremu; układom lokalnym pozostawione są wciąż i w sposób systemowy (oraz poza wszelką kontrolą) rzeczy najważniejsze, z punktu widzenia wykorzystania lub tworzenia baz danych w wyborach:
– drukowanie kart wyborczych,
– wykonywanie pieczęci wyborczych,
– przygotowywanie list wyborczych,
– przygotowanie infrastruktury komputerowej,
– wyłanianie składów i uzupełnianie Obwodowych Komitetów Wyborczych (OKW).
Zgodnie z uchwałami PKW, nad wyżej wymienionymi czynnościami „urzędnicy wyborczy” – ani Komitety Wyborcze – nie sprawują żadnego nadzoru; wszystko jest w rękach prezydentów miast, burmistrzów, wójtów i w pełni zależnych od nich pracowników samorządowych (np. ewidencji ludności).
b) Sami „urzędnicy wyborczy”, niestety, nie są wyłaniani spośród społeczeństwa, w drodze np. egzaminu z wiedzy o prawie wyborczym, lecz rekrutowani są jedynie spośród osób zatrudnionych w administracji publicznej, lub – gdy takich zabrakło – spośród zatrudnionych kiedykolwiek w tej administracji (a więc z czasów komuny). Oczywiste jest, że rekrutują się zatem z kadry zależnej od układów lokalnych.
Organizacja wyborów wróciła na stare tory, bowiem uchwały PKW narzucają „urzędnikom wyborczym” zlecanie wszelkich działań – „po dawnemu” – samorządom oraz jednocześnie uchwały te nie przewidują jakiejkolwiek kontroli, ze strony tych „urzędników wyborczych”, nad działaniami zleconymi samorządom (a z własnej inicjatywy nie chcą się oni tym zajmować). Tak więc, poza pobieraniem dodatkowej pensji miesięcznej (przez jakiś czas przed i podczas wyborów), „urzędnicy wyborczy” na razie nie przyczyniają się do poprawy systemu wyborczego w Polsce, lecz go cementują; ale gdyby sprecyzować Kodeks Wyborczy mogliby wreszcie spełnić zakładaną przez ustawodawcę rolę.
2. Fikcyjność nadzoru wyborów przez Komitety Wyborcze.
a) ani Komitety Wyborcze, ani obywatele – delegowani przez te komitety członkowie Obwodowych Komisji Wyborczych (OKW) – nie mają możliwości nadzoru nad drukiem kart wyborczych i późniejszego śledzenia obiegu i dystrybucji tych kart wyborczych (na ogół OKW dostaje te karty na dzień przed wyborami) i na przykład nie wiadomo, co się z nimi działo wcześniej, gdy przywieziono je do urzędów miast lub gmin, gdzie te paczki są otwierane i tworzone są tzw. rezerwy kart, przy czym urzędy te przecież posiadają pieczęcie i wszystko inne, co może służyć do fałszowania wyborów.
b) ani Komitety Wyborcze – ani członkowie OKW – nie mają żadnej kontroli nad tworzonymi „listami wyborców”; są one im wydawane na dzień przed wyborami (wcześniej Kodeks Wyborczy mówił „nie później niż w przeddzień”, a teraz – zupełnie niepotrzebnie – mówi „na dzień przed”). Tymczasem „listy wyborców” musi Gmina mieć już ustawowo gotowe na 21 dni przed wyborami (później tylko już są uzupełnienia i listy dodatkowe) i powinny Komitety Wyborcze – a już na pewno OKW – mieć możliwość weryfikacji, czy są te listy prawidłowo przygotowane (np. w Gdańsku w 2015 roku, jako RKW, odkryliśmy „wyborców” w blokach mieszkalnych pod adresami, pod którymi już lata temu bloki te były wyburzone). Teraz ograniczenie – przed Kodeks Wyborczy – przekazania „list wyborczych”, na dzień przed wyborami, uniemożliwia jakąkolwiek weryfikacje list i sprzyja preparowaniu list w zaciszu takich wydziałów meldunkowych, które są w skorumpowanych miastach. Dlatego obozowi Targowicy zależy na wciągnięciu do wyborów parlamentarnych znanych samorządowców, ponieważ dopiero wtedy będzie aparat im podległy w pełni zaangażowany i wydajny.
c) 161a Kodeksu Wyborczego – dający teoretycznie prawo Komitetom Wyborczym zaskarżanie uchwał PKW – jest fikcją, z powodu jednostronnego dawania przez Sąd Najwyższy wiary wyjaśnieniom PKW, do których w ogóle nie może się ustosunkować strona skarżąca, która nie jest – po złożeniu skargi – dopuszczona do konfrontacji z przedstawicielem PKW. PKW – w Kodeksie Wyborczym – nie jest też zobligowana do publikowania najważniejszych uchwał w takim terminie, który dałby możliwość sensownej interwencji. PKW publikuje (w ostatniej chwili) uchwałę o trybie pracy OKW i uniemożliwia tym konstruktywne poprawienie tej uchwały.
d) Komitety Wyborcze powinny wyłaniać na tej samej zasadzie, co Obwodowe Komisje Wyborcze najniższego szczebla, wszelkie wyższe szczeble komisji wyborczej (rejonowe, okręgowe), które po prostu zliczają głosy oddane w komisjach niższego szczebla. To powinna być domena obywatelskiej aktywności i odpowiedzialności, a nie rewir działań skorumpowanej kasty sędziowskiej (tej poprawki Kodeksu Wyborczego nie da się wprowadzić przed jesienią).
3. Fikcyjność głosowania – ze względu na dopuszczony przez PKW dokument – który upoważnia do głosowania:
a) przede wszystkim PKW, w uchwałach dopuszcza możliwość fałszowania wyborów, poprzez używanie do głosowania:
– nieważnego dokumentu (oczywiste bezprawie i możliwość wykorzystania cudzej tożsamości np. dowody osobiste tzw. kolekcjonerskie, wszelkie inne plastykowe „dokumenty”, jak np. karty biblioteczne)
– paszportu (można – pod pretekstem zmyślonego stałego pobytu i zatrudnienia za granicą – bez problemu dwa razy zagłosować; raz przy pomocy zwykłego dowodu w miejscu zamieszkania, drugi głos „na paszport” gdzieś w innej oddalonej komisji, która musi dopisać nas do listy dodatkowej, gdy tylko posłużymy się paszportem i okażemy komisji nie sprawdzane przez nikogo „zaświadczenie”, o pracy za granicą; zaświadczenie musi być teraz – co prawda – przetłumaczone na język polski (do 2019 nie musiało być), ale tego „zaświadczenia” nie musimy zostawić w dokumentacji OKW, więc weryfikacja jest kompletnie niemożliwa. Jedynie tylko tyle, że więcej na ten paszport już nie odda się głosów, bowiem OKW musi postawić w paszporcie pieczątkę o głosowaniu.
– zaświadczenia o prawie do głosowania w innym miejscu, niż miejsce zamieszkania. Zaświadczenia te są łatwe do podrobienia; nie ma nad nimi żadnej kontroli, ze strony Komitetów Wyborczych, czy Obwodowych komisji Wyborczych. Praktycznie skorumpowany urzędnik gminny może dowolną ilość takich zaświadczeń – „in blanco” – wydać do rąk każdego zainteresowanego; nikt z tych zaświadczeń nie jest rozliczany, bo nie są to druki ścisłego zarachowania! Służby specjalne obcych państw mogą je nawet wydrukować we własnym zakresie; hologram nie jest tu żadną przeszkodą, nawet dla krajowego fałszerza. Każda natomiast OKW ma obowiązek dopisania do listy dodatkowej takiej osoby, zgłaszającej się z takim zaświadczeniem, a obowiązek skonfrontowania wydania takiego zaświadczenia – z biurem meldunkowym głosującego – został zniesiony!
– komórki telefonicznej, aby posłużyć się aplikacją mobilną, do potwierdzenia tożsamości. Musimy w tym miejscu uświadomić sobie, że firmy niemieckie (T-Mobile), chińskie (Play), francuskie (Orange), czy Sorosa (Plus), mają wszystkie dane swych klientów oraz wszelkie możliwości logistyczne ich wykorzystywania. Aplikacja mobilna jest bardzo prosta do podrobienia, przez służby specjalne obcych państw i – jeśli nie ma konieczności zastosowania procedury weryfikacji podczas jej wykorzystywania (a PKW dokładnie o to właśnie zadbała) – jest możliwa do zastosowania na masową skalę, do sfałszowania wyborów, a to z powodu posiadania przez firmy telekomunikacyjne wszelkich danych, do tego potrzebnych:
– danych personalnych setek tysięcy, a nawet milionów swych klientów;
– danych adresowych tych setek tysięcy, lub milionów klientów (a więc też miejsca, gdzie są faktycznie zapisani na listy wyborcze);
– znajomości ich przyzwyczajeń oraz miejsca aktualnego ich pobytu (a więc można wykorzystać dane Polaków, którzy są w Niemczech – na robotach – lub we Francji, czy gdziekolwiek indziej i tego dnia nie zagłosują, a są wpisani na listy wyborców).
Mając te dane, agentura w wielkich miastach może na te wytypowane osoby oddawać głosy, bez konieczności fałszowania list wyborców, bo dane tych osób są przecież na listach; wystarczy zamiast wytypowanego – spośród przebywających np. w Niemczech – zgłosić się po kartę wyborczą i podać (przed nos) komisji wyborczej komórkę, z podrobioną aplikacją, która wykorzysta te posiadane dane (przez te firmy) i użyje zdjęcie głosującego, do aplikacji udającej mTozsamosc. W każdej z nowych odwiedzanych komisji, zdjęcie głosującego będzie – w podrobionej aplikacji – to samo, a zmieniać się będą jedynie dane dookoła zdjęcia. W wielkim mieście Warszawie (i okolicach) jest ponad 2000 komisji wyborczych, które można odwiedzać i multiplikować oddawane głosy. W skali kraju wystarczy 10 000 aktywnych fałszerzy, którzy odwiedzą – w wielkich aglomeracjach – w ciągu dnia 50 komisji; daje to 500 000 fałszywych głosów i zwiększoną frekwencję!
Najważniejszym niebezpieczeństwem – w uchwale PKW – jest to, że narzuca ona zupełnie inny sposób potwierdzenia tożsamości (osoby, okazującej komórkę), niż instrukcja z rządowej aplikacji, na którą się powołuje. Uchwała nie nakazuje w ogóle (jako absolutnie koniecznej) weryfikacji tożsamości on-line – i w czasie rzeczywistym – wygenerowanej przez wyborcę w jego urządzeniu mobilnym, w obecności komisji; PKW jedynie wspomina o „możliwości” stwierdzenia tożsamości wyborcy „na oko”. PKW – całkowicie się kompromitując – wskazuje takie „elementy, które potwierdzają, że wyświetlane dane są „wiarygodne, bezpieczne i aktualne”, czego w ogóle nie przewiduje rządowa aplikacja mobilna mObywatel. Zaznaczyć należy, iż PKW wskazuje – i sugeruje członkom OKW – zwrócenie uwagi na jedynie uwiarygodniające „elementy” oprogramowania i to takie, które są dziecinnie proste do podrobienia, przez osoby piszące różnego rodzaju aplikacje do telefonów komórkowych. Czyli PKW wskazuje na zastosowanie weryfikacji w sposób fikcyjny i odwraca uwagę od takiego sposobu weryfikacji, który jest w aplikacji zalecany, jako jedyny prawidłowy (chociaż nie podczas wyborów, najwyżej podczas zakupów lub na poczcie). [Ale nawet ten lepszy sposób weryfikacji, mógłby być tylko użyteczny jedynie dla sprzedawcy, lub listonosza. Ewentualne uzyskanie – podczas zakupów – wiarygodności, wymaga zastosowania ściśle opisanego sposobu weryfikacji, zastosowania on-line łącza sieciowego, o czym w uchwale PKW nie ma ani słowa.] Trzeba zaznaczyć, że Kodeks Wyborczy nie przewiduje posługiwania się „tożsamością”, za pomocą urządzeń mobilnych.
Do wyżej wymienionych fikcji wyborczych, należy dodać także metody fałszowania wyborów, podczas tworzenia protokołu wyborczego: procedury sporządzania tego protokołu – przewidziane w uchwałach PKW – pozbawiają Obwodowe Komisje Wyborcze statusu suwerennych ciał obywatelskich, odpowiedzialnych za protokół wyborczy, bo narzucają tworzenie tego protokołu poprzez oprogramowanie i sieć komputerową PKW i likwidują fundamentalną ważność ręcznie sporządzanego protokołu, przez wszystkich członków OKW; na rzecz protokołu, tworzonego przez informatyka gminnego, pod kontrolą sieci komputerowej PKW (bardzo często w innym pomieszczeniu, niż komisja wyborcza i w wąskim kręgu kilku osób). Fikcyjność tworzenia – przez OKW – protokołu wyborczego będzie omówiona w następnym materiale.
Marcin Dybowski
Ważny tekst, podzielam Pańską opinię o fałszerstwie permanentnym.
Choćby ostatnie wybory – zadziwia nadzwyczajna frekwencja, zadziwia, że obie strony idą praktycznie “łeb w łeb”, zadziwia przypadek Konfederacji z jednej strony, a pederastów z drugiej. Tyle tych zadziwień, że to wszystko śmierdzi na kilometr.
Tyle, że (to a propos założenia nr2) ja bym raczej powiedział, że wybory wygrywają ci co mają wygrać.
A te sprawy decydują się poza Polską – tego główne siły polityczne są u nas całkowicie świadome i stąd to parcie na realizację w pierwszej kolejności obcych interesów. To jest tak samo wyraźne u Pisu jak przedtem u Platformy.
Tutaj przy okazji ciekawa sprawa albo niezwykły wprost zbieg okoliczności – otóż daje się zauważyć, że wynik wyborów w Polsce w jakiś cudowny sposób antycypuje wynik wyborów za Oceanem – dwukrotne zwycięstwo lewicującej tzw. Platformy zwiastowało dwukrotne zwycięstwo “postępowego” Obamy, a zwycięstwo “prawicowego” PiSu Trumpa. Jestem prawie pewny, że za chwilę to się powtórzy znowu.
Nie zgadzam się natomiast co do idei bojkotu.
Z tego co sam Pan opisał wynika, że manipulacje polegają (przynajmniej w części) na takim czy innym “dosypywaniu głosów”. Więc im mniej ludzi głosuje tym przekręt łatwiejszy i bojkot tylko im w tym pomaga.
Najpierw chciałbym sprostować nieporozumienie, bo chyba Pan nie zauważył, że to nie jest moje opracowanie, lecz pana Marcina Dybowskiego z RKW. Więc komplementy – jak i uwagi – należą się wyłącznie p. Dybowskiemu.
Mojego autorstwa jest tylko wstęp, przed gwiazdkami, do którego odniósł się Pan także, na końcu komentarza:
Zapewniam Pana, że system został tak zaprojektowany – przy Okrągłym Stole, łącznie z jego “demokratycznymi narzędziami”! – że “kartka wyborcza” z pewnością go nie obali (bo jest ona “narzędziem” tego systemu; wraz z ordynacją “wyborczą”)!!!
Zaś twórcom i kontynuatorom tego patologicznego systemu, właśnie o to chodzi, aby frekwencja była jak najwyższa (podobnie jak w pierwszym PRL). Bowiem taka frekwencja pozwala im zawsze uzyskać “demokratyczną legitymację”, dla zaplanowanych – poza wiedzą Polaków – kolejnych, rządzących gangów!
[Nota bene – czyż przez 30 lat Polacy nie zmieniali preferencji wyborczych? I cóż to zmieniło w systemie? Absolutnie nic, więc najwyższa pora na logiczne wnioski!]
Moim zdaniem najtrudniej jest sfałszować frekwencję, więc jedyną drogą skutecznej walki z tym systemem – jaka nam pozostała – jest odmowa jego akceptacji, poprzez bojkot “wyborów”! Bo skrajnie niska frekwencja (np. 20-25%), pozbawi rządzące gangi jakiejkolwiek “demokratycznej legitymacji”!
Całkowicie się z Panem zgadzam. Rządzący to po prostu gang podzielony na tzw. partie.Gang używany przez światowy sanhedryn do trzymania społeczeństw za mordę. Tak samo zresztą jest w innych krajach.
Istota SYSTEMU jest niezmienna.
Co więcej widoczne jest gwałtowne przyspieszenie w realizacji żydowskiego NWO z wąską oligarchiczną warstwą opływającą we wszelkie dostatki i resztę wegetujących proletów.
Służby,sądy,prokuratury,urzędy skarbowe etc. to aparaty służące do skutecznej pacyfikacji zdrowych reakcji ludzi i utrzymywania ich w nędzy ,upodleniu i uzależnieniu.
Jesteś grzeczny,zgodliwy, nie sprawiasz kłopotów…pozwolimy ci żyć…w ułudzie wolności. Na tyle na ile my to akceptujemy.
Wierzgasz SYSTEMOWI ? Zabierzemy ci tyle ile będziemy chcieli pod lada pretekstem. Ma się rozumieć sankcjonowanym przez “prawo”.
Wybieraj…tabletka czerwona czy niebieska ?
Autorstwo zauważyłem za późno, a możliwości edycji nie ma, więc już tak zostało.
Natomiast z tym bojkotem to dalej zostaję zupełnie nieprzekonany.
Weźmy sobie teoretycznie, że głosuje tylko 100 osób, wówczas wystarczy “dosypać” 5 głosów i już mamy 5%. Ale jeśli zamiast tych 100 głosuje milion to trzeba dodatkowo wykręcić 50 tysięcy aby uzyskać podobny rezultat, a to w oczywisty sposób trudniejsze przy zaprezentowanych tu metodach. I tak dalej, i tak dalej – im więcej tym mniej dla nich komfortowo.
Ich możliwości są duże, może nawet bardzo duże, ale na pewno nie nieograniczone. Trzeba o tym pamiętać, gdzieś tam jest “granica bólu” tylko nie wiadomo gdzie.
A generalnie to widzi mi się, że ten system ma trzy linie obrony.
Pierwsza to media i pranie mózgów – przy spraniu doskonałym pozostałych w ogóle nie trzeba byłoby uruchamiać. Ale w życiu nic doskonałe nie jest więc mamy dalsze. W ramach tej linii można jeszcze umieścić tworzenie różnych “fałszywych” formacji politycznych, rozbijanie autentycznych itp.
Druga to przekręty fizyczne, jak te tutaj opisane, a w zanadrzu jest też pewnie jeszcze sporo innych.
No i trzecia, awaryjna, to po prostu unieważnienie wyborów. To było szczególnie widoczne za Platformy, że z góry był już przygotowany pretekst gdyby jednak coś poszło nie tak – o ile dobrze pamiętam raz była to powódź, a raz jakieś numery z rejestracją bodajże Korwina. Ciekawe czy teraz też będzie przygotowane coś podobnie wyraźnego.
Z kolei co do “demokratycznej legitymacji” to ona tak naprawdę nikogo nie obchodzi, a utyskiwania polityków i mediów na niską frekwencję są czysto rytualne. Liczy się wyłącznie ogłoszony rezultat wyborów jako dający władzę i nic więcej. Najwyżej Pan usłyszy w telewizorze hasła w stylu, że trzeba “aktywizować społeczeństwo” i tyle.
PS. nie wiem czy działalność tych gangów można nazwać rządzeniem, ja tu bardziej widzę proste wykonywanie zewnętrznych instrukcji.
Pod tym względem zgadzam się z Panem całkowicie! Ale wyłącznie pod tym względem, bo “wybory” należy bezwzględnie bojkotować! Bowiem jest to jedyna droga skutecznego zakwestionowania patologii “systemu”! [Przez sprowadzenie frekwencji do poziomu 20-25%, co pozbawiłoby rządzącyh gangów jakiejkolwiek “demokratycznej legitymacji’!]
Nota bene – myślę, że zamiast “Parlamentu RP”, należałoby nająć kilku zaledwie tłumaczy, którzy przekładaliby – jak słusznie zauważył Michalkiewicz – na język polski dyrektywy UE!!! [Bo do tego sprowadza się “patriotyczna” praca tych obecnych (p)osłów!]
Szanowny Panie Bogdanie,
pozwolę sobie dodać słowo od siebie.
Cóż to za problem – DLA FAŁSZERZY – sfałszować frekwencję…?
Myślę, że – dla NICH – to żaden problem, przy ogólnym fałszerstwie.
Pozdrawiam serdecznie.
Jeżeli Pani zakłada “ogólne fałszerstwo” – jak przypuszczam? – to dlaczego Pani w nim uczestniczy, uwiarygodniając te “wybory”, swoim udziałem w nich?!
Nie wchodząc w szczegóły, zilustruję tę różnicę w fałszerstwach – w możliwie najprostszy sposób – następująco:
Jeżeli nie wzięłaby Pani udziału w “wyborach” i ktoś podrobiłby Pani podpis na liście (bo to niezbędne, na gruncie legalizmu), to bez problemu – jeśli zada Pani sobie ten trud – może Pani udowodnić (przed sądem), że ktoś podrobił Pani podpis! A jednocześnie: nie jest Pani w stanie udowodnić – przed sądem – że oddała Pani (gdyby głosowała) głos na Konfederację (jak przypuszczam?), który… “wyparował” (lub został “unieważniony”), skoro nie istnieje żadna taka (praktyczna) możliwość obecnie!?
Więc co jest łatwiejsze do sfałszowania? Ilość głosów na Konfederację (lub inną partię), czy raczej (i to bez specjalnego trudu) wysokość frekwencji “wyborczej”?! A na tym właśnie – wysokiej frekwencji “wyborczej”! – rządzącym gangom najbardziej zależy; aby epatować gawiedź swoją “demokratyczną legitymacją”, do sprawowania władzy!!!
Panie Bogdanie,
ten komentarz pozwolę sobie zacząć od zwrócenia uwagi na tytuł wpisu, w którym napisał Pan:
( z wykrzyknikiem)
Skoro ta Pana uwaga jest częścią tytułu, to należy rozumieć, że wszystko, cała treść… którą wpis zawiera, jest napisana Bez „owijania w bawełnę”!
W treści wpisu czytamy:
Proszę wybaczyć mi śmiałość… wydaje się, że Pan jednak – małe co nieco – “owinął w bawełnę”… i w dedykacji nie podał Pan NICKÓW tych, którzy mieli inne zdanie od Pana.
Przyznaję, że jedną z tych osób byłam ja. Miałam i mam inne zdanie od Pańskiego. Rozmawiałam z Panem na temat bojkotu wyborów. Czy odczuwa Pan – w stosunku do mnie – w ten sposób, że:
?
Jeżeli o mnie chodzi, NIE oskarżałam Pana o „zdradę”, pomimo, iż mam odmienne zdanie – od Pańskiego – w temacie “bojkotu wyborów”.
Nie są to przysłowiowe “nożyce”. Piszę o tym, ponieważ lubię jasne sytuacje… jestem przeciwniczką budowania murów pomiędzy ludźmi.
_ _ _
Nie przypuszcza Pan, ponieważ odpowiadając na Pana komentarz w innej notce, napisałam dlaczego biorę udział w wyborach, ale Pan – wtedy – nie podjął dalszej rozmowy ze mną, pomimo, iż był Pan wtedy obecny na Forum. Oczekiwałam na Pana odpowiedź tak, jak – być może – Pan mógł oczekiwać na moją… której udzieliłam Panu z małym opóźnieniem.. Oczywiście, nie musiał Pan odpowiadać. Tylko, nie bardzo wiem, dlaczego zadaje mi Pan – dzisiaj – to pytanie.
O tym, dlaczego biorę udział w wyborach, napisałam również w refleksji – kierując ją do SUMIENIA Narodu, bo Matka Ojczyzna w potrzebie! – w jednym z komentarzy pod notką, poświęconą KONFEDERACJI…
_ _ _
Pozwolę sobie mieć – nadal – inne zdanie.
Podtrzymuję to, co napisałam:
Myślę, że im większa frekwencja, tym trudniej manipulantom…
odpowiadając na Pana komentarz pod wpisem Pana Migorr.
Pozwólmy sobie na retrospekcję.
(polecam wraz z komentarzami)
Gdyby tak było, jak Pan pisze:
nie byłoby ŻADNYCH UTRUDNIEŃ, wręcz przeciwnie…
Nie mam czasu szukać więcej w sieci – a jest więcej przykładów, z ostatnich wyborów też – proszę wybaczyć, niechaj ten jeden przykład – utrudnień – wystarczy podczas tej, naszej rozmowy.
Kolejny przykład.
W tym przypadku można snuć domysły, “teorie spiskowe”, czy frekwencja rzeczywiście była tak niska, czy raczej została “dopasowana” dla potrzeb reżimu, z uwagi na niemal jednoznaczny głos PRZECIW GW.
Ten wątek zostawiam…
Zwrócę uwagę na “jakość” oddanych głosów.
Proszę sobie wyobrazić, że – podczas najbliższych wyborów – frekwencja wynosi – na przykład 60-70%… i NA KONFEDERACJĘ:… a więc PRZECIW SYSTEMOWI… oddaje głos… taki procent uprawnionych do głosowania, jak w przypadku referendum w sprawie odwołania GW…. czyli:
“94,86 procent głosujących opowiedziało się za odwołaniem prezydent Warszawy” (w naszym przypadku za odwołaniem UKŁADU), “przeciwnych było 5,14 procent.”
TAKI WYNIK JEST MOŻLIWY, skoro był możliwy do osiągnięcia podczas warszawskiego referendum.
Panie Bogdanie, nadal mam odmienne zdanie:
Myślę, że im większa frekwencja, tym trudniej manipulantom…
Bojkot wyborów nie jest dobrym rozwiązaniem,
aby powiedzieć: TOBIE JUŻ DZIĘKUJEMY! “DEMOKRACJO”!
Potrzebne są inne rozwiązania…
a głosować TRZEBA!
Życzę Błogosławionej Niedzieli…
Także Szanownym Czytelnikom i Komentatorom Pana wpisu.
Zacznę od sprawy zupełnie marginalnej, ale o tyle ważnej, że w jej kontekście chciałbym – jeśli Pani pozwoli – zaadresować do Pani życzliwą radę. [Proszę uwierzyć w tę moją życzliwość, bo zachowuję w pamięci nasz pierwszy kontakt; bardzo serdeczny, jak sądzę.] A oto cytat z Pani komentarza, do którego się odniosę:
Ów cytat dowodzi Pani skłonności do – potocznie to określając – “czepiania się słówek”, które nie mają żadnego znaczenia, dla głównego tematu notki (lub mają znaczenie zaledwie marginalne), co sprowadza dyskusję – jeśli inni podejmą ów wątek poboczny, jak ja teraz – na manowce! Jestem na tym portalu zaledwie pół roku (od czasu mojego protestu wobec Judasza, czyli oświadczenia o zwrocie orderu) i zdążyłem już zauważyć tę Pani skłonność w innych dyskusjach. Dlatego serdecznie Pani doradzam, aby Pani zaniechała tej skłonności (lub przynajmniej ją znacznie ograniczyła), bo bardzo doceniam Pani żarliwą Wiarę i jest mi b. przykro wówczas, gdy – przez zbędne zacietrzewienie (upór w błędzie, który sama Pani wywołała; swoim pobocznym wątkiem) – wywołuje Pani niechęć ze strony innych komentatorów, którzy – w innych okolicznościach – tej niechęci Pani by nie okazywali; a odwrotnie – doceniliby Panią; podobnie jak ja!
A teraz wyjaśniam, dlaczego ów Pani cytat zmuszony jestem uznać za “czepianie się słówek”. [Poza okolicznością, że ów wątek – bez wątpienia – nie ma żadnego znaczenia dla tematu notki.]
Zamieszczając w tytule zwrot: “Bez owijania w bawełnę”, miałem na myśli – wyłącznie – wartościową analizę p. M. Dybowskiego, a nie moje krótkie wprowadzenie (komentarz) na początku wpisu! I nawet jeśli by uznać – zgodnie z Pani wolą (wyborem) – że ten zwrot musi także odnosić się do mojego wprowadzenia, to i tak sądzę, iż nie ma Pani rację, stwierdzając moje “owijanie w bawełnę”, w tym krótkim komentarzu. Bo ów inkryminowany komentarz składa się zaledwie z jednego – choć złożonego – zdania. Pierwszą jego część (do średnika) zaadresowałem do osób, które w istocie – może przez “ogródki”? – zarzuciły mi zdradę (i inne jeszcze nieeleganckie atrybuty). Było tych osób niewiele, bo większość – spośród moich adwersarzy – była tylko odmiennego zdania (przeciw bojkotowaniu), do której i Pani należała. Do tych adwersarzy – a więc i do Pani – zaadresowałem drugą (po średniku) część mojego komentarza. [I tyle, choć przyznaję, że mogłem to napisać bardziej “łopatologicznie”, jeśli poczuła się Pani dotknięta tym, że jakobym (bo to nieprawda) imputował Pani sformułowanie zarzutu “zdrady”, pod moim adresem…]
Ale po cóż – na litość! – miałbym wymieniać nicki moich adwersarzy (tych od “zdrady” i tych od “odmiennego zdania” tylko), skoro każdy z nich wie doskonale, jakie zdanie prezentował, a ja ich wszystkich nawet nie pamiętam?! [I z tego wysuwa mi Pani zarzut “owijania w bawełnę”?!] Tym więcej, że jednego bym wymienił, a o drugim… bym zapomniał (nie daj Boże o Pani!) lub pomylił go i dopiero wtedy mógłbym wywołać… “awanturę”; i to poboczną!
Mam nadzieję, że ten powyższy, przydługi wywód, będzie dla Pani dowodną ilustracją tego, na jakie manowce może sprowadzić dyskusję takie “czepianie się słówek”?! Oby także przekonał Panią, do przyjęcie mojej serdecznej rady, o zaniechaniu podejmowania takich – całkowicie zbędnych – wątków!
Obecnie przechodzę wreszcie do meritum:
Pani przykłady z referendum o tyle są chybione, że nie można ich porównywać – wprost – z “wyborami”. Bo o ważności referendum decyduje wyłącznie frekwencja, podczas gdy w “wyborach” nie ma ona żadnego (choć konstytucyjnego, oczywiście; w przeciwieństwie do społecznego) znaczenia!
O tyle trudno jest zgodzić się z powyższą Pani tezą, że sami liderzy Konfederacji wielokrotnie komentowali (argumentowali) swoją porażkę właśnie nieoczekiwanie wysoką frekwencją!
Z kolei wypada mi wyjaśnić (omówić jaśniej) następującą swoją tezę:
którą wyrwała Pani z kontekstu (choć – co prawda – ów kontekst-wyjaśnienie zamieściłem dopiero w następnym komentarzu) i skomentowała następująco:
Żaden oczywiście to problem dla fałszerzy! I o tym pisałem, dodając później następujące wyjaśnienie:
Dodam w tym miejscu, że specjalnie przed dzisiejszym komentarzem – adresowanym do Pani – skonsultowałem się jeszcze z p. Dybowskim, aby nie było już żadnych wątpliwości.
Tak więc – gdy pisałem, że najtrudniej jest sfałszować frekwencję wyborczą, to miałem na myśli – wyłącznie – możliwość obrony tego fałszerstwa przed sądem! I to już wyjaśniałem w powyższym cytacie. [Bo technicznie – dla fałszerzy – jest to żadna sztuka!]
Frekwencja jest obliczana wyłącznie na podstawie ilości podpisów, złożonych na listach osób, uprawnionych do głosowania. Tak więc, technicznie bardzo łatwo ją zawyżyć (poprzez dopisywanie fałszywych podpisów), choć jednak nie da się jej zaniżyć (bo trzeba byłoby np. wydrapywać podpisy na listach; lub podkładać “lewe” listy)!
ALE PRZY MASOWYM PROTEŚCIE (SKARDZE DO SĄDU) OSÓB, KTÓRE NIE PODPISAŁY SIĘ NA LISTACH, TEGO FAŁSZERSTWA NIE DA SIĘ OBRONIĆ W SĄDZIE! TO WIĘC MIAŁEM NA MYŚLI, TWIERDZĄC, ŻE SFAŁSZOWANIE FREKWENCJI (JEJ ZAWYŻENIE) JEST NAJTRUDNIEJSZE. BO LICZĄ SIĘ NIE PRÓBY FAŁSZERSTWA, LECZ – WYŁĄCZNIE – ICH OSTATECZNY EFEKT, CZYLI WERDYKT SĄDU!!!
A oto jeszcze “skromny” dowód: jedyne – znane mi – unieważnienie wyborów (do gminy, które powtórzono), było zarządzone przez sąd, na podstawie stwierdzenia sfałszowania (zawyżenia) frekwencji, przez dopisywanie fałszywych podpisów! [Bo to najłatwiej i bezspornie – przy odpowiedniej mobilizacji obywatelskiej – jest udowodnić przed sądem.]
Wszystkie inne nasze zarzuty – odnośnie do pozostałych sposobów fałszowania – praktycznie nie mają żadnych szans w sądzie; zwłaszcza przy założeniu – koniecznym w tzw. III RP – złej woli sądów!
Pozdrawiam serdecznie i – mimo wszystko – Szczęść nam Boże!
Z tym “MASOWYM PROTESTEM” to jednak znacznie przesadziłem! [Być może idąc za wzorem jednego z moich adwersarzy, który pisał o “masowym głosowaniu na Konfederację”..?]
Powinienem był raczej użyć określenia: “PRZY ODPOWIEDNIO LICZNYM PROTEŚCIE (SKARDZE DO SĄDU)”.
Pozdrawiam
Tymczasem MediaNarodowe odkrywają następną prawdę oczywistą: Kiszczak i Jaruzelski współpracowali z banda czworga (Michnik, Kuroń, Geremek, Mazowiecki) w celu zniszczenia “Solidarności”. O etnicznym (żydowskim) doborze kadr w ministerstwach po 1989 roku!!!
https://www.youtube.com/watch?v=rX1ENjkrNMs
Dzięki za wklejenie powyższego linku.
Warto tego wysłuchać, bo jest w audycji wiele ważnych informacji (choć w większości mi znanych). [Niestety, potrzeba wiele wytrwałości, aby wysłuchać audycji do końca, ze względu na “stękanie” pana ambasadora.] Wiele spostrzeżeń pana Balińskiego jest ważnych i b. interesujących. Znacznie gorzej jest z “receptami dla Polski”, z których niektóre są całkiem naiwne i żadna z nich nie wychodzi poza kategorię “ogólników”.
Na marginesie pozwolę sobie na bardzo smutną konstatację. Przez kilka tygodni – zwłaszcza przed wyborami – prowadziliśmy na tym portalu (w sporym gronie i pod różnymi notkami) b. emocjonalne dyskusje na temat znaczenia i “sensu wyborów”. A teraz stwierdzam, że powyższa, bardzo ważna notka (choć właściwie nie moja, ale p. Dybowskiego) wzbudziła bardzo nikłe zainteresowanie, bo zaledwie 500 wejść, przez 8 dni! [Żadna z moich publikacji tutaj – przez ponad pół roku – nie “cieszyła się” tak niską popularnością!]
Jestem więc bardzo rozczarowany “słomianym zapałem” tutejszych patriotów! [Czyżby dlatego, że opracowanie p. Dybowskiego jest zbyt długie, aby poświęcić swój czas..?]
Tłumaczyłem panu dlaczego tak jest. Post udostępniła p. Serafińska na Facebooku. Proszę założyć konto na FB i udostępniać w grupach. Polacy na ogół skupieni są na duperelach. Rzeczy najważniejsze omijają szerokim łukiem
Ilu blogerów i komentatorów z naszego portalu ma swoje konta na TT, FB lub Polfejsie i udostępnia nasze posty?
Mam konto na FB (od 12 lat), a nawet – choć krócej – na TT (co – swoją drogą – do dzisiaj mnie “zadziwia”..?). I od około dwóch miesięcy udostępniam tutejsze wpisy – i to nie tylko swoje – na FB. [Co, z nieznanych mi powodów – układ “naczyń połączonych”? – ląduje natychmiast także na moim TT?]
Wcześniej nie udostępniałem, a wejść było znacznie więcej, niż na powyższą notkę…
Na marginesie – czy mam rozumieć, że udostępnienie na FB (przez p. Serafińską) “wycięło” ten post na… FB? I dlaczego?
Pani Serafińska na pewno spowodowała wzrost wejść.
Napisałem udostępniać w grupach, a konkretnie w kilkudziesięciu grupach.
Przed zastosowaniem algorytmu przez Żydów, Pana wpis miałby zapewne ok. 2,5 tys. odsłon. Moje najlepsze wpisy mają od 20 tys. do 40 tyś. odsłon. Większość po kilka tys. Aktualnie sytuacja się zmieniła. Pisałem o tym.
Czy ów “algorytm” został założony na ten portal, na bloga, czy tylko na treści (np. “mowę nienawiści”)? Bo w treści notki nie ma przecież żadnej “mowy nienawiści”; nie mówiąc już o LGBT+, czy o Żydach..?
Ten algorytm został założony w ramach tolerancji represywnej na wiele portali
Cytat z Kresy.pl
Pozwolę sobie zaznaczyć, że przecież pisaliśmy o tym
To fakt, że pisał Pan o tym, ale jest faktem także, iż nie do końca to “ogarniam”, więc Pan obiecał mi (w naszej rozmowie telefonicznej) wyjaśnić to dokładniej (w mailu do mnie), o czym chyba Pan zapomniał..?
Dlatego wciąż czekam na to prywatne wyjaśnienie, a tutaj już nie będę tego kontynuował, żeby nie “zawracać głowy” innym komentatorom…
Bojkot wyborów do Sejmu będzie wypowiedzeniem obcej nam władzy posłuszeństwa Stowarzyszenie którego jestem wice prezem jest w posiadaniu apelu o bojkot wyborów napisanego w 2000 roku w Gdańsku przez śp Panią Annę Walentynowicz Apel był napisany w domu Pana Andrzeja Gwiazdy Wtedy Pan Andrzej powiedział do Pani Walentynowicz Aniu to się może udać TO SIĘ UDA Udało się Gandhiemu,udało się Mandeli to I Sanockiemu się uda Tym którzy tego nie rozumieją mogę doradzić aby przejżeli głosowania w Sejmie to zrozumieją że posłowie co innego mówią z mównicy poselskiej a potem inaczej głosują Polski sejm jest okupowany przez PARTIE MAFIE I to trzeba zmienić Jeśli ktoś myśli że partie coś dla niego zrobią to jest naiwny ONE robią tylko to na czym im samym zależy czyli KASĘ Rodcy nie popierajcie partii,jeśli już tak bardzo chcecie iść na wybory to przynajmniej oddajcie swój głos na komitet wyborczy wyborców Jest ich obecnie kilka Ale I tak nie macie żadnej gwarncji że oddajecie swój głos na POLAKA Można iść do lokalu wyborczego,przekreślić listę kandydatów do Sejmu I zrobić zdjęcie z telefonu na pamiątkę Odważnym doradzam aby zabrali kartę do głosowania I publicznie ją zniszczyli rwąc lub paląc POLACY powstańcie z kolan Gdzie w Was duma waszych dziadków Za odmowę udziału wyborach nie ma żadnej kary Nie popierajcie tego system władzy która was lekceważy Podejmijcie walkę z żydowskim okupantem POLSKI JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁĄ Stefan Michal Dembowski
Realnym wypowiedzeniem władzy posłuszeństwa to byłby np. bojkot podatków i odmowa ich płacenia. Bojkot wyborów to oni mają głęboko w… nosie.
W tej akurat sprawie kategorycznie nie zgadzam się z Panem!
1. Gdyby rzeczywiście mieli to “w nosie”, to z pewnością nie apelowaliby – tak nieustannie – o udział w wyborach, który daje – kolejnym gangom – “demokratyczną legitymację” do sprawowania “władzy”; a w istocie – do piastowania zewnętrznych znamion “władzy”, zapewniających im możliwość pasożytowania na naszej Ojczyźnie! A jednocześnie – aby “bezmyślny lud” otumanić przekonaniem, że z tą demokracją to wszystko naprawdę!
2. Gdyby natomiast frekwencja wyborcza spadła do poziomu np. 20% (co naturalnie wymaga długiej i cierpliwej pracy organicznej; czyli – edukacyjnej), to taka okoliczność oznaczałaby, że przytłaczająca większość społeczeństwa ODMAWIA JUŻ WŁADZY (o którykolwiek gang by tu nie chodziło) owej “demokratycznej legitymacji” (do sprawowania tej “władzy”)! A co za tym idzie – musiałoby to wywołać PRAWDZIWIE PRZEŁOMOWE SKUTKI SPOŁECZNO-POLITYCZNE! [Chyba nie muszę tego szerzej wyjaśniać?]
3. Naprawdę Pan wierzy, iż “kartka wyborcza”, wkomponowana w ów zabetonowany (od 30 lat), magdalenkowy system – jako jego narzędzie! – może obalić… ów system?!
4. Co do bojkotu podatków – to jestem za; choć to znacznie trudniejsze – niestety – niż bojkot “wyborów”!
Uważam, że publiczne namawianie ludzi do pójścia na wybory przez różne partie nie wynika z jakiejś nieokreślonej “legitymacji”, ale z tego, że w dużej grupie ludzi nie chodzących na wybory jest całe spektrum odmiennych światopoglądów i opcji politycznych. Każda z partii próbuje wyłuskać z tej wielkiej grupy swój elektorat, który przed telewizorem powie “dobrze gada”, ale potem choćby z czystego lenistwa nie rusza tyłka do urny.
Dlaczego 20%, a nie 5% lub 30%?
1. Podtrzymuję swoje twierdzenie, że głównym powodem wszystkich partii systemowych (a któreż nie są systemowe?) – przy agitowaniu do udziału w “wyborach” – jest “uwiarygodnianie” tego patologicznego systemu, bo im wyższa frekwencja, tym większa “akceptacja” systemu! Czyli – tumanienie “ciemnego ludu”, że z tą demokracją to wszystko naprawdę!
2.
Napisałem: “np.”, ale jest to wskaźnik, który mi się marzy i wydaje mi się osiągalny (uwzględniając frekwencje w referendach). A ponadto sądzę, iż tak niska frekwencja (lub jeszcze niższa) mogłaby wywołać “rewolucję”, obalającą ów system… Bo taka frekwencja oznaczałaby – siłą rzeczy – że doszło do gruntownej zmiany świadomości u większości Polaków; a zwłaszcza ich stosunku do dotychczasowych… “wyborów”!
Przy tym stanie świadomości społeczeństwa bojkot będzie mały
Uważam, że jest większa szansa na dobry wynik rachitycznej prawicy niż pożytki z bojkotu.
A cóż za pożytek będzie dla Polski z “dobrego wyniku rachitycznej prawicy”?! Że wprowadzi paru posłów (jeśli rzeczywiście to się uda)?!
Zacytuję tu siebie, z przedostatniego komentarza (13 sierpnia, godz.20:20), bo chyba Pan tego nie przeczytał:
Nie ma tu więc mowy o obecnym “stanie świadomości społeczeństwa”! Odwrotnie – podkreślam, że niezbędna jest tu wielka praca organiczna (edukacyjna) i to będzie dłuuugi proces…
Ale kiedyś trzeba go będzie wreszcie rozpocząć, odrzucając udział w “święcie demokracji”! Nie można tego odkładać ad calendas graecas; bo im później zaczniemy, tym później dojdziemy do celu…
No tak, tu się nie zgadzamy.
Moim zdaniem jedynym praktycznym skutkiem byłoby ubolewanie w telewizorze nad “niską aktywnością społeczeństwa”. Z powodu takiej drobnostki jak słaba frekwencja to nikt władzy w Polsce nie odda.
Nie, w żadne cudowne i nagłe obalanie nie wierzę.
Mosbacher, Schetyna, TVN, Kod – jak Stalin