W środę, 5 września 2018, PAP doniosła:
“5.09.2018, Bruksela (PAP) – Projekt europejski jest w “śmiertelnym niebezpieczeństwie” z powodu przeciwników zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz UE – ocenił unijny komisarz ds. budżetu Guenther Oettinger. Wśród krajów zagrażających Wspólnocie wymienił m.in. Polskę.
Jego słowa, które relacjonuje w środę portal Politico, padły na wtorkowym spotkaniu w Brukseli, w niemieckim stowarzyszeniu zajmującym się kwestiami usług opieki społecznej.
Komisarz przekonywał, że szybkie zatwierdzenie budżetu UE na lata 2021-2027 przez szefów państw i rządów krajów UE oraz Parlament Europejski pokazałoby, że Europa jest w stanie podjąć działanie w obliczu wyzwań, które przed nią stoją.
“Moim zdaniem projekt jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie” – cytuje niemieckiego komisarza Politico. “Niektórzy w Europie chcą go osłabić lub nawet zniszczyć – Polska, Węgry, Rumunia czy rząd Włoch” – dodał Oettinger.
Jak zaznaczył, UE jest w niebezpieczeństwie grożącym również ze strony autokratów dopuszczających się agresji i wojen handlowych. W tym kontekście wymienił prezydenta Rosji Władimira Putina, prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana i “mądrego Chińczyka”.
Oettinger wskazał ponadto, że rząd jego własnego kraju, Niemiec, nie wykazuje wystarczającego entuzjazmu dla Unii, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie budżetowe. Jak tłumaczył, minister finansów Olaf Scholz, reprezentujący koalicyjnych socjaldemokratów, jest “jeszcze bardziej rygorystycznym strażnikiem skarbu w tej kwestii” niż jego konserwatywny poprzednik Wolfgang Schaeuble.(PAP)” {TUTAJ}.
W niedzielę, 9 września 2018, odbyły się w Szwecji wybory parlamentarne. Po przeliczeniu 99% oddanych głosów okazało się, że:
“Najwięcej głosów zdobyła, po przeliczeniu 99 proc. głosów, zwycięża rządząca dotychczas Szwecją Partia Robotnicza-Socjaldemokraci (S) z wynikiem 28,4 proc. Konserwatywno-liberalna Umiarkowana Partia Koalicyjna (M) zajęła drugie miejsce z wynikiem 19,8 proc. głosów. Jej lider Ulf Kristiansson bezskutecznie wezwał premiera do dymisji. Trzecie miejsce osiąga antyimigranckie ugrupowanie Szwedzcy Demokraci (SD), otrzymując 17,6 proc. głosów. Frekwencja w niedzielnych wyborach wyniosła 84,8 proc. (…) SD w nowym parlamencie może liczyć na 62 mandaty i być języczkiem u wagi między dotychczasowymi koalicjami. (…) Koalicja partii lewicowych może liczyć jedynie na 144 mandaty w 349-osobowym parlamencie, zaś prawicowy sojusz bez SD na 143 mandaty.” {TUTAJ}.
Agencja AFP stwierdziła {TUTAJ}, że szwedzka socjaldemokracja uzyskała najgorszy rezultat w ciągu ostatniego wieku, zaś skrajnie prawicowa SD uzyskała 17,6% podczas gdy w 2006 roku miała tylko 5,7%. Warto porównać wyniki wyborów 2018 roku z tymi w 2014 {TUTAJ}. Z tego wszystkiego wynika, że blok lewicowy nie będzie w stanie utworzyć rządu, a prawicowy musi się w tym celu dogadać z SD. W tym ostatnim przypadku, to Szwecja stanie się następnym krajem, na który narzekać będzie Oettinger.
W Wiadomościach mówili, że są liczne przypadki nieprawidłowości w przeprowadzeniu tych wyborów. Czyli zrobiono chyba wszystko, łącznie z fałszerstwami, by wygrała partia lewacka. Teoretycznie więc to ona może mieć pierwszeństwo w formowaniu rządu, choćby mniejszościowego.
Mam nadzieję, że media powrócą do tej sprawy i przekażą, jak się rozwinęła, bo zawsze w tego typu sytuacjach mamy info o wynikach wyborów, a potem… ciszę. Tak, jak choćby po ostatnich wyborach we Włoszech. Basze media zdecydowanie za mało informują o wydarzeniach za granicą.
* nasze media
W Austrii z fałszerstwami było tak samo, a i co do Francy to mam duże wątpliwości. Generalnie to byłoby naiwnością wierzyć, że lewica miłująca “demokrację” spokojnie będzie liczyć głosy, które ją odsuną od rządzenia. Tu raczej obowiązuje stara bolszewicka zasadza “raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy”.
Natomiast od strony czysto technicznej to musi niewątpliwie istnieć jakiś próg powyżej którego “poprawianie” wyników przestaje być skuteczne. Bardzo jestem ciekawy ile on wynosi.
Potem jest albo lewacka histeria i przełom albo unieważnienie wyborów. Tutaj oni zwykle mają jeszcze drugą linię obrony co było widać choćby u nas po Platformie – w każdych wyborach był przygotowany jakiś pretekst do unieważnienia gdyby coś poszło nie tak, jakaś “powódź”, jakieś wątpliwości przy rejestracji komitetów itd.
W zasadzie gdyby nie większe ruchy nad naszymi głowami to PeO mogłaby spokojnie fałszować wybory do dzisiaj, a PiS dalej by się głęboko zastanawiał co musi zmienić w swoim programie aby następnym razem już na pewno wygrać bo był przecież tak blisko i już witał się z gąską…