Po dojściu do władzy NSDAP (w ten sposób sympatycy komunistów i złodziei, zazdrosnych o odebrane koryto, określają PiS), zaczęły dygotać serca i mózgi wielu autorytetów. To, że będzie zagrożona demokracja przewidziało wielu, ale tak bestialskiego ataku na „kulturę” nikt się nie spodziewał.
Na nic wysiłki Beniaminka Glińskiego, który sypie pieniędzmi dotując Żydów i postępową lewicę robiąca w antykulturze. To wszystko mało – kropla w morzu potrzeb. „Ten pisowski gnojek nie daje prawie nic”. Odmienne zdanie mają „polscy analfabeci”, atakując ministra za prożydowską postawę.
Przed kataklizmem ostrzegała zawczasu Anda Rottenberg, córka Lidy Biełogłazowej i Wolfa Rottenberga „najwybitniejsza ekspertka w dziedzinie sztuki w Polsce, prawdziwa instytucja kultury” (określenia polskiego radia w Niemczech „funkhauseuropa”).
Anda Rottenberg mając w pamięci „jednostronną gloryfikację bohaterstwa i patriotyzmu Polaków” z przeszłości, wyrażała swego czasu obawę, że tym razem będzie jeszcze gorzej. Obawę swoją tłumaczyła atakami na Golgotę Picnic i spaleniem tęczy traktowanej jako totem środowisk LGBTQΩ w Warszawie. (Symbol Ω to oficjalny symbol pedofilii – przyp red.)
Niemiłe złego początki bulwersowały kulturalnych inaczej. Zapowiedź pokazania kopulacji w teatralnej sztuce przez wynajętych aktorów porno spotkała się z falą nietolerancji i nienawiści. Tak oto „rozpędzona polska kultura” (copyright Anda Rottenberg) jest hamowana przez polskich ksenofobów.
Analizując bieżącą sytuację na świecie i w Polsce była dyrektor Państwowej Galerii Sztuki Zachęta w Warszawie powiedziała podczas wywiadu udzielonemu Wysokim Obcasom:
Jesteśmy otoczeni analfabetami, którzy podążają plemiennie za tymi, którzy obiecają im wszystko.
Ulubienica salonu zwierza się, że ze względu na przeczytane książki, często zapala się jej czerwone światło, w przeciwieństwie do analfabetów, którym się nic nie zapala. „Jak się nic nie wie, to się nic nie zapala”. Chodzi o światło ostrzegające przed autorytaryzmem.
Dzisiaj, kiedy człowiek idzie na manifestację, podnosi ręce i skanduje hasła, mogą go najpierw skopać, a potem postawić zarzut czynnej napaści na policjanta. Tak też działano za komuny (…)
“Perły przed wieprze”- ziemniaki przed publiczność, głazem w papieża
Anda Rottenberg, wytrawna krytyk i piewca sztuki współczesnej, jako dyrektor warszawskiej Zachęty rozsławiła swoje imię odważną promocją awangardowego przedsięwzięcia artystycznego polegającego na obieraniu ziemniaków. Artystka Wójcik od ziemniaków zasłynęła potem z tęczy zainstalowanej na pl. Zbawiciela w Warszawie.
Dlaczego postanowiłem napisać o pani Rottenberg? Chciałem po prostu sprawdzić, co tak naprawdę męczy panią krytyk. Po krótkich poszukiwaniach znalazłem wywiad pochodzący z książki “Biuro Myśli Znalezionych” Marcina Zaborskiego.
Jako córka Rosjanki i Żyda od początku miała pani poczucie złożonej tożsamości? Czy też problem z tożsamością pojawił się później, gdzieś po drodze?
W zasadzie od początku… Mniej więcej od piątego roku życia wiedziałam, że coś jest nie tak.
Ale wspomina pani w swojej książce, że dopiero w latach 60. postawiła sobie pani pytanie – kim ja właściwie jestem? Wcześniej się pani nad tym nie zastanawiała?
Stawiałam sobie oczywiście to pytanie wcześniej, tylko nie umiałam na nie odpowiedzieć.
Gdy szukam klucza i zastanawiam się, czego wypatruje pani, gdy patrzy w przeszłość, dochodzę do wniosku, że przede wszystkim tożsamości.
Nie wiem, czy przede wszystkim, ale sądzę, że chodziło mi o to, by dać znać innym o takim fenomenie, jak niezdefiniowana tożsamość.
Tożsamość outsidera…
Nawet nie. Po prostu – tożsamość niedodefiniowana. Tak się jakoś złożyło, że pojawił się wokół nas imperatyw definiowana. Było oczekiwanie, że każdy powinien się określić, nie tyle jeśli chodzi o zawód, co właśnie o tożsamość. A ponieważ ja nie potrafiłam się określić, uznałam, że to też może być jakaś tożsamość. Na pewno jest inna, złożona, skomplikowana, wielopoziomowa, ale nie odbiera mi prawa do – nazwijmy to – pełnego obywatelstwa.
Otóż i mamy odpowiedź na moje pytanie. Pani Rottenberg po prostu nie wie do końca kim jest. Nigdy się też nie ukorzeniła w polskiej kulturze i tradycji.
______________________________________________________________________________________________________________
Wzruszyłam się potężnie tym artystycznym manifestem traumy jaką przeżywa żydo-rosyjska kobieta zmuszana dzień w dzień do obierania ziemniaków dla swego żydowskiego męża. Patrząc na tę niewolnicę patriarchalnej semickiej kultury niemal fizycznie czuję to piętno, jakiego co dzień doświadcza, a jest to piętno bycia gorszą od żydowskiego mężczyzny, który w odróżnieniu od kobiety może się modlić i dziękuje za to Bogu. Tymczasem ona nie dostaje od niego nawet drobnych pieniędzy na manicure. Z tak usmolonymi palcami nie wyściubia nigdy nosa z kuchni, bo jak tu się pokazać ludziom? Głębokie i wstrząsające zarazem.
Skoro ona jako córka Rosjanki i żyda musi obierać ziemniaki , to z pewnością za ten fakt musi być winna Polska.
Nie wiem, o co pani chodzi, bo traumy ziemniaczanej przecież nie przeżyła, raczej zaburzenia poczucia tożsamości i strach przed jakąś globalną rewolucją
Żyda z dużej litery, ponieważ jej ojciec nie praktykował żydowskich wierzeń, a ziemniaki? cóż był to “akt artystyczny” :-)
Nie rozumie pan wielkiej współczesnej sztuki.
Nie rozumiem np. “sztuki” tego belgijskiego artysty konceptualnego, a to przecież awangarda, którą chciało kiedyś sprowadzić do Polski Centrum Sztuki Współczesnej w W-wie
nie rozumiem po co tu siedzą jak im tak złe skoro maja izrael… Ciekawe co byście powiedzieli o biednym Polaku który musi sam sobie prac gacie w niemczech artykuł na tym samym poziomie
nawet nie chce mi sie czytać treści ale mogę odpowiedzieć na tytuł – niech w*** jak się nie podoba
Nie podoba mi się takie podejście. Większość Polaków nie czyta, nie myśli, przyswaja tylko tytuły i gotowe telewizyjne fejk newsy
Proszę Pana,
podzielam zdanie Szanownego Czarna Limuzyna.
Mnie również nie podoba się takie podejście.
Bardzo nie podoba mi się coś jeszcze.
W U L G A R Y Z O W A N I E!
Wulgaryzm wulgaryzmem pozostanie
także wtedy, kiedy jest wykropkowany.
Baaaardzo proszę zastanowić się nad tym, na co naraża pan Czytelnika swojego komentarza…
Kiedy ona ma czas czytać książki kiedy cały czas od rana do nocy musi być na manifestacjach.Ja czytam bo nie chodzę.
Każdy lub prawie każdy musi z tym walczyć. Ja też. Zacytuję:
Problem zepsucia werbalnego jest w Polsce powszechny i dotyczy także różnych „prawicowych”, „katolickich”, „tradycjonalistycznych” i internetowych działaczy. To nie jest polska kultura!
Co więcej, są i tacy, którzy nie widzą problemu albo bronią tego pomylonego procederu. Pomylona apologia wulgaryzmów!
Jak się skończyło dopatrywanie się dobra w grzechu, to już wiemy z kontekstów rajskich, ewinych.
„Przecież z obfitości serca usta mówią. Dobry człowiek z dobrego skarbca wydobywa dobre rzeczy, zły człowiek ze złego skarbca wydobywa złe rzeczy. A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony” (Mt 12, 34-37).
„Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym” (Ef 4, 29).
Mój wpis z założenia miał być dosadny i wejść taranem…rzeczywiście cieszy się popularnością, lecz na podstawie reakcji, domyślam się, że większość nie zrozumiała go. Puenta jest na końcu:
Ludzie, którzy nie wiedzą co znaczy ojczyzna, bo żyją wszędy. Tragiczni , nerwowi ludzie. Przybłędy.Julian Tuwim. To bardzo pasuje do nieokreślonej tożsamości Pani Rottenberg.