Mija kolejna rocznica urodzin Zbigniewa Herberta. Wykorzystując okazję, wpadłem na pomysł, aby uraczyć czytelników paroma wierszami szanownego jubilata oraz wierszami tych, którzy z nieznanych mi przyczyn znaleźli się kiedyś w polu mojego widzenia. Wybór, którego dokonałem nie wynikał z chęci przeciwstawienia niewątpliwie doskonałych wierszy Herberta wierszom współczesnym. Proszę uwierzyć na słowo, że zgodnie z moim gustem, starałem się eliminować najgorsze, dbając przede wszystkim o to, aby były „współczesne”. Wśród nich są takie, które mi się podobają.
„Pan Cogito myśli o krwi” – Zbigniew Herbert
1
Pan Cogito
czytając książkę
o horyzontach nauki
dzieje postępu myśli
od mroków fideizmu
do światła wiedzy
natknął się na epizod
który zaćmił
prywatny horyzont Pana Cogito
chmurą
drobny przyczynek
do opasłej historii
fatalnych ludzkich omyłek
bardzo długo
utrzymywało się przekonanie
że człowiek nosi w sobie
spory rezerwuar krwi
pękatą beczułkę
dwadzieścia parę litrów
– bagatela
stąd można zrozumieć
wylewne opisy bitew
pola czerwone jak koral
wartkie strumienie posoki
niebo które powtarza
nikczemne hekatomby
a także powszechną
metodę leczenia
chorym
otwierano tętnice
i lekkomyślnie spuszczano
drogocenny płyn
do cynowej misy
nie wszyscy wytrzymywali
Kartezjusz szeptał w agonii
Miessieurs épargnez –
2
teraz wiemy dokładnie
że w ciele każdego człowieka
skazańca i kata
płynie zaledwie
cztery pięć litrów
tego co nazywano duszą ciała
kilka flaszek burgunda
dzbanek
jedna czwarta
pojemności wiadra
mało
Pan Cogito
dziwi się naiwnie
dlaczego to odkrycie
nie wywołało przewrotu
w dziedzinie obyczajów
powinno przynajmniej skłonić
do rozsądnej oszczędności
nie wolno jak dawniej
rozrzutnie szafować
na polach wojen
na placach kaźni
naprawdę jest tego niewiele
mniej niż wody nafty
zasobów energetycznych
stało się jednak inaczej
wyciągnięto wnioski haniebne
zamiast powściągliwości
rozrzutność
ścisły pomiar
umocnił nihilistów
dał większy rozmach tyranom
wiedzą teraz dokładnie
że człowiek jest kruchy
i łatwo go wykrwawić
cztery pięć litrów
wielkość bez znaczenia
tak więc tryumf nauki
nie przyniósł obroku duchowego
zasady postępowania
moralnej normy
to mała pociecha
myśli Pan Cogito
że wysiłki badaczy
nie zmieniają biegu rzeczy
ważą zaledwie tyle
co westchnienie poety
a krew
płynie dalej
przekracza horyzont ciała
granice fantazji
– będzie chyba potop
Herbert Zbigniew
Potwór Pana Cogito
1
Szczęśliwy święty Jerzy
z rycerskiego siodła
mógł dokładnie ocenić
siłę i ruchy smoka
pierwsza zasada strategii
trafna ocena wroga
Pan Cogito
jest w gorszym położeniu
siedzi w niskim
siodle doliny
zasnutej gęstą mgłą
przez mgłę nie sposób dostrzec
oczu pałających
łakomych pazurów
paszczy
przez mgłę
widać tylko
migotanie nicości
potwór Pana Cogito
pozbawiony jest wymiarów
trudno go opisać
wymyka się definicjom
jest jak ogromna depresja
rozciągnięta nad krajem
nie da się przebić
piórem
argumentem
włócznią
gdyby nie duszny ciężar
i śmierć którą zsyła
można by sądzić
że jest majakiem
chorobą wyobraźni
ale on jest
jest na pewno
jak czad wypełnia szczelnie
domy świątynie bazary
zatruwa studnie
niszczy budowle umysłu
pokrywa pleśnią chleb
dowodem istnienia potwora
są jego ofiary
jest dowód nie wprost
ale wystarczający
2
rozsądni mówią
że można współżyć
z potworem
należy tylko unikać
gwałtownych ruchów
gwałtownej mowy
w przypadku zagrożenia
przyjąć formę
kamienia albo liścia
słuchać mądrej Natury
która zaleca mimetyzm
oddychać płytko
udawać że nas nie ma
Pan Cogito jednak
nie lubi życia na niby
chciałby walczyć
z potworem
na ubitej ziemi
wychodzi tedy o świcie
na senne przedmieście
przezornie zaopatrzony
w długi ostry przedmiot
nawołuje potwora
po pustych ulicach
obraża potwora
prowokuje potwora
jak zuchwały harcownik
armii której nie ma
woła –
wyjdź podły tchórzu
przez mgłę
widać tylko
ogromny pysk nicości
Pan Cogito chce stanąć
do nierównej walki
powinno to nastąpić
możliwie szybko
zanim nadejdzie
powalenie bezwładem
zwyczajna śmierć bez glorii
uduszenie bezkształtem
Herbert Zbigniew
Powrót prokonsula
Postanowiłem wrócić na dwór cesarza
jeszcze raz spróbuję czy można tam żyć
mógłbym pozostać tutaj w odległej prowincji
pod pełnymi słodyczy liśćmi sykomoru
i łagodnymi rządami chorowitych nepotów
gdy wrócę nie mam zamiaru zasługiwać się
będę bił brawo odmierzoną porcją
uśmiechał się na uncje marszczył brwi dyskretnie
nie dadzą mi za to złotego łańcucha
ten żelazny wystarczy
postanowiłem wrócić jutro lub pojutrze
nie mogę żyć wśród winnic wszystko tu nie moje
drzewa są bez korzeni domy bez fundamentów deszcz szklany kwiaty
pachną
woskiem
o puste niebo kołacze suchy obłok
więc wrócę pojutrze w każdym razie wrócę
trzeba będzie na nowo ułożyć się z twarzą
z dolną wargą aby umiała powściągnąć pogardę
z oczami aby były idealnie puste
i z nieszczęsnymi podbródkiem zającem mej twarzy
który drży gdy wchodzi dowódca gwardii
jednego jestem pewien wina z nim pić nie będę
kiedy zbliży swój kubek spuszczę oczy
i będę udawał że z zębów wyciągam resztki jedzenia
cesarz zresztą lubi odwagę cywilną
do pewnych granic do pewnych rozsądnych granic
to w gruncie rzeczy człowiek tak jak wszyscy
i już bardzo zmęczony sztuczkami z trucizną
nie może pić do syta nieustanne szachy
ten lewy kielich dla Druzjusza w prawym umoczyć wargi
potem pić tylko wodę nie spuszczać oka z Tacyta
wyjść do ogrodu i wrócić gdy już wyniosą ciało
Postanowiłem wrócić na dwór cesarza
mam naprawdę nadzieję że jakoś to się ułoży
Jacek Podsiadło /tegoroczny pretendent do nagrody NIKE/
Dymy koksowni i mary martenów,
domy Sodomy, mury Gomory,
pomniki bez podstaw, symetrie bez osi.
To miasto bez urody, z imieniem z kapelusza,
z rodowodem kupionym od ruskich na bazarze,
Z fałszywym DNA. Stworzono je z popiołów,
piastowskich urojeń i ludzkiego tłucznia, jaki się nawinął […]
Zrobiono je stolicą obcej mu piosenki […].
[“Memu miastu na odpierdol”]
Kinga Basik
Noc chasydów
Na ulicy
przy ognisku
obchodzą
swoje święto –
roztańczeni.
Jak
stare
pogrzebacze –
wzniecają iskry
gasnące
w czarnym pluszu
nieba.
6.02.2004
Dariusz Grzegorz
Urzędnik do petentów
„Będą państwo mieć kłopoty za te głupie żarty
według dokumentów
nastąpiła wasza śmierć
na to nic nie możemy poradzić
zwykła śmierć nie leży w naszych kompetencjach
My zadajemy ból przedawnienia
karzemy Pustką
z uwięzionym w środku paragrafem
lub krótką odpowiedzią negatywną.
A tu, o tu… nie! Tu! Przecież pokazuję wyraźnie,
tu leży granica
Której nie możemy przekroczyć.
Naraziło by to nas na grymas
Kierownika
Potem ostatnie słowo – NIE
I nic nie zmienią tłumaczenia, że tak naprawdę to jesteśmy
tylko aniołami
Które pojawiły się w urzędach by zbawić
kadrę średniego szczebla.
Karol Samsel
Autodafe (25)
116
Mam aksamitne rękawiczki, wyobraź sobie, proszę.
Mam perłowe nausznice. Ten poemat był moim wy-
ciem do księżyca i w głębi serca przyzwalam sobie
na myśl, że dzięki Autodafe na niezawodnym, siza-
lowym sznurku moich wnętrzności – jedynym, na
czym można wciąż bezwzględnie polegać – przy-
ciągnąłem go jeszcze bliżej Ziemi. I „pozwoliłem
złemu dojść aż do rdzenia życia”, jak mówi Klau-
diusz w Hamlecie. Klaudiusz Samsel. Samsel to
taka ślina Klaudiusza wymieszana z błotem, po
117
którym stąpała Gertruda. Samsel to taki obiekt
na celowniku młodego Różewicza-snajpera. I
tak, byłby mnie zabił, gdybym pisał Autodafe
w 1943 roku na ulicach Warszawy, z pewnoś-
cią jako Niemiec, jakiś Meyrink Strobl Gene-
ralnego Gubernatorstwa. Z mojego przepoło-
wionego przez Różewicza, niemieckiego cia-
ła wyszłaby kilkumiesięczna, łkająca Elfrie-
de Jelinek i zgasłoby słońce na parę – zupeł-
nie bezcennych sekund. Prześladowałbym
118
po śmierci wszystkie książki, w których Tade-
usz chce się spowiadać. Strąciłbym do wilcze-
go dołu irracjonalizmu – jego Nic w płaszczu
Prospera, jak balon przekłułbym – Matka od-
chodzi. Byłbym jego literackim nemezis wed-
le najlepszych prawideł, które we francuskiej
dziewiętnastowieczności ustalił Sainte-Beuve,
układne nemezis państwa Hugo. A na co ci ta
nienawiść? – pyta mnie moja matka. A na co
ci ta miłość? – odpowiadam jej, a ona się usu-
119
wa jak serce, które nie kończy inaczej – jedy-
nie spadkiem w przepaść. Założę paciorki na
szyję – zechciej sprawdzić, czy żyję. Pokryję
chusteczką piersi – i trwajmy o kłosek mąd-
rzejsi. Siedzę w dresach, t-shircie białym jak
płatek kosmetyczny przed klawiaturami, któ-
re z rozkoszy tracą oddech. Czy to właśnie –
jest piekło? Nie zdarło się życie, nie zdarło,
czas udać się w nowe tarło. Nie przeszło dy-
mem, nie przeszło, Bóg na nas szykuje swój
120
brzeszczot, tak nas uwolni od pieszczot. A
ja, jeśli mi pozwolisz, tak tu już pozostanę.
Na Twoim łóżku, obok Twojego śpiącego
dziecka, biblioteczki, łazienki. Z rozerwa-
ną słowami błoną dziewiczą. Taki Asnyk,
powiedzmy – z kapsułką krwi w lewym o-
ku, położony do snu ze spóźnionym męż-
czyzną zakrwawionym w kobiecie w pła-
chcie leśnego zwierzęcia. Koziołkowanie
serca. Ścięta kitka afektu, która wyrasta
*
po latach w kwiat
paproci emocji.
7.09.2017
Nieznany poeta
Śmierć reformatora
Ma się nie skończyć Prokrustesa dzieło?
Inni podejmą je, szczytnie zaczęte?
Chociaż nie jutro, przecież przyjdzie przełom,
niedoskonałe zostanie odcięte.
Czyż może jego ruchome imperium
między Ateny a Megarę wrosłe,
wprawione w ładu szukaniu kryteriów,
przeminąć, chociaż jak maczuga proste.
Czyż przewinieniem jest reformatora,
że świat odbiega od doskonałości.
By ład przywrócić czasem łamać pora,
przeważnie cudze, nigdy własne kości.
Czyż się bez ofiar postęp obyć może?
czyż ci, co znają idealne kształty
mają zostawić nierówności zgorzel?
nie odciąć? Cóż, że krwi popłynie Bałtyk.
Komu potrzebna starców paplanina,
ich głupie rady, ich rozwaga głupia.
Który maczugi nie może utrzymać,
na niego czeka doskonałość trupia.
Gdzie brak rad starców, nie ma starych błędów,
bo kto szlak poznał, zebrał doświadczenie,
nie zda relacji z potknięć i zakrętów,
więc każda droga nowym jest błądzeniem.
Czy można twórcę tak szczytnych dzieł zmuszać,
aby na skutek jakiejś głupiej sztuczki
życie postradał z ręki Tezeusza,
tego oszusta z babskim kłębkiem włóczki.
Kto teraz znajdzie doskonały wzorzec,
kto sprostać zdoła chwalebnemu dziełu,
kto będzie umiał spożytkować łoże.
Nowy Prokrustes czy nowy Tezeusz.
———-
Ze zbioru Na śladach Pana Cogito
Właśnie dlatego, że znalazłem się wśród autorów tej mini antologii jest mi trochę niezręcznie komentować, zwłaszcza, że Pan sam ucieka od oceny, pisząc “Wśród nich są takie, które mi się podobają”, nie precyzując, któreż one są.
Jeśli zaś chodzi o moją opinie, nie czuję się żadnym autorytetem w kwestii poezji, pseudonim Nieznany Poeta został mi nadany na jajach bzdyklaczy, gdzie, (używając tego samego nicka jak tutaj), raczej bawiłem się w rymowanie.
Jeśli jednak trzeba, spróbuję sformułować kilka zdań.
W pierwszej kolejności odniosę się do formy. Ja lubię rytm i rym, inni autorzy nie przywiązują do tego wagi.
Ale to jest tylko forma. Zbigniew Herbert, zrezygnowawszy z tej formy potrafił wypełnić treścią, nie brak w jego twórczości myśli bardzo udanie sformułowanych i zapadających w pamięć.
Natomiast czytając czasem utwory “współczesne”, mam wrażenie że jest to jakiś konkurs na najcudaczniejsze zestawienie słów, niekoniecznie mające sens.
Chociaż… znalezienie rymu złożonego ze słów brzeszczot i pieszczot byłoby sztuką nie lada, autorowi powyżej to się nie udało. I chyba tylko ten brzeszczot do(od?) pieszczot mnie na tyle “wzruszył”, żeby zapaść w pamięć.
Pan Podsiadło: jeżeli ktoś tytułuje utwór “Memu miastu na odpierdol” to… szkoda słów.
Oto kilka zdań w temacie. To, że sam zajmuję się “rymarstwem” nie czyni ze mnie nawet znawcy, a cóż dopiero eksperta.
Jeszcze raz przepraszam, za ociąganie się z odpowiedzią.
Miałem kłopot, które wiersze wybrać. Herberta lubię i mam do niego słabość, a ponadto uważam, że napisał dużo b. dobrych wierszy. Zerknąłem na Marcina Świetlickiego i się załamałem. Jest podobno w lekturach szkolnych.
Z Jacka Podsiadły wybrałem ten fragment, który wydał mi się lepszy od pozostałych./ostatni jego zbór/
Zupełnie inny jest Wencel (nie ma go w zestawieniu). Wencel jest nielubiany przez poniewierców, bo widać u niego wpływ Herberta. Oto jego wiersz:
Wojciech Wencel: Ikar
Jego mityczny upadek nie został zauważony
w mieście wciąż handlowano złotem i bawełną
pług brnął przez czarną ziemię okręty płynęły
a pasterz przeliczywszy setkę pańskich owiec
stał odwrócony do morza barczystymi plecami
i marzył o niebieskich migdałach
gdyby nie pióra na wodzie można by pomyśleć
że nic się tu nie stało (Codzienność zawsze zwycięża,
jest trwalsza od wielkich tragedii.)
lecz my czuliśmy grozę patrząc na ten pejzaż
bo się nie zabliźniła jeszcze rana świata
i powietrze drgało jak ciało skazańca
pytanie: szpony bestii czy sztylety słońca
w gruncie rzeczy nie ma większego znaczenia
bowiem ciemna istota jest zawsze ta sama
sprowadzić z wysokości i unurzać w błocie
spoza ram obrazu przyglądał się nam uważnie
sprawca: demon wschodu lub demon południa
Wydaje mi się, że do pełnego odbioru wierszy klasycznych w treści, /niezależnie od formy/ potrzeba wrażliwości muzycznej i malarskiej
Wiersze które lubię mają zawsze trochę w czubie – odrobinę
czerwonego wina, solonego mięsa i morskiego
błękitnego aksamitu. Trochę ognia i muzyki starych skrzypiec ;-))
Mama niemały problem z odpowiedzią. Proponuje mi Pan rozmowę o poezji, tymczasem żaden ze mnie znawca, nie mam wykształcenia w tym kierunki (ani polonistyka, literaturoznawstwo).
W związku z tym nie jestem zobowiązany do stosowania kryteriów, które proponują nam autorytety, czy też kreowane mody.
I w tym momencie napotykam na trudność kolejną, albowiem bardzo nie lubię krytykanctwa i narzekactwa, a zwłaszcza w dziedzinie poezji należałoby raczej stosować zasadę “degustacji” ;) (de gustibus…) niemniej jednak w przypadku zaproponowanego Wencla mam pewne zastrzeżenia.
Otóż poeta ten, w swoje motto wpisał sentencję “moja muza jest siostrą nicości”, być może jest w tym jakaś aluzja, której nie rozumiem, jeśli jednak nie, to trudno mi patrzeć bez podejrzeń na jego twórczość. Jak bowiem udowadnia przypadek Sartre’a, od nicości są mdłości.
A ja oczekuję treści,
którą autor w wierszu zmieścił,
opakował w metafory,
w rymy, w rytmy. Jeśli chory
ten, co pisze wiersze rozum,
często z wiersza wieje grozą. (albo gnozą)
Skrzypce, mięso, morze, wino,
też się mogą gdzieś przewinąć,
albo znaleźć miejsce stałe,
zaraz za zwrotek podziałem,
lecz tym co urzeka człeka,
jest sens, czyli wiersza przekaz.