Chodzi naturalnie o Vuelta d,Espana, czyli wyścig dookoła Hiszpanii, którego ostatni, 21 etap właśnie trwa. Jest to tzw. “etap przyjaźni”, z Arreyomolinos do Madrytu, liczący 117 km. Kolarze jadą sobie spacerkiem przez ok. 70 km, a przez pozostały dystans sprinterzy będą się ścigać na ulicach Madrytu pokonując ok. pięciokilometrowe rundy. Po drodze do miasta zawodnicy popijają piwo, cydr i szampana, pozdrawiając się nawzajem. Wyniki wyścigu są już w zasadzie ustalone, oprócz klasyfikacji punktowej, która zależy od rezultatów ostatniego etapu.
Cały wyścig wygrał Christopher Froome, drugie miejsce zajął Vincenzo Nibali, a trzecie Ilnur Zakarin. Zawody stały pod znakiem zakończenia kariery przez Alberto Contadora, słynnego hiszpańskiego kolarza. Wszędzie na trasie kibice pozdrawiali go i dziękowali mu. Odwzajemnił się on w pięknym stylu wygrywając bardzo trudny 20 etap. W całym wyścigu najciekawsza była właśnie rywalizacja o zwycięstwa etapowe. Podobnie jak to było na Tour de France, Froome na trzecim etapie uzyskał prowadzenie w klasyfikacji generalnej i dzięki pracy jego drużyny Sky – nie oddał go już do końca. Bardzo wcześnie drugie miejsce zapewnił sobie Nibali. Rywalizowano więc tylko o trzecie miejsce, Etapy wygrywali zaś często mało znani kolarze, tacy jak Yves Lampaert, Miguel Angel Lopez [dwa etapy], Stefan Denifl i Sander Armee. Froome wygrał dwa etapy, 9 i 16 – czasówkę. Nibali wygrał jeden etap, a Zakarin – ani jednego.
Polacy wypadli nieźle. Tomasz Marczyński wygrał dwa etapy, Rafał Majka – jeden. Paweł Poljański był dwa razu drugi, a raz czwarty. Majka był trzeci na 8 etapie. Było ich widać. Równolegle z trzecim tygodniem Vuelta d.Espana odbywał się wyścig Tour of Britain, liczący 8 etapów, bardzo silnie obsadzony. Wygrał go Lars Boom, drugi był Edvald Boasson Hagen, a trzeci Stefan Kueng. Michał Kwiatkowski zajął piąte miejsce, zaś Łukasz Owsian zdobył tytuł najlepszego górala. Oba wyścigi były ciekawe i przyjemnie było je oglądać. Teraz pozostaje tylko czekać do maja przyszłego roku, kiedy to zacznie się Giro d’Italia [po drodze będą jeszcze mistrzostwa świata, ale to całkiem co innego].
W tym roku Vuelta, podobnie jak w zeszłym roku, znowu podobała mi się bardziej, niż Tour de France. Trasy ciekawsze, bardziej wymagające, zaś nazwiska wcale nie gorsze. Nie mówiąc już o widokach o malowniczych miasteczkach do oglądania, bo to jest bajka.
W Tour de France było w tym roku za dużo etapów wiodących przez nieciekawe płaskie pola.