Stara szkoła wymagała osobistej obecności na miejscu wydarzeń. Postęp techniczny powoduje, iż powoli staje się to anachronizmem. W mojej notce “Zaczipowani?” {TUTAJ} napisałam:
“Trzydzieści lat temu nikomu się nie śniło, że prawie każdy będzie miał smartfona z dostępem do Internetu. Ten ostatni jest już traktowany jak powietrze, a wirtualna rzeczywistość wypiera real.
Ujawniło się to podczas jednego z terrorystycznych zamachów w Niemczech. Cezary Gmyz podążył na miejsce zdarzenia i niczego się nie dowiedział, bo policja zablokowała dostęp. Wiele można się było jednak dowiedzieć z Twittera, gdzie przypadkowi świadkowie zamachu dzielili się swymi wrażeniami.”.
Obecność w sieci okazała się lepsza od osobistego pojawienia się. Mogę podać następne przykłady tego rodzaju. W dniu 15 sierpnia 2017 odbyła się defilada wojskowa. W poprzednich latach starałam się obejrzeć ją na placu na Rozdrożu. Zwykle niewiele widziałam z powodu ogromnych tłumów. W tym roku po prostu włączyłam mój nowy, lepszy telewizor. Zobaczyłam wszystko dokładnie i jeszcze wysłuchałam objaśnień – która maszyna jest która i do czego ma służyć.
Przez sześć lat uczęszczałam na rozmaite wykłady i spotkania, omawiając je potem na moim blogu. Jesienią zeszłego roku kupiłam laptop z większym ekranem i podłączyłam szybszy Internet. Okazało się, iż najwygodniej jest oglądać i słuchać relacji z tych imprez, które można znaleźć na YouTubie lub w internetowej telewizji. Robić się to da o dowolnej porze dnia i nocy, a jeśli jakiś fragment umknie mojej uwadze – to mogę go odtworzyć ponownie. Co więcej, coraz częściej umożliwia się zadawanie pytań przez Internet [podczas relacji na żywo]. Różne imprezy albo relacjonowane są na żywo, albo ich nagranie pojawia się w sieci prawie natychmiast, znacznie szybciej niż zdążyłabym omówić dane wydarzenie na moim blogu. Moja pisanina stała się anachronizmem.
W portalu Money.pl {TUTAJ (link is external)} ukazał się w lipcu artykuł “Armchair travel czyli nowy sposób na wakacje”. Czytamy w nim:
” Na czym polega armchair travel?
To nic innego, jak podróżowanie bez wychodzenia z domu – w fotelu. Do wymarzonej wakacyjnej lokalizacji przenosimy się jedynie mentalnie – oglądając film, korzystając z wirtualnych wycieczek, czytając książki o danej kulturze, jej zabytkach, a nawet spożywając tradycyjne posiłki danego regionu. Z pewnością części z nas ten pomysł wyda się absurdalny – bo czy wakacje w domu to wciąż wakacje? Jeśli wyznacznikiem udanych wakacji jest dla nas możliwość odpoczynku, oderwania się od pracy oraz poznania świata – to jak najbardziej.”.
Postęp techniczny sprawia, że ta wizja staje się coraz bardziej realna.
______________________________________________________________________________________________________________
Fot. money.pl
A jednak obecność w ciele na danym wydarzeniu daje jedna istotną przewagę: wiarygodność statusu świadka. Ponieważ inni świadkowie mogą potwierdzić, że tam byli i Panią także widzieli oraz ustalić wspólne fakty.
Ten sam postęp technologiczny, który Pani chwali, pozwala niestety na tworzenie całḱowicie fałszywych przekazów. Dziś nawet “domowymi” sposobami (czyli poza instytucją np. naukową) można przy użyciu nowoczesnych narzędzi informatycznych, jak grafika komupterowa i sieci neuronowe, wygenerować dowolny obraz i dźwięk. Przykładowo: mając próbki głosu i ruchów twarzy danej osoby, można już sprawić, by jej obraz powiedział to, co chcemy. Zatem nie można już ufać niczemu poza realnie istniejącymi świadkami zdarzeń w ciele.
Zachęcam zatem, jak papież Franciszek, do schodzenia z kanapy w miarę możliwości :)
Z obu tych wizji “postępu”, tzn z wiary w internet i z niewiary w prawdę internetu wypływa wspólny wniosek: nie ma sensu czytanie blogów. Bo pisanina jest anachronizmem i nie wiadomo czy to co jest napisane to prawda.
“Wszyscy kłamią, nie ma to jednak znaczenia, gdyż nikt nikomu nie wierzy”?
Czytanie dobrych blogów ma sens, tak samo jak poznawanie świata dzięki rzetelnym mediom. Tyle, że aby znaleźć kryteria do osądzenia, który blog, które medium jest dobre – nie możemy ograniczyć się do Internetu i tv.
Dlatego władcy tego świata pozwalają na istnienie Internetu, a nawet nie ograniczają zbytnio wolności słowa w nim panującej – gdyż staje się on idealnym narzędziem zniewolenia umysłów, Matrixem.
Wybieramy klatkę, bo wydaje się wygodniejsza od rzeczywistego świata.