Właściwie nastąpiło to już dawniej, jeszcze za rzadów PO-PSL, gdy prezes TK, Rzepliński lobbował w Sejmie za ustawą, która obok bezprawnego wyboru trzech sędziów TK – dawała jeszcze TK prawo do odwołania prezydenta RP. Potem Rzepliński prowadził długą wojnę z rządem PiS, próbując nadać TK rangę “superparlamentu”. Wojna ta zostala ostatecznie przegrana przez Rzeplińskiego i wtedy na pierwszą linię obrony interesów korporacji sędziowskiej wysunął się Sąd Najwyższy. Było to szczególnie widoczne dzisiaj [31.05.2017], kiedy to siedmiu sędziów SN stwierdziło [bezpodstawnie], że prezydent Andrzej Duda nie miał prawa ułaskawić Mariusza Kamińskiego.
SN powrócil do tej sprawy sprzed półtora roku na wniosek trzech sędziów SN. Była to więc własna autorska akcja SN, mająca na celu dokuczenie znienawidzonemu prezydentowi oraz rządowi. Ze sprawiedliwością nic wspólnego to nie miało. Można mieć wrażenie, iż elita polskich sędziów bytuje gdzieś w innym wymiarze. Widać to po jej działaniach. Co pewien czas organizuje ona spędy prawników, na których dowiedzieć się można osobliwych rzeczy. W zeszłym roku pani sędzia mówiła o sobie i swych kolegach jako o “wyjątkowej kaście ludzi”. W tym roku na majowym Kongresie Prawników prof. Popiołek oznajmił, że “suwerenem wcale nie jest naród”. Nie czytał on chyba Konstytucji.
W parze z tą megalomanią sędziów idzie nieumiejętność wywiązywania się z elementarnych obowiązków oraz zwykłe złodziejstwo. W dzisiejszym wydaniu Wiadomości TVP mowa była o korupcji w krakowskim Sądzie Apelacyjnym, gdzie ukradziono ok. 100 mln złotych, a zamieszany w aferę był prezes SA [były już, na szczęście]. Dla odmiany – w gdańskim sądzie zaginęly dyski z kluczowymi dowodami w sprawie Amber Gold. Tu również podejrzewać można korupcję..
W efekcie polski wymiar sprawiedliwości powszechnie postrzegany jest jako nieudolny i nieuczciwy. Próby jego naprawienia mogą liczyć na szerokie poparcie społeczne. Dlatego wszelkie próby “rokoszu sędziów” skazane są na niepowodzenie.
Czy jeszcze dawniej – za PRL?
Przecież nie było dekomunizacji, weryfikacji sędziów. Przede wszystkim nie zniesiono sowieckiego prawa, więc nawet ciężko mówić o weryfikacji, bo według jakich kryteriów, jakiego paradygmatu?
System “wymiaru sprawiedliwości” RP funkcjonuje obecnie w sytuacji prymatu legalizmu nad prawością, przyzwoitością i odpowiedzialnością, a prawo w ogromnej części wymierzone jest przeciwko interesowi narodowemu i społecznemu; ma ono służyć władzom państwowym jako narzędzie kontroli nad społeczeństwem.
Mimo, że nie jestem zwolennikiem PiS, to muszę się zgodzić, że SN przekroczył swoje kompetencje. Sędziowie orzekający w sprawie Kamińskiego mogli zwrócić się do swojej władzy zwierzchniej z pytaniem – “co mamy robić w tej sytuacji?”. Tylko, że SN nie powinien w odpowiedzi wyrażać opinii co może, a czego nie może robić prezydent, bo to reguluje konstytucja, a w sprawie jej interpretacji właściwy jest już raczej TK.
W sytuacji, gdy sędziów mianował w ogromnej części poprzedni ustrój, prezydent – jako posiadający znacznie silniejszy mandat (wybór powszechny versus pozostawanie sędziów na urzędach mimo, że jedynym uczciwym wyjściem byłoby zrealizowanie hasła “wszyscy won”) – powinien móc zaingerować w każdym etapie działania tzw. “wymiaru sprawiedliwości”, czy to przerywając postępowanie prokuratorskie, czy sądowe – jeśli wymaga tego interes społeczny lub sprawiedliwość (bez cudzysłowu: prawdziwa, oparta na prawie naturalnym).