Już piąty rok oglądam w Eurosporcie transmisje z wyścigów kolarskich. Nigdy, powtarzam nigdy nie zdarzyło mi się widzieć 21-etapowej rywalizacji, podczas której od początku do końca byłaby piękna pogoda. W tym roku [2017] na Giro d’Italia cały czas – od 5 do 28 maja – świeciło słońce, była dobra widoczność, nie było ani śniegu, ani gradu, ani nawet deszczu. Prawie wszędzie szosy były suche, a temperatura idealna do jazdy. Dzieki temu mogłam oprócz zmagań kolarzy podziwiać także wspaniałe krajobrazy Włoch – od Sardynii i Sycylii poprzez Kalabrię, płw. Gargano, Apeniny, Piemont, Lombardię, Alpy i Dolomity. Meta była w Mediolanie.
Cień na tę wspaniałą imprezę rzuciło jednak nieszczęście, jakie zdarzyło się dosłownie kilka dni przed jej rozpoczęciem. Podczas treningu zginął, przejechany przez ciężarówkę, wybitny włoski kolarz Michele Scarponi. Później na całej trasie wyścigu można bylo zobaczyć jego nekrologi. Sama rywalizacja zawodników była niezwykle ciekawa. Napięcie bowiem stale roslo, gdyż w miare trwania wyścigu wyniki czołowych kolarzy coraz bardziej się do siebie zbliżały. Na przedostatnim etapie doszło do tego, że czasy czterech prowadzących w klasyfikacji generalnej kolarzy różniły się od siebie mniej niż o minutę. Mimo, iż trasa Giro liczyła ponad 3000 kilometrów, o kolejności na mecie zadecydował 21 – ostatni etap, czyli jazda indywidualna na czas Monza-Mediolan o długości 29,3 km. Etap ten wygrał Jos van Emden, a drugi byl Tom Dumoulin,
W efekcie Tom Dumoulin wygrał wyścig, drugi był Nairo Quintana, a trzeci Vincenzo Nibali. Klasyfikację punktową wygrał Fernando Gaviria, zwycięzca czterech etapów, młodzieżową – Bob Jungels, który wygrał jeden etap, a górską – Mikel Landa [również triumfował na jednym etapie]. Tom Dumoulin wygral dwa etapy, a Quintana i Nibali – po jednym.
Wielkimi przegranymi tego jubileuszowego wyścigu byli Włosi. Nibali wygrał jeden etap i zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Rok temu był pierwszy, a włoscy kolarze wygrali pięć etapów. Za to Holandia miała powody do radości.. Tom Dumoulin był pierwszym Holendrem, który wygrał Giro d’Italia, a do tego inny Holender, Jos van Emden zwyciężył na ostatnim etapie. W Giro d’Italia jechalo kilku Polaków, ale nie odegrali oni znaczącej roli.
[zdjęcie wprowadzające – gettyimages.com]
Z mojej strony, jak zwykle, ograniczyłem się do obejrzenia kilku etapów górskich. I rzeczywiście, tegoroczny wyścig to była duża frajda, bo cały czas można było sobie zadawać pytanie, “czy odjadą, czy nie odjadą” (Dumoulin’owi). Tyle razy Quintana, Nibali i Pinot mieli okazję mu odjechać na więcej, a ten zawsze zachowywał bezpieczne straty i robił ich jak chciał na czasówkach.
Jakim cudem tak masywny kolarz o budowie sprintera tak dobrze trzymał się w górach-nijak nie mogę pojąć.
A widoki? Bajka. Nie to co nasze szaro-bure i pstrokate blokowiska.