Jedna z moich uczennic przyszła na lekcje w bluzie z napisem: „ Nobody is perfect. My name is Nobody”. Jestem zawodowym tłumaczem więc proszę oszczędzić mi pouczeń na temat przeczeń w języku angielskim. Wiem, że to tylko żart, lecz żart znamienny. Kończą się czasy gdy prawo głosu mógł mieć tylko Ktoś, jednostka wybitna, wyróżniająca się ze społeczności, poczuwająca się do odpowiedzialności za miliony i gotowa w akcie mesjanistycznej ofiarności poświęcić dla nich życie. Jak Konrad, który wykrzykiwał pod Niebiosa : „Nazywam się Milijon – bo za miliony kocham i cierpię katusze.” Kryteria wybitności się zmieniły. „Nazywam się Milijon bo decyduję o życiu i śmierci milionów”- mógł powiedzieć Hitler, Stalin, Castro i każdy inny totalitarny satrapa. Nazywam się Nikt bo żyję jak miliony i z milionami dzielę los, nie oczekuję żadnych przywilejów i nie poczuwam się do szczególnych talentów czy kompetencji, ale jak każdy Nikt mam prawo sam decydować o swoim losie może powiedzieć każdy z nas. Witold Gadowski trafnie zauważył, że w polityce kończy się era celebrytów. Wszędzie na Świecie obserwujemy bunt ludzi, którzy według kryteriów samozwańczych elit dążących do zachowania status quo są nikim, ale którzy w przeciwieństwie do przedstawicieli tych elit, ludzi w swoim mniemaniu ważnych i wspaniałych, zawsze wiedzieli jak powinni się zachować. Gdyby nie twardy opór tysięcy zwykłych ludzi, którzy na nikogo nie donosili, nie zapisywali się do partii, godzili się na pauperyzację, złe warunki mieszkaniowe, odebranie prawa głosu i innych praw cywilnych dawno bylibyśmy sowiecką republiką, której powstanie na naszych terenach postulowali swego czasu ci z piękną opozycyjną kartą. Heroiczny opór tych zwykłych ludzi pozwolił nam zachować niezależną państwowość. Bo pewnego heroizmu ze strony obrabowanych, spauperyzowanych, zawsze pomijanych przy awansach, prześladowanych przez bezpiekę wymagało nie skorzystanie z kuszącej możliwości odwrócenia tego losu przez dobrowolny udział w imperium zła. Podobnego heroizmu ze strony pisarza czy naukowca wymagało nie uczestniczenie w grach gęgaczy oscylujących pomiędzy wspieraniem imperium zła oraz jego potępianiem i oczekujących, że społeczeństwo będzie z napięciem śledzić te ich żałosne konwulsje.
Odrzucenie władzy celebrytów i chęć wykorzystania wynikających z demokracji uprawnień pojawia się w tym samym momencie w różnych punktach globu. Michele Foucault nazywa zjawisko pewnej spontanicznie pojawiającej się wspólnoty poglądów -episteme. Można traktować to pojęcie jako ducha dziejów czy znaki czasów. Nie rozpoznanie ducha dziejów czy znaków czasu jest typowym błędem poznawczym konserwatystów. Konserwatystami nazywam tutaj nie tych, którzy bronią tradycyjnych wartości, lecz tych, którzy chcą konserwować czyli zachować swoje przywileje. Zainstalowani w Polsce na sowieckich tankach, uwierzyli w swoją wyjątkową rolę i dziedziczną władzę. Demokracja wszystko jedno czy socjalistyczna, czy liberalna jest dla nich tylko listkiem figowym władzy sprawowanej w imieniu nas wszystkich czyli tych głupich, którzy najpierw nie pozwolili się pokąsać przez Hegla a potem nie chcieli zrozumieć, że pokąsanym i ich następcom należy się, jak twierdził towarzysz Szmaciak, cała pula.
Na Węgrzech ludzie pogonili władze, które- jak się same przyznały- okłamywały społeczeństwo od rana do wieczora. W USA nie chcieli wybrać powszechnie znanej aferzystki i postawili na kogoś nowego, kto- mając rację czy nie- mówi własnym głosem. W Polsce przestali akceptować bagno wzajemnych powiązań byłych funkcjonariuszy komunistycznego systemu, ludzi służb i dokooptowanych opozycjonistów, którzy wzajemnie wystawiają sobie certyfikaty ludzi honoru i piszą piękne opozycyjne karty.
Pan Żakowski komentując perypetie prawne Józefa Piniora raczył podobno powiedzieć, że nie wszyscy są równi wobec prawa, bo jednych się rozstrzeliwało a innych wieszało. Znam tę wypowiedź tylko z cudzych relacji. Nasuwa się pytanie ilu trzeba było rozstrzelać i powiesić, żeby zasłużyć na bycie Kimś?. Żeby zostać przyjętym do Związku Literatów wystarczyło podobno wydać dwóch kolegów i książkę, przy czym książkę nie koniecznie. Bolkowi, żeby został wielkim człowiekiem wystarczyło donosić na kolegów. Mazowieckiemu, Szymborskiej i wielu literatom do ich pięknej opozycyjnej karty trzeba dopisać prześladowanie biskupa Kaczmarka.
Widziałam kiedyś dziennikarza TV napastującego młodego chłopaka, który poruszając się wpław uratował w grudniu dwóch wędkarzy z wody tak lodowatej, że przeciętny człowiek nie zdecydowałby się zanurzyć w niej nawet dłoni. „ Kim pan jest?” dopytywał się dziennikarz. „ Nikim, zupełnie nikim” odparł chłopak i pośpiesznie się oddalił.
Pewien mój kolega, drukarz z czasów Solidarności musiał wypełnić jakąś ankietę. Opowiadał mi z przejęciem, że było tam miejsce na wpisanie osiągnięć naukowych, artystycznych i konspiracyjnych, ale w dziedzinie nauki i sztuki nie miał się czym pochwalić, a osiągnięciami konspiracyjnymi nie bardzo chciał. „Zostawiłem puste pole” – powiedział. Robotnik Huty Warszawa, człowiek uczciwy odpowiedzialny, życzliwy dla ludzi. Powierzyłabym mu bez wahania swoje dzieci pod opiekę, wszystkie moje pieniądze i prowadzenie trudnej akcji ratowniczej w skrajnych warunkach w Tatrach. Wiedziałam, że zawsze postąpi „jak trzeba”. „ To puste pole jakoś mi doskwiera, trudno pogodzić się z tym, że jest się nikim, że jest się mierzwą historii” – powiedział. „Nie jesteś mierzwą historii, jesteś prawdziwym arystokratą ducha i czynu”.- odparłam. Inka, choć Geremek nie wystawił jej pięknej karty konspiracyjnej, wiedziała jak trzeba się zachowywać w śledztwie. Mój znajomy, który nigdy nie sprzeniewierzył nawet 5 groszy nie chciałby przecież mieć pięknej karty opozycyjnej Piniora, do której trzeba dopisywać łapówki, ani karty Mazowieckiego, ani Szymborskiej. Ci ludzie: drukarz z konspiry, młody ratownik, Inka i im podobni, którzy zawsze wiedzieli jak należy postępować mają prawo powiedzieć:
Nazywam się Nikt, herbu- Puste Pole, zawołania- Jak Trzeba.
Chciałem napisać przed chwilą komentarz, ale zorientowałem się, że to jest również zawarte w pani felietonie – napisała pani “wszystko”.
Dopiszę pewien żart: Najbardziej znanym bohaterem wojny jest Nieznany Żołnierz, z zastrzeżeniem, że nasi Niezłomni byli znani z imienia i nazwiska, podobnie jak bardzo złomni znani i wymienieni pseudo bohaterowie III RP.
A to: “Nazywam się Nikt, herbu- Puste Pole, zawołania- Jak Trzeba”
przejdzie do kanonu najnowszej polskiej historii:-)
Pani Izo, bardzo lubię Pani felietony, ale tym razem doznalam pewnego rozczarowania. Przecie te Heideggery Levinasy i Foucalty to lewackie ciemniaki są. Osobie Pani pokroju nie wypada do tych blaznów ateistyczno-gnostyckich się odwolywać. Ponadto pojęcie “ducha czasu” jest z gruntu heglowskie, nie rozumiem jak więc można z jednej strony pisać o ukąszeniu Hegla, a potem odwolywać się do jego wymyslu jako uzasadnienia swoich tez. Trochę to ironiczne. Duch czasu wiedzie na manowce, duch ponadczasowy tam, gdzie Czlowiek być powinien. PS Nie jestem pewna czy owi “konserwatysci” rzeczywiście nie wiedzą, co w trawie piszczy, nie uważam ich za 100% idiotów (owszem to totalni ignoranci jeśli chodzi o chrześcijańską kulturę, historię, a nawet naukę, jednak przywara ta nie dotyczy innych obszarów życia), przeciwnie uważam, że KODomici i POlszewicy bardzo dobrze znają swoje możliwości i świetnie je wykorzystują. Już raz Polaków wykiwano w Magdalence, ci ludzie wyszkolili kolejne pokolenie i wyposażyli ich we wszystkie struktury i zasoby, którymi oni dysponowali. Daleko mi do optymistycznej wiary w jakiś prawdziwie konserwatywny przewrót na świecie. Jestem bardzo powściągliwa jeśli chodzi o szybkie wyroki w tych kwestiach. Czuję, że to jest przewrót kontrolowany i raczej sklonna jestem się go obawiać (do czego on, a raczej ci, co pociągają za sznurki zza kulis, zmierzają) niż otwierać szampana i wystrzeliwać przedwcześnie fajerwerki.
Ja też nie jestem w nastroju do fajerwerków. Bez przerwy dzieje się coś co postrzegam jako “operację fałszywej flagi”czy wręcz prowokację. Przeraża mnie na przykład katastrofa rosyjskiego samolotu.Wszyscy mimo woli obawiamy się strzałów w Sarajewie.
Oczywiście, że Foucault to lewak. Istnieje jednak takie zjawisko jak to co nazywa on episteme. Nie uciekniemy od pewnych nazwisk, ani terminów już raz wprowadzonych. Profesor Krasnodębski mówił, że gdy studenci pytają go o ponowoczesność podaje im jako lekturę Baumana. Czy fakt, że był aparatczykiem unieważnia wszystkie jego prace? Czy jeżeli komuch mówi że dwa i dwa jest cztery powinniśmy stwierdzić, że jest pięć?
Pani Izo, z tego co kojarzę komuch Bauman opowiada same bzdury, ale przyznaję, że osobiście go nie czytałam, więc może zdarzyło mu się powiedzieć też prawdę przez pomyłkę. Magdalenie Środzie też się zdarza powiedzieć coś z sensem, czy to znaczy, że Magdalena Środa jest jedyną osobą, która wygłasza identyczną tezę i czy akurat ją powinniśmy cytować kreując ją na fałszywy autorytet? To znaczy czy mając do wyboru dwadzieścia różnych osób mówiących to samo winnam zacytować właśnie tę osobę, która jest myślicielem najwątpliwszej renomy spośród tej dwudziestki? Nie sądzę. Jest to nieracjonalne i szkodliwe. To po pierwsze. Po drugie Foucault nie odkrył Ameryki z kwestią spontanicznego rodzenia się wspólnoty poglądów – o tym że wspólnota jest tworem spontanicznym wiadomo od dawien dawna. Nazywanie tego terminem “episteme” jest swoistym kuriozum w filozofii typowym dla fenomenologicznych pajaców. Episteme to termin określający poznanie i stosowanie go do zjawiska formowania wspólnoty, które polega głównie na łączeniu sił między ludźmi o podobnych skłonnościach moralnych jest wymazywaniem pierwotnego sensu tego pojęcia.