Cytat dnia
W piekle będzie wielka niezgoda pomiędzy duszą i ciałem, które by się chętnie rozdzieliły, gdyby to było możliwe. Ale przez najsprawiedliwszy wyrok Boga muszą pozostać ze sobą zjednoczone, aby tak jak razem grzeszyły, razem ponosiły za to karę.
Św. Albert
Człowiek cieszy się prawdziwym pokojem i wolnością, kiedy ciało poddane jest duchowi, a duch Bogu.
Św. Leon Wielki
Dziś Ewangelia zaprasza nas do rozpalenia serca ogniem miłości. Prośmy na początku o pomoc Ducha Świętego.
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 12,49-53
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».
Miłość jest jak ogień, który pali i rozgrzewa, który jest w ciągłym ruchu, aby ogarniać coraz to nowsze przestrzenie. To jest wewnętrzna chęć, z której płyną mocne decyzje, których nie sposób nie realizować. Ku czemu się zwracasz swoją miłością? Na co zużywasz ten „wewnętrzny ogień”?
Jezus w dzisiejszym fragmencie Ewangelii wspomina o chrzcie, ponieważ miłość jest także jak woda, która zatapia wszystko, w której wszystko się zanurza. Bo prawdziwa miłość ogarnia całe życie. Staje się ono podporządkowane jej jako celowi. Komu lub czemu jest podporządkowane twoje życie?
Pan dzisiaj wyraża pragnienia, by twoja miłość była zwrócona ku Niemu – nawet jeśli to może doprowadzić do odrzucenia wszystkich innych miłości, pozostałych pragnień twojego serca. Boskie serce płonie dla ciebie i dla ciebie Jezus przyjął swój krzyż. Spróbuj się zastanowić jaką miłością Mu na to odpowiadasz…
Jedną z cech miłości jest wdzięczność. Dlatego zwróć się na koniec do Boga, który jest Miłością Trzech Osób, z wdzięcznością za wszystko, czym cię dotychczas obdarzył…
Ogień spełniał rolę oczyszczającą i pozwalającą na odróżnienie podróbki od oryginalnego towaru. Ogniem rozpalonym przez Jezusa jest Jego nauczanie odsłaniające pierwotne objawienie Boga, zasłonięte przez judaistyczną tradycję. Nauczanie Jezusa różni się tak radykalnie od nauczania tego świata, że podział w społeczeństwie z jego powodu jest nieunikniony.
Chrztem Jezusa, czyli chrztem, który ma przyjąć, rozumianym etymologicznie jako zanurzenie się, jest posłuszeństwo woli Ojca wzywającego Go do siebie drogą poprzez Jerozolimę. Chrzest Jezusa odnosi się do męki na krzyżu dla odkupienia ludzi.
Jeśli podział pojawia się w miejsce społecznego pokoju, to znaczy że zbawienie przyjmują przez wiarę pojedynczy ludzie, a nie równocześnie całe rodziny i społeczności.
Podział powoduje słowo Ojca niebieskiego o królestwie. Głoszenie ewangelii powoduje napięcia i podziały. Pokojem Jezusa jest pokój z Bogiem dla każdego kto uwierzy. Pokój Jezusa nie polega na tolerancji zła, ale na miłości grzeszników szukających przebaczenia. Podział powoduje jednak, że nie ma pokoju społecznego, bo zbawienie przyjmują pojedynczy ludzie, a ni całe rodziny i społeczności ludzi.
Miłowanie Jezusa przez uczniów nie pomniejsza ich miłości wobec ich bliskich. Miłowanie kogoś bardziej niż Jezusa nie odnosi się do przykazania mówiącego o miłości rodziców, lecz do ich niedostatecznej wiary w Jezusa. Uczniowie nie mają się poddać presji, gdyby ktoś z rodziny chciał ich odciągać od Jezusa Chrystusa.
Negatywna reakcja rodziny rodzi się na wieść, że ktoś uwierzył w Jezusa, że On jest Mesjaszem, choć przywódcy religijni temu zaprzeczają. Kto nie uczyni Jezusa pierwszą i najważniejszą osobą swojego życia nie może być Jego uczniem.
Jeśli ktoś jest uczniem Jezusa, będzie coraz lepszym mężem, ojcem, dzieckiem, bratem; lepszą żoną, matką, siostrą i córką. Uczeń Jezusa będzie kochał innych jak siebie samego. Jezus uczy ich od dawna przebaczenia, pojednania oraz miłowania nieprzyjaciół.
Do pokoju społecznego uczniowie Jezusa nie powinni dążyć za wszelką cenę, szczególnie za cenę pójścia na kompromis ze światem.
Liturgia słowa na dziś
PIERWSZE CZYTANIE (Ef 3,14-21)
Abyście doszli do całej Pełni Bożej
Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Efezjan.
Bracia:
Zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście napełnieni doszli do całej Pełni Bożej.
Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków. Amen.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 33,1-2.4-5.11-12.18-19)
Refren: Pełna jest ziemia łaskawości Pana.
Sprawiedliwi, radośnie wołajcie na cześć Pana, *
prawym przystoi pieśń chwały.
Chwalcie Pana na cytrze, *
grajcie Mu na harfie o dziesięciu strunach.
Bo słowo Pana jest prawe, *
a każde Jego dzieło godne zaufania.
On miłuje prawo i sprawiedliwość, *
ziemia jest pełna Jego łaski.
Zamiary Pana trwają na wieki, *
zamysły Jego serca przez pokolenia.
Błogosławiony lud, którego Pan jest Bogiem, *
naród, który On wybrał na dziedzictwo dla siebie.
Oczy Pana zwrócone na bogobojnych, *
na tych, którzy czekają na Jego łaskę,
aby ocalił ich życie od śmierci *
i żywił ich w czasie głodu.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 12,49)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Przyszedłem ogień rzucić na ziemię
i bardzo pragnę, żeby on już zapłonął.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Łk 12,49-53)
Ewangelia powodem rozłamu
Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadani wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Ogień łaski i miłosierdzia
Jezus zapowiada swoją śmierć. On, umierając na krzyżu, stał się ofiarą strawioną przez ogień Bożego gniewu. Ten chrzest był konieczny. Wyniszczył to, co stare i dawne, a rozpalił to, co nowe. Jest to ten ogień, który według słów św. Efrema, niegdyś spadł jako kara na grzeszników. Jezus jest tym, który przyjął całkowicie ogień-gniew Boga na siebie zamiast ludzi. Na krzyżu stary ogień został ugaszony raz na zawsze, aby mógł być rozpalony nowy ogień – ogień łaski i miłosierdzia. Dlatego Jezus wyraża pragnienie, aby on już zapłonął. Przez Jego Śmierć w pełni objawił się Ojciec, który jest bogaty w miłosierdzie. Wybór miłości i opowiedzenie się za Bogiem muszą stać się ważniejsze nawet niż więzy z najbliższymi.
Chryste, Boski Ogniu Miłości, Ty płoniesz na ołtarzach całego świata. Pragnę Ci służyć całym sercem. Ty ofiarowałeś się za mnie całkowicie. Teraz ja ufnie poświęcam Tobie całe me życie.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016” ks.Mariusz Szmajdziński/Edycja Świętego Pawła
______________________________________________________________________________________________________________
Ewangelia: to da ci siłę, żeby nie użalać się nad sobą
Pokój jest możliwy tylko tam, gdzie nie ma zła
Mieczysław Łusiak SJ/Deon
Jedyne źródło satysfakcji
Pokój jest możliwy tylko tam, gdzie nie ma zła. Zło jest zawsze źródłem niepokoju (walki). Bycie dobrym nie oznacza więc, że jesteśmy bezkonfliktowi. Dobro często wywołuje konflikt – w zetknięciu ze złem. Dlatego konflikt sam w sobie nie jest czymś złym. Chodzi tylko o to, jak ten konflikt przeżywamy. Nie może on dawać nam żadnej satysfakcji. Satysfakcja ze zwycięstwa nad złem jest tak naprawdę satysfakcją ze zła. Jedynym źródłem satysfakcji powinna być dla nas Miłość Boga do nas.
______________________________________________________________________________________________________________
“Nowenna Pompejańska uratowała mnie przed szatanem”
Natalia dla Deon.pl
Przez przypadek natknęłam się na świadectwo kobiety, która uratowała swoje małżeństwo właśnie dzięki Nowennie Pompejańskiej. Filmik trwał prawie godzinę, ale oglądałam z takim zainteresowaniem, że nie wiedziałam, że już się skończył.
Ta historia wydarzyła się kilka miesięcy temu, a konkretnie na samym początku Roku Miłosierdzia.
Wraz z narzeczonym wróciliśmy z wakacji podczas których nie chodziliśmy do kościoła, nie dotrzymywaliśmy Przykazań Bożych. Hulaj dusza, piekła nie ma. Ogólnie byliśmy wtedy osobami wierzącymi i chodzącymi do kościoła, ale nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy Boga Żywego. Nasza wiara była słaba. Nie rozumieliśmy, nie wiedzieliśmy.
Wracając z podróży, uświadomiłam sobie, że między nami jest na prawdę źle – ciągłe kłótnie, brak szacunku – związek był na skraju wyczerpania, tracił sens, a ja tak bardzo pragnęłam go uratować.
Kiedy byłam już w domu, włączyłam laptopa i zaczęłam szukać jakiegoś rozwiązania tego problemu. Jakiejś ostatniej deski ratunku. I wtedy przez przypadek natknęłam się na świadectwo kobiety, która uratowała swoje małżeństwo właśnie dzięki Nowennie Pompejańskiej. Filmik trwał prawie godzinę, ale oglądałam z takim zainteresowaniem, że nie wiedziałam, że już się skończył.
Oczywiście to nie był przypadek, że się na niego natknęłam. Nic nie dzieje się przypadkiem, ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Po obejrzeniu tego nagrania od razu postanowiłam, że odmówię całą Nowennę, ale żeby było trudniej – cztery tajemnice, a nie trzy. Chciałam najpierw zamówić książeczkę, różaniec pompejański i kalendarzyk, aby odhaczać kolejne dni. Ale klamka zapadła.
Zbliżała się godzina 21, więc postanowiłam, że pójdę już spać, aby wcześniej wstać – wszystko zamówić. Zgasiłam światło, położyłam się do łóżka, zamknęłam oczy. Po kilku minutach zaczęłam się dziwnie czuć. Zaczęłam czuć strach, który z każdą sekundą stawał się coraz większy. Byłam pewna, że ktoś jest w moim pokoju. Nie wiedziałam, co się dzieje. Kiedy miałam zamknięte oczy, widziałam cień, który przelatywał mi tuż przed oczami.
Czułam dziwne i przerażające wibracje w nogach, tak jakby ktoś albo coś miało mnie zaraz za nie złapać, cała się zaczęłam pocić. Wstałam natychmiast, zapaliłam światło. Pierwsza myśl – różaniec. Usiadłam na łóżku, opatuliłam się i zaczęłam się modlić. Nic się nie zmieniało – nadal czułam czyjąś obecność w pokoju, czułam ten przeraźliwy strach, który mnie nie opuszczał. Zaczęłam szukać przyczyny w Internecie. Okazało się, że mogło to wynikać z obecności złego ducha, który się wkurzył, że chcę odmawiać Pompejankę.
Byłam przerażona. Nie spałam całą noc. Mieszkam obok kościoła, więc o szóstej rano byłam już na mszy. Poszłam do spowiedzi i opowiedziałam wszystko księdzu, wyspowiadałam się z grzechu. Nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Czułam ogromne oczyszczenie. Całą mszę przepłakałam, czując ulgę. Ksiądz poradził mi skontaktować się z egzorcystą z naszej parafii. Zaniechałam to, bo pomyślałam, że to koniec. Wygrałam. Niestety byłam w wielkim błędzie.
Oczywiście wszystko opowiedziałam chłopakowi. Dzwoniłam do niego w nocy, ale nie odbierał. Jak już mieliśmy okazję porozmawiać, to był sceptyczny. Chyba średnio mi wierzył. Razem pracujemy, więc byłam wykończona po nieprzespanej nocy. Kilka godzin później zostałam sama w pracy. Zaczęło się ściemniać dosyć wcześnie – była zima. I znowu to uczucie. Znowu poczułam czyjąś obecność. Kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Czułam, że zły duch mnie nie opuścił. Zaczęłam zgłębiać wiedzę, jak się przed tym bronić. Modliłam się. Czekałam aż przyjdzie do mnie różaniec pompejański, aby zacząć Nowennę.
Wróciłam do domu, położyłam się i to samo. Nie wytrzymywałam psychicznie. W środku nocy udało mi się dodzwonić do chłopaka i pojechałam do niego. Ale niestety też nie spałam. Już dwa dni chodziłam jak zombie. Trzeciego dnia byłam na skraju załamania, płakałam. Poprosiłam chłopaka, by został u mnie na noc. Zasnął natychmiast – ja nie mogłam. Obudziłam go w środku nocy.
Włączyliśmy jakiś film, abym spróbowała skupić uwagę na czymś innym. W końcu razem się modliliśmy. Około 3-4 nad ranem zasnęłam. Chłopak odłożył laptopa na ziemię. Położył się i zamknął oczy. Kiedy je otworzył, znowu miał laptopa na kolanach. Był przerażony. To był moment, kiedy mi uwierzył.
Czwartego dnia poszłam do spowiedzi i przeżyłam najowocniejszą i najpiękniejszą spowiedź w swoim życiu. Ksiądz powiedział, że po tej spowiedzi już więcej nic mnie nie będzie dręczyć, bo wyrzekłam się wszystkich grzechów. I miał rację. Jednak to nie jest koniec historii. Kiedy otrzymałam już różaniec i instrukcję, zaczęłam się modlić. Każdego dnia cztery różańce. Było ciężko. Bałam się modlić w nocy. Nie spałam już sama, ale z chłopakiem. Nic mnie nie dręczyło, ale został uraz w psychice.
Któregoś dnia poszłam na mszę o uwolnienie, która jest raz w miesiącu w naszej parafii. Wszystko było na początku okej. Pod koniec mszy ksiądz egzorcysta powiedział że teraz będzie największe uwolnienie poprzez różaniec. Najświętszy Sakrament został wystawiony i zaczęła się modlitwa. Przy którymś Zdrowaś Maryjo w drugiej dziesiątce zaczął się ten sam koszmar co tamtych nieszczęsnych nocy.
Tylko było gorzej. Zaczęłam mieć mroczki przed oczami, cała się spociłam, spodnie można było wyrzynać z wody, mdlałam, nie mogłam oddychać i ledwo co widziałam Sakrament. Zaczęłam błagać Maryję i Boga, aby to minęło. Nie mogłam nic mówić. Nie mogłam wypowiedzieć ani jednego słowa. Miałam paraliż. Ale po moim błaganiu to minęło. Mogłam już mówić i modlić się normalnie. To było przerażające, ale i niesamowite doświadczenie. Od tamtej pory nic takiego nie doświadczyłam. Wierzę, że zostałam uwolniona.
Na początku kwietnia skończyłam Nowennę. Pokornie prosiłam, aby Pan Bóg wypełnił swoją wolę. Prócz tego, że się nawróciłam, uwierzyłam i byłam szczęśliwa, to kilka dni po skończonej Pompejance otrzymałam pierścionek zaręczynowy. Spełniło się moje największe marzenie. Dla mnie to był cud. Naprawdę. Moja wiara jest głęboka jak nigdy wcześniej.
Pan Bóg dopuścił do mnie coś złego, aby mogło z tego wyniknąć jeszcze większe dobro. Byłam w tym roku w Częstochowie, na pielgrzymce. Niektórzy uważają, że zwariowałam, ale po prostu odnalazłam Boga Żywego. Każdego dnia się modlę. Bóg dał mi łaskę modlitwy, bo wiem, że sama bym sobie nie dała rady. Nikt by nie dał. Wszystkie nasze modlitwy są dzięki Duchowi Świętemu. On nas kieruje. Życzę wszystkim tego samego. Tego szczęścia. Spokoju ducha. Kiedy jesteś z Panem Jezusem nic Ci nie zagraża. On przemienił moje serce i wiem, że to samo może zrobić z Twoim. Musisz tylko Go poprosić.
______________________________________________________________________________________________________________
Czytelnia
Jan urodził się 24 czerwca 1390 r. w Kętach (ok. 30 km od Oświęcimia). Do naszych czasów przetrwało ok. 60 dokumentów z jego autografem, stąd wiemy, że podpisywał się najczęściej po łacinie jako Jan z Kęt (Johannes de Kanti, Johannes de Kanty, Johannes Kanti i Joannes Canthy). Po ukończeniu szkoły w Kętach, która musiała stać na wysokim poziomie, zapisał się w 1413 r. na Uniwersytet Jagielloński (miał wówczas już 23 lata). Studia przebiegały pomyślnie, o czym świadczą daty osiąganych stopni naukowych. Najpierw studiował nauki wyzwolone na wydziale artium, gdzie głównym wykładanym przedmiotem była filozofia Arystotelesa. Tu uzyskał w 1415 roku stopień bakałarza, a trzy lata później w styczniu 1418 roku został magistrem filozofii. Objął wówczas funkcję wykładowcy. Stanowisko to było wówczas bezpłatne. Dlatego na swoje utrzymanie Jan zarabiał prywatnymi lekcjami i pomocą duszpasterską jako kapłan (nie znamy dokładnej daty ani miejsca święceń kapłańskich, ale musiało to być między 1418 a 1421 rokiem).
W 1421 r. na prośbę bożogrobców z Miechowa Akademia Krakowska wysłała Jana Kantego w charakterze kierownika do tamtejszej szkoły klasztornej. Spędził tam osiem lat (1421-1429). Zadaniem szkoły było przede wszystkim kształcenie kleryków zakonnych. Wolny czas Jan spędzał na przepisywaniu rękopisów, które były mu potrzebne do wykładów. Wśród zachowanych kopii są pisma Ojców Kościoła, św. Augustyna, św. Tomasza, a także Arystotelesa. W Miechowie Jan Kanty pełnił równocześnie obowiązki kaznodziei przy kościele klasztornym. Musiał również interesować się w pewnej mierze muzyką, gdyż odnaleziono drobne fragmenty zapisów pieśni dwugłosowych, skreślonych jego ręką. W roku 1429 zwolniło się miejsce w jednym z kolegiów Akademii Krakowskiej. Przyjaciele natychmiast zawiadomili o tym Jana i sprowadzili go do Krakowa. Kolegium dawało pewną stabilizację – zapewniało bowiem utrzymanie i mieszkanie. Profesorowie w kolegiach mieszkali razem i wiedli życie na wzór zakonny. W początkach Uniwersytetu tych kolegiów było niewiele i były bardzo małe. Dlatego niełatwo było w nich o miejsce. Gdy tylko Jan wrócił do Krakowa, objął wykłady na wydziale filozoficznym. Równocześnie jednak zaczął studiować teologię (miał wówczas już ok. 40 lat). Jednocześnie jako profesor wykładał traktaty, które przypadły mu – ówczesnym zwyczajem – przez losowanie. Z nielicznych zapisków wiemy, że komentował logikę, potem fizykę i ekonomię Arystotelesa. Na tym wydziale piastował także urząd dziekański w półroczach zimowych: 1432/1433, 1437/1438 oraz w półroczu letnim 1438. Od roku 1434 sprawował także urząd rektora Kolegium Większego. W roku 1439 zdobył tytuł bakałarza z teologii. Pod kierunkiem swojego mistrza studiował Pismo święte, potem cztery księgi Piotra Lombarda, wreszcie teologię ścisłą. Co pewien czas trzeba było zdawać egzaminy, brać udział w dysputach, mówić kazania i prowadzić ćwiczenia. Ponieważ Jan był równocześnie profesorem filozofii, dziekanem i rektorem Kolegium Większego, nie dziw, że jego studia teologiczne wydłużyły się aż do 13 lat. Dopiero w roku 1443 uzyskał tytuł magistra teologii, który był wówczas jednoznaczny z doktoratem. W roku 1439 został kanonikiem i kantorem kapituły św. Floriana w Krakowie oraz proboszczem w Olkuszu. Nie był jednak w stanie pogodzić obowiązków duszpasterskich i uniwersyteckich. Po kilku miesiącach zrzekł się probostwa w Olkuszu. Hagiografowie zgodnie podkreślają, że beż żalu zrezygnował ze sporych dochodów. Fakt, że został wybrany na kantora, świadczy, że musiał znać się na muzyce. Urząd ten nakładał bowiem obowiązek opieki nad muzyką i śpiewem liturgicznym. Po uzyskaniu stopnia magistra (mistrza) teologii w roku 1443 Jan Kanty poświęcił się do końca życia wykładom z tej dziedziny. Pośród tych rozlicznych zajęć Jan znajdował jeszcze czas na przepisywanie manuskryptów. Jego rękopisy liczą łącznie ponad 18 000 stron. Biblioteka Jagiellońska przechowuje je w 15 grubych tomach. Część z nich znajduje się w Bibliotece Watykańskiej. Własnoręcznie przepisał 26 kodeksów. Zapewne sprzedawał je nie tyle na swoje utrzymanie, gdyż miał je wystarczające, ile raczej na dzieła miłosierdzia i na pielgrzymki. Jest rzeczą pewną, że w roku 1450 udał się do Rzymu, aby uczestniczyć w roku świętym i uzyskać odpust jubileuszowy. Prawdopodobnie do Rzymu pielgrzymował więcej razy, aby w ten sposób okazać swoje przywiązanie do Kościoła i uzyskać odpusty. Dyskusyjna jest natomiast pielgrzymka do Ziemi Świętej, o której piszą niektórzy biografowie. Niewykluczone, że Jan Kanty pielgrzymował nie do grobu świętego, ale do jego kopii w miechowskim kościele bożogrobców. Był człowiekiem żywej wiary i głębokiej pobożności. Słynął z wielkiego miłosierdzia. Nie mogąc zaradzić nędzy, wyzbył się nawet własnego odzienia i obuwia. Wielokrotne dzielił się posiłkiem z biednymi. Legenda mówi, że zdarzało się, iż wiktuały dane potrzebującemu bliźniemu w cudowny sposób odnawiały się na talerzu Jana. Będąc rektorem Akademii, zapoczątkował tradycję odkładania ze stołu profesorów części pożywienia codziennie dla jednego biednego. Dbał także o ubogich studentów, których wspomagał z własnych, skromnych zasobów. Przez całe życie nie zaniechał działalności duszpasterskiej. Wiemy, że krzewił kult eucharystyczny i zachęcał do częstego przyjmowania Komunii świętej, a wiele czasu poświęcał pracy w konfesjonale. Pomimo bardzo pracowitego i pokutnego życia, jakie Jan prowadził, dożył 83 lat. Zmarł w Krakowie 24 grudnia 1473 r. Istniało tak powszechne przekonanie o jego świętości, że od razu pochowano go w kościele św. Anny pod amboną. W 1621 r. synod biskupów w Piotrkowie wniósł prośbę do Stolicy Apostolskiej o rozpoczęcie procesu kanonicznego. Prace przygotowawcze rozpoczęto w roku 1628. W roku 1625 napisano życiorys Jana. Dla kanonizacji przygotowano jeszcze jeden żywot, według schematu przysłanego kwestionariusza. Beatyfikacja nastąpiła 27 września 1680 r. Dokonał jej papież bł. Innocenty XI. Kanonizacji – łącznie ze św. Józefem Kalasantym – dokonał Klemens XIII 16 lipca 1767 r. Kult św. Jana Kantego jest do dnia dzisiejszego żywy. Jest on bowiem czczony przede wszystkim jako patron uczącej się i studiującej młodzieży. Poświęcił jej przecież prawie całe swoje życie, aż 55 lat profesury. Jest także patronem Polski, archidiecezji krakowskiej i Krakowa; profesorów, szkół katolickich i “Caritasu”.W ikonografii św. Jan przedstawiany jest w todze profesorskiej. Często w ręku ma krzyż. Bywa ukazywany w otoczeniu studentów lub ubogich. Jego atrybutami są: scalony dzbanek, obuwie, które daje ubogiemu, pieniądze wręczane zbójcom, różaniec. brewiarz.pl
|
Dodaj komentarz