Jeżeli obowiązująca wersja historii nie odpowiada faktom, zawsze można, jak twierdził profesor Geremek, posłużyć się faktem prasowym. I tak od lat się dzieje. Cała nasza historia najnowsza pomału staje się zbiorem faktów prasowych czy literackich. Takim faktem literackim jest historia pogromu w Jedwabnym, w której zamiast materiałów rzetelnego śledztwa obowiązują fantasmagorie niejakiego Grossa. Takim faktem literackim i to z annałów literatury ubeckiej jest historia pogromu w Kielcach. Takim wreszcie faktem literackim jest historia słynnej karuzeli, rzekomo wirującej pod murami płonącego getta, uwieńczonej przez Miłosza w wierszu „ Campo di Fiori”. Mój ojciec, który mieszkał w pobliżu powiedział, że pod murami getta nie było wówczas żadnej czynnej karuzeli. To samo twierdziło wiele osób, miedzy innymi Stanisław Soszyński, Stefan Bratkowski, Ryszard Matuszewski. Pamiętał natomiast dobrze karuzelę Leszek Kołakowski. Historyk profesor Szarota pojednawczo stwierdził, że były dwie karuzele- jedna czynna a druga nieczynna.
Obowiązkiem IPN jest przeprowadzenie w tych sprawach rzetelnych śledztw. Natomiast obowiązkiem nas wszystkich jest spisywanie relacji jeszcze żyjących świadków historii. Na moje ręce w sprawie karuzeli złożył swe świadectwo pan Kazimierz Panek. Pozwolę sobie zacytować je dosłownie.
„”Miałem wtedy dokładnie 10 lat. Mieszkałem na Rybakach. Byłem gazeciarzem, ponieważ przestałem chodzić do szkoły i zajmowałem się sprzedażą „ Kuriera Warszawskiego”, niemieckiej gadzinówki, jedynego źródła wiadomości obok ulicznych głośników, nie licząc wydawanych przez podziemie tak zwanych gazetek. Po południu chodziłem do świetlicy przy ul. Długiej 13 prowadzonej przez Towarzystwo Przyjaciół Dzieci Ulicy.
Kiedy na około miesiąc przed powstaniem w getcie, na zachodniej stronie placu Krasińskich, na miejscu zburzonej kamienicy, powstało według terminologii używanej w gronie moich kolegów wesołe miasteczko, zachodziłem tam niemal codziennie. Po około dwu tygodniach miasteczko zostało rozebrane i gdzieś wywiezione. Pozostała jedynie tylko karuzela. Miałem swoje pieniądze i idąc do świetlicy zwykle po dwa, trzy razy jeździłem na tej karuzeli. Pamiętam, że jedynymi klientami byli chłopcy, głównie w moim wieku. W ostatnich dniach trzeba było zawsze czekać, aż się zbierze grupa co najmniej dziesięciu amatorów, żeby operator uruchomił karuzelę.
Pamiętnego dnia, pierwsze głośne wybuchy w getcie zastały mnie w powietrzu. Operator natychmiast, przed czasem, zatrzymał karuzelę. Był bardzo zdenerwowany. Krzyczał na nas, żebyśmy poszli do domu. Potem poszedł na zaplecze kamienicy przy której stała karuzela i wyłączył prąd. Następnie zaczął odłączać gruby kabel od silnika napędowego. Ja byłem bardzo ciekawy, co on robi i patrzyłem mu na ręce z odległości około jednego metra, co go bardzo denerwowało. Powtarzał kilkakrotnie: „ Idźcie do domu, idźcie już”. W międzyczasie za murem, gdzie stały duże niezamieszkałe kamienice, zaczęło się coś dziać. Na drugim lub trzecim piętrze otworzyło się okno. Wyglądała przez nie na lewo i prawo zdenerwowana młoda kobieta. Krzyczała coś do tyłu. Potem zamknęła to okno.
Pod murem, od ulicy Miodowej chyłkiem przeszło dwóch niemieckich żołnierzy niosących karabin maszynowy z krótkimi nóżkami przy końcu lufy. Jeden w czapce i w mundurze, drugi w hełmie i długim płaszczu. Weszli do kamienicy. Po paru minutach kilku cywili niosło z powrotem tego w hełmie na czymś w rodzaju noszy. Ręce zwisały mu do ziemi. Musiał być zabity lub ciężko ranny. Ten drugi Niemiec niósł karabin maszynowy. Co parę chwil słychać było strzały i wybuchy w getcie. Operator karuzeli zaczął zwijać ten gruby kabel zasilający w stronę kamienicy i tam został na dłużej. Powoli zapadał zmierzch i ja jako jeden z ostatnich poszedłem do domu. Po paru dniach karuzeli już nie było. Taka i tylko taka jest prawda o niej. Przysięgam.””
Jeżeli nie spełnimy swego kronikarskiego obowiązku wobec potomnych musimy się liczyć z tym, że wygra szkoła kłamstw prasowych Geremka.
Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie
______________________________________________________________________________________________________________
Fot. w ikonie wpisu: Wojciech Surdziel / AG