Serce jest najgłębszym miejscem spotkania człowieka z Bogiem_Poniedziałek w oktawie Wielkanocy_Poniedziałek, 28 marca 2016 r.

Myśl dnia

Bądźmy przeto zapewnieni, że choć wszyscy pomrzemy,
z grobu kiedyś obudzeni także zmartwychwstaniemy.

Popularna pieśń wielkanocna

***********
Jeśli zatem umysł jest uważny, trzeźwy i czujny
oraz – poprzez odrzucanie pokus i wzywanie Pana Jezusa –
odpiera ataki szatana od chwili ich pojawienia się,
nie będą one miały żadnych następstw.
Demon bowiem, który jest rozumny i bezcielesny,
może zwieść duszę jedynie przez wyobrażenia i myśli.
Hezychiusz z Synaju
42_1
Chryste, dziękuję Ci, że mogę patrzeć na Twój pusty grób, bo w ten sposób dajesz mi nadzieję,
że nie tylko “nie wszystek umrę”, ale cały będę żył dla Ciebie i głosił Twoją chwałę na wieki.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

Dziś czwarty dzień Nowenny do Miłosierdzia Bożego.

385

Poniedziałek w oktawie Wielkanocy

0,16 / 11,00

Dzisiejszy fragment Ewangelii przedstawia kobiety pospiesznie oddalające się od grobu i spotykające Jezusa. Na tej modlitwie poproś Ducha Świętego o dar wolności wobec trosk, które przeszkadzają w spotkaniu ze Zmartwychwstałym.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza
Mt 28, 8 – 15

Gdy anioł przemówił do niewiast, one pospiesznie oddaliły się od grobu z bojaźnią i wielką radością i biegły oznajmić to Jego uczniom. A oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: «Witajcie». One zbliżyły się do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: «Nie bójcie się. Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą». Gdy one były w drodze, niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: «Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu». Oni zaś wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego.

Anioł oznajmia kobietom, że Jezus żyje, ponieważ zmartwychwstał. Do miejsca rozpaczy i żałoby przynosi nadzieję. Po tych słowach kobiety nie zatrzymują się już przy grobie. Z pośpiechem oddalają się od miejsca płaczu i rozczarowań.  Towarzyszy im bojaźń i wielka radość. Posłuchaj swego serca. Na czym jest ono skupione? Czy na jakimś smutku, czy jest pełne nadziei i skierowane ku spotkaniu z żywym Jezusem?W języku Pisma Świętego serce jest najgłębszym miejscem spotkania człowieka z Bogiem. To właśnie w sercu Maria usłyszała i rozpoznała głos Boga, który przemówił przez anioła słowami: „raduj się”. Odchodzące od grobu kobiety spotykają Jezusa Zmartwychwstałego. On przemawia do nich tymi samymi słowami: „Radujcie się”. Wsłuchuj się w te słowa i powtarzaj je w głębi swojego serca.

Jezus powierza kobietom misję. Mają one oznajmić, że spotkały Zmartwychwstałego. Doświadczenie Jezusa żywego staje się punktem wyjścia do głoszenia Radosnej Nowiny. Czy masz w sobie pragnienie, by dzielić się radością z doświadczenia Jezusa obecnego w twoim życiu?

Jeśli chcesz możesz modlić się tymi słowami: „Weselić się będzie moja dusza z mojego Boga, gdyż oblókł mnie w szaty zbawienia, przyodział mnie płaszczem sprawiedliwości jak oblubieńca, który wkłada zawój jak kapłan, i jak oblubienicę, która zdobi się we własne klejnoty”.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
___________________________

PONIEDZIAŁEK I TYGODNIA WIELKANOCNEGO
(OKTAWA WIELKANOCY)

PIERWSZY KROK

Jeśli chcemy spotkać Pana Jezusa, to musimy wyruszyć w drogę. Opuścić to, co znamy, i zaryzykować pójście w nieznane. W przeciwnym razie przez całe lata możemy być chrześcijanami, którzy nigdy nie spotkali Zmartwychwstałego.
Dzisiejsza Ewangelia jest pełna ruchu i dynamizmu. Niewiasty, które wybrały się do grobu, spotykają Jezusa żywego. Posłane do uczniów mają zachęcić ich do tego, aby poszli do Galilei, gdzie Go zobaczą. Trzeba bowiem wyruszyć w drogę, aby spotkać Chrystusa. On sam nas na tej drodze odnajdzie i będzie nam towarzyszył, ale pierwszy krok należy do nas. Pan Jezus przez własne życie, śmierć i zmartwychwstanie, już Go uczynił.
Jeśli nie zdecydujemy się na ów krok, to możemy dołączyć do grona tych, którzy, jak słuchacze pogłoski rozpowszechnionej przez żołnierzy, wiedzą coś wprawdzie o Chrystusie, ale jest to dalekie od prawdy. Nie mówiąc już o tym, że zabraknie nam tej przemieniającej siły wynikającej z osobistego z Nim spotkania.
Chrześcijaństwo samo w sobie jest drogą do Pana Boga. Każdy nasz dzień powinien być taką wędrówką. Często jednak przez własne wybory odchodzimy od Niego, ale On wciąż wzywa nas do powrotu. Zachęca, abyśmy nasze słabości zanurzali w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, czyli korzystali z sakramentów świętych. Dzięki temu zawsze możemy być przyobleczeni w białą szatę, którą otrzymaliśmy na chrzcie świętym.
Niech wypowiedziane dzisiaj przez Pana Jezusa wezwanie: „Nie bójcie się” doda nam odwagi, abyśmy każdego dnia wyruszali w drogę prowadzącą do Niego. Bez względu na to, jak daleko już odeszliśmy.

o. Daniel Stabryła – benedyktyn

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/978

PIERWSZE CZYTANIE (Dz 2,14.22-32)

Piotr głosi zmartwychwstanie Chrystusa

Czytanie z Dziejów Apostolskich.

W dniu Pięćdziesiątnicy stanął Piotr razem z Jedenastoma i przemówił donośnym głosem:
„Mężowie Judejczycy i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy, przyjmijcie do wiadomości i posłuchajcie uważnie mych słów.
Mężowie izraelscy, słuchajcie tego, co mówię: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli, postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim.
Dawid bowiem mówił o Nim: «Miałem Pana zawsze przed oczami, gdyż stoi po mojej prawicy, abym się nie zachwiał. Dlatego ucieszyło się moje serce i rozradował się mój język, także i moje ciało spoczywać będzie w nadziei, że nie zostawisz duszy mojej w Otchłani ani nie dasz Świętemu Twemu ulec skażeniu. Dałeś mi poznać drogi życia i napełnisz mnie radością przed obliczem Twoim».
Bracia, wolno powiedzieć do was otwarcie, że patriarcha Dawid umarł i został pochowany w grobie, który znajduje się u nas aż po dzień dzisiejszy. Zatem jako prorok, który wiedział, że Bóg przysiągł mu uroczyście, iż jego potomek zasiądzie na jego tronie, widział przyszłość i przepowiedział zmartwychwstanie Mesjasza, że ani nie pozostanie w Otchłani, ani ciało Jego nie ulegnie rozkładowi.
Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 16,1-2a i 5.7-8.9-10.11)

Refren: Strzeż mnie, o Boże, Tobie zaufałem.

Zachowaj mnie, Boże, bo uciekam się do Ciebie, *
mówię do Pana: „Tyś jest Panem ,moim”.
Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem, *
to On mój los zabezpiecza.

Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek, *
bo serce napomina mnie nawet nocą.
Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy, *
On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje.

Dlatego cieszy się moje serce i dusza raduje, *
a ciało moje będzie spoczywać bezpiecznie,
bo w kraju zmarłych duszy mej nie zostawisz. *
i nie dopuścisz, bym pozostał w grobie.

Ty ścieżkę życia mi ukażesz, *
pełnię Twojej radości
i wieczną rozkosz *
po Twojej prawicy.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Ps 118,24)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Oto dzień, który Pan uczynił,
radujmy się w nim i weselmy.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mt 28,8-15)

Chrystus zmartwychwstały ukazuje się niewiastom

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Gdy anioł przemówił do niewiast, one pospiesznie oddaliły się od grobu z bojaźnią i wielką radością i biegły oznajmić to Jego uczniom.
A oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: „Witajcie”. One zbliżyły się do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: „Nie bójcie się. Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą”.
Gdy one były w drodze, niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: „Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu”.
Oni zaś wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Pusty grób

Pogłoska, że Chrystus nie zmartwychwstał, utrzymuje się do dziś przez różne pseudonaukowe odkrycia. Wciąż próbuje odnaleźć się sarkofagi lub dziury w skale, twierdząc, że to jest grób Jezusa. Te sensacyjne odkrycia są dzisiejszą zapłatą za milczenie o zmartwychwstaniu. Ci, którzy je podtrzymują, bardzo szybko ogłaszają się współczesnymi mesjaszami. Zapełniają oni wtedy puste miejsce własną ideologią, która jest kroczeniem w przepaść. Pod błyskotliwymi świecidełkami iluzji przyjemności kryje się przerażająca ciemność samotności i świadomość przegranego życia. Wówczas grób staje się rzeczywiście przeraźliwym miejscem niebytu, a śmierć – unicestwieniem. Jezus wnosi wielką nadzieję w nasze życie – i nasz grób będzie pusty.

Chryste, dziękuję Ci, że mogę patrzeć na Twój pusty grób, bo w ten sposób dajesz mi nadzieję, że nie tylko “nie wszystek umrę”, ale cały będę żył dla Ciebie i głosił Twoją chwałę na wieki.


Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

____________________________

Św. Jan Chryzostom (ok. 345-407), kapłan w Antiochii, potem biskup Konstantynopola, doktor Kościoła
Homilia na Wielką Sobotę, 10-12 (przyp.); PG 88, 1860-1866

„Jezus stanął przed nimi i rzekł: «Witajcie!»”
 

„Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał2 (Mt 28,6)… Chodźcie, zobaczcie, gdzie został sporządzony akt gwarantujący wasze zmartwychwstanie. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie śmierć została pochowana. Chodźcie, zobaczcie miejsce gdzie ciało, ziarno nie posiane przez człowieka, wydało wiele kłosów dla nieśmiertelności… „Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą”. Głoście moim uczniom tajemnice, które kontemplowałyście.

Oto, co Pan powiedział do kobiet. Teraz też, stoi obok chrzcielnicy przy wierzących, całuje nowo ochrzczonych jak przyjaciół i braci… Napełnia ich serca i dusze radością i weselem. Obmywa ich zmazy w wodach łaski. Namaszcza olejkiem Ducha tych, którzy zostali odnowieni. Pan staje się tym, który ich żywi, staje się ich pokarmem. Zapewnia swoim sługom udział w pokarmie duchowym. Mówi wszystkim wiernym: „Bierzcie, jedzcie chleb z nieba, przyjmijcie źródło, które wytrysnęło z mojego boku i które nigdy się nie wyczerpie. Nasyćcie się, głodni; spragnieni, pijcie niewyszukane, ale zbawcze wino”.

___________________________

#Ewangelia: czy jesteśmy rozczarowani Bogiem

W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali.

 

On zaś ich zapytał: “Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?” Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: “Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”. Zapytał ich: “Cóż takiego?”

 

Odpowiedzieli Mu: “To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: Były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”.

 

Na to On rzekł do nich: “O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?” I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: “Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”.

 

Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: “Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”

 

W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: “Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba.

 

Rozważanie do Ewangelii

 

Rozczarowanie – “A myśmy się spodziewali” – jest czymś bardzo destrukcyjnym. Pewnie łatwo o nie w relacjach z ludźmi. Przyzwyczajeni jednak do rozczarowań, pozwalamy sobie na rozczarowanie także Bogiem. A to akurat jest absolutnie bezpodstawne. Bóg bowiem nigdy nie zawodzi. To my po prostu nie rozumiemy Jego działania i wręcz narzucamy Mu nasze pomysły i wizje jak powinno wyglądać nasze życie, mając bardzo wąskie horyzonty. Zamiast rozczarowania Bogiem, poszerzajmy nasze horyzonty i otwierajmy się na rzeczy, które “nie mieszczą się w głowie” i są dla nas zupełnie nowe.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2820,ewangelia-czy-jestesmy-rozczarowani-bogiem.html

__________________________

Świadkowie czy propagandziści?

W dzisiejszej Ewangelii spotykamy dwie odmienne postawy ludzi wobec tego samego faktu – zmartwychwstania Chrystusa. Pierwszą postawę prezentują kobiety. Posłuszne poleceniu Anioła i samego Jezusa biegną do uczniów, by oznajmić im radosną wiadomość, że Pan prawdziwie zmartwychwstał. Drugą postawę widzimy u arcykapłanów i starszych ludu. Ci opłacają strażników, żeby wśród ludu szerzyli kłamstwa o kradzieży ciała Jezusa z grobu.

Lektura słowa Bożego zawsze pozwala nam lepiej rozumieć wydarzenia obecne w naszym życiu. My również spotykamy ludzi, którzy entuzjastycznie dzielą się swoim doświadczeniem wiary. Oni nas zapalają do większej gorliwości, czasem może uświadamiają nam nasze grzechy czy zaniedbania, ale zawsze przypominają, że Chrystus zmartwychwstał i żyje! Spotykamy też ludzi, dla których wiara nie jest sprawą istotną. Oni zaprzeczają istnieniu Boga, udowadniają, że religia to mity, twierdzą, że Jezus był zwykłym człowiek, który nie mógł zmartwychwstać.

Spotkanie z jednymi, jak i drugimi jest dla nas wielką szansą. Chodzi o to, byśmy coraz bardziej pogłębiali naszą wiarę. Nie chodzi tu o teoretyczną znajomość katechizmu. Wierzyć – to mieć osobową i osobistą, ciągle pogłębiającą się relację z Jezusem zmartwychwstałym. Taka wiara rodzi się z modlitwy, z rozważania słowa Bożego, ze spotkania z Jezusem w sakramentach. I tylko taka wiara sprawia, że chrześcijanin pobudza innych do wiary, ponieważ jest świadkiem, a nie propagandzistą.

ks. Grzegorz Zembroń MS

http://centrum.saletyni.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=18&data=2016-03-28&f3a523ed18031b5bebb8e7aeec306b05=834c61128d8f21780d1febd8659e3ced

_________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

28 marca
Błogosławiona Joanna Maria de Maille, wdowa

 

Zobacz także:
  •  Święty Guntram, król

Błogosławiona Joanna Maria de Maille

 

 

 

 

 

 

 

Joanna urodziła się w 1331 r. w szlacheckiej rodzinie na zamku La Roche, niedaleko Tours, we Francji. W młodym wieku wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka z Asyżu. W 1347 r. poślubiła młodego barona Roberta de Silly. Wkrótce po zawarciu małżeństwa oboje złożyli dozgonny ślub czystości. Małżonkowie pełnili dzieła miłosierdzia – wspierali ubogich, opiekowali się chorymi w czasie epidemii dżumy. W czasie wojny francusko-angielskiej baron de Silly dostał się do niewoli. Po wykupieniu wrócił do żony, ale wkrótce zmarł z trudów i wyczerpania.
Joanna została zmuszona do opuszczenia posiadłości rodziny zmarłego małżonka i osiadła w Tours, w skromnym mieszkaniu przylegającym do klasztoru franciszkanów. Przed biskupem ponowiła ślub czystości. Wiodła życie pełne umartwienia, modlitwy i poświęcenia. Przez pewien czas przebywała w pustelni w Planche de Vaux, oddając się kontemplacji. Umartwiając się, włożyła na głowę koronę cierniową. Wróciła później do Tours i pracowała jako posługaczka w miejscowym szpitalu. Przypisuje się jej dar czynienia cudów.
Umarła mając 82 lata w dniu 28 marca 1414 r. Została pochowana w habicie klarysek. Papież Pius IX (franciszkański tercjarz) beatyfikował ją w 1871 r. Jest patronką wdów, wygnańców, emigrantów, ludzi, którzy stracili rodziców, ofiar przemocy, ludzi wyśmiewanych dla ich pobożności i osób mających problemy rodzinne.

__________________________

Św. Guntram
król

Św. Guntram, czwarty syn Klotara I, był królem Burgundii i dużej części Akwitanii w latach 561-592. Cieszył się za życia popularnością wśród poddanych, którzy potem czcili go jak świętego. Kiedy jego ziemie zaczęła pustoszyć epidemia, pilnował, aby najbiedniejsi i dotknięci chorobą mieli opiekę, narzucił sobie surowe posty, a w końcu złożył siebie jako ofiarę Boskiej sprawiedliwości, aby ocalić swój lud. Św. Guntram był władcą sprawiedliwym i gorliwym krzewicielem wiary. Wniósł znaczny wkład w organizację trzech synodów, aby podnieść dyscyplinę kleru; hojnie uposażał kościoły i klasztory.

_______________________

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Tarsie, w Cylicji – św. Kastora, męczennika. Wiele o nim nie wiemy. Jest także jednym z nieznanych żołnierzy męczeńskich bojów o wiarę.

oraz:

świętych męczenników Pryskusa, Malachiasza i Aleksandra (+ ok. 260); świętych męczenników Rogata i Sukcesa (+ 513); św. Spesa, opata (+ 513)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-28a.php3

_________________________________________________________________________________________________

Kobiety, które pierwsze ujrzały i uwierzyły

Kobiety, które były uważnymi świadkami śmierci Jezusa i Jego pogrzebu; były również pierwszymi, którym objawił się zmartwychwstały Pan.

 

Nie byli to wiarygodni świadkowie w ówczesnym społeczeństwie, które nie uznawało wartości świadectwa kobiety. Wywołało to pewne zakłopotanie w pierwotnych wspólnotach. Świadczy o tym milczenie na temat kobiet w najdawniejszych tekstach, np. w Pierwszym Liście do Koryntian 15, 1-12: wymienia się tam świadectwa uczniów i pięćdziesięciu braci, ale nie wspomina się o żadnej kobiecie. Tradycja ewangeliczna – we wszystkich swoich czterech formach – nie wahała się natomiast odnotować tego wydarzenia, bez wątpienia w swej istocie historycznego (B. Maggioni).

 

Po zakończeniu szabatu, wczesnym niedzielnym rankiem wybrały się do grobu, aby dopełnić czynności pogrzebowych. Wcześniej nie było to możliwe ze względu na szabat. Problemem, który je nurtował był kamień, zamykający wejście do grobu. Przy grobie spotyka je cały szereg niespodzianek (B. Maggioni). Pierwszą z nich jest odsunięty kamień. Najważniejszy problem, który wywoływał niepokój i przykre uczucie bezradności został rozwiązany automatycznie, bez ich udziału.

 

Drugą niespodzianką jest obecność aniołów, którzy przekazują im fantastyczną i niewiarygodną nowinę: Nie ma Go tutaj: zmartwychwstał. Ta radosna nowina, która powinna zrodzić radość i uwielbienie Boga, rodzi w kobietach przeciwne uczucia. Przede wszystkim zdziwienie, oszołomienie, jakby nie spodziewały się jej. Dopiero napomnienie Anioła “przywróciło im” utraconą pamięć. Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? To pytanie pozwoliło kobietom odkryć tożsamość Jezusa historycznego z Chrystusem zmartwychwstałym. Niewiasty przypomniały sobie zapowiedź męki i zmartwychwstania Jezusa. W ten sposób zrozumiały, że daremnie szukają Żyjącego w grobie.

 

Spotkanie kobiet z Aniołami kończy się misją. Nie ma ona charakteru uniwersalnego. Kobiety, które pierwsze ujrzały i uwierzyły (por. J 20, 8), są “Apostołkami Apostołów”. Tak więc Kościół uczniów, tak wtedy, jak i dzisiaj, potrzebuje wierności serca kobiet i poświecenia ich rąk, lecz najpierw i przede wszystkim ich świadectwa i słów, które tylko one mogły przynieść po pokonaniu przerażenia i zaakceptowaniu Dobrej Nowiny Zmartwychwstania. Te kobiety są niewątpliwie pierwszymi zwiastunkami “chrześcijańskimi” (P. Mourlon Beernaert).

 

Każde autentyczne doświadczenie Jezusa Zmartwychwstałego ma charakter misyjny, apostolski. Jezus zawsze posyła swego ucznia do innych z jego doświadczeniem wiary i miłości. Jednak ta misja bywa trudna; natrafia na brak gotowości do przyjęcia i opór serca. Świadectwo dawane Jezusowi bywa lekceważone, a nawet odrzucane z wrogością. Jednak wystarczy mała iskra, aby rozpalić wielki ogień. Podobnie, jak wystarczyła żywa głęboka wiara kilku prostych, marginalizowanych kobiet, małej trzódki (por. Łk 12, 32), by prawda o zmartwychwstaniu dotarła do całej Judei, i  Samarii, i aż po krańce ziemi (por. Dz 1, 8).

 

Jaki sens mają doświadczenia bezradności w moim życiu?

Jak je przeżywam?

Czy mnie ubogacają, pogłębiają wewnętrznie?

Jakie znaki przekonują mnie najbardziej o zmartwychwstaniu Jezusa i moim?

Które kobiety odegrały ważną rolę w mojej drodze wiary?

Jak daleko dotarła głoszona moim słowem i życiem “dobra nowina”?

 

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2817,kobiety-ktore-pierwsze-ujrzaly-i-uwierzyly.html

_____________________________

 

Michał Golubiewski OP

Zwycięstwo Trzeciego Brata

Przewodnik Katolicki
Chrystus zmartwychwstał! Śmierć straciła pełnię swojej władzy i swój definitywny charakter.
 
Zdarza się jednak, że nasza radość ze zmartwychwstania Jezusa jest jakby niepewna i zabarwiona ukrywanym czasem samemu przed sobą pytaniem – „i co z tego?” Znamy oczywiście odpowiedź – to przez misterium paschalne Chrystusa mamy odpuszczone grzechy, dostęp do Ojca i obietnicę życia wiecznego. Wstydliwe „co z tego?” dotyczy raczej teraźniejszości i jest pytaniem o to, jakie to wszystko ma znaczenie dla nas dzisiaj.
Kropla zmartwychwstania
Słowo Boże przypomina jednak, że to, co się stało z Jezusem z Nazaretu, ma dla nas znaczenie; że Jego zmartwychwstanie jest tajemniczo związane z naszym życiem, dotyka go mimo dzielącej nas od niego przestrzeni i czasu. W Liście do Efezjan czytamy: „Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia” (2, 4–5). Wtóruje mu List do Kolosan: „Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus…” (3, 1). Dodajmy jeszcze słowa św. Jana w podobnym duchu: „My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci…” (1 J 3, 14). Więc nie tylko czekanie na „swoją kolejkę” przy zmartwychwstaniu umarłych, ale coś, co już się zaczęło… Ta możliwość tajemniczego wpływu zmartwychwstania Pana na ludzi w jakimkolwiek miejscu i czasie bywa opisywana przez obraz kropli kolorowej farby wpuszczonej do szklanki z wodą. Woda zabarwia się w całej swej objętości, choć kropla dotknęła tylko jednego miejsca na powierzchni – podobnie zmartwychwstanie Jezusa, choć miało miejsce w konkretnym punkcie przestrzeni i czasu, dotyka całej „objętości dziejów”, wszystkich czasów i miejsc.
Żeby zbliżyć się do tej tajemnicy rozpoczętego już dla nas zmartwychwstania, sięgnijmy jeszcze raz do Pisma Świętego, jednak nie do opisów ukazywania się Pana Jezusa uczniom po zmartwychwstaniu, lecz do przypowieści o synu marnotrawnym, czy też o miłosiernym ojcu i dwóch synach.
Historia martwych synów
Czytając tę historię, zwykle patrzono przede wszystkim na młodszego, „marnotrawnego” syna. Współcześni komentatorzy tego tekstu zwracają jednak uwagę, że dramat dotyczy relacji obu synów z ojcem. Jeśli ojciec mówi po powrocie młodszego: „Ten mój syn był umarły, a znów ożył” (Łk 15, 24), to o starszym mógłby właściwie powiedzieć to samo…
Młodszy syn zrywa z ojcem jawnie, przedwcześnie żądając wydania spadku, by wyjechać gdzieś daleko, gdzie zmarnuje rodzinne dobra i odrzuci Boże przykazania. Sytuacja starszego syna jest mniej oczywista, ale czy wiele lepsza? Pozostaje w rodzinnym domu i wypełnia obowiązki, ale jego serce stało się oschłe. Jego postawa ujawnia się w momencie powrotu młodszego brata. Wtedy „wybija na powierzchnię” jego gorzki osąd wobec swego brata i rozżalenie wobec ojca: „Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę…” (Łk 15, 29-30). W tych słowach starszy syn ukazuje się jako ktoś, kto przeżywa swoją relację z ojcem w perspektywie prawa i zapłaty, jakby był najemnikiem. Ponadto widzimy, że w swojej twardej postawie nie jest w stanie razem z ojcem ucieszyć się powrotem brata. Nie przechodzi mu nawet przez gardło słowo „brat”, zwracając się do ojca mówi tylko: „twój syn”… Jeśli to miłość przyjmiemy za kryterium „życia”, o którym mówi ojciec w przypowieści („ten mój syn był umarły, a znów ożył”…), to jasno widać, że starszemu bratu także potrzeba „zmartwychwstania”. Nie wiemy, czy ono nastąpiło, bo przypowieść kończy się w zawieszeniu – widzimy ojca, jak stara się przekonać swego starszego syna, by wszedł do domu i dołączył się do rodzinnej radości. Wiemy za to ze słów ojca, że młodszy syn „ożył”, ale już wcześniej, niemal w samym środku tej przypowieści, natrafiamy na odnoszący się do niego czasownik „powstać” (gr. anistamai), który czasami opisuje zmartwychwstanie Chrystusa (np. w 1 Tes 4, 14). Czytamy, że młodszy syn „wstał więc i wrócił do swojego ojca” (Łk 15, 20, tłum. ekumeniczne).
Trzeci brat?
Ta historia „duchowego powrotu do życia” może mieć (i miała w historii Kościoła) rozmaite interpretacje – starszy i młodszy syn byli odczytywani jako obraz faryzeuszów i grzeszników, do których zwracał się Chrystus, lub Żydów i pogan, czy wreszcie chrześcijan rygorystów i tych, którzy upadli, a chcieliby powrócić do Boga. Ten ostatni punkt był jasny – ojciec z przypowieści jest obrazem Boga – kochającego, gotowego przyjąć na nowo, wielkodusznego i cierpliwego.
Niektórzy, interpretując tę historię, „dopowiadają” do niej postać „trzeciego brata”. Byłby nim sam Chrystus, który po zmartwychwstaniu mówi o uczniach „bracia” (Mt 28,10). On jest Tym, który, stając się człowiekiem, wyrusza z domu Ojca do „dalekiego kraju”, żeby ratować swojego młodszego brata, a kiedy go odnajdzie, powraca do Ojca. Chrystus jest też tym, kto daje przykład starszemu bratu. Zamiast mentalności najemnika widzimy w Jezusie postawę kogoś, kto od młodości jest całkowicie przejęty „sprawami Ojca” (por. Łk 2, 49) i wie, że wszystko, co należy do Ojca, jest też Jego (por. Łk 15, 31 i J 13, 3). Jest kimś, kto nie odrzuca młodszego brata, ale przyjmuje go z radością, w pełni podobny w tym do Ojca, tak że może powiedzieć: „kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14, 9).
Patrząc w ten sposób, widzimy Chrystusa przychodzącego ratować braci, tzn. wszystkich, którzy oddalają się od Boga jawnie („młodszy brat”) lub których serce staje się twarde pomimo pozorów zewnętrznej wierności („brat starszy”). To dzięki przyjściu Chrystusa i tajemnicy Wielkiej Nocy dokonuje się „duchowe zmartwychwstanie” Jego braci i odnowienie ich relacji z Ojcem i pomiędzy sobą. Między sobą także, bo wiemy, że relacje te są ze sobą powiązane – „kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4, 20).
Nasz powrót
To właśnie w tym miejscu zaczyna się historia naszego „powrotu do domu”. Wejście Chrystusa w świat swoich braci i sióstr, gdzie „grzech przynosi śmierć” (por. Jk 1, 15), przyjęcie tej śmierci na siebie i zwycięstwo nad nią otwiera nam drogę do innego świata, do rzeczywistości, którą rządzą inne prawa. Zwycięstwo Chrystusa „przenosi nas do Jego królestwa” (por. Kol 1, 13), w którym synowie i córki są blisko Ojca, a dla siebie nawzajem są kochającym się rodzeństwem.
Tak można też odczytać cytowane na początku fragmenty o już rozpoczętym dla nas zmartwychwstaniu. Rzeczywiście, „wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci” (1 J 3, 14).
W praktyce oznacza to, że ze zmartwychwstania Jezusa płynie moc, która umożliwia nam to, co wcześniej wydawało się niemożliwe: wyjście z powtarzającego się w naszym życiu grzechu, przebaczenie doznanej krzywdy, miłość braci (lecz także nieprzyjaciół!), radość z miłości Ojca. To, co niewykonalne o własnych siłach, staje się możliwe, kiedy spotykając Chrystusa, mamy dostęp do tego niewyczerpalnego „źródła duchowej energii”, którym jest Jego męka i zmartwychwstanie.
Czy tylko moralność?
Wobec takiej interpretacji można sobie wyobrazić zarzut, że przedstawia ona zmartwychwstanie Pana Jezusa zbyt jednostronnie jako „źródło moralnej odnowy” człowieka. Czy tylko po to się ono dokonało, żebyśmy nauczyli się „być grzeczni”? Dlaczego, mimo że jesteśmy w zmartwychwstanie Chrystusa włączeni przez wiarę, chrzest i inne sakramenty, nie dotyczą nas jeszcze inne jego owoce, które widzimy w chwalebnym ciele Jezusa, a zwłaszcza wolność od cierpienia i śmierci?
Św. Tomasz z Akwinu, kiedy zastanawiał się nad owocami chrztu, wskazywał na to, że działa on stopniowo. Grzech pierworodny Adama i Ewy dotknął najpierw tylko osoby pierwszych rodziców, a przez nie całą ludzką naturę. Chrystus leczy jego skutki uzdrawiając najpierw osoby, które przyjmują Jego łaskę, uwolnione zostają od grzechu i uzdolnione do miłości. Na poziomie ludzkiej natury nie usuwa to jednak od razu wszystkich skutków grzechu, a zwłaszcza nie usuwa cierpienia i śmierci.  Człowiek zbawiony stanie się od nich wolny dopiero przy zmartwychwstaniu umarłych, kiedy ostatecznie zostanie uzdrowiona także jego natura.
Inaczej mówiąc, Bóg udziela nieśmiertelności i pełni życia w ten sposób, że najpierw „ożywia serce” człowieka, „zapala” je (por. Łk 24, 32), daje mu „serce z ciała” (por. Ez 36, 26). Dla człowieka w ten sposób przywróconego do życia razem z Chrystusem i podobnego do Niego śmierć fizyczna zaczyna tracić swoją grozę, traci swój „oścień”, jak pisze o tym św. Paweł (por. 1 Kor 15, 55). Najlepiej widać to po postaciach świętych, dla których staje się ona przejściem „z życia do życia”, dlatego że już są „żyjący” z Chrystusem. Pamiętają, że „sprawiedliwość nie podlega śmierci” (Mdr 1, 15). Tym bardziej nie podlega jej miłość.
Taka jest też droga dla nas, którzy wierzymy w zmartwychwstanie Pana. I w to, że kochając, przechodzimy ze śmierci do życia.
Michał Golubiewski OP
Przewodnik Katolicki 13/2015
fot. Steffen O. Hope
Flickr (cc)
http://www.katolik.pl/zwyciestwo-trzeciego-brata,25661,416,cz.html
___________________________
Fr. Justin

Niebo jako stan

W każdym życiu istnieją chwile wewnętrznego szczęścia: przeżycia harmonii i bezpieczeństwa, wolności i wiedzy, pewności i siły, pokoju i radości, miłości i bycia kochanym… Może to być przeczucie tego, co znaczy “być w niebie”. Czy pytanie: “Gdzie jest niebo?” jest sensowne?

Nie, nie jest właściwie sensowne. Niebo jest stanem, a nie miejscem, jest ono nowym, doskonałym sposobem życia. Jakaś wydzielona przestrzeń, którą można by nazwać niebem, nie istnieje poza naszym światem, ponad chmurami lub w systemie Drogi Mlecznej. Niebo to doskonały, wyzwolony świat. Gdy Pismo Święte używa wyobrażeń przestrzennych mówiąc, że Bóg jest “w górze” oraz “w niebie”, wyraża w ten sposób odmienność i wzniosłość Boga. Niebo jest tam, gdzie jest Bóg, gdzie się Go bezpośrednio “ogląda” (Mt 5,8), gdzie się Go spotyka i jest się Mu bliskim. Nie darmo “królestwo niebieskie” jest w Nowym Testamencie innym określeniem “królestwa Bożego”. Mówiąc, że Bóg stworzył niebo, apostolskie wyznanie wiary mówi też o istotach stworzonych stojących szczególnie blisko Boga i wciąż głoszących Jego chwałę: “Chwała na wysokości Bogu!” (Łk 2, 14). Pismo Święte i tradycja nazywają te istoty aniołami. Są one niejako niewidzialnymi towarzyszami i strażnikami ludzkich pragnień i nadziei.

Fr. Justin – “Rosary Hour”
http://www.rosaryhour.net/

_____________________________

ks. Edward Staniek

Majestat pokory

To już nie jest prośba…

Zdumiewający tupet okazali dwaj synowie Zebedeusza, umiłowany uczeń Jezusa Jan i jego brat Jakub, gdy przedstawili prośbę, by w chwale Mistrza jeden z nich siedział po prawej stronie a drugi po lewej. Szokuje sama prośba świadcząca o nieopanowanej ambicji braci i szokuje sposób, w jaki proszą. Chcąc mieć pewność, że zostaną wysłuchani, wpierw stawiają żądanie: „Chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy”. Przygotowują grunt. Słowo „chcemy” świadczy wyraźnie o próbie „wymuszenia” na Jezusie realizacji prośby. To już nie jest prośba, to jest żądanie.

Ta historia często się powtarza. Wielu podchodzi do Boga nie z prośbą, lecz z żądaniem. Rzecz się ma podobnie jak w kawiarni, gdzie gość przy stoliku prosi kelnera, ale jego prośba jest żądaniem. Kelner ma obowiązek spełnić tę prośbę, a gość ma prawo stawiać żądania. Przeniesienie tej postawy na Boga to poważne nieporozumienie. Jest bowiem wręcz odwrotnie, to Bóg mógłby potraktować człowieka jak kelnera, jak pełniącego Jego polecenia, nigdy odwrotnie. Z Ewangelii dowiadujemy się, że nawet Bóg nie traktuje człowieka jak chłopca na posyłki, choć ma do tego prawo, lecz traktuje go jak przyjaciela. Tymczasem człowiek ma tendencje do sprowadzania Boga do roli swego sługi. Rodzi się więc ta tendencja w sercu nadętym pychą. Człowiekowi się wydaje, że im częściej wydaje rozkazy, tym jest ważniejszy. Im więcej ludzi jest do jego dyspozycji, tym większa jest jego wartość. Sny o wielkości łączą się z reguły z rzeszą wielbicieli, dumą sukcesu, rozgłosem i podziwem.

Nie wiecie, o co prosicie

Człowiek jednak nigdy nie będzie sobą, jeśli stara się realizować życie w garniturze o dwa numery dla niego za dużym. Prawdziwa wielkość umie zająć właściwe miejsce. Każdy z nas ma przygotowane miejsce przez Boga zarówno tu na ziemi, jak i w niebie. To drugie jest ściśle uzależnione od postawy, jaką zajmiemy wobec miejsca przygotowanego na ziemi. Jeśli potrafimy je przyjąć z radością i zrealizować życie tak, jak zaplanował Bóg, to i w przyszłym życiu odnajdziemy się w pełni. Ten, komu nie odpowiada, jako zbyt niskie lub zbyt wysokie miejsce wyznaczone na ziemi, nie będzie szczęśliwy ani tu, ani tam. Jakże często Jezus musiałby nam powiedzieć: „Nie wiecie, o co prosicie”. Nasze modlitwy przypominają żądanie synów Zebedeusza. Chcemy, by Bóg spełnił naszą wolę. Chcemy wymusić na Nim, by swoją wolę dostosował do naszej. Śmieszny jest człowiek, który podchodzi do Boga z żądaniem. Zdradza w tym swoją głupotę. Gdyby pamiętał, kim jest Bóg, nigdy nie uczyniłby takiego nietaktu.

Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie

Bóg jest mądrością pochyloną nad nami z miłością. Czy dziecko świadome miłości swego ojca odważy się żądać spełnienia swoich zachcianek? Czy nie jest ono przekonane, iż ojciec doskonale wie, co dla niego dobre, i uczyni wszystko, by je przy każdej nadarzającej się okazji ubogacić?

Kobieta licząca blisko pięćdziesiąt lat odkryła, iż wszystkie nieszczęścia w jej życiu, a było ich sporo, wynikały z tego, że zmuszała Boga, by spełniał jej życzenia. Gdy się to nie stało, miała do Niego wielkie pretensje, a gdy się stało, okazywało się, że wychodziło to na jej niekorzyść. Stracone dziecko, rozbite małżeństwo, nieudane związki, konflikt z rodzicami, ciągłe poszukiwanie innej pracy, choroby… Zmęczona swym życiem odkryła, że najmądrzejszym rozwiązaniem jest zgoda na to, co daje Bóg. Dziś prosi Go o wiele rzeczy, lecz dodaje: „nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”. Dostrzegła mądrość Boga i korzyści, jakie daje zgoda na Jego wolę. Tysiąc razy lepiej poprosić Boga o coś do zjedzenia, niż stawiać żądania co do swojego menu. Ile razy człowiek coś „wymusi” na Bogu, tyle razy mu to zaszkodzi. Nie jest to jednak wina Boga, lecz człowieka. Trzeba sporo czasu i doświadczenia, by to dostrzec.

Gdzie pokora, tam majestat

Pokora polega na dobrowolnym zajęciu tego miejsca, jakie Bóg nam wyznaczył. Św. Augustyn napisał trafnie: „gdzie pokora, tam majestat”. Miejsce wyznaczone nam przez Boga jest zawsze otoczone majestatem Jego autorytetu. Ten, kto je dobrowolnie zajmie, odkrywa na nim swoją prawdziwą wielkość.

ks. Edward Staniek

http://www.katolik.pl/majestat-pokory,23094,416,cz.html

____________________________

Troska o nową przyszłość

W książce “Ziemia, planeta ludzi”, A. De Saint-Exupery wspomina spotkanie w nocnym pociągu z grupą polskich górników, którzy w 1937 r. utracili pracę w kopalniach i z całymi rodzinami zostali wydaleni z Francji. Odbywając podróż do Ojczyzny, byli potwornie zmęczeni, smutni, zdeformowani fizycznie. Obserwując mężczyznę i kobietę, którzy przytuleni do siebie, spali na podłodze wagonu trzeciej klasy, Exupery napisał: “Pomyślałem: ta nędza, ten brud, ta brzydota – nie one są problemem. Ten mężczyzna i ta kobieta poznali się kiedyś, mężczyzna uśmiechał się na pewno do kobiety, na pewno przyniósł jej kwiaty po pracy. Nieśmiały i niezręczny, bał się może, że zostanie odtrącony. A kobieta przez wrodzoną kokieterię, kobieta pewna swego wdzięku, z upodobaniem podniecała może jego niepokój. I tamten, który dziś jest już tylko maszyną do kopania czy wiercenia, przeżywał rozkoszną udrękę. Niepojęte, jak mogli stać się tymi bryłami gliny.” Snując takie refleksje, Exupery dostrzegł ich śpiące dziecko. “Cóż to była za twarzyczka! Z tej pary narodził się ten jakby złocisty owoc. Z tych ciężkich łachmanów zrodziło się arcydzieło piękna i wdzięku. Pochyliłem się nad gładkim czołem, delikatnym zarysem ust i powiedziałem do siebie: oto muzyk, dziecięcy Mozart, piękna zapowiedź życia. Mali książęta z bajki nie mogli być inni: otoczony opieką i staraniem, kształcony, wychowany, kim mógłby zostać! Kiedy drogą skrzyżowań uzyskuje się nowy gatunek róży, wszyscy ogrodnicy są poruszeni. Izoluje się tę różę, pielęgnuje, otacza dbałością. Ale nie ma ogrodnika dla ludzi. Mały Mozart trafi pod walce maszyny. Największe swoje wzruszenie będzie czerpał z banalnej muzyczki w zaduchu tancbudy. W każdym z tych ludzi, w jakimś stopniu, został Mozart zamordowany. Tylko Duch, jeśli tchnie na glinę, może stworzyć Człowieka.”
Jakże aktualna jest ta refleksja Exuperego sprzed ponad sześćdziesięciu laty. Jakże wielu dzieciom i młodzieży w naszej Ojczyźnie grozi znowu nie tylko ubóstwo materialne, ale także to najbardziej groźne i bolesne: ubóstwo duchowe. Jakże wielu nastolatkom grozi, że zadowolą się zaduchem trzeciorzędnej dyskoteki, albo czwartorzędną ideologią o istnieniu łatwego szczęścia: bez autorytetów i zasad moralnych, bez dyscypliny i wewnętrznej wolności, bez miłości i odpowiedzialności. Jakże wielu młodych wokół nas i w naszych domach, w naszych szkołach i na naszych podwórkach jest głodnych miłości, czułości, poczucia bezpieczeństwa.

więcej:

ks. Marek Dziewiecki
Co to znaczy być chrześcijaninem?
__________________________
Jacek Pleskaczyński SJ

Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha

Życie Duchowe

Naglące napomnienie, bo „czas jest krótki” 

Mojżesz zwołał całego Izraela i rzekł do niego: „Słuchaj, Izraelu, praw i przykazań, które ja dziś mówię do twych uszu, ucz się ich i dbaj o to, aby je wypełniać” (Pwt 5, 1). Ale oni nie chcieli słuchać. Przybrali postawę oporną i zatkali uszy, aby nie słyszeć  (Za 7, 11). Czy nie w ten właśnie sposób można by opisać człowieka? Arcydzieło Stwórcy, uczynione przez Boga (por. Rdz 1, 26), istota słysząca i ucząca się, dbająca o wypełnienie wypowiadanego doń słowa. Posłuszna w najwyższym stopniu, cała jakby zatopiona uchem serca w zadziwiającej prostocie praw i przykazań, a właściwie tylko jednego: Będziesz miłował (Mt 22, 39). A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre (Rdz 1, 31).

Czy nie takim słyszeniem otaczającego ogrodu cieszył się człowiek, gdy jako dziecko, zawsze dziecko, pozostawał wolny od samotnego i samodzielnego roztrząsania, gdzie dobro, a gdzie zło, bo słysząc głos mówiącego Ojca, nie odwracał się od nieskończonego dorastania w dziecięctwie? Wzrastanie człowieka – Jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy (1 J 3, 2) – zależało od wkorzeniania się w miłość Boga. Aż do dnia, gdy nie chciał słuchać, gdy nauczył się zatykać uszy i zawzięcie trwać w oporze.
Wtedy poszukał własnej „dojrzałości”: Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę (Iz 7, 12). Mimo tak zdecydowanej gotowości człowieka do ogłuchnięcia (na zawsze?), odezwał się Głos: Słuchajcie więc, domu Dawidowy: […] Pan sam da wam znak: Oto PANNA pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem EMMANUEL. […] Chłopiec będzie umiał odrzucać zło i wybierać dobro (Iz 7, 13–16). Słuchajcie więc! W odpowiedzi na bunt Bóg posłał Syna – Słowo. Słuchajcie więc! Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę (Mk 7, 37).
Tylko trzy lata otrzymał Jezus na misję skierowaną do ludu o stwardniałym sercu, niewidzących oczach i niesłyszących uszach. Wcześniej przez trzydzieści lat wsłuchiwał się w głos Ojca, ale równocześnie dostrzegał niekończący się przemarsz ślepych i głuchych, nie rozumiejących i nie widzących. Miał przecież stać się Pasterzem, którego głos owce rozpoznają, za którego głosem będą podążać. Jak to uczynić? Przez trzydzieści lat wzbierał w Nim ocean ojcowskiego Miłosierdzia. Jakże głębokie musiało być pragnienie, by usłyszano, że to już, że Bóg „dosyć napatrzył się na udrękę swego ludu” (por. Wj 3, 7), że „dokonało się”. Tylko trzy lata na spełnienie misji: Uczyńmy człowieka – na nowo, uczyńmy człowieka – widzącego Ojca: Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca (J 14, 9). Podobnie też miał być usłyszany, nie mówił bowiem sam od siebie, ale to tylko, co Ojciec nakazał, aby powiedział i oznajmił (por. J 12, 49). Zatem kategoryczne wezwanie: Kto ma uszy, niechaj słucha! pozostanie naglącym napomnieniem, bo zawsze „czas jest krótki” (por. J 5, 35).

Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!

Ten okrzyk serdecznej zachęty w Ewangeliach u synoptyków pojawia się siedem razy, siedmiokrotnie też zostaje użyty przez św. Jana w Apokalipsie. Gdzie znajdujemy te zdecydowane zachęty i co one znaczą?

Może najpierw trzeba zapytać, czy mam uszy do słuchania? Czy i jak słucham Boga? Czy chcę Go słuchać? Jezus mówi uczniom, że ich uszy są „szczęśliwe” (por. Mt 13, 16), ale nie wszystkich swoich słuchaczy tak postrzega. O niektórych z nich powie, że otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją. To bardzo zagadkowe i niepokojące postawienie diagnozy. Można pytać, czy i jak rozpoznaję ten rodzaj szczęśliwości, gdzie go szukam i jak znajduję w nim upodobanie. A skoro wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa (Rz 10,17), to wszystko inne, co wyławiają nasze uszy, ma wartość tymczasową. Przemija bowiem postać tego świata (1 Kor 7, 31).
Każde słowo Jezusa Chrystusa mogłoby być – zasadnie – opatrzone wezwaniem Kto ma uszy, niechaj słucha! Pierwsze wyróżnione tym wezwaniem słowa to świadectwo Jezusa o Janie Chrzcicielu (por. Mt 11, 7). Słuchający ma się jasno określić: czy nadal szuka tylko prawdy ubranej w miękkie szaty, chwiejnej i kruchej jak trzcina na wietrze, czy – przeciwnie – dojrzał do usłyszenia głosu więcej niż proroka (Mt 11, 9). Jak prorok – pełny surowej, ale przecież porywającej powagi, Jezus mówi to do ludzi jeszcze niezdecydowanych, pytających: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? (Mt 11, 3). Zaraz też Jezus surowo osądzi współczesnych sobie jako pokolenie kapryśne jak dzieci (por. Mt 11, 16-19).

Naturalnie, dzisiaj należałoby dopowiedzieć niejedno, używając nieznanych wówczas słów, na przykład skrajny relatywizm, hedonizm, religijny indyferentyzm, nihilizm i wiele innych – zawsze opisujących to samo: większe umiłowanie własnych uczynków – ciemności niż światła. Tak więc ta pierwsza sytuacja jest kategoryczna, bo uświadamia, że oto słuchacz znalazł się w miejscu przejścia ze Starego do Nowego Testamentu, a Jezus oczekuje, iż Jego wezwanie zostanie usłyszane. Kto ma uszy do słuchania, ma usłyszeć – oto początek zupełnie nowej sytuacji. Każdy, kto przyjmie królestwo niebieskie, większy jest niż ostatni prorok Starego Testamentu.

Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą

Kto ma uszy, niechaj słucha! Aż pięciokrotnie powtarza się to wołanie w kontekście przypowieści o siewcy i ziarnie. Tak zdecydowane wyróżnienie tej przypowieści nie pozostawia wątpliwości co do znaczenia przesłania. Oto już bez pośredników – proroków – sam Bóg aktualizuje kierowane wcześniej do poprzednich pokoleń „Szema Israel”. Na tę godzinę dziejów wyczekiwali od dawna sprawiedliwi, oni tylko mogli pragnieniami wybiegać w zagadkową przyszłość, niejako zapowiadając pytanie Maryi, dociekali: Jakże się to stanie? (Łk 1, 34).
I oto stało się, a zatem każdy, do kogo skierowane jest to słowo – ziarno Siewcy, otrzymuje największy skarb. Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą (Mt 13, 16). Istotne zatem jest, jak dar ten jest przyjmowany, jakiej odpowiedzi udziela słuchacz i jaka jest jego miara i potrzeba odpowiedzialności. Nie wystarczy bowiem usłyszeć powierzchownie, płytko, w pośpiechu – los ziarna zasianego na drodze, ziemi skalistej czy zarośniętej cierniami zawsze jest jednaki – zostaje zmarnowane. To właśnie, jak człowiek słucha i czy rozumie, decyduje o wydaniu oczekiwanego plonu. Sytuacja ze wszech miar jest poważna, chodzi o owoc całego życia, o jego końcowy sens. W Ewangelii św. Łukasza prawdziwy słuchający Boga to człowiek o sercu szlachetnym i dobrym, umiejącym słowo zatrzymać (w sobie), wreszcie zdolnym dzięki wytrwałości do wydania owoców życia – miłości. Jakie zatem jest moje serce? Tego pytania nie sposób ominąć.
Nie do przeoczenia są także liczne konsekwencje, na jakie Jezus wskazuje, ostrzegając przed lekkomyślnym zmarnowaniem Jego zasiewu. Zamknięcie uszu na niepowtarzalne znaczenie Słowa wyjdzie na jaw i w swoim czasie zostanie poznane. To dobry moment, by odnieść się do chwili, gdy wobec Boga i wszystkich ludzi oraz aniołów usłyszy każdy z nas: Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata! (Mt 25, 34) albo Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! (Mt 25, 41).
Każdy zatem ma budzić się do odpowiedzialnej czujności; ziarno słowa Bożego może być zagłuszone troskami, powierzchownym życiem, szukaniem przyjemności. Może przez to nie mieć warunków do wzrostu czy wręcz zostać porwane przez diabła, który zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni (Łk 8, 12). Na pytanie, co decyduje o takim otwarciu słuchającego serca, by nie zagubiło najważniejszego i najcenniejszego kierunku, skąd dochodzi głos zapraszający do wiecznej radości, odpowiedzieć można słowami samego Jezusa: Kto jest z Boga, słów Bożych słucha (J 8, 47).

Ale co znaczy zatem „być z Boga”?

Czy można szukać innych wyjaśnień na innych drogach niż ta, która okazuje się prawdziwą Drogą? Drogą Tego, który sam o sobie mówi, że jest posłuszny we wszystkim, że czyni to tylko, co się podoba Ojcu. Oto miara pragnienia serca, jaka jest nam zadana. Przez nieustanne wsłuchiwanie, co się bardziej podoba Bogu, człowiek staje się prawdziwie słuchającym. Niejako coraz wrażliwiej „monitorującym”, jak i czego słucha. Przykładem może być z pewnością św. Ignacy Loyola i jego wrażliwość rachunku sumienia czynionego co godzinę, gdy usłyszał bicie zegara. Potrzeba czujności, by nic nie uronić z tajemnic każdego dnia, wszak Słowo przemawia nieustannie przez tyle znaków, wydarzeń – to niepojęta, a przecież dająca się coraz lepiej słyszeć symfonia. Zapewne można powiedzieć o świętych, że to, co w nich nas zachwyca i buduje, to opowiedziana ich życiem partytura, którą usłyszeli!

Jezus budzi zresztą zaciekawienie, czym jest tak niepowtarzalna, osobno dla każdego z nas, zapisana opowieść. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili (Ef 2, 10). To właśnie ma być usłyszane! Wręcz intrygujący staje się fakt, że owocność tego słuchania dla odbiorcy, po ludzku biorąc, jest kompletnie nieprawdopodobna, a u Boga całkiem możliwa. Tylko słyszący wydają plon, nawet stokrotny. Pomyśleć (czy to możliwe do wyobrażenia, to już zupełnie inna sprawa) choćby o jednym plonie życia, jednego człowieka – Karola Wojtyły…
A ja…?
Powtarzające się wezwania Jezusa, by słuchać Jego głosu, nieuchronnie prowadzą do tych miejsc Ewangelii, które wskazują na dojrzałość słuchającego. Jest to zatem człowiek świadomy niezwykłego wyróżnienia – ma on być solą ziemi, a jego życie wyraźnym znakiem w świecie jak światło na świeczniku (por. Mt 5, 14-16). Taka perspektywa, przeciwna przystosowaniu się do tego świata i uległości mu, nie jest do osiągnięcia tylko własnymi siłami. Wymaga raczej czujności serca pytającego nieustannie „Dokąd mnie Pan prowadzi?”. W Ewangelii św. Jana Jezus stwierdza kategorycznie: Głosu Dobrego Pasterza słuchają Jego owce (por. J 10, 3). A będą go słuchać w przyszłości i te także, które dziś jeszcze „nie są z tej zagrody” (por. J 10, 16).
Chodzi nie tylko o to, by kierować się głosem Pasterza. To, oczywiście podstawa, ale równocześnie ma być dostrzegana perspektywa zatroskania o „inne owce”. Takiego wysłuchania oczekuje Ten, który posyła z misją aż na krańce świata. Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! (Mk 16, 15). To zadanie, wpisane przecież w życie każdego ochrzczonego, może być podjęte tylko z przyjętego mandatu Posyłającego.
To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie! (Mk 9, 7).
Jacek Pleskaczyński SJ
Życie Duchowe 37 (2004) 
fot. Epicantus Headphones
Pixabay (cc)
http://www.katolik.pl/kto-ma-uszy-do-sluchania–niechaj-slucha,25540,416,cz.html
_____________________________

W jakim ciele zmartwychwstaniemy?

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu pytanie to jest aż nadto aka­demickie, bo po co sobie łamać głowę czymś, co i tak się stanie, a zbyt wielu rzeczy pewnych powiedzieć o tym się nie da. Ale są tacy, co autentycznie martwią się o swój wygląd po zmartwychwstaniu.

 

To przeciwnicy darowania po śmierci swoich narządów do transplantacji. Boją się, że zmartwychwstaną bez oddanej nerki, wątroby, kawałka skóry, serca czy innego jeszcze fragmentu ziemskiego ciała. Czy słusznie?

 

O ciele po zmartwychwstaniu nie wiemy zbyt wiele. Wierzy­my w carnis resurrectionum, czyli ciała zmartwychwstanie, ale Credo pomija szczegóły. Jak przypomniał IV Sobór Laterański “wszyscy we własnych powstaną ciałach, tych, co teraz posiadają”. Zapewne chodzi tu już o cielesność przemienioną, istotową, a nie materialną identyczność ciała po zmartwychwstaniu z tym, które dzisiaj mamy. Z niejaką pomocą przychodzi liturgia, która przypomina nam, że nasze “naśladowanie” Jezusa dopełni się, gdy i my – tak jak On -obleczemy się w nowe ciała. W III Modlitwie Eucharystycznej mod­limy się za zmarłego, aby “ten, który przez chrzest został włączony w śmierć […] Syna, miał również udział w Jego zmartwychwstaniu, gdy wskrzesi ciała zmarłych z prochu ziemi i upodobni nasze ciało, podległe zniszczeniu, do swojego ciała uwielbionego”. Tyle wiemy: że będzie podobne do Jezusowego, uwielbione i już niezniszczalne.

 

Święty Grzegorz z Nyssy pisał niezwykle obrazowo: “Trzeba przeprowadzić ze śmierci do życia całą naszą naturę. Dlatego też Bóg się pochylił nad naszym trupem, aby wyciągnąć rękę, by tak powiedzieć, do bytu, który był jak martwy posąg: zbliżył się do śmierci tak dalece, że nawiązał kontakt z naszymi zwłokami i dał naturze za pośrednictwem swego własnego ciała podstawę zmartwychwstania, wskrzeszając całego człowieka swoją mocą”.

 

Prawda o zmartwychwstaniu ciała występuje przeciwko głęboko zakorzenionemu w nas dualistycznemu myśleniu, że człowiek składa się z duszy i ciała, przy czym dusza jest nieśmiertelna, a cia­ło śmiertelne, czyli że żyć wiecznie będą same dusze. To prawda, że doczesne ciało zostaje poddane rozkładowi, ale zmartwych­wstaniemy cali: to znaczy cielesno-duchowi, choć w innej już cielesności – do końca nie wiemy w jakiej. Zmartwychwstały Jezus przenikał drzwi, ukazywał się i znikał z oczu, ale jednocześnie kazał wkładać palce do swoich ran i pytał uczniów, czy nie mają co jeść.

 

To właśnie w perspektywie zmartwychwstania trzeba spojrzeć na problem transplantacji narządów po naszej śmierci. Przecież nasze doczesne ciało po śmierci będzie już nam zbędne, gdyż w chwili zmartwychwstania otrzymamy ciało nowe i inne, i na pewno piękniejsze. Szacunek dla ciała po śmierci nie przeciwsta­wia się możliwości uratowania życia drugiego człowieka dzięki narządom pobranym po naszym zgonie. Przeciwnie, w perspek­tywie wiary należy patrzeć na to jako na dar miłości, gdy ktoś część swego życia oddaje za życie drugiego człowieka. “Odda­wanie narządów po śmierci jest czynem szlachetnym i godnym pochwały; należy do niego zachęcać, ponieważ jest przejawem wielkodusznej solidarności” – uświadamia nas Katechizm Koś­cioła Katolickiego.

 

A strach o to, co będzie tam, po zmartwychwstaniu, przypomi­na rozmowę Jezusa z saduceuszami, którzy zamartwiali się kwestią, czyją żoną po zmartwychwstaniu będzie ta, która za życia mia­ła siedmiu mężów. Podstawowy błąd w naszym myśleniu o “za­światach” polega na tym, że przenosimy tam ziemską topografię i ziemskie relacje międzyludzkie. Ludzie są często gotowi kłócić się o to, czyja trumna będzie leżeć obok czyjej, nad czyją i w czy­jej sąsiedztwie. To kwestia, być może, ważna dla żywych, ale dla zmarłych kompletnie nieistotna. Filmowy Jaśko-John z pamięt­nych Samych swoich przysięgał, że po ziemię wróci, “żeby się kości nasze nie szukali po świecie”. A przecież to już nie będzie nasze zmartwienie, tylko tego, kto się tej wielkiej roboty wskrzeszenia ludzkości podejmie, czyli samego Pana Boga.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2424,w-jakim-ciele-zmartwychwstaniemy.html

______________________________

Czego kobiety oczekują od mężczyzn?

Maskacjusz

Czego kobiety oczekują od mężczyzn? Jaka jest największa siła kobiet, o którą powinny dbać? Jak zachowują się zmęczeni księża, kiedy w okolicy pojawi się młoda zakonnica? – mówi ks. Pawlukiewicz.

 

Czego kobiety oczekują od mężów? Być wysłuchaną. Drodzy Panowie, dla kobiety najważniejszym facetem jest ten, który ją słucha. Uważajcie, bo może ją zacząć słuchać dyrektor w pracy, może zacząć słuchać listonosz albo hydraulik…

 

Ks. Piotr Pawlukiewicz – wśród młodzieży znany przede wszystkim z porywających konferencji obfitujących w setki życiowych przykładów. Przez wiele lat duszpasterz środowisk parlamentarnych oraz akademickich. Kaznodzieja, który potrafi z sukcesem przemówić do każdego (nie)wiernego.

__________________________________

Dlaczego świętujemy Poniedziałek Wielkanocny?

Z Poniedziałkiem Wielkanocnym – drugim dniem Świąt Zmartwychwstania Pańskiego wiąże się tradycja Śmigusa-Dyngusa. Śmigus i Dyngus to dwa odrębne obyczaje, które praktykowane były jednego dnia. Dlatego z czasem ich nazwy się połączyły.

Dyngusem nazywano datek dawany przez gospodynie mężczyznom chodzącym w Poniedziałek Wielkanocny po domach, składającym życzenia świąteczne i wygłaszającym oracje i wiersze o męce Pańskiej, czy też komiczne parodie. W zamian za to otrzymywali jajka, wędliny i pieczywo.
Śmigus z kolei to obyczaj polewania się wodą w Poniedziałek Wielkanocny. Stąd też nazwa “lany poniedziałek”. Zwyczaj prawdopodobnie ma korzenie pogańskie i wiąże się z radością po odejściu zimy oraz z obrzędami mającymi zapewnić urodzaj i płodność.
Chrześcijaństwo dodało do tego oczyszczającą symbolikę wody, a także tradycję, zgodnie z którą oblewanie wodą jest pamiątką rozpędzania tłumów, które gromadziły się w poniedziałek, rozmawiając o Zmartwychwstaniu Chrystusa.
W Poniedziałek Wielkanocny gospodarze o świcie wychodzili w pola i kropili je wodą święconą, żegnali się przy tym znakiem krzyża i wbijali w grunt krzyżyki wykonane z palm poświęconych w Niedzielę Palmową, co miało zapewnić urodzaj i uchronić plony przed gradobiciem. Pola objeżdżano w procesji konnej.
Wodą oblewano jednak przede wszystkim młode dziewczęta. Nieoblana panna była zdenerwowana i zaniepokojona, gdyż oznaczało to brak zainteresowania ze strony miejscowych kawalerów.
Poniedziałek Wielkanocny to drugi dzień Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Największe święta chrześcijańskie, takie jak Wielkanoc czy Boże Narodzenie obchodzi się przez dwa dni, aby móc głębiej rozważać te tajemnice wiary.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2438,dlaczego-swietujemy-poniedzialek-wielkanocny.html
____________________________
grafika: (fot. -Reji / Foter / CC BY-NC-ND)

O autorze: Słowo Boże na dziś