Wiara oparta na cudach prawie na pewno będzie mocno zabarwiona interesownością, wręcz egoizmem.
Jeśli natomiast wierzysz w Jezusa ze względu na naukę, którą głosi, wówczas nie będziesz niczego oczekiwał od Niego, natomiast wiele od siebie.
Jezu Ufam Tobie.
Myśl dnia
przysłowie włoskie
(abba Ammonas, “Kwiatki ojców pustyni”, 123)
Hezychiusz z Synaju
Słowo Boże
_________________________________________________________________________________________________
PONIEDZIAŁEK IV TYGODNIA WIELKIEGO POSTU
Świętych Perpetuy i Felicyty, męczennic, wspomnienie
PIERWSZE CZYTANIE (Iz 65,17-21)
Oto stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię
Czytanie z Księgi proroka Izajasza.
To mówi Pan:
„Oto Ja stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię; nie będzie się wspominać dawniejszych dziejów ani na myśl one nie przyjdą.
Przeciwnie, będzie radość i wesele na zawsze z tego, co Ja stworzę; bo oto Ja uczynię z Jerozolimy «Wesele» i z jej ludu «Radość». Rozweselę się z Jerozolimy i rozraduję się z jej ludu. Już się nie usłyszy w niej odgłosów płaczu ni krzyku narzekania.
Nie będzie już w niej niemowlęcia, mającego żyć tylko kilka dni, ani starca, który by nie dopełnił swych łat; bo najmłodszy umrze jako stuletni, a nie osiągnąć stu lat będzie znakiem klątwy. Zbudują domy i mieszkać w nich będą, zasadzą winnice i będą jedli z nich owoce”.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 30,2 i 4.5-6.11-12a i 13b)
Refren: Sławię Cię, Panie, bo mnie wybawiłeś.
Sławię Cię, Panie, bo mnie wybawiłeś *
i nie pozwoliłeś mym wrogom naśmiewać się ze mnie.
Panie, mój Boże, z krainy umarłych wywołałeś moją duszę *
i ocaliłeś mi życie spośród schodzących do grobu.
Sławię Cię, Panie, bo mnie wybawiłeś.
Śpiewajcie psalm wszyscy miłujący Pana *
i pamiętajcie o Jego świętości.
Gniew Jego trwa tylko przez chwilę +
a Jego łaska przez całe życie. *
Płacz nadchodzi z wieczora, a rankiem wesele.
Sławię Cię, Panie, bo mnie wybawiłeś.
Wysłuchaj mnie, Panie, zmiłuj się nade mną, *
Panie, bądź moją pomocą.
Zamieniłeś w taniec mój żałobny lament; *
i Boże mój i Panie, będę Cię sławił na wieki.
Sławię Cię, Panie, bo mnie wybawiłeś.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Ps 130,5.7)
Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.
Pokładam nadzieję w Panu i w Jego słowie,
u Pana jest bowiem łaska i obfite odkupienie.
Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.
EWANGELIA (J 4,43-54)
Uzdrowienie syna urzędnika królewskiego
Słowa Ewangelii według świętego Jana.
Jezus wyszedł z Samarii i udał się do Galilei. Jezus wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie. Kiedy jednak przybył do Galilei, Galilejczycy przyjęli Go, ponieważ widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto.
Następnie przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. A w Kafarnaum mieszkał pewien urzędnik królewski, którego syn chorował. Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający.
Jezus rzekł do niego: „Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie”.
Powiedział do Niego urzędnik królewski: „Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko”.
Rzekł do niego Jezus: „Idź, syn twój żyje”. Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem.
A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. Zapytał ich o godzinę, o której mu się polepszyło. Rzekli mu: „Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka”. Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, o której Jezus rzekł do niego: „Syn twój żyje”. I uwierzył on sam i cała jego rodzina.
Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Uzdrowienie
Piękna jest postawa tego ojca. Ma on rodzinę, służących, władzę, bogactwo, ale przede wszystkim wiarę, której brakuje rodakom Jezusa. Dzięki niej w pełni skorzystał on z nowej rzeczywistości, jaką Bóg oferuje człowiekowi. To nie jest już kwestia stuletniego życia w domu pośród winnic pełnych owoców, jak zapowiadali niegdyś prorocy, lecz dar życia wiecznego. Godzina Jezusa, która wypełni się na krzyżu, już teraz tchnie życiodajną mocą. Obejmuje ona tych, co uwierzyli Słowu, które stało się ciałem. I my uwierzmy, że Bóg w swoim Synu chce dać nam to szczęście. Z wiarą prośmy o uzdrowienie.
Jezu, przychodzę do Ciebie z pokorną prośbą. Nie szukam cudów i znaków, ale prawdziwego uzdrowienia, które będzie promieniowało ze mnie wiarą tak, aby i inni uwierzyli i mieli życie.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”
- Mariusz Szmajdziński
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
______________________________
ŚŚ. Perpetuy i Felicyty
Pan Bóg chce dzisiaj mówić do ciebie. Pozwól Mu. Uwierz, że to Słowo jest dla ciebie, do ciebie i o tobie. Stań przed Nim jak dziecko przed kochającym Ojcem. On cię poprowadzi.
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 4, 43-54
Jezus wyszedł z Samarii i udał się do Galilei. Jezus wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie. Kiedy jednak przybył do Galilei, Galilejczycy przyjęli Go, ponieważ widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto. Następnie przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. A w Kafarnaum mieszkał pewien urzędnik królewski, którego syn chorował. Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający. Jezus rzekł do niego: «Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie». Powiedział do Niego urzędnik królewski: «Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko». Rzekł do niego Jezus: «Idź, syn twój żyje». Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem. A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. Zapytał ich o godzinę, o której mu się polepszyło. Rzekli mu: «Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka». Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, o której Jezus rzekł do niego: «Syn twój żyje». I uwierzył on sam i cała jego rodzina. Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei.Dialog z urzędnikiem królewskim Jezus zaczyna od słów: „Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie”. Pokazuje tu kruchość twojej wiary, tendencje do szukania bardziej „znaków i cudów” niż zaufania Bogu, także pośród ciemności.
- Jaka jest twoja postawa?
- Czy w sytuacji kryzysu skłaniasz się do szukania „rzeczy nadzwyczajnych”, czy raczej starasz się pokornie zaufać Panu?
Serce urzędnika królewskiego jest pełne dziecięcej ufności i płynącej stąd determinacji: „Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko”. Swoim zaufaniem do końca, bez zostawiania marginesu na ludzkie spekulacje, jakby krępuje ręce Jezusa, który kiedyś powiedział do Siostry Faustyny: „Twoim obowiązkiem jest zupełna ufność w dobroć Moją, a Moim obowiązkiem jest dać ci wszystko, czego potrzebujesz. Czynię się sam zależny od twojej ufności; jeżeli ufność twoja będzie wielka, to hojność Moja nie będzie znać miary” (Dz. 548).
Zaufanie, całkowite zdanie się na Boga, wdzięczność za Jego dary to cechy, które najbardziej upodabniają cię do Jezusa i wyzwalają bezmiar Jego hojności. Spróbuj przeżyć sytuacje kryzysów jako zaproszenie, by rzucić się w ramiona Ojca. On cię widzi.
Jezus wyszedł z Samarii i udał się do Galilei. Jezus wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie. Kiedy jednak przybył do Galilei, Galilejczycy przyjęli Go, ponieważ widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto. Następnie przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. A w Kafarnaum mieszkał pewien urzędnik królewski, którego syn chorował. Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający. Jezus rzekł do niego: «Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie». Powiedział do Niego urzędnik królewski: «Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko». Rzekł do niego Jezus: «Idź, syn twój żyje». Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem. A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. Zapytał ich o godzinę, o której mu się polepszyło. Rzekli mu: «Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka». Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, o której Jezus rzekł do niego: «Syn twój żyje». I uwierzył on sam i cała jego rodzina. Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei.
Na koniec poproś Jezusa, by uformował w tobie Swoje serce; serce ufnego dziecka, które krok po kroku pozwala prowadzić się kochającemu Ojcu.
http://modlitwawdrodze.pl/home/
________________________
Poniedziałek 4 tygodnia Wielkiego Postu
W obliczu trudności, jakie nas spotykają, bywa tak, że towarzyszy nam poczucie bezradności. Obietnica nieba wydaje się bardzo odległa, na własne oczy oglądamy cuda, które dotyczą wszystkich… oprócz nas. Sławię Cię, Panie, bo mnie wybawiłeś i nie pozwoliłeś mym wrogom naśmiewać się ze mnie – woła psalmista. Te słowa nie są czczą gadaniną, ale rzeczywistością. Pan nieustannie nas wspomaga i umacnia, a kiedy Go szukamy, pozwala się znaleźć. Czuwa nad nami i nie dosięgnie nas żadna krzywda. Dlaczego? Bo Jemu zależy na nas, ludzka słabość i nędza wręcz Go przyciągają! Niech słowa aklamacji przed Ewangelią będą naszym wyznaniem płynącym z wnętrza: Pokładam nadzieję w Panu i w Jego słowie, u Pana jest bowiem łaska i obfite odkupienie.
Komentarz do I czytania (Iz 65, 17-21)
Na słowo Pana zaistniał świat i wszelkie stworzenie. Również na Jego słowo w każdej chwili mogą powstać nowe niebiosa i nowa ziemia, gdzie nie będzie już płaczu ni krzyku narzekania – jak mówi prorok Izajasz. Przeciwnie, będzie radość i wesele na zawsze z tego, co Ja stworzę.
Głęboko w sercu nosimy tęsknotę za rajem, za domem Ojca, skąd wyszliśmy i dokąd zmierzamy, pozostając tymczasem pielgrzymami na ziemi. Przez grzech utraciliśmy możliwość przechadzania się z Bogiem po rajskim ogrodzie, ale dzięki ofierze Jezusa Chrystusa staliśmy się nowym stworzeniem. Otrzymaliśmy Ducha Świętego, a wraz z Nim pełnię darów dla umocnienia w chwilach zmagania się z przeciwnościami. Niech nadzieja zbawienia żyje w sercach, a radość będzie naszym udziałem tu i teraz.
Komentarz do Ewangelii (J 4, 43-54)
Podejmując próby głoszenia Dobrej Nowiny naszym bliskim, możemy spotkać się z przykrymi uwagami czy nawet kpiną. Jezus wiedział, że mieszkańcy Galilei przyjęli Go wyłącznie ze względu na dokonane cuda, a nie na wspólne korzenie. Zadziwia natomiast wiara urzędnika królewskiego proszącego o zdrowie dla syna, któremu wystarczyły tylko słowa Jezusa, by wrócił do domu przekonany, że chłopiec żyje.
Pan Bóg uzdrawia również dzisiaj, oczekując z naszej strony wiary w to, że ma moc to uczynić. Najchętniej działa w ciszy ludzkiego serca, licząc na współpracę, wiedząc o naszych możliwościach i ograniczeniach. Pamiętajmy, że uzdrowienie to proces, który dokonuje się w czasie. Prośmy zatem o wiarę urzędnika królewskiego, byśmy ufali Panu nawet wtedy, kiedy wszystko wydaje się już stracone.
Pomyśl:
- Jakie myśli rodzą się we mnie na słowa Pana o stwarzaniu nowego nieba i ziemi, gdzie będzie tylko radość i wesele?
- Czy potrafię dzielić się wiarą z moimi bliskimi? Jak często rozmawiam z nimi na temat Pana Boga?
- Na ile szanuję sposób działania Boga? Czy nie próbuję wymuszać na Nim szybkiej odpowiedzi na moje prośby?
Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.
http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/548
_____________________________
„Boża radość jak rzeka
Boża radość jak rzeka
Boża radość wypełnia duszę mą”.
(Piosenka oazowa)
Iluzja czy rzeczywistość
Piękne są słowa tej piosenki. Piękne są słowa z pierwszego czytania, którymi nas dziś posila Izajasz. I dobrze się ich słucha. Tylko, że stoją one w sprzeczności z naszym codziennym doświadczeniem. Z czego się tu cieszyć? Gdzie jest ta Boża, obiecana już w Starym Testamencie radość? Niedawno papież Franciszek powiedział wprost:
„Mówiłem o trzeciej wojnie światowej w kawałkach. W rzeczywistości jednak ona nie jest w kawałkach; to jest wojna”.
Dziś czytam o 4 zakonnicach ze zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia zabitych w Jemenie. Giną moi bracia i siostry w wierze w tylu krajach świata. A wokół? Choroby, śmierć, tragedie rodzinne, bieda, niesprawiedliwość, upadek obyczajów ludzi na piedestale społeczeństwa: brak kultury, chamstwo, itp.
A jednak Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż miecz obosieczny, potężne, mocniejsze niż całe to zło na świecie, które jest tak widoczne, narzucające się, odbierające nadzieję. I albo w to wierzymy, albo poddajemy się zwątpieniu i beznadziei, bezsilności.
Izajasz to nie marzyciel i idealista. On na własnej skórze doświadczył zła, głupoty, nieodpowiedzialności swoich rodaków. On musiał ogłaszać prawdę, ale też nadzieję i właśnie radość, wbrew wszystkiemu. Bo tak mu kazał Pan, takie dostał Słowo i tak nam je przekazał.
Bóg w Jezusie przynosi zupełną nowość. Taką, której „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało”. I ja tej nowości Bożej Ewangelii mam być odważnym świadkiem. Inaczej niczym się nie różnię od wczorajszych i dzisiejszych proroków smutku, beznadziei i śmierci.
Panie, przyjdź i uzdrów we mnie to, co chore i bezużyteczne, co szkodliwe i śmiercionośne. Nie jestem godzien… wiem to dobrze. Ale mimo wszystko uzdrów, mój paraliż i cierpienie, z którego do końca nie zdaję sobie sprawy. Nie pozwól bym pozostał w śmierci, bym nie umarł na wieki. Czekam na Twoje radosne i dające nadzieję słowa: Idź i żyj! Amen.
- Henryk Kuman MS (Rzeszów)
http://saletyni.pl/slowo-na-dzis
_________________________
#Ewangelia: jaką wiarę docenia Jezus?
Mieczysław Łusiak SJ
Jezus wyszedł z Samarii i udał się do Galilei. Jezus wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie. Kiedy jednak przybył do Galilei, Galilejczycy przyjęli Go, ponieważ widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto.
Następnie przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. A w Kafarnaum mieszkał pewien urzędnik królewski, którego syn chorował. Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający.
Jezus rzekł do niego: “Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie”. Powiedział do Niego urzędnik królewski: “Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko”. Rzekł do niego Jezus: “Idź, syn twój żyje”. Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem.
A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. Zapytał ich o godzinę, o której mu się polepszyło. Rzekli mu: “Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka”. Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, o której Jezus rzekł do niego: “Syn twój żyje”. I uwierzył on sam i cała jego rodzina.
Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei.
Rozważanie do Ewangelii
Jezus zdaje się nie doceniać wiary w Niego, która jest efektem cudów przez Niego uczynionych. Dlaczego? Czyż nie jest tak, że wiara to wiara, obojętnie jak się zrodziła? Widocznie nie. Wiara oparta na cudach prawie na pewno będzie mocno zabarwiona interesownością, wręcz egoizmem. Jeśli uwierzyłem w Jezusa, bo jest cudotwórcą, wówczas będę (przynajmniej podświadomie) oczekiwał od Niego kolejnych cudów ułatwiających mi życie. Jeśli natomiast uwierzyłem w Niego ze względu na naukę, którą głosi, wówczas nie będę niczego oczekiwał od Niego, natomiast wiele od siebie.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2795,ewangelia-jaka-wiare-docenia-jezus.html
__________________________
Baldwin z Ford (? – ok. 1191), opat cysterski, następnie biskup
Homilia nr 6 do Hbr 4,12
„Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny” (Hbr 4,12). Tymi słowami apostoł pokazuje tym, którzy szukają Chrystusa – Słowo, Siłę i Mądrość Boga – to wszystko co jest mocą i mądrością w słowie Bożym. To Słowo było na początku u Ojca, wieczne razem z nim (J 1,1). Objawiło się w swoim czasie apostołom, zwiastowane przez nich i pokornie przyjęte w wierze przez lud wierzących.
Jest zatem słowo w Ojcu, Słowo na ustach apostołów i Słowo w sercach wierzących. Słowo na ustach jest wyrażeniem Słowa, które jest w Ojcu: jest też wyrażeniem Słowa znajdującego się w sercu człowieka. Kiedy rozumie się Słowo, lub mu się wierzy albo kocha, Słowo w sercu człowieka staje się rozumem Słowa, albo wiarą w Słowo lub miłością Słowa. Kiedy te trzy gromadzą się w jedno serce to od razu rozumie się, wierzy i kocha Chrystusa, Słowo Boże, Słowo Ojca… Chrystus mieszka w tej osobie przez wiarę, a przez niezwykłą łaskawość zstępuje z serca Ojca do serca człowieka…
To słowo Boże… jest żywe: Ojciec sprawił, że ma życie w sobie, jak On ma życie w sobie samym (J 5,26). To dlatego nie tylko jest żywe, ale jest Życiem , jak jest napisane: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14,6). A skoro jest Życiem, to jest żywe by być ożywczym, bo : „Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce” (J 5,21).
_________________________________
Jeruzalem… (7 marca 2016)
Jezus wyszedł z Samarii i udał się do Galilei. Jezus wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie. Kiedy jednak przybył do Galilei, Galilejczycy przyjęli Go, ponieważ widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto.
Następnie przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. A w Kafarnaum mieszkał pewien urzędnik królewski, którego syn chorował. Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający.
Jezus rzekł do niego: «Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie».
Powiedział do Niego urzędnik królewski: «Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko».
Rzekł do niego Jezus: «Idź, syn twój żyje». Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem.
A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. Zapytał ich o godzinę, o której mu się polepszyło. Rzekli mu: «Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka». Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, o której Jezus rzekł do niego: «Syn twój żyje». I uwierzył on sam i cała jego rodzina.
Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei (Z rozdz. 4 Ewangelii wg św. Jana)
Czwarta niedziela Wielkiego Postu zawiera wiele aluzji do Jerozolimy. Liturgia poniedziałku podejmuje ten temat. Najpierw prorok Jeremiasz zapowiada odbudowę Jerozolimy i nowe stworzenie. Jest to znaczące, ponieważ w większości księga tego proroka jest poświęcona zapowiedziom zagłady Świętego Miasta z powodu grzechów jego mieszkańców. Tymczasem Bóg zapowiada nowe stworzenie, odbudowanie miasta. Jest nadzieja na uzyskanie przebaczenia. Ewangelia pokazuje nam Jezusa, który czyni cuda zanim do Jerozolimy dotrze. W tym wypadku Jerozolimę możemy rozumieć jako ostateczną wspólnotę ludzi z Bogiem, nowe stworzenie, zbawienie na końcu czasów. Ale już teraz możemy być obywatelami tego miasta w niebie – kiedy uczestniczymy w sakramentach. A zatem? Uczestnicząc we Mszy Świętej, przystępując do spowiedzi wstępujmy do niebiańskiej Jerozolimy, bądźmy jej obywatelami!
Dzisiejsze czytania liturgiczne: Iz 65, 17-21; J 4, 43-54
Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą
http://ps-po.pl/2016/03/06/jeruzalem-7-marca-2016/
________________________________
_________________________________________________________________________________________________
Świętych Obcowanie
_________________________________________________________________________________________________
Perpetua i Felicyta żyły w II w. w starożytnym Thuburbo Minus, mieście położonym około 30 km od Kartaginy (dziś Teburbo w Tunisie). Perpetua w tajemnicy przed ojcem poganinem przyjęła wiarę chrześcijańską i zaczęła do niej przekonywać swych bliskich: brata Saturusa oraz niewolników – Felicytę, Rewokatusa, Sekundulusa i Saturninusa. Obie z Felicytą były młodymi mężatkami. Mąż Felicyty prawdopodobnie zginął razem z nią. Natomiast o mężu Perpetuy informacje są sprzeczne: raz czytamy, że był chrześcijaninem, w innych źródłach, że tak jak jej ojciec – poganinem.
Oskarżone o bycie chrześcijankami, zostały pojmane i sprowadzone do Kartaginy. Perpetua miała malutkiego synka, w wieku niemowlęcym, którego przynoszono jej do karmienia. W tym samym czasie, będąca w ósmym miesiącu ciąży Felicyta, po ciężkim porodzie, przy wtórze grubiańskich uwag więziennego strażnika, powiła dziewczynkę, którą zaadoptował jeden z chrześcijan. Zgodnie bowiem z prawem rzymskim, matka, mająca w swoim łonie dziecię, nie mogła być stracona przed jego urodzeniem. Zachowały się autentyczne dokumenty, opisujące powyższe wydarzenia – pamiętnik pisany w więzieniu przez św. Perpetuę oraz relacja naocznego świadka. Mimo próśb ojca, który odwiedzał Perpetuę w więzieniu, kobieta nie wyrzekła się swojej wiary. Po krótkim procesie wszystkich więźniów skazano na rozszarpanie przez zwierzęta. Chwili triumfalnego wejścia na arenę nie dożył jedynie Sekundulus, który zmarł w więzieniu. Tuż przed męczeństwem Perpetua i Felicyta otrzymały chrzest, bowiem w czasie aresztowania były jeszcze katechumenkami. Męczennicy wymienili między sobą pocałunek pokoju. Na arenie wypuszczono na nie dzikie zwierzęta, które nie okazały się zbyt drapieżne. Jedynie dotkliwie poraniły kobiety. Gladiatorzy dobili je więc mieczami. Męczeństwo to stało się sławne w całym Kościele. Do dzisiaj liturgia przypomina imiona świętych “bohaterek wiary” Perpetuy i Felicyty w Kanonie Rzymskim (pierwszej Modlitwie Eucharystycznej), który jako jedyny był stosowany w każdej Mszy św. aż do 1969 r. (obecnie jest kilka modlitw eucharystycznych do wyboru). Imiona obu męczennic wymieniane są także w Litanii do Wszystkich Świętych. Późniejsza legenda uczyniła ze św. Felicyty matkę siedmiu synów, z którymi miała ponieść męczeństwo. Legenda ta wyraźnie nawiązuje do śmierci siedmiu braci machabejskich i ich bohaterskiej matki. Męczeńska śmierć miała miejsce 7 marca 202 lub 203 r. Perpetua i Felicyta są patronkami bezpłodnych kobiet.W ikonografii św. Perpetua przedstawiana jest w bogatym stroju patrycjuszki, z naszyjnikiem, welonem, zaś św. Felicyta – w skromnej sukni bez ozdób. |
We Florencji – św. Teresy Marii od Najśw. Serca Jezusowego, karmelitanki. Wychowywała się u boku świątobliwego ojca, Ignacego Redi, a następnie u benedyktynek we Florencji. Wróciwszy do rodzinnego Arezzo, rychło zdecydowała się na wstąpienie do Karmelu. Tam to energicznie wspinała się po stopniach życia kontemplatywnego. Osiągnęła jego szczyty w czasie, gdy Europę ogarniał chłód wieku oświecenia i libertynizmu. Zmarła w roku 1770. Kanonizował ją w roku 1934 Pius XI.
oraz:
św. Eubula, męczennika (+ 308); św. Gaudioza z Brescii, biskupa (+ 445); św. Pawła, pustelnika (+ 540); św. Pawła, biskupa (+ 850); św. Teofila, biskupa (+ 845)
Żywot św. Perpetuy i Felicyty,
Męczenniczek
(żyły około roku Pańskiego 200)
Jak pobożni i bogobojni byli pierwsi chrześcijanie, jak stała była ich wiara w Jezusa Chrystusa Syna Bożego, jak gorąca ich miłość ku Bogu, świadczą akta świętych Męczenników, które jeszcze za czasów świętego Augustyna publicznie czytywano w kościele. Niechaj by przykład Świętych Pańskich i w nas rozpalił gorętszą miłość Boga i stateczną wiarę.
W roku 202 powstało za cesarza Sewera okrutne prześladowanie chrześcijan, które objęło i Afrykę. W tym czasie mieszkało w Kartaginie pięciu katechumenów *), zowiących się Rewokatus, Felicyta, Saturnin, Sekundus i Perpetua; dwoje pierwszych było niewolnikami, reszta pochodziła z wysokiego rodu. Felicyta już od siedmiu miesięcy była w stanie błogosławionym, a Perpetua miała dziecko przy piersi. Liczyła podówczas dopiero 22 lata; tak mąż jej, jak i ojciec, zajmowali wysokie stanowiska, zarazem jednak byli zagorzałymi bałwochwalcami. Ojciec, nie wiedząc o tym, że Perpetua jest chrześcijanką, kochał ją więcej niż żonę i inne dzieci.
Gdy zaczęło się prześladowanie, pojmano także wymienionych wyżej katechumenów i wtrącono ich do więzienia. Razem z nimi kazał się również zamknąć w więzieniu niejaki Satur, zapewne brat Saturnina, on bowiem uczył ich wiary świętej.
Perpetua opisała swoje męczeństwo w następujący sposób: “Byliśmy jeszcze w mocy naszych prześladowców, gdy ojciec mój, powodowany czułą dla mnie miłością, przybył do więzienia, starając się zachwiać moją stałość w wierze. “Ojcze – rzekłam do niego – widzisz tu na podłodze ten dzban z wodą?” “Widzę – odparł ojciec – czemuż mnie o to pytasz?” “Ponieważ chcę się dowiedzieć, czy można rzecz nazwać innym nazwiskiem?” “Przenigdy” – zawołał ojciec. “Prawdą zatem jest, że Chrystus jest Bogiem żywym, a ja chrześcijanką!” Wtedy ojciec rzucił się na mnie, aby mi oczy wydrapać, lecz skończyło się na tym, że okrutnie mnie obił. Krótko potem przeprowadzono nas do innego ciemnego lochu, zapchanego więźniami, w którym panował zabijający zaduch. Prócz tego żołnierze okrutnie nas poniewierali, ja zaś płakałam, bo odebrano mi dziecię. Dwaj diakonowie, Tercjusz i Pomponiusz, zdołali przekupić straż, po czym dozwolono nam na kilka godzin wychodzić na świeże powietrze, ale największą moją radością było, gdy mi matka przyniosła moje dziecię. Odtąd zdawało mi się wiezienie takim samym pałacem, jaki zamieszkiwałam u rodziców. Razu pewnego przybył do mnie do więzienia mój brat. Na pierwszy rzut oka poznałam, że ma coś ważnego na myśli i nie omyliłam się, gdyż wkrótce w te odezwał się słowa: “Siostro kochana! sądzę, że jesteś już tak dalece w łasce u Boga, że ci objawi, czy zostaniesz uwolniona z więzienia, czy też umrzesz śmiercią męczeńską”. Ufna w Bogu, odparłam: “Jutro ci powiem!” Jakoż modląc się ujrzałam w zachwyceniu złotą drabinę sięgającą do Nieba, lecz z obu stron najeżoną kolcami i mieczami, przy czym usłyszałam głos: “Perpetuo, ciebie oczekuję!” Kiedym szła po drabinie, znalazłam się w ogrodzie i ujrzałam męża wysokiego wzrostu, ubranego w pasterskie odzienie i otoczonego wielu osobami w białych szatach. Mąż ów doił owce, a kiedy weszłam, zawołał, podając mi czarkę mleka: “Witaj córko!” Odebrałam i wypiłam, po czym wszyscy otaczający wspólnie zawołali: Amen!
Obudziłam się z zachwycenia i nie mogłam sobie przypomnieć, czy to było na jawie, czy też we śnie, jednakże w ustach czułam niewypowiedzianą słodycz. Gdy następnego dnia brat powtórnie zadał mi owo pytanie, natychmiast mu odpowiedziałam, że oczekuje mnie korona męczeńska.
Święte Perpetua i Felicyta
Po kilku dniach rozeszła się po mieście pogłoska, że uwięzieni chrześcijanie pójdą na przesłuchy. Ojciec mój zatrwożony i wynędzniały, przybiegł do mnie, chcąc jeszcze raz spróbować nakłonić mnie do bałwochwalstwa. “Zmiłuj się nad moją siwizną – rzekł – pomnij też, ciebie kocham więcej, niż inne moje dzieci. Pokłoń się przeto bogom, a uratujesz honor swój i całej rodziny”. Mówiąc to, całował mi ręce i płakał serdecznie, ja zaś również nie mogąc się wstrzymać od płaczu, pocieszałam go, aby się zdał na Jezusa Chrystusa, w którego mocy jest świat cały.
Nazajutrz wzięto nas na przesłuchy, na których wszyscy przyznaliśmy się do chrześcijaństwa. Starosta imieniem Hilariusz, wielce rozgniewany tym wyznaniem, skazał nas na pożarcie przez dzikie zwierzęta”.
W czasie pobytu w więzieniu Perpetua często miewała zachwycenia. Gdy nadszedł dzień męczeństwa, chciano katechumenów przyodziać płaszczami pogańskich kapłanów i kapłanek, na co jednak nie pozwolili. Kiedy na nich wypuszczono bawoły, lwy i tygrysy, pokładły się owe dzikie bestie spokojnie u stóp Męczenników. Starosta, doprowadzony tym cudem do ostateczności, kazał wyprowadzić zwierzęta, po czym skazał Świętych na ścięcie mieczem. Wyrok ten wykonano roku Pańskiego 203.
Nauka moralna
Stałość świętej Perpetuy i Felicyty powinna służyć za przykład całemu chrześcijaństwu. Szczęśliwy, kto taką cnotę od Boga otrzymał. Wspierana łaską Boską, towarzyszy cnota człowiekowi we wszystkich zdarzeniach życia i łagodzi smutek i wszelkie przeciwności. Jak promienie słoneczne przebijają chmury, tak cnota z swą Boską siłą i szczególną niebieską pięknością rozjaśnia ciemności zmiennego życia. Prawdziwie miłująca Boga dusza okazuje się tym wspanialszą i podziwienia godniejszą, im więcej oczyszcza się w ogniu utrapienia i im bardziej mimo pokus, czyhających ze wszech stron, pragnie rozwijać swoje cnoty. Niechaj więc przykład świętej Perpetuy i Felicyty zachęci nas, abyśmy obok zachowywania przykazań, nakładali również na siebie umartwienia i z uległością je znosili. Ćwiczenia takie zwiększą nasze siły i przysporzą nam zdolności do większych ofiar, które to przymioty u Świętych Pańskich tak często spotykamy. Chcąc zaś naśladować owych świętych bojowników za wiarę św., winniśmy ustawicznie ćwiczyć się w miłości Boga i pełnieniu dobrych uczynków. Apostoł święty Paweł mówi: “I o to proszę, aby miłość wasza więcej a więcej obfitowała” (Filip, 1,9).
Modlitwa
Boże i Panie mój, racz nam łaskawie udzielić, abyśmy za przyczyną chwalebnych Męczenniczek Twoich, św. Felicyty i Perpetuy, czystą i prawdziwą miłość ku Tobie otrzymali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.
*) Katechumenami nazywamy tych, którzy uczą się początków zasad wiary Chrystusowej, aby się stać godnymi chrztu świętego. Jeśli żydzi albo poganie chcieli zostać chrześcijanami, natenczas nie odbierali zaraz Sakramentu chrztu świętego, tylko biskupi lub kapłani wkładali na nich ręce, naznaczali ich znakiem Krzyża świętego, przez co zyskiwali prawo słuchania nauki katechizmowej; stąd też nazwa “katechumeni”. Gdy już byli dostatecznie przygotowani, wtedy przystępowali w białych szatach i z palmami w ręku do chrztu, co się działo zwykle w Palmową Niedzielę. Oczywiście, że reguły tej nie dało się stosować wśród okrutnych prześladowań; konieczne były wtedy wyjątki.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.
http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/p/perpetu.htm
___________________________
Poszły w ciemno Św. Perpetua i Felicyta
|
KSIĄDZ:
– W środę II tygodnia Adwentu witam serdecznie wszystkich, którzy tu, do naszego kościoła parafialnego przychodzą codziennie. Razem czekamy na Boże Narodzenie ze światłem lampionów w rękach, razem przygotowujemy się do wyjątkowych świąt, kiedy to Bóg przyszedł na świat i stał się człowiekiem.
Ale Adwent, jak wiecie, przypomina też o innym czekaniu. O czekaniu na przyjście Pana Jezusa na końcu świata. O tym, że przez całe życie idziemy na spotkanie z Jezusem, Światłością świata. Było sporo ludzi, którzy, jak to sobie codziennie na Roratach przypominamy:
KSIĄDZ:
– “Poszli w ciemno…
DZIECI:
– … za Światłem”.
KSIĄDZ:– Wczoraj poznaliśmy wyjątkowych ludzi, świętych, którzy tak pokochali Jezusa, że ani przez chwilę nie zawahali się, by umrzeć dla Niego. A wystarczyło tylko jedno ich słowo czy krótkie zdanie: “Nie wierzę w Jezusa” i uniknęliby śmierci.
Pytania do dzieci:
– W jakim kraju mieszkali ludzie, których poznaliśmy wczoraj?
(W Japonii)
– Dlaczego w Japonii ludzie ginęli z powodu wiary w Jezusa?
(Bo zaczęto tam prześladować chrześcijan)
– Jak nazywał się samuraj, który został chrześcijaninem?
(Paweł Miki)
KSIĄDZ:
– Doskonale wszystko pamiętacie. Bardzo się z tego cieszę.
A dzisiaj cofniemy się o wiele wieków. I w dodatku zmienimy kontynent. Posłuchajcie… Ponad 1800 lat temu, czyli można powiedzieć, że krótko po narodzeniu Jezusa, w Afryce Północnej urodziły się dwie dziewczyny: Perpetua i Felicyta. Śmieszne imiona, prawda? Takie jakieś egzotyczne… Ciekaw jestem, czy któraś z dziewcząt chciałaby się tak nazywać? Albo czy spotkaliście kiedyś kogoś, kto by miał imię Perpetua lub Felicyta? Wątpię…
Mimo że i Perpetua, i Felicyta żyły dawno, dawno temu, to dużo o nich wiemy. Dlaczego? Bo Perpetua, pochodząca z zamożnego domu, pisała pamiętnik, który, o dziwo, przetrwał do naszych czasów.
A dlaczego wymieniamy je razem? Bo obie były młodymi mężatkami, miały niewiele ponad 20 lat, obie młodymi mamami i obie zginęły tego samego dnia śmiercią męczeńską.
Afryka Północna należała wtedy do Cesarstwa Rzymskiego. I mimo że chrześcijanie przez Rzymian byli mocno prześladowani, to wiara w Chrystusa rozprzestrzeniała się tam bardzo szybko.
Perpetua i Felicyta przygotowywały się do chrztu, choć dobrze wiedziały, że to może skończyć się śmiercią. I rzeczywiście obie kobiety, choć jeszcze nawet nie zostały ochrzczone, trafiły do więzienia w Kartaginie.
Pytania do dzieci:
– Kto wie, gdzie należałoby dzisiaj szukać Kartaginy? (W Tunezji)
KSIĄDZ:
– Tunezja kojarzy się raczej ze słońcem i wakacjami, i pewnie nawet mało kto wie, że w pierwszych wiekach ginęli tam chrześcijanie. W Kartaginie – dzisiaj to okolice Tunisu, czyli stolicy Tunezji – więziono i zabijano chrześcijan.
W pierwszych wiekach po narodzeniu Chrystusa leżąca w Afryce Północnej Kartagina była w rękach Rzymian. Czcili oni swoich wielu bogów i bardzo niechętni byli chrześcijanom wyznającym wiarę w jedynego Boga, który z miłości do każdego człowieka umarł i zmartwychwstał, i każdemu obiecuje życie wieczne.
Dlatego każdego, kto nie chciał oddawać czci bogom uznawanym w Cesarstwie Rzymskim, najpierw więziono, a w końcu skazywano na śmierć. Chrześcijanie najczęściej ginęli podczas igrzysk. Rzymianie uwielbiali je organizować. Przyglądali się wtedy bezbronnym chrześcijanom, na których rzucały się dzikie zwierzęta.
Gdy aresztowano Perpetuę, akurat karmiła swojego niedawno urodzonego synka. Miała 22 lata. Potem przynoszono dziecko do więzienia, żeby mogła je karmić. Perpetua pochodziła z zamożnej rodziny. Jej tata był poganinem i próbował namówić córkę, żeby jednak wyparła się Jezusa. Mówił, że tak będzie lepiej.
Posłuchajcie, jak Perpetua zapisała to w swoim pamiętniku:
NAGRANIE: (czytane bardzo powoli i bardzo wyraźnie)
.
” Ojciec próbował zawrócić mnie z obranej drogi. Wtedy powiedziałam:
>>Ojcze, czy widzisz stojący tam dzbanuszek?<< >>Widzę<< – odrzekł ojciec.
>>A czy możesz nazwać inaczej to naczynie?<< >>Nie, nie mogę<<.
>>Tak samo i ja nie mogę nazwać siebie inaczej, jak tylko tym, kim jestem faktycznie, a więc – chrześcijanką<<“.
Po tym wydarzeniu ojciec nie pokazywał się u mnie przez kilka dni. Dziękowałam za to Panu, bo dzięki temu mogłam nabrać nowych sił. W ciągu tych dni udzielono nam chrztu. Duch mnie natchnął, bym prosiła tylko o dar wytrzymałości.
Potem wtrącono nas do najgłębszej części więzienia. Ogarnęło mnie wielkie przerażenie. Co to był za okropny czas! Dręczył mnie niepokój o moje dziecko. (…) Po kilku dniach przyszedł ojciec i powiedział: “Miej litość dla mojej siwizny; (…) nie skazuj mnie na hańbę wśród ludzi”. Całował też moje ręce, rzucał mi się do nóg i, płacząc, nie nazywał mnie już swą córką, lecz panią. Ogromnie było mi go żal. Pocieszałam go mówiąc: “W sądzie stanie się to, co Bóg da, bo my nie należymy do siebie, ale do Boga”.
Ojciec odszedł smutny. Podczas przesłuchania prokurator Hilarian powiedział: “Miej wzgląd na siwą głowę ojca, miej wzgląd na maleńkiego synka i złóż ofiarę na pomyślność cesarzy”. Lecz ja odpowiedziałam: “Nie złożę”. Hilarian spytał: “Jesteś chrześcijanką?” Odrzekłam: “Jestem chrześcijanką”.
(…) Hilarian wydał na nas wyrok. Skazał wszystkich na śmierć od zwierząt. Radośni wróciliśmy do więzienia.
KSIĄDZ:
– Jaką wiarę musieli mieć pierwsi chrześcijanie, to dziś dla nas jest niepojęte. Przecież my też jesteśmy chrześcijanami, wierzymy w Boga, wierzymy w życie wieczne, a jednak zadziwia nas ich wielka wiara.
Perpetua i Felicyta, jak wielu, wielu pierwszych chrześcijan, nie wyparły się Jezusa. Nic nie było dla nich ważniejsze od Niego.
Druga z kobiet, o których dziś mówimy, Felicyta, była niewolnicą. Gdy ją aresztowano, spodziewała się dziecka, które od ośmiu miesięcy nosiła pod swoim sercem. A ponieważ według prawa nie wolno było zabijać takiej kobiety, Felicyta w więzieniu musiała czekać, aż dziecko przyjdzie na świat. Bała się, że nie urodzi go przed igrzyskami. A nie chciała ginąć z pospolitymi zbrodniarzami, tylko razem z Perpetuą i innymi chrześcijanami. Dlatego jej bracia i siostry w wierze dwa dni przed igrzyskami zaczęli się modlić.
I wyobraźcie sobie, że niemal od razu po skończonej modlitwie Felicyta zaczęła odczuwać bóle, które oznaczały, że niedługo dziecko się urodzi. I urodziła się śliczna dziewczynka. Jak własną córkę wychowała ją jedna z sióstr Felicyty.
Perpetua i Felicyta musiały być wyjątkowo odważne i bardzo mocno kochały Jezusa, bo nawet historycy o nich pisali. Posłuchajcie, jeden z nich zapisał tak:
“Szli z więzienia do amfiteatru tak, jakby szli do nieba. Twarze mieli uroczyste, a jeśli przypadkiem ktoś zadrżał, to z radości, a nie ze strachu.
Perpetua kroczyła dostojnie z twarzą rozjaśnioną, jak wybranka Boga; blaskiem oczu zmuszająca wszystkich do opuszczenia wzroku. Z nią szła Felicyta, uradowana, że dzięki szczęśliwemu porodowi podejmuje walkę z dzikimi zwierzętami”.
Kto miałby tyle siły i taką odwagę? Myślę, że nie dorastamy im do pięt. Ale możemy być dumni, że takie kobiety wierzyły tak samo jak my, należały do tego samego Kościoła, co my.
Mam taką propozycję na koniec dzisiejszego spotkania. Kiedy na przykład ktoś z Was nie ma odwagi pomodlić się przed jedzeniem w szkolnej stołówce albo zrobić znaku krzyża, przechodząc obok kościoła, albo pozdrowić księdza czy siostrę zakonną, niech przypomni sobie te dwie młode chrześcijanki, Perpetuę i Felicytę.
KSIĄDZ:
– Święte Perpetuo i Felicyto…
DZIECI:
– … módlcie się za nami.
Pytania:
1. Gdzie zginęły młode chrześcijanki Perpetua i Felicyta?
(W Afryce Północnej, w Kartaginie)
2. Dlaczego Perpetua i Felicyta zginęły śmiercią męczeńską?
(Oddały życie za wiarę, nie wyparły się Jezusa)
3. W jakiej litanii wymieniamy święte Perpetuę i Felicytę?
(W Litanii do Wszystkich Świętych)
Zadania:
1. Pomódl się dzisiaj za chrześcijan, którzy codziennie zabijani są na świecie za to, że wierzą w Jezusa.
2. Znajdź na mapie Tunezję.
Rozważania na Roraty 2012r.
przygotowane przez miesięcznik “Mały Gość Niedzielny”
http://ruda_parafianin.republika.pl/rok/r10/roraty12/08.htm
_________________________________________________________________________________________________
Czytelnia
_________________________________________________________________________________________________
Modlitwa, post, czuwanie i wszelkie inne uczynki chrześcijańskie, chociaż są dobre same w sobie, jednak nie stanowią celu życia chrześcijańskiego. Prawdziwy cel życia chrześcijańskiego polega na osiąganiu Świętego Ducha Bożego.
(Serafin z Sarowa)
Dobroć Boga
Kiedy abba Makary rozmawiał szczerze z braćmi, powiedział. „Zdarzyło mi się raz, że zatrzymałem się w wadi zbierając liście palmowe. Podeszła do mnie hiena rwąc włosy, jakby pokazując, ze płacze — jakby była kozłem — a jej łzy spływały na ziemię. Upadła do moich stóp, zmoczyła je swoimi łzami. Usiadłem i zająłem się nią, głaskałem ją rękoma i zdumiewałem się nad jej płaczem a ona przyglądała mi się. Następnie chwyciła moją szatę i ciągnęła mnie. Szedłem za nią w mocy Pana mego Jezusa Chrystusa i kiedy przyprowadziła mnie do miejsca, w którym mieszkała, gdzie znalazłem pozostawione tam 3 młode. Kiedy usiadłem, chwyciła je i położyła jedno za drugim na moim łonie. Dotknąłem ich i stwierdziłem, że są zniekształcone — mają brodę na plecach. Ulitowałem się nad nimi i powiedziałem: „Opiekunie wszystkiego, Panie nasz Jezu Chryste, który posiadasz wielki skarbiec litości, zmiłuj się nad istotą, którą stworzyłeś”. Kiedy to wypowiedziałem bardzo płacząc przed Panem moim Jezusem Chrystusem, wzniosłem rękę, uczyniłem krzyż, znak zbawienia nad nimi a On je uzdrowił. Kiedy położyłem małe obok hieny, zajęła się nimi. Podeszły pod jej łono, ssały mleko a ona cieszyła się nimi i była dla nich łagodna. Przyglądała mi się z radością. Ja zaś podziwiałem dobroć Boga, miłosierdzie Pana naszego Jezusa Chrystusa, Jego litość nawet dla dzikich zwierząt, o które ona się troszczy. Wstałem i odszedłem chwaląc wielką dobroć Pana naszego Jezusa Chrystusa i ogrom Jego litości dla wszystkich istot, które stworzył.”
Pewien brat pytał abba Pojmena: „Co powinienem czynić?” Starzec mu odpowiedział: „Abraham, kiedy wszedł do Ziemi Obiecanej, najpierw kupił sobie w niej grobowiec i przez ten grobowiec odziedziczył ziemię. Brat zapytał: „Co oznacza grobowiec?” Starzec odrzekł „Miejsce płaczu i żalu”
Opowiadał abba Józeł: ‚Kiedyś siedzieliśmy u abba Pojmena, a on wspomniał o abba Agatonie. Powiedzieliśmy mu: <<Jest jeszcze całkiem młody, czemu nazywasz go abba?>> Odpowiedział abba Pojmen: <<Jego usta sprawiają, że trzeba go tak nazywać>>”
———————————————————————————
Słowo nie nałożyło na siebie postaci cielesnej,
tak jak nakłada się ubrania, które można potem zdjąć,
ale ciało stało się boskie,
stało się narzędziem przekazywania
życia Bożej miłości,
życia miłości w Bogu.
Tego życia nie można się nauczyć
z książek lub od nauczycieli;
jest to obecność jednej osoby dla drugiej,
całkowity dar jednej osoby dla drugiej,
serca dla serca,
komunii w miłości
Jean Vanier, „Jezus, dar miłości”
Rabbi Zusji mówił: „W przyszłym świecie nie będą mnie pytać: <<Czemu nie byłeś Mojżeszem?>>. Zapytają: <<Czemu nie byłeś Zusją?>>” Ilu z nas, marząc o byciu Mojżeszem, zapomina w ten sposób o byciu samym sobą?
Martin Buber, „Droga człowieka według nauczania chasydów”
http://poslaniec.saletyni.pl/opowiadanie-na-dzis/
__________________________
„Nie ma miłości bez ofiary. Im więcej ofiar, tym więcej miłości.” – Urszula Ledóchowska
Zasłyszana historia o pewnym rabbim
„Pewnego razu żył mądry rabbi. Każdego dnia przychodziło do niego wielu ludzi. Zawierzali mu swe najróżniejsze problemy i prosili go o radę. Dla każdego miał on dobre słowo i każdemu udzielał mądrej rady. Rabbi przemawiał do ludzi długo, dodawał im przy tym swymi słowami otuchy, umacniał ich, a na koniec błogosławił ich. Kiedy się postarzał jego mowy stawały się coraz krótsze. W końcu mówił bardzo niewiele, niekiedy tylko jedno słowo i błogosławił szukających pokrzepienia.
Pewnego dnia odebrało rabbiemu mowę i stał się niemym. Mimo to ludzie dalej go odwiedzali. Dalej zawierzali mu swe troski i problemy. Ponieważ rabbi nie mógł już mówić, wysłuchiwał przybyszów. Wsłuchiwał się w ich płacz, skargi i utyskiwania z powodu ciężkiego życia. Mądry rabbi podarował im to, co mógł – swój słuch. Wysłuchiwał ich uważnie. Był bowiem dobrym słuchaczem. Na koniec błogosławił ich.
Po pewnym czasie jednak stracił rabbi i słuch. Teraz nie mógł on ani mówić, ani słuchać. Ale i to nie przeszkadzało ludziom, aby go dalej odwiedzać i szukać u niego otuchy. Mimo, że mądry rabbi nie mógł już ich uraczyć mądrym słowem czy wsłuchać się ich troski, przychodzili dalej. W jaki sposób mógł rabbi być im jeszcze pomocnym? Co mógł im zaoferować? Rabbi obdarzał przybyszów swym dobrotliwym, życzliwym spojrzeniem, i błogosławił ich.
Pewnego dnia odebrało rabbiemu i wzrok. Mimo, że nie mógł już widzieć, ludzie przychodzili jednak dalej do niego. Nawet przychodziło ich teraz więcej.
Niemy, głuchy i teraz jeszcze niewidomy. I chociaż teraz nie mógł on już do ludzi, ani mówić, ani się im przysłuchać, ani nawet ogarnąć ich swym spojrzeniem – błogosławił ich.
Nadszedł jednak dzień, kiedy już nie mógł ludzi nawet błogosławić.
Teraz, kiedy już nie mógł ludziom nic więcej dać, bo bez mowy, słuchu, wzroku i nawet bez możliwości, aby ich błogosławić, zdawałoby się, że ludzie przestaną do niego przychodzić.
Oni przychodzili jednak dalej. Przychodzili i przychodzili, i przykładali swe ucho do jego serca…
http://poslaniec.saletyni.pl/opowiadanie-na-dzis/
http://poslaniec.saletyni.pl/opowiadanie-na-dzis/
„Kto się modli, zbawi się, kto się nie modli, ten się potępi.” – Alfons Liguori
Srebro i szyba
„Bardzo bogaty, młody mężczyzna przybył do Rabbiego, aby zapytać, co powinien zrobić z własnym życiem. Ten przyprowadził mężczyznę do okna i zapytał:
– Co widzisz przez okno?
– Widzę ludzi przychodzących i odchodzących, widzę też ślepego człowieka, który żebrze na ulicy.
Wtedy Rabbi pokazał mu wspaniałe lustro i ponownie spytał:
– Spójrz w lustro i teraz powiedz mi, co widzisz.
– Widzę samego siebie
– Więc teraz nie widzisz już innych! Zauważ, że zarówno okno, jak i lustro wykonane są z tego samego materiału – ze szkła. Jednak, z powodu cienkiej warstwy srebra na szkle, nie widzisz niczego więcej poza swoją własną postacią. Musisz porównać siebie z tymi dwoma rodzajami szkła. Jeśli jesteś biedny, zauważasz innych i odczuwasz współczucie dla nich. Obrzucony srebrem widzisz tylko siebie. Twoje życie nabierze sensu dopiero wtedy, kiedy odnajdziesz w sobie odwagę by zedrzeć srebrną powłokę z własnych oczu i aby ponownie dostrzec i pokochać innych.”
Abba Hyperechios powiedział:
Ten jest rzeczywiście mądry, kto nie słowami, lecz swoimi czynami poucza innych.
Cadyk i grzesznik
Rabbi Izaak z Berdyczowa mawiał: – Nie ma człowieka bez grzechu. Istnieje jednak zasadnicza różnica miedzy cadykiem a grzesznikiem. Cadyk, dopóki żyje, wie, że grzeszy. Grzesznik, dopóki grzeszy, wie, że żyje.
http://poslaniec.saletyni.pl/opowiadanie-na-dzis/
http://poslaniec.saletyni.pl/opowiadanie-na-dzis/
„Gdzie nie ma miłości, połóż miłość, a zdobędziesz miłość.” – św. Jan z Krzyża
Rzucanie podejrzeń
„Pewien człowiek, któremu zginęła siekiera, podejrzewał syna swojego sąsiada. Chłopiec chodził jak złodziej, wyglądał jak złodziej i mówił jak złodziej. Człowiek ten jednak znalazł swoją siekierę, kiedy kopał w dolinie, a gdy ponownie ujrzał syna swego sąsiada, chłopiec chodził, wyglądał i mówił jak każde inne dziecko.” (stara opowieść niemiecka)
Góry
Mosze zauważył, że jego mistrz często chodzi na modlitwę w góry.
– Rabbi, czy to prawda, że Pan Bóg jest wszędzie taki sam? – zapytał wreszcie zaciekawiony.
– Prawda, Mosze.
– To znaczy, że jest taki sam w górach i w świątyni?
– Tak, Mosze.
– To skoro Pan Bóg jest wszędzie taki sam, Rabbi, dlaczego chodzisz na modlitwę w góry?
– Bo w górach, Mosze, to ja jestem inny.
http://poslaniec.saletyni.pl/opowiadanie-na-dzis/
_______________________________________
Paraliż w moim życiu – o. Augustyn Pelanowski (audio)
Paraliż w moim życiu
autor: o. Augustyn Pelanowski
Chyba każdy z nas znalazł się kiedyś w sytuacji, kiedy wierzył w Boga, ale nie wierzył, że Bóg jeszcze może mu pomóc. To jest paraliż. Zmagamy się z problemami, z grzechem, z nałogami, z trudnościami finansowymi czy innymi, które sprawiają, że życie traci sens, jest nie do zniesienia. Stajemy się wtedy niedostępni nawet dla Boga. W swoim kazaniu o. A. Pelanowski mówi o różnych paraliżach występujących w naszym życiu, o poszukiwaniu Boga i o tym co przeszkadza nam Go znaleźć. Bóg bowiem robi wszystko, dociera wszędzie, szuka każdej furtki, żeby okazać nam miłosierdzie, żeby nam przebaczyć, żeby obdarzyć nas łaskami. Dla Boga nie ma granic niedostępności…
Źródło: http://www.zywawiara.pl/kazania/art-8…
______________________________________
Co mi przeszkadza iść za Jezusem? – o. Augustyn Pelanowski (audio)
Co mi przeszkadza iść za Jezusem?
autor: o. Augustyn Pelanowski
W naszej ludzkiej naturze ścierają się dwie tendencje – jedna do czynienia dobra, druga – do czynienia zła. Dlaczego Bóg umieścił w nas taką mroczną skłonność do wchodzenia w gniew, w pychę, w złość? Ponieważ tylko w walce z tą ciemną stroną naszej natury, pokonując kolejne przeszkody naszych pokus, złych tendencji możemy stawać się lepsi, możemy się rozwijać. W swoim kazaniu o. A. Pelanowski mówi o jaką wolność chodzi decydując się na drogę z Bogiem, jakie napotykamy na tej drodze przeszkody i jak sobie z tym poradzić…
Źródło: http://www.zywawiara.pl/kazania/art-8…
______________________________
Odejście, opuszczenie – o. Augustyn Pelanowski (audio)
Odejście, opuszczenie
autor: o. Augustyn Pelanowski
Historia opowiedziana w Biblii to historia odejść, upadków, rozminięć Boga i człowieka. Mimo to Bóg nigdy nie zrezygnował… z czego? z kogo? Posłuchaj kazania o. A. Pelanowskiego, a dowiesz się, jak poradzić sobie z doświadczeniem opuszczenia, odejścia przez ojca, matkę, dziecko, męża, żonę, ukochaną osobę, z opuszczeniem Boga. O odejściu, którym jest śmierć…
_______________________________
Jak uspokoić swoje burze – o. Augustyn Pelanowski (audio)
Jak uspokoić swoje burze
autor: o. Augustyn Pelanowski
Każdy z nas odczuwa lęk i przerażenie. Jedni boją się o własne życie inni o bliskich, o zdrowie, o prace o finanse…Jak poradzić sobie z naszymi lękami, strachem, przerażeniem? W swoim kazaniu o. Augustyn Pelanowski mówi o tym jak Jezus uciszył burze na morzu i o tym jak może On uciszyć każdą burzę twojego serca.
Źródło: http://www.zywawiara.pl/kazania/art-7…
____________________________________
Jak pokochać własne życie – o. Augustyn Pelanowski (audio)
Miłosierdzie jest sztuką.
Jak pokochać własne życie
autor: o. Augustyn Pelanowski
Całość składa się z 11 rozważań adwentowych.
______________________________
Najważniejsza lekcja, jakiej udzielił mi Franciszek
Colten Biro SJ
Papież Franciszek nie przestaje mnie zaskakiwać. Jest coś w jego podejściu duszpasterskim, co szczególnie inspiruje. Ogłoszony Nadzwyczajny Rok Święty to zaproszenie do życia i służby w logice miłosierdzia.
Franciszek proponuje głębsze przeżywanie tego czasu, zachęcając do osobistego zaangażowania się.
Na początku tego roku otrzymałem od Ojca Świętego niezwykłą lekcję “miłosierdzia”.
Od kilku miesięcy włączony jestem w ciekawą inicjatywę duszpasterską: Duchowość Ignacjańska dla Bezdomnych, która łączy elementy rekolekcji jezuickich z programem 12 kroków, wychodząc naprzeciw osobom uzależnionym i pozbawionym dachu nad głową.
Kiedy przygotowywaliśmy się do spotkań rekolekcyjnych, pojawiły się pytania: Czy aby na pewno ci ludzie tego potrzebują? Może lepiej byłoby zadbać o mieszkanie, zatrudnienie, kwestie medyczne? Czy proponowanie bezdomnym takiej pomocy nie jest stratą czasu?
Wszelkie wątpliwości ustąpiły z chwilą rozpoczęcia spotkań z bezdomnymi. Osoby te miały ogromne potrzeby materialne, nie były one jednak jedynymi głodami w ich życiu. Wśród opowiadanych historii usłyszeć można było o doznanych krzywdach, zranieniach, ale również o nadziei, która wciąż tliła się w sercu.
To było niezwykle ważne i przejmujące do głębi przeżycie. Przekonałem się, jak cenny jest dla nich ten czas rekolekcji i jak bardzo go potrzebują. Odkryłem również, że i dla mnie jest on konieczny. Otwierając się na siebie, słuchając swoich historii życia, wzrastaliśmy w poznawaniu Boga.
Przyznaję, że podczas rekolekcji dla bezdomnych otrzymałem szczególny dar miłosiernego otwarcia serca na drugiego. Stając się częścią nie tyle duszpasterskiego projektu, co unikalnej przestrzeni spotkania, zrozumiałem, jak ważna jest ta odrobina miłosierdzia, o której często zapominam, a która każe mi się wznieść ponad przyziemne potrzeby i ofiarować drugiemu miłującą obecność. Wszyscy nosimy tę samą tęsknotę za byciem wysłuchanym, przyjętym, pocieszonym. Wszyscy jesteśmy jednakowo umiłowani przez Boga.
Wracając do osoby papieża. W czasie przygotowań do naszych rekolekcji okazało się, że jednym z darczyńców projektu jest Franciszek, który przekazując pieniądze, wskazał, iż pragnie, by pomoc ubogim sięgała głębiej niż przyziemne potrzeby. Papież pomógł zaspokoić głód, którego ziemski pokarm nie jest w stanie uciszyć. W bezdomności najtrudniejszy nie jest brak schronienia, ale nieobecność ludzkiej życzliwości i otwartości.
Możliwe, że to najważniejsza lekcja, jakiej udzielił mi Franciszek w Roku Miłosierdzia: iść głębiej, wspierając i kochając całą osobę, nie tylko to, co zewnętrzne. Ufam, że podejmą ją również nasi czytelnicy.
***
Dowiedz się więcej o programie Duchowość Ignacjańska dla Bezdomnych
Tłumaczył Jarosłw Mikuczewski SJ
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2310,najwazniejsza-lekcja-jakiej-udzielil-mi-franciszek.html
_____________________________
Nie tylko chrześcijanie pomagają
Marta Werka
Nie tylko chrześcijanie włączają się w pomoc ubogim i przekaz wiary. Robią to też wyznawcy innych głównych religii świata. Zobacz, jak kreatywności możemy uczyć się właśnie od nich.
W wielu religiach ważną rolę odgrywają zaangażowani świeccy. Z przekonaniem głoszą swoją wiarę, dają świadectwo i pracują na rzecz przywódców religijnych. W Kościele katolickim znamy katechetów i katechistów – zarówno mężczyzn, jak i kobiety.
Obok nich są jeszcze między innymi animatorzy modlitwy, śpiewu i liturgii, liderzy różnych grup apostolskich czy wspólnot. W działalność misyjną Kościoła zaangażowani są często też wolontariusze. To nie tylko fenomen katolików czy chrześcijan. Takie osoby też są wśród wyznawców innych religii.
Buddyjscy wolontariusze w więzieniach
W buddyjskich wspólnotach na całym świecie, a w Polsce od 2004 r., funkcjonuje Stowarzyszenie “Przebudzeni”, wspierające osoby skazane i osadzone w zakładach karnych. Wolontariusze działają w Lublinie, Warszawie, Wołowie, Wrocławiu, Tarnowie i Potulicach koło Bydgoszczy.
Głównym celem jest wsparcie duchowe, mające również często charakter terapeutyczny. Oprócz tego ważna jest też pomoc edukacyjna i finansowa. Chętni buddyści mogą włączyć się w ich działanie poprzez praktykowanie medytacji buddyjskiej i “Czterech Szlachetnych Prawd”, prowadzenie korespondencji z więźniami, posyłanie lub też przynoszenie paczek.
Równie ważna jest pomoc więźniom, którzy zakończyli odbywanie kary, zwłaszcza przy organizacji ich nowego życia na wolności. Wolontariusze mogą finansować kursy i szkolenia zawodowe i bezpośrednio pomagać w nauce, np. przy kończeniu szkoły średniej lub w dostaniu się na studia. Buddyści mogą pomagać również byłym więźniom przy wyrabianiu nowych dokumentów, szukaniu zakwaterowania czy pracy.
Świeccy buddyści obecni są także na ulicach wielkich miast, ubrani w charakterystyczne szaty, przekonując na nich do swojej religii. Prowadza też kursy jogi czy medytacji.
Muzułmańskie Ręce
Szczególnie aktywne są muzułmańskie organizacje i stowarzyszenia młodzieżowe. Prężnie funkcjonuje chociażby Muslim Hands z Wielkiej Brytanii, które zajmuje się edukacją w wielu krajach świata. Organizacja zatrudnia prawie 1,3 tys. nauczycieli w 130 szkołach i wychowuje ponad 25 tys. dzieci.
Zapewnia kształcenie zawodowe młodzieży z Afganistanu czy wspiera specjalistyczne kształcenie głuchych dzieci w Somalii. W sudańskim Omdurmanie zbudowała w 2004 r. szkołę, która pomaga dzieciom (dziś 805 uczniom, z czego 700 to sieroty) w szkole podstawowej i średniej. Wychowankowie codziennie rozpoczynają zabawę naukę Koranu. Uczyć się może również starsza młodzież, chodząc na lekcje: angielskiego, historii islamu czy matematyki.
Organizacja opiekuje się również swoimi wychowankami na gruncie terapeutycznym. Dzieci i studenci często są sierotami i borykają się z uczuciami depresji, niepokoju i niepewności. Dlatego nauczyciele przeszkoleni są również do tego, by pomagać uczniom w ich problemach emocjonalnych, wspierać ich samopoczucie i rozwój duchowy.
Muzułmańscy świeccy są bardzo zaangażowani w przekaz wiary i często spotykają się przy meczetach na różnych spotkaniach. Razem spędzają czas, tworząc czasem dość hermetyczne grupy.
Hinduscy opiekunowie świątyń
Wielu hinduskich wolontariuszy angażuje się w opiekę nad konkretnymi świątyniami w Indiach i innych krajach i we wszystkie działania, które się przy nich rozwijają. Świątynia Sri Siva Vishnu w Lanham w stanie Maryland, jedna z największych w Stanach Zjednoczonych, prowadzona jest wyłącznie przez wolontariuszy.
Robią wiele rzeczy, między innymi utrzymują budynek i otoczenie w odpowiednim stanie, zajmują się public relations czy grupami młodzieżowymi. Powołane są też specjalne fundusze, np. zapewniający płynność i bezpieczeństwo finansowe świątyni, zapewniające również finansowanie edukacji i kultury hinduskiej.
Ten fundusz organizuje święta religijne, wybiera kapłanów specjalizujących się w różnych posługach duchowych czy zapewnia żywność podczas spotkań. Wolontariusze dbający o świątynię wyznaczają również tak zwane grupy zadaniowe. Do ich obowiązków należy dbanie o wystrój świątyni czy ogród, ale i np. zajmowanie się reklamą czy publikowanie miesięcznego biuletynu świątynnego.
Aktywni wyznania mojżeszowego
Również tradycja żydowska uczy, że wyznawcy powinni odgrywać aktywną rolę w kształtowaniu świata i w przekazie wiary. Koncepcja tikkun olam dosłownie oznacza “naprawianie świata” i polega na przynoszeniu ludzkości wiedzy o Bogu i o tym, czego oczekuje On od ludzi.
Istnieją organizacje żydowskie specjalizujące się w wolontariacie dla dorosłych i dla dzieci, w ten sposób przekazujące wiarę i przekonujące do niej. Silnie rozwija się wolontariat w samym Izraelu, m.in. w organizacji Yad Sarah, która posiada 103 oddziały w kraju prowadzone przez sześć tysięcy wolontariuszy. Zajmuje się przede wszystkim opieką nad chorymi, niepełnosprawnymi czy starszymi Żydami.
W Polsce istnieje również wiele możliwości zaangażowanych świeckich. Organizowane są koncerty, dni kultury żydowskiej czy dni pamięci, które wymagają zaangażowania się wielu osób. W Warszawie co roku przy okazji rocznicy wybuchu powstania w getcie organizowane są szeroko zakrojone obchody. Od kilku lat Muzeum Polin szuka wolontariuszy między innymi do rozdawania na ulicach miasta papierowych żonkili – symboli życia. Taka akcja jest też okazją do włączenia się nie tylko wyznawców judaizmu, ale i osób innych wyznań.
* * *
Poprzez większe zaangażowanie religijne wierni mają możliwość nie tylko włączenia się w rozwój swojej własnej religii, ale również na wyjście poza jej ramy i spotkanie z innymi. W różnych religiach kwestia aktywności wygląda nieco inaczej, ale w każdej z nich jest traktowana tak samo poważnie i ma na celu rozwój duchowy osoby zaangażowanej oraz głoszenie.
Marta Werka – Uniwersytet Warszawski, Wydział Geografii i Studiów Regionalnych
http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1183,nie-tylko-chrzescijanie-pomagaja.html
___________________________________
Skąd księża czerpią wiedzę o seksie? [WIDEO]
Ksawery Knotz OFM
Dlaczego księża mówią tak często o seksie? Skąd wiedzą o różnych problemach, skoro żyją w celibacie? Czy nie powinni zająć się “swoimi sprawami”? Odpowiedź znajdziesz w tym krótkim filmie.
http://www.deon.pl/religia/w-relacji/cialo-duch-seks/art,157,skad-ksieza-czerpia-wiedze-o-seksie-wideo.html
_______________________________
Rozstanie – jak sobie z nim poradzić?
Katarzyna Górczyńska
Drogi Czytelniku! Nie podnoś, proszę, głosu krytyki zbyt pochopnie. Nie obrzucaj zarzutami o propagowanie rozwodów. Spróbuj spojrzeć na problem również z innej perspektywy niż Twoja własna.
Rozstania wśród par narzeczonych i tych jeszcze przed zaręczynami zdarzają się dość często, z różnych powodów. Zwłaszcza w dzisiejszym, bądź co bądź konsumpcyjnym świecie, w którym nagminnie propaguje się zapatrzenie we własne potrzeby i wymianę na lepszy model, bez uprzedniej konsultacji z fachowcem od naprawy. Czasem to nawet lepiej, że do rozstania dochodzi jeszcze przed ślubem. Pod warunkiem, że młodzi rozstają się po gruntownym przeanalizowaniu sytuacji i rzeczywiście dochodzą do wniosku, że razem nie stworzą udanego związku.
Bywa, że po rekolekcjach, warsztatach, spotkaniach dla narzeczonych, młodzi stwierdzają, że więcej ich dzieli niż łączy. Ale takie rozstanie, nawet jeśli decyzja została podjęta zgodnie przez obie strony, jest trudne i powinno zostać, mówiąc fachowo, przepracowane. Nie często jednak dochodzi do tak zgodnego rozstania. Wtedy jest znacznie gorzej.
To samo dotyczy także małżeństw. Bo ktoś się wypalił, ponownie zakochał, dopiero po latach wspólnego życia gdzie indziej odkrył miłość – te jedyną i prawdziwą, jak twierdzi, jest bardziej podziwiany, kochany, zadbany. Milion powodów, które przemawiają za tym, by zostawić dotychczasowe życie i rozpocząć nowe. I ten ktoś odchodzi. Tak po prostu. Choćbyśmy powoływali na świadka samego Pana Boga, bronili się z całym pułkiem wojsk małżeńską przysięgą i brakiem zgody na rozwód – często nie mamy wpływu na odejście ukochanej osoby. I z tym rozstaniem trzeba sobie poradzić.
Niedawno portal opublikował tekst, którego Autor pyta stanowczo i dość rozpaczliwie o poświęcenie uwagi przez Kościół i katolickie media osobom porzuconym, o wsparcie i pomoc dla nich. Pisze, że katolickie media i Kościół bardziej skupione są na osobach w związkach niesakramentalnych, niż na wiernych opuszczonych współmałżonkach. W tym momencie nasuwa mi się na myśl postać Tomka Budzyńskiego, który dał kiedyś świadectwo, że on dopiero po latach zrozumiał czym jest przysięga małżeńska. Powiedział, że przysięga małżeńska oznacza, że JA – wolny człowiek – ślubuje Ci miłość, wierność i to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Ale to JA to ślubuje, co oznacza, że Ty możesz ze mną być albo nie. Co nie oznacza, że obojętne mi jest czy ze mną będziesz czy nie, ale może się zdarzyć, że odejdziesz. A jeśli odejdziesz, to JA będę wierny TOBIE. I jak postanowisz wrócić, to Ci nogi umyję i postawię talerz z zupą, bo JA – wolny człowiek – ślubowałem Ci, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Taka miłość jest jednocześnie piękna i trudna. I szalenie wymagająca. Ale może się zdarzyć, że współmałżonek nie pojmuje małżeńskiej przysięgi w ten sposób i odchodzi. Z tym odejściem trzeba sobie poradzić.
Dlaczego rozstania są takie trudne? Bo człowiek nagle traci część swojego życia, część siebie. Ten, komu ufamy, obdarzamy uczuciami, przed kim odkrywamy siebie, przed kim w pewien sposób stajemy się nadzy, komu oddajemy kawałek siebie – odchodzi. Ktoś, z kim w przyszłości, połączeni i pobłogosławieni w Boże imię, mamy stać się jednym ciałem lub od lat to jedno ciało tworzymy, nagle fragment tego ciała wyrywa. Rana krwawi, więc trzeba ją zaleczyć, musi się zabliźnić. Brakujący fragment trzeba uzupełnić, inaczej machina naszego funkcjonowania będzie szwankować. Brakuje jakiegoś trybiku, mechanizm jest niekompletny. Mamy w tej sytuacji właściwie dwa wyjścia: albo nauczymy się żyć bez kompletu części albo zafundujemy sobie protezę. Pierwsza kwestia dotyczy reorganizacji życia bez tej osoby, druga odnalezienia form spełnienia i satysfakcji, które wypełnią powstałą pustkę.
Autor wspomnianego wcześniej tekstu charakteryzuje osobę porzuconą, jako samotną, z poczuciem bycia niepotrzebną, bez motywacji do życia, bo przecież nie ma komu zrobić śniadania, nie się do kogo przytulic, nie ma możliwości oparcia w trudnych chwilach, a nocami pozostaje tylko mokra od łez poduszka. Z jednej strony trudno nie przyznać mu racji, ale z drugiej strony nie mogę oprzeć się wrażeniu bardzo subiektywnych, właściwie osobistych odczuć w tym świadectwie, które wcale nie muszą dotyczyć ogółu.
Osoba, która doświadcza np. śmierci współmałżonka, też traci kawałek siebie, doświadcza pustki. Ale nie oznacza to, że poczucie osamotnienia, które temu towarzyszy, przeradza się zawsze w doskwierającą samotność, w której nie ma wsparcia w najbliższych, możliwości ukojenia bólu, a pogrążona w żałobie osoba zaprzestaje codziennych czynności. Równie dobrze pod słowami świadectwa mógłby podpisać się każdy tzw. singiel, który uparcie szuka drugiej połówki.
Zastanawiam się zatem czy problem w doświadczaniu i przeżywaniu rozstania tkwi w samej stracie czy w tym, że osoba porzucająca bardzo szybko wchodzi w kolejny związek? Bo właściwie z tego powodu najczęściej do rozstania dochodzi.
Należy pamiętać, że rozstanie zawsze jest formą straty. A każdą stratę trzeba przeboleć, przepłakać, przejść przez rodzaj żałoby. Często ze wszystkimi jej etapami. Przychodzi czas na zaprzeczanie, na złość i żal, targowanie się i poczucie winy, aż przyjdzie moment stabilizacji i akceptacji sytuacji. Tymczasem wiele porzuconych osób tkwi w tym umęczeniu pomimo mijającego czasu. Nie potrafi pogodzić się ze stratą i poukładać sobie życia na nowo. Nie mam tu jednak na myśli wejścia w kolejny związek. Autor tekstu pisze, że porady dla osób porzuconych, które najczęściej znajduje, to modlitwa za małżonka, angażowanie się w działalność społeczną, dołączenie do jakiejś grupy. Analizuje zakres technik terapeutycznych oraz sposobów zaradczych i nie znajduje w tym nic niewłaściwego.
Kiedy już strata zostanie opłakana i mamy za sobą wyrzut silnych emocji (płacz jest formą oczyszczenia, tak jak głośne wyrażenie swoich obaw, lęków, złości), trzeba po prostu zamknąć za sobą ten etap, bo w przeciwnym razie nie będziemy w stanie rozpocząć nowego. Czasem, tak jak w przypadku śmierci bliskiej osoby, pomaga symboliczny akt pożegnania – spakowanie pamiątek, listów lub zdjęć, przypominających wspólne chwile, do pudełka i wyniesienie go z domu.
Zadane zranienie bywa tak głębokie, że w poczuciu skrzywdzonej osoby ta druga właściwie umiera i zamknięcie tego rozdziału wymaga takiego działania.
Pomocne bywa również szybkie rozliczenie wspólnych spraw, w przeciwnym wypadku niedokończone sprawy będą ciągnąc się miesiącami, konfrontując nas nieustannie ze sobą i rozdrapując w ten sposób niezagojone jeszcze rany.
Przychodzi wreszcie czas, by przeorganizować swoje życie i przejąć funkcje pełnione dotąd przez ukochaną osobę. Niekiedy wymaga to rezygnacji z pełnionych dotąd ról czy wykonywania określonych czynności, zmiany dotychczasowego harmonogramu czy zaprzestania pewnych rytuałów. Wolny czas i puste miejsce warto natomiast wypełnić jakąś aktywnością. Praca, sport, rozwój zainteresowań, spotkania z przyjaciółmi czy zaangażowanie społeczne podbudują nadszarpnięte poczucie własnej wartości, pozwolą odreagować, złapać dystans, uchronią przed melancholią i depresją.
W osiągnięciu stabilizacji i wewnętrznego pokoju niezwykle ważna jest próba przebaczenia. Pielęgnowanie nienawiści nie będzie zmniejszać jej siły. Ważne jest, że przebaczenie nie jest jednoznaczne z pojednaniem. Poczucie krzywdy może być skuteczną barierą przed spotkaniem i nawiązaniem swobodnych relacji, nie jest jednak przeszkodą do aktu przebaczenia w sercu swoim.
Kiedy czytam świadectwa osób porzuconych, które po rozstaniu pozostają wierne swojemu współmałżonkowi w imię sakramentu małżeństwa, czując jednocześnie ten cierpki smak goryczy, kapiącej z ich poczucia krzywdy i nieukojonego żalu, przywołuję w myślach słowa Tomka Budzyńskiego. Bo ta mądra Miłość, ta prawdziwa, o której pisze św. Paweł w liście do Koryntian, nie szuka poklasku i nie unosi się pychą, nie będzie wiec szukać zemsty i nie wyciągnie na światło dzienne wszystkich słabości przy kawie z koleżankami.
Prawdziwa Miłość nie pamięta złego, jest niczym barometr dobra, które wynieśliśmy z tego związku. Nie zazdrości, jeśli współmałżonek wszedł w nowy związek. Nie unosi się gniewem, więc nie będzie się skarżyć i szukać winnych. Cierpliwie przeczeka ten trudny czas. W swojej łaskawości przebaczy i cieszyć się będzie z wszelkiego dobra. Miłość wszystkiemu wierzy i we wszystkim pokłada nadzieję, nawet gdy powrót wydaje się nierealny. Miłość wszystko znosi i wszystko przetrzyma. Dlatego Chrystus poszedł za nas na krzyż. A przecież miłość małżeńska ma być wzorem miłości Chrystusowej.
Jeśli więc noszę w sobie miłość, która jest wiernością wyborowi, to pozwolę odejść i poszukam sensu. Po ludzku – wydaje się nie tyle trudne, co szalone, właściwie niemożliwe. Ale w Boskim słowniku nie ma takiego słowa. Jeśli Pan Bóg dopuszcza takie doświadczenie, to znaczy, że jesteśmy w stanie je unieść. Bo nie daje nigdy ponad nasze siły.
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,488,rozstanie-jak-sobie-z-nim-poradzic.html
___________________________________
Dodaj komentarz