Często zapatrzeni w siebie nie widzimy prawdy o drugim człowieku_Sobota, 05 marca 2016 r.

Pierwsza Sobota Miesiąca

slide_4

 

Istotą tego nabożeństwa jest wynagrodzenie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny. Obrażają one Boga i Jej Niepokalane Serce.

_________________________________________________________________________________________________

Myśl dnia

Dobry Bóg jest sprawiedliwy, to znaczy, że ma wzgląd na naszą słabość. Czego więc mogłabym się lękać?

św. Teresa od Dzieciątka Jezus

 

Wzywaj w błaganiach Chrystusa, a doświadczysz niewidzialnej pomocy Bożej.

Wówczas wyraźnie ujrzysz prawość swego serca.

Hezychiusz z Synaju

d963561960
 Panie, tak często staję przed Tobą jak faryzeusz z bagażem swoich wspaniałości. Zapominam wtedy o Tobie,
a koncentruję się jedynie na sobie. Przebacz, miej litość dla mnie, grzesznika.
Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

Dzień powszedni

0,16 / 9,08

Pan Bóg wie, że jesteśmy krótkowzroczni. Często zapatrzeni w siebie nie widzimy prawdy o drugim człowieku. Dlatego wsłuchaj się w słowa Ewangelii. Może Bóg pokarze ci coś więcej, niż sam wiesz o sobie.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 18, 9-14

Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: «Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony».Faryzeusz, widząc celnika, modli się: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik…”. Czasem wystarczyło jedno spojrzenie, aby przekreślić człowieka, aby przykleić mu etykietkę: grzesznik, niezdara, mało inteligentny. Czy i tobie nie zdarzyło się oceniać w ten sposób innych ludzi?

Zapewne i w twoim życiu starasz się kroczyć drogą przykazań. Może chodzisz co niedzielę na Mszę Świętą, przystępujesz do sakramentów, czynisz wiele dobra. Czy jednak Prawo nie stało się ważniejsze od miłości? Zobacz, komu pomagasz? Czy nie jedynie tym, których darzysz życzliwością? Czy potrafisz podać rękę również tym, których nie lubisz? Czy potrafisz zobaczyć w nich ukryte piękno?

Wskazując na postawę faryzeusza, Jezus konfrontuje cię z prawdą o tobie samym. Twoje spojrzenie może podnieść drugiego człowieka, może dać mu nadzieję, przyjąć go lub odrzucić. Czy umiesz patrzeć z miłością? Czy zaślepiony pychą nie szukasz jedynie swojej chwały? Posłuchaj słów Jezusa.

Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: «Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony».

Proś wraz ze św. Siostrą Faustyną: „Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą” (Dz. 163).

http://modlitwawdrodze.pl/home/
_____________________________________

SOBOTA III TYGODNIA WIELKIEGO POSTU

23-516x286


PIERWSZE CZYTANIE  (Oz 6,1-6)

Miłości pragnę, a nie krwawej ofiary

Czytanie z Księgi proroka Ozeasza.

Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas poranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę zawiąże. Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności. Dołóżmy starań, aby poznać Pana; Jego przyjście jest pewne jak świt poranka, jak wczesny deszcz przychodzi On do nas i jak deszcz późny, co nasyca ziemię.
„Cóż ci mogę uczynić, Efraimie, co pocznę z tobą, Judo? Miłość wasza podobna do chmur na świtaniu albo do rosy, która prędko znika. Dlatego ciosałem ich przez proroków, słowami ust mych zabijałem, a Prawo moje zabłysło jak światło. Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń”.
Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 51,3-4.18-19.20-21a)

Refren: Miłości pragnę, nie krwawej ofiary.

Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, *
w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość.
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy *
i oczyść mnie z grzechu mojego.

Ofiarą bowiem Ty się nie radujesz, *
a całopalenia, choćbym dał, nie przyjmiesz.
Boże, moją ofiarą jest duch skruszony, *
pokornym i skruszonym sercem Ty, Boże, nie gardzisz.

Panie, okaż Syjonowi łaskę w Twej dobroci: *
odbuduj mury Jeruzalem.
Wówczas przyjmiesz ofiary prawe, *
dary i całopalenia.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ps 95,8ab)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych,
lecz słuchajcie głosu Pańskiego.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.


EWANGELIA  (Łk 18,9-14)

Przypowieść o faryzeuszu i celniku

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść:
„Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: «Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam».
Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika».
Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”.
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ
Pycha i pokora

Kto się wywyższa. To faryzeusz. Odszedł z przypowieści z niczym, nawet bez nagany. Jego modlitwa była bezowocna, bo nie miała właściwego adresata, a jego czyny, chociaż były dobre, stały się niczym, bo nie wypływały z miłości. Pycha i pogarda zastąpiły wiarę i miłość. Dlatego nie odszedł pojednany z Bogiem. Swoją modlitwą zdradził to, że tego nie potrzebuje. Kto się uniża. To celnik. Prostota jego modlitwy nie mogła się równać z wielomówstwem faryzeusza, ale ciche otwarcie się na miłosierdzie Boże znalazło swoją odpowiedź. Miał on bez wątpienia wielki Majątek, jak to było w zwyczaju celników, ale odczuwał nędzę. Uniżając się, szukał tego, czego najbardziej potrzebował. I znalazł. Odszedł bowiem usprawiedliwiony.

Panie, tak często staję przed Tobą jak faryzeusz z bagażem swoich wspaniałości. Zapominam wtedy o Tobie, a koncentruję się jedynie na sobie. Przebacz, miej litość dla mnie, grzesznika.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

____________________________

946156_476588122535827_5019182783320885819_n

Sobota 3 tygodnia Wielkiego Postu

Człowiek stworzony został z miłości i dla miłości. Posiada wiele darów, których dawcą jest Pan Bóg. To Jemu należy się wszelka chwała i cześć. W antyfonie na wejście słyszymy: Błogosław, duszo moja, Pana, i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach. Kiedy jednak pamięć zawodzi, może zdarzyć się nam jak faryzeuszowi z dzisiejszej Ewangelii, że będziemy próbowali stawać na piedestale i z wysokości swego majestatu patrzeć na bliźnich. Pan nie będzie zwlekał i łaska „przebudzenia” nadejdzie.
W okresie Wielkiego Postu podejmujemy drobne wyrzeczenia i pełnimy czyny miłosierdzia. Pamiętajmy, że wszystko powinno wypływać z miłości. Jeśli tak jest, to chwała Panu! Jeżeli nie, okażmy skruchę, to nie ofiara jest najważniejsza! Przyjrzyjmy się naszym motywacjom, bo być może należy je zweryfikować i zacząć od… zmiany myślenia.

Komentarz do I czytania (Oz 6, 1-6)

Karcenie przez Boga nie należy do przyjemnych doświadczeń. Ale jak lekarz musi czasem zadać ból pacjentowi, by po okresie leczenia i rekonwalescencji chory powrócił do zdrowia, tak Pan pozwala, byśmy doznawali cierpienia i zranień, by z nich wytrysnęło życiodajne źródło. Nie ma więc powodu do obaw, wszystko dla naszego dobra! Bóg panuje nad każdą sytuacją choćby najtrudniejszą i po ludzku beznadziejną. Wołajmy zatem wraz z ludem Bożym: Dołóżmy starań, aby poznać Pana. On pragnie się objawiać i odkrywać przed nami tajemnice swojej miłości. To ona jest fundamentem Bożego Prawa, tylko na niej można zbudować solidny i trwały gmach. Niech więc Pan nas ciosa i kształtuje, by Jego Prawo oświecało nasze ścieżki, a miłość ku Niemu nie była słaba i chwiejna, lecz mocna jak skała.

Komentarz do Ewangelii (Łk 18, 9-14)

Faryzeusz, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia, jest dumny ze swojej „porządnej moralności” i z pogardą patrzy na „gorszych” od siebie. Pycha na dobre zadomowiła się w jego sercu. Celnik natomiast wylał przed Bogiem całą duszę – duszę poranionego grzesznika, świadomego swojej moralnej nędzy i odszedł usprawiedliwiony.
Koncentrowanie się na swoich domniemanych cnotach, manifestowanie ich, to próba budowania naszego idealnego obrazu w oczach innych, który nie ma nic wspólnego ze świętością, ale jest wyrazem ludzkiej obłudy i pychy. To Bóg uzdalnia człowieka do kroczenia drogą świętości. Być może potrzeba nam zejść na dno serca, doświadczyć tam ciemności, pustki i bezradności. A gdy rozsypią się wszystkie nasze ludzkie podpórki i z serca wydobędzie się krzyk biedaka, Pan Bóg weźmie sprawy w swoje ręce, bo grunt będzie dobrze przygotowany.

Pomyśl:

  • W jaki sposób daję świadectwo o mojej miłości do Boga?
  • Gdzie szukam Pana i jakie kroki podejmuję, aby Go poznać?
  • Co robię, gdy widzę w sobie oznaki pychy, szukania próżnej chwały, wywyższania się nad innych?

Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.

http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/546

________________________________

Św. Jan Klimak (ok 575- 650), mnich z Góry Synaj
Święta drabina, rozdz. 28

„Miej litość dla mnie, grzesznika”
 

Niech wasza modlitwa będzie prosta; jedno słowo wystarczyło celnikowi i synowi marnotrawnemu, by otrzymać Boże przebaczenie (Łk 15,21)… Żadnego wyszukania w słowach modlitwy; ileż razy zwykłe i monotonne jąkanie dzieci wzrusza ojca! Nie zaczynajcie zatem długich przemów, żeby nie rozpraszać waszego umysłu szukaniem słów. Jedno słowo celnika wzruszyło Boga; jedno słowo, pełne wiary uratowało dobrego łotra (Łk 23,42). Gadatliwość w modlitwie napełnia często umysł obrazami i rozprasza go, podczas gdy jedno słowo pomaga w skupieniu. Czujecie pociechę, kiedy dotknęło was słowo modlitwy ? Zatrzymajcie się na tym, bo w tej chwili wasz anioł się z wami modli. Nie za dużo pewności siebie, nawet jeśli osiągnęliście czystość, ale raczej wielka pokora, a poczujecie wtedy wielką ufność. Nawet jeśli wstąpiliście na drabinę doskonałości, módlcie się, by błagać o przebaczenie grzechów, posłuchajcie tego wołania świętego Pawła: „Spośród grzeszników ja jestem pierwszy” (1Tm 1,15)… Jeśli przybraliście łagodność i jesteście wolni od gniewu, to nie będzie was kosztowało więcej uwolnienie ducha ze skrępowania.

Dopóki nie otrzymaliśmy prawdziwej modlitwy, przypominamy tych, którzy uczą dzieci stawiać pierwsze kroki. Pracujcie nad wznoszeniem myśli lub nad zawarciem jej w słowach waszej modlitwy; jeśli słabość dzieciństwa sprawia, że upadnie, podnieście ją. Ponieważ umysł z natury jest niestały, ale Ten, który wszystko może umocnić, potrafi także utwierdzić umysł…

  • Pierwszy stopień modlitwy polega na przegnaniu prostym słowem sugestii umysłu w chwili, kiedy się pojawiają.
  • Drugi to zatrzymanie naszej myśli tylko na tym, co mówimy i o czym myślimy.
  • Trzeci to zanurzenie duszy w Panu.

 

https://mail.google.com/mail/u/0/?tab=wm#inbox/153443f43ee6a0c4

______________________________

http://www.legan.eu/

________________________________

Wrócić do Boga (5 marca 2016)

wrocic-do-boga-komentarz-liturgiczny

Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść:

«Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”.

Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”.

Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony» (Z rozdz. 18 Ewangelii wg św. Łukasza)

Wielki Post to wielki powrót. Powrót do Boga. Ozeasz mówi nam o tym, jak ludzie zachęcają się wzajemnie do tego dzieła. Daje to do myślenia: nasze życie powinno zachęcać innych, aby do Pana wracali, ma być świadectwem. Tym bardziej, że czego pragnie Bóg? Miłości, nie zewnętrznych form pobożności. Rytuał (uczestnictwo we Mszy, modlitwa, przestrzeganie norm moralnych) jeżeli nie wypływa z miłości do Boga i człowieka, nie ma w sobie mocy, o którą Bogu chodzi. Ewangelia pokazuje nam takie dwa powroty: udany i nieudany. Faryzeusz wraca do Boga jedynie pozornie, ponieważ tak naprawdę Go nie potrzebuje. Temu człowiekowi wystarczają bowiem jego uczynki i nielitościwe dla bliźniego serce. Czy da się tak żyć? Celnik powraca w całej pełni: uznaje swoją biedę i jedyny ratunek widzi w miłosierdziu Stwórcy. Który przykład bardziej pociąga nas do Boga? Pewnej siebie pobożności czy pokornego wyznania swoich win? Ten czas wielkopostny jest czasem powrotu często z bardzo daleka. Wyruszymy w drogę, Wielkanoc i miłość Boga są już blisko.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Oz 6, 1-6; Łk 18, 9-14

Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą

http://ps-po.pl/2016/03/04/wrocic-do-boga-5-marca-2016/

_____________________________

Homilia

Albowiem gdy Bóg miłuje,

niczego innego nie pragnie,

jak tego, by być miłowanym.

św. Bernard

 

„Dołóżmy starań, aby poznać Pana” 

 

Wielki Post jest okazją do różnych wyrzeczeń, gdy powstrzymujemy się od jedzenia, internetu, papierosów, alkoholu. Dzisiaj prorok Ozeasz pokazuje do czego miałyby prowadzić praktyki pokutne. Po prostu starać się lepiej poznać Pana. Bo bywa tak, że człowiek jest zadowolony z siebie, bo udało się,wytrzymałem 40 dni. A zbliżył Cię ten czas do Boga? Możesz powiedzieć, że znasz Go lepiej?

Już prawie połowa postu za nami i dla mnie osobiście to słowo jest przypomnieniem pragnienia, z którym wchodziłem w tegoroczne przygotowania na święta wielkanocne. Mieć codziennie półgodzinną adorację Najświętszego Sakramentu. Po co? By lepiej poznać Pana wpatrując się w Jego miłosierne oblicze. Więc mam jeszcze szansę na poprawę, by dołożyć starań i pójść za tą tęsknotą serca. Czas łaski ciągle trwa. Również dla Ciebie. Już wiesz, gdzie możesz się postarać bardziej?

 

„Miłość wasza podobna do chmur na świtaniu albo do rosy, która prędko znika”

 

  Bóg Ojciec potrafi być wobec mnie bardzo szczery. Pokazuje mi jak wygląda moja miłość, moja odpowiedź na Jego miłość. Jest znikoma, szybko przemija. Łatwo można się oburzyć i zacząć się bronić podobnie jak faryzeusz: „Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. Modlę się rano i wieczorem. Uczęszczam na nabożeństwo Drogi Krzyżowej. A Ojciec mi odpowiada: „Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń”. A możesz od razu pytać: „Dlaczego Ci się nie podoba?” Bo często wygląda to tak, że załatwiam z Bogiem rzeczy po swojemu, na szybko. On oczekuje miłości, relacji, więzi.

A tutaj mogę szczerze się przyznać, że naprawdę jak poranna rosa wytraca się czasami w ciągu dnia ze mnie miłość i wrażliwość na ludzi, z którymi żyję, albo spotykam w tym konkretnym dniu. Bo przyłapię się na tym, że w sercu i w myśli powtarzam sobie podobnie jak celnik: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik”, ta sąsiadka, ten polityk, ten kolega ze szkoły albo z pracy. I porównuję się. Wywyższam się. Bo miłość zniknęła.

Miłość jest w słowackim tłumaczeniu tego tekstu wyrażona słowem miłosierdzie. A więc miłosierdzie w moim życiu jest podobne do chmur na świtaniu. Te chmury nie przyniosą deszczu, orzeźwienia. Oko może się jedynie chwilę ucieszyć ich pięknym widokiem. Znaczyłoby to tyle, że ludzie są chwilowo zachwyceni moją postawą, moim zewnętrznym zachowaniem, lecz nie przynosi to oprócz tego nic więcej. Może tylko dobre wrażenie.

 

Chodźcie, powróćmy do Pana! Chodź, wróć ze mną. By Go lepiej poznać i stać się chmurą orzeźwiającego deszczu, by nie zrobić chwilowego dobrego wrażenia, lecz dawać nieustannie szczerą odpowiedź miłości.

ks. Matej Trizuliak MS (Słowacja)

Księża Misjonarze Saletyni 
Centrum Pojednania “La Salette” 
38-220 Dębowiec 55 
tel.: +48 13 441 31 90 | +48 797 907 287 
www.centrum.saletyni.pl | centrum@saletyni.pl 

________________________________

#Ewangelia: Nigdy nie gardź człowiekiem!

Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść:
“Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: «Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam».
Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika». Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”.

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Trzeba żyć w prawdzie i nigdy nie gardzić człowiekiem (ani sobą, ani innym) – oto główne przesłanie dzisiejszej Ewangelii. Dobre i prawe życie nie jest powodem do pogardzania tymi, którzy źle postępują. Złe postępowanie nie może być powodem do pogardzania sobą. Zawsze jednak powinniśmy być świadomi swojej słabości, bo “bez Boga nic uczynić nie możemy”. Innymi słowy, nie ma ludzi dobrych i złych. Są tylko tacy, którzy potrafią żyć dobrem otrzymanym od Boga i tacy, którzy jeszcze tego nie potrafią.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2792,ewangelia-nigdy-nie-gardz-czlowiekiem.html

________________________________

Homilia Ojca św. Franciszka wygłoszona podczas Liturgii pokutnej w Bazylice św. Piotra w Watykanie

Radio Maryja
https://youtu.be/xmgAUTsjD1k

„Żebym przejrzał” (Mk 10,51). Taka jest prośba, jaką pragniemy skierować dziś do Pana. Prośba o zdolność widzenia na nowo, po tym jak nasze grzechy sprawiły, że utraciliśmy z naszego spojrzenia dobro i odwiodły nas od piękna naszego powołania powodując, że błądziliśmy daleko od celu.

Ten fragment Ewangelii ma wielką wartość symboliczną i egzystencjalną, ponieważ każdy z nas znajduje się w sytuacji Bartymeusza. Jego ślepota doprowadziła go do ubóstwa i do życia na obrzeżach miasta, uzależniając go we wszystkim od innych. Również grzech ma ten skutek: zubaża nas i izoluje. Jest to ślepota duchowa, która uniemożliwia nam dostrzeżenie tego, co istotne, do utkwienia spojrzenia w miłości obdarzającej życiem. Jest to ślepota duchowa, która prowadzi stopniowo do zatrzymywania się na tym co powierzchowne, aż po uczynienie nas niewrażliwymi na innych i na dobro. Ileż pokus ma moc przysłonienia spojrzenia serca i uczynienia go krótkowzrocznym! Jakże łatwo i błędnie sądzić, że życie zależy od tego, co masz, od uzyskiwanych sukcesów lub podziwu;  że gospodarka składa się wyłącznie z zysku i konsumpcji; że własne indywidualne zachcianki powinny przeważać na odpowiedzialnością społeczną! Patrząc tylko na nasze „ja” stajemy się ślepi, przygaszeni i skoncentrowani na sobie samych, pozbawieni radości i prawdziwej wolności.

Lecz przechodzi Jezus; przechodzi i nie idzie dalej: „przystanął” – mówi Ewangelia (w. 49). Wówczas przez serce przebiega dreszcz, ponieważ zdaje sobie sprawę, że zostało uzdrowione przez Światło, to łagodne Światło, które zachęca nas, byśmy nie pozostawali zamknięci w naszych ciemnych ślepotach. Bliska obecność Jezusa pozwala odczuć, że kiedy jesteśmy dalecy od Niego, to brakuje nam czegoś ważnego. Sprawia, że od​​czuwamy potrzebę zbawienia, a to jest początkiem uzdrowienia serca. Potem, kiedy pragnienie uzdrowienia staje się śmiałe, ​​prowadzi do modlitwy, by wołać z mocą i natarczywie o pomoc, podobnie jak Bartymeusz: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (w. 47).

Niestety, podobnie jak „wielu” z Ewangelii, zawsze jest ktoś, kto nie chce się zatrzymać, nie chce, by przeszkadzali mu ci, którzy wykrzykują swoje cierpienie, wolą uciszać i napominać ubogiego, który przeszkadza (por. w. 48). Jest to pokusa, by iść dalej, tak jak gdyby nic się nie stało, ale w ten sposób pozostajemy dalekimi od Pana, i daleko od Jezusa trzymani są także inni. Uznajmy, że wszyscy jesteśmy żebrakami miłości Boga i nie pozwólmy abyśmy nie dostrzegli przechodzącego Pana. „Timeo transeuntem Dominum” (Św. Augustyn). [Boję się, że gdy Chrystus będzie przechodził obok mnie i ja Go nie zauważę, On może już nie wrócić]. Oddajemy głos naszemu najprawdziwszemu pragnieniu: „[Jezu], żebym przejrzał” (w. 51). Obecny Rok Jubileuszowy Miłosierdzia to czas sprzyjający, aby powitać obecność Boga, doświadczyć Jego miłości i powrócić do Niego z całego serca. Podobnie jak Bartymeusz możemy zrzucić płaszcz i powstać (por. w. 50): odrzućmy to, co nam przeszkadza w spiesznym podążaniu na drodze ku Niemu, nie obawiając się porzucenia tego, co daje nam poczucie bezpieczeństwa i do czego jesteśmy przywiązani. Nie trwajmy siedząc, podnieśmy się; odnajdźmy na nowo naszą duchową szlachetność, godność umiłowanych dzieci stojących przed Panem, aby spojrzał nam w oczy, przebaczył i stworzył na nowo.

Dziś bardziej niż kiedykolwiek, szczególnie my pasterze jesteśmy również powołani, aby słuchać wołanie, być może ukryte, ludzi którzy pragną spotkać Pana. Jesteśmy zobowiązani do rewizji tych zachowań, które czasami nie pomagają innym w zbliżeniu się do Jezusa; harmonogramów i programów, które nie odpowiadają na rzeczywiste potrzeby tych, którzy mogli by przyjść do konfesjonału; ludzkich reguł, które znaczą więcej, niż pragnienie przebaczenia; naszych rygoryzmów, które mogłyby trzymać z dala od czułości Boga. Nie powinniśmy oczywiście minimalizować wymagań Ewangelii, ale nie możemy udaremnić pragnienia grzesznika, by pojednać się z Ojcem, ponieważ powrót syna do domu, jest tym czego Ojciec oczekuje przede wszystkim (por. Łk 15,20-32).

Niech nasze słowa będą takie, jak uczniów, którzy, powtarzając słowa samego Jezusa mówią  do Bartymeusza: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię” (w. 49). Jesteśmy posłani, aby pobudzać odwagę, aby wspierać i prowadzić do Jezusa. Nasza posługa jest posługą towarzyszenia, aby spotkanie z Bogiem było osobowe, intymne a serce mogło otworzyć się szczerze i odważnie na Zbawiciela. Nie zapominajmy: tylko Bóg działa w każdym człowieku. W Ewangelii to On się zatrzymuje i pyta o niewidomego; to On nakazał, aby go przyprowadzono; to On go słucha i leczy. My zostaliśmy wybrani, aby wzbudzić pragnienie nawrócenia, by być narzędziami, które ułatwiają spotkanie, aby wyciągnąć rękę i udzielić rozgrzeszenia, czyniąc widzialnym i czynnym Jego miłosierdzie.

Zakończenie tego opisu Ewangelii jest pełne znaczenia: Bartymeusz „Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą” (w. 52). Także i my, kiedy przychodzimy do Jezusa, na nowo widzimy światło, aby patrzeć w przyszłość z ufnością, odnajdujemy siłę i odwagę, aby wyruszyć w drogę. Rzeczywiście, „Kto wierzy, widzi” (Enc. Lumen fidei, 1) i idzie naprzód z nadzieją, bo wie, że Pan jest obecny, podtrzymuje i przewodzi. Idźmy za Nim, jako wierni uczniowie, aby tych, których spotykamy na naszej drodze uczynić uczestnikami radości Jego miłości miłosiernej.

Tłumaczenie: Radio watykański

http://www.radiomaryja.pl/kosciol/homilia-ojca-sw-franciszka-wygloszona-podczas-liturgii-pokutnej-w-bazylice-sw-piotra-w-watykanie/

_________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

5 marca
Święty Jan Józef od Krzyża, zakonnik
Święty Jan Józef od Krzyża
Karol Kajetan (Carlo Gaetano) urodził się 15 sierpnia 1654 r. na wyspie Ischia koło Neapolu, w szlacheckiej rodzinie, jako trzeci syn Giuseppe (Józefa) i Laury Gargiulo. Uczył się w szkole augustianów. W 1669 r., mając 15 lat, wstąpił do zakonu franciszkańskiego o najsurowszej regule (alkantarzyści – franciszkanie bosi zreformowani przez św. Piotra z Alkantary). Przyjął wówczas imię Jan Józef od Krzyża. Prowadził szalenie ascetyczny tryb życia: nieustannie pościł, nie pił wina, spał trzy godziny na dobę. Już w okresie formacji był wysoko oceniany przez przełożonych. Chociaż pragnął pozostać skromnym bratem zakonnym, w duchu posłuszeństwa 18 września 1677 r. przyjął święcenia kapłańskie.
Na polecenie władz zakonnych zajął się zakładaniem nowych fundacji. Przyczynił się do powstania klasztorów w Hiszpanii i we Włoszech. Był reformatorem zakonu, mistrzem nowicjatu, a następnie prowincjałem. Człowiek wielkiej pokory, umartwienia i roztropności, obdarzony darem kontemplacji, prorokowania i bilokacji. Był kierownikiem duchowym i spowiednikiem wielu znanych ludzi, także świętych. Z jego rad korzystali kardynałowie, biskupi i osoby świeckie, często zajmujące wysokie stanowiska.
Zmarł w Neapolu 5 marca 1734 roku w klasztorze św. Łucji (Santa Lucia al Monte); tam do dziś znajduje się jego grób. Kanonizowany został przez papieża Grzegorza XVI 26 maja 1839 r. Jest patronem wyspy Ischia. Doroczne obchody ku jego czci odbywają się na początku września i trwają przez 4 dni. Jedną z celebracji jest uroczysta procesja z relikwiami św. Jana Józefa od Krzyża wzdłuż portowych nabrzeży.
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-05a.php3
__________________________________
5 marca
Święty Wirgiliusz z Arles, biskup
Święty Wirgiliusz
Wirgiliusz urodził się około roku 550. Jego rodzina należała do arystokracji Akwitanii (południowa Francja). Nie myślał jednak o karierze kościelnej czy świeckiej, ale zamknął się w słynnym klasztorze w Lerins, na wyspie w pobliżu Nicei. Ze szczególną pilnością oddawał się studiom patrystycznym pierwszych wieków chrześcijaństwa. Duchem ofiary i łagodnością charakteru pozyskał sobie tak dalece współbraci, że wybrali go na swojego opata.
Nie wiemy, dlaczego opuścił jednak opactwo w Lerins i udał się do Francji. Wstąpił do klasztoru w Autun. Mnisi również i tutaj wybrali go na swojego opata. Tu właśnie odwiedził go św. Augustyn, kiedy udawał się ze swymi towarzyszami do Anglii, by podjąć misję pozyskania tego kraju dla Chrystusa.
Niebawem zawakowało biskupstwo w Arles. Zebrani okoliczni biskupi, kapłani i wierni wybrali arcybiskupem tego miasta Wirgiliusza. Wybór ten okazał się opatrznościowy. Wirgiliusz wystawił szereg kościołów i klasztorów. Był w przyjaźni z papieżem św. Grzegorzem I Wielkim, który powołał go na swego wikariusza na całą Galię. Zachowały się listy Grzegorza do Wirgiliusza, w których papież zaleca biskupowi w stosunku do innowierców kierować się raczej duchem miłości niż surowości. W innym liście papież daje instrukcje, dotyczące kształcenia i wychowania kleru. Wreszcie w jeszcze innym liście poleca św. Grzegorz, by powracającemu z Anglii do Rzymu św. Augustynowi udzielił sakry biskupiej. To świadczy niezbicie, jak wielkiej powagi zażywał Wirgiliusz u papieża.
Nie mniejszą powagą cieszył się Wirgiliusz w episkopacie galijskim. Kiedy zaistniał spór między biskupem Narbony a jego sąsiadami, na rozjemcę zaproszono Wirgiliusza.
Biskup miał szczególne nabożeństwo do św. Trofima, swojego poprzednika na stolicy w Arles (wiek III). Szerzył też gorliwie jego kult. Prowadząc życie niezmiernie czynne, nie zapomniał także o własnej duszy. Wolny czas poświęcał na modlitwę i uczynki miłosierdzia. Przy pogrzebie znaleziono na jego ciele włosiennicę. Wszystkie życiorysy podkreślają, że Pan Bóg obdarzył go darem cudów. Za jego przyczyną – tak za życia, jak i po śmierci – wielu chorych miało odzyskać zdrowie.
Wirgiliusz pożegnał ziemię dla nieba w 618 roku po 30 latach szczęśliwych rządów (588-618).
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-05b.php3
______________________________
Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Brescii, w północnych Włoszech – św. Teresy Eustochium Verzeri. W życiu zakonnym zaprawiała się u benedyktynek w Bergamo. Później założyła jednak zgromadzenie, które poświęca się nauczaniu. Zmarła w roku 1852.

oraz:

św. Fokasa, męczennika (+ ok. 320); św. Gerazyma, opata i pustelnika (+ ok. 475); bł. Krzysztofa z Mediolanu, prezbitera i zakonnika (+ 1485); św. Teofila z Cezarei Palestyńskiej, biskupa (+ ok. 195)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-05b.php3
_________________________________________________________________________________________________
I_Sobota_Miesiaca
Nabożeństwo Pięciu Pierwszych Sobót Miesiąca

Istotą tego nabożeństwa jest wynagrodzenie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny. Obrażają one Boga i Jej Niepokalane Serce, są pogardą wobec Bożej miłości oraz powodem piekielnych mąk ludzi, za których umarł Jej Syn. Pragnie Ona ocalić jak najwięcej osób, dlatego przychodzi, aby ostrzec przed konsekwencjami grzechu, aby ocalić grzeszników od piekła, aby skłonić ich do nawrócenia. Maryja chce naszego zaangażowania w tę misję.
Nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca to forma pomocy grzesznikom, zaproponowana przez Jezusa za pośrednictwem Maryi. Przez to nabożeństwo możemy przepraszać Boga i wynagradzać za grzechy obrażające Niepokalane Serce Maryi, a gdy będziemy tę modlitwę praktykować, także w naszych sercach wzrośnie miłość ku Bogu i bliźnim.
Cztery warunki nabożeństwa pięciu pierwszych sobót miesiąca
Najświętsza Panna i Jezus ukazali się siostrze Łucji dnia 10. grudnia 1925 r., aby opisać nabożeństwo wynagradzające grzechy popełnione przeciw Niepokalanemu Sercu Maryi. W jego ramach powinniśmy:

  1. W pierwsze soboty miesiąca przystąpić do spowiedzi z intencją wynagrodzenia za grzechy popełnione przeciw Niepokalanemu Sercu Maryi. Można także skorzystać z sakramentu pojednania wcześniej, oby w tym dniu być w stanie łaski uświęcającej, bez grzechu ciężkiego.
  2. Przyjmować Komunię św. przez pięć pierwszych sobót miesiąca w powyższej intencji.
  3. Odmówić pięć tajemnic różańcowych.
  4. Przez piętnaście minut rozważać tajemnice różańcowe ofiarując tę medytację w wymienionej intencji (bardzo pomocne w rozważaniu jest doskonałe czasopismo „Różaniec”)
    Niezbędnym warunkiem dobrego odprawienia nabożeństwa jest nastawienie, z jakim te praktyki wypełniamy, co Jezus podkreślił w objawieniu 15. lutego 1926 r.:

„To jest prawda, moja córko, że wiele dusz zaczyna, lecz mało kto kończy, i ci, którzy kończą, mają za cel otrzymać przyrzeczone łaski. Ja jednak wolę, żeby odprawiali pięć pierwszych sobót miesiąca w celu wynagrodzenia Niepokalanemu Sercu mojej Matki Niebieskiej, niż żeby odprawiać piętnaście bezdusznie i z obojętnością.”

http://www.strzelcekrzyz.com.pl/nabozenstwa_Nabozenstwo_%20Pieciu%20Pierwszych%20Sobot%20Miesiaca.htm

_______________________________

Myśląc Ojczyzna – ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz

Radio Maryja

Myśląc Ojczyzna – prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

TV Trwam
__________________________________
_________________________________________________________________________________________________

Wywiad z ks. prof. Michałem Hellerem z okazji 80. urodzin

“Wierzę, żeby rozumieć” to tytuł wywiadu-rzeki, jaki z ks. prof. Michałem Hellerem przeprowadzili Wojciech Bonowicz, Bartosz Brożek i ks. Zbigniew Liana. Koedycja wydawnictw Znak i CCPress ukaże się w księgarniach 16 marca z okazji 80. urodzin wybitnego filozofa i kosmologa.

 

12 marca ks. prof. Michał Heller, wybitny filozof i kosmolog, laureat prestiżowej Nagrody Templetona przyznawanej za pokonywanie barier między nauką a religią będzie obchodził 80. urodziny. Z tej okazji krakowskie wydawnictwa Znak i Copernicus Center Press przygotowały wywiad-rzekę “Wierzę, żeby rozumieć”. Z Księdzem Profesorem rozmawiają Wojciech Bonowicz, Bartosz Brożek i ks. Zbigniew Liana.

 

“Zaczął edukację w radzieckim kołchozie, by po latach zająć się wyjaśnianiem natury Wszechświata. Członek gangu dziecięcego na Syberii, w Cambridge dzielił pokój z Hawkingiem. Pierwsze lata życia kapłańskiego upłynęły mu pod znakiem trudnych gier z władzami komunistycznymi.

 

Na seminariach w Castel Gandolfo spotykał się z Janem Pawłem II. Uważa, że Bóg – którego nazywa Wielkim Nieznajomym – uprawia matematykę. Dokonując obliczeń, widzi liczby i struktury matematyczne. W wolnych chwilach oddaje się zamiłowaniu do kryminałów i zabaw na symulatorach lotów” – czytamy na okładce książki.

 

Redaktor Wojciech Bonowicz zauważa, że ks. prof. Michał Heller po raz pierwszy tak wiele mówi o swoim życiu i o tym, jak z jego życia po kolei wyłaniały się rozmaite zainteresowania naukowe i filozoficzne. “Udało się go namówić na rozmowę z jednej strony bardzo osobistą, a z drugiej dobrze wprowadzającą w problematykę, którą on się zajmował” – mówi Bonowicz, który cytując Wojciecha Waglewskiego nazywa ks. prof. Hellera “osobowością wszechświatową”.

 

“To jest ktoś, kto bardzo sprawnie porusza się po wielu różnych obszarach współczesnej nauki, filozofii, teologii, a także literatury i sztuki; interesuje się wieloma rzeczami i potrafi je ze sobą kojarzyć. To ktoś niewątpliwie na naszym polskim podwórku, ale nie tylko, wyjątkowy” – mówi współautor książki “Wierzę, żeby rozumieć”.

 

“Dawniej budowano systemy teologiczno-filozoficzne. Dzisiaj takich systemów nie ma, natomiast niewątpliwie życie ks. Hellera jest taką syntezą. Jego myśl jest syntezą nieusystematyzowaną, powiedzielibyśmy w sensie tradycyjnej filozofii, ale dającą jedno z możliwych rozwiązań.

 

Człowiek poszukujący znajdzie niebanalne odpowiedzi na pytania o to dlaczego warto, by ksiądz zajmował się nauką, dlaczego warto, by chrześcijanie studiowali matematykę, logikę” – mówi ks. Zbigniew Liana. Współautor książki podkreśla, że publikacja to także “kawał historii Polski” opowiedziany życiem konkretnego człowieka, na którego myślenie niewątpliwie wpłynął kontekst w jakim żył.

 

Prof. Bartosz Brożek przywołuje w książce cytat z ks. prof. Hellera, który mówi, że jest naukowcem i księdzem, ale ma jedno powołanie. “Jak się słucha Michała, rozmawia z nim, to tam nie ma żadnej dwoistości. To jest życiorys, to jest życie, które ściśle splata się z nauką, z myślą – w tym sensie nie ma rozdwojenia na księdza i naukowca. Wydaje mi się, że w jakimś sensie jedno wspiera drugie. Być może Heller byłby gorszym naukowcem, gdyby nie był księdzem i gorszym księdzem gdyby nie był naukowcem” – mówi prof. Brożek.

 

Michał Heller urodził się 12 marca 1936 roku w Tarnowie. Jest absolwentem tarnowskiego seminarium duchownego i jego późniejszym wykładowcą, pierwszym dziekanem Wydziału Teologicznego w Tarnowie. Święcenia kapłańskie przyjął 26 kwietnia 1959 r. a następnie został wikariuszem w Ropczycach.

 

Dalsze studia podjął na Wydziale Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, gdzie w 1966 roku obronił doktorat z kosmologii relatywistycznej, zaś w 1969 roku uzyskał habilitację. W roku 1990 uzyskał tytuł profesora zwyczajnego Papieskiej Akademii Teologicznej przekształconej w 2009 r. w Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie. Jest pracownikiem Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego.

 

Jest twórcą modelu kosmologicznego wykorzystującego geometrię nieprzemienną do opisu zjawisk nielokalnych, które prawdopodobnie występowały w początkowych fazach ewolucji Wszechświata. Od lat pracuje nad połączeniem dwóch najważniejszych teorii fizycznych – Ogólnej Teorii Względności i mechaniki kwantowej.

 

Z najważniejszych idei stworzonych i propagowanych przez Michała Hellera wymienić trzeba program filozofii w nauce, czyli refleksji filozoficznej prowadzonej nie w całkowitym oderwaniu od nauki, ale w ścisłym kontekście teorii naukowych. Szczególną rolę w myśli ks. prof. Hellera odgrywa matematyka. W jego opinii, obiekty matematyczne są elementami teorii fizycznych, w nich formułowane są prawa fizyki.

 

W 2008 roku jako pierwszy Polak ks. prof. Michał Heller został laureatem Nagrody Templetona, przyznawanej za pokonywanie barier między nauką a religią. Nagrodę przeznaczył na ufundowanie Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych, w którego działalność zaangażowane są dziś dziesiątki uczonych, głównie z krakowskiego środowiska, choć współpracownicy i uczniowie Hellera rozsiani są na całym świecie.

 

Centrum Kopernika robi to, co przez całe życie robił (i robi nadal) ks. prof. Heller: prowadzi badania, kształci studentów, organizuje konferencje naukowe, popularyzuje naukę przez spotkania z naukowcami, organizację dyskusji, publikacje artykułów popularnonaukowych (zwłaszcza na łamach serwisu GraniceNauki.pl oraz “Tygodnika Powszechnego”) oraz bogaty kanał YouTube; wydaje naukowe i popularnonaukowe książki (poprzez oficynę Copernicus Center Press).

 

Ks. prof. Heller naukę zarówno rozwija, jak i popularyzuje, w licznych książkach i artykułach. Poza licznymi doktoratami honoris causa oraz Nagrodą Templetona ks. prof. Heller jest m.in. kawalerem Orderu Orła Białego, Złotego Krzyża Zasługi i Krzyża Komandorskiego z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, laureatem Medalu św. Jerzego oraz Super Wiktora Specjalnego.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,25268,wywiad-z-ks-prof-michalem-hellerem-z-okazji-80-urodzin.html

_______________________________

Jak znaleźć w sobie siłę do działania?

Kobieta, która na co dzień jest płochliwa i wątła, w obliczu walki o ważną dla siebie sprawę potrafi znaleźć w sobie niesamowitą siłę. Jeśli nie wiesz, skąd wziąć w sobie odwagę, proś o to Tego, który jest Miłością, bo “doskonała miłość usuwa lęk” (1 J 4,18).

 

Wskazówki od Weroniki na drodze krzyżowej

 

1. Odwaga

 

Św. Weronika jest postacią wywodzącą się z chrześcijańskiej Tradycji, nie ma o niej wzmianki w Ewangelii. Wspominamy ją jednak w Wielkim Poście bardzo często, krocząc z Jezusem drogą krzyżową. Jest ona symbolem kobiecej odwagi, bo przecież nie było łatwą sprawą przedarcie się przez tłum i żołnierzy, aby podejść do skazańca.

 

Kiedy myślę o niej, przychodzi mi na myśl Judyta, o której opowiada jedna z ksiąg Starego Testamentu. Judyta to waleczna wdowa, która ratuje Izraelitów z opresji, ścinając głowę ich prześladowcy. Decyduje się ona na heroiczny czyn, by wejść do wrogiego obozu.

 

Nie idzie jednak sama, towarzyszy jej nieustannie jej Bóg, do którego wcześniej wytrwale się modli. Odwaga Judyty, podobnie jak Weroniki, nie pochodzi od niej samej, ale z tej właśnie ukrytej mocy, która rodzi się, kiedy kobieta walczy o sprawy najważniejsze. Dla nas zawsze najważniejsze powinno być zbawienie nasze i drugiego człowieka. Jeśli małe sytuacje w naszym życiu do tego prowadzą, Bóg da nam odwagę, by się nie poddawać.

 

2. Prawdziwe oblicze

 

Samo imię Weroniki pochodzi od słów vera eikon, czyli prawdziwe oblicze. Jezus pozostawił na chuście Weroniki swój prawdziwy wizerunek. Dzieje się tak za każdym razem, kiedy okazujemy drugiemu człowiekowi miłosierdzie – wtedy on otwiera się przed nami ze swoją prawdziwą twarzą, ze swoją skrywaną historią, z czymś najbardziej intymnym.

 

Ważne tylko, by kierowało nami autentyczne miłosierdzie, a nie litość, fałszywa chęć pomocy czy jakiś interes. Dzisiaj działalność charytatywna jest w modzie, szczególnie w Roku Miłosierdzia – wypada czasem zrobić jakiś dobry uczynek, żeby mieć poczucie spełnionego obowiązku. Nie ma to jednak nic wspólnego z prawdziwym miłosierdziem, które musi wypływać z czystej miłości, niepragnącej zupełnie nic w zamian – nawet prostego “dziękuję”. “Jeśli bowiem miłujemy tych, którzy nas miłują, cóż za nagrodę mieć będziemy?” (Mt 5,48)

 

3. Miłość zaradna

 

Nie wiemy, w jaki sposób Weronika przedostała się przez tłum do Jezusa. Możemy jednak przypuszczać, że nie użyła w tym celu siły, bo pewnie nie miała szans z uzbrojonymi żołnierzami. Wydaje się, że podobnie jak biblijna Judyta musiała uciec się do jakiegoś podstępu.

 

W naszą naturę wpisana jest pewnego rodzaju zaradność, którą możemy wykorzystywać w dwojaki sposób – możemy nią uwodzić, kokietować i wpływać na innych, by realizować własne cele, albo możemy inspirować, motywować i pomagać innym w wykonaniu kroku w dobrą stronę. Wdziękowi kobiety o czystym sercu i szczerych intencjach bardzo trudno jest się oprzeć, bo jest w niej przesłanie od samego Boga.

 

Spotkanie
Spotkaj się dziś z Weroniką i Jezusem na drodze krzyżowej. Zobacz, z jaką miłością pochyla się ona nad Jego zmaltretowaną twarzą. Niech ten prosty gest będzie inspiracją, byś zajrzała głęboko w swoje serce i znalazła te miejsca, gdzie jeszcze nie masz odwagi wyjść do drugiego człowieka.

 

Co jest twoim lękiem? Co pragniesz osiągnąć? Jakie są twoje motywacje?

 

*  *  *

 

Jezus i Kobiety. 10 spotkań – to propozycja siostry Ewy Bartosiewicz RSCJ na Wielki Post. W każdy wtorek i czwartek. Tylko na DEON.pl.

 

Pierwsze spotkanie: Co to znaczy, że masz być matką?

Drugie spotkanie: Jak nie tracić nadziei w trudnej codzienności?

Trzecie spotkanie: Jak rozmawiać z Bogiem?

Czwarte spotkanie: Jak poradzić sobie z seksualnością?

Piąte spotkanie: 3 porady, jak nie wpaść w pułapkę aktywizmu

Szóste spotkanie: Co oznacza prawdziwa miłość?

 

Co oznacza prawdziwa miłość?

Jak pokochać całym sercem? Jak sprawić, by kochana osoba poczuła się wyjątkowa? Zobacz, że taka miłość przemienia świat!

 

“Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii. (…) Maria wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku” (J 12,1-3). To jest właśnie kwintesencja kobiecości. Kobieta, która oddaje całe swoje serce temu, kogo kocha, a woń tej miłości roznosi się nie tylko na cały dom, ale na wszystko dookoła.

 

Wskazówki od Marii z Betanii:

 

1. Miłość rozrzutna

 

Olejek nardowy był niezwykle drogi. Nie umyka to zresztą uwadze Judasza, który sugeruje, że lepiej byłoby wydać pieniądze na biednych. Tymczasem prawdziwa miłość jest niesamowicie rozrzutna! Nie dlatego, że mierzy się ilością biżuterii, drogich wyjść do restauracji czy snobistycznych prezentów na urodziny, ale dlatego, że mierzy się tym, jak bardzo człowiek jest zdolny zrezygnować z siebie dla drugiego człowieka.

 

Dlatego “nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Mamy w sobie niezwykłą moc dawania miłości, okazywania czułości, sprawiania, by było pięknie. Może nas to czasem wiele kosztować, ale nigdy nie poddawajmy się w tej misji, bo nie ma żadnej innej, która byłaby tak bardzo złączona z posłannictwem Jezusa.

 

2. Kobieca intuicja

 

Jezus mówi, że Maria “przechowała olejek, aby Go namaścić na dzień Jego pogrzebu”. Skąd ona mogła wiedzieć, że to ostatnie dni ziemskiego życia jej Pana i Mistrza? Myślę, że to po prostu kobieca intuicja – ten szczególny dar dostrzegania w otaczającej nas rzeczywistości tego, czego mężczyźni czasem nie widzą.

 

Ten dar jednak łatwo zatracić. Jeśli zagłuszymy nasze serce wielością spraw do załatwienia, codziennych kłopotów i trosk, to nie będziemy zdolne wsłuchać się w te cenne podpowiedzi, które podszeptuje nam sam Bóg. Możemy wtedy przegapić moment, gdy będzie czas wyjąć z szuflady nasz cenny olejek chowany na specjalną okazję.

 

Będziemy trwać w nieustannym oczekiwaniu, że coś ważnego się dopiero wydarzy. Będziemy czekać do weekendu, do wakacji, do świąt, do emerytury… myśląc, że to, co dobre, cały czas jest przed nami. Tymczasem może to właśnie dziś jest ta specjalna okazja, kiedy mamy dać z siebie całą miłość, jaką mamy w sercu, i sprawić, że ktoś, kogo kochamy, poczuje się wyjątkowy. Taka miłość przemienia świat!

 

3. Szkoła miłości

 

Gest Marii z pewnością miał niesamowite znaczenie w dziejach Dobrej Nowiny. Ewangelista Mateusz zanotował nawet, że Jezus powiedział: “Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła” (Mt 26,13). Niektórzy jednak ośmielają się iść jeszcze dalej i twierdzą, że gest Jezusa, który umywa nogi Apostołom podczas Ostatniej Wieczerzy, mógł być inspirowany tym właśnie wydarzeniem.

 

Oznaczałoby to, że Jezus, ucząc swoich chłopaków, jak mają służyć sobie wzajemnie, ma przed oczami kobietę, która pokazała Mu, jak najpiękniej pochylić się nad drugim człowiekiem. Każda z nas czyni to każdego dnia, kiedy pochyla się nad swoim chorym dzieckiem, zmęczonym mężem, zagubionym uczniem, cierpiącym pacjentem, współpracownikiem potrzebującym wysłuchania… we wszystkich tych miejscach, gdzie realizuje się nasza codzienność. Obyśmy potrafiły prosić Boga o cierpliwość i wytrwałość w tej misji.

 

Spotkanie
Porozmawiaj dziś z Marią i zapytaj ją o to, co w twoim sercu musi jeszcze się zmienić, by mogło ono kochać w pełni. Pozwól jej pokazać ci, czego się boisz i wstydzisz, co jeszcze powstrzymuje cię przed oddaniem się całkowicie Jezusowi i drugiemu człowiekowi.

 

*****************

S. Ewa Bartosiewicz – zakonnica ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa (Sacre Coeur), prowadzi bloga Spojrzenie Serca – siostraewa.blog.deon.pl

_____________________________________

Kiedy okazujemy miłosierdzie?

(fot. shutterstock.com)

Wiele ludzi odczuwa litość wobec cierpienia bliźnich. Ale tylko niektórzy spieszą im z właściwą pomocą.

 

Pewien Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go” (Łk 10, 33-34)

 

Wszyscy dobrze znamy przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Od dziecka stawia się nam go  za wzór. Spróbujmy jednak zagłębić się trochę bardziej w tę poruszającą opowieść Chrystusa.

 

Pobity człowiek leżący przy drodze z Jerozolimy do Jerycha jest anonimowy. Nic o nim nie wiemy, poza tym, że zbójcy go zmasakrowali, zdarli z niego ubranie i zostawili poranionego na pustyni. Nie wiadomo nawet, czy go okradli – może był biedny i nie miał niczego, co można by mu zrabować poza ubraniem.

 

Trzy osoby stają się świadkami skutków rozegranego dramatu: lewita, kapłan i Samarytanin. Żaden z nich nie widział zajścia ze zbójcami. W pierwszym momencie żaden z nich nie wie, dlaczego człowiek półumarły leży przy drodze. To w sumie wydaje się nieistotne. Ewangelista bardzo mocno podkreśla jednak, że wszyscy trzej dostrzegają nieszczęśnika. Ale tylko jeden z nich pomaga. W Samarytaninie widok cierpienia spowodował wewnętrzne poruszenie ciała i ducha, które nazywamy współczuciem. 

 

Ewangelista nie wdaje się w zawiłe wyjaśnienia, dlaczego lewita i kapłan nie pomogli potrzebującemu. Dawniej argumentowano, że kapłan nie chciał się skalać, dotykając pobitego człowieka. Stałby się wówczas rytualnie nieczysty. Być może obaj panowie uważali, że takiemu człowiekowi nie trzeba pomagać, skoro to ktoś obcy. Ważny jest tylko swój-bliski. Można by się również dopatrywać psychologicznych powodów. Kapłan i lewita nie chcieli się zatrzymywać dłużej, bo bali się, że także ich może spotkać podobne nieszczęście. Tak czy owak, są to tylko spekulacje i domysły.

 

Coś prawdziwie ludzkiego

 

Jezus mówi jasno: decydujące okazało się współczucie, pod wpływem którego Samarytanin udzielił poszkodowanemu konkretnej pomocy.Tylko dlaczego ten sam widok biedy u jednego człowieka rodzi współczucie, a u drugiego nie? Czy niektórzy z nas są nieczuli i niewrażliwi? Dlaczego jednych widok ludzkiego cierpienia przeraża i powoduje ucieczkę, a w innych budzi solidarność i czyn miłosierdzia? I czy to nie dziwne, że uczucie staje się powodem ludzkiego działania? Nie prawo, nie przykazanie, ale poruszenie i wstrząs w obliczu ludzkiego cierpienia?  

 

Jest to o tyle ciekawe, że współczucie powinno być zwykłym ludzkim odruchem. A jednak nie zawsze się w nas pojawia. Co więcej, wydaje się, że Jezus odwołuje się do czegoś uniwersalnego. Nie ma w reakcji Samarytanina odniesienia do Boga. Jedyną motywacją, o której wiemy, jest uczucie. Zresztą, podobny wniosek wypływa ze sceny Sądu Ostatecznego zamieszczonej w Ewangelii według św. Mateusza (Por Mt 25, 31-45). Tam wszyscy – dobrzy i źli – są zdziwieni, kiedy słyszą, iż pomagając ludziom, czynili coś dla Jezusa. Nie mieli o tym pojęcia. Kierowali się wyłącznie współczuciem. Nota bene, w przypowieści o Samarytaninie, ci, którzy “urzędowo” zajmowali się sprawami Bożymi, nie pomogli półumarłemu człowiekowi. Nie zrodziło się w nich ludzkie uczucie. Jakąż więc religię wyznawali?

 

Dostrzegam wiele zbieżności z przypowieścią Jezusa z “Filoktetem”, autorstwa greckiego tragika Sofoklesa, tworzącego na długo przed narodzeniem Chrystusa. Historia w wielkim skrócie przedstawia się następująco. Filoktet to doborowy łucznik i żołnierz. W drodze do Troi, by walczyć z Grekami, podczas wizyty w świątyni ukąsił go za karę wąż, bo jako żołnierze nie powinni się tam pałętać. Na nodze wywiązała się okropna, cuchnąca rana. Filoktet zaczął krzyczeć z bólu, przeszkadzając swoim kompanom w religijnych praktykach. Dowódcy postanowili więc zostawić go na pustyni w takim stanie, zostawiając mu jedynie łuk i strzały. Dziesięć lat później, gdy zorientowali się, że nie wygrają wojny bez Filokteta i jego łuku, wysłali młodego Neoptolemosa wraz z towarzyszem, by podstępnie odebrać porzuconemu Filoktetowi broń. Chory, głodny i samotny biedak przyjmuje przybyszów z radością. Od lat bowiem łaknie ludzkiej bliskości i przyjaźni. Błaga o litość, by go znowu nie zostawiali na wyspie. Pewnego dnia Neoptolemos staje się świadkiem okropnego ataku bólu, którego doświadcza Filoktet. Młodego oficera ogarnia “przerażające współczucie” i dociera do niego, że wydobycie łuku podstępem od Filokteta w takiej sytuacji byłoby czynem nieludzkim. Neoptolemos nagle dostrzega w Filoktecie człowieka i jego wartość, a nie tylko środek do osiągnięcia militarnych celów. Sam przeżywa wewnętrzny ból i postanawia, że nie oszuka Filokteta, lecz przedstawi sprawę i pozwoli mu samodzielnie zdecydować.

 

Jestem człowiekiem

 

Jezus zapewne chce w tej przypowieści uświadomić nam, że nieważne są przyczyny cierpienia: czy jest ono zawinione czy nie.  Drugorzędne jest też to, czy z osobą, której powinienem pomóc, dzielę pokrewieństwo i czy odczuwam wobec niej bliskość emocjonalną. Ważne jest to, co nas wszystkich łączy: pomagam, bo potrzebujący jest człowiekiem, a więc posiada godność. Ale również pomagam, ponieważ wiem, że i mnie może dotknąć zło. Nikt nie jest wyjęty spod tego prawa, nawet jeśli próbuje mu zaprzeczać i kreować się na mocarza.

 

Kiedy w Listrze Barnaba i Paweł uzdrowili człowieka, który nie chodził od urodzenia, mieszkańcy miasta nazwali ich Zeusem i Hermesem. Sądzili, że bogowie przybrali postać ludzi. Na co apostołowie odpowiedzieli: “My także jesteśmy ludźmi, podobnie jak wy podlegamy cierpieniom” (Dz 14, 15)

 

Człowiek to istota podatna na cierpienie, ale z natury dobra. Wszyscy należymy do tej samej ludzkiej rodziny. Musimy to w sobie rozpoznać, jeśli nie chcemy stać się nieczuli jak głaz i wyniośli. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy patrzeć z góry na wszystkich dotkniętych złem, także alkoholików, narkomanów, więźniów, seksoholików i wielu innych. “Ludzie uważający się za szczęśliwych i na tyle mocnych, iż myślą że nic złego ich nie spotka, nie są zbyt miłosierni” – pisze św. Tomasz z Akwinu. Wiele więc zależy od tego, jak postrzegam samego siebie, jaki mam obraz człowieka. Tak naprawdę niczym nie różnię się od tego, kto cierpi, chociaż może mi się wydawać co innego. Ale muszę równocześnie dostrzegać w sobie ogromną wartość, kochać samego siebie i mieć do siebie szacunek, także do swojego ciała. Dlaczego bł. Matka Teresa z Kalkuty zbierała chorych, śmierdzących i umierających na ulicach indyjskich miast? Bo kochała także własne ciało.

 

Patrząc na czyjeś cierpienie doznajemy smutku, który może stać się motywacją do działania. Często wydaje nam się, że smutek jest czymś złym. I trzeba go za wszelką cenę unikać. Ale brak zdolności do przeżywania smutku uczyniłby nas nieludzkimi. Smutek wprawdzie nie jest przyjemnym uczuciem, ale może być dobry moralnie. Przyjemność nie zawsze jest synonimem dobra. Jest też inny smutek, np. zazdrość, ale ta wada jest zawsze zła. Być może nieznajomość różnicy między dobrym a złym smutkiem jest czasem powodem obojętności wobec innych. Gdy pojawi się we mnie dobry smutek, mogę uznać to z niewiedzy za coś nienormalnego i nie dopuszczać go do siebie.

 

Litość a miłosierdzie

 

Ks. Józef Tischner w książce “Drogi i bezdroża miłosierdzia” pisze, że “żywym przykładem miłosierdzia jest Samarytanin. Z kolei przykładem współczucia jest Matka Boska na weselu w Kanie, natomiast przykładem litości są niewiasty płaczące nad Chrystusem”. Jego zdaniem, pomiędzy tymi trzema stanami ducha i ciała istnieją różnice.

 

Dzięki współczuciu “mogę odczuwać stany uczuciowe drugiego człowieka, tak jakbym ja sam je przeżywał”. Mogą to być jednak rzeczy pozytywne: czyjaś radość, sukces, szczęście. Każde uczucie można współ – odczuwać. Maryja w Kanie wczuła się w sytuację pana młodego, którego z braku wina mógł ogarnąć wstyd przed gośćmi. Bardzo przykre doświadczenie. Współczucie jest pewnego rodzaju poznaniem – uruchamia myślenie, a może raczej wiedzę i doświadczenie, które już posiadamy. Maryja widząc brak, zaczęła myśleć: gdybym była na miejscu pana młodego, przeżyłabym zażenowanie. Byłoby mi głupio tak jak jemu. Takie utożsamienie się wypływa z wiedzy o tym, kim jest człowiek, jak reaguje na różne sytuacje, zwłaszcza wobec innych. Maryja poszła jednak dalej. Podjęła jednak działanie zapobiegawcze.

 

Z kolei kobiety płaczące nad Jezusem dźwigającym krzyż okazały litość. Wprawdzie Chrystus ich nie przepędza, bo dostrzega w ich akcie dobrą wolę, ale równocześnie je upomina. W kobietach zrodziło się współczucie, ale tak je opanowało, iż zatrzymało na samym stanie uczuciowym. Natomiast Jezus wskazuje im przyczynę tego, co się obecnie dzieje: jest nią brak nawrócenia ze strony ich dzieci. Litości często brakuje odpowiedniego zrozumienia, refleksji. I dlatego nie zawsze prowadzi do podjęcia właściwego działania. Słusznie niektórzy ludzie potrzebujący bronią się przed okazywaniem takiej litości, bo tak naprawdę niewiele z niej mają pomocy. Służy ona często za pozór miłosierdzia.

 

Miłosierdzie, jak pokazuje przypowieść o dobrym Samarytaninie, wiąże się ściśle ze współczuciem, ale dotyczy głównie przykrych stanów człowieka. Muszę odczuć czyjś ból i smutek jako swój własny. Można bowiem z kimś współczuć, ale tylko wtedy, gdy się mu powodzi, a odwrócić się od niego, gdy spotka go nieszczęście. “Litość także się pochyla i także współ-czuje. Pochyla się jednak przede wszystkim nad tym, co widzi i słyszy. Miłosierdzie pochyla się nad tym, co wie. Miłosierdzie wie, nawet wtedy, gdy nie widzi i nie słyszy” – pisze ks. Tischner.

 

Nie dać się zwyciężyć złu

 

A więc widzenie nie jest kluczowe w okazywaniu miłosierdzia, chociaż od niego wszystko się zaczyna. Samo zauważenie biedy i współczucie nie wystarczy, aby czynić miłosierdzie. Podobnie zresztą jest z prawdziwą religijnością. Sama modlitwa i przyjmowanie sakramentów bez miłości bliźniego nie jest cnotą. Miłosierdzie staje się w nas cnotą, jeśli współczucie pobudza do myślenia, jeśli odwołuje nas do wiedzy o tym, co znaczy być człowiekiem i gdy motywuje nas do działania. Miłosierdzie to jednocześnie dzielenie z kimś bólu i konkretna pomoc.

 

Rozum i właściwa wiedza o tym, kim jest człowiek, musi kierować naszym współczuciem, ponieważ doświadczenie czyjegoś cierpienia może nas tak emocjonalnie porazić, że sparaliżuje nas bezsilność. Jeśli za bardzo zidentyfikujemy się z czyimś cierpieniem, nie będziemy mogli pomóc takiemu człowiekowi albo pomożemy mu źle.

I tutaj możliwe są różne warianty wypaczeń:  

  •  Albo będziemy unikać cierpiących, bojąc się bezsilności.
  • Albo skoncentrujemy się tylko na nagiej litości, wzdychając nad ludzką biedą.
  • Albo podatni będziemy na emocjonalną manipulację, na przykład ze strony osoby żebrzącej, która wykorzystując naszą litość pod pozorem głodu będzie próbowała wyciągnąć od nas pieniądze na alkohol.

 

Z tego samego powodu można wpaść w tragiczną pułapkę fałszywego miłosierdzia. Dlaczego niektórzy ludzie uśmiercają chorych i umierających? Bo tak się utożsamiają z ich cierpieniem, że nie mogą już na nie patrzeć, chcą ulżyć w ten sposób nie tylko cierpiącym, ale także swojemu cierpieniu i biedzie. Uciekają też od siebie samych, odsuwając śmierć i cierpienie od siebie. Nie dopuszczają do siebie prawdy, że także podlegają cierpieniu. Ale możliwa jest i druga skrajność: tak  negatywnie postrzegają człowieka, że pozwalają się wciągnąć złu w jego logikę: człowiek w sumie jest niczym, więc po co godzić się na przedłużanie jego bezsensownych cierpień.

 

Przypomina mi się mój kilkutygodniowy pobyt w hospicjum. Najtrudniejsze były dla mnie chwile, kiedy towarzyszyłem konającym podczas agonii, która nieraz trwała godzinami i dniami. Trudno było to znieść. Dlaczego? Po pierwsze, nie chciałbym, aby człowiek tak cierpiał. Po drugie, od razu rodzi się myśl, że i mnie może spotkać to samo. Pojawia się lęk. Chciałbym to szybko przerwać.

 

Doświadczałem wtedy ogromnej bezsilności, czasem wściekłości i jedyną rzeczą, którą byłem w stanie wówczas zrobić to modlitwa do Boga o jak najszybszą śmierć dla tego człowieka, żeby się nie męczył, ale też o to, żebym ja potrafił znieść ten widok.

To Ewangelia uczy, że własną i cudzą bezsilność w niektórych sytuacjach trzeba po prostu zostawić Bogu, podobnie jak Bogu należy oddać karanie tych, którzy przeciw nam zawinili. To też jest czyn miłosierdzia. 

 

 

Zobacz poprzednie rozważania z cyklu: “Co widzi w nas miłosierdzie”

http://www.deon.pl/religia/rekolekcje-wielkopostne/wielki-post-2016/co-widzi-w-nas-milosierdzie/art,4,kiedy-okazujemy-milosierdzie.html

______________________________________

8 rzeczy które katolik powinien robić każdego dnia

Jeśli pracujesz lub studiujesz to wiesz, jak ważna jest prawidłowa organizacja czasu. Wszystko układasz, liczysz, zastanawiasz się, ile minut zostanie ci na poszczególne elementy. Czy można w podobny sposób można uporządkować twój kontakt z Bogiem? Przekonaj się.

 

Poniższa lista nie jest ścisłym wykazem, nie prezentuje dokładnie ile powinieneś poświecić każdej czynności. Ważne jednak, żeby wszystkie one znalazły się w planie twojego codziennego dnia. Zacznij spokojnie i kolejno realizować poszczególne elementy. Po pewnym czasie nie będziesz musiał się nawet nad nimi zastanawiać. Samodzielnie “wejdą ci w krew”.

 

1. Zacznij dzień od modlitwy do Matki Bożej i lektury Biblii – brzmi banalnie, ale przyznajmy, że poranek to najgorsza część dnia. Wstawanie, budzik, budzenie dzieci, męża, pies domagający się wyjścia na zewnątrz, śniadanie, toaleta, walka o nienaganny ubiór i spóźnione autobusy. Na ogół spieszymy się i dołożenie sobie kolejnej czynności nie jest najlepszym pomysłem. Spróbuj jednak wygospodarować 5 minut i bardzo prosto pomódl się “Zdrowaś Mario” i przeczytaj dwa akapity z Pisma Świętego. Możesz dodać także coś własnymi słowami, poprosić o dobry dzień, podziękować za spokojną noc, przeprosić za coś złego, co wydarzyło się ubiegłego dnia. Biblię możesz czytać kolejno rozdziałami, lub według czytań proponowanych przez Kościół (ich wykaz bardzo łatwo znajdziesz w Internecie).

 

2. Bądź miły dla innych i dla samego siebie – po wyrwaniu się z porannego chaosu zderzasz się w końcu ze światem. Czasem to bardzo trudne, ale postaraj się być miłym dla ludzi w autobusie, tramwaju i na przystanku. Nie przychodź do pracy ze skwaszoną miną i nie wdawaj się w niepotrzebne kłótnie z przełożonymi. Traktuj innych tak, jak sam chciałbyś być traktowany. Dla siebie bądź cierpliwy i spokojny. Nie wymagaj zbyt wiele, nie staraj się być perfekcjonistą dla którego najważniejszym celem jest kariera. Możesz popełniać błędy i prosić innych o pomoc. Miłość chrześcijańska zakłada kochanie drugiego jak siebie samego. Jeżeli sam jesteś dla siebie wrogiem to będziesz unieszczęśliwiał innych.

 

3. Rozmawiaj i pisz o swojej wierze na portalach społecznościowych – Facebook, Twitter, Youtube i wiele innych to wspaniałe narzędzia do dzielenia się swoją wiarą z innymi użytkownikami. To także znakomite miejsca do odkrywania różnego od twojego spojrzenia na świat i religię. Załóż bloga, udostępniaj codziennie cytaty z Pisma Świętego lub znanych świętych, wejdź do grupy, której celem jest konkretne realizowanie miłosierdzia i miłości bliźniego w czasie dnia pracy lub nauki. Nigdy nie wiesz, czy twoje słowa nie podniosą kogoś na duchu lub sprawią, że popatrzy zupełnie inaczej na sprawę, która do tej pory go dręczyła.

 

4. Powiedz komuś, że go kochasz – to czasem bardzo trudne, bo dożyliśmy czasów, w których okazywanie uczuć to coś, czego należy się wstydzić, co jest oznaką słabości i wystawia nas na zranienia. Jednak to właśnie przeświadczenie, że jest ktoś, kto mnie kocha daje siłę i pozwala zmierzyć się z codziennymi trudnościami. Dla każdego chrześcijanina wzorem w tym jest Bóg, Który codziennie wypowiada do nas te słowa: kocham Cię, jesteś moją córką, moim synem. Potrzebujemy jednak wiedzieć, że są także ludzie, dla których nie jesteśmy obojętni i którym na nas zależy. Zrób pierwszy krok i daj do zrozumienia swoim rodzicom, dziadkom, mężowi, żonie, dziewczynie, chłopakowi, że bez nich twój świat byłby okropnym miejscem.

 

5. Dyskutuj na temat Boga – nie tylko w Internecie, ale także wśród znajomych w pracy, w szkole, na uczelni. Jeśli masz z tym problem, bo wstydzisz się rozpocząć temat, zacznij od rozmowy z kimś, kto wierzy podobnie jak ty. Razem możecie wymienić się wieloma informacjami, argumentami i wiadomościami. To ważne, bo wiesz wtedy, że nie jesteś sam i spokojnie możesz mówić o tym, co dla ciebie ważne i istotne.

 

6. Ofiaruj coś – nie chodzi o wielkie rzeczy, ale małe postanowienia, które możesz wypełnić. Zrób sobie kanapkę mniej do pracy, nie słuchaj muzyki w autobusie, zjedz wczorajsze pieczywo. Ważne jednak, żeby to zawsze było w określonym celu. Jeżeli jesz mniej, to za zaoszczędzone pieniądze kup bezdomnemu ciepły posiłek, jeżeli decydujesz się pobyć w ciszy to porozmawiaj przez chwilę z Bogiem o twoim dniu .

 

7. Bądź czyimś sługą – nie musisz od razu poświęcać całego dnia na działalność charytatywną. Zrób coś małego, wynieś śmieci, pomóż mamie zrobić obiad, wnieś starszej sąsiadce zakupy na piętro, pomóż młodszemu bratu odrobić lekcje, umyj naczynia w czasie gdy twoja żona będzie mogła odpocząć. Warto, żeby każdego dnia mieć świadomość, że zrobiło się coś ważnego i dobrego dla innych.

 

8. Pod koniec dnia zrób sobie podsumowanie – przypomnij sobie, co z tego co zaplanowałeś udało się zrealizować, czego nie. Co dobrego zrobiłeś, czy popełniłeś jakieś ciężkie grzechy. Podziękuj za wszystko Bogu i poproś żeby dał ci siłę na kolejny dzień.

 

Dodatkowo:

 

Co tydzień

 

  • Pójdź na mszę świętą w niedzielę
  • Pójdź na adorację
  • Spotkaj się z przyjacielem, umów się na randkę ze swoim współmałżonkiem
  • Ofiaruj pieniądze lub jedzenie dla bezdomnego lub żebrzącego

 

Co miesiąc:

 

  • Pójdź do spowiedzi
  • Przeczytaj religijną książkę
  • Spotkaj się z kimś, kto jest dla ciebie autorytetem
  • Zaangażuj się w pomoc charytatywną w jakiejś organizacji

 

Co rok:

 

  • Jedź na rekolekcje adwentowe lub wielkopostne

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2386,8-rzeczy-ktore-katolik-powinien-robic-kazdego-dnia.html

_________________________________

“Wszyscy jesteśmy żebrakami miłości Bożej”

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Uznajmy, że wszyscy jesteśmy żebrakami miłości Bożej, i pilnujmy się, by nie przeoczyć przechodzącego Pana – papież Franciszek skierował to wezwanie do wiernych, którzy w piątek wieczorem, 4 marca, uczestniczyli w nabożeństwie pokutnym w Watykanie.

 

Rytuał sprawowany w Bazylice Watykańskiej rozpoczął inicjatywę “24 godziny dla Pana”, zorganizowaną z inicjatywy Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, w licznych diecezjach świata w wigilię czwartej niedzieli Wielkiego Postu.

 

W homilii Papież napominał przede wszystkim kapłanów , aby “skorygowali te postawy, które nie pomagają innym zbliżyć się do Jezusa; wyznaczone godziny i programy, które nie odpowiadają rzeczywistym potrzebom ludzi, którzy mogliby przystąpić do konfesjonału; zasady ludzkie, jeżeli są ważniejsze niż pragnienie przebaczenia; naszą surowość, która może oddalać od serdecznej troski Boga”.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,4040,wszyscy-jestesmy-zebrakami-milosci-bozej.html

___________________________

“Świadomość grzechu to początek cudu uzdrowienia”

By odzyskać prawidłowy wzrok naszej duszy trzeba, jak ewangeliczny ślepiec, poddać się działaniu Chrystusa. Trzeba uwierzyć, że On wszystko może uczynić – powiedział podczas nabożeństwa pokutnego inaugurującego wydarzenie biskup krakowski Damian Muskus.

 

W bazylice oo. Franciszkanów w Krakowie trwa modlitwa, spowiedź i adoracja Najświętszego Sakramentu w ramach inicjatywy “24 godziny dla Pana”.
Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego ŚDM Kraków 2016 w wygłoszonym nauczaniu odwołał się do ewangelicznego opisu uzdrowienia niewidomego przez Chrystusa. – Opowieść ta każe nam zwrócić uwagę na fakt, że sztuka dobrego widzenia to nie jest tylko sprawa bystrych oczu. Bo można mieć sokoli wzrok fizyczny, a jednak być ślepcem – mówił bp Muskus.

 

Wskazywał, że w życiu każdego wierzącego przychodzą chwile, w których uświadamia sobie, że do prawidłowego funkcjonowania na co dzień potrzebuje nadprzyrodzonej interwencji Chrystusa. – W życiu człowieka najważniejszy jest ten moment, kiedy uświadamia sobie, że nie widzi, albo, że źle widzi. Moment, w którym uświadamia sobie swoją ślepotę, swoje kalectwo, swoją grzeszność, jest początkiem cudu uzdrowienia – zaznaczył.

 

Bp Muskus wyraził opinię, że ludzie boją się poprosić o litość Jezusa w konfesjonale, gdyż “naturalizują” oni spowiedź, patrząc na konfesjonał nie jako na miejsce, gdzie czeka miłosierny Bóg, ale gdzie siedzi człowiek. – Wówczas dopuszczamy do siebie takie myśli: “Co on o mnie powie? Co on sobie o mnie pomyśli, gdy szczerze wyznam mu swoje grzechy?” – mówił.

 

Wskazał, że przecież kapłan zna konfesjonał z obu stron – odpuszcza w imieniu Chrystusa grzechy, ale też i sam prosi o ich odpuszczenie – co powoduje, że inaczej patrzy na grzesznika. – Tylko ten, kto wie co to jest słabość, potrafi innym podać rękę, by ich podnieść – ocenił. Wyraził zdziwienie, że mimo tej świadomości ludzie często nie widzą obecnego w kapłanie w konfesjonale Jezusa.

 

Na zakończenie hierarcha podkreślił, że trwający Rok Miłosierdzia to wyjątkowy czas łaski. – Niech ten czas łaski przemienia nas, przemienia nasze serca, przemienia nasze podejście do sakramentu pojednania, byśmy nigdy nie wstydzili się być pokutującymi grzesznikami i wołającymi o zmiłowanie ślepcami – zakończył biskup Muskus.

 

Krakowska inicjatywa “24 godziny dla Pana”, będąca odpowiedzią na apel papieża Franciszka z bulli “Misericordiae vultus”, odbywa się w 4 miejscach: kościele NMP z Lourdes na Miasteczku Studenckim, świątyni MB Różańcowej na Piaskach Nowych, bazylice Franciszkanów przy Placu Wszystkich Świętych oraz kościele pw. św. Judy Tadeusza w Czyżynach.

Szczegółowe informacje oraz plan nabożeństw można znaleźć na stronie internetowej www.24hdlapana.pl.

 

Zwieńczeniem wydarzenia będzie Jubileusz Miłosierdzia dla studentów, który rozpocznie się w sobotę wieczorem w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,25274,swiadomosc-grzechu-to-poczatek-cudu-uzdrowienia.html

___________________________________

Spowiednik krzyczał. Mógł to zrobić? [WIDEO]

O autorze: Słowo Boże na dziś