Myśl dnia
Novalis
Słowo Boże
_________________________________________________________________________________________________
PIĄTEK I TYGODNIA WIELKIEGO POSTU
PIERWSZE CZYTANIE (Ez 18,21-28)
Bóg nie chce śmierci grzesznika
Czytanie z Księgi proroka Ezechiela.
To mówi Pan Bóg:
„Jeśliby występny porzucił wszystkie swoje grzechy, które popełniał, a strzegł wszystkich moich ustaw i postępowałby według prawa i sprawiedliwości, żyć będzie, a nie umrze: nie będą mu poczytane wszystkie grzechy, jakie popełnił, lecz będzie żył dzięki sprawiedliwości, z jaką postępował. Czyż ma mi zależeć na śmierci występnego, mówi Pan Bóg, a nie raczej na tym, by się nawrócił i żył?
A gdyby sprawiedliwy odstąpił od swej sprawiedliwości i popełniał zło, naśladując wszystkie obrzydliwości, którym się oddaje występny, czy taki będzie żył? Żaden z wykonanych czynów sprawiedliwych nie będzie mu poczytany, ale umrze z powodu nieprawości, której się dopuszczał, i grzechu, który popełnił.
Wy mówicie: «Sposób postępowania Pana nie jest słuszny». Słuchaj jednakże, domu Izraela: Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne?
Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił. A jeśli bezbożny odstąpi od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu. Zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał, i dlatego na pewno żyć będzie, a nie umrze”.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 130,1-2.3-4.5-7a.7bc-8)
Refren: Gdy grzechy wspomnisz, któż się z nas ostoi?
Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, *
Panie, wysłuchaj głosu mego.
Nachyl Twe ucho *
na głos mojego błagania.
Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie, *
Panie, któż się ostoi?
Ale Ty udzielasz przebaczenia, *
aby Ci służono z bojaźnią.
Pokładam nadzieję w Panu, +
dusza moja pokłada nadzieję w Jego słowie, *
dusza moja oczekuje Pana.
Bardziej niż strażnicy poranka *
niech Izrael wygląda Pana.
U Pana jest bowiem łaska, *
u Niego obfite odkupienie.
On odkupi Izraela *
ze wszystkich jego grzechów.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Ez 33,11)
Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.
Pan mówi: Nie chcę śmierci grzesznika,
lecz aby się nawrócił i miał życie.
Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.
EWANGELIA (Mt 5,20-26)
Pojednaj się najpierw z bratem
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu «Raka», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego.
Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i ofiaruj dar swój.
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz”.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Gniew to grzech główny
Często wydaje się nam, że dobrze postępujemy, bo “nikogo nie zabiliśmy, nie podpaliliśmy i nic nie ukradliśmy”, jak nierzadko się wyznaje podczas zbyt ogólnej spowiedzi. To o wiele za mało! Dobre postępowanie to stałe wewnętrzne nastawienie na dobro, a nie jedynie zewnętrzny formalizm. Dlatego gniew, to coś przeciwko bratu, zamyka nas na pełną łączność nie tylko z drugim człowiekiem, ale także z Bogiem, nawet jeżeli stoimy przed Jego ołtarzem. Jezus zrównuje gniew z zabójstwem. Zwróćmy uwagę, że to gniew jest na liście grzechów głównych, nie morderstwo. Dlaczego? Gniew ma tendencję narastać i rozwijać się w sercu człowieka. Przechodzi on w nienawiść, która już jest uśmierceniem bliźniego swego.
Jezu, Ty nie tylko nauczasz, aby się nie gniewać, ale wybaczasz tym, którzy zawinili przeciw Tobie, a to znaczy, że także i mnie. Uwolniony od Twego gniewu przebaczam swoim bliźnim.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”
- Mariusz Szmajdziński
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
______________________
Dzień powszedni
Fakt, że chcesz dziś posłuchać Ewangelii, świadczy o tym, że na swojej drodze życia szukasz głębi. Tak, bo chrześcijaństwo nie jest dla przeciętnych. Ono jest dla ludzi autentycznych, dalekich od obłudy i powierzchowności.
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza
Mt 5,20-26
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj”; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu „Raka”, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i ofiaruj dar swój. Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz».Jezus, jako najlepszy Mistrz, demaskując przeciętność i obłudę faryzeuszy, stawia swoim uczniom wymagania. On nie chce religijności zewnętrznej, rutynowej, powierzchownej, ograniczającej się do minimalnego stwierdzenia: „Jestem w porządku, przecież nikogo nie zabiłem”. Jezus jest pełen miłosierdzia, ale nie jest pobłażliwy. On chce prawdziwego dobra swoich uczniów, i dlatego stawia im wymagania. Przypomnij sobie osoby w twoim życiu, które stawiały ci dobre wymagania. Czy nie zawdzięczasz im swojego rozwoju i większej dojrzałości?
Radykalizm Jezusowej nauki tkwi w miłości. Jesteś Jego autentycznym uczniem, kiedy próbujesz kochać. Zapytasz pewnie: jak kochać, kiedy nie wychodzi? Jezus cię zna, wie, że jesteś w drodze. Wie także, że na twej drodze życia będziesz popełniał błędy. Jezus wymaga od ciebie, byś jako Jego uczeń z otwartością pierwszy wyciągał dłoń do pojednania, byś potrafił powiedzieć: przepraszam, przebaczam, dziękuję. To jest religijność, której oczekuje od ciebie twój Mistrz.
Siostra Faustyna, która starała się radykalnie żyć Ewangelią, wyznała kiedyś: „Najwięcej cierpię, gdy się zetknę z obłudą. Teraz Cię rozumiem, Zbawicielu mój, żeś tak surowo gromił faryzeuszy za ich obłudę. Z zatwardziałymi grzesznikami obcowałeś łaskawiej, kiedy się do Ciebie udawali skruszeni” (Dz. 1579).
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj”; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu „Raka”, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i ofiaruj dar swój. Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz».
Na koniec poproś Jezusa, by pomagał ci być Jego autentycznym uczniem.
Ojcze nasz,
któryś jest w niebie:
święć się imię Twoje,
przyjdź Królestwo Twoje,
bądź wola Twoja jako w niebie,
tak i na ziemi.
Chleba naszego powszedniego
daj nam dzisiaj.
I odpuść nam nasze winy,
jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.
I nie wódź nas na pokuszenie,
ale nas zbaw ode złego.
Amen.
#Ewangelia: Jak być dobrym naprawdę
Mieczysław Łusiak SJ
Jezus powiedział do swoich uczniów: “Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: «Raka», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego.
Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i ofiaruj dar swój.
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz.
Komentarz do Ewangelii:
Są ludzie, którzy tylko z lęku przed karą Bożą nie posuwają się zbyt daleko w czynieniu zła. I wielu z nich sądzi, że może nie bez problemów, ale jakoś do Nieba wejdą. Tymczasem nie rozmiary naszych złych czynów są w tej sprawie decydujące, ale to, jakimi jesteśmy ludźmi. Jeśli ktoś nie czyni jakiegoś zła tylko po to, by “załatwić” sobie Niebo, to nadal pozostaje złym człowiekiem, tak jak ktoś, kto czyni zło bez żadnych hamulców. Chodzi o to, abyśmy byli dobrzy “od wewnątrz” – tak naprawdę – i aby dobro było naszym oczywistym sposobem istnienia. Kto takim chce być, ten nie waży czy jeszcze popełnia grzech lekki, czy też może już popełnia grzech ciężki – unika grzechu w każdej postaci.
Trzymajmy się Jezusa, uczmy się żyć od Niego, a na pewno staniemy się naprawdę dobrzy.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2773,ewangelia-jak-byc-dobrym-naprawde.html
________________________
Piątek 1 tygodnia Wielkiego Postu
Nawrócenie to przede wszystkim przemiana samej głębi człowieka, wyzwolenie od udręczenia grzechem, którego dokonuje sam Bóg, gdy tylko człowiek pozwoli Mu działać. Czy czyny człowieka popełnione w przeszłości ostatecznie przeważają szalę jego losu? Dzisiejsza liturgia pokazuje nam, że nie taka jest logika Bożego miłosierdzia. Zawsze istnieje szansa powrotu na właściwe tory bez względu na to, co w przeszłości było udziałem człowieka. Otwarcie serca na pragnienie Boga, aby każdy grzesznik mimo swej słabości osiągnął niebo, jest początkiem drogi ku wiecznemu szczęściu w domu Ojca.
Komentarz do I czytania (Ez 18, 21-28)
Skrajny kontrast między występnym a sprawiedliwym pozostaje nieodłącznym elementem obrazu przekazywanego przez proroków. Czy jednak stanięcie raz w wyznaczonym szeregu automatycznie determinuje przyszłość człowieka, jego wieczność? Pan przypomina, że serce człowieka zawsze podlega przemianie, zarówno w jedną, jak i w drugą stronę. Grzesznik może stać się sprawiedliwym, a sprawiedliwy grzesznikiem, jeśli nie dochowa wierności prawom Boga. Jak często mamy przekonanie, że zasłużyliśmy już sobie na niebo i z politowaniem, a nawet gniewem, patrzymy na upadających w grzech? Powinniśmy raczej uczyć się od samego Stwórcy, podpowiadającego, że sprawiedliwy powinien zachować wierność i zatroszczyć się o powstanie z upadku grzesznika.
Komentarz do Ewangelii (Mt 5, 20-26)
Sprawiedliwość nie polega jedynie na formalnym wypełnieniu kodeksu Prawa. Jest postawą serca, która zmusza człowieka do dokonywania takich, a nie innych wyborów, do prowadzenia swojego życia w sposób określony przez słowo Boga. Jezus Chrystus stawia swoim uczniom wysokie wymagania, wyjaśniając, że prawo nie ogranicza się do determinowania zewnętrznych zachowań, ale przede wszystkim kształtuje wnętrze człowieka. Oczyszcza go z wszelkich przejawów grzechu, począwszy od myśli i pragnień. To jest tajemnica pedagogii Boga, który wychowuje swoje dzieci do świętości, ucząc je żyć według powołania, którym ich obdarzył.
Pomyśl:
- Jak często dostrzegam w swoim życiu brak nadziej na zmianę?
- Jak często odczuwam brak sił do walki z niektórymi grzechami?
- Jak odnoszę się do osób, które się w swoim życiu zagubiły, a teraz starają się zmienić?
- Czego mogą spodziewać się z mojej strony: słów i gestów otuchy czy może osądzenia i odrzucenia?
- Co mogę powiedzieć o swojej wewnętrznej postawie?
- Jak traktuję siebie samego, popełniane przeze mnie błędy, grzechy?
Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.
http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/531
________________________
Świętych Obcowanie
_________________________________________________________________________________________________
Konrad Confalonieri urodził się około roku 1290 w zamożnej, włoskiej rodzinie. Za młodu obrał sobie zawód rycerski. W roku 1313 w czasie polowania rozpalił ognisko dla wypłoszenia zwierzyny i wywołał pożar. Nie zdawał sobie sprawy, jaką klęskę żywiołową wywoła tym czynem. Namiestnik Piacenzy, Galeazzo Visconti, skazał na śmierć przypadkowo przyłapanego w lesie człowieka, podejrzanego o umyślny pożar lasu. Gdy Konrad się o tym dowiedział, natychmiast zgłosił się do namiestnika i wyznał swoją winę. Wynagrodził też pieniężnie wyrządzoną miastu szkodę. Oddał na ten cel cały swój majątek. Wydarzenie to stało się przełomem religijnym w życiu jego i małżonki, która wstąpiła do klasztoru klarysek w Piacenzy.
Konrad natomiast zaczął prowadzić żywot wędrownego ascety. Wstąpił w 1315 r. do III zakonu św. Franciszka. Jako pielgrzym pokutny nawiedził wiele sanktuariów Italii. Osiadł w 1343 r. jako pustelnik w dolinie Noto koło Syrakuz na Sycylii, gdzie wiódł życie pełne wyrzeczenia. Miał dar prorokowania. Zmarł 19 lutego 1351 r. Pochowano go w Noto, w kościele św. Mikołaja. W roku 1485 jego śmiertelne szczątki umieszczono w srebrnej trumnie. Papież Urban VIII jego kult zatwierdzony dla diecezji syrakuskiej w roku 1515, potem rozszerzony na całą Sycylię (1544), rozciągnął także na zakony franciszkańskie (1625). Jest patronem osób cierpiących z powodu przepukliny.W ikonografii przedstawiany jako franciszkański pustelnik lub starzec z jeleniami i innymi zwierzętami. Jego atrybutami są: krzyż, dyscyplina, czaszka i księga. |
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/02-19.php3
____________________
W Mediolanie – św. Mansweta, biskupa. Wracając z Rzymu, miał zapaść na zakaźną chorobę, która grasowała w Ligurii. Zmarł, zanim dotarł do bram miasta. Działo się to około roku 680. Niczego pewnego poza tym o nim nie wiemy.
W Benewencie – św. Barbata, biskupa. Rządził Kościołem benewentańskim w czasie, gdy osiedlający się tam Longobardowie byli jeszcze na wpół poganami. Brał udział w kilku synodach. Zmarł w roku 682.
oraz:
bł. Alwareza, zakonnika (+ 1420); św. Gabina, prezbitera i męczennika (+ pocz. IV w.); św. Zambdasa, biskupa (+ 304)
_______________________________________________________________________________________
Droga Krzyżowa
_________________________________________________________________________________________________
Zachęcamy do wzięcia udziału w nabożeństwie Drogi Krzyżowej. Można w ten sposób uzyskać odpust zupełny. Odpust zupełny zyskuje się także za odmówienie Oto ja, o dobry i najsłodszy Jezu po Komunii świętej przed obrazem Jezusa.
Modlitwa do Chrystusa Ukrzyżowanego
Oto ja, dobry i najsłodszy Jezu, upadam na kolana przed Twoim obliczem i z największą gorliwością ducha proszę Cię i błagam, abyś wszczepił w moje serce najżywsze uczucia wiary, nadziei i miłości oraz prawdziwą skruchę za moje grzechy i silną wolę poprawy. Oto z sercem przepełnionym wielkim uczuciem i z boleścią oglądam w duchu Twoje pięć ran i myślą się w nich zatapiam, pamiętając o tym, dobry Jezu, co już Dawid włożył w Twoje usta: "Przebodli ręce moje i nogi, policzyli wszystkie kości moje" (Ps. 22, 17).
Drogi Krzyżowe poetów
dodane 25.02.2005 13:11
O, zakryj oczy i nie patrz na dramat, Kowalu siedmiu mieczów, które Matka W sercu poczuła…
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Codziennie składamy fałszywe zeznania,
Codziennie przysięgamy kłamliwie,
Codzienni ślubujemy, nie dotrzymując przyrzeczeń,
Codziennie bijemy się w piersi,
Codziennie zapieramy się Ciebie.
Świta.
Jest to godzina ludzi zapierających się.
Ja to pianie koguta
Słyszałem w Jeruzalem,
Panie.
[Modlitwa o świcie]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Człowiek pewien, który był ojczyzną Boga,
Skazał Go na wygnanie.
Bóg, pochyliwszy smutnie głowę,
Odszedł bez słowa,
Ale zawsze tęsknił za powrotem
Do człowieka, który był Jego ojczyzną.
[Przypowieść o ojczyźnie]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Zbaw nas od głupoty, Panie!
Jesteśmy solą zwietrzałą i bezużyteczną.
Nie umiemy żyć,
Nie umiemy myśleć,
Nie umiemy patrzeć,
Nie umiemy słyszeć,
Nie umiemy niczego przewidzieć,
Nie umiemy z nieszczęść
Wyciągnąć zbawiennych nauk,
I tak wspinamy się
– Zgraja ludzi
Opętanych żądzą zdobywania –
Po stromej drabinie złudzeń,
A jej szczeble pękają i łamią się
Pod ciężarem naszych nierozważnych kroków.
Czyniąc wszystko na przekór zdrowemu rozsądkowi
I przyrodzonej skłonności do trwania,
Idziemy urojoną drogą
Do urojonego celu,
W klęskach naszych upatrujemy zwycięstwa,
W zwycięstwach nie widzimy zarodków klęski.
[Litania o zbawienie od głupoty]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Czuwam nad tymi,
Którzy nie wierzą
W mojego Syna.
Pragnę im pomóc.
Są moimi dziećmi.
Jak wszyscy.
Chociaż nic o tym
Nie wiedzą.
Modlę się.
Modlę się
Za tych,
Którzy się nie modlą.
(…)
Gdy umierają,
Z mojej modlitwy
Czynię wezgłowie
Dla ich zmęczonej
Skroni.
A potem biorę do ręki
Ich syczące popioły.
I kładę je
U stóp mojego Syna.
I błagam Go
O miłosierdzie
Dla próchna.
Dla przeczących.
Dla niewierzących.
Dla nie istniejących.
Mówię:
Stwórz ich,
Mój Synu najukochańszy.
Wypełń ich
Swoją treścią.
Natchnij ich
Swoją wiecznością.
Rozpal ich
Swoją męką.
Niech będą
Twoim cierniem.
Niech będą
Twoim krzyżem.
Umrzyj za nich.
Umrzyj jeszcze jeden raz,
Jeszcze raz.
Ostatni raz,
Mój Synu najukochańszy,
Błaga Cię o to
Twoja Matka.
Błaga Cię o to
Madonna ateistów.
[Madonna ateistów]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Nie z własnej woli dźwigałem Twój krzyż,
Panie.
Kazali.
Wracałem z pola do domu
Po ciężkiej pracy
I byłem zmęczony.
Gdy szedłem u podnóża Golgoty,
Ujrzałem oddział żołnierzy
I Ciebie,
Padającego pod ciężarem krzyża.
Chciałem Cię ominąć
– Nie lubię takiego widowiska –
Ale centurion chwycił mnie za ramię
I krzyknął:
„Ponieś ten krzyż!”
Cóż miałem robić?
Musiałem.
Kazali.
[Wyznanie Szymona z Cyreny]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
O, zakryj oczy i nie patrz na dramat, Kowalu siedmiu mieczów, które Matka W sercu poczuła…
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Weroniko, która nigdy nie istniałaś,
Ale powinnaś istnieć,
Weroniko, ocierająca chustą
Skrwawione czoło Pana,
Patronko wszystkiego,
Co nie było,
Ale co powinno być,
Co się nie stało,
Ale co powinno się stać,
Ucieleśnij się w naszych dziejach,
Służebna niewiasto,
Miłosierna wyobraźni ludzka,
Ocierająca chustą
Czoło samotnego Boga.
[Apostrofa do świętej Weroniki]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
O, Panie, kazałeś złu działać,
Aby umocniona była w ludziach dobroć,
Kazałeś działać nienawiści,
Aby umocniona była w ludziach miłość,
Kazałeś działać brzydocie,
Aby umocnione było w ludziach piękno.
Panie, pozwól mi cierpliwie znosić
Wszelką gorycz, albowiem tylko cierpliwość
Może ją zamienić w słodycz.
[Psalm nadziei]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
A On śpiewał:
„O, córki jerozolimskie, córki świątyni,
Która stała się domem bankowym i ołtarzem kłamstwa
Nie płaczcie nade mną,
Śniade niewiasty jerozolimskie,
Ale płaczcie nad sobą i nad waszymi synami.
Przyjdzie dzień, gdy będziecie błogosławić
Wszelką niepłodność
I chwalić pustkę waszego owocu,
I posuchę waszych piersi.
I będziecie modlić się do gór i do pagórków
O łaskę śmierci pod pękającymi skałami.
Skoro cierpi figowiec zielony,
Figowiec kwitnący,
Jak bardzo cierpieć będzie figowiec uschnięty,
Figowiec żałości?”
[Ukrzyżowanie]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
O, Panie, idący od Themanu,
Od gór Paran Sela!
Wszystko jest Twoją koniecznością,
Której nie chcę dociekać.
Koniecznością są aniołowie ciemności
I oczy złoczyńców,
I konie o kolorze ognia,
I ja,
Nędzny kamień,
Który pragnie być
Najniższym progiem
Tego psalmu.
[Psalm nadziei]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba,
Boże Izraela,
Chrystusie,
Jesteś, który jesteś.
[Jesteś, który jesteś]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
O, zakryj oczy i nie patrz na dramat, Kowalu siedmiu mieczów, które Matka W sercu poczuła…
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Chwała Chrystusowym ranom,
Które są kluczem życia
I kluczem śmierci,
I kluczem naszej wiedzy,
I kluczem naszej nadziei,
I kluczem przepaści,
I kluczem Dawidów.
Chwała Chrystusowym ranom
I gwoździom wbitym w ręce i nogi Boga,
I włóczni wbitej w Jego bok,
Albowiem gwoździe i włócznia
Otworzyły bramę niebiosów,
Tak jak uderzenie mieczów i taranów
Otwiera bramę
Oblężonego miasta.
(…)
Wracajmy do ran Chrystusowych
Jak jelenie do wiecznych źródeł,
Klęknijmy nad ich brzegiem
I pochylmy nisko nasze głowy
Nad cienistą głębokością krwi.
Chwała Chrystusowi,
Cierpiącej kiści winogron,
Ściśniętej w tłoczni wina,
Z której spłynęła
Do naszych ubogich ust
Niepokalana krew.
[Litania do ran Chrystusowych]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
O Matko Boga, o Matko stojąca
Może w tym miejscu, gdzie ja teraz stoję,
Wpatrzona w żółte ciało swego Syna,
W owoc żywota i świętą gromnicę
Na krzyż przybitą. Z wolna wosk topnieje
I coraz mniejszy staje się płomyczek,
Pełga jak motyl i złożywszy skrzydła
Jak do modlitwy gaśnie wśród ciemności,
Które Bóg dobył jak szpadę z jaszczura
Z samego środka słonecznego dnia.
O, zakryj oczy i nie patrz na dramat,
Kowalu siedmiu mieczów, które Matka
W sercu poczuła, gdy Jej Syn, zdążając
Jak błyskawica po piorunochronie
Krzyża, wstąpił w sad oliwny
Raju i wszystkim ludziom udowodnił,
Że Bóg potrafi jak człowiek umierać.
[Stabat Mater]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Wielbimy Twoje Ciało, Panie,
Wielbimy Chleb ukrzyżowany,
Chleb przebity gwoźdźmi,
Chleb krwawiący,
Chleb psalmiczny,
Chleb umarły,
Chleb o otwartym boku,
Chleb złożony do grobu,
(…)
Chleb wieczności,
Chleb naszego zbawienia.
Wielbimy Twoją Krew, Panie,
Wielbimy Wino Ewangelii,
Wino Twojego żywota,
Wino Twoich uczynków,
Wino Twoich przypowieści,
Wino Galilejskich Godów,
Wino miłości,
Wino przebaczenia,
Wino niebiańskiej mądrości,
Wino poświęcenia,
Wino pojednania,
Wino Ostatniej Wieczerzy,
Wino ofiary,
Wino śmierci,
Wino Tajemnicy,
Wino naszego zbawienia.
[Litania eucharystyczna]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Jak zgłębić tajemnicę tego Całunu,
Tajemnicę ciosu
Zadanego kijem
Przez policzki
Na odlew,
Tajemnicę złamanego nosa,
Tajemnicę krwi stężałej w kątach warg,
Włosów wyrwanych z brody,
Rozciętej brwi,
Przebitych rąk i nóg,
I boku,
Jak zgłębić ten dramat utrwalony na płótnie,
Na tkaninie
Zwiniętej i porzuconej w pośpiechu
Na ziemi…
Czyje ręce Ciebie utkały,
Na jakich krosnach Ciebie utkały,
Na jakim targu Ciebie sprzedano,
I jaki kupiec Cię sprzedał,
I ile denarów zażądał za Ciebie,
Tkanino wieczności,
Pośmiertna szato Boga?
[Hymn o Całunie Turyńskim]
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
Opr. na podstawie „Pieśń o moim Chrystusie”, „Hymny Maryjne”, „Księga modlitw dawnych i nowych” Romana Brandstaettera
http://liturgia.wiara.pl/doc/419088.Drogi-Krzyzowe-poetow/3
_________________________________________________________________________________________________
Jak rozmawiać z Bogiem?
Ewa Bartosiewicz RSCJ
Spotkanie Samarytanki i Jezusa przy studni (J 4, 1-29) to jedna z najpiękniejszych rozmów w całej Ewangelii. Widać tu pięknie, jak bardzo przemieniające może być kilka słów zamienionych z Tym, który prawdziwie zna twoje serce. Kobieta z mroczną tajemnicą staje się kobietą pełną wewnętrznego światła.
Twoja modlitwa też może przemieniać!
3 wskazówki od Samarytanki:
1. Konwenanse
Jezus prosi Samarytankę, aby dała Mu pić. Ona odpowiada: “Jakżeż Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?”. Z naszym mglistym pojęciem o kulturze żydowskiej nie mamy prawa nawet w części rozumieć, jak bardzo Jezus łamie wszystkie utarte schematy i obowiązujące zasady kulturowe. On po prostu nic sobie z tego nie robi.
Tylko człowiek naprawdę wolny potrafi się nie przejmować tym, co powiedzą inni, i robić to, co ma wpisane w serce. Samarytanka jeszcze tego nie potrafi, ale zaczyna wchodzić w dialog, który zaprowadzi ją bardzo daleko. Pierwszym krokiem jest zawsze po prostu zacząć rozmawiać. Pan Bóg nie będzie od razu wymagał od nas oddania się Mu całkowicie. On jest mistrzem delikatności. Da nam tyle czasu, ile potrzebujemy, żeby się przed Nim otworzyć.
2. Szybka zmiana tematu
Kiedy jednak przyjdzie odpowiedni czas, będzie wiedział, o co zapytać. Ta część rozmowy jest bardzo ciekawa:
Jezus: «Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj!».
Samarytanka: «Nie mam męża».
Jezus: «Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą».
Samarytanka: «Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga».
Cóż za zgrabna zmiana tematu! Samarytanka nie ma najmniejszej ochoty rozgrzebywać swojej przeszłości, więc łatwo wchodzi na bezpieczne, pobożne tematy, które odsuną ciężar rozmowy gdzieś daleko. W naszej codzienności przybieramy różne maski. Potrafimy być inne w pracy, ze znajomymi, u cioci na imieninach.
Kiedy jednak zaczynamy wchodzić w głębokie relacje, w pewnym momencie nie możemy już grać, bo wtedy nie ma to żadnego sensu. Gdy wejdziemy w prawdziwą bliskość z Jezusem, to pojawi się moment, kiedy On dotknie tego, co nas najbardziej boli. Będą wtedy dwa wyjścia – albo uciekniemy z sali operacyjnej i będziemy żyć z rakiem toczącym naszą duszę, albo damy się zoperować najwspanialszemu Lekarzowi.
3. Boska kuracja
Samarytanka zdecydowanie wybrała drugą opcję. Po kilku zdaniach zamienionych z Jezusem biegnie do miasta i woła: “Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?”. Teraz już się nie boi przeszłości – wręcz przeciwnie, cieszy się z tego, co było, bo doprowadziło ją to do miejsca, w którym się znalazła.
Spotkanie z Jezusem na zawsze odmieniło jej życie. Nie jest to tylko kwestia słów, które Jezus wypowiedział, bo same słowa nie stanowią jeszcze o relacji. Tu ważny jest każdy gest, uśmiech, spojrzenie.
Spotkanie
Zatrzymaj się dziś nad tą niesamowitą rozmową. Zobacz, co dziś Jezus tobie chce powiedzieć przy studni. Pewnie coś zupełnie innego niż Samarytance, bo coś, co skierowane jest prosto do twojego serca, które najlepiej zna tylko On sam. Zobacz Jego spojrzenie pełne miłości, które oznacza więcej niż tysiąc słów.
* * *
Jezus i Kobiety. 10 spotkań – to propozycja siostry Ewy Bartosiewicz RSCJ na Wielki Post. W każdy wtorek i czwartek. Tylko na DEON.pl.
- Pierwsze spotkanie: Co to znaczy, że masz być matką?
- Drugie spotkanie: Jak nie tracić nadziei w trudnej codzienności?
S. Ewa Bartosiewicz – zakonnica ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa (Sacre Coeur), prowadzi bloga Spojrzenie Serca – siostraewa.blog.deon.pl
http://www.deon.pl/religia/rekolekcje-wielkopostne/wielki-post-2016/jezus-i-kobiety-10-spotkan/art,3,jak-rozmawiac-z-bogiem.html
_____________________
Pomagam uchodźcom w Dżungli [WYWIAD]
Aleksandra Szypowska / Karol Wilczyński
Studiuje na University of Cambridge filologię klasyczną. Jest wolontariuszką w Dżungli, prowizorycznym obozie dla uchodźców w Calais. Dlaczego pomaga? Kim są uchodźcy? Poznaj jej historię.
Karol Wilczyński, DEON.pl: Czym jest Dżungla?
Aleksandra Szypowska: To obóz dla uchodźców, który znajduje się pod Calais we Francji, w pobliżu przejścia granicznego – portu na kanale La Manche – łączącego kontynent z Wielką Brytanią. Dla mnie osobiście to miejsce, które rządzi się swoimi prawami. Ten świat dla mnie to coś, co łączy piekło i raj tu, na ziemi.
Piekło – bo warunki są okropne. Jest tam pełno błota, pełno wody deszczowej. Ludzie nie mają tam odpowiednich warunków do zamieszkania, nie mają dostępu do podstawowych środków higieny. Toalety są w opłakanym stanie, jest tylko kilka źródeł bieżącej wody.
Z drugiej strony jest to rodzaj pewnego paradoksalnego raju na ziemi – rzadko kiedy spotykam tyle dobra, troski o siebie nawzajem i życzliwosci jak wlaśnie w Dżungli.
(fot. Antoine Wegrowski)
Jesteś Polką, młodą studentką, masz dużo pracy. Dlaczego postanowiłaś tam pojechać? Mogłaś przecież siedzieć w ciepełku, w Cambridge, gdzie studiujesz? Dlaczego chciałaś im pomagać?
Przede wszystkim dlatego, że przeraził mnie wysyp rasistowskich treści, fala niezrozumiałej dla mnie nienawiści w internecie.
Byłam przerażona, że osoby, które są mi bliskie i które bardzo lubię – osoby czarnoskóre czy muzułmanie – są zagrożone takimi treściami. Chciałam być w opozycji do tego typu “wykwitów”, chciałam działać od drugiej strony, chciałam być z tymi, którzy są w mniejszości, towarzyszyć imigrantom w ich wędrówce.
Zaczęłam od tego, że publikowałam na Facebooku różne informacje o zbiórkach odzieży czy pieniędzy na pomoc konkretnym osobom. Mieszkając tu, w Anglii, gdzie jest bardzo blisko do Calais, miałam możliwość wyjechania do Dżungli. Skorzystałam z tego właściwie od razu.
Czyli internet był “motorem”, który sprawił, że przystąpiłaś do działania?
Na pewno sprawił, że zaczęłam działać przeciwko temu, co zobaczyłam wokół siebie. Do lipca zeszłego roku byłam pewna, że rasizm to relikt przeszłości. Że to coś, co już nie istnieje. Wokół mnie jest mnóstwo osób o innym kolorze skóry, innego wyznania czy z tzw. innych kultur. Jest to normalny i zwyczajny aspekt mojego życia.
Jesteśmy różni, jesteśmy inni – ale razem jest super. Widząc jednak, co rodzi w Polakach strach przed innością, stwierdziłam, że potrzeba siły, aby tę niechęć, lęk, a często nienawiść – zrównoważyć. Dlatego wybrałam taką właśnie drogę, pojechałam do Dżungli.
(fot. Antoine Wegrowski)
Słuchaj, ale przecież tak wiele razy się powtarza, że to nie są uchodźcy, że w dużej mierze mieszkańcy Dżungli czy inni “przybysze” z Bliskiego Wschodu to przede wszystkim imigranci ekonomiczni. To nie są ludzie, którzy przeżyli wojnę. Mówi się, że przyjeżdżają do Europy, żeby poprawić swój byt, często poprzez pobieranie tzw. socjalu.
Spotkałam w Dżungli głównie ludzi z Afganistanu, z Syrii. Dosyć dużo przyjechało z Iranu (co mnie zdziwiło) i Iraku. Spotykałam Sudańczyków, Kurdów i Erytrejczyków. Ale nie spotkałam osób z Tunezji, Egiptu czy Maroka – gdzie rzeczywiście wojny czy konfliktu nie ma.
Cwaniacy są w każdej grupie. Wszędzie znajdą się ludzie, którzy chcą wykorzystać nadarzające się okoliczności. I takich też tam widziałam. Jednak w tej masie, która naprawdę potrzebuje pomocy, jest to niewielki procent. Oczywiście – mogą oni być niebezpieczni, trzeba ich starannie sprawdzić i w razie potrzeby odmówić azylu. Ale przez ich pryzmat nie należy oceniać całej grupy innych osób.
Jeśli chodzi o tę różnicę między uchodźcą a imigrantem ekonomicznym… Moim zdaniem nie ma wielkiej różnicy między osobą, która ucieka przed bombami, karabinem przy głowie, a ludźmi, którzy uciekają przed realnym głodem, brakiem dostępu do wody i codziennego bezpieczeństwa.
Każdy ma prawo szukać bezpiecznego i lepszego, a nawet wygodniejszego życia.
Czy czujesz się bezpiecznie, będąc w Dżungli? Szczególnie po słynnych atakach w Kolonii często powtarza się, że imigranci z Bliskiego Wschodu, którzy są muzułmanami, reprezentują całkowity brak szacunku dla kobiet.
W Dżungli mieszkają nie tylko muzułmanie – wśród żyjących tam osób sporą grupę stanowią chrześcijanie, mieli tam nawet do niedawna dwa kościoły (do czasu, gdy rząd nie postanowił jednego z nich zburzyć).
W obozie zazwyczaj czułam się szanowana, bezpieczna. To było dość nierozważne z mojej strony, ale miałam taki moment, gdy po zmroku stałam sama w grupie siedmiu młodych Afgańczyków… Czułam się jednak szanowana, bezpieczna, a nawet że jestem pod ich opieką.
Był też inny moment, gdy jeden z Syryjczyków ewidentnie chciał mnie złapać, dotknąć. Wtedy wystarczy jednak powiedzieć “nie” i odejść w inne miejsce. Znam też opowieść od znajomej, która była nagabywana przez jednego z mieszkańców obozu – po chwili jednak zjawili się inni, którzy go odciągnęli w inne miejsce.
Są jednostki, które mogą być niebezpieczne, ale na taką jednostkę przypada bardzo wielu innych, którzy będą gotowi do obrony kobiety. I ja, jako kobieta, czułam się szanowana i byłam pod opieką. Są przecież takie wolontariuszki, które przebywają tam 24 godziny na dobę.
(fot. Antoine Wegrowski)
Czyli nie boisz się pomagać?
Nie boję się. Oczywiście, sama i po zmroku bym tam nie poszła, to kuszenie losu. Ale czy nie jest tak samo w wielu polskich miastach? W ciągu dnia jednak rzadko zostaję sama, chodzimy tam najczęściej po dwoje lub troje wolontariuszy – dla pewności.
Ważne jest, aby wchodzić tam z silną, dobrą energią. Dżungla daje ci to, co sam do niej wnosisz (śmiech). Jeśli wejdziesz tam ze strachem, niepewnością czy niechęcią do mieszkańców, to zaraz znajdzie się ktoś, kto tę niechęć czy niepewność wykorzysta. Jeśli wchodzisz tam z życzliwością, ciekawością i zrozumieniem, to uchodźcy to czują.
Lubią, gdy ktoś się nimi interesuje, gdy ktoś chce poznać ich historię. Lubią mówić o tym, co przeszli. Widzą, że nie wstydzisz czy nie boisz się podać im ręki na powitanie. Że rozmawiasz z nimi o tym, co ich boli.
W momencie takiego krótkiego połączenia dochodzi do porozumienia, bycia z nimi razem, które ma dla nich bardzo duże znaczenie. Dla mnie tak samo.
Dlaczego ludzie, których spotkałaś, chcą koniecznie jechać do Anglii? Dlaczego nie zostaną we Francji, Włoszech czy Niemczech?
Są trzy podstawowe powody. Po pierwsze – większość z nich ma już rodzinę w Anglii, krewnych lub po prostu znajomych. Po drugie – język. Zdecydowana większość zna już angielski i dzięki temu ma łatwiejszy start w Wielkiej Brytanii. Oni nie chcą musieć uczyć się innych języków, francuskiego czy polskiego, od podstaw. Po trzecie – czas trwania decyzji o możliwości pozostania. Procedura azylowa w Wielkiej Brytanii jest również znacznie krótsza niż we Francji czy w Niemczech.
Mój kolega pochodzi z Aleppo, obecnie oblężonego i najbardziej bombardowanego miasta w Syrii. Zna trzy języki, skończył studia – to wspaniały człowiek. On również z tych trzech względów chce wjechać do Anglii. Chce po prostu przyjechać do rodziny, jak najszybciej rozpocząć uczciwą pracę i zacząć jak najszybciej swoje normalne życie.
Wiadomo, że są osoby, które mają ideę Eldorado – tej mitycznej Anglii, w której wszystko na pewno będzie dobrze. Nie mają namacalnego dowodu, konkretnego powodu, aby w to wierzyć. Ale to jest niewielka grupa ludzi, rzadko się z nimi spotykam. Większość jednak mieszka w Dżungli i chce dostać się do Anglii ze względu na rodzinę, język i szybką procedurę azylową.
(fot. Antoine Wegrowski)
Czy rozmawiałaś z kimś o Polsce?
Tak, dwie osoby – Afgańczycy – pytali mnie o to, jak jest u nas z azylem. Ale nie umiałam im odpowiedzieć.
Ostatnio pojawiło się kilka informacji o tym, że w Dżungli “się dzieje”. Że rząd zniszczył meczet i kościół. Że rośnie poziom agresji i przemocy – zarówno ze strony mieszkańców obozu, ale i obywateli Francji, którzy coraz częściej podpalają namioty w Dżungli. Czy polityka prowadzenia takiego obozu jest skuteczna? Czy władze pomagają uchodźcom?
Nie, polityka władz jest skandaliczna. Od jakiegoś czasu policja każdej nocy używa na terenie obozu gazu łzawiącego bez konkretnego powodu.
Akcja rodzi reakcję. Uchodźcy nie są manekinami – mają swoje mechanizmy obronne i nie będą dawać się bezczynnie bombardować gazem łzawiącym. Wiadomo, że takie akcje policji wzbudzą jedynie niechęć, nienawiść i ostatecznie walki.
Rząd tymi działaniami robi sobie tylko krzywdę. Mieszkańcy obozu, którzy przybywali tam początkowo z życzliwym, a co najmniej neutralnym nastawieniem, pełni godności i ciepła, będą się radykalizować. Na życzenie policji oraz rządu.
Częściowe zniszczenie obozu towarzyszy pewnej polityce, która ma na celu zapanowanie nad Dżunglą. Rozumiem to. Ale obiecywanie, że miejsca kultu pozostaną niezniszczone, a następnie nagłe użycie buldożera, by je zniszczyć w ciągu jednej lub dwóch godzin, jest bardzo nieuczciwe względem drugiego człowieka.
Władze zresztą zniszczyły nie tylko meczet i kościół, ale także szkołę, w której uczyły się tego samego dnia dzieci uchodźców. Pytanie – czy było to rzeczywiście zrobione dla bezpieczeństwa Francji i przejezdnych? Czy też po to, aby zniszczyć ducha wśród mieszkańców obozu? Cel działań władz wydaje mi się jasny i niepokojący – chcą one zniechęcić, złamać ducha uchodźców, osłabić ich psychicznie. To nie przyniesie nic dobrego w dłuższej perspektywie.
Moment zniszczenia kościoła (fot. facebook.com/HelpRefugeesUK)
A czy są jakieś plany, by przenieść obóz? Przecież to nie jest dobry pomysł, by tworzyć przy granicy takie miejsce? Dżungla zresztą powstała sama z siebie…
Jest plan, aby ustawić kontenery dla około tysiąca osób. Plan zakładałby całkowitą kontrolę władz nad tym miejscem. Jest on o tyle dobry, że kontenery zapewniają ciepło i bezpieczeństwo – nie mogą tak po prostu spłonąć, nie zaleje ich woda. Ale w takim miejscu nie będą mogli już pojawiać się wolontariusze. A my tam musimy być, żeby budować choćby pozory jakiegoś normalnego życia, życia w pewnej grupie, która imituje miasto, codzienny ludzki układ.
Co ciekawe, w Dżungli obecnie znajduje się wiele miejsc “socjalnych”: restauracje, są kluby z jedną sziszą na stole. To miejsca, gdzie ludzie mogą się spotkać i pobyć razem. A rząd francuski chce im te miejsca odebrać i ustawić w zamian proste kontenery na kilkanaście osób z minimalną toaletą i niewielką przestrzenią do życia. W takim obozie zabraknie jednak tej duszy, którą mieszkańcy Dżungli sobie stworzyli: kuchnie prowadzone przez wolontariuszy czy samych uchodźców, sklepiki, klubiki czy “barber-shop”, czyli golibroda.
Są oczywiście “Lekarze bez granic” czy inne namioty medyczne. I wszystko to razem tworzy pewien niesamowity, zadziwiający i całkiem sprawnie funkcjonujący świat.
Choć w tym obozie można odczuć smutek, złamanego ducha wśród ludzi, atmosferę buntu, to jednak strona kulturowo-społeczna jest względnie dobrze rozwinięta. To im daje siłę, trochę nadziei. Mieszkając w takich warunkach, muszą mieć tego typu wsparcie, nie mówiąc już o kwestiach duchowych.
Restauracja “Khorasan” (fot. Antoine Wegrowski)
* * *
Obejrzyj również film pokazujący rzeczywistość obozu w Calais (w jęz. angielskim) i dowiedz się o jego funkcjonowaniu oraz wielu organizacjach, które pomagają uchodźcom (m.in. “Stolarze bez granic”):
Dżungla w Calais – to obóz z którego migranci usiłują przedostać się przez kanał La Manche do Wielkiej Brytanii. Obecnie liczy około 4-6 tys. mieszkańców, żyjących w niehigienicznych, prowizorycznych warunkach. Ludzie marzący o lepszym życiu w Wielkiej Brytanii przybywają do Calais już od dziesięcioleci – co najmniej od ukończenia w 1994 roku tunelu pod La Manche, łudząc się, że przedostaną się do Dover.
Uciekinierzy z Syrii, Iraku i Afganistanu, a także z krajów afrykańskich, podejmują próby przekroczenia granicy francusko-brytyjskiej na dachu pociągu lub w ciężarówkach czy bagażnikach samochodów osobowych przygodnych kierowców.
Od czasu zaostrzenia się rok temu kryzysu migracyjnego brytyjskie władze wybudowały całe mile ogrodzeń wokół portu i wjazdu do tunelu, a uchodźcy i imigranci nadal usiłują wedrzeć się do pociągów Eurostar lub ciężarówek, by pokonać La Manche. Kwestia dzikiego obozowiska w Calais już kładzie się cieniem na relacjach Francji z Wielką Brytanią. Oba kraje usiłują wzajemnie obarczać się odpowiedzialnością za tę sprawę.
Aleksandra Szypowska – Studentka ostatniego roku na Uniwersytecie w Cambridge w ramach studiów klasycznych (Classics), wcześniej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do Calais wraca regularnie co kilka tygodni jako “short-term volunteer”. Jest członkiem zarządu Cambridge University Calais Refugee Action Group.
http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1177,pomagam-uchodzcom-w-dzungli-wywiad.html
________________________
Waszczykowski: respektujemy zobowiązania ws. uchodźców
PAP / kw
W kwestii uchodźców rząd będzie respektował prawo międzynarodowe i zobowiązania podjęte przez poprzedni gabinet – zadeklarował szef MSZ Witold Waszczykowski.
Według szefa MSZ Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera działania narodowe ws. uchodźców muszą być uzupełnione o działania europejskie.
“Jeśli chodzi o uchodźców, będziemy respektować prawo międzynarodowe i zobowiązania podjęte przez poprzednie rządy. Każdy, kto może udowodnić, że jest uchodźcą, posiada tożsamość i może wykazać, że nie będzie stanowić zagrożenia dla państwa przyjmującego, jak również będzie chciał dobrowolnie przesiedlić się do Polski, może aplikować o status uchodźcy w Polsce” – powiedział Waszczykowski w czwartek na konferencji prasowej po spotkaniu z szefem niemieckiej dyplomacji w Warszawie.
Jak zastrzegł, Polska będzie przyjmowała uchodźców “w miarę swoich możliwości”.
“Jednocześnie chcemy, żeby w czasie dyskusji w Europie dobrze wybrzmiał fakt, iż Polska przyjęła olbrzymią grupę ludzi, nie tylko z kierunków południowych, ale przede wszystkim ze Wschodu. W Polsce w tej chwili przebywa około miliona Ukraińców, którzy przybyli do nas w obawie przed sytuacją, jaka jest na terenie Ukrainy, znaczna ich część przybyła z obszarów konfliktowych, inni przybyli szukając lepszego życia” – powiedział Waszczykowski.
Dlatego – jak mówił – jeśli rozmawiamy o solidarności europejskiej wobec ludzi poszukujących lepszego życia, to fakt, iż Polska przyjęła milion Ukraińców, powinien być uwzględniony w ogólnoeuropejskiej dyskusji na temat kryzysu imigracyjnego.
Zdaniem szefa MSZ Niemiec, działania narodowe w sprawie uchodźców nie wystarczą, dlatego muszą zostać uzupełnione o działania europejskie. “Oprócz bardziej sprawiedliwego podziału (kwot) uchodźców, dotyczy to oczywiście ochrony granic zewnętrznych” – zaznaczył.
“Rząd federalny (Niemiec) jest świadomy, że w ciągu tego roku musimy zredukować napływ uchodźców, w porównaniu z rokiem 2015, próbujemy na szczeblu narodowym, na podstawie pewnych działań stworzyć warunki, tak żeby liczba uchodźców w tym roku była znacznie niższa, niż w zeszłym roku” – powiedział Steinmeier.
Szef MSZ Niemiec ocenił jednocześnie, że dynamika ruchu migracyjnego “nabrała wymiaru bezprecedensowego”.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel odrzuciła w środę po raz kolejny wysuwany przez bawarską CSU oraz część jej własnej partii CDU postulat zmiany polityki migracyjnej rządu, w tym wyznaczenia maksymalnej liczby imigrantów, których Niemcy mogą przyjąć w ciągu roku.
http://www.deon.pl/wiadomosci/polska/art,26279,waszczykowski-respektujemy-zobowiazania-ws-uchodzcow.html
__________________________
Papież: pedofilia w Kościele jest jak “diaboliczna” ofiara
KAI / pk
Kapłan jest święcony po to, aby prowadzić dziecko do Boga, a tutaj się je “pożera” w diabolicznej ofierze – powiedział Franciszek. “Biskup, który przenosi księdza, który dopuścił się przestępstwa pedofilii do innej parafii powinien złożyć dymisję” – dodał papież.
Pytanie o to zadał Franciszkowi, w nawiązaniu do sprawy założyciela Legionistów Chrystusa, ks. Marciala Maciela Degollado Javier Solorzano Zinser z “Canal Once”.
Oto odpowiedź Ojca Świętego:
Cóż, zacznę od drugiego pytania. Biskup, który zmienia parafię księdzu po wykryciu przypadku pedofilii nie zdaje sobie sprawy z tego, co czyni i najlepszą rzeczą jaką może zrobić jest dymisja. Czy to jest jasne?
Po drugie, wracając do przypadku ks. Maciela chciałbym oddać hołd komuś, kto walczył, nie mając sił, aby osiągnąć to, co chciał, aż udało się to jemu osiągnąć: Ratzinger. Kard. Ratzinger – należy się jemu uznanie – to człowiek, który miał całą dokumentację. Jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary miał wszystko w ręku, przeprowadził śledztwo i chciał wyciągnąć konsekwencje, ale nie mógł tego dokonać. Jeśli jednak pamiętacie, dziesięć dni przed śmiercią Jana Pawła II, podczas Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek 2005 roku powiedział całemu Kościołowi, że trzeba oczyścić Kościół z brudu. A podczas Mszy św. “Pro Eligendo Pontifice” – nie był głupi, wiedział, że był kandydatem, nie zależało jemu na tym, aby ukrywać swoje stanowisko – powiedział dokładnie tak samo. Innymi słowy, był człowiekiem odważnym, który pomógł wielu ludziom w otworzeniu tych drzwi. Chcę więc o tym przypomnieć, bo czasami zapominamy o tych ukrytych działaniach, które przygotowały podwaliny pod otwarcie puszki Pandory.
Po trzecie, ciężko pracujemy. Rozmawiając z kardynałem sekretarzem stanu, a także z zespołem dziewięciu kardynałów radnych, po wysłuchaniu, postanowiłem wyznaczyć trzeciego zastępcę sekretarza w Kongregacji Nauki Wiary, który miałby się zajmować wyłącznie tymi przypadkami, ponieważ Kongregacja nie może sobie poradzić z tym wszystkim, z czym ma do czynienia – jest to zatem ktoś, kto umie tymi sprawami zarządzać. Ponadto został ustanowiony Trybunał Apelacyjny, któremu przewodniczy abp Charles Scicluna, który zajmuje się przypadkami w drugiej instancji, kiedy składany jest rekurs. W pierwsze instancji sprawę rozpatruje “feria quarta” Kongregacji Nauki Wiary, jak ją nazywamy, ponieważ gromadzi się w środy. Kiedy jest rekurs, powraca się do pierwszej instancji, a to nie byłoby słuszne. Zatem drugi rekurs, już o profilu prawnym z adwokatem będącym obrońcą. Ale trzeba się spieszyć, bo jesteśmy w sprawach dość opóźnieni, ciągle bowiem mamy nowe sprawy. Po trzecie, inną instytucją działającą bardzo dobrze jest Komisja ds. Ochrony Nieletnich. Nie jest ona ściśle ograniczona do przypadków pedofilii – ale zajmuje się ochroną nieletnich. W jej siedzibie spotkałem się przez cały ranek z sześciorgiem z nich: z dwiema osobami z Niemiec, dwoma z Irlandii i dwoma z Anglii, mężczyznami i kobietami, ofiarami wykorzystywania. Spotkałem się z ofiarami także w Filadelfii. Również tam rano miałem spotkanie z ofiarami.
Tak więc dziękuję Bogu, że została otwarta ta puszka Pandory i trzeba nadal ją otwierać, uświadamiać sobie. Chcę też na końcu powiedzieć, że jest to coś potwornego, bo kapłan jest święcony po to, aby prowadzić dziecko do Boga, a tutaj się je “pożera” w ofierze diabolicznej, niszczy się dziecko. Cóż, jeśli chodzi o Maciela, wracając do zgromadzenia, dokonano poważnej interwencji i dzisiaj zgromadzenie to jest po części zarządzane komisarycznie. To przełożony generalny jest wybierany przez Radę, przez Kapitułę Generalną, ale Wikariusz wybierany jest przez papieża. Dwóch radnych generalnych wybiera Kapituła Generalna, a dwóch wybiera papież, aby mogli im pomóc naprawić stare rachunki.
http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3986,papiez-pedofilia-w-kosciele-jest-jak-diaboliczna-ofiara.html
__________________________
Film o pedofilii w Kościele kandydatem do Oscarów
KAI / psd
“To nie jest film o Kościele, lecz o rzetelnej pracy dziennikarzy” – mówi o amerykańskiej produkcji “Spotlight”, która właśnie wchodzi do kin o. Adam Żak SJ, koordynator KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży.
Ujawnienie sprawy przez dziennikarzy śledczych “The Boston Globe” począwszy od 2 lutego 2002 r. stało się przełomowym wydarzeniem, które przyspieszyło proces oczyszczenia Kościoła nie tylko w USA.
Ekspert KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży zauważa, że film w sposób wyważony przedstawia historię powstania całej serii artykułów opisujących skandaliczny sposób podejścia do tych przestępstw w archidiecezji bostońskiej. “Mimo, że nie widać tego w filmie, bo nie jest on o Kościele, a o pracy dziennikarzy, to cała pokazywana sprawa artykułów prasowych przyczyniła się do odnowy Kościoła” – mówi o. Żak.
Zdaniem jezuity tego filmu nie ma potrzeby się obawiać, a nawet warto go zobaczyć. – Dla kogoś, kto zna historię kształtowania się odpowiedzi Kościoła w USA na wykorzystywanie seksualne małoletnich obraz ten bez niepotrzebnej przesady i bez epatowania szczegółami opowiada jak solidne dziennikarstwo może bez moralizowania pomóc w ujawnianiu zła i naprawianiu krzywd – mówi KAI o. Żak.
Zakonnik zaznacza, że warto dopowiedzieć do filmu to, co nie zostało w nim wskazane. – Kościół w Stanach Zjednoczonych, jeszcze przed ukazaniem się publikacji w “The Boston Globe” podjął wiele inicjatyw naprawczych zapobiegawczych w zakresie ochrony dzieci. Jego słabością był jednak brak jedności i konsekwencji w ich stosowaniu. Wielu przełożonych kościelnych uważało, że ich ten problem nie dotyczy.
– Faktem jest, że już dwa miesiące po pojawieniu się doniesień prasowych o przypadkach pedofilii, sam papież Jan Paweł II wezwał do siebie amerykańskich kardynałów, by stanowczo powiedzieć słowa przytaczane również dziś, że nie ma w Kościele miejsca dla osób krzywdzących dzieci. Powiedział też wtedy o rozczarowaniu wiernych postawą przełożonych kościelny. Zareagował zdecydowanie, odsuwając od dotychczasowych obowiązków arcybiskupa Bostonu – przypomina duchowny.
Koordynator KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży wskazuje, że film obnaża problem zmowy milczenia, który dotyczy nie tylko ludzi Kościoła, ale i adwokatów, i dziennikarzy, i ludzi świeckich, którzy uprawiali politykę ukrywania i zamiatania pod dywan. – To jest film, który warto zobaczyć, aby dostrzec, jak łatwo można się pogubić w fałszywej solidarności, ignorancji, czy braku wiary w to, że prawda może nas wyzwolić – akcentuje o. Adam Żak SJ.
Film “Spotlight”, który wchodzi do kin w Polsce, jest nominowany do Oscarów w 5 kategoriach, w tym za najlepszy film, scenariusz i reżyserię.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24942,film-o-pedofilii-w-kosciele-kandydatem-do-oscarow.html
____________________________
Współczesne mity o atrakcyjnym mężczyźnie
Józef Augustyn SJ / slo
Wszystkie formy niedojrzałości męskiej są na ogół skutkiem zaburzeń w poszukiwaniu przez mężczyzn tożsamości. Mężczyźni setkami sposobów starają się przekonać siebie samych o swojej męskości. Stają się podatni na mity męskości przenikające nasze społeczeństwo.
Prawdziwi mężczyźni są surowi, pozbawieni emocji, zorientowani na działanie, zawsze panują nad wszystkim. (…) Bardziej niż kobiety wysilają się, aby osiągnąć pozycje społeczna, tytuły i stopnie naukowe. Starają się udowodnić swoją męskość przez swe osiągnięcia, szczególnie w dziedzinie materialnej.
Jeżeli zarabiam więcej pieniędzy czy osiągam wyższe cele niż inni ludzie, to znaczy, że jestem “lepszym mężczyzną “niż przeciętny. Dla udowodnienia swojej męskości często wykorzystują także współzawodnictwo. (…) Niektórzy mężczyźni wykorzystują “podboje seksualne”, aby udowodnić swoja męskość.
Podobny opis męskości, zatytułowany “Męski”, w tonie nieco ironicznym, znajdujemy w Piesku przydrożnym Czesława Miłosza:
Świadomy współzawodnictwa. Napięty. Czujny. Gotowy do biegu. Agresywnie myślący. Wiedzący lepiej od innych. Poprawiacz świata. Przeżuwający latami każdą porażkę. Rzucający wyroki potępienia. Niezdolny do pogodzenia się ze sobą . A kobieta przygląda się temu z uśmiechem, bo wie, że on jest zajęty rzeczami, które przemijają i nie maja większej wagi* .
Przyjrzyjmy się bliżej niektórym przejawom męskich niedojrzałości, które są związane ściśle z kryzysem ojcostwa. Dojrzałym ojcem może być jedynie dojrzały mężczyzna. Wspomniane przejawy męskiej niedojrzałości nie są, z pewnością, całkiem nowe, choć wiele z nich występuje dzisiaj z nowym nasileniem i choć są, nam one najczęściej dobrze znane, to jednak często nie wiążemy ich bezpośrednio z kryzysem ojcostwa.
Współczesne mity o silnym i atrakcyjnym mężczyźnie, który łatwo zdobywa zawodowy sukces, wygrywa ze wszystkimi i prowadzi bogate życie seksualne, są pełne zakłamania i fałszu. Ofiarami tych mitów szczególnie łatwo stają się, w okresie dojrzewania chłopcy, którym brak było dobrej więzi emocjonalnej ze swoimi ojcami i nie zostali przez nich zaakceptowani jako synowie – jako młodzi mężczyźni. Wielu ojców, wstydząc się swojego własnego nieudanego męskiego życia, nie umie utwierdzić swoich synów w ich męskim dojrzewaniu.
Matka co prawda może pocieszyć i utulić w cierpieniu swojego syna, ale nie może rzeczywiście nauczyć go, co znaczy być mężczyzną.
* Cz. Miłosz – Piesek przydrożny
Więcej w książce: Ojcostwo – Józef Augustyn SJ
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,355,wspolczesne-mity-o-atrakcyjnym-mezczyznie.html
________________________
Boję się kobiet “dojrzałych”
Jolanta Szymańska
Goethe pisał, że kobieca natura po prostu jest i porywa, że nie sposób jej zdefiniować. Jednak, czy ona się kiedyś kończy? Czy menopauza jest cezurą, za którą już nic, już koniec, a małżeństwo staje się świadectwem tolerancji i poświęceń w imię Dekalogu?
Wszystko zaczęło się wiosną 2011 roku. Trwał Wielki Post, trwały umartwienia, przeplatane piątkami o chlebie i wodzie. To był czas bezwzględnego p-oddania się Bożej Opatrzności. Czas piękny i, cóż, dziewiczy, delikatny, niewinny. Czas, do którego się wraca, który, przestając trwać, przeobraża się w ideał do osiągnięcia, czas przerywania tańca na minutę przed północą Środy Popielcowej. Refleksyjny, malutki, cichy czas, spędzony “obok” świata. Tak, rzeczywistość ta jest bardzo wymowna.
Właśnie wtedy obejrzałam “Wodzireja” – polski film z 1979 roku, z którego szczególnie pamiętam scenę, w której główny bohater, Lutek, spędza noc z kadrową Melą. Mela jest starsza od niego o 20 lat i wyraźnie sugeruje, że taka noc jest jedyną szansą na uzyskanie potrzebnych mu informacji. Lutek nie kryje wstrętu, ale zgadza się. Film Feliksa Falka nie jest obrazoburczy ani wyzywający, ale brutalnie wtargnął w moją nieświadomość.
Ostatnio śniła mi się pewna polska piosenkarka w średnim wieku, znana z kilku przebojów, atrakcyjnego ciała w młodości i strojów, które z upływem lat zmieniała na coraz bardziej wyzywające. Nie śmiałabym powiedzieć, że coś w tym złego. Zastanawiający jest sam niepokój, który ogarnia mnie, gdy czasem spotkam kobietę nieszczęśliwą z powodu swojego wieku i ciała, albo gdy zetknę się z kobietą, która, podobnie jak Mela, szuka potwierdzenia swojej “dojrzałej” kobiecości gdzie się da.
Goethe pisał, że kobieca natura po prostu jest i porywa, że nie sposób jej zdefiniować. Jednak, czy ona się kiedyś kończy? Czy menopauza jest cezurą, za którą już nic, już koniec, a małżeństwo staje się świadectwem tolerancji i poświęceń w imię Dekalogu?
Jeżeli piękno kobiety kończyłoby się wraz z jej płodnością, smutno byłoby trwać – tym bardziej trwać po chrześcijańsku, bo co by to znaczyło? Pokorne udanie się do zakonu, usunięcie się w cień, rezygnację z (“nieosiągalnej”) miłości? Wtedy nie dziwiłyby przesadzone operacje plastyczne, czy niesmaczne romanse starszych pań z młodymi mężczyznami. Wszystko to byłoby usprawiedliwione potrzebą miłości i akceptacji kobiet, które, jako kobieco “skończone”, na podobne atrakcje (patrz: miłość, akceptacja) nie zasługują.
Aż kusi tu do trącących myszką odniesień do Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, według której od pewnego momentu “kobiecość” jest jedyną zagojoną raną pań. Na szczęście, Krystyna Duniec w swoim tekście “Stare, brzydkie, pożądane”, który warto przeczytać na stronie magazynu “Dwutygodnik”, nie tylko wyręcza mnie z pełnej odpowiedzialności za nawiązanie do poetki, ale także przypomina to, co w dojrzałej kobiecości tak bardzo pociąga, co jest prawdziwą wartością nie tylko kobiecości “dojrzałej”, ale kobiecości w ogóle. Kobieta dojrzała nie musi być “przejechana przez życie / jak przez złego szofera”, a jej twarz nie musi “zawiewać średniowieczem”. Tym, co kobietę u-kobieca, co jest promykiem w jej codzienności, jest jej pasja.
“Pasja” jest pojęciem niesamowicie uniwersalnym i można w nim zawrzeć wszystko. Nie mówi ona bowiem o konkretnej wartości, a o podejściu do życia jak do wyzwania, któremu warto wyjść naprzeciw. Jeżeli źródłem pasji jest Jezus, to życie nigdy nie stanie się życiem dewotki, oburzonej butami na obcasie i kolorowymi paznokciami. Stanie się życiem pełnym kolorów, czułości w relacji z mężem, dziećmi, przyjaciółmi, współpracownikami. Czułości bezinteresownej i uśmiechniętej, inspirującej.
Patrzę na kobiety mi bliskie, słucham ich, kolekcjonuję ich uśmiechy i mądrości. Czytam po raz kolejny “Lalę” Jacka Dehnela, który opisuje tam swoją przeuroczą babcię. Tak żałuję, że Maryja nie żyła dłużej, że dłużej nie żyła Joanna Beretta-Molla. Słyszę i widzę kobiety pełne pasji, troski o bliskich, radości, kobiety spełnione, a wciąż rozwijające się i wiem, że tak warto żyć, bo życie dojrzałe to życie przebogate.
Summa summarum, dochodzę w ten sposób do pytań tak oczywistych, prostych i banalnych, że podważają one sens powyższych rozważań, bo dopiero one wydają się być godnym punktem wyjścia. Mianowicie, czym jest kobieca “dojrzałość”? Czy da się ją wymierzyć czasem, doświadczeniami, wyglądem? Czym w ogóle jest dojrzałość? Czy kiedykolwiek jest ona bezwzględna?
Niepokoją mnie kobiety, które ze swojej niedojrzałej kobiecości chcą tylko korzystać, ale i te, które tej kobiecości się boją, które ją wypierają. Jeszcze bardziej jednak dotyka mnie zagubienie kobiet, które usilnie zaprzeczają swojej dojrzałości, zamiast cieszyć się nią.
I jak tu spuentować? Jak wybrnąć z takich obserwacji i zahaczyć o zbliżający się Dzień Matki? Ciężko. Niemniej wszystkim mamom pasji życzę. I nie-mamom też.
http://www.deon.pl/wiadomosci/komentarze-opinie/art,710,boje-sie-kobiet-dojrzalych.html
_______________________
Męskie grzechy główne
Michał Borkowski
Grzeszących mężczyzn spotykamy na ulicach, w mediach, a bardzo często po prostu w lustrze. Katalog tych męskich grzechów jest bardzo szeroki, ale ja chciałbym się zastanowić nad jakąś nicią przewodnią czy mechanizmem tego naszego męskiego grzeszenia czyli innymi słowy męskiej głupoty.
Na początku pytanie kim jest mężczyzna? Myślę, że jeśli uda się uchwycić wyjątkowość i unikalność tego stworzenia, będzie łatwiej odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule. Jeśli mamy mówić o tym jak się sprzeniewierzamy naszej męskiej naturze, to warto, żeby sobie najpierw te naturę określić i sprecyzować. Zresztą każdego z Was zachęcam, żeby zastanowić się na własny użytek- jaka według Ciebie jest definicja mężczyzny. Uważam, że brakuje nam takiej osobistej refleksji, na której moglibyśmy budować system naszych przekonań, potem konsekwentnie według niego żyć, a w razie potrzeby bronić go przed atakami. Warto postawić sobie pytanie: po co mnie, po co światu potrzebni są mężczyźni? Co takiego unikalnego ja wnoszę jako mężczyzna czy co mężczyzna wnosi do mojego życia?
Moje poszukiwania osobiste i zawodowe doprowadziły mnie do definicji męskości zawierającej się w akronimie “od-do”- “o” jak odwaga, “d” jak decyzja, “d” jak działanie i “o” jak odpowiedzialność. Mężczyzna odważnie stawia pytania, przez które kwestionuje status quo, zdanie narzucane przez rodziców, kulturę, kościół, państwo, żonę, a nawet samego siebie i przez to dochodzi do jako takiego obiektywizmu. Następnie podejmuje śmiałą decyzję wynikającą z wypracowanego przez samego siebie obiektywizmu. Dalej działa konsekwentnie realizując podjętą decyzję i wreszcie ponosi pełną odpowiedzialność za swoje działania. Wszystkie te elementy są oczywiście obecne w życiu kobiet, ale dla mężczyzn są charakterystyczne, są elementem definiującym męską tożsamość, a kiedy ich zaczyna brakować to kończy się męskość.
Od powyższej definicji już niedaleko do tego, co uważam za główny mechanizm męskiego grzechu. Panie i Panowie przedstawiam postawę, którą myślę, że dobrze znacie z doświadczenie czyli męskie JAKOŚ-TO-BĘDZIE. To jest moim zdaniem największy wróg męskości w obecnych czasach. Postawa ta zagraża mężczyznom o wiele bardziej niż wojujące feministki, genderowcy, podwyższenie wieku emerytalnego, rak prostaty i wszystko inne razem wzięte.
Jakoś-to-będzie jest jak wirus, który zakaża kolejne sfery naszego męskiego życia i świata. Zaczyna się powoli, w małej skali, a potem okazuje się, że wszystko jest chore. Poniżej kilka przykładów jak ta postawa może przejawiać się w życiu.
Jakoś-to-będzie w sferze duchowej
Zacznijmy głęboko, a więc od sfery duchowej. Jest to chyba sfera najbardziej zainfekowana tym męskim wirusem, na skalę tak ogromną, że można nawet mówić o epidemii. Zostawiasz ten temat kobietom. Zostawiasz to babciom w beretach. Nie stać Cię nawet na ten jeden wysiłek podjęcia decyzji- czy jesteś wierzący czy jesteś niewierzący. Osobiście mam równie wiele szacunku zarówno dla jednych jak i drugich. Nie znajduję natomiast w sobie szacunku dla ludzi, którzy są bezmyślnie uczuleni na wszystko, co dotyczy Boga czy choćby nawet religii. Jeśli ktoś jest alergikiem, to niech się leczy. Natomiast jeśli ktoś podjął świadomą decyzję, że jest niewierzący i konsekwentnie ją realizuje to sam się w to nie bawi, ale jednocześnie potrafi szanować tych, dla których jest to ważne.
Jakoś-to-będzie w sferze psychicznej
Powszechnie wiadomo, że wyrażanie emocji nie jest naszą silną stroną- i pewnie dobrze, chociaż można by temu tematowi poświęcić osobne rozważania. Jednak jeśli całkowicie zaniedbujesz swoje życie psychiczne, jeśli ignorujesz kolejne sygnały, które alarmują, że coś się dzieje, coś jest nie tak- znowu pozwalasz sobie na nie- działanie. Przemęczenie, stany depresyjne- to wszystko są rzeczy, za które trzeba się brać od razu. Są jak świecąca się na czerwono kontrolka oleju w samochodzie, ale ty radośnie jedziesz dalej mając nadzieję, że jakoś-to-będzie.
Jakoś-to-będzie w sferze fizycznej
Być może wiesz bardzo dużo o większości sportowych dyscyplin. Doskonale wiesz jakie błędy popełnili polscy skoczkowie, ze nie stanęli na podium podczas igrzysk i znasz sposób na uzdrowienie polskiej piłki nożnej. Ale jednocześnie dostajesz zadyszki po tym, jak zasznurujesz buty, ponieważ absolutnie nie szanujesz swojego ciała i zdrowia. Jedyne sporty, które uprawiasz to “hantle na mokro” i wyczynowy “kciuking na pilocie od TV”. Tymczasem lata lecą, metabolizm się obniża, kilogramów i cholesterolu przybywa i prognozowany wiek życia się obniża, ale jakoś-to-będzie.
Jakoś-to-będzie w relacjach i w rodzinie
Widzisz, że sytuacja wymaga Twojego zaangażowania, ale odpuszczasz. Postanawiasz przeczekać. Żona zaczyna alarmować, pyta “co się dzieje?”, ale Ty nie masz czasu ani chęci na to, żeby odpowiedzieć na to pytanie- nawet samemu sobie. W życiu dzieci jesteś obecny do momentu, kiedy wszystko idzie jak po maśle, a Ty możesz to kwitować dumnym “moja krew”. Jak już tylko coś przestaje trybić i sytuacja się komplikuje- odpuszczasz. Zamiast powtarzać “moja krew”, mówisz raczej do żony “zrób coś z tym Twoim dzieckiem”. Wylogowujesz się i masz nadzieję, że jakoś-to-będzie.
Jakoś-to-będzie w tym kraju
Może i masz swój pogląd na wszystko, wiesz, co władze robią źle. Pewnie nawet w ostatnim tygodniu rozmawiałeś o tym z kolegami przy jakiejś okazji, ale na tym się kończy Twoje zaangażowanie. Możesz pobić pianę, ponarzekać, że dzieje się źle, ale żeby już na przykład zainteresować się budżetem partycypacyjnym w Twoim mieście- nie, co to, to nie. To dla nawiedzonych jest. Poszedłbyś na wybory, może nawet Ty mógłbyś kandydować do samorządu, ale po co- przecież jakoś-to-będzie.
Przykłady działania wirusa jakoś to będzie można by mnożyć. Pewnie wiele do dodania miałyby tutaj nasze kobiety. Być może punkt widzenia, który przedstawiłem definiując mężczyznę można określić jako stereotypowy, ale czy to źle? Do czego powołani są mężczyźni, po co są Bogu na tym świecie potrzebni- bo chyba są, skoro ich stworzył? Dotychczasowy porządek świata jest w ostatnich czasach z wielu stron atakowany, ale chyba największym zagrożeniem jest piąta kolumna, która nosimy, pielęgnujemy i rozwijamy sami w sobie pozwalając sobie na jakoś-to-będzie.
Michał Borkowski – psycholog, trener szkoleń, mówca motywacyjny. Prowadzi stronę bycojcem.pl poświęconą świadomemu rodzicielstwu.
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,417,meskie-grzechy-glowne.html
__________________________
Co naprawdę kryje się w męskim sercu?
Michał Lewandowski
To niesłychane, jak bardzo można tęsknić to tego, czego nigdy nie było. Roztaczać płachty swojej wyobraźni nad miejscami nigdy nie odwiedzonymi, chwilami które powtarzało się jak mantrę przed zaśnięciem i słowami – tymi nigdy nie wypowiedzianymi zwiastunami nadziei, tak krótko unoszącymi się na wietrze i głęboko spadającymi na dno serca.
Snuć powoli ten kawał wielkiego, białego materiału, by jak chmura oderwana od kawałka nieba mógł trącać delikatnie górskie szczyty. Nie spiesząc się, z wolna i jakby trochę beznadziejnie udawać, że jest się wprawnym i doświadczonym tkaczem, dla którego nic prostszego nad dobrze uprzędzoną, zakonserwowaną tkaninę. Tęsknić i wycierać łzy ze zmrożonego policzka.
Lubię dobre wino i zapiekanki z makaronem, takie jakie jadłem dziś u dawno nie widzianych przyjaciół z liceum. Pięknie urządzone mieszkanie w centrum miasta, świece, dużo wspomnień, nadziei, planów. Zwykłe plotki dnia powszedniego przechodzące w coraz poważniejsze rozmowy o życiu, byłych i aktualnych znajomościach, rozstaniach, powrotach i zmieniającym się świecie. Czasem śmieję się, że w jakimkolwiek towarzystwie się nie pojawię, to świadomie lub nie wprowadzam także “boskie” i “kościelne” tematy. Wałkowanie argumentów za celibatem, spowiedź, aktualnie wyciągnięte przez media większe lub mniejsze skandale – trochę chleb powszedni, trochę zawodowe skrzywienie. Pojedynki słowne zwykle kończące się na obopólnym rozejmie.
Ale tym razem było inaczej. Od słowa do słowa zaczęliśmy mówić o mężczyznach i ich zachowaniu. O stereotypach, różnicach między nimi a kobietami, dziwnych uprzedzeniach które mieliśmy chyba wszyscy i tym czego tak naprawdę pragniemy od siebie wzajemnie.
Serce
Nie jestem żadnym ekspertem. Nawet, jeżeli miałbym się na niego kreować i twierdzić, że relacje międzyludzkie to moja domena i problem związków mam w małym palcu, to szybko zacząłbym powtarzać tezy zasłyszane od innych. Zamiast kreatywności posługiwałbym się kalką, trochę tylko podbarwioną emocjonalnymi opisami.
Ale od 25 jestem mężczyzną i dobrze mi z tym. Wiem jak mogą boleć ostre kamienie i zakręty, jak mocno można dostać w twarz i bardzo długo się nie podnosić. To ludzkie i prawdziwe. Tak samo jak smak chwili podnoszenia się z kolan i wiatru wiejącego w Beskidach wczesną wiosną.
Bardzo długo nie rozumiałem dlaczego niektóre sprawy przychodzą mi w życiu trudniej. Mimo tego, że wszystko wokoło wydawało się w porządku, odkąd pamiętam czułem coś uwierającego w sobie, ziarnko piasku kaleczące delikatne tryby ludzkiego funkcjonowania, niezasypaną otchłań która dawała o sobie znać w różnych momentach.
Być może jesteś osobą, w życiu której zabrakło kogoś, kto powinien wytyczyć Ci kierunek, pokazać drogę i umocnić w poszukiwaniu tego kim naprawdę możesz się stać. Może tak jak ja, Twoja relacja z ojcem nigdy nie przybrała innej postaci niż ta polegająca na rzadkich i urywkowych kontaktach. Być może nigdy go nie było i wiesz, że nosisz w sobie bardzo dotkliwą pustkę.
Zbyt mało mówi się w Polsce o problemie rozbitych rodzin. Zwykle kiedy pojawia się on choć na chwilę w powszechnej świadomości, to za sprawą konkretnych tragedii, danych statystycznych lub wypowiedzi autorytetów psychologii. Ale głośne i szybko podchwytywane przez media wydarzenia to nie wszystko; ciche i codzienne życie setek tysięcy podobnych sytuacji to norma nad którą nie potrafimy zapanować. Przyzwolenie na rozdzierające serce ludzkie dramaty.
Nie mówię tego by wydawać wyrok i rozdrapywać coś, co od dawna już nie budzi we mnie większych emocji. Wychowałem się we wspaniałej, pełnej ciepła i miłości rodzinie i nie wiem gdzie byłbym dziś bez wsparcia jakie zawsze mi dawała. Pustki jednak raz zadanej już nic nie wypełni i zniknie pewnie wtedy, kiedy wszystkie cielesne i nie tylko pokusy (dla niewtajemniczonych i nieznających tej anegdoty, wyjaśniam: znikną w sześć godzin po śmierci).
Jeżeli jesteś w podobnej sytuacji wiedz, że jest ona najlepszą podstawą do tego, by osiągnąć coś czego nie dało by Ci nic innego. Podobnie jak z osobami niewidomymi, które nie widzą od urodzenia lub straciły wzrok krótko po nim. Nie widzisz wszystkiego tak jak inni, ale za pomocą pozostałych zmysłów jak nikt potrafisz głęboko i otwarcie rozumieć inne rzeczy. Co dla Ciebie jest oczywiste, dla innych oznaczałoby lata próby zrozumienia. Natura nie znosi próżni, Twoje wnętrze również.
Urodziłeś się mężczyzną i już zawsze nim będziesz. Bez względu na to, jak bardzo Twoje serce zostało zmiażdżone na skutek takich a nie innych przeżyć, to wciąż pamięta jaki jesteś i kim możesz się stać. To On ryjąc Cię na obu swych dłoniach dał Ci przykład i siłę. Dał moc i podniósł, byś wiedział jak postępować. Nie powiem Ci dokładnie co możesz zrobić by to zmienić. To byłoby nieuczciwe. Ale mogę wskazać Kogoś, kto wie, bo sam przeszedł drogę największego możliwego cierpienia.
Zadanie
Zawsze dziwiło mnie, dlaczego po Zmartwychwstaniu, Jezus nie poszedł do Piłata i przed cały Sanhedryn, by pokazać im, że nic nie wskórali. Dlaczego nie stanął w świątyni jerozolimskiej i nie wyszedł zza rozdartej zasłony? Czy Ci którzy zawinili, jako pierwsi nie powinni przekonać się o własnej krótkowzroczności i błędzie?
Ale Jezusa zdaje się to kompletnie nie interesować. Nie chce już pojedynkować się ze złem ale celebruje dobro i jest ponad tym co zraniło go dwa dni wcześniej. Nawet własna śmierć nie ma już nad nim władzy. Idzie do uczniów, pokazuje się swoim najbliższym. Karmi ich. Nie przychodzi by wymierzać sprawiedliwość i karę winowajcom, ale daje wszystko co najlepsze tym, którzy są dla niego bliscy. Idzie do innych i rozsiewa dobro, bo z perspektywy Zmartwychwstania każdy Wielki Piątek ma niewielkie znaczenie.
Rana w Twoim sercu zniknie, ale dopiero po śmierci. Dopóki żyjesz, to za jej pomocą Bóg chce przyciągać innych do siebie. Chce leczyć tak, jak Zbawienie wylało się z jego przebitego boku. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech dla mężczyzny jest wyciąganie innych z niewoli, z zagłębienia gdzie ktoś otoczony jest własnym lękiem i nieustannymi obawami. Uwierz, w Twoim zranionym sercu jest lek którego potrzebują inni. Nie wahaj się by go użyć.
Pamiętam, jak kiedyś przez ponad rok w moja pobożność zjechała w gęste manowce. I gdyby nie jedna z przeuroczych koleżanek (że niby słaba płeć) to pewnie odkładałbym spowiedź na kolejne tygodnie i miesiące życia. Nie wierzę w przypadki, a nawet jeżeli, to takie, które miały się wydarzyć w konkretnym czasie i miejscu. Usłyszałem wtedy że mężczyzna w życiu to ktoś, kto powinien być królem, przyjacielem, nauczycielem i wojownikiem. Usłyszałem słowa, które się we mnie wryły.
Nie tylko dlatego, że nigdy o nich nie słyszałem (choć ta rozmowa dosadnie mi o nich przypomniała), ale że określały kogoś kogo zawsze potrzebowałem i (co paradoksalne) kim zawsze bardzo chciałem się stać. Królem, by móc troszczyć się o innych, przyjacielem, by podtrzymywać na duchu, nauczycielem, by pokazać jak działa świat, wojownikiem, by walczyć w ich obronie.
Ona
Pamiętam jak w czwartej klasie podstawówki siedziała przede mną na matematyce. W przerwach jadła jabłka, siedząc na ławce i ukradkiem, kiedy nauczycielka nie patrzy, czytała czwartą część “Harry Pottera”. Była prymuską i zawsze będzie kojarzyła mi się z bystrością umysłu i wybitnym talentem pisania wypracowań. Choć nigdy nie byliśmy parą, to pamiętam, że wyobrażałem sobie, jak siedzimy gdzieś razem i rozmawiamy o przygodach, które spotkały młodego czarodzieja. Potem nasze drogi się rozeszły i w zasadzie pozostał tylko uśmiech do przeżywanych wtedy dziecięcych uczuć.
W każdym mężczyźnie, czy tego chcemy czy nie, od urodzenia istnieje bardzo głęboka wewnętrza tęsknota. Pragnienie które nie daje się zbyć prostym zaspokojeniem takiej czy innej potrzeby. Na nic zdają się chwilowe impresje i poruszenia serca. Jest coś głębiej, co wciąga nieustannie i nie pozwala zasnąć. Wiatr smagający twarz, który przyszedł nie wiadomo skąd.
Adam czuł się samotny i żadne stworzenie które zobaczył w idealnej rajskiej harmonii nie było w stanie tego zmienić. Dopiero widząc Ją wszystko nabrało wewnętrznego sensu i harmonii, blasku i pełni, jakiej nie miało przedtem. To będąc koło Ewy zrozumiał, że nie musi szukać już więcej, bo dopiero ta jest na równi z nim samym.
Dlatego zawsze dziwiło mnie, kiedy słyszałem, że to mężczyzna musi wprowadzać kobietę w swój wewnętrzny świat, że musi sam być szczęśliwym by móc uszczęśliwiać i ją, nie szukać w niej odpowiedzi na wspomnianą tęsknotę i braki. Biblijny opis mówi, że ofiarowanie Ewie boskiego tchnienia sprawiło, że Adam wpadł w zachwyt, a Blask piękna był zbyt silny, by mógł pochodzić jedynie od człowieka.
I mimo, że miłość do kobiety zawsze będzie inna niż miłość do Boga, to nie widzę powodu, dla którego nie miałyby się one wzajemnie uzupełniać. Bardzo męską cechą jest potrzeba opieki i troski nad nią i jej życiem. Tak samo, jak oddawanie się w ręce Tego, który nieustannie podtrzymuje nasze życie i leczy rany serc złamanych.
Ale obecność niej sprawi także, że będziesz musiał walczyć. I nie chodzi tutaj tylko o rycerskie pojedynki, księżniczki w zamku i heroiczne opowieści. Jest gorszy przeciwnik niż wszyscy rozbójnicy świata. Bardziej sprytny, bo zadający głębokie rany. To Ty sam, a dokładnie Twój strach.
Będzie nieustannie podpowiadał Ci, że nie jesteś jeszcze gotowy, że się nie nadajesz. Spójrz na innych jak doskonale sobie radzą, jak daleko zaszli w czasie kiedy Ty siedziałeś bezczynnie. Jak bardzo nie jesteś godny, by móc próbować chodź marzyć o tym, że jesteś jej królem, przyjacielem, nauczycielem i wojownikiem. Jak wiele szans zaprzepaściłeś i już nie wiadomo kim tak naprawdę jesteś. Bo już nigdy nie będzie lepiej.
Nieprawda. Już wiesz kim jesteś i kim możesz się stać. Dlatego musisz wybrać. Albo uklękniesz przed swoim strachem, albo zafundujesz mu świt zimowy i sznur i gałąź pod ciężarem zgiętą. Wybór jest prosty.
To niesłychane, jak bardzo można tęsknić to tego, czego nigdy nie było. Roztaczać płachty swojej wyobraźni nad miejscami nigdy nie odwiedzonymi, chwilami które powtarzało się jak mantrę przed zaśnięciem i słowami – tymi nigdy nie wypowiedzianymi zwiastunami nadziei, tak krótko unoszącymi się na wietrze i głęboko spadającymi na dno serca. Snuć powoli ten kawał wielkiego, białego materiału, by jak chmura oderwana od kawałka nieba mógł trącać delikatnie górskie szczyty. Nie spiesząc się, z wolna i jakby trochę beznadziejnie udawać, że jest się wprawnym i doświadczonym tkaczem, dla którego nic prostszego nad dobrze uprzędzoną, zakonserwowaną tkaninę. Tęsknić i wycierać łzy ze zmrożonego policzka.
———-
Michał Lewandowski jest studentem V roku teologii. Pisze, tworzy grafiki, pracuje nad pracą magisterską z dorobku ks. prof. Józefa Tischnera. Więcej jego tekstów na teolognamanowcach.blog.deon.pl.
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,480,co-naprawde-kryje-sie-w-meskim-sercu.html
_____________________________
Moja męska wrażliwość
Rafał Gelzok
Myślę, że jestem twardym facetem – mam swoje zdanie, które potrafię obronić, rzadko dopadają mnie stany dołującego smutku i także rzadko długo trwają. Dla Boga staję się wojownikiem. Nie ma innej porady na to, jak stać się twardym facetem, poza powiedzeniem Jemu “tak, wybieram Cię”.
Mówi się, że facet powinien być jak skała. Na skale w końcu został wybudowany Kościół. I myślę, że Ci, którzy tak mówią, mają rację. Jednak nie warto zapominać, że po skałach pada deszcz. A jedna kropla może wydrążyć dziurę, przy której skała pęka. To trzeba sobie uświadomić. Kto z nas nie ma blizn? To… ludzkie.
Moja męska wrażliwość objawia się w tym, że jestem silny dla tych, którzy potrzebują pomocy. Dostrzegam to, właśnie dzięki wrażliwości. Nie jest mi obojętny los głodnego na ulicy, choć on sam takie życie sobie wybrał. Raz pamiętam, jak w Katowicach poszedłem niecały kilometr do sklepu, bo nie było nigdzie bliżej, by kupić bezdomnemu mężczyźnie jedzenie. Zrobiłem to, ale w miejscu gdzie się spotkaliśmy, już go nie było. Odszukałem go specjalnie kilkaset metrów dalej, choć byłem wtedy z koleżanką, której mógłbym poświęcić czas. Może to mały i nic nieznaczący gest, ale wrażliwość rodzi zdolność małych wyborów, które tworzą wielkie decyzje. Nie wiem, czy dzięki tej sytuacji on nie uwierzył w ludzi lub Boga i nie znalazł sobie miejsca, w którym dobrze żyje. Jestem jednak przekonany o tym, że gdybym miał to zrobić jeszcze raz, to postąpiłbym tak samo. Czasem trzeba gonić za ludźmi, którzy proszą o pomoc. Uwrażliwić się na ich lęk, słabość, bo moc się w niej doskonali.
Moja męska wrażliwość to nie tylko bycie bohaterem. Też jestem słaby w oczach ludzi. Po mojej mamie odziedziczyłem zdolność do łatwego wzruszania się, czasem w nietypowych chwilach, które mają dla mnie znaczenie emocjonalne. Zdarza mi się płakać na filmie, przy książce, przy piosence, ale także w chwilach kryzysowych, kiedy już mówię, że nie daję rady, kiedy jedyne co chce się krzyczeć, to “Boże, ratuj”. Wyobraźcie sobie, że jechałem raz w pociągu, gdzie było pełno ludzi, a ja siedziałem i łzy powoli mi płynęły po twarzy podczas czytania książki. Czytałem o rozpaczy mężczyzny, której sam też czasem doświadczam. Identyfikowałem się i przeżywałem to z nim. Taki jestem, taka jest ta cecha, której poświęcam dzisiaj tekst i czas.
Moja męska wrażliwość to otwarcie się na innych. Ludzie, kiedy widzą, że jestem podobny do nich, mają do mnie zaufanie. Często zdarza mi się, że rozmawiam z kimś nieznajomym, a już po chwili ta osoba zaczyna mi mówić o faktach, których przeciętna osoba by się nie dowiedziała, bo to zbyt osobiste. Otwarcie się na to, co boli, to też jest wrażliwość. I tym razem nie chodzi o dostrzeganie problemów życiowych, ale duchowych. Traktuję wrażliwość jako dar, bo dzięki temu widzę więcej. Wiąże się to też z tym, że więcej od siebie muszę wymagać, ale to już życie. Każdy z nas ma coś do zrobienia na tym świecie.
Moja męska wrażliwość niewątpliwie łączy się z emocjami, bo przeżywam różne sytuacje głębiej. Tam, gdzie inni widzą “tylko” tragedię drugich, ja znajduję drugiego człowieka.
Mamy tendencję do skupiania się na tym, co nieistotne. Sytuacja w życiu może się zmienić, to oczywiste. Jednak człowiek pozostaje tą samą osobą -tą, która będzie musiała iść dalej z tym swoim bagażem. I w takim człowieku widzę jego historię. Nie można uchronić człowieka od blizn, ale pokazać mu, że to jego siła, a nie słabość.
Tak samo myślę o swojej wrażliwości. To nie jest słabość. To siła, którą dał mi Bóg, abym mógł jeszcze mocniej rozumieć innych, by wczuć się w ich sytuację, by być z nimi…
Kiedy tak siedzę i chcę wszystkim rzucić, bo przeżywam coś, czego nie rozumiem, kiedy płaczę, kiedy wzruszam się, kiedy dostrzegam drugiego, to wtedy myślę sobie: Boże, dziękuję, że mnie takim stworzyłeś. Biada mi, gdybym myślał inaczej, bo nawet bym tego nie zauważył. Parafrazując świętego Pawła: Gdybym posiadł wszystkie rozumy świata, a wrażliwości bym nie miał, byłbym jak prototyp najnowszego telewizora, który jednak nigdy nie zostanie wprowadzony do użytku. Bo może ma i wszystkie funkcje, ale nie jest dla ludzi.
Na koniec zostawiłem moją męską wrażliwość wobec Boga. “Najlepsze zostawia się na koniec” – chciałoby się rzec. I tak jest w stu procentach. Wrażliwość na najmniejszego z nich, jest otwarciem się na Niego. Łatwo jest wołać: Boże, dziękuję Ci za piękne życie i ten film, na którym się wzruszyłem, ale trudniej już jest powiedzieć temu bezdomnemu: pójdę, bo choć jestem z koleżanką, to i tak moje pragnienie czynienia dobra jest większe. Wrażliwość uzdalnia mnie do czynienia dobra.
Moja męska wrażliwość na Eucharystii daje mi wiarę, że to Ty tam jesteś, że dostrzegam Ciebie, a nie tylko opłatek. Moment, w którym Twoje ciało jest wywyższone, ale jednocześnie wydane za grzechy świata, jest dla mnie mocnym przeżyciem. Czuję Twój ból, ale i Twoją radość. Z tego rodzi się pokój serca. Zdarza mi się wzruszyć na Ewangelii, kazaniu, a tak naprawdę to chyba w każdym momencie mszy, tylko oczywiście nie jest tak zawsze. Często jestem “tym silnym”, który musi dbać o tych mniejszych, bo jeśli ja w nich widzę Ciebie, to i oni muszą dostrzegać Ciebie we mnie…
Wrażliwość to dawanie Boga drugiemu człowiekowi sercem. Mógłbym napisać jeszcze wiele, ale to Was bardziej nie uwrażliwi. Ja Was zachęcam do tej wrażliwości, której każdy z nas może doświadczyć w Jezusie Chrystusie. Zapamiętajcie sobie jedno: wrażliwość jest męska. Nawet Jezus płakał nad śmiercią Łazarza przy innych. Przestaniecie być wrażliwi właśnie wtedy, kiedy uznacie, że ona jest niemęska. A dopóki pochodzi od Boga, to nie macie się o co martwić, bo ileż razy bardziej otwiera się na nas On, kiedy my otwieramy się na drugiego człowieka? Sami zobaczcie.
Tekst pochodzi z bloga Rafała Gelzoka: rafael.blog.deon.pl
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1069,moja-meska-wrazliwosc.html
________________________
Depresja. Natura czy wychowanie?
Richard Winter / slo
Od momentu narodzin mały Oliver był trudnym dzieckiem. Często płakał, budził się wiele razy w ciągu nocy, jadł mało i niechętnie. Jego matka była zaniepokojona i zagubiona, choć robiła wszystko, by być jak najlepszą matką. Wokół siebie słyszała wiele głosów podpowiadających, co ma robić, ale żadna z tych sugestii nie wydawała się skuteczna.
Ona i jej mąż byli coraz bardziej wyczerpani, pozbawieni snu i zmuszeni do konfrontacji z własnym rozdrażnieniem i gniewem na siebie i na dziecko. W końcu Oliver wykształcił rodzaj rutyny, stając się uroczym, lecz wrażliwym i niepewnym dzieckiem. Krytycy teorii przywiązania twierdzą, że nie biorą one pod uwagę różnych temperamentów dzieci i tego, jak mogą one wpływać na sposób, w jaki matki reagują na nie w ciągu pierwszego roku życia.
Przyjrzymy się niektórym badaniom psychologa Jerome’a Kagana na temat wagi temperamentu w rozdziale o lęku; ważne jest na razie, aby uświadomić sobie, że Kagan zwraca uwagę na istnienie relacji z innymi ludźmi w domu rodzinnym (poza relacją z matką), które mogą mieć znaczący wpływ na bezpieczeństwo dziecka. Wydaje się, że zarówno natura, jak i wychowanie odgrywają rolę w procesie formowania się fundamentalnego poczucia bezpieczeństwa.
Zdarzenia krytyczne a związki interpersonalne.
Szczególne zdarzenia z życia dziecka mogą głęboko wpłynąć na jego obraz siebie samego. Wiele osób spekulowało na temat przyczyny tendencji depresyjnych u malarza Vincenta van Gogha, i warto zauważyć, że chociaż był najstarszym dzieckiem, nie był pierwszy. Dokładnie na rok przed dniem jego urodzin, starszy brat Vincenta urodził się martwy. Dziecko to również otrzymało imię Vincent i było często tematem rozmów w rodzinie. Każdej niedzieli przyszły malarz musiał przechodzić obok grobu swojego nieżyjącego brata. Wiemy, że często zmagał się z poczuciem winy oraz uczuciem bycia “gorszym uzurpatorem”, a więc być może czuł, że nigdy nie zaspokoi oczekiwań swoich rodziców wobec prawdziwego Vincenta.
Innym przykładem ilustrującym, jak relacje z wczesnego dzieciństwa mogą wpłynąć na tendencje depresyjne, jest historia Barbary. Przed kilkoma laty przyszła do mnie na terapię. Odkąd tylko pamiętała, jej rodzice kłócili się i walczyli, a kiedy była nastolatką, każde z rodziców wylewało na nią swoje problemy z niewielką świadomością ciężaru troski, jaki nakładali na jej młode barki. Czuła presję, aby zachowywać spokój, i wszystkie jej własne potrzeby musiały zejść na dalszy plan, ponieważ potrzeby zwłaszcza jej matki wydawały się znacznie ważniejsze.
Podczas kiedy matka kładła się często do łóżka z powodu bólu głowy, ojciec pił zazwyczaj zbyt dużo, aby móc odpowiednio poważnie ją potraktować. Barbara starała się być idealna, aby ich zadowolić, ale nigdy jej się to nie udawało, i teraz, w wieku dwudziestu kilku lat, poczuła się schwytana w pułapkę. Pragnęła opuścić dom i rozpocząć własne życie, ale czuła się bardzo winna, ponieważ rodzice potrzebowali jej obecności dla swojego szczęścia. Nic dziwnego, że w swoim zagubieniu i depresji zaczęła przypominać sobie niektóre obrazy z dzieciństwa:
Jest tyle obaw, które nie zostały wypowiedziane, których nie wolno mi było do siebie dopuścić – starając się po prostu zignorować dławiące uczucia… Zawsze czując, że to nie wystarcza i nie jest w porządku być po prostu sobą – kimkolwiek jestem. Nie będę lubiana, akceptowana, kochana. Boję się spojrzeć na to wszystko. Spoglądam wstecz i “widzę” tę małą dziewczynkę, która przykrywa i ukrywa przed KAŻDYM to, co się dzieje, i każdy ból! Jakie to trudne! I wychodzi do szkoły ta cicha, samotna, mała dziewczynka – chcąca akceptacji, bycia lubianą. ale taka niepewna, a to naprawdę było widać. Tyle obaw, które ją powstrzymywały, okrucieństwo dzieciaków, a czasami odrzucenie. I współczuję jej, ale nadal “jej” – nie mnie, jak gdyby to były dwie różne osoby. Naprawdę staram się nie dopuszczać tego do siebie! Mnóstwo udawania, że wszystko było w porządku, awantury w domu były w porządku, brak pewności siebie i poczucia bezpieczeństwa był w porządku, ale widzę teraz, że nie!
Tego rodzaju doświadczenia, uczucia i strach wspólne są osobom ze skłonnościami do depresji. Z powodu braku głębokiego poczucia wartości i znaczenia czują, że stale muszą zaskarbiać sobie aprobatę ze strony innych.
Doświadczenia z wczesnego dzieciństwa zabarwiają nasze reakcje wobec osób, które spotykamy w trakcie naszego rozwoju. Dziecko wewnątrz nas żyje nadal, choć trudno jest skonfrontować się ze wspomnieniami i bólem.
Wiecej w książce: Gdy życie ogarnia ciemność – Richard Winter
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/depresja/art,145,depresja-natura-czy-wychowanie.html
___________________________
Gniew reakcją na depresję małżonka
Huub Buijssen / slo
Jedni ludzie na niepowodzenia i frustracje reagują żalem, inni gniewem, a większości osób towarzyszą oba te odczucia. Granica między żalem a gniewem jest przy tym często nieostra. Czasami oba odczucia przenikają się wzajemnie albo występują na przemian. “Wieczorami, gdy leżę sam w łóżku, ogarnia mnie gniew i zaraz po tym czuję, jak łzy ciekną mi po policzkach”.
Osoby bliskie choremu często zadają sobie pytania: “Dlaczego musiało się to przydarzyć akurat jej/jemu?”, “Dlaczego ja?”, “Dlaczego my?”.
Psychologowie ustalili, że nasz gniew w 70 procentach nie dociera do osoby, w której stronę jest skierowany. Być może dotyczy to również Ciebie i także Ty wyładowujesz swoją złość na kimś innym – np. na lekarzu pierwszego kontaktu, oskarżając go o to, że zbyt późno rozpoznał u Twego bliskiego depresję, że nie skierował go na terapię w odpowiednim czasie, nie przepisał właściwych lekarstw itd. Może się też zdarzyć, że Twój gniew obróci się przeciwko członkom Twojej własnej rodziny, od których oczekujesz teraz więcej wsparcia i zrozumienia.
“Gdy moja szwagierka miała raka piersi, byłam przy niej i przy jej mężu, a teraz ona i mój brat prawie w ogóle się do nas nie odzywają”.
W każdej intymnej relacji obok uczucia miłości jest także uczucie gniewu. Tylko tam, gdzie dwie osoby są wobec siebie całkowicie obojętne, nie występują te dwa podstawowe uczucia. Jest więc rzeczą naturalną, że doświadczasz także uczucia gniewu w stosunku do Twego depresyjnego bliskiego. Pojawiało się ono już wtedy, kiedy nie było jeszcze mowy o depresji. Teraz jednak jest to gniew innego rodzaju. Wcześniej dotyczył jakiegoś konkretnego zachowania lub cechy charakteru. Teraz czasami masz dość całego człowieka, gdyż wygląda na całkowicie zmienionego. “Zupełnie go nie poznaję”.
Partner chorej kobiety wyznaje: Mogłem tylko w poczuciu bezsilności patrzeć, jak powoli, ale nieubłaganie pogrążała się w depresji. Nic do niej nie docierało. Wyglądała jak zombie. Nie reagowała zupełnie na nic i to było dla mnie najgorsze – dużo gorsze niż to, że nie kochaliśmy się fizycznie, że nie mogłem nawet wyciągnąć palca w jej stronę, gdyż wpadała wtedy we wściekłość. To było jeszcze do zniesienia, ale bolesne było dla mnie to, że straciłem kolegów. Niekiedy było już tego dla mnie za wiele. Siadałem wtedy na sofie i łzy spływały mi po twarzy. Nie wiedziałem, jak długo to jeszcze będzie trwało; każdy dzień wydaje się wiecznością, gdy trzeba go spędzać w taki sposób. Pewnego razu byłem tak strasznie wściekły na jakąś niesprawiedliwość, która spotkała mnie z jej strony, że gołymi rękami zdarłem ze ściany płytki, które położyłem kilka miesięcy wcześniej. Ręce mi krwawiły, ale przyniosło mi to ulgę (Anonim, 2005).
Może sądzisz, że gniew Ci nie przystoi. Zwłaszcza kobiety często mają duże trudności z zaakceptowaniem u siebie tego uczucia. Ale jest to zupełnie normalne, że od czasu do czasu wpadasz w gniew: na Twego bliskiego i na los, który Cię spotkał. Za każdym uczuciem kryje się jakieś przesłanie lub jakieś życzenie. Ukryty sens gniewu jest następujący: “Nie chcę tego, to powinno się zmienić. Bronię się przed tym”. Gniew jest próbą odnalezienia równowagi na nowo.
Więcej w książce: Depresja – Huub Buijssen
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/depresja/art,133,gniew-reakcja-na-depresje-malzonka.html
_________________________
Nie daj się zakrzyczeć!!!
Anna Kaik
Krzyk jest nieludzki. Rani i poniża. Jest aktem bezpośredniej agresji. Dlaczego więc w naszych relacjach, zwłaszcza najbliższych, jest często tyle krzyku?
Moja znajoma jest osobą bardzo zaradną życiowo. W pracy zawodowej – jest grafikiem – radzi sobie bez problemu, ma męża i jedno, już częściowo “odchowane” dziecko, piętnastoletnią, młodą kobietkę. Ma swoją pasję – chodzenie po górach i grono dobrych znajomych. Tym, którzy ją znają nie przeszkadza, że mówi w specyficzny sposób: bardzo cicho, jakby bała się szeroko otworzyć usta – w ogóle nie lubi dużo mówić. Ona też się już do tego przyzwyczaiła, jednak w szkole i na studiach było to dla niej nie lada problemem. A ona po prostu nie potrafi inaczej, jak tylko cicho cedzić jak przez sitko słowa. Jej mąż twierdzi, że nawet przy nim, gdy są w pokoju tylko we dwoje, wypowiada się w ten sam sposób. Dzieje się tak nie bez przyczyny. Ojciec mojej znajomej nieustannie używał krzyku. Gdy jako dziecko za późno wracała do domu, wiedziała, że nie spotka ją inna kara, tylko długa awantura. Tak samo było, gdy przyniosła złą ocenę, gdy rozlała herbatę na obrus, a nawet gdy z nieuwagi wywróciła się na ulicy. Zawsze krzyk, w domu i na ulicy, sam na sam i wśród gości.
Nauczyła się w ten sposób, że nie ma prawa głosu. Bo to co chciała powiedzieć, nigdy nie było słyszane – nie było w stanie przebić się przez ścianę agresywnych słów ojca. Więc w domu prawie zupełnie się nie odzywała, w szkole też mówiła coraz mniej, coraz ciszej, coraz bardziej niewyraźnie. Tak jest do dziś: mówi tak specyficznie, że trzeba wkładać wysiłek, żeby ją usłyszeć i zrozumieć. Jakby nie dawała sobie prawa, do tego, że może mieć własne zdanie i jest ono ważne – tak jak przez całe dzieciństwo nie dawał jej tego prawa ojciec.
“To przez ciebie krzyczę”
Na przykładzie tej historii można stwierdzić, że krzyk w pewien metaforyczny sposób zabija, zwłaszcza krzyk wobec dzieci. Zabija w osobie, na którą się krzyczy poczucie własnej godności, bezpieczeństwa, świadomość, że mam prawo być taki, jaki jestem. Im więcej krzyku doświadczyliśmy w dzieciństwie, tym większe możemy mieć w tych sferach problemów. Bo krzyk to nie tylko podniesiony głos: to przekaz, że nie jesteś w porządku, że nie zasługujesz na szacunek, że jesteś “winny”, skoro jedynym sposobem rozmowy z tobą jest właśnie krzyk.
W tej relacji następuje niejako “odwrócenie ról”: winny – ofiara. Bo czy osoba krzycząca chce krzyczeć? Przecież dla niej też nie to jest przyjemne. Więc widocznie “winni” są ci, na których się krzyczy. Czasami nawet jako dorośli ulegamy tej fałszywej ocenie sytuacji, a co dopiero dzieci, które dopiero uczą się wiedzy o sobie? Na szczęście zazwyczaj potrafimy bronić się, gdy ktoś na nas krzyczy, ale niezależnie od tego, krzyk zawsze pozostawia poczucie skrzywdzenia, doświadczenia niesprawiedliwości. I nie oszukujmy się: sami też nierzadko krzyczymy. Zdarza się to najczęściej w relacjach, w których czujemy się najbezpieczniej: z rodzicami, z małżonkiem i właśnie – z dziećmi.
Dlaczego uciekamy się do tej agresywnej formy przekazu? Co kryje w sobie krzyk?
Kiedy przebierze się miarka
Mówi Anna Pyla – Mazur, psycholog: – Krzyk towarzyszy nam już od narodzin. Znamy wiele rodzajów krzyku, jak choćby krzyk głodnego niemowlęcia, krzyk z bólu czy właśnie krzyk podczas kłótni. W każdym jednak przypadku schemat powstawania reakcji krzyku jest podobny. Sedno leży w potrzebach, w tym przypadku tych niezaspokojonych, które rodzą negatywne emocje. Te zaś kumulowane, gdy sięgną zenitu prowadzą do reakcji emocjonalnej w postaci krzyku. Krzyk to nic innego jak próba rozładowania napięcia emocjonalnego. Każdy z pewnością zna z własnego doświadczenia takie sytuacje. Przykładem może być oto taki pospolity obrazek – matka wraca po ciężkim dniu w pracy do domu z zakupami w jednej ręce i dzieckiem w drugiej. Do wieczora sprząta, gotuje, wyprowadza psa itd. Scenariusz powtarza od wielu tygodni. Niezaspokojona potrzeba odpoczynku narasta, a tym samym narasta uczucie zmęczenia, frustracji, żalu, rozgoryczenia. I tak kumulowane emocje, gdy sięgają granicy odporności na frustrację wybuchają w postaci “niespodziewanej” awantury.
Oczywiście, mówiąc o niezaspokojonych potrzebach mamy na myśli nie tylko te podstawowe: odpoczynek, zaspokojenie głodu, bezpieczeństwo, ale i te wyższe – potrzebę miłości, szacunku, zrozumienia… Wymieniać można bez końca. Czyż nie te niezaspokojone potrzeby są powodem głośnych awantur w niejednym domu?
Desperacja i… wyuczenie
Trzeba zdać sobie sprawę, że lekceważone potrzeby nie “wyparowywują” z nas – zostają w nas w postaci frustracji, z którą prędzej czy później będziemy musieli się zmierzyć. A praktyka pokazuje, że im wcześniej, tym lepiej, zgodnie z powiedzeniem, że “nie przykrywa się kipiącego garnka”, ponieważ tłamszona siłą (woli lub podświadomości) frustracja odzywa się z podwójną mocą.
– Ponadto, każdy człowiek dysponuje inną gotowością do reagowania krzykiem w sytuacjach napięcia emocjonalnego. Istotną rolę w kształtowaniu się tej predyspozycji odgrywa środowisko, w którym się człowiek wychowywał – wyjaśnia Anna Pyla – Mazur. – Osobie, która wychowała się w domu, gdzie krzyk był na porządku dziennym, reakcja taka w dorosłym życiu może przychodzić z większą łatwością. W takim przypadku możemy mówić o reakcji wyuczonej.
Często zdarza się też odwrotnie (jak we wspomnianej na początku historii): krzyk i awantury, których się było świadkiem w dzieciństwie były źródłem tak silnego lęku i poczucia zagrożenia, że rodzą reakcje odwrotne. Takie osoby we własnych dorosłych już związkach unikają głośnych kłótni, w obawie przed powrotem paraliżujących emocji.
Stop przemocy
Jak sobie wtedy radzić w sytuacji kłótni, zwłaszcza gdy wywołuje w nas ów “wyuczony paraliż”, żeby nie zostać zakrzyczanym? – W takich momentach warto jest zdać sobie sprawę, iż osoba, która na nas krzyczy stosuje wobec nas nic innego jak agresję, tyle że słowną, która jednak tak samo jak agresja fizyczna stanowi narzędzie przemocy – tłumaczy Anna Pyla – Mazur. Mamy prawo wycofać się z takiej sytuacji, zaznaczają jednak, że chętnie wrócimy do rozmowy, kiedy ta osoba wyciszy się na tyle, by mogła podjąć ją w sposób racjonalny.
Początkowo może to wydawać się pomysłem odrealnionym, jednak jak pokazuje doświadczenie – możliwym i skutecznym. Pamiętać należy także, żeby próbować zrozumieć również punkt widzenia drugiej strony (nawet jeśli mamy odmienne poglądy) i pomóc jej samej nazwać swoje potrzeby. Wtedy nasz adwersarz szybko może odczuć, że taka forma rozmowy jest bardziej korzystna również dla niego samego.
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,742,nie-daj-sie-zakrzyczec.html
________________________
Jestem dorosłym dzieckiem alkoholika. Kiedy szukałam dróg wyjścia z piętrzących się trudności i problemów, przeżywanych w relacjach z sobą samą i innymi ludźmi, oprócz pomocy psychologicznej sięgnęłam po zasoby, jakie dawała mi wiara w Boga. I wtedy przekonałam się, jak uzdrawiający wpływ na całą osobę ludzką, także w sferze psychicznej i cielesnej, ma życie wiarą katolicką we wspólnocie Kościoła, jeśli tylko człowiek zdecyduje się zawierzyć Bogu i aktywnie współpracować z Jego łaską.
Jeżeli psychoterapie, prowadzone latami i coraz to doskonalszymi metodami, często nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, to zwykle dlatego, że nie są one kontynuowane przez osobiste, naznaczone wolnością zaangażowanie w pracę dla własnego życia.
Tymczasem autorka mówi czytelnikowi jasno, że życie nie zależy najpierw od utrwalonych przez lata mechanizmów psychologicznych w rodzinie alkoholowej, ale od niego samego: od zaangażowania jego wolności we własny los. Książka mobilizuje do wysiłku, który otwiera perspektywę na lepsze życie i daje nadzieję na zmianę.
Józef Augustyn SJ
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,742,nie-daj-sie-zakrzyczec.html
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,742,nie-daj-sie-zakrzyczec.html
Przestańcie krzyczeć, bo nie zobaczycie
Eduard Martin / slo
Tego dnia byliśmy oboje, żona i ja, mocno przemęczeni, w złym nastroju, mówiliśmy dosyć podniesionym głosem. Nie chodziło właściwie o nic, po prostu “małżonkowaliśmy”, jak to nazywa mój znajomy. W małżeństwie takie wzajemne dogadywanie sobie, “małżonkowanie”, jak on mówi, jest ponoć równie oczywiste jak to, że woda cieknie.
A potem w pewnej chwili, kiedy żona małżonkowała szczególnie agresywnie, podeszła do nas córka. Trzymała coś w ręce za plecami. Popatrzyliśmy na nią i chcieliśmy dalej małżonkować. Może także znacie te dziecięce spojrzenia — jakby nie patrzyło na was dziecko, jakby was obserwowało jakieś wielkie poznanie. Nie patrzyła smutnie, ani karcąco, ani ze złością.
— Co takiego? — zapytała żona. Córka spojrzała jej twardo w oczy.
— Jeśli będziecie krzyczeć, nie pokażę wam kasztanka.
Zamilkliśmy, zdziwieni, nie wiedząc, o co chodzi. Dopiero po chwili zrozumiałem. Otóż przed południem była z babcią na spacerze i widocznie zbierały kasztany. Babcia robi jej z nich czasem teatr lalkowy, kasztanowy teatrzyk kukiełkowy. A ona znalazła tam pewnie jakiś szczególnie ładny kasztanek.
— Dobrze, nie będziemy krzyczeć — powiedziałem. Dziecko odetchnęło z ulgą. Wyciągnęło rękę, schowaną dotąd za plecami, i powoli, powolutku otwierało dłoń. Leżał na niej kasztanek. Wspaniały. Aksamitny. Dziecko spoglądało na nas z ciekawością i szczęśliwie, jakby się upewniało, że postanowiliśmy nie krzyczeć, widząc coś tak pięknego. Odmieniło nas. Wiedziało o tym i było szczęśliwe.
— No — rzekła z wahaniem żona — rzeczywiście wart jest tego, abyśmy nie krzyczeli, prawda? Mała spojrzała na nią z wdzięcznością. Zrozumiała, że matka pojęła.
— Zostawię go wam tutaj — powiedziała, położyła kasztanek przed nami na stole i uśmiechnęła się. Jeszcze raz upewniła się, że my też się uśmiechamy, i odbiegła w podskokach.
Patrzyliśmy na kasztanka. Leżał przed nami na stole, wspaniały, aksamitny, niczym najpiękniejszy i najcenniejszy diament. — Zasłużymy na niego? — spytałem. Spojrzeliśmy z żoną na siebie i uśmiechnęliśmy się, jakbyśmy właśnie otrzymali jakiś niezwykle drogocenny dar.
Wieczorem powiesiłem kasztanka na jedwabnej wstążce. Zostawiłem go pod lustrem jako ozdobę na choinkę. Zrozumieliśmy, co tym podarkiem dziecko chciało nam powiedzieć: Jeśli nie będziecie się na siebie złościć, zobaczycie coś bardzo pięknego. Coś, czego byście inaczej nigdy, przenigdy nie zobaczyli. Coś tak niezwykłego, jak kasztanek. A ja wiem, że tym, co jest ukryte pod symbolem kasztanka, może być bardzo wiele rzeczy, których nie widzielibyśmy, gdybyśmy się nie zmienili. Od tego czasu ów kasztanek wisi nad nami. Kiedy jedno z nas, ja albo żona, mamy ochotę “wylać żółć”, a drugie to w porę zauważy, potrąca kasztanka, który wisi nad naszymi głowami.
Kasztanek zaczyna się kołysać. Wtedy to pierwsze — tak się umówiliśmy — musi się przestać złościć, zanim kasztanek się zatrzyma. To skutkuje. Kiedy kasztanek przestaje się kołysać, po sprzeczce nie ma już śladu. Wiemy, że gdybyśmy nie przestali się złościć i krzyczeli albo boczyli na siebie, nie widzielibyśmy pewnego piękna, pewnego wielkiego piękna. Jakiegoś kasztanka.
Więcej w książce: Radości dla duszy – Eduard Martin
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,284,przestancie-krzyczec-bo-nie-zobaczycie.html
__________________________
Kłótnie zdarzają się, ponieważ… ich szukamy
Gigi Avanti / slo
Wypadków” komunikacyjnych można uniknąć. Kłótnie nie są czymś nieuchronnym na miarę trzęsienia ziemi czy zawału serca. Kłótnie zdarzają się, ponieważ ich szukamy.
W życiu wszystko jest przemianą i wzrostem. Także komunikowanie. Komunikowanie się jest pewnym typem relacji, w której czujemy się dobrze, kiedy cechuje ją oceniające przyjęcie siebie i drugiego. Tak dzieje się, gdy jesteśmy uważni, w pełni nastawieni na obserwację… aby się zrozumieć.
Podmiot komunikujący jest osobą “kompletną”, ze swoimi przeżyciami, ze swoją przeszłością, z bagażem wychowania rodzinnego i społeczno-kulturowego, którego nie można zignorować ani pominąć. Podmiot komunikujący zatem komunikuje dobrze, jeśli istnieje zgodność między jego cielesnością, jego tonem głosu, dobranymi słowami, miejscem i czasem.
Pozostaje jeszcze jedno pytanie: jak można to wszystko uczynić bez ryzyka, że będziemy źle zrozumiani?
Przykład: “Martwisz mnie” różni się od: “Jestem zmartwiony”. W pierwszym wyrażeniu zawarty jest osąd, jakby obwinianie drugiej osoby za spontaniczną reakcję uczuciową. W drugim przypadku ujawnione zostaje własne uczucie “tu i teraz”, tam gdzie ono się rodzi, to znaczy w nas samych. Wydaje się to zręczną gierką; w rzeczywistości zawiera podstawowe prawo komunikacji, według którego każdy jest odpowiedzialny za własne stany uczuciowe i za kierowanie nimi.
O tyle jest to prawdziwe, że gdy mąż mówi do żony (lub na odwrót): “Denerwujesz mnie”, w rzeczywistości, jeśli się nad tym zastanowić, oskarża on żonę o winę, której nie ma możliwości udowodnić. Jak ktoś może być tak “naukowo” pewny, że jego złość zależy wyłącznie od partnera, jako przyczyny sprawczej?
Może inne czynniki (zmęczenie, nieświadome skojarzenie z jakimiś minionymi doświadczeniami, pośpiech…) przyczyniły się do jej powstania w nim. Tym bardziej, że w innych momentach można byłoby zaobserwować inny typ reakcji. Warto zatem być bardziej naukowym i ograniczyć się do zarejestrowania tego, co odczuwa się wewnątrz: “jestem wściekły”. Ten, a nie tamten stan uczuciowy jest faktem obiektywnie możliwym do skontrolowania.
Dzięki tej zmianie kierunku lub zawróceniu (czy przemianie) od “ty” (jesteś kretynką, jesteś głupia; gdy się kochamy, musisz mnie zrozumieć…) do “ja” (nie mogę cię zrozumieć, kiedy się kochamy, czasem czuję się nieswój, jestem dzisiaj smutny, potrzebuję porozmawiać z tobą…) jest możliwe, a nawet jest pewne, że “pociąg” komunikacji będzie jechał po torach lepiej, bez wykolejeń.
Wypadków” komunikacyjnych można uniknąć. Kłótnie nie są czymś nieuchronnym na miarę trzęsienia ziemi czy zawału serca. Kłótnie zdarzają się, ponieważ ich szukamy. Aby im zapobiec, lub przynajmniej uznać je za takie, wystarczy nasza pokorna uwaga w prowadzeniu “pociągu” własnych myśli i własnych uczuć do stacji partnera, czasami hamując, czasami sygnalizując gwizdkiem, że nadjeżdżamy, a może także uśmiechem.
Jest jeszcze jedna wskazówka. Narzeczeni, będąc świadomi swych różnic, dobrze zrobią konfrontując spokojnie własne myśli i odczucia odnośnie czterech podstawowych rzeczywistości: sposobu rozumienia życia, sensu małżeństwa, dzieci, religii. Bardzo głęboka różnica poglądów lub niezgodność uczuciowa mogłyby w istocie stanowić zalążek prawdziwego dramatu, chyba że oboje są obdarzeni wielkim i magicznym zasobem wzajemnego szacunku, z którego można czerpać na co dzień. Naznaczone materializmem, egocentryzmem, pęknięciami egzystencjalnymi odnoszenie się do rzeczywistości życia przez jedno z dwojga stanowi problem dla partnera bardziej otwartego na świat duchowy, na altruizm, na rozmach egzystencjalny. Podobnie, ocena relacji małżeństwa ze strony jednej z dwojga osób jako usystematyzowania się mniej lub bardziej czasowego może być sprzeczna z oceną małżeństwa jako wyboru powołania.
To samo odnosi się do dzieci: poczytywanie ich za ciężar lub za przeznaczenie biologiczne, bądź też konieczność dla prestiżu społecznego, zamiast uznawania za dar, niesie ze sobą, między innymi, również problemy z ich dojrzewaniem.
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,241,klotnie-zdarzaja-sie-poniewaz-ich-szukamy.html
___________________________
Jak się kłócić i nie zwariować
Jacek Prusak SJ
Ludzie się ze sobą kłócą z różnych powodów, to oczywiste. Wbrew rozpowszechnionym stereotypom, dotyczącym “kłótni małżeńskich”, psychologom nie udało się potwierdzić jakiejkolwiek korelacji między częstotliwością konfliktów między partnerami a zdrowiem ich związku.
Nie jest więc prawdą, że pary, sprzeczające się często, są bardziej podatne na rozwód niż pary, w których konflikty zdarzają się rzadziej. Warto więc zapytać, co sprawia, że komunikacja jest dobra, a rozwiązywanie konfliktów skuteczne? Badania odkryły ciekawą zależność. Otóż zauważono, że optymalny stosunek interakcji pozytywnych do negatywnych wynosi 5:1. Co to znaczy?
Bez względu na to, jak wiele konfliktów zdarza się w małżeństwie, będzie ono zdrowe, jeśli para ma pięciokrotnie więcej wzajemnych interakcji pozytywnych niż negatywnych. Nie chodzi tu o długie romantyczne weekendy, ani wyszukane randki, ale wszystkie “drobne rzeczy”, takie jak: uśmiech, pocałunek, komplement, czy zwykłe “dziękuję”. Nie oznacza to oczywiście, że nie warto spędzać ze sobą romantycznych weekendów, czy zrobić dla siebie “coś specjalnego” – gdyż tego typu inicjatywy będą obejmować sporo pozytywnych interakcji. Ważne, aby dowartościować codzienne okazje do okazania sobie życzliwości, gdyż to one “podtrzymują” udany związek.
Trzeba równocześnie pamiętać, że negatywne interakcje mogą również ukrywać się w drobnych zachowaniach – co nie przeszkadza, aby były “silnymi ciosami” – i obejmują takie reakcje, jak: wrogi sarkazm, wyzywanie się, “przewracanie oczyma” lub trzaskanie drzwiami. Warto więc starać się o to, aby bilans małżeńskich interakcji utrzymywać na poziomie 5:1. W ten sposób wzmacnia się “układ immunologiczny” związku, a to sprawia, że kiedy narasta konflikt, partnerzy nie biorą niczego do siebie i nie przybierają postaw obronnych, przez co ich uwaga może zostać wykorzystana do rozwiązania problemu, a nie do wzajemnego obwiniania się. Zamiast się dołować, należy więc podtrzymywać ten “życiodajny bilans”, czyli wracać do tego, co łączy, a nie skupiać się na tym, co dzieli. Rozwiązywać problemy, bez wzajemnego poniżania się i pomniejszania swojej wartości. Może to miał na myśli św. Paweł, gdy radził, aby “nad naszym gniewem nigdy nie zachodziło słońce”?
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,556,jak-sie-klocic-i-nie-zwariowac.html
Więcej w książce: Kraina miłości. Przewodnik dla zakochanych, narzeczonych i młodych małżeństw – Gigi Avanti
_____________________________
Z a p r o s z e n i e
Medytacje z poezją
Data zakończenia:Niedziela, 21 Lutego 2016 godz. 16:00
Dwa kolejne spotkania w cyklu warsztaty z poezją, zaplanowane w sezonie 2015/2016, poświęcone będą zaskoczeniu: zajmować się będziemy zarówno postawą człowieka zaskoczonego przez grzech, odwołując się do historii Pierwszych Rodziców w ujęciu Johna Miltona, jak też zaskakującą nas miłością Boga, oraz tym, jak niespodziewane przebudzenie do miłości opisywali angielscy poeci metafizyczni XVII wieku. Doświadczenie religijne w swej istocie otwiera nas na wydarzenia i doznania, które wykraczają poza nasz horyzont oczekiwań. To założenie stanowi nić łączącą lekturę wybranych fragmentów chrześcijańskiego eposu Raj utracony z medytacją poświęconą poezji Johna Donne’a, George’a Herberta, Richarda Crashawa. Pierwsze spotkanie, inspirowane dziełem Miltona poprowadzi nas w kierunku refleksji dotyczącej sakramentu pokuty i pojednania. Drugie, poświęcone poezji metafizycznej, będzie zarazem okazją do pogłębionej refleksji nad darem Eucharystii. Łącząc lekturę tekstów literackich z modlitwą i medytacją pytać będziemy o relacje pomiędzy Słowem, które było na początku, i mową poety, która może pomagać w modlitwie, wyostrzać wewnętrzny słuch i wzrok, uczyć skupienia.
________________________
Historia wszystkich apostołów na jednej infografice
Historia apostołów jest niesamowita. Przygotowaliśmy dla was specjalną infografikę. Dowiedz się, jak umarli oraz gdzie możesz dziś znaleźć ich szczątki.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2340,historia-wszystkich-apostolow-na-jednej-infografice.html
_____________________________
Stacja za stacją
Pixabay (cc)
tłum. Anna Sieprawska
Fot. w ikonie wpisu: http://mariuszhan.com/
Kochani w Chrystusie Panu, skoro juz tak duzo mowi sie i pisze na temat “Milosierdzia Bozego” nalezy spojrzec na zrodlo tej olbrzymiej LASKI otoz na Krzyzu po “smierci” Pana Jezusa czyli w 13-tej stacji Drogi Krzyzowej, zolnierz przebija bok Ciala Panskiego, z ktorego wytryskuje WODA I KREW a wiec proponuje utworzyc z tej staci STACJE MILOSIERDZIA a w ten sposob przedluzymy Droge Krzyzowa i bedzie ONA miala 15-cie Stacji.
I CO WY NA TO ???
“O Krwi i Wodo, ktore wytrysnelyscie z najswietrzego boku PANA JEZUSA na Krzyzu………”
Myślę, że Kościół nie doda kolejnej stacji, ale skojarzenie uzasadnione…
Woda oznacza chrzest, krew Eucharystię, a ostatnie tchnienie Boski dar Ducha… Fragment książki “Prawdziwe życie Jezusa Chrystusa”
Stacja I: Jezus na śmierć skazany
Stacja II: Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
Stacja III: Pierwszy upadek pod krzyżem
Stacja IV: Pan Jezus spotyka swoją Matkę
Stacja V: Szymon z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi
Stacja VI: Weronika ociera twarz Jezusowi
Stacja VII: Drugi upadek pod krzyżem
Stacja VIII: Jezus spotyka płaczące niewiasty
Stacja IX: Trzeci upadek pod ciężarem krzyża
Stacja X: Jezus z szat obnażony
Stacja XI: Jezus do krzyża przybity
Stacja XII: Jezus umiera na krzyżu
Stacja XIII: Jezus z krzyża zdjęty
Stacja XIV: Jezus do grobu złożony