Myśl dnia
kard. Stefan Wyszyński
Słowo Boże
_________________________________________________________________________________________________
IV NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK C
św. Jana Bosko, wspomnienie
PIERWSZE CZYTANIE (Jr 1,4-5.17-19)
Powołanie proroka
Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza.
Za panowania Jozjasza Pan skierował do mnie następujące słowo: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, poświęciłem cię, nim przyszedłeś na świat, ustanowiłem cię prorokiem dla narodów.
Ty zaś przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi.
A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną ze stali i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi.
Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą, mówi Pan, by cię ochraniać”.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 71,1-2.3-4a.5-6ab.15ab i 17)
Refren: Będę wysławiał pomoc Twoją, Panie.
W Tobie, Panie, ucieczka moja, +
niech wstydu nie zaznam na wieki. *
Wyzwól mnie i ratuj w Twej
sprawiedliwości, *
nakłoń ku mnie ucho i ześlij ocalenie.
Bądź dla mnie skałą schronienia *
i zamkiem warownym, aby mnie ocalić,
bo Ty jesteś moją opoką i twierdzą. *
Boże mój, wyrwij mnie z rąk niegodziwca.
Bo Ty, mój Boże, jesteś moją nadzieją, *
Panie, Tobie ufam od młodości.
Ty byłeś moją podporą od dnia narodzin, *
od łona matki moim opiekunem.
Moje usta będą głosiły Twoją +
sprawiedliwość *
i przez cały dzień Twoją pomoc.
Boże, Ty mnie uczyłeś od mojej młodości *
i do tej chwili głoszę Twoje cuda.
DRUGIE CZYTANIE (1 Kor 12,31-13,13)
Hymn o miłości
Czytanie z Pierwszego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.
Bracia:
Starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą.
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje, nie jest jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz. Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość, te trzy: z nich zaś największa jest miłość.
Oto słowo Boże.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 4,18)
Aklamajca: Alleluja, alleluja, alleluja.
Pan posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę,
więźniom głosił wolność.
Aklamajca: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Łk 4,21-30)
Jezus odrzucony w Nazarecie
Początek Ewangelii według świętego Łukasza.
W Nazarecie w synagodze, po czytaniu z proroctwa Izajasza, Jezus powiedział: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: „Czyż nie jest to syn Józefa?”.
Wtedy rzekł do nich „Z pewnością powiecie mi to przysłowie: „Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum«”.
I dodał: „Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.
Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali się z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich, oddalił się.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Niedowierzanie
Zadziwienie czyjąś osobą może przerodzić się w dwie zupełnie różne postawy. Może to być albo fascynacja przechodząca wręcz w uwielbienie, albo sceptycyzm wynikający z wielu wątpliwości. Jezus, budzący przecież zadziwienie po dziś dzień, spotykał się z tymi dwoma postawami u ludzi. Była fascynacja, która sprawiła, że wiernie szły za Nim tłumy. Słuchali Go z podziwem, ponieważ Jego słowa stanowiły nową naukę z mocą. Ale był też sceptycyzm, niedowierzanie Jego słowom i cudom. Ten drugi przypadek, znamienne, miał miejsce w Nazarecie. Sceptycyzm oraz lekceważenie rodziły się z faktu, że jest to syn Józefa. Bardzo to smutne, że dobra znajomość Proroka budzi jedynie wątpliwości względem Niego.
Chryste, Ty wzywasz, abym poznawał Prawdę, czyli Ciebie. Oby nigdy nic nie obudziło we mnie zwątpienia w Ciebie. Pragnę wytrwać przy Tobie i z podziwem słuchać Twojego słowa.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”
- Mariusz Szmajdziński
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
__________________________
Wprowadzenie do liturgii
PROROK NIEMILE WIDZIANY
Księża biskupi z zasady nie posyłają księży do pracy duszpasterskiej do ich rodzinnych parafii, gdyż – pomni na słowa Chrystusa, że „żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie” (Łk 4,24) – wiedzą, iż łączyłoby się to z wieloma trudnościami natury psychologicznej. O tych trudnościach mogliby dużo powiedzieć nauczyciele uczący dzieci w swych wiejskich środowiskach.
Święty Łukasz notuje wiele szczegółów z pobytu Pana Jezusa w Jego rodzinnym Nazarecie. Było to miasto, gdzie się wychował. Mówiono o Nim – Jezus z Nazaretu. Nie mógł więc w swej publicznej działalności pominąć tego miejsca. Niestety, miasto to, gdy objawił On swoje Boskie posłannictwo, wyrzuciło Go ze swego terenu. Rodacy wyprowadzili Go na stok góry, na której było zbudowane ich miasto, aby Go strącić. Lecz Jezus się oddalił. Nie potrafimy dziś dokładnie powiedzieć ani o sposobie wyzwolenia się Chrystusa z rąk rozwścieczonych mieszkańców galilejskiego Nazaretu, ani wskazać na dokładne miejsce tego zdarzenia. Pan Bóg z pewnością chce, abyśmy raczej badali przyczyny tak brutalnego wyrzucenia Chrystusa, niż jego okoliczności.
Pan Jezus jest wciąż wyganiany ze świata, który jest Jego własnością. Wyganiany jest z serc i umysłów ludzi przez obce chrześcijaństwu ideologie, które mienią się być najdoskonalszymi dla postępu i dobra ludzkości. Różne są tego przyczyny: brak wiary, uleganie grzesznym namiętnościom, pycha, zazdrość, szukanie życiowej łatwizny i przyjemności. Powrót Pana Jezusa może się dokonać jedynie dzięki naszemu nawróceniu.
ks. Stanisław Jasionek
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/966
Liturgia słowa
Gdy zderzamy się z problemami, jakie niesie życie, stawiamy pytania: czy to nie za trudne, czy dam radę, czy Pan Bóg nie za wiele wymaga? Gdy doświadczamy własnych słabości, łatwo można się przerazić brutalnością świata. Pan Bóg jest Stwórcą i Zbawicielem. Daje każdemu potrzebną siłę, ofiarowuje dar miłowania. Słabym pozostanie jedynie ten, kto nie zaufa mocy Bożej. W dzisiejszej liturgii prośmy o miłość, która przybliża świat do Pana Boga.
PIERWSZE CZYTANIE (Jr 1,4-5.17-19)
Jeremiasz wie, że niełatwo być świadkiem Bożego orędzia. Pan jednak napełnia go swoją mocą i przestrzega, by nie przerażał się potęgą wrogów. Pan jest mocniejszy od wszystkich przeciwników.
Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza
Za panowania Jozjasza Pan skierował do mnie następujące słowo: «Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, poświęciłem cię, nim przyszedłeś na świat, ustanowiłem cię prorokiem dla narodów.
Ty zaś przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi.
A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną ze stali i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi.
Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą, mówi Pan, by cię ochraniać».
PSALM (Ps 71,1-2. 3-4a. 5-6ab.15ab i 17)
Człowiek, który pokłada nadzieję w Panu i wierzy w Jego pomoc, nie dozna nigdy zawodu. Pan Bóg wesprze go w chwilach cierpień i doświadczeń. Razem z psalmistą wysławiajmy Pana, który jest naszą pomocą.
Refren: Będę wysławiał pomoc Twoją, Panie.
W Tobie, Panie, ucieczka moja, *
niech wstydu nie zaznam na wieki.
Wyzwól mnie i ratuj w Twej sprawiedliwości, *
nakłoń ku mnie ucho i ześlij ocalenie. Ref.
Bądź dla mnie skałą schronienia *
i zamkiem warownym, aby mnie ocalić,
bo Ty jesteś moją opoką i twierdzą. *
Boże mój, wyrwij mnie z rąk niegodziwca.Ref.
Bo Ty, mój Boże, jesteś moją nadzieją, *
Panie, Tobie ufam od młodości.
Ty byłeś moją podporą od dnia narodzin, *
od łona matki moim opiekunem. Ref.
Moje usta będą głosiły Twoją sprawiedliwość *
i przez cały dzień Twoją pomoc.
Boże, Ty mnie uczyłeś od mojej młodości *
i do tej chwili głoszę Twoje cuda. Ref.
DRUGIE CZYTANIE (dłuższe, 1Kor 12,31-13,13)
Święty Paweł przypomina nam dzisiaj o tym, że prawdziwa miłość nie jest uczuciem. Miłość jest decyzją wolnej woli człowieka. Od Pana Boga możemy otrzymać łaskę, by nasze miłowanie dorastało do miary miłości Bożej, aby zawsze prowadziło do zbawienia.
Czytanie z Pierwszego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian
Bracia:
Starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą.
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje, nie jest jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz. Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość, te trzy: z nich zaś największa jest miłość.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 4,18)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Pan posłał Mnie,
abym ubogim niósł dobrą nowinę,
więźniom głosił wolność.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Łk 4,21-30)
Łatwo człowiekowi przejść od zachwytu do zniechęcenia, a nawet wrogości. Przykład mieszkańców Nazaretu może być ostrzeżeniem i jednocześnie zachętą, żeby wytrwać przy Ewangelii, mimo że nauczanie Pana Jezusa stawia nam wymagania, a Jego słowa bywają trudne do przyjęcia.
Słowa Ewangelii według świętego Łukasza
W. Chwała Tobie, Panie.
W Nazarecie, w synagodze, po czytaniu z proroctwa Izajasza, Jezus powiedział: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli». A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: «Czyż nie jest to syn Józefa?».
Wtedy rzekł do nich: «Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: „Lekarzu, ulecz samego siebie”; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum».
I dodał: «Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman».
Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali się z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich, oddalił się.
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/966/part/2
Katecheza
Sługa Boża Marta Robin (1902-1981) – ofiara, której istotą jest miłość
Czy można żyć kilkadziesiąt lat, karmiąc się tylko Eucharystią?
Marta Robin urodziła się 13 marca 1902 r. w Châteauneuf-de-Galaure we Francji, 70 km na południe od Lyonu. Była zdrową, pobożną dziewczyną ze wsi. Jak inne wiejskie dzieci żyła blisko natury, rytmem wyznaczonym przez pory roku i prace w polu. 1 grudnia 1918 r. cierpienie i choroba, później zidentyfikowana jako zapalenie mózgu, dokonały przewrotu w jej życiu. Została niejako zmuszona do porzucenia swoich planów. Odtąd treścią jej codzienności stała się walka z chorobą, podtrzymywana nadzieją na uzdrowienie. Nieobce było jej jednak zniechęcenie wynikające z nawrotów choroby.
W grudniu 1928 r. w ramach misji parafialnych odwiedziło Martę dwóch kapucynów misjonarzy. Marta wyspowiadała się i przyjęła Komunię Świętą. Wówczas wszystko się zmieniło! Przeżyła tak zwane „wylanie Ducha Świętego”. W jej życiu dokonał się zdecydowany zwrot. Zrozumiała, że życie osoby chorej ma sens i może być owocne. Między 1928 a 1981 r. żyła tylko dzięki Eucharystii. Raz w tygodniu, w środę wieczorem, przynoszono jej Komunię Świętą. W październiku 1930 r. otrzymała stygmaty. W każdy piątek do końca swoich dni przeżywała Mękę Pańską. Na wzór Chrystusa ofiarowała swoje cierpienie za zbawienie ludzi. We wtorki, środy i czwartki przyjmowała gości, wysłuchiwała ich zwierzeń, poznawała problemy, lęki, pytania.
To doświadczenie bólu i grzechu przekraczało przeciętne wyobrażenia i ludzkie możliwości. Marta wiedziała jednak, że otrzymała misję rozciągającą się na cały Kościół i świat. Przykuta do łóżka, bez jakiejkolwiek możliwości bezpośredniego działania, brała wszystko na siebie i niosła w ofierze Bogu. Stała się niczym żywa ofiara za ludzkość. Istotą tej ofiary była miłość, a nie cierpienie. Nie była jakimś nadzwyczajnym przykładem mistyczki, jak ją czasami przedstawiano. Doświadczyła miłości Chrystusa – Przyjaciela, Brata i Oblubieńca przyjmowanego w Eucharystii.
Marta była kobietą miłującą, która żyła Chrystusem i pragnęła, aby wszyscy ludzie Go poznali. W swoim pokoju przyjmowała prawdziwe tłumy, zmieniając życie tysięcy osób. Znane są nazwiska 103 000 osób, które odwiedziły pokój Marty i odbyły z nią rozmowę. O Kościele zawsze mówiła z miłością. Zdecydowanie uważała, że wiarę należy proponować każdemu. Podkreślała, że wszyscy chrześcijanie powinni objawiać Pana Jezusa w codziennym życiu, w swojej pracy, w działaniach społecznych, słowem – każdy powinien ewangelizować. Założyła Ogniska Światła i Miłości (Les Foyers de Charité). Marta nie zachęcała do uczestnictwa w swoich stanach mistycznych, lecz do naśladowania jej w miłości do Jezusa. Zmarła w piątek 6 lutego 1981 r. Papież Franciszek podpisał dekret o heroiczności jej cnót dnia 7 listopada 2014 r.
Anna Kropornicka, członek Ogniska Miłości w Kaliszanach
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/966/part/3
Rozważanie
Dziś wypełniło się Pismo, które słyszeliście. (Łk 4, 21)
Niedzielna Msza św., codzienna modlitwa, respektowanie przykazań, spowiedź, prośba o przebaczenie to proste akty wiary, które dobrze znamy, ale gdy przychodzi trudny moment, większe cierpienie, wydaje nam się, że to nie wystarczy, że potrzeba nam czegoś więcej. Proszący o uzdrowienie wódz syryjski Naaman, oburzony banalnością gestu, którego domaga się prorok, jest tak pouczony przez sługę: „Gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czyż byś tego nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: «Obmyj się, a będziesz czysty?»” (2 Krl 5, 13). Bóg lubi działać poprzez proste znaki i przez tych, których dobrze znamy.
Rozważanie zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
Wydawanego przez Edycję Świętego Pawła
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/966/part/4
___________________________
Czwarta Niedziela Zwykła
Izraelici przywykli do bycia karconymi przez proroków. Wiedzieli, że jako naród nie raz odeszli do Boga i że powinni się kiedyś nawrócić. Trudno jest przyjąć niełatwe prawdy o nas samych: że bywam egoistą, zazdrośnikiem. Jak na ironię, zdecydowanie łatwiej zaakceptować to, na co akurat nie mamy wpływu i co wydaje się odległe.
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 4, 21-30
W Nazarecie w synagodze, po czytaniu z proroctwa Izajasza, Jezus powiedział: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli». A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: «Czyż nie jest to syn Józefa?». Wtedy rzekł do nich: «Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: „Lekarzu, ulecz samego siebie”; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum». I dodał: «Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman». Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali się z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.
Błyskotliwość Jezusa była początkowo przyjmowana z podziwem. Jego słuchacze byli dumni z tego, że mają tak światłego krewniaka. Problemy zaczęły się, gdy Mistrz wyciągnął konsekwencje ze swojej mądrości. Nie budował przyjaznej atmosfery, nie poklepywał po ramieniu, nie mówił, ile im wszystkim zawdzięcza. Zamiast tego mówił jakby każąco i z wyrzutem.
Jednak co innego psuje dobry nastrój słuchaczy. Jezus nie mówi, że zbawienie będzie kiedyś że kiedyś trzeba będzie się poprawić i kiedyś przyjdzie konieczność zmian. Mówi: oto dziś, tu, teraz, zaraz. Czy jesteś gotowy? Dlaczego nie? Czemu ociągasz się z przemianą życia?
Słowa Jezusa ranią. Nagle okazuje się, że życie Nazarejczyków odbiega od pięknej nauki. Co więcej, przyznać Jezusowi rację, znaczyłoby przyznać się do ślepoty, w której się trwało tyle lat. Można się zgodzić, że ludzkość jest niedoskonała, ale nie na to, że ja wymagam poprawy.
Jezus rzuca ludzkości wyzwanie. W Nazarecie od razu sobie to uświadomiono. Czy tobie Jezus jest równie bliski, by Jego słowa były dla ciebie wyzwaniem? Czy są tylko piękną nauką mądrego kaznodziei z dalekiej krainy, prawiącego o odległych sprawach?
4 NIEDZIELA W CIĄGU ROKU
Eucharystia jest tym szczególnym momentem, gdy mamy możliwość „zasiąść z Chrystusem do stołu”. Tak jak uczynili to apostołowie podczas Ostatniej Wieczerzy i uczniowie zmierzający do Emaus. W kolekcie kapłan będzie prosił Najwyższego w naszym imieniu, abyśmy otrzymali łaskę chwalenia Boga z całej duszy oraz zdolność miłowania wszystkich ludzi. Jeśli otrzymamy te dwa dary, wówczas dopiero możemy poczuć się spełnionymi na ziemi i mieć pewność życia wiecznego. Święty Paweł w hymnie o miłości uczy nas, czym jest prawdziwa miłość. Prośmy zatem Chrystusa, aby oświecił nasze umysły i na tyle rozgrzał serca, abyśmy potrafili kochać tą jedyną i prawdziwą miłością.
Komentarz do I czytania (Jr 1, 4-5. 17-19)
Słowa te choć w sposób bezpośredni skierowane są do Jeremiasza, odnoszą się jednocześnie do każdego człowieka. Jeremiasz otrzymał od Pana określone powołanie, związane z misją prorocką. Ma być „głosem Pana” do tych, do których On go pośle. Każdy człowiek otrzymuje od swojego Stwórcy zadanie, które ma do wypełnienia w trakcie swojego ziemskiego życia. Nie ma ludzi z przypadku. Nie ma takiego życia, które byłoby pomyłką. Zanim zostaliśmy ukształtowani w łonie matki, już byliśmy umiłowanymi dziećmi Boga, częścią planu zbawienia. Dlatego Bóg tak walczy o każdego człowieka, aby wyrwać go z beznadziei i nadać mu godność dziecka Bożego.
Komentarz do II czytania (1 Kor 12, 31 – 13, 13)
Hymn o miłości to jeden z najpiękniejszych tekstów biblijnych. Święty Paweł ukazuje w nim to, co w życiu jest najważniejsze: miłość. To z niej zrodziliśmy się, to ona nadaje naszemu życiu sens, to dzięki niej jesteśmy w stanie przetrwać nawet największe życiowe próby. Niestety, miłość w życiu bywa odrzucana. Człowiek kuszony jest przez szatana różnymi pseudowartościami, które wydają się być od miłości ważniejsze. Ziemska sława, dominacja nad innymi, kłamstwo sprawiają wrażenie, że są o wiele bardziej atrakcyjne od miłości. Przynajmniej na krótki czas zaspokajają ludzkie ambicje. Miłość choć jest większa i wspanialsza, wymaga samozaparcia, pracy nad sobą, rezygnacji z siebie. A na owoce często każe czekać, ucząc człowieka pokory i wytrwałości.
Komentarz do Ewangelii (Łk 4, 21-30)
Patrząc z perspektywy całego życia Jezusa, słowa wypowiedziane w synagodze w Nazarecie potwierdziły się. Został On odrzucony przez swoich, bo nie tak wyobrażali sobie oni oczekiwanego Mesjasza. Prorocy i apostołowie doświadczali niejednokrotnie odrzucenia. Głosili bowiem prawdy, które nie były wygodne dla ludzi i nie odpowiadały ich oczekiwaniom. Święty Paweł przypomina nam dzisiaj, czym jest prawdziwa miłość. I choć słowa te brzmią bardzo pięknie, to ich realizacja w życiu wymaga trudu, a niejednokrotnie ofiary. Ludzka natura splamiona grzechem ciąży ku złu, które nosi w sobie pozory dobra. Odrzucamy proroków głoszących prawdę, bo jest ona niewygodna i trudna w realizacji. Bóg jednak się nie poddaje i wciąż posyła nowych, walcząc o człowieka, którego z miłości ukształtował na swój obraz i podobieństwo.
Pomyśl:
W jaki sposób staram się realizować przykazanie miłości w moim codziennym życiu?
Jak reaguję, gdy ktoś bez powodu mnie odrzuca lub sprawia mi przykrość?
Co robię, aby prawda Ewangelii była nadal głoszona?
Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.
http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/510
________________________
#Ewangelia: Współcześni nazaretanie
Mieczysław Łusiak SJ
W Nazarecie w synagodze, po czytaniu z proroctwa Izajasza, Jezus powiedział: “Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: “Czyż nie jest to syn Józefa”?
Wtedy rzekł do nich: “Z pewnością powiecie mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum”. I dodał: “Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.
Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali się z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.
Komentarz do Ewangelii:
Pan Jezus nie był mile widziany w swoim rodzinnym mieście. Nie polegało to jednak na tym, że skoro tylko się pojawił, to zaraz wyrzucili Go z miasta. Przeciwnie! Przyjęli Go, pozwolili czytać i przemawiać w synagodze. Nawet “przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego”. Odrzucenie Jezusa polegało na czymś innym. Mieszkańcy Nazaretu nie potrafili spojrzeć na Niego inaczej, niż przez pryzmat swoich o Nim wyobrażeń – dla nich był ciągle tylko synem Józefa. W związku z tym nie brali sobie do serca Jego słów, nawet jeśli bardzo im się podobały.
Jakże często i my “przyświadczamy Jezusowi i dziwimy się pełnym wdzięku słowom, które płyną z ust Jego”. Czy jednak bierzemy sobie te słowa do serca, to znaczy czy one wpływają realnie na nasze życie?
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2747,ewangelia-wspolczesni-nazaretanie.html
____________________
_________________________________________________________________________________________________
Świętych Obcowanie
_________________________________________________________________________________________________
Jan Bosko urodził się 16 sierpnia 1815 r. w Becchi (ok. 40 km od Turynu). Był synem piemonckich wieśniaków. Gdy miał 2 lata, zmarł jego ojciec. Jego matka musiała zająć się utrzymaniem trzech synów. Młode lata spędził w ubóstwie. Wcześnie musiał podjąć pracę zarobkową. Kiedy miał 9 lat, Pan Bóg w tajemniczym widzeniu sennym objawił mu jego przyszłą misję. Zaczął ją na swój sposób rozumieć i pełnić. Widząc, jak wielkim powodzeniem cieszą się przygodni kuglarze i cyrkowcy, za pozwoleniem swojej matki w wolnych godzinach szedł do miejsc, gdzie ci popisywali się swoimi sztuczkami, i zaczynał ich naśladować. W ten sposób zbierał mieszkańców swojego osiedla i zabawiał ich w niedziele i świąteczne popołudnia, przeplatając swoje popisy modlitwą, pobożnym śpiewem i “kazaniem”, które wygłaszał. Było to zwykle kazanie, które tego dnia na porannej Mszy świętej zasłyszał w kościele parafialnym.
Pierwszą Komunię świętą przyjął w wieku 11 lat (1826). Gdy miał lat 14, rozpoczął naukę u pewnego kapłana-emeryta. Musiał ją jednak po roku przerwać po jego nagłej śmierci. W latach 1831-1835 ukończył szkołę podstawową i średnią. Nie mając funduszów na naukę, Jan musiał pracować dodatkowo w różnych zawodach, by zdobyć konieczne podręczniki i opłacić nauczycieli. Musiał także pomyśleć o własnym utrzymaniu, mieszkając na stancji. Dorabiał nadto dawaniem korepetycji. Po ukończeniu szkół średnich Jan został przyjęty do wyższego seminarium duchownego w Turynie. Tutaj pod kierunkiem św. Józefa Cafasso, wykładowcy i spowiednika, czynił znaczne postępy w doskonałości chrześcijańskiej (1835-1841). 5 czerwca 1841 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Za poradą św. Józefa Jan wstąpił do Konwiktu Kościelnego dla pogłębienia swojej wiedzy religijnej i życia wewnętrznego. 8 grudnia 1841 roku napotkał przypadkowo 15-letniego młodzieńca-sierotę, zupełnie opuszczonego materialnie i moralnie. Od tego dnia zaczął gromadzić samotną młodzież, uczyć ją prawd wiary, szukać dla niej pracy u uczciwych ludzi. W niedzielę zaś dawał okazję do wysłuchania Mszy świętej i do przyjmowania sakramentów świętych, a później zajmował młodzież rozrywką. Ponieważ wielu z nich było bezdomnych, starał się dla nich o dach nad głową. Tak powstały szkoły elementarne, zawodowe i internaty, które rychło rozpowszechniły się w Piemoncie. “Zaniósł wiarę, światło i pokój tam, gdzie samotność rodziła nędzę” (z hymnu Liturgii Godzin). Ten apostoł młodzieży uważany jest za jednego z największych pedagogów w dziejach Kościoła. Zdawał sobie wszakże sprawę, że sam jeden tak wielkiemu dziełu nie podoła. Aby zapewnić stałą pieczę nad młodzieżą, założył dwie rodziny zakonne: Pobożne Towarzystwo św. Franciszka Salezego dla młodzieży męskiej – salezjanów (1859) oraz zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych dla dziewcząt (1872). Będąc tak aktywnym, Jan potrafił odnajdywać czas na modlitwę i głębokie życie wewnętrzne. Obdarzony niezwykłymi charyzmatycznymi przymiotami, pozostawał człowiekiem pokornym i skromnym. Uważał siebie za liche narzędzie Boga. Rozwinął szeroko działalność misyjną, posyłając najlepszych swoich synów duchowych i córki do Ameryki Południowej. Dzisiaj członkowie Rodziny Salezjańskiej pracują na polu misyjnym na wszystkich kontynentach świata, zajmując jedno z pierwszych miejsc. W dziedzinie wychowania chrześcijańskiego św. Jan Bosko wyróżnił się nie tylko jako jeden z największych w dziejach Kościoła pedagogów, ale zostawił po sobie kierunek-szkołę pod nazwą “systemu uprzedzającego” (zachowawczego), który wprowadził prawdziwy przewrót w dotychczasowym wychowaniu. Ta metoda wychowawcza nie jest oparta na stosowaniu przymusu, lecz odwołuje się do potencjału dobra i rozumu, jakie wychowanek nosi w swoim wnętrzu. Wychowawca, w pełni szanując wolną wolę młodego człowieka, staje się mu bliski i towarzyszy mu na drodze autentycznego wzrastania. System zapobiegawczy polega na uprzedzaniu czynów podopiecznego tak, aby nie doprowadzić do zrobienia przez niego czegoś niewłaściwego. Nie mniejsze zasługi położył św. Jan Bosko na polu ascezy katolickiej, którą uwspółcześnił, uczynił dostępną dla najszerszych warstw wiernych Kościoła: uświęcenie się przez sumienne wypełnianie obowiązków stanu, doskonalenie się przez uświęconą pracę. Najświętsza Maryja Panna i św. Józef nie poszli w swoim życiu codziennym drogą nadzwyczajnych pokut czy też wielu godzin modlitwy. Wszystko jednak czynili dla wypełnienia woli Bożej, dla Jezusa. W ten sposób wszystkie ich czynności były aktem czci i miłości Bożej. Ta właśnie tak prosta i wszystkim dostępna asceza salezjańska wyniosła na ołtarze Jana Bosko, Michała Rua, jego następcę, Dominika Savio – jego wychowanka, Alojzego Orione – założyciela Małego Dzieła Boskiej Opatrzności (orionistów) oraz Marię Dominikę Mazzarello – współzałożycielkę Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych, a także Alojzego Versiglia, biskupa, i Kaliksta Caravario, misjonarzy i męczenników w Chinach (+ 25 lutego 1930 r.). Cały wolny czas Jan poświęcał na pisanie i propagowanie dobrej prasy i książek. Początkowo wydawał je w drukarniach turyńskich. Od roku 1861 posiadał już własną drukarnię. Rozpoczął od wydawania żywotów świątobliwych młodzieńców, by swoim chłopcom dać konkretne żywe przykłady i wzory do naśladowania. Od roku 1877 dla wszystkich przyjaciół swoich dzieł zaczął wydawać jako miesięcznik, do dziś istniejący, Biuletyn Salezjański. Wszystkie jego pisma wydane drukiem to 37 tomów. Ponadto pozostawił po sobie olbrzymią korespondencję. W czasie kanonicznego procesu naoczni świadkowie w detalach opisywali wypadki uzdrowienia ślepych, głuchych, chromych, sparaliżowanych, nieuleczalnie chorych. Wiemy o wskrzeszeniu co najmniej jednego umarłego. Jan Bosko posiadał nader rzadki nawet wśród świętych dar bilokacji, rozmnażania orzechów czy kasztanów jadalnych. Zanotowano także przypadek rozmnożenia przez Jana Bosko konsekrowanych komunikantów. Najwięcej rozgłosu przyniosły mu jednak dar czytania w sumieniach ludzkich, którym posługiwał się niemal na co dzień, oraz dar przepowiadania przyszłości jednostek, swojego zgromadzenia, dziejów Italii i Kościoła. Jan Bosko zmarł 31 stycznia 1888 r. Pius XI beatyfikował ks. Bosko 2 czerwca 1929 r., a kanonizował 1 kwietnia 1934 r., w Wielkanoc. Jest patronem młodzieży, młodych robotników i rzemieślników.W chwili śmierci Założyciela zgromadzenie salezjanów miało 58 domów i liczyło 1049 członków. Obecnie ponad 16 000 salezjanów prowadzi 1830 placówek w 128 krajach świata. Rodzina Salezjańska, do której należą zakonnicy i świeccy żyjący duchowością ks. Bosko, liczy ponad 400 000 członków. Duchowi synowie św. Jana Bosko, zwani najczęściej salezjanami, przybyli do Polski w 1898 roku. Córki Maryi Wspomożycielki przybyły do Polski w roku 1922. Ze zgromadzenia salezjańskiego wyszli m.in. prymas Polski, kardynał August Hlond (1881-1948) i metropolita poznański Antoni Baraniak (1904-1977). Salezjaninem był bł. Bronisław Markiewicz (+ 1912), który założył na ziemiach polskich zgromadzenie św. Michała Archanioła (michalitów). Z grona polskich salezjanów wywodzi się także bł. August Czartoryski, beatyfikowany przez św. Jana Pawła II 25 kwietnia 2004 r.W ikonografii św. Jan Bosko przedstawiany jest jako kapłan w sutannie zakonnej. Najczęściej ukazywany jest w otoczeniu młodzieży, której poświęcił swoje życie. |
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-31.php3
W Rzymie – św. Marceli, wdowy. Gdy była jeszcze dziewczęciem, poznała św. Atanazego, który wówczas spędzał w Rzymie czas swego wygnania z Aleksandrii. Zapewne już wtedy fascynowały ją ascetyczne ideały mnichów egipskich. Mimo to na życzenie zamożnej rodziny wyszła za mąż. Gdy jednak po siedmiu miesiącach owdowiała, w domu na Awentynie stworzyła z przyjaciółkami asceterium i oddawała się bogomyślności oraz uczynkom miłosierdzia. Żywy kontakt utrzymywała ze św. Hieronimem, który też potem ułożył na jej cześć prawdziwy panegiryk. Wiele wycierpiała w czasie najazdu Alaryka. Wkrótce potem zmarła, ale dokładnej daty nie znamy.
Również w Rzymie – bł. Ludwiki Albertoni. W 33. roku życia owdowiała i przywdziała habit franciszkańskiej tercjarki. Wiele zdziałała na rzecz biednych. Zmarła w roku 1533.
oraz:
świętych męczenników Cyrusa i Jana (+ 303); św. Franciszka Ksawerego Bianchi, zakonnika (+ 1815); św. Geminiana, biskupa (+ 348); św. Metrana z Aleksandrii, męczennika (+ ok. 250)
Słowo na uroczystość św. Jana Bosko w 2016 roku
10 ważnych myśli św. Jana Bosko
św. Jan Bosko / ml
Dziś, w liturgiczne wspomnienie św. Jana Bosko, przedstawiamy 10 jego ważnych myśli.
Św. Jan Bosko – duchowy olbrzym
Św. Jan Bosko urodził się 16 sierpnia 1815 roku w Becchi, w przysiółku należącym do gminy Castelnuovo d’Asti – 40 kilometrów od Turynu. W późniejszych czasach osadę przemianowano na Castelnuovo Don Bosco. Jego ojciec, Franciszek zmarł kiedy Jan miał zaledwie 2 lata. Matka, Małgorzata musiała zająć się utrzymaniem trzech synów: Antoniego, Józefa i Jana. Podstawą w wychowaniu dzieci było dla matki życie religijne. Wykorzystywała każdą okazję, by mówić chłopcom o Opatrzności i sądzie Bożym. Wychowywała ich po spartańsku. Takie twarde życie uczyniło z nich ludzi silnych, nie cofających się przed trudnościami.
Proroczy sen
W 1824 roku, kiedy Jan miał 9 lat, Pan Bóg objawił mu we śnie jego przyszłą misję: Janek we śnie znalazł się wśród tłumu chłopców, którzy krzyczeli i przeklinali. Chciał ich uciszyć, zaczął krzyczeć i grozić im pięścią. Wówczas zbliżył się do niego dostojny, pięknie ubrany mężczyzna, który zawołał go po imieniu i powiedział: – Musisz zjednać sobie przyjaciół łagodnością i miłością, nigdy szturchańcami. Zacznij więc natychmiast mówić im o brzydocie grzechu i o pięknie cnoty.
Młody Jan Bosko odznaczał się konsekwencją w dążeniu do celu. Widząc, jak wielkim powodzeniem cieszą się przygodni kuglarze i cyrkowcy, za pozwoleniem swej matki zaczął ich naśladować. W ten sposób zbierał mieszkańców swojego osiedla i zabawiał ich w niedziele i święta, przeplatając popisy (wykonywał trudne skoki, chodził na rękach, jako kuglarz robił różne sztuczki, a jako linoskoczek skakał, biegał i tańczył na sznurze, wisiał na jednej nodze) modlitwą, pobożnym śpiewem i „kazaniem”, które było powtórzeniem wcześniej usłyszanego w kościele. W latach 1831-1835 ukończył szkołę podstawową w Castelnuovo i średnią w Chieri. Nie znajdując funduszów na ich opłatę, musiał pracować dodatkowo w różnych zawodach, by zdobyć konieczne podręczniki i opłacić nauczycieli. Musiał także pomyśleć o własnym utrzymaniu, mieszkając na stancji. Dorabiał przez dawanie korepetycji. Po ukończeniu szkół średnich Jan został przyjęty do wyższego seminarium duchownego w Turynie. Tu pod kierunkiem św. Józefa Cafasso, wykładowcy i spowiednika, czynił znaczne postępy w doskonałości chrześcijańskiej.
Kapłan i wychowawca
Ratowanie zapuszczonych moralnie chłopców – ta myśl przenikała jego umysł od najmłodszych lat. Pragnienie wychowawcze św. Jana Bosko oraz wielka miłość do młodzieży zaowocowała podczas jego pobytu w Turynie, gdy jako kapłan (święcenia otrzymał w 1841 r.) zaopiekował się młodzieżą z ulicy, dla której zorganizował oratorium, które stało się miejscem życia młodych; miejscem modlitwy, nauki, pracy, zabawy, twórczości, wypoczynku… W ciągu 15 lat stworzył niezwykłą wspólnotę, która zajmowała się opuszczoną i biedną młodzieżą. Następnie powstawały szkoły zawodowe, warsztaty i zakłady wychowawcze, lecz przede wszystkim zrodziła się metoda wychowawcza księdza Bosko, nazwana systemem prewencyjnym, oparta na trzech podstawowych zasadach: miłości, rozumie i religii. Święty wymagał od chłopców pracy nad sobą, aktywnego spędzania wolnego czasu i twórczości.
„Do szpitala, szybko!”
Mimo ogromu łask, tytanicznej pracy i siły woli, nie było mu łatwo. Urzędnicy piętrzyli trudności, właściciele domów i możnowładcy nie patrzyli na hałaśliwą i zaniedbaną młodzież zbyt ufnie… Do tego dochodziły pułapki ze strony współbraci w kapłaństwie. Znany jest przypadek, gdy dwaj z nich uznali ks. Jana za osobę chorą psychicznie. Zawiązali więc intrygę, której celem było umieszczenie go w domu dla obłąkanych. Umówili się z pracownikami szpitala psychiatrycznego, że wsadzą do powozu Don Bosko i każą go zawieźć na „ostry dyżur”. Tam już miał zostać przez dłuższy czas. Odwiedzili więc ks. Jana i zaproponowali mu przejażdżkę. Nie wiedzieli jednak jednego – święty czytał w sumieniach i myślach bliźnich. Kiedy więc podeszli do powozu, Jan odsunął się na bok, przewrotni kapłani wsiedli do powozu, a ten zamknął za nimi drzwi i krzyknął do woźnicy: Do szpitala psychiatrycznego – szybko! Trochę czasu zajęło wyjaśnianie „żartu”, ale efekt był taki, że ci dwaj księża już nigdy nie starali się przechytrzyć Don Bosko.
Dar czytania w sumieniach
To, co szczególnie niepokoiło, ale też fascynowało współczesnych św. Janowi, to jego nadprzyrodzony dar czytania w sumieniach i dar poznania rzeczy przyszłych. Wystarczyło, że spojrzał na kogoś i już mógł określić jego myśli, zainteresowania i stan duchowy. Jeden z jego nowo przybyłych podopiecznych powiedział kiedyś z bezczelnym uśmieszkiem: – Jeśli rzeczywiście Don Bosko jest taki mądry i przenikliwy, że zna moje grzechy, niech je wymieni. Święty nachylił się nad chłopcem i powiedział mu całą „litanię” grzechów, zaniedbań i występków, nawet tych najbardziej skrytych.
Owoce św. Jana Bosko
Działalność św. Jana Bosko przyniosła wspaniałe owoce. Święty założył dwie rodziny zakonne: Pobożne Towarzystwo Św. Franciszka Salezego dla młodzieży męskiej (1859) (salezjanie) i zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych dla dziewcząt (1872). Położył także wielkie zasługi w zakresie udostępniania literatury katolickiej. Rozpoczął od wydawania żywotów świętych i biografii papieży. Potem pojawiły się Czytanki Katolickie na każdy miesiąc. Od roku 1877 dla wszystkich przyjaciół swoich dzieł zaczął wydawać miesięcznik „Biuletyn Salezjański”. Wszystkie pisma, wydane drukiem staraniem św. Jana Bosko doszły do 1174 pozycji, co razem obejmuje 37 tomów, w tym on sam napisał i wydał 130 książek i książeczek. Jego droga do świętości – uświęcanie się przez pracę i sumienne wypełnianie obowiązków stanu wyniosła do chwały ołtarzy m.in. św. Dominika Savio, św. Marię Dominikę Mazzarello, św. Alojzego Orione, bł. Michała Rua.
Dary nadprzyrodzone
Opatrzność wyposażyła ks. Bosko również w dary nadprzyrodzone. W czasie kanonicznego procesu naoczni świadkowie w detalach opisywali wypadki: uzdrowienia niewidomych, głuchych, chromych, sparaliżowanych, nieuleczalnie chorych. Wiadomo o co najmniej jednym wskrzeszeniu zmarłego. Święty posiadał nawet dar bilokacji. Najwięcej jednak rozgłosu przyniosły świętemu: dar czytania w sumieniach ludzkich, którym posługiwał się niemal na co dzień, oraz dar widzenia przyszłości.
* * *
Św. Jan Bosko pożegnał ziemię dla Nieba 31 stycznia 1888 roku w Turynie. Papież Pius XI beatyfikował go w 1929 roku, a 1 kwietnia 1934 dokonał jego kanonizacji. Wspomnienie liturgiczne świętego przypada 31 stycznia.
Bogusław Bajor
_________________________________________________________________________________________________
Nie kochaj powierzchownie
Dariusz Piórkowski SJ
“Miłość cierpliwa jest” (1 Kor 13, 4)
Miłość romantyczna jest. Miłość lubi zmysły. Miłość walczy o przyjemność. Miłość nie stroni od kaprysów. Miłość ciągle czegoś potrzebuje. Miłość się ceni i wszystko przelicza.
Nie, nie o tym usłyszeliśmy w dzisiejszym drugim czytaniu podczas mszy świętych. Ale o takiej miłości słyszymy na okrągło w internecie, w gazetach, w filmach i kabaretach. O takiej miłości często szepcą zakochani w sobie od miesiąca i trąbią plotkarskie portale. Jeśli uczucie przemija i zakochanie gaśnie, to i miłość znika jak poranna rosa. Taka płytka miłość napędza rynek, reklamę i sprzedaż. Miłość, podobnie jak szczęście, to słowo wytrych, pod które można wszystko podłożyć i wiele na nim ugrać.
Dlaczego tak się dzieje? Bo prawdziwej miłości ciągle nie znamy, bo nie potrafimy jeszcze w pełni kochać, bo tworzymy sobie jej własny obraz, bo myślimy, że miłość jest czymś, co się zdobywa własnym wysiłkiem.
Oczywiście, jest w tych obiegowych opiniach trochę prawdy. Miłość bywa przyjemna, jest także uczuciem, wyraża się w seksie. Ale to nie cała prawda. Św. Paweł pisze, że miłość to przede wszystkim dar. Miłość się najpierw przyjmuje, a potem przekazuje dalej. Nie można jej wytworzyć w laboratorium, w sypialni ani na kimś wymusić. Popatrzmy jak stworzony jest świat. Żyjemy, ponieważ ktoś ciągle wyprzedza nas w miłości. Najpierw Bóg: “Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię” (Jr 1, 5). Zanim zostaliśmy poczęci, już Bóg był w nas zakochany, znał nas. Nie jesteśmy przypadkowi. Jesteśmy chciani i oczekiwani przez Boga.
Potem poczęli nas rodzice, żywili, pracowali dla nas, wozili do lekarzy, pokazywali jak zawiązywać sznurówki, pomagali wydmuchiwać nosy, chociaż tego nie lubiliśmy, uczyli mówić i jak się właściwie zachowywać. Nawet jeśli było to niedoskonałe, nawet jeśli niektórzy z nas pochodzą z rozbitych rodzin lub nie znali swoich rodziców. Ktoś musiał przekazać nam przynajmniej minimum miłości. Te zwykłe obowiązki i codzienna troska to nic innego jak miłość, czyli także trud i poświęcenie. Być może na tym polega problem wielu rozczarowanych młodych małżeństw: zapomnieli, że miłość to także zwyczajność, a nie tylko motylki w brzuchu. Wystarczy czasem poprosić rodziców, by przypomnieli, a nie wypomnieli, co to znaczyło, nie przespać kilka nocy, bo dziecko chorowało i płakało? Czy to nazwalibyśmy czymś przyjemnym? A jednak wstaje się w nocy do dziecka, bo się je kocha, bo ono wiele znaczy. I to jest też miłość.
Jest taka prawidłowość, że im mniej doświadczymy miłości ze strony Boga i ludzi, tym trudniej ją później okazywać. Owszem, można wiele nadrobić, ale trzeba przejść dłuższą i mozolną drogę, by otworzyć się na przyjęcie miłości Boga i kochać innych. Ta miłość jest ciągle dawana, ale człowiek może być tak rozgoryczony, tak skupiony na sobie, tak poraniony i skoncentrowany na swoim głodzie miłości, że jej po prostu nie zauważa albo ją odrzuca, bo wydaje mu się niemożliwa.
Od lat zastanawia mnie, że pierwszą cechą miłości według św. Pawła jest cierpliwość. Ma ona jakiś związek z cierpieniem, ze znoszeniem tego, co niewygodne, co jest trudne. Św. Tomasz z Akwinu powiada, że “cierpliwym nie jest ten, kto nie dostrzega zła, lecz ten, kto nie pozwala, by zło wciągnęło go w smutek”. Aby być cierpliwym, muszę także widzieć dobro w drugim człowieku, w świecie.
Miłość cierpliwa to inne imię miłosierdzia. Najpierw Bożego. Co więc, oprócz grzechu i zła, widzi w nas i w świecie Bóg, że ciągle gotów jest nam przebaczać, że jest cierpliwy po tysiąckroć, że się nami nie męczy i nie nuży? Co widzą w dziecku rodzice, po raz setny przypominając mu, żeby nie wkładało palca do gniazdka, a i tak często mało to skutkuje?
Tej odpowiedzi nie znajdziemy dzisiaj w komercyjnych mediach, bo nie da się jej spieniężyć. Musimy zajrzeć do Pisma św. Prorok Izajasz już w Starym Testamencie mówi do Izraela i do każdego z nas: “Jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak Bóg twój tobą się rozraduje” (Iz 62, 5).
Każde słowo jest tutaj na wagę złota. Dzieci często mówią “moja mama”, “mój tata”. “Mój”, “moja” oznacza, że ktoś jest mi bliski, jedyny “Twój” Bóg to Bóg bliski, nie gdzieś w niedostępnym dla nas niebie, lecz tuż obok. “W Nim poruszamy się, żyjemy i jesteśmy” – pisze św. Paweł. Z takim Bogiem mamy do czynienia.
Jakie uczucia się w tobie rodzą, gdy słyszysz, że Bóg się tobą raduje? Jakie myśli chodzą ci po głowie, gdy dowiadujesz się, że Bóg cieszy się z tego, że jesteś, a nie z tego, co zrobiłeś lub co zaniedbałeś? Bóg stworzył wszystko po to, aby było. Tak naprawdę nie ma wobec nas żadnych roszczeń. Nasza obecność jest dla Niego najważniejsza. Dlatego w oczach Bożych nie ma ludzi niepotrzebnych na tym świecie. To logika użyteczności, opłacalności i egoizmu stwierdza, że wolno pozbywać się chorych, uśmiercać tych, którzy są dla nas finansowym i emocjonalnym ciężarem, zabijać bezbronnych i upośledzonych. Bóg się raduje każdym człowiekiem, nie za to, co on zrobi i co wytworzy lub jaką wartość dodaną wniesie.
I tutaj pojawia się kolejny problem. Powątpiewamy: Przecież to niemożliwe! Tak nie może być! Jak to, kocha za nic? Nie wierzymy w tę Dobrą Nowinę. Nie mieści się nam ona w głowie. Także dlatego, że na co dzień jesteśmy zbombardowani inną “dobrą nowiną”. Siedzimy w niej po uszy. I często tylko ją słyszymy. A jej fundamenty da się streścić w paru zdaniach: “O tyle coś znaczysz, o ile kupisz nowe spodnie, sukienkę, suplement diety. Tylko wtedy możesz coś dostać, jeśli sobie na to zasłużysz”. Wszyscy wokół czegoś od nas chcą i cenią nas za to, co zrobimy, kupimy, zamówimy. Cały przemysł reklamowy na tym się opiera. Marketingowcy wiedzą, jak zagrać na naszych najgłębszych pragnieniach. Większość reklam w Polsce odwołuje się do szczęścia rodzinnego. Często w tle pojawia się całe morze uśmiechu, kwiatów i w ogóle błoga atmosfera: “Kup najnowszy serek lub czekoladkę i wszyscy będą czuć się w domu jak w siódmym niebie”. Gdyby to było takie proste…
Tak bardzo jesteśmy przesiąknięci tym myśleniem, że nawet w naszych domach wszystko coraz bardziej przeliczamy, porównujemy się z innymi, z braćmi, siostrami, kolegami i sąsiadami; okazujemy miłość za coś, nie cieszymy się tym, że jesteśmy dla siebie, bo nie mamy czasu, nie potrafimy powiedzieć przepraszam. Dlaczego? Bo jeszcze nie dotarło do nas, że Bóg cieszy się naszym zwykłym, nagim i ubogim byciem. Dlatego za nas umarł i zmartwychwstał, by nas uzdrowić i przekonać, że nasza wartość nie bierze się z tego, co sami zdziałamy, lecz z miłości okazanej nam za nic.
Właśnie z tych powodów Papież Franciszek ogłosił Rok Miłosierdzia. Nie znamy do końca miłości, a zwłaszcza tej cierpliwej, zwanej miłosierdziem. Wyobrażamy sobie Boga często po swojemu, tak że się Go boimy. Już św. Teresa z Lisieux, kilkadziesiąt lat przed św. Faustyną, pisała w swoim dzienniku: “Miłość Miłosierna zewsząd jest odtrącana, nieznana; serca, które chciałbyś nią obdarzyć zwracają się ku stworzeniom, oczekując od nich szczęścia i ich kruchego przywiązania, miast rzucić się w Twoje ramiona i przyjąć Twoją nieskończoną miłość”. Dlatego reagujemy często tak jak mieszkańcy Nazaretu, którzy nie przyjmują Jezusa: “Lekarzu, sam się ulecz. My sobie sami poradzimy”. Ten Rok jest nam podarowany, byśmy bardziej poznali bliskość Boga, Jego czułość, cierpliwość, prawa Królestwa Bożego, które są nieco inne niż prawa tego świata. Jubileusz jest po to, by zauważyć, że Bóg się nami raduje i dlatego ratuje, kiedy upadamy, błądzimy. Nie będziemy mogli przebaczać, czynić miłosierdzia, jeśli go wpierw nie doświadczymy w Słowie Bożym, lekturze, dobrej spowiedzi, Eucharystii. Na to potrzeba czasu, czyli rezygnacji z innych spraw, może także przykręcenia kurka z “dobrą nowiną”, która płynie do nas strumieniem z mediów i kształtuje nasze myślenie, choć nawet o tym nie wiemy. Być może drugiej takiej szansy nie będziemy mieli. Wykorzystajmy więc to Boże zaproszenie, które przychodzi do nas przez Kościół.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2295,nie-kochaj-powierzchownie.html
_________________________
Jakie jest moje wewnętrzne bogactwo?
Stanisław Biel SJ
Opowiadanie o pobycie Jezusa w rodzinnym mieście składa się z dwóch części. Pierwsza mówi o adwencie Jezusa do Nazaretu, a druga o exodusie – wyjściu.
Słowo “adventus” oznacza nawiedzenie miasta przez jakiegoś boga, przybycie imperatora, cesarza na prowincję. Taka wizyta wiązała się zwykle z oczekiwaniem i długimi przygotowaniami. Cała społeczność prowincjonalna starała się zrobić na cesarzu jak najlepsze wrażenie. Pewną analogię mamy w czasie wizyt papieża.
Pierwszą reakcją słuchaczy na prymicyjne wystąpienie Jezusa w rodzinnym Nazarecie było zdziwienie, zdumienie. Jezus przemówił jasno, prosto, by wszyscy mogli Go zrozumieć, a równocześnie w sposób oryginalny, spontaniczny, nowy. Ewangelista Marek przytacza pytania, jakie stawiają sobie mieszkańcy Nazaretu: Skąd On to ma? I co to za mądrość, która jest Mu dana? (Mk 6, 2). Pytania te świadczą, że słowa Jezusa wypływają z głębi serca, są Jego słowami, Jego doświadczeniem, Jego życiem: Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro […] Bo z obfitości serca mówią jego usta (Łk 6, 45).
Słowa Jezusa wzbudziły podziw, ale również wątpliwości. Zamiast radości z obwołanego Roku Łaski mieszkańcy Nazaretu przechodzą stopniowo do sceptycyzmu, nieufności i krytyki. Czy nie jest to syn Józefa? Nazaretańczycy zżyli się z Jezusem. Widzieli Go, gdy wśród nich wzrastał, żył. I trudno było im zrozumieć mądrość Jezusa i tajemnicze działanie Boga.
Wobec krytyki Jezus reaguje zdziwieniem, zaskoczeniem, któremu prawdopodobnie towarzyszy ból. Spodziewał się od rodaków współdzielenia radości; tymczasem spostrzega, że ma przed sobą mur zawiści i zazdrości. Jego miłość i pragnienie uzdrawiania napotykają na przeszkody. W tej scenie mamy pierwszy obraz ewangelizującego Jezusa: nie słuchany, przegrany, odrzucony.
Jezus próbuje zrozumieć zachowanie mieszkańców Nazaretu: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. I podaje przykłady Eliasza i Elizeusza. Mieszkańcy Nazaretu nie są w stanie uchwycić przesłania Jezusa, ponieważ nie znajdują się w sytuacji wdowy z Sarepty Sydońskiej (1 Krl 17, 8-24) ani Syryjczyka Naamana (2 Krl 5, 1-27). Nie są wystarczająco świadomi swego ubóstwa i dlatego nie potrafią się ubogacić. Nie są świadomi swojej ślepoty i nie potrafią przyjąć światła. Nie są też wystarczająco świadomi niewoli, w jakiej żyją, by móc cieszyć się głoszoną wolnością.
Słowa Jezusa o wdowie z Sarepty i Naamanie były niewątpliwie prowokacją. Jednak owa prowokacja, która stanowiła kolejną szansę, stała się przyczyną jeszcze większej zatwardziałości serc; zatwardziałości, która zrodziła myśli zabójcze. Ojcowie Kościoła twierdzą: Słońce może być także źródłem stwardnienia, kiedy zamiast trawy gotowej napełnić się jego energią, znajduje na swej drodze błoto, które pod jego wpływem potrafi jedynie stwardnieć.
Po “nieudanym” wystąpieniu w Nazarecie dokonuje się exodus Jezusa. Jest zmuszony wyjść. Jezus który przyszedł, niosąc w sobie cały ładunek uzdrawiającej mocy, zmuszony jest, wobec ślepoty, zazdrości i zawiści swoich współziomków, zawrócić i udać się gdzie indziej. Zostaje wyrzucony z synagogi poza miasto.
To wyrzucenie Jezusa z Nazaretu, choć paradoksalnie wydaje się klęską, przynosi ogromne owoce. Jezus idzie do Kafarnaum, gdzie okazuje w pełni swoją Boską moc. Zwątpienie i niewiara współziomków nie zmieniły planów Jezusa. Wolność pozwala Mu przekroczyć ramy “lokalnego proroka” i wyjść poza krąg Nazaretu. Wydaje się niemal, że wzrost niezrozumienia, zazdrości czy też nienawiści ze strony człowieka, pociąga ze strony Jezusa (Boga) – wzrost zrozumienia, życzliwości, miłości.
Jakie jest moje wewnętrzne bogactwo? Czy jest we mnie wewnętrzna spójność pomiędzy tym, czym żyję, a tym, co wyrażam na zewnątrz? Czy zbyt łatwo i szybko nie oceniam i “szufladkuję” ludzi? Czy potrafię “przebijać się” przez pierwsze wrażenia, by odkrywać inność, oryginalność, piękno i tajemnicę każdego człowieka? Jakie uczucia wzbudza we mnie obraz “przegranego” Jezusa? Czy potrafię w wolności i z odwagą kontynuować dzieła, co do których mam moralną pewność, że są słuszne (i Boże)?
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2745,jakie-jest-moje-wewnetrzne-bogactwo.html
__________________________
Do jakiej miłości zaprasza nas Chrystus? [WIDEO]
Robert Głubisz OP
Chrystus zaprasza nas do trudnej miłości. Miłości, która często jest odrzucana i lekceważona, której niemal zawsze towarzyszy konflikt. Wysłuchaj komentarza do dzisiejszej Ewangelii.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2748,do-jakiej-milosci-zaprasza-nas-chrystus-wideo.html
_____________________________
“To atak na kształt przyszłego życia społecznego”
KAI / pk
Walka z religią w szkole jest atakiem na wychowanie i kształt przyszłego życia społecznego – uważa biskup Henryk Tomasik, członek Komisji Wychowania Katolickiego KEP.
Biskup radomski odniósł się tym samym do inicjatywy “Świecka szkoła”, która chce, by lekcje katechezy Kościoły i związki wyznaniowe opłacały z własnych środków.
Bp Henryk Tomasik podkreślił, że religia uczestniczy w kształtowaniu młodego pokolenia, a wychowanie jest wartością. – W naszym społeczeństwie za mało mówimy, za mało doceniamy tę wartość, którą jest wychowanie, a także wielką odpowiedzialność państwa, władz samorządowych, które też uczestniczą w wychowaniu. Również media, także i my wierzący, nasze szkoły katolickie, włączamy się w wielkie dzieło wychowania młodego pokolenia – mówił biskup Tomasik w audycji “Kwadrans dla Pasterza” na antenie Radia Plus Radom.
– Walka z religią w szkole jest atakiem na wychowanie i kształt przyszłego życia społecznego. Ponadto Polacy to w większości katolicy, którzy płacą podatki. To właśnie z tego funduszu są wynagradzani katecheci, tak jak inni nauczyciele, którzy pracują w szkole – zauważył biskup radomski.
Przypomnijmy, że Rada Ministrów wobec obywatelskiego projektu nowelizacji o systemie oświaty stwierdziła, że “finansowanie zajęć z religii przez Kościoły lub inne związki wyznaniowe, czyli praktycznie przez rodziców, którzy są członkami tych wspólnot religijnych, byłoby naruszeniem dwóch zasad konstytucyjnych: wolności religii i bezpłatności nauki”.
Przypomnijmy, że w państwach Unii Europejskiej nauczanie religii w szkołach publicznych, poza kilkoma wyjątkami, jest obecne i ma charakter obowiązkowy albo dobrowolny w zależności od wyboru rodziców lub uczniów.
Z badania CBOS przeprowadzonego w marcu 2015 r. wynika, że nauczanie religii w szkole nie jest rażące dla 82 proc. Polaków. Dokładnie taki sam odsetek dorosłych obywateli naszego państwa wypowiedział się w tej sprawie w roku 2013.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24883,to-atak-na-ksztalt-przyszlego-zycia-spolecznego.html
____________________________
Projekt ws. zakazu finansowania lekcji religii w Sejmie
KAI / pk
Pierwsze czytanie obywatelskiego projektu nowelizacji ustawy o systemie oświaty, wprowadzającego zakaz finansowania religii z budżetu państwa, odbędzie się podczas najbliższego posiedzenia Sejmu. Autorzy inicjatywy “Świecka szkoła” chcą, by lekcje katechezy Kościoły i związki wyznaniowe opłacały z własnych środków.
Niekonstytucyjność tego projektu stwierdziła w obszernej opinii dla posłów m.in. Prokuratura Generalna.
Inicjatywą “Świecka szkoła” kieruje Leszek Jażdżewski, publicysta i redaktor naczelny miesięcznika “Liberte”. Jej celem jest doprowadzenie do zmiany ustawy o systemie oświaty. Pomysłodawcy domagają się, by nauka religii w przedszkolach i szkołach publicznych nie mogła być ani w części, ani w całości finansowana z budżetu państwa, ale żeby robiły to Kościoły.
Tuż przed upływem poprzedniej kadencji Sejmu, Komitet Inicjatywy Ustawodawczej “Świecka szkoła” powiadomił o zebraniu pod inicjatywą wymaganej liczby 100 tys. podpisów. 5 października projekt ustawy wpłynął do ówczesnej marszałek Sejmu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
W mediach społecznościowych pojawiły się jednak zarzuty o naruszeniu przez “Świecką szkołę” określonego ustawowo trzymiesięcznego terminu zbierania podpisów pod inicjatywami obywatelskimi. Chodziło o to, że przez trzy miesiące “Świecka szkoła” miała już zbierać podpisy pod inicjatywą, ale jednocześnie opóźniała jej zgłoszenie do władz Sejmu jako komitetu. Zebrane przed zawiązaniem komitetu podpisy włączono jednak w poczet przesłanych do marszałka Sejmu.
Z pisma szefa Kancelarii Sejmu Lecha Czapli do marszałek Kidawy-Błońskiej z 16 października ub. roku wynika, że po sprawdzeniu przez biuro prawne dopatrzono się ok. 153 tys. podpisów prawidłowych (ze 155 tys. złożonych).
Stwierdzono zatem, że “istnieje podstawa do skierowania projektu ustawy do pierwszego czytania w Sejmie”. Z pisma nie wynika, czy badano także ewentualne nieprawidłowości co do naruszenia terminu zbierania podpisów.
Tymczasem krytycznie o merytorycznych założeniach projektu wypowiedziała się Prokuratura Generalna. W swojej opinii dla Sejmu RP prokurator generalny Andrzej Seremet przypomina, że w świetle art. 53 ust. 1 i 2 Konstytucji RP, nauczanie religii stanowi “immanentny składnik zagwarantowanej w ustawie zasadniczej wolności religii”.
Dopełnieniem tej wolności jest zapis z art. 53 ust. 4 mówiący, że religia Kościoła lub związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej może być przedmiotem nauczania w szkole, przy czym nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób.
Prokurator generalny zauważa też, że nauka religii w Polsce nie jest obowiązkowa. O udziale ucznia w szkolnej katechezie decydują rodzice lub sami uczniowie, jeśli są pełnoletni, poprzez złożenie pisemnego oświadczenia. Po złożeniu oświadczenia udział w tych zajęciach jest dla ucznia obowiązkowy.
Przypominając o regulacjach prawnych dotyczących sposobu organizowania lekcji religii w publicznych szkołach i przedszkolach, Prokuratura wskazuje, że żadne zajęcia ujęte w ramowym planie nauczania w szkole publicznej nie mogą być realizowane odpłatnie, bo stanowiłoby to naruszenie art. 70 ust. 2 Konstytucji. Zgodnie z nim, nauka w szkołach publicznych jest bowiem bezpłatna. Ustawa może dopuścić świadczenie niektórych usług edukacyjnych za odpłatnością, ale dotyczy to publicznych szkół wyższych.
Andrzej Seremet w swojej opinii podkreśla ponadto, że w państwach Unii Europejskiej nauczanie religii w szkołach publicznych, poza kilkoma wyjątkami, jest obecne i ma charakter obowiązkowy albo dobrowolny w zależności od wyboru rodziców lub uczniów.
We wszystkich państwach, w których nauczanie religii występuje w publicznym systemie oświaty, także w tych, gdzie ma ono charakter fakultatywny, jest ono finansowane ze środków publicznych – wskazuje Andrzej Seremet.
Opinię krytyczną wobec projektu wydała także komisja ds. nauczania religii Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego.
Podkreślono w niej, że grupa obywateli skupiona wokół “Świeckiej szkoły” nie ma “rzetelnego rozeznania i pełnej wiedzy o wpływie nauczania religii w szkole na wzbogacenie kształcenia i wychowania oraz na kształtowanie właściwych postaw współżycia dzieci i młodzieży, a w przyszłości dojrzałych obywateli naszej Ojczyzny”. – Owa grupa prezentuje nieprzychylne nastawienie do Kościołów – dodano w opinii Kościoła prawosławnego.
Prawosławna komisja ds. nauczania religii przypomina, że program nauczania religii prawosławnej i podręczniki są opracowane zgodnie z wymaganiami państwa, zawartymi w rozporządzeniu MEN z 8 czerwca 2009 r. Opracowane programy nauczania i podręczniki są przekazywane do MEN i kuratoriów, i dotychczas nie zgłoszono żadnych uwag w zakresie treści czy ich budowy”.
Co więcej, znowelizowana w 2012 r. podstawa programowa i programy nauczania opracowane przez Kościół prawosławny otrzymały bardzo dobrą opinię zarówno ze strony MEN, jak i kuratoriów. Ponadto są one zgodne z Konstytucją i podlegają nadzorowi kuratoryjnemu – wskazał w piśmie do Sejmu ks. dr. Andrzej Baczyński, sekretarz komisji ds. nauczania religii prawosławnej.
Ks. prof. Józef Krukowski, wybitny znawca prawa wyznaniowego i stosunków państwo-Kościół, wykładowca KUL i UKSW przypominał w wywiadzie dla KAI, że nauczanie religii w szkołach jest istotnym osiągnięciem europejskiej kultury prawnej w dziedzinie poszanowania wolności sumienia i religii.
– Jest to ochrona wolności religijnej rodziców w zakresie wychowania dzieci zgodnie ze swymi przekonaniami w edukacji publicznej. Państwo demokratyczne powinno zapewniać ochronę wolności nie tylko OD przymusu, ale również wolności DO uzewnętrzniania swych przekonań religijnych i światopoglądowych przez każdego w życiu prywatnym i publicznym. Nauczanie religii w szkołach służy właśnie poszanowaniu przez państwo prawa rodziców do wychowania dzieci nie tylko w domu rodzinnym, ale również w szkołach – wyjaśnił ks. prof. Krukowski.
Z badania CBOS przeprowadzonego w marcu 2015 r. wynika, że nauczanie religii w szkole nie jest rażące dla 82 proc. Polaków. Dokładnie taki sam odsetek dorosłych obywateli naszego państwa wypowiedział się w tej sprawie w roku 2013.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24823,projekt-ws-zakazu-finansowania-lekcji-religii-w-sejmie.html
__________________________
Duchowość świeckich
ks. Louis Evely SJ, Spiritualité des laics tłum. ks. Stanisław Pyszka SJ
Ile razy mieliśmy odwagę wziąć na serio wezwanie: Przyjdź, Duchu Święty? Czy życzyliśmy sobie, żeby nas stworzył na nowo? Kto odważa się życzyć sobie aż tyle? Kto wzbudza pragnienie tak bulwersującej obecności? Kto do tego zmierza umyślnie, z potrzeby serca?
Potrzebujemy dowartościować nasze codzienne, monotonne życie, z którego tak mało jesteśmy zadowoleni, to życie, na które nigdy nie umieliśmy popatrzeć jako na święte, jako na miejsce, w którym Bóg zawsze chce nas spotykać. Trzeba uwierzyć w wartość świętości tego, co inni nazywają życiem ziemskim. Oto na czym powinna polegać duchowość ludzi świeckich.
Większości z nas brakuje dumy i radosnej świadomości, że jesteśmy powołani do służenia Bogu tam, gdzie się znajdujemy od rana do wieczora. Nie brakuje nam energii: przecież dzielnie i zawzięcie pracujemy. Niekiedy aż za bardzo! Ale bez radości. Znudzeni obowiązkami, które uważamy za czysto świeckie, staramy się uciekać przed naszym wstydliwym pogaństwem przy pomocy wysiłków dzielenia czasu na pracę, modlitwę i odpoczynek. Miotamy się między skrajnościami. Żeby nie stracić wszystkiego, staramy się ocalić, ile się da. To dlatego cała nasza “religijność” pozostaje marginesem naszego życia – naszego zawodu, trudu, naszych trosk i naszego cierpienia.
Kiedy człowiek świecki – jak mu się wydaje – zaczyna bardziej wierzyć, próbuje marzyć o życiu klasztornym, zezuje okiem na zakonników, kopiuje ich sposób życia, oczekuje chwili, w której będzie mógł wieść w spokoju religijne życie wdowców i rencistów, w pobożnym wolnym czasie.
Większość ludzi świeckich nie docenia swojego powołania. Nie rozumieją, że Bóg potrzebuje ich tam, gdzie są, aby kontynuować swoje dzieło w świecie; że On liczy na nich, aby dokończyć dzieło uświęcania świata! Chce im powierzyć tę pracę, te dzieci, tych mężczyzn, te kobiety, te obowiązki. Każdy z nas jest jakby mądrym i roztropnym zarządcą, którego Mistrz ustanowił nad pewnymi Jego dobrami i Jego sługami, aby rozdzielał każdemu żywność w odpowiednim czasie.
Wyobraźmy sobie, że Bóg potrzebuje kogoś w miejscu, gdzie teraz jest: aby pokierować tym dzieckiem, aby pocieszyć tego mężczyznę, tę kobietę, aby dokończyć tę pracę, aby objawić Jego miłość. Czy mógłby to zrobić sam? Bez zwracania się do was? Bóg mógłby zrobić wszystko sam, lecz On chciał, aby świat był niedoskonały! Bóg chciał wziąć ludzi do pomocy. Bóg chciał, abyśmy mieli uczestnictwo w Jego dziele. Dokonacie większych rzeczy niż Ja.
Bóg chciał takiego porządku, w którym zawsze On razem z człowiekiem może dokonać więcej niż Bóg sam. Posłał nas. Jeśli nie odpowiemy na to, czego On od nas oczekuje, nasza misja skończy się niepowodzeniem. Czy zapytał nas o zdanie? Nie, On ukochał nas do tego stopnia. Zaufał nam. Wiedział doskonale, że trzęślibyśmy się ze strachu, gdyby nas zapytał o zdanie. A więc powiedział: postanowiłem ich posłać. Dobrze zrobią, jeśli się zgodzą. Ja będę z nimi. Dobrze zrobią, jeśli będą się cieszyć razem ze Mną…
On nam zaufał. Powierzył nam swoją pracę i oczekuje, że ją wykonamy. Potrzebuje was, ludzi świeckich, aby objawić swoją czułość, wierność, dobroć, cierpliwość. O, gdybyście mogli to wiedzieć!
Jezus nie będzie mógł oddać Ojcu całej chwały, jaką chciałby Mu oddać, jeśli mu w tym nie pomożecie. Kto nie byłby bardziej szczęśliwy i bardziej dumny wiedząc, że On wybrał właśnie jego, by kontynuował Jego dzieło? W czasie Prefacji powtarzacie codziennie: Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie… Czy jest coś, co nie jest godne i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyście Mu składali dziękczynienie tam, gdzie jesteście? To wasze zadanie, wasza misja w świecie. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata”(J 17, 15).
Powiecie, że to niemożliwe. Skoro powinienem wierzyć, że Bóg mnie kocha, muszę wierzyć, że On specjalnie umieścił mnie tam, gdzie jestem. Krzyknijmy z radości wobec tego uhonorowania, jakie nam wyświadczył: nigdy nie odważylibyśmy się marzyć o tak głębokim braterstwie z Jezusem.
Trzeba pracować, działać… Mój Ojciec działa aż dotąd, i Ja działam. Zamiast próbować się wykręcić z waszych obowiązków, lepiej spójrzcie: Chrystus jest w nich, i oczekuje, że Go w nich odkryjecie, by pomogły wam się rozwinąć. Jakości naszej religijności nie mierzy się ilością przyjętych przez nas Komunii ani długością naszych modlitw. Musimy jeść, aby żyć, lecz nie żyć, aby jeść. Ukierunkujcie wasze życie na miłość, a nie na cnotę religijności. Waszym prawdziwym wyznaniem wiary jest wysoka jakość zawodowa i rodzinna.
Zniechęca was nieznajomość tej misji. Iluż dobrych chrześcijan, których znałem, modli się bez skutku najwyżej dziesięć minut dziennie. To dlatego, że ich praca nie jest tożsama z ich modlitwą. Modlą się poza pracą i pracują poza modlitwą. Otwierają równoległe szuflady. Nie dochodzą do wniosku, że ich chrzest stanowi powołanie do misji o wiele ważniejsze niż powołanie do praktyk religijnych. W ich chrześcijańskim powołaniu brak im wiary: Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym (Ef 1, 3-6).
Tak naprawdę, nie szanujemy Boga, jeśli nie szanujemy własnego życia. Nie kochamy Boga, jeśli nie kochamy Jego woli. Układ obowiązków zawodowych ujawnia prawdziwy układ obowiązków religijnych. Wielką przeszkodą dla naszej świętości jest nierozpoznanie naszej misji. Nasze życie przestało być życiem świeckim, od kiedy zostaliśmy ochrzczeni. Stało się kultem, liturgią, oficjum, apostolatem.
Liczy się nie rodzaj misji, jaką mamy, ale świadomość, że ją mamy. Mówienie do siebie: Bóg jest ciągle ze mną. Bóg mnie posyła – w miejscu, w którym jestem. Ktoś, kto sądzi, że sam wybrał dla siebie własne życie, jest samotny, smutny i odizolowany. Ten jednak, kto wie, że Bóg wybrał dla niego i powierzył mu to, co ma codziennie do zrobienia, ten pozostaje ciągle w Bogu, jak Syn.
Im bardziej będziemy rozważać nasze działania wyłącznie z ludzkiego punktu widzenia, tym bardziej będziemy się nieustannie miotać pomiędzy najgłębszym naiwnym entuzjazmem a najbardziej gorzkim rozczarowaniem. Jezus jednak przyszedł, żeby nam oznajmić “te sprawy”, aby Jego radość i Jego pokój opanowały i połączyły to wszystko.
Nasze życie rozjarzy się dumą, wdzięcznością i radością, jeżeli odnajdziemy w nim ponownie pragnienie i nadzieję, że Bóg nas wysłucha.
Ite, Missa est. Zakończeniem każdej z Mszy św. winno być rzucenie nas w świat jak podczas Zesłania Ducha Świętego.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2285,duchowosc-swieckich.html
__________________________
Post uzdalnia do miłości
Anna Kaik
W karnawale mało kto myśli o poście. A może warto?
Post bowiem to korzyści nie tylko dla ciała, ale zwłaszcza dla ducha. I właśnie w okresie sprzyjającym pobłażaniu sobie – bo taki jest przecież karnawał – może przynieść nam szczególnie zbawiennie skutki.
Kościół restrykcyjny post ogranicza tylko do dwóch dni w roku: Środy Popielcowej i Wielkiego Piątku. W te dni nieprzestrzeganie postu przez zdrowe osoby jest obciążone grzechem. Dodatkowe poszczenie musi być więc wyrzeczeniem, które musielibyśmy sobie narzucić sami. Czy jednak w ogóle warto podejmować taki wysiłek?
Przeciw złu
W Piśmie świętym szczególnie dwa fragmenty mówią o znaczącej roli postu. Pierwszy znajdziemy w Ewangelii św. Marka: “Uczniowie pytali Go na osobności: “Dlaczego my nie mogliśmy go (złego ducha) wyrzucić?” Rzekł im: “Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem.” (Mk 9, 28-29).
Drugi fragment przeczytamy w Ewangelii Łukaszowej: “Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu i przebywał w Duchu Świętym na pustyni czterdzieści dni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł.” (Łk 4, 1-4).
Przy okazji postu, czy też jak post nazywali Ojcowie Kościoła, przy tej modlitwie ciała jest wspominany nie przez przypadek w obu fragmentach – zły duch. Podkreśla to, że post ma szczególną moc niszczycielską wobec złego ducha. Jezus – człowiek ustrzegł się pokus diabła nie bez związku z nieprzyjmowaniem pokarmu, tak samo Jezus – uzdrowiciel wskazuje apostołom sposób wypędzania złego ducha – właśnie przez post. Post ma więc swoje działanie oczyszczające nie tylko ciało, ale i ducha – ze złych skłonności, skutków grzechów, a nawet zniewoleń przez złe moce. Czy już dla tej jednej przyczyny nie warto od czasu do czasu, a najlepiej regularnie podejmować to wyrzeczenie?
Antidotum na nadkonsumpcję
Mimo, iż poszczenie nie jest ani łatwe, ani przyjemne, ostatnio coraz więcej osób podejmuje się postu o chlebie i wodzie, zwłaszcza w piątki. Nie tyle bowiem sam post jest problemem, co odwrotnie: post ukazuje nasze problemy, jak zauważa o. Slavko Barbarić OFM w książce “Dlaczego warto pościć?”: “Post odsłania naszą psychikę, pychę, egoizm. Modlitwa i post mogą nam pomóc, ponieważ oczyszczają nasze serce. Sprawiają, że potrafimy odróżnić nasze realne potrzeby od potrzeb sztucznie wywołanych”.
Post to spotkanie z jakimś brakiem, dosłownie z brakiem pokarmu, dobrego smaku, zapachu potraw, rozkoszy podniebienia. Ten brak otwiera nam oczy na to, że tak naprawdę do życia potrzebujemy mniej, niż nam się wydaje i najczęściej mniej, niż mamy. Dzięki postowi możemy nauczyć skupiać się na tym, co jest naprawdę ważne, a nie na powierzchownych błyskotkach i przyjemnościach, które na chwilę poprawiają nam nastrój, by wkrótce znów domagać się kolejnej porcji “zaspokajacza”. Post pozwala wyrwać się z tego błędnego koła nadkonsumpcji, sztuczności, nadmiaru. Ograniczenie się do chleba i wody w pokarmie pomaga analogicznie szukać takiego podstawowego pokarmu dla duszy: a tym jest tylko czysta miłość Boga, bliźniego i siebie. Post cielesny dopuszcza do głosu głód miłości w nas i popycha nas w dobrą stronę, żeby go zaspokoić. Można bez przesady stwierdzić, że post mocniej uzdalnia nas do miłości.
Praktyczne rady
Jak zatem pościć? Nie trzeba od razu przechodzić do postu “najcięższego kalibru”: o chlebie i wodzie. Najpierw można oswajać się z wyrzeczeniami, przez jak najczęstsze odmawianie sobie małych przyjemności. Przykładowo: podczas obiadu nie najem się do syta, ale pozostanę lekko głodny, kawę wypiję czarną, bez śmietanki i cukru, odmówię sobie porcji ciasta, świeżej, porannej bułki, lampki wina. Te wyrzeczenia podejmowane z miłości do Jezusa też mają duże znaczenie, a czasami mogą być nawet bardziej skutecznym umartwieniem niż ograniczenie się do chleba i wody. Dlaczego? Z postem ścisłym trzeba uważać, gdyż może też wbijać nas w pychę. Niejeden zakonnik przyznał się, że zawsze czuł się taki “święty” poszcząc, a jeśli jeszcze nie święty, to już na pewno lepszy od innych, od tych nieposzczących. To nie jest dobra droga. Dlatego lepszym wyrzeczeniem może być na początek mniejsze ograniczenie, które nie sprawi, że uderzy nam do głowy “święta woda sodowa”.
Tymczasem można powoli zmierzać w kierunku ścisłego postu, na przykład raz w tygodniu, w piątki. W tym przygotowawczym okresie wskazane jest modlić się o dobre owoce poszczenia, a jeśli mamy stałego spowiednika, również z nim skonsultować nasz pomysł i chęci, a przede wszystkim: motywację.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2284,post-uzdalnia-do-milosci.html
_________________________
Dlaczego Jezus nie owija w bawełnę?
Andrzej Hołowaty OP
Gdy czytamy o tym jak Jezus został przyjęty przez mieszkańców swojego miasta, okazuje się, że ulubionym pokarmem współczesnego człowieka jest – dokładnie jak mieszkańców Nazaretu – iluzja, złudzenie, fantasmagorie i chimery na trzy tematy: Boga, siebie samego i drugiego człowieka.
Dzisiejsza Ewangelia – Łk 4 21-30
Wszystko było w porządku, dopóki Jezus nie zarzucił mieszkańcom Nazaretu braku wiary. A przecież wystarczyłoby, żeby troszeczkę stonował tę wypowiedź, naprawdę mógł sobie “owinąć wokół palca” mieszkańców Nazaretu. Każdy średnio uzdolniony szalbierz potrafi, żonglując słowami, podejść w ten sposób do publiczności. Tymczasem Jezus nie, On serwuje gorzką prawdę, serwuje tę prawdę z miłością. Gdy mówił o tym, przełknęli nawet to, że uważa się za Mesjasza, ale w momencie kiedy zaatakował ich wiarę, dając za przykład wdowę z Sarepty Sydońskiej i Syryjczyka Naamana – ponieważ i Elizeusz i Eliasz nie mogli zrobić cudu w swoim własnym kraju – to wtedy zawrzał w nich gniew.
Egzegeci mówią, że Jezus trzy razy odwiedził swoje rodzinne miasto. Po raz pierwszy ze względną przychylnością został przyjęty. Po raz drugi wzbudził oburzenie, a po raz trzeci chcieli Go wyrzucić. Ewangelia świętego Marka notuje taki epizod, kiedy to bliscy Jezusa wybrali się do Niego, żeby Go powstrzymać, bo mówili, że odszedł od zmysłów. Bardzo mocne słowa! Dla swoich wrogów zasłużył na krzyż, a dla swoich bliskich na kaftan bezpieczeństwa. Dlaczego? Dlatego, że mówił prawdę.
Myślę, że Pan Bóg jest trochę podobny do chirurga. Są takie momenty, kiedy poddajemy się operacji i chirurg musi rozciąć powierzchnię naszego ciała, żeby dostać się do wewnątrz. Mimo, że skóra wygląda całkiem zdrowo, możemy się nawet czasem nieźle czuć, ale okazuje się na przykład, że jakiś rak zżera nas od wewnątrz. Musi być naruszona naskórkowość, żeby sięgnąć do wnętrza i wyciąć to schorzenie. I tak samo jest w relacji naszej z Panem Bogiem, relacji naszej z samym sobą i relacji naszej z drugim człowiekiem. Nie wystarczy tylko ślizganie się po powierzchni – a my to lubimy, cenimy, dlatego że się po prostu boimy. Boimy się, że Pan Bóg zacznie czegoś od nas wymagać, boimy się, że nasze wnętrze okaże się nie takie wspaniałe, jak sobie wyobrażamy i boimy się, że ten drugi człowiek, jeżeli go zbyt blisko dopuścimy, to obnaży wszystkie nasze złudzenia, wszystkie nasze miraże, wszystkie nasze chimery. I myślę, że pomimo wszystko warto się zdobyć na odwagę. Pomimo wszystko to, co zrobił Jezus w Nazarecie i to, co czasem robi w naszym życiu, kiedy łudzimy się na temat naszej wiary, naszych względnie dobrych relacji z drugim człowiekiem. I Pan Bóg zsyła na nas takie naprawdę trudne zaproszenie do wiary, rozcina naszą naskórkowość i chce pokazać nam nasze schorzenie, żebyśmy się zdobyli na odwagę przyjęcia tego.
W Hymnie o miłości jest powiedziane, że miłość współweseli się z prawdą. Prawda o nas samych jest podstawą. Jeżeli nie znamy prawdy o nas i o naszych bliźnich – chociażby ona była rzeczywiście załamująca – to nici z miłości. To będzie tylko jakieś udawanie. Fundamentem miłości jest prawda o nas samych; musimy to przyjąć. Jeżeli nie, będziemy żyli złudzeniami, a my się boimy. I ważne jest to połączenie, że miłość współweseli się z prawdą. Kiedyś wspominałem, że można by to ująć w ten sposób: prawda bez miłości to jest sadyzm i okrucieństwo, natomiast miłość bez prawdy to jest ułuda i głupota. Widzimy to w naszym życiu. Może dlatego jest ono czasem takie powierzchowne, że boimy się tej chirurgicznej operacji Pana Boga, który naprawdę chce nas rzucić na głębię. A my wolimy się ślizgać po powierzchni, serwować sobie komunały. Boimy się Boga, siebie samego i drugiego człowieka.
Tekst pochodzi ze strony poświęconej pamięci Andrzeja Hołowatego OP
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2749,dlaczego-jezus-nie-owija-w-bawelne.html
______________________
Dodaj komentarz