Jak wszyscy wiemy, w reakcji na płynące z Polski oskarżenia rządu PiS o rzekome łamanie demokracji, Komisja Europejska wszczęła wobec Polski procedury kontrolne (wiele wskazuje na to, że bezprawnie), zaś dnia 19.01.2016 także Parlament Europejski zajmie się kwestią „zagrożenia demokracji” w Polsce. W tej sytuacji Reduta Dobrego Imienia wysłała w formie elektronicznej i papierowej do wszystkich europosłów opis rzeczywistej sytuacji w naszym kraju. Poniżej publikuję pełną jego treść w języku polskim, która jest dostępna na stronie internetowej Reduty Dobrego Imienia.
Informacja dla europarlamentarzystów na temat sytuacji w Polsce
Reduta Dobrego Imienia przesyła list do wszystkich posłów Parlamentu Europejskiego oraz członków Komisji Europejskiej
Z uwagą i niepokojem odnotowujemy coraz częściej pojawiające się także w Parlamencie Europejskim opinie o rzekomym zagrożeniu demokracji w Polsce pod rządami Prawa i Sprawiedliwości (PiS), rzekomym zamachu na Trybunał Konstytucyjny (TK), „zawłaszczaniu państwa”, a nawet o zamachu stanu i rodzącej się dyktaturze. Te pogłoski nie mają nic wspólnego z rzeczywistą sytuacją, ale przyczyniają się do budowania negatywnego obrazu Polski. Szkodzą dobremu imieniu Polski i Polaków.
Przewidywalność i stabilność Polski ma szczególne znaczenie wobec zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych, z jakimi obecnie zmaga się Unia Europejska. Aby zatem uspokoić naszych partnerów w Unii Europejskiej i zapewnić, że Polska jest krajem przestrzegającym prawa i standardów powszechnie uznawanych w kręgu cywilizacji europejskiej, przekazujemy poniższe informacje.
Wybory prezydenckie i parlamentarne jako przejaw demokracji
Zwycięstwo Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich, zdecydowane zwycięstwo PiS w wyborach parlamentarnych oraz sukces wyborczy ruchu społecznego Kukiz15 stały się wyrazem oczekiwania Polaków na radykalne, daleko idące zmiany w funkcjonowaniu systemu państwa. Zdaje się jedynie Platforma Obywatelska (PO) nie dostrzegła dokonanej zmiany i nie chce zgodzić się z wolą wyborców (!). Przez lata w kraju postępował proces, który można określić jako oligarchizacja państwa. Doprowadziło to do sytuacji, w której pod szyldem instytucji demokratycznych i zasad demokracji różne grupy interesów podejmowały istotne dla funkcjonowania kraju decyzje. To właśnie obawa przed utratą przez te grupy uprzywilejowanej pozycji w mediach, gospodarce i administracji państwowej jest obecnie prawdziwą przyczyną antyrządowych manifestacji w Polsce. Nie mają one nic wspólnego z rzekomym zagrożeniem demokracji.
Działania podejmowane przez aktualne władze, wybrane w demokratycznych, uznanych przez niezależnych obserwatorów wyborach, służą temu, by m.in. sądy i media lepiej odzwierciedlały wolę wyborców. To także przywracanie systemu wartości spójnego z naszą tradycją i tożsamością kulturową. Jak to celnie wyraził eurodeputowany Hans-Olaf Henkel: „Nie ma innego narodu w Europie, który na przestrzeni ostatnich 100 lat tak zajadle walczył o wolność i demokrację, jak Polacy.”[1] Wolność i demokracja są dla nas nadal wartościami nadrzędnymi.
Dyskusje i spory dotyczące Trybunału Konstytucyjnego
Najostrzejszy i zarazem zasadniczy spór ostatnich tygodni dotyczy Trybunału Konstytucyjnego (TK) – chodzi o kwestie związane z wyborem i zaprzysiężeniem członków TK oraz dokonywane zmiany ustawowe. To stało się pretekstem do formułowania w kraju i za granicą opinii o rzekomym zamachu na demokrację, a nawet o zamachu stanu. Przetoczyła się przez Polskę fala dyskusji dotyczących standardów polskiej demokracji oraz wartości wyrażanych w konstytucji.
Tymczasem – jeśli już używać tej retoryki – zamach na niezależność Trybunału dokonał się, gdy
w czerwcu 2015 roku, tuż przed końcem kadencji Sejmu, wobec groźby porażki w zbliżających się wyborach parlamentarnych, poprzedni obóz rządowy przygotował i uchwalił ustawę o TK (tzw. ustawa czerwcowa).
W tworzeniu „ustawy czerwcowej” aktywny udział brało dwóch sędziów TK, z prezesem TK na czele. Tym samym złamane zostało prawo – Art.178 pt.3 Konstytucji, brzmi: „Sędzia nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej nie dającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów”.
Na mocy tej właśnie ustawy, przegłosowanej w ówczesnym parlamencie głosami posłów PO, PSL
i SLD, powołano nowych członków TK jeszcze przed końcem kadencji ich poprzedników (!). Wybór sędziów, których powinien wybrać dopiero następny parlament, był działaniem niezgodnym z Konstytucją (co potwierdził w niedawnym orzeczeniu sam TK) i stanowił swoisty zamach na mechanizm gwarantujący pluralizm Trybunału, stojący u podstaw jego niezależności.
Sytuacja, jaka powstała na skutek powyższych działań ówczesnych władz RP, postawiła przed prezydentem Andrzejem Dudą i nowym parlamentem wymóg znalezienia nowych rozwiązań mających na celu przywrócenie faktycznej ochrony ładu konstytucyjnego.
Naturalnym jest bowiem, że każde demokratyczne państwo wypracowuje własny model sądownictwa konstytucyjnego. Osiągnięcie konsensusu wymaga jednak czasu, spokoju i dojrzałego odpowiedzialnego dialogu wszystkich środowisk i sił politycznych. Podsycanie niezdrowych emocji czy wywieranie nacisku
w żadnym wypadku temu nie służy. A Polska pokazała już w swojej nawet najnowszej historii, że potrafi osiągać porozumienia ponad podziałami.
Ustawa medialna a rzekome zagrożenie wolności słowa i niezależności mediów publicznych
Kolejnym tematem podnoszonym przez tzw. obrońców demokracji jest rzekome zagrożenie wolności słowa w Polsce po uchwaleniu w ostatnich dniach ustawy medialnej. Podjęte działania są oceniane jako sprzeczne z pluralizmem mediów i niezależnością mediów publicznych oraz z demokracją w Polsce. Te zarzuty, podobnie jak w przypadku TK, są całkowicie nieuzasadnione.
Społeczeństwo ma prawo do pełnej, rzetelnej i obiektywnej informacji. I jest to nadrzędną rolą mediów, przede wszystkim mediów publicznych.
Przykładów ograniczania dostępu społeczeństwa do wiedzy o sytuacji w kraju w ostatnich latach można przedstawiać wiele. Wspomnijmy choćby zmarginalizowanie informacji z 14 grudnia 2014 roku, kiedy to przez blisko 4 godziny ówczesny prezydent Bronisław Komorowski zeznawał jako świadek
w bezprecedensowym procesie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i byłego oficera Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI) płk. Aleksandra L., oskarżonych o płatną protekcję. Wydarzenie tego rodzaju w mediach prawdziwie demokratycznych byłoby wydarzeniem dnia, tymczasem media w Polsce, w tym media publiczne ograniczyły się wówczas jedynie do wzmianek o tym, że takie przesłuchanie się odbyło. Zaniechano relacjonowania przebiegu przesłuchania, pomimo, że wszystkie stacje telewizyjne miały swoje kamery na sali rozpraw. Nie podjęto tematu niejasnych i wielce kontrowersyjnych powiązań byłego prezydenta ze środowiskiem wojskowych służb specjalnych. Materiał udostępniany w mediach publicznych sprowadzał się do jednominutowego przekazu. Trudno o wyrazistszy przykład braku obiektywizmu mediów publicznych i ich nierzetelności.
Oczywiste w tej sytuacji jest podejmowanie przez obecne władze RP działań zmierzających do przywrócenia mediom publicznym ich właściwej roli, do przywrócenia w nich standardów zawodowych
i etycznych, jakich wymaga realizacja misji publicznej, a także do racjonalizacji i obniżenia kosztów zarządzania spółkami publicznej radiofonii i telewizji. Tego też oczekuje społeczeństwo, które określiło swoje oczekiwania, potrzeby i preferencje w demokratycznych wyborach.
Projekt ustawy o mediach narodowych zakłada – o czym informuje Polska Agencja Prasowa (PAP) – iż „Telewizja Polska, Polskie Radio i Polska Agencja Prasowa staną się mediami narodowymi; zostaną przekształcone w państwowe osoby prawne zarządzane przez dyrektora; nadzór nad nimi będzie należał do Rady Mediów Narodowych”.
W depeszy PAP czytamy m.in.: „misją Polskiej Agencji Prasowej jest pozyskiwanie i przekazywanie odbiorcom rzetelnych, obiektywnych i wszechstronnych informacji z kraju i z zagranicy. Z kolei misją instytucji narodowej radiofonii i telewizji jest kultywowanie tradycji narodowych oraz wartości patriotycznych i humanistycznych, przyczynianie się do zaspokajania duchowych potrzeb słuchaczy i widzów, rozbudzanie i zaspokajanie ich wszechstronnych zainteresowań, upowszechnianie dorobku polskiej i światowej nauki i twórczości artystycznej, popularyzowanie różnych form obywatelskiej aktywności, ułatwianie dostępu do obiektywnej informacji oraz tworzenie warunków pluralistycznej debaty o sprawach publicznych […]”[2]
Ustawa dotyczy wyłącznie mediów publicznych i w żaden sposób nie wpływa na funkcjonowanie
i przekaz mediów prywatnych. Tymczasem – jak słusznie zauważa nawet Jacek Żakowski, dziennikarz tygodnika Polityka, niesprzyjający PiS guru tzw. środowisk liberalno-demokratycznych – „miejsce solidnej debaty i informacji zajęły komercyjnie dużo bardziej wydajne partyjne jatki albo inforozrywka”. Dziennikarz zwraca uwagę, że „media publiczne stały się komercyjnie imponująco sprawne”, czego „ceną było faktyczne porzucenie misji i zmarnowanie szansy przyczyniania się do powstania w Polsce świadomego demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego, które m.in. rozumie […] jak kluczową rolę gra w demokracji budowanie i podtrzymywanie kultury demokratycznej. W europejskich stabilnych demokracjach to właśnie – obok wyznaczania standardów jakościowych dla całego rynku medialnego – jest główny cel i sens istnienia mediów publicznych”.[3] Obecne działania władz RP służą przywróceniu takiego sensu i porządku.
Bezpieczeństwo obywateli w kontekście noweli ustawy o Policji
Opozycja zarzuca PIS, że ten działa w pośpiechu, „pod osłoną nocy”, skraca proces legislacyjny i unika konsultacji społecznych. Tymczasem, wbrew temu zarzutowi, w Ministerstwie Cyfryzacji odbyły się konsultacje społeczne na temat wolności słowa, prywatności i swobody internetu. Wcześniej Sejm przeprowadził pierwsze czytanie projektu PiS ws. kontroli operacyjnej prowadzonej przez tajne służby oraz zasad pobierania przez nie billingów.
Projekt nie przewiduje żadnych dodatkowych uprawnień dla służb specjalnych. Przygotowany przez PiS projekt ma wykonywać wyrok TK z lipca 2014 roku(!) o częściowej niekonstytucyjności zasad pobierania billingów oraz kontroli operacyjnych.
Poprzednie władze od połowy 2014 roku nie podjęły prac nad ustawą mimo zaleceń TK. Pośpiech był tu więc konieczny – zakwestionowane przepisy przestaną obowiązywać z dniem 6 lutego 2016 roku i wówczas służby straciłyby prawo zbierania billingów oraz kontroli operacyjnej, co sparaliżowałoby ich pracę.
Wbrew rozpowszechnianym opiniom, projekt ustawy nie łamie żadnych standardów, ale wprowadza regulacje funkcjonujące niemal we wszystkich krajach UE i wynika z konieczności zastosowania się do zaleceń TK, czego rząd PO-PSL zaniechał.
„Projekt określa zamknięty katalog danych innych niż dane telekomunikacyjne, które uprawnione służby mogą uzyskiwać od operatorów w celu zapobiegania lub wykrywania przestępstw. Wskazano też, że dane telekomunikacyjne, pocztowe oraz internetowe mogą być udostępniane tylko w celu realizacji konkretnych zadań określonych w ustawie regulującej działalność danej służby. […]
Właściwy sąd okręgowy miałby prawo do kontroli post factum pozyskiwania danych telekomunikacyjnych, pocztowych i internetowych. Uprawnione organy raz na pół roku przekazywałyby do sądu sprawozdania o liczbie pozyskanych danych oraz o rodzajach przestępstw, w związku z którymi o nie wystąpiono. Sąd mógłby zapoznać się z materiałami uzasadniającymi udostępnienie danych.
Projekt reguluje też szczegółowo zasady postępowania z uzyskanymi przez służby materiałami, które mogą zawierać tajemnice zawodowe, np. lekarskie, dziennikarskie, adwokackie.”[4]
Ostatnie 8 lat w Polsce
Trwające 8 lat rządy koalicji Platformy Obywatelskiej (PO) i Polskiego Stronnictwa Ludowego (PSL) można najkrócej podsumować stwierdzeniem, że rządzący traktowali państwo (jego instytucje i zasoby) oraz pieniądze podatników jako swoją prywatną własność. Władza stworzyła silny front propagandowy, wiążąc ze sobą największe media. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT) została zdominowana przez ludzi wywodzących się lub powiązanych z władzą, szczególnie z PO. Dotyczyło to też zarządów i kierownictwa mediów publicznych. Usunięto z mediów publicznych wielu dziennikarzy i publicystów krytycznych w stosunku do rządu. Obowiązywał nieformalny zakaz zapraszania wielu publicystów i angażowania artystów, mających poglądy odmienne od rządowych, odcinając im dostęp do mediów publicznych.
Utworzony swoisty front medialny przygotowywał grunt pod wprowadzane przez rząd regulacje ograniczające m.in. prawa wychowawcze rodziców czy prawo do zgromadzeń. Maskował też liczne afery
i skandale z udziałem przedstawicieli władzy. Polscy internauci stworzyli listę afer z udziałem polityków koalicji PO – PSL, do jakich doszło w ciągu ostatnich ośmiu lat. Liczy ona ponad 2,5 tys. pozycji i nie uwzględnia tych, do których doszło już pod sam koniec kadencji.
Jako haniebną można określić postawę mediów w odniesieniu do katastrofy smoleńskiej, w której zginęli m.in. prezydent RP Lech Kaczyński, Rzecznik Praw Obywatelskich, najwyżsi dowódcy Wojska Polskiego, ministrowie kancelarii prezydenta i wielu posłów. Od pierwszych godzin po katastrofie media
i rządowa komisja powołana do zbadania przyczyn katastrofy konsekwentnie forsowały tezę o błędzie pilotów, mimo że nie zbadano szczątków samolotu ani czarnych skrzynek (te nadal pozostają w Rosji). Nie dokonano rzetelnej autopsji ciał ofiar. Turyści i niezależni dziennikarze znajdowali fragmenty samolotu prezydenckiego
i szczątki ofiar jeszcze wiele miesięcy po katastrofie. Dla porównania – zupełnie inne procedury zastosowano chociażby przy badaniu katastrofy nad Lockerbie czy malezyjskiego samolotu zestrzelonego nad Ukrainą.
Rozbudowany został też system inwigilacji obywateli. Liczba kontroli rozmów telefonicznych i sms, dokonanych przez służby państwowe w ciągu ostatniego roku osiągnęła pułap 2 mln 177 tys.![5]
Niemal standardem stało się ustawianie pod konkretnego wykonawcę przetargów na zamówienia publiczne albo przyznawanie bez przetargu kontraktów firmom powiązanym rodzinnie, towarzysko lub biznesowo z politykami koalicji rządzącej.
Polityka ośmiu lat ostatniego rządu przyniosła poważne konsekwencje społeczne i ekonomiczne. Przy rosnącym PKB i rosnących średnich dochodach, malał popyt wewnętrzny i wpływy budżetowe z podatku VAT, a rosło zadłużenie gospodarstw domowych i zwiększała się sfera ubóstwa.
Obrazu dopełnia fakt, iż rządząca koalicja odrzucała, bez względu na liczbę zebranych podpisów, społeczne wnioski referendalne i społeczne projekty ustaw. Ignorowała wnioski płynące z konsultacji społecznych przy rządowych projektach ustaw.
To zadziwiające, że ci, którzy teraz głośno wyrażają niepokój z powodu rzekomego zagrożenia demokracji czy postulują stosowanie sankcji wobec Polski, milczeli, kiedy demokracja była rzeczywiście zagrożona. „Hipokryzja to hołd złożony cnocie przez występek”[6]
Maciej Świrski
Prezes Reduty Dobrego Imienia
1] Hans-Olaf Henkel w rozmowie z portalem wPolityce.pl z 04.01.2016 http://wpolityce.pl/polityka/277081-eurodeputowany-hans-olaf-henkel-polacy-nie-potrzebuja-dobrych-rad-niemcow-urzadzajac-nagonke-na-pis-niemieccy-chadecy-wspieraja-po-swojego-politycznego-sojusznika-nasz-wywiad
[2] Pełna treść depeszy PAP stanowi załącznik do niniejszego dokumentu
[3] Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski, akt. 07.01.2016, 14:24
[4] PAP, 30.12.2015 18:40 http://www.pap.pl/aktualnosci/news,451595,sejm-nie-zgodzil-sie-na-odrzucenie-projektu-pis-ws-kontroli-operacyjnej-i-billingow.html
[5] http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/860217,obywatelu-pamietaj-twoja-rozmowa-jest-kontrolowana.html
[6]François de La Rochefoucauld
Najnowszy spot PiS: