Myśl dnia
św. Edyta Stein
To właśnie Ciebie oglądały oczy trzech Mędrców i to Ciebie widzą dzisiaj nasze oczy
wpatrzone w tajemnicę świętej Epifanii.
św. Jan Paweł II
Słowo Boże
__________________________________________________________________________________
OBJAWIENIE PAŃSKIE – UROCZYSTOŚĆ
PIERWSZE CZYTANIE (Iz 60,1-6)
Chwała Boga rozbłysła nad Jerozolimą
Czytanie z Księgi proroka Izajasza.
Powstań, świeć, Jeruzalem, bo przyszło twe światło
i chwała Pana rozbłyska nad tobą.
Bo oto ciemność okrywa ziemię
i gęsty mrok spowija ludy,
a ponad tobą jaśnieje Pan
i Jego chwała jawi się nad tobą.
I pójdą narody do twojego światła,
królowie do blasku twojego wschodu.
Podnieś oczy wokoło i popatrz:
Ci wszyscy zebrani zdążają do ciebie.
Twoi synowie przychodzą z daleka,
na rękach niesione twe córki.
Wtedy zobaczysz i promienieć będziesz,
zadrży i rozszerzy się twoje serce,
bo do ciebie napłyną bogactwa zamorskie,
zasoby narodów przyjdą ku tobie.
Zaleje cię mnogość wielbłądów,
dromadery z Madianu i z Efy.
Wszyscy oni przybędą ze S aby,
ofiarują złoto i kadzidło,
nucąc radośnie hymny na cześć Pana.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 72,1-2,7-8,10-11,12-13)
Refren:Uwielbią Pana wszystkie ludy ziemi.
Boże, przekaż Twój sąd Królowi, *
a Twoją sprawiedliwość synowi królewskiemu.
Aby Twoim ludem rządził sprawiedliwie *
i ubogimi według prawa.
Za dni Jego zakwitnie sprawiedliwość, *
i wielki pokój, aż księżyc nie zgaśnie.
Będzie panował od morza do morza, *
od Rzeki aż po krańce ziemi.
Królowie Tarszisz i wysp przyniosą dary, *
królowie Szeby i Saby złożą daninę.
I oddadzą Mu pokłon wszyscy królowie, *
wszystkie narody będą Mu służyły.
Wyzwoli bowiem biedaka, który Go wzywa, *
i ubogiego, co nie ma opieki.
Zmiłuje się nad biednym i ubogim, *
nędzarza ocali od śmierci.
DRUGIE CZYTANIE (Ef 3,2-3a.5-6)
Poganie są uczestnikami zbawienia
Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Efezjan.
Przecież słyszeliście o udzieleniu przez Boga łaski danej mi dla was, że mianowicie przez objawienie oznajmiona mi została ta tajemnica.
Nie była ona oznajmiona synom ludzkim w poprzednich pokoleniach, tak jak teraz została objawiona przez Ducha świętym Jego apostołom i prorokom, to znaczy że poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię.
Oto słowo Boże.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 2,3)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Ujrzeliśmy Jego gwiazdę na Wschodzie
i przybyliśmy złożyć pokłon Panu.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mt 2,1-12)
Pokłon Mędrców ze Wschodu
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.
Skoro usłyszał to król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz.
Ci mu odpowiedzieli: „W Betlejem judzkim, bo tak napisał prorok:
A ty, Betlejem, ziemio Judy,
nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy,
albowiem z ciebie wyjdzie władca,
który będzie pasterzem ludu mego, Izraela”.
Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: „Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon”. Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę.
A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę.
A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do ojczyzny.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Odwaga poszukiwań
Wyruszyli razem, jako mędrcy, aby szukać prawdy, aby odnaleźć źródło, aby pokłonić się Królowi królów! Mędrzec to ten, który ma odwagę szukać, pytać, ryzykować, przekraczać samego siebie i własne schematy myślowe. Mędrzec daje się prowadzić prawdzie i światłu. Po długiej wędrówce znaleźli. Byli głęboko poruszeni. Może zupełnie nie spodziewali się, że będzie to dopiero dzieciątko czule wtulone w ramiona matki. Wierzyli jednak, że jest On tym zapowiadanym od wieków! Czy mam odwagę szukać mojego Pana i Króla? Ile potrafię dla Niego zaryzykować?
Jezu, przychodzisz do mnie często w ukryciu i prostocie znaków: w dobroci drugiego człowieka, znakach sakramentalnych, cichym natchnieniu. Pragnę Cię rozpoznawać. Chcę mieć odwagę szukać Cię i odnajdywać. Pragnę, abyś mnie nieoczekiwanie zaskakiwał.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*************************
Wprowadzenie do liturgii
JAKIE DARY PRZYGOTOWAŁEM?
W osobach Mędrców ze Wschodu można upatrywać astrologów lub magów z krajów arabskich. Przemawiają za tym ich dary: złoto, kadzidło i mirra, które są wschodniego pochodzenia.
Pojawienie się przedziwnej gwiazdy Mędrcy potraktowali jako znak narodzin wyjątkowego króla i udali się do Jerozolimy, aby odszukać Dziecko i oddać Mu pokłon. Z nadzieją i wytrwałością podążali za gwiazdą. Wreszcie „stanęli przed Prawdą Wcieloną, pochylili się przed nią w adoracji, składając u jej stóp swe korony, gdyż w porównaniu z nią wszystkie skarby świata są jedynie odrobiną prochu” (św. Edyta Stein).
Podobnie jak Mędrcy ze Wschodu my również jesteśmy myślącymi ludźmi. Każdego dnia przybliżamy się do Jezusa i zbieramy dla Niego dary – uczynki miłosierne względem ciała i duszy. Aby o tym nie zapomnieć, piszemy na drzwiach domu poświęconą kredą: K+M+B. Niech przypominają nam one imiona Mędrców: Kacpra, Melchiora i Baltazara, a także łacińskie życzenia „Christus Mansionem Benedicat” (Niech Chrystus błogosławi temu domowi).
Mędrcy ze Wschodu długo wędrowali, by dotrzeć do jedynego Zbawiciela ludzkości. Także nasze życie doczesne jest pielgrzymowaniem. Ich prowadziła gwiazda betlejemska. Nas prowadzi sam Jezus z Nazaretu.
„Jesteśmy jedni dla drugich pielgrzymami, którzy różnymi drogami zdążają w trudzie na to samo spotkanie” (Antoine de Saint-Exupery). Podążajmy śmiało i zdecydowanie za Zbawicielem, który dzisiaj objawia się wszystkim narodom. Zachęcają nas do tego również najmłodsi, zwłaszcza że dziś obchodzony jest Światowy Dzień Misyjny Dzieci.
ks. Jan Augustynowicz
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/962
**********************
Liturgia słowa
Uroczystość Objawienia Pańskiego należy do najstarszych świąt chrześcijańskich. W tradycji znana jest również jako święto Trzech Króli. Dzisiejsza Ewangelia opowiada o przybyciu do Betlejem Mędrców ze Wschodu. Hołd złożony przez nich Wcielonemu Słowu Bożemu symbolizuje powszechność zbawienia dostępnego dla wszystkich ludzi. W osobach Mędrców Kościół rozpoznaje więc siebie samego, pogan i całą rodzinę ludzką. Dzisiejszą uroczystość nazywamy także Epifanią, co w języku greckim oznacza „ukazanie się”.
PIERWSZE CZYTANIE (Iz 60,1-6)
Zgodnie z wizją przedstawianą przez proroka Izajasza Jerozolima staje się miejscem, gdzie dokonuje się zbawienie. Dlatego do Jerozolimy powinni przybyć wszyscy pragnący mieć w nim udział, co też opisuje orszak narodów i ludów zdążających z krańców ziemi do Świętego Miasta.
Czytanie z Księgi proroka Izajasza
Powstań, świeć, Jeruzalem, bo przyszło
twe światło
i chwała Pana rozbłyska nad tobą.
Bo oto ciemność okrywa ziemię
i gęsty mrok spowija ludy,
a ponad tobą jaśnieje Pan
i Jego chwała jawi się nad tobą.
I pójdą narody do twojego światła,
królowie do blasku twojego wschodu.
Podnieś oczy wokoło i popatrz:
Ci wszyscy zebrani zdążają do ciebie.
Twoi synowie przychodzą z daleka,
na rękach niesione twe córki.
Wtedy zobaczysz i promienieć będziesz,
zadrży i rozszerzy się twoje serce,
bo do ciebie napłyną bogactwa zamorskie,
zasoby narodów przyjdą ku tobie.
Zaleje cię mnogość wielbłądów,
dromadery z Madianu i z Efy.
Wszyscy oni przybędą ze Saby,
ofiarują złoto i kadzidło,
nucąc radośnie hymny na cześć Pana.
PSALM (Ps 72,1-2.7-8.10-11.12-13)
W obliczu Króla – Mesjasza przedstawionego w psalmie 72 – tradycja chrześcijańska rozpoznała Jezusa Chrystusa. Święty Augustyn wyjaśnia, że nędzarzami i ubogimi, których przychodzący Mesjasz wyzwala, jesteśmy my – lud Boży wierzący w Chrystusa.
Refren: Uwielbią Pana wszystkie ludy ziemi.
Boże, przekaż Twój sąd Królowi, *
a Twoją sprawiedliwość synowi królewskiemu.
Aby Twoim ludem rządził sprawiedliwie *
i ubogimi według prawa. Ref.
Za dni Jego zakwitnie sprawiedliwość *
i wielki pokój, aż księżyc nie zgaśnie.
Będzie panował od morza do morza, *
od Rzeki aż po krańce ziemi. Ref.
Królowie Tarszisz i wysp przyniosą dary, *
królowie Szeby i Saby złożą daninę.
I oddadzą Mu pokłon wszyscy królowie, *
wszystkie narody będą mu służyły. Ref.
Wyzwoli bowiem biedaka, który Go wzywa, *
i ubogiego, co nie ma opieki.
Zmiłuje się nad biednym i ubogim, *
nędzarza ocali od śmierci. Ref.
DRUGIE CZYTANIE (Ef 3,2-3a.5-6)
Chrześcijaństwo jest dziś obecne na wszystkich kontynentach, a Ewangelia głoszona niemalże wszystkimi ludzkimi językami. Jednakże dla pierwszych uczniów powszechny charakter zbawienia dokonanego przez Chrystusa był nowością i tą nowość przepowiadali z mocą. Tak czyni też św. Paweł w Liście do Efezjan, nazywając pogan współdziedzicami i współuczestnikami obietnicy danej przez Boga w Chrystusie Jezusie.
Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Efezjan
Bracia:
Przecież słyszeliście o udzieleniu przez Boga łaski danej mi dla was, że mianowicie przez objawienie oznajmiona mi została ta tajemnica.
Nie była ona oznajmiona synom ludzkim w poprzednich pokoleniach, tak jak teraz została objawiona przez Ducha świętym Jego apostołom i prorokom, to znaczy, że poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 2,3)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Ujrzeliśmy Jego gwiazdę na Wschodzie
i przybyliśmy złożyć pokłon Panu.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mt 2,1-12)
Dzisiejsza Ewangelia opisuje scenę przybycia Mędrców do Betlejem. Przez to wydarzenie zostają wypełnione kolejne zapowiedzi Starego Testamentu. Tak jak w wizji proroka Izajasza wszystkie narody zmierzały do Jerozolimy, bo tam znajdowała się świątynia, w której zamieszkiwała chwała Pana (1Krl 8,11 i 9,3), tak teraz Chrystus staje się żywą Świątynią. Warto również w wędrówce Mędrców dostrzec duchową drogę wiodącą każdego z nas na spotkanie z Bogiem.
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza
Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon».
Skoro usłyszał to król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz.
Ci mu odpowiedzieli: «W Betlejem judzkim, bo tak napisał prorok:
A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela».
Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: «Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon». Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę.
A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę.
A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do ojczyzny.
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/962/part/2
***********************
Katecheza
Małe gesty, wielka pomoc
„Módlmy się, aby coraz więcej dzieci poświęciło Ewangelii nie tylko pewien okres, lecz całe swoje życie” – pisał w 2003 r. św. Jana Paweł II z okazji 160 rocznicy powstania Papieskiego Dzieła Misyjnego Dzieci. Marzył, aby do tego Dzieła należały wszystkie polskie dzieci.
Dziś ogniska PDMD istnieją w każdej diecezji. Liczba dzieci, które włączają się w Dzieło, zależnie od regionu, waha się od kilkudziesięciu do kilku tysięcy. Członkowie ognisk uczestniczą w formacji i zobowiązują się do codziennej modlitwy oraz systematycznych wyrzeczeń dla rówieśników w krajach misyjnych. Dzieci zaangażowane misyjnie wnoszą w życie parafii wiele dobra i radości. Widzimy, że chcą one być iskierkami misyjnego zapału w swoich środowiskach. Chętnie przygotowują nabożeństwa, inscenizacje oraz festyny i włączają się do akcji „Kolędnicy Misyjni”. Angażują przy tym rodziców, całe rodziny oraz sąsiadów i tym samym integrują społeczność. Mówiąc o potrzebach misji i o sytuacji swoich rówieśników w świecie, nie tylko budzą wzruszenie i pozyskują datki. Uświadamiają, że na ziemi istnieją o wiele większe problemy i cierpienia, niż te, z którymi zmagamy się na co dzień. Zwracając się ku ludziom, którzy czują się niechciani i odrzuceni, przekonują o tym, że ktoś zawsze czeka na ich modlitwę, pamięć i wyrzeczenie.
Jeden z duszpasterzy opowiadał: „Pamiętam dzień, kiedy grupę kolędników misyjnych zaproszono na wigilię dla bezdomnych. Dzieci nie zabrały ze sobą swojej skarbonki. Zaśpiewały kolędy i przedstawiły scenkę. Kiedy zakończyły występ, bezdomni ze łzami w oczach zaczęli wydobywać z kieszeni własne pieniądze. Dopytywali dzieci, dlaczego nie wzięły ze sobą skarbonki. Mówili, że oni też chcą wspomóc misje”.
Z funduszu PDMD każdego roku dofinansowujemy kilka tysięcy projektów, których beneficjentami jest kilkanaście milionów dzieci do lat czternastu. Tylko dzięki pomocy polskich małych misjonarzy (1,8 mln zł) w ostatnim roku zrealizowano 60 projektów w ośmiu krajach. Dotyczyły one edukacji, ochrony życia i formacji chrześcijańskiej. Mimo wysiłku różnych fundacji i stowarzyszeń światowe statystyki dotyczące nieletnich ofiar handlu, głodu, ubóstwa, konfliktów zbrojnych, niesprawiedliwości społecznej i różnych form wyzysku wcale nie maleją. Na szczęście wszędzie tam, gdzie rodzi się Kościół, misjonarze i wierni niosą ratunek. To cichy, ale też ogromny i nieustający strumień pomocy, który składa się z małych gestów. Takie wsparcie jest długofalowe i bezinteresowne.
Informacje o PDMD można znaleźć na stronach: www.missio.org.pl oraz www.dzieciom-misji.missio.org.pl.
Anny Sobiech, sekretarza krajowego PDMD, wysłuchała Agnieszka Wawryniuk
******************
uroczystość
Objawienia Pańskiego
Komentarz do I czytania (Iz 60, 1-6)
W Księdze Izajasza czytamy starotestamentalną zapowiedź chwały przyszłej Jerozolimy. Nie jest ona wynikiem zbrojnego zwycięstwa albo sukcesu rozmów politycznych. Światłość rozświetlającą ciemności panujące w świętym mieście przyniesie ten, który jest początkiem i końcem – Jezus Chrystus. Jego siła nie jest związana ze zbrojnym orężem. Syn Boży przyszedł na ziemię w ubogiej rodzinie i narodził się w skromnych warunkach betlejemskiej groty. Został jednak rozpoznany, zarówno przez pasterzy, jak i mędrców ze Wschodu. Izajasz zaprasza także nas, abyśmy podnieśli nasze oczy w poszukiwaniu światłości wiekuistej. Abyśmy odrzucili grzech i przywiązania tego świata, a skierowali się ku Chrystusowi.
Komentarz do II czytania (Ef 3, 2-3a. 5-6)
Duch Święty odgrywa szczególną rolę w przyjęciu i zrozumieniu Bożego Objawienia. Bez Jego pomocy nie bylibyśmy w stanie w pełni wykorzystać darów łaski, jakimi nas Bóg obdarza. Bycie chrześcijanami to szczególny zaszczyt. Od dnia chrztu przynależymy do wspólnoty uczniów Chrystusa. Jesteśmy namaszczeni mocą Ducha Świętego, która uzdalnia nas do rozpoznawania pośród zawiłości tego świata, jedynej i prawdziwej drogi prowadzącej do Chrystusa. Nie jest ważne czy jesteśmy „Grekami”, czy „Żydami”, czy mamy dyplom uniwersytetu, czy też szkoły zawodowej. W porządku wiary najważniejsza jest nasza otwartość na Ducha Świętego i pragnienie pójścia za Chrystusem.
Komentarz do Ewangelii (Mt 2, 1-12)
Posłuszeństwo Bożym natchnieniom doprowadziło Mędrców ze Wschodu do Chrystusa. Ich duchowa wrażliwość pozwoliła im rozpoznać w Dziecięciu złożonym na sianie w betlejemskiej grocie – Zbawiciela świata. Chociaż nie przynależeli do narodu wybranego i obca im była tradycja biblijna, oddali cześć Mesjaszowi. Mędrcy ze Wschodu budzą w nas, grzesznych i niedoskonałych ludziach, nadzieję. Nie jest ważne, że ktoś z nas żył do tej pory uwikłany w grzechy, że nie miał wychowania religijnego i obce mu były niedzielne i świąteczne Eucharystie. Najważniejsze jest otwarte na działanie łaski Bożej serce i pokora. Tej pokory zabrakło właśnie Herodowi, który też mógł przyjść i uznać w Jezusie obiecanego Mesjasza. On jednak pozostał uwikłany w grzechy i ludzki sposób myślenia.
Pomyśl:
Jak dbam o swoją duchową kondycję?
Jak często przystępuję do sakramentu pokuty i pojednania?
Jak „włączam” Boga w swoje życie? Czy proszę go o światło przed podjęciem ważnych decyzji?
Co robię, aby nie dopuścić do uprzedzeń wobec ludzi innej narodowości, religii czy o innym statusie materialnym?
http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/484
********************
Uroczystość Objawienia Pańskiego
Pomyśl o sytuacji, kiedy pragnąłeś się z kimś spotkać. Poczuj niecierpliwość z tego wynikającą, radość z nadchodzącego spotkania, niepewność.
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Mt 2, 1-12
Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon». Skoro usłyszał to król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: «W Betlejem judzkim, bo tak napisał prorok: A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela». Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: «Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon». Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do ojczyzny.Niech Mędrcy ze Wschodu będą dla ciebie nauczycielami dostrzegania znaków działalności Boga w twoim życiu. Oni dostrzegli gwiazdę i za nią poszli. Ten znak był zrozumiały dla nich. Dla innych już nie. Zastanów się, przez co Bóg daje tobie znaki w życiu? Jak On ciebie prowadzi? Jakie unikatowe znaki ty otrzymujesz?
Faryzeusz i uczeni dobrze wskazali miejsce narodzin Jezusa, ale nic nie zrobili, by się tam udać. Na pewno wiedzieli, dlaczego Herod dopytuje się o takie rzeczy. Dlatego pojawia się pytanie, czy ty potrafisz wykorzystać wskazówki, które otrzymujesz od Boga? Czy uczysz się z własnego doświadczenia? Potrafisz czerpać z natchnień do czynienia dobra?
Twoja modlitwa, twoje poznawanie Boga nie mają prowadzić do spełniania twoich życzeń, ale pełnienia woli Boga. Inaczej upodobnisz się do Heroda, który nie chciał poznać miejsca narodzin Jezusa dla chwały Boga, ale swojej. Zastanów się, czy potrafisz oddać się Bogu, oddać się w Jego prowadzenie, na Jego większą chwałę?
#Ewangelia: Zło na usługach u Boga
Mieczysław Łusiak SJ
Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: “Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon”. Skoro usłyszał to król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: “W Betlejem judzkim, bo tak napisał prorok: «A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela»”.
Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: “Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon”. Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę.
A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do ojczyzny.
Komentarz do Ewangelii
Herod był bardzo złym człowiekiem, ale gdyby nie on Mędrcy ze Wschodu nie znaleźliby Jezusa, chociaż prowadziła ich gwiazda. Bóg posłużył się Herodem, aby wskazać Mędrcom drogę do miejsca pobytu Zbawiciela. Bóg często posługuje się złymi ludźmi i złem jako takim, aby wskazać nam drogę do siebie. Zło istnieje i “ma się dobrze”, ale Bóg “gra złu na nosie”, tak jak zagrał Herodowi. Zło niekiedy szaleje jak Herod, ale Bóg jest silniejszy i sprytniejszy od zła.
Wszystko może służyć naszemu zbawieniu, nawet Herod. Potrzebne są nam tylko otwarte oczy Mędrców i ich uparte poszukiwanie Zbawiciela.
Świętych Obcowanie
_________________________________________________________________________________
Pokłon Mędrców ze Wschodu złożony Dziecięciu Jezus, opisywany w Ewangelii przez św. Mateusza (Mt 2, 1-12), symbolizuje pokłon świata pogan, wszystkich ludzi, którzy klękają przed Bogiem Wcielonym. To jedno z najstarszych świąt w Kościele. Trzej królowie być może byli astrologami, którzy ujrzeli gwiazdę – znak narodzin Króla. Jednak pozostanie tajemnicą, w jaki sposób stała się ona dla nich czytelnym znakiem, który wyprowadził ich w daleką i niebezpieczną podróż do Jerozolimy.
Herod, podejmując ich, dowiaduje się o celu podróży. Podejrzewa, że narodził się rywal. Na podstawie proroctwa w księdze Micheasza (Mi 5, 1) kapłani jako miejsce narodzenia Mesjasza wymieniają Betlejem. Tam wyruszają Mędrcy. Odnajdując Dziecię Jezus, ofiarowują Mu swe dary. Otrzymawszy we śnie wskazówkę, aby nie wracali do Heroda, udają się do swoich krajów inną drogą.Uroczystość Objawienia Pańskiego należy do pierwszych, które uświęcił Kościół. Na Wschodzie pierwsze jej ślady spotykamy już w III w. Tego właśnie dnia obchodził Kościół grecki święto Bożego Narodzenia, ale w treści znacznie poszerzonej: jako uroczystość Epifanii, czyli zjawienia się Boga na ziemi w tajemnicy wcielenia. Na Zachodzie uroczystość Objawienia Pańskiego datuje się od końca IV w. (oddzielnie od Bożego Narodzenia). W Trzech Magach pierwotny Kościół widzi siebie, świat pogański, całą rodzinę ludzką, wśród której zjawił się Chrystus, a która w swoich przedstawicielach przychodzi z krańców świata złożyć Mu pokłon. Uniwersalność zbawienia akcentują także: sama nazwa święta, jego wysoka ranga i wszystkie teksty liturgii dzisiejszego dnia. Ewangelista nie pisze o królach, ale o Magach. Ze słowem tym dość często spotykamy się w Starym Testamencie (Kpł 19, 21; 20, 6; 2 Krn 33, 6; Dn 1, 20; 2, 2. 10. 27; 4, 4; 5, 7. 11). Oznaczano tym wyrażeniem astrologów. Herodot, historyk grecki, przez Magów rozumie szczep irański. Ksantos, Kermodoros i Arystoteles przez Magów rozumieją uczniów Zaratustry. Św. Mateusz krainę Magów nazywa ogólnym mianem Wschód. Za czasów Chrystusa Pana przez Wschód rozumiano cały obszar na wschód od rzeki Jordanu – a więc Arabię, Babilonię, Persję. Legenda, że jeden z Magów pochodził z murzyńskiej Afryki, wywodzi się zapewne z proroctwa Psalmu 71: “Królowie Tarszisz i wysp przyniosą dary. Królowie Szeby i Saby złożą daninę. I oddadzą Mu pokłon wszyscy królowie… Przeto będzie żył i dadzą Mu złoto z Saby”. Przez królestwo Szeby rozumiano Abisynię (dawna nazwa Etiopii). Na podstawie tego tekstu powstała także tradycja, że Magowie byli królami. Tak ich też powszechnie przedstawia ikonografia. Prorok Izajasz nie pisze wprost o królach, którzy mają przybyć do Mesjasza, ale przytacza dary, jakie Mu mają złożyć: “Zaleje cię mnogość wielbłądów, dromadery z Madianu i Efy. Wszyscy oni przybędą ze Saby, ofiarują złoto i kadzidło” (Iz 60, 6). Kadzidło i mirra były wówczas na wagę złota. Należały bowiem do najkosztowniejszych darów. Św. Mateusz nie podaje także liczby Magów. Malowidła w katakumbach rzymskich z wieku II i III pokazują ich dwóch, czterech lub sześciu. U Syryjczyków i Ormian występuje ich nawet dwunastu. Przeważa jednak w tradycji Kościoła stanowczo liczba trzy ze względu na opis, że złożyli trzy dary. Tę liczbę np. spotykamy we wspaniałej mozaice w bazylice św. Apolinarego w Rawennie z wieku VI. Także Orygenes podaje tę liczbę jako pierwszy wśród pisarzy chrześcijańskich. Dopiero od wieku VIII pojawiają się imiona Trzech Magów: Kacper, Melchior i Baltazar. Są one zupełnie dowolne, nie potwierdzone niczym. Kepler usiłował wytłumaczyć gwiazdę betlejemską przez zbliżenie Jowisza i Saturna, jakie zdarzyło się w 7 roku przed narodzeniem Chrystusa (trzeba w tym miejscu przypomnieć, że liczenie lat od urodzenia Jezusa wprowadził dopiero w VI w. Dionizy Exiguus; przy obliczeniach pomylił się jednak o 7 lat – Jezus faktycznie urodził się w 7 roku przed naszą erą). Inni przypuszczają, że była to kometa Halleya, która także w owym czasie się ukazała. Jednak z całego opisu Ewangelii wynika, że była to gwiazda cudowna. Ona bowiem zawiodła Magów aż do Jerozolimy, potem do Betlejem. Stanęła też nad miejscem, w którym mieszkała Święta Rodzina. Św. Mateusz nie tłumaczy nam, czy tę gwiazdę widzieli także inni ludzie. Żydzi przebywali na Wschodzie, w Babilonii i Persji, przez wiele lat w niewoli (606-538). Znane więc mogło być Magom proroctwo Balaama: “Wschodzi gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło” (Lb 24, 17). U ludów Wschodu było powszechnym wówczas przekonaniem, że każdy człowiek ma swoją gwiazdę. Kiedy Magowie przybyli do Syna Bożego? Z całą pewnością po ofiarowaniu Go w świątyni. Według relacji Ewangelisty, że Herod kazał wymordować dzieci do dwóch lat, wynika, iż Magowie przybyli do Betlejem, kiedy Chrystus miał co najmniej kilka miesięcy, a może nawet ponad rok. Magowie nie zastali Jezusa w stajni; św. Mateusz pisze wyraźnie, że gwiazda stanęła nad “domem” (Mt 2, 11). Było w nim jednak bardzo ubogo. A jednak Mędrcy “upadli przed Nim na twarz i oddali Mu pokłon”. Padano na twarz w owych czasach tylko przed władcami albo w świątyni przed bóstwami. Magowie byli przekonani, że Dziecię jest przyszłym królem Izraela. Według podania, które jednak trudno potwierdzić historycznie, Magowie mieli powrócić do swojej krainy, a kiedy jeden z Apostołów głosił tam Ewangelię, mieli przyjąć chrzest. Legenda głosi, że nawet zostali wyświęceni na biskupów i mieli ponieść śmierć męczeńską. Pobożność średniowieczna, która chciała posiadać relikwie po świętych i pilnie je zbierała, głosi, że ciała Trzech Magów miały znajdować się w mieście Savah (Seuva). Marco Polo w podróży na Daleki Wschód (wiek XIII) pisze w swym pamiętniku: “Jest w Persji miasto Savah, z którego wyszli trzej Magowie, kiedy udali się, aby pokłon złożyć Jezusowi Chrystusowi. W mieście tym znajdują się trzy wspaniałe i potężne grobowce, w których zostali złożeni Trzej Magowie. Ciała ich są aż dotąd pięknie zachowane cało tak, że nawet można oglądać ich włosy i brody”. Identyczny opis zostawił także bł. Oderyk z Pordenone w roku 1320. Jednak legenda z wieku XII głosi, że w wieku VI relikwie Trzech Magów miał otrzymać od cesarza z Konstantynopola biskup Mediolanu, św. Eustorgiusz. Do Konstantynopola zaś miała je przewieźć św. Helena cesarzowa. W roku 1164 Fryderyk I Barbarossa po zajęciu Mediolanu za poradą biskupa Rajnolda z Daszel zabrał je z Mediolanu do Kolonii, gdzie umieścił je w kościele św. Piotra. Do dziś w katedrze kolońskiej za głównym ołtarzem znajduje się relikwiarz Trzech Króli, arcydzieło sztuki złotniczej. Od XV/XVI w. w kościołach poświęca się dziś kadzidło i kredę. Kredą oznaczamy drzwi na znak, że w naszym mieszkaniu przyjęliśmy Wcielonego Syna Bożego. Piszemy na drzwiach litery K+M+B, które mają oznaczać imiona Mędrców lub też mogą być pierwszymi literami łacińskiego zdania: (Niech) Chrystus mieszkanie błogosławi – po łacinie: Christus mansionem benedicat
Zwykle dodajemy jeszcze aktualny rok. Król Jan Kazimierz miał zwyczaj, że w uroczystość Objawienia Pańskiego składał na ołtarzu jako ofiarę wszystkie monety bite w roku ubiegłym. Święconym złotem dotykano całej szyi, by uchronić ją od choroby. Kadzidłem okadzano domy i nawet obory, a w nich chore zwierzęta. Przy każdym kościele stały od świtu stragany, na których sprzedawano kadzidło i kredę. Kadzidłem wierni okadzali swoje mieszkania. Zwyczaj okadzania ołtarzy spotykamy u wielu narodów starożytnych, także wśród Żydów (Wj 30, 1. 7-9; Łk 1). W Biblii jest mowa o kadzidle i mirze 22 razy. Mirra to żywica drzewa Commiphore, a kadzidło – to żywica z różnych drzew, z domieszką aromatów wszystkich ziół. Drzew wonnych, balsamów jest ponad 10 gatunków. Rosną głównie w Afryce (Somalia i Etiopia) i w Arabii Saudyjskiej. W ikonografii od czasów wczesnochrześcijańskich Trzej Królowie są przedstawiani jako ludzie Wschodu w barwnych, częstokroć perskich szatach. W X wieku otrzymują korony. Z czasem w malarstwie i rzeźbie rozwijają się różne typy ikonograficzne Mędrców. |
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-06.php3
********************
Jan Paweł II
Msza św. w uroczystość Objawienia Pańskiego i konsekracja 9 nowych biskupów. 6 I 1998
BĄDŹCIE WIERNYMI SŁUGAMI NOWEJ EWANGELIZACJI
Wśród kapłanów, którym Jan Paweł II w uroczystość Objawienia Pańskiego udzielił święceń biskupich, był ks. Wiktor Skworc, nowy ordynariusz dicezji tarnowskiej. Bazylikę Watykańską wypełniły rzesze pielgrzymów z całego świata, w tym także grupa Polaków z archidiecezji katowickiej i diecezji tarnowskiej. Obecny był m.in. metropolita krakowski kard. Franciszek Macharski i metropolita katowicki abp Damian Zimoń, biskupi pomocniczy tarnowscy (bp Józef Gucwa, bp Piotr Bednarczyk, bp Władysław Bobowski), przedstawiciele władz wojewódzkich, księża i osoby konsekrowane. «Każdego z was serdecznie pozdrawiam — powiedział Jan Paweł II do nowych pasterzy — zapewniając o pamięci w modlitwie i udzielając wam specjalnego błogosławieństwa, które niech towarzyszy wam zawsze w służbie Kościołowi».
1. «Surge, illuminare Ierusalem, quia venit lumen tuum» (Iz 60, 1)
Jeruzalem, przyjmij Światłość! Przyjmij Tego, który jest Światłością: «Bóg z Boga, Światłość ze światłości, (…). Zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas, ludzi, i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem» (Credo). Jeruzalem, przyjmij tę Światłość.
Ta «Światłość w ciemności świeci» (J 1, 5) i widzą ją ludzie już z daleka. Oto wyruszyli w drogę. Oto idą za światłem gwiazdy do tej Światłości, która objawiła się w Chrystusie. Idą, szukają drogi, pytają. Trafiają na dwór Heroda. Pytają, gdzie się narodził król żydowski: «Ujrzeliśmy (…) jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon» (Mt 2, 2).
2. Jeruzalem, ochroń twoją Światłość! Ten, który się narodził w Betlejem, znajduje się w niebezpieczeństwie. Gdy Herod usłyszał, że narodził się król, myśli natychmiast o tym, jak by zgładzić konkurenta do tronu. Ale Jezus zostaje uratowany od tego zagrożenia i wraz z rodziną ucieka przed zbrodniczą ręką króla do Egiptu. Potem wróci do Nazaretu, a mając lat trzydzieści zacznie nauczać. Wtedy wszyscy poznają, że Światłość przyszła na świat. Wtedy okaże się też, że «swoi jej nie przyjęli» (por. J 1, 11).
Nie obroniłoś, Jeruzalem, Światłości świata. Zgotowałoś Chrystusowi śmierć haniebną. Został ukrzyżowany, potem zdjęty z krzyża i złożony do grobu. Po zachodzie słońca pozostało po Nim na Golgocie patibulum crucis. Nie obroniłoś, Jeruzalem, twojego Światła. Jednakże «Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła» (J 1, 5). I oto trzeciego dnia Chrystus zmartwychwstał z grobu. Ciemności śmierci Go nie ogarnęły.
Surge, illuminare Ierusalem. Powstań, Jeruzalem, wraz z Tym, który powstał z grobu. Przyjmij zmartwychwstałego Króla, który przyszedł, aby zwiastować Królestwo Boże i w taki przedziwny sposób założył je na ziemi.
3. Jeruzalem, podziel się twoją Światłością! Podziel się tym Światłem, które w ciemnościach świeci, z wszystkimi ludźmi. Zaproś wszystkich; bądź dla całej ludzkości gwiazdą, która wskazuje drogę ku trzeciemu tysiącleciu chrześcijaństwa, jak kiedyś zaprowadziła trzech Mędrców ze Wschodu do szopy w Betlejem. Zaproś wszystkich! Niech «pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku twojego wschodu» (Iz 60, 3). Dziel się Światłem! Tym Światłem, które rozbłysło w tobie, dziel się z wszystkimi ludźmi, z wszystkimi narodami ziemi.
W tej perspektywie zwracam się do was, drodzy bracia, którzy otrzymujecie dziś święcenia biskupie: bądźcie wiernymi sługami nowej ewangelizacji, która szerzy w świecie Światłość Chrystusa.
Ty, bpie Mario Francesco Pompeddo, który od tylu lat służysz Stolicy Apostolskiej, pełnij nadal z właściwą sobie kompetencją funkcję dziekana Trybunału Roty Rzymskiej, stosując zasady sprawiedliwości kanonicznej w duchu duszpasterskim.
Ty, bpie Marco Dino Brogi, podejmij z ufnością nową misję nuncjusza apostolskiego w Sudanie i delegata apostolskiego w Somalii i bądź świadkiem troski Papieża o te Kościoły, które głoszą Chrystusa i Jego Ewangelię pośród trudności i wyrzeczeń.
Tobie, bpie Peterze Kwaku Atuahene, powierzona zostaje misja szerzenia Światłości Chrystusa w diecezji Goaso w Ghanie, której jesteś pierwszym ordynariuszem.
Ty, bpie Filippo Strofaldi, zaniesiesz ją do włoskiej diecezji Ischia.
Ty, bpie Wiktorze Skworcu, będziesz ją szerzył w diecezji tarnowskiej w Polsce.
Kościół wzywa ciebie, bpie Franco Dalla Valle, byś szerzył światło Ewangelii jako pierwszy ordynariusz Juiny w Brazylii.
Posyła też ciebie, bpie Angelito R. Lamponie, byś realizował swoje powołanie misyjne w Jolo na Filipinach jako następca twego współbrata, świętej pamięci bpa Benjamina de Jesus, barbarzyńsko zamordowanego jedenaście miesięcy temu w pobliżu katedry.
Ty, bpie Tomislavie Koljaticu Maroevicu, będziesz współpracował z misją pasterską arcybiskupa Concepción w Chile jako jego biskup pomocniczy.
Ty, bpie Francesco Saverio Salerno, będziesz kontynuował jako sekretarz Prefektury Ekonomicznych Spraw Stolicy Apostolskiej swoją pracę i służbę w dziedzinie administracyjnej.
Moi drodzy, każdego z was serdecznie pozdrawiam, zapewniając o pamięci w modlitwie i udzielając wam specjalnego błogosławieństwa, które niech towarzyszy wam zawsze w służbie Kościołowi.
4. Jerozolimo, oto dzień twojej epifanii. Mędrcy ze Wschodu, którzy pierwsi rozeznali Twoją Światłość, składają Tobie, Odkupicielu świata, swoje dary. Składają je Tobie, który jesteś Bogiem z Boga, Światłem ze Światłości, Bogiem prawdziwym z Boga prawdziwego, zrodzonym, a nie stworzonym, współistotnym Ojcu; Tobie, przez którego wszystko się stało; Tobie, który stałeś się człowiekiem, za sprawą Ducha Świętego przyjmując ciało z Maryi Dziewicy.
To właśnie Ciebie oglądały oczy trzech Mędrców i to Ciebie widzą dzisiaj nasze oczy wpatrzone w tajemnicę świętej Epifanii.
«Surge, illuminare Ierusalem, quia venit lumen tuum» (Iz 60, 1).
Amen!
Copyright © by L’Osservatore Romano and Polish Bishops Conference
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/msza_06011998.html
__________________________________________________________________________________
“Adam – kilka słów o męskości” – spotkanie z cyklu “Miłość bez Cenzury”
Jakub Śnieć
Żyjemy dziś w ważnym i przełomowym momencie; stało się bowiem jasne, że wzory męskości, role przypisywane mężczyznom od wieków straciły swoją nośność. W efekcie w XXI wieku mężczyzna zadaje sobie pytanie: “Gdzie jestem?” bądź też kobieta zadaje mężczyźnie pytanie: “Gdzie jesteś?”.
Wszystkich, którzy szukają odpowiedzi, Duszpasterstwo Akademickie Morasko im. bł. P.J. Frassatiego zaprasza na kolejne spotkanie z cyklu “Miłość bez Cenzury” zatytułowane “Adam – kilka słów o męskości”. Gościem specjalnym będzie muzyk – Krzysztof Antkowiak.
Spotkanie odbędzie się 18 stycznia 2016 roku o godz.20:00 w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego (Os. Jana III Sobieskiego 116, Poznań).
Organizator: Duszpasterstwo Akademickie Morasko im. bł. P.J. Frassatiego
http://www.deon.pl/patronaty/art,246,adam-kilka-slow-o-meskosci-spotkanie-z-cyklu-milosc-bez-cenzury.html
********************
Nie pisz na swoich drzwiach K+M+B!
Brat Michał
Jeśli myślisz, że K+M+B, które piszemy na drzwiach naszych domów oznacza imiona Trzech Króli, to jesteś w błędzie.
W ogóle to prawidłowy zapis na naszych drzwiach powinien wyglądać tak: C + M + B 2016 (tudzież inny rok). Znaczy to “Christus Mansionem Benedicat” – czyli “Niech Chrystus błogosławi ten dom (mieszkanie)” (niektórzy tłumaczą to: “Chryste błogosław temu domowi/mieszkaniu”).
W związku z powyższym trzeba też powiedzieć, że dwukrotne pojawiające się “+”, to nie “plusiki”, tylko “krzyżyki” – znak błogosławieństwa.
K M B wzięło się stąd, że ludzie zaczęli łacińskie “C” zastępować polskim “K”. W średniowieczu, kiedy pojawiła się legenda o trzech królach, która w kolejnych wiekach zyskała sporą popularność ludzie zaczęli coraz bardziej utożsamiać owe “K M B” z inicjałami imion trzech mędrców.
Księga liturgiczna “Obrzędy błogosławieństw” tom II, str. 244 – podaje, że można stosować zapis: C M B, albo: J M J – czyli inicjały Jezusa Maryi Józefa – świętej rodziny. Nie ma zaś czegoś takiego jak K M B!
Dlatego warto powrócić do chwalebnej tradycji chrześcijańskiej i już dziś na drzwiach naszych domów zapisać C+M+B 2016, prosząc świadomie Jezusa Chrystusa o jego błogosławieństwo, a nie” jakiegoś” Kacpra, Melchiora i Baltazara. Ja przynajmniej tak zrobię.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1283,nie-pisz-na-swoich-drzwiach-kmb.html
****************
Tajemnica królów
Monika Białkowska / “Przewodnik Katolicki”
Czy było ich trzech? Nie wiadomo. Królowie? Nie wiadomo. Kacper, Melchior i Baltazar? Nie wiadomo. Mimo tak wielu niewiadomych, uroczystość Objawienia Pańskiego, czyli Trzech Króli, osadzona jest głęboko w chrześcijańskiej tradycji.
Objawienie Pańskie jest jednym z najstarszych świąt w Kościele. Na Wschodzie obchodzono je jako Epifanię, Objawienie – czyli połączone wspomnienie Bożego Narodzenia, pokłonu mędrców, chrztu Pańskiego i cudu w Kanie Galilejskiej. W Kościele zachodnim wspomnienie pokłonu trzech królów stało się odrębną od Bożego Narodzenia uroczystością w IV wieku. Jak na tak dawne święto, obrosłe wielowiekową tradycją, uroczystość Objawienia Pańskiego ma w sobie wiele niewiadomych i do dziś zmusza nas do stawiania sobie pytań.
Historia i legenda
Przede wszystkim bowiem należy spróbować znaleźć to, co wiemy o nim na pewno. Królowie? Nie byli królami. Nie nazywa ich tak ani Biblia, ani najstarsze tradycje. Dopiero późniejsza interpretacja jednego z psalmów pozwalała dostrzegać w nich władców. Św. Mateusz Ewangelista określa przybyszów greckim słowem magoi, które oznaczało kastę uczonych, perskich kapłanów. Orygenes i Tertulian pod tym pojęciem rozumieli astrologów z Babilonu. Arystoteles magoi nazywał uczniów Zaratustry, a Herodot – szczep irański. Z królami, władcami odległych krain, tajemniczy goście małego Jezusa niewiele zatem mieli wspólnego.
Co więcej, być może wcale nie było ich trzech. Św. Mateusz nie podaje przecież ich liczby, mówi jedynie o trzech złożonych darach. Wprawdzie o trzech magach pisał Orygenes, trzech również pojawia się na większości malowideł w katakumbach, ale czasem malowano ich dwóch, czterech, sześciu czy nawet dwunastu. Trudno powiedzieć, czy przekazana przez tradycję liczba trzech magów miała oddawać historyczną prawdę, czy raczej wyrażać teologię. Symbolika cyfry 3 oznaczała pełnię. Tu pod postaciami trzech mędrców cały świat składał hołd Jezusowi. Doskonale widać to w sztuce, która w trzech magach zamykała całego człowieka: młodego, dojrzałego i w podeszłym wieku, albo też ludzi wszystkich krańców świata: z Europy, Azji i Afryki.
Skąd przyszli magowie? Św. Mateusz notuje, że “ze Wschodu”. W czasach Jezusa pojęciem tym określano wszystkie ziemie, znajdujące się na wschód od rzeki Jordan, a więc Arabię, Babilonię, Persję… Proroctwo z Psalmu 71 wspominało o królach Szeby (dzisiejszej Etiopii) – i stąd zapewne wzięło się przekonanie, że jeden z magów był czarnoskóry.
I jeszcze jedno: kiedy przybyli? Św. Mateusz zapisał, że “weszli do domu i zobaczyli Dziecię”. Jezus z rodziną nie mieszkał już w stajence, lecz w domu. Skoro Herod kazał wymordować wszystkich chłopców do dwóch lat, zatem i Jezus mógł już nie być noworodkiem: równie dobrze mógł mieć kilka miesięcy czy nawet ponad rok.
Tak naprawdę historycznie poznać trzech magów nie sposób. Legenda o tym, że było ich trzech i że nosili imiona Kacper, Melchior i Baltazar, pojawiła się dopiero w średniowieczu. Ta sama legenda głosiła też, że magowie po oddaniu pokłonu Jezusowi mieli wrócić do swojej krainy, gdy jeden z Apostołów głosił im lata później Ewangelię, mieli przyjąć chrzest, zostać biskupami, a następnie ponieść śmierć męczeńską. To pobożna legenda, ale w niej ukryta jest głęboka i prawdziwa symbolika samego pokłonu i darów.
Dary
Magowie – według świadectwa św. Mateusza – złożyć mieli Jezusowi w ofierze dary ze złota, kadzidła i mirry. O kadzidle i mirze jest w Biblii mowa dość często. Zwyczaj okadzania ołtarzy był znany wśród wielu narodów starożytnych, w tym również wśród Żydów. Za kadzidło służyła wówczas żywica z ponad dziesięciu gatunków drzew z domieszką ziołowych aromatów. Używane było ono nie tylko jako przyjemny środek zapachowy, miało być również symbolem wznoszącej się do Boga modlitwy. Mirra to żywica drzewa Commiphore, starożytny środek leczący i gojący rany. W starożytności zarówno kadzidło, jak i mirra osiągały wysokie ceny i były darem równie wartościowym jak złoto.
Na czym polegała nadzwyczajność darów, przyniesionych przez mędrców? Czy tylko na ich kosztowności? W II wieku św. Ireneusz z Lyonu tłumaczył, że podarowane przez magów złoto jest znakiem królewskiej godności Jezusa, kadzidło znakiem Jego Boskości, a mirra – zapowiedzią śmierci na krzyżu. Według Złotej Legendy magowie podarować mieli złoto dla ubogiej Maryi, kadzidło dla zniwelowania nieprzyjemnego zapachu stajni, a mirrę, by wzmocnić ciało Jezusa i odpędzić od niego złe robaki.
Według XX-wiecznego teologa Karla Rahnera złoto jest symbolem ludzkiej miłości, kadzidło – tęsknoty, a mirra – cierpienia, jakie przynosimy Jezusowi, by je przemienił.
Jeszcze inne interpretacje każą nam widzieć w znakach symbol godności królewskiej (złoto), kapłańskiej (kadzidło) i wypełnienia proroctw mesjańskich (mirra). Dary miały być też świadectwem tego, że magowie uwierzyli w Chrystusa, który jest prawdziwie Bogiem (złoto), prawdziwie człowiekiem (mirra) i prawdziwie Królem (złoto). Późniejsze tradycje dopasowały dary do poszczególnych magów i w ten sposób Afrykańczyk z mirrą został nazwany Kacprem, Azjata z kadzidłem Baltazarem, a Europejczyk ze złotem – Melchiorem.
Zwyczaje
Zwyczaj święcenia złota i kadzidła w święto Trzech Króli pojawił się stosunkowo późno, bo dopiero na przełomie XV i XVI wieku. Król Jan Kazimierz przy okazji tej uroczystości składał na ołtarzu ofiary ze wszystkich rodzajów monet, wybitych w minionym roku. Poświęconym złotem dotykano szyi, by ustrzec się przed chorobami. Poświęconym kadzidłem – w Polsce najczęściej żywicą z jałowca – okadzano całe domy i gospodarstwa, łącznie z oborami, żeby symbolicznie zabezpieczyć je przed chorobami i nieszczęściem.
Jeszcze młodszy jest zwyczaj święcenia kredy, który upowszechnił się w XVIII wieku. Poświęconą kredą chrześcijanie wypisują na drzwiach bieżący rok oraz rozdzielone krzyżami litery C, M i B. Nie są to, jak się często błędnie interpretuje, imiona trzech mędrców (KMB: Kacper, Melchior i Baltazar), ale łacińskie błogosławieństwo Christus Mansionem Benedicat – “Niech Bóg błogosławi temu domowi”. Św. Augustyn tłumaczył te litery jeszcze inaczej, jako wyznanie Christus Multorum Benefactor – “Chrystus dobroczyńcą wielu”.
W polskiej tradycji cały czas od Bożego Narodzenia aż do Trzech Króli uważano za święty. Nazywano go “szczodrym czasem”. Nie wykonywano wówczas żadnych ciężkich prac, nie młócono ani nie mielono na żarnach, kobiety przerywały nawet przędzenie. Czas spędzano głównie na spotkaniach towarzyskich i śpiewaniu kolęd. A kiedy już skończyły się świąteczne ciasta, wypiekano szczodraki – słodkie pieczywo, które służyło dla gości oraz dla kolędników i dzieci. Tradycja szczodraków zrodziła się wówczas, kiedy jeszcze nie ziemiach polskich nie było niemieckiej tradycji choinek i prezentów. To właśnie słodkie bułeczki miały umilić dzieciom świętowanie. Czasem nadziewano je serem, a czasem przyrządzano na słono, z nadzieniem z mięsa lub kapusty. W niektórych regionach pieczono je tak, żeby przypominały miniony rok: jeśli był urodzajny, to i szczodraki były duże, z białej mąki, bogato nadziewane. Jeśli rok był ubogi, takie same były i świąteczne bułeczki: małe, z mieszanej mąki, bez nadzienia.
Uroczystość ta wiązała się z jeszcze jednym, świeckim już, zwyczajem. Właśnie tego dnia, na rozpoczęcie staropolskiego karnawału, wybierano “migdałowego króla”. Zabawa popularna była od XVI wieku, a przywędrowała do nas z Francji i Anglii. Na zakończenie wystawnej kolacji podawano specjalnie przygotowany placek. Początkowo nazywał się on gorenflot, od nazwiska mnicha, który miał go wymyślić w XVI wieku, i był w kształtcie ośmiokąta, tak by siedem części było dla gości, a ósma dla Boga. Później już kształt nie miał znaczenia: ważne było, by w środku ukryty był jeden migdał. Ten, któremu trafił się kawałek z migdałem, zostawał migdałowym królem i musiał w czasie karnawału urządzić dla innych zabawę. Czasem ciasto zastępowano rogalami, a w Warszawie przygotowywani dwie patery ciasta, dla pań i dla panów, by w ten sposób skojarzyć “migdałową parę królewską”.
Relikwie
Tradycje związane z uroczystością Objawienia Pańskiego są bogate i ciekawe, a historia – trudna do odkrycia. Co jednak zrobić wobec tego z tym, co kryje się w wielkim relikwiarzu w katedrze kolońskiej? Czy legenda i tradycje spotykają się z historią w miejscu, gdzie otaczane są czcią relikwie trzech królów?
Kiedy w XIII wieku Marco Polo podróżował na Daleki Wschód, zapisał w swym pamiętniku: “Jest w Persji miasto Savah, z którego wyszli trzej Magowie, kiedy udali się, aby pokłon złożyć Jezusowi Chrystusowi. W mieście tym znajdują się trzy wspaniałe i potężne grobowce, w których zostali złożeni trzej Magowie. Ciała ich są aż dotąd pięknie zachowane cało tak, że nawet można oglądać ich włosy i brody”. Bł. Oderyk de Pordenone, włoski franciszkanin, który w 1320 r. podróżował w tym samym co Marco Polo kierunku, zostawił po sobie relacje z podróży. Opisywał wprawdzie rzeczy często fantastyczne, jak skorupy żółwi większe od katedralnych kopuł – ale o Savah zapisał dokładnie to samo co wenecki podróżnik.
Co innego niż podróżnicy głosi legenda z XII wieku. Według niej relikwie trzech magów już w VI wieku miały trafić do Mediolanu, podarowane tamtejszemu biskupowi przez cesarza Konstantynopola. W Konstantynopolu zaś znalazły się wcześniej dzięki cesarzowej Helenie, która poświęcając się pracom archeologicznym, odnalazła je w Jerozolimie.
Kiedy w 1164 r. Fryderyk I Barbarossa zajął Mediolan, zabrał relikwie trzech królów do Kolonii i umieścił je w tamtejszym kościele św. Piotra. W ten sposób zaczął się wielki i szybki rozkwit Kolonii jako miasta. Relikwie podniosły jego prestiż i znaczenie na arenie międzynarodowej. Jako że w mieście znajdowały się również relikwie św. Urszuli i Gereona oraz figura Madonny Mediolańskiej, Kolonia szybko stała się jednym z najważniejszych celów pielgrzymkowych w ówczesnej Europie.
Miasto królów
Trzej królowie – choć niektórzy wątpią w ich istnienie – otrzymali relikwiarz, który zachwyca do dziś. Wykonany został na przełomie XII i XIII wieku przez złotnika Mikołaja z Verdun. Długi na ponad dwa metry i na półtora metra szeroki, z dębowego drewna i srebra, pokryty złotą, srebrną i miedzianą blachą, zdobiony antycznymi gemmami i kameami. Kamea to wizerunek stworzony z dwóch różnobarwnych warstw kamieni, kości słoniowej, korali czy muszli: na relikwiarzu trzech królów jest ich ponad trzysta, co sprawia, że jest to największy zbiór kamei na świecie. Oprócz nich relikwiarz zdobi ponad tysiąc szlachetnych kamieni i pereł, kolorowe emalie i siedemdziesiąt cztery figury z pozłacanego srebra.
Relikwiarz kształtem przypomina trójnawową bazylikę. Umieszczone są na nim sceny Madonny z Dzieciątkiem, pokłonu trzech królów, chrztu Jezusa, Chrystusa tronujący, sceny biczowania i ukrzyżowania, Bóg Ojciec z księgą, prorok Izajasz, popiersia męczenników, postaci apostołów i proroków, królowie Dawid i Salomon, a nawet wizerunki bogini Wenus czy cesarza Nerona (na starszych od samego relikwiarza gemmach i kameach).
W scenie pokłonu trzech królów umieszczono postać cesarza Ottona IV, który był fundatorem relikwiarza. Otton ufundował również korony na głowy mędrców, który później stały się herbem miasta.
Sama katedra zaczęła powstawać w 1248 r., kiedy to położono pod nią kamień węgielny. Budowa trwała z przerwami prawie 600 lat. Między 1870 a 1884 rokiem katedra kolońska z relikwiami trzech królów była najwyższym budynkiem świata, a dziś jest drugą co do wielkości gotycką budowlą sakralną na świecie. Mieszkańcy Kolonii otaczają ją czcią i szczególnie w okresie Bożego Narodzenia tłumnie odwiedzają nie tylko samą katedrę, ale i znajdujące się w niej relikwie mędrców ze Wschodu.
Kiedy badano tkaniny, w które owinięte są kolońskie relikwie, okazało się, że materiał jest bardzo stary i rzeczywiście może pochodzić nawet z I wieku. Prawdziwości samych relikwii nikt naukowo nie potwierdził i pewnie potwierdzić nie zdoła. Niezależnie od tego, czy trzej królowie rzeczywiście istnieli i czy św. Helenie udało się właściwie rozpoznać ich szczątki, jedno jest pewne. Pobożność związana z postaciami mędrców ze Wschodu jest żywa i od wieków uczy człowieka tego samego: że narodzone w Betlejem Dzieciątko jest prawdziwym Bogiem i Człowiekiem – Panem nad wszystkimi narodami świata.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1280,tajemnica-krolow.html
***************
“To świeccy wzięli się za ewangelizację”
KAI / drr
Możliwość twórczego zaangażowania się świeckich w ewangelizację, przeżycie wspólnoty, manifestowanie wiary w przestrzeni publicznej, szukanie sensownej rozrywki – to powody rozrastania się inicjatywy Orszaku Trzech Króli – uważa socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego Maria Rogaczewska. Pięć lat po zorganizowaniu pierwszego Orszaku w Warszawie, w tym roku przejdą one w 92 miastach w całej Polsce dzięki aktywności tysięcy katolików świeckich.
Fenomen Orszaku Trzech Króli to ciekawe zjawisko religijne i socjologiczne, które łączy w sobie wiele elementów i trafia w różne potrzeby uczestników. Ich dynamiczny rozwój należy tłumaczyć tym, że włączyło się w ich organizację bardzo wielu świeckich katolików – przedsiębiorców i menedżerów, którzy potrafią działać bardzo efektywnie.
Wśród animatorów jest wielu przedsiębiorców, ludzi pracujących w organizacjach pozarządowych, którzy chętnie wykorzystują swoje umiejętności na chwałę Bożą i odnajdują się w tym lepiej niż księża. A sami księża doceniają fakt, że mogą korzystać z ich kompetencji, umiejętności i talentów i współpraca układa się bardzo dobrze.
Słyszy się nieraz, że poprzez orszaki objawia się chęć katolików do bycia obecnym w przestrzeni publicznej, zamanifestowania wiary. W ten sposób podkreślamy, że to także nasza przestrzeń i że potrafimy zorganizować piękne wydarzenie, do którego może przyłączyć się każdy. Idąc w Orszaku mówimy też, że nie zgadzamy się na desakralizację świętowania, że nie chcemy spędzać świąt w galeriach handlowych lub w domu przy suto zastawionym stole. Wychodzimy, żeby zrobić coś dla innych, mobilizujemy siły, poświęcając pieniądze, czas, talenty. Orszaki angażują przecież wolontariuszy, uczą współpracy różnych ludzi z rozmaitych stowarzyszeń i organizacji.
W czasie takiego Orszaku uczestnicy są we wspólnocie, w której wszyscy są na równych prawach, nikt nikogo nie egzaminuje i nie ocenia. Obecne są całe rodziny, osoby samotne, ludzie mocniej lub słabiej związani z Kościołem bez zaliczania ich do konkretnych kategorii. Niektórzy mają trudność w przeżywaniu wspólnoty w parafiach – tu wszyscy idą na równych prawach.
Udział w Orszaku jest też miłym sposobem spędzenia wolnego czasu z rodziną, ze współmałżonkiem i dziećmi. Warto podkreślić aspekt widowiskowy Orszaku Trzech Króli. Ludzie spragnieni są pozytywnej rozrywki, którą kiedyś zaspokajali na festynach ludowych czy parafialnych. Dziś takim wydarzeń jest już niewiele, tym chętniej ludzie w wolny od pracy dzień biorą udział w Orszakach. Na całym świecie króluje ponadto “trend performatywny” – podobają nam się takie widowiska, np. wierni chętnie gromadzą się na zbiorowych modlitwach na stadionach.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,17115,to-swieccy-wzieli-sie-za-ewangelizacje.html
******************
Niezwykłe nagranie świętego ojca Pio [WIDEO]
youtube.com / kw
Odnaleźliśmy niedawno bardzo rzadkie nagranie św. ojca Pio. Kamera uchwyciła jego codzienne zajęcia, żarty, a także moment odprawiania Mszy świętej. To naprawdę niezwykły film, który musisz zobaczyć.
Około 4 minuty zaczyna się nagranie ojca Pio celebrującego Mszę świętą według starego rytu. Pod koniec zaś o. Pio żartobliwie bije kamerzystę swoim cingulum. To musiał być niesamowity człowiek!
http://www.deon.pl/po-godzinach/michalki/art,375,niezwykle-nagranie-swietego-ojca-pio-wideo.html
*********************
Pracownicy chorzy na… doskonałość
Katarzyna Klimek-Michno / slo
Perfekcjonizm jest w pracy mile widziany. Pod warunkiem, że nie staje się chorobliwy. Wówczas unieszczęśliwia nie tylko pracownika, ale też cały zespół.
Skrupulatny, sumienny, pracowity, dokładny. Idealny kandydat do pracy. Granica między pozytywnym perfekcjonizmem a obsesją jest jednak cienka i łatwo ją przekroczyć.
– Zdrowy perfekcjonizm to taki, który jest konstruktywny, pozwala na rozwój, ciągłe dążenie do wyznaczonych sobie celów. Nie ma nic złego w byciu dobrym w danej dziedzinie i kierowaniu się w stronę doskonałości oraz mistrzostwa. Dzięki takim osobom, firma ma wysoki standard i rzetelną, fachową kadrę – mówi dr Paweł Fortuna, psycholog społeczny i trener biznesu, autor przygotowywanej właśnie książki “Pozytywna psychologia porażki”.
Problem zaczyna się pojawiać, gdy perfekcjonizm staje się natrętny, chorobliwy. Zdaniem specjalistów, prowadzi to do destrukcji i ma negatywny wpływ na życie zawodowe i prywatne.
Pracownicy czy szefowie “chorzy” na perfekcjonizm nigdy nie chcą przyznać się do słabości, okazać emocji przed innymi ludźmi, odsłonić swoje wady.
– Świetnie wypadają na rozmowach kwalifikacyjnych. Prezentują się doskonale jako bardzo kompetentne osoby. Niestety, jako współpracownicy albo przełożeni zespołów są bardzo męczący – ocenia Paweł Fortuna.
Mają obsesję ma punkcie porządku i punktualności. Niechętnie korzystają z urlopów. Dyscyplinują wszystkich dookoła, co negatywnie wpływa na atmosferę i relację z innymi ludźmi. Paradoksalnie, często jednak nie wyrabiają się w terminie. Powód? Przesadna dokładność i precyzja. Najdrobniejsze zadanie potrafią wykonywać bardzo długo, sprawdzając i weryfikując po kilkanaście razy; zbyt dużo czasu poświęcają na detale.
– Nie chodzi o sam efekt, że chcemy coś właściwie zrobić, ale o lęk i obawę przed porażką, złą oceną ze strony przełożonego czy współpracowników. Pojawia się frustracja, brak satysfakcji, ciągłe myślenie, że mogłoby być lepiej – tłumaczy Paweł Fortuna. – Potrafią być męczący, bo wolą unikać odpowiedzialności i samodzielności. Przenoszą ją na pozostałych współpracowników. W razie niepowodzenia zawsze mogą powiedzieć, że pytali o radę taką i taką osobę lub konsultowali decyzje. Jest to rodzaj zabezpieczania się przed porażką, który staje się uciążliwy dla całego zespołu.
Zdaniem psychologów, skłonności do nadmiernego perfekcjonizmu rodzą się już w okresie dzieciństwa i w dużym stopniu zależą od wychowania oraz postawy samych rodziców. Jeśli byli oni bardzo wymagający i surowi, to wpoili to również swoim dzieciom.
– Takie niezdrowe podejście oznacza stawianie poprzeczki ponad możliwości, uzależnianie miłości od wyników – tłumaczy psycholog społeczny. – Dziecko czuje presję. Gdy nie spełnia wygórowanych oczekiwań rodziców, ma poczucie winy. Rodzice, którzy karzą dziecko za niespełnienie wszystkich ich wymagań, na przykład poprzez obrażanie się, wyłączanie ze wspólnych posiłków, nieodzywanie się, wywołują nieustanne poczucie zagrożenia.
Dziecko nie czuje się bezpiecznie – opisuje Paweł Fortuna. – Równocześnie jednak jest przeświadczone, że rodzice mają rację. Pojawia się myśl: “Zasłużyłem sobie na takie traktowanie. Gdybym był lepszy, osiągnął lepsze wyniki, wyróżnił się na tle innych, rodzice byliby ze mnie dumni”.
Taki sposób myślenie przejmowany jest również na gruncie zawodowym. Można jednak z nim walczyć i starać się ograniczać natrętne myśli o byciu doskonałym.
– Aby się to udało, trzeba rozpocząć pracę nad podniesieniem samooceny i uniezależnieniem się od opinii innych ludzi – zaleca psycholog. Przesadni perfekcjoniści nie powinni wykonywać zadań złożonych, które wiążą się z ryzykiem niepowodzenia. Lepiej sprawdzają się w jasno komunikowanych i konwencjonalnych zadaniach.
– Źle się czują, gdy muszą sami opracowywać drogę do jakiegoś rozwiązywania, planować działania – tłumaczy Paweł Fortuna. Sprawniej pracują, gdy otrzymują jasne instrukcje i kryteria. Proces wykonywania przez nich zadań powinien być systematycznie monitorowany.
– Tak, aby można było doceniać postępy i na bieżąco korygować błędy – wyjaśnia psycholog. – Nie powinno się też zmieniać poleceń w trakcie realizacji zadań. Warto chwalić nie tylko za sam efekt, ale pokazywać jego przyczyny, tłumaczyć, czego jest to wynikiem.
Źródło: Chorzy na doskonałość www.dziennikpolski24.pl
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/firma-praca-i-kariera/art,53,pracownicy-chorzy-na-doskonalosc.html
**********************
Co to jest miłość?
Mariusz Han SJ / br
Rzadko zastanawiamy się: czym naprawdę jest miłość? Ile dla nas znaczy? Jaką pozycję w naszej hierarchii wartości zajmuje? Mamy do czynienia z miłością rodzicielską, przyjacielską, braterską, siostrzaną czy też taką, która łączy ludzi w pary małżeńskie. Wielu z nas popiera słowa E. Hemingway’a, iż: “Miłość jest największym sensem istnienia”, przedkładając to uczucie nad wszystkie inne wartości w życiu.
Miłość jest obecna w życiu każdego człowieka. Nie ma znaczenia wiek, miejsce czy czas. Każdy spotyka się z tym uczuciem pod różnymi postaciami.
Doskonała recepta na miłość niestety nie istnieje. Podobnie jak nie ma gotowej recepty na szczęście. Miłość nie jest tylko uczuciem, jak to się niektórym wydaje. Miłość to ciężka praca. Trzeba umieć się dostosować. Trzeba umieć rezygnować. Miłość jest trudna, ale też piękna. Dlatego warta i pracy, i trudów. Miłość jest otwarciem się na drugiego człowieka, jest szczęściem, jest spojrzeniem duszy, to dawanie, to cud, to morze emocji. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy z jej wielkości, nie wiemy, że “Miłość jest lekarstwem, co sprawia cuda codzienne.” (Philip Bosmans).
Co to jest miłość? Według teorii biochemicznej miłość powstaje w wyniku działania określonych neurohormonów, dla socjologa istnieje po to, by służyć dobru gatunku, dla psychologa zaspokaja podstawowe psychiczne potrzeby ludzi – oczekiwanie oparcia, więzi, bliskości… Męczyli się nad definicją miłości pisarze i poeci, filozofowie i badacze. Wyniki? Nie ma definicji, z którą wszyscy by się zgadzali. Wiemy jedynie, że czasem nas “to” dopada.
Żadna perła nie jest tak cenna jak dobroć płynąca z miłości, jak komplement, uśmiech, gest przebaczenia czy bezinteresownej pomocy. Najszczęśliwszym człowiekiem nie jest ten, kto poślubił najlepszą osobę, lecz ten, kto umiał wydobyć ze swego partnera to, co w nim jest najlepsze. Kochać i zyskiwać sobie miłość – oto co człowieka uskrzydla i uzdrawia niezależnie od szczegółów. Jedynym skarbem który pozostaje na zawsze jest zdolność zyskiwania miłości naszych bliźnich.
Miłość jest uczuciem, które żyje w naszych sercach. Miłość można porównać do czasu… – czas od zawsze był, jest i chociaż ciągle upływa, to nigdy go nie zabraknie, a mimo tego, zawsze chcielibyśmy mieć go więcej. Miłość można też porównać do gruszki… – każdy z nas wie co to jest gruszka i każdy z nas przynajmniej raz w życiu widział, dotknął i zjadł gruszkę… – ale czy ktokolwiek z Was potrafi opisać jej kształt, albo smak? Miłość jest czymś, czego każdy z nas doświadcza, choć niektórzy tego nie dostrzegają…, nie doceniają…, nie potrafią odwzajemnić.
Czym więc jest miłość? Jak rozpoznać, że to, czego doświadczamy jest właśnie miłością? Miłość jest wtedy, gdy dwoje ludzi potrafi się doskonale zrozumieć nie wypowiedziawszy ani jednego słowa. Miłość jest wtedy, gdy wiemy, że w drugiej osobie jest nasze schronienie. Miłość jest wtedy, gdy chcemy całym sobą żyć dla drugiej osoby. Miłość jest wtedy, kiedy wzajemne relacje między dwojgiem ludzi opierają się na zrozumieniu, na zaufaniu, na cierpliwości…
Miłość jest potężna, ale powinna być też wyrozumiała i powinna umieć wybaczać. A jeśli tego wybaczenia nie ma, wtedy weźcie do ręki Pismo święte, a w nim Pierwszy listo do Koryntian z tekstem hymnu o miłości i zróbcie sobie taki mały rachunek sumienia. Idąc linijka po linijce zapytajcie siebie: Czy nasza miłość jest cierpliwa? Czy jest łaskawa? Czy nie zazdrości i szuka poklasku? Czy nie unosi się pychą… szuka swego… nie unosi się gniewem?
Prawdziwym siedliskiem miłości jest serce człowieka i serce historii świata. Miłość jest siłą podstawową energią bez której ani człowiek, ani światy nie mogą harmonijnie się rozwijać i zaznać szczęścia. Prawdziwy wymiar miłości jest nieskończony. Miłość przekracza samą siebie. Przychodzi skądinąd i kieruje się gdzie indziej. Dla człowieka wierzącego miłość przychodzi od Boga i do Boga zmierza, bo Bóg jest miłością.
“Każdy dzień jest nam dany dla naszego szczęścia. Żaden inny dzień, jak właśnie dzisiejszy jest Wam dany, żeby żyć, radować się i być zadowolonym. Jeśli dzisiaj nie żyłeś (żyjesz) jak człowiek, zmarnowałeś dzień. Nie zasępiaj twego ducha lekiem i troską o dzień jutrzejszy, ale nie obciążaj też serca wczorajszą biedą. Żyj dnim dzisiejszym! Z radosnym zadowoleniem możesz pomyśleć o dobrym -wczorajszym dniu oraz popatrzyć o pomyślnym załatwieniu dnia jutrzejszego. Ale, nie możesz zagubić siebie we “wczoraj” albo w jutro”. Wczoraj przeminęło bezpowrotnie, jutro dopiero nadejdzie.
Dzisiaj!!!! – to jedyny dzień. Wasz dzień!!! Uczyńcie go najlepszym dniem Waszego życia!!! Początkiem wspólnego życia (Phil Bossmans). Amen!!!
http://www.deon.pl/slub/homilie-slubne/art,6,co-to-jest-milosc.html
******************
Jak odróżnić prawdziwą osobę od wyobrażenia
Izabela Cąpała, Justyna Adamczyk / br
Na początku relacji nie widzimy siebie realnie, takimi jakimi w rzeczywistości jesteśmy. I z tego mogą wyniknąć problemy.
Justyna Adamczyk: Czy są jakieś prawidłowości, które decydują o tym, dlaczego ktoś się nam podoba, dlaczego się w kimś zakochujemy?
Izabela Cąpała: Psychologowie prześcigają się w teoriach dotyczących takich prawidłowości, na ich temat powstało już mnóstwo książek, artykułów i opracowań. Mnie się jednak wydaje, że nie można udzielić jednej, uniwersalnej odpowiedzi mającej zastosowanie w każdej sytuacji, dla każdej osoby. Trochę generalizując, można powiedzieć, że większość z nas ma pewne ukryte wyobrażenia o potencjalnym, idealnym partnerze, które wynosimy z przeszłości, z obserwacji relacji rodziców, z filmów, czy z własnych doświadczeń. Później one w nieuświadomiony dla nas sposób rzutują na to, w kim się zakochujemy.
Na początku znajomości z osobą drugiej płci zwracamy uwagę najczęściej na dwa elementy – pewne podobieństwa występujące między nami oraz atrakcyjność fizyczną. Podoba się nam czyjś uśmiech, długie włosy, piękna figura lub mamy wspólne zainteresowania, studiujemy na jednej uczelni, łatwo odnajdujemy wspólny język i to powoduje, że zaczynamy się sobą interesować… Z jednej strony jest to piękne, gdyż z tego mogą rozwinąć się wspaniałe związki, z drugiej jednak wiąże się to też z pewnymi zagrożeniami dla nas. Warto uświadomić sobie, że my na początku nigdy nie zakochujemy się w drugiej osobie, ale w swoich myślach, którym przypisujemy określone imię i twarz.
Gdy spotykamy osobę, która przynajmniej z wyglądu odpowiada naszym ukrytym wyobrażeniom, to potem na ich podstawie zaczynamy przypisywać jej także określone cechy charakteru, które ma nasz wymarzony “ideał”. Załóżmy, że podoba mi się jakiś umięśniony mężczyzna, który z wyglądu przypomina bohatera mojego ulubionego filmu. Ja na tej podstawie mogę przypisać mu także cechy tego bohatera, czyli na przykład nabrać przekonania, że on będzie opiekuńczy i przedsiębiorczy. Albo widzę fajną dziewczynę, która uprawia sport, i wyobrażam sobie, że ona w przyszłości będzie troskliwa, będzie wprowadzać dużo pozytywnej energii i radości do naszego wspólnego domu, ponieważ z tym kojarzy mi się aktywność fizyczna.
Bywa też tak, że tym, co stoi za tworzeniem własnego obrazu drugiej osoby, jest wielkie pragnienie bycia z kimś. Ta potrzeba może być tak silna, że gdy spotykamy kogoś, kto wykaże nami zainteresowanie, lub kogoś, kto choć trochę się nam spodoba i znajomość będzie rokować nadzieję na to, że będzie mogła się rozwinąć, to wyidealizujemy tę osobę i będziemy projektować na nią nasze marzenia o doskonałym związku.
Niestety, nasze wyobrażenia przeważnie okazują się później niezgodne z tym, kim w rzeczywistości jest osoba, z którą weszliśmy w związek. Oczywiście nie jest to reguła, zdarza się, że czasami dobrze “trafiamy”, że z czasem przekonujemy się, że ta druga osoba być może nie ma wszystkich cech, jakie jej przypisaliśmy, ale za to ma inne zalety, które nas pozytywnie zaskakują. Niemniej jeszcze raz podkreślę, że to jest coś, na co musimy bardzo uważać – my nie widzimy na początku siebie realnie, takimi jakimi w rzeczywistości jesteśmy. I z tego mogą wyniknąć problemy.
Przychodzą do mnie czasem zwaśnione pary, które proszą, bym pomogła im ratować ich związki. Prawie zawsze powtarza się ten sam schemat: oni już dawno zapomnieli o tym, co im się w sobie podobało, mówią do mnie: “Jak mam dalej ją kochać? Przecież to jest zupełnie inna osoba niż ta, która mi się kiedyś podobała”. Tyle że to nie jest inna osoba, ona jest cały czas ta sama. Tylko to jej małżonek dopiero po pewnym czasie bycia z sobą, gdy emocje zakochania trochę opadły, zaczął dostrzegać ją taką, jaka ona jest w rzeczywistości.
Wspomniała Pani o tym, że tym, co nas do siebie przyciąga, są pewne podobieństwa. Bardzo popularna jest jednak też odwrotna teoria mówiąca, że przyciągają nas do siebie przeciwieństwa. Na przykład grzecznej, spokojnej, cichej dziewczynie może podobać się chłopak, który będzie typem wielkiego imprezowicza. W której teorii jest więcej prawdy?
Myślę, że na samym początku, jak poznajemy drugą osobę, tym, co przyciąga naszą uwagę, są podobieństwa. Potrzebujemy mieć jakiś element zaczepienia, na bazie którego możemy zacząć rozwijać naszą znajomość. Gdy tylko będziemy mieli jakieś wspólne zainteresowania, wspólną pasję, na przykład oboje będziemy lubić uprawiać sport, czy tańczyć, to będzie stwarzało nam to możliwość spędzania czasu razem i dawało nam tematy do rozmowy.
Natomiast rzeczywiście może być tak, że równocześnie obok podobnych zainteresowań, będziemy poszukiwać u drugiej osoby także pewnych cech charakteru, które będą przeciwstawne do naszych. Przeważnie za tym znowu będą stać nasze wyobrażenia, tyle że już nie tylko na temat wymarzonego “ideału”, ale też nas samych. Jeśli myślę o sobie, że jestem wycofana, nieśmiała, introwertyczna, czuję, że brakuje mi otwartości, łatwości w nawiązywaniu kontaktów z innymi ludźmi, to bardzo możliwe, że będę chciała wybrać sobie partnera, który będzie – przepraszam za słowo – nosicielem cech, które będą wobec moich komplementarne. Nieświadomie mogę poszukiwać “wybawiciela”, który sprawi, że w przyszłości poczuję się lepiej i pewniej. Tyle że znów te wyobrażenia na temat drugiej osoby oraz na nasz własny temat nie muszą być zgodne z rzeczywistością.
Mężczyzna, który na wszystkich imprezach uchodzi za tak zwaną duszę towarzystwa, zabawiając wszystkich i opowiadając dowcipy, może wydawać się nam silny, zaradny, przedsiębiorczy, możemy być przekonane, że on w przyszłości zapewni nam byt, zaopiekuje się nami. Tylko że potem, gdy jesteśmy parą już od roku czy od dwóch, zaczynamy dostrzegać, że on sam w życiu także ma różne problemy, wcale nie jest taki przedsiębiorczy, zaradny i troskliwy, jak się nam wydawało, i bynajmniej nie podaje nam herbaty do łóżka, kiedy jesteśmy chore.
Można powiedzieć, że im “dalej w las”, tym bardziej stykamy się z prawdziwą osobą. I jesteśmy rozczarowani, czujemy się oszukani, bo ta druga osoba nie jest taka, jaka była kiedyś. Tylko czy ona rzeczywiście taka była, czy my tylko sobie ją w określony sposób wyobrażaliśmy? Myślę, że zawsze powinniśmy sobie postawić pytanie: z kim właściwie jestem?
Czy ze swoimi wyobrażeniami na temat drugiej osoby, czy z realną osobą, która ma też różne wady, która nie zawsze sobie ze wszystkim radzi?
Chciałam też zwrócić uwagę na to, że – tak jak powiedziałam przed chwilą – nie tylko wyobrażenia o drugiej osobie, ale także i te wyobrażenia o nas samych mogą być fałszywe. Możemy na przykład, tak jak w przytoczonym wcześniej przykładzie, być nieśmiali, czuć się niepewnie w obcym towarzystwie i wyobrażać sobie, że potrzebujemy “ratownika”. Tymczasem to wcale nie musi być prawdą, możemy sobie nie uświadamiać, że mamy w sobie inne cechy, które będą sprawiać, że w przyszłości będziemy fantastycznymi mężami, żonami, ojcami, matkami i że mamy naprawdę bardzo dużo do zaoferowania drugiej osobie.
Już trochę o tym powiedzieliśmy, ale sądzę. że warto to rozwinąć: skąd się biorą te nasze wyobrażenia? Czy możemy coś zrobić, aby one nami nie rządziły?
W każdy nowy związek wchodzimy ze schematami, jakie wynieśliśmy z domu rodzinnego, z poprzednich związków i innych swoich doświadczeń. Gdy pracuję z osobami, które mają problemy “związkowe”, staram się im pomóc uświadomić, jaki schemat ich uwiera, co takiego doświadczyły we wcześniejszych związkach oraz przede wszystkim w relacjach z rodzicami, co ma przełożenie na ich obecną postawę. Dopóki w jakiś sposób nie zobaczymy siebie, swoich wyobrażeń, swoich oczekiwań i ich nie odstawimy, będziemy mieli trudność z tym, aby nawiązać kontakt z prawdziwą osobą, będziemy ciągle kręcić się w wymyślonym schemacie. Potrzeba więc indywidualnej pracy nad sobą, aby zrozumieć, kim jestem, z czym wchodzę w życie, co mnie ukształtowało.
Czyli podsumowując, można powiedzieć, że zanim wejdziemy w relację z drugą osobą, powinniśmy najpierw popracować nad poznaniem siebie?
Oczywiście, idealnie byłoby poznać i zrozumieć siebie, myślę jednak, że nie zawsze jest to w pełni możliwe. Nie chodzi też o to, byście obowiązkowo przed rozpoczęciem związku wybierali się na terapię do psychologa (śmiech). Chciałam Was jedynie zachęcić do tego, byście wchodząc w nowe relacje, byli ostrożni, mieli świadomość, że nasze wyobrażenia co do drugiej osoby nie muszą być prawdą, że ta druga osoba zawsze jest żywym człowiekiem ze swoimi wadami, problemami, ranami, a nie naszą wyidealizowaną projekcją. I co za tym idzie, byście się starali poznawać takimi, jakimi jesteście naprawdę, by decyzje o wchodzeniu na poważniejsze etapy związku (wyznanie miłości, narzeczeństwo, małżeństwo) były poprzedzane długimi, szczerymi rozmowami o swoim życiu, wyznawanych wartościach, wizjach małżeństwa i rodziny oraz wspólnym przejściem choć przez kilka trudnych sytuacji, które są momentem weryfikacji cech drugiej osoby. A jak już się dobrze poznacie, byście zadali sobie pytanie: czy jestem gotowy kochać tę realną osobę z wszystkimi jej zaletami i wadami?
http://www.deon.pl/slub/narzeczenstwo/art,47,jak-odroznic-prawdziwa-osobe-od-wyobrazenia.html
**********************
Dlaczego księża zrzucają sutannę? [WYWIAD]
Marta Jacukiewicz
Z jakich powodów kapłani odchodzą? Co jest główną przyczyną ich kryzysów? Czy sakrament udzielony przez księdza, który za chwilę porzuca swoją drogę jest ważny? – odpowiada ks. Marek Dziewiecki.
Marta Jacukiewicz: Ostatnio w wydarzeniach kościelnych dość głośnym tematem są księża i sprawy z nimi związane, niekoniecznie dobre… My, świeccy, wymagamy od księdza dobrego przykładu życia, o którym tak często słyszymy w kościele… Tymczasem z mediów dowiadujemy się o porzuceniu Kapłaństwa, z różnych powodów…
ks. Marek Dziewiecki: Odejścia kapłanów to bardzo bolesna rana dla Kościoła i powód do zgorszenia dla świeckich. W pewnym sensie porzucenie Kapłaństwa jest jeszcze bardziej bolesne niż porzucenie współmałżonka przez męża czy żonę. Ksiądz powinien być przecież wręcz synonimem wierności, odpowiedzialności, przyjaźni z Bogiem, kierowania się w codziennym życiu zasadami Ewangelii. Słusznie oczekujemy, że to ktoś podobny do Jezusa – wiernego Ojcu aż do krzyża i śmierci. Nie dziwi więc to, że niewierność kapłanów powoduje u ludzi świeckich nie tylko zgorszenie, ale też zwątpienie. Jeśli bowiem zawodzi ksiądz, który przygotowywał się sześć lat do Kapłaństwa i który na co dzień żyje – a przynajmniej powinien żyć – Słowem Bożym, modlitwą, Eucharystią, to tym bardziej świeccy mogą wątpić, czy wierność powołaniu i trwanie w miłości jest w ogóle możliwe. To przede wszystkim do nas – kapłanów – odnoszą się słowa Jezusa, który stwierdza, że biada ludziom, przez których przychodzą zgorszenia…
Gdzie tkwią źródła kryzysu kapłanów? Z czego się one biorą?
Przyczyny są różne i zwykle złożone. Pierwszą z okoliczności, które sprzyjają kryzysowi kapłana są trudności i cierpienia, jakie wyniósł z domu rodzinnego, w którym brakowało miłości, ciepła, poczucia bezpieczeństwa czy pogłębionego wychowania religijnego. Na życiu dorosłego księdza negatywnie odbija się wzrastanie w rodzinie niepełnej, rozbitej czy dotkniętej problemem alkoholowym. Źródłem trudności jest także dominująca już od kilku dziesięcioleci niska, czasem wręcz prymitywna i wulgarna kultura, a także demoralizujące media, które kpią sobie z Boga, człowieka, miłości, czystości, wierności. Każdy kapłan jest obecnie konfrontowany z antyklerykalizmem. Doświadcza poważnego stresu w szkole, a często także w parafii, na przykład w kancelarii w kontakcie z agresywnymi ludźmi, którzy traktują Kościół jak instytucję usługową, w której wszystko im się należy i w której niczego nie wolno od nich wymagać.
Najważniejszy powód dotyczący odejścia związany jest zapewne z kryzysem konkretnego księdza…
Tak, głównym powodem odchodzenia z Kapłaństwa jest osobisty kryzys danego księdza. Czynniki zewnętrzne mogą ułatwiać lub utrudniać trwanie w wierności powołaniu, ale nie one są rozstrzygające. Wielkość lub słabość rozstrzyga się w sercu każdego z nas, w codziennym mierzeniu się z własnymi słabościami, a nie tylko z negatywnymi naciskami środowiska zewnętrznego. Najbardziej groźne dla kapłana jest oddalanie się od Boga, słabnięcie w gorliwości i zapale duszpasterskim, zaniedbanie modlitwy i pracy nad sobą, słabnięcie miłości bliźniego. W konsekwencji pojawia się pustka, a wraz z nią ryzyko popadania w uzależnienia czy ucieczki w romanse. Coraz częściej początkiem kryzysu jest odchodzenie od nauki Chrystusa. Coraz więcej jest takich księży, którzy uciekają od prawdy Ewangelii i od języka, którym posługiwał się Jezus. Stają się “poprawni” politycznie. Związki cudzołożne nazywają “małżeństwami” niesakramentalnymi, mylą miłość z akceptacją, a upominanie błądzących czy wzywanie do nawrócenia nazywają mową “nienawiści”. Doświadczenie pokazuje, że tego typu “postępowość” zamiast wierności Ewangelii to znak nadchodzącego osobistego kryzysu. Kto bowiem zaczyna błądzić w myśleniu, ten zwykle zacznie błądzić w postępowaniu, albo już to czyni i szuka “usprawiedliwienia” dla swoich grzechów i niewierności.
Z jednej strony piękne homilie, “głębokie” słowa, nauki – z drugiej trudno nie mówić o pewnego rodzaju zakłamaniu czy zgorszeniu…
Taka faryzejska postawa u niektórych księży najbardziej boli. Nie ma nic bardziej przewrotnego niż podwójne życie i udawanie, że nic się nie stało, gdy w rzeczywistości ktoś z duchownych zaczął się sprzeniewierzać własnemu powołaniu. Szczytem cynizmu i zakłamania jest sytuacja, w której jakiś ksiądz odchodzi z Kapłaństwa i jeszcze chwali się przed wrogimi Kościołowi mediami, że wybrał “wolność”, “miłość”, “wierność” sobie i własnemu sumieniu. To nowy rodzaj “wierności”, który polega na łamaniu własnego słowa i własnych, dobrowolnie podjętych zobowiązań na całe życie. W takich sytuacjach ważna jest natychmiastowa reakcja przełożonych, by nie sprawiać wrażenia, że nic się nie stało.
Sakrament chrztu św jest “konieczny do zbawienia” (por. KPK, kan 849). Co w przypadku, gdy jakiś ksiądz udzielił chrztu św., a w niedługim czasie porzucił Kapłaństwo?
Taka sytuacja powoduje ból i niepokój u rodziców ochrzczonego dziecka czy u dorosłego, który przyjął chrzest. Ważne, by tych ludzi uspakajać i wyjaśniać, że każdy sakrament – także sakrament pokuty, Eucharystii czy sakrament chorych – jest sprawowany ważnie, choćby niegodziwie ze względu na trwanie danego księdza w grzechu ciężkim. W każdym sakramencie jest osobiście obecny i osobiście działa Chrystus. Kapłan jest tylko Jego widzialnym narzędziem. Dobry ksiądz ułatwia, a ksiądz w kryzysie utrudnia spotkanie z Bogiem. Owoce sakramentu nie zależą jednak od szafarza, lecz od osoby, która sakrament przyjmuje.
Może zbyt często chcemy widzieć idealnego księdza, ale zapominamy, że ksiądz jest z ludu wzięty (por. Hbr 5,1). Co za tym idzie – księża nie pochodzą z idealnych rodzin… Często są to wręcz rodziny patologiczne – pokazują to statystyki. Nie są im – przynajmniej znacznej części – obce problemy dnia codziennego…
To prawda. Już wcześniej wspomniałem, że niektórzy księża pochodzą z rodzin rozbitych, a nawet patologicznych. Niektórzy kandydaci do kapłaństwa opóźniają wstąpienie do Seminarium Duchownego z tego powodu, albo już po wstąpieniu proszą o urlop po to, by ratować sytuację rodziców czy młodszego rodzeństwa. Warto podkreślać, że z takich rodzin też mogą pochodzić księża wierni, ofiarni i mądrze kochający, którzy stają się skarbem Kościoła. Najbardziej skrzywdzonym w historii ludzkości był Jezus. I to właśnie On najbardziej kochał. Zranienia wyniesione z domu rodzinnego czy cierpienia związane z trudną sytuacją rodziców lub rodzeństwa nie muszą prowadzić do kryzysu kapłana. Wszystko zależy od tego, jak blisko jest Boga dany ksiądz, jakie stawia sobie wymagania i jakie wyciąga wnioski z kryzysu swoich bliskich.
Znamy różnych księży. Z jednymi się przyjaźnimy, innych spotykamy w kościele. Czasem od kogoś dowiemy się, że konkretnego księdza widać dość często w towarzystwie kobiety. Żyje jak “wygodny” singiel… O czym to świadczy?
To bardzo niebezpieczna sytuacja. Nawet jeśli w punkcie wyjścia byłby to kontakt ściśle duszpasterski, związany z chęcią niesienia pomocy. W relacji do kobiet każdy kapłan powinien zachować stanowczą czujność. Ksiądz może zaprzyjaźniać się z całymi rodzinami, ale nie powinien nigdy wchodzić w bliższe więzi z nastoletnimi dziewczętami, z kobietami marzącymi o małżeństwie czy z żonami porzuconymi przez mężów lub przeżywającymi poważny kryzys. Kobiety w tego typu sytuacjach łatwo mogą się uzależnić emocjonalnie od księdza, a stąd już tylko krok do romansów i nieszczęścia. Z kolei ksiądz, który nie kocha, może stać się krzywdzicielem czy powodem do zgorszenia. Roztropny ksiądz godzi się na jednorazową rozmowę z dziewczyną czy kobietą w trudnej sytuacji, a następnie odsyła ją do katolickich grup formacyjnych w swojej parafii. Oczywiście najpierw powinien zadbać o to, by w jego parafii takie grupy działały w sposób pogłębiony i systematyczny.
Mężczyzna, który otrzymuje święcenia kapłańskie, wie na co się decyduje i co się z tym wiąże. Ma też świadomość, że święcenia nie tracą swojej ważności (por. KPK, kan. 290). Jednak niektórzy wybierają inną drogę – porzucają Kapłaństwo, układają sobie życie inaczej…
Świeccy wtedy dziwią się, gdyż zestawiają taką sytuację z sytuacją małżonka, który nie może ponownie zawrzeć małżeństwa, jeśli złamał swoją przysięgę. Przeniesienie kapłana do stanu świeckiego i zwolnienie go z obowiązku celibatu jest w Kościele dopuszczalne, ale z pewnością nie jest czymś dobrym. To właśnie dlatego św. Jan Paweł II przez wiele lat swego pontyfikatu nie zezwalał na przenoszenie księży do stanu świeckiego. Jeśli już, to jedynie po ukończeniu przez danego kapłana określonego wieku i po kilku latach od złożenia przez niego pisemnej prośby.
Podobnie jak w małżeństwie – tak i w kapłaństwie – przymus jest jednym z “elementów” do pozytywnego rozpatrzenia prośby o zwolnienie ze ślubów/święceń?
Przymus powoduje wręcz nieważność przyjętego sakramentu kapłaństwa, podobnie jak to ma miejsce w odniesieniu do sakramentu małżeństwa. Żadna decyzja i żadne zobowiązanie nie jest ważne, jeśli brakowało świadomości i/lub wolności po stronie księdza. Takie przypadki są jednak bardzo rzadkie, gdyż przygotowanie do kapłaństwa trwa co najmniej sześć lat w zamkniętych domach formacyjnych, w których przełożeni przyglądają się z bliska kandydatowi do święceń. Świeccy powinni zgłaszać się do biskupa czy księży, jeśli wiedzą coś takiego o przeszłości czy teraźniejszości kandydata do kapłaństwa, co go dyskwalifikuje jako kandydata na świadka Chrystusa lub co może powodować nieważność jego święceń kapłańskich.
Jakie jest miejsce “byłych” księży w Kościele?
To głównie zależy od nich samych, od ich postawy tu i teraz. Znam takich kapłanów przeniesionych do stanu świeckiego, którzy wyrzekają się Kościoła, a nawet publicznie ogłaszają, że są ateistami. Znam też takich, którzy po przeniesieniu do stanu świeckiego i zawarcia sakramentalnego związku małżeńskiego są ze swoimi bliskimi w piękny i pogłębiony sposób zaangażowani we wspólnocie parafialnej swojego nowego miejsca pobytu. Kościół pomaga tym kapłanom, którzy okazują dobrą wolę, uznają swój błąd, próbują w nowej sytuacji żyć uczciwie, zgodnie z zasadami Ewangelii.
Bóg jest Miłością. Kocha i czeka na nas, grzeszników. Jakie warunki musi spełnić mężczyzna, który chce wrócić do stanu duchownego?
Oczywiście warunkiem podstawowym jest radykalne nawrócenie, solidne wynagrodzenie za wyrządzone krzywdy, uwolnienie się od wszelkich uwikłań w zło, wyciągnięcie stanowczych wniosków z przeszłości, radykalne naśladowanie Jezusa w obecnym życiu. Kapłan, który wychodzi z kryzysu, nie może już być księdzem przeciętnym, gdyż będzie mu wtedy groził powrót do grzesznej przeszłości. Odtąd powinien stawać się kimś, kto imponuje miłością, uczciwością, ofiarnością, wiernością. U progu Roku Miłosierdzia warto przypomnieć, że Bóg przebacza nam nawet najcięższe nawet grzechy, ale komunikuje nam – jak ojciec marnotrawnemu synowi – swoje przebaczenie wtedy, gdy się nawracamy i ani sekundy wcześniej. Prawda ta odnosi się do każdego ochrzczonego. Im więcej kapłanów przeżywa kryzys, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że wierność świadków Jezusa to wielkie błogosławieństwo, które warto wspierać modlitwą i bezkompromisową wiernością własnemu powołaniu.
http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1154,dlaczego-ksieza-zrzucaja-sutanne-wywiad.html
*******************
Dodaj komentarz