W miniony weekend [19-20.12.2015] oglądałam konkursy Pucharu Świata w skokach narciarskich, jakie miały miejsce w szwajcarskim Engelbergu, i doznałam bardzo silnego uczucia “deja vu”. Dokładnie rok temu, po zawodach w tym samym miejscu, napisałam notkę “Co się stało z polskimi skoczkami narciarskimi?” {TUTAJ}. Dziś mogłabym ją powtórzyć niemalże słowo w słowo. W zeszłym roku pisałam:
“Podobnie jak w poprzednich latach pilnie oglądam zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich i jestem coraz bardziej przygnębiona. Co się w tym roku stało? (…) Liczono na konkursy w Engelbergu i co? (…) W pierwszym konkursie do serii finałowej awansowało trzech naszych skoczków i w efekcie Jan Ziobro był dwudziesty, Piotr Żyła dwudziesty czwarty, a Dawid Kubacki – dwudziesty ósmy. W drugim konkursie do serii finałowej dotarł tylko Piotr Żyła i zajął piętnaste miejsce. W klasyfikacji generalnej PŚ najlepszy z Polaków, Piotr Żyła, jest 20-ty, a następny, Jan Ziobro, dopiero 40-ty.”.
W zeszłym roku Kamil Stoch leczył kontuzję i przez pierwszą część sezonu nie mógł startować. Obecnie wszyscy są niby zdrowi, ale w pierwszym konkursie w Engelbergu do serii finałowej dotarło trzech Polaków, a najlepszy Stoch był dwudziesty. W drugim konkursie bylo tak samo, z tym, że Stoch był dopiero 26. Po siedmiu zawodach [dwóch nie rozegrano z powodu wiatru] w klasyfikacji generalnej Stoch jest 19, a Stefan Hula 25 {TUTAJ}. Warto zajrzeć do Wikipedii i porównać wyniki Pucharu Świata z lat 2013/2014 oraz 2014/2015 i obecnego – 2015/2016 [{TUTAJ}, {TUTAJ} i {TUTAJ}]. Widać, że po niezwykle udanym sezonie 2013/2014 nastapiło załamanie, które trwa do dziś.
Druga część zeszłego sezonu była trochę lepsza. Kamil Stoch wyzdrowiał i ostatecznie zdołał zająć 10 miejsce w PŚ, a nasza druzyna skoczków wywalczyła brązowy medal na Mistrzostwach Świata. Nie wiem jednak, czy w tym roku można na coś takiego liczyć. Polacy nigdy nie osiągali zbyt dobrych wyników w mistrzostwach w lotach narciarskich [które będa w obecnym sezonie], a dotychczasowe słabe wyniki nie zapowiadają sukcesów w Pucharze Świata. Przy tak marnej formie naszych skoczków trudno spodziewać się czegoś po Turnieju Czterech Skoczni. Zacznie się on już za niecały tydzień.
W zeszłym roku przytoczyłam opinię trenera Kazimierza Długopolskiego:
“Teraz nie widać żadnej poprawy. Nasi skoczkowie zagubili technikę. Szybkościowo i wytrzymałościowo są dobrze przygotowani, ale w locie i na progu prezentują się źle. Na przykład Maciej Kot zrywa skok na progu, leci za płasko, pozostali są pasywni, mało agresywni na progu, widać to szczególnie u Żyły. A przecież on ma dynamit w nogach”. Stwierdziłam też;
“Co może być przyczyną tego stanu rzeczy? Czy tylko “gwiazdorstwo” zawodników, jak sugeruje Tajner? W jego wypowiedzi przebija ton “schadenfreude”, co może świadczyć o złej atmosferze w zespole i jakichś konfliktach między zawodnikami a działaczami. Być może, kwasy ciągną się już od stycznia 2014, kiedy to do Soczi poleciał Kubacki zamiast Murańki, co wzbudziło liczne dyskusje. Tłumaczylo by to sytuację opisaną przez Długopolskiego.
Prawdopodobnie jest tak, że z jednej strony po niezwykle udanym sezonie 2013/14 zawodnicy spoczęli na laurach i tkwią tam do tej pory, a z drugiej nawarstwiły się różne konflikty miedzy zawodnikami, trenerami i działaczami. Skutki niestety widać.”.
No cóż, minął rok, a słowa te są wciąż aktualne. Inna sprawa – to kwestia dopływu młodej kadry. Co pewien czas pojawia się jakiś młody zawodnik i … zaraz znika. W Engelbergu debiutował Andrzej Stękała i zdobył swe pierwsze punkty. Mam nadzieję, iż jego kariera okaże się bardziej trwała. Obawiam się jednak, że wyraźny kryzys w skokach narciarskim ma głębsze podłoże i radykalne zmiany są konieczne.
Ja też mam deja vu. Co roku jest to samo. Najpierw Polacy najlepsi w letnim GP, przed zimą buńczuczne wypowiedzi o najlepszej kadrze świata, a w zimie zawsze to samo, czyli raczej lipa :-)