Żabia perspektywa

Żabia perspektywa

W programie 8 klasy (czyli pierwszej klasy dawnego liceum) omawiany był poemat Kornela Ujejskiego pod tytułem „Maraton”. Ujejski- jak sam deklaruje – opisując historyczne wydarzenia chciał „swym rówieśnym rozmiękłe dusze jak zbroję ostalić”. Wiersz powstał w 1845 roku gdy nasz nieszczęsny kraj był „poćwiartowany na trzy nierówne połowy” ( to humor z zeszytów szkolnych) więc budzenie nastroju do walki o niepodległość było zrozumiałe i słuszne. Pewien fragment tego długiego poematu świadczy jednak, że autor potrafił widzieć wojnę z zupełnie innej, bliskiej mi perspektywy.
Po krwawym trudzie, po stoczonej wojnie,
Tysiące ludu usnęły spokojnie.
Grecy z Persami na jednym posłaniu
Leżą bez gniewu w wiecznym pobrataniu.
Koleżanki ( było to liceum żeńskie) skupiły się w dyskusji na problemie „cienkiej czerwonej linii” pomiędzy pacyfizmem prowadzącym do groźnej dla każdej wspólnoty postawy zachowawczej, czyli do cofania się w imię własnego bezpieczeństwa przed zagrożeniem, a upodobaniem w wojaczce postrzeganej jako męska przygoda czy życiowa próba. Mnie bardziej niepokoił fakt , że „wieczne pobratanie” jest możliwe tylko pośmiertnie. Napisałam nawet coś na ten temat w wypracowaniu szkolnym, ale nie znalazło to zrozumienia w oczach naszej wybitnej polonistki pani Barbary Luftowej. Powiedziała, że to typowo żabia perspektywa.

Po wielu latach pewien alpinista z Gdańska pracujący wówczas w Warszawie przy remoncie budynku Intraco wymagającym dwustumetrowych zjazdów na linie, a więc człowiek odważny i doświadczony przyznał mi się, że zwiedzając pole bitwy pod Verdun popłakał się jak dziecko.
Ucieszyłam się, że istnieją ludzie jak ja dotknięci syndromem żabiej perspektywy.
Bitwa pod Verdun trwała od 21 lutego do grudnia 1916 roku. Była to klasyczna wojna pozycyjna w której obydwie strony poniosły porównywalne straty. Niemcy stracili 338 tysięcy żołnierzy, Francja – 348 tysięcy. Bitwa pod Verdun pokazuje bezsens i okrucieństwo wojny. Z filmu na ten temat, który kilka lat później tłumaczyłam dla stacji Planete dowiedziałam się, że więcej ludzi utonęło tam w błocie niż zginęło w wyniku bezpośrednich działań zbrojnych. Zdarzało się, że podczas okresowych zawieszeń broni ,na przykład z okazji świąt, żołnierze z wrogich armii odwiedzali się nawzajem w okopach, a potem rozchodzili się i na następny dzień musieli do siebie strzelać.

Jeszcze wyraźniej objawiła się moja żabia perspektywa w stosunku do wojny w Wietnamie. Nie mogłam zapomnieć spalonego przez napalm wietnamskiego dziecka, ze zdjęcia które obiegło cały świat. Inni – niewątpliwie słusznie- traktowali wojnę wietnamską jako zwycięskie powstrzymanie przez Zachód ekspansji komunizmu.
Ten problem wrócił do mnie w całej swej oczywistości podczas wakacyjnej wizyty na Białorusi . Odnalazłyśmy położony na wzgórzu za miastem cmentarz polskich obrońców Grodna. Jest tam między innymi grób Elizy Orzeszkowej. Jest kaplica poświęcona obrońcom Grodna obecnie pieczołowicie remontowana. Okazało się jednak, że po drugiej stronie wzgórza umieszczono groby sowieckich żołnierzy, z którymi nasi obrońcy Grodna zwarli się w śmiertelnych walkach. Proste, często bezimienne mogiły. Na niektórych podany jest wiek poległych. Tak jak po polskiej stronie jest to 16, 17, 18 lat. Na jednym posłaniu leżą bez gniewu w wiecznym pobrataniu młodzi bohaterscy obrońcy Grodna i równie młodzi agresorzy. Jedni i drudzy stracili życie w wątpliwej sprawie. Przecież granice były ustalane palcem na mapie w zacisznych gabinetach światowych przywódców. Jeden z nich, Stalin, był zbrodniarzem i zwyrodnialcem. Nie przeszkadzało to jednak w poważnym traktowaniu go przez szefów największych państw i rzucaniu na szalę negocjacji cudzych ziem i cudzego młodego życia.
Jak to napisała Konopnicka w znanym wierszu:
A na wojnie świszczą kule,
Lud się wali jako snopy,
A najdzielniej biją króle,
A najgęściej giną chłopy.
„I wasi i nasi poginęli tak młodo. I na co nam to wszystkim było?”- powiedziała mi na cmentarzu stara kobieta. Mieszkańcy Grodna nie mają nic przeciwko sąsiedztwu tych cmentarzy. Kobieta wracając z grobu swego rosyjskiego krewnego stawia świeczkę na polskich grobach. „Pomiędzy nami nie powinno być nienawiści. Za dużo nas ta nienawiść kosztowała.” – dodała.

W pierwszych dniach października odbyła się we Lwowie i Przemyślu niezwykle interesująca międzynarodowa konferencja zatytułowana : „ Gdzie się kończy Zachód” ( Where is the border of the West). zorganizowana przez profesora Zdzisława Krasnodębskiego posła do Parlamentu Europejskiego. Profesorowi Krasnodębskiemu udało się zgromadzić spore grono liczących się naukowców zajmujących się tą problematyką. Akademicki sznyt dyskusji oraz przesuwanie kijkiem ( a właściwie laserowym wskaźnikiem) po mapach tak zniecierpliwiło Bronisława Wildsteina, że zacytował w kuluarach Gombrowicza : „ Im mądrzej tym głupiej”.
Jeden z prelegentów Taras Stepanowycz Wozniak ( Тарас Степанович Возняк) ukraiński kulturoznawca i politolog, zauważył,że problematykę granic między Wschodem i Zachodem można rozpatrywać zarówno z orlej jak i z żabiej perspektywy i te podejścia są w pewnym sensie rozłączne . Nie mam wątpliwości, że dla szanownych profesorów właściwa jest perspektywa orla. Kreślą linie demarkacyjne, wprowadzają subtelne dystynkcje pojęciowe. A obok giną ludzie. Chciałabym wierzyć,że w imię czegoś więcej niż zmiana jednego oligarchy na innego.

Wszyscy obecni zachwycali się Lwowem. „ To miasto się zmieniło, teraz naprawdę żyje” słyszałam. Odniosłam zupełnie inne wrażenie. Młodzi mężczyźni przebrani w mundury moro zbierają na rzekomy zakup broni dla ukraińskiej armii, wyzywająco ubrane dziewczyny ofiarowują swe wdzięki przechodniom. Wiejskie kobiety sprzedają na ulicy kartofle jarzyny i grzyby, dzieci rozdają ulotki, uliczni grajkowie potwornie fałszują. Balony, wata cukrowa i gipsowe figurki. Jak na odpuście w Łowiczu. To dla mnie nie jest Lwów Stefana Banacha, ani ginących w bratobójczych walkach.
Żabia perspektywa jest jak widać nieuleczalna.
Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie

O autorze: izabela brodacka falzmann