Myśl dnia
św. Jan Paweł II
Cytat dnia
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Jonathan Carroll
Słowo Boże
PIERWSZE CZYTANIE (Rz 6, 19-23)
Po wyzwoleniu z grzechu oddać się na służbę Bogu
Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian.
Ze względu na przyrodzoną waszą słabość posługuję się porównaniem wziętym z ludzkich stosunków: jak oddawaliście członki wasze na służbę nieczystości i nieprawości, pogrążając się w nieprawość, tak teraz wydajcie członki wasze na służbę sprawiedliwości, dla uświęcenia.
Kiedy bowiem byliście niewolnikami grzechu, byliście wolni od służby sprawiedliwości. Jakiż jednak pożytek mieliście wówczas z tych czynów, których się teraz wstydzicie? Przecież końcem ich jest śmierć.
Teraz zaś, po wyzwoleniu z grzechu i oddaniu się na służbę Bogu jako owoc zbieracie uświęcenie. A końcem tego jest życie wieczne. Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 1, 1-2. 3. 4 i 6)
Refren: Błogosławiony, kto zaufał Panu.
Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą występnych, +
nie wchodzi na drogę grzeszników *
i nie zasiada w gronie szyderców,
lecz w prawie Pańskim upodobał sobie *
i rozmyśla nad nim dniem i nocą.
On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, *
które wydaje owoc w swoim czasie;
liście jego nie więdną, *
a wszystko, co czyni, jest udane.
Co innego grzesznicy: *
są jak plewa, którą wiatr rozmiata.
Albowiem znana jest Panu droga sprawiedliwych, *
a droga występnych zaginie.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 12, 49)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Przyszedłem ogień rzucić na ziemię
i bardzo pragnę, żeby on już zapłonął.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Łk 12, 49-53)
Ewangelia powodem rozłamu
Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.
«Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadani wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Wierni Chrystusowi
Słowa Jezusa o rzuceniu ognia na ziemię i o rozłamie pomiędzy mieszkańcami tego samego domu mogą napełniać nas niepokojem, a nawet strachem. Oto ten, który jest Emanuelem – Bogiem z nami i Księciem Pokoju, przepowiada podziały, a powodem jest wiara w Syna Bożego. Ale to nie orędzie, które głosi Jezus, wywołuje podziały. To ludzie, którzy odrzucają wiarę w Syna Bożego są źródłem podziałów. Zbawiciel uświadamia nam, że idąc za Nim, musimy być przygotowani na to, że nie wszyscy będą nam przygrywali i klaskali. Podziały mogą zrodzić się w naszych domach, rodzinach i kręgach przyjaciół. Nie możemy się jednak tym zniechęcać, ale musimy pozostać wierni Jezusowi.
Panie, proszę Cię o siłę do wytrwania pośród prześladowań i niepokojów. Daj mi nieugiętą wiarę w to, że jeśli Tobie zaufam, otrzymam nagrodę wieczną w niebie.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
Św. Jana Pawła II
Łk 12, 49-53
Samo wprowadzenie podziałów, o których mówi Jezus, nie jest celem. To jest skutek ognia, o którym mówi. Czym jest ten ogień? Miłością, wiarą… Radykalne życie wiarą sprawia, że dochodzi do podziałów, bo radykalizm nie jest wygodny. Ale też nie chodzi o radykalizm rozumiany jako trzymanie się litery prawa. Ale o radykalizm w miłości. Radykalizm w byciu dla innych.
Co zrobić, by żyć z miłością? By miłować każdego? Niektórym przychodzi to łatwiej, innym trudniej. Ale trzeba pamiętać, że miłość bliźniego objawia się w najprostszych gestach. Pojechanie z pomocą humanitarną do miejsca klęski nie świadczy, że kochasz innych. Zacznij od ludzi z twojego otoczenia. W czym przejawia się miłość do nich?
Proś o Ducha Świętego, by dodawał ci natchnień i sił do miłowania bliźnich. Bo sami z siebie będziemy to czynić nieudolnie.
Na dobranoc i dzień dobry – Łk 12, 49-53
Mariusz Han SJ
Ok, nie oznacza zgody…
Z Jezusem lub przeciw Niemu
Jezus powiedział do swoich uczniów: Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej.
Opowiadanie pt. “O wodzie klasztornej”
Do św. Wincentego Ferreriusza (1350-1419) przyszła kiedyś kobieta z prośbą o radę: – Mój mąż zrobił się ostatnio taki zrzęda i gwałtownik, iż trudno z nim wytrzymać – skarżyła się małżonka. Niech ojciec da mi jakiś środek, który by wprowadził znowu pokój w nasz dom – prosiła na kolanach. – Idź do naszego klasztoru – powiedział święty – i powiedz furtianowi, aby ci dał trochę wody z klasztornej studni. Jeżeli mąż wróci do domu po pracy, to weź łyk tej wody i trzymaj długo w ustach. Zobaczysz, że staną się cuda – zapewniał zakonnik.
Kobieta z radością uczyniła to, co jej święty polecił. Mąż wróciwszy pod wieczór do domu, jak zwykle zaczął wkrótce dawać wyraz swemu niezadowoleniu. Żona wzięła wtedy natychmiast łyk owej tajemniczej wody i trzymała długo w ustach, jak przykazał jej mistrz Wincenty.
I oto rzeczywiście pan domu uspokoił się po jakimś czasie i burza powoli minęła: Powtarzała ten zabieg jeszcze parę razy i zawsze z udanym skutkiem. Po paru tygodniach mąż odmienił się nie do poznania: stał się znowu miłym, cierpliwym, łagodnym i dobrym towarzyszem życia.
Kobieta nie omieszkała więc donieść o tej przemianie Wincentemu. Wzięła jakiś tobołek i przyszła, aby mu podziękować za cudowną wodę: – Droga córko – odpowiedział z wyrozumieniem święty – woda z klasztornej studni jest zwyczajną wodą i to nie ona sprawiła ten cud. Cud zdziałało twoje milczenie.
Refleksja
Nasz język, wypowiadane słowa i zdania mają ogromna moc budowania, ale też i niszczenia. Nie jedna “bitwa” zaczyna się od słów. Czasami są to krótkie “wymiany argumentów, które giną potem w lawinie przeprosin, a czasami jedno źle zinterpretowane słowo potrafi doprowadzić do tragedii w domu, ulicy, a nawet do wojny między sąsiadami czy krajami. Słowo ma zatem bardzo wielką moc twórczą, ale i destrukcyjną…
Jezus uczy nas, że Jego nauka nie wszystkich ujmie. Będą tacy, którzy będą wywoływać napięcia i to wśród najbliższych, gdyż jedni będą je akceptować i nimi żyć, a drudzy walczyć z nim, aby nie mogło urosnąć wśród innych ludzi. Nauka Jego nie jest dla nas łatwa. Nie mówi On bowiem językiem prawniczym, gdzie dwa plus dwa równa się zawsze cztery, ale jest to język serca, a tam wynik matematycznych zysków i strat jest nie do obliczenia. Liczy się bowiem człowiek i wszystko co z nim związane, a tam nie ma prostych rozwiązań…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego słowo ma tak wielką moc?
2. Dlaczego lepiej czasami coś przemilczeć, niż powiedzieć za wiele?
3. Dlaczego “język serca” nie może być sprowadzone do prawa?
I tak na koniec…
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia (Jonathan Carroll)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,356,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-12-49-53.html
*********
#Ewangelia: Jezus nigdy nie da nam spokoju
Mieczysław Łusiak SJ
Jezus powiedział do swoich uczniów: “Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”
Łk 12, 49-53
Komentarz do Ewangelii:
Człowiek zdominowany przez zło doświadcza swoistego spokoju, który niewiele ma wspólnego z pokojem – owocem więzi z Bogiem. Dopiero gdy zacznie się do niego “dobijać” dobro, utraci swój spokój. Zło (i zarażony złem człowiek) nie ma spokoju, odkąd przyszedł Bóg na świat.
Nie zadowalajmy się spokojem, bo jesteśmy przeznaczeni do życia w pokoju. A droga do niego prowadzi przez pokonanie zła. Pozwalajmy więc, by ogień Bożej Miłości wypalał w nas zło, nie dając nam spokoju, aż osiągniemy prawdziwy pokój.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2613,ewangelia-jezus-nigdy-nie-da-nam-spokoju.html
*********
OGIEŃ TO ROZWÓJ
by Grzegorz Kramer SJ
Rzucić ogień, to nic innego jak obudzić w nas życie na nowo, we wszystkich jego przejawach. Od najprostszych spraw, takich jak nawyki żywieniowe, czy higieniczne, aż do potrzeb duchowych czy kulturowych. Lubimy, często nieświadomie, iść na skróty i nie męczyć się podejmując jakiekolwiek zmiany. Raz coś wypracowawszy, uważamy, że to jest dobre na całe życie, że to wystarczy. Z sentymentem wracamy do starych nawyków i sposobów myślenia, bo one już nic (z czasem) nas nie kosztują. Niebezpieczeństwo takiego sposobu życia polega na utracie odpowiedzi na podstawowe pytanie: „kim ja jestem?”. Tkwienie w starym wyuczonym schemacie sprawia, że przestajemy się rozwijać, budować strategie na kolejne dni i lata. Wychodzimy z założenia, że wszystko już znamy, więc po co się męczyć?
Jezus wie, że rozwój jest konieczny do tego by żyć. Dlatego pragnie by ogień został rzucony na ziemię, ogień, który niszczy, ale też jest bolesną szansą na rozpoczęcie czegoś całkowicie nowego. Owszem na wcześniejszym doświadczeniu, ale nowego. Jeden z jezuitów, po tym jak spalił mu się pokój, powiedział, że każdemu jezuicie powinno się coś takiego przydarzyć przynajmniej raz w życiu. Dzięki takim wydarzeniom można się uwolnić i oczyścić, by pójść dalej.
Ten rzucony ogień, czy brak pokoju między ludźmi, to nic innego, jak obraz tego, czego Bóg pragnie dla nas. On nie chce stagnacji dla naszego życia. Zdarzenie się z przeciwnościami (ogień, konflikty) każe mi się określać za czym, za Kim się opowiadam. Ciągle na nowo zadawać sobie pytanie; „czy jestem dalej wierny”?
Nie jest to tylko boskie „sprawdzam cię człowieku”. Bóg po to nas budzi, po to stawia nas w różnych „ogniowych” sprawach, które sprawiają brak pokoju w naszym życiu, żeby nam nieustannie przypominać, że jesteśmy Jego synami i córkami. Wszystkie nasze sprawy i relacje mogą ulec spaleniu i rozwalaniu, ale jedno, to co jest fundamentem naszej tożsamości – dziecięctwo nie ulegnie destrukcji. Wszystkie destrukcje mają mi tylko pomóc przypominać sobie nieustannie to jedno – jestem Jego dzieckiem.
http://kramer.blog.deon.pl/2015/10/22/ogien/
**********
Przez ROZŁAM ku doskonałej JEDNOŚCI!
19 października 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ
„Dopiero kiedy miłość umiera, odkrywamy, że te wszystkie sprawy, które ją niszczyły, były bez porównania mniej ważne, niż ona sama. Że nie ma takiej różnicy charakteru, poglądów, zachowań, która usprawiedliwiałaby wystawienie miłości na niebezpieczeństwo. Niewiele jest rzeczy tak ważnych, a zarazem tak kruchych, jak ludzka miłość. Tylko naiwni mogą sądzić, że miłość jest z cementu i wystarczy raz ją zdobyć, a będzie trwała wiecznie. Wprost przeciwnie: miłość jest tak delikatna jak chińska porcelana. Potrzebuje, żeby ją pielęgnować i rozpieszczać […]”.
Łk 12,49-53:
Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej.Mt 10,34-11,1:
Jezus powiedział do swoich apostołów: Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto przyjmuje proroka, jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego, jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma. Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. Gdy Jezus skończył dawać te wskazania dwunastu swoim uczniom, odszedł stamtąd, aby nauczać i głosić [Ewangelię] w ich miastach.
Przyznajmy, że szokująco brzmią w ustach Jezusa te słowa: przyszedłem dać ziemi nie pokój, lecz rozłam. Jedno jest pewne, że Jezus nie uprawia słownej gry. To, o czym mówi, jest na pewno prawdziwe. Naszym zadaniem jest dotrzeć do sensu zdań, które mówią i o jedności, i o rozłamie. Pewne jest i to, że gdy naprawdę słuchamy Jezusa, to On co rusz zbija nas z tropu. „Co zdanie” okazuje się, że naprawdę myśli Boga nie są naszymi myślami (por. Iz 55, 8-9).
Prawdą jest, że Jezusowi najbardziej zależy na budowaniu jedności między ludźmi. Cała Jego misja na to jest nastawiona, żeby nas wszystkich pojednać – z samymi sobą, z bliźnimi i z Boskimi Osobami. Bóg Ojciec wyznaczył swemu Wcielonemu Synowi „strategiczny” cel: by wszystkich zgromadzić w Jedno!
Jezus ze swej strony czyni wszystko, by nas rzeczywiście zjednoczyć w jedną rodzinę dzieci Bożych. Gotów jest dać się zawiesić na Krzyżu, byle tylko przekonać nas tym, że Miłość Boga do nas jest odwieczna, nieskończona i nieodwołalna.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój?
Nie, powiadam wam, lecz rozłam.
Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu… (Łk 12,49-53)
- Przyznajmy, że szokująco brzmią w ustach Jezusa te słowa: przyszedłem dać ziemi nie pokój, lecz rozłam. Jedno jest pewne, że Jezus nie uprawia słownej gry. To, o czym mówi, jest na pewno prawdziwe. Naszym zadaniem jest dotrzeć do sensu zdań, które mówią i o jedności, i o rozłamie. Pewne jest i to, że gdy naprawdę słuchamy Jezusa, to On co rusz zbija nas z tropu. „Co zdanie” okazuje się, że naprawdę myśli Boga nie są naszymi myślami (por. Iz 55, 8-9).
Jak to jest, że Bóg wchodzący poprzez Wcielenie w nasz świat wydaje nam nieustanną wojnę
Błażej Pascal powie, że bylibyśmy bardzo biedni, gdyby Bóg nie wydał nam tej wojny. Jest to miłosna wojna. Bóg przychodzi w Jezusie i mówi nam, że On – Trójjedyny – jest Miłością i że nie ma w Nim żadnej niechęci, nienawiści czy jakiejkolwiek złości. On uświadamia nam też, że nasza człowiecza natura jest cała utkana z miłości Stwórcy i jest powołana do miłowania; jedynie do miłowania!
- Stwórca nie godzi się na to, żeby w Jego umiłowanym stworzeniu panowały zaborcze żądze i jakakolwiek złość! Bóg ubolewa, że wdarły się w nasze serca demoniczne żywioły.
- W imię swej wspaniałej odwiecznej Miłości Bóg wydaje swoistą wojnę demonom i temu, co jest w nas demoniczne (dzielące, wzajemnie przeciwstawiające)! Bóg wchodzi z nami w spór. Cierpliwie nam tłumaczy, że nigdy i pod jakimkolwiek pozorem nie wolno nam przystać na to, co nie jest Miłością!
- Nic bowiem, co nie jest z Miłości, nie może wejść do Nieba i w zjednoczenie z Bogiem. Wiemy o tym wszystkim od Jezusa – Syna Bożego. On stopniowo zmienia naszą mentalność.
- On oświeca nas i uświadamia nam, że całe nasze życie winno być nieustanną walką duchową, bowiem bojowaniem jest żywot człowieka. Dojrzały chrześcijan wie, że nie zazna spokoju, dopóki w nim samym i wokół niego nie zapanuje Boskie Prawo Miłowania!
Dojrzały chrześcijanin godzi się najpierw na całożyciową wojnę w sobie samym.
Taka zachodzi konieczność, ponieważ jesteśmy w sobie podzieleni: z naszego serca wychodzi nie tylko dobroć i życzliwość, ale także więcej niż cała gama złych sił. Św. Marek w 7 rozdziale Ewangelii wymienia za Jezusem ok. 13 takich destrukcyjnych dążeń.
- Dajmy się zatem pouczyć Jezusowi i jasno wiedzmy, że to w nas samych jest rozłam; zaś wszelkie inne rozłamy są pochodne tego własnego rozłamu. Z jednej strony linii frontu staje nasz egocentryzm i wszelkie odmiany żądz oraz wadliwych postaw…, a z drugiej strony staje agape, czyli ta Miłość, która jest w Bogu i jest także rozlewana przez Ducha Świętego w naszych sercach!
- W tę walkę duchową wpisują się pozytywnie i twórczo wszystkie nasze medytacje, modlitwy, rachunki sumienia, spowiedzi, nawrócenia, akty strzeliste itd.
- Raz tę walkę wygrywamy razem z Chrystusem i w Jego Duchu, a kiedy indziej wygrywa w nas szatan i dążenia starego człowieka w nas.
Kto poznaje Jezusa i idzie za Nim naprawdę, ten godzi się na dość częste konflikty, także ze swoim otoczeniem.
Jeśli ja żyję Jezusowym Prawem Miłości, a inni żyją wg swoich pożądań i po światowemu, to na pewno wcześniej czy później dojdzie do starcia! Trzeba być jednak bardzo ostrożnym w rozeznawaniu i mówieniu: oto ja wiodę spór i wojnę z moim otoczeniem, ponieważ ja miłuję, a oni – nie! Łatwo jest tutaj o pomyłkę! Bodaj najczęściej tak bywa, że walki toczymy jako ludzie starzy, cieleśni i poddani mocy Złego!
- Kiedy w rodzinie lub wspólnocie pojawia się konflikt, to trzeba sobie zadać pytanie: co i kogo ja reprezentuję w tej walce?
- Sam fakt walki nie powinien nas dziwić. Jezus najwyraźniej przewiduje spory, rozłamy i walkę!
- Ważne jest to jedynie, czy w tej walce duchowej jestem po stronie Jezusa i czy toczę naprawdę miłosną walkę czy raczej nienawistną?
Kiedy czytamy Ewangelię i wglądamy w siebie, to na pewno rozeznamy, jaki charakter ma przeżywany rozłam; może to być rozłam jedynie między … dwoma demonami, między dwoma cielesnymi osobami! A być może mamy do czynienia z ewangelicznym rozłamem, który wynika z opowiedzenia się jednej osoby za Miłością Bożą, a drugiej – przeciw niej!
- Sądzę, że w zakonnych wspólnotach (w innych zresztą podobnie) jest tak najczęściej, że wszyscy opowiadamy się za Jezusem i za Prawem Miłości, ale gnębią nas różne demony, które manipulują naszą ludzką złożonością i nieprzejrzystością. Diabeł stosuje taktykę: Dziel i rządź…
No cóż! podzieleni w sobie to my już jesteśmy i będziemy całe nasze życie. Do wewnętrznego podziału w nas dochodzą jeszcze różne zranienia, wielkie głody miłości, poczucie nędzy i małej wartości, lęki przed zlekceważeniem i odrzuceniem.
- Jeśli nie chcemy się pogubić w gąszczu naszych dążeń, zranień i lęków, to mocno uchwyćmy się Jezusa! Napełniajmy się Jego miłością.
- Toczmy nieuchronne walki duchowe, ale niech one zawsze będą miłosne – czyli w Duchu Jezusa, w duchu kazania na Górze; w duchu miłowania także nieprzyjaciół.
- Pozyskujmy wszystkich – wraz Jezusem i Jego Mocą – dla Miłości!
- Zaczynajmy od rozłamu w własnym sercu.
- A potem wchodźmy w rozłamy zewnętrzne i wychodźmy z nich zwycięsko!
Znakomita przestroga i zachęta!
„Dopiero kiedy miłość umiera, odkrywamy, że te wszystkie sprawy, które ją niszczyły, były bez porównania mniej ważne, niż ona sama. Że nie ma takiej różnicy charakteru, poglądów, zachowań, która usprawiedliwiałaby wystawienie miłości na niebezpieczeństwo. Niewiele jest rzeczy tak ważnych, a zarazem tak kruchych, jak ludzka miłość. Tylko naiwni mogą sądzić, że miłość jest z cementu i wystarczy raz ją zdobyć, a będzie trwała wiecznie. Wprost przeciwnie: miłość jest tak delikatna jak chińska porcelana. Potrzebuje, żeby ją pielęgnować i rozpieszczać. Najmniejsza rysa, pęknięcie, z czasem boleśnie się powiększa… Kiedy tracimy miłość, w rzeczywistości tracimy o wiele więcej. Jeśli miłość zdolna jest rozświetlić nasze życie, to co może się zdarzyć, kiedy zgaśnie? Z pewnością nasze życie stanie się ciemne, ponure. Dbajcie o nią dobrze, przyjaciele, którzy macie szczęście ją posiadać… ” (Jose Luis Martin Descalzo, Dlaczego warto żyć?, espe. Kraków 2000).
A może ktoś zechce „zmierzyć się” z objaśnieniem znakomitego teologa:
„Zestawione są obok siebie trzy wypowiedzi Jezusa – na pozór nie powiązane ze sobą – z których wynika tylko, że wskazują one na zamęt, w jaki Jego ziemskie istnienie wtrąci ten pogrążony sam w sobie świat. Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznają udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem, dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam (Łk 12, 49nn.). Czy Jezus sam zestawił ze sobą te zdania, czy też uczynił to ewangelista, jest rzeczą obojętną; wszystkie one świadczą o jasnej świadomości miary Jego misji: patrząc po ziemsku, jest to bezmiar, mówiący o zniweczeniu, w tym także o zniweczeniu Jego samego. Krańcowa odwaga, odpowiedzialność prawie nie do udźwignięcia, a w samej tej odwadze lęk – nie przed odwagą, lecz przed czymś, co Mu tę odwagę do rozpętania pożaru i wojny w świecie daje.
Słowa takie świadczą o odczuwanej wadze Jego misji, jakiej nie mogła się domyślać pierwsza wspólnota chrześcijańska. To, co Jezus rozpala w pewnym zakątku świata, jest – o czym On wie – pożarem, który już nigdy, dopóki ten świat będzie istniał, nie zostanie ugaszony. Najpierw musi być głoszona Ewangelia wszystkim narodom (Mk 13, 10). Jeremiasz mówił wielokrotnie o ogniu Bożym, którego nikt nie zdoła ugasić (Jr 4, 4; 17, 4 i in.); był to również ogień słowa Bożego w ustach proroków (Jr 5, 14). Ale tym razem owym nieugaszonym ogniem jest Jezus – całe Słowo Boże. Spłonie nie tylko świątynia Izraela, ale świątynie wszystkich religii, a tym, co na ich popiołach zbudują sekty, będzie tylko coś w rodzaju lepianek. Czy moje – wcielone – Słowo nie jest Jak ogień, czy nie jest jak młot kruszący skałę? (Jr 23, 29).
Ale młot kruszy samo Słowo, aby trysnął z Niego ten ogień. Musi Ono sięgnąć samego dna bezsilności i opuszczenia przez Boga, musi się pogrążyć w bezdenną otchłań lęku, aby z tego ogołocenia zrodziła się pełnia, z tej trwogi konania odwaga, aby z tego stłumionego żaru buchnął płomień Bożej miłości, która wszystko rozpali. Nauka [aksjomat] krzyża (l Kor l, 18), zgorszenie krzyża (Ga 5, 11) nie mogą w najmniejszym choćby stopniu zostać osłabione. Jeśli młot nie rozkruszy Słowa na Jego atomy, nie będzie możliwa Eucharystia, która we wszystkich punktach świata podtrzymuje płomień.
Najboleśniejszy zaś jest fakt, że Ten, który przynosi jedność i pokój, musi wszystko rozszczepić, aby to, co niewłaściwie połączo¬ne, można było złożyć zupełnie na nowo. Brat wyda brata na śmierć i ojciec swoje dziecko; powstaną dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią, i będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia (Mk 13, 12n.). Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Mnie zaś nienawidzą bez powodu (J 15, 20nn.). Rozłam przechodzi poprzez wszystkie domy: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu (Łk 12, 52). Jak się zdaje, chodzi tu znowu o młot, który kruszy skały. I jedynie z rozkruszonych chrześcijan, z rozkruszonego Kościoła buchnie jasny płomień, który tak bardzo pragnie ujrzeć Jezus.
Serce Kościoła musi przeniknąć miecz, aby zamysły serc wielu (Łk 2, 35) wyszły na jaw – aby ukazały się w świetle, które oświetli każdego przychodzącego na świat człowieka. Aby owe „zamysły” w końcu wyszły na jaw, Ten, który został ochrzczony na upadek i na powstanie wielu, musi najpierw zanurzyć się całkowicie w swój chrzest. Ponieważ ustanowiony przezeń Kościół ma nieść dalej poprzez czas to, co On czynił, będzie wiecznie zakłócał ludzkie plany samozaspokojenia i samowyzwolenia. Będzie zarazem młotem i kowadłem. Będzie ukazywał możliwy pokój, a przez to wzbudzał niezgodę. Będzie głosił pokorę krzyża, a będą go obwiniać o zarozumiałość”. (Hans Urs von Balthasar)
http://osuch.sj.deon.pl/2014/10/23/k-osuch-sj-przez-rozlam-ku-doskonalej-jednosci/
**********
Dionizy Kartuz (1402-1471), mnich
Komentarz do Ewangelii św. Łukasza; Opera omnia, 12, 72
„Myślicie, że przyszedłem przynieść pokój na ten świat?” To jakby Chrystus mówił: „Nie sądźcie, że przyszedłem dać ludziom pokój według ciała i tego świata, pokój bez żadnych zasad, który pozwoliłby im żyć w dobrej zgodzie ze złem i który by im zapewnił pomyślność na tej ziemi. Nie, mówię wam, nie przyszedłem aby przynieść pokój tego rodzaju, ale podział, dobrą i zbawienną separację ducha i ciała. W ten sposób, ponieważ kochają Boga i szukają pokoju wewnętrznego, wierzący we Mnie znajdą się w sposób naturalny w niezgodzie z niegodziwymi; odwrócą się od tych, którzy chcą ich odwieść od postępów duchowych i czystości miłości Bożej lub mnożą im trudności”.
Pokój duchowy zatem, pokój wewnętrzny, dobry pokój, to spokój duszy w Bogu i dobra zgoda według sprawiedliwego porządku. Chrystus przyszedł przynieść przede wszystkim ten pokój… Pokój wewnętrzny ma swoje źródło w miłości. Polega on na niezmiennej radości duszy, która trwa w Bogu. Nazywa się go pokojem serca. On jest początkiem i pewnym przedsmakiem pokoju świętych, którzy są w niebieskiej ojczyźnie, w pokoju wieczności.
************
Jezus domaga się dla siebie miłości ponad wszelką miłość (22 października 2015)
- przez PSPO
- 21 października 2015
Ewangelia posiada swoją bardzo konsekwentną logikę wynikającą z podstawowego wyboru – życia w Chrystusie. Pociąga ona za sobą służbę sprawiedliwości.
Jak oddawaliście członki wasze na służbę nieczystości i nieprawości, pogrążając się w nieprawość, tak teraz wydajcie członki wasze na służbę sprawiedliwości, dla uświęcenia (Rz 6,19).
Wybór jest o tyle prawdziwym wyborem, o ile pociąga za sobą odpowiednie konsekwencje. U nas, niestety, bywa tak, że wybór pozostaje jedynie deklaracją ideową, która nie prowadzi do zmiany postaw. Głoszona przez Pana Jezusa Ewangelia i nauka św. Pawła są bardzo konsekwentne i logiczne. Brak jednoznacznego spojrzenia w perspektywie życia w zmartwychwstaniu koncentruje nas na życiu doczesnym i jego atrakcjach. Stąd św. Paweł mówi o służbie: nieczystości i nieprawości, pogrążaniu się w nieprawość i grzechu, co prowadzi do śmierci. Natomiast wybór Ewangelii prowadzi do służby sprawiedliwości dla uświęcenia (Rz 6,19), co prowadzi do życia wiecznego (Rz 6,22). Dokonuje się to przez całkowitą zmianę perspektywy i widzenia sensu rzeczywistości. Jeżeli ktoś tego nie jest w stanie zobaczyć, to logika Pana Jezusa i św. Pawła pozostaje dla niego całkowicie obca i być może naiwna. Kiedy to widzi, dostrzega, jak jest ona bardzo konsekwentna.
Dzisiejsze czytania liturgiczne: Rz 6, 19-23; Łk 12, 49-53
Na ziemi trwa śmiertelna walka pomiędzy tymi dwiema wizjami życia. Dlatego Pan Jezus mówi o rzuceniu na świat ognia, a nie pokoju, o rozłamie, o rozdwojeniu w domu pomiędzy najbliższymi. Powodem tego rozdarcia jest On sam. Jedni są za Nim, inni przeciw. Wybór Jezusa jest przy tym ważniejszy niż wszelka więź międzyludzka, nawet więź małżeńska i z rodzicami. Jezus domaga się dla siebie miłości ponad wszelką miłość, czyli właściwie miłości takiej, jakiej może domagać się dla siebie jedynie Bóg. To prowadzi do dramatów pomiędzy ludźmi, a nawet do rozbić i nienawiści w rodzinach. Chrystus nie wzywa do nienawiści, ale jeżeli ktoś za Nim idzie, doświadczy nienawiści ze strony nawet swoich krewnych. To przedziwna tajemnica, ale niestety czasem pojawiająca się w życiu niektórych ludzi. Wydaje się, że nienawiść między najbliższymi jest najbardziej wymownym znakiem istnienia szatana. Podobnie nienawiść pomiędzy wyznawcami tego samego Boga ukazuje najlepiej, jak tajemnica grzechu pierworodnego i działanie szatana głęboko działają w sercu człowieka. Stąd też potrzeba tak jednoznacznego opowiedzenia się za Chrystusem, ale nie w formie ideologicznej, lecz w postaci postawy miłości do końca, aż do oddania życia za innych. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy naszą prawdziwą nadzieją jest życie w Zmartwychwstałym.
Włodzimierz Zatorski OSB
http://ps-po.pl/2015/10/21/jezus-domaga-sie-dla-siebie-milosci-ponad-wszelka-milosc-22-pazdziernika-2015/
********
<iframe width=”560″ height=”315″ src=”https://www.youtube.com/embed/BvukIKrEJ98″ frameborder=”0″ allowfullscreen></iframe>
*********************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
22 PAŹDZIERNIKA
_________________
Zobacz także:
|
Karol Józef Wojtyła urodził się 18 maja 1920 r. w Wadowicach, niewielkim miasteczku nieopodal Krakowa, jako drugi syn Emilii i Karola Wojtyłów. Został ochrzczony w kościele parafialnym 20 czerwca 1920 r. przez ks. Franciszka Żaka, kapelana wojskowego. Rodzice nadali imię Karolowi na cześć ostatniego cesarza Austrii, Karola Habsburga.
Rodzina Wojtyłów żyła skromnie. Jedynym źródłem utrzymania była pensja ojca – wojskowego urzędnika w Powiatowej Komendzie Uzupełnień w stopniu porucznika. Edmund, brat Karola, studiował medycynę w Krakowie i został lekarzem. Wojtyłowie mieli jeszcze jedno dziecko – Olgę, która zmarła zaraz po urodzeniu.
W dzieciństwie Karola nazywano najczęściej zdrobnieniem imienia – Lolek. Uważano go za chłopca utalentowanego i wysportowanego.
13 kwietnia 1929 r. zmarła matka Karola, a trzy lata później, w 1932 r., w wieku 26 lat, zmarł na szkarlatynę brat Edmund. Chorobą zaraził się od swojej pacjentki w szpitalu w Bielsku.
Od września 1930 r. Karol rozpoczął naukę w ośmioletnim Państwowym Gimnazjum Męskim im. Marcina Jadowity w Wadowicach. Nie miał żadnych problemów z nauką; już w tym wieku, według jego katechetów, wyróżniała go także ogromna wiara. 14 maja 1938 r. Karol zakończył naukę w gimnazjum, otrzymując świadectwo maturalne z oceną celującą, następnie wybrał studia polonistyczne na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zamieszkał z ojcem w Krakowie.
W lutym 1940 r. poznał osobę ważną dla swego rozwoju duchownego. Był to Jan Tyranowski, który prowadził dla młodzieży męskiej koło wiedzy religijnej. Uczestniczący w nim Wojtyła poznał wówczas i po raz pierwszy czytał pisma św. Jana od Krzyża.
18 lutego 1941 r. po długiej chorobie zmarł ojciec Karola. Było to poważnym ciosem dla młodego chłopaka, który w 21. roku życia pozostał zupełnie bez rodziny. Po śmierci ojca Karol Wojtyła pozostał bez środków do życia. W normalnych czasach mógłby liczyć na studenckie stypendium, ale w czasie wojny uczelnie nie działały. Karol wykorzystał ten czas na intensywne samokształcenie. Środowisko akademickie utrzymywało więzi i działało w podziemiu.
W 1942 i 1943 r. jako reprezentant krakowskiej społeczności akademickiej udawał się do Częstochowy, by odnowić śluby jasnogórskie (tradycja akademickich pielgrzymek majowych zapoczątkowana w 1936 r. trwa do dziś).
Za jedną z najważniejszych dla siebie inicjatyw okresu okupacji Karol uważał pracę aktorską w konspiracyjnym Teatrze Rapsodycznym, pod kierownictwem Mieczysława Kotlarczyka (teatr działał pod auspicjami podziemnej organizacji narodowo-katolickiej Unia). W tym czasie powstało wiele utworów poetyckich Wojtyły, publikowanych później pod pseudonimem Andrzej Jawień (inne pseudonimy literackie to AJ, Piotr Jasień, a od 1961 r. – Stanisław Andrzej Gruda). Twórczość literacką kontynuował także w latach późniejszych.
Karol podjął pracę jako pracownik fizyczny w zakładach chemicznych Solvay, początkowo w kamieniołomie w Zakrzówku, a potem w oczyszczalni sody w Borku Fałęckim (obecnie na terenie Krakowa). Współpracownicy wspominali później, że każdą przerwę w pracy spędzał zatopiony w lekturze. W drodze do pracy wstępował do kaplicy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach, obok cmentarza, na którym w 1938 r. pochowano przyszłą świętą – s. Faustynę Kowalską.
W 1942 r. wstąpił do tajnego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Krakowie, nie przerywając pracy w Solvayu. W tym samym czasie rozpoczął w konspiracji studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. 29 lutego 1944 roku potrąciła go niemiecka ciężarówka wojskowa i dwa tygodnie musiał spędzić w szpitalu. Zapytany po latach, czy łączy w jakiś sposób ten wypadek z zamachem na swoje życie w 1981 roku, przyznał: “Tak, w obu przypadkach czuwała nade mną Opatrzność”.
Kiedy w Warszawie wybuchło Powstanie, w Krakowie hitlerowski terror nasilił się (w tzw. “czarną niedzielę” 6 sierpnia 1944 r. Niemcy aresztowali ponad 7 000 mężczyzn). Wówczas kardynał Sapieha, chcąc ratować przyszłych kapłanów, zdecydował, że alumni mają zamieszkać w pałacu arcybiskupim. Tam Karol pozostał do końca wojny, do czasu odbudowania krakowskiego seminarium na Podwalu.
13 października 1946 r. alumn Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Krakowie Karol Wojtyła został subdiakonem, a tydzień później diakonem. Już 1 listopada 1946 r. kard. Adam Stefan Sapieha wyświęcił Karola na księdza. 2 listopada jako neoprezbiter Karol Wojtyła odprawił Mszę św. prymicyjną w krypcie św. Leonarda w katedrze na Wawelu.
15 listopada 1946 r. wraz z klerykiem Stanisławem Starowiejskim poprzez Paryż wyjechał do Rzymu, aby kontynuować studia na Papieskim Międzynarodowym Athenaeum Angelicum (obecnie Papieski Uniwersytet św. Tomasza z Akwinu). Podczas studiów zamieszkiwał w Kolegium Belgijskim, gdzie poznał wielu duchownych z krajów frankofońskich oraz z USA. W 1948 r. ukończył studia z dyplomem summa cum laude.
W lipcu 1948 r. na okres 7 miesięcy ks. Karol został skierowany do pracy w parafii Niegowić, gdzie spełniał zadania wikarego i katechety. W marcu 1949 r. został przeniesiony do parafii św. Floriana w Krakowie. Tam założył chór gregoriański, z którym wkrótce przygotował i odśpiewał mszę De Angelis (“O Aniołach”). Swoich chórzystów zaraził pasją i miłością do gór – razem przewędrowali Gorce, Bieszczady i Beskid. Organizowali także spływy kajakowe na Mazurach. W Krakowie otrzymał też w końcu (1948) tytuł doktora teologii (którego nie dostał w Rzymie z powodu braku funduszy na wydanie drukiem rozprawy doktorskiej). Uzyskawszy po śmierci kard. Sapiehy urlop na pracę naukową, w latach 1951-1953 rozpoczął pisanie pracy habilitacyjnej, która, chociaż przyjęta w 1953 roku przez Radę krakowskiego Wydziału Teologicznego, została odrzucona przez Ministerstwo Oświaty i tytułu docenta Karol Wojtyła nie uzyskał (aż do roku 1957). W roku 1956 objął za to katedrę etyki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
W 1958 r. Karol Wojtyła został mianowany biskupem pomocniczym Krakowa i biskupem tytularnym Umbrii. Przyjął wówczas, zgodnie z obyczajem, jako hasło przewodnie swej posługi słowa Totus tuus (łac. “Cały Twój”); kierował je do Matki Chrystusa. Konsekracji biskupiej ks. Karola Wojtyły dokonał 28 września 1958 r. w katedrze na Wawelu metropolita krakowski i lwowski, arcybiskup Eugeniusz Baziak. Współkonsekratorami byli biskup Franciszek Jop i biskup Bolesław Kominek. W tym okresie powstały najgłośniejsze prace biskupa Wojtyły, które przyniosły mu sławę wśród teologów: “Miłość i odpowiedzialność” (1960) oraz “Osoba i czyn” (1969). W 1962 r. został krajowym duszpasterzem środowisk twórczych i inteligencji. Na okres biskupstwa Karola przypadły także obrady Soboru Watykańskiego II, w których aktywnie uczestniczył.
30 grudnia 1963 r. Karol Wojtyła został mianowany arcybiskupem metropolitą krakowskim. Podczas konsystorza 26 czerwca 1967 r. został nominowany kardynałem. 29 czerwca 1967 r. otrzymał w kaplicy Sykstyńskiej od papieża Pawła VI czerwony biret, a jego kościołem tytularnym stał się kościół św. Cezarego Męczennika na Palatynie.
Jako pasterz diecezji starał się ogarniać swą posługą wszystkich potrzebujących. Wizytował parafie, odwiedzał klasztory. W 1965 r. otworzył proces beatyfikacyjny siostry Faustyny Kowalskiej. Utrzymywał dobry i ścisły kontakt z inteligencją krakowską, zwłaszcza ze środowiskiem naukowym i artystycznym. Zyskał dojrzałość jako myśliciel, sięgając nie tylko do rozległej tradycji filozoficznej, lecz także do Biblii i do mistyki (zawsze był mu bliski święty Jan od Krzyża) i budując harmonijnie koncepcję z pogranicza filozofii oraz teologii: człowieka jako integralnej osoby. Stał się znanym poza Polską autorytetem. Był obok Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego najważniejszą postacią Episkopatu Polski. Z Prymasem Tysiąclecia ściśle współpracował, okazując szacunek dla jego doświadczenia i mądrości. W nielicznych wolnych chwilach nadal z chęcią jeździł na Podhale i w Tatry, chodził po górach, uprawiał narciarstwo.
W nocy z 28 na 29 września 1978 roku po zaledwie 33 dniach pontyfikatu zmarł papież Jan Paweł I. 14 października rozpoczęło się więc drugie już w tym roku konklawe – zebranie kardynałów, mające wyłonić nowego papieża. 16 października 1978 roku około godziny 17.15 w siódmym głosowaniu metropolita krakowski, kardynał Karol Wojtyła został wybrany papieżem. Przyjął imię Jan Paweł II. O godz. 18.45 kard. Pericle Felici ogłosił wybór nowego papieża – HABEMUS PAPAM!
Jan Paweł II udzielił pierwszego błogosławieństwa “Urbi et Orbi” – “Miastu i Światu”. 22 października na Placu Świętego Piotra odbyła się uroczysta inauguracja pontyfikatu, a następnego dnia pierwsza audiencja dla 4000 Polaków zgromadzonych w auli Pawła VI. Msza św. inaugurująca pontyfikat była transmitowana przez radio i telewizję na wszystkie kontynenty. Dla Polaków, w kraju rządzonym przez komunistów, była to pierwsza transmisja Mszy św. od czasów przedwojennych. 12 listopada Jan Paweł II uroczyście objął katedrę Rzymu – Bazylikę św. Jana na Lateranie, stając się w ten sposób Biskupem Rzymu.
Jan Paweł II był pierwszym papieżem z Polski, jak również pierwszym po 455 latach biskupem Rzymu, nie będącym Włochem. Wybór na głowę Kościoła osoby z kraju socjalistycznego wpłynął znacząco na wydarzenia w Europie Wschodniej i w Azji w latach 80-tych i 90-tych XX w.
Pontyfikat Jana Pawła II trwał ponad 26 lat i był drugim co do długości w dziejach Kościoła. Najdłużej – 32 lata – sprawował swój urząd Pius IX (nie licząc pontyfikatu Piotra – pierwszego następcy Jezusa).
Podczas wszystkich pielgrzymek Jan Paweł II przebył ponad 1,6 miliona kilometrów, co odpowiada 40-krotnemu okrążeniu Ziemi wokół równika i czterokrotnej odległości między Ziemią a Księżycem. Jan Paweł II odbył 102 pielgrzymki zagraniczne, podczas których odwiedził 135 krajów, oraz 142 podróże na terenie Włoch, podczas których wygłosił 898 przemówień. Z 334 istniejących rzymskich parafii odwiedził 301. Jego celem było dotarcie do wszystkich parafii, zabrakło niewiele.
Jan Paweł II mianował 232 kardynałów (w tym 9 Polaków), ogłosił 1318 błogosławionych (w tym 154 Polaków) i 478 świętych. Napisał 14 encyklik, 14 adhortacji, 11 konstytucji oraz 43 listy apostolskie. Powyższe dane statystyczne nie oddają jednak nawet skrawka ogromnego dziedzictwa nauczania i pontyfikatu pierwszego w dziejach Kościoła Papieża-Polaka.
Wprawdzie już począwszy od Jana XXIII papiestwo zaczęło rezygnować z niektórych elementów ceremoniału, jednakże dopiero Jan Paweł II zniwelował większość barier, przyjmując postawę papieża bliskiego wszystkim ludziom, papieża-apostoła. Chętnie spotykał się z młodymi ludźmi i poświęcał im dużo uwagi. Na spotkanie w Rzymie w roku 1985, który ONZ ogłosiła Międzynarodowym Rokiem Młodzieży, napisał list apostolski na temat roli młodości jako okresu szczególnego kształtowania drogi życia, a 20 grudnia zapoczątkował tradycję Światowych Dni Młodzieży. Odtąd co roku przygotowywał orędzie skierowane do młodych, które stawało się tematem międzynarodowego spotkania, organizowanego w różnych miejscach świata (np. w 1991 r. w Częstochowie, a w 2016 r. – w Krakowie).
Chociaż kardynał Wojtyła rozpoczynając posługę Piotrową był – jak na papieża – bardzo młody (miał 58 lat), cieszył się dobrym zdrowiem i był wysportowany, to niemal cały jego pontyfikat naznaczony był cierpieniem. Choroby Jana Pawła II zaczęły się od pamiętnego zamachu na życie papieża. 13 maja 1981, podczas audiencji generalnej na Placu św. Piotra w Rzymie o godzinie 17.19 papież został postrzelony przez tureckiego zamachowca Mehmeta Ali Agcę w brzuch oraz rękę. Ocalenie, jak sam wielokrotnie podkreślał, zawdzięczał Matce Bożej Fatimskiej, której rocznicę objawień tego dnia obchodzono. Powiedział później: “Jedna ręka strzelała, a inna kierowała kulę”. Cały świat zamarł w oczekiwaniu na wynik sześciogodzinnej operacji w Poliklinice Gemelli. Papież spędził wtedy na rehabilitacji w szpitalu 22 dni.
Niestety, do pełnego zdrowia nie powrócił nigdy. Następstwa postrzału spowodowały liczne komplikacje zdrowotne, konieczność kolejnych operacji, pobyty w szpitalu. Zaraz po zamachu w przekazie nadanym przez Radio Watykańskie papież powiedział: “Modlę się za brata, który zadał mi cios, i szczerze mu przebaczam”. Później odwiedził zamachowca w więzieniu.
Papież nigdy nie ukrywał swojego stanu zdrowia. Cierpiał na oczach tłumów, którym w ten sposób dawał niezwykłą katechezę. Wielokrotnie też podkreślał wartość choroby i zwracał się do ludzi chorych i starszych o modlitewne wspieranie jego pontyfikatu.
W pierwszą rocznicę zamachu na Placu świętego Piotra, 13 maja 1982 r., papież udał się z dziękczynną pielgrzymką do Fatimy. Tam, podczas nabożeństwa, niezrównoważony mężczyzna Juan Fernández y Krohn lekko ugodził papieża nożem. Ochrona szybko obezwładniła napastnika, a papież dokończył nabożeństwo pomimo krwawienia. Na szczęście ten drugi zamach nie miał poważnych następstw.
Jan Paweł II od początku lat 90. cierpiał na postępującą chorobę Parkinsona. Mimo licznych spekulacji i sugestii ustąpienia z funkcji, które nasilały się w mediach zwłaszcza podczas kolejnych pobytów papieża w szpitalu, pełnił ją aż do śmierci. Nagłe pogorszenie stanu zdrowia papieża rozpoczęło się 1 lutego 2005 r. Przez ostatnie dwa miesiące życia Jan Paweł II wiele dni spędził w szpitalu i nie pojawiał się publicznie. Przeszedł grypę i zabieg tracheotomii, wykonany z powodu niewydolności oddechowej. W czwartek, 31 marca, wystąpiły u Ojca Świętego silne dreszcze ze wzrostem temperatury ciała do 39,6 st. C. Był to początek wstrząsu septycznego połączonego z zapaścią sercowo-naczyniową.
Kiedy medycyna nie mogła już pomóc, uszanowano wolę papieża, który chciał pozostać w domu. Podczas Mszy św. sprawowanej przy jego łożu, którą Jan Paweł II koncelebrował z przymkniętymi oczyma, kardynał Marian Jaworski udzielił mu sakramentu namaszczenia. 2 kwietnia 2005 r. o godz. 7.30 papież zaczął tracić przytomność. W tym czasie w pokoju umierającego czuwali najbliżsi, a przed oknami, na Placu św. Piotra modlił się wielotysięczny tłum. Relacje na cały świat nadawały wszystkie media. Wieczorem, przy łóżku chorego odprawiono Mszę św. wigilii Święta Miłosierdzia Bożego. Ok. godz. 19.00 Jan Paweł II wszedł w stan śpiączki. Monitor wykazał postępujący zanik funkcji życiowych. O godz. 21.37 osobisty papieski lekarz Renato Buzzonetti stwierdził śmierć Jana Pawła II. Jan Paweł II odszedł do domu Ojca po zakończeniu Apelu Jasnogórskiego, w pierwszą sobotę miesiąca i wigilię Święta Miłosierdzia Bożego, które sam ustanowił.
Pogrzeb Jana Pawła II odbył się w piątek, 8 kwietnia 2005 r. Uczestniczyło w nim na placu św. Piotra i w całym Rzymie ok. 300 tys. wiernych oraz 200 prezydentów i premierów, a także przedstawiciele wszystkich wyznań świata, w tym duchowni islamscy i żydowscy. Po zakończeniu nabożeństwa żałobnego, w asyście tylko duchownych z najbliższego otoczenia, papież został pochowany w podziemiach bazyliki św. Piotra, w krypcie bł. Jana XXIII, beatyfikowanego w 2000 r.
13 maja 2005 r. papież Benedykt XVI zezwolił na natychmiastowe rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II, udzielając dyspensy od konieczności zachowania pięcioletniego okresu od śmierci kandydata, jaki jest wymagany przez prawo kanoniczne. Formalny proces rozpoczął się 28 czerwca 2005 r., kiedy zaprzysiężeni zostali członkowie trybunału beatyfikacyjnego. Postulatorem został ksiądz Sławomir Oder. 23 marca 2007 r. trybunał diecezjalny badający tajemnicę uzdrowienia jednej z francuskich zakonnic – Marie Simon-Pierre – za wstawiennictwem papieża Polaka potwierdził fakt zaistnienia cudu. Po niespodziewanym uzdrowieniu, o które na modlitwie prosiły za wstawiennictwem zmarłego papieża członkinie jej zgromadzenia, s. Marie powróciła do pracy w szpitalu dziecięcym. Przy okazji podania tej wiadomości ks. Oder poinformował, że istnieje kilkaset świadectw dotyczących innych uzdrowień za wstawiennictwem Jana Pawła II.
2 kwietnia 2007 r. miało miejsce oficjalne zamknięcie diecezjalnej fazy procesu beatyfikacyjnego w Bazylice św. Jana na Lateranie w obecności wikariusza generalnego Rzymu, kardynała Camillo Ruiniego.
16 listopada 2009 r. w watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych odbyło się posiedzenie komisji kardynałów w sprawie beatyfikacji Jana Pawła II. Obrady komisji zakończyło głosowanie, w którym podjęto decyzję o skierowaniu do Benedykta XVI prośby o wyniesienie polskiego papieża na ołtarze.
19 grudnia 2009 r. papież Benedykt XVI podpisał dekret o uznaniu heroiczności cnót Jana Pawła II, który zamknął zasadniczą część jego procesu beatyfikacyjnego. Jednocześnie rozpoczęło się dochodzenie dotyczące cudu uzdrowienia przypisywanego wstawiennictwu polskiego papieża.
12 stycznia 2011 r. komisja Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych zaaprobowała cud za wstawiennictwem Jana Pawła II polegający na uzdrowieniu francuskiej zakonnicy. Zgodnie z konstytucją apostolską Jana Pawła II Divinus perfectionis Magister z 1983 r. ustalającą nowe zasady postępowania kanonizacyjnego, orzeczenie Kongregacji zostało przedstawione papieżowi, który jako jedyny ma prawo decydować o kościelnym kulcie publicznym Sług Bożych.
14 stycznia 2011 r. papież Benedykt XVI podpisał dekret o cudzie i wyznaczył na dzień 1 maja 2011 r. beatyfikację papieża Jana Pawła II. Dokonał jej osobiście podczas uroczystej Mszy Świętej na placu św. Piotra w Rzymie, którą koncelebrowało kilka tysięcy kardynałów, arcybiskupów i biskupów z całego świata. Liczba wiernych uczestniczących w nabożeństwie jest szacowana na 1,5 mln osób, w tym trzysta tysięcy Polaków. Warto wspomnieć, że Benedykt XVI uczynił wyjątek, osobiście przewodnicząc beatyfikacji swojego Poprzednika – jako zwyczajną praktykę Benedykt XVI przyjął, że beatyfikacjom przewodniczy jego delegat, a on sam dokonuje jedynie kanonizacji.
Na datę liturgicznego wspomnienia bł. Jana Pawła II wybrano dzień 22 października, przypadający w rocznicę uroczystej inauguracji pontyfikatu papieża-Polaka.
Papież Franciszek dokonał kanonizacji papieża-Polaka w niedzielę Bożego Miłosierdzia, 27 kwietnia 2014 r., w Rzymie. Do chwały świętych Jan Paweł II został wyniesiony razem z jednym ze swoich poprzedników, Janem XXIII.
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-22a.php3
***********
I. DZIEDZICTWO
1. U kresu drugiego tysiąclecia
2. Pierwsze słowa nowego pontyfikatu
3. W zawierzeniu Duchowi Prawdy i Miłości
4. W nawiązaniu do pierwszej encykliki Pawła VI
5. Kolegialność i apostolstwo
6. Droga do zjednoczenia chrześcijan
II. TAJEMNICA ODKUPIENIA
7. W kręgu Tajemnicy Chrystusa
8. Odkupienie odnowionym stworzeniem
9. Boski wymiar Tajemnicy Odkupienia
10. Ludzki wymiar Tajemnicy Odkupienia
11. Tajemnica Chrystusa u podstaw misji Kościoła i chrześcijaństwa
12. Misja Kościoła a wolność człowieka
III. CZŁOWIEK ODKUPIONY I JEGO SYTUACJA W ŚWIECIE WSPÓŁCZESNYM
13. Chrystus zjednoczył się z każdym człowiekiem
14. Wszystkie drogi Kościoła prowadzą do człowieka
15. Czego lęka się współczesny człowiek
16. Postęp czy zagrożenie?
17. Prawa człowieka: “litera” czy “duch”
IV. POSŁANNICTWO KOŚCIOŁA I LOS CZŁOWIEKA
18. Kościół przejęty powołaniem człowieka w Chrystusie
19. Kościół odpowiedzialny za prawdę
20. Eucharystia i Pokuta
21. Powołanie chrześcijańskie: służyć i królować
22. Matka naszego zawierzenia
I. KTO MNIE WIDZI, WIDZI I OJCA
1. Objawienie miłosierdzia
2. Wcielenie miłosierdzia
II. ORĘDZIE MESJAŇSKIE
3. Kiedy Chrystus rozpoczął czynić i nauczać
III. STARY TESTAMENT
4. …
IV. PRZYPOWIEŚĆ O SYNU MARNOTRAWNYM
5. Analogia
6. Szczególna koncentracja na godności człowieka
V. MISTERIUM PASCHALNE
7. Miłosierdzie objawione w krzyżu i zmartwychwstaniu
8. Miłość potężniejsza niż śmierć – potężniejsza niż grzech
9. Matka miłosierdzia
VI. “MIŁOSIERDZIE… Z POKOLENIA NA POKOLENIE”
10. Obraz naszego pokolenia
11. Źródła niepokoju
12. Czy sprawiedliwość wystarcza?
VII. MIŁOSIERDZIE BOGA W POSŁANNICTWIE KOŚCIOŁA
13. Kościół wyznaje miłosierdzie Boga i głosi je
14. Kościół stara się czynić miłosierdzie
VIII. MODLITWA KOŚCIOŁA NASZYCH CZASÓW
15. Kościół odwołuje się do miłosierdzia Bożego
I. WPROWADZENIE
1. O pracy ludzkiej w dziewięćdziesiąt lat po encyklice Rerum novarum
2. W organicznym rozwoju działania i nauki społecznej Kościoła
3. Problem pracy kluczem do kwestii społecznej
II. PRACA A CZŁOWIEK
4. W Księdze Rodzaju
5. Praca w znaczeniu przedmiotowym. Technika
6. Praca w znaczeniu podmiotowym: człowiek-podmiot pracy
7. Zagrożenie właściwego porządku wartości
8. Solidarność ludzi pracy
9. Praca – godność osoby
10. Praca a społeczeństwo: rodzina, naród
III. KONFLIKT PRACY I KAPITAŁU NA OBECNYM ETAPIE HISTORYCZNYM
11. Wymiary konfliktu
12. Pierwszeństwo pracy
13. Ekonomizm i materializm
14. Praca a własność
15. Argument “personalistyczny”
IV. UPRAWNIENIA LUDZI PRACY
16. W szerokim kontekście praw człowieka
17. Pracodawca: “pośredni” a “bezpośredni”
18. Problem zatrudnienia
19. Płaca i inne świadczenia społeczne
20. Znaczenie związków zawodowych
21. Godność pracy na roli
22. Osoba upośledzona a praca
23. Praca a problem emigracji
V. ELEMENTY DUCHOWOŚCI PRACY
24. Szczególne zadanie Kościoła
25. Praca jako uczestnictwo w dziele Stwórcy
26. Chrystus – człowiek pracy
27. Praca ludzka w świetle Chrystusowego Krzyża i Zmartwychwstania
I. WPROWADZENIE
II. RYS BIOGRAFICZNY
III. ZWIASTUNOWIE EWANGELII
IV. ZAKŁADALI KOŚCIÓŁ BOŻY
V. KATOLICKI ZMYSŁ KOŚCIOŁA
VI. EWANGELIA I KULTURA
VII. ROZLEGŁOŚĆ CHRZEŚCIJAŇSKIEGO MILENIUM SŁOWIAŇSZCZYZNY
VIII. ZAKOŇCZENIE
WSTĘP
I. DUCH OJCA I SYNA DANY KOŚCIOŁOWI
1. Obietnica i objawienie się Jezusa podczas wieczerzy paschalnej
2. Ojciec, Syn i Duch Święty
3. Zbawcze udzielanie się Boga w Duchu Świętym
4. Mesjasz, namaszczony Duchem Świętym
5. Jezus z Nazaretu, “wyniesiony” w Duchu Świętym
6. Chrystus zmartwychwstały mówi: “Weźmijcie Ducha Świętego!”
7. Duch Święty a czas Kościoła
II. DUCH, KTÓRY PRZEKONYWA ŚWIAT O GRZECHU
1. Grzech, sprawiedliwość i sąd
2. Świadectwo dnia Pięćdziesiątnicy
3. Świadectwo początku: pierworodny wymiar grzechu
4. Duch, który przeobraża cierpienie w odkupieńczą miłość
5. Krew, która oczyszcza sumienia
6. Grzech przeciw Duchowi Świętemu
III. DUCH, KTÓRY DAJE ŻYCIE
1. Motyw Jubileuszu Dwutysiąclecia: Chrystus, “który się począł z Ducha Świętego”
2. Motyw Jubileuszu: objawiła się łaska
3. Duch Święty w immanentnym konflikcie z człowiekiem: ciało pożąda przeciwko duchowi, a duch przeciw ciału.
4. Duch Święty umacnia “człowieka wewnętrznego”
5. Kościół – sakramentem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem
6. Duch i Oblubienica mówią: “Przyjdź!”
ZAKOŇCZENIE
WPROWADZENIE
I. MARYJA W TAJEMNICY CHRYSTUSA
1. Łaski pełna
2. “Błogosławiona która uwierzyła”
3. Oto Matka twoja
II. BOGARODZICA W POŚRODKU PIELGRZYMUJĄCEGO KOŚCIOŁA
1. Kościół, Lud Boży – zakorzeniony wśród wszystkich narodów ziemi
2. Pielgrzymowanie Kościoła a jedność wszystkich chrześcijan
3. “Magnificat” pielgrzymującego Kościoła
III. POŚREDNICTWO MACIERZYŇSKIE
1. Maryja – Służebnica Pańska
2. Maryja – w życiu Kościoła i każdego chrześcijanina
3. Znaczenie Roku Maryjnego
ZAKOŇCZENIE
I. WPROWADZENIE
II. NOWOŚĆ ENCYKLIKI POPULORUM PROGRESSIO
III. PANORAMA ŚWIATA WSPÓŁCZESNEGO
IV. PRAWDZIWY ROZWÓJ LUDZKI
V. ODCZYTYWANIE AKTUALNYCH PROBLEMÓW W ŚWIETLE TEOLOGII
VI. NIEKTÓRE WSKAZANIA SZCZEGÓŁOWE
VII. ZAKOŇCZENIE
WPROWADZENIE
I. JEZUS CHRYSTUS JEDYNYM ZBAWICIELEM
“Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie”
Wiara w Chrystusa jest propozycją skierowaną do wolności człowieka
Kościół znakiem i narzędziem zbawienia
Zbawienie ofiarowane jest wszystkim ludziom
“Nie możemy nie mówić”
II. KRÓLESTWO BOŻE
Chrystus uobecnia Królestwo
Znamiona i wymogi Królestwa
Królestwo Boże wypełnia się i zostaje ogłoszone w Zmartwychwstałym Chrystusie
Królestwo w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła
Kościół w służbie Królestwa
III. DUCH ŚWIĘTY GŁÓWNYM SPRAWCĄ MISJI
Rozesłanie “aż po krańce ziemi”
Duch kieruje misją
Duch Święty czyni misyjnym cały Kościół
Duch Święty jest obecny i działa w każdym czasie i miejscu
Działalność misyjna jest dopiero u początków
IV. NIEZMIERZONE HORYZONTY MISJI WŚRÓD NARODÓW
Złożona i ulegająca przemianom sytuacja religijna
Misje ad gentes zachowują swą wartość
Do wszystkich narodów pomimo trudności
Kręgi misji ad gentes
Wierność Chrystusowi i działanie na rzecz wolności człowieka
Zwrócić uwagę chrześcijan na Południe i Wschód
V. MISYJNE DROGI
Pierwszą formą ewangelizacji jest świadectwo
Pierwsze przepowiadanie Chrystusa Zbawiciela
Nawrócenie i chrzest
Formowanie Kościołów lokalnych
“Kościelne wspólnoty podstawowe” siłą ewangelizacyjną
Wcielać Ewangelię w kultury narodów
Dialog z braćmi o innych przekonaniach religijnych
Popierać rozwój wychowując sumienia
Miłość źródłem i sprawdzianem misji
VI. OSOBY ODPOWIEDZIALNE ZA MISJE I PRACUJĄCE W DUSZPASTERSTWIE MISYJNYM
Osoby odpowiedzialne w pierwszym rzędzie za działalność misyjną
Misjonarze i Instytuty ad gentes
Kapłani diecezjalni dla misji powszechnej
Misyjna owocność życia konsekrowanego
Wszyscy ludzie świeccy są misjonarzami na mocy chrztu świętego
Działalność katechistów i różnorodność posług
Kongregacja do spraw Ewangelizacji Narodów i inne instytucje zajmujące się działalnością misyjną
VII. WSPÓŁPRACA W DZIAŁALNOŚCI MISYJNEJ
Modlitwy i ofiary w intencji misjonarzy
“Panie, oto ja, jestem gotowy! Poślij mnie!”
“Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”
Nowe formy współpracy misyjnej
Ożywianie ducha misyjnego w Ludzie Bożym i jego formacja misyjna
Główna odpowiedzialność Papieskich Dzieł Misyjnych
Umieć nie tylko dawać, ale i przyjmować
Bóg przygotowuje nową wiosnę Ewangelii
VIII. DUCHOWOŚĆ MISYJNA
Pozwolić się prowadzić Duchowi
Żyć tajemnicą Chrystusa “posłanego”
Miłować Kościół i ludzi, tak jak umiłował ich Jezus
Prawdziwy misjonarz to święty
ZAKOŇCZENIE
[j. angielski] [j. angielski] [j. angielski]
WPROWADZENIE
I. ZNAMIENNE RYSY ENCYKLIKI RERUM NOVARUM
II. KU “RZECZOM NOWYM” NASZYCH CZASÓW
III. ROK 1989
IV. WŁASNOŚĆ PRYWATNA I POWSZECHNE PRZEZNACZENIE DÓBR
V. PAŇSTWO I KULTURA
VI. CZŁOWIEK JEST DROGĄ KOŚCIOŁA
WPROWADZENIE
Jezus Chrystus, prawdziwe światło, które oświeca każdego człowieka
Przedmiot niniejszej encykliki
I. “NAUCZYCIELU, CO DOBREGO MAM CZYNIĆ
Chrystus i odpowiedź na pytanie moralne
“A oto podszedł do Niego pewien człowiek”
“Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?”
“Jeden tylko jest Dobry”
“Jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania”
“Jeśli chcesz być doskonały”
“Przyjdź i chodź za Mną!”
“U Boga wszystko jest możliwe”
“A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”
II. “NlE BIERZCIE WIĘC WZORU Z TEGO ŚWIATA”
Kościół wobec niektórych tendencji współczesnej teologii moralnej
Nauczać tego, co jest zgodne ze zdrową doktryną
“Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”
I. Wolność a prawo
“Z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść”
Bóg zechciał pozostawić człowieka “w ręku rady jego”
Szczęśliwy mąż, który ma upodobanie w Prawie Pana
Treść prawa wypisana jest w ich sercach”
“Lecz od początku tak nie było”
II. Sumienie a prawda
Sanktuarium człowieka
Osąd sumienia
Poszukiwanie prawdy i dobra
III. Wybór podstawowy i konkretne postępowanie
“Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału”
Grzech śmiertelny i powszedni
IV. Akt moralny
Teleologia i teleologizm
Przedmiot świadomego aktu
“Zło wewnętrzne”: nie wolno czynić zła, aby uzyskać dobro
III. “BY NIE ZNIWECZYĆ CHRYSTUSOWEGO KRZYŻA”
Dobro moralne w życiu Kościoła i świata
“Ku wolności wyswobodził nas Chrystus”
Chodzić w światłości
Męczeństwo – najwyższe potwierdzenie nienaruszalnej świętości prawa Bożego
Powszechne i niezmienne normy moralne w służbie osoby i społeczeństwa
Moralność a odnowa życia społecznego i politycznego
Łaska i posłuszeństwo prawu Bożemu
Moralność a nowa ewangelizacja
Posługa teologów moralistów
Nasza odpowiedzialność jako Pasterzy
ZAKOŇCZENIE
Maryja – Matka Miłosierdzia
WPROWADZENIE
Nieporównywalna wartość ludzkiej osoby
Nowe zagrożenia życia ludzkiego
W jedności z wszystkimi biskupami świata
I. KREW BRATA TWEGO GŁOŚNO WOŁA KU MNIE Z ZIEMI
Aktualne zagrożenia życia ludzkiego
“Kain rzucił się na swego brata Abla i zabił go”: u korzeni przemocy skierowanej przeciw życiu
“Cóżeś uczynił?”: osłabienie wartości życia
“Czyż jestem stróżem brata mego?”: wynaturzone pojęcie wolności
“Mam się ukrywać przed tobą”: osłabienie wrażliwości na Boga i człowieka
“Przystąpiliście do pokropienia krwią”: znaki nadziei i zachęta do działania
II. PRZYSZEDŁEM, ABY MIELI ŻYCIE
Chrześcijańskie orędzie o życiu
Życie objawiło się. Myśmy je widzieli”: wpatrzeni w Chrystusa, “Słowo życia”
“Pan jest moją mocą i źródłem męstwa! Jemu zawdzięczam moje ocalenie”: życie jest zawsze dobrem
“Przez wiarę w imię Jezusa temu człowiekowi… imię to przywróciło siły”: doświadczając ułomności ludzkiej egzystencji, Jezus urzeczywistnia pełny sens życia
“Powołani…, by się stali na wzór obrazu Jego Syna”: chwała Boża jaśnieje na obliczu człowieka
“Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki”: dar życia wiecznego
“Upomnę się… u każdego o życie brata”: cześć i miłość wobec każdego ludzkiego życia
“Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie – poddaną”: odpowiedzialność człowieka za życie
“Ty bowiem utworzyłeś moje nerki”: godność dziecka jeszcze nie narodzonego
“Ufałem, nawet gdy mówiłem: ,Jestem w wielkim ucisku’: życie w starości i cierpieniu
“Wszyscy, którzy się go trzymają, żyć będą”: od Prawa nadanego na Synaju po dar Ducha Świętego
“Będą patrzeć na Tego, którego przebili”: na drzewie Krzyża wypełnia się Ewangelia życia
III. NIE ZABIJAJ
Święte prawo Boże
“Jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania”: Ewangelia i przykazanie
“Upomnę się… u człowieka o życie człowieka”: życie ludzkie jest święte i nienaruszalne
“Kiedy w ukryciu powstawałem, oczy Twoje już wtedy mnie widziały”: odrażająca zbrodnia przerywania ciąży
“Ja zabijam i Ja sam ożywiam”: dramat eutanazji
“Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi”: prawo cywilne a prawo moralne
“Będziesz miłował… swego bliźniego jak siebie samego”: “umacniaj” życie
IV. MNIEŚCIE TO UCZYNILI
O nową kulturę życia ludzkiego
“Wy zaś jesteście… ludem [Bogu] na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła Jego potęgi”: lud życia i dla życia
“Oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i usłyszeli”: głosić Ewangelię życia
“Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie”: wysławiać Ewangelię życia
“Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków?”: służyć Ewangelii życia
“Oto synowie są darem Pana, a owoc łona nagrodą”: rodzina jako “sanktuarium życia”
“Postępujcie jak dzieci światłości”: potrzeba głębokiej odnowy kultury
“Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna”: Ewangelia życia jest przeznaczona dla całej ludzkiej społeczności
ZAKOŇCZENIE
“Wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce”: macierzyństwo Maryi i Kościoła
“I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby skoro porodzi, pożreć jej dziecię”: życie zagrożone przez moce zła
“A śmierci już odtąd nie będzie”: blask zmartwychwstania
[j. angielski] [j. angielski] [j. włoski]
WPROWADZENIE
I. ZAANGAŻOWANIE EKUMENICZNE KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO
Zamysł Boży a komunia
Droga ekumenizmu drogą Kościoła
Odnowa i nawrócenie
Zasadnicze znaczenie doktryny
Prymat modlitwy
Dialog ekumeniczny
Lokalne struktury dialogu
Dialog jako rachunek sumienia
Dialog zmierzający do usunięcia rozbieżności
Współpraca praktyczna
II. OWOCE DIALOGU
Odzyskane braterstwo
Solidarność w służbie ludzkości
Zbieżności w dziedzinie Słowa Bożego i liturgicznego kultu
Uznanie dla dóbr istniejących u innych chrześcijan
Wzrost komunii
Dialog z Kościołami Wschodu
Ponowne nawiązanie kontaktów
Kościoły siostrzane
Postępy dialogu
Relacje ze starożytnymi Kościołami Wschodu
Dialog z innymi Kościołami i Wspólnotami kościelnymi na Zachodzie
Relacje eklezjalne
Praktyczne formy współpracy
III. QUANTA EST NOBIS VIA?
Kontynuowanie i pogłębianie dialogu
Przyswojenie dotychczasowych osiągnięć
Kontynuacja ekumenizmu duchowego i dawanie świadectwa świętości
Wkład Kościoła katolickiego w dążenie do jedności chrześcijan
Posługa jedności Biskupa Rzymu
Komunia wszystkich Kościołów partykularnych z Kościołem Rzymu: nieodzowny warunek jedności
Pełna jedność a ewangelizacja
WPROWADZENIE
I. MAMY TYLKO JEDNEGO NAUCZYCIELA JEZUSA CHRYSTUSA
II. DOŚWIADCZENIE TAK DAWNE JAK KOŚCIÓŁ
III. KATECHEZA W DZIAŁALNOŚCI PASTORALNEJ I MISYJNEj KOŚCIOŁA
IV. CAŁA DOBRA NOWINA CZERPANA U ŹRÓDŁA
V. WSZYSCY POTRZEBUJĄ KATECHIZACJI
VI. NIEKTÓRE SPOSOBY I ŚRODKI W KATECHEZIE
VII. JAK KATECHIZOWAĆ?
VIII. RADOŚĆ WIARY W TRUDNYM ŚWIECIE
IX. KATECHIZACJA OBOWIĄZKIEM WSZYSTKICH
ZAKOŇCZENIE
WPROWADZENIE
CZĘŚĆ PIERWSZA
BLASKI I CIENIE RODZINY W DOBIE OBECNEJ
CZEŚĆ DRUGA
ZAMYSŁ BOŻY WZGLĘDEM MAŁŻEŇSTWA I RODZINY
CZĘŚĆ TRZECIA
ZADANIA RODZINY CHRZEŚCIJAŇSKIEJ
I. Tworzenie wspólnoty osób
II. W służbie życia
- 1. Przekazywanie życia
- 2. Wychowanie
III. Uczestnictwo w rozwoju społeczeństwa
IV. Uczestnictwo w życiu i misji Kościoła
- 1. Rodzina chrześcijańska jako wspólnota wierząca i ewangelizująca
- 2. Rodzina chrześcijańska – wspólnotą w dialogu z Bogiem
- 3. Rodzina chrześcijańska – wspólnotą w służbie człowieka
CZĘŚĆ CZWARTA
DUSZPASTERSTWO RODZIN: ETAPY, ORGANIZACJA, PRACOWNICY I OKOLICZNOŚCI
I. Etapy duszpasterstwa rodzin
II. Struktury duszpasterstwa rodzin
III. Pracownicy duszpasterstwa rodzin
IV. Duszpasterstwo rodzin w przypadkach trudnych
ZAKOŇCZENIE
I. POZDROWIENIE
II. POWOŁANIE
III. KONSEKRACJA
IV. RADY EWANGELICZNE
V. CZYSTOŚĆ – UBÓSTWO – POSŁUSZEŇSTWO
VI. MIŁOŚĆ KOŚCIOŁA
VII. ZAKOŇCZENIE
WPROWADZENIE
POWSTANIE I ZNACZENIE DOKUMENTU
CZĘŚĆ PIERWSZA
NAWRÓCENIE I POJEDNANIE OBOWIĄZKIEM I ZADANIEM KOŚCIOŁA
I. Przypowieść o pojednaniu
II. U źródeł pojednania
III. Inicjatywa Boga i posługa Kościoła
CZĘŚĆ DRUGA
MIŁOŚĆ WIĘKSZA NIŻ GRZECH
I. Tajemnica grzechu
II. “Mysterium pietatis”
CZEŚĆ TRZECIA
DUSZPASTERSTWO POKUTY I POJEDNANIA
I. Środki i drogi prowadzące do pokuty i pojednania
II. Sakrament pokuty i pojednania
ZAKOŇCZENIE
WPROWADZENIE
I. JA JESTEM KRZEWEM WINNYM, WY – LATOROŚLAMI
Godność katolików świeckich w Kościele-Misterium
II. LATOROŚLE JEDNEGO WINNEGO KRZEWU
Uczestnictwo świeckich w życiu Kościoła-Wspólnoty
III. PRZEZNACZYŁEM WAS NA TO, ABYŚCIE SZLI I OWOC PRZYNOSILI
Współodpowiedzialność świeckich w Kościele-Misji
IV. ROBOTNICY W WINNICY PAŇSKIEJ
Dobrzy zarządcy wielorakiej łaski Bożej
V. ABYŚCIE PRZYNOSILI OWOC OBFITSZY
Formacja katolików świeckich
REDEMPTORIS CUSTOS
WPROWADZENIE
I. ZAPISY EWANGELII
II. POWIERNIK TAJEMNICY BOGA SAMEGO
III. MĄŻ SPRAWIEDLIWY – OBLUBIENIEC
IV. PRACA WYRAZEM MIŁOŚCI
V. PRYMAT ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO
VI. PATRON KOŚCIOŁA NASZYCH CZASÓW
WPROWADZENIE
I. Z LUDZI WZIĘTY
Formacja kapłańska wobec wyzwań schyłku drugiego tysiąclecia
II. NAMAŚCIŁ MNIE I POSŁAŁ
Natura i misja kapłaństwa służebnego
III. DUCH PAŇSKI SPOCZYWA NA MNIE
Życie duchowe kapłana
IV. CHODŹCIE, A ZOBACZYCIE
Powołanie kapłańskie w duszpasterstwie Kościoła
V. USTANOWIŁ DWUNASTU, ABY MU TOWARZYSZYLI
Formacja kandydatów do kapłaństwa
- I. Wymiary formacji kapłańskiej
- II Środowiska formacji kapłańskiej
- III. Odpowiedzialni za formację kapłańską
VI. PRZYPOMINAM CI, ABYŚ ROZPALIŁ NA NOWO CHARYZMAT BOŻY, KTÓRY JEST W TOBIE
Stała formacja kapłanów
ZAKOŇCZENIE
WPROWADZENIE
I. HISTORYCZNA CHWILA W ŻYCIU KOŚCIOŁA
II.KOŚCIÓŁ W AFRYCE
- I.Krótka historia ewangelizacji kontynentu
- II.Aktualne problemy Kościoła w Afryce
- III.Formacja głosicieli Ewangelii
III.EWANGELIZACJA I INKULTURACJA
IV. W PERSPEKTYWIE TRZECIEGO TYSIĄCLECIA CHRZEŚCIJAŇSTWA
- I.Aktualne wyzwania
- II.Rodzina
V. “BĘDZIECIE MOIMI ŚWIADKAMI” W AFRYCE
- I. Współpracownicy w dziele ewangelizacji
- II. Struktury ewangelizacji
VI. BUDOWAĆ KRÓLESTWO BOŻE
- I. Problemy budzące niepokój
- II. Głosić Dobrą Nowinę
VII. “BĘDZIECIE MOIMI ŚWIADKAMI AŻ PO KRAŇCE ZIEMI”
ZAKOŇCZENIE
WPROWADZENIE
I. CONFESSIO TRINITATIS. CHRYSTOLOGICZNO-TRYNITARNE ŹRÓDŁA ŻYCIA KONSEKROWANEGO
- I. Na chwałę Trójcy Przenajświętszej
- II. Między Paschą a pełnią czasów
- III. W Kościele i dla Kościoła
- IV. Prowadzeni przez Ducha Świętego
II. SIGNUIM FRATERNITATIS. ŻYCIE KONSEKROWANE ZNAKIEM KOMUNII W KOŚCIELE
- I. Trwałe wartości
- II. Ciągłość dzieła Ducha Świętego: wierność w nowości
- III. Spojrzenie w przyszłość
III. SERVITIUM CARITATIS. ŻYCIE KONSEKROWANE OBJAWIENIEM BOŻEJ MIŁOŚCI W ŚWIECIE
- I. Miłość aż do końca
- II. Świadectwo prorockie w obliczu wielkich wyzwań
- III. Niektóre areopagi misji
- IV. W dialogu ze wszystkimi
ZAKOŇCZENIE
Testament Jana Pawła II
W Imię Trójcy Przenajświętszej. Amen.
«Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan wasz przybędzie » (por. Mt 24, 42) – te słowa przypominają mi ostateczne wezwanie, które nastąpi wówczas, kiedy Pan zechce. Pragnę za nim podążyć i pragnę, aby wszystko, co składa się na moje ziemskie życie, przygotowało mnie do tej chwili. Nie wiem, kiedy ona nastąpi, ale tak jak wszystko, również i tę chwilę oddają w ręce Matki mojego Mistrza: totus Tuus. W tych samych rękach matczynych zostawiam wszystko i Wszystkich, z którymi związało mnie moje życie i moje powołanie. W tych Rękach zostawiam nade wszystko Kościół, a także mój Naród i całą ludzkość. Wszystkim dziękuję. Wszystkich proszę o przebaczenie. Proszę także o modlitwę, aby Miłosierdzie Boże okazało się większe od mojej słabości i niegodności.
W czasie rekolekcji przeczytałem raz jeszcze testament Ojca Świętego Pawła VI. Lektura ta skłoniła mnie do napisania niniejszego testamentu.
Nie pozostawiam po sobie własności, którą należałoby zadysponować. Rzeczy codziennego użytku, którymi się posługiwałem, proszę rozdać wedle uznania. Notatki osobiste spalić. Proszę, ażeby nad tymi sprawami czuwał Ks. Stanisław, któremu dziękuję za tyloletnią wyrozumiałą współpracę i pomoc. Wszystkie zaś inne podziękowania zostawiam w sercu przed Bogiem Samym, bo trudno je tu wyrazić.
Co do pogrzebu, powtarzam te same dyspozycje, jakie wydał Ojciec Święty Paweł VI. (dodatek na marginesie: Grób w ziemi, bez sarkofagu. 13.III.1992). O miejscu niech zdecyduje Kolegium Kardynalskie i Rodacy.
«Apud Dominum Misericordia et copiosa apud Eum redemptio »
Jan Paweł pp. II
Rzym, 6.III.1979.
Po śmierci proszę o Msze Święte i modlitwy.
5.III.1990.
Wyrażam najgłębszą ufność, że przy całej mojej słabości Pan udzieli mi każdej łaski potrzebnej, aby sprostać wedle Jego Woli wszelkim zadaniom, doświadczeniom i cierpieniom, jakich zechce zażądać od swego sługi w ciągu życia. Ufam też, że nie dopuści, abym kiedykolwiek przez jakieś swoje postępowanie: słowa, działanie lub zaniedbanie działań, mógł sprzeniewierzyć się moim obowiązkom na tej świętej Piotrowej Stolicy.
***
24.II. – 1. III.1980.
Również w ciągu tych rekolekcji rozważałem prawdę o Chrystusowym kapłaństwie w perspektywie owego Przejścia, jakim dla każdego z nas jest chwila jego śmierci. Rozstania się z tym światem – aby narodzić się dla innego, dla świata przyszłego, którego znakiem decydującym, wymownym jest dla nas Zmartwychwstanie Chrystusa.
Odczytałem więc zeszłoroczny zapis mojego testamentu, dokonany również w czasie rekolekcji – porównałem go z testamentem mojego wielkiego Poprzednika i Ojca Pawła VI, z tym wspaniałym świadectwem o śmierci chrześcijanina i papieża – oraz odnowiłem w sobie świadomość spraw, do których sporządzony przeze mnie (w sposób raczej prowizoryczny) ów zapis z 6.III.1979 się odnosi.
Dzisiaj pragnę do niego dodać tylko tyle, że z możliwością śmierci każdy zawsze musi się liczyć. I zawsze musi być przygotowany do tego, że stanie przed Panem i Sędzią – a zarazem Odkupicielem i Ojcem. Więc i ja liczę się z tym nieustannie, powierzając ów decydujący moment Matce Chrystusa i Kościoła – Matce mojej nadziei.
Czasy, w których żyjemy, są niewymownie trudne i niespokojne. Trudna także i nabrzmiała właściwą dla tych czasów próbą – stała się droga Kościoła, zarówno Wiernych jak i Pasterzy. W niektórych krajach, (jak np. w tym, o którym czytałem w czasie rekolekcji), Kościół znajduje się w okresie takiego prześladowania, które w niczym nie ustępuje pierwszym stuleciom, raczej je przewyższa co do stopnia bezwzględności i nienawiści. Sanguis Martyrum – semen Christianorum. A prócz tego – tylu ludzi ginie niewinnie, choćby i w tym kraju, w którym żyjemy…
Pragnę raz jeszcze całkowicie zdać się na Wolę Pana. On Sam zdecyduje, kiedy i jak mam zakończyć moje ziemskie życie i pasterzowanie. W życiu i śmierci Totus Tuus przez Niepokalaną. Przyjmując już teraz tę śmierć, ufam, że Chrystus da mi łaskę owego ostatniego Przejścia czyli Paschy. Ufam też, że uczyni ją pożyteczną dla tej największej sprawy, której staram się służyć: dla zbawienia ludzi, dla ocalenia rodziny ludzkiej, a w niej wszystkich narodów i ludów (wśród nich serce w szczególny sposób się zwraca do mojej ziemskiej Ojczyzny), dla osób, które szczególnie mi powierzył – dla sprawy Kościoła, dla chwały Boga Samego.
Niczego więcej nie pragnę dopisać do tego, co napisałem przed rokiem – tylko wyrazić ową gotowość i ufność zarazem, do jakiej niniejsze rekolekcje ponownie mnie usposobiły.
Jan Paweł pp. II
**
5.III.1982
W ciągu tegorocznych rekolekcji przeczytałem (kilkakrotnie) tekst testamentu z 6.III.1979. Chociaż nadal uważam go za prowizoryczny (nie ostateczny), pozostawiam go w tej formie, w jakiej istnieje. Niczego (na razie) nie zmieniam, ani też niczego nie dodaję, gdy chodzi o dyspozycje w nim zawarte.
Zamach na moje życie z 13.V.1981 w pewien sposób potwierdził słuszność słów zapisanych w czasie rekolekcji z 1980 r. (24.II – 1.III).
Tym głębiej czuję, że znajduję się całkowicie w Bożych Rękach – i pozostaję nadal do dyspozycji mojego Pana, powierzając się Mu w Jego Niepokalanej Matce (Totus Tuus).
Jan Paweł pp. II
***
5.III.1982.
Ps. W związku z ostatnim zdaniem testamentu z 6.III.1979 (: O miejscu m.inn.pogrzebu) «niech zdecyduje Kolegium Kardynalskie i Rodacy » – wyjaśniam, że mam na myśli Metropolitę Krakowskiego lub Radę Główną Episkopatu Polski – Kolegium Kardynalskie zaś proszę, aby ewentualnym prośbom w miarę możności uczynili zadość.
1.III.1985 (w czasie rekolekcji):
Jeszcze – co do zwrotu «Kolegium Kardynalskie i Rodacy »: «Kolegium Kardynalskie » nie ma żadnego obowiązku pytać w tej sprawie «Rodaków », może jednak to uczynić, jeśli z jakichś powodów uzna za stosowne.
JPII
Rekolekcje jubileuszowego roku 2000
(12.-18.III.)
(do testamentu)
1. Kiedy w dniu 16.października 1978 konklawe kardynałów wybrało Jana Pawła II, Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński powiedział do mnie: «zadaniem nowego papieża będzie wprowadzić Kościół w Trzecie Tysiąclecie ». Nie wiem, czy przytaczam to zdanie dosłownie, ale taki z pewnością był sens tego, co wówczas usłyszałem. Wypowiedział je zaś Człowiek, który przeszedł do historii jako Prymas Tysiąclecia. Wielki Prymas. Byłem świadkiem Jego posłannictwa, Jego heroicznego zawierzenia. Jego zmagań i Jego zwycięstwa. «Zwycięstwo, kiedy przyjdzie, będzie to zwycięstwo przez Maryję » – zwykł był powtarzać Prymas Tysiąclecia słowa swego Poprzednika kard. Augusta Hlonda.
W ten sposób zostałem poniekąd przygotowany do zadania, które w dniu 16. października 1978 r. stanęło przede mną. W chwili, kiedy piszę te słowa jubileuszowy Rok 2000 stał się już rzeczywistością, która trwa. W nocy 24 grudnia 1999 r. została otwarta symboliczna Brama Wielkiego Jubileuszu w Bazylice św. Piotra, z kolei u św. Jana na Lateranie, u Matki Bożej Większej (S.Maria Maggiore) – w Nowy Rok, a w dniu 19 stycznia Brama Bazyliki św. Pawła «za murami ». To ostatnie wydarzenie ze względu na swój ekumeniczny charakter szczególnie zapisało się w pamięci.
2. W miarę jak Rok Jubileuszowy 2000 posuwa się naprzód, z dnia na dzień i z miesiąca na miesiąc, zamyka się za nami dwudziesty wiek, a otwiera wiek dwudziesty pierwszy. Z wyroków Opatrzności dane mi było żyć w tym trudnym stuleciu, które odchodzi do przeszłości, a w roku, w którym wiek mego życia dosięga lat osiemdziesięciu ( «octogesima adveniens »), należy pytać, czy nie czas powtórzyć za biblijnym Symeonem «Nuncdimittis »?
W dniu 13. maja 1981 r., w dniu zamachu na Papieża podczas audiencji na placu św. Piotra, Opatrzność Boża w sposób cudowny ocaliła mnie od śmierci. Ten, który jest jedynym Panem Życia i śmierci, sam mi do życie przedłużył, niejako podarował na nowo. Odtąd ono jeszcze bardziej do Niego należy. Ufam, że On Sam pozwoli mi rozpoznać, dokąd mam pełnić tę posługę, do której mnie wezwał w dniu 16.października 1978. Proszę Go, ażeby raczył mnie odwołać wówczas, kiedy Sam zechce. «W życiu i śmierci do Pana należymy … Pańscy jesteśmy » (por. Rz 14, 8). Ufam też, że dokąd dane mi będzie spełniać Piotrową posługę w Kościele, Miłosierdzie Boże zechce użyczać mi sił do tej posługi nieodzownych.
3. Jak co roku podczas rekolekcji odczytałem mój testament z dnia 6.III.1979. Dyspozycje w nim zawarte w dalszym ciągu podtrzymuję. To, co wówczas a także w czasie kolejnych rekolekcji zostało dopisane, stanowi odzwierciedlenie trudnej i napiętej sytuacji ogólnej, która cechowała lata osiemdziesiąte. Od jesieni roku 1989 sytuacja ta uległa zmianie. Ostatnie dziesięciolecie ubiegłego stulecia wolne było od dawniejszych napięć, co nie znaczy, że nie przyniosło z sobą nowych problemów i trudności. Niech będą dzięki Bożej Opatrzności w sposób szczególny za to, że okres tzw. «zimnej wojny » zakończył się bez zbrojnego konfliktu nuklearnego, którego niebezpieczeństwo w minionym okresie wisiało nad światem.
4. Stojąc na progu trzeciego tysiąclecia «in medio Ecclesiae», pragnę raz jeszcze wyrazić wdzięczność Duchowi Świętemu za wielki dar Soboru Watykańskiego II, którego wraz z całym Kościołem – a w szczególności z całym Episkopatem – czuję się dłużnikiem. Jestem przekonany, że długo jeszcze dane będzie nowym pokoleniom czerpać z tych bogactw, jakimi ten Sobór XX wieku nas obdarował. Jako Biskup, który uczestniczył w soborowym wydarzeniu od pierwszego do ostatniego dnia, pragnę powierzyć to wielkie dziedzictwo wszystkim, którzy do jego realizacji są i będą w przyszłości powołani. Sam zaś dziękuję Wiecznemu Pasterzowi za to, że pozwolił mi tej wielkiej sprawie służyć w ciągu wszystkich lat mego pontyfikatu.
«In medio Ecclesiae » … od najmłodszych lat biskupiego powołania – właśnie dzięki Soborowi – dane mi było doświadczyć braterskiej wspólnoty Episkopatu. Jako kapłan Archidiecezji Krakowskiej doświadczyłem, czym jest braterska wspólnota prezbyterium – Sobór zaś otworzył nowy wymiar tego doświadczenia.
5. Ileż osób winien bym tutaj wymienić? Chyba już większość z nich Pan Bóg powołał do Siebie – Tych, którzy jeszcze znajdują się po tej stronie, niech słowa tego testamentu przypomną, wszystkich i wszędzie, gdziekolwiek się znajdują.
W ciągu dwudziestu z górą lat spełniania Piotrowej posługi «in medio Ecclesiae» doznałem życzliwej i jakże owocnej współpracy wielu Księży Kardynałów, Arcybiskupów i Biskupów, wielu kapłanów, wielu osób zakonnych – Braci i Sióstr – wreszcie bardzo wielu osób świeckich, ze środowiska kurialnego, ze strony wikariatu Diecezji Rzymskiej oraz spoza tych środowisk.
Jakże nie ogarnąć wdzięczną pamięcią wszystkich na świecie Episkopatów, z którymi spotykałem się w rytmie odwiedzin «ad limina Apostolorum»? Jakże nie pamiętać tylu Braci chrześcijan – nie katolików? A rabina Rzymu? i tylu innych przedstawicieli religii pozachrześcijańskich? A ilu przedstawicieli świata kultury, nauki, polityki, środków przekazu?
6. W miarę, jak zbliża się kres mego ziemskiego życia, wracam pamięcią do jego początku, do moich Rodziców, Brata i Siostry (której nie znałem, bo zmarła przed moim narodzeniem), do wadowickiej parafii, gdzie zostałem ochrzczony, do tego miasta mojej młodości, do rówieśników, koleżanek i kolegów ze szkoły podstawowej, z gimnazjum, z uniwersytetu, do czasów okupacji, gdy pracowałem jako robotnik, a potem do parafii w Niegowici, i krakowskiej św. Floriana, do duszpasterstwa akademickiego, do środowiska … do wielu środowisk … w Krakowie, w Rzymie … do osób, które Pan mi szczególnie powierzył – wszystkim pragnę powiedzieć jedno: «Bóg Wam zapłać »!
«In manus Tuas, Domine, commendo spiritum meum ».
A.D.
17.III.2000.
********************
Poezja Karola Wojtyły
Miłość mi wszystko wyjaśniła...
Miłość mi wszystko wyjaśnia, Miłość wszystko rozwiązała - dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała. A że się stałem równiną dla cichego otwartą przepływu, w którym nie ma nic z fali huczącej, nie opartej o tęczowe pnie, ale wiele jest z fali kojącej, która światło w głębinach odkrywa i tą światłością po liściach nie osrebrzonych tchnie. Więc w tej ciszy ukryty ja - liść, oswobodzony od wiatru, już się nie troskam o żaden z upadających dni, gdy wiem, że wszystkie upadną.
To Przyjaciel. Ciągle wracasz pamięcią do tego poranka zimą. Tyle lat już wierzyłeś, wiedziałeś na pewno, a jednak nie możesz wyjść z podziwu. Pochylony nad lampą, w snopie światła wysoko związanym, nie podnosząc swej twarzy, bo po co - - i już nie wiesz, czy tam, tam daleko widziany, czy tu w głębi zamkniętych oczu - Jest tam. A tutaj nie ma nic prócz drżenia, oprócz słów odszukanych z nicości - ach, zostaje ci jeszcze cząstka tego zdziwienia, które będzie całą treścią wieczności.
Uwielbiam cię, siano wonne, bo nie znajduję w tobie dumy dojrzałych kłosów. Uwielbiam cię, siano wonne, któreś tuliło w sobie Dziecinę bosą. Uwielbiam cię, drzewo surowe, bo nie znajduję skargi w twoich opadłych liściach. Uwielbiam cię, drzewo surowe, boś kryło Jego barki w krwawych okiściach. Uwielbiam cię, blade światło pszennego chleba, w którym wieczność na chwilę zamieszka, podpływając do naszego brzegu tajemną ścieżką.
Z wolna słowom odbieram blask...
Z wolna słowom odbieram blask, spędzam myśli jak gromadę cieni, - z wolna wszystko napełniam nicością, która czeka na dzień stworzenia. To dlatego, by otworzyć przestrzeń dla wyciągniętych Twych rąk, to dlatego, by przybliżyć wieczność, w którą byś tchnął. Nie nasycony jednym dniem stworzenia, coraz większej pożądam nicości, aby serce nakłonić do tchnienia Twojej Miłości.
Za tę chwilę pełną śmierci dziwnej, która w wieczność niezmierną opływa, za dotknięcie dalekiego żaru, w którym ogród głęboki omdlewa. Zmieszały się chwila i wieczność, kropla morze objęła - opada cisza słoneczna w głębinę tego zalewu. Czyż życie jest falą podziwu, falą wyższą niż śmierć? Dno ciszy, zatoka zalewu - samotna ludzka pierś. Stamtąd żeglując w niebo kiedy wychylisz się z lodu, miesza się szczebiot dziecięcy - i podziw.
O Panie, przebacz mej myśli, że nie dość jeszcze miłuje, Przebacz miłości mej, Panie, że tak strasznie przykuta do myśli - Że chłodnym myślom, jak nurt, Ciebie odejmuje I nie ogarnia płonącym ogniskiem Ale przyjmij, Panie, ten podziw, który się w sercu zrywa, Jak zrywa się potok w swym źródle - - znak, że stamtąd przypłynie żar - i nie odtrącaj, Panie, nawet tego chłodnego podziwu, który nasycisz kiedyś kamieniem płonącym u warg - i nie odtrącaj, Panie, mojego podziwu, który jest niczym dla Ciebie, bo Cały jesteś w Sobie, ale dla mnie teraz jest wszystkim, strumieniem, co brzegi rozrywa, nim oceanom niezmiernym tęsknotę swoją wypowie.
Pan, gdy się w sercu przyjmie, jest jak kwiat, Spragniony ciepła słonecznego. Więc przypłyń, o światło z głębin niepojętego dnia I oprzyj się na mym brzegu. Płoń nie za blisko nieba I nie za daleko Zapamiętaj, serce, to spojrzenie. W którym wieczność cała ciebie czeka. Schyl się, serce, schyl się, słońce przybrzeżne, Zamglone w głębinach ócz, Nad kwiatem niedosiężnym, nad jedną z róż. Aż dotąd doszedł Bóg i zatrzymał się krok od nicości, Tak blisko naszych oczu. Zdawało się sercom otwartym, zdawało się sercom prostym, Że zniknął w cieniu kłosów. A kiedy uczniowie łaknący łuskali ziarna pszenicy, Jeszcze głębiej zanurzył się w łan. - uczcie się , proszę, najmilsi, ode mnie tego ukrycia. Ja, gdzie ukryłem się , trwam. Powiedzcie, kłosy wyniosłe, czy wy nie wiecie, Gdzie się zataił ? Gdzie Go szukać - kłosy, powiedzcie, Gdzie go szukać w tym urodzaju ? http://adonai.pl/poezja/?id=24 ************* Poezja Jana Pawła II
Poezja Jana Pawła II
-
http://www.apostol.pl/janpawelii/poezja***************************************Ponadto dziś także w Martyrologium:Pod Kolonią, w Niemczech – św. Korduli, męczennicy. Miała być towarzyszką św. Urszuli. Widząc cierpienia innych, uciekła ponoć i ukryła się na jakimś stateczku, ale następnego dnia odzyskała odwagę i stanęła przed oprawcami. Jej imię do kalendarzy kolońskich wpisano dopiero w XII stuleciu. W sto lat później w oparciu o wskazówki jakiejś wizjonerki odkryto rzekomo jej relikwie. Translacji dokonał św. Albert Wielki.
W Kordobie, w Hiszpanii – męczennic Alodii i Nunili. Eulogiusz, który opisał ich męczeństwo, nazwał je “dwiema rozkwitłymi różami”. Były siostrami, zrodzonymi z chrześcijanki i muzułmanina. Gdy ten ostatni zmarł, oddano je na wychowanie rodzinom muzumańskim, które wywierały na nie rozmaite rodzaje presji. Nie odstąpiły jednak od wiary, wobec czego skazano je na ścięcie. Wyrok wykonano w roku 851.
oraz:
świętych męczenników Filipa, biskupa, Sewera, prezbitera, Euzebiusza i Hermesa (+ 303); św. Marka, biskupa Jerozolimy (+ II w.); św. Melaniusa, biskupa (+ 300); św. Werekunda, biskupa (+ VI w.)
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-22a.php3****************************************************************************************************************To warto przeczytać
To jest moja Matka, ta Ojczyzna! Z homilii Jana Pawła II wygłoszonej 3 czerwca 1991 r. na lotnisku w Masłowie koło Kielc
Wiemy z rodzimego doświadczenia, zwłaszcza z doświadczenia minionego okresu, że to zlo pierworodne, które drzemie w duszy każdego człowieka, a które u podstaw łączy się z odrzuceniem Bożego ojcostwa, szczególnie często, szczególnie łatwo daje o sobie znać poprzez naruszenie ładu moralnego małżeństwa i rodziny. Są to dziedziny szczególnie zagrożone, szczególnie narażone. Szczególnie łatwo w tych dziedzinach, gdzie tak wiele zależy od miłości, od prawdziwej miłości, człowiek ulega egoizmowi i drugich – najbliższych! – czyni ofiarą tego egoizmu.
Ten kryzys nie ominął rodziny, nie ominął on, niestety, polskiej rodziny! Powoduje tyle obrazy Boga, jest przyczyną wielu nieszczęść i zła. Dlatego jest przedmiotem szczególnej wrażliwości i szczególnej troski Kościoła. Za cyframi wszak, za analizami i opisami stoi tu zawsze żywy człowiek, tragedia jego serca, jego życia, tragedia jego powołania. Rozwody, wysoka liczba rozwodów. Trwałe skłócenie i konflikty w wielu rodzinach, a także długotrwałe rozstania na skutek wyjazdu jednego z małżonków za granicę. Prócz tego coraz częściej dochodzi też do zamykania się rodziny wyłącznie wokół własnych spraw, do jakiejś niezdolności otwarcia się na innych, na sprawy drugiego człowieka czy innej rodziny. Co więcej, zanika czasem prawdziwa więź wewnątrz samej rodziny: brakuje niekiedy głębszej miłości nawet między rodzicami i dziećmi czy też wśród rodzeństwa. A ileż rodzin choruje i cierpi na skutek nadużywania alkoholu przez niektórych swoich członków. (…) “Umiłowani, (…) miłość jest z Boga” – pisze św. Jan (1 J 4,7). Nie odbuduje się zachwianej więzi rodzinnej, nie uleczy się ran powstających z ludzkich słabości i grzechu bez powrotu do Chrystusa, do sakramentu. (…)
“Czcij ojca i matkę” – powiada czwarte przykazanie Boże. Ale żeby dzieci mogły czcić swoich rodziców, muszą być uważane i przyjmowane jako dar Boga. Tak, każde dziecko jest darem Boga. Dar to trudny niekiedy do przyjęcia, ale zawsze dar bezcenny. Trzeba najpierw zmienić stosunek do dziecka poczętego. Nawet jeśli pojawiło się ono nieoczekiwanie – mówi się tak: “nieoczekiwanie” – nigdy nie jest intruzem ani agresorem. Jest ludzką osobą, zatem ma prawo do tego, aby rodzice nie skąpili mu daru z samych siebie, choćby wymagało to od nich szczególnego poświęcenia. Świat zmieniłby się w koszmar, gdyby małżonkowie znajdujący się w trudnościach materialnych widzieli w swoim poczętym dziecku tylko ciężar i zagrożenie dla swojej stabilizacji; gdyby z kolei małżonkowie dobrze sytuowani widzieli w dziecku niepotrzebny, a kosztowny dodatek życiowy. Znaczyłoby to bowiem, że miłość już się nie liczy w ludzkim życiu. Znaczyłoby to, że zupełnie zapomniana została wielka godność człowieka, jego prawdziwe powołanie i jego ostateczne przeznaczenie. Podstawą prawdziwej miłości do dziecka jest autentyczna miłość między małżonkami, zaś podstawą miłości zarówno małżeńskiej, jak i rodzicielskiej jest oparcie w Bogu, właśnie to Boże ojcostwo. (…)
Ta moja pielgrzymka do Ojczyzny – czwarta z kolei – idzie po śladach Dekalogu. I oto rozważanie Bożych słów, stanowiących nienaruszalny ład ludzkiej moralności, prowadzi nas na każdym etapie do głębszego zrozumienia tajemnicy Jezusa Chrystusa, czyli istotnej rzeczywistości chrześcijaństwa, naszej wiary i życia z wiary, czyli naszej moralności. Chciałbym tu zapytać tych wszystkich, którzy za tę moralność małżeńską, rodzinną mają odpowiedzialność: czy wolno lekkomyślnie narażać polskie rodziny na dalsze zniszczenie?
Nie można tutaj mówić o wolności człowieka, bo to jest wolność, która zniewala. Tak, trzeba wychowania do wolności, trzeba dojrzałej wolności. Tylko na takiej może się opierać społeczeństwo, naród, wszystkie dziedziny jego życia, ale nie można stwarzać fikcji wolności, która rzekomo człowieka wyzwala, a właściwie go zniewala i znieprawia. Z tego trzeba zrobić rachunek sumienia u progu III Rzeczypospolitej!
“Oto matka moja i moi bracia”. Może dlatego mówię tak, jak mówię, ponieważ to jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczeć!
Tekst pochodzi z Tygodnika
2 sierpnia 2009
http://adonai.pl/jp2/?id=143
*******************************************************************************************************************Syn tej ziemiJan Paweł II
Przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę
Jan Paweł II
Wydanie: Kraków 2009 ISBN: 978-83-7580-112-5 Ilość stron: 104 Oprawa: miękka Wydawnictwo: Salwator
Sugerowana cena wydawcy: 19.90 zł Nasza cena: 18.91 zł Opis:
Rodzina zawsze była w centrum uwagi Jana Pawła II. Całe Jego nauczanie, homilie, przemówienia i encykliki jakby pośrednio, ale zawsze w jakiś sposób dotyczyły rodziny, miłości i małżeństwa. Zdrowa rodzina – to zdrowe społeczeństwo – mawiał, stąd słusznym wydaje się edycja książki, która jeszcze raz ogarnia całość tematyki i przedstawia najważniejsze Jego myśli, uniwersalne i nieśmiertelne, zwyczajne, a jednocześnie tak niezwyczajne, bo trudne do realizacji…
Przewodnik dla rodzin
Jan Paweł II
Wydanie: Poznań 2009 ISBN: 978-7516-213-4 Ilość stron: 176 Oprawa: twarda Wydawnictwo: Święty Wojciech
Sugerowana cena wydawcy: 25.00 zł Opis:
Nauczanie Jana Pawła II o miłości, małżeństwie i rodzinie to piękny i głęboki przekaz, a jednocześnie wielkie wyzwanie naszych czasów. Ten wybór został tak opracowany, by służył jako przewodnik dla każdej współczesnej rodziny chrześcijańskiej. Przypomina o tym, co najważniejsze w miłości, sakramentalnym małżeństwie, wychowaniu i codziennym życiu rodzinnym.
Osiem sposobów na szczęście.
Jan Paweł II o Ośmiu BłogosławieństwachJan Paweł II
Wydanie: Częstochowa ISBN: 83-7168-874-1 Ilość stron: 48 Oprawa: twarda Wydawnictwo: Edycja Świętego Pawła
Nasza cena: 13.50 zł Opis:
Seria nazywa się “Papieska”, ale w książkach z tej serii nie zobaczysz Papieża; zobaczysz, co Papież mówi o życiu. Tym razem przypomina nam o tym, że błogosławieni znaczy szczęśliwi!!! W tej książce znajdziemy omówienie każdego błogosławieństwa.
“Błogosławieństwa wyznaczają drogę do Królestwa Bożego dzisiejszemu człowiekowi, ukształtowanemu przez technikę i środki społecznego przekazu. Człowiekowi cierpiącemu z powodu nierówności i lękającemu się konfliktów. Człowiekowi, który sądzi, że panuje nad światem i własnym życiem, ale ulega złudzeniu źle pojmowanej wolności. Błogosławieństwa są dlań odpowiedzią. Obiecują miłosierdzie, ziemię pokoju i sprawiedliwości, pocieszenie serc, radość z bycia nazwanym dzieckiem Bożym, wizją chwały Bożej. Każde błogosławieństwo głosi pełnię życia wiecznego, ukazuje powołanie człowieka” (Homilia podczas Mszy Świętej w., Miluza, Francja, 11 października 1988 r.).
Treść, zdjęcia wkomponowane w nowoczesną grafikę sprawiają, że ta książka to bardzo cenny i nietuzinkowy prezent. Dla Ciebie i dla tej osoby, której życzysz: “Wszystkiego, co najlepsze”. Świetny prezent dla młodego człowieka, np. z okazji sakramentu bierzmowania.
http://adonai.pl/czytelnia/?id=jan-pawel-ii
**************************************************************************************************************
Jeśli chcecie przeczytajcie – artykuł krytyczny Rafała Kalukina dziennikarz Newsweek`a , nt. Jana Pawła II, świętego w 10-tą rocznicę Jego śmierci.
Jan Paweł II: Papież utopiony w utopii
Jako wychowawca Polaków Jan Paweł II przegrał. W 10 lata po śmierci została po nim niespełniona utopia i święty obrazek.
W przeddzień uroczystości żałobnych opanowali chodniki i skwerki dookoła Watykanu. Koczowali w kilkuosobowych grupkach. Rozkładali karimaty i przywiezione z kraju jedzenie. Noc była raczej chłodna. Nie każdego było jednak stać na nocleg we włoskiej stolicy. Lecz chodziło o coś jeszcze. O to, aby być na miejscu, gdy wczesnym rankiem otwarte zostaną bramy Watykanu. Znaleźć dla siebie miejsce na placu św. Piotra. Wejść przed innymi.
Polska w pigułce. Młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, wielkomiejscy i prowincjonalni. Nazajutrz wymieszali się z innymi nacjami. Zaglądałem im w twarze i coś mnie uwierało – choć nie wiedziałem co takiego. Po prostu przyjemniej było zamienić kilka słów z parą Latynosów, którzy bez egzaltacji opowiadali, jak ważny był w ich życiu papież. Z Polakami inaczej. Zamknięci w swych grupkach, nieufnie łypiący na obcych, w najlepszym razie obojętni.
Jan Paweł II: Papież utopiony w utopii
02-04-2015 , ostatnia aktualizacja 02-04-2015 09:09
Zobacz zdjęcia »Wrzesień 1999 r. Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Słowenii / fot. Gabriel Bouys/KEYSTONE / źródło: PAP/ EPAJako wychowawca Polaków Jan Paweł II przegrał. W 10 lata po śmierci została po nim niespełniona utopia i święty obrazek.
W przeddzień uroczystości żałobnych opanowali chodniki i skwerki dookoła Watykanu. Koczowali w kilkuosobowych grupkach. Rozkładali karimaty i przywiezione z kraju jedzenie. Noc była raczej chłodna. Nie każdego było jednak stać na nocleg we włoskiej stolicy. Lecz chodziło o coś jeszcze. O to, aby być na miejscu, gdy wczesnym rankiem otwarte zostaną bramy Watykanu. Znaleźć dla siebie miejsce na placu św. Piotra. Wejść przed innymi.
Polska w pigułce. Młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, wielkomiejscy i prowincjonalni. Nazajutrz wymieszali się z innymi nacjami. Zaglądałem im w twarze i coś mnie uwierało – choć nie wiedziałem co takiego. Po prostu przyjemniej było zamienić kilka słów z parą Latynosów, którzy bez egzaltacji opowiadali, jak ważny był w ich życiu papież. Z Polakami inaczej. Zamknięci w swych grupkach, nieufnie łypiący na obcych, w najlepszym razie obojętni.
Czytaj także: Po śmierci Jana Pawła II Polacy nie stali się lepsi
A potem, gdy uroczystości dobiegły końca i wielotysięczna masa zaczęła opuszczać plac św. Piotra, można było dostrzec coś więcej. Zadziwienie: tutaj jedynie Polacy znajdują upodobanie w demonstrowaniu barw narodowych. W zasadzie, cóż w tym złego? A jednak… Było w tym coś w rodzaju: my, Polacy, żegnamy papieża Polaka. Naszego papieża. Nawet jeśli nie mieliśmy go na wyłączność, to z pewnością bardziej on nasz niż wasz.
Pod koniec życia polski papież chyba czuł, że przegrywa walkę o polską duszę.
I nie było to nacjonalistyczne ani szowinistyczne. Za demonstrowaniem narodowej dumy nie kryła się głębsza treść. Był tylko gest, patriotyczny paroksyzm, podkreślony stosownym rekwizytem. Narodową flagą z bezwstydnie wyeksponowanym emblematem browaru, który kilka lat wcześniej przy okazji mundialu zalał kraj tym kibicowskim gadżetem. Albo wielką biało-czerwoną czapą, zapewne kupioną pod skocznią w Zakopanem, na fali małyszomanii.
Po południu Watykan opustoszał. Po polskim koczowisku pozostała tylko ogromna góra śmieci. W tym czasie w kraju kwitła już narodowa dyskusja o tym, czy dojrzewające we wspólnocie żałoby pokolenie JP II odmieni Polskę.
Otóż nie odmieniło.
1
Pod koniec życia polski papież chyba czuł, że przegrywa walkę o polską duszę. „Nadszedł już czas! Nadszedł już czas świadectwa na polskiej ziemi!” – wzywał podczas ostatniej pielgrzymki do kraju. Nie głosem donośnym i władczym, jak przed laty, a drżącym i słabym. Głos odchodzącego papieża wzruszał, lecz niezbyt rezonował. Poruszał serca, nie umysły Polaków. W zupełności im wystarczało, że – jak bezmyślnie powtarzali dziennikarze relacjonujący tę pielgrzymkę – Jan Paweł II znów „ukazał się” w oknie kurii na Franciszkańskiej. Nie pokazał się, nie stanął – ale właśnie „ukazał”. Niczym Duch Święty, który niczego nie musi mówić, tylko przenika swym bytem wspólną przestrzeń.
Radek Pietruszka, PAPTo napawało Polaków szczęściem. Na „ukazanie się” papieża czekały tłumy pod oknem i wielomilionowa widownia telewizyjna, o „ukazaniu się” godzinami debatowali domorośli watykaniści w specjalnie zbudowanych studiach TV. A potem, gdy Jana Pawła II już nie było i odwiedził Polskę jego niemiecki następca, zapytany w sondażu naród odparł, że życzyłby sobie, aby Benedykt XVI poszedł w ślady „naszego papieża” i również „ukazał się” w oknie na Franciszkańskiej. Tak silna była potrzeba odnowienia świątecznego rytuału.
Kult JP II stał się pod koniec tak obezwładniający, że nawet Gombrowicz – gdyby żył – nie zdobyłby się pewnie na szyderstwo.
Podczas tamtej ostatniej pielgrzymki Jan Paweł II był już szczelnie upupiony. Upupiony naszą miłością, naszymi wzruszeniami, naszymi nawykami. Imponującymi ołtarzami, które mu stawialiśmy. Hołdami, pieśniami, delegacjami dzieci w strojach ludowych. Upupiony tytułem papieża tysiąclecia, pogromcy komunizmu, najwybitniejszego filozofa naszych czasów, największego z żyjących pisarzy, najwszechstronniejszego poligloty, najznamienitszego górskiego piechura, autora najzabawniejszych anegdot.
I już nie miał siły z tym polskim upupieniem walczyć. Zdarzało mu się tylko delikatnie z niego zadrwić. Nieśmiało się zdystansować, by nie urazić wdzięcznych milionów.
Kult JP II stał się pod koniec tak obezwładniający, że nawet Gombrowicz – gdyby żył – nie zdobyłby się pewnie na szyderstwo.
Papieskie oblicza były wszędzie. W kościołach, szkołach, szpitalach. Na okropnych pomnikach i jeszcze okropniejszych bohomazach, które do dziś stanowią podstawę jarmarcznej oferty od morza do Tatr. Na maleńkich obrazkach opatrzonych hasłem „Totus tuus”, rozdawanych przez katechetów dzieciom, nierozumiejącym znaczenia łacińskich słów. W podręcznikach historii i na wielkim długopisie Wałęsy podpisującego porozumienia gdańskie z archiwalnego filmu.
A któż by zliczył te miliony bliźniaczo podobnych do siebie zdjęć, zdobiących ściany większości polskich domów? Ów charakterystyczny kadr z niezliczonych watykańskich audiencji, w którym człowiek w bieli błogosławi zwykłemu Polakowi.
Dla ilu rodaków zorganizowany przez parafię wyjazd do Rzymu był pierwszą w życiu wycieczką zagraniczną? Dla ilu – jedyną?
2
Zakompleksiony, spragniony sukcesów naród przelał na niego wszystkie swoje marzenia o wielkości, dziejowej doniosłości, światowym prestiżu. Jakiż to był kontrast, gdy później Joseph Ratzinger zostawał papieżem, a Niemcy obojętnie wzruszyli ramionami na ten splendor. Mogli sobie na to pozwolić. Ich poetów i filozofów znał przecież cały świat. Polacy tego duchowego komfortu nigdy nie mieli, za to od zawsze o nim marzyli. Gdy więc przytrafił im się wybitny rodak, uczynili wszystko, aby wydał im się jeszcze wybitniejszy.
W czasach odzyskanej wolności papież przybywał do nas regularnie. Im był starszy, tym nawet częściej. Czy to już ta ostatnia pielgrzymka? – pytano za każdym razem. I za każdym razem było tak samo, tylko w większej skali. Więcej relacji na żywo, więcej kolumn w gazetach poświęconych wizycie (pod koniec pochłaniały już całe numery, tylko sport miał jeszcze szansę uchować się na ostatniej stronie – tak jakby na czas pielgrzymki papieża do Polski cały świat wciskał pauzę). Okazalsze ołtarze i wymyślniejsze papieskie gadżety. Wielkie religijne misteria w ludowej oprawie i zarazem najważniejsze święta narodowe.
dy trwał jeszcze PRL, papieskie oczywistości miały wielką moc. Polacy byli ich spragnieni, gdyż przywracały równowagę w publicznej przestrzeni, na co dzień postawioną na głowie przez idiotyczną propagandę. W nowej Polsce, gdy ideologiczną opresję wyparły pokusy wolności, te oczywistości wcale już nie były aż tak oczywiste. Przyjąć je za własne to żaden problem. Lecz zastosować w codziennym życiu, to już nie lada wyzwanie.
3
A papież nie ułatwiał Polakom zadania. Choć widzieli w nim wyrozumiałego ojca, tak naprawdę postawił przed nimi zadanie niewykonalne: zrealizować utopię.
Jan Paweł II doskonale znał naturę współczesnego świata, świadom był wszystkich pęknięć i dylematów ludzkości. Ale nauczał z niezachwianą wiarą w możliwość ich przezwyciężenia i napełnienia świata harmonią. To przekonanie, choć wywiedzione z przesłanek ewangelicznych, zbliżało go do świeckich utopistów. Lecz miał nad nimi przewagę. Był przecież utopistą praktykiem. U progu pontyfikatu przepowiedział spełnienie się pewnej pięknej utopii. Więcej – on ją zainspirował i objął nad nią duchowe przywództwo.
Na czym polegała Solidarność z 1980 r.? Na tym, że ludzie byli sobie równi. Że inteligencja ramię w ramię poszła z ludem. Że wierzono, iż każdy ma taki sam żołądek. Że istnieje demokracja idealna. Że można walczyć bez użycia przemocy. Że zło dobrem da się zwyciężyć.
Pod tym względem Solidarność była utopią spełnioną. W sposób
cudowny, lecz krótkotrwały. Zniszczona w stanie wojennym nigdy już nie odżyła. I kto wie – może nawet lepiej, że tak się stało? Bo przynajmniej ocaliła legendę. Gdyby nie rozjechały jej czołgi, niechybnie sama uległaby degradacji. Pod koniec wyraźnie już toczył ją rak polskiego awanturnictwa, zacietrzewienia, megalomanii.
Dzięki tej legendzie Solidarność zdołała po latach wyjść na powierzchnię. Była już słabowita, okrojona i brakowało jej dawnego entuzjazmu. Polak chętnie przyjął, że to ona obaliła komunizm, a nie zamorskie mocarstwo, które zagnało Rosję do morderczego wyścigu zbrojeń. Lecz u progu 1989 r. nie bardzo już pojmował naturę swych dawnych uniesień, mentalnie już się z tą Solidarnością rozstawał, inne marzenia zaczynał w sobie pielęgnować. Całkiem przyziemne. Nie „być”, a „mieć”. I to coraz więcej. Samemu sobie brzemiona nosić, a może uda się bliźniego przegonić.
W nowej Polsce wszyscy już sobie tę Solidarność odpuścili, nawet jej historyczni liderzy. Wszyscy oprócz papieża. Przybywał do ojczyzny i nadal nauczał, że – pisana już przez małe „s” – jest najważniejszą z ludzkich cnót. Że solidarność to przezwyciężanie podziałów. Ciągłe szukanie porozumienia. To zwycięzca podający rękę przegranemu i dzielący się z nim nagrodą. Z potrzeby serca, nie zaś z państwowego ani żadnego innego przymusu.
Apelował o przywrócenie zarzuconych ideałów. Wciąż głęboko wierzył, że limit cudów nie został wyczerpany i utopia może się spełnić po raz drugi.
4
Tymczasem – jakby ktoś nagle odłączył komunistyczną zamrażarkę od prądu – odżyły odwieczne polskie podziały: na tradycjonalistów i modernizatorów, patriotów i kosmopolitów, romantyków i pozytywistów. Kościół, jako że polskości i polskiej państwowości towarzyszył od początku, w sposób naturalny znalazł się w centrum konfliktów. Jako potężna instytucja stał się jego istotną stroną. A do tego w jego wnętrzu oba główne żywioły również wzięły się za bary. Po jednej stronie posoborowy katolicyzm otwarty, po drugiej ortodoksyjny katolicyzm tradycji, chroniący się przed nowoczesnością.
Odżyły odwieczne polskie podziały. Kościół, jako że polskości i polskiej państwowości towarzyszył od początku, w sposób naturalny znalazł się w centrum konfliktów.
Papież nie opowiedział się po żadnej ze stron, lecz również nie stanął ponad podziałami. Nie był bezstronnym arbitrem, lecz przywódcą. Przywódcą obu obozów jednocześnie.
Od młodości obracał się w kręgach świeckiej inteligencji. Był największym w polskim Kościele orędownikiem Soboru Watykańskiego II. Znał współczesny świat i nie bał się jego wpływów. Uważał, że oświecenie nie jest sprzeczne z etyką chrześcijańską. Któż zatem lepiej wyrażał nadzieje otwartych katolików?
Rozpoznał naturę ateistycznego totalitaryzmu i wiedział, że na straży wiary nie stoją chwiejni intelektualiści, lecz pobożny lud. Był autentycznym wyznawcą kultu maryjnego. Uważał, że istnieje kanon wartości, których nie można relatywizować. Któż więc lepiej wyrażał nadzieje tradycjonalistów?
Jedni i drudzy widzieli w nim przywódcę. A on raz potwierdzał przywództwo tu, a raz – tam. Postępowcom oferował przekraczanie kolejnych granic ekumenizmu, wyznanie win Kościoła, otwarcie na liberalną demokrację i prawa człowieka. Tradycjonalistom – twarde wskazanie, że najważniejszym z praw człowieka jest prawo do życia (nienarodzonych), ostrzeżenia przed „cywilizacją śmierci” i „demokracją bez wartości”, jednoznaczne wskazanie katolicyzmu jako jedynej drogi do zbawienia.
Nazywano czasem tę postawę dwutaktem papieskim. Jako polityczna metoda sprawdzała się bez zarzutu. Za pontyfikatu JP II spór progresistów z integrystami, który do tej pory huśtał całym Kościołem, stracił na ostrości. W Polsce charyzmatyczny papież karmiący obie rywalizujące tożsamości stał się jedynym powszechnie aprobowanym autorytetem. Mało kto jeszcze dostrzegał, że ceną za aprobatę był narastający brak zrozumienia. Bowiem to, co w sferze politycznej wyglądało na opanowany do perfekcji dwutakt, w wymiarze duchowym stawało się bolesnym szpagatem.
W indywidualistycznie posiekanym współczesnym społeczeństwie zawiązują się wyłącznie wspólnoty doraźne i krótkotrwałe.
Jak papież zamierzał pogodzić obie tożsamości? W jaki sposób zamierzał przekraczać nieprzekraczalne podziały? Poprzez dialog i pojednanie. A będą one możliwe dopiero wtedy – nauczał – gdy odbudujemy solidarność. Solidarność płynącą z polskiego doświadczenia, lecz będącą cnotą uniwersalną, znoszącą wszelkie podziały – religijne, rasowe, etniczne, klasowe. Stanowiącą złoty środek pomiędzy Scyllą indywidualistycznej, negatywnej koncepcji wolności a Charybdą kolektywistycznego zniewolenia. Taką solidarność wymarzył sobie papież.
Lecz tej solidarności dawno już nie było. Istniała tylko w pustych deklaracjach polityków dodających sobie powagi dawnymi zasługami. W rocznicowych zaklęciach o konieczności powrotu do cokolwiek już enigmatycznych „ideałów Sierpnia”. Jako relikt przeszłości – piękny, lecz nie do przełożenia na doświadczenie epoki triumfującego indywidualizmu i egoizmu. Im bardziej wzniosły w sferze wartości, tym większe budzący politowanie w zderzeniu z rzeczywistym światem.
Mityczne pokolenie JP II – czyli młodzi Polacy, których całe życie przebiegało w cieniu pontyfikatu Jana Pawła II – miało wypełnić ów papieski testament. Przejąć pałeczkę po straconej już generacji solidarnościowej, która zatraciła się w beznadziejnych sporach oraz przywrócić do życia dziedzictwo roku 1980. Ale to była wielka iluzja. Bo dla tych młodych Polaków idea solidarności nic już nie znaczyła. Była dla nich obca i niezrozumiała.
Egalitaryzm i wspólnotowe doświadczenie czasów zrywu pierzchły bezpowrotnie. W indywidualistycznie posiekanym współczesnym społeczeństwie zawiązują się wyłącznie wspólnoty doraźne i krótkotrwałe. Zbudowane wokół gwałtownej emocji, silnego doznania, pamiętnego przeżycia.
Nie inaczej było z pokoleniem JP II. Powstało wokół doświadczenia osobistej charyzmy Jana Pawła II i głębokiego przeżycia jego odejścia. Lecz gdy przeżycia wyblakły, wspólnota zaczęła się rozpadać. Nauki papieskie poszły w las. Z pokolenia JP II pozostały jedynie niewielkie nisze, pielęgnujące pamięć po swym przewodniku.
Papieska charyzma i autorytet przez długie lata utrzymywały w ryzach całą polską wspólnotę. Dopóki papież żył, naturalne podziały udawało się jeszcze zasypywać. Później już nie było jak zasypywać.
„Życzę, abyście stali wiernie na straży wielkiej idei solidarności, która łączy, a nie dzieli” – mówił papież. I nie minęło nawet pół roku od jego śmierci, nie dobiegła jeszcze końca żałoba, kiedy w kampanii wyborczej został ogłoszony podział na dwie Polski: solidarną i liberalną. Nagle okazało się, że ideą solidarności bardzo łatwo można wspólnotę podzielić. I że może się to dokonać przy wydatnym udziale Kościoła.
W podzielonej wspólnocie nawet nieżyjący papież zdążył stać się problemem, rywalizujące ze sobą twarde tożsamości coraz rzadziej powołują się na jego dziedzictwo. Coraz częściej odżegnują się za to od dawnych uniesień.
Polscy tradycjonaliści chętnie podjęli za Benedyktem XVI jego wizję katolicyzmu jako warownej twierdzy. Trywialny, „kremówkowy” wymiar pontyfikatu polskiego papieża nagle zaczął ich uwierać. Okazało się również, że z trudem znosili ekumeniczne rozmiękczanie fundamentów wiary, gorszyli się zapraszaniem do papamobile prezydenta postkomunisty, milenijne wyznanie win Kościoła uważali za kapitulanctwo. Przestrzegają teraz Franciszka, aby w rozbuchanej medialności nie powielał błędów Jana Pawła II.
Polscy postępowcy pokątnie przyznali, że zanadto dali się uwieść charyzmie JP II. Do tego stopnia, że warunkowo zaakceptowali jego etykę seksualną, aborcyjny rygoryzm z niepojętych przyczyn uznali za kompromis, z szacunku do papieża niepotrzebnie tolerowali symbole religijne w przestrzeni publicznej. Z tymi przeświadczeniami poczęli forsownie nadrabiać zapóźnienia do zlaicyzowanego Zachodu. Na Franciszka spoglądają z sympatią – nie jest przecież tak konserwatywny jak Jan Paweł II. Choć ogólnie rzecz biorąc, mają do tych spraw więcej dystansu niż dawniej. Wielu z nich w czasach JP II walczyło o katolicyzm otwarty. Dziś już tylko kibicują z neutralnych, laickich pozycji.
I tak od dekady obie strony rozchodzą się w przeciwnych kierunkach, bez szans na ponowne spotkanie. Solidarnościowa utopia ostatecznie dokonała żywota.
Artykuł opublikowaliśmy w “Newsweeku” 16/14 przed kanonizacją papieża. Został aktualizowany 2 kwietnia 2014 r.
http://polska.newsweek.pl/10-rocznica-smierci-papieza-jan-pawel-ii-kanonizacja,artykuly,283911,1,3.html
Dodaj komentarz