Myśl dnia
św. Faustyna Kowalska
Jonasz uchyla się od posłannictwa
Początek Księgi proroka Jonasza.
Ale Pan zesłał na morze gwałtowny wiatr i powstała wielka burza na morzu, tak że okrętowi groziło rozbicie. Przerazili się więc żeglarze i każdy wołał do swego bóstwa; rzucili w morze ładunek, który był na okręcie, by uczynić go lżejszym. Jonasz zaś zszedł w głąb wnętrza okrętu, położył się i twardo zasnął.
Przystąpił więc do niego dowódca żeglarzy i rzekł mu: «Dlaczego ty śpisz? Wstań, wołaj do Boga twego, może wspomni Bóg na nas i nie zginiemy».
Mówili też żeglarze jeden do drugiego: «Chodźcie, rzućmy losy, a dowiemy się, z czyjej winy spadło na nas to nieszczęście». I rzucili losy, a los padł na Jonasza.
Rzekli więc do niego: «Powiedzże nam, z jakiego powodu ta klęska przyszła na nas? Jaki jest twój zawód? Skąd pochodzisz? Jaki jest twój kraj? Z którego jesteś narodu?»
A on im odpowiedział: «Jestem Hebrajczykiem i czczę Boga nieba, Pana, który stworzył morze i ląd».
Wtedy wielki strach zdjął mężów i rzekli do niego: «Dlaczego to uczyniłeś?»
Albowiem wiedzieli mężowie, że on ucieka przed Panem, bo im to powiedział. I zapytali go: «Co powinniśmy ci uczynić, aby morze przestało się burzyć dokoła nas?» Fale bowiem w dalszym ciągu się podnosiły.
Odpowiedział im: «Weźcie mnie i rzućcie w morze, a przestaną się burzyć wody przeciw wam, ponieważ wiem, że z mojego powodu tak wielka burza powstała przeciw wam». Ludzie ci starali się, wiosłując, zawrócić ku lądowi, ale nie mogli, bo morze coraz silniej burzyło się przeciw nim.
Wołali więc do Pana i mówili: «O Panie, prosimy, nie dozwól nam zginąć ze względu na życie tego człowieka i nie obciążaj nas krwią niewinną, albowiem Ty jesteś Panem, jak Ci się podoba, tak czynisz». I wzięli Jonasza, i wrzucili go w morze, a ono przestało się srożyć. Ogarnęła wtedy tych ludzi bojaźń względem Pana. Złożyli Panu ofiarę i uczynili śluby.
A Pan zesłał wielką rybę, aby połknęła Jonasza. I był Jonasz we wnętrznościach ryby trzy dni i trzy noce. Pan nakazał rybie i wyrzuciła Jonasza na ląd.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Jon 2, 3. 4. 5. 8)
Refren: Pan wyprowadzi życie me z przepaści.
W utrapieniu moim wołałem do Pana, *
a On mi odpowiedział.
Z głębokości Otchłani wzywałem pomocy, *
a usłyszałeś głos mój.
Rzuciłeś mnie na głębię, we wnętrze morza, *
i nurt mnie ogarnął.
Wszystkie Twe morskie bałwany i fale Twoje *
przeszły nade mną.
Rzekłem do Ciebie: *
«Wygnany daleko od oczu Twoich,
jakże choć tyle osiągnę, *
by móc wejrzeć na Twój przybytek?
Gdy gasło we mnie życie, *
wspomniałem na Pana,
a modlitwa moja dotarła do Ciebie, *
do Twego świętego przybytku».
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 13, 34)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali,
jak Ja was umiłowałem.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Łk 10, 25-37)
Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie
Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.
Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?»
On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego».
Jezus rzekł do niego: «Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył».
Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?»
Jezus nawiązując do tego rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.
Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.
Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”.
Któryż z tych trzech okazał się według twego zdania bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?»
On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie».
Jezus mu rzekł: «Idź i ty czyń podobnie».
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Miłosierdzie kluczem do wieczności
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
#Ewangelia: Bądźmy sobie bliscy!
Mieczysław Łusiak SJ
Oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: “Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” Jezus mu odpowiedział: “Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?” On rzekł: “Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego”. Jezus rzekł do niego: “Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył”. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: “A kto jest moim bliźnim?”
Jezus nawiązując do tego rzekł: “Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.
Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: «Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał». Któryż z tych trzech okazał się według twego zdania bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?” On odpowiedział: “Ten, który mu okazał miłosierdzie”. Jezus mu rzekł: “Idź i ty czyń podobnie”.
Rozważanie do Ewangelii
Otaczających nas ludzi można po prostu mijać, albo można ich dostrzegać i wczuwać się w ich sytuację. To pierwsze nic nie kosztuje, to drugie niekiedy kosztuje wiele. Jeżeli jednak chcemy żyć wiecznie, musimy zdecydować się na to drugie. Nie dlatego, że tak postanowił Bóg, ale dlatego, że życie wieczne (w Niebie) jest życiem w wielkiej bliskości ze wszystkimi, którzy tam się znajdą. Jeśli ktoś omija ludzi z daleka, albo zbliża się do nich o tyle, o ile mogą mu coś dać, to tak naprawdę rezygnuje z Nieba, bo rezygnuje z bliskości z ludźmi.
Bliskość z ludźmi jest niesamowitą wartością. Warto za nią dać wiele, warto dla niej wiele stracić.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2593,ewangelia-badzmy-sobie-bliscy.html
***********
Na dobranoc i dzień dobry – Łk 10, 25-37
Mariusz Han SJ
Kochać – to nie tak łatwo…
Miłość bliźniego
Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał: Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz? On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego.
Jezus rzekł do niego: Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: A kto jest moim bliźnim? Jezus nawiązując do tego, rzekł:
Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.
Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał.
Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? On odpowiedział: Ten, który mu okazał miłosierdzie. Jezus mu rzekł: Idź, i ty czyń podobnie!
Opowiadanie pt. “O Samarytaninie – wersja współczesna”
Jezus, nawiązując do podchwytliwego pytania jakiegoś uczonego (chodziło o to, kogo z grona bliskich zaliczyć można do bliźnich?), opowiedział następującą przypowieść:
Pewien człowiek szedł z Jerozolimy do Jerycha i został napadnięty przez zbójców, którzy nie tylko go złupili, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli.
Tą drogą przechodzili różni ludzie, ale nikt nie udzielił rannemu konkretnej pomocy: pełnomocnik kościelnej organizacji charytatywnej nie ruszył palcem, bo nie było odpowiedniej decyzji kompetentnych gremiów; dziennikarz zrobił tylko dla wieczornych wiadomości reportaż o pogwałceniu praw człowieka, krytykując na tym tle niezaradność miejscowych władz, które nie potrafią zapewnić bezpieczeństwa podróżnych; robotnik wzburzony takim bezprecedensowym obchodzeniem się z człowiekiem, zwołał w trybie pilnym posiedzenie związku zawodowego, gdzie ogłoszono jednogodzinny strajk ostrzegawczy; student zorganizował wielką demonstrację w mieście, podczas której z krzykiem piętnowano zwyrodnienia i schorzenia społeczne.
Nieprzytomnego, wykrwawionego podróżnego podniósł dopiero dyżurny ze służby drogowej. Opatrzywszy mu rany, wsadził do furgonetki i zawiózł do pobliskiego szpitala, gdzie po kilkudniowym pobycie na oddziale intensywnej terapii doszedł do siebie – na dowód tego, że i dziś są ludzie z sercem.
Refleksja
Miłować tych, których się bardzo dobrze zna, to nie jest łatwe. Zwłaszcza, że to oni potrafią zranić bardzo mocno nasze serce. Miłować tych, których się w ogóle nie zna, jest sprawą jeszcze bardziej trudną. Pomoc okazana naszym przyjaciołom i nieznajomym leży u podstaw chrześcijaństwa, bo wynika z przykazania miłości i to nawet największych nieprzyjaciół. Każdemu z nas należy się szacunek, bo jesteśmy dziećmi Boga, stworzonymi na Jego obraz i podobieństwo…
Jezus uczy nas, że miłować trzeba każdego, tzn. tego, który jest nam życzliwy, ale też i tego, co “zieje” do nas nienawiścią. Tylko w ten sposób, choć jest to trudna droga, możliwe jest porozumienie, zgoda i pokój na ziemi. Wielu dziś tego nie rozumie i pod płaszczykiem (niestety) przekonań religijnych niszczą to, co jest dla nas ludzi najcenniejsze, tzn. nasze życie…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego tak ciężko kochać ludzi?
2. Dlaczego miłość bliźniego jest tak ważna?
3. W jaki sposób możliwa jest zgoda na ziemi?
I tak na koniec…
Zarówno w metropolii, jak w wiosce nadal najbardziej ulubionym widowiskiem jest upadek któregoś z bliźnich (Emil Cioran)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,320,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-10-25-37.html
*********
Św. Faustyny
Łk 10, 25-37
Oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz? «On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do niego: «Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył». Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?» Jezus nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał. Któryż z tych trzech okazał się według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?» On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie». Jezus mu rzekł: «Idź, i ty czyń podobnie».
Kapłan i lewita to ludzie powołani w Izraelu do szczególnej bliskości z Bogiem. Jednak okazali brak wrażliwości na cierpienie człowieka. Dla nich ważniejsza była rytualna czystość. Ich historia pokazuje, że zewnętrznie można być bardzo blisko Boga, spędzać wiele czasu na modlitwie, przestrzegać wszystkich przykazań i jednocześnie mieć serce zamknięte na miłość, na człowieka w potrzebie.
Może dzisiaj dla ciebie tym poranionym człowiekiem, bliźnim w potrzebie, jest ktoś bliski, z kim dawno nie rozmawiałeś. A może jest to osoba bezdomna, żebrząca, którą widujesz przed kościołem czy w drodze do pracy? Czy zdarza ci się przechodzić obojętnie, pomimo że serce podpowiada ci coś innego?
Najczęściej, by komuś pomóc, nie trzeba dokonywać wielkich rzeczy. Wystarczą dobre gesty. Jeżeli twoja relacja z Bogiem będzie oparta na miłości, a nie na przestrzeganiu nakazów, to będziesz wiedział, jak pomagać. Będziesz otwarty na potrzeby ludzi w twoim otoczeniu.
Poproś Jezusa o Łaskę bycia wrażliwym i odważnym w czynieniu dobra.
W szesnastym roku życia opuściła dom rodzinny, by na służbie u zamożnych rodzin w Aleksandrowie, Łodzi i Ostrówku zarobić na własne utrzymanie i pomóc rodzicom. Przez cały czas bardzo pragnęła życia zakonnego, ale rodzicom powiedziała o swoich zamiarach dopiero w 1922 r. Ojciec jednak nie wyraził zgody, motywując odmowę brakiem pieniędzy na wyprawę wymaganą w klasztorach.
W lipcu 1924 r., kiedy Helena z koleżankami uczestniczyła w zabawie w parku koło łódzkiej katedry, Pan Jezus przemówił do niej i polecił niezwłocznie pojechać do Warszawy i wstąpić do klasztoru. Helena postanowiła nie wracać do domu i postawić rodziców przed faktem dokonanym. O tym planie powiedziała tylko siostrze, z którą była, i pierwszym pociągiem przyjechała do Warszawy. Tu następnego dnia zgłosiła się do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej. Musiała jednak jeszcze rok przepracować w Warszawie, aby odłożyć pieniądze na skromną wyprawę. 1 sierpnia 1925 r. została przyjęta do Zgromadzenia. Postulat odbywała w Warszawie, a nowicjat w Krakowie, gdzie w czasie obłóczyn zakonnych razem z habitem otrzymała imię Maria Faustyna. Od marca 1926 r. Bóg doświadczał siostrę Faustynę ogromnymi trudnościami wewnętrznymi; wiele przecierpiała aż do końca nowicjatu. W Wielki Piątek 1927 r. zbolałą duszę nowicjuszki ogarnął żar Bożej Miłości. Zapomniała o własnych cierpieniach, poznając, jak bardzo cierpiał dla niej Jezus. 30 kwietnia 1928 r. złożyła pierwsze śluby zakonne, następnie z pokorą i radością pracowała w różnych domach zakonnych, m.in. w Krakowie, Płocku i Wilnie, pełniąc rozmaite obowiązki. Zawsze pozostawała w pełnym zjednoczeniu z Bogiem. Jej bogate życie wewnętrzne wspierane było poprzez wizje i objawienia. W zakonie przeżyła 13 lat. 22 lutego 1931 r. po raz pierwszy ujrzała Pana Jezusa Miłosiernego. Otrzymała wtedy polecenie namalowania takiego obrazu, jak ukazana jej postać Zbawiciela, oraz publicznego wystawienia go w kościele. Mimo znacznego pogorszenia stanu zdrowia pozwolono jej na złożenie profesji wieczystej 30 kwietnia 1933 r. Później została skierowana do domu zakonnego w Wilnie. Na początku 1934 roku zwróciła się z prośbą do artysty-malarza Eugeniusza Kazimierskiego o wykonanie według jej wskazówek obrazu Miłosierdzia Bożego. Gdy w czerwcu ujrzała ukończony obraz, płakała, że Chrystus nie jest tak piękny, jak Go widziała.
Dzięki usilnym staraniom ks. Michała Sopoćko, kierownika duchowego siostry Faustyny, obraz został wystawiony po raz pierwszy w czasie triduum poprzedzającego uroczystość zakończenia Jubileuszu Odkupienia świata w dniach 26-28 kwietnia 1935 r. Został umieszczony wysoko w oknie Ostrej Bramy i widać go było z daleka. Uroczystość ta zbiegła się z pierwszą niedzielą po Wielkanocy, tzw. niedzielą przewodnią, która – jak twierdziła siostra Faustyna – miała być przeżywana na polecenie Chrystusa jako święto Miłosierdzia Bożego. Ksiądz Michał Sopoćko wygłosił wówczas kazanie o Bożym Miłosierdziu.
W 1936 r. stan zdrowia siostry Faustyny pogorszył się znacznie, stwierdzono u niej zaawansowaną gruźlicę. Od marca tego roku do grudnia 1937 r. przebywała na leczeniu w szpitalu na krakowskim Prądniku Białym. Wiele modliła się w tym czasie, odwiedzała chorych, a umierających otaczała szczególną modlitewną pomocą. Po powrocie ze szpitala pełniła przez pewien czas obowiązki furtianki. Starała się bardzo, by żaden ubogi nie odszedł bez najmniejszego choćby wsparcia od furty klasztornej. Wywierała bardzo pozytywny wpływ na wychowanki Zgromadzenia, dając im przykład pobożności i gorliwości, a zarazem wielkiej miłości.
Chrystus uczynił siostrę Faustynę odpowiedzialną za szerzenie kultu Jego Miłosierdzia. Polecił pisanie Dzienniczka poświęconego tej sprawie, odmawianie nowenny, koronki i innych modlitw do Bożego Miłosierdzia. Codziennie o godzinie 15:00 Faustyna czciła Jego konanie na krzyżu. Przepowiedziała także, że szerzona przez nią forma kultu Miłosierdzia Bożego będzie zabroniona przez władze kościelne. Dzięki s. Faustynie odnowiony i pogłębiony został kult Miłosierdzia Bożego. To od niej pochodzi pięć form jego czci: obraz Jezusa Miłosiernego (“Jezu, ufam Tobie”), koronka do Miłosierdzia Bożego, Godzina Miłosierdzia (godzina 15, w której Jezus umarł na krzyżu), litania oraz święto Miłosierdzia Bożego w II Niedzielę Wielkanocną.
W kwietniu 1938 r. nastąpiło gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia siostry Faustyny. Ksiądz Michał Sopoćko udzielił jej w szpitalu sakramentu chorych, widział ją tam w ekstazie. Po długich cierpieniach, które znosiła bardzo cierpliwie, zmarła w wieku 33 lat – 5 października 1938 r. Jej ciało pochowano na cmentarzu zakonnym w Krakowie-Łagiewnikach. W 1966 r. w trakcie trwania procesu informacyjnego w sprawie beatyfikacji siostry Faustyny, przeniesiono jej doczesne szczątki do kaplicy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.
S. Faustyna została beatyfikowana 18 kwietnia 1993 r., a ogłoszona świętą 30 kwietnia 2000 r. Uroczystość kanonizacji przypadła w II Niedzielę Wielkanocną, którą św. Jan Paweł II ustanowił wtedy świętem Miłosierdzia Bożego. Relikwie św. siostry Faustyny znajdują się w Krakowie-Łagiewnikach, gdzie mieści się sanktuarium Miłosierdzia Bożego odwiedzane przez setki tysięcy wiernych z kraju i z całego świata. Dwukrotnie nawiedził je również św. Jan Paweł II, po raz pierwszy w 1997 r., a po raz drugi – 17 sierpnia 2002 r., aby dokonać uroczystej konsekracji nowo wybudowanej świątyni w Krakowie-Łagiewnikach i zawierzyć cały świat Bożemu Miłosierdziu.
W ikonografii św. Faustyna przedstawiana jest w czarnym habicie, w stroju swego zgromadzenia.
Ks. Józef Tischner
ROBESPIERRE I SIOSTRA FAUSTYNA
Z cyklu: “Ksiądz na manowcach”
Komunizm był jednym z przejawów pogaństwa, które nawiedziło Eu- ropę w następstwie kryzysu, jakiemu uległo chrześcijaństwo w wyniku Reformacji i sukcesów Oświecenia. Był to jednak przejaw szczególny – taki, który nosił wyciśnięte na sobie piętno podobieństwa do siły, którą przezwyciężył. Zauważmy, że dzieje europejskiego chrześcijaństwa i pogaństwa są dziejami przeplatających cię nawzajem rozkwitów i kryzysów jednej i drugiej strony. Po kryzysie chrześcijaństwa następuje odrodzenie pogaństwa i na odwrót. Ale odrodzone pogaństwo nie jest już powtórzeniem tego, co było, ponieważ przejmuje do swego wnętrza pewne wartości odziedziczone lub odebrane chrześcijaństwu. Podobnie z chrześcijaństwem.
Przyznajmy, że pojęcie chrześcijaństwa i pojęcie pogaństwa są ze sobą ściśle związane. Pierwsze określa drugie i jest przez drugie określane. Wiadomo, że nazwy “poganie” nie wymyślili ci, do których została ona odniesiona, że powstała ona w środowiskach żydowskich, następnie została przejęta przez chrześcijan i odniesiona do całego, wielce różnorodnego świata, który tym się przede wszystkim charakteryzował, że nie narodził się z ducha Biblii. Najbardziej decydujący dla określenia sensu “pogaństwa” okazał się jednak wpływ chrześcijaństwa z uwagi na jego wymiar apostolski. “Pogaństwem” był świat nie-żydowski i nie-chrześcijański, “dany do nawrócenia”. Nie znaczy to jednak, by w wyodrębnionym w ten sposób świecie pogan nie można było znaleźć znamion wspólnych. Wspólnotę tę stanowiły przede wszystkim te treści, które musiały być bezustannie odrzucane, unieważniane i przezwyciężane przez zwiastunów Objawienia. Zarazem jednak treści te były przez samą ich negację na swój sposób – podsycane. Gdzie jest światło, musi być ciemność, gdzie jest apostoł, trzeba znaleźć poganina. Aby “przezwyciężyć”, trzeba wpierw potwierdzić w istnieniu.
Komunizm w bodaj równym stopniu był przeciwnikiem chrześcijaństwa, co jego naśladowcą. A był naśladowcą świadomym, przekonanym, że nie tylko lepiej niż chrześcijanie rozumie nadzieje chrześcijańskie, ale że przede wszystkim potrafi je skuteczniej urzeczywistnić. Oprócz wszystkiego bowiem posiada lepszą wizję człowieka i ideału człowieczeństwa. Kto jest “prawdziwym człowiekiem”? “Prawdziwym człowiekiem” jest “rewolucjonista”, “mistrz rewolucji”. “Rewolucjonista” ma nie tylko właściwą wiedzę o prawach rozwoju społecznego, nie tylko potrafi “zrobić rewolucję”, która jest “lokomotywą dziejów”, ale posiada również odpowiedni “ogień w duszy” – “cnotę”, która go wynosi nad innych, “wielką cnotę miłosierdzia”. Miłosierdzie należało od wieków do wianuszka cnót zdobiących serce chrześcijanina, teraz zostaje przejęte przez poganina. Komunista – poganin i przeciwnik chrześcijaństwa – dąży do “zniesienia” chrześcijaństwa przez “udoskonalające naśladowanie” chrześcijańskich cnót, z cnotą miłosierdzia na czele.
Dziś, po wiekach możemy przedstawić sobie dwie symboliczne postacie miłosierdzia: Robespierre”a, który nie tylko praktykuje miłosierdzie, ale i pięknie o nim rozprawia, i stosunkowo mało znaną bł. Siostrę Faustynę Kowalską, która już w okresie międzywojennym stała się inicjatorką nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego, zyskującego coraz więcej zwolenników w dzisiejszej postrewolucyjnej Polsce. Miłosierdzie u Robespierre”a wyraża się terrorem bez granic. Miłosierdzie u Siostry Faustyny wyraża się przebaczeniem bez granic. Która z postaci dramatu naszej historii jest bliższa prawdy o miłosierdziu?
Miłosierdzie i rewolucja: Robespierre
Spróbujmy rozpatrzeć się głębiej w znaczeniu francuskiego słowa “miserable“. “Les miserables” – to tytuł słynnej powieści Wiktora Hugo, znanej jako “Nędznicy”. Ale polskie słowo “nędznicy” ma wyraźnie pejoratywne znaczenie: “nędznikiem” nazywamy z reguły człowieka podłego. Natomiast bohaterowie powieści Hugo są zaprzeczeniem podłości; “podli” są raczej “władcy” tego świata. Mimo to są “miserables“, czyli “godni zmiłowania”, a to ze względu na sytuację społeczną, w jakiej znalazła się ich dobroć. W języku rewolucji słowo “miserables” wskazuje na klasę społeczną, która żyje wprawdzie w nędzy, ale jest też wolna od największego grzechu epoki – grzechu prywatnego posiadania; jest “proletariatem”, którego jedynym bogactwem jest potomstwo. “Les miserables” są z jednej strony przedmiotem pogardy ze strony klas posiadających, a z drugiej podziwu ze strony rewolucjonistów. Podziw jest częścią ich “litości”, “współczucia”, “miłosierdzia”. Miłosierdzie i “miserable” wiążą się ze sobą, jak widzenie z barwą, słuch z dźwiękiem.
Miłosierdzie rewolucjonistów wyrasta z doświadczenia “les miserables“. Pod wpływem doktryny Rousseau rewolucjoniści wierzą, że największym złem epoki jest prywatne posiadanie; “les miserables” byli ofiarami owego zła. Czym innym jednak jest być ofiarą, a czym innym sprawcą zła. Oni – “les miserables” – sprawcami nie byli. Z kolei rewolucjoniści wywodzili się w większości z arystokracji. Prywatne posiadanie było ich dziejowym losem. Byli napiętnowani grzechem pierworodnym posiadania. Aby wyzwolić się z tego grzechu, musieli umieć przenosić się w świat “les miserable“, cierpieć cierpieniem tego świata i uczyć się nienawiści do zła, które się im wtedy ukazywało.
Czym zatem było “rewolucyjne miłosierdzie”?
Najpierw było sposobem na wyobrażeniową zmianę sytuacji społecznej, na przeniesienie siebie i postawienie w pośrodku ludzkiej biedy. Takie przeniesienie oznaczało poniżenie, które wywyższało. Porzucić wygodne życie, by ulżyć “wyklętym tej ziemi” – czyż to nie wywyższa? Oznaczało także uniewinnienie. Kto wchodził w ludzką biedę, ten oczyszczał siebie. Błogosławieni ubodzy… Jakże straszną winą jest zachłanność! Jak diabelskim wynalazkiem jest prywatne posiadanie! Z doświadczeniem niewinności idzie doświadczenie prawdy. “Les miserables“, a także ci, którzy się z nimi solidaryzują, są nieomylni – “instynkt klasy robotniczej jest nieomylny” – ponieważ dopiero oni czują, jaki naprawdę jest nasz świat. Stąd płynie brak miłosierdzia dla tych, którzy miłosierdzia nie znają. Wyrazem braku miłosierdzia staje się przemoc rewolucyjna. Im głębiej wczuwamy się w biedę “ubogich”, tym większym płomieniem pali się w nas ogień nienawiści do posiadaczy – jedynych, prawdziwych zbrodniarzy tego świata. Walka z nimi staje się “najświętszym obowiązkiem”. Jest zadośćuczynieniem za grzech pierworodny niewłaściwego pochodzenia. Przede wszystkim jest jednak widomym aktem zdrady w stosunku do tych, którzy wcześniej zdradzili interes ludu. Kto popełnił zbrodnię przeciwko własnej klasie, ten nie ma już odwrotu. Musi zabijać tak długo, aż sam zostanie zabity.
Miłosierdzie zostało wplątane w “walkę klasową”.
Na rolę miłosierdzia – “współczucia” – w kształtowaniu duszy rewolucjonisty zwraca uwagę Hannah Arendt, gdy pisze o ścisłym związku trzech pojęć rewolucyjnego języka: “le miserable“, “le malhereux” (nieszczęśliwy) i “le peuple“(lud). “Słowem kluczowym dla zrozumienia Rewolucji Francuskiej jest słowo »le peuple«. Jego znaczenie zostało określone przez ludzi, którzy odegrali eksponowaną rolę w widowisku cierpień ludu, aczkolwiek sami tych cierpień nie doznawali. Nazwa »lud« oznaczała nie tylko obywateli, czyli tych, którzy nie uczestniczą bezpośrednio w rządzeniu, lecz odnosiła się również do ludzi niskiego stanu. Sama definicja tej nazwy zrodziła się ze współczucia, a słowo »le peuple« stało się synonimem nieszczęścia i złego losu – »le peuple, les malheureux m”applaudissent« [lud, nieszczęśliwi, oklaskują mnie], mawiał Robespierre; »le peuple toujours malhereux« [lud zawsze nieszczęśliwy], powtarzał Sieyes, jedna z najmniej sentymentalnych i najtrzeźwiejszych postaci Rewolucji. Dlatego też osobista legitymacja tych, którzy reprezentowali lud i byli przekonani, że wszelka prawowita władza musi się odeń wywodzić, mogła się opierać wyłącznie na »ce zele compatissant« (współczującej gorliwości), czyli na »tym naglącym impulsie, który popycha nas ku ludziom słabym« (»les hommes faibles«); krótko mówiąc: na zdolności do współcierpienia wspólnie z »ogromną rzeszą biednych« (Robespierre). Zdolności tej towarzyszyła próba podniesienia współczucia do rangi najważniejszego uczucia politycznego i najwyższej cnoty politycznej” (“O rewolucji”, Kraków 1991, s.74-75).
Istotny – zdaniem Hannah Arendt – jest jeszcze jeden moment świadomości “rewolucyjnego miłosierdzia”: przekonanie, że rewolucja jest rodzajem “wyższego przeznaczenia”, od którego uciec nie można. Czy to my robimy rewolucję, czy rewolucja robi nas? “Rzecz jednak w tym, że ci, którzy przez cały wiek dziewiętnasty i pokaźną część wieku dwudziestego podążali śladem Rewolucji Francuskiej, byli we własnych oczach nie tylko jej spadkobiercami, lecz również uczestnikami procesu dziejowego i historycznej konieczności. Skutek tego wszystkiego był równie oczywisty, co paradoksalny: główną kategorią myśli politycznej i rewolucyjnej stała się, zamiast wolności, konieczność” (s. 52-53).
Terror staje się “koniecznością dziejową”. Im głębsza litość, tym bardziej bezwzględny terror. Kto płacze nad głodującym dzieckiem, ten nie może przechodzić obojętnie obok widoku sytych. Arendt pisze: “Wkrótce okazało się, że litość, uważana za źródło cnoty, bywa okrutniejsza od samego okrucieństwa. »Par pitie, par amour pour l”humanite, soyez inhumains!« [przez litość, przez miłość do ludzkości, bądźcie nieludzcy] – słowa te, wyjęte na chybił trafił z petycji jednego z oddziałów Komuny Paryskiej do Konwentu Narodowego, nie są ani przypadkowe, ani szczególnie radykalne, lecz stanowią autentyczny język litości. Ich konsekwencją była brutalna – aczkolwiek precyzyjna i bardzo powszechna – racjonalizacja okrucieństwa litości: »Tak właśnie zręczny i niosący pomoc chirurg, swym okrutnym i dobroczynnym nożem odcina zgangrenowaną kończynę, by uratować ciało chorego«“. W przypisie do cytatu pochodzącego z dokumentu 57. paryskich sekcji czytamy: “…im bardziej mówca krwiożerczy, tym pewniejsze jest, że będzie podkreślał swoje »miękkie serce«, »ces tendres affections de l”ame«” (s. 89 i 294).
Czy w nowej, rewolucyjnej przestrzeni miłosierdzia chrześcijaństwo znalazło swe mieszkanie? Wiemy, że najpierw nie znalazło. Rewolucja kieruje się przeciw chrześcijaństwu i przeciw Kościołowi. Ale tak było tylko na początku. Po jakimś czasie pojawiają się próby zadomowienia. Chrześcijańskie miłosierdzie usiłuje tak jakoś ustawić siebie, przekształcić, wykształcić, a może i – jak mówią niektórzy – “dojrzeć”, by mogło wejść w struktury walki klas. Przystosowania takiego dokonuje u nas ideologia “katolików postępowych” ruchu Pax, natomiast w Ameryce Łacińskiej robi to teologia wyzwolenia. W powracający przypływ pogaństwa chce włączyć nowe, “zreformowane” chrześcijaństwo – chrześcijaństwo “wyzwolenia społecznego”. Pozostawmy na boku ruch Pax, zwróćmy uwagę na teologię wyzwolenia.
Miłosierdzie w dobie walki klas
O tym, że latynoamerykańska teologia wyzwolenia stała pod wpływem marksizmu, wiemy wszyscy, ale aby zobaczyć, jak głęboki był to wpływ, trzeba sięgnąć do jej własnych tekstów. Sięgnijmy zatem do Leonardo Boffa, jednego z najbardziej znanych przedstawicieli tego nurtu. Oczywiście, teologia wyzwolenia miała wiele odmian, Boff nie dla wszystkich był autorytetem. Tak czy owak jednak, jego teksty są dobrym materiałem dla obserwacji wpływu marksizmu na teologię.
W artykule pt.: “Mistyka i polityka: kontemplacja w walce o wyzwolenie” Leonardo Boff pisze: “Jesteśmy przekonani, że Bóg na latynoamerykańskiej ziemi eksplodował w ostatnich latach jak jakiś wulkan. Wybrał sobie przy tym ubogich za sakrament swego udzielania się. Pozwala na to, by w głosie ubogich rozbrzmiewały wezwania do solidarności, tożsamości, sprawiedliwości i godności, i aby Kościół stał się posłuszny temu wezwaniu. Idzie o to, aby ze względu na skandal ubóstwa zaangażować się po stronie ubogich przeciwko ubóstwu, by w końcu wszyscy ludzie mogli doznać sprawiedliwości” (“Aus dem Tal der Tranen ins Gelobte Land“, Patmos Verlag, 1982, 215-216).
Zatrzymajmy się chwilę. Boff mówi o “eksplozji Boga” na latynoamerykańskiej ziemi. Bóg stał się namacalny. Miejscem uobecnienia Boga są ubodzy. Ubóstwo jest przekleństwem świata, ale jest również jego nadzieją i błogosławieństwem. Dla marksizmu proletariat znał “prawdę o społecznym świecie kapitalizmu” i dlatego mógł być siłą przywódczą tego świata. Dla Boffa, który jest teologiem, “proletariat” jest “sakramentem” świata, ponieważ jest miejscem uobecniania się Boga na świecie. Jest “widzialnym znakiem niewidzialnej łaski wyzwolenia”. Wiemy z katechizmu, że istnieje siedem sakramentów, wśród których najbardziej podstawowy jest sakrament Eucharystii. Sakramentem jest jednak również Kościół. “Siedem sakramentów to znaki i narzędzia, za pośrednictwem których Duch Święty rozlewa łaskę Chrystusa-Głowy, w Kościele, który jest Jego Ciałem. Kościół posiada więc i rozdziela łaskę niewidzialną, którą oznacza. Właśnie w tym analogicznym sensie jest nazwany »sakramentem«” (Katechizm, 774). U Leonardo Boffa “les miserables“, nawet gdy nie są Kościołem, są “sakramentem”. Kościół powinien “wsłuchiwać się” w ich głos, jak komunistyczna partia wsłuchuje się w głos proletariatu. Także Eucharystia nabiera pełnego sensu dopiero we wspólnocie z ubogimi. Niektórzy reformatorzy liturgii eucharystycznej z kręgu teologii wyzwolenia proponowali, by w odmawianym podczas sprawowania Eucharystii “Ojcze nasz”, zastąpić abstrakcyjnie brzmiące słowa “ale nas zbaw ode złego” bardziej konkretnymi słowami: “ale nas wyzwól od wroga klasowego”.
W paragrafiezatytułowanym”Gorliwość o Boga w gorliwości o ubogich” czytamy: “Wiara chrześcijańska wychodzi z założenia, że Chrystus osiągnął w ubogich szczególną gęstość obecności sakramentalnej. Ubodzy posiadają nie tylko potrzeby, które należy zaspokoić. Posiadają również jedyne w swoim rodzaju i specjalne bogactwo. Są mianowicie umiłowanymi dziećmi Boga, są pierwszymi adresatami orędzia o Królestwie Bożym i nosicielami potencjału ewangelizacyjnego dla Kościoła i człowieka (Puebla 1147). Człowiek wierzący został wyposażony nie tylko w społeczno-analityczne wejrzenie w ubogich, które pozwala mu dostrzec ich cierpienia i przyczyny powstawania ubóstwa. Założywszy takie wejrzenie, patrzy on na klasę ubogich oczyma wiary i odkrywa w niej udręczone oblicze sługi Bożego. Spojrzenie to nie pozwala ze swej istoty »potraktować« ubogich tak, żeby ich »użyć« do spotkania z Panem. Nie, ono wie, że Chrystus utożsamia się z postaciami nędzy i pragnie być w nich przyjęty i obsłużony. Sytuacja nędzy dotyka naszego serca: »Byłem głodny i…« (Mt 25,35). Ale wtedy tylko można rzeczywiście odkryć obecność Pana w ubogich, gdy zobowiązuje ona do walki przeciwko ubóstwu… Temu ubóstwu, które upokarza człowieka i sprzeciwia się woli Boga, ponieważ jest produktem stosunków wyzysku i grzechu. Rzetelna wiara zakłada i domaga się zaangażowania w wyzwolenie: »…i daliście mi jeść« (Mt 25,35). Kto nie angażuje się w wyzwolenie, nie tylko nie kocha braci, ale i Boga (por. 1 J 3,17). Miłość urzeczywistnia się nie tylko »w słowie i języku, lecz w czynie i prawdzie« (1 J 3,18)” (s. 220-221).
Także tutaj dochodzi do głosu świadomość “konieczności historycznej”. Nie pojmuje się jej jednak w kategoriach przyrodniczych, jak miało to często miejsce w komunizmie. Konieczność ma sens eschatologiczny: jest przejawem działania Boga, który objawia się i uobecnia w dziejach. Środkiem nurtu historii płynie strumień nieodpartej łaski. Porywa ze sobą ludzi. Ich wolność staje się tym bardziej wolnością, im bardziej jest “rozumieniem konieczności”. Taką koniecznością jest Rewolucja. Rewolucji można uniknąć pod warunkiem, że burżuazja sama odda władzę. Ale tak się nie dzieje. Skoro rewolucja być musi, nie może być miłosierdzia dla tych, którzy miłosierdzia nie znają.
Dokonywane przez teologię wyzwolenia próby “wciśnięcia” chrześcijańskiej cnoty w sieć ideologii rewolucyjnej kończą się jednak śmiercią tej cnoty. Cóż to za miłosierdzie, skoro drugą jego stroną jest terror? Chrystus z karabinem nie jest Chrystusem z Ogrodu Oliwnego. Próby te nie zbliżają nas również do celu, jakim miało być “wyzwolenie”. Teologia wyzwolenia dokonała – jak widzieliśmy – swoistej “sakralizacji” klasy ,,miserables“. Ubodzy są “sakramentem świata”, są miejscem objawienia “twarzy Boga”, są wcieleniem prawdy o tym świecie. Jakiż jest owoc “sakralizacji”? Można rozumieć, a nawet być wyrozumiałym dla teologa, który nie zauważy ubogiego, jeśli nie przekona się wcześniej, że jest on “sakramentem” świata. Jak w przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie: lewita przechodzi obojętnie obok rannego, który nie jest dostatecznie “swój”. Przenieśmy się jednak myślowo w sytuację ubogiego. Jeśli ja jako jeden z ,,miserables” jestem sakramentem świata, to jaki sens może mieć dla mnie “wyzwolenie”? Czy nie powinienem raczej dziękować Bogu za stan, w jakim się znalazłem? Mam przestać być “sakramentem”? Mam być “niczym”?
“Les miserables” powinni istnieć zawsze. Nie gaśmy “eksplozji Boga” wśród nas. Czy teolog nie utrwala tego, czemu rewolucjonista chciałaby położyć kres?
Powrót do źródeł: Siostra Faustyna
To, co powiedziałem, jest małym wycinkiem wielkiego problemu – problemu odbudowy autentyzmu chrześcijańskiego, zaplątanego w sieć nowożytnych odmian pogaństwa. Powrót do źródeł miłosierdzia, do jego autentyzmu, oznacza – oczywiście – wyzwolenie miłosierdzia ze struktury walki klas. (Nie zapominam również o innym zadaniu – o wyzwoleniu miłosierdzia z więzów resentymentu, o czym pisał Nietzsche, ale ta sprawa wymaga odrębnego opracowania.) Godne uwagi są na tej drodze dwa wydarzenia. Jednym jest encyklika Jana Pawła II “O Bożym Miłosierdziu” (1980 r.), innym jest rosnący głównie w komunistycznej i postkomunistycznej Polsce kult “Miłosierdzia Bożego”, związany z postacią bł. Faustyny Kowalskiej. O tym, że nie należy lekceważyć encyklik papieskich, dobrze wiadomo. Nie należy jednak również lekceważyć “nabożeństw”, które przyciągają tłumy wiernych. To nabożeństwo wydaje się w naszej sytuacji szczególnie znaczące.
Zwróćmy najpierw uwagę na tekst Jana Pawła II. Jak się okazuje, jednym z istotnych problemów Autora jest stosunek miłosierdzia do sprawiedliwości. Czy miłosierdzie nie narusza zasady sprawiedliwości? Ogólny punkt widzenia jest taki: zasada sprawiedliwości rządzi społecznym współżyciem ludzi, natomiast zasada miłosierdzia rządzi bezpośrednimi relacjami osobowymi. Błąd rewolucji polegałby zatem na tym, że zasady, które mogą mieć zastosowanie do bezpośrednich stosunków międzyludzkich, radykalizuje się i przenosi sna poziom współżycia społecznego. Ale i odwrotnie: zasada, która powinna rządzić życiem społecznym, rości sobie pretensję do zawładnięcia bezpośrednimi relacjami międzyosobowymi. Pewnym usprawiedliwieniem ideologii rewolucyjnej może być to, że nie jest łatwo przeprowadzić ścisłą granicę między obydwoma dziedzinami.
Refleksja nad miłosierdziem zaczyna się od refleksji nad postacią Chrystusa. Kościół – pisze Papież – strzeże “tajemnicy miłosierdzia Boga samego objawionej w Jezusie Chrystusie“. Strzec, znaczy: rozumieć i uczyć rozumienia. Rozumienie miłosierdzia dokonuje się poprzez rozumienie nauki i czynu Chrystusa. Miłosierdzie “objawia się” w Chrystusie. Niezależnie od tego, jak bardzo emocjonalnie podchodzimy do postaci Chrystusa, akcent pada nie na emocję, lecz na prawdę, która się objawia. Jeśli miłosierdzie zawiera w sobie moment współczucia, a współczucie oznacza przeniesienie się w sytuację cierpiącego, to dla wierzących cierpiącym jest przede wszystkim Chrystus; obraz cierpień Chrystusa porządkuje wierzącemu obraz cierpień człowieka. Chrystus mówi: “Nie płaczcie nade mną, ale nad synami waszymi”. Taki kierunek patrzenia dostarcza odpowiedzi na istotne pytanie: kto jest “miserable“? Jedno jest pewne: struktura klasowa nie odgrywa tu istotnej roli.
Nie znaczy to jednak, by ból niesprawiedliwości społecznej nie został uwzględniony. Ubóstwo także przynależy do ,,miserable“. Papież pisze: “A to wszystko rozgrywa się na rozległym tle tego gigantycznego wyrzutu, którym dla ludzi i społeczeństw zasobnych, sytych, żyjących w dostatku, hołdujących konsumpcji i użyciu, musi być fakt, że w tej samej rodzinie ludzkiej nie brak takich jednostek, takich grup społecznych, które głodują. Nie brak małych dzieci, które umierają z głodu na oczach swoich matek. Nie brak w różnych częściach świata, w różnych systemach społeczno-ekonomicznych, całych obszarów nędzy, upośledzenia, niedorozwoju“. Autor dodaje znamienne słowa: “Najwidoczniej istnieje jakaś głęboka wada, albo raczej cały zespół wad, cały mechanizm wadliwy, u podstaw współczesnej ekonomii, u podstaw całej cywilizacji materialnej, który nie pozwala rodzinie ludzkiej oderwać się niejako od sytuacji tak radykalnie niesprawiedliwych” (11). Z takiego widoku nie rodzi się jednak pokusa zastosowania krwawej przemocy w stosunku do “wyzyskiwaczy”. Miłosierdzie dla jednych nie może dać się ponieść spirali okrucieństwa. Wynikiem przemocy nie jest pomniejszenie, lecz pomnożenie liczby “miserables“.
Odpowiedź została ubrana w refleksję nad przypowieścią o Synu marnotrawnym. Naprawdę “miserable” jest każdy, kto marnotrawi dary Ojca. Darem podstawowym jest dla człowieka samo jego człowieczeństwo. Marnowanie człowieczeństwa – “to dopiero bólów ból”. Na czym ono polega? Papież używa słów: dobro, prawda, godność. Człowieczeństwo jest dobrem. Człowiek otrzymuje je jako dar. Dar ten może pomnożyć i może zmarnować. Syn marnotrawny marnuje ów dar. Widzi to ojciec i boleje. Nic jednak nie może poradzić, bo syn jest wolny. W jakimś jednak momencie syn odkrywa błąd. Nawraca się. Wraca do ojca. Właściwym aktem miłosierdzia staje się przebaczenie i przyjęcie do domu syna. Miłosierdzie patrzy, widzi, boleje i czeka, by osiągnąć swój szczyt w przebaczeniu. Czytamy: “…relacja miłosierdzia opiera się na wspólnym przeżyciu tego dobra, jakim jest człowiek, na wspólnym doświadczeniu tej godności, jaka jest mu właściwa. To wspólne doświadczenie sprawia, że syn marnotrawny zaczyna widzieć siebie i swoje czyny w całej prawdzie (takie widzenie w prawdzie jest autentyczną pokorą); dla ojca zaś właśnie z tego powodu staje od się dobrem szczególnym: tak bardzo widzi to dobro, które się dokonało na skutek ukrytego promieniowania prawdy i miłości, że jak gdyby zapomina o całym złu, którego przedtem dopuścił się syn” (6).
Można powiedzieć: istnieją dwa klucze do aktu miłosierdzia. Jeden ma w ręku ojciec, a drugi syn. Ojciec jest otwarty na powrót. Otwarcie to już jest miłosierdziem, jak gotowość do wybaczenia już jest wybaczeniem. Od syna zależy jednak nawrócenie. Nawrócenie zawiera moment “oczyszczenia”. Syn musi się nawrócić i powrócić. On sam musi siebie “oczyścić”. Musi uznać wobec samego siebie swój błąd. Nikt za niego tego nie zrobi. Jeśli jednak już zrobi, wykroczy poza pole sprawiedliwości i wkroczy na pole miłosierdzia. Syn oddaje ojcu to, co marnował. Papież podkreśla: miłosierdzie jest wzajemnością. Ojciec potwierdza synostwo i otrzymuje potwierdzenie ojcostwa.
Prowadzone przez Autora subtelne opisy relacji międzyosobowych mają w naszym postrewolucyjnym świecie istotne znaczenie. Chodzi o sprawę wybaczenia i oczyszczenia komunistów z winy uczestnictwa w rewolucji. Sprawa ma aspekty społeczne – dotyczy na przykład możliwości udziału byłych komunistów w życiu politycznym demokratycznego państwa – i aspekty indywidualne, choćby taki jak bojkot towarzyski “rewolucjonisty”. Rysuje się jasna sytuacja: trzeba być gotowym do wybaczenia, ale wybaczenie nie jest jeszcze uniewinnieniem czyli oczyszczeniem, bo to zależy od tego, kto zawinił. Miłosierdzie otwiera się dwoma kluczami: tego, kto jest miłosierny, i tego, kto potrzebuje miłosierdzia. Gdyby było inaczej, nie byłoby wzajemności, lecz nowa nierówność.
Co wnosi do sprawy miłosierdzia nabożeństwo, które zapoczątkowała mistyka Siostry Faustyny? Zwróćmy uwagę na szczegół – na modlitwę do Miłosierdzia Bożego, którą wyniosła z jednej ze swoich wizji. “Na drugi dzień rano, kiedy weszłam do naszej kaplicy, usłyszałam te słowa wewnętrznie: …»Modlitwa ta jest na uśmierzenie gniewu mojego…«“. Są w tej modlitwie sformułowania wstrząsające. Modlący się, mówi do Boga – Ojca: “Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i świata całego“. Co to znaczy? Znaczy to, że człowiek wkracza w wewnętrzne życie Trójcy Świętej, by podsunąć przed oczy Boga widok ukrzyżowanego Syna. Mówi: “Patrz na Syna”. Patrząc na Syna, “dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie…“. Dlaczego nad nami? Dlatego, bo cierpiał za nas. Popatrz, Boże, na nas poprzez Niego.
Trzeba mieć odwagę mistyka, by uczyć ludzi takiej modlitwy.
Siostra Faustyna nie zgodziłaby się jednak z twierdzeniem o odwadze. Jest bowiem głęboko przekonana, że Bóg chce być miłosierny. Powraca do tematu kilkakrotnie. Notuje: “…w każdej duszy dokonywam dzieła miłosierdzia, a im większy grzesznik, tym ma większe prawa do miłosierdzia mojego. Nad każdym dziełem rąk moich jest utwierdzone miłosierdzie moje. Kto ufa miłosierdziu mojemu, nie zginie, bo wszystkie sprawy jego moimi są, a nieprzyjaciele rozbiją się u stóp podnóżka mojego“. Szczęściem Boga jest wybaczanie i obdarowywanie. Natomiast wielkim błędem człowieka jest to, że marnuje dane mu do rozporządzenia ogromy bogactw miłosierdzia Bożego. Nie ma więc problemu odwagi, ponieważ chodzi o otwarcie drzwi, które niczego bardziej nie pragną, jak tego właśnie, by ktoś je otwarł. Ale z marnowaniem bogactw miłosierdzia złożonych w Bogu i w człowieku jest problem…
Post scriptum. Siostra Faustyna Kowalska, ogłoszona błogosławioną przez Jana Pawła II (1993), spoczywa w Krakowie w Łagiewnikach, gdzie powstaje też ośrodek kultu Bożego Miłosierdzia. Ma to być – a w pewnym stopniu już jest – ośrodek szczególny. Idzie nie tylko o podtrzymywanie i rozwijanie nabożeństwa do Jezusa Miłosiernego, co należy do zwyczajnych zadań tego rodzaju ośrodków, ale również o rozwijanie pogłębionej, w tym także naukowej refleksji nad stosowną duchowością i związaną z nią mistyką. Polskiej religijności brakuje tego wymiaru. Szczególna wrażliwość na wartości miłosierdzia jest znakiem naszego czasu. Wyznanie “Jezu ufam tobie” niesie w sobie ciężar wspomnienia po wieku bezsensownych rewolucji, ale także nadzieję na bogactwa przyszłego czasu. Już dziś możemy powiedzieć, że “wydarzenie Łagiewnik” ma dla dziejów naszej duchowości religijnej znaczenie istotne.
Ks. Józef Tischner
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/tischner.html#
*************
Jan Paweł II
DAR BOŻY DLA NASZYCH CZASÓW
Msza św. kanonizacyjna na placu św. Piotra. Kanonizacja św. Faustyny Kowalskiej – 30.04.2000
1. «Confitemini Domino quoniam bonus, quoniam in saeculum misericordia eius» — «Dziękujcie Panu, bo jest dobry, bo łaska Jego trwa na wieki» (Ps 118 [117], 1). Tak śpiewa Kościół w oktawę Wielkanocy, powtarzając niejako te słowa Psalmu za samym Chrystusem: za Chrystusem zmartwychwstałym, który przynosi do wieczernika wspaniałe orędzie Bożego Miłosierdzia i powierza apostołom posługę jego szafarzy: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. (…) Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane» (J 20, 21-23).
Przed wypowiedzeniem tych słów Jezus pokazuje ręce i bok. Pokazuje rany zadane Mu podczas męki, zwłaszcza zranione Serce — źródło, z którego wypływa obfity strumień miłosierdzia, rozlewający się na ludzkość. Siostra Faustyna Kowalska — błogosławiona, którą od dziś będziemy nazywać świętą — ujrzy dwie smugi światła promieniujące z tego Serca na świat. «Te dwa promienie — wyjaśnił jej pewnego dnia sam Jezus — oznaczają krew i wodę» (Dzienniczek, 299).
2. Krew i woda! Na myśl przychodzi tu natychmiast świadectwo ewangelisty Jana: kiedy na Kalwarii jeden z żołnierzy przebił włócznią bok Chrystusa, Jan widział, że wypłynęła z niego «krew i woda» (por. J 19, 34). Krew przywodzi na myśl ofiarę krzyża i dar eucharystyczny, natomiast woda jest w symbolice Janowej znakiem nie tylko chrztu, ale także daru Ducha Świętego (por. J 3, 5; 4, 14; 7, 37-39).
Poprzez Serce Chrystusa ukrzyżowanego Boże Miłosierdzie dociera do ludzi: «Powiedz, córko moja, że jestem miłością i miłosierdziem samym» — zażąda Jezus od Siostry Faustyny (Dzienniczek, 1074). To miłosierdzie Chrystus rozlewa na całą ludzkość poprzez zesłanie Ducha, który w Trójcy Świętej jest Osobą-Miłością. A czyż miłosierdzie nie jest «drugim imieniem» miłości (por. Dives in misericordia, 7), ujmującym jej aspekt najgłębszy i najbardziej wzruszający: jej gotowość do zaspokojenia wszelkich potrzeb, a zwłaszcza jej bezgraniczną zdolność przebaczania?
Doznaję dziś naprawdę wielkiej radości, ukazując całemu Kościołowi jako dar Boży dla naszych czasów życie i świadectwo Siostry Faustyny Kowalskiej. Zrządzeniem Bożej Opatrzności życie tej pokornej córy polskiej ziemi było całkowicie związane z historią XX w., który niedawno dobiegł końca. Chrystus powierzył jej bowiem swoje orędzie miłosierdzia w latach między pierwszą a drugą wojną światową. Kto pamięta, kto był świadkiem i uczestnikiem wydarzeń tamtych lat i straszliwych cierpień, jakie przyniosły one milionom ludzi, wie dobrze, jak bardzo potrzebne było orędzie miłosierdzia.
Jezus powiedział do Siostry Faustyny: «Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego» (Dzienniczek, 300). Za sprawą polskiej zakonnicy to orędzie związało się na zawsze z XX wiekiem, który zamyka drugie tysiąclecie i jest pomostem do trzeciego. Nie jest to orędzie nowe, ale można je uznać za dar szczególnego oświecenia, które pozwala nam głębiej przeżywać Ewangelię Paschy, aby nieść ją niczym promień światła ludziom naszych czasów.
3. Co przyniosą nam nadchodzące lata? Jaka będzie przyszłość człowieka na ziemi? Nie jest nam dane to wiedzieć. Jest jednak pewne, że obok kolejnych sukcesów nie zabraknie niestety także doświadczeń bolesnych. Ale światło Bożego Miłosierdzia, które Bóg zechciał niejako powierzyć światu na nowo poprzez charyzmat Siostry Faustyny, będzie rozjaśniało ludzkie drogi w trzecim tysiącleciu.
Konieczne jest jednak, aby ludzkość, podobnie jak niegdyś apostołowie, przyjęła dziś w wieczerniku dziejów Chrystusa zmartwychwstałego, który pokazuje rany po ukrzyżowaniu i powtarza: Pokój wam! Trzeba, aby ludzkość pozwoliła się ogarnąć i przeniknąć Duchowi Świętemu, którego daje jej zmartwychwstały Chrystus. To Duch leczy rany serca, obala mury odgradzające nas od Boga i od siebie nawzajem, pozwala znów cieszyć się miłością Ojca i zarazem braterską jednością.
4. Ważne jest zatem, abyśmy przyjęli w całości orędzie, zawarte w słowie Bożym na dzisiejszą II Niedzielę Wielkanocną, która od tej pory nazywać się będzie w całym Kościele «Niedzielą Miłosierdzia Bożego». W kolejnych czytaniach liturgia zdaje się wytyczać szlak miłosierdzia, które odbudowuje więź każdego człowieka z Bogiem, a zarazem tworzy także między ludźmi nowe relacje braterskiej solidarności. Chrystus nauczył nas, że «człowiek nie tylko doświadcza i ‘dostępuje’ miłosierdzia Boga samego, ale także jest powołany do tego, ażeby sam ‘czynił’ miłosierdzie drugim: ‘Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią’ (Mt 5, 7)» (Dives in misericordia, 14). Jezus wskazał nam też wielorakie drogi miłosierdzia, które nie tylko przebacza grzechy, ale wychodzi też naprzeciw wszystkim ludzkim potrzebom. Jezus pochylał się nad wszelką ludzką nędzą, materialną i duchową.
Chrystusowe orędzie miłosierdzia nieustannie dociera do nas w geście Jego rąk wyciągniętych ku cierpiącemu człowiekowi. Takiego właśnie widziała Go i takiego ogłosiła ludziom wszystkich kontynentów Siostra Faustyna, która pozostając w ukryciu swojego klasztoru w Łagiewnikach, w Krakowie, uczyniła ze swego życia hymn na cześć miłosierdzia: Misericordias Domini in aeternum cantabo (Ps 89 [88], 2).
5. Kanonizacja Siostry Faustyny ma szczególną wymowę. Poprzez tę kanonizację pragnę dziś przekazać orędzie miłosierdzia nowemu tysiącleciu. Przekazuję je wszystkim ludziom, aby uczyli się coraz pełniej poznawać prawdziwe oblicze Boga i prawdziwe oblicze człowieka.
Miłość Boga i miłość człowieka są bowiem nierozłączne, jak przypomina Pierwszy List św. Jana: «Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania» (5, 2). W takich słowach apostoł wyraża prawdę o miłości, wskazując, że jej miarą i kryterium jest wypełnianie przykazań.
Nie jest łatwo miłować miłością głęboką, która polega na autentycznym składaniu daru z siebie. Tej miłości można nauczyć się jedynie wnikając w tajemnicę miłości Boga. Wpatrując się w Niego, jednocząc się z Jego ojcowskim Sercem, stajemy się zdolni patrzeć na braci nowymi oczyma, w postawie bezinteresowności i solidarności, hojności i przebaczenia. Tym wszystkim jest właśnie miłosierdzie!
W miarę tego, jak ludzkość będzie wnikać w tajemnicę tego miłosiernego spojrzenia, ideał, o jakim słyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu, będzie jawił się jako możliwy do spełnienia: «Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne» (Dz 4, 32). Tak oto miłosierdzie nadawało formę ludzkim odniesieniom, życiu wspólnoty, wyznaczało zasady podziału dóbr. Z niego wypływały «uczynki miłosierdzia» co do ciała i co do ducha. Tak oto miłosierdzie przybrało konkretny kształt stawania się «bliźnim» dla najbardziej potrzebujących braci.
6. Siostra Faustyna Kowalska napisała w swoim Dzienniczku: «Odczuwam tak straszny ból, kiedy patrzę na cierpienia bliźnich; odbijają się w sercu moim wszystkie cierpienia bliźnich, ich udręczenia noszę w sercu swoim, tak, że mnie to nawet fizycznie wyniszcza. Pragnęłabym, aby wszystkie bóle na mnie spadały, by ulżyć bliźnim» (Dzienniczek, 1039). Oto do jakiego stopnia współodczuwania prowadzi miłość, kiedy mierzona jest miarą miłości Boga!
Ta miłość powinna inspirować współczesnego człowieka, współczesną ludzkość, aby mogła stawić czoło kryzysowi sensu życia, podjąć wyzwania związane z różnorakimi potrzebami, a przede wszystkim, by mogła wypełnić obowiązek obrony godności każdej ludzkiej osoby. W ten sposób orędzie o Miłosierdziu Bożym stanie się pośrednio również orędziem o niepowtarzalnej godności, wartości każdego człowieka. W oczach Bożych każda osoba jest cenna, za każdego Chrystus oddał swoje życie, każdemu Ojciec daje swego Ducha i czyni go bliskim sobie.
7. To krzepiące orędzie jest skierowane przede wszystkim do człowieka, który udręczony jakimś szczególnie bolesnym doświadczeniem albo przygnieciony ciężarem popełnionych grzechów utracił wszelką nadzieję w życiu i skłonny jest ulec pokusie rozpaczy. Takiemu człowiekowi ukazuje się łagodne oblicze Chrystusa, a promienie wychodzące z Jego Serca padają na niego, oświecają go i rozpalają, wskazują drogę i napełniają nadzieją. Jakże wielu sercom przyniosło otuchę wezwanie «Jezu, ufam Tobie», które podpowiedziała nam Opatrzność za pośrednictwem Siostry Faustyny! Ten prosty akt zawierzenia Jezusowi przebija najgęstsze chmury i sprawia, że promień światła przenika do życia każdego człowieka. «Jezu, ufam Tobie».
8. Misericordias Domini in aeternum cantabo (Ps 89 [88], 2). Do głosu Najświętszej Maryi Panny, «Matki Miłosierdzia», do głosu nowej świętej, która w niebiańskim Jeruzalem śpiewa hymn na cześć miłosierdzia wraz z wszystkimi przyjaciółmi Boga, dołączmy nasz głos także my, Kościół pielgrzymujący.
Ty zaś, Faustyno, darze Boga dla naszej epoki, darze polskiej ziemi dla całego Kościoła, wyjednaj nam, abyśmy mogli pojąć głębię Bożego Miłosierdzia, pomóż nam, abyśmy osobiście go doświadczyli i świadczyli o nim braciom. Twoje orędzie światłości i nadziei niech się rozprzestrzenia na całym świecie, niech przynagla grzeszników do nawrócenia, niech uśmierza spory i nienawiści, niech uzdalnia ludzi i narody do czynnego okazywania braterstwa. My dzisiaj, wpatrując się razem z tobą w oblicze zmartwychwstałego Chrystusa, powtarzamy twoją modlitwę ufnego zawierzenia i mówimy z niezłomną nadzieją: Jezu, ufam Tobie.
Ufajcie Jezusowi
W niedzielę wieczorem 30 kwietnia — w kontekście codziennej modlitwy jubileuszowej — odbyło się na placu św. Piotra nabożeństwo dziękczynne za kanonizację Siostry Faustyny, któremu przewodniczył arcybiskup krakowski kard. Franciszek Macharski. Licznie zgromadzonych pielgrzymów z Polski i z innych krajów Ojciec Święty pozdrowił z okna swojej biblioteki. Poniżej zamieszczamy słowa papieskie wypowiedziane w języku włoskim i polskim.
Z radością kieruję słowa serdecznego pozdrowienia do pielgrzymów uczestniczących w modlitwie, która co wieczór odbywa się na placu św. Piotra z okazji Jubileuszu.
Drodzy bracia i siostry, dzisiaj, w II Niedzielę Wielkanocną, gdy z radością wpisałem w poczet świętych Siostrę Faustynę Kowalską, apostołkę Bożego Miłosierdzia, wzywam was, byście ufali zawsze w miłosierną miłość Bożą, objawioną nam w Jezusie Chrystusie, który umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia. Osobiste doświadczenie tej miłości niech skłoni każdego z was do czynnego okazywania miłości braciom. Nauczcie się powtarzać piękny akt strzelisty Siostry Faustyny: «Jezu, ufam Tobie!»
Wszystkim udzielam błogosławieństwa!
Do Polaków Ojciec Święty powiedział:
Serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy zgromadzili się w tym szczególnym dniu na placu św. Piotra, aby w wieczornej modlitwie dziękować Bogu za dar kanonizacji Siostry Faustyny. Całym sercem jednoczę się z wami w tym dziękczynieniu.
Niech Niedziela Miłosierdzia Bożego roku 2000 pozostanie na zawsze w waszej pamięci. Proszę Boga, aby to wspomnienie budziło w sercach wszystkich niezachwianą ufność w Jego miłosierdzie i było umocnieniem na drogach trzeciego tysiąclecia. Jezu, ufam Tobie!
Niech Bóg bogaty w miłosierdzie błogosławi wam i waszym bliskim!
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/kanonizacja_30042000.html
************
Dodaj komentarz