Myśl dnia
Thomas Jefferson
NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY BOLESNEJ
– WSPOMNIENIE OBOWIĄZKOWE
PIERWSZE CZYTANIE (Hbr 5,7-9)
Chrystus stał się przyczyną wiecznego zbawienia
Czytanie z Listu do Hebrajczyków.
Chrystus podczas swojego życia doczesnego z głośnym wołaniem i płaczem zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości.
A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 31, 2-3b.3c-4.5-6.15-16.20)
Refren: Wybaw mnie, Panie, w miłosierdziu swoim.
Panie, do Ciebie się uciekam, +
niech nigdy nie doznam zawodu, *
wybaw mnie w sprawiedliwości Twojej.
Nakłoń ku mnie Twe ucho, *
pospiesz, aby mnie ocalić.
Bądź dla mnie skałą schronienia, *
warownią, która ocala.
Ty bowiem jesteś moją skałą i twierdzą, *
kieruj mną i prowadź przez wzgląd na swe imię.
Wydobądź z sieci zastawionej na mnie, *
bo Ty jesteś moją ucieczką.
W ręce Twoje powierzam ducha mego. *
Ty mnie odkupisz, Panie, wierny Boże.
Ja zaś pokładam ufność w Tobie, Panie, *
i mówię: „Ty jesteś moim Bogiem”.
W Twoim ręku są moje losy, *
wyrwij mnie z rąk wrogów i prześladowców.
Jakże jest wielka dobroć Twoja, Panie, *
którą zachowałeś dla bogobojnych.
Okazujesz ją tym, którzy uciekają się do Ciebie *
na oczach ludzi.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Błogosławiona jesteś, Panno Maryjo,
która bez śmierci wysłużyłaś palmę męczeństwa
pod krzyżem Chrystusa.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (J 19,25-27)
Maryja pod krzyżem Jezusa
Słowa Ewangelii według świętego Jana.
Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena.
Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
Oto słowo Pańskie.
albo:
EWANGELIA (Łk 2,33-35)
Twoją duszę przeniknie miecz
Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.
Po przedstawieniu Jezusa w świątyni Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono.
Symeon zaś błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Nasza Matka Maryja
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
Na dobranoc i dzień dobry – J 19, 25-27
Mariusz Han SJ
Ostatnie słowo…
Testament z krzyża
Obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena.
Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
Opowiadanie pt. “O “pamiątce” Pascala”
Po śmierci Blaise Pascala (1623-1662), francuskiego matematyka, fizyka i filozofa, znaleziono zaszytą w ubraniu kartkę papieru, zapisaną drobnym maczkiem. Musiał to być ważny zapis, skoro autor nosił go zawsze ze sobą. Owa “Pamiątka” – jak nazwano później ten papier – uwiecznia przeżycie konkretnego dnia i konkretnej godziny w życiu Pascala.
Oto jej treść: Rok łaski 1654. Poniedziałek, 23 listopada, dzień św. Klemensa, papieża i męczennika i innych świętych w martyrologium, wigilia Św. Chryzogona, męczennika i innych, od około wpół do jedenastej wieczór do około pół godziny po północy, ogień, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba – nie filozofów i uczonych. Pewność. Pewność. Uczucie. Radość. Pokój. Bóg Jezusa Chrystusa. Deum meum et deum vestrum. Twój Bóg powinien być moim Bogiem!
Zapomnienie o świecie i wszystkich rzeczach z wyjątkiem Boga. Jego znalazłem na drogach, o których uczy Ewangelia. Wielkość ludzkiej duszy. Ojcze sprawiedliwy, świat Ciebie nie poznał, lecz ja Ciebie poznałem. Radość, radość, radość, łzy radości. Odłączyłem się od Niego: Dereliquerunt me fontam aquae vivae. Mój Boże, czy mnie opuścisz! Obym nie został od Niego nigdy odłączony!
A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jednego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa. Jezus Chrystus. Odłączyłem się od Niego; uciekłem od Niego, zaparłem się Jego, ukrzyżowałem Go. Obym już nigdy nie odłączył się-od Niego! Można Go zachować tylko na tych drogach, o których uczy Ewangelia: doskonałe, wewnętrzne wyrzeczenie się. Doskonałe poddanie się Jezusowi Chrystusowi i moim duchowym przewodnikom.
Na zawsze w radości za jeden dzień męczarni na ziemi. Non obliviscar sermones tuos. Amen.
Refleksja
Przed odejściem z tego świata wielu ludzi wypowiada ostatnie słowo lub słowa. Jest to jakby testament i podsumowanie tego życia na ziemi. Czasami są to słowa budujące, a czasem wyrzut sumienia, który kołacze przerażony od popełnionych grzechów. Ostatnie słowo wypowiedziane na łożu śmierci jest jakby kropką nad “i”, które podsumowuje i kończy nasz żywot na ziemi. Oby to było słowo, które jest uwielbieniem Boga za to, że dał nam życie…
Jezus przed odejściem do “krainy śmierci” skierował swoja słowa do tych, którzy byli mu bliscy. To oni usłyszeli “testament z krzyża”, który był ofiarowaniem sobie osób. Słowa Jezusa nie są wyrzutem, ale umocnieniem tych, którzy cierpią. Od tej chwili będą nawzajem się pocieszać w ciężkich chwilach swojego życia. Bez tej pomocy niemożliwe jest życie, które oparte na bólu jest piekłem na ziemi. Jezusowe zmartwychwstanie zaprzecza takiemu podejściu do najbardziej bezradnych sytuacji naszego ludzkiego życia….
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy zastawiałeś się nad Twoimi ostatnimi słowami tu na ziemi?
2. Czy jest ktoś, komu chciałbyś powiedzieć “ostatnie słowo”?
3. Czy przygotowujesz się do odejścia z tego świata?
I tak na koniec…
Słowa mogą być jak promienie Roentgena; jeśli używać ich właściwie, przenikną wszystko. Czytasz i słowa cię przeszywają (Aldous Huxley)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,615,na-dobranoc-i-dzien-dobry-j-19-25-27.html
********
#Ewangelia: Bóg przyznaje się do nas
Mieczysław Łusiak SJ
Obok krzyża Chrystusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: “Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: “Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
Rozważanie do Ewangelii
Ów Jezusowy “testament z krzyża”, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia jest potwierdzeniem, że jesteśmy rodzeństwem Jezusa. Tym samym Bóg przyznał się do nas. Do nas, którzy nie raz wyrzekaliśmy się Jego i odrzucaliśmy Go, mimo że objawiał się nam jako bardzo nam bliski. Bóg przyznał się do nas. Zrobił to na krzyżu, który był wyrazem radykalnego odrzucenia Go. I przyznaje się zawsze, gdy sprawowana jest Eucharystia. Przyznaje się zawsze, gdy spotykamy się z Jego Matką. Dlatego tak cenna jest dla nas możliwość uczestnictwa w Eucharystii i spotykania się w modlitwie z Maryją.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2571,ewangelia-bog-przyznaje-sie-do-nas.html
*********
Obok Krzyża Matka
Dziesiątki, a nawet setki objawień Maryjnych na przestrzeni dziejów Kościoła dają nam do myślenia i domagają się otwarcia na Jej orędzia, kierowane do coraz to nowych pokoleń. Warto być uważnym i otwartym na Jej przesłania. I to nie tylko te najbardziej znane – np. z Fatimy, ale także na te współczesne naszym dniom.
- Media, goniące za sensacjami „ważnymi” tylko jeden dzień czy nawet tylko parę godzin, nie zwrócą naszej uwagi na Głos Matki Kościoła i Matki ludzkiej rodziny. To my – wyposażeni w zmysł wiary i zdolność rozeznawania w Duchu Świętym – winniśmy pamiętać, że nasza Matka jest wierna i niestrudzenie angażuje się w historię. W tę historię, która dzieje się na naszych oczach i z woli Boga – w swym najgłębszym nurcie – ma być (i jest) Historią Zbawienia. Dana nam Matka troszczy się o to, by tak właśnie było! Troszczy się o to w sposób wyjątkowy.
Obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie (J 19,25-27).
Cenne dobra chronimy
Człowiek potrafi rozpoznawać cenne dobra i chronić je przed różnymi zagrożeniami, np. przed kradzieżą, zniszczeniem czy przed profanacją. Budynki chronimy piorunochronem, mieszkania zabezpieczamy solidnymi zamkami, samochody i sejfy – systemami alarmowymi itd.
Czas rekolekcyjnej modlitwy ponownie uświadamia nam, że naszym największym dobrem i wartością jest Bóg; a zaraz po Nim – człowiek. I to każdy człowiek, gdyż nikt nikomu, jako stworzony na obraz i podobieństwo Boga, nie ustępuje w godności dziecka Bożego.
Cóż jednak się okazuje? – Choć jakoś wiemy o wyjątkowej godności każdego człowieka, to jednak zdolni jesteśmy do poniżania zarówno siebie samych jak i naszych bliźnich. Gdy przypatrujemy się temu, jak ludzie siebie wzajemnie traktują, to można odnieść wrażenie, że ze zwykłą szklanką czy kryształowym naczyniem obchodzimy się ostrożniej i delikatniej…
- Niestety, ludzkość wciąż nie jest wielką miłującą się rodziną. Nawet we wspólnotach znacznie mniejszych – takich jak rodzina czy wspólnota zakonna – często widać tyle linii podziału, sprzecznych dążeń, interesów i walk. Na liście zagrożeń człowieka jest jeszcze wrogość złych duchów, które mocą swej zwyrodniałej natury nienawidzą człowieka i mają upodobanie w szkodzeniu nam.
Nasuwa się pytanie: jak wziąć człowieka w obronę? Czy jest ktoś, kto może skutecznie obronić nas przed zaborczym egoizmem i demoniczną nienawiścią?
Bóg zbawia nas i powierza Matce
Owszem, wciąż blisko nas jest nasz wielki Obrońca: Bóg Ojciec, nasz Stwórca. Bierze nas w obronę Jezus Chrystus. Całe Jego życie, nauczanie i zbawcza śmierć oraz zwycięskie zmartwychwstanie – to jedna wielka obrona człowieka przed bezsensem i rozpaczą. Bierze nas w obronę Duch Święty. On uzdalnia nas, w głębi serca, do postaw i uczuć ufnego dziecka. On nas pociesza; jest też naszym „adwokatem”, obrońcą w najtrudniejszych próbach.
- W obronę bierze nas ktoś jeszcze: Matka. Matka wspaniała, można, potężna, łaskawa. Jej wielkie (i największe) imię brzmi: Święta Boża Rodzicielka, czyli Matka Boga – Matka Wcielonego Syna Bożego. Jej drugie wielkie imię brzmi: Matka Kościoła, Matka nas wszystkich. My, w Polsce, od kilku wieków obraliśmy Ją za Królową naszego Narodu.
Skąd to nasze zaufanie i śmiałość wobec Matki Jezusa? – Ogólnie mówiąc, nasze dziecięce zaufanie i śmiałość wobec Matki Jezusa wypływa z kontemplacji Tajemnicy Wcielenia Syna Bożego i z Jej świętego Macierzyństwa.
- Momentem inaugurującym duchowe macierzyństwo Maryi wobec całego Kościoła i poszczególnych wierzących jest Kalwaria. Tu z przebitego boku Jezusa wypływają zdroje zbawienia. Tu nasz Pan i Zbawiciel – z wysokości Krzyża – „wyznacza” Swej Matce nowe zadanie. Odtąd ma być Matką wszystkich ludzi; Matką Kościoła, Matką moją, Matką nas wszystkich. To z woli Bożej, z woli swego Syna, Maryja „opiekuje się braćmi swego Syna – pielgrzymującymi jeszcze” (KK 62), a Jej Niepokalane Serce wypełnia macierzyńska miłość.
Synowskie uczucia wobec Matki
Zobaczmy nieco dokładniej, jak wyraża się macierzyńska miłość Maryi. W czasie swego ziemskiego życia Maryja rozwijała swą macierzyńską działalność na naszą korzyść w posługiwaniu swemu Synowi i przez posługiwanie swego Syna. Maryja z woli Bożej „oddała się niepodzielnie Osobie i dziełu Syna. Konsekwencją tego niepodzielnego oddania się Maryi Synowi i Jego dziełu jest to, że „Maryja w dalszym ciągu prowadzi swą działalność macierzyństwa duchowego”. Nadal opiekuje się braćmi Syna! A „celem Jej macierzyńskiej działalności jest zjednoczenie nas z Chrystusem, aby każdy z nas mógł powiedzieć: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20) [1].
- Z odnowioną radością przyjmijmy do wiadomości, że mamy Matkę! I cieszmy się, że jest Ona potężna w miłowaniu i Piękna! Jej wielkie piękno płynie z napełnienia Bogiem i z miłowania.
Teolog (mariolog) powie, że tak jak „Maryja zaangażowała wszystkie swe siły fizyczne i duchowe zasoby swego bytu w swe powołanie Matki Jezusa, tak też angażuje się również całym swym bytem w przedłużenie tego powołania, którym jest macierzyństwo duchowe względem nas”. Totalne zaangażowanie Maryi w duchowe macierzyństwo nie jest jednak suchym faktem, lecz darem serdecznym, który pobudza nas do obdarzenia Jej synowskim uczuciem i czczenia Jej jako najmilszej Matki (por. KK 53).
Ojcowie Soboru Watykańskiego II nalegają, by Maryjna pobożność była dojrzała: „prawdziwa pobożność nie polega ani na czczym i przemijającym uczuciu, ani na jakiejś próżnej łatwowierności, lecz pochodzi z wiary prawdziwej, która prowadzi nas do uznawania przodującego stanowiska Bogarodzicielki i pobudza do synowskiej miłości ku naszej Matce oraz do naśladowania Jej cnót” (KK 67). Synowska, dziecięca więź między nami a Matką nie wyczerpuje się, to oczywiste, w jakiejś ckliwości lub czułostkowości. Matka pomaga nam stać się dorosłymi w Chrystusie. To dlatego tak bardzo potrzebujemy Jej macierzyńskiego działania [2].
- Każde święto Matki Bożej jest dobrą sposobnością, byśmy jeszcze pełniej otwarli się na dobroczynną obecność i działanie naszej Matki. Przyjmijmy Jej macierzyńską troskę i królewską obronę.
- Pozwólmy Jej, by prowadziła nas do pełnego zjednoczenia z Jezusem. Ona czyni to na swój sposób – delikatny, subtelny, po prostu macierzyński. Ale także prorocki!
Matka i Prorokini
Dziesiątki, a nawet setki objawień Maryjnych na przestrzeni dziejów Kościoła dają nam do myślenia i domagają się otwarcia na Jej orędzia, kierowane do coraz to nowych pokoleń. Warto być uważnym i otwartym na Jej przesłania. I to nie tylko te najbardziej znane – np. te z Fatimy, ale także na te współczesne naszym dniom.
- Media, goniące za sensacjami „ważnymi” tylko jeden dzień czy nawet tylko parę godzin, nie zwrócą naszej uwagi na Głos Matki Kościoła i Matki ludzkiej rodziny. To my – wyposażeni w zmysł wiary i zdolność rozeznawania w Duchu Świętym – winniśmy pamiętać, że nasza Matka jest wierna i niestrudzenie angażuje się w historię. W tę historię, która dzieje się na naszych oczach i z woli Boga – w swym najgłębszym nurcie – ma być (i jest) Historią Zbawienia.
- Dana nam Matka troszczy się o to, by tak właśnie było! Troszczy się o to w sposób wyjątkowy. Jak nikt z nas ludzi na Ziemi. Ona wciąż poucza, napomina i mobilizuje do jasnego opowiedzenia się za Bogiem. Ona, także dziś, bierze w obronę powierzony Jej Kościół. Kieruje do Niego prorockie „mowy”, w których przestrzega przed aktualnymi zagrożeniami dla wiary i pokoju.
Oto pewien przykład jej prostej Mowy, która jest jasna i pomaga precyzyjnie odróżnić działanie „różnych duchów”. Sięgam zatem po parę cytatów z Orędzi kierowanych za pośrednictwem księdza Stefano Gobbiego do „umiłowanych synów Kapłanów”:
„Jako Mama jestem zawsze blisko was. Jestem blisko Kościoła i ludzkości, aby wprowadzić was na drogę wypełniania woli Ojca, naśladowania Syna i jedności z Duchem Miłości – dla coraz większego uwielbienia Trójcy Przenajświętszej.
Zły, szatan, wąż starodawny, ogromny Smok zawsze działał i pracował wszelkimi sposobami, aby odebrać wam, Kościołowi i ludzkości drogocenne dobro pokoju.
Moja macierzyńska funkcja polega więc na doprowadzeniu was wszystkich do wielkiej wspólnoty życia z Bogiem, abyście mogli dojść do słodkiego doświadczenia miłości i pokoju. Nigdy tak jak dziś pokój nie był zagrożony. Walka Mojego przeciwnika z Bogiem staje się coraz silniejsza, bardziej podstępna, stała i powszechniejsza. Weszliście więc w czasy wielkiej próby.
Nadeszły dla was wszystkich czasy wielkiej próby, Moi biedni synowie, tak zagrożeni przez szatana i tak atakowani przez złe duchy. Grożące wam niebezpieczeństwo to utrata łaski i jedności życia z Bogiem. Otrzymał ją dla was Mój Syn Jezus przez Odkupienie, kiedy wyswobodził was z niewoli Złego i uwolnił was od grzechu. Obecnie nie uważa się już grzechu za zło. Przeciwnie, często się go wychwala jako wartość i dobro. Pod zgubnym wpływem środków społecznego przekazu stopniowo dochodzi się do utraty świadomości grzechu jako zła. Przez to popełnia się go coraz częściej, usprawiedliwia i już nie wyznaje.
Jeśli żyjecie w grzechu, wpadacie na nowo w niewolę szatana – poddani jego diabelskiej mocy. Wtedy dar Odkupienia dokonanego dla was przez Jezusa staje się bezużyteczny. Znika też pokój z waszych serc, z waszych dusz i z waszego życia. Moje dzieci, tak zagrożone i tak chore, przyjmijcie Moje macierzyńskie zaproszenie do powrotu do Pana – drogą nawrócenia i pokuty.
Uznajcie grzech za największe zło, za źródło wszystkich osobistych i społecznych nieszczęść. Nigdy nie żyjcie w grzechu. Jeśli zdarzy się wam go popełnić – z powodu waszej ludzkiej słabości lub z powodu podstępnych pokus Złego – natychmiast biegnijcie do spowiedzi. Częstej spowiedzi używajcie jako lekarstwa przeciw szerzeniu się grzechu i zła. Będziecie wtedy żyć w wielkiej wspólnocie miłości i życia z Przenajświętszą Trójcą, ustanawiającą w was Swoją siedzibę. Będzie w was Ona coraz bardziej otaczana chwałą” [3].
To zaledwie parę fragmentów. Kto zechce, może zanurzać się w Jej słowach. Można wejść do jej szkoły. Internet to ułatwia [4].
******************************************************************************
[1] Por. Mały Słownik Maryjny. Macierzyństwo duchowe (Alphonse Bossard)
[2] Tamże.
[3] Ks. Stefano Gobi «DO KAPŁANÓW, UMIŁOWANYCH SYNÓW MATKI BOŻEJ» 1973-1998. Wyd. „Vox Domini”, Katowice. Adres: Wydawnictwo „Vox Domini” 43-190 Mikołów, skr. pocz. 72.
[4] Zobacz online na: www.voxdomini.pl; lub od razu tu: http://www.voxdomini.com.pl/gobbi/gobbi.htm
http://osuch.sj.deon.pl/2015/05/01/k-osuch-sj-powierzeni-matce-j-1925-27/
************
3 maja 2014 w kazaniu podczas uroczystej Sumy abp Stanisław Gądecki, przewodniczący KEP podkreślił, że „nasza Ojczyzna potrzebuje dzisiaj, podobnie jak za czasów Konstytucji Majowej, odnowy, jeśli ma mieć przed sobą swoje jutro”.
„Państwo i Kościół nie są tylko dwoma instytucjami żyjącymi obok siebie swoim własnym, autonomicznym życiem. To są dwie instytucje zdane na siebie, i to zdane na podobieństwo związku ciała z duszą. Kościół, jeśli jest autentyczny winien być duszą państwa. Bez duchowych wartości, jakie przynosi Kościół ciało państwa obumiera. Dla niektórych może to brzmieć prowokacyjnie, ale taka jest prawda” – mówił kaznodzieja. Podkreślił, że „słabość wielu wymiarów dzisiejszego życia społecznego, kulturalnego, politycznego naszej Ojczyzny nie bierze się znikąd. Ona ma swoje najgłębsze korzenie właśnie w odcinaniu się naszego państwa od jego duszy”. – To właśnie odcinanie się od wartości, które wyrastają z Ewangelii, sprawia, że 2,5 mln osób, przeważnie młodych, musiało wyjechać za chlebem, kolejne 2 mln jest bezrobotnych, blisko 4 mln żyją na skraju ubóstwa; że nasze społeczeństwo starzeje się i pogłębia się jego kastowość, postępuje alienacja młodych w pracy; że lekceważeni są robotnicy, którym miesiącami nie płaci się za pracę, a nieraz po miesiącu lub dwóch wyrzuca się z pracy pod sfingowanym zarzutem; że nie przyjmuje się pod koniec roku chorych do szpitali; że więzienia nie mogą pomieścić skazanych; że lekceważone są miliony głosów obywateli w sprawie wieku emerytalnego i wieku szkolnego – mówił abp Gądecki.
***********
Warto wiedzieć / przypomnieć:
„Cześć Matki Bożej w Polsce jest tak stara jak dzieje samego narodu. Pierwsza świątynia w Gnieźnie była zbudowana pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Pierwszy utwór napisany w języku ojczystym to pieśń „Bogarodzica”. Pełne jednak upowszechnienie i unarodowienie kultu Matki Bożej przypada na epokę Wazów. Zanim jednak w katedrze lwowskiej padły uroczyste słowa Jana Kazimierza, oddającego koronę polską Maryi, Najświętsza Panna sama ogłosiła się Królową Polski.
Za czasów króla Zygmunta III Wazy żył w Neapolu sławny ze swej świętości jezuita, o. Juliusz Mancinelli. Odznaczał się szczególnym nabożeństwem do Niepokalanej i świętych polskich. 14 sierpnia 1608 r. w wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ukazała mu się Maryja z Dzieciątkiem Jezus. U jej stóp klęczał św. Stanisław Kostka, O. Juliusz nigdy nie widział Matki Bożej w tak wielkim majestacie. Pragnął pozdrowić Ją takim tytułem, jakim jeszcze nikt Jej nie uczcił. Wtedy Maryja powiedziała: Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie. W krótkim czasie potem, za pozwoleniem swych przełożonych, którzy objawienie to zbadali, o. Mancinelii przekazał tę radosną wiadomość ks. Piotrowi Skardze i jezuitom w Polsce. Oni z kolei donieśli o tym królowi.
O. Juliusz miał już 72 lata, kiedy objawiła mu się Matka Boża, lecz pomimo swego podeszłego wieku postanowił odwiedzić ten kraj, który Maryja szczególnie umiłowała. Wybrał się więc piechotą do Polski. 8 maja 1610 r. doszedł do Krakowa, gdzie był entuzjastycznie witany przez króla i wszystkie stany. Swoje pierwsze kroki skierował do Katedry Wawelskiej. Tutaj ponownie ukazała mu się Maryja w wielkim majestacie i powiedziała: Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką Tego Narodu, który jest mi bardzo drogi więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj Mnie nieustannie, a Ja będę ci zawsze, tak jak teraz miłosierną.
Na pamiątkę tego wydarzenia mieszkańcy Krakowa umieścili na wieży kościoła Mariackiego koronę. Kiedy w 1655 roku w granice Polski wdarli się Szwedzi, a opuszczony król musiał uciekać poza granice kraju, zrozpaczeni biskupi pisali do papieża: „Zginęliśmy, jeśli Bóg nie zlituje się nad nami”. Wtedy Ojciec Święty Aleksander VII, powołując się na objawienie o. Juliusza Mancinelli odpowiedział: „Nie, Maryja was uratuje, to Polski Pani. Jej się poświęćcie. Jej oficjalnie ofiarujcie. Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała„. Król Jan Kazimierz, stosując się do rady papieża, 1 kwietnia 1656 r. złożył uroczysty ślub, ogłaszając Maryję Królową Polski.
Od tej chwili Matka Boża wzięła losy naszego narodu w Swoje dłonie. Ocaliła Polskę nie tylko od potopu szwedzkiego, lecz wiele razy okazywała nam Swoją potęgę i miłosierdzie. Nuncjusz apostolski Pignatelli, późniejszy papież Innocenty XII powiedział do hetmana Stanisława Jabłonowskiego: „Szczęśliwe narody, które mają taką historię, jak Polska, szczęśliwszego od was nie widzę państwa, gdyż wam jedynym zechciała być Królową Maryja, a to jest zaszczyt nad zaszczyty i szczęście niewymowne; obyście to tylko zrozumieli sami”.
„Mały Apostoł” – maj – 1993 r. – Pallotyni – Maria Chojnowska
********
W nawiązaniu do słów Matki Bożej: „Pod zgubnym wpływem środków społecznego przekazu stopniowo dochodzi się do utraty świadomości grzechu jako zła. Przez to popełnia się go coraz częściej, usprawiedliwia i już nie wyznaje” – poniżej cytuję fragment artykułu z NDz, Oko Judasza
(zachęcając do przeczytania całego):
„Nowoczesna forma wojny
„I trzeba przyznać – wyznaje ks. prof. Tadeusz Guz, uczony, który przez wiele lat pracy naukowej w Niemczech kształcił również świetnych dziennikarzy – że media ze swoimi technicznymi możliwościami i jednocześnie z bombardowaniem człowieka informacjami tak oddziałują. Człowiek, który pozwoli się zatopić temu potopowi informacji, jaki jest serwowany współczesnemu człowiekowi, staje się masą. To są takie techniki, które dokonują wykluczenia działalności rozumu. (…) To są nowoczesne formy wojny” – twierdzi ksiądz profesor. Wskazuje, że „my jesteśmy aktualnie w samym sercu największej bitwy, jaką ludzkość dotychczas toczyła; to jest bitwa medialna. I Niemcy nieprzypadkowo przejęli potężną porcję rynku medialnego w Polsce, dlatego że korzystają z tego prawdziwego poznania i Adolfa Hitlera, i wielu innych pierwszych analityków mediów; wiedzą, że kto uzyskał media, ten zdobywa nieświatłe narody. Podkreślam, nieświatłe. Bo ofiarą mediów mogą paść tylko nieświatłe narody i nieświatli ludzie, czyli ci, którzy nie pracują intelektualnie, którzy religijnie tracą swoją dynamikę – i wtedy następuje załamanie całego człowieka”.„Można pokazać to medialnie, technicznie, ale także i od strony filozoficznej, że jeśli człowieka zbombardujemy informacjami albo obrazami – ani rozum ludzki, ani zmysły człowieka nie są w stanie tego wszystkiego przepracować. I w związku z tym człowiekowi, który podda się takiemu praniu mózgu – używam tego pojęcia świadomie – jeśli chodzi o czas, dają najwyżej kilka miesięcy. Każdemu człowiekowi, nawet gdyby był geniuszem intelektualnym, wystarczy kilka miesięcy takiego prania mózgu i jego rozum jest skończony. Człowiek staje się bardzo bierny. I rzeczywiście Hitler miał rację, że z ludzi – jako osób wspaniałych, genialnych, ze swoją podmiotowością – i z narodów tworzą się masy, a masy są marionetkami” (t. 2, s. 267-269).
link: http://www.naszdziennik.pl/mysl/76152,oko-judasza.html
***********
WŁADZA
by Grzegorz Kramer SJ
Dzisiejsze teksty są o władzy. Jezus miał władzę absolutną, ale z niej zrezygnował. Była to władza tak wielka, że mógł zmienić scenariusz, sposób naszego zbawienia. A jednak tego nie czyni. Nie wykorzystuje swojej władzy, by sobie zrobić dobrze, ale by nam ułatwić zadanie. Jak choćby w Ewangelii – daje nam Matkę.
Cierpienie, a w jego następstwie śmierć Jezusa, były konsekwencją tego, co wielokrotnie głosił. Kto straci swoje życie, znajdzie je. I myślę, że właśnie w kluczu tego zdania jest sens wspominania Męki Pana i dziś Jego cierpiącej Matki.
Wszyscy kiedyś fizycznie umrzemy. To najpewniejszy fakt. Wszyscy umierają. To prawda, ale prawdą jest też to, że niewielu ludzi żyje. Większość z nas ma jeden cel: święty spokój. Stworzyć sobie takie warunki – rozwoju, dojrzewania, pracy i życia, by mieć spokój. By zachować swoje życie. By władzę, którą mamy nad: przyjaciółmi, dziećmi, rodzicami, współmałżonkami, współbraćmi wykorzystać, by na równi być z Bogiem.
Cały czas większość z nas się boi. O przyszłość, o teraźniejszość, o zdrowie, o ilość zer na koncie. O swoją reputację, o swoje uczucia, by nie zostały zranione, i cała masa innych lęków. Warto je nazwać. Mamy wbrew pozorom wielką władzę. My tylko udajemy, że jej nie mamy. Łatwiej nam wchodzić w taką pseudopokorę i to wcale nie ze względu na Boga, ale na nas samych, bo kiedy przed sobą gramy sieroty pozbawione władzy, łatwiej nam usprawiedliwić świństwa, które czynimy.
Władza, o której mówią dzisiejsze czytania, by była władzą dobrą, musi być odważna. Nie brawurowa, nielicząca się z nikim i z niczym, ale odważna. A odwaga jest sprzecznością samą w sobie. Bo ona oznacza silne pragnienie życia połączone z gotowością na śmierć. Każdy, kto próbuje drugiemu pomóc, liczy się z tym, że może stracić życie. Ale wchodzi w to, bo wie, że właśnie ta pomoc jest prawdziwym życiem. Postawienie czyjegoś życia nad swoje jest odwagą i prawdziwą władzą. Nie chodzi o staranie się, by mi było dobrze i wygodnie, by na moim stanęło ostatecznie. To czysty egoizm.
Co nam przyjdzie z czczenia krzyża Jezusa, z czczenia Jego Matki, którą dziś nazywamy Bolesną, co nam przyjdzie z kontemplacji Ich cierpienia, kiedy sami za wszelką cenę chcemy to życie zachować i żyjemy w lęku, by nikt nam go nie odebrał lub nie przemeblował?
To dzisiejsze wspomnienie nie jest zachętą do oglądactwa cierpienia Maryi, ale do wzięcia Jej do siebie, a to znaczy, do wzięcia słowa Jej Syna.
Kto chce zachować swoje życie, straci je. I tak umrzemy. I tak podzielimy los innych, co przed nami umarli. Pytanie: czy umrzemy jako ludzie żyjący z pasją, oddaniem, czy jako ludzie za wszelką cenę chcący zachować swoje życie?
http://kramer.blog.deon.pl/2015/09/15/wladza/
*********
NMP Bolesnej
J 19, 25-27
Obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
Średniowieczny hymn Stabat Mater opiewa ból Maryi: „Stoi Matka bolejąca, łzy pod krzyżem przepłakała…. Jakże w duszy jest zmartwiona, zasmucona, aż ją poprzeszywał miecz”. Jezus zwraca się do Maryi i stojącego obok Niej ucznia, ale słowa te nie są tylko wyrazem troski o przyszły los Matki. To testament z krzyża, który jest ostatnią wolą Mesjasza.
W tej godzinie, która jest godziną największej miłości, Jezus daje uczniowi swoją Matkę. Jan przyjmuje ten dar i bierze Maryję do siebie. „Uczeń wziął Ją do siebie” oznacza, że uczeń bierze Maryję do swojego życia i do swojego wnętrza. Pomyśl, jakie miejsce w twoim życiu zajmuje Maryja?
Maryja wypełnia testament Syna i pozostaje z uczniami Jezusa. Jest im najlepszą Matką. Jest także twoją Matką. Matką współodczuwającą i wierną, która stoi przy tobie w najtrudniejszych chwilach życia. Pociesza w strapieniu i wspomaga w wierze. Wstawia się za tobą u Syna, gdy ty już nie masz siły walczyć. Do Niej się uciekaj, gdy twojemu sercu grozi grzech i śmierć.
Weź Maryję do siebie. Sam Jezus o to dziś ciebie prosi. To Jego drogocenny dar miłości, który ofiaruje wszystkim swoim uczniom.
Siedem darów Ducha Świętego, konferencja VI
Chwalebna Dziewica zapłaciła za nas okup jako niewiasta dzielna i kochająca Chrystusa współczującą miłością. Jest powiedziane u świętego Jana: „Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina” (16,21). Błogosławiona Dziewica nie odczuwała bóli rodzenia, ponieważ nie poczęła w następstwie grzechu jak Ewa, przeciw której zostało wypowiedziane przekleństwo. Jej ból pojawił się później, kiedy porodziła w chwili krzyża. Inne kobiety znają ból ciała, ona doświadczała bólu serca. Inne cierpią z powodu stanu zdrowia, ona – ze współczucia i miłości.
Błogosławiona Dziewica zapłaciła za nas okup jako niewiasta dzielna i kochająca miłosierną miłością świat, a szczególnie lud chrześcijański. „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona?” (Iz 49,15) To powinno pozwolić nam zrozumieć, że cały lud chrześcijański pochodzi z łona chwalebnej Dziewicy. Jakże kochającą Matkę mamy! Kształtujmy się na przykładzie Maryi i idźmy za Nią w jej miłości. Ona tak współczuła duszom, że za nic uważała straty materialne i cierpienie fizyczne. „Za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci!” (1Kor 6,20)
************
Oddaj życie, a je otrzymasz! (15 września 2015)
A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu (Łk 2,33).
Dlaczego Niepokalana Dziewica, bez grzechu, musiała doświadczyć takiego cierpienia? Dlaczego sam Syn Boży musiał nauczyć się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał (Hbr 5,8)? Patrząc od strony moralnej, to niesprawiedliwe. Dlaczego zatem Bóg kazał im, a trzeba powiedzieć, że także innym ludziom sprawiedliwym, doświadczać cierpienia? Te dwa czytanie mówią nam o dwóch racjach takiej sytuacji. W odniesieniu do Syna Bożego dowiadujemy się, że „nauczył się posłuszeństwa”. Czyżby nie był posłuszny? Ależ przecież mówił o sobie, że Jego pokarmem jest pełnienie woli Ojca i że nie robi niczego, czego by Mu Ojciec nie polecił! Dlaczego więc „nauczył się” posłuszeństwa dopiero przez cierpienie?
Widać nie da się tego nauczyć, jedynie wypełniając wolę Boga w zwykłym działaniu. Trzeba cierpienia, które wnosi coś, czego nie może dać zwykłe życie. Jeżeli przez cierpienie Autor Listu do Hebrajczyków rozumie całą tajemnicę paschalną wraz ze śmiercią, na co wskazuje wcześniejsze zdanie: zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości (Hbr 5,7n), to w cierpieniu śmierci dokonało się dopiero całkowite oddanie, bez pozostawienia dla siebie czegokolwiek. Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23,46). Posłuszeństwo, o jakim pisze autor Listu do Hebrajczyków, odnosi się do całkowitego oddania siebie. Jest ono tożsame z miłością do końca, bez zostawienia sobie czegokolwiek. Tak naprawdę można tego dokonać jedynie w śmierci. Poza nią stale coś pozostaje nieoddane: nasz duch pozostaje w naszym władaniu. Śmierć w tym kontekście okazuje się momentem miłosnego zjednoczenia. I tak chyba jest w objawieniu Jezusa Chrystusa. Mówi przecież nam: kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 16,25). Oddaj życie, a je otrzymasz! Przez posłuszeństwo do końca następuje zjednoczenie w nowości życia w zmartwychwstaniu. Jezus Chrystus był pierwszym, który tego doświadczył i nas do tego doświadczenia wzywa.
Dzisiejsze czytania liturgiczne: Hbr 5, 7-9; J 19, 25-27 lub Łk 2, 33-35
Natomiast Maryja usłyszała: A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu (Łk 2,33). Cierpienie sprawiedliwego odsłania zamysły wielu. Z dalszej treści Ewangelii wiemy, że tymi wieloma byli przede wszystkim pobożni Żydzi. Ci, którzy się uważali za sprawiedliwych, a innymi gardzili i wytykali ich palcami. Ich przewrotne zamysły nie były im samym wiadome. Dopiero zbrodnia, która dokonała się za ich przyczyną, pozwoliła odsłonić całą przewrotność serca. Pan Jezus powiedział o nich: Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości (Mt 23,28). Dlatego to właśnie oni dopełnili miary nieprawości swoich ojców (zob. Mt 23,32). Ale ta prawda jest uniwersalna. Nie odnosi się ona jedynie do faryzeuszów i w ogóle Żydów za czasów Pana Jezusa. Odnosi się także do nas samych. I nam się wydaje, że jesteśmy w porządku, jesteśmy uczciwi itd. Ale to jedynie świadczy o tym, że nie znamy siebie i głębi naszej nieprawości, czyli nie znamy w pełni tajemnicy grzechu pierworodnego w nas. Prawdę odsłaniają owoce, jakie przynoszą nasze czyny. Aby je rozpoznać, trzeba mieć w sobie pokorę.
Maryja, podobnie jak Pan Jezus, została nam dana po to, abyśmy sami zobaczyli miarę własnej nieprawości. Cierpienie sprawiedliwego odsłania nam naszą nieprawość. Jeżeli grzeszymy przeciw takiemu samemu grzesznikowi, to właściwie nic się nie dzieje. Okraść złodzieja to nie kradzież. Ale okraść człowieka uczciwego to prawdziwa kradzież. Okłamać kłamcę to żaden problem. Trzyma się to ogólnej konwencji. Ale okłamać człowieka prawego to świństwo, z którego sobie zdajemy sprawę, jeżeli potrafimy uznać swoje kłamstwo. Wydaje się, że każdy z nas ma w tej dziedzinie własne doświadczenie. Zło popełnione wobec człowieka prawego skręca nas wewnętrznie. Dopiero wówczas widzimy własną nieprawość.
Krzyż Chrystusa ma także nam uświadomić głębię naszego grzechu. Jeżeli doprowadził on aż do takiego cierpienia, to jest ogromną nieprawością. Ale nawet wobec cierpienia Chrystusa i Jego Matki można zamknąć swoje serce, uznając, że to inni, nie my, są winni temu cierpieniu. Można uciekać w pozór własnej porządności. Tak robili faryzeusze, ale właśnie ich Chrystus nazwał obłudnikami i synami szatana.
Aby się stać uczniem Chrystusa, trzeba mieć w sobie pokorę, otwarcie na pełną prawdę o swoim sercu. Maryja jest wzorem takiego otwarcia i dlatego Jezus daje nam Ją za Matkę w naszej drodze do Niego (zob. J 19,27).
Włodzimierz Zatorski OSB
http://ps-po.pl/2015/09/14/oddaj-zycie-a-je-otrzymasz-15-wrzesnia-2015/
************************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
15 SIERPNIA
*********
Najświętsza Maryja Panna Bolesna
“Oto Ten przeznaczony jest na upadek… A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 34a. 35).
Tymi słowami prorok Symeon, podczas ofiarowania Jezusa w świątyni, zapowiedział Maryi cierpienie. Maryja, jako najpokorniejsza i najwierniejsza Służebnica Pańska, miała szczególny udział w dziele zbawczym Chrystusa, wiodącym przez krzyż.
Przez wiele stuleci Kościół obchodził dwa święta dla uczczenia cierpień Najświętszej Maryi Panny: w piątek przed Niedzielą Palmową – Matki Bożej Bolesnej oraz 15 września – Siedmiu Boleści Maryi. Pierwsze święto wprowadzono najpierw w Niemczech w roku 1423 w diecezji kolońskiej i nazywano je “Współcierpienie Maryi dla zadośćuczynienia za gwałty, jakich dokonywali na kościołach katolickich husyci”. Początkowo obchodzono je w piątek po trzeciej niedzieli wielkanocnej. W roku 1727 papież Benedykt XIII rozszerzył je na cały Kościół i przeniósł na piątek przed Niedzielą Palmową.
Drugie święto ma nieco inny charakter. Czci Maryję jako Matkę Bożą Bolesną i Królową Męczenników nie tyle w aspekcie chrystologicznym, co historycznym, przypominając ważniejsze etapy i sceny dramatu Maryi i Jej cierpień. Święto to jako pierwsi zaczęli wprowadzać serwici. Od roku 1667 zaczęło się ono rozszerzać na niektóre diecezje. Pius VII w roku 1814 rozszerzył je na cały Kościół, a dzień święta wyznaczył na trzecią niedzielę września. Papież św. Pius X ustalił je na 15 września. W Polsce oba święta rychło się przyjęły. Już stary mszał krakowski z 1484 r. zawiera Mszę De tribulatione Beatae Virginis oraz drugą: De quinque doloribus B. M. Virginis. Również mszały wrocławski z 1512 roku i poznański z 1555 zawierają te Msze.
Oba święta są paralelne do świąt Męki Pańskiej, są w pewnym stopniu ich odpowiednikiem. Pierwsze bowiem święto łączy się bezpośrednio z Wielkim Tygodniem, drugie zaś z uroczystością Podwyższenia Krzyża świętego. Ostatnia zmiana kalendarza kościelnego zniosła pierwsze święto, obchodzone przed Niedzielą Palmową.
Od XIV w. często pojawiał się motyw siedmiu boleści Maryi. Są nimi:
1. Proroctwo Symeona (Łk 2, 34-35)
2. Ucieczka do Egiptu (Mt 2, 13-14)
3. Zgubienie Jezusa (Łk 2, 43-45)
4. Spotkanie z Jezusem na Drodze Krzyżowej (Ewangelie o nim nie wspominają)
5. Ukrzyżowanie i śmierć Jezusa (Mt 27, 32-50; Mk 15, 20b-37; Łk 23, 26-46; J 19, 17-30)
6. Zdjęcie Jezusa z krzyża (Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42)
7. Złożenie Jezusa do grobu (Mt 27, 57-61; Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42)
Jest rzeczą niezaprzeczalną, że Maryja wiele wycierpiała jako Matka Zbawiciela. Nie wiemy, czy dokładnie wiedziała, co czeka Jej Syna. Niektórzy pisarze kościelni uważają to za rzecz oczywistą. Ich zdaniem, skoro Maryja została obdarzona szczególniejszym światłem Ducha Świętego odnośnie do rozumienia ksiąg świętych, gdzie w wielu miejscach i nieraz bardzo szczegółowo jest zapowiedziana męka i śmierć Zbawiciela świata, to również wiedziała o przyszłych cierpieniach Syna. Inni pisarze, powołując się na miejsca, gdzie kilka razy jest podkreślone, że Maryja nie rozumiała wszystkiego, co się działo, są przekonani, że Maryja nie była wtajemniczona we wszystkie szczegóły życia i śmierci Jej Syna.
Maryja nie była tylko biernym świadkiem cierpień Pana Jezusa, ale miała w nich najpełniejszy udział. Jest nie do pomyślenia nawet na płaszczyźnie samej natury, aby matka nie doznawała cierpień na widok umierającego syna. Maryja cierpiała jak nikt na ziemi z ludzi. Zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że Jej Syn jest Zbawicielem rodzaju ludzkiego.
Wśród świętych, którzy wyróżniali się szczególniejszym nabożeństwem do Matki Bożej Bolesnej, należy wymienić siedmiu założycieli zakonu serwitów (w. XIII), św. Bernardyna ze Sieny (+ 1444), bł. Władysława z Gielniowa (+ 1505), św. Pawła od Krzyża, założyciela pasjonistów (+ 1775) i św. Gabriela Perdolente, który sobie obrał imię zakonne Gabriel od Boleści Maryi (+ 1860).
Ikonografia chrześcijańska zwykła przedstawiać Matkę Bożą Bolesną w trojaki sposób: najdawniejsze wizerunki pokazują Maryję pod krzyżem Chrystusa, nieco późniejsze (od XIV w.) w formie Piety, czyli jako rzeźbę lub obraz Maryi z Jezusem złożonym po śmierci na Jej kolanach. W tym czasie pojawiają się obrazy i figury Maryi z mieczem, który przebija jej pierś lub serce. Potem pojawia się więcej mieczy – do siedmiu włącznie. Znany jest także średniowieczny hymn Stabat Mater, opiewający boleści Maryi. Wątek współcierpienia Maryi w dziele odkupienia znajduje swoje odzwierciedlenie także w znanym polskim nabożeństwie wielkopostnym (Gorzkie Żale).
Przez wspomnienie Maryi Bolesnej uświadamiamy sobie cierpienia, jakie były udziałem Matki Bożej, która – jak nikt inny – była zjednoczona z Chrystusem, również w Jego męce, cierpieniu i śmierci.
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-15a.php3
**********
Najświętszej Maryi Panny Bolesnej
dodane 2003-09-15 09:06
Wiara.pl
Jest rzeczą niezaprzeczalną, że Maryja wiele wycierpiała jako Matka Zbawiciela.
Napisali o Matce Bożej Bolesnej
Piotr Semenenko: „Kazania na niedziele i święta” (fragment)
„Oto Matka twoja!” – Wielka, święta, słodka tajemnica, dzieło łaski, sakrament miłości; święty i wieczny skutek owego Boskiego pragnienia, a pragnienia wspólnego z Maryją. Chce nam dać ciało swe za pokarm, za napój, a przez to dać nam życie, stać się nowym Ojcem naszym… Ale to ciało jest ciałem Maryi i krew Jego Jej krwią… Więc jeżeli On staje się Ojcem, to Maryja stać się musi Matką. Jedno od drugiego nierozłączne. Wspólna przyczyna i wspólny skutek. Oto Ojciec nasz, oto Matka! Ich ciało staje się naszym ciałem, ich krew naszą krwią…
Tak to wprzódy stajemy się synami Jezusa i Maryi, potem dopiero i przez to synami Boga. Tak więc, kto nie ma Maryi za Matkę, nie może mieć Boga za Ojca… O Maryjo! Tam pod krzyżem Tyś patrzyła, jak Syn Twój umierał w człowieczeństwie swoim; patrzyłaś w boleściach największych. Ile męczarni na krzyżu, tyle mieczy w Twej duszy… Ale wtedy najwyższa boleść zamieniła się w najsłodszą pociechę nowych urodzin. W tej boleści nadludzkiej i nas urodziłaś. Od Ciebie bierzemy ciało Chrystusowe, od Ciebie krew Jego, od Ciebie nowe życie. I tak stajemy się dziećmi Twymi a Ty stajesz się naszą Matką (Kazania na niedziele i święta, Lwów 1913).
Goethe: „Faust” (fragment)
Modlitwa Małgosi przed ołtarzem Matki Bożej Bolesnej. Ołtarzyk jest w murze, we wnęce. Małgosia stroi obraz Matki Bożej i tak się modli:
Przed Tobą staję
grzeszna i drżąca,
spójrz na mnie,
Matko. O, Bolejąca!
Miecz w Twojej piersi,
Matko Jedyna!
Patrzysz na męki
swojego Syna!
,,Ojcze w niebiesiech” –
szepcą Twe wargi –
„ukój mą boleść,
usłysz me skargi”
Takam zstrachana
i taka biedna –
Matko Bolesna,
Ty wiesz to jedna!
Wieczny ból we mnie,
ból za mną, ze mną –
oczy spłoszone
już się nie zdrzemną.
Samotna jestem
i przeto płaczę –
łzami dróg nędzę
skraplam i znaczę.
A w Twoim sercu
rany wieczyste –
a na Twych kwiatach
łzy me rzęsiste.
Rwałam je Tobie
w dzisiejsze rano,
godziną wczesną
i zapłakaną.
Jeszcze złocista
nie zeszła zorza –
rozpacz mnie gnała
z zimnego łoża.
Spójrz na mnie, Matko,
z gwiaździstej drogi,
ochroń od śmierci,
od hańby srogiej.
Przed Tobą staję
grzeszna i drżąca,
spójrz na mnie, Matko!
O, Bolejąca!
Teofil Lenartowicz: „Stabat Mater”
Wiatr w przelocie skonał chyżym,
Przeniknęła ziemię groza.
Krzyż na skale, a pod krzyżem
Stabat Mater Dolorosa.
Żadnych słów i żadnych głosów,
Krew z korony bożej spływa;
Wobec Boga i niebiosów
Stała Matka Boleściwa.
Na konania patrząc bóle,
Rany, pręgi od powroza,
Na łzy oczu, cierń na czole,
Stabat Mater Dolorosa.
Konająca od współmęki,
Przyjmująca śmierć za żywa,
Cierń i gwoździe bożej ręki,
Stała Matka Boleściwa.
Jak świat wielki opuszczona,
Gdy ją zdjęła życia zgroza.
Przerażona, że Bóg kona,
Stabat Mater Dolorosa.
Z wysokości więc boleści.
Która ludzkie gładzi grzechy,
Na jęk trwogi, żal niewieści,
Jeszcze promień spadł pociechy:
– Nie zostawię Cię sierotą.
Ukochana do ostatka,
O, Niewiasto, Syn Twój oto!
Janie, oto twoja Matka! –
O, pociecho, jakżeś sroga!
O, radości z sercem sprzeczne!
Za człowieka oddać Boga,
Za doczesne oddać wieczne…
O Maryjo, nie gardź nami,
Patrząc na łzę, co nam ścieka,
Że częstokroć mniej kochamy
Stwórcę Boga, niż człowieka.
Oczyść nas Twej szaty płótnem,
Jedynym wiewem złotej poły,
Niech się kocham w życiu smutnym
I w wieczności Twej wesołej!
A w dzień zgonu – Bolejąca –
Nim do wiecznych zejdę mroków,
Niech mi żal nie będzie słońca,
I powietrza, i obłoków.
Myśl: Maria otula Kościół, zakrywa swym płaszczem jego liczne grzechy. Bardzo cierpi.
Dzień po dniu. 14 września przeżywamy święto Podwyższenie Krzyża Świętego, a już następnego dnia wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Bolesnej. Tak jakby Kościół zwracał uwagę na to, że cierpienie Maryi idzie krok w krok za ogromnym bólem Jej Syna. To ciekawe, że Kościół przywołuje te dni nie w „fioletowym” czasie Wielkiego Postu, ale latem, tuż po sezonie urlopowym… Czytam pełne tęsknoty wersy Pieśni nad pieśniami. Zdumiewa mnie intuicja brata Efraima, założyciela Wspólnoty Błogosławieństw, który w tym miłosnym hymnie odnalazł obraz… Piety.
„Wypełniają się słowa Pieśni nad pieśniami: »Lewa twoja ręka pod głową moją, a prawica twoja obejmuje mnie« (Pnp 2,6). Jakże piękna jesteś między niewiastami, jakże piękna jesteś w Twoim niezmąconym bólu – woła Efraim. – To właśnie w tej godzinie aniołowie nadali Ci tytuł Królowej Męczenników. Twoje męczeństwo trwa jeszcze dłużej niż męczeństwo Syna: Twoja męka i Jego Męka spotkały się we współodczuwaniu, współczuciu. Maryjo, Matko Miłosierdzia”.
Watykan. Bazylika Świętego Piotra. Po marmurowych posadzkach przelewa się wielobarwny tłum. Japończycy dyskretnie robią zdjęcia spod łokci. Starają się utrwalić Pietę – rzeźbę, która zachwyca od pięciu wieków. Została ukończona w roku 1499, gdy Michał Anioł miał zaledwie 25 lat. To najpowszechniejsze przedstawienie Maryi Bolejącej. Inne ikonograficzne symbole to Mater Dolorosa – złamana cierpieniem, słaniająca się na nogach Matka adorująca zawieszone na krzyżu ciało Syna.
Niezwykle poruszające są obrazy i figury Maryi, której serce przebija siedem ostrych mieczy. Ten motyw „siedmiu boleści” często pojawiał się w sztuce od XIV w. Jakie to miecze? Proroctwo Symeona („Twoją duszę miecz przeniknie…”), ucieczka do Egiptu, zgubienie dwunastoletniego Jezusa, spotkanie z Synem na drodze krzyżowej, ukrzyżowanie i śmierć Jezusa, zdjęcie Jezusa z krzyża i złożenie do grobu. W rozważaniach Brata Efraima zachwyciła mnie jeszcze jedna intuicja. „Maryja trwa aż po wypełnienie wieków, trzymając w ramionach ogromne Ciało swego Syna, zakrywając Jego nagość swoim płaszczem, otulając Go czułością”. Maryja otula Kościół, zakrywa swym płaszczem jego liczne grzechy. Bardzo cierpi.
Autorem tekstu “Od siedmiu boleści” jest ks. Tomasz Jaklewicz
http://kosciol.wiara.pl/doc/490252.Najswietszej-Maryi-Panny-Bolesnej/6
***********
“Bolesne objawienia” Matki Bożej
Tajemnica Matki Bożej Bolesnej nie jest jedynie liturgicznym wspomnieniem (15 IX), ale, jak się wydaje, aktualizuje się ona w sposób wstrząsający we współczesnym świecie. Nie sposób bowiem nie zwrócić uwagi na zjawiska, które polegają na płaczu (czasem krwawymi łzami) obrazów oraz figur Matki Bożej na całym świecie. Wielokrotnie z obrazów poświęconych Matce Bożej Bolesnej ciekły łzy (np. w 1972 r. w Rendinara czy w Cinquefrondi we Włoszech). Zjawisko to dotyczy także ikon u prawosławnych (np. w 1960 r. w Nowym Yorku czy w 1986 r. w Chicago).
Nie chodzi jednak o naiwność, która wszystkie tego rodzaju manifestacje traktuje jednoznacznie jako odsłonę nadprzyrodzoności czy transcendencji. Z drugiej strony byłoby jednak nieuczciwością intelektualną i moralną zaprzeczać mnogości faktów, siląc się na sceptyczne interpretacje, zwłaszcza że w wielu przypadkach laboratoryjnie potwierdzono prawdziwość ludzkich łez i krwi, które płynąc z maryjnych obrazów i figur były i są na tyle częste, że można tu stworzyć bogatą chronologię.
Maryja płacze od wieków
Wiele fenomenów mówi samych za siebie i dostarcza bogatego materiału przynajmniej do refleksji dla tych, którzy nie chcą być ślepi czy głusi. Ważne są manifestacje szczególnie w XX stuleciu, gdyż można je było bardziej zweryfikować, wykorzystując osiągnięcia techniki, przy pomocy których można wyeliminować np. fakt oszustwa. Jednakże już wiele wieków wcześniej kroniki historyczne zarejestrowały zjawiska tego rodzaju, o czym warto wspomnieć, by uświadomić sobie zakres i wagę problemu. Ciągłość czasowa podobnych fenomenów daje bowiem wiele do myślenia, nawet jeśli nie przesądza się tutaj sprawy. I tak np. w Görgsöny koło Pécs na Węgrzech cudowny obraz “Maryja Stolica Mądrości”, według zapisów źródłowych z 30 IV 1464 r., broczył krwią, niekiedy tak obficie, że krew spływała na ziemię. Zjawisko to powtórzyło się kilka razy w okresie od 30 IV do 18 V 1464 r. Podobnie było w 1583 r. w Copacabana w Boliwii.
Krwawiąca figurka stała się przedmiotem kultu także w 1603 r. w Scherpenheuvel-Montaigu w Belgii. Krwawe łzy z obrazu popłynęły w 1660 r. w Klokoosko na Węgrzech. Podobnie było w 1715 r. w Szent-Antal na Węgrzech, gdzie obraz Maryi Wspomożycielki płakał krwawymi łzami. W 1813 r. polski żołnierz z Lichenia, Tomasz Kłossowski, gdy zwrócił się ciężko ranny w modlitwie do Maryi, ujrzał Matkę Bożą smutną i płaczącą. Po uzdrowieniu Kłossowski znalazł w 1836 r obraz odpowiadający tej wizji, który od 1848 r. zgodnie z Jej życzeniem czczony jest publicznie. W 1846 r. w La Salette we Francji dokonały się słynne objawienia Matki Bożej, ostrzegające przed grzechami, takimi jak przekleństwa czy zaniedbywanie modlitwy, gdzie dała Ona do zrozumienia, że te grzechy są powodem Jej łez.
W XX wieku fenomen łez i płaczu Maryi objawił się w takich miejscowościach jak San-Tai-Dse (Mandżuria, 1900), Bordeaux (Francja, 1907) czy też w Tourtres (Francja, 1910). Siostra Amalia (1901-1977), współzałożycielka Instytutu Jezusa Ukrzyżowanego, wśród wielu niebiańskich wizji ujrzała też Chrystusa, który rzekł do niej: O cokolwiek ludzie będą Mnie prosić ze względu na łzy Mojej Matki, tego udzielę im z życzliwością. Matka Boża, którą widziała, nauczyła ją odmawiać różaniec łez, który zamiast krzyżyka posiada medalik z przedstawieniem Madonny Płaczącej i z napisem: Matko Bolesna, Twoje łzy zniweczą panowanie piekła.
W 1949 r. w Lublinie z kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w katedrze lubelskiej przez dwa dni płynęły łzy wobec naocznych świadków (R. Ukleja).
Płacz Róży Duchownej i Matki Bożej Fatimskiej
W 1947 r. w Montichiari-Fontanelle (Włochy) Pierina Grilli, pielęgniarka, ujrzała pierwszy raz Matkę Bożą, która była bardzo smutna, a Jej oczy były pełne łez, spływających na ziemię. Jej pierś przeszywały trzy duże miecze. Maryja powiedziała tylko trzy słowa: Modlitwy ofiary pokuty. Ukazując się wielokrotnie (zawsze z trzema różami na piersiach), Maryja nazwała się Różą Duchowną (Rosa Mystica), domagając się realizacji tych trzech życzeń. Dalsze objawienia miały miejsce w latach 60. przy źródle w Fontanelle oraz w latach 1974-1976. Ukazując się 8 IV 1975 r., zalana łzami Maryja w nieopisanym cierpieniu wyrzekła rozdzierającą skargę: O, gdybyś wiedziała, jak wiele moich dzieci kroczy drogą zatracenia. Innym zaś razem powiedziała: Ludzkość pędzi na własną zgubę. Wiele dusz ginie. W czasie procesji w Fontanelle w listopadzie 1985 r. z kilku małych figur Róży Duchownej płynęły obficie łzy, czego świadkami było wielu uczestników nabożeństwa, a 8 XII 1985 r. płakała także drewniana statua Róży Duchownej w katedrze w Montichiari.
Jednakże już w 1982 r. w parafii Matki Bożej w Maasmechelen (Belgia) płakała pielgrzymująca figura Madonny Róża Duchowna, co potwierdziło tysiące przybyłych pielgrzymów. Podobnie figura Róży Duchownej płakała w Montenaken w Belgii, w jednym z domów. Także w Nowym Yorku w 1984 r. płakała figura Róży Duchownej obfitymi łzami, tak że zbierano je do kielicha. W Chicago w 1984 r. na oczach ks. proboszcza R. Jasińskiego i jego parafian wydarzył się fenomen płynących łez, co dogłębnie poruszyło wiernych i spowodowało ożywienie życia religijnego. Odnotowano też liczne uzdrowienia i nawrócenia. Także w 1984 r. obraz Madonny Róży Duchownej wylewał krwawe łzy (Los Charcos, Kolumbia). Cud łez figury Róży Duchownej miał też miejsce w 1984 r. w Neuental-Zimmersrode (Niemcy), w 1984 r. w Cartagena (Kolumbia), w Jambeiro (Brazylia), w Tumbes (Peru), w 1985 r. w Hamont (Belgia), w Montrealu (Kanada), w Dublinie (Irlandia), ostatnio także w 1990 r. w Louveira (Brazylia), gdzie pielgrzymująca figura Róży Duchownej płacze często prawdziwymi łzami, co zostało potwierdzone laboratoryjnie.
W 1972 r. także figura Matki Bożej Fatimskiej płakała w Montrealu (Kanada), w Nowym Orleanie (USA), w Porziano k. Asyżu, w Ravennie Włochy (łzy były krwawe, udowodniono laboratoryjnie ich prawdziwość). W Damaszku (Syria) w 1977 r. w kościele Matki Bożej płakała obficie Jej figura, co robiło wrażenie na tysiącach chrześcijan i mahometan. W 1974 r. w Gusago (Włochy) figura płakała w mieszkaniu ks. proboszcza. W 1983 r. w Akita (Japonia) potwierdzająca Fatimę drewniana figura bardzo często płakała i krwawiła. Płakała również figura Matki Bożej z Lourdes w Caltamisetta (Sycylia), jak również w 1985 r. w Melleray (Irlandia).
Odsłona tajemnicy zbawienia
Współczesne przebudzenie religijnej wyobraźni nie oznacza automatycznie otwarcia się na transcendencję. Można zapytać: Czy objawienia maryjne nie są wraz ze swoim dramatyzmem właściwym wskazaniem na transcendencję? Czy Ona jest jednak rzeczywiście obecna w sensie czasowo-przestrzennym, czy może Jej wizje u rozmaitych ludzi na przestrzeni wieków są wyrazem mniej realistycznego, ale za to prawdziwego wyrazu intuicyjnego otwarcia się na tajemnicę bytu (K. Rahner)? Dla wielu chrześcijan “wyobraźnia religijna” będzie zbyt pojemna czy zbytnio narażona na religijny pluralizm. Jednakże człowiek odbiera głos transcendencji poprzez swoje uwarunkowania. Objawienia maryjne były różne w różnych epokach. Ogólnie rzecz biorąc, płacz (zwłaszcza krwawymi łzami) to rodzaj informacji, która może pochodzić od Boga, wskazującej np. na Boże współczucie, apelujące także do ludzkich serc.
Może też oznaczać, że w życiu ludzkim panuje jakaś dysharmonia czy nawet chaos. W tym kontekście pojęć “kary”, “końca świata” (obecnych od początku w Objawieniu biblijnym) czy zapowiadanych “cierpień człowieka” jako skutków owej dysharmonii, nie można traktować jako doświadczeń, które są jedynie subiektywne, neurotyczne czy marginalne. Jak stwierdza L. Scheffczyk, objawienia Matki Bożej nigdy nie mogą być traktowane jako marginalne, także dlatego, że Maryja nie była i nie jest osobą prywatną (L. Scheffczyk, Obietnica pokoju). Informacja przekazywana przez Matkę Bożą dotyczy istoty wiary. W istocie chodzi o przypomnienie faktu, iż człowiek musi dokonać wyboru między zbawieniem a potępieniem, a nie o jakieś emocjonalne straszenie czy zasmucanie człowieka. Jednakże cierpienia i płaczu nie można w prosty sposób zignorować, ale należy je przeciwstawić fałszywej radości “świata”.
Interwencja Maryi odnosi się do człowieka, aby przestał grzeszyć, co zresztą jest zawsze aktualizacją orędzia Objawienia (Mt 7,13-27; Łk 13,1-9). Według R. Laurentina orędzia Maryi mają sens pedagogiczny, ale także znaczenie proroczego wstrząsu. Istotną cechą jest według niego zbieżność wszystkich posłań maryjnych, w których jednym z powtarzających się elementów jest zapowiedź kary za grzechy, tj. cierpień, które mogą być tylko zmniejszone, a nie usunięte. Jednakże zawężanie orędzi jedynie do wyroku immanentnej sprawiedliwości: zbrodni i kary, fałszowałoby ich sens. Najistotniejszym posłaniem jest to, że grzech krzyżuje Chrystusa; właśnie z tej strasznej zbrodni wypływa wszelkie zło (R. Laurentin, Współczesne objawienia Najświętszej Marii Panny). Płacz Maryi jest wezwaniem do modlitwy i do pokuty, czyli do tego, co było istotą orędzia biblijnego, a także patrystycznej nauki ascetycznej czy też świadectwa świętych.
Aleksander Posacki SJ
http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=716
**********
Litania do Matki Bożej Bolesnej
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami
Synu, Odkupicielu świata, Boże zmiłuj się nad nami
Duchu Święty, Boże zmiłuj się nad nami
Święta Trójco, Jedyny Boże zmiłuj się nad namiŚwięta Maryjo, módl się za nami.
Święta Boża Rodzicielko, módl się za nami.
Święta Panno nad pannami, módl się za nami.
Matko, męki krzyżowe Twego Syna cierpiąca, módl się za nami.
Matko Bolesna, módl się za nami.
Matko płacząca, módl się za nami.
Matko żałosna, módl się za nami.
Matko opuszczona, módl się za nami.
Matko stroskana, módl się za nami.
Matko, mieczem przeszyta, módl się za nami.
Matko w smutku pogrążona, módl się za nami.
Matko trwogą przerażona, módl się za nami.
Matko sercem do krzyża przybita, módl się za nami.
Matko najsmutniejsza, módl się za nami.
Krynico łez obfitych, módl się za nami.
Opoko stałości, módl się za nami.
Nadziejo opuszczonych, módl się za nami.
Tarczo uciśnionych, módl się za nami.
Wspomożenie wiernych, módl się za nami.
Lekarko chorych, módl się za nami.
Umocnienie słabych, módl się za nami.
Ucieczko umierających, módl się za nami.
Korono Męczenników, módl się za nami.
Światło Wyznawców, módl się za nami.
Perło panieńska, módl się za nami.
Radości Świętych Pańskich, módl się za nami.Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Módlmy się: Boże, Ty sprawiłeś,że obok Twojego Syna, wywyższonego na krzyżu, stała współcierpiąca Matka, daj, aby Twój Kościół uczestniczył razem z Maryją w męce Chrystusa i zasłużył na udział w Jego zmartwychwstaniu. Który z Tobą żyje i króluje, w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Litania do Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny
Chryste eleison. Kyrie eleison
Chryste, usłysz nas
Chryste, wysłuchaj nas
Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami
Święta Trójco, jedyny Boże, zmiłuj się nad namiMatko zasmuceń, módl się za nami
Matko, której duszę przeszył miecz, módl się za nami
Matko, która uciekłaś z Jezusem do Egiptu, módl się za nami
Matko, która w smutku szukałaś Go przez trzy dni, módl się za nami
Matko, która widziałaś Go wychłostanego i ukoronowanego cierniami, módl się za nami
Matko, która stałaś przy nim, gdy wisiał na krzyżu, módl się za nami
Matko, która wzięłaś Go w ramiona, gdy umarł, módl się za nami
Matko, która patrzyłaś na składanie Go w grobie, módl się za nami
O Maryjo, Królowo męczenników, módl się za nami
O Maryjo, pociecho strapionych, módl się za nami
O Maryjo, obrono słabych, módl się za nami
O Maryjo, siło lękliwych, módl się za nami
O Maryjo, światłości zrozpaczonych, módl się za nami
O Maryjo, opiekunko chorych, módl się za namiO Maryjo, ucieczko grzeszników, ocal nas swymi modlitwami
Przez gorzką mękę Twego Syna, ocal nas swymi modlitwami
Przez ból przeszywający Twoje Serce, ocal nas swymi modlitwami
Przez ciężkie brzemię Twej udręki, ocal nas swymi modlitwami
Przez smutek Twój i opuszczenie, ocal nas swymi modlitwami
Przez Twoją żałość matczyną, ocal nas swymi modlitwami
Przez Twoje doskonałe poddanie się, ocal nas swymi modlitwami
Przez Twoje pełne zasług modlitwy, ocal nas swymi modlitwami
Od nadmiernego smutku, ocal nas swymi modlitwami
Od tchórzostwa, ocal nas swymi modlitwami
Od niecierpliwości, ocal nas swymi modlitwami
Od niepokoju i niezadowolenia, ocal nas swymi modlitwami
Od posępności i chmurnego usposobienia, ocal nas swymi modlitwami
Od rozpaczy i niewiary, ocal nas swymi modlitwami
Od ostatecznego braku skruchy, ocal nas swymi modlitwami
My, grzesznicy, błagamy Cię, wysłuchaj nas
Uchroń nas od nagłej śmierci, wysłuchaj nas
Naucz nas, jak mamy umrzeć, wysłuchaj nas
Wspieraj nas w naszym konaniu, wysłuchaj nas
Strzeż nas od nieprzyjaciół, wysłuchaj nas
Wiedź nas do szczęśliwego kresu, wysłuchaj nas
Wyjednaj nam dar wytrwania, wysłuchaj nas
Wspieraj nas przed trybunałem sadu, wysłuchaj nas
Matko Boga, wysłuchaj nas
Matko najboleśniejsza, wysłuchaj nas
Matko najbardziej opuszczona, wysłuchaj nas
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami
Wspieraj nas, Najświętsza Panno Maryjo
W każdej porze, w każdym miejscu
Módlmy się: Jezu Chryste, Boże i Człowieku, spraw, błagamy Cię, aby Twoja umiłowana Matka, Maryja, której duszę miecz przeszył w godzinie Twojej męki, mogła nas bronić i teraz, i w godzinie naszej śmierci, przez Twoje zasługi, Zbawco świata, który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg na wieki wieków. Amen.
http://www.apostol.pl/modlitwy/litanie/litania-do-siedmiu-bole%C5%9Bci-naj%C5%9Bwi%C4%99tszej-maryi-panny
***********
KORONKA DO SIEDMIU BOLEŚCI MATKI BOŻEJ
Znak Krzyża Świętego +
P. Matko Bolesna, porusz serce moje.
W. Abym w boleści umiał wniknąć Twoje.
1 Boleść: Proroctwo Symeona
Starzec Symeona przepowiada Maryi, że duszę Jej przeszyje miecz. A stanie się to dlatego, że jej Synowi, będą się niektórzy sprzeciwiać. Owocem tajemnicy jest poddanie się woli Bożej, jak Maryja.
Ojcze nasz, 7 x Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu
2 Boleść: Ucieczka do Egiptu
Na polecenie Anioła Józef wziął dziecię i Matkę jego i uszedł do Egiptu przed złością Heroda. Maryja w czasie tej tułaczki przeżyła wiele zmartwień. Owocem tajemnicy jest słuchanie głosu Bożego, jak Maryja.
Ojcze nasz, 7 x Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu
3 Boleść: Szukanie Pana Jezusa, który pozostał w świątyni
Jezus zaginął w Jerozolimie, trzy dni Maryja wraz z Józefem bolejąc szukali Jezusa. Czy może być większa boleść dla Matki? Owocem tajemnicy jest tęsknota za Jezusem.
Ojcze nasz, 7 x Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu
4 Boleść: Spotkanie Pana Jezusa dźwigającego krzyż
Skazany na śmierć Jezus dźwiga krzyż na Golgotę. A oto w drodze spotyka się z Matką swoją. Rzewne musiało być to spotkanie. Owocem tajemnicy jest cierpliwe znoszenie krzyżów.
Ojcze nasz, 7 x Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu
5 Boleść: Śmierć Pana Jezusa na krzyżu
Obok krzyża Jezusowego stała Matka Jego. Mężnie współcierpiała z Synem dla zbawienia świata. Owocem tajemnicy jest panowanie nad złymi skłonnościami.
Ojcze nasz, 7 x Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu
6 Boleść: Złożenie martwego ciała Syna na kolana Matki
Zdjęte z krzyża: Ciało Jezusowe złożono w ramiona Maryi. Jezus przestał już cierpieć, a Ona jakby uzupełnia to, czego nie dostaje cierpieniom Jezusowym. Z największą czcią i wdzięcznością całuje Jego święte Rany i obmywa je swymi łzami. Owocem tajemnicy jest szczery żal za grzechy.
Ojcze nasz, 7 x Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu
7 Boleść: Złożenie Pana Jezusa do grobu
Umęczone Ciało Jezusowe złożono do grobu w obecności Matki Najświętszej. Żegnała je Maryja z bólem i z wielką wiarą, że Syn zmartwychwstanie. Owocem tajemnicy jest prośba o szczęśliwą śmierć.
Ojcze nasz, 7 x Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu
Dla uczczenia łez wylanych przez Matkę Boża Bolesna:
3 x Zdrowaś Maryjo
Za dobrodziejów żywych i umarłych:
Witaj Królowo, Matko miłosierdzia, życie, słodyczy i nadziejo nasza, witaj! Do Ciebie wołamy wygnańcy Ewy, do Ciebie wzdychamy jęcząc i płacząc na tym łez padole. Przeto, Orędowniczko nasza, one miłosierne oczy Twoje na nas zwróć, a Jezusa błogosławiony owoc żywota Twojego, po tym wygnaniu nam okaż. O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo!
P. Niech pomoc Bożą zawsze nam wyprasza.
W. Matka Chrystusa i Matka nasza.
——————————————————————————————
Stajemy wobec tajemnicy współcierpienia Maryi i Jej współpracy z Chrystusem w dziele naszego odkupienia. Rozważając tę tajemnicę widzimy jasno, że Maryja cierpi dla nas i że wśród tych boleści ma się stać naszą Matką. Maryja swoim bólem koi nasz ból; Jej życie uczy nas, że przez ból prowadzi droga do radości i do zmartwychwstania w Chrystusie. Matka Boża Bolesna uczy nas przede wszystkim współczucia. Ona sama była przy cierpieniu swego Syna i jest przy każdym ludzkim cierpieniu.
Koronkę do Siedmiu Boleści Maryi zatwierdził papież Benedykt XIII w 1724 r. Rozpowszechniona jest ona w całym Kościele. Matka Boża sama przypomniała o tym nabożeństwie podczas (1981-83) podczas objawień Matki Bożej Bolesnej trzem dziewczynkom w Kibeho w Rwandzie (w 2001 r. biskup diecezji Gikongoro, Augustina Misago objawienia te uznał za autentyczne; są to pierwsze Maryjne objawienia uznane przez Kościół w XXI wieku.
Według biskupa Jana Chrzciciela Gahamanyi, z diecezji Butare w Rwandzie, Najświętsza Panna zwróciła się do jednej z widzących z Kibeho: To o co was proszę, to pokuta. Chcę jedynie skruchy – powiedziała 31 maja 1982 roku. Jeżeli będziecie odmawiać Koronkę do Siedmiu Boleści, rozważając ją, otrzymacie moc, by naprawdę żałować. Dziś wielu ludzi w ogóle nie umie prosić o przebaczenie. Nadal krzyżują mego Syna. Dlatego chciałam was przestrzec. Proszę cię powiedz o tym całemu światu dodała kiedy indziej (13.08.1982).
Dziewica kocha tę Koronkę. Pragnie, aby została na nowo rozszerzona w Kościele. Prosi, by odmawiać tę Koronkę często, zwłaszcza we wtorki i piątki, rozważając każdą tajemnicę.
Prośmy Ducha Świętego, by pobudził nasze serca do pobożnego i owocnego rozważania tajemnic siedmiu boleści Maryi.
Źródła:
http://www.cyryl-metody.katowice.opoka.org.pl/index.php?link=grupy/ads/koronka.txt
http://www.obory.com.pl/?a=aktualnosc&typ=13&id_item=106
http://www.voxdomini.com.pl/modlitwy/koronka7b.html
Orędzie Maryi otrzymane przez Adama Człowieka
[98] 15 wrzesień 2010 – Matki Bożej Bolesnej
MATKA BOZA: W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Pozdrawiam was, Moje drogie ziemskie dzieci, i każdego z was przytulam do Mojego matczynego Serca przesyłając wam Moja Miłość i błogosławieństwo. Pochylcie wasze głowy w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Kochane dzieci, trwajcie na modlitwie – szczególnie w tym tak trudnym czasie. Modlitwa jest dla was umocnieniem i jednocześnie daje wam zapewnienie Bożego wsparcia i Bożego światła w podejmowanych przez was decyzjach. W tej zmożonej duchowej i fizycznej walce, musicie przede wszystkim spoglądając na tajemnice krzyża i jego naukę.
Zbawienie ludzkości stało sie największym cierpieniem Boga. Boska Krew została przelana na krzyżu, by obmyć ludzkość i pojednać ją w nowym przymierzu ze Stwórcą. Boleść Mojego Matczynego Serca jednoczyła się z ofiarą Mojego Boskiego Syna. Moje zjednoczenie z Nim na krzyżu dokonało się w działaniu Ducha Świętego, Który uzdolnił Mnie do złożenia ofiary Miłości za wszystkie powierzone Mi dzieci. Całe Moje cierpienie złożyłam za was u stóp Krzyża. Boleść Mojego Niepokalanego Serca polegała na wewnętrznej jedności z Moim Synem – był to ból współodczuwania tego wszystkiego, co On przeżywa ofiarując się za świat. To był ból współcierpienia w konaniu świata, który odrzuca swojego Boga. Stojąc od krzyżem doświadczyłam konania Boga, którego jestem Matka i rozpoznałam tajemnice Mojego życia, że całe Moje posłannictwo nie polegało tylko na przyjęciu Słowa Wcielonego, zrodzenie Go dla świata, lecz dla tej chwili konania, która otworzyła zbawienie dla ludzkości. Pod krzyżem jeszcze bardziej umocniła sie Moja wiara – przede wszystkim wiara. W tym Momencie złożyłam w ofierze po raz kolejny Serce Matki konającemu Bogu. Ofiarowałam swoją niewinność jako świadectwo Jego niewinności. Utożsamiałam się z Jego hańbą. Byłam z Nim tak bardzo zjednoczona i współcierpiąca, że z Jego ust padły słowa: „Oto Matka Twoja”. W tej rzeczywistości Mój konający Syn uczynił każdego z was Moim dzieckiem – w otchłani bólu i cierpienia. Jestem z wami, stoję przy was tak długo jak trwa biczowanie, odrzucenie, lekceważenie Boga. Musicie pamiętać, ze Mój Boski Syn kona na krzyżu za każdym razem, kiedy jest lekceważony przez tych, którzy sie Go świadomie wypierają. Pocieszeniem dla Mojego Boskiego Syna i dla Mnie są dusze wierne, które chcą „narodzić się na nowo?” dla Światła, i pozwolić się kształtować przez życiowe doświadczenie, które sprawia, ze stajecie sie „ubodzy duchem”. Gdy nie boicie sie zjednoczyć ze Mną pod krzyżem Mojego Syna, to stajecie sie prawdziwymi świadkami Jego krzyża i jesteście odpowiedzialni za przelaną Krew.
Kochane dzieci, właśnie w tajemnicy krzyża, dokonuje sie także przemiana i odnowa ludzkości. W ten sposób jestem ukazana jako Niewiasta rodząca w bólach, ponieważ dopóki nie dokonało sie całkowite oczyszczenie ludzkości, Moje cierpienie jest złączone z konającym Synem. Rodzę odnowioną ludzkość w bólach i cierpieniach krzyża, bo skoro zbawienie przyszło przez krzyż, przez krzyż przyjdzie prawdziwa wolność dzieci Bożych.
Rozważcie Moje Słowa. Błogosławię wam i dziękuję, ze przyjmujecie Moje słowa i słuchacie je w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
• Błogosławiony Antoni Maria Schwartz, prezbiter
• Błogosławiony Józef Puglisi, prezbiter i męczennik
• Błogosławiony Paweł Manna, prezbiter
św. Aicharda, opata (+ VII w.); św. Albina, biskupa (+ VI w.); św. Apra, biskupa (+ VI w.); świętych męczenników Emilasa, diakona, i Jeremiasza (+ 852); św. Eutropii, wdowy (+ V w.); św. Leobina, biskupa (+ ok. 560); św. Nicetasa, męczennika (+ 370); św. Nikomedesa, prezbitera i męczennika (+ III w.); św. Waleriana, męczennika (+ III w.)
Kłamca Jan T. Gross
Sprawa uchodźców budzi wielkie emocje. Dzieli na poziomie politycznym Unię Europejską. Na poziomie miłosierdzia dzieli Kościół Katolicki. Na poziomie intelektualnym dzieli uczonych. Na poziomie prawdy dzieli na kłamców i prawdomównych.
Do grona kłamców dołączył amerykański historyk Jan T. Gross. W pouczaniu co wolno a co nie wolno Polakom użył takich słów:
„Polacy byli nie bez racji dumni z oporu, jaki stawiali nazistowskim okupantom, ale faktycznie podczas wojny zabili więcej Żydów niż Niemców.”
To obrzydliwe stwierdzenie. Nie poparte żadnymi danymi historycznymi. Bierze się z uprzedzeń. Wobec Polaków. To zdanie pokazuje dobrze co jego autor sądzi o naszym narodzie. Ale to zdanie stawia także Jana T. Grossa w szeregu kłamców.
Rozumiem, że może komuś nie podobać się polskie stanowisko w sprawie uchodźców. Ale nie będziemy pochylać się nad słowami kłamcy. Jedyne co możemy zrobić to je napiętnować (kłamstwo) i publicznie nie zgodzić się z tak ohydnymi zarzutami.
I jeszcze jedna „mądrość” Jana T. Grossa:
„Europa Wschodnia musi dopiero dokonać rozprawy ze swoją zbrodniczą przeszłością. „
Osobiście wolę, żeby autor tych słów rozprawił się ze swoim stosunkiem do Polaków. Ktoś jest antysemitą, ktoś jest polakożercą. Żadna z tych postaw nie zasługuje na pochwałę i naśladownictwo. Dobrze by było, gdyby Jan T. Gross rozprawił się ze swoimi demonami zanim zacznie pouczać innych.
Są osoby, które próbują szerzyć kłamstwo o „polskich obozach zagłady”. Teraz dołącza kolejne nieprawda: „Polacy podczas wojny zabili więcej Żydów niż Niemców”.
Pewnie niedługo doczekamy się stwierdzenia, że Polacy specjalnie wywołali II wojnę światową, aby problem Żydów w Europie został rozwiązany. Kłamstwo przecież nie ma granic i nie zna rozsądku.
Fotografia: Adam Kozak
http://drabiniasty.blog.deon.pl/2015/09/14/klamca-jan-t-gross/
********
Poznaj siebie. Wtedy przebaczysz
Raffaele Cavaliere / slo
Aby żyć pogodnie, konieczna jest świadomość procesów zachodzących w życiu wewnętrznym. Ważne też jest, aby rozumieć nasze myśli i wewnętrzne przeżycia, dzięki czemu będziemy mogli nawiązać prawdziwe relacje ze światem oraz innymi ludźmi, rozumieć, jak ważna jest akceptacja naszych emocji i uczuć, nie sprzeniewierzając się przy tym rozumowi.
Wzrastanie w harmonii oznacza osiągniecie równowagi pomiędzy rozumnością i emocjami. Jeśli chcemy mieć poczucie wewnętrznej integracji, jeśli chcemy smakować życia w całej jego pełni, to nie możemy niczego w sobie kwestionować.
Jeśli wewnętrzny dialog będzie prowadzony właściwie, to znaczy jeśli nie wpadniemy w pułapkę autodestrukcji lub absurdalnego poszukiwania za wszelką cenę wyjaśnień, usprawiedliwień, powodów czy motywacji naszych czynów i wydarzeń od nas niezależnych, to zdołamy pojednać się z naszym wewnętrznym światem.
Człowiek powinien odnaleźć wewnętrzną równowagę, aby móc się uzewnętrznić. Aby to uczynić, nieodzowne jest poznanie skutków procesów wewnętrznych dotyczących jego zachowań.
W ten sposób staniemy się bardziej autentyczni, nie będziemy już potrzebowali zakładać masek i chować się za stereotypami. Treści, które będziemy przekazywać, będą harmonizowały z naszymi prawdziwymi myślami. Z większą wrażliwością będziemy też spostrzegać bodźce pochodzące ze świata zewnętrznego, a także z naszego świata wewnętrznego. Nasze czyny i postawy będą bardziej spójne.
Inna godna uwagi konsekwencja to poczucie większego kontaktu z samym sobą, odkrywanie swego wewnętrznego bogactwa, szacunku do siebie i zdolność do samoakceptacji. Oznacza to zarazem większą troskę o siebie i wrażliwość na kłopoty innych. To oczywiste, że dogłębny dialog z partnerem może stać się sposobem na uwydatnienie rezultatów osiągniętych w procesie realizacji siebie.
Chociaż zdarza się, że wcale nie mówimy o tym, co myślimy albo czujemy w obecności innych, to jednak nie możemy obejść się bez procesu refleksji. Bycie otwartym pozwala nam pogłębić kontakt z samym sobą. Co więcej, umiejętność wsłuchiwania się w siebie i bezpośredniego przetwarzania treści uczuciowych płynących z doświadczeń dogłębnej konfrontacji z drugim człowiekiem, bez racjonalnej deformacji czy zniekształceń spowodowanych czynnikiem czasu, jest warunkiem życia chwilą obecną. Przeżywanie własnych doświadczeń bez żalu, bez wracania do przeszłości pozwala rozumieć nasze wypowiedzi, czyny, postawy wprowadzone w czyn w danym momencie. Świadoma obserwacja emocjonalnego i racjonalnego przeżywania wydarzeń uwrażliwia uwagę na ważne treści naszego doświadczenia. Pełni życia doświadcza się bowiem dzięki możliwości dogłębnego przeżywania jakiegokolwiek doświadczenia, tak negatywnego, jak i pozytywnego.
Uznanie swych emocji, fizycznych odczuć przeżytych w ciągu dnia w korelacji z myślami, rozmowami albo wydarzeniami zawsze pomaga pogłębić kontakt z samym sobą. Wówczas nie zaskoczy nas żadna myśl czy reakcja i nie sprawi, że będziemy się czuli bezbronni lub bezsilni w kierowaniu sytuacją. W naszej codziennej refleksji, z rozmówcą lub bez, możemy rozważać całość naszych emocjonalnych i racjonalnych doświadczeń. Możemy szczerze zapytać samych siebie, czego doświadczyliśmy, o czym myśleliśmy, co odczuwaliśmy w określonej sytuacji i dlaczego aż tak bardzo zraniły nas czyjeś słowa, czyny, postawy. Możemy sobie zadać dodatkowe pytania:
- “Dlaczego tak mocno obstaję przy swoich racjach? Czy postępując w ten sposób szanuję moje prawdziwe odczucia albo odczucia drugiego człowieka?”; “Czy moja wrogość jest tylko demonstracją mojej niepewności? Czy nie atakuję, ponieważ w gruncie rzeczy jestem słaby?”.
- “Czy czuję się atakowany i jestem rozczarowany, gdyż drugi człowiek nie wysłuchuje moich próśb i nie odpowiada na moje oczekiwania?”.
- “Czy moje zranione uczucia są wytworem moich wyobrażeń, rzeczywistości, jaką chciałem za wszelką cenę stworzyć?”.
- “Czy zmuszałem innych do uczestnictwa w moich “grach”? Czy nie wiem, jak postępować?”.
- “Czy boję się, że będę musiał uznać moje braki?”.
- “Czy odczuwam lęk w wyrażaniu moich zamiarów albo moich możliwości?”. “Czego tak naprawdę chciałem i dlaczego nie miałem odwagi o to poprosić?”.
Szczera refleksja nad doświadczeniem zawsze pomaga człowiekowi wzrastać, natomiast granie w życiu kogoś, kimś się nie jest, zagraża temu wzrostowi. Starając się lepiej zrozumieć relacje zachodzące pomiędzy naszymi myślami, emocjami i czynami, możemy z większą odpowiedzialnością i pogodniej podejmować decyzje. Wewnętrzny dialog, poprzez stwarzanie sytuacji spokoju i przestrzeni całkowicie zarezerwowanej dla nas samych, ułatwia stopniowy przekaz informacji, który normalnie – ze względu na silny ładunek emocjonalny – tłumiony jest przez świadomość.
Tylko spokojna i pełna akceptacji atmosfera, którą można stworzyć podczas spotkania z drogą osobą, umożliwia wewnętrzny rozwój. Doskonałą pomocą może tu być prowadzenie dziennika, który pozwala na lepsze zrozumienie własnego stanu, osłabiając przy tym wagę przeżywanego cierpienia; zrozumienie form i struktur cierpienia zapobiega destrukcyjnemu obwinianiu siebie. Nie zawsze wina jest po naszej stronie, nie zawsze jesteśmy przyczyną trudności, często nieświadomie przyczyniamy się do wzrostu dynamiki relacji, lecz niekoniecznie musimy się obarczać pełną odpowiedzialnością za przebieg wydarzenia.
Ważne jest to, aby przebaczyć sobie, że niedokładnie zrozumieliśmy przebieg wydarzenia, które zaważyło na naszym pogodnym usposobieniu. Nie zawsze mamy do dyspozycji odpowiednie narzędzia do oceny rzeczywistości. Nie zawsze jesteśmy na tyle bezstronni, aby nabrać właściwego dystansu, który pozwala na analizę procesu rozwoju człowieka. Przebaczenie oznacza uznanie własnych ograniczeń, akceptację porażek, własnych i innych ludzi. Godząc się z zaniedbaniami, brakami czy porażkami, uczymy się na błędach, a także odzyskujemy pogodę ducha. Przebaczenie stanowi idealny sposób, aby zniwelować powstałe w nas pęknięcie i przywrócić poprzedni stan, pomaga także w kontrolowaniu wielu negatywnych emocji, które niszczą nasze pogodne usposobienie i przeszkadzają we właściwej analizie przebiegu procesu rozwoju człowieka.
Dobrze będzie, jeśli teraz wyjaśnimy niektóre pojęcia dotyczące wzajemnych relacji pomiędzy emocjami i poznaniem. Prawdopodobnie zaskoczy nas fakt, że emocje mogą wywierać aż taki wpływ na kształtowanie się procesów poznawczych.
Emocje – na przykład lęk, gniew, zazdrość – to konsekwencja i owoc procesów poznawczych. Procesy poznawcze są percepcją znaczeń lub ocen wydarzeń z uwzględnieniem odniesienia do ich ważności dla własnego organizmu, a także myśli, zaangażowania, idei dotyczących autopercepcji lub generalnie środowiska.
Emocje to rezultat przyjętych znaczeń, naszych ocen i myśli: każdą emocjonalną reakcję powoduje złożona percepcja poznawcza i ocena jej znaczenia. Intensywność emocji jest proporcjonalna do wartości przypisanej jej w procesie poznawczym.
Na percepcję znaczeń i ocen ma wpływ uprzednie doświadczenie i konieczność przystosowania się do obecnej sytuacji.
Prowadzenie dziennika lub rozmowy z osobą godną zaufania daje nam możliwość spokojnej konfrontacji z całym naszym doświadczeniem początkowo niejasnym, nieokreślonym, niezrozumiałym. Przeżywanie mieszaniny emocji, uczuć czy przeżyć racjonalnych we własnym ciele, pozwala na ich cielesne wyrażenie i pomaga uniknąć ich stłumienia i wyparcia na poziomie psychologicznym. Jesteśmy wówczas bardziej świadomi wszystkich procesów wewnętrznych, emocjonalnych, uczuciowych i rozumowych, łatwiej nam także odzyskać stan równowagi psychicznej, co pozwala pogodnie współdziałać z zewnętrznym światem.
Wewnętrzny dialog, wspomagany osobistym dziennikiem i konfrontacją z drugą osobą, pozwala nam na bezpośrednie zmierzenie się z tym wszystkim, co czujemy, przeczuwamy, doświadczamy i myślimy w określonym momencie. Opisanie i sformułowanie w słowach gmatwaniny wrażeń początkowo niesformułowanych ułatwia ich zrozumienie i przetworzenie. Racjonalne wyrażenie, za pomocą słowa, albo zapisanie w dzienniku tego, co się wydaje niejasne lub prawie niezrozumiałe, poprawia zdolność rozeznania, dając nam pewność, że potrafimy kierować naszymi emocjami, uczuciami, wrażeniami i myślami.
Umiejętność wypróbowania tego wszystkiego, co zdołaliśmy zrozumieć o sobie, nie narażając się koniecznie na negatywne doświadczenia, zaoszczędzi nam wielu niepotrzebnych frustracji. Bycie pogodnego usposobienia oznacza unikanie smutku i poczucia zagubienia w rzeczywistości. Poznanie uczuć i ich skutków, umiejętność ich doświadczania i interpretowania oznacza ich akceptację. Bezpośrednia konfrontacja własnych czynów i twierdzeń z rzeczywistością ułatwia korektę obcych nam postaw i zachowań. Powoli, niejako automatycznie, doskonali się zdolność przeżywania jakiejkolwiek sytuacji poprzez konsekwentne wyrażanie własnego “ja”.
W ten sposób przeżycia i doświadczenia zostają natychmiast skonfrontowane z rzeczywistym stanem. To uwrażliwienie na siebie samego ostatecznie poprawia rozumienie siebie i ukierunkowuje ku samorealizacji niezbędnej zarówno w związku z drugą osobą, jak i w sensie ogólnym, w całym życiu. Nieustanna świadomość siebie to rezultat bezpośrednich przemyśleń wszystkich spostrzeżeń i procesów wewnętrznych. Ponadto gwarantuje ona życie teraźniejszością.
Umiejętność pójścia na kompromis z normami i regułami swojego środowiska ułatwia poznanie dynamiki wewnątrzpsychicznej. Dzięki temu istnieje większe prawdopodobieństwo, że zdołamy lepiej kierować swoim życiem i zrealizujemy własne cele.
Po ostrej dyskusji zazwyczaj targają nami emocje, co może krępować właściwą ocenę wydarzenia. Kiedy emocje biorą górę, mają wpływ nie tylko na przebieg procesów poznawczych, lecz zniekształcają także parametry fizjologiczne; ciało wykazuje często oznaki cierpienia, widoczny jest stan zaburzenia psychomotorycznego, niepokoju, częstych skurczów serca, poczucia silnego przemęczenia czy bólów w różnych częściach ciała. Ten sposób odpowiedzi na frustracje jest całkowicie naturalny, organizm bowiem broni się przed zagrożeniem, reagując za pomocą procesów neurochemicznych. Niepokój służy temu, aby dostrzec problem i nakłonić osobę do działania, które, niestety, często okazuje się niewłaściwe. Przysposobienie ciała do ucieczki przez zwiększenie liczby uderzeń serca czy redukcję napływu krwi do mózgu lub do żołądka po to, aby skierować ją do mięśni, dzisiaj nie ma już zastosowania, ponieważ nie musimy uciekać przed jakąś dziką bestią, która zagraża nienaruszalności podmiotu. Psychologiczny lęk, czyli niepokój, zwykle rodzi się w sytuacjach stresu, a odpowiedzi natury fizjologicznej, kiedyś bardzo skuteczne, dzisiaj uniemożliwiają właściwą ocenę rzeczywistości o wiele bardziej skomplikowanej niż kiedyś.
Człowiek jest wytworem własnej kultury, musi podejmować określone role społeczne, ma szereg obowiązków etyczno-moralnych i zobowiązany jest do poszanowania prawa. Nikt nie może już wygłaszać dyskursu o czystych przeżyciach. Wszystko jest powiązane ze sobą i określone przez zjawiska, które można jednak zrozumieć, ponieważ są wytworem samego człowieka.
Kłótnie ze swoim partnerem, szefem, kolegą, przyjacielem czy z synem, doświadczenie upokorzenia, obrazy, prowokacji czy niezasłużonej krytyki wywołują reakcje emocjonalne, które zakłócają pogodę ducha człowieka. Emocje często potęgują pychę, a nawet potrzebę zemsty, dlatego że skłaniają nas do uwolnienia się od tej wewnętrznej burzy poprzez odpłatę drugiemu za frustrację, która stała się jej przyczyną. Ale tak się nie dzieje, o czym przekonamy się w następnych rozdziałach tej książki.
W takich chwilach refleksja nad dynamiką mogłaby stanowić pomoc w lepszym zrozumieniu przebiegu wydarzenia. Analiza rozwoju i motywów doświadczenia może pomóc w zrozumieniu faktów dzięki odkryciu jego poszczególnych elementów, które doprowadziły do zaostrzenia konfliktu lub pobudziły jego uczestników do przyjęcia agresywnych postaw.
Nabranie dystansu wobec wydarzenia pozwala przetrwać emocjonalną burzę. Wyciszając się, możemy odsunąć od siebie bodziec rodzący niepokój, nie chowając urazy, nie planując zemsty czy rewanżu. Kto się dystansuje od takiej sytuacji, ten potrafi zrozumieć, że większość wzajemnych relacji to “gra” siły, która często niewiele ma wspólnego z więziami uczuciowymi i relacjami z innymi.
Rozum nie zawsze może przywrócić wewnętrzny spokój czy wyciszenie między ludźmi. Złość i różne nieporozumienia dalej mogą pogarszać humor i stan ducha zranionej osoby. W takim momencie przebaczenie może stać się pierwszym krokiem do tego, aby uwolnić się od wszystkich negatywnych uczuć. Przebaczenie nie wymaga logicznych uzasadnień, ponieważ samo w sobie jest miłością, która ułatwia pokonanie doznanego bólu. Nasz stan pogody ducha nie zależy od egoizmu, ale od naszego zaangażowania.
Kiedy zostaniemy zranieni przez jakiegoś “agresora”, powinniśmy najpierw szukać naszej odpowiedzialności we własnej aktywności, a następnie podjąć dalej naszą drogę. Przebaczenie jest sposobem na to, żeby się uwolnić od tego, co nie leży w naszych kompetencjach.
Wracanie myślą do tego, co było, szukanie wyjaśnienia czy winy często oddala człowieka od tego, kto zadał mu cierpienie. W takiej sytuacji przebaczenie i inne procesy psychiczne z nim związane stają się decydującymi elementami pojednania. Przezwyciężenie doświadczenia frustracji za pomocą przebaczenia staje się gestem, który na nowo pozwala żyć w harmonii z samym sobą i całym światem.
Przebaczenie pomaga człowiekowi powrócić do własnych wyborów, a także dojrzewać w szacunku do siebie i do innych.
Podczas dokonującej się w nas ewolucji ważna jest umiejętność konfrontacji ze światem, umiejętność orientacji i dokonywania właściwych wyborów, aby porównać własne interpretacje, dotyczące życia, z rzeczywistością.
Poznanie siebie pozwala na “użycie siebie”, jako parametru, w celu oszacowania i ocenienia znaczenia sytuacji, faktów, doświadczeń, własnych cech charakterystycznych, a także potrzeb i sposobów ich zaspokajania. Pewność siebie jest owocem pogodnej wewnętrznej refleksji, a także zdolności rozumienia i szacunku dla własnej postawy. Zdolność przewidywania ewentualnych postaw, zachowań, myśli oraz znajomość reakcji emocjonalnych i racjonalnych pozwala na poszerzenie zakresu własnego doświadczenia. Możemy zresztą powiedzieć, że życie oznacza nieustanne konfrontowanie się z rzeczywistością i podejmowanie wysiłku, aby nad nią panować. Aktywnie żyć to znaczy umieć się włączyć w istniejące “teraz” i zdobywać się na kompromis ze względu na własne potrzeby, tworząc konieczną przestrzeń w celu wyrażenia własnej osobowości. Poddać się światu oznacza natomiast dostosować się, pogodzić się z wymogami i potrzebami narzuconymi z zewnątrz.
Refleksja nad naszym życiem może nauczyć nas współdziałania z innymi ludźmi, rozumienia naszej roli w działaniu międzyosobowym, a także naszych słabych punktów, które prawie zawsze popychają nas do powtarzania tych samych błędów w prowadzeniu dialogu. Refleksja nad tymi procesami psychologicznymi staje się konieczna, aby przezwyciężyć momenty niepewności, spowodowane ciągłą konfrontacją-zderzaniem się z rzeczywistością. Te ciągłe zabiegi należą do istoty wzrastania. Ich poprawne wykorzystanie dowodzi dojrzałości i kształtowania swojego charakteru według własnego spostrzegania i interpretowania świata oraz życia. Umiejętność interpretacji znaczenia wydarzeń, faktów, historii i osób jest nieodzowna do tego, by móc ocenić ich znaczenie dla własnego życia.
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,778,poznaj-siebie-wtedy-przebaczysz.html
***********
Przebaczenie. Boisz się dotknąć swojego wnętrza?
Raffaele Cavaliere / slo
Wiele osób żyje w ciągłym konflikcie z sobą, z innymi, często nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Jednocześnie osoby te są przekonane, że ich własne postawy, postępowanie i zachowania są w porządku.
Nie idąc za własnym wewnętrznym głosem, często działają, wykorzystując jako punkty odniesienia to, czego się nauczyły. Ale nasze społeczeństwo i nasza kultura nie uczą, jak oceniać własne doświadczenie, nie pozostawiają miejsca dla rozumienia wewnętrznej aktywności podmiotu, starają się natomiast dostosować podmiot w jego społecznych interakcjach do przyjętego modelu. Ludzie są wychowywani do posłuszeństwa, do dyscypliny i do wykonywania rozkazów. Cieszą się akceptacją tylko wtedy, gdy dostosowują się do zasad grupy, gdy są zintegrowani i nie zakłócają funkcjonowania jej regulaminu.
W procesie dokonującej się identyfikacji podmiotu z wartościami społecznymi brakuje niejednokrotnie krytycyzmu, człowiek chce być “takim samym” jak inni, zgadzając się na panujący “porządek”. Pragnienie, aby nie czuć się “innym”, poszukiwanie protekcji, przynależności do czegoś znaczniejszego, żeby tylko nie czuć się samotnym, zachęcają podmiot do rezygnacji ze swego “ja”, aby dostosować się do “woli” grupy lub innego podmiotu.
W ten sposób podmiot żyje podporządkowany innym, a jego uczucia i emocje widziane są jako zagrożenie dla struktury czy organizacji grupy. W grupie relacje międzyludzkie regulowane są przez procesy logiczne, a schematy odpowiadają za formalny charakter ich więzi. Każda bezpośrednia więź między ludźmi jawi się w tej perspektywie jako zagrożenie dla systemu i dla celów, jakie sobie wyznacza określona grupa społeczna.
Komunikację międzyludzką często charakteryzuje brak autentyzmu, hipokryzja. Człowiek posługuje się maską i postępuje według reguł grupy społecznej, w której się znajduje. Zapomina, że jest bohaterem, że doświadcza uczuć i że ma własne myśli, zwykle też nie próbuje ani zrozumieć drugiego, ani jego wewnętrznego świata. Prawie wszystkie aktualne modele społeczno-kulturowe bazują na rolach – stereotypach. Nierzadko możemy usłyszeć następujące zdania: “Czuję w sobie pustkę”, “Czuję się nikim”, “Żyję bez przekonania i wydaje mi się, że życie mi ucieka”.
Można dziś być ojcem, nie prowadząc prawdziwego dialogu z dziećmi, można być matką, nie dostrzegając i nie rozumiejąc ich rozwoju. Rodzice troszczą się przede wszystkim o to, aby zagwarantować dzieciom byt materialny i umożliwić im włączenie się w struktury życia społecznego. Rodzina często nie jest zintegrowaną komórką, lecz jakimś zlepkiem indywidualności, które nie potrafią żyć w harmonii; każdy bowiem spełnia tylko swoje zadanie, odgrywa swoją “rolę”, nie troszcząc się o rzeczywiste potrzeby drugiego człowieka. Wydaje się, że rodzina stanowi model, bezkrytycznie akceptowany, w którym jej członkowie nie pytają się wcale o jego znaczenie, o sferę uczuciową i o wagę miłości, jako siły jednoczącej. Kwestie materialne do tego stopnia są przedkładane nad sprawy ludzkie, że rodzina, w większości przypadków, przestaje być źródłem emocjonalnych doświadczeń, natomiast staje się jakimś laboratorium pozbywania się kontaktu ludzkiego. Milczenie i znieczulica zdają się dominować w relacjach międzyosobowych. Zakochane pary coraz szybciej poddają się rutynie, przez co oddalają się od siebie tak bardzo, że ich spoiwem pozostaje jedynie przyzwyczajenie.
W relacjach osobowych można dostrzec wszystkie problemy osób, które zatraciły poczucie własnej tożsamości i nie są już zdolne do mówienia o własnych uczuciach i potrzebach. Niektórzy oskarżają innych o brak zrozumienia, nie zdając sobie przy tym sprawy, że sami nie są zdolni powiedzieć, co czują, ponieważ boją się otworzyć przed drugim i powierzyć mu swoje problemy. W ten sposób nie może być mowy o wymianie prawdziwych doświadczeń.
Wielu ludzi czuje się opuszczonych, ponieważ jako uzależnieni od jednej lub wielu osób, utracili zdolność podejmowania decyzji. Padają oni ofiarą własnej niepewności, ponieważ nie docenili nigdy własnego doświadczenia. Nie mają odwagi na samodzielną konfrontację z osobistymi przeżyciami, uważają się zawsze za ofiary własnego doświadczenia, którego nikt nie chce z nimi dzielić, a w konsekwencji nie uważają siebie za osoby wolne.
Nie brakuje też ludzi, którzy doświadczają uczucia miłości w odniesieniu do dzieci, do partnera, do krewnych, ale to uczucie ma cechy postawy niewolnika i w efekcie rodzi rozczarowanie, ponieważ nikt ich nie szanuje. Wiele osób czuje się instrumentalnie traktowanych przez swych bliskich, ponieważ to, co czynią, nie jest owocem ich decyzji, lecz wynika z poczucia obowiązku, spełnianej funkcji czy tradycji.
Ludzie przyjmują pewne zadania i postawy jedynie z poczucia obowiązku, chcąc odegrać swą rolę, a następnie wytykają innym to, co robią, żywią urazy za niewykorzystane możliwości z powodu obowiązków, które “zmuszeni” są wykonać. Tacy ludzie żałują niewykorzystanych okazji, które mogli poświęcić relacjom z innymi.
Autentyczność osoby w relacjach międzyludzkich często wydaje się nie istnieć. Odgrywanie ról zabija potrzebę zażyłego dialogu z bliźnimi. Stopniowa liberalizacja obyczajów, rozwiązłe modele życia, pobudzane reklamą, która pozostaje znakomitym instrumentem do manipulowania zbiorową nieświadomością, a także negatywne sugestie narzucane przez psychozę tłumu, bazujące na negatywnym lęku przed przyszłością, sprawiają, że ludzie coraz bardziej oddalają się od siebie.
Modele o charakterze współzawodnictwa negują możliwość uczuciowej więzi w życiu bliźniego. Hedonizm wyklucza wymiar społeczny, pragnienie przebywania razem, aby doświadczać chwil radości. Miłość w życiu społecznym, jako czynne kryterium relacji, została zastąpiona przez egoizm, potrzebę władzy i dominacji nad drugim.
W większości aktualne modele społeczno-kulturowe nie zważają na poszukiwanie szczęścia, które rodzi się we wnętrzu człowieka, a swój kres znajduje w przeżywaniu harmonii z innymi ludźmi, natomiast proponują szczęście jako wynik sukcesu zdobytego kosztem innych.
Stosowanie “masek” nie pozwala na prawdziwą relację z drugim, na jej autentyczne przeżywanie. Carl Rogers zdefiniował ten egzystencjalny warunek jako psychologiczny stan niespójności. Osoba nie jest autentyczna, ponieważ pomiędzy zachodzącymi w niej procesami wewnętrznymi i przejawianymi przez nią zachowaniami panuje rozdźwięk. Ta częściowa negacja własnej rzeczywistości, przeżyć i doświadczeń prowadzi najpierw do konfliktów wewnętrznych, a następnie do konfliktów ze światem.
Podejmujemy tematykę przebaczenia zdając sobie sprawę z tego, że jest ono integralną częścią zdolności kochania i zakłada pragnienie poznawania wagi uczuciowych relacji, a także pragnienie przeżywania modelu życia “pod prąd”, dalekiego od egoizmu i od nadużywania wolności drugich.
Przebaczenie może być sposobnością, która uczy czerpać wiedzę z własnego doświadczenia. Może być drogą do lepszego poznania siebie i ograniczenia własnych oczekiwań wobec świata. Zdolność przebaczania zależy w dużej mierze od wewnętrznych i zewnętrznych dynamik. Nie jest łatwą rzeczą właściwie ocenić swoje postępowanie. Dlatego umiejętność przyznania drugiemu racji, zaakceptowania jego odmienności i autonomii oznacza postawę pewności siebie. Proces nabywania świadomości pozwala człowiekowi lepiej poznać własne cechy, które są spostrzegane jak wielki strumień wody. Doświadczenie charakteryzuje się elastycznością, życie płynie, a osoba odczuwa własną dynamikę, życiową siłę, która wyraża się w podejmowaniu osobistych decyzji. Uczucia, także i te bolesne, pomagają określić własny cel, aby intensywnie przeżywać swoje doświadczenie.
Kto potrafi doświadczać osobistego kontaktu z samym sobą i odpowiednio go wyrażać, nie przestając przy tym aktywnie przekształcać swojego doświadczenia, ten jest autentyczną osobą. Jego sposób bycia jest spójny tak w postępowaniu, jak i w procesach psychicznych. Człowiek, który przebacza, uczy się nie osądzać bliźniego, nie kierować się uprzedzeniami, nie fałszować doświadczenia dla egoistycznych celów. Człowiek, który szuka wewnętrznego kontaktu z samym sobą, bierze odpowiedzialność za własne czyny, uczucia, myśli, unikając przerzucania na zewnątrz własnych braków, ograniczeń i trudności.
Gotowość przebaczenia dowodzi szacunku dla siebie i bliźniego. Zdolność do bezwarunkowej akceptacji otwiera drogę ku miłości, ku możliwości przeżywania doświadczeń z bliźnim na głębokim poziomie interakcji. Umiejętność przebaczania nie tylko zmniejsza konfliktowość w relacjach z innymi, lecz także pomaga wzrastać w empatii. Empatia to zdolność patrzenia na świat drugiego bez osądzania i bez oceniania go. Empatia to konieczność szanowania i bezwarunkowego zaakceptowania inności drugiego człowieka. Domaga się ona oczywiście autentyczności tego, kto ją stosuje. Tylko człowiek, który dobrze zna swoją wewnętrzną dynamikę i przejawy swoich zachowań, potrafi kierować się empatią, dogłębnie przeżywać własne doświadczenie i zmierzać ku szczęściu.
Przebaczenie nie oznacza natychmiastowego usunięcia krzywdy czy przeżytego bólu, lecz szacunek dla drugiego człowieka, bez rozpamiętywania bolesnego zdarzenia, bez odczuwania urazy. Trzeba uznać to doświadczenie za przeszłe, aby móc wrócić do życia teraźniejszością i budować “nowe” życie uczuciowe.
Człowiek, który potrafi przebaczać, będąc w pełni świadomy wszystkich wewnętrznych procesów, z pewnością jest dojrzałą osobą, która nie boi się dotknąć swojego wnętrza, a także przezwyciężyć negatywnych doświadczeń. Jest osobą, która dobrze wie, czego chce i która kieruje się w stronę “sukcesu”.
Więcej w książce: Sztuka przebaczania – Raffaele Cavaliere
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,777,przebaczenie-boisz-sie-dotknac-swojego-wnetrza.html
*********
O spowiedzi na spokojnie: nadgorliwość
O. Piotr Jordan Śliwiński OFMcap
Nadgorliwość gorsza od faszyzmu albo co za często, to nie zdrowo… Kolejny odcinek “Z o. Jordanem przez kratki – czyli o spowiedzi na spokojnie”. Znakomity spowiednik, kapucyn, o. Piotr Jordan Śliwiński oswaja z konfesjonałem. Ekspresyjnie i treściwie odpowiada na pytania o grzech i obłudę, pokorę i sumienie, spowiedź i pokutę.
Jeśli popełnię grzech ciężki, czyli taki po którym czuję, że nie mogę iść do Komunii świętej, no to muszę iść do spowiedzi. Problem się pojawia, kiedy grzechów ciężkich nie popełniam. Czy mam wtedy się spowiadać?
Nigdy nie mów: Wszystko się jakoś ułoży
Arnold A. Lazarus, Clifford N. Lazarus, Allen Fay / slo
Większość trapiących nas kwestii i problemów, jeśli zostaną pozostawione same sobie, nie odejdzie. O wiele rozsądniej jest po prostu się z nimi zmierzyć.
C. i F. byli małżeństwem, które od samego początku przeżywało trudności. C. błagała Freda, by udał się z nią do poradni małżeńskiej, ale on odmawiał. “Nie chcę, aby ktoś obcy wtrącał się do mojego małżeństwa “, powiedział. Jedną z największych przeszkód w rozwiązywaniu problemów tej pary był praktykowany przez F. zwyczaj wychodzenia z pokoju i jego taktyka unikania rozmów na poważne tematy. Gdy C. dzwoniła do niego do pracy, chcąc porozmawiać o jakimś problemie, wszystko, co mogła wówczas usłyszeć, to pełne irytacji: “Nie mam ochoty o tym rozmawiać!”. F. nie potrafił zrozumieć, że zatrzaskuje w ten sposób wszystkie drzwi do porozumienia (wyznawał niestety wiele z przesądów zawartych w tej książce). C. w końcu zdała sobie sprawę, że F. nigdy się nie zmieni, i ich małżeństwo zakończyło się rozwodem.
Jeśli zostawiasz najbardziej drażliwe zagadnienia czy problemy samym sobie i uciekasz od nich, prawdopodobnie nie tylko nadal będą cię dręczyć, ale nawet staną się jeszcze poważniejsze. Oczywiście, istnieje pewna różnica pomiędzy błahym problemem, który zniknie, gdy się go zignoruje, a takim, który wymaga uwagi i rozwiązania. Większość ludzi nie ma problemów z tym rozróżnieniem, ale wielu lekceważy i bagatelizuje poważne trudności, których ignorowanie może się okazać szkodliwe.
J. znał swojego szefa, K., już od dziesięciu lat i niezmiernie się zdziwił, gdy ten zaczął nagle sprawdzać swoich pracowników. Mimo że w przeszłości zostawiał im wiele swobody, zaczął teraz wypytywać ludzi, kiedy dokładnie przychodzą i wychodzą z pracy, śledzić prywatne rozmowy telefoniczne, kwestionować uprawnienia do urlopu i zwolnienia lekarskie. W swojej nadgorliwości, dopuścił się wielu nieuzasadnionych oskarżeń. Niektórzy z jego pracowników byli coraz bardziej prześladowani, ale J. doradził im zignorować sytuację. “To jest przejściowy czas porządków – zapewniał ich – K. zmęczy się tym przed upływem dwóch tygodni”. J. miał rację; sytuacja wróciła do normy w przewidzianym przez niego czasie. Niewielki problem z szefem niemalże zniknął.
Jednak niemal w tym samym czasie powstał większy problem. Niedawno dołączył do firmy nowy kierownik, który okazał się zwyczajnym rasistą i seksistą J. nie wahał się głośno mówić o swoich uprzedzeniach i ci, którzy słuchali tych zniewag, zwłaszcza jego sekretarka, wpadli w depresję, złość, zaczęli odczuwać strach. J. nie mógł ignorować tej sytuacji, mając nadzieję, że sama się rozwiąże, powiadomił więc o niej właścicieli firmy. Po dwóch ostrzeżeniach, które nie poskutkowały, bigot został zwolniony.
Zwlekanie z rozwiązaniem pewnych problemów i unikanie konfrontacji z niemiłymi okolicznościami na dłuższą metę tylko pogarsza sytuację. Kiedy C. poruszała jakiś przykry czy bolesny temat, a F. odpowiadał: “Nie mam ochoty o tym rozmawiać!”, zamykał przed nimi możliwość porozumienia. Problem mógł się tylko rozrastać. Można w takiej sytuacji powiedzieć: “Wolałbym o tym pogadać później”, jeżeli aktualny czas lub miejsce wydają się nieodpowiednie lub niewygodne, nie ułatwimy sobie jednak zadania, jeżeli będziemy to robili stale.
Podobnie jest z fałszywie pozytywnym myśleniem. Szkodliwe jest przymykanie oczu na problemy w rytm starej śpiewki: “Wszystko się jakoś ułoży”, bez nazywania określonych konfliktów i rozwiązywania oczywistych problemów. Większość trapiących nas kwestii i problemów, jeśli zostaną pozostawione same sobie, nie odejdzie. Nie odbierajmy więc sobie możliwości uporania się z nimi, nie zwracając uwagi na trudności bądź nie chcąc o nich rozmawiać. O wiele rozsądniej jest po prostu się z nimi zmierzyć.
Czasami dobrze jest zacząć od tych spraw, które są dla ciebie najłatwiejsze i stopniowo zajmować się trudniejszymi. Oto przykładowa lista, którą sporządził jeden z naszych pacjentów: wymienić uszczelkę w kranie kuchennym; pomalować przedpokój; przypomnieć M., że ciągle jest mi dłużna 10 dolarów; napisać do przedstawicieli Chrysler Motors o bezczelnym kierowniku serwisu; zgłosić się do dentysty na leczenie kanałowe; postarać się namówić tatę, aby spróbował w końcu uporać się ze zbyt częstym zaglądaniem do kieliszka.
Jeśli początkowo problem wydaje się nieco przytłaczający, nie bądź zbyt dumny lub uparty, by poszukać profesjonalnej pomocy. Chroniczne unikanie pomocy oznacza zwykle chroniczne cierpienie. Lepiej rozwiązywać problemy, niż przed nimi uciekać. Wysiłek włożony w rozwiązanie problemu zwykle prowadzi do współpracy i zbliża. Tylko powierzchowny, zakłamany związek może być przyjemny przez cały czas. Im częściej próbuję konfrontować się z ważnymi sprawami, tym łatwiej będzie mi to przychodzić i tym skuteczniej będę to robić.
Problemy nie zostaną rozwiązane, jeśli najpierw nie uświadomię sobie, że istnieją. Ignorowanie problemów jest równoznaczne z pewnością, że nadal będą istnieć lub staną się poważniejsze. Problemy rzadko same odchodzą, ale większość da się rozwiązać.
Więcej w książce: Jak nie wpaść w depresję. 40 szkodliwych przesądów, które zatruwają nam życie – Arnold A. Lazarus, Clifford N. Lazarus, Allen Fay
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,36,nigdy-nie-mow-wszystko-sie-jakos-ulozy.html
************
Dodaj komentarz