Ziemie odzyskane-ziemie utracone

W 2010 roku nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego ukazała się praca doktorska Daniela Beauvois na temat szkolnictwa polskiego na ziemiach zaboru rosyjskiego pod tytułem: “Wilno – polska stolica kulturalna zaboru rosyjskiego. 1803-1832”. Daniel Beauvois ukończył rusycystykę i polonistykę w Lille. W latach 1969-72 był dyrektorem Ośrodka Kultury Francuskiej przy UW. Wtedy zainteresował się Kresami. Jest również autorem książki “Trójkąt ukraiński. Szlachta, carat i lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793-1914”. Jest członkiem Ukraińskiej Akademii Nauk.
Daniel Beauvois jest historycznym rewizjonistą. Zwolennikiem demitologizacji polskich Kresów zapoczątkowanej w czasach stalinowskich i kontynuowanej nie tylko przez cały okres PRL lecz również po 89 roku.
„ Przedstawia się najczęściej kresy jako utracony raj, gdzie wszystkie narody żyły w idyllicznej zgodzie. Pisze się o misji cywilizacyjnej Polaków i dobrotliwych polskich dziedziczkach, które w czasie epidemii leczyły ukraińskich czy białoruskich chłopów. Taka wizja, delikatnie mówiąc, odbiega nieco od rzeczywistości. I choć faktycznie zdarzały się dziedziczki o miękkich sercach, to generalnie stosunek polskich panów do rdzennej ludności chłopskiej na dawnych kresach I Rzeczypospolitej był zły…. Chłopów traktowano jak podludzi. Jeszcze w końcu XIX wieku pan miał prawo bić chłopa po twarzy, co było nie do pomyślenia nie tylko na Zachodzie, ale nawet w innych zaborach”.-twierdzi Beauvais doszukując się przyczyn rzezi wołyńskiej oraz krwawych rozpraw z panami polskimi w czasie rewolucji bolszewickiej w wyzysku i złym traktowaniu chłopów przez polskie ziemiaństwo i arystokrację.
Nikt nie twierdzi, że stosunki społeczne na Kresach były idylliczne. Wielu światłych ziemian i arystokratów chciało uwłaszczenia chłopów, a nawet podejmowało w tym celu odpowiednie działania. Nadawał ziemię chłopom między innymi Joachim Litawor Chreptowicz kanclerz wielki litewski, założyciel słynnej biblioteki w Sztorcu.
Dysproporcje pomiędzy życiem ludu i ziemiaństwa dobitnie ilustrują dwa krótkie filmiki pokazujące życie na Polesiu wyświetlane podczas niedawnej wystawy w warszawskiej Królikarni zatytułowanej „Majątek”. Widać, że Zofia Chomentowska, autorka filmików nakręconych w latach dwudziestych ubiegłego wieku w jej majątku na Polesiu, zdawała sobie dobrze z tego sprawę. Esencją wystawy jest jednak to co pozostało z rzeźb włoskiego rzeźbiarza Adolfa Wildta, które kiedyś zdobiły ziemski majątek Döhlau (dzisiejsze Dylewo ) należący do rodziny von Rose. Został tylko gruz, a właściwie niewielkie kawałki gruzu pieczołowicie rozłożone na stołach w Królikarni.
To nie działania frontowe zniszczyły rzeźby artysty podziwianego i cenionego wszędzie na świecie. To celowy zamysł poszukiwania sprawiedliwości społecznej przez zrównanie wszystkich na najniższym poziomie egzystencji. „Niech wszyscy jednakowo wyzdychają z głodu, wtedy będzie sprawiedliwie”- taką politykę stosowała bolszewicka rewolucja, również na Kresach. Dlatego kresowi „tutejsi” są dziś solidarni ze swymi rzekomymi ciemiężycielami, polskimi panami. „Zrozumieliśmy, że zawsze może być gorzej” powiedział mi człowiek pamiętający przedwojenne czasy w naszym majątku.
Częścią sowieckiej urawniłowki w Polsce było i jest likwidowanie śladów kultury zarówno na „ziemiach odzyskanych” jak i „ziemiach (nazwijmy to ) utraconych”. Ideologom spod znaku czerwonej gwiazdy przeszkadzały zarówno dwory i pałace na Kresach jak i rzeźby Wildta w Dylewie. Przeszkadzała nawet sama pamięć Kresów. Dlatego w latach stalinowskich starali się tę pamięć wykorzenić bagnetem wojskowi komisarze. Dlatego w czasach popaździernikowych wyśmiewano powieści Rodziewiczównej. Pamiętam jak natrząsały się z„ Lata leśnych ludzi” moje szkolne koleżanki wywodzące się z nowej inteligencji to znaczy z bezpieczniackich rodzin. Cóż mogły nieszczęsne z tego, zupełnie im duchem obcego, tekstu zrozumieć. Dlatego obecnie usuwa się Sienkiewicza z listy lektur szkolnych. Dlatego wreszcie promowany i wydawany jest w Polsce Beauvais, historyk ze szkoły Geremka, który za swoje intelektualne powołanie uznał rozchwiewanie mitu polskich Kresów. Panowie dobrali się zresztą jak w korcu maku. Jednego z całej kultury francuskiej najbardziej zafascynowały średniowieczne prostytutki. Drugi z historii i kultury polskich Kresów zrozumiał tylko tyle, że pan miał prawo uderzyć chłopa po twarzy. I w jego oczach usprawiedliwia to rzezie wołyńskie gdzie okrutnie torturowane były wiejskie dzieci i niemowlęta. Bo rzezie miały podłoże etniczne, a nie klasowe jak chce to widzieć francuski historyk.
Na Białorusi powstała nowa świecka tradycja. Wprost z urzędu stanu cywilnego państwo młodzi jadą do jakiegoś polskiego zamku czy dworu i fotografują się na tle jego krużganków czy nawet ruin. Fakt, że wolą odwiedzić zabytek zamiast Mac Donalda świadczy, że doceniają obecność na ich ziemiach śladów dawnej świetności i kultury. To oni są naszymi naturalnymi sojusznikami w walce o pamięć Kresów. Podobnie jak grupy odtwarzające wydarzenia historyczne. Taką grupę jeźdźców widzieliśmy w Grodnie. Miło uświadomić sobie, że najmłodsi okazują się odporni na postsowieckie pranie mózgu w wykonaniu historyków pokroju Beauvais. Naszym sojusznikiem jest również odsądzany od czci i wiary Łukaszenko, który remontuje i pozwala remontować polskie magnackie siedziby oraz kościoły i obiekty sakralne. Pięknie wyremontowano seminarium w Pińsku. Wspaniale prezentuje się seminarium w Grodnie. Obydwie te instytucje dobrze funkcjonują i pełnią swą misję kulturową i cywilizacyjną.
Prawie nad każdą białoruską mieściną góruje fasada katolickiego kościoła. W każdej jest również niestety również pomnik Lenina. Traktujmy to jako przysłowiowy ogarek zapalony diabłu. Jako cenę, którą warto zapłacić za odnowione z pietyzmem zabytki i kościoły, za pamięć Mickiewicza i Ogińskiego i wielu innych wielkich Polaków kresowego pochodzenia
tekst drukowany w ostatnim numerze Warszawskiej Gazety

 

O autorze: izabela brodacka falzmann