Myśl dnia
św. Bernard
Pomnij Mario, Matko miła,
Że od wieków nie słyszano,
Byś grzesznika opuściła,
Co Twe święte wielbi miano;
Nikt od Ciebie w cierpień nocy
Nie odchodził bez pomocy.
Tą nadzieją ożywieni,
Uciekamy się do Ciebie,
Przystępujem ukorzeni
Przed Twój święty tron na niebie.
Drżąc, wzdychamy w grzechu męce:
„Nie gardź nami, podaj ręce!”.
Matko Słowa Przedwiecznego,
Racz wysłuchać nędznych głosy,
Co z padołu płaczu tego
Łaski Twojej żebrzą rosy;
Bądź pomocą w życia znoju,
Bądź zwycięstwem w śmierci boju.
Święty Bernard z Clairvaux
CZWARTEK XX TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II
Duchu Święty, który jesteś nam dany, abyśmy z Twoją pomocą rozeznawali wolę Bożą, oświeć moje serce, umysł i wolę, aby decyzje, które podejmuję w życiu, były właściwe.
PIERWSZE CZYTANIE (Sdz 11,29-39a)
Nierozumny ślub Jeftego
Czytanie z Księgi Sędziów.
Duch Pana był nad Jeftem, który przebiegał ziemie Gileadu i Manassesa, przeszedł przez Mispa w Gileadzie, z Mispa w Gileadzie ruszył przeciwko Ammonitom. Jefte złożył też ślub Panu: „Jeżeli sprawisz, że Ammonici wpadną w moje ręce, wówczas ten, kto pierwszy wyjdzie od drzwi mego domu, gdy w pokoju będę wracał z pola walki z Ammonitami, będzie należał do Pana i złożę z niego ofiarę całopalną”.
Wyruszył więc Jefte przeciw Ammonitom zmuszając ich do walki i Pan wydał ich w ręce jego. Rozgromił ich na przestrzeni od Aroeru aż do okolic Minnit, co stanowi dwanaście miast, i dalej aż do Abel-Keramim. Była to klęska straszna. Ammonici zostali poniżeni przez Izraela.
Gdy potem wracał Jefte do Mispa, do swego domu, oto córka jego wyszła na spotkanie, tańcząc przy dźwiękach bębenków, a było to dziecko jedyne; nie miał bowiem prócz niej ani syna, ani córki. Ujrzawszy ją rozdarł swe szaty, mówiąc: „Ach, córko moja! Wielki ból mi sprawiasz! Tyś też wśród tych, co mnie martwią! Oto bowiem nierozważnie złożyłem wobec Pana ślub, którego nie będę mógł odmienić!”
Odpowiedziała mu: „Ojcze mój! Skoro ślubowałeś Panu, uczyń ze mną zgodnie z tym, co usta twoje wyrzekły, skoro Pan pozwolił ci dokonać pomsty na twoich wrogach, synach Ammona!”
Nadto rzekła do swego ojca: „Pozwól mi uczynić tylko to jedno: puść mnie na dwa miesiące, a ja udam się na góry z towarzyszkami moimi, aby opłakiwać moje dziewictwo”.
„Idź!” – rzekł do niej. I pozwolił jej oddalić się na dwa miesiące.
Poszła więc ona i towarzyszki jej i na górach opłakiwała swoje dziewictwo. Minęły dwa miesiące i wróciła do swego ojca, który wypełnił na niej swój ślub.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 40,5.7-8a.8b-10)
Refren: Przychodzę, Boże, pełnić Twoją wolę.
Szczęśliwy człowiek, *
który nadzieję pokłada w Panu,
a nie naśladuje pysznych *
i skłonnych do kłamstwa.
Nie chciałeś ofiary krwawej ani płodów ziemi, *
lecz otwarłeś mi uszy,
nie żądałeś całopalenia i ofiary za grzechy. *
Wtedy powiedziałem: „Oto przychodzę. Refren.
W zwoju księgi jest o mnie napisane: +
Radością jest dla mnie pełnić Twoją wolę, mój Boże, *
a Twoje prawo mieszka w moim sercu”.
Głosiłem Twą sprawiedliwość w wielkim zgromadzeniu *
i nie powściągałem warg moich, o czym Ty wiesz, Panie.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Ps 95,8ab)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych,
lecz słuchajcie głosu Pańskiego.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mt 22,1-14)
Przypowieść o zaproszonych na ucztę
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.
„Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu:
« Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść.
Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę». Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali.
Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić.
Wtedy rzekł swoim sługom: «Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie». Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami.
Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: «Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?» Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: «Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz w ciemności. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów».
Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”.
Oto słowo Pańskie.
**********************************************************************************************************************
KOMENTARZ
Właściwe rozeznanie
Duchu Święty, który jesteś nam dany, abyśmy z Twoją pomocą rozeznawali wolę Bożą, oświeć moje serce, umysł i wolę, aby decyzje, które podejmuję w życiu, były właściwe.
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
Na dobranoc i dzień dobry – Mt 22, 1-14
Mariusz Han SJ
Nie przyjąć zaproszenia…
Przypowieść o uczcie królewskiej
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: «Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść.
Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: “Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę”.
Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić.
Wtedy rzekł swoim sługom: “Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami.
Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: “Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?”. Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: “Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych».
Opowiadanie pt. “O znakach prawdy”
Jednym z największych bestsellerów lat osiemdziesiątych była powieść włoskiego autora Umberta Eco pt. “Imię róży”. Pierwsze jej słowa wzięte są z czwartej Ewangelii. Pierwszy akapit jest gorącą zachętą do modlitewnego odczytywania znaków świata:
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Było ono na początku u Boga i powinnością bogobojnego mnicha jest powtarzać dzień po dniu, jednostajnie i z pokorą, ów jedyny i niezmienny fakt, z którego dobyć można niezbitą prawdę.
Ale videmus nunc per speculum et in aenigmate (teraz widzimy poprzez symbol i zagadkę), a prawda, nim staniemy z nią twarzą w twarz, wprzódy pokazuje się nam po kawałeczku (jakże nieczytelnym) w błędach tego świata. Winniśmy zatem odczytywać z mozołem jej wierne znaki również tam, gdzie jawią się nam jako niejasne i podsunięte przez wolę, prawie bez reszty oddaną złu.
Refleksja
Zawsze jesteśmy zapraszani do stołu, który jest dla nas specjalnie zastawiony przez Pana. Możemy tym zaproszeniem wzgardzić, odmówić, czy zlekceważyć. Nie powinniśmy być jednak wtedy zdziwieni, że za konkretną decyzją, idą konkretne konsekwencje. Przecież nie będziemy zapraszani w nieskończoność. To my musimy wysłać sygnał, że chcemy nadal współpracować i nadal wspólnie działać…
Jezus zachęca, abyśmy zawsze byli gotowi podjęcia się uczestnictwa w Jego uczcie. Aby tak było, musimy być wciąż przygotowani i gotowi do tego spotkania. Praca nad sobą i otwartość serca są podstawowymi elementami tego przygotowania. Bez nich nie ma możliwości na spotkanie. Dwie strony powinny pragnąć tego samego. Każde zamknięcie serca i nieufność niszczą naszą relacją z drugim człowiekiem…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego nie wolno kimś wzgardzać ?
2. Dlaczego współpraca jest tak ważna?
3. Dlaczego praca i otwartość są gwarantem porozumienia?
I tak na koniec…
Wie los, że rośnie ma wzgarda dla niego,
Im więcej pragnie wyrządzić mi złego
(William Shakespeare, Antoniusz i Kleopatra)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,725,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mt-22-1-14.html
***********
#Ewangelia: Czy tęsknota Boga się spełni?
Mieczysław Łusiak SJ
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: “Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawi ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę». Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali.
Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić.
Wtedy rzekł swoim sługom: «Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie». Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: «Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?» Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: «Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz w ciemności. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów».
Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”.
Rozważanie do Ewangelii
Bóg powołuje do życia w Niebie wszystkich ludzi. Takie jest przeznaczenie, czyli sens życia wszystkich. Nie wszyscy jednak zostaną wybrani do tego życia. Wybrani będą tylko ci, którzy będą odpowiednio do tego życia przygotowani. Niezbędny jest “strój weselny”, czyli postawa miłości. Bez niej człowiek nie może być wybrany do życia w Niebie, nawet jeśli został do niego powołany już w chwili swego zaistnienia.
To wszystko nie zmienia faktu, że Bóg tęskni za nami – za naszą obecnością w Niebie (czyli u Niego w domu) przez całą wieczność. Ta tęsknota nie zostanie zaspokojona, jeśli wybierzemy inny rodzaj życia niż Miłość.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2534,ewangelia-czy-tesknota-boga-sie-spelni.html
********
Przyjdźcie na Ucztę!
Słowo uczta – choć dziś rzadziej używane – wciąż uruchamia naszą wyobraźnię i potrąca jakąś czułą strunę duszy. Do niej odwołują się reklamy, gdy mówią np. o uczcie kinomana i sportowca, czy też o uczcie dla ucha lub podniebienia itp.
Wszyscy tęsknimy za czymś, co oderwałoby nas od szarej codzienności i przeniosło w świat zachwytu, podziwu, świętowania i radości. We wszelkim ucztowaniu jakoś przeczuwany istnienie wspaniałego i tajemniczego „innego wymiaru”, daleko wykraczającego poza to wszystko, co wypełnia zwykły dzień pracy.
Jezus też mówi o uczcie. I to wyjątkowej.
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę! Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami.
Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego? Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych (Mt 22,1-14).
Zaproszeni na Ucztę
W Jezusowej alegoryzującej przypowieści dosłownie wszystko jest wyjątkowe: uczta wydawana jest przez samego króla; powodem są zaślubiny jego syna; liczba osób zaproszonych jest ogromna. I niebywałe jest zachowanie wielu zaproszonych!
A co jest Najważniejsze w Jezusowej przypowieści?
- Oczywiście, Królestwo niebieskie, czyli owa duchowa przestrzeń, w której Bóg jest „wszystkim we wszystkich” (por. 1 Kor 15, 28)!
- Ta ostateczna Rzeczywistość olśniewa samego Jezusa i pochłania Jego uwagę.
- Nas ludzi też powinno „to” zainteresować, i to w stopniu najwyższym.
Chyba mamy tego świadomość, że właśnie Królestwo Boże (zwane zamiennie niebieskim) jest głównym tematem Jezusowej Ewangelii. Gdy wczytujemy się w cztery Ewangelie, to nabieramy głębokiego przekonania, że Misja Jezusa nieustannie grawituje właśnie wokół Królestwa Bożego.
- I co jest niebywałe, fascynujące: Bóg Ojciec pragnie widzieć w tym Królestwie każdą ludzką osobę, stworzoną na Jego obraz i podobieństwo. Całą ludzką rodzinę wszystkich pokoleń Bóg Ojciec pragnie zgromadzić w swoim Królestwie.
Olśnieni Królestwem
W Jezusowych słowach i czynach nie ma dla nas ludzi niczego wspanialszego i ważniejszego niż wiadomość o tym, że w Domu Ojca jest mieszkań wiele (por. J 14, 2), i że z wielką Miłością Boskie Osoby oczekują na nasze wejście do wspaniałych mieszkań w Domu Ojca!
Można to wyrazić jeszcze tak: Wcielony Boży Syn przyszedł z woli Ojca i rozbił w widzialnej postaci swój namiot pośród nas, by podbić nasze serca, poślubić nas, wziąć za rękę (czy nawet na ręce) i poprowadzić (czy nawet zanieść) do Domu Ojca. A gdy Ojciec ujrzy Syna z taką Oblubienicą wyda wieczną ucztę. Zaczną się gody weselne, które końca mieć nie będą!
- Można śmiało powiedzieć, że wszystko inne w słowach i czynach Jezusa jest tej wspaniałej Rzeczywistości przyporządkowane! Dosłownie wszystko. Długo można by wyliczać, co składa się na owo „wszystko”.
- Samo Wcielenie Syna Bożego, Jego pełna ofiarnej Miłości Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie – wszystko to i wszystko inne służy temu i zmierza do tego, żeby Bóg Ojciec mógł nas mieć na wieczność w swoim Domu i mógł podzielić się z nami Swoim Boskim życiem i szczęściem!
„Daleko w polu”
W tym miejscu moglibyśmy przerwać rozważanie, ale tylko pod tym jednym warunkiem, że już wszyscy codziennie wyskakujemy z radości z powodu trzymanego w garści zaproszenia na wieczną Ucztę w Królestwie Ojca. Nie potrzebowalibyśmy rekolekcji, gdybyśmy od rana do wieczora czuli się bardzo kochani przez Boga Ojca i czuli smak zaślubin z Bożym Synem. I gdybyśmy Eucharystię wraz z Komunią świętą przeżywali jako rozkoszny przedsmak wiecznej Komunii z Bogiem w Niebie.
Domyślam się, że (bodaj) wszyscy jesteśmy jeszcze „daleko w polu”…
- Obym się mylił, ale chyba wszyscy mamy jeszcze wiele do zrobienia, a jeszcze więcej do … przyjęcia!
- Czeka nas fascynująca asymilacja nieprzebranych bogactw, ukrytych w Ewangeliach i w Jezusowym Sercu.
– A tymczasem my się jeszcze się wahamy. Jeszcze nie dowierzamy. Jeszcze zalewają nas fale smutku i zwątpienia. Ponadto bywamy nieraz brutalnie atakowani przez tytaniczne pokusy. Walczymy. Uczymy się rozeznawać świat duchów i przepaście, jakie dzielą piękno życia z Bogiem – od życia zamkniętego w samej doczesności i w ograniczonym horyzoncie potrójnej pożądliwości (por. 1 J 2, 16), którą świat i demon przedstawiają jako szczyt ludzkich możliwości.
Co jeszcze warto powiedzieć (w tak krótkim rozważaniu), by pomóc sobie w zrobieniu choćby jednego kroku w dobrą stronę: ku żywej wierze w cudną i cudowną Obietnicę, daną nam przez Jezusa Chrystusa? Na pewno powinniśmy zwrócić uwagę na to, co sam Jezus akcentuje i podkreśla. A co Jezus podkreśla i akcentuje?
- – Na pewno On, całym Sobą, uwydatnia przejasny i najłaskawszy Zamysł miłującego nas Ojca, pragnącego dać nam wieczne szczęście.
- Bóg chce, by źródłem i przyczyną tego szczęścia było aż „to”, co uszczęśliwia Boskie Osoby.
- A tym jest Miłość! Wymiana miłości. Komunia Osób.
„Punktowani” za lekceważenie
Jednak Jezus jest Zbawicielem pełnym realizmu, dlatego „punktuje” to, co nam najbardziej zagraża. W rozważanej przypowieści uświadamia nam, że wspaniałej Woli Boga my ludzie (potężnie kuszeni przez demony) potrafimy okazać lekceważenie.
Bóg Stwórca, Bóg Król mówi: Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę. Przyjdźcie na ucztę! Bóg mówi to na wiele sposobów. Prosi, zaprasza, komunikuje. Uwiarygodnia swoje wielkie zaproszenie, manifestując zarówno Swoje wielkie możliwości jak i Swoją miłosną pokorę i pokorną miłość!
– A co na to mówią zaproszeni? W przypowieści Jezus skarży się na Żydów Starego Testamentu i Jemu współczesnych, gorzko stwierdzając: Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że postawy Żydów są powielane w każdym pokoleniu, a w obecnych czasach z jakimś niebywałym natężeniem.
- Lekceważenie i wzgarda okazane samemu Bogu są czymś arcypoważnym. Dlatego Bóg nie puszcza tego płazem. Przypowieść wyraźnie o tym mówi. Biblia o tym mówi. Ludzkie dzieje opisane w historii różnych narodów pokazują, że wiele muszą wycierpieć ci, którzy lekceważą Boga.
- Ludzie pozbawieni wielkiej perspektywy wiecznego przebywania z Bogiem nie budują świata, w którym żyje się szczęśliwie. Po iluzjach szczęśliwego życia na ziemi, obiecywanego a to jakiejś rasie, a to jakiejś klasie społecznej, dziś dojrzewa globalny totalitaryzm, który – lekceważąc Boga i pysznie Mu się sprzeciwiając – roztacza iluzje niby to lepszego życia dla … wszystkich. A jakże, dla wszystkich. Tyle że bolesne fakty (ogrom cierpienia, nędza, pogarda okazywana małym i słabym) bardzo temu przeczą… Kolejna pyszna „wieża Babel” już doznaje wielkich wstrząsów. I na pewno się zawali, jeśli pozostanie bez-bożna!
Całe Objawienie Boże, szczególniej Księga Apokalipsy zapowiada triumf pokornego Branka, Jezusa Chrystusa:
A wszelkie stworzenie, które jest w niebie i na ziemi, i pod ziemią, i na morzu, i wszystko, co w nich przebywa, usłyszałem, jak mówiło: Zasiadającemu na tronie i Barankowi błogosławieństwo i cześć, i chwała, i moc, na wieki wieków! (Ap 5, 13).
Tak się nawracajmy
Słowo Ojca świętego niech będzie swoistym podsumowaniem, a także potwierdzeniem naszego rekolekcyjnego trudu, by w modlitwie medytacyjnej otwierać serce na najwspanialszą Rzeczywistość: na wieczne Królestwo Boże.
„W naszych czasach człowiek często jest pochłonięty przez wiele czynności i obowiązków, trosk i problemów; stara się zapełnić cały dzień, nie pozostawiwszy sobie ani jednej chwili na refleksję, rozwijanie życia duchowego i kontakt z Bogiem. – Maryja uczy nas, jak niezbędne jest znalezienie w ciągu dnia chwil skupienia i ciszy, by medytować o tym, czego Bóg chce nas nauczyć, w jaki sposób uobecnia się i działa w świecie oraz w naszym życiu. Św. Augustyn porównuje medytację Bożych misteriów do trawienia pokarmu, jego przeżuwania. Boże tajemnice mają bowiem w nas nieustannie rozbrzmiewać, aż się z nimi oswoimy, aż będą kierować naszym życiem i nas posilać niczym pokarm, który jest niezbędny do życia”.
- „Benedykt XVI podkreślił, że wiele jest metod medytacji.
- Ich punktem wyjścia może być fragment Pisma Świętego bądź lektura duchowa.
- Modlitwą medytacyjną jest również różaniec.
- Przedmiotem rozważania mogą być też słowa, które utkwiły w nas na niedzielnej Eucharystii.
- Istotne jednak jest, aby regularnie oddawać się medytacji. A wtedy sam Bóg pozwoli nam zasmakować w swych misteriach i słowach, w Jego obecności i działaniu” (środowa audiencja, 17.08.2011, za KAI).
http://osuch.sj.deon.pl/2015/08/20/przyjdzcie-na-uczte/
********
SZOK
by Grzegorz Kramer SJ
Jezus dziś znów szokuje, bo Bóg jest szokujący.
Jeśli Bóg, w którego wierzysz, nie szokuje i nie porusza cię, bo już się do Niego przyzwyczaiłeś, to raczej to już nie Bóg, a wyobrażenie o Nim. Jeśli tak jest, to jest to niebezpieczny moment, w którym zaczynamy wierzyć w zabobony, a nie w Boga żywego.
Bóg w tej Ewangelii okazuje się bardzo groźnym. Odrzucony – wybija swoich przeciwników. To nic innego jak obraz tego, że to naprawdę jest poważna sprawa, która musi nas zmieniać i przenikać wszystko. Wielu odrzuciło zaproszenie. Nie przyszli. Jednak uwaga: król wśród tych, którzy przyszli znalazł, jednak kogoś, kto nie był przygotowany. Niech nasza obecność w chrześcijaństwie nie sprawia, że nie będziemy już dbali o jakość.
Na drodze Boga najważniejsza jest odwaga. Wierzyć to być odważnym – odważnym, by żyć inaczej. Odwaga do wzięcia udziału w walce, ale w walce nie o katolickość, ale serce pełne miłosierdzia dla ludzi, szczególnie tych innych. Odwaga do wzięcia udziału w walce o Boga, nie w TV, urzędzie, ale w swoim sercu. Tam jest najtrudniej.
Jeśli zawalczymy o Niego w sercu, będzie to widać na zewnątrz: w uśmiechu, nadziei oraz w naszym decydowaniu i działaniu. Inaczej walczymy tylko o dziwne sprawy, które zabijają, a nie dają życia.
http://kramer.blog.deon.pl/2015/08/20/szok/
*********
Św. Bernarda
Mt 22, 1-14
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: «Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: „Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę”. Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: „Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?”. Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych».Jezus opowiada o królestwie, które porównuje do uczty weselnej. Uczta weselna obejmuje dużą ilość osób. Mimo że prawdopodobnie zaproszenia były dostarczone dużo wcześniej, goście nie odpowiadają na nie. Nie przychodzą. Co innego jest dla nich ważniejsze.Jezus pragnie zbawienia wszystkich ludzi. Nie raz zaprasza nas do modlitwy. Do spotkania z drugim człowiekiem, który potrzebuje wsparcia. Potrzeba światła Ducha Świętego, aby wybierać to, co jest dla nas dobre. Na poznanie Boga i podjęcie decyzji bycia z Nim trzeba przeznaczyć czas. Być może nawet często trzeba skorygować bieżące plany i priorytety. W jaki sposób dokonujesz swoich wyborów? Czy podczas dokonywania decyzji kierujesz się zasadą „Na większą chwałę Bożą”?Wsłuchując się w tekst Ewangelii, zastanów się nad ostatnimi słowami wypowiedzianymi przez Jezusa, że „wielu jest powołanych, ale mało wybranych”. Co one dla ciebie znaczą? Do czego cię zapraszają w twojej sytuacji życiowej?
Podziękuj za czas tej modlitwy i możliwość usłyszenia głosu Boga w sobie, a także pośród codzienności życia.
Homilia o zasłonięciu twarzy przez Mojżesza
Kobiety nie są tak blisko złączone z mężami jak Kościół z Synem Bożym. Jaki inny mąż, poza naszym Panem, kiedykolwiek umarł dla swojej żony i jaka żona kiedykolwiek wybrała ukrzyżowanego na męża? Kto kiedykolwiek ofiarował krew swojej żonie, oprócz Tego, który umarł na krzyżu i przypieczętował swój związek małżeński własnymi ranami? Czy kiedykolwiek widziano martwego, leżącego na uczcie swoich zaślubin, a u jego boku małżonkę, która tuli się do niego, szukając pociechy? W czasie jakiego innego święta, na innej uczcie, rozdano zaproszonym ciało małżonka, pod postacią chleba?
Śmierć oddziela żony od mężów, ale jednoczy Oblubienicę z jej Umiłowanym. Umarł na krzyżu, pozostawił swoje ciało chwalebnej Oblubienicy, która teraz, przy Jego stole, bierze je na pokarm… Karmi się nim pod postacią chleba, który spożywa i pod postacią wina, które pije, aby świat poznał, że nie są już dwoje, ale jedno.
*****************
W Bożej otwartości jest nasza nadzieja (20 sierpnia 2015)
Przypowieść o uczcie stwarza wiele kłopotów, przede wszystkim z tego powodu, że Ewangelista złączył ze sobą dwie przypowieści zupełnie różne, mówiące o zupełnie innych sprawach. Niemniej każda z nich jest dla nas zaskakująca.
Pierwsza przypowieść mówi o zaproszeniu na ucztę. Odpowiada jej przypowieść z Łk 14,16–24. Dziwne jest dla nas samo odmawianie królowi. Jakie były tego motywy? Jakie mogły być? Normalnie nie jest to dla nas zrozumiałe. Bo takie rzeczy się nie dzieją w zwykłych warunkach. Pomijając nawet samą godność i nobilitację zaproszonych, które powinny ich skłonić do przyjęcia zaproszenia, pozostawała jeszcze obawa, że władca mógłby odmowę przyjąć jako zniewagę i się zemścić, co zresztą następuje. Dlaczego więc zaproszeni odmawiali?! Jest to przedziwne, jednak w przypowieści nie chodzi o realizm w tej materii. Jest to przypowieść alegoryczna, w której Pan Jezus chciał powiedzieć Żydom, że nie przyjmując Go jako Mesjasza i Syna Bożego, odrzucają zaproszenie samego Boga na ucztę weselną i dlatego będą odrzuceni.
Dzisiejsze czytania liturgiczne: Sdz 11, 29-39a; Mt 22, 1-14
Historia ze znieważaniem sług i zabiciem ich, w zwykłych realiach niewyobrażalna, w istocie się realizowała, bo przecież sam Jezus został wyrzucony z miasta i zabity. To samo spotkało i Jego uczniów, poczynając od św. Szczepana. Święty Łukasz podaje dla tej przypowieści właściwą puentę: żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty (Łk 14,24). Z historii wiemy, że zapowiedź zburzenia miasta realizowała się później, gdy Rzymianie zburzyli Jerozolimę.
W ten sposób ta nierealna przypowieść w rzeczywistości się zrealizowała w sposób bardzo konkretny! Trzeba pamiętać, że to samo odnosi się do naszego życia. Także zupełnie bezsensowne działania, takie jak odmowa przyjęcia zaproszenia na ucztę królewską, stale się w naszym życiu powtarzają. Wystarczy pomyśleć o naszym zaangażowaniu w Eucharystię, która jest właśnie tą ucztą. Ilu w ogóle się nią nie przejmuje i na nią nie chodzi, bo mają „ważniejsze spawy”. A jeżeli na nią przychodzimy, to o czym podczas niej myślimy? Jak często poddajemy się rozproszeniu: myślimy o swoich sprawach, tak jak gdyby były one ważniejsze od spotkania z Bogiem! A przecież wiemy, że tutaj jest obecny sam Bóg i nie tylko zaprasza nas do ucztowania z Nim, ale się nam ofiarowuje! W swoich deklaracjach pewnie powiemy, że Eucharystia jest najważniejszym momentem naszego dnia i centrum życia, ale jak jest w naszym autentycznym przeżywaniu? I rzeczywiście, uznając swoją głupotę i niegodność, widzimy, jak Bóg rzeczywiście zaprasza wszystkich z opłotek. Sami zresztą do nich należymy. W tej Bożej otwartości jest nasza nadzieja. Istotne jest, by to uznać.
Druga przypowieść mówi o innym aspekcie uczty: konieczności pewnego minimum, którego symbolem jest szata godowa. Boże wymagania względem nas są naprawdę niewielkie. Jeżeli ich nie wypełniamy, to w istocie lekceważymy Go. I dlatego został wyrzucony z uczty człowiek, który nie miał tej szaty. Niestety, wielkim problemem dzisiejszej pobożności jest niepoważne traktowanie Boga. Chcemy Go mieć takiego, jaki nam odpowiada. Kiedy pojawiają się jakieś wymagania, przez nas niechciane, uważamy, że to tylko staroświeckie przekonania i zmieniamy sobie obraz Boga na taki, który nam pasuje, czyli na taki, który niczego nie wymaga. Bardzo mocno mówi o tym dzisiaj papież Benedykt XVI. Uważa on, że jest to choroba naszego czasu. O tym przypadku mówi druga przypowieść o uczcie. Jesteśmy niepoważni, niepoważnie traktujemy Boga, co wychodzi także w pierwszej przypowieści, natomiast o sobie samych mamy wysokie mniemanie – uważamy, że się nam należy udział w uczcie. Tutaj trzeba, aby każdy z nas zrobił sobie rachunek sumienia, na ile poważnie traktuje Boga.
http://ps-po.pl/2015/08/19/w-bozej-otwartosci-jest-nasza-nadzieja-20-sierpnia-2015/
**********
**********************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
20 SIERPNIA
*******
Święty Bernard z Clairvaux,
opat i doktor Kościoła
Bernard urodził się w rycerskim rodzie burgundzkim, na zamku Fontaines pod Dijon (Francja) w 1090 r. Jego ojciec, Tescelin, należał do miejscowej arystokracji jako wasal księcia Burgundii. Jego matka (Aletta) była córką hrabiego Bernarda z Montbard. Jako chłopiec Bernard uczęszczał do szkoły prowadzonej przez kanoników diecezjalnych w St. Vorles, gdzie ojciec Bernarda miał swoją posiadłość. Ojciec marzył dla syna o karierze na dworze księcia Burgundii. W Boże Narodzenie Bernardowi miało się pojawić Dziecię Boże i zachęcać chłopca, aby poświęcił się służbie Bożej. Kiedy Bernard miał 17 lat (1107), umarła mu matka. Zwrócił się wówczas do Maryi, by mu zastąpiła matkę ziemską. Będzie to jeden z rysów charakterystycznych jego ducha: tkliwe nabożeństwo do Bożej Matki.
Mając 22 lata wstąpił do surowego opactwa cystersów w Citeaux, pociągając za sobą trzydziestu towarzyszy młodości. Niedługo potem również jego ojciec wstąpił do tego opactwa. Żywoty Bernarda głoszą, że wśród niewiast powstała panika, iż nie będą miały mężów, bo wszystko, co było najszlachetniejsze, Bernard zabrał do zakonu.
Nadmierne pokuty, jakie Bernard zaczął sobie zadawać, tak dalece zrujnowały jego organizm, że był już bliski śmierci. Kiedy tylko poczuł się nieco lepiej, wraz z 12 towarzyszami został wysłany przez św. Stefana, opata, do założenia nowego opactwa w pobliżu Aube, w diecezji Langres, któremu Bernard od pięknej kotliny nadał nazwę Jasna Dolina (Clara Vallis – Clairvaux). Jako pierwszy opat tegoż klasztoru otrzymał święcenia kapłańskie. Miał wówczas 25 lat. W tym opactwie pozostał przez 38 lat jako opat. Stąd też rozpowszechniał dzieło św. Roberta (+ 1110) i św. Stefana (+ 1134) przez założenie 68 nowych opactw, toteż słusznie nadano mu tytuł współzałożyciela zakonu cystersów. Bernard nadał mu bowiem niebywały dotąd rozwój w całej Europie. Co więcej, oprócz nowych kandydatów w szeregi jego synów duchowych zaczęli się zaciągać także zwolennicy reformy z wielu opactw benedyktyńskich.
Bernard był nie tylko gorliwym opatem swojej rodziny zakonnej. Zasłynął także jako myśliciel, teolog i kontemplatyk. Umiał łączyć życie czynne z mistyką. Mając do dyspozycji na rozmowę z Bogiem tak mało czasu w ciągu dnia, poświęcał na nią długie godziny nocy. Założył około trzystu fundacji zakonnych, w tym także cysterską fundację w Jędrzejowie. Wywarł wpływ na życie Kościoła swej epoki. Był jedną z największych postaci XII wieku. Nazwano go “wyrocznią Europy”. Był obrońcą papieża Innocentego II. Położył kres schizmie Anakleta w Rzymie. Z polecenia Eugeniusza III ogłosił II krucjatę krzyżową. Napisał regułę templariuszy, zakonu powołanego w 1118 r. do ochrony pielgrzymów od napadów i stania na straży Grobu Chrystusa. Wyjednał także u papieża jej zatwierdzenie.
Bernard bardzo żywo bronił czystości wiary. Wystąpił przeciwko tezom Abelarda, znanego dialektyka, bardzo awanturniczego i zbyt intelektualizującego prawdy wiary. Skłonił go do pojednania z Kościołem.
Bernard zasłynął także swymi pismami. Jest ich wiele: od drobnych rozpraw teologicznych, poprzez utwory ascetyczne, kończąc na listach i kazaniach. Z traktatów najważniejsze to: O łasce i wolnej woli, O stopniach pokory i pychy, Księga o miłowaniu Boga, Pięć ksiąg do papieża Eugeniusza III. Z jego kazań najpiękniejsze to komentarze do Pieśni nad pieśniami (1136) i O Najświętszej Maryi Pannie. Wśród listów zachował się także list do biskupa krakowskiego.
Bernard wyróżniał się także nabożeństwem do Męki Pańskiej. Na widok krzyża zalewał się obfitymi łzami. Bracia zakonni widzieli nieraz, jak czule rozmawiał z Chrystusem ukrzyżowanym. Dla wyrażenia swojej miłości do NMP nie tylko pięknie o Niej pisał, ale często Ją pozdrawiał w Jej świętych wizerunkach. Powtarzał wówczas radośnie Ave, Maria! Legenda głosi, że raz z figury miała mu odpowiedzieć Matka Boża na to pozdrowienie słowami: Salve, Bernardzie! Ikonografia często przedstawia go w tej właśnie sytuacji. Nadzwyczajny dar wymowy zjednał mu tytuł “doktora miodopłynnego”.
Zmarł w Clairvaux 20 sierpnia 1153 r. Do chwały świętych wyniósł go papież Aleksander III w 1174 roku. Doktorem Kościoła ogłosił Bernarda papież Pius VIII w 1830 roku. W osiemsetną rocznicę jego śmierci Pius XII w 1953 r. wydał ku czci św. Bernarda piękną encyklikę, zaczynającą się od słów Doktor miodopłynny. Bernard jest czczony jako patron cystersów, Burgundii, Ligurii, Genui, Gibraltaru, Pelplina, a także pszczelarzy; wzywany jako opiekun podczas klęsk żywiołowych, sztormów oraz w godzinie śmierci.
W ikonografii Bernard przedstawiany jest w stroju cysterskim. Jego atrybutami są m.in.: księga, krzyż opacki, krucyfiks; Matka Boża z Dzieciątkiem, narzędzia Męki Pańskiej, pióro pisarskie, różaniec, trzy infuły u stóp, rój pszczeli, ul.
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/08-20a.php3
*********
http://rodzinakatolicka.pl/index.php/magisterium/43-pius-xii/16569-pius-xii-doctor-mellifluus-o-witym-bernardzie-z-clairvaux?format=pdf
*********
św. Bernard z Clairvaux
O dwunastu stopniach pychy
http://www.ekspedyt.org/space/2013/04/13/11041_sw-bernard-z-clairvaux-o-dwunastu-stopniach-pychy-wersja-pelna.html
*********
św. Bernard z Clairvaux
Strona internetowa poświęcona temu Świętemu
http://www.bernard.cystersi.pl/
*********
Cysterski król – św. Bernard z Clairvaux
dodane 2008-12-02 14:52
ks. Tomasz Jaklewicz
Bernard uczył, że do Boga człowiek zbliża się raczej przez pokorę i miłość niż przez rozum.
Św. Bernard z Clairvaux
Uważaj!
Matki ukrywały synów, by poruszeni mową Bernarda nie zechcieli, broń Boże, wstąpić do cystersów!
Jego płomienne kazania porywały tłumy. Kroniki podawały, że matki ukrywały synów, by poruszeni jego mową nie zechcieli, broń Boże, wstąpić do cystersów! Nic dziwnego, że Bernard z Clairvaux zyskał tytuł Doktora Miodopłynnego. „Bóg się rodzi, moc truchleje. Pan niebiosów obnażony, Ogień krzepnie, blask ciemnieje. Oj, trzeba się wziąć za zmywanie naczyń…” – czytam w najnowszej książce trapisty o. Michała Zioło. Tęskniąc za przyjściem Jezusa, za Jego dotykiem, czekamy na jakieś wyjątkowe wydarzenie.
Tymczasem – podkreśla o. Michał – istnieją piękne średniowieczne opowieści, w których Jezus zaskakuje cysterskich mnichów swoją mistyczną, rozpalającą serce obecnością w najbardziej zwykłych miejscach: w drewutni przy rąbaniu drewna, w stajni, na pastwisku przy pilnowaniu wołów… Bądź uważny. Bóg przychodzi, kiedy chce, często robi takie właśnie psikusy, że przychodzi, gdy kompletnie nie jesteśmy do tego przygotowani. Nie jesteśmy ani umyci, ani dobrze ubrani, jesteśmy w trakcie przebierania się na modlitwę i wtedy jest dotknięcie. Mocne dotknięcie.
W komentarzach do Pieśni nad pieśniami Bernard z Clairvaux pisał często o nawiedzeniu mnichów przez Słowo (tak nazywał Jezusa). „Słowo przyszło – notował – nie wiem, kiedy. Nie wiem, jak. Ale było. I nagle odeszło”. Urodził się dokładnie 920 lat temu w rodzinie arystokratycznej, na zamku Fontaine koło Dijon we Francji. Choć jako mnich nauczał, by w życiu duchowym nie czekać na owoce, sam widział ich mnóstwo. Wystarczy spojrzeć na statystyki. Gdy młodziutki arystokrata został w 1112 roku mnichem w klasztorze cystersów w Cîteaux, przekonał do tego samego pięciu swoich braci, a także wuja i 30 innych mężczyzn.
Gdy trzy lata później założył klasztor w Clairvaux i został jego pierwszym opatem, świątynia przeżywała nieprawdopodobny rozkwit. Przykład życia mnichów tak porywał młodych Francuzów, że jak grzyby po deszczu wyrastały nowe klasztory. Powstało ich aż sto sześćdziesiąt osiem! Bernard zreformował macierzystą regułę, kładąc większy nacisk na kontemplację. Znany był też ze swej miłości do Maryi. Legenda głosi, że gdy któregoś dnia pozdrowił ją jak zwykle: „Ave Maria!”, ta uśmiechnęła się: „Salve Bernardzie!”.
http://kosciol.wiara.pl/doc/490529.Cysterski-krol-sw-Bernard-z-Clairvaux/2
*********
Modlitwa św. Bernarda
Krystyna Dolczewska
Modlitwa św. Bernarda znajduje się w każdej książeczce do nabożeństwa. Ach, przepraszam, przecież teraz nie używa się książeczek do nabożeństwa, więc ta modlitwa jest znana tylko osobom ze starszego pokolenia i może niektórym ze średniego. Podam jej tekst z najstarszego modlitewnika, jaki posiadam w domu (początek XX w.), zachowując oryginalną pisownię.
„Pomnij o najmiłosierniejsza Panno Maryo! iż od wieków nie słyszano, aby ktokolwiek, co się pod Twoją obronę uciekał, o Twoje wstawienie błagał i żebrał wspomożenia Twego, od Ciebie był opuszczony. Taką ufnością ożywiony, o Panno nad Pannami, Matko! do Ciebie biegnę, przed Tobą stawam w mej nędzy i grzesznik płaczący rzucam się pod stopy Twoje. O Matko słowa wcielonego, nie gardź wołaniem mojem, ale je usłysz łaskawie i wysłuchaj. Amen”.
Zwracamy się do Matki Bożej, przypominając Jej, że nikt, kto się do Niej modlił, nie zawiódł się. Podobnie zwracali się psalmiści do Pana Boga, choćby w Psalmie 25: „Wspomnij na swe miłosierdzie Panie, na swoją miłość, która trwa od wieków”. Jakie to ludzkie, bo przecież tak naprawdę ani Panu Bogu, ani Matce Najświętszej przypominać o tym nie trzeba.
Teksty w różnych modlitewnikach trochę się różnią, np. zamiast „najmiłosierniejsza” jest „najdobrotliwsza” albo nie ma „wołaniem”, a jest „słowami”. Nic dziwnego, skoro ta modlitwa liczy sobie ponad 850 lat! Dlatego też nie razi mnie to, że jest nasycona zwrotami wyrażającymi pokorę i nędzę duchową modlącego się. Być może w modlitwie współczesnej przyjęłabym to z oporami.
Chociaż w żadnej książeczce do nabożeństwa nie podano, który św. Bernard jest autorem tej modlitwy, to jednak przypuszczać należy, że ułożył ją najsławniejszy i najbardziej czczony z ponad 40 znanych świętych o tym imieniu – Bernard z Clairvaux (1090-1153). „Był to mąż tak ogromnej aktywności, a zarazem tak bogatej twórczości literackiej, iż jest rzeczą niemożliwą scharakteryzować go w krótkich słowach”. Tak określa go autor Księgi imion i świętych ks. Henryk Fros. Św. Bernard pełnił funkcję opata cystersów, stale podróżował po całej Europie. Łagodził spory w Kościele, nawet zapobiegł schizmie. Udzielał rad papieżowi, biskupom (także biskupowi krakowskiemu) i władcom. Zajmował się też działalnością kaznodziejską. Przy tym bardzo dużo pisał. Kanonizowany był już w roku 1174, a w 1830 r. ogłoszony został Doktorem Kościoła.
Odmawiając jego modlitwę, uzyskujemy 300 dni odpustu, a jeżeli to czynimy codziennie, uzyskujemy raz w miesiącu odpust zupełny pod warunkiem spowiedzi i Komunii św. Tak zarządził papież Pius IX 11 grudnia 1846 r.
Może nie wszyscy wiedzą, że istnieje też pieśń oparta na tekście modlitwy św. Bernarda. Brzmi ona tak:
Pomnij Mario, Matko miła,
Że od wieków nie słyszano,
Byś grzesznika opuściła,
Co Twe święte wielbi miano;
Nikt od Ciebie w cierpień nocy
Nie odchodził bez pomocy.
Tą nadzieją ożywieni,
Uciekamy się do Ciebie,
Przystępujem ukorzeni
Przed Twój święty tron na niebie.
Drżąc, wzdychamy w grzechu męce:
„Nie gardź nami, podaj ręce!”.
Matko Słowa Przedwiecznego,
Racz wysłuchać nędznych głosy,
Co z padołu płaczu tego
Łaski Twojej żebrzą rosy;
Bądź pomocą w życia znoju,
Bądź zwycięstwem w śmierci boju.
Osobiście odmawiam współczesną wersję tej modlitwy, ale uczyniłam z niej modlitwę specjalną. Odmawiam ją tylko w intencji osób, którym grozi niebezpieczeństwo moralne (nie fizyczne), są zagubione lub przyszłość ich jest niepewna. Bywa więc, że nie odmawiam jej przez bardzo długi czas, i bywa, że codziennie. Dlaczego tak? Sama nie wiem. Każdy z nas może korzystać z wielkiego skarbca duchowego pozostawionego przez świętych według swego uznania! Do jeszcze jednej rzeczy się przyznam: Opuszczam słowo „płaczący”. Jeżeli nigdy nie płaczę przy odmawianiu tej modlitwy, to dlaczego mam mówić, że płaczę?
Adres: pl. Powstańców Wielkopolskich 2, 65-075 Zielona Góra
Tel.: (68) 451-23-56http://www.niedziela.pl/artykul/22013/nd/Modlitwa-sw-Bernarda*********
Pomoc Matki Bożej
dodane 2009-08-19 08:09
Leszek Śliwa
Filippino Lippi, “Wizja św. Bernarda”, olej na płótnie, 1486, kościół Badia Fiorentina, Florencja.
Święty Bernard z Clairvaux, założyciel zakonu cystersów i doktor Kościoła, przerywa na chwilę pisanie kolejnego traktatu teologicznego. Jest wyraźnie zmęczony. Podnosi oczy i widzi stojącą przed nim Maryję.
Otoczona aniołami jak gromadką dzieci Matka Boża patrzy łagodnie na świętego i podtrzymuje ręką karty jego traktatu. To dodaje mu sił do dalszej pracy. Skalisty krajobraz, w którym pracuje Bernard, symbolizuje wstrzemięźliwość świętego. Prowadził on surowe, pełne wyrzeczeń życie, wystrzegał się też wszelkiego blichtru. Zakazywał nawet dekorowania klasztornych kościołów. Na skale nad głową Bernarda artysta namalował karteczkę z łacińską dewizą, którą święty powtarzał za rzymskim filozofem Epiktetem z Hierapolis: Sustine et abstine (cierp i panuj nad sobą).
W tle po prawej stronie widzimy cystersów przy swych codziennych zajęciach – modlitwie i pracy. Poniżej, za plecami świętego, w skalnej rozpadlinie siedzą dwa demony. Jeden z nich gryzie z wściekłością łańcuch, którym są skute. To symbol grzechów, poskromionych przez Maryję i św. Bernarda.
Jeszcze niżej, na pierwszym planie, jakiś mężczyzna pobożnie składa ręce. To zamożny mieszczanin z Florencji, Francesco del Pugliese, ojciec fundatora dzieła. Jego syn Piero postanowił udekorować rodzinną kaplicę we florenckim kościele Badia Fiorentina i zamówił u Filippino Lippiego to malowidło.
http://kosciol.wiara.pl/doc/489413.Pomoc-Matki-Bozej
**********
• Błogosławiony Alojzy od Świętego Sakramentu (Jerzy Häfner), prezbiter i męczennik
• Samuel, prorok
Wywodził się z pokolenia Efraima, z rodziny osiadłej w Rama. W sanktuarium w Szilo ofiarowano go na służbę Bożą. Doznał tam objawienia, które uczyniło zeń proroka. Przyczynił się do wyniesienia na tron Saula, któremu też potem przepowiedział upadek. Po zniszczeniu Szilo stał się patriotycznym wędrownym piewcą. Ożywił wówczas zarówno zapał powstańców, jak i entuzjazm całych rzesz prorockich. Wszedł w kontakt z rozmaitymi środowiskami, a przy ustanawianiu i stabilizowaniu władzy królewskiej zatroszczył się o to, aby była ona władzą ograniczoną wymaganiami Jahwe i wolą samego ludu. Potem stał się rzecznikiem interesów narodowych i – choć nie bez żalu – zerwał z Saulem. Usunął się wówczas do Rama i tam po pewnym czasie namaścił młodego Dawida. Jego panowania już nie śledził. Pochowano go w Rama.
Wspominano go potem u Jeremiasza (Jr 15, 1), w Pierwszej Księdze Kronik (1 Krn 9, 22), u Syracha (Syr 46, 13-20), a także w Dziejach Apostolskich (Dz 3, 24) i w Liście do Hebrajczyków (Hbr 11, 32). Wszystko to świadczy o jego miejscu w zbiorowej świadomości Izraela. Nawiązywali też do tego chrześcijanie. Za rządów cesarza Arkadiusza (395-408) rzekome relikwie proroka przeniesiono do Konstantynopola, co z entuzjazmem odnotował św. Hieronim. Beda wprowadził go do Martyrologium pod dniem 20 sierpnia. Tego samego dnia wspominają go Grecy.
Warto dodać, że księgi kanoniczne nazwane imieniem Samuela nie są jego autorstwa. Zaczynają się jednak jego historią, która obejmuje dwanaście rozdziałów. Na początku rozdziału dwudziestego piątego pojawia się wiadomość o śmierci Samuela i jego pogrzebie.
Katecheza o Samuelu – ks. Stanisław Wypych
Katecheza o Samuelu
Samuel nie jest wprawdzie postacią tak barwną i wyrazistą jak patriarchowie czy Mojżesz, ale jego duchowa i moralna sylwetka namalowana na kartach Biblii zawiera przesłanie ważne dla naszej wiary i dla naszej kapłańskiej posługi. Wydobycie najważniejszych elementów tego przesłania jest celem niniejszej katechezy.
Imię Samuela noszą dwie księgi Pisma św. – 1 i 2 Księga Samuela. Jednak jego dzieje zapisane są tylko w pierwszej z tych ksiąg. Wynika to zapewne z faktu, że spod pióra ostatecznego redaktora wyszła jedna Księga Samuela. Tak twierdzą znawcy tematu: „Podział całości na dwie księgi wyniknął zapewne z potrzeby przepisywania utworu na dwóch zwojach”1. Zachowanie imienia Samuela w nazwie drugiej księgi zapewne ma sens głębszy. Osoba proroka jest ściśle związana z wielkim przełomem w religijnym i politycznym życiu Izraela, jakim było przejście od epoki sędziów do monarchii. I chociaż wydarzenia opisane w 2 Sm miały miejsce po jego śmierci, to jednak dokonywały się one wedle zamysłu, który Bóg przekazał Izraelowi przez niego. Mamy tu do czynienia z czymś, co można by nazwać dziedzictwem Samuela.
Dziedzictwo to musiało być znaczące i dla następnych pokoleń, skoro autor Księgi Syracha znajduje dla niego miejsce w galerii „mężów sławnych”: Pan sprawił w nich wielką chwałę, wspaniałą swą wielkość od wieków (Syr 44, 1–2). Odnoszący się do Samuela tekst księgi trzeba przeczytać w całości, gdyż wyszczególnia najważniejsze sprawy, na które i nam trzeba zwrócić uwagę: Umiłowany przez swego Pana, Samuel, prorok Pański, ustanowił królestwo i namaścił władców nad Jego ludem. Według Prawa Pańskiego sądził zgromadzenie, nawiedził bowiem Pan Jakuba. Przez swą prawdomówność okazał się rzeczywiście prorokiem, a prawdziwość widzenia uznana została dzięki jego słowom. Wezwał Pana Wszechmogącego, ofiarując Mu jagnię jeszcze ssące, gdy zewsząd na niego nacierali wrogowie. I zagrzmiał Pan z nieba, a w potężnym echu dał słyszeć swój głos; starł zwierzchników nieprzyjacielskich i wszystkich książąt Filistynów. Przed czasem spoczynku wiecznego oświadczył przed Panem i Jego pomazańcem: Pieniędzy ani niczego, ani sandałów od nikogo nie wziąłem. I nikt go nie mógł oskarżyć. A nawet po swym zaśnięciu prorokował, oznajmił los królowi i z [głębi] ziemi głos swój podniósł w przepowiedni, by usunąć nieprawość ludu (Syr 46, 13–20). Najważniejsze są pierwsze dwa zdania. Możemy je potraktować jako rodzaj konspektu, wedle którego spróbujemy odczytać przesłanie zawarte w postaci Samuela.
Umiłowany przez Pana…
Samuel jest jedną z nielicznych postaci biblijnych, które wchodzą na arenę historii zbawienia jeszcze przed swoim urodzeniem, a nawet przed poczęciem. Spośród najważniejszych można tu wymienić Izaaka, Jakuba, Józefa, Jana Chrzciciela, a przede wszystkim samego Jezusa. Wydaje się, że mamy tu do czynienia z pewną regułą, z jednym ze „sposobów działania Boga sprawiedliwego i miłosiernego w stosunku do ludzi” (Verbum Dei, 15). Ilekroć bowiem Pismo św. rozpoczyna opis historii jakiegoś człowieka przed jego poczęciem, oznacza to nadejście nowego etapu historii zbawienia związanego z tą postacią. Człowiek taki okazuje się wybrańcem umiłowanym przez Pana. Taki jest zamysł Pana, za który psalmista wielbi Pana: Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła. I dobrze znasz moją duszę, nie tajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi. Oczy Twoje widziały me czyny i wszystkie są spisane w Twej księdze; dni określone zostały, chociaż żaden z nich [jeszcze] nie nastał (Ps 139, 14–16).
Istotnym elementem wszystkich tych historii jest poczęcie i narodzenie z bezpłodnej matki. Wyjątkiem jest poczęcie i narodzenie Jezusa z Maryi, ale jest to wyjątek, którego głęboka wymowa staje się bardziej wyraźna na tle pozostałych. Płodność Maryi jakościowo przekracza wymiar natury; jest wyrazem i realizacją nie zniekształconej przez grzech pierworodny płodności Boga.
Anna, żona Elkany z pokolenia Efraima, przez swą bezpłodność znajduje się w jednym szeregu świętych żon i matek patriarchów: Sary, Rebeki i Racheli. Anna cierpi upokarzana i gnębiona systematycznie przez rywalkę, drugą żonę swojego męża. Jej sytuacja ma odniesienie do historii Izraela, która doszła do szczególnie trudnego momentu: W owym czasie rzadko odzywał się Pan, a widzenia nie były częste (1 Sm 3, 1). Izrael zawsze bardzo boleśnie przeżywał taki czas, tym bardziej że wiązało się to zwykle z uciskiem i zagrożeniem od wrogów. W tym czasie byli to Filistyni. Zapewne i wtedy wracało pytanie, które ongiś zadał Bogu Gedeon: Jeśli Pan jest z nami, skąd pochodzi to wszystko, co się nam przydarza? Gdzież są te wszystkie dziwy, o których opowiadają nam ojcowie nasi? (Sdz 6, 13). Udręczona Anna jest symbolem zgnębionego Izraela. Jest też figurą Kościoła, przede wszystkim Kościoła cierpiącego, dla którego jedynym ratunkiem jest wylanie duszy przed Panem (por. 1 Sm 1, 15).
W swoim cierpieniu Anna dojrzewa do wiary dojrzałej, czyli do zrozumienia istoty działania Boga w życiu człowieka. Kiedy otrzymuje łaskę macierzyństwa, nie ma żadnej wątpliwości, że jej dziecko jest darem Bożym. Oddała go na służbę w przybytku zgodnie ze ślubem, który złożyła Bogu, gdy wylewała przed nim swą duszę. Czy miała prawo decydować o losie swojego dziecka w ten sposób? My, przesiąknięci ideą tzw. praw człowieka, które traktujemy jako swego rodzaju dogmat życia, jako ważniejsze niż prawa Boga, możemy mieć tego rodzaju wątpliwości. Ale w postępowaniu Anny oznacza to coś całkowicie innego.
Mamy tu do czynienia z wypełnieniem Prawa Przymierza w pełnym tego słowa znaczeniu, to znaczy z wypełnieniem ducha i litery tegoż prawa. Wedle tego prawa każde pierworodne dziecko płci męskiej było własnością Boga: Poświęćcie Mi wszystko pierworodne. U synów Izraela do Mnie należeć będą pierwociny łona matczynego (Wj 13, 2). Jednak wykonanie tego prawa z wielu względów nie było możliwe. Dlatego Bóg dał rozwiązanie niejako zastępcze. Do służby w przybytku a potem w świątyni przeznaczone było plemię Lewiego, które nie otrzymało ziemi przy jej podziale. Lewici pełnili służbę w miejsce pierworodnych synów Izraela2. Po urodzeniu pierworodnego syna rodzice byli zobowiązani przedstawić go Panu, złożyć za niego ofiarę, a dziecko zabierali do domu.
Wymowa tego, co Anna przyrzekła Bogu i co zrobiła, jest bardzo głęboka. Tu również widzimy ją w roli figury Maryi i Kościoła. Każda kobieta, a zwłaszcza matka, jest figurą Kościoła3, również przez to, że rodzi dzieci nie dla siebie. Jakimś fundamentalnym zniekształceniem macierzyństwa jest zaborczość matek. Wiemy dobrze, że to nie teoria. O miłości macierzyńskiej mówi się i pisze wiele i dobrze. Nie można jednak pomijać i tej prawdy, że miłość ta bywa zaborcza i nie można nie widzieć złych skutków tej zaborczości. Prawo Przymierza miało przede wszystkim sens zbawczy, miało oczyszczać miłość rodzicielską, zwłaszcza macierzyńską od tej zaborczości. Rozwiązanie zastępcze, chociaż praktycznie niezbędne, faktycznie odbierało temu prawu ostrość.
Anna przez swoje cierpienie dojrzała duchowo do tego, aby to Prawo Przymierza wypełnić w całej jego ostrości. Stała się przez to figurą Maryi, która w sposób doskonały wypełniła to Prawo. Dzięki temu Anna stała się jedną z kluczowych postaci historii zbawienia. Bóg dał jej sławę największych ludzi na ziemi (2 Sm 7, 9). Zapewne nie przez przypadek jej imię Tradycja nadaje matce Maryi.
W hymnie, który Anna śpiewa w przybytku po wypełnieniu danego Bogu przyrzeczenia, uderza jej duchowa dojrzałość. Anna po prostu rozumie swoją historię, w której doświadczyła tyle upokorzenia i wyśpiewuje Bogu wdzięczność, którą przepełniona jest jej dusza. Widoczne są analogie tego hymnu z hymnem Magnificat.
To zrozumienie swojego życia, jako historii realizowanej przez Boga i jako ogniwa wielkiej historii zbawienia rodzaju ludzkiego oraz z głębi serca wyrastająca wdzięczność, to główne rysy duchowej sylwetki Anny. Jest to ważne, bo w tej atmosferze wzrastał mały Samuel. Na jego duchowym rozwoju nie zaciążył nawet cień szemrania przeciwko Bogu. Trzeba wspomnieć jeszcze i to, że był synem rodziców, którzy się wzajemnie kochali4. To były potężne łaski, których Pan obficie udzielił swemu umiłowanemu, ale też żadna z tych łask nie została dana na próżno.
Zbliżał się nieuchronnie jeden z najbardziej przełomowych momentów historii zbawienia, a Samuel był tym człowiekiem, przez którego Bóg zamierzał dokonać najważniejszych dzieł epoki przełomu. On miał przeprowadzić Lud Boży przez ten trudny etap jego historii.
Samuel, prorok Pański…
Tak brzmi następny punkt zapisu w Księdze Syracha, który traktujemy jako konspekt naszego rozważania poświęconego postaci Samuela. Rzeczywiście posłannictwo prorockie stanowi jeden z trzech istotnych elementów misji powierzonej mu przez Boga. Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków (Hbr 1, 1). To określenie posłannictwa prorockiego z Listu do Hebrajczyków jest bardzo konkretne i wydaje się najbardziej właściwe dla zrozumienia tego, co Bóg dokonał przez Samuela jako proroka. Na kartach Pierwszej Księgi Samuela jest ukazany przede wszystkim jako prorok w tym znaczeniu, aczkolwiek występuje jako przewodniczący grupy proroków znajdujących się w stanie ekstazy5. Ten aspekt jego prorokowania jest jednak potraktowany marginesowo.
Prorok jest przede wszystkim tym, poprzez którego Bóg mówi, a więc najpierw tym, który słucha. W przypadku Samuela jest to bardzo wyraźnie pokazane od początku, od pierwszego „widzenia” a właściwie „słuchania”. Opis tego wydarzenia6 jest znany i jest ważny z kilku powodów. Jest to najpierw jakieś dopowiedzenie ofiarowania Samuela przez matkę. Było to zrobione w jego dzieciństwie, a więc bez jego zgody. Ponadto opis ofiarowania przez matkę7 nie wspomina o powołaniu przez Boga; a przecież nie są to sprawy równoznaczne. Ofiarowanie bez powołania i bez zgody zainteresowanego nie miałoby żadnego znaczenia. Człowiek bowiem nie może niczego Bogu narzucać, nawet w imię bardzo pobożnych i wzniosłych ideałów. Teraz Bóg powołuje Samuela i to jest najważniejsze. Bóg czekał z tym od czasu, gdy Samuel był jeszcze mały (1 Sm 1, 24), to znaczy nie był w stanie odpowiedzieć w sposób wolny i świadomy, do czasu gdy był już młody (1 Sm 3, 1) i mógł to zrobić.
Chociaż Samuel był młodym człowiekiem, który jeszcze nie znał Pana, a słowo Pańskie nie było mu jeszcze objawione (1 Sm 3, 7), to widoczna jest jego dojrzałość duchowa; wyraża się ona w otwartości na słowo Boże, w pewnej łatwości słyszenia tego słowa. Opis podkreśla, że nauczył go tego Heli. Przy okazji warto zwrócić uwagę na tragiczną postać tego starego kapłana, który w historii zbawienia spełnił swoją rolę bardzo pozytywną. Chociaż okazał się nieudolnym ojcem w odniesieniu do swoich synów, to jednak zostało mu powierzone wychowanie jednej z najważniejszych postaci tejże historii i wywiązał się z tego wzorowo. Nauczył Samuela trzech ważnych rzeczy: pewnej staranności w służbie liturgicznej, umiejętności słuchania słowa Boga i odwagi w jego przekazywaniu. W czasie pierwszego widzenia Samuel usłyszał zapowiedź kary mającej dotknąć dom Helego, dlatego obawiał się oznajmić Helemu o widzeniu (1 Sm 3, 15). Zrobił to wyraźnie przynaglony. A [Heli] rzekł: On jest Panem! Niech czyni, co uznaje za dobre (1 Sm 3, 18). To była reakcja najmądrzejsza. Nie skarcił go ani nie zgasił. Jednym najwłaściwszym zdaniem zakorzenił w Bogu odwagę Samuela. To się okaże bezcenne. Później jako prorok Samuel będzie niejednokrotnie w sytuacji „sam przeciw wszystkim”, będzie musiał wielokrotnie przekazywać nieprzyjemne słowa i ludowi i możnym tego świata. Jedni i drudzy bardzo tego nie lubią. Myślę, że tragiczna postać Helego przynosi dobrą nowinę nam wszystkim w sytuacji, gdy na jakichś odcinkach naszej posługi kapłańskiej okazujemy się nieudolni, to możemy okazać się przydatni, a nawet wzorowi na innych.
Umiejętność słuchania Boga, owo: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha, okaże się niezwykle ważne i cenne w całym posłannictwie Samuela, pozwoli do końca życia zachować dobre relacje z Bogiem na płaszczyźnie osobistej i zabezpieczy wierne i dokładne wypełnienie całego posłannictwa. Trzeba tu wspomnieć o niebezpieczeństwie zejścia na drogę fałszywego prorokowania. Jest to zjawisko poważne o dużym zasięgu. Znawcy tematu zwracają uwagę, że zagrażało to każdemu prorokowi i że pokusa ta zawarta jest niejako w naturze prorokowania: „Nie powinno się sądzić, że byli to prorocy «fałszywi» w tym sensie, że rozmyślnie i świadomie udawali kogoś, kim nie są. Byli oni raczej prorokami, którzy dali się zwieść przez własne prorockie działania, błądzącymi w osądach, mylącymi własne nadzieje i aspiracje z autentycznymi słowami Jahwe (por. Iz 28, 7; Jr 23, 5nn). Nie można wykluczyć, że ten sam prorok głosił na przemian prawdę i fałsz”8.
Przynajmniej dwa razy Samuel znalazł się w takiej sytuacji. W pierwszym przypadku była to sytuacja najpoważniejsza z poważnych; był to sam moment przełomu. Oto najważniejsze zdania z opisu tej sytuacji: Zebrała się cała starszyzna izraelska i udała się do Samuela do Rama. Odezwali się do niego: ustanów nad nami króla, aby nami rządził, tak jak to jest u innych narodów. Nie podobało się to Samuelowi… A Pan rzekł do Samuela: Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, lecz Mnie odrzucają jako króla nad sobą (1 Sm 8, 4–7). Samuel miał swoją ocenę sytuacji i Bóg ją potwierdził. Ale decyzja podjęta na podstawie tej oceny byłaby niewłaściwa. Rozwiązanie właściwe mógł znaleźć tylko Bóg i tylko On mógł podjąć właściwą decyzję, bo tylko On mógł wziąć na siebie odpowiedzialność za jej konsekwencje.
W podobnej sytuacji Samuel znalazł się wtedy, gdy został posłany do domu Jessego, aby namaścić na króla jednego z jego synów. Był przekonany, że jest nim Eliab. Pomylił się i umiał to uznać. W tych decydujących momentach Bogu potrzebny był człowiek, którego stać było na odłożenie na bok swoich osobistych przekonań i wykonanie otrzymanego polecenia. Samuel był takim człowiekiem.
Był też odważny odwagą proroka: Przyszło mu stawać przed ludem i starszyzną izraelską z posłannictwem, które im się nie podobało (1 Sm 8, 4–22; 12, 1–25). Najbardziej jednak wyraziście jest to pokazane w dwóch scenach, gdzie Samuel staje przed Saulem: Rzekł Samuel do Saula: Popełniłeś błąd (…) Panowanie twoje nie ostoi się. Pan wyszukał sobie człowieka według swego serca: nie zachowałeś bowiem tego, co ci Pan polecił (1 Sm 13, 13–14). Druga scena to opis odrzucenia Saula (1 Sm 15). Trzeba to koniecznie przeczytać. Przyjdzie czas, że za takie słowa następcy Samuela bedą prześladowani a nawet zapłacą życiem: Któregoż z proroków nie prześladowali wasi ojcowie? (Dz 7, 52). Formalnie ten szereg zamyka Jan Chrzciciel, ale faktycznie pozostanie on otwarty do końca. Powołanie kapłańskie oznacza niejednokrotnie konieczność stawania w tym szeregu, dlatego pytania o odwagę prorocką nie da się uniknąć.
Bardzo pouczająca jest lektura 12 rozdziału Pierwszej Księgi Samuela. W Biblii Tysiąclecia mamy tytuł „Pożegnalne przemówienie Samuela”. Naprawdę jest to kerygmat. Samuel okazuje się prorokiem, który rozumie historię i poszczególne jej wydarzenia jako działanie Boga. Umie to przekazać ludowi: Podejdźcie teraz, a będę wiódł z wami spór w obecności Pana w sprawie dobrodziejstw Pana, jakie świadczył wam i waszym przodkom (1 Sm 12, 7). Samuel mówi prawdę, ale nie moralizuje. To, co mówi, jest twarde, ale przepełnione miłością do ludu i troską o jego przyszłość.
Ustanowił królestwo i namaścił władców…
W rozważaniu tej misji Samuela wypadnie nam jeszcze mówić o jego posłannictwie prorockim, gdyż te obydwie sprawy są ze sobą ściśle powiązane i nakładają się na siebie wzajemnie.
Samuel otwiera nową epokę w historii Izraela a także w historii zbawienia. Przez jego posługę przygotowanie na przyjście Mesjasza wchodzi w nową fazę. Nowa sytuacja oznaczała zmianę w każdej dziedzinie życia, od politycznej po religijną. Zmienią się relacje do Boga całego narodu i poszczególnego człowieka a także relacje międzyludzkie. Pojawią się nowe instytucje polityczne, gospodarcze i religijne (król jako pomazaniec Pański). W nowej sytuacji znalazł się cały naród i poszczególny człowiek. Te historie są opisane w 1 Sm, ale trzeba wiedzieć, że nie jest to kronikarski zapis, a raczej wybór dokonany wedle pewnego klucza, na podstawie różnych źródeł i tradycji, w które wgląd miał ostateczny redaktor. Problemów związanych z nadejściem nowych czasów było na pewno znacznie więcej. Trzeba też zdać sobie sprawę, że te wszystkie sprawy i problemy przeszły jakoś przez głowę i serce Samuela, a przecież nie był to człowiek w pełni sił, gdyż to, co najważniejsze zaczęło się, kiedy Samuel się postarzał (1 Sm 8, 1). Jest to pewien paradoks, na który chyba tylko Bóg może sobie pozwolić. Normalnie bowiem motorem wszelkich przemian są ludzie młodzi. Wielkie przemiany, których Bóg jest autorem, widocznie lepiej są realizowane przez ludzi sędziwego wieku. Tak było w przypadku Mojżesza, a w czasach najnowszych – Jana XXIII. Doświadczenie życiowe na pewno pomogło Samuelowi sprostać tym wszystkim wyzwaniom i w każdej sytuacji znaleźć właściwe rozwiązanie, ale nie to było decydujące. Warto przyjrzeć się zachowaniu Samuela w takich momentach. Najpierw trzeba jeszcze raz wrócić do sytuacji, którą omawialiśmy w poprzednim punkcie niniejszego rozważania, gdy starszyzna izraelska zwróciła się do niego z żądaniem ustanowienia króla. Samuel uznał, że nie jest w stanie podjąć właściwej decyzji. Modlił się więc Samuel do Pana. A Pan rzekł do Samuela: «wysłuchaj ich głosu, tylko wyraźnie ich ostrzeż i oznajmij im prawo króla» (1 Sm 8, 6b. 9). Samuel przekazuje ludowi słowa Boga a potem słowa ludu Bogu: Samuel wysłuchał wszystkich słów ludu i powtórzył je uszom Pana. A Pan rzekł do Samuela: Wysłuchaj ich żądania i ustanów im króla! (1 Sm 8, 21–22). Potem następuje opis wyboru i namaszczenia pierwszego króla.
I ta sprawa przechodzi przez ręce Samuela: W dniu jutrzejszym o tym czasie poślę do ciebie człowieka z ziemi Beniamina. Jego namaścisz na wodza ludu mego izraelskiego (1 Sm 9, 16).
Samuel po prostu pyta Boga, jak ma postąpić i otrzymuje odpowiedź, albo też otrzymuje polecenie bez zadawania pytania i je wypełnia albo przekazuje9.
Namaszczenie dwóch królów uczyniło Samuela szafarzem niezwykłej łaski im udzielonej. Oznaczało to pojawienie się osoby ważniejszej od niego i konieczność uznania jej władzy i autorytetu. Mógł to zrobić tylko człowiek autentycznie pokorny. I zrobił. Uderza gorliwość, z jaką Samuel służy sprawie królestwa, co do której jeszcze niedawno miał osobiste i uzasadnione zastrzeżenia. Jest to widoczne przede wszystkim w relacji o wyszukaniu, wyborze i namaszczeniu pierwszego króla.
Bardzo trudna była posługa prorocka względem Saula, gdyż pierwszy król Izraela okazał się człowiekiem wyjątkowo opornym na słowo Boże i nieposłusznym. Doprowadziło to do jego odrzucenia przez Boga. Samuel był zmuszony wiele razy przekazywać mu słowo twarde, a na końcu słowo odrzucenia. Sam wtedy cierpiał. Jakże wymowny są dwa krótkie zapisy: Pan skierował do Samuela takie słowa: Żałuję tego, że Saula ustanowiłem królem, gdyż ode Mnie odstąpił i nie wypełniał moich przykazań. Smuciło to Samuela, dlatego całą noc modlił się do Pana… Smucił się [Samuel], iż Pan pożałował tego, że Saula uczynił królem nad Izraelem (1 Sm 15, 10–11. 35). Musiał ten smutek głęboko tkwić w sercu Samuela, skoro polecenie namaszczenia nowego króla Bóg zaczyna od słów: Dokąd będziesz się smucił z powodu Saula?
Według Prawa Pańskiego sądził zgromadzenie…
Samuel był sędzią wcześniej niż ustanowił królestwo i namaścił władców, ale poświęcony mu fragment Księgi Syracha, który traktujemy jak konspekt niniejszego rozważania, zachowuje taką kolejność. Jest możliwe, że znajduje tu swój wyraz przekonanie, że najważniejszym życiowym dokonaniem Samuela było jednak ustanowienie królestwa. Również Pierwsza Księga Samuela zdaje się traktować jego „sędziowanie” jako punkt wyjścia do tego, co w jego życiu okazało się najważniejsze.
Księga przekazuje nam informację, że Samuel sprawował sądy nad Izraelem przez cały ciąg swego życia (1 Sm 7, 15). Były to ostatnie lata trwającej prawie dwieście lat epoki sędziów. Wydarzenia tego okresu, a przede wszystkim relacje między Bogiem i Jego ludem, Księga Sędziów ujmuje w pewien schemat, który cały czas się powtarza: Izraelici popełniali to, co złe w oczach Pana (…) I znów zapłonął gniew Pana przeciw Izraelowi. Wydał więc ich w ręce (…) Wołali więc Izraelici do Pana i Pan sprawił, że powstał wśród Izraelitów wybawiciel (Sdz 3, 7–9 nn)10. Można powiedzieć, że był to swego rodzaju „system wychowawczy”, który stosował Bóg, aby leczyć duszę narodu, przede wszystkim z grzechu bałwochwalstwa.
Ten schemat jest zastosowany w opisie spraw, gdy sądy nad Izraelem sprawował Samuel, chociaż sama formuła nie jest tu zapisana. Wiele miejsca zajmuje opis nieszczęść, którym Pan poddał Izraelitów. Byli gnębieni przez Filistynów. Nieszczęścia nie odwróciło nawet przyniesienie Arki na pole bitwy. Samuel sam rozumiał i potrafił wytłumaczyć to ludowi, że zewnętrzne relacje do Boga nie wystarczą: powiedział do całego domu Izraela: Jeśli chcecie się nawrócić do Pana z całego serca, usuńcie spośród siebie wszystkich bogów obcych i Asztarty, a skierujcie wasze serca ku Panu, służcie więc tylko Jemu, a wybawi was z rąk Filistynów. Synowie Izraela usunęli Baalów i Asztarty i służyli tylko samemu Panu (1 Sm 7, 3–4). Rada okazała się trafna: Filistyni zostali pokonani, tak że nie wkraczali już odtąd do krainy izraelskiej. Ręka Pańska zawisła nad Filistynami po wszystkie dni życia Samuela (1 Sm 7, 13).
Uwagi końcowe
Nie znamy prywatnego i rodzinnego życia Samuela. Jakby mimochodem wspomniani są jego synowie: Kiedy Samuel się postarzał, sędziami nad Izraelem ustanowił swoich synów. Jednak synowie jego nie chodzili jego drogą: szukali własnych korzyści, przyjmowali podarunki, wypaczali prawo. Zebrała się więc cała starszyzna izraelska i udała się do Samuela do Rama. Odezwali się do niego: Oto ty się zestarzałeś, a synowie twoi nie postępują twoimi drogami: ustanów raczej nad nami króla, aby nami rządził, tak jak to jest u innych narodów (1 Sm 8, 1. 3–5). Jakby się powtarzał scenariusz, wedle którego przed laty Samuel znalazł się na najważniejszych kartach historii zbawienia. Jemu, podobnie jak Helemu, nie udało się wychowanie synów i nieudana okazała się próba zrobienia z nich „ważnych ludzi”. Ich grzechy, podobnie jak grzechy synów Helego, stały się bezpośrednią przyczyną uruchomienia ciągu wydarzeń, które i tak miały nadejść.
Zapewne Samuel cierpiał z tego powodu. Jest to jednak moment przywołujący pewną zasadniczą prawdę i określający miejsce każdego człowieka przed obliczem Boga. Kimkolwiek ten człowiek jest i jakimkolwiek ważnym powołaniem zostanie obdarowany, pozostaje grzesznikiem. Nawet jeśli przez jego posługę inni otrzymują zbawienie, to i sam pozostanie tym, który zbawienia potrzebuje. Prawdziwe zbawienie mieni się wszystkimi kolorami grzechu i łaski.
Kościół współczesny pełni swoją misję sytuacji przełomu, bardzo przypominającej czasy Samuela. Dla tych, którym została powierzona jakakolwiek odpowiedzialność w tym Kościele, Samuel jest postacią bardzo aktualną. Pozostaje życzyć wszystkim, by była to postać bliska.
Ks. Stanisław WYPYCH
1. Katolicki komentarz biblijny, Warszawa 2001, 242.
2. Por. Lb 3, 12–13
3. Por. Ef 5, 21–32.
4. Por. 1 Sm 1, 5.8.
5. Por. 1 Sm 19, 20–24.
6. 1 Sm 3, 1–18.
7. 1 Sm 1, 24–28.
8. Katolicki komentarz biblijny, dz. cyt., 598.
9. Por. 1 Sm 15, 1. 11; 16, 1. 7. 12.
10. Por. Sdz 3, 12–15; 4, 1–3; 6, 1–7; 10, 6–13; 13, 1nn;
http://sfd.kuria.lublin.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1484:katecheza-o-samuelu-ks-stanisaw-wypych&catid=38:medytacje-biblijne&Itemid=68
**************
**********************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
*******
Oddać w całości
Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy… Mt 20, 1 – 16a
Bóg nie czyni mi krzywdy. W żadnym momencie mojego życia. Ten tekst wywraca do góry nogami moje pojęcie sprawiedliwości, tej elementarnej prawdy, że każdemu należy się adekwatnie… zaraz, czy cokolwiek mi się należy? Ci robotnicy uważali, że należy im się więcej – „zrównałeś nas z tamtymi, a przecież my więcej pracowaliśmy”.
Bóg chce wszystkim dać to samo. Chce mieć wszystkich w swoim domu, niezależnie od tego, czy się napracował dużo, czy mało. Ta pretensja ma swoje echo w innej przypowieści – o synu marnotrawnym. Tam również starszy brat wysuwa podobną pretensję: „tyle lat Ci służę, tyle się zaharowuję dla Ciebie, a mnie nigdy nie dałeś koźlęcia…”. Zazdrość, która niweluje wszelką wdzięczność i darmowość łaski.
Nic mi się nie należy, bo to nie jest moje. Bóg może ze swoim uczynić, co zechce. Jest wolny i suwerenny w swoich decyzjach. Tylko ja się czasem buntuję, jakby mi ktoś zabierał „moje zabawki”. I więcej jeszcze. Mogę patrzeć złym okiem na to, że On jest dobry. Mogę patrzeć złym okiem na dobro. Złe oko nie widzi dobra. Złe oko widzi tylko krzywdę i to rzekomą, urojoną. Wszędzie widzi krzywdę – swoją krzywdę. W pewien sposób jest nienasycone. Oko, które nie widzi dobra, nie umie być wdzięczne. Nie dostrzeże również Dawcy dobra, nie dostrzeże samego Dobra, bo jeden jest tylko dobry – Ojciec (jak powiedział sam Jezus).
Bóg chce mi dać to samo, co innym. Tak naprawdę chce dać mi siebie i to jest w tym wszystkim najważniejsze. Tylko czy ja daję Mu siebie w całości? Tę przypowieść odczytuję także od wewnątrz. Te wszystkie postacie są we mnie. I niektóre części mnie są już Bogu oddane, niektóre może w połowie, a niektóre ledwo co. Jak ci robotnicy, z których niektórzy pracują długo, a inni krótko. Bóg chce mnie mieć całego i dlatego choćbym długo nie chciał Mu czegoś oddać, On będzie cierpliwie czekał, nawet do jedenastej godziny. Bo On – dając siebie całego, chce mnie całego, chce, by wszystko we mnie było Mu oddane, ofiarowane, złożone w Jego ręku. Tylko wtedy będę naprawdę szczęśliwy – pośród trudów i utrapień tego życia. Tylko wtedy w moim sercu będzie pokój – pośród niepokojów i lęków tego świata.
http://ginter.sj.deon.pl/oddac-w-calosci/
*********
Flickr (cc)
[52] Sobór Watykański II, Dei Verbum, nr 1
www.flickr.com
Dodaj komentarz