Słowo Boże na dziś – 20 Maja 2015 r. – środa – św. Bernardyna ze Sieny, prezbitera

Myśl dnia

Godne życie jest naszym wielkim i wspaniałym arcydziełem.

Michel de Montaigne

*********
Wykorzystaj ten dzień dzisiejszy. Obiema rękoma obejmij go. Przyjmij ochoczo, co niesie ze sobą: światło, powietrze i życie, jego uśmiech, płacz, i cały cud tego dnia. Wyjdź mu naprzeciw.
Phil Bosmans
*********
ŚRODA VII TYGODNIA WIELKANOCNEGO

PIERWSZE CZYTANIE (Dz 20,28-38)

Paweł opuszcza Efez

Czytanie z Dziejów Apostolskich.

Paweł powiedział do starszych Kościoła efeskiego:
„Uważajcie na samych siebie i na całą trzodę, nad którą Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią. Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów.
Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was. A teraz polecam was Bogu i słowu Jego łaski władnemu zbudować i dać dziedzictwo z wszystkimi świętymi.
Nie pożądałem srebra ani złota, ani szaty niczyjej. Sami wiecie, że te ręce zarabiały na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który powiedział: «Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu»”.
Po tych słowach upadł na kolana i modlił się razem ze wszystkimi. Wtedy wszyscy wybuchnęli wielkim płaczem. Rzucali się Pawłowi na szyję i całowali go, smucąc się najbardziej z tego, co powiedział: że już nigdy go nie zobaczą.
Potem odprowadzili go na statek.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 68,29-30.33-35a.35b-36bc)

Refren: Śpiewajcie Bogu wszystkie ludy ziemi.

O Boże, okaż swą potęgę, *
potęgę Bożą, której dla nas użyłeś.
W Twej świątyni nad Jeruzalem, *
niech królowie złożą Tobie dary!

Śpiewajcie Bogu królestwa ziemi, zagrajcie Panu, *
który przemierza odwieczne niebiosa.
Oto wydał głos swój, głos potężny: *
„Uznajcie moc Bożą!”

Jego majestat jest nad Izraelem, *
a Jego potęga w obłokach.
On sam swojemu ludowi daje potęgę i siłę. *
Niech będzie Bóg błogosławiony.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 17,21)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Słowo Twoje, Panie, jest prawdą,
uświęć ich w prawdzie.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (J 17,11b-19)

Uświęć ich w prawdzie

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

W czasie ostatniej wieczerzy Jezus podniósłszy oczy ku niebu, modlił się tymi słowami:
„Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia, aby się spełniło Pismo.
Ale teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni. Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata.
Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie”.

Oto słowo Pańskie.

 

 

 

KOMENTARZ

Modlitwa Jezusa za nas

Modlitwa, jaką zanosi Jezus do swojego Ojca w intencji jedności, powinna uświadomić nam, jak jest ona ważna. Nie można w pełni naśladować Boga, gdy będzie się żyło w nienawiści do jakiejkolwiek osoby. Syn Boży wstawia się u Ojca za każdym człowiekiem. Wyprasza dla niego łaski tak potrzebne w codziennym życiu chrześcijańskim. Jezus wypowiada nad powierzoną Mu trzódką modlitwę o ochronę. To dzięki niej Kościół, nawet jeśli na przestrzeni dziejów był dotykany przez ludzkie grzechy i słabości, wciąż istnieje i pełni swoją misję. Prośmy o dar jedności i wypraszajmy go dla każdej rodziny, małżeństwa i wspólnoty.

Panie, Ty modlisz się za nas i wypraszasz dla nas dar jedności. Polecamy Ci wszystkich tych, którzy cierpią z powodu podziałów i niezrozumienia. Otocz ich swoją szczególną miłością i przywróć środowiskom, w których żyją, zgodę i miłość.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
********

Św. Bernardyna ze Sieny

J 17, 11b-19 Ściągnij plik MP3 (ikonka) ściągnij plik MP3
0,18 / 12,55
Wycisz swoje myśli, daj sobie czas. Pomyśl, z Kim masz się teraz spotkać.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 17,11b-19
W czasie ostatniej wieczerzy Jezus podniósłszy oczy ku niebu, modlił się tymi słowami: «Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia; aby się spełniło Pismo. Ale teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni. Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie pragnę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie».

Zauważ powagę Jezusa. Traktuje Boga na poważnie, z szacunkiem. Jednocześnie staje w prawdzie przed Nim, jak przed Ojcem. Wyraża się bezpośrednio i szczerze, mówi o swoich pragnieniach i niepokojach.

Co jest przedmiotem modlitwy Jezusa? Zależy mu na swoich uczniach. Jezus ma świadomość, że Jego śmierć prowadzi do Boga. Jego prośby koncentrują się na tych, którzy pozostają na świecie. Prosi za nich, by wytrwali w dobru, którego sam ich nauczał. Co zazwyczaj jest przedmiotem twoich modlitw? Co lub kogo powierzasz Bożemu prowadzeniu, a może roztrząsasz tylko twoje własne sprawy?

W wieczerniku Jezus modlił się również za ciebie. Z wielką gorliwością, oddaniem i miłością. Miał przed oczami ciebie i twoje życie – takie, jakie konkretnie teraz jest. Spróbuj teraz wczuć się w tę żarliwą modlitwę Jezusa. Zauważ, jak bardzo zależy mu na tobie i na Kościele.

Podziękuj Jezusowi za to, że tak bardzo zależy Mu na tobie . Proś, by uczył cię zażyłej relacji z Bogiem, byś potrafił Mu ufać, całkowicie powierzając swoje życie.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
*******

WIECIE, JAKIM BYŁEM

by Grzegorz Kramer SJ

Osiemnaście lat temu, pod koniec maja, byłem niespełna 21-latkiem. Kończyłem technikum wieczorowe, miałem za sobą już przeszło trzy lata pracy. Każdy mój dzień zaczynał się około godziny piątej, siadałem przy biurku i piłem kawę, później autobus/rower i dojazd do pracy. Czasem czułem się potrzebny, czasem kompletnie zbędny na tym świecie. Byłem chłopakiem, który mało się odzywał, był chudy jak ołówek (chyba trudno w to uwierzyć), mało jadł, i wydawało się mu, że niewiele znaczy.

Była tylko jedna sprawa, która sprawiała, że każdego dnia chciało mi się rano wstawać, a popołudniami  iść do szkoły. Tą myślą było pragnienie zrealizowania marzenia, które trawiło moje serce od kilku lat. Zostać jezuitą.

Moi nauczyciele, a później ojciec prowincjał, który mnie przyjmował do Towarzystwa, podkreślali, że z moim intelektem kiepsko to widzą. Moi znajomi podśmiewali się ze mnie. Nigdy nie występowałem publicznie, zawsze w siódmym szeregu, więc: jakim on będzie księdzem – mówili.

Jestem nim. Moje życie jest życiem mężczyzny, który ma satysfakcję z tego, że kiedyś się zdecydował, a teraz konsekwentnie, w tym, na co się zdecydował, jest. Nie ma w tym wielkiego poświęcenia, jest zwyczajność dnia codziennego. Z radościami i smutkami, z poczuciem pewności i wielkim zwątpieniem, jak każdy świadomie żyjący człowiek na tej ziemi.

Jezus ma pasję. On się urodził po to, by ocalać, dziś żegna się z swoimi przyjaciółmi. Zostawia ich, bo choć ich pokochał, stali się Mu bardzo bliscy, On wie, że Jego cel jest inny. Od urodzenia do śmierci celem było zbawienie ludzi. Ta misja stała się Jego codzienną pasją. Był niezrozumiany przez swoich bliskich i swoich uczniów. Całego świata w ogóle to nie obchodziło. On szedł. Po drodze rozwiązywał problemy, uczył, leczył, chodził na wesela, modlił się i pracował. Życie miało swój normalny rytm, ale codzienność była nakręcana pasją. To dawało Mu siłę. I choć ostatecznie stracił swoje życie, to nie mówił o jakimś poświęceniu i trudności. To było obecne, ale nie było najważniejsze. Podjął decyzję, że musi zrealizować cel.

Mężczyzna powinien mieć pasję. Dziś jest wielu wymoczków, którzy nie wiedzą co robić, nie chcą ryzykować, nie chcą decydować. Ubierają kolorowe portki, wyrywają kolejne kobiety, są wolni. Jest wielu mężczyzn w Kościele, którzy zajmują się tropieniem wroga, diabła, wyszukiwaniem błędów u innych. A mało jest mężczyzn, którzy mają pasję, taką jaką miał Pan Jezus. On szedł do przodu, chciał umrzeć. Bo tak rozumiał miłość.

Często na pierwszy plan wysuwa się ludzka małość. Każdy z nas ma swoje: boję się, chcę spróbować z kobietą, chcę być wielki, chcę jeszcze pojechać stopem na koniec świata. I właśnie na takim tle, On przychodzi i mówi proste – pójdź za Mną, miej pasję, cel. Naprawdę lęki i wszystkie te poboczności, choć wydają się takie silne i ważne, są tylko czymś bardzo pobocznym.

Ja też upadam i grzeszę. Życie przynosi wiele trudnych sytuacji, zakochałem się, przeżyłem załamanie, płakałem po nocach, żaliłem się przyjaciołom, a moja wrażliwość wciska mnie czasem w podłogę. Starzeję się, staję się ociężały, powtarzam się, modlitwa mi nie idzie, jest wiele momentów, w których kiepski ze mnie jezuita. Ale idę dalej, bo to moja pasja.

Paweł dziś używa takiego zwrotu: wiecie, jakim byłem. Można by dodać: ale się zmieniłem. Zmienił się, bo stanął na jego drodze ten sam Chrystus, który miał pasję. Zaraził Pawła.

Bycie jezuitą, Towarzyszem Jezusa jest moją pasją.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/05/19/wiecie-jakim-bylem/

********

#Ewangelia: Dawajmy się uświęcić

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. Mỳ Tôm Hai Trứng / Foter / CC BY-NC-SA)

W czasie ostatniej wieczerzy Jezus podniósłszy oczy ku niebu, modlił się tymi słowami: “Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno.

 

Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia, aby się spełniło Pismo.
Ale teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni. Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie pragnę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata.
Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie”.

 

[J 17, 11b-19]

 

Komentarz do Ewangelii

 

Naszym przeznaczeniem jest świętość, czyli podobieństwo do Boga. Tymczasem wymyślamy sobie jakieś inne przeznaczenia, albo wierzymy w inne przeznaczenia, byle nie w to, o którym naucza Jezus.

 

Cechą przeznaczenia, o którym On mówi jest to, że można od niego uciec, bo świętość z natury swojej wymaga wolnej i nieprzymuszonej decyzji. Kto odrzuci to jedyne przeznaczenie stanie się człowiekiem zagubionym na całą wieczność. Można żyć w zagubieniu, ale jest to życie w cierpieniu. Człowiek zagubiony cierpi.
Dawajmy się uświęcić! Nie uświęcajmy się sami, bo tego nie umiemy. Niech uświęca nas Bóg Ojciec, zgodnie z prośbą Jego Syna, a naszego Brata.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2434,ewangelia-dawajmy-sie-uswiecic.html

*******

Na dobranoc i dzień dobry – J 17, 11b-19

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. Abaconda / flickr.com / CC BY-SA 2.0)

Prośba za uczniów

 

W czasie ostatniej wieczerzy Jezus podniósłszy oczy ku niebu, modlił sie tymi słowami: Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia, aby się spełniło Pismo.

 

Ale teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni. Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Uświęć ich w prawdzie.

 

Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie.

 

Opowiadanie pt. “Lunatycy”
W mojej rodzinnej miejscowości mieszkały dwie lunatyczki: matka i córka. Lubiły wędrować we śnie. Pewnej nocy spotkały się w przyległym do ich domu ogrodzie.

 

Matka zaczęła mówić: – Nareszcie cię dopadłam. Przez ciebie zmarnowałam młode lata, wyrosłaś na gruzach mojego życia. Ach, nie wiem, co bym ci zrobiła!

 

Córka nie pozostała dłużna matce: – Znienawidzona kobieto, samolubna starucho! Wciąż stoisz mi na drodze do wolności. Moje życie jest zawsze tylko echem twojego życia. Ach, żebyś wreszcie umarła.

 

Dialog lunatyczek przerwało pianie koguta, kobiety przebudziły się. Matka zapytała łagodnym głosem: – Czy to ty moje serce? – Tak, kochana mamo – słodko odparła córka.

 

Refleksja
Każdy z nas jest trochę lunatykiem. Śnimy często o tym, czego nie mamy, a co bardzo chcielibyśmy mieć. W ten sposób często przesypiamy nasze życie, myśląc często o tym, co jest nieosiągalne nie widząc i ciesząc się tym, co już mamy tu i teraz…

 

Jezus chce, abyśmy przebudzili się z naszych snów. Co nie znaczy, że mamy nie “marzyć i śnić”. To właśnie marzenia prowadzą nas do wielkich rzeczy. Mamy realizować to, co jest w naszej głowie i sercu, bo tylko w ten sposób będziemy ludźmi szczęśliwymi. Tylko realizując swoje plany i marzenia będziemy szczęśliwymi uczniami Jezusa. Pora zatem przebudzić się własnego snu, aby żyć…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Co znaczy być “lunatykiem”?
2. Czy chcesz zdobyć to, co nieosiągalne?
3. Jak dziś być szczęśliwym człowiekiem?

 

I tak na koniec…
Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzial na ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro?

 

Wykorzystaj ten dzień dzisiejszy. Obiema rękoma obejmij go. Przyjmij ochoczo, co niesie ze sobą: światło, powietrze i życie, jego uśmiech, płacz, i cały cud tego dnia. Wyjdź mu naprzeciw (Phil Bosmans)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,260,na-dobranoc-i-dzien-dobry-j-17-11b-19.html

*******

Św. Cyprian (ok. 200-258), biskup Kartaginy, męczennik
„Aby stanowili jedno”

O jedności Kościoła, § 8
 

Bracia, kto byłby tak zbrodniczy i szalony w swojej żądzy siania niepokoju, żeby móc wyobrazić sobie możliwość powątpiewania lub nawet ośmielić się samemu podrzeć jedność Boga, ubranie Pana, Kościół Chrystusa? (por J 19,24) Czy w swojej Ewangelii nie daje jasno takiego ostrzeżenia: „Nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz”? (J 10,16) Słysząc to, czy ktoś jeszcze sądzi, że w tym samym miejscu może być kilku pasterzy i kilka owczarni? Zobaczcie, jak apostoł Paweł także nam zaleca jedność: „A przeto upominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni, i by nie było wśród was rozłamów; byście byli jednego ducha i jednej myśli” (1Kor 1,10). „Znoście siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój” (Ef 4,2-3).

Czy ty zatem sądzisz, że możesz pozostać przy życiu, jeśli porzucisz Kościół, aby założyć twoją siedzibę gdzie indziej i oddalić od niego swój dom?… Co do Paschy, czy nie jest powiedziane w Księdze Wyjścia, że baranek, złożony w ofierze jako zapowiedź Chrystusa, ma być zjedzony w jednym i tym samym domu? (Wj 12,46) Ciało Chrystusa, rzecz święta Pana, nie może być wyrzucone na zewnątrz; dla wierzący nie ma innej siedziby jak jeden Kościół. Ten dom, ta siedziba zjednoczonej rodziny, jest wyznaczona przez Ducha Świętego, kiedy mówi w psalmie: „Bóg gromadzi w jednym domu zjednoczone serca” (por. 87,7). To w tym domu Bożym, w Kościele Chrystusa, mieszkają zjednoczone serca i tam mogą przebywać w pokoju i prostocie.

*********

***************************************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
20 MAJA
********
Święty Bernardyn ze Sieny, prezbiter

Święty Bernardyn ze Sieny Bernardyn urodził się w rodzinie szlacheckiej 8 września 1380 r. w Massa Marittima (nieopodal Sieny w Toskanii), kilka miesięcy po śmierci najsłynniejszej sienenki, św. Katarzyny, tercjarki dominikańskiej. Kiedy miał zaledwie 3 lata, stracił matkę, trzy lata później został osierocony także przez ojca, który był gubernatorem miasteczka. Na wychowanie wziął go do siebie zamożny stryj, zamieszkały w Sienie, który opłacił mu naukę. W szkole parafialnej ukończył nauki podstawowe, a w latach 1396-1399 studiował prawo na uniwersytecie w Sienie. Równocześnie studiował Pismo święte i teologię. Po otrzymaniu licencjatu z prawa kanonicznego zapisał się do Konfraterni Najświętszej Maryi. Celem tego bractwa było wewnętrzne doskonalenie się oraz posługiwanie chorym w czasie zarazy. W czasie epidemii dżumy Bernardyn, wspomagając innych, sam się zaraził i cudem wyszedł z choroby. Później opiekował się swoją niewidomą 90-letnią stryjenką.
W 1402 r. wstąpił do franciszkanów w Sienie. W rok potem (8 września) złożył śluby zakonne, a po kolejnym roku (8 września 1404 r.) otrzymał święcenia kapłańskie. Przełożeni przeznaczyli go do małego klasztoru, położonego na wzgórzu w pobliżu Sieny, w Capiola. Tu spędził 12 lat. Korzystając z wolnego czasu, pilnie studiował Pismo święte i ojców Kościoła oraz dzieła teologiczne, zwłaszcza św. Bonawentury. Równocześnie dał się poznać jako dobry kaznodzieja, dlatego chętnie go zapraszano z kazaniami do okolicznych kościołów. Te właśnie kazania wyrobiły mu tak wielką sławę, że w roku 1417 mianowano go kaznodzieją na całą Italię.
Bernardyn przemierzał Włochy, nawołując do pokuty i zmiany życia. Więcej jednak od słów działały na słuchaczy i widzów jego cnoty: duch zaparcia, pokuty i modlitwy. Sławę jego imienia roznosiły nadto działane przez niego cuda. Według świadectw naocznych świadków na jego kazania garnęły się tak wielkie tłumy, że żaden kościół nie mógł ich pomieścić. Musiał głosić słowo Boże na placach. Kapłani wręcz omdlewali od długich godzin spowiadania, tysiącami rozdawano Komunię świętą. Bernardyn nawracał, godził skłócone małżeństwa, wzbudzał powołania kapłańskie i zakonne. W Piemoncie spotkał się ze św. Wincentym Ferreriuszem. Wielki dominikanin udzielił mu swego błogosławieństwa i zachęcił go do dalszej apostolskiej pracy dla zbawienia dusz.
Bernardyn wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Imienia Jezus. Nosił je wypisane barwnie na tabliczce, aby było z dala widoczne. Każde kazanie rozpoczynał od wezwania tego najsłodszego Imienia. Raz po raz przerywał przemówienie i podnosił tabliczkę w górę, a wszyscy padając na kolana oddawali hołd Imieniu Jezusa. W tym jednak nowym nabożeństwie niektórzy zaczęli dopatrywać się herezji. Oskarżono więc go przed papieżem Marcinem V (1426), a potem także przed papieżem Eugeniuszem IV (1431) i przed ojcami soboru w Bazylei (1438). Bernardyn jednak odniósł wszędzie zwycięstwo nad swoimi przeciwnikami. Papieże darzyli go tak wielkim zaufaniem, że proponowali mu nawet trzykrotnie biskupstwo: w Sienie, w Ferrarze i w Urbino. Zakonnik jednak w swojej pokorze zdołał zawsze od tego zaszczytu się wymówić. Bernardyn w latach 1438-1442 pełnił urząd wikariusza generalnego zakonu. Brał udział w Soborze Florenckim (1439), gdzie działał na rzecz zjednoczenia greckiego Kościoła ortodoksyjnego z katolickim.
W swoim życiu zakonnym Bernardyn bardzo bolał nad tym, że bracia mniejsi tak daleko odeszli od pierwotnej reguły św. Franciszka. Postanowił za wszelką cenę dokonać w swoim zakonie reformy. Zaczął zakładać nowe konwenty w duchu zaplanowanej przez siebie obserwy – stąd jego duchowych synów nazwano obserwantami (Ordo Fratrum Minorum Regularis Observantiae, OFMRegObs). W tej pracy pozyskał sobie uczniów, którzy rozpowszechniali jego ideę. Należeli do nich m.in.: św. Jan Kapistran (+ 1456), św. Jakub z Marchii (+ 1476), bł. Mateusz z Agrigento (+ 1450), bł. Bernardyn z Feltre (+ 1494) i bł. Bernardyn z Fossa (+ 1503). Wkrótce liczba obserwantów przewyższała liczbę franciszkanów konwentualnych.
Zmarł w Aquili (środkowe Włochy) 20 maja 1444 r. i tam go pochowano. W 6 lat po śmierci Bernardyna, 24 maja 1450 roku w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, papież Mikołaj V wobec niezliczonych tłumów dokonał jego kanonizacji. W uroczystości tej wzięło udział około 4000 obserwantów. Bernardyn jest twórcą cennych dzieł teologicznych, za które został zaliczony do grona doktorów Kościoła. Jest patronem bernardynów, Sieny, rodzinnej miejscowości Massa Marittima oraz tkaczy, a także orędownikiem cierpiących na choroby płuc i gardła oraz cierpiących na krwotoki. Wśród bernardynów, sprowadzonych do Polski w 1452 r. przez św. Jana Kapistrana, są także polscy błogosławieni i święci: Szymon z Lipnicy (+ 1482), Jan z Dukli (+ 1481) i Władysław z Gielniowa (+ 1505). Wywarli oni poważny wpływ na życie religijne w Polsce.

W ikonografii Święty przedstawiany jest w habicie bernardyńskim; czasem jako kaznodzieja. Jego atrybutami są: u nóg trzy infuły, których odmówił; otwarta księga; krzyż z monogramem IHS; w ręku monogram IHS w promieniach.

http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/05-20.php3
********

Modlitwa do św. Józefa św. Bernardyna ze Sieny

1. Modlitwa św. Bernardyna ze Sieny (1380-1444)

Stróżu i ojcze dziewic, święty Józefie, którego wiernej straży sama niewinność, Jezus Chrystus i Panna nad pannami, Maryja, była powierzona, proszę Cię i błagam przez ten podwójny skarb -Jezusa i Maryję – spraw to, abym od wszelkiej nieczystości zachowany, nieskalanym umysłem, niewinnym sercem i czystym ciałem zawsze służył Jezusowi i Maryi w wielkiej czystości. Amen.

2Modlitwa św. Bernardyna ze Sieny

O Józefie, dziewiczy ojcze Jezusa, zawsze czysty mężu Dziewicy  Maryi,  módl  się  za  nami  każdego  dnia  do tegoż Jezusa, Syna Bożego, abyśmy, uzbrojeni w Jego łaskę, mogli walczyć w dobrych zawodach na tym świecie i zostali przez Niego ukoronowani przy śmierci. Amen.

http://www.elblag.srk.opoka.org.pl/index.php/nasz-patron/modlitwy-do-sw-jozefa/54-modlitwa-do-sw-jozefa-sw-bernardyna-ze-sieny

******

Święty Bernardyn z Siena. (1380 – 1444.)

   Jako potomek dostojnej krwią i wpływami rodziny Albiceschi urodził się św. Bernardyn r. 1380 w Massa pod Sieną; ojcu było imię Tolna, matce Nera. Rychło utracił rodziców; mając lat trzy utracił matkę; w siódmym roku życia płakał nad trumną ojca. Wychowanie nad chłopczykiem objęła bliska krewna Dyana. Jej to zawdzięcza podstawy życia prawdziwie cnotliwego, miłość Boga i serdeczną cześć do Najśw. Maryi Panny. Przy wrodzonych zaletach rozmiłował się pod wpływem swej wychowawczyni w modlitwie i umartwieniach. Chętnie powtarzał rówieśnikom nauki, które słyszał w kościele lub w domu. Jaśniał taką czystością i wstydliwością, że na widok św.Bernardyna milknęły natychmiast wszelkie lżejsze rozmowy; nieraz wystąpił czynnie przeciw tym, co sposobność dawali lub wprost kusili do nieczystości. Na cześć Matki Boskiej nakładał sobie dobrowolne posty; na Jej chwałę spełniał dobre uczynki; gotów był sobie odmówić pożywienia, byleby wesprzyć biednego. Odwiedzał codziennie wizerunek Najśw. Panny przed bramami Sieny, gdzie nauki swe odbywał, wezwany przez stryja Krzysztofa w 11. roku życia. Do rozwoju duchowego życia w Bernardynie przyczyniła się Tobia wdowa, bliska jego krewna, która poniekąd była jego duchową matką.
Niezadowolony tylko pracą nad sobą, pragnął i dla innych stale się poświęcać. Wstąpił więc do pobożnego zgromadzenia, którego zadaniem była opieka nad chorymi; miał wtenczas 17 lat. Ostre ćwiczenia i umartwienia wypełniały każdą wolną od obowiązków chwilę.
Roku 1400 wybuchnęła wielka zaraza we Włoszech, która nie oszczędziła i mieszkańców Sieny; codziennie umierało kilkanaście osób. Bernardyn wszystkie wytężał siły, aby zaspokoić potrzeby chorych i starać się o zbawienie umierających. Zjednał sobie 12 młodzieńców, którzy pod jego kierunkiem poświęcali się chorym. Wycieńczenie pracą i troską nabawiło go kilkumiesięcznej choroby, którą znosił z największą cierpliwością. Po wyzdrowieniu przejął na nowo dawne obowiązki.
Po głębokich namysłach i przygotowaniach przez życie samotne pod Sieną, wstąpił Bernardyn do zakonu św. Frańciszka z Asyżu; zgłosił się do klasztoru Colombario, który zachowywał surowszą regułę. Roku 1404 złożył uroczyste sluby w dzień Narodzenia Matki Boskiej; był to dzień, w którym św.Bernardyn się urodził, habit przyjął zakonny, pierwszę Mszę św. odprawił i pierwsze wygłosił kazanie.
Dwa lata po ślubach złożonych objął święty zakonnik z woli przełożonych urząd kaznodziejski; dla słabowitego zdrowia i cichego głosu naukami nie sprawiał wielkiego wrażenia; zwrócił się o pomoc do Matki Najświętszej. Prośba cudownie została wysłuchaną, bo odtąd głos i sposób mówienia odpowiadał wszelkim warunkom dobrego kaznodziei. Skutecznością swej pracy został odtąd św. Bernardyn apostołem Włoszech, prawdziwym światłem swego kraju.
Od r. 1419 rozszerzył święty zakonnik swą działalność i na Lombardyą; podjął niejako dzieło św.Wincentego Fereryusza, który właśnie wtenczas był umarł. Miasta współubiegały się o to, aby gościć w swych murach wielkiego kaznodzieję, który gromił z całą otwartością zgorszenie powszechne, jakie wówczas we Włoszech panowało, potępiał nadużycia, występki, grzeszne nałogi bez względu na miejsca, bez względu na osoby. On też pierwszy zaczął głosić cześć Najśw. Imienia Jezus; z kazalnic pokazywał na tablicach pisane złotemi głoskami imię Jezus i wzywał słuchaczy do uwielbienia powinnego; powiadają, że objawienie natchnęło św. Bernardyna do szerzenia nieznanego dotąd nigdzie nabożeństwa. Niechętni posądzali go stąd o fałszywe nauki; nawet papież Marcin V. na mocy oskarżeń wystąpił przeciw zakonnikowi, który przecież zdołał się uniewinnić i na nowo podjął swą działalność. Nie mniejsze miał trudności, gdy potępiał fałsze Manfreda z Vercelli o bliskim końcu świata na podstawie Objawienia św. Jana.
Kiedy w Medyolanie kazał przed Filipem Viconti, a nie oszczędzał i samego księcia, naraził się na groźbę śmierci, gdyby nie chciał baczyć więcej na swoje słowa. Otwarta wszakże szczerość Bernardyna, bezinteresowność, którą książe stwierdził, gdy zamierzał kaznodzieję ugłaskać bogatym darem, tak zjednały mu serce Filipa, że największem odtąd otaczał zakonnika poważaniem.
Skuteczność działania Bernardyn podnosił wzniosłemi cnotami, cudami. Jaśniał pokorą, która mu nie pozwoliła r. 1427 przyjąć biskupstwa w Siena, na które go chciał wynieść papież Marcin V.; podobnie odmówił Eugeniuszowi IV. przyjęcia godności biskupiej w Ferrara r. 1435, a r. 1437 biskupstwa w Urbino; oświadczał, że z pomocą Bożą więcej zdziała dobrego dla Kościoła swemi naukami. Jaśniał cierpliwością. Kiedy po raz pierwszy przebiegał ulice Sieny jako zakonnik zebrzący, dzieciaki biegły za nim i za jego towarzyszem, ścigając ich kamieniami, pośmiewiskiem. Współzakonnik zwrócił mu na to uwagę, ale Bernardyn pocieszał go słowami: Niechaj biegną w dziecięcej niestateczności; mamy sposobność do cierpliwości, a przez nią do zasług niebieskich. Tutaj w Siena niegodziwa grzesznica uwzięła się na nieskalaną czystość zakonnika; groziła oszczerstwem o gwałt zadany, gdyby się opierał namowom. Po chwili wewnętrznej modlitwy uwolnił się Bernardyn od natrętnicy, bo rózgami ją dotkliwie obił.
Działalność Bernardyna zjednała mu wybitnych i pełnych poświęcenia uczniów, którzy pracowali w myśl niedoścignionego i niestrudzonego mistrza; pomiędzy nimi najwybitniejsi byli św. Jan Kapistran, znany na zachodzie i wschodzie, oraz św.Jakób z Marchii, który zasłynął w Niemczach, Czechach i na Węgrzech. Nowe szeregi uczniów wychowywał sobie Bernardyn przez zakładanie nowych klasztorów ostrzejszej reguły frańciszkańskiej; pozwolenia do tego udzielił mu r. 1426 papież Marcin V.; przy śmierci Bernardyna liczyło się coś 250 klasztorów, kiedy w chwili, w której Bernardyn wstępował do zakonu, liczba ledwie 20 dosięgała. Ścisłą w klasztorach karność przeprowadził, gdy roku 1437 został wybrany jenerajnym wikaryuszem zreformowanego zakonu frańciszkańskiego.
Po pięciu latach rządów zakonnych złożył swoją godność i podjął na nowo czynność kaznodziejską. Przebiegał dzielnice Romanii i Ferrary. Z okazyi swych kazań działał i cuda. Kiedy chromy wołał za nim, że nie może go słyszeć, bo nie może dla kalectwa chodzić, św. Bernardyn go w tej chwili uzdrowił. Innego znowu wzywał do przyjęcia sukni zakonnej; gdy nawrócony dla braku woli popadł znowu w dawne grzechy, zakonnik święty przepowiedział mu nagłą śmierć.
Roku 1444 udał się przez Sienę do Messa, gdzie pomimo dręczącej go już choroby wygłosił wspaniałe kazanie o miłości chrześcijańskiej. Choroba nie ustępowała; uległ jej w końcu św. Bernardyn w Akwila; św. Celestyn, patron miasta zapowiedział mu w objawieniu bliską śmierć. Oddał swą duszę Bogu dnia 20. maja r. 1444 z słowami na ustach: Ojcze, oznajmiłem imię Twoje ludziom. Mikołaj V. policzył go już r. 1450 w poczet świętych. Dzieła ascetyczne św. Bernardyna obejmują pięć sporych tomów.

   Nauka

   Klasztory i zakony są rozkwitem i szczytem doskonałości, jaką Chrystus ludziom zakreślił; są zdobyczą Kościoła tak wielką, że niejako życie tworzą pełne królestwa Bożego na ziemi. Wewnętrzny ich ustrój jest niejako naśladowaniem życia wspólnego w pierwszych czasach apostolskich. Zadaniem swem są szkołą cnót Chrystusowych, wpływem swym niewypowiedzianą dla dusz ludzkich są pomocą.
Bóg posiada dostateczną siłę w Swej wszechmocy, mówił św. Bernardyn, aby mi życie i zdrowie zachować pomimo niebezpieczeństwa przez opiekę nad chorymi. Jeśli inaczej postanowi, gotów jestem umrzeć przez miłość dla bliźniego, bo Jezus za nas śmierć poniósł krzyżową. Kto umiera w służbie chorych lub dla niej życie swe naraża, zdobywa sobie pewien rodzaj wieńca męczeńskiego.
Myśl, że Jezus za nas umarł, powinna w nas rozbudzać odrazę do wszelkiego grzechu; skoro posiadamy prawdziwą miłość Jezusa, nic już nas nie pociąga, co się wprost nie odnosi do Zbawiciela. Chrystus żyje wtenczas w nas, jak mówi św. Paweł apostół.
Karcił i gromił św. Bernardyn gry i hazardy, które podniecają namiętności nasze, są sposobnością do kłamstwa, chciwości, kradzieży, kłótni, klątwy. Któż bowiem może z czystem twierdzić sumieniem, że marnowanie na takich rzekomych zabawach czasu i zdrowia pozostanie bez grzechu? Któż zdoła z takiego zajęcia zdać sprawę Bogu na sądzie ostatecznym?

http://siomi1.w.interia.pl/20.maja.html

*******

Żywot świętego Bernardyna z Sieny

(Żył około roku Pańskiego 1400)

 

Kiedy około roku 1380 w sercach ludzi, zamieszkujących górne Włochy, zaczynała się zacierać pamięć o Zbawicielu Jezusie Chrystusie, i ludzie ci nie tylko z sobą wzajemnie w ciągłych byli zatargach, ale do tego jeszcze i zgorszenie obyczajów przybierało coraz większe rozmiary, – wtedy Bóg zesłał świętego Bernardyna, który bogobojnym życiem i przykładem pobożności wpłynął na zupełną zmianę obyczajów i utrwalił tam znów Królestwo Boże.

Jakim sposobem ów mąż świątobliwy tego dokazał, opowiemy poniżej.

W święto Narodzenia Matki Boskiej roku 1380 urodził się w mieście Massa pod Sieną we Włoszech w znakomitym domu chłopczyk, któremu na chrzcie św. dano imię Bernardyn. Był on jedyną pociechą rodziców, wszakże niedługo tego szczęścia zażywali, albowiem po siedmiu latach pomarli, a Bernardyn został sierotą. Wychowywał się odtąd u swej ciotki Diany, niewiasty nabożnej, która mu dała święte wychowanie i zaszczepiła w jego sercu wielką miłość ku Panu Bogu i Matce Boskiej.

Bernardyn odpłacał jej za to wielkimi postępami w naukach. Niezwykle pięknego ciała, był też najcnotliwszym pomiędzy uczniami zakładu, w którym pobierał nauki. Szczególniejsze upodobanie miał w udzielaniu ubogim jałmużny. Gdy pewnego razu ciotka odprawiła żebraka, nic mu nie dawszy, Bernardyn, bardzo tym zasmucony, tak się odezwał: “Daj mu tę część chleba, która na mnie dziś przypada. Wolę sam nic nie jeść przez dzień cały, byle ten ubogi odszedł nasycony”. Pobożna ciotka szczerze go za to uściskała i rzekła: “Mój chłopcze, sprawisz Matce Boskiej wielką radość, jeżeli co sobotę będziesz pościł na Jej cześć, a to, co oszczędzisz, oddasz ubogim”. Bernardyn usłuchał tej rady i pościł odtąd w soboty przez całe życie.

Gdy Bernardyn miał lat jedenaście, wziął go wuj do Sieny i oddał go do szkół wyższych, gdzie zasłynął wkrótce jako jeden z pierwszych uczniów. Piękność ciała narażała go na niejedną pokusę, ale zwalczał je za pomocą modlitwy do Matki Boskiej. Czystość jego obyczajów taki zjednała mu szacunek u kolegów, że nawet najniemoralniejsi nie śmieli w jego obecności odzywać się dwuznacznie lub nieskromnie. Każda niewłaściwa rozmowa cichła, gdy on przychodził. “Milczcie, bo Bernardyn idzie” mawiano, ale każdy go chętnie spotykał, bo Bernardyn zawsze był w obcowaniu miły, otwarty i pełen młodzieńczej wesołości.

Skończywszy wyższe nauki w siedemnastym roku życia, został przyjęty do “uczniów Maryi” i oddał się pielęgnowaniu chorych w szpitalu w Sienie. Kiedy w roku 1400 zaraza we Włoszech setkami zmiatała ludzi, tak że nikt nie chciał pielęgnować chorych, Bernardyn wszędzie był pierwszym. Wskutek zarazy liczba jego pomocników coraz bardziej malała, ale on sam nie ustawał. Gorliwością zjednał sobie 12 młodzieńców, którzy mu pomagali w pielęgnowaniu chorych. On sam był wszędzie i zawsze zostawiał dla siebie pracę najtrudniejszą i najniebezpieczniejszą. Wielu chorym ocalił życie, wielu umierających otrzymało dzięki niemu ostatnie Sakramenta święte, a dla wszystkich był aniołem pocieszycielem. Po czterech miesiącach zaraza ustała. Bernardyn nie był nią dotknięty, ale zato zbyt wielkie wysiłki powaliły go na łoże boleści, wśród których serce jego zupełnie oderwało się od świata, a zapaliło tylko do spraw Niebieskich.

Zaledwie wyzdrowiał, oddał się pielęgnowaniu swej 97-letniej oniemiałej ciotki Diany. Gdy w rok później umarła, Bernardyn, nie mając już żadnych obowiązków rodzinnych, rozdzielił cały swój majątek pomiędzy ubogich i w roku 1402, w sam dzień uroczystości Narodzenia Matki Boskiej, wstąpił do zakonu świętego Franciszka z Asyżu i otrzymał święcenia kapłańskie.

Młodociany czciciel Najświętszej Maryi Panny stał się niezadługo wzorem zakonnika. Kiedy po raz pierwszy zaczął w Sienie chodzić po jałmużnę dla klasztoru, chłopcy uliczni zaczęli go lżyć i rzucać nań kamieniami. Braciszek, który mu towarzyszył, rozgniewał się o to, ale Bernardyn ułagodził go, mówiąc: “Pozwól im, niech się radują! Oni nam dopomagają do zbawienia wiecznego, ucząc nas cnoty cierpliwości”.

Ze względu na wysokie wykształcenie przeznaczono go na kaznodzieję, chociaż miał głos słaby i ochrypły. Zmartwiony tym brakiem, uskarżał się pewnego razu w modlitwie że kazania jego nie mają wskutek tego wpływu, a Królowa Niebios udzieliła mu tej łaski, iż odtąd głos jego brzmiał donośnie i dźwięcznie.

Przez pierwsze dwanaście lat miewał Bernardyn kazania tylko wobec ludu wiejskiego po wsiach i okolicy Sieny. W roku 1418 przybył do Mediolanu i tak się zaraz wsławił swymi kazaniami, że proszono go, aby kazał w czasie Wielkiego Postu w katedrze. Tam zyskał taką sławę, że go odtąd nazywano apostołem całych Włoch. Od tego czasu musiał chodzić od miasta do miasta i nauczać po całym kraju, od granic Tyrolu i Szwajcarii aż na południe do Neapolu. Wszędzie przemawiał do ludu tylko pod gołym niebem, bo nabożni słuchacze nie mogli się pomieścić po kościołach.

Święty Bernardyn z Sieny

Miał Bernardyn zwyczaj, że na końcu kazania pokazywał tablicę, na której złotymi głoskami wyryte było Imię Jezus i kazał słuchaczom klękać i wzywać pomocy Imienia Jezusa Chrystusa. Nieprzyjaciele jego skorzystali z tego i oczernili go przed papieżem Marcinem V, że wprowadza jakieś nowości do nabożeństwa. Papież, nie przekonawszy się poprzednio, zakazał mu kazań. Bernardyn poddał się z całą pokorą temu zakazowi, wkrótce jednak rzecz się wyjaśniła. Papież odwołał zakaz i chciał go skłonić do przyjęcia godności biskupiej, ale Bernardyn wyprosił sobie, że mu tej godności nie powierzono i dalej głosił kazania z wielkim skutkiem dla zbawienia dusz.

Gdy w Mediolanie na kazaniach odsłaniał zepsucie we wszystkich stanach i bez miłosierdzia karcił wszystkich, zagroził mu książę panujący śmiercią, jeśli tego nie poprzestanie. Bernardyn odpowiedział: “Miałbym sobie za największe szczęście umrzeć za prawdę”. Książę próbował innych sposobów i ofiarował mu nawet pieniądze za milczenie, ale Bernardyn dwa razy odrzucił podarek; za trzecim razem przyjął go, poszedł z oddawcą do więzienia i wykupił dwu nieszczęśliwych uwięzionych. Ten szlachetny czyn rozbroił księcia jak najzupełniej, tak że odtąd zaczął mu wszędzie okazywać cześć i uszanowanie.

Gdy w Perugii wybuchła wojna domowa, Bernardyn udał się tam, wygłosił cztery kazania o spokoju, a w końcu odezwał się do ludu: “Wy, którzy chcecie mieć pokój, przyjdźcie tu i stańcie po prawicy, a wy zatwardzialcy po stronie lewej”. Wszyscy stanęli po prawicy, tylko jeden młody zapaleniec stanął po lewej stronie. Bernardyn odezwał się do niego: “Gardzisz moim upomnieniem? Zaklinam cię do zgody, bo inaczej nie powrócisz żywy do domu swego”. Młodzieniec nie usłuchał i opuścił kościół, ale wchodząc do mieszkania padł nieżywy na progu.

W Weronie kazania Bernardyna wywarły takie wrażenie, że ludzie znosili karty, kostki do gry i inne przedmioty, służące do gier hazardowych, na place publiczne i palili na stosach, śpiewając przy tym psalmy pokutne.

Jeden z tokarzy uskarżał się potem przed Bernardynem, że teraz nie będzie miał zarobku, na co Bernardyn oświadczył: “Idź, wyrabiaj znaki Opatrzności, w środku umieść Imię Jezusa, a będziesz miał zarobek dostateczny”. Tokarz uczynił to i wkrótce dorobił się majątku, gdyż lud skwapliwie kupował te tablice.

Napisał również Bernardyn pięć ksiąg, o modlitwie, o miłości Boga, o naśladowaniu Chrystusa i o Sadzie Ostatecznym.

Zakon Franciszkanów podniósł się przez niego niesłychanie. W ciągu lat czterdziestu liczba klasztorów z dwudziestu wzrosła do trzystu, a zakonników z dwustu do pięciu tysięcy. Z powodu wielkich zasług położonych dla Kościoła św. obrano go w roku 1438 generalnym wikariuszem, ale godność tę piastował tylko pięć lat, po czym zrzekł się jej, aby mu nie przeszkadzała w głoszeniu kazań, był jednakże tylko jeszcze rok zdrowy. W roku 1444 w drodze do Neapolu zachorował w Akwili ciężko na febrę; czując się bliskim śmierci, przyjął Sakramenta św. i wkrótce potem oddał ducha Bogu.

Po sześciu latach papież Mikołaj V ogłosił go uroczyście Świętym.

Nauka moralna

Podobnie jak płomień na ognisku podsycamy przez dodawanie coraz nowych drzew – tak samo podsycamy i ogień miłości Boga modlitwą dziękczynną lub skruchą za popełnione grzechy i błaganiem o dalszą łaskę Boską. Święty Bernardyn w ten sposób żywił w sobie uczucie miłości ku Jezusowi i Najświętszej Maryi Pannie, że na każdy dzień tygodnia miał inne westchnienie.

I tak w niedzielę wzdychał nabożnie: “O dobry Jezu, dodaj mi siły, abym Cię gorąco ukochał!”

– W poniedziałek: “Jezusie, miłości najsłodsza, daj mi taką miłość, jaką Ty masz dla nas ludzi!”

– We wtorek: “Najsłodszy Jezu, chciałbym Cię miłować, ale bez Twojej pomocy nie mogę!”

– W środę: “Jezu najmilszy, pozwól mi umrzeć z miłości ku Tobie!”

– W czwartek: “Jezu drogi, udziel mi gorącej, pokornej i wiernej miłości ku Tobie, abym Cię chwalił i czcił za Twoją niewyczerpaną dobroć!”

– W piątek: “Jezu mój, który za mnie śmierć na krzyżu poniosłeś, spraw, abym za Ciebie równą śmierć ponieść zdołał!”

– W sobotę: “O Jezu, kiedyż upojony miłością ku Tobie pokażę się światu? Kiedy połączenie nasze tak będzie dokładne, że nie będę już zdolny Ciebie obrazić? Życie bez Ciebie jest dla mnie boleścią i śmiercią; Twoje Imię Najsłodsze niechaj będzie błogosławione na wieki!”

Napisz sobie takie same lub podobne krótkie westchnienia na każdy dzień. Treść możesz wziąć z kazań, a gdy cię przyciśnie potrzeba udania się z modlitwą do Boga, powtarzaj je w myśli, a będziesz uspokojony.

Modlitwa

Panie, Jezu Chryste, któryś świętego Bernardyna, Wyznawcę Twojego, szczególną miłością Przenajświętszego Imienia Twojego obdarzyć raczył, prosimy, wlej za jego zasługami i pośrednictwem w serca nasze ducha Twojej miłości. Amen.

św. Bernardyn z Sieny
urodzony dla świata 8.09.1380 roku,
urodzony dla nieba 1444 roku,
kanonizowany 1450 roku
wspomnienie 20 maja

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/b/bernar2.htm

********

Św. Bernardyn ze Sieny OFMRegObs.

.

Święty kapłan i zakonnik (1380-1444).

Znany również jako: Apostoł Świętego Imienia, Apostoł Italii.

Dario di Giovanni, ok. 1470r.
Museum of Art w Los Angeles

Bernardyn degli Albizzeschi urodził się 8 września 1380 roku w Massa Marittima, w szlacheckiej rodzinie. Jego ojciec pełnił funkcję gubernatora miasta. Gdy św. Bernardyn miał trzy lata zmarła mu matka, trzy lata później ojciec, jego wychowaniem zajęło się pobożne stryjostwo. Przy szkole parafialnej ukończył szkołę podstawową. Studiował prawo kanoniczne i teologię w Sienie w latach 1396-99.

Dom rodzinny św. Bernardyna w Massa Marittima, Toskania

Po uzyskaniu licencjatu z prawa kanonicznego wstąpił do “Konfraterni Najświętszej Maryi”. Celem stowarzyszenia było dążenie do doskonałości wewnętrznej oraz posługiwanie chorym w czasie zarazy. Podczas epidemii dżumy, jaka spadła na Sienę, razem z dwunastoma przyjaciółmi pracował w szpitalu Santa Maria della Scala, bez wytchnienia przez cztery miesiące. Zaraził się chorobą i tylko cudem z niej wyszedł. Później opiekował się swoją dziewięćdziesięcioletnią stryjenką Bartolomeą, która straciła wzrok i została przykuta przez chorobę do łóżka.

Cela św. Bernardyna w klasztorze św. Franciszka w Fiesole, Toskania

W 1402 roku wstąpił do zakonu franciszkanów w Sienie, rozdając wcześniej cały swój majątek. Rok później złożył śluby zakonne, a w następnym roku otrzymał święcenia kapłańskie. Przełożeni skierowali go do małego klasztoru w Capiola, nieopodal Sieny, gdzie spędził dwanaście lat. Po tym czasie został przeniesiony do klasztoru w Fiesole. Korzystając z wolnego czasu studiował Pismo Święte i Ojców Kościoła oraz dzieła teologiczne, zwłaszcza św. Bonawentury. Równocześnie dał się poznać jako dobry kaznodzieja, więc zapraszano go z kazaniami do okolicznych kościołów.

Antonio Vivarini, 1451-56
Kościół p.w. św. Franciszka (San Francesco della Vigna) w Wenecji

W 1406 roku w Aleksandrii w Piemoncie spotkał św. Wincentego Ferreriusza, który zapowiedział swój powrót do Francji i Hiszpanii i przepowiadając, że św. Bernardyn zastąpi go w głoszeniu Ewangelii na ziemi włoskiej. Prawie dwanaście lat minęło, zanim spełniła się jego przepowiednia.

Św. Bernardyn nauczający na rynku w Sienie
Sano di Pietro, 1445r.
Museo dell’Opera del Dumo w Sienie

W  1417 roku został mianowany kaznodzieją na całą Italię, pierwsze swoje kazanie jako misjonarz wygłosił w tym samym roku, 8 września w Mediolanie. Przemierzał cały kraj, zazwyczaj pieszo, nawołując do pokuty i zmiany życia, głosząc kilka kazań po trzy godziny dziennie.

Św. Bernardyn uzdrawia chorych w Imię Jezus
Mattia Preti, 1647-63
Museo Civico w Corregio, Emilia-Romania

Żywił szczególne nabożeństwo dla Imienia Jezus. Głoszenie kazań zawsze zaczynał od wypowiedzenia Go. Imię Jezus miał wypisane na tabliczce, którą często unosił w górę w czasie kazań. Dwanaście promieni symbolizowało dwunastu Apostołów i dwanaście artykułów Credo, a osiem mniejszych – błogosławieństwa ewangeliczne. Św. Bernardyn często też w kazaniach nawoływał do zwiększenia nabożeństwa do św. Józefa, rozpowszechniając jego kult.

Św. Bernardyn i św. Jan Kapistran (po lewej)
Alonso Cano
Museo Provinciale della Belle Arti w Grenadzie, Andaluzja

Oszczerstwa i pomawianie o herezję doprowadziły do procesu przed papieżem Marcinem V, w czerwcu 1427 roku , obrońcą św. Bernardyna był jego uczeń, św. Jan Kapistran. Zarzuty okazały się bezpodstawne, a dowody niewinności Świętego tak bezsporne, że ujęty jego pobożnością i pokorą Ojciec Święty poprosił o wygłoszenie misji w Rzymie.

Od 1430 roku pisał dzieła teologiczne, dotyczące głównie doktryny i moralności katolickiej, a także traktaty o Matce Bożej. Założył szkoły teologiczne w Perugii i Monteripido. Jego uczniem był św. Jakub z Marchii.

Św. Bernardyn na modlitwie przed Matką Bożą Loretańską
Guercino, 1618r.
Pinacoteca Civica w Cento, Emilia-Romania

W 1435 roku papież zaproponował św. Bernardynowi objęcie godności biskupiej w Urbino, Ferrarze i Sienie, ale ten za każdym razem pokornie odmawiał, mówiąc że cała Italia to jego diecezja.

W latach 1438-42 pełnił funkcję wikariusza generalnego zakonu. Dokonał głębokiej reformy zakonu franciszkańskiego, dając początek gałęzi Zakonu Braci Mniejszych Regularnej Obserwancji, nazywanych obserwantami (Ordo Fratrum Minorum Regularis Observantiae, OFMRegObs). Kładł bardzo duży nacisk na nauczanie teologii i prawa kanonicznego jako części regularnego programu nauczania.

W 1439 roku brał udział w soborze we Florencji, gdzie działał na rzecz zjednoczenia greckiego kościoła ortodoksyjnego z Kościołem Katolickim.

Uzdrowienie przy ciele św. Bernardyna
Sano di Pietro
kolekcja prywatna

Mimo, że mocno podupadł na zdrowiu nie przestawał głosić kazań. Swoje ostatnie misje rozpoczął w Massa Marittima, przez Neapol aż dotarł do Abruzji.

Zmarł 20 maja 1444 roku w wiosce San Silvestro. Jego ciało przeniesiono do Aquilii (L’Aquila), gdzie spoczywa do dzisiaj.

 Sarkofag z ciałem św. Bernardyna w bazylice p.w. św. Bernardyna w Aquilii

Został kanonizowany 24 maja 1450 roku przez papieża Mikołaja V, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, wobec niezliczonych tłumów wiernych przybyłych na jubileusz powszechny, po zakończeniu schizmy bazylejskiej i papieskiej.

 Bazylika p.w. św. Bernardyna w Aquilii, Abruzja

Pisma św. Bernardyna po raz pierwszy zebrano i opublikowano w 1501 roku w Lyonie przez franciszkanina Jana de La Haye.

Kult św. Bernardyna w Polsce
W 1453 roku przybył do Krakowa, na zaproszenie Kazimierza Jagiellończyka
i kardynała Zbigniewa Oleśnickiego, wikariusz generalny obserwantów i legat papieski – św. Jan Kapistran. Przez kilka miesięcy, dzień w dzień, wzywał do pokuty, poprawy obyczajów i obrony chrześcijaństwa przed heretykami, Turkami i Żydami.
W czasie jego pobytu zgłosiło się do klasztoru 130 nowicjuszy. Drewniany kościół p.w. św. Bernardyna został całkowicie zrujnowany w czasie potopu szwedzkiego, nowy wzniesiono w 1680 roku. W ołtarzu głównym znajduje się posąg św. Bernardyna, w ołtarzu bocznym umieszczono obraz Świętego z XVIII wieku, jego wizerunek znajduje się również na parapecie chóru.

Kościół p.w. św. Bernardyna w Krakowie

W 1458 roku w Poznaniu wystawiono drewniany kościół p.w. św. Bernardyna, w latach 1471-73 zbudowano w jego miejscu kościół murowany p.w. Krzyża Św., św. Franciszka z Asyżu, św. Bernardyna ze Sieny i św. Andrzeja.

Relikwiarz św. Bernardyna
Bazylika p.w. św. Bernardyna w Aquilii, Abruzja

W nowosądeckim Grybowie znajdował się kościół p.w. św. Bernardyna z połowy
XV wieku, a w nim cudowny obraz Świętego w srebrnej sukience, przyozdobionej wotami. Kościół został spalony w 1945 roku, miejsce gdzie znajdował się kościół upamiętnia kamienne obramowanie fundamentów.

Św. Bernardyn i św. Ludwik z Tuluzy
Alessandro Boncivino, XVw.

Patron:
Sieny, Massa Marittima, Aquili, Castelspiny, Trevignano Romano, kalifornijskiej diecezji San Bernardino. Pracowników łączności, tkaczy wełny oraz ludzi zajmujących się reklamą (od 1956). Wzywany w obronie przed krwotokiem, chorobami płuc
i piersi.

Ikonografia:
Przedstawiany w obserwanckim habicie franciszkańskim, często w towarzystwie innych świętych franciszkańskich. Jego atrybutem jest: krzyż, kolorowy chrystogram IHS z dwunastoma promieniami, gołębica, katedra, księga.

Św. Bonawentura, św. Bernardyn i św. Ludwik z Tuluzy
Andrea Camasci, XVIIw.
Kościół p.w. św. Katarzyny w Spello, Umbria

Cytaty:
Imię Jezus jest chwałą kaznodziejów. Ono sprawia, iż chwalebnym się staje słuchanie, jak i głoszenie Bożego słowa.

Lepsi są źli kapłani niż brak kapłanów. Gdyby wszystkich złych przegonić, pozostałoby niewielu. Bierz od nich dobro, mianowicie sakramenty i godność, pozostaw im ich zło. Pan Bóg już wszystko inne załatwi!

Pan Bóg dał nam dwoje uszu i jeden język, bo powinniśmy więcej słuchać niż mówić.

Kanonik Bernardyn Salviati (późniejszy abp Pizy)
ze św. Marcinem, św. Bernardynem ze Sieny i św. Donacjanem z Reims (w niebieskich szatach)
Gerard David, ok. 1501r.
National Gallery w Londynie

Dzieła:
“O dokonałości chrześcijańskiej”
“Traktat o spowiedzi”
“Traktat o posłuszeństwie”
“Zwierciadło grzeszników”

Varia:
W grudniu 2009 roku w cyklu Verba Sacra – “Modlitwy Katedr Polskich w Poznaniu” fragmenty dzieła św. Bernardyna “O doskonałości chrześcijańskiej”
czytał ś.p. Janusz Zakrzeński

Uzdrowienie dziewczynki przez św. Bernardyna
Pietro Perugino, 1473r., fragm.
Galleria Nazionale dell’Umbria w Perugii, Umbria

Bernardyni:
Bernardynami we Francji i Italii nazywano cystersów. Regułę obserwancką zatwierdzono w 1415 roku na soborze w Konstancji, a w 1517 pozwolono im oddzielić się od franciszkanów konwentualnych i wybierać własnych przełożonych. Noszą habit z ciemnoszarym kapturem.

Obserwanci w Polsce zostali nazwani bernardynami (Ordo Fratrum Minorum Bernardinorum, OFMBern), od pierwszego kościoła obserwantów w Polsce, który założył w Krakowie św. Jan Kapistran. Pierwszym bernardynem na ziemiach polskich był Władysław Węgrzyn, później pierwszy przełożony klasztoru w Krakowie. Początkowo klasztory polskie należały do prowincji austriacko-czeskiej, ale papież Paweł II w 1667 roku rozdzielił ją na trzy wikariaty: austriacki, czeski i polski. W tym czasie w Polsce było już dwanaście klasztorów. Na krakowskiej kapitule wybrano pierwszego wikariusza prowincji polskiej, Mariana z Jeziorka. Był to najliczniejszy zakon w Polsce.

Grobowiec św. Bernardyna
Bazylika p.w. św. Bernardyna w Aquilii, Abruzja

Nazwa bernardyni była używana również na Litwie i Węgrzech.

Za czasów Leona X było 45 prowincji obserwanckich z tysiącem klasztorów, sto lat później liczba prowincji wzrosła do 95, a klasztorów do dwudziestu trzech tysięcy. Punktem kulminacyjnym rozwoju zakonu był rok 1790, gdy prowincji było aż 170. Od czasów Józefa II zaczyna się prześladowanie i zamykanie klasztorów, rewolucja francuska skasowała ich wiele. Kulturkampf wydalił obserwantów z Niemiec, rządy Grevy’ego i Gambetty – z Francji, a w 1864 roku skasowano ich w Polsce.

Śmierć św. Bernardyna
Pinturicchio, 1487-89, fresk
Bazylika p.w. Matki Bożej Ołtarza Niebiańskiego (Santa Maria in Aracoeli) w Rzymie

Bernardyni oddali nieocenione usługi Kościołowi. Pomagali Stolicy Apostolskiej odbywając poselstwa w różne strony świata, występowali przeciw herezjom
i odszczepieństwom, w krajach pogańskich (zaraz po jezuitach) mieli największą liczbę misjonarzy i męczenników za wiarę.

Lektura:
Jakub de Voragine “Złota legenda” – “Żywot św. Bernardyna”

 http://martyrologium.blogspot.com/2010/05/sw-bernardyn-ze-sieny.html

*******

(……) Bernardyn przemierzał Włochy, nawołując do pokuty i zmiany życia. Więcej jednak od słów działały na słuchaczy i widzów jego cnoty: duch zaparcia, pokuty i modlitwy. Sławę jego imienia roznosiły nadto zdziałane przez niego cuda. Według świadectw naocznych świadków na jego kazania garnęły się tak wielkie tłumy, że żaden kościół nie mógł ich pomieścić. Musiał głosić słowo Boże na placach. Kapłani wprost omdlewali od długich godzin spowiadania, tysiącami rozdawano Komunię świętą. Bernardyn nawracał, godził zwaśnionych, naprawiał małżeństwa, wzbudzał powołania kapłańskie i zakonne.

Bernardyn wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do imienia Jezus. Nosił je wypisane barwnie na tabliczce, ażeby było z dala widoczne. Każde kazanie rozpoczynał od wezwania tegoż najsłodszego imienia. Raz po raz przerywał przemówienie i podnosił tabliczkę w górę, a wszyscy padając na kolana oddawali hołd imieniu Jezusa. W tym jednak nowym nabożeństwie niektórzy zaczęli dopatrywać się herezji. Oskarżono więc go przed papieżem Marcinem V (1426), a potem także przed papieżem Eugeniuszem IV (1431), także przed ojcami soboru w Bazylei (1438). Bernardyn jednak odniósł wszędzie nad swoimi przeciwnikami zwycięstwo. Jego działalność przyniosła całemu Kościołowi nabożeństwo do imienia Jezus.
Papieże darzyli go tak wielkim zaufaniem, że proponowali mu nawet biskupstwa w Sienie, w Ferrarze i w Urbino. Zakonnik jednak w swojej pokorze zdołał wszakże zawsze od tego zaszczytu się wyprosić. Bernardyn w latach 1438-1442 pełnił urząd wikariusza generalnego zakonu. Brał udział w Soborze Florenckim (1439), gdzie działał na rzecz zjednoczenia Greckiego Kościoła Ortodoksyjnego z katolickim.
Zmarł w Aquili 20 maja 1444 r. i tam go pochowano. W 6 lat po śmierci Bernardyna papież Mikołaj V w uroczystość Zesłania Ducha Świętego wobec niezliczonych tłumów dokonał jego kanonizacji 24 maja 1450 r.
Wewnątrz Zakonu Bernardyn zapisał się jako jeden z szermierzy XV-wiecznej reformy, zwanej ruchem obserwanckim. Polegał on na powrocie do surowszej interpretacji Reguły (łac. observare – zachowywać). W tym duchu zakładał liczne klasztory. Jego uczeń, św. Jan Kapistran, w 1453 r. założył klasztor obserwancki w Krakowie, dając mu wezwanie – św. Bernardyna.
 http://www.bernardyni.com/sw-bernardyn-ze-sieny.html

*********

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Nimes, w południowej Francji, która w czasach cesarstwa nosiła nazwę Gallia Narbonensis – św. Baudeliusza, męczennika. Jakkolwiek jego wczesny kult zaświadczony jest dostatecznie, chronologii jego życia i męczeństwa ustalić nie potrafimy.

W Peruzji, we Włoszech – bł. Kolumby z Rieti. Nazwano ją zrazu Agiolella, ale ponieważ w czasie jej chrztu nad baptysterium unosiła się gołębica, rychło przylgnęło do niej drugie imię. Założyła klasztor dominikanek i w Rieti oraz w Peruzji cieszyła się wielkim poważaniem. Zdołała dzięki niemu uśmierzyć wiele sporów, jakie wówczas rozdzierały miejskie społeczności w Italii. Zmarła w roku 1501.

oraz:

św. Austregisyla, biskupa w Bourges (+ 624); św. Anastazego, biskupa (+ 608); świętych męczenników Taleleja, Asteriusza i Aleksandra (+ ok. 272); św. Teodora z Pawii, biskupa (+ 778)

********
***************************************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
********

Boża dyskrecja

Jacek Bacz

(fot. Panoramas / flickr.com / CC BY)

Bóg mógł stworzyć tylko, ukrywając samego siebie. W przeciwnym razie nie byłoby nic oprócz Niego (Simone Weil)

Andre Frossard był niczego nieprzeczuwającym ateistą, gdy przed laty, bez wyraźnego powodu, wchodził do jednego z paryskich kościołów. Gdy po kilku minutach z niego wychodził był już stuprocentowym katolikiem z doskonałą znajomością katolickiej doktryny. Kiedy po wielu latach opisał swoje przeżycia, sceptycy natychmiast zasugerowali, że gdyby wtedy wszedł do meczetu, to po wyjściu z niego zostałby muzułmaninem. Frossard napisał wówczas kolejną książkę, a sceptykom odparł, że zdarza mu się czasami, iż po wyjściu z dworca kolejowego nie zostaje lokomotywą.
W historii Frossarda uderza mnie jego opis rzeczywistości “tamtego świata”. Zaświaty – jeżeli w ogóle w nie wierzymy – wyobrażamy sobie na ogół jako coś nieokreślonego, mglistego, na pół rzeczywistego. Tymczasem w doświadczeniu Frossarda, to właśnie “tamten świat” odznaczał się superkonkretną, namacalną realnością, wobec której blednie zwykły świat zmysłów. Potwierdzenie tej mistycznej intuicji odnalazłem niepodziewanie u Lewisa, który dotarł do tych samych wniosków w drodze logicznego rozumowania. Lewis tak napisał w Cudach: “Jeżeli w ogóle mamy sobie tworzyć jakiś obraz rzeczywistości duchowej, to powinniśmy wyobrażać ją sobie jako cięższą od materii”.
Trudno się dziwić, że bezpośrednie, pozazmysłowe postrzeganie świata ducha może być tak sugestywne; dziwi raczej fakt, że po tej stronie wieczności komukolwiek dane jest tego rodzaju doświadczenie. Frossard opowiada jak przytłaczające, wszechogarniające było jego przeżycie; jak przez długi czas nie potrafił pogodzić się z faktem, że ciągle musi stąpać po ziemi. Z czasem odkrył powód, dla którego obdarzony został tym niezwykłym przywilejem: miał złożyć świadectwo, aby inni uwierzyli. Dwa tysiące lat przed Frossardem niejaki Szaweł z Tarsu odkrył to samo na drodze do Damaszku.
Spektakularne doświadczenia w stylu św. Pawła czy Andre Frossarda są niezwykle rzadkie. Czemu Bóg z tak wielką ostrożnością uchyla rąbka swoich tajemnic, odsłaniając je nieczęsto i tylko wybranym? Mieliśmy okazję wielokrotnie przekonać się, jak nierozsądnym zajęciem jest zgadywanie Bożych zamiarów, więc powstrzymam się od wyczerpującej odpowiedzi; podam tylko parę propozycji. Po pierwsze, domaganie się, aby Bóg równo rozdawał przywileje zgodnie z duchem demokratyzmu jest równoznaczne z nakładaniem ograniczeń na Jego wolność. Po drugie, powszechne (i trwałe) doświadczenia tego rodzaju oznaczałyby koniec tego świata, a początek nowego, a na to jeszcze nie czas. Wreszcie, wolno się domyślać, że owa Boża wstrzemięźliwość, która tak nas dziwi ma swoje uzasadnienie, że Bóg objawia o sobie dokładnie tyle ile potrzeba, że w kontekście tego świata i tego stworzenia bardziej powszechne odsłanianie tajemnic byłoby niecelowe.
Przekonanie, że gdyby Bóg częściej objawiał swoją obecność, to więcej ludzi by w Niego uwierzyło, oparte jest na nieporozumieniu. Jeżeli Bóg jest Bogiem to najlepiej wie, co Mu czynić wypada; możemy mieć pewność, że także częstość Jego nadprzyrodzonych manifestacji jest dobrze skalkulowana. Zobaczyć nie zawsze znaczy uwierzyć, natura ludzka jest bardziej złożona. Widowiskowy i publiczny cud fatimski nie przełamał niewiary, podobnie jak stale dziś powtarzające się objawienia maryjne na całym świecie. W przypowieści o bogaczu i Łazarzu Jezus poucza: “Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą,” zaś niewiernemu Tomaszowi powiada: “Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.” Dzisiaj powiedziałby pewnie: “Jeżeli nie wierzą mojemu Kościołowi, to nie przekonają ich żadne objawienia”.
W zwykłych okolicznościach warunkiem przyjęcia wiary nie jest nadprzyrodzona manifestacja Bożej mocy, ale prostota ludzkiego serca. Czy wskrzeszenie Łazarza skłoniło faryzeuszów do wiary? Bynajmniej, właśnie wtedy powzięli decyzję o zgładzeniu Jezusa. Trudności z wiarą nie leżą po stronie Boga. Każdy, kto Boga szuka, znajduje: Bóg pokazuje się wszystkim, którzy Go szukają, chociaż nie zawsze w nadprzyrodzony sposób. W świecie jest dostatecznie dużo światła na to, aby każdy, kto Boga poszukuje, mógł Go odnaleźć, i dostatecznie dużo ciemności, aby Boga nie odnaleźli ci, którzy Go nie szukają. Kto szuka Boga, już Go w zasadzie odnalazł: dopełnienie jest tylko kwestią czasu.
Nadzwyczajne, nadprzyrodzone przeżycia nie gwarantują wiary, i nie powinniśmy się dziwić, że się nam nie przydarzają. Do Boga powracamy na ogół po prostu wtedy, gdy uświadamiamy sobie, że jesteśmy grzesznikami. Kiedy już odrobimy całe intelektualne zadanie, kiedy wszystko zostanie przebadane i przemyślane, pozostaje ciągle do wykonania akt woli: “Zmiłuj się nade mną Boże, bo jestem grzesznikiem”. Ten krytyczny moment nadejść może w sposób zupełnie nieprzewidziany: po przeczytaniu książki, po rozmowie z przyjacielem, po nic nieznaczącej uwadze obcych nam ludzi, po trudnych doświadczeniach albo wzniosłych przeżyciach, po stracie bliskiej osoby lub po zakochaniu, w dzień deszczowy lub pogodny, wreszcie po czymś, co uderzy nas swoją niezwykłością -okoliczności nie brakuje. Bóg dostarcza sposobności, naszą rzeczą jest wybierać.
Każdy z nas ma jednakową szansę na Boże przebaczenie: wystarczy poprosić. Bóg jest naprawdę kochającym Ojcem, przyjmuje nas do siebie nawet wtedy, gdy po wyczerpaniu wszelkich możliwości nie mamy już do kogo się zwrócić. Jest to przejaw Jego niezwykłej pokory, a ta jest gwarantem naszej wolności. To właśnie ze względu na poszanowanie dla godności ludzkiej osoby, której istotą jest wolność, Bóg nie obezwładnia nas blaskiem swojej mocy, która by do wiary przymuszała, a objawia się dyskretnie, oszczędnie, ofiarowując człowiekowi swoją Miłość, zaś wolny człowiek odpowiada wiarą. Wiara jest najbardziej wolnym aktem człowieka, ponieważ nic go do niej nie przymusza.
Człowiek, dopóki żyje, ma szansę w każdej chwili odpowiedzieć Bogu “tak” i wejść na drogę współpracy z łaską, która uczyni w nim cuda. Po to jesteśmy wolni, aby móc w sposób nieprzymuszony powiedzieć Bogu owo fundamentalne “tak”. Ale możliwy jest też inny wybór, w którym człowiek, mówiąc Bogu “nie”, nadużywa wolności, jaką został obdarzony. Wszakże i taki wybór Bóg uszanuje, bo “wiara wbrew własnej woli” jest nie tyle ziemskim paradoksem, który rozwiąże się w perspektywie spraw Bożych, co prawdziwą niemożliwością, jakiej nie usuwa nawet Boża wszechmoc. Nie znaczy to, iż Bóg nie daje każdemu potrzebnej łaski wiary, a jedynie to, że ów dar musi zostać dobrowolnie przyjęty. Jakże bezcennym skarbem, ale i potężnym narzędziem jest człowiecza wolność. Wszechmogący Bóg, który stworzył mnie bez mojej wiedzy, nie zbawi mnie bez mojego przyzwolenia.
Związek pomiędzy prawdą a wolnością, który już wielokrotnie podkreślaliśmy, jest centralnym motywem nie tylko chrześcijańskiej doktryny, ale również chrześcijańskiego sposobu życia. Przekonać się o tym może każdy, kto chociaż na chwilę poważnie potraktuje Boże powołanie do świętości, do prowadzenia życia prawdziwie moralnego, z doskonałym wypełnianiem Bożych przykazań. Chodzi nie tylko o czynienie dobra według naszego prywatnego mniemania, ale o przyjęcie i wprowadzenie w czyn miłości, tak jak ją rozumie Bóg, to zaś oznacza wyzbycie się iluzji w rodzaju “Jestem tak litościwy, że nawet muchy bym nie skrzywdził” oraz porzucenia zasad moralnych typu “Mogę czynić wszystko, co nie przynosi szkody drugiemu”. Zgodnie z Bożą definicją czynienia dobra, powinniśmy najpierw miłować Jego całym sercem i umysłem; a później każdego człowieka, ze względu na miłość do Boga. Jakże wymagająca jest ta miłość! Trzeba podporządkować się Bożym przykazaniom, wyzbyć egoizmu, służyć dobru drugiego człowieka.
Każdy, kto zdecydowałby się na wprowadzenie takich zasad w swoje życie choćby na dwa tygodnie, przekonałby się już po kilku dniach, godzinach czy minutach, że sprostanie im jest ponad ludzkie siły. Nawet nie muszę zachęcać czytelnika, aby podjął się tej próby, bo z góry znam jej wynik. Jezus mówi wyraźnie: “Beze mnie nic uczynić nie możecie”. Żaden człowiek, nawet święty nie potrafi o własnych siłach żyć pełnią miłości. Czy zatem misja skazana jest na niepowodzenie? Mamy dwa wyjścia: przyznać się do porażki i porzucić eksperyment albo zwrócić się do Boga o pomoc.
Czynienie autentycznego dobra możliwe jest tylko w przestrzeni łaski. Pomoc Boża jest niezbędna. Prawda jest nie tylko sprawą dla intelektu, ale przede wszystkim pokarmem dla ducha. Dana jest po to, aby nią żyć, zaś chrześcijańskie życie prawdą wymaga współpracy z Bożą łaską. Uświadomienie sobie tej konieczności jest warunkiem wejścia w stan zażyłości z Bogiem w Trójcy Jedynym, do której każdy chrześcijanin jest powołany. Ale to już zupełnie inna historia.

 

 

Fragment książki: Przez rozum do wiary

 

Mogę być chrześcijaninem z nazwy i z przyzwyczajenia, albo… z przekonania. Jacek Bacz postanowił sam przekonać się, co jest prawdą oraz komu można zaufać.

Przez rozum do wiary to zapis zmagania się autora z pytaniami: czy wiedza może prowadzić do Boga? Czy intelektualne poszukiwania utwierdzają wiarę? Czy chrześcijaństwo daje się obronić argumentami logicznymi i naukowymi?
W efekcie powstała książka o charakterze osobistej obrony wiary przed zarzutami o nieracjonalność, absurdalność, czy fikcyjność. Autor podejmuje również kwestie moralne, w tym etyki seksualnej. Prezentuje własne ich rozumienie i uzasadnienie w oparciu o naukę Kościoła. Dodatkowo, w ciekawy sposób tłumaczy postrzeganie Jezusa przez inne religie: judaizm, islam, czy buddyzm.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1125,boza-dyskrecja.html

*********

Zasługiwała na miłość

Przewodnik Katolicki

Dorota Niedźwiedzka / slo

(fot. shutterstock.com)

O nieuleczalnej chorobie dziecka dowiedzieli się w 11. tygodniu ciąży. Diagnoza: brak mózgu i kości pokrywy czaszki. Postanowili towarzyszyć dziecku do końca. – Teraz, gdy Rity nie ma już z nami, świadomość, że podarowaliśmy jej tyle miłości i troski, ile mogliśmy, przynosi nam pokój – mówią.

 

Marta Kamińska jest nauczycielką nauczania początkowego i oligofrenopedagogiem (nauczycielem osób upośledzonych umysłowo). Mąż Krystian – informatykiem. Mieszkają w Oleśnicy koło Wrocławia. O tym, że są rodzicami, dowiedzieli się dokładnie sześć miesięcy po ślubie. Wybrali maleństwu zestaw imion, przedszkole i szkołę. Marta mówi, że czuła się jak szczęśliwa narzeczona, która planuje uroczystości weselne. – Było po prostu pięknie! – podsumowuje. – Na kolejnej z wizyt lekarz powiedział nam, że podejrzewa poważną wadę układu nerwowego – mówią. – Mogliśmy stracić dziecko w każdej chwili. To był dla nas szok. Lekarz poinformował nas o możliwościach wyboru: aborcji lub oczekiwaniu na poród. To, że z otwartością przyjął naszą decyzję, bardzo pomagało.

 

Ono przecież jest
– Czy się wahaliśmy? Nie. Przecież, gdy rodzice kilkuletniego dziecka dowiadują się, że jest chore na nieuleczalną chorobę i za kilka miesięcy umrze, nie przyspieszają jego odejścia, żeby się już do niego nie przyzwyczajać. Raczej starają się spędzić ten krótki czas, który im pozostał, jak najpiękniej. Nasza sytuacja wyglądała dokładnie tak samo. Zaraz po diagnozie Martę i Krystiana niszczył smutek: starali się przecież, dbali o dziecko od początku, a mimo to coś nie wyszło. Szczególnie trudne były święta Bożego Narodzenia. Pierwsze świąteczne życzenia składane maleństwu były życzeniami ostatnimi. “Lepiej liczyć dni, które przeżyliśmy z dzieckiem, niż odliczać dni, które nam zostały” – uświadomił sobie Krystian, gdy smutek stawał się trudny do zniesienia. Przyjęli więc taką strategię, że dopóki ich dziecko żyje, walczą o nie i cieszą się z każdego dnia, w którym jest z nimi. – To było logiczne – mówi Marta. – Nie zawsze łatwe, ale logiczne. Przecież nie wiedzieliśmy, kiedy odejdzie, tak samo jak nie wiemy, kiedy odejdą inne bliskie nam osoby. Wystarczy wypadek samochodowy w drodze do pracy, nagła choroba, by kogoś stracić. Świadomie zaczęli żyć bardziej chwilą obecną. Gdy – co zupełnie naturalne – Marcie zdarzało się płakać, mąż często, tuląc ją, pytał: “Czy chcesz, żeby nasze dziecko pamiętało mamę taką płaczącą?”.

 

Konflikt
Reakcje ludzi na ich decyzję były różne. Jedni chwalili i wspierali. Inni patrzyli jak na szalonych. – Usuniesz, zapomnisz i zaraz będziesz miała następne dziecko – radziło z troską w głosie kilka jej koleżanek matek. Niepokoiły się, że po urodzeniu, gdy Marta poczuje fizyczną bliskość z dzieckiem, nie podoła emocjonalnie rozstaniu. Lekarz prowadzący wspierał. Ale lekarka, do której poszli na konsultacje, Martę zdenerwowała, a Krystiana wystraszyła, mówiąc, że decydując się na donoszenie dziecka, Marta naraża się na śmierć. – Inni lekarze nie potwierdzili tego, ja jednak nie wiedziałem, co robić. Obawiałem się sytuacji, w której będę musiał wybierać pomiędzy ratowaniem życia żony a dziecka – mówi Krystian. Marta wielokrotnie powtarzała mu, by ratował dziecko – nie zważając na jej zdrowie i życie. – Z tym nie mogłem się zgodzić. Gdyby doszło do takiej sytuacji, chyba nie spełniłbym oczekiwań żony. – Te rozmowy były dla nas najtrudniejszym konfliktowym momentem – dodaje Marta. – Na szczęście nie trzeba było wybierać. Taki wybór mógłby nas bardzo poróżnić.

 

Zasługuje na miłość
Szukali sensu w tej sytuacji. Gdy zauważyli, że w internecie mało jest przydatnych informacji o tym, jak postępować, gdy wiemy, że dziecko w łonie mamy jest terminalnie chore, założyli własną stronę. A dokładniej: fanpage pt. “Nasz kochany dzidziuś” na Facebooku. – To był sposób na ujście emocji i podzielenie się naszym patrzeniem na tę sytuację – mówią. – Chcieliśmy dzielić się z innymi przekonaniem, że nawet dziecko, które jest chore, zasługuje na to, żeby żyć, żeby je kochać i żeby cieszyć się nim z innymi. Na co dzień w trudnych sytuacjach pomagali im najbliżsi. – Przypominałam sobie ból, jakiego doświadczyłam, tracąc moje trzecie dziecko tuż po urodzeniu – mówi Krystyna Fiałkowska, mama Marty.

 

– Teraz bolało mnie, że córka przeżywa to samo. Wspieraliśmy, jak potrafiliśmy: rozmową, obecnością, działaniem i – co dla nas bardzo ważne – modlitwą. Po wizycie u psychoterapeuty, okazało się, że rodzice Rity są w tak dobrej kondycji psychicznej, że pomoc terapeutyczna nie jest im potrzebna. Osoby z hospicjum perinatalnego bardzo konkretnie pomogły w organizacji porodu. Jasne podpowiedzi, które otrzymywali od nich i sprawny system organizacyjny sprawił, że państwo Kamińscy poczuli się bardziej pewnie i bezpiecznie. Do dziś koordynatorka z hospicjum dzwoni, by zapytać, jak się czują i czego potrzebują. – Martwiliśmy się, że Rita umrze nieochrzczona – mówią. – I tu z pomocą przyszli znajomi kapłani. “Strasznie ograniczamy Pana Boga, mówiąc, że bez chrztu nie będzie zbawiona” – zauważył jeden z nich. – “Gdyby taka była Boża logika, Chrystus nie zstąpiłby do otchłani po ludzi Starego Testamentu. Istnieje przecież także coś takiego jak chrzest pragnienia dla rodziców, którzy pragną tego sakramentu dla swojego dziecka, a nie mają możliwości, by je ochrzcić”.

 

Nadzieja
– W tych trudnych chwilach bardzo pomagała nam wiara. Świadomość, że nasze życie nie kończy się na ziemi i kiedyś spotkamy się razem w niebie. Marta mówi, jak w tym czasie bliska stała się dla niej Maryja. To, że ciesząc się ze swojego Syna, zmagała się równocześnie ze świadomością, że Go straci. I mimo że cierpiała, zdecydowała się przyjąć wolę Boga. Ta świadomość stała się punktem zwrotnym. Powoli, zamiast o zdrowie i życie dla Rity, rodzice zaczęli modlić się o wypełnienie woli Bożej. – Oczywiście nadal chcieliśmy mieć zdrowego maluszka. Mieliśmy nadzieję, że modlitwy tak wielu osób będą wysłuchane. Że może córka będzie niepełnosprawna intelektualnie i fizycznie, ale będzie żyła. Równocześnie zrozumieliśmy, że cokolwiek się wydarzy, Pan Bóg wie, co robi. Że możemy się z tym nie zgadzać, może nam być smutno i przykro, i że równocześnie to trudne wydarzenie ma swój ukryty cel.

 

Spotkanie
Poród zaczął się miesiąc przed terminem. Niespodziewanie. – Gdy jechaliśmy do szpitala byłam gotowa prosić nie o cud, ale o opiekę. By po tym jak Ritka trafi do nieba, Niebieska Matka zaopiekowała się nią tak, jak ja tu na ziemi zrobić nie mogę – Marta mówi ze spokojem. Na jej ustach majaczy uśmiech. W oczach ma łzy. Lekarze i położne współpracujące z hospicjum przygotowali wszystko tak, by spełnić potrzeby państwa Kamińskich. – Dla nas było najważniejsze, by podczas porodu traktować ją tak, jakby się rodziło zdrowe dziecko, by dołożyć wszelkich racjonalnych starań, by ją ratować – wyjaśnia Krystian. – A potem, jeśli okaże się, że umiera, byśmy mieli warunki się z nią pożegnać. – Gdy dostałam Ritę na ręce, wiedziałam już, że razem spędzimy tylko minuty – dodaje Marta ze spokojem i czułością w głosie. – Mimo to nie było we mnie wtedy smutku. Nie przeszkadzało mi, że Rita nie jest pięknym różowym bobaskiem. Dla mnie była najpiękniejsza. Czułam spokój i radość, że jest, że mogę ją przytulić i powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham. – Moment spotkania z Ritusią był przełomem mojego życia. W rękach trzymałem mój mały skarb i mogłem poczuć, co to znaczy być tatą – mówi pan Krystian. – Zaraz po słowach “Kocham Cię” zaśpiewałem piosenkę, którą każdej nocy nuciłem jej do brzuszka. Czas jakby zatrzymał się w miejscu i w tym momencie byliśmy tylko my i nasza kochana córeczka. – Doświadczaliśmy w tym czasie obecności Pana Boga niemal namacalnie. Nie było Go widać, ale czuliśmy, że w tym spokoju, który odczuwaliśmy wbrew wszystkiemu, On nam towarzyszy. – W pewnym momencie powiedziałam jej, że zaraz najprawdopodobniej odejdzie i żeby się nie bała. Że tam w niebie przyjmą ją z otwartymi ramionami. Że to nie jest pożegnanie – że za jakiś czas wszyscy się tam spotkamy. Rita odeszła na rękach rodziców. Żyła półtorej godziny.

 

Jesteśmy silniejsi
– Teraz, z perspektywy siedmiu tygodni od tego, jak Rity nie ma z nami, nadal jesteśmy spokojni – mówią. – Świadomość, że zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, pomaga nam w przeżywaniu żałoby. Gdybyśmy się zdecydowali iść inną drogą, do końca życia pewnie powracałaby wątpliwość: może diagnoza lekarzy była błędna (przecież to się zdarza), może Rita urodziłaby się zdrowa. To też pomaga nam nie mieć żalu do siebie: że coś zrobiliśmy nie tak. Nic więcej od nas nie zależało. Państwo Kamińscy podkreślają, że Rita uczyniła ich małżeństwo dużo silniejszym i głębszym. Wsparcie, którego doświadczyli od siebie nawzajem w tych trudnych chwilach sprawiło, że wzmocnili więzi. Nabrali też właściwego stosunku do niektórych spraw. – Drobne różnice zdań szybko znikają, gdy przypominamy sobie, jak błahych spraw dotyczą. – Jesteśmy szczęśliwi, mając świadomość, że mamy swoją świętą w niebie. Równocześnie tęsknimy za Ritą bardzo. Jest nam miło, gdy dzięki naszemu fanpage’owi ludzie nas kojarzą, witają serdecznie i mówią z miłością o Ritusi. Jednak sto razy bardziej wolelibyśmy, by nikt nas nie kojarzył, a w zamian za to, byśmy mogli iść na spacer ze swoją córeczką.
Alina Heller-Gostyńska – Psycholog w poradni leczenia uzależnień i współuzależnienia w poznaniu.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/obiektyw/art,596,zaslugiwala-na-milosc.html

******

Czeka u drzwi

ks. Artur Stopka

ks. Artur Stopka

(fot. Noborder Network / flickr.com / CC BY 2.0)

Jest taka mocno wyeksploatowana kaznodziejska opowiastka o tym, jako to sam Jezus miał przyjść w odwiedziny do pewnego człowieka. Potencjalny gospodarz przejął się bardzo perspektywą wizyty tak dostojnego gościa. Poczynił wielkie przygotowania. Na stół wydobył wszystko co miał najlepszego, zarówno pod względem zastawy, jak i potraw. W napięciu i pełnej gotowości oczekiwał przybycia Chrystusa. Niestety, czas czekania uprzykrzał mu pewien żebrak, który raz po raz stukał do jego drzwi, prosząc o gościnę lub przynajmniej coś do jedzenia. Poirytowany taką nachalnością przeganiał natręta jak mógł najskuteczniej.

 

Ku rozczarowaniu wspomnianego człowieka, Jezus nie przybył. Skarżył się więc potem znajomym, jak to został wystawiony do wiatru przez samego Bożego Syna. Aż w końcu ktoś mu uświadomił, że Chrystus wielokrotnie pukał do jego drzwi, czekając na gościnę. Był tym gorliwie przepędzanym żebrakiem.

 

Kaznodziejski przykład ckliwy i przesiąknięty dydaktyzmem. A jednak jest w nim pewna ważna myśl. Ważna i – moim zdaniem – aktualna.

 

W pierwszych dniach maja, przysłuchując się rozmowie kilkorga młodych, wchodzących w życie zawodowe i rodzinne ludzi, zwróciłem uwagę na pytanie, po którym zapadła cisza. “Co zrobimy, gdy nagle przybędzie tutaj kilkuset uchodźców gdzieś tam z Afryki czy skądś? Pomyśleliście o tym?”. W nieco zmodyfikowanej formie zacytowałem je na portalu społecznościowym. Nie udało mi się wywołać poważnej dyskusji.

 

Nie minął tydzień, a sprawa “kwot” uchodźców do przyjęcia przez poszczególne kraje Unii Europejskiej stała się jednym z ważnych tematów medialnych. Razem z kwestią przyjęcia w Polsce grupy syryjskich chrześcijan. Wygląda na to, że stanęliśmy przed poważną próbą.

 

W książce kard. Waltera Kaspera “Papież Franciszek. Rewolucja czułości i miłości” znalazłem informację, której nie znałem: “Papież Pius XII zaliczył prawo do nowej ojczyzny do przysługujących uchodźcom praw człowieka”. Poszukałem dokumentu, na który powołał się niemiecki kardynał. To konstytucja apostolska “Exsul familia. O duchowej opiece nad emigrantami”, ogłoszona przez Piusa XII 1 sierpnia 1952 roku. Zaczyna się tak: “Tułacza Rodzina Nazaretańska: Jezus, Maryja i Józef, uciekając przed gniewem bezbożnego króla i w drodze do Egiptu, i na wygnaniu w Egipcie stanowi pierwowzór, przykład i ostoję dla wszystkich emigrantów w każdym czasie i miejscu, dla cudzoziemców i wszelkiego rodzaju uchodźców, którzy w obawie przed prześladowaniem lub z powodu niedostatku muszą opuścić rodzinną ziemię, drogich rodziców i krewnych oraz serdecznych przyjaciół i podążać w obce strony”. Wynika z niej jasno, że Kościół od wieków rozumie potrzebę troski o uchodźców i zawsze starał się nie pozostawiać ich własnemu losowi.

 

Dwa lata temu ogromne wrażenie zrobił fakt, że papież Franciszek pierwsze kroki poza Rzym skierował na wyspę Lampedusa, która stała się dla uchodźców z Afryki i Bliskiego Wschodu symboliczną bramą do Europy. To wtedy przypomniał, że pytanie “Gdzie jest twój brat” zaadresowane jest do wszystkich wyznawców Jezusa Chrystusa. To wtedy mówił o obojętności i braku poczucia odpowiedzialności za los innych.

 

W ostatnich dniach kilkakrotnie usłyszałem pytanie o głos Kościoła w Polsce w kwestii przyjmowania uchodźców, którzy tysiącami przybywają wciąż do Europy. Znalazłem dotychczas jedną wypowiedź biskupa w tej materii. Mówiąc o trwających ogromnych prześladowaniach chrześcijan, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, powiedział w zeszłym tygodniu: “Musimy być gotowi, jako Kościół w Polsce, na przyjęcie chrześcijańskich uchodźców”.

 

W adhortacji apostolskiej Franciszka “Evangelii gaudium” znalazły się słowa, które nawet według autora mogą niektórych dotknąć: “Każda wspólnota Kościoła, która nie zamierza w pełni i w sposób twórczy skutecznie współpracować, aby ubodzy żyli godnie i nikt nie był wykluczony, narazi się także na ryzyko rozkładu, chociaż mówi o tematach społecznych lub krytykuje rządy. Łatwo podda się w końcu światowości duchowej, maskowanej praktykami religijnymi, bezowocnymi zebraniami lub pustymi przemówieniami”. To nie brzmi tylko jak ostrzeżenie. To brzmi jak proroctwo.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,1996,czeka-u-drzwi.html

******

Czy nie wtrącam się w cudze sprawy

franciszkanie.tv

Franciszek Chodkowski OFM, Leonard Bielecki OFM

Cieniutka granica między grzesznych upominać a pilnować czubka swojego nosa. Czy nie wtrącam się w cudze sprawy?

 

 

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1845,czy-nie-wtracam-sie-w-cudze-sprawy.html

 

*********

Mobbing. Nie reagujesz, jesteś współwinny

Sylvia Schneider / slo

Co czyni kobiety podatnymi na mobbing? (fot. shutterstock.com)

Co trzecia kobieta doświadcza w miejscu pracy obmowy i szykanowania. Ponad półtora miliona ludzi doświadczyło już mobbingu, z czego jedna trzecia to kobiety. Mobbing to przytyki, intrygi, obmowa, jątrzenie pracowników przeciw sobie, ukryte i otwarte dyskryminowanie, rozgłaszanie plotek, celowe odsuwanie kogoś od czegoś – to szerokie spektrum działań, które dotykają, ranią, obrażają, szkodzą.

 

Mobbing – abstrahując od angielskiego “mob”, które oznacza “awanturnicze pospólstwo” – wyróżnia się szczególnym rodzajem podłości, ponieważ odrzucenie, zawiść, nienawiść, zazdrość, konkurencja czy inne uczucia, które mają moc nękania innych ludzi, przejawiają się tu w sposób ukryty, zamaskowany. Dlatego poszkodowany nie zauważa nawet czasem z początku drwin i obraźliwych aktów, wymierzonych przeciw niemu, a inni też nie dostrzegają ich wymiaru. Kobiety są w tym wszystkim, niestety, nie tylko ofiarami, ale i często sprawcami.

W mobbingu chodzi o to, żeby pozycja ofiary została osłabiona, ona sama wyalienowana i najlepiej nieustannie wszystkim obrzydzana. Kto milcząco zgadza się na to, że koleżanka/ kolega zostaje dotknięta mobbingiem, lecz nie reaguje, ten jest współwinny tego, co się dokonuje. Osoba, której mobbing dotyka, rzadko znajduje wsparcie w środowisku, w którym on się odbywa. Bo w mobbingu albo uczestniczą wszyscy oprócz ofiary, albo niektórzy są po cichu wdzięczni losowi, że nie spotkał on właśnie ich i siedzą cicho. Własny strach pokrywają, poklepując ofiarę po plecach i uspokajając: “Przecież nic się takiego nie dzieje, cóż na to poradzisz! Trzeba to przetrzymać…”

W istocie trudno się bronić przed mobbingiem. Często trudno dojść, jak i dlaczego wszystko się zaczęło, co dało początek. Poza tym ofiara też nigdy nie wie, co szykuje się za jej plecami – jakie kursują pogłoski i co inni na jej temat mówią. Jak można bronić się przed kłamstwami, których się nie zna albo które są z gatunku tych “poniżej pasa”?

Najczęściej ofiara czuje z początku tylko instynktownie, że coś się zmieniło, że nagle wszyscy milczą, kiedy ona się pojawia, że inni zaczynają jej unikać, a niektórzy autentycznie odmawiają wręcz kontaktów. Wiele osób cierpi wtedy w milczeniu i nawet nie przyjdzie im do głowy, zwierzyć się komuś z tego. To wszystko jest przecież takie dziwne i trudne do pojęcia.

Osoby, które biorą udział w mobbingu, chcą osłabić poczucie własnej wartości swojej ofiary i ośmieszyć ją przed innymi: ten, kto czuje się słaby i samotny, szybciej popełnia przecież błędy. A na to mobbingujący właśnie czekają. Mają jak na dłoni “dowód winy” swej ofiary, który wykorzystają oczywiście przeciwko niej, mogąc ją dodatkowo upokorzyć upomnieniami i innymi sposobami i chcąc doprowadzić do osłabienia jej pozycji w pracy. Przełożeni też nie dostrzegaj ą często, że ktoś z ich podwładnych jest celowo oczerniany – jeśli oczywiście sami nie uczestniczą w takim mobbingu. W ten sposób niektóre kobiety straciły już swoje miejsca pracy. Mobbing poza tym wywołuje ogromne problemy zdrowotne.

Kobiety, które są w mobbingu po stronie atakujących, zachowują się o wiele bardziej agresywnie, niż mężczyźni. Okazują one wręcz zadziwiający talent w niszczeniu kariery swoich koleżanek. “Kobiety w pracy nie mają wobec siebie stosunku służbowego, profesjonalnego” – mówi Sonia Bischoff, profesor socjologii w Wyższej Szkole Gospodarki i Polityki w Hamburgu, zajmująca się od piętnastu lat problemem szans kobiet w pracy zawodowej. Liczba kobiet na stanowiskach kierowniczych, które skarżą się na mobbing, wzrasta.

Ten, kto jako młoda osoba dojrzewał z poczuciem, że jego osiągnięcia nie wystarczają albo że zawsze można mu coś zarzucić, ten kto – jak wiele kobiet – wyrósł w przeświadczeniu, że jako kobieta i tak ma mniejsze szanse albo kto należy do gatunku perfekcjonistów, tego ciągle niepokoi pytanie: co muszę/ mogę zrobić, żeby zdobyć uznanie, nie być deprecjonowaną. I to właśnie czyni kobiety podatnymi na mobbing.

Niżej podane pytania pomogą ci się rozeznać, czy i ciebie dotyka mobbing:

  • Szykany mają miejsce regularnie, przynajmniej raz w tygodniu.
  • Sytuacja ta trwa ponad pół roku.
  • Szykana nie jest przypadkowa, lecz celowa.
  • Ogólnie sposób traktowania w pracy nie jest zły, tylko ty jako pojedyncza osoba doświadczasz mobbingu.
  • Twój szef i koledzy zamykają ci możliwości wypowiedzenia się.
  • Na konferencjach na przykład ciągle ci się przerywa albo po prostu nie słucha.
  • Krzyczy się na ciebie i głośno wymyśla.
  • Ciągle krytykuje się twoją pracę albo ocenia w sposób dla ciebie raniący.
  • Odmawia ci się możliwości wykonywania dodatkowych zadań.
  • Twoje życie prywatne albo twój wygląd są w sposób niestosowny komentowane albo krytykowane.
  • Jesteś terroryzowana przez telefon.
  • Grozi ci się w słowach albo na piśmie.
  • Bywasz witana lekceważącymi spojrzeniami czy gestami.
  • Otoczenie robi aluzje, nie mówiąc niczego wprost.
  • Kontakt z tobą bywa utrudniany.
  • Koledzy nie rozmawiają z tobą.
  • Nie możesz nawiązać kontaktu z kolegami.
  • Daje ci się inne pomieszczenie do pracy – daleko od kolegów, do których właściwie należysz.
  • Każe ci się wykonywać gorsze prace.
  • Jesteś traktowana jak powietrze.
  • Za twoimi plecami mówi się źle o tobie.
  • Rozpowiada się o tobie kłamstwa i rzeczy niegodziwe.
  • Jesteś ośmieszana przed innymi.
  • Jesteś pomawiana o chorobę psychiczną albo labilność emocjonalną.
  • Kolegów bawi twoja fizyczna niepełnosprawność, waga ciała albo jakaś inna cecha fizyczna.

Wytrąć mobbingującym atut z ręki

Eksperci twierdzą, że za mobbingiem często kryje się nieżyczliwość i zawiść. Osoba dopuszczająca się mobbingu ma po kryjomu uczucie, że sama ma gorsze szanse i przestanie się liczyć w zespole, jeśli takim postępowaniem nie umocni swojej pozycji. Albo sama nie potrafi się wykazać żadnymi osiągnięciami, więc szykanując kogoś, odwraca uwagę od siebie. Czuje się zagrożona ze strony tego, potem staje się ofiarą jej mobbingu, bo ten ktoś chce na przykład wprowadzić nową technikę do pracy albo mógłby odkryć, że osoba ta nie nadaje się do tej pracy. Próbuje więc, kosztem swej ofiary, przedstawić się w dobrym świetle. Niektórzy mszczą się też w ten sposób za rzeczy, którymi zostali dotknięci w innej zresztą dziedzinie. Czasem jest to cała grupa mobbingujących, którzy dla zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa potrzebują kozła ofiarnego. W niektórych firmach zrobił się z tego rodzaj popularnego sportu. Tak samo może być, że to kierownictwo inicjuje mobbing, żeby pozbyć się w ten sposób niechcianego pracownika, którego na innej drodze nie mogłoby oddalić. Mobbing jest nawet możliwy w kręgach przyjaciół i znajomych.

Jeśli zauważasz, że stosuje się wobec ciebie mobbing, nie dawaj za wygraną, lecz zacznij aktywnie reagować. Nie jest łatwo, co potwierdzają eksperci, znaleźć przyczynę, od której wszystko się zaczęło. Oczywiście możesz swoich wrogów poprosić na rozmowę. Natura mobbingu jest jednak taka, że trudno udowodnić jego istnienie, a naturą tego, kto się tego dopuszcza jest, że zawsze znajdzie on wytłumaczenie, bo nie przyzna się przecież, że czyni coś niegodziwego.

 

Najczęściej jeszcze ofiara zostanie pomówiona o histerię albo o to, że cierpi na manię prześladowczą. Najczęściej zarzuca się to kobietom. Nie schodź jednak do poziomu tych, którzy uprawiają mobbing. Nie potrzebujesz tego. Nie dostarczaj im żadnego pretekstu, by mogli na ciebie projektować dalsze “skandaliczne czyny”. Staw czoła swoim przeciwnikom, szukając dla siebie sojuszników – w radzie zakładowej, u osób zaufanych, u pełnomocnika do spraw kobiet albo kogoś ze związków zawodowych. Istnieją tu najczęściej profesjonalne programy pomocy ofiarom mobbingu i zwalczania mobbingu w przedsiębiorstwach. Celem powinno być rozdzielenie “katów” od ofiar albo przeprowadzenie pewnych zmian w strukturze wewnętrznej przedsiębiorstwa.

 

Często trzeba też podjąć pewne kroki prawne przeciwko tym, którzy mobbing stosują. Niestety, często prowadzi to jednak tylko do pogorszenia sytuacji. Dlatego najpierw powinnaś zdobyć dokładne informacje na temat możliwości poruszenia tej sprawy wewnątrz firmy, w której pracujesz, a następnie dopiero rozważyć możliwość podjęcia kroków prawnych.

Więcej w książce: Kochać szczęśliwie –  Sylvia Schneider

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/firma-praca-i-kariera/art,35,mobbing-nie-reagujesz-jestes-wspolwinny.html

*******

Czy można kochać grzesznika?

Gary Thomas /br

(fot. shutterstock.com)

Osoba, którą zdecydowaliście się poślubić, kiedyś was zrani, czasem nawet w zamierzony sposób.Czy można nauczyć się wybaczać?

 

Zawieramy związki małżeńskie z przeróżnych powodów. “Okazja do tego, by nauczyć się,  wybaczać” zapewne nie jest na pierwszym miejscu list korzyści większości par, ale duchowe ćwiczenie polegające na ciągłym podążaniu w stronę drugiej osoby zapewnia doskonały kontekst, w którym możemy ćwiczyć tę kluczową dyscyplinę duchową. Grzech w małżeństwie (po stronie obojga małżonków) jest codzienną rzeczywistością, bezustannym wyzwaniem, z którym trzeba walczyć, aby nie wstrzymywało naszego rozwoju. Nie ma małżonka, który by nie grzeszył.
Osoba, którą zdecydowaliście się poślubić, kiedyś was zrani, czasem nawet w zamierzony sposób, a to oznacza, że umiejętność wybaczania będzie dla was istotną duchową pomocą.W Liście do Rzymian św. Paweł zapisał słowa, które mogą okazać się nam bardzo pomocne: “(…) z uczynków Prawa  żaden człowiek nie może dostąpić usprawiedliwienia w Jego [Boga] oczach. Przez Prawo bowiem jest tylko większa znajomość grzechu” (Rz 3, 20).

 

Nasi małżonkowie nigdy nie osiągną bezgrzeszności “według Prawa”. To się po prostu nie wydarzy. Będą popełniać przeciwko nam grzechy, które będą nas ranić. W takiej sytuacji mamy wybór: możemy poddać się naszemu poczuciu zranienia, urazy i zgorzknienia lub rozwinąć się jako chrześcijanie i odbyć kolejną ważną lekcję wybaczania.

 

Prawo nie zostało stworzone przez Boga dla małżonków, aby oboje wymagali od siebie nawzajem przestrzegania niemożliwych do spełnienia oczekiwać, którymi mogliby się następnie okładać nawzajem po głowie. Małżonek nieustannie przekonany o własnej słuszności jest nie do zniesienia, nawet jeśli zgodnie z literą Prawa w danej chwili to on ma rację i jest “bez winy”. W końcu także i jemu powinie się noga.
Zatem czego w ostatecznym rozrachunku oczekuje od nas Bóg? Święty Paweł kontynuuje: “(…) teraz jawną stała się sprawiedliwość Boża niezależna od Prawa” (Rz 2, 21) To sprawiedliwość oparta na “odkupieniu, które jest w Chrystusie Jezusie i na “wierze” (Rz 3, 24-27).

 

To był karaluch, a ta izraelska gospodyni domowa nienawidziła karaluchów. Co gorsza, karaluch uparcie nie chciał dokonać żywota, więc kobieta nadepnęła na niego, wrzuciła go do toalety, a następnie spryskała całą zawartością puszki ze środkiem owadobójczym w sprayu, aż nieszczęsny karaluch w końcu przestał się ruszać. Zadowolona  z siebie gospodyni w końcu wyszła z łazienki. Jej mąż wrócił z pracy tego dnia dość późno. Siedząc na toalecie, wrzucił niedopałek do muszli klozetowej. Opary środka owadobójczego zapaliły się i mąż doznał obrażeń dość wrażliwej części swojego ciała.
Żona niezwłocznie zadzwoniła po karetkę. Sanitariusze przybyli po kilku minutach i gdy zbadali mężczyznę, uznali, że oparzenia są na tyle poważne, że pacjent wymaga hospitalizacji – położyli go więc na noszach i zaczęli znosić po schodach.
Gdy sanitariusze dowiedzieli się, w jaki sposób nieszczęsny mężczyzna doznał obrażeń, trudno było im powstrzymać się od śmiechu. W końcu śmiali się tak bardzo, że schodząc ze schodów, upuścili nosze tak, że złamali mężczyźnie miednicę i biodra.

 

Wyobrażam sobie, że umiejętność wybaczenia tego mężczyzny została wystawiona na próbę.
Nasz małżonek wyznaje nam grzechy i słabości, a my zachowujemy każde takie wyznanie w mentalnej teczce, gotowi wyciągnąć je w stosownej chwili i wykorzystać do obrony i ataku. Jednak prawdziwe wybaczenie to proces, a nie jednorazowe wydarzenie. Rzadko zdarza się, abyśmy byli zdolni do wybaczenia “ten jeden raz”, po czym sprawa jest załatwiona. Najczęściej musimy opanować swoje rozgoryczenie dziesiątki, jeśli nie setki razy, ciągle świadomie wybierając zwolnienie sprawcy od naszego osądu.
Wobec samych siebie jesteśmy gotowi zdobyć się na wyrozumiałość, nasuwa się więc pytanie: dlaczego nie jesteśmy tak wyrozumiali wobec naszych małżonków.

 

Więcej w książce: Święte małżeństwo – Gary Thomas

http://www.deon.pl/slub/narzeczenstwo/art,54,czy-mozna-kochac-grzesznika.html

******

 

 

O autorze: Judyta