Słowo Boże na dziś – 22 marca 2015 r. V Niedziela Wielkiego Postu

Myśl dnia

Człowiek jest to święta rzecz, której krzywdzić nikomu nie wolno.

Stefan Żeromski

V NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, ROK BPIERWSZE CZYTANIE (Jr 31,31-34)

Nowe przymierze

Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza.

Pan mówi: „Oto nadchodzą dni, kiedy zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich władcą, mówi Pan.
Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach, mówi Pan: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem.
I nie będą się musieli wzajemnie pouczać mówiąc jeden do drugiego: «Poznajcie Pana». Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 51,3-4.12-13.14-15)

Refren: Stwórz, o mój Boże, we mnie serce czyste.

Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, *
w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość.
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy *
i oczyść mnie z grzechu mojego.

Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste *
i odnów we mnie moc ducha.
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza *
i nie odbieraj mi świętego ducha swego.

Przywróć mi radość z Twojego zbawienia *
i wzmocnij mnie duchem ofiarnym.
Będę nieprawych nauczał dróg Twoich *
i wrócą do Ciebie grzesznicy.

DRUGIE CZYTANIE (Hbr 5,7-9)

Chrystus stał się sprawcą zbawienia wiecznego

Czytanie z Listu do Hebrajczyków.

Bracia:
Chrystus głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił gorące prośby do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości.
A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 12,26)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną;
a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

EWANGELIA (J 12,20-33)

Ziarno, które wpadłszy w ziemię obumrze, przynosi plon obfity

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go, mówiąc: „Panie, chcemy ujrzeć Jezusa”. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi.
A Jezus dał im taką odpowiedź: „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.
Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, uwielbij imię Twoje”.
Wtem rozległ się głos z nieba: „I uwielbiłem, i znowu uwielbię”. Tłum stojący usłyszał to i mówił: „Zagrzmiało!” Inni mówili: „Anioł przemówił do Niego”. Na to rzekł Jezus: „Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie”.
To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć.

Oto słowo Pańskie.
************************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=LsuqRvn6oGU
*******
Wydać plon

Prawdziwa miłość jest zawsze płodna. Dotyczy to zarówno jej wymiaru fizycznego, jak i duchowego. Owocem miłości pomiędzy dwojgiem ludzi, mężczyzną i kobietą, jest dziecko. Owocem miłości nadprzyrodzonej, ukierunkowanej na Boga, jest płodność duchowa. Ktoś, kto kocha Boga, nie zatrzymuje się jedynie na Jego kontemplacji, ale przenosi doświadczenie tej miłości w relacje ludzkie. Jeśli twierdzimy, że kochamy Boga, a nienawidzimy ludzi, to nasza miłość nie jest prawdziwa. Jako chrześcijanie jesteśmy na świecie niczym ziarno pszenicy wrzucone w glebę. Mamy wydać plon. Tym plonem jest miłość.Wychodzę, Panie, ku Tobie, aby ujrzeć Twoje oblicze. A gdy już je zobaczę, pragnę zanieść jego odbicie do ludzi, których spotkam w moim życiu. Dodaj mi tylko siły, abym nie zawrócił w połowie drogi.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

********

Wprowadzenie do liturgii

 HISTORIA PRAWDZIWA

Pewna młoda kobieta wyemigrowała ze swym mężem do Argentyny. Tam zachorowała. Lekarz ostrzegł ją, że jeśli nie wróci do swego kraju, to ze względu na zły klimat miejsca, gdzie mieszka, z pewnością umrze. Mąż jej otrzymał jednak bardzo dobrą pracę i za żadne skarby nie chciał wracać.
Zdesperowana udała się po poradę do konfesjonału. Spowiednik uspokoił ją słowami: „Cóż, jeśli zostaniesz, to co, najwyżej umrzesz. Wracając zaś, narazisz siebie i męża na niewierność, utratę duszy i pójście do piekła. Lepiej więc zostań przy swym mężu”. Usłyszawszy to, kobieta postanowiła zostać. Nie umarła. Urodziła mężowi kilkanaścioro dzieci. Jedno z nich zostało kardynałem.
W dzisiejszej Ewangelii słyszymy słowa Chrystusa: „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne” (J 12, 24-25). Zwykle odnosimy te słowa do obietnicy życia po śmierci. Pamiętać musimy jednak o tym, że otrzymujemy to życie wraz z chrztem świętym. Jest ono ukryte w Chrystusie Zmartwychwstałym. Rozwija się zaś w nas przez wiarę, nadzieję i miłość.
Kobieta z historii powyżej, aby zachować życie wieczne, wzgardziła doczesnym. Bóg zaś w swej niepojętej dobroci sprawił, że jej ofiara przyniosła plon obfity. To, jak długo będziemy żyli na tym łez padole, ostatecznie zależy od Boga. To zaś, czy darowane na chrzcie świętym życie zachowamy, zależy od naszych wyborów. Obyśmy dokonywali je zawsze w wierze.

o. Marek Cul – dominikanin

********

Liturgia słowa

 Każdy człowiek jest powołany do życiodajnej wspólnoty z Bogiem. To właśnie podczas Eucharystii wchodzimy w przestrzeń Nowego Przymierza, zawartego na krzyżu przez ofiarę Chrystusa. Przymierze to daje nam możliwość przystępu do Boga jako Ojca.

PIERWSZE CZYTANIE (Jr 31,31-34)

Prorok Jeremiasz zapowiada Nowe Przymierze, które przemieni od wewnątrz serce człowieka i ułatwi głębsze poznanie Pana Boga. Stare Przymierze było objawieniem Bożej potęgi, gdyż Bóg ujął za rękę swój lud i wyprowadził z egipskiej niewoli. Ale Izrael nie dotrzymał zobowiązań wynikających z Przymierza, gdyż nie zrozumiał, kim jest Pan Bóg. Nie dostrzegł w Nim oblicza troskliwego Ojca. Nowe Przymierze, dokonane na krzyżu, objawia z całą mocą miłość Boga, który oddaje siebie, aby człowiek miał życie. Przymierze to zyskuje nowy kształt, daje pełne poznanie Boga w obliczu cierpiącego Jezusa.

Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza
Pan mówi: «Oto nadchodzą dni, kiedy zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich władcą, mówi Pan.
Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach, mówi Pan: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem.
I nie będą się musieli wzajemnie pouczać, mówiąc jeden do drugiego: „Poznajcie Pana”. Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał».

PSALM (Ps 51,3-4.12-13.14-15)

Razem z psalmistą wołajmy: „Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste”, serce, które rozpozna tajemnicę Bożej miłości i nie zerwie Nowego Przymierza, danego nam w ofierze Jezusa Chrystusa.

Refren: Stwórz, o mój Boże, we mnie serce czyste.

Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, *
w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość.
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy *
i oczyść mnie z grzechu mojego. Ref.

Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste *
i odnów we mnie moc ducha.
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza *
i nie odbieraj mi świętego ducha swego. Ref.

Przywróć mi radość z Twojego zbawienia *
i wzmocnij mnie duchem ofiarnym.
Będę nieprawych nauczał dróg Twoich *
i wrócą do Ciebie grzesznicy. Ref.

DRUGIE CZYTANIE (Hbr 5,7-9)

Nowe Przymierze zostało zawarte na krzyżu – w bólu i cierpieniu. Jezus w głośnym wołaniu i płaczu wysłużył nam pojednanie. I został wysłuchany – odpowiedź przyszła w tajemnicy zmartwychwstania, do której jesteśmy wezwani i możemy mieć w niej udział.

Czytanie z Listu do Hebrajczyków
Bracia:
Chrystus głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił gorące prośby do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości.
A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 12,26)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.
Kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną;
a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa.
Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

EWANGELIA (J 12,20-33)

Święty Jan ukazuje nam Nowe Przymierze, posługując się opisem ziarna wrzuconego w ziemię. Pan Jezus jest tym zakopanym w ziemi ziarnem, które przyniosło owoc obfity. Owoce męki są potężne i ogarniają wszystkich. Z wysokości krzyża, gdzie dokonało się Nowe Przymierze, Jezus przygarnia całą ludzkość do siebie. Droga obumierającego ziarna, którą przeszedł Pan Jezus, jest także wezwaniem dla nas, Jego uczniów.

Słowa Ewangelii według świętego Jana
Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go, mówiąc: «Panie, chcemy ujrzeć Jezusa». Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi.
A Jezus dał im taką odpowiedź: «Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.
Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, uwielbij imię Twoje».
Wtem rozległ się głos z nieba: «I uwielbiłem i znowu uwielbię». Tłum stojący usłyszał to i mówił: «Zagrzmiało!». Inni mówili: «Anioł przemówił do Niego». Na to rzekł Jezus: «Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie».
To powiedział, zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć.

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/910/part/2

*******

“Czytajcie Ewangelię. Dobrze wam to zrobi”

KAI / psd

(fot. Grzegorz Gałązka/galazka.deon.pl)

Do częstego czytania Ewangelii zachęcił papież Franciszek po dzisiejszej modlitwie “Anioł Pański” na placu św. Piotra w Watykanie. Jej kieszonkowe egzemplarze podarował uczestnikom modlitwy. Rozdawali je rzymscy bezdomni.

 

Ojciec Święty uznał za bardzo wymowny fakt, że to właśnie najbardziej potrzebujący dają innym słowo Boże. Zachęcił zgromadzonych, by codziennie przeczytali choć jeden fragment Ewangelii. – Dobrze to wam zrobi – przekonywał papież.

 

Zobacz całe rozważanie papieża Franciszka
W swym zasadniczym rozważaniu poprzedzającym modlitwę “Anioł Pański” Franciszek skomentował słowa z dzisiejszej Ewangelii: “Chcemy ujrzeć Jezusa”. Ujawniają one “pragnienie, które przekracza różne epoki i kultury, pragnienie obecne w sercach wielu ludzi, którzy usłyszeli o Chrystusie, ale jeszcze Go nie spotkali – mówił papież.

Dodał, że “tym, którzy także i dzisiaj «chcą widzieć Jezusa», tym, którzy szukają oblicza Boga, tym, którzy otrzymali katechezę w dzieciństwie, a potem jej nie pogłębili, a nawet utracili wiarę, wielu tych, którzy jeszcze nie spotkali Jezusa osobiście, wszystkim im możemy ofiarować trzy rzeczy: Ewangelię, krzyż i świadectwo naszej wiary – ubogiej, ale szczerej”.

Wyjaśnił, że w Ewangelii “możemy spotkać Jezusa, usłyszeć Go, poznać Go”. Krzyż jest znakiem “miłości Jezusa, który za nas się ofiarował”. Wiara zaś “wyraża się w prostych gestach miłości braterskiej”. – Ale przede wszystkim w spójności życia, między tym, co mówimy i robimy, między wiarą i działaniem, między słowami i życiem. Ewangelia, krzyż i świadectwo – dodał Ojciec Święty.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,2866,czytajcie-ewangelie-dobrze-wam-to-zrobi.html

**********

#Ewangelia: Śmierć jest dla nas dobra

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go, mówiąc: “Panie, chcemy ujrzeć Jezusa”. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi.

A Jezus dał im taką odpowiedź: “Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.

Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, uwielbij imię Twoje”. Wtem rozległ się głos z nieba: “I uwielbiłem, i znowu uwielbię”. Tłum stojący usłyszał to i mówił: “Zagrzmiało!” Inni mówili: “Anioł przemówił do Niego”. Na to rzekł Jezus: “Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie”. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć. (J 12, 20-33)

 

Rozważanie do Ewangelii

Śmierć jest swoistą “operacją” potrzebną dla zdrowia naszej duszy. Ona nas odrywa od tego, co doczesne (tymczasowe) i wprowadza w wieczność, czyli w to, do czego jesteśmy przeznaczeni.

Śmierć nie jest wydarzeniem jednorazowym. Zanim dopełni się definitywnie, pojawia się w szczątkowej postaci, na przykład jako strata kogoś bliskiego, jako starta czegoś materialnego, jako jakaś życiowa porażka, itd. Śmierć nie jest naszym przeznaczeniem, więc nic dziwnego, że powoduje cierpienie, ale nie rozpaczajmy z jej powodu. Śmierć dużo zmienia, ale jest początkiem Życia po życiu.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2374,ewangelia-smierc-jest-dla-nas-dobra.html

********

Na dobranoc i dzień dobry – J 12, 20-33

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. Vadim Timoshkin / flickr .com / CC BY-2.0)

Obumrzeć, aby odżyć na nowo…

 

Godzina Syna Człowieczego

 

Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go, mówiąc: «Panie, chcemy ujrzeć Jezusa». Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi.

 

A Jezus dał im taką odpowiedź: «Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.

 

Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, uwielbij imię Twoje».

 

Wtem rozległ się głos z nieba: «I uwielbiłem i znowu uwielbię». Tłum stojący usłyszał to i mówił: «Zagrzmiało!» Inni mówili: «Anioł przemówił do Niego». Na to rzekł Jezus: «Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie».

 

To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć.

 

Opowiadanie pt. “Semafor – Bruno Ferrero”

 

Babcia weszła do kościoła, trzymając za rękę wnuczka.

 

Odszukała spojrzeniem czerwoną lampkę, wskazującą, gdzie znajduje się tabernakulum z Najświętszym Sakramentem. Uklęknęła i zaczęła się modlić. Dziecko oczyma wodziło od babci do czerwonej lampki, od lampki do babci. W pewnym momencie zniecierpliwiło się: «Babciu! Gdy pojawi się kolor zielony, wyjdziemy, dobrze?».

 

Ta lampka nigdy nie stanie się zielona. Nieustannie powtarza: «Zatrzymaj się!». Jest tam skała. Jedyna prawdziwa skała, na której istoty ludzkie znajdują oparcie. Jedyny postój, który daje prawdziwy odpoczynek. «Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię». Jedyne kazanie Jezusa: «Nawracajcie się! Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was». Jest pośród nas. Ilu z was to jednak zauważa?

 

Refleksja

 

Przychodzi czasami taki moment w naszym życiu, że chcemy zacząć wszystko o nowa. Chcemy zostawić przeszłość, aby w “nowym duchu” iść do przodu. Wynika to nie tylko z chęci wprowadzenia czegoś nowego w życie, czy poukładania tego, co już było, ale przede wszystkim z chęci poprawy tego, co dzieje się “tu i teraz”. Wciąż jest w nas chęć ulepszania rzeczywistości w której przyszło nam żyć, aby było nam dobrze…

 

Jezus daje nam siły, ale przede wszystkim motywuje do poprawy rzeczywistości, którą powinniśmy sami kształtować, a nie zdawać się na tzw. “ślepy los”. Nasze codzienne wybory mają doprowadzić nas do szczęścia, które powinno być dzielone z drugim człowiekiem. Każda zmiana i decyzja, którą podejmujemy ma nam polepszać nie tylko stan naszego ciała, ale przede wszystkim naszego ducha, który przepełniony miłością, zmienia oblicza tej ziemi…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry

 

1. Dlaczego chcemy wciąż zaczynać od nowa?
2. W jaki sposób możemy polepszać świat?
3. Dlaczego nasze wybory są tak ważne?

 

I tak na koniec…

 

Jedynym rozsądnym sposobem wychowania jest oddziaływanie własnym dobrym przykładem, a jeśli nie można inaczej – odstraszającym przykładem

 

(Albert Einstein)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,751,na-dobranoc-i-dzien-dobry-j-12-20-33.html

********

90 sekund z Ewangelią – J 12,20-33 [VIDEO]

Jezuici

s. Anna Bodzińska NDS

90 sekund z Ewangelią, codziennie i do końca świata. W każdym z odcinków rozważamy Słowo w myśl zasady: minimum słów, maksimum treści.

 

Rozważanie do dzisiejszej Ewangelii przygotowała s. Anna Bodzińska NDS – siostra ze zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Syjonu mistrzyni postulatu, prowadzi spotkania biblijne w Krakowie

*******

Jeśli chcesz

dodane 2015-03-19 14:01

Andrzej Macura

Garść uwag do czytań na V niedzielę Wielkiego Postu roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Jeśli chcesz   Andrzej Macura / CC-SA 3.0 Rozdroże
Każdy chrześcijanin musi wybrać, która droga chce iść. Z Chrystusem w świetle ku Ojcu, czy w ciemności ku zatraceniu…

O czym są czytania tej niedzieli? Na pierwszy rzut oka znów trudno wyłapać między nimi związek. Tymczasem jest, i to dość wyraźny. Tylko znów widoczny dopiero, gdy się nad czytaniami zastawić. Nie będę go teraz zdradzał czytelnikom. Rzucę tylko – dość tajemniczo – ten sąd nad światem, o którym mówi Jezus w Ewangelii, odbywa się i dziś. Na naszych oczach.

 1. Kontekst pierwszego czytania Jr 31,31-34

Jeremiasz to prorok czasów przedwygnaniowych. To znaczy poprzedzających upadek Judy i niewolę babilońską. Stąd wynika też specyficzny klimat jego księgi. Prorok wie, że już nie ma nadziei, wie o czekającej jego naród klęsce. A jeśli ma jakąś nadzieję, to raczej na to, że nie będzie to klęska ostateczna. Wyrazem tej jego wiedzy są proroctwa o przyszłym zmiłowaniu się Boga. Póki co jest jednak przez prężących jeszcze muskuły traktowany jak zdrajca. I jest mu z tego powodu bardzo ciężko.

Dlaczego tak? Dlaczego Bóg opuścił swój naród? I to mimo, iż kiedyś zawarł ze swoim ludem przymierze i obiecał, ze się będzie nim opiekował? To pytanie będzie sobie potem zadawał niejeden Izraelita.

Gdy wyjdę na pole –
oto pobici mieczem!
Jeśli pójdę do miasta –
oto męki głodu!
Nawet prorok i kapłan
błądzą po kraju nic nie rozumiejąc».
Czy nieodwołalnie odrzuciłeś Judę
albo czy odczuwasz wstręt do Syjonu?
Dlaczego nas dotknąłeś
klęską bez możliwości uleczenia nas?
Spodziewaliśmy się pokoju, ale nie ma nic dobrego;
czasu uleczenia – a tu przerażenie! (14, 18-19).

Odpowiedź jest w prosta: Izrael notorycznie przymierze łamał. Po kilkuset latach cierpliwość Boga w końcu się wyczerpała. Widział, że dalsze chronienie Izraela do niczego dobrego nie doprowadzi. Dlatego nie obronił go przed Babilonem. Tym razem Jego lud miał przekonać się na własnej skórze jak to jest, gdy zabraknie Bożej opieki.  Ale – i to istotne – Bóg nie zapomniał o swoich obietnicach danych przy zawieraniu przymierza. Kiedyś znów zatroszczy się o swój lud. I w tym duchu utrzymane jest nasze pierwsze czytanie tej niedzieli. Przytoczmy więc jego tekst. Niewątpliwie to jedno z najpiękniejszych proroctw, jakie zna Biblia.

Oto nadchodzą dni – wyrocznia Pana –
kiedy zawrę z domem Izraela <i z domem judzkim>
nowe przymierze.
Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami,
kiedy ująłem ich za rękę,
by wyprowadzić z ziemi egipskiej.
To moje przymierze złamali,
mimo że byłem ich Władcą
– wyrocznia Pana.
Lecz takie będzie przymierze,
jakie zawrę z domem Izraela
po tych dniach – wyrocznia Pana:
Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa
i wypiszę na ich sercu.
Będę im Bogiem,
oni zaś będą Mi narodem.
I nie będą się musieli wzajemnie pouczać
jeden mówiąc do drugiego:
“Poznajcie Pana!”
Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego
poznają Mnie – wyrocznia Pana,
ponieważ odpuszczę im występki,
a o grzechach ich nie będę już wspominał».

Bóg przez Jeremiasza zapowiada, że zawrze kiedyś z Izraelem nowe przymierze. Inne niż to, które zawarł z Izraelem na Synaju, a które jego lud notorycznie łamał. Czym będzie się cechowało?

  • Prawo tego przymierza nie będzie wypisane na tablicach z kamienia, ale we wnętrzu, w sercu członków jego ludu. Stąd inni prorocy będą mówili o zabraniu serca z kamienia o obdarowaniu sercem z ciała. Będzie to więc przymierze mniej oficjalne, formalne, a bardziej angażujące każdego pojedynczego człowieka.
  • To przymierze stworzy nową relacje między Bogiem, a Jego (nowym) ludem.
  • Ten lud będzie lepiej niż Izrael znał Boga. Nie przez lepsze religijne wykształcenie, ale przez doświadczenie. Przede wszystkim doświadczenie przebaczenia grzechów..

Chrześcijanie uważają, że proroctwo Jeremiasza spełniło się na Jezusowym krzyżu. To wtedy Bóg zawarł z człowiekiem nowe (i wieczne) przymierze. Sam Jezus nawiązuje zresztą to tego proroctwa podczas Ostatniej Wieczerzy, gdy mówi o kielichu nowego przymierza. Faktycznie, członkiem nowego ludu Bożego, chrześcijaninem,  zostaje nie ten, kto biernie stoi pod górą Horeb (Synaj) i nie ma wpływu na to, co się dzieje. Żeby zostać chrześcijaninem trzeba świadomie, osobiście powiedzieć Bogu „tak”. Pomijam w tym miejscu zagadnienie chrztu niemowląt, ale zasadniczo tak właśnie jest. Do Kościoła przystępuje ten, kto chce. Nie ten, kto jest członkiem jakiejś wybranej przez Boga grupy.

Niewątpliwie to nowe przymierze ustanowiło też nowy rodzaj relacji między Bogiem i człowiekiem. Trudno się tutaj nad tym tematem rozwodzić, ale już samo to, że każdy, kto tylko chce może stać się beneficjentem tego przymierza – przez chrzest – wskazuje na istotną nowość tej relacji w porównaniu ze Starym Przymierzem.

Z pozoru najtrudniej z tą ostatnią myślą z proroctwa Jeremiasza: z brakiem konieczności pouczania się na temat poznania Boga. Czy w Kościele nie potrzebujemy nauczania? Na pewno. Ale…

Święty Jan w jednym ze swoich listów (1J 2, 27) napisze, że chrześcijanie nie potrzebują od nikogo pouczenia. Mowa była o nauczycielach, którzy chcieli ich na nowo uczyć Ewangelii. Oni natomiast mają tylko trwać w tym, co im przekazano na początku, co otrzymali otrzymując od Boga namaszczenie. Otóż coś w tym jest. Każdy kto decyduje się przyjąć Jezusa (znów pomijam tu kwestię chrztu niemowląt) ma jakąś podstawową wiedzę na temat Boga. Przede wszystkim to, o czym pisze właśnie Jeremiasz: doświadczył Bożej łaskawości przebaczenia grzechów. Na tym można już budować . Więcej, tego żadna nowa nauka nie przekreśli. I jeśli chrześcijanin jest otwarty na Boga – przez modlitwę, karmienie się słowem Bożym – to żadne jakieś nowe nauki faktycznie nie są mu potrzebne. Dokładniej: nigdy nie jest religijnym analfabetą, któremu wszystko trzeba tłumaczyć od podstaw.

A następujący po tym czytaniu Psalm 51 jest prośbą o zmiłowanie i odpuszczenie grzechów…

2. Kontekst drugiego czytania Hbr 5,7-9
Listo do Hebrajczyków.. No dobrze, zostawmy cały list do Hebrajczyków. W piątym rozdziale tego listu, tym z którego pochodzi drugie czytanie tej niedzieli, Chrystus jest przedstawiony jako arcykapłan miłosierny. Taki, który potrafi współczuć. A reszta.. Może przytoczmy tekst czytania z małymi dodatkami, by zobaczyć je w nieco szerszym kontekście.

Każdy bowiem arcykapłan z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy. Może on współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą, ponieważ sam podlega słabości. I ze względu na nią powinien jak za lud, tak i za samego siebie składać ofiary za grzechy. I nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron.  Podobnie i Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się arcykapłanem, ale [uczynił to] Ten, który powiedział do Niego:

Ty jesteś moim Synem, Jam Cię dziś zrodził

jak i w innym [miejscu]:

Tyś jest kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka

Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka.

W czytaniu tylko trzy zdania, ale jakże brzemienne w treść. Pierwsze jest chyba nawiązaniem do modlitwy w Ogrójcu. Być może też do modlitw na krzyżu. Zaskakuje trochę to „wysłuchanie” prośby Jezusa. Jak to, czyż Jezus nie zginął?

Ano w Ogrójcu Jezus prosił nie tylko o to, by, jeśli to możliwe, ominął go kielich, czyli cierpienie. Prosił przede wszystkim, aby spełniła się wola Ojca. I ta faktycznie się spełniła. Zgodnie z wolą Ojca, który oczekiwał, że Jego Syn będzie tak Mu posłuszny, że nie cofnie się nawet przed śmiercią, Jezus został zabity. Ale… to jeszcze niezbyt precyzyjna odpowiedź. Mogłaby sugerować jakąś złośliwość Ojca: chciałeś to masz. Pełna odpowiedź przyjdzie dopiero w trzecim zdaniu.

W drugim zdaniu poznajemy „część sensu” takiego postawienia sprawy: Jezus Arcykapłan, którego zadaniem jest składać ofiary za ludzkie grzechy i współczuć im, nauczył się posłuszeństwa przez cierpienie. Chyba –  precyzując nieco – chodzi tu o poddanie tego posłuszeństwa największej próbie. Nikt nie może Arcykapłanowi Chrystusowi dziś powiedzieć, że nie wie jak trudno być posłusznym Bogu. Wie, bo dla tego posłuszeństwa przeszedł straszne męki. I wie, że to może być bardzo trudne…

A w trzecim zdaniu odnajdujemy „resztę sensu” krzyżowej śmierci Jezusa: danie zbawienia wiecznego wszystkim, którzy dają mu posłuch. To trzecie zdanie rozjaśnia też sens owego zaskakującego stwierdzenia o wysłuchaniu Jezusa przez Boga. Nie tylko na tym polegało wysłuchanie Jezusa, że się stało co Ojciec chce, ale przede wszystkim Jezus został wysłuchany, bo spełniło się to,l czego najbardziej pragnął: dokonało się zbawienie człowieka. W tym sensie Jezus został wysłuchany. Spełniło się Jego pragnienie. A spełniło się – jak napisał autor Listu do Hebrajczyków – „dzięki uległości”.

Można by teraz snuć rozważania na temat tego, jak błogosławione skutki przynosi posłuszeństwo Bogu. Wróćmy jednak do tego, co w tekście chyba istotniejsze, a co wytłuściłem w poprzednim akapicie: Jezus przez swoją śmierć dał zbawienie wszystkim, którzy Go słuchają. Tu przypomina się Jeremiasz ze swoim proroctwem o Nowym Przymierzu. Tym, którego prawo miało być wypisane nie na kamiennych tablicach, ale w głębi człowieczego jestestwa. No właśnie: w Nowym Przymierzu udział mają nie ci, którzy stoją pod Horebem i nie bardzo mają wyjście. Mają ci, którzy mówią Bogu „tak”, którzy Go słuchają.

3. Kontekst Ewangelii J 12,20-33

Ewangelia ten niedzieli pochodzi z dwunastego rozdziału Ewangelii Jana. Rzut oka na jego treść wiele się wyjaśnia. Najpierw jest uczta w Betanii, już jakiś czas po wskrzeszeniu łazarza,  podczas której Maria namaszcza nogi Jezusa, a Judasz narzeka, że to marnotrawstwo. Potem uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy. W wersji Jana chyba nigdy podczas liturgii nie czytany. A szkoda, bo niesie dla przyzwyczajonego do narracji Synoptyków dość zaskakujące treści: uczniowie nie rozumieją co się dzieje, podkreślenie faktu, że o Jezusie daje świadectwo tłum, który widział wskrzeszenie Łazarza i że  naprzeciw niemu wychodzi inny tłum z Jerozolimy. Bardzo ciekawa jest też postawa faryzeuszy: „mówili jeden do drugiego: «Widzicie, że nic nie zyskujecie? Patrz – świat poszedł za Nim»”. Widać w tych scenach pewne napięcie, postawy się polaryzują. Najwyższy czas opowiedzieć się za lub przeciw.

A po scenie czytanej jako Ewangelia tej niedzieli Jan pisze o odrzuceniu Jezusa. Ciągle przez ów tłum.

Chociaż jednak uczynił On przed nimi tak wielkie znaki, nie uwierzyli w Niego, aby się spełniło słowo proroka Izajasza, który rzekł:
Panie, któż uwierzył naszemu głosowi?
A ramię Pańskie komu zostało objawione?
Dlatego nie mogli uwierzyć, ponieważ znów rzekł Izajasz:
Zaślepił ich oczy
i twardym uczynił ich serce,
żeby nie widzieli oczami
oraz nie poznali sercem i nie nawrócili się,
ażebym ich uzdrowił.

A potem Jan pisze, że mimo to wielu, także spośród przywódców, uwierzyło w Niego. Ciągle jest więc to rozdwojenie: za i przeciw. I w takim właśnie kontekście przychodzi nam czytać Ewangelię tej niedzieli.

Przytoczmy jej tekst podając jednocześnie całość Jezusowej mowy  do jerozolimskiego tłumu. Tekst czytany podczas Eucharystii – pogrubioną czcionką.

A wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon [Bogu] w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: «Panie, chcemy ujrzeć Jezusa».  Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi.

Jezus dał im taką odpowiedź: «Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy.  Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.

Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław Twoje imię!». Wtem rozległ się głos z nieba: «Już wsławiłem i jeszcze wsławię». Tłum stojący [to] usłyszał i mówił: «Zagrzmiało!» Inni mówili: «Anioł przemówił do Niego». Na to rzekł Jezus: «Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie». To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć.

Na to tłum Mu odpowiedział: «Myśmy się dowiedzieli z Prawa, że Mesjasz ma trwać na wieki. Jakżeż Ty możesz mówić, że potrzeba wywyższyć Syna Człowieczego? Któż to jest ten Syn Człowieczy?» Odpowiedział im więc Jezus: «Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości». To powiedział Jezus i odszedł, i ukrył się przed nimi.

4. Warto zauważyć

Dziwne to, prawda? Chcemy ujrzeć Jezusa – mówią Filipowi jacyś nieznani bliżej Grecy, a gdy ten z Andrzejem przekazuje ich prośbę Jezusowi słyszy odpowiedź „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy” i ani słowa o tej prośbie. Nieporozumienie? Niejedno z tych, na których buduje swoją narrację autor Czwartej Ewangelii? Owszem. Tyle, że jak się zastanowić, to Jezus daje tu bardzo wyraźną odpowiedź.

Przypomnijmy: dwie sceny wcześniej mamy Marię wylewającą na nogi Jezusa drogocenny olejek i Judasza, który uważa to za marnotrawstwo. Scenę wcześniej dwa tłumy: jeden dający świadectwo o wskrzeszeniu Łazarza, drugi idący mu naprzeciw z Jerozolimy. Teraz natomiast mamy pogan, którzy chcą zobaczyć Jezusa i nastawionych do niego sceptycznie Żydów. I co mówi Jezus?

Pomińmy trzy pierwsze zdania. Wyraźniejszą odpowiedź dla Filipa i Andrzeja znajdujemy w czwartym i piątym:  „A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec”.

To jest odpowiedź! Chcecie mnie zobaczyć? To chodźcie za Mną. Bądźcie zawsze tam gdzie ja. A wtedy, za służbę dla Mnie, uczci was Ojciec.

Zwróćmy uwagę na jeszcze jedno: Jezus mówi niby do wszystkich, ale w zasadzie odpowiada na prośbę pogan!  Właśnie w tym momencie widać ten kapitalny związek Ewangelii tej niedzieli z pierwszym i drugim czytaniem. Udział w Nowym Przymierzu to decyzja serca – zapowiada Jeremiasz. Kto słucha Jezusa, ma zbawienie – przypomina autor Listu do Hebrajczyków. A Jezus mówi to samo: nie liczy się, czy staliście pod Horebem kiedy zawierałem ze swoim ludem przymierze. Jesteście z Izraela? Wspaniale. Jesteście Grekami? Też dobrze. I tak liczy się wasza osobista decyzja. „Kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i Mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec”.

Sprawa konieczności dokonania wyboru pojawia się w tej scenie za chwilę jeszcze dwa razy. Choć już nie tak wyraźnie. „Zagrzmiało” – mówią jedni, gdy Jezus słyszy z nieba głos Ojca. „Anioł przemówił do Niego” – uważają inni. Jak było naprawdę? Którą wersję wybierasz? A za chwilę Jezus mówi (tego się już nie czyta podczas Mszy tej niedzieli) : «Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości». Jezus mówi: jeszcze macie czas do namysłu. Jeszcze możecie wybrać światło i będziecie synami światłości. Ale jeśli Mnie odrzucicie, ogarnie was ciemność.

W kontekście konieczności dokonania takiego wyboru, przyjęcia Jezusa lub odrzucenia Go, wybrania światłości lub pogrążenia się w ciemności trzeba też chyba spojrzeć na tą tajemniczo brzmiącą deklaracje Jezusa: „teraz odbywa się sąd nad tym światem”. Chyba nie chodzi tu tylko o pokonanie szatana, władcy świata, który „zostanie precz wyrzucony.” To też sąd nad nami, ludźmi. Sąd, w którym zbawieni zostaną ci, którzy zaufają Adwokatowi (Parakletowi) Jezusowi (parę rozdziałów dalej Jan pisze o (Innym Paraklecie – Duchu Świętym), a skazani zostaną ci, którzy jego łaskawością wzgardzą…

Oczywiście scena Ewangelii tej niedzieli jest znacznie bogatsza w treść niż tylko wskazanie na konieczność dokonania wyboru. Trochę może mieszając właśnie ją przedstawiłem na początku z trzech powodów: po pierwsze wyjaśnia ono owo początkowe nieporozumienie tej sceny, tą dziwną odpowiedź Jezusa na prośbę FIlipa i  Andrzeja. Po drugie dlatego, że jest kontynuacją tego, co widać w poprzednich i następnych scenach tej Ewangelii: tego przygotowania do konieczności dokonania wyboru za Jezusem lub przeciw Niemu. A po trzecie  dlatego, że nawiązuje bezpośrednio do pozostałych czytań. Ale żal byłoby pominąć i inne wątki.

Warto więc też zwrócić uwagę, jak Jezus widzi siebie i swoją nieodległa już mękę, śmierć i zmartwychwstanie.

  • „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy”. To nie jest godzina Jego poniżenia, ale uwielbienia, wywyższenia. I nie chodzi chyba tylko o fakt, że po śmierci po trzech dniach zmartwychwstanie. Wszak wielu Mu nie uwierzy. Sama śmierć jest wywyższeniem, bo jest oddaniem Ojcu najlepszej czci posłuszeństwem. Myśl ta kontynuowana jest kawałek dalej: „Ojcze wybaw Mnie?” Przecież po to przyszedłem. „Ojcze, wsław twoje imię”. Posłuszeństwo aż do śmierci jest uwielbieniem Ojca. Odwraca to, co ludzkość zrobiła w Edenie… Jak tu nie dodać, że chrześcijanin też najlepiej czci Boga nie nabożeństwem,  a posłuszeństwem?
  • „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo…” Jezus widzi swoja śmierć jako zasiew. Zasiew który przyniesie obfity plon zbawienia… I znów: jak to nie dodać, że chrześcijanin też najwięcej owoców przynosi, gdy potrafi być wierny Bogu choć po ludzku przegrywa?
  • „Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony”… Jezus widzi swoją mękę jako sąd nad złem, jako pokonanie szatana….
  • „Myśmy się dowiedzieli z Prawa, że Mesjasz ma trwać na wieki. Jakżeż Ty możesz mówić, że potrzeba wywyższyć Syna Człowieczego?”  – mówią ludzie Jezusowi. On nie odpowiada wprost. Mówi, że mają trwać w światłości. Ale my już wiemy o co chodzi. Mesjasz będzie trwał na wieki. Ale nie na ziemi, a w niebie, gdy po zmartwychwstaniu zasiądzie po prawicy Ojca Tyle że przekonani będą o tym tylko co, którzy Mu uwierzyli. Dla pozostałych ta prawda pozostanie najwyżej czczą gadaniną.

Warto zwrócić też uwagę na to, co można by określić drogą ucznia Jezusa. Jeśli się zdecyduje opowiedzieć za Jezusem  – o czym pisałem wcześniej – to konsekwencją tego musi być pójście za Nim Jego drogą.

  • „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne…. Być uczniem Jezusa to zrezygnować z dróg, które proponuje ten świat,  dróg wygodnych, łatwych, szerokich. To pójście za Jezusem: „kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa”. A gdzie Jezus idzie? No na krzyż właśnie. Na krzyż będący wyrazem posłuszeństwa Ojcu. Chrześcijanin na przekór temu co oferuje świat musi iść tam gdzie jego Mistrz, czyli musi być zawsze posłuszny Ojcu. Wtedy „uczci go Ojciec”…
  • „Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie… tego już nie ma w czytanej tej niedzieli Ewangelii, ale jak wyjaśniałem wyżej, to dalszy ciąg tej samej mowy Jezusa. On mówi „uwierzcie mi, dopóki jestem jeszcze z wami, bo potem różnie to może być… Chrześcijanin ma zawsze chodzić w światłości. A nie mówić „potem”, „potem”. Bo „potem” to różnie może być…

Podsumowując: Jezus idzie na śmierć. Wcale jednak z tego powodu nie rozpacza. Wie, że w ten sposób najlepiej odda cześć Ojcu, przez co i sam zostanie wywyższony. Wie, że Jego posłuszeństwo przyniesie wiele dobrych owoców, że przyniesie człowiekowi zbawienie. Człowiek musi się zdecydować: iść za Jezusem czy nie. Ale powinien wiedzieć, że pójście za Jezusem, to droga posłuszeństwa Ojcu aż do śmierci, droga na krzyż. Na tej drodze człowiek znajduje odkupienie.

5. W praktyce

  • Jezus ukazuje wiarę w Niego jako owoc pewnej decyzji: „tak, chcę iść za Nim”. Tak jak Jeremiasz gdy mówi, że Nowe Przymierze zawiera ten, kto przyjmuje je sercem. Znaczy to nie tylko tyle, że nikt do wiary nie powinien być zmuszany. Oznacza też, że wiara rozumiana jako trwanie w pewnej tradycji, to jednak za mało. Zwłaszcza że opowiadając się za Jezusem wypada przyjąć Jego styl, Jego reguły gry.
  • Jako to styl? Jakie to reguły? To zgoda na to, żeby zawsze być posłusznym Ojcu. I gotowość pójścia w imię tego posłuszeństwa na krzyż. Chrześcijanie, nawet ci chodzący co niedzielę do Kościoła, bardzo często przyjmują dziś styl tego świata. Łatwo idą na kompromisy… Ale nie chodzi mi tu wcale o takie kompromisy, które nieraz piętnują różni gorliwi katolicy. Czyli np. jakąś życzliwość w stosunku do niewierzących, spolegliwość, nie stawianie spraw na ostrzu noża, nie rzucanie na prawo i lewo anatemami i ekskomunikami… Dokładnie odwrotnie: chodzi mi o kompromisy polegające na tym, że chrześcijanin niby dla większego dobra wybiera zło. Czyli np. w piętnowaniu letnich katolików czy niewierzących folguje swojej złośliwości, łatwo osądza, potępia itd. Zwłaszcza w polityce. W ten sposób niby w imię wierności Bogu zgadza się na grzech. Prawda że absurd?Oczywiście płaszczyzn takich kompromisów dzisiejszych chrześcijan ze złem jest więcej. To kwestia przymykania oka na niesprawiedliwość społeczną, kiedy się jej  beneficjentem (choćby kwestia nierównego wieku emerytalnego czy nierównych podatków), zgody na przyjmowanie niezgodnych z Ewangelią zasad kierowania przedsiębiorstwem, serwilizm nakazujący mówić tylko to, co szef chce usłyszeć, a owocujący personalnymi rozgrywkami, sprzeciwianie się przyjmowaniu emigrantów i wiele wiele innych. Tymczasem chrześcijanin musi być inny. Nie dla samego bycia innym, ale by zawsze dawać świadectwo swojej wierności Ojcu. Przecież „ten, kto kocha swoje życie, traci je”. Za zachowa je na życie wieczne ten, kto tego życia, tych kompromisów wobec wierności Ojcu nienawidzi…

http://biblia.wiara.pl/doc/2397448.Jesli-chcesz/6

********

Medytacja tygodnia

V NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU – rok B
22 marca 2015 r.

I  Lectio:
Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.
Pan mówi: „Oto nadchodzą dni, kiedy zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich władcą, mówi Pan. Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach, mówi Pan: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem. I nie będą się musieli wzajemnie pouczać mówiąc jeden do drugiego: «Poznajcie Pana». Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał”.

(Jr 31,31-34)

 

II  Meditatio:
Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”
Autor natchniony przypomina, że nie wystarczy przymierze zawarte i potwierdzone tylko jakimś zewnętrznym znakiem nawet tak ważnym i cennym jak kamienne tablice z Dziesięcioma Przykazaniami. Takie przymierze łączyło Izraela z Bogiem po uwolnieniu z egipskiej niewoli. Niestety utrwalone na kamiennych tablicach z wielkim trudem utrwalało się w ludzkich serca. Ostatecznie Izrael je złamał. Odtrącił Bożą rękę, która wyprowadziła go z Egiptu, doprowadziła do ziemi obiecanej, tę ziemię pomogła zająć i zagospodarować. Izrael postanowi niejako żyć na własną rękę, być panem dla samego siebie.

Czy ja mocno trzymam się Bożej ręki, daję się Panu prowadzić, ochraniać, wspierać? Czy On jest moim Panem? Czy pamiętam, że moje przymierze z Bogiem rozpoczęło się z chwilą chrztu św.? Czy uświadamiam sobie, że nim zostało odnotowane w księgach parafialnych, najpierw dokonało się w moim sercu? Czy dalej się tam dokonuje, rozwija, umacnia? Być może doskonale na pamięć znam Boże przykazania, ale czy pamiętam, aby, na co dzień je wypełniać, nimi żyć?

Pan obiecał zawarcie z Izraelem nowego przymierza, które przede wszystkim miało zostać wypisane na sercu każdego Izraelity, przenikać całą głębię jego osoby. Przymierze to miało umocnić relacje miedzy Bogiem a Izraelem. Wskutek uwewnętrznienia zasad przymierza wzrośnie, pogłębi się znajomość Pana Boga. Nie będzie trzeba szczególnych pouczeń w tej kwestii. Pan Bóg gwarantował także odpuszczenie występków i nie powracanie do grzechów.

Czy zdaję sobie sprawę, że każda spowiedź jest niejako odnowieniem mojego przymierza chrzcielnego nadwyrężonego czy wręcz zerwanego przez moje grzechy? Czy korzystam z tego odnowienia i to systematycznie? Czy umacniam osobistą relację z Panem Bogiem, która jest fundamentem mojego z Nim przymierza? Czy wzrasta nie tylko moja znajomość Pana Boga, ale także moja miłość do Niego? Pan nie wraca do grzechów, ja niestety tak, ale czy wówczas wracam także po Jego miłosierdzie?

Pomodlę się o owocne wykorzystanie ostatnich dwu tygodni Wielkiego Postu. Przyjrzę się jak wygląda realizacja moich wielkopostnych postanowień. Pomodlę się za parafie, które przeżywają wielkopostne rekolekcje o obfite ich owoce.

 

III  Oratio:
Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:


Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste
i odnów we mnie moc ducha.
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza
i nie odbieraj mi świętego ducha swego… 
(
Ps 51,12-13)


IV  Contemplatio:
Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:


Przywróć mi, Panie, radość z Twojego zbawienia
***
opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
(Centrum Formacji Duchowej)

 

http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22215

 

**************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

22 marca
Święty Zachariasz, papież

Święty Zachariasz Zachariasz był synem Polychroniusza z Kalabrii. Był Grekiem, ale urodzonym we Włoszech. Nie znamy szczegółów z jego lat młodzieńczych. Możliwe, że współpracował ze św. Grzegorzem III i był diakonem, którego podpis figuruje na synodzie rzymskim w roku 732.
3 grudnia 741 roku został wybrany na stolicę Piotrową. Wybór Zachariasza na papieża nie wymagał już cesarskiego zatwierdzenia, niemniej jednak Zachariasz natychmiast po wyborze wysłał legatów do cesarza Konstantyna V Kopronyma (719-775), zawiadamiając go o wstąpieniu na tron św. Piotra i prosząc o przywrócenie kultu obrazów. Zachariasz był ostatnim z papieży tzw. wschodnich, który zwrócił się do cesarza o zatwierdzenie swojego wyboru.
Łagodnością i życzliwością zjednał sobie lud Italii, cesarza i sąsiadów. Utrzymywał dobre stosunki z Konstantynopolem. Zawarł pokój z Longobardami, odzyskując część ziem i jeńców. Kiedy zaprzyjaźniony król Ratchis utracił tron, przyjął go do siebie. Zawarł sojusz z Frankami oraz udzielił poparcia Pepinowi Małemu. Zachariasz odrestaurował i upiększył wiele kościołów. Przeniósł swoją siedzibę z Palatynu do Lateranu i powiększył tamtejszy pałac.
Zmarł w Rzymie po 11 latach pontyfikatu 15 marca 752 roku. Został pochowany w bazylice św. Piotra. Wszedł do literatury chrześcijańskiej jako tłumacz na język grecki łacińskich Dialogów św. Grzegorza Wielkiego.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-22.php3

Papież-polityk – święty Zachariasz

dodane 2009-09-17 11:43

Anna Leksy

“22 marca. W Rzymie św. Zachariasza, papieża. Z wielką czujnością rządził Kościołem Bożym. Wsławiony zasługami odpoczął w pokoju.” W taki sposób “Martyrologium Rzymskie” upamiętniło postać św. Zachariasza, ostatniego papieża greckiego pochodzenia.

Papież-polityk - święty Zachariasz   Autor nieznany (PD) Św. Zachariasz, papież

Sytuacja polityczna w Italii sprawiła, że papież Zachariasz musiał wykazać się jako zręczny polityk. Na Stolicy Piotrowej zasiadał w latach 741-752 kiedy ziemiom włoskim, a nawet samemu Rzymowi zagrażali Longobardowie. Św. Zachariasz wysłał emisariuszy do ich króla Liutpranda,a następnie spotkał się z nim osobiście. W zamian za pomoc wojskową uzyskał zwrot jeńców i twierdz zagarniętych za poprzedniego papież Grzegorza II. Jego pozycja była na tyle mocna, że potrafił wpłynąć na króla Longobardów, by ten wycofał się z terenów zagarniętych Cesarstwu Bizantyjskiemu.

Także w stosunkach z cesarzem bizantyńskim Zachariasz okazał się przewidujący i rozsądny. Choć jego wybór nie wymagał już cesarskiego zatwierdzenia, przezornie wysłał legatów do Konstantynopola. Po nim żaden papież już tego nie uczynił. Dzięki temu Zachariasz nie musiał podporządkować się cesarzowi w kwestii kultu obrazów. Bowiem właśnie wtedy cesarz Konstantyn V zakazał ich posiadania i praktykowania kultu. Zachariasz przeciwstawiał się temu. Dzięki poprawnym stosunkom politycznym dwaj zatwardziali zwolennicy swoich koncepcji mogli pominąć kwestię milczeniem. Obydwaj zdawali sobie sprawę, że lepiej będzie, gdy pozostaną w przyjaźni.

Św. Zachariasz prowadził też ożywione kontakty z Bonifacym, apostołem Germanów. Papież popierał program reformacji frankijskiego kościoła, który stworzył Bonifacy. We wprowadzeniu go w życie wydatnie pomogły poprawne stosunki, jakie Zachariasz utrzymywał z władcami frankijskimi Karolmanem i Pepinem.

W historii politycznej papież Zachariasz został zapamiętany, jako ten, który przyczynił się do upadku Merowingów i powstania dynastii Karolingów. To właśnie on w 750 roku wydał orzeczenie, wg. którego lepiej, by tytuł królewski należał do tego, kto w rzeczywistości sprawuje władzę, niż do tego kto nosi królewski tytuł, lecz jej nie ma. Tym samym wydał zgodę na detronizację króla Childeryka III i wstąpienie na tron majordoma Pepina.

Zachariasz był energicznym zarządcą, który nie tylko sprawował kontrolę nad wojskiem i władzami świeckimi w Rzymie, ale też interesował się dalszymi posiadłościami papieskimi. Odnawiał również i wyposażał kościoły rzymskie. Przeniósł rezydencję papieską z Palatynu na Lateran, odbudowują chylący się ku upadkowi pałac. Zasłynął tłumaczeniem “Dialogów” Grzegorza Wielkiego na język grecki.
http://kosciol.wiara.pl/doc/491045.Papiezpolityk-swiety-Zachariasz

*************

Św. Lea
wdowa

Jedyne wiadomości o św. Lei, pobożnej wdowie z IV wieku, znajdują się w liście, który św. Hieronim napisał do św. Marceli. Po śmierci męża usunęła się do rzymskiego klasztoru; w końcu została jego przełożoną. Odznaczała się wielką uległością i pokorą. Całe noce spędzała na modlitwach, a swoje towarzyszki pouczała pięknym przykładem umartwienia i prostoty.

jutro: św. Turybiusza

http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22215

***************************************************************************************************************************************

REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE

Mleko i miód. Odcinek 14: Zwycięskie łzy

Langusta na palmie
wydrukuj

Adam Szustak OP

(fot. shutterstock.cm)

Adam Szustak OP: bardzo możliwe, że Pan już zaczął Ciebie wybawiać, ale Ty tego nie widzisz…

 

Czternasty odcinek internetowego słuchowiska wielkopostnego MLEKO I MIÓD prowadzonego przez o. Adama Szustaka OP. Po więcej zapraszamy na: www.langustanapalmie.pl.

********

#MwD: Jak dotrzeć do Chrystusa?

Błażej Sikora SJ

 

(fot. DBarefoot / Foter / CC BY-NC)

Zobacz ludzi, którzy wyruszają w drogę, aby spotkać się z ważną dla nich osobą. Przyjrzyj się ich przygotowaniom.

Piąta Niedziela Wielkiego Postu

J 12, 20-33 Ściągnij plik MP3 (ikonka) ściągnij plik MP3

Zobacz ludzi, którzy wyruszają w drogę, aby spotkać się z ważną dla nich osobą. Przyjrzyj się ich przygotowaniom.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana.
J 12, 20-33
Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go, mówiąc: «Panie, chcemy ujrzeć Jezusa». Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: «Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, uwielbij imię Twoje». Wtem rozległ się głos z nieba: «I uwielbiłem i znowu uwielbię». Tłum stojący usłyszał to i mówił: «Zagrzmiało!» Inni mówili: «Anioł przemówił do Niego». Na to rzekł Jezus: «Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie». To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć.

Na święto do Jerozolimy przybyło wiele osób. Przyszli, aby oddać cześć Bogu w świątyni. Część z nich miała także inne pragnienie: chcieli zobaczyć Jezusa. Wiele już słyszeli o Nim, o Jego nauce i cudach, które zdziałał. Jednak nigdy do nich nie dotarł. Gdy więc nadarzyła się okazja, chcieli Go spotkać. Zaczęli więc szukać jakiejś możliwości zobaczenia Chrystusa.

Filip poproszony o umożliwienie spotkania z Jezusem chce pomóc. Jednak w jakiś sposób czuje, że sam nie jest w stanie spełnić tej prośby. Nie wstydzi się więc zwrócić o pomoc do Andrzeja. Razem przychodzą do Jezusa, przedstawiają Mu sprawę. Nie mówią Chrystusowi, co ma zrobić, zostawiają Mu całkowitą wolność działania.

Jezus odpowiada swoim Apostołom, a przy okazji innym ludziom. Jednak Jego wypowiedź pozostaje zagadkowa, tajemnicza. W chwili, gdy zwraca się do swego Ojca, Boga, On Mu odpowiada. Wszyscy to słyszą, jednak nie potrafią tego zrozumieć. Być może wielu czekało na taki głos z nieba, który wskaże im drogę, pokaże oczekiwanego Mesjasza. Gdy jednak dostają potwierdzenie, to nie jest ono tak jasne, jak by chcieli, mają wątpliwości, wciąż mogą je różnie interpretować.

Na koniec porozmawiaj z Jezusem o tym, czego doświadczyłeś w tej modlitwie lub o tym, jak ty Go poszukujesz albo o trudnościach z przedstawianiem Go innym.

http://www.modlitwawdrodze.pl/home/

***************************************************************************************************************************************

TO WARTO PRZECZYTAĆ

o. Jerzy Zieliński OCD
Milczenie – przestrzeń dla Boga
Głos Karmelu

  • Bóg, wiara, rozum
  • Modlitwa
  • Duchowość
Jeśli chcemy usłyszeć drugiego człowieka, potrzebne jest powietrze, które umożliwia rozchodzenie się falom głosowym. Jeśli go zabraknie, na nic zda się doskonale rozwinięty organ mowy. By usłyszeć Boga i móc wypowiedzieć do Niego własne słowa, potrzebna jest atmosfera wewnętrznego milczenia.
Wewnętrzne milczenie
Podejmując temat milczenia, jako atmosfery niezbędnej, by usłyszeć mówiącego Boga, nie będzie nam chodziło o milczenie rozumiane jako czynność nie mówienia. Interesuje nas milczenie jako jeden z przejawów tajemnicy czystego serca. Niejednokrotnie zbyt dosłownie i wąsko rozumiemy milczenie jako powstrzymanie się od słów. Święta Faustyna wyjaśnia tymczasem: „Można wiele mówić, a nie przerwać milczenia, a znowu można niewiele mówić, a zawsze łamać milczenie. Jak niepowetowaną szkodę przynosi niezachowanie milczenia. Wiele się krzywdy wyrządza bliźnim, ale najwięcej – to własnej duszy. (…) Bóg nie udziela się duszy gadatliwej, która jak truteń w ulu wiele brzęczy, ale za to nie wyrabia miodu. Dusza gaduła jest pusta we własnym wnętrzu. Nie ma w niej ani cnót gruntownych, ani poufałości z Bogiem. Nie ma mowy o życiu głębszym, o słodkim pokoju i ciszy, w której mieszka Bóg. Dusza, nie zaznawszy słodyczy ciszy wewnętrznej, jest duchem niespokojnym i mąci innym tę ciszę”.
Święta wskazuje nam na istotną rzecz w formacji do dobrego używania języka. Nie chodzi w niej o to, by nigdy nic nie mówić. Przewrotnym milczeniem można ciężko zgrzeszyć. Chodzi o nabycie ducha mądrego mówienia, który wyrasta z doświadczenia czystości serca.
Zaczyna się w sercu
Czystość serca rodząca atmosferę wewnętrznego milczenia to tajemnica, w którą można wchodzić tylko z Duchem Świętym, jej autorem. Święty ojciec Pio napisał: „Istnieje szkoła ucząca grania, istnieje szkoła ucząca pisania, istnieje szkoła ucząca języków, ale nie ma szkoły uczącej milczenia, milczenia uczy Duch Święty”. U ludzi można nauczyć się grać na instrumentach, pisać, można nauczyć się obcych języków, ale żaden człowiek nie nauczy nas milczenia. Tej sztuki uczy sam Duch Święty.
Wewnętrzna czystość to coś do końca niepojętego dla ludzkiego umysłu; to coś obejmującego całą istotę człowieka, wszystkie sfery jego bytowania: duchową, intelektualną, wegetatywną, moralną, psychiczną, sferę erosu; to coś, co dane jest nam wówczas, gdy – pomimo trudności – chcemy i podejmujemy wysiłek bycia przy Bogu, Źródle Czystości.
Wewnętrzne milczenie rodzi się z czystego serca. Błędem byłoby identyfikować go z prostym faktem mówienia bądź nie mówienia. „Długi język”, „język niepohamowany”, „język ciekawski”, „język gadatliwy” – te i im podobne określenia, którymi chcemy wyrazić fakt grzeszenia mową, skierowują naszą uwagę na rzeczywistości znacznie głębsze niż tylko ludzki organ mowy.W wypowiedziach Jezusa znajdujemy bardzo mocno brzmiące stwierdzenia o odpowiedzialności za nadużywanie języka: „Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony” (Mt 12, 36–37). Jak zrozumieć takie stwierdzenie Jezusa?

Ambasador serca
Język jest ambasadorem świata ludzkiego wnętrza, a konkretnie świata najwyższych władz: rozumu, woli  i serca. Szczególnie jednak wiąże się z sercem. Jeżeli jest ono brudne, mowa będzie brudna; jeśli serce dąży do czystości, mowę również będzie cechować pogłębiająca się czystość. To nie ilość wypowiedzianych słów decyduje o czystości języka i atmosferze milczenia lecz czystość bądź brud serca.Milczenie, które ma pomóc usłyszeć i zrozumieć Boga dotyczy zatem kondycji wnętrza, kondycji serca. Stawiając sobie pytanie, czy jest we mnie atmosfera milczenia, na pierwszym miejscu trzeba zbadać nie to, jak mówię, o czym mówię i ile mówię. Oczywiście to także są ważne kwestie i podlegają przeróżnym formom chrześcijańskiej ascezy. Na pierwszym miejscu jednak trzeba pytać się o kondycję serca, o to, czym żyje, czym się karmi, jak reaguje, za czym tęskni. Mądre używanie języka i życie atmosferą milczenia to po prostu owoce żyjącego serca. Będą takie, jakie jest serce.

Milczenie ciekawości
Ciekawość jest jednym z najsilniejszych ludzkich pragnień. Potrzebna, aby móc poznawać siebie i świat, staje się prawdziwą przeszkodą, jeżeli zacznie żyć własnym życiem, życiem niekontrolowanym, niespokojnym przez pokusę „aby wiedzieć”. Ciekawość nieopanowana sprowadza do pamięci i do serca wydarzenia, osoby, sprawy, skandale. Czyni z nich śmietnik, w którym wszystkie te rzeczy fermentują, żyją niezależnym życiem, przypominają się, powracają. Nie ma mowy o czymś, co można by opisać jako spokojna tafla jeziora, w której może się przeglądać sam Bóg.Ciekawość rzuca w tę spokojną taflę jeziora kamienie, które wzbudzając kręgi fal niszczą wewnętrzny pokój. Ludzka mowa to jakby ta najdalej idąca fala wzbudzona przez kamień ciekawości; wypowiada na zewnątrz ferment i niepokój wnętrza.

Opanowywanie odruchu ciekawości w kwestiach rzeczy niepotrzebnych i gorszących jest podstawą nabywania atmosfery wewnętrznego milczenia. Od jej stopnia Duch Święty uzależnia stopień słyszenia i rozumienia mówiącego Boga.Niezdrowa ciekawość wykrzywia zdolność mądrego osądzania, rodząc swego rodzaju zaślepienia ducha. Taki człowiek nie jest w stanie wychwycić subtelnych słów Boga, bo nie pozwala mu na to mocny i narzucający się hałas fermentujących w sercu grzechów ciekawości.

Milczenie języka
Już biblijny mędrzec Syrach dostrzegł katastrofalne skutki złej mowy dla świętości serca, dlatego napisał: „Lepiej się potknąć na gruncie pod nogami niż o wybryk własnego języka” (Syr 20, 18). Zauważa, że osoba, która umie strzec swoich ust wcale nie wyobcowuje się ze świata i wydarzeń, ale staje się naprawdę sobą, zdobywa powagę i uznanie, umie właściwie zachować się w trudnych sytuacjach, a jej milczenie nie wynika z niewiedzy lecz z mądrości. Natomiast osoba gadatliwa zawsze będzie potykać się o grzechy swego gadulstwa, budzi odrazę, nie jest w stanie wytworzyć wokół siebie atmosfery przyjaźni i zaufania.
Słowa wystawiają na światło dzienne prawdy będące w sercu człowieka, dlatego prawdziwą wartość osoby mierzy się właśnie tym, co i jak ktoś mówi. Jezus wyraźnie wskazuje na taki związek serca, słów i czynów ludzkich pouczając nas: „Jakże wy możecie mówić dobrze, skoro źli jesteście” (Mt 12,36-37).
Grzechy języka mędrzec Syrach określa bardzo konkretnie; są nimi oszustwo i intryga. Następnie doradza, jak powinien zachować się mądry człowiek: uważaj, abyś nie dyskutował o upadkach bliźniego podczas jego nieobecności, a gdy jesteś z nim, nie oskarżaj go fałszywie. Jest to jedyna droga, która strzeże, wyjaśnia Syrach, przed uwikłaniem się w intrygę i oszustwo. Szanując bliźniego, człowiek szanuje i siebie.
Trzy bezcenne pytania
Jak zatem troszczyć się o swoją mowę, aby nie zaprzepaścić atmosfery wewnętrznego milczenia? Wystarczy stawiać sobie często trzy proste pytania, które stawiał już Arystoteles. Czy to co chcę powiedzieć, jest prawdziwe? Czy to co chcę powiedzieć przysporzy komuś dobra? Czy to co chcę powiedzieć jest naprawdę konieczne?
Jerzy Zieliński OCD
„Głos Karmelu” (1/2008)
fot. Moyan Brenn, Dreaming 

www.flickr.com

http://www.katolik.pl/milczenie—przestrzen-dla-boga,24672,416,cz.html?s=2
**********
Krzysztof Osuch SJ
Śmierć – radość i lęk
Mateusz.pl

Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon /Bogu/ w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław Twoje imię. Wtem rozległ się głos z nieba: Już wsławiłem i jeszcze wsławię. Tłum stojący /to/ usłyszał i mówił: Zagrzmiało! Inni mówili: Anioł przemówił do Niego. Na to rzekł Jezus: Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć (J 12,20-33).
„Człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca […] musi ze swoim życiem i śmiercią przybliżyć się do Chrystusa” – pisał Jan Paweł II w encyklice Odkupiciel człowieka. To właśnie próbowali uczynić Grecy z dzisiejszej perykopy. My też, z naszym życiem i z naszą śmiercią, przychodzimy do Jezusa, który sam też mierzył się z bliską śmiercią. Była ona dla Jezusa też trudna, ale On widział ją w perspektywie bliskiego uwielbienia. I to czyni wielką różnicę.
Dziwne sprzężenie – śmierci i uwielbienia
Oto starszyzna żydowska podjęła już decyzję, by pojmać Jezusa (por. J 11, 57) i skazać Go na śmierć. Podobny los (z polecenia tej samej władzy) miał spotkać Łazarza (por. J 12, 10), niedawno wskrzeszonego z martwych. Jezus ma w pamięci bardzo drogą Jego sercu ucztę u zaprzyjaźnionej rodziny Łazarza, Marii i Marty… Wnet miało zacząć się żydowskie święto Paschy. Rzesze ludzi wypełniały Jerozolimę. Wśród pielgrzymów byli Żydzi z różnych stron ówczesnego świata. Przybyło także trochę pogan sympatyzujących z judaizmem. Wielu z nich rozmawiało o niezwykłym Rabbim Jezusie…
Jezus ma już za sobą uroczysty wjazd do Jerozolimy (por. J 12, 12-19). Jeszcze otaczają Go tłumy słuchaczy. Jedni z Nim sympatyzują, inni śledzą Go z coraz większą wrogością, pewni tego, że jego dni są już policzone… W tej to scenerii i „gęstniejącej” atmosferze wrogości rozgrywa się to, o czym mówi dzisiejsza perykopa. Jezus dowiaduje się od Filipa i Andrzeja, że jacyś Grecy chcą Go zobaczyć. W odpowiedzi na ich pragnienie ujrzenia Go (poznania Go) Jezus wypowiada kilka ważkich zdań, w których daje poznać Siebie, a także odsłania sens ludzkiego wędrowania przez Ziemię: „A Jezus dał im taką odpowiedź: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy”.
– Chciałoby się zawołać: Kto z nas ludzi potrafiłby tak mówić w obliczu bliskiej śmierci, i to śmierci okrutnej, męczeńskiej? Jezus tymczasem z jasnością umysłu zaprasza, by razem z Nim widzieć przede wszystkim bliskie już uwielbienie! O uwielbieniu i chwale powie Jezus jeszcze wyraźniej w Wieczerniku: „Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim otoczony chwałą, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy” (J 13, 31-32).
Powrócić do Ojca, wejść ponownie w Boski sposób istnienia (po czasie kenozy wpisanej w tajemnicę Wcielenia) – to najradośniejszy moment w życiu Jezusa. Radość nie była jednak jedynym uczuciem, które towarzyszyło Jezusowi. W Jego Sercu obecny był także lęk, wielka trwoga, która w Ogrójcu spowoduje krwawy pot: „Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę”.
Śmierć – nasz lęk i nadzieja
Wszyscy jesteśmy wezwani, by wziąć sobie do serca Jezusowy los i odkryć, że Jego droga jest naszą drogą. Jesteśmy powołani, by uczynić ją własną pod każdym względem, we wszystkim. Znaczy to, że i nas Bóg Ojciec zaprasza do otwarcia się na uwielbienie, na wieczne życie i chwałę. Jednak na drodze do tego wspaniałego celu napotkamy swoistą przeszkodę: coś, co kosztuje i coś, co trwoży. Kosztuje: całożyciowa służba, trwoży: śmierć.
Jezus oswaja Greków, i wszystkich idących za Nim, z wielkim prawem obumierania (i całkowitego obumarcia) po to, aby zacząć żyć pełnym Życiem w Bogu: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”.
– Pan Jezus w tym obrazie obumierającego ziarna przybliża naszemu rozumieniu i sercu najgłębszy sens naszego życia. Mówi wprost, że doczesne życie jest powolnym obumieraniem. Nie może być inaczej. Jak ziarno może zaowocować jedynie po wsianiu go w rolę i po obumarciu w niej, tak i człowiek wchodzi (owocuje) w szczęście życia wiecznego, gdy ufnie godzi się codziennie obumierać, tracić swe siły (siebie w obecnym kształcie) i, w końcu, umrzeć. Tak, można ciężko wzdychać i zanosić gorące prośby i błagania do Tego, który może wybawić od śmierci (por. Hbr 5, 7), ale i tak strumień czasu unosi nas, codziennie i w każdej chwili, do krytycznego momentu, jakim jest śmierć!
Wszyscy o tym wiemy, choć (na ogół przez kilka dekad życia) rzadko o tym myślimy. Unikamy myśli o śmierci, pewno głównie dlatego, że widzimy w niej nie przede wszystkim „godzinę uwielbienia”, ale raczej samo ogołocenie, kres życia, destrukcję osoby i początek rozkładu naszego ciała. Jezus, sam stający na progu śmierci i (właśnie) uwielbienia, odsłania nam to, co jest dla nas ukryte. Mówi jasno, że za porażającymi procesami obumierania: dezorganizacji i rozkładu – skrywa się wzbierające życie, całkiem nowe życie, wieczne (por. J 17, 2) – przemienione – wyniesione do nowej jakości przez Wszechmoc i Dobroć Boga Ojca.
To oczywiste, że my sami na razie nie potrafimy wglądnąć w zapowiadane przez Jezusa uwielbienie biednej ludzkiej natury. Jezus wie jednak na pewno, że i ziarno pszenicy, i człowiek – odbywają podobną drogę ku „obfitowaniu życia”, a jest to droga właśnie obumierania i śmierci; śmierci, która jednak nie niszczy, lecz uwydatnia (jak powiedziałby Norwid: ja cię nie stargam, ja cię uwydatnię)!
Jezus Chrystus pragnie, abyśmy – my tak ograniczeni w przenikaniu choćby tylko struktury samej materii, a cóż dopiero mówić o głębiach duszy i Boga samego – uchwycili się Jego słów i wiedzy. A Jezusowa wiedza jest bezbłędna. Jezus nie oszukuje nas, gdy uświadamia nam, że trzeba tu na Ziemi stopniowo obumierać i umrzeć. Jedynie po dopełnieniu się tego procesu obumierania i śmierci Bóg Ojciec może dać nam bogatszy rodzaj życia oraz uwielbić – tak jak uwielbił swego Syna, i naszego Brata – Jezusa.

Żyć rewelacją!
Obumieranie i śmierć, wzięte same w sobie, zawsze rodzą w nas smutek, żal, opór, bunt, a nawet rozpacz. Jednak całe to bolesne przeżywanie zmienia się, łagodnieje, gdy dowiadujemy się od Chrystusa, że Bóg na nas czeka w Domu, w którym jest mieszkań wiele (por. J 14, 2). Że Ojciec nas miłuje (J 16, 27) i że chce nam dać życie w obfitości!
Myślenie chrześcijan o umieraniu i śmierci ma (powinno mieć) swoją specyfikę. Dokładniej mówiąc, winniśmy być świadomi posiadania największej rewelacji i najlepszej nowiny, która ma swe źródło w Śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa. To wielki dar, że możemy myśleć o śmierci w perspektywie Tego, który nas oczekuje i czyni przygotowania do spotkania z nami (por. J 14, 3)!
Piękne jest to życzenie: „Daj, Panie, każdemu jego własną śmierć, z tamtego życia płynące umieranie, w którym jest jego miłość, głód i sens” (Maria Reiner Rilke). Poeta zachęca nas, byśmy coraz bardziej miłowali „tamto życie”, zaś to obecne – poniekąd coraz mniej. Poeta, zapewne sam olśniony jasnym światłem Chrystusa Zmartwychwstałego, poucza, iż trzeba, byśmy głód i najgłębsze pragnienie kierowali ku „tamtemu życiu”. Trzeba, byśmy sens swego życia i śmierci wyprowadzali z nieskończonej Miłości Boga do nas!
Słowa szorstkie, ale prawdziwe
Żeby myśl „tamtym życiu” nie „straszyła”, a umieranie nie kojarzyło się z rozpaczą, to trzeba wsłuchać także w te słowa Jezusa, które mówią o złej miłości do (obecnego) życia, a także o tym, że warto służbę Chrystusowi przełożyć ponad służbę samemu sobie: „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne”.
Te „szorstkie” słowa Jezusa należy brać na „zęby mądrości” i dobrze rozważyć, a nie co prędzej łagodzić je i „tłumaczyć” Jezusa, że wyrażał się tak dosadnie (by nie powiedzieć: niezręcznie), ponieważ miał do dyspozycji język ubogi w czasowniki (i stąd owo „nienawidzi”)… Spróbujmy zawierzyć mocnym słowom Jezusa, zważywszy na to, że bardzo skłonni jesteśmy do tego, by bez umiaru i opamiętania kochać to obecne życie, jednocześnie wybierając dla niego najbrzydszy kształt: kształt grzechu. Kształt bezczelnego lekceważenia Bożego Dekalogu i wydawania siebie na łup trzech pożądliwości (por. 1 J 2, 16) oraz wszelkiego użycia i przyjemności, wyniesionych ponad wszystko – nawet ponad samego Boga (por. 2 Tm 3, 4)!
Wobec tak prymitywnego pojmowania wielkiej tajemnicy naszego życia – nie są za mocne słowa Jezusa, który nakazuje (usilnie doradza) znienawidzić swoje ślepe i nierozumne zapatrzenie w samą doczesność… Jeśli dla kogoś „życie wieczne” jest słowem pustym (lub prawie pustym), to wtedy – dla przebudzenia go z duchowego letargu – potrzebne są mocne słowa, które każą się zastanowić, czy aby nie tracimy (głupio) szczęśliwego życia wiecznego za przysłowiową miskę soczewicy, samej tylko przemijającej doczesności.
Na sam koniec drugie zdanie Jezusa: „A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec”. – Nie ma najmniejszego powodu, by wahać się służyć Jezusowi! Zamiast jakichkolwiek tłumaczeń i perswazji proponuję, byśmy zechcieli powtórzyć sobie kilka razy to, co Jezus powiedział; i byśmy unaocznili sobie ogrom i wspaniałość Jezusowej obietnicy: „A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec”.
Krzysztof Osuch SJ
fot. LadyDragonflyCC, New Bean Growth
www.flickr.com
http://www.katolik.pl/smierc—radosc-i-lek,24674,416,cz.html
**********
Grzegorz Jazdon
Droga przez mękę
Przewodnik Katolicki
Stojąca za Drogą krzyżową i Gorzkimi żalami wielowiekowa tradycja to niewystarczający argument za kultywowaniem tych tradycyjnych form pobożności. Jak dziś przeżywać nabożeństwa pasyjne?
Obie celebracje sięgają swymi początkami bardzo odległych czasów. Zwłaszcza nabożeństwo Drogi krzyżowej, które może szczycić się pochodzeniem bezpośrednio od istniejącego już w starożytności zwyczaju odwiedzania miejsc w Jerozolimie, związanych z męką i śmiercią Jezusa Chrystusa. W ciągu wielu wieków zmieniała się liczba tych jerozolimskich stacji, a kolejność ich nawiedzania zaczęła się ustalać dopiero w XIV w., by cztery stulecia później przybrać obecną formę. Równocześnie, począwszy od średniowiecza, w Europie zaczęto organizować różnorodne nabożeństwa nawiązujące do Drogi krzyżowej Jezusa. Tutaj również liczba i charakter poszczególnych stacji ulegały zmianom, by w ciągu XVII i XVIII w. ustalić się w znanej nam obecnie formie czternastostacyjnej celebracji, nawiązującej bezpośrednio do jerozolimskiego układu Drogi krzyżowej.
Jeśli chodzi o Gorzkie żale, możemy wskazać nawet konkretny dzień, w którym nabożeństwo to zostało pierwszy raz odprawione w kościele Świętego Krzyża w Warszawie. Był to 13 marca 1707 r., choć już kilka lat wcześniej w świątyni tej sprawowano podobne celebracje. Pierwotne te nabożeństwa nawiązywały do średniowiecznych misteriów pasyjnych i polegały na śpiewaniu łacińskich hymnów i kilku pieśni pasyjnych w języku polskim. Na polecenie przełożonych zakonnych ks. Wawrzyniec Benik ze Zgromadzenia Misji ułożył polski tekst nowego nabożeństwa, przeznaczonego z początku dla Bractwa Świętego Rocha (stowarzyszenia wiernych o charakterze charytatywnym i liturgicznym), które jednak bardzo szybko zdobyło sobie wielką popularność wśród wszystkich wierzących w ówczesnej Rzeczypospolitej. Mimo pewnych prób rozpropagowania go w innych krajach, pozostało ono zwyczajem typowo polskim, charakterystycznym dla naszego sposobu przeżywania Wielkiego Postu.
Głośny lament
Bogata tradycja to duży atut. Ale czy związana z nią archaiczność formy literackiej i muzycznej nie jest dla współczesnego człowieka przeszkodą we właściwym przeżyciu Gorzkich żalów? Czy bardzo emocjonalny charakter obu nabożeństw nie powoduje, że poprzestajemy w nich tylko na prostych wzruszeniach? Czy wreszcie pewna schematyczność rozważań Drogi krzyżowej i kazań pasyjnych nie powoduje, że w naszym obchodzeniu czasu Wielkiego Postu zamykamy się w pewnym z góry określonym sposobie jego przeżywania?
Trzeba tu podkreślić jedną rzecz: żaden sposób przeżywania naszej religijności nie jest nam dany raz na zawsze, żadne nabożeństwo nie musi być utrzymane przy życiu, jeśli przestaje być żywym doświadczeniem wiary modlącego się Kościoła. Więcej, jeśli jedyną przesłanką do odprawiania danej formy modlitwy miałby być fakt, że „zawsze się tak robiło”, to mogłoby się okazać, że taka celebracja zamiast zbliżać nas do Boga, ma na celu tylko zaspokajanie naszych estetycznych czy emocjonalnych potrzeb. A to oznaczałoby, że wręcz nie warto jej kultywować. Czy jednak uwagi te mają zastosowanie do tych dwóch najpopularniejszych w Polsce nabożeństw pasyjnych? Wydaje się, że nie muszą mieć, pod warunkiem jednak, że zarówno duszpasterze, jak i wierni zaangażują się w ich prawdziwie duchowe przeżywanie.
Własna droga
Wystarczy wejść do jakiejkolwiek księgarni katolickiej albo skorzystać z wyszukiwarki internetowej, by zorientować się, jak wiele jest rozważań Drogi krzyżowej. Są one przeznaczone dla wiernych w każdym wieku, znajdujących się w różnej sytuacji zawodowej czy społecznej, borykających się z rozmaitymi problemami i formami cierpienia. Często opierają się one na tekstach z pism konkretnych świętych, a także szeroko odwołują się do Pisma Świętego, będącego przecież podstawą naszej wiary. Wszystkie tego typu publikacje mogą być doskonałą pomocą w osobistym, modlitewnym odprawieniu Drogi krzyżowej.
Nieco inaczej jest w przypadku celebracji sprawowanych dla grupy wiernych, bowiem nawet najlepsze opracowania, odczytane przez księdza mogą nie spełnić swojego zadania. Często takie gotowe rozważania są zwyczajnie zbyt długie, by mogły być z uwagą wysłuchane. Nabożeństwo Drogi krzyżowej ma być medytacją nad męką i śmiercią Jezusa Chrystusa, dobrze więc, jeśli rozważania wypływają z osobistego przeżycia wiary tego, kto je wygłasza. Dlatego coraz częściej do współtworzenia rozmyślań Drogi krzyżowej zapraszani są członkowie różnych grup parafialnych, którzy dzielą się w ten sposób swoim spotkaniem ze Zbawicielem. Pozwala to także lepiej osadzić taką medytację nad cierpieniem Syna Bożego w kontekście codziennego, zwyczajnego życia współczesnego człowieka, a nawet odnieść ją do bardzo aktualnych wydarzeń z życia lokalnej wspólnoty. Dzięki temu można uniknąć abstrakcyjności rozważań, co zawsze jest przeciwne duchowi prawdziwej modlitwy.
Inną ciekawą formą nowoczesnego przeżywania Drogi krzyżowej jest coraz częstsze wychodzenie z tą modlitwą poza mury kościołów. Tak naprawdę jest to nawiązanie do jerozolimskiego pierwowzoru tego nabożeństwa, a nawet więcej, do Jedynego Pierwowzoru, czyli męki naszego Pana, dokonującej się przecież w zatłoczonej, pełnej przedświątecznego zamieszania Jerozolimie. Takie bardzo obrazowe sprawowanie Drogi krzyżowej może być doskonałą pomocą w głębszym przeżyciu tego nabożeństwa, a przy okazji jest też formą publicznego wyznania wiary.
Odpowiedzią na zarzut zbyt słabego osadzenia niektórych stacji tradycyjnego nabożeństwa w przekazie Pisma Świętego jest tzw. biblijna Droga krzyżowa, w której nieobecne na kartach Biblii stacje zamieniane są na inne, opisane bezpośrednio w Ewangeliach.
Męki rozpamiętywanie 
Nieco trudniej ma się sprawa, jeśli chodzi o Gorzkie żale. Podejmowane próby uwspółcześnienia tekstu tego nabożeństwa, pomijając pewne drobne modyfikacje, nie znalazły uznania w oczach wiernych. Także w warstwie muzycznej pewne próby zmian można uznać jedynie za eksperymenty, ograniczone do danej wspólnoty. Wydaje się więc, że pewna archaiczność formy jest dla ogółu wiernych istotnym elementem Gorzkich żalów. By jednak nie poprzestać tylko na poziomie wyśpiewywania ulubionych strof, warto uważnie przeczytać cały tekst nabożeństwa, po to, by zrozumieć znaczenie użytych słów i zwrotów. To może nam zaś pomóc w powrocie do jego istoty. Krzywdząca dla tej modlitwy jest bowiem opinia, zauważająca w niej wyłącznie emocjonalne tony i zachętę do łatwych wzruszeń. Zarówno pełen pierwotny tytuł nabożeństwa, jak i odmawiana do dziś Intencja wskazują wyraźnie, że celebracja ta jest w istocie „rozpamiętywaniem” czy „rozważaniem” męki Pańskiej, a więc medytacją nad zbawczymi wydarzeniami.
Współcześni badacze podkreślają coraz częściej pokrewieństwo istniejące pomiędzy Gorzkimi żalami a Ćwiczeniami duchownymi św. Ignacego Loyoli. Z tego względu tekst tego nabożeństwa przynosi opis tak wielu szczegółów, nieznanych Ewangeliom, przybliżających nam cały fizyczny wymiar wydarzeń męki. Jednak celem tego zabiegu nie jest wzruszenie modlącego się, lecz umożliwienie mu wejścia w opisywaną rzeczywistość, przeżycia zbawczych wydarzeń wraz z ich świadkami, uobecnienia dzieła Odkupienia „tu i teraz”. Oczywiście, opisy te oddziałują głównie na zmysły, ale po to, by pociągnąć całego człowieka, a więc także jego rozum i wolę, do większej miłości Boga. By jednak doświadczyć takiego medytacyjnego charakteru Gorzkich żalów, musimy wyjść poza właściwą dla naszej współczesnej religijności nieufność względem uczuć i zaangażować naszą emocjonalność w modlitwę.
Nabożeństwa pasyjne, choć popularne i ciągle chętnie sprawowane, są też wymagające. Ich sensowne odprawienie musi być bowiem prawdziwą modlitwą, niepoprzestającą na celebrowaniu naszych sentymentów, lecz przemieniającą nas wewnętrznie.
Grzegorz Jazdon
Przewodnik Katolicki 10/2015 

fot. vincent desjardins, Notre-Dame de la Garde La Passion du Christ
www.flickr.com
http://www.katolik.pl/droga-przez-meke,24671,416,cz.html
***********

Czego szukam?

Elżbieta Wiater

(fot. shutterstock.com)

“Panie, chcemy ujrzeć Jezusa” (J 12,21).

V Niedziela Wielkiego Postu (Jr 31,31-34Hbr 5,7-9J 12,20-33)

Wszystko zaczyna się od tęsknoty. I jak to u Jana, droga do jej realizacji, a więc do spotkania Boga, prowadzi poprzez ludzi: bojący się Pana Grecy najpierw proszą o wstawiennictwo Filipa, a ten udaje się po prośbie do Andrzeja. Pewnie nie bez powodu obaj, będąc Żydami, noszą greckie imiona. To znak ich pochodzenia ze środowisk, które żyły na pograniczu kultur, częściowo zasymilowanych z Grekami. Jednocześnie to piękne imiona dla tych, którzy mają być “angelloi” – posłańcami pogan pragnących zobaczyć  Jezusa.
I ci dwaj “aniołowie” mówią Jezusowi znacznie więcej niż tylko o pragnieniu konkretnych pielgrzymów. To, co przekazują, jest jak wołanie z ciemności, z krainy krętych dróg i poplątanych ścieżek, z których każda wydaje się  właściwa i bezpieczna, a niemrawe światło ludzkiego umysłu jest w stanie wydobyć z mroku jedynie początek drogi. Nie potrafi jednak ostatecznie pokazać z całkowitą pewnością, który ze szlaków jest drogą do celu. Nawet sam cel wydaje się mglisty i niepewny. Niektórzy filozofowie twierdzą, że jest on doczesny, inni, że wieczny, jeszcze inni nauczają, że dzieje świata to nieustannie powracający cykl, który całkowicie determinuje ludzkie losy. Jedyną pewnością jest obecna w sercu człowieka tęsknota za nieśmiertelną miłością i wiecznym, radosnym życiem.
Rzecz w tym, że na drodze do realizacji tej tęsknoty jak kłoda pojawił się  grzech, a więc “nie” powiedziane Bogu przez Adama i powtarzane przez przychodzące po nim pokolenia. Do pokonania grzechu potrzebny jest akt całkowitego zaufania Bogu; nieodwołalne i całkowite “tak”, którego znakiem będzie śmierć Bożego Syna.
Jezus słysząc prośbę Greków, jednocześnie odkrywa w niej głos wszystkich ludzi pragnących poznania prawdy. Droga do tego poznania wiedzie przez krzyż, więc w pragnieniu Greków przybyłych na Paschę Jezus słyszy także wezwanie do własnej śmierci. Dlatego odczuwa lęk. A jednocześnie tak bardzo kocha Ojca, że bez chwili wahania odrzuca pokusę – pragnie chwały Tego, który Go posłał, a “chwałą Boga jest żyjący człowiek” (Ireneusz z Lyonu). Żyjący nie tylko chlebem, ale też każdym słowem – prawdą pochodzącą od Boga.
Zresztą w samym pytaniu Greków, jeśli przeczytamy dosłownie imię Pana, ukrywa się podstawowa, głęboka tęsknota ludzkiego serca: “Panie, chcemy ujrzeć Jahwe [który] zbawia”. Boga, który dokonuje odkupienia, przynosi ostateczną odpowiedź na pytanie, która z dróg prowadzi do pełnego zaspokojenia pragnień ludzkiego serca.
Tak więc na początku jest tęsknota: za prawdą, pełnią, szczęściem. Ona każe drążyć, wciąż dalej i głębiej, zadawać pytania i szukać ludzi, którzy mogą udzielić odpowiedzi. I Bóg ostatecznie udzieli odpowiedzi, okupionej Jego śmiercią: “Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem. I nie będą się musieli wzajemnie pouczać jeden mówiąc do drugiego: Poznajcie Pana! Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie – wyrocznia Pana, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał” (Jr 31,32-34).
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1764,czego-szukam.html
*********

Pokusa letniości i zniechęcenia

Przewodnik Katolicki

ks. Mirosław Cholewa

(fot. shutterstock.com)

“Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15n) – mówi Bóg. Pokusa letniego serca jest najbardziej niebezpieczna ze wszystkich pokus. Dlaczego?

 

Na czym polega podstępne działanie złego ducha? Podsuwa nam on pozorne dobro jako dobro prawdziwe i czyni to na pozór logicznie. Warto mieć tego świadomość i pamiętać o tej jego strategii, aby móc skutecznie mu się przeciwstawić. Nasz przeciwnik jest inteligentny i przebiegły, dlatego nie atakuje od razu, ale stara się nas przekonać, że jest naszym sprzymierzeńcem. Przyłącza się do nas, wchodzi w dialog, wyraża “niby współczucie”, żeby uśpić naszą czujność i ostatecznie przeprowadzić swoje plany. Mistrzowie duchowi, jak chociażby św. Ignacy Loyola, wyraźnie nas przed tym przestrzegają.

 

Następnie, gdy oswoimy się z obecnością złego ducha, zaczyna on nam podsuwać pokusę, ale robi to również umiejętnie, aby nas nie spłoszyć. Dobrze wie, że człowiek ma w swoim wnętrzu wpisane dążenie do prawdy, dobra, szczęścia i piękna. Dlatego pokusę prezentuje tak, by sprawiała wrażenie prawdy, dobra, szczęścia i piękna.

 

Poszepty złego ducha

 

W przypadku pokusy odkładania przez nas dobrego działania na później lub zniechęcenia nas w ogóle do czynienia dobra, może to przebiegać na wiele sposobów. Niżej kilka przykładowych tego scenariuszy.

 

Pierwszy sposób polega na tym, że w czynieniu dobra nie musisz się spieszyć, a nawet lepiej czyń wszystko “rozważnie i solidnie”, czyli odkładaj czynienie dobra na “wieczne jutro”. Rzeczywiście, nieustanny pośpiech w życiu, również w modlitwie, nie jest wskazany, gdyż będzie owocował powierzchownością. Brak pośpiechu jednak nie może oznaczać ciągłego odkładania decyzji. Ostatecznie musimy podejmować decyzje i brać odpowiedzialność za swoje życie, gdyż brak decyzji zatrzymuje nas na drodze wiary.

 

Drugi scenariusz ukazuje, że bieżące sprawy, prace są pilniejsze niż kwestie duchowe, dlatego najpierw nimi się zajmij, a dopiero później przyjdzie czas na sprawy duchowe, które nie są już takie pilne, bo przecież ważna jest “właściwa hierarchia spraw”. Faktycznie, istnieje hierarchia spraw, ale trzeba zwracać uwagę najpierw na sprawy ważne, a niekoniecznie pilne. Do takich bardzo ważnych spraw, a niekoniecznie pilnych należy modlitwa i inne praktyki duchowe.

 

Kolejny sposób kuszenia podpowiada, że teraz, gdy jesteś młody i silny, nie ma czasu na sprawy duchowe, a “przyjdzie na to czas”, gdy się zestarzejesz. Ale, po pierwsze, nikt ci nie zagwarantuje, że dożyjesz starości. Po drugie, w starości zazwyczaj utrwalają się te wartości, jakimi człowiek żyje wcześniej. W starości utrwala się też jego wcześniejszy styl życia.

 

Czwarty scenariusz przedstawia bezowocność wysiłków – “Tyle razy się starałeś i nic z tego nie wyszło, dlatego nie ma po co się wysilać”. W sporcie, w rozwijaniu różnych umiejętności w codziennym życiu, niekoniecznie od razu musimy widzieć efekty naszych wysiłków. Niekiedy inwestujemy przez dłuższy czas, a owoce przychodzą po latach. Tak się dzieje również w sprawach wiary, gdzie postęp jest dziełem Bożym, a wysiłek podejmowany ze strony człowieka stanowi wyraz jego współpracy z Bogiem.

 

Kolejną odmianę omawianej pokusy można sformułować następująco: nie bądź taki nadzwyczajnie “święty”, gdyż nie jest to właściwe, bądź raczej “normalny”, czyli przeciętny. A my, wręcz przeciwnie, jesteśmy wezwani przez Boga do “normalności”, która jest świętością: “Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty” (Kpł 19, 1). Owszem, chodzi o to, by nie mylić świętości z jakimiś spektakularnymi działaniami i skupieniem się na sobie, zamiast na Bogu. Byłoby to przeciwieństwem prawdziwej świętości: “Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3, 30).

 

Każda z powyższych odmian pokusy ma ostatecznie zatrzymać człowieka na drodze wiary i spowodować jego zgodę na przeciętne, powierzchowne życie.

 

Co na to Pismo Święte?

 

Tymczasem w natchnionym tekście czytamy: “Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić [wypluć, zwymiotować] z mych ust” (Ap 3, 15n). Spośród różnych pokus najbardziej niebezpieczna jest pokusa letniego serca. Dlaczego? Letnie, wystudzone serce stanowi wielkie zagrożenie dla całego życia człowieka, także jego życia wiecznego.

 

W literaturze duchowej spotykamy na ową letniość specjalne określenie – acedia, która jest swego rodzaju duchowym paraliżem i zaniechaniem dobra. Ktoś może początkowo być bardzo gorliwy i radykalny, ale stopniowo rezygnuje z czujności, wysiłku i wierności na rzecz przeciętnego, wygodnego, przyjemnego życia. Pokusa może przedstawiać się – jak o tym była mowa wyżej – albo w postaci “bycia normalnym”, albo “nieprzesadzania”, albo “bycia jedynie przyzwoitym”, albo “wszystko w swoim czasie”, albo “bez nadmiernego wysiłku”. Niekiedy identyfikuje się acedię z kryzysem życiowego półmetka, gdy przychodzi zmęczenie, gdy obserwujemy niewielkie owoce naszych dotychczasowych działań, gdy atakuje nas rutyna i zmysłowość. Jednak acedia może nas tak naprawdę dopaść na każdym etapie życia.

 

Lepiej bronić się przed pokusą i stawiać jej czoło w imię Boże i mocą Bożą, niż wydostawać się z bagna grzechu. Aktualna jest w tym przypadku medyczna retoryka: lepsza profilaktyka niż leczenie. Warto odwoływać się do motywów wiary, nasłuchiwać głosu samego Boga. Z pomocą przychodzi nam natchniony tekst św. Pawła z Listu do Rzymian, jak rozpoznawać wolę Bożą – “co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe” (Rz 12, 2), by ją konsekwentnie podejmować.

 

Dokonując codziennych wyborów, warto rozeznawać: czy jest to obiektywne dobro, czy tylko jego pozory? Warto zadawać sobie pytanie: na ile Panu Bogu może się podobać moja decyzja? Wreszcie: co jest tym większym dobrem? Należy pamiętać, że to, co było większym dobrem wczoraj, nie musi być nim dzisiaj. Potrzebna jest w tym względzie czujność, twórcze podejście do życia i odwaga. Przykładowo większym dobrem dawniej był pewien rodzaj pracy lub apostolstwa albo modlitwy, a teraz Pan Bóg chce kogoś poprowadzić dalej i wyrwać z rutyny, dając nowe wyzwania. Ważne, aby to rozeznanie, zwłaszcza w istotnych kwestiach, było dodatkowo, zewnętrznie potwierdzone przez Kościół, choćby w kierownictwie duchowym.

 

I co dalej?

 

Co robić, gdy jednak ulegaliśmy pokusie acedii przez dłuższy czas? Nawrócenie zawsze jest możliwe, choć lepiej nie odkładać go na “święty nigdy”. Od czego trzeba zacząć?

Pierwszą rzeczą jest przyznanie się, że uległem tej pokusie i tkwię w swoistym paraliżu i niemożności działania. Drugim krokiem jest uznanie własnej bezradności wobec tego grzechu “letniego-wystudzonego serca”. Kolejnym – zwrócenie się z ufnością do Boga z wołaniem o ratunek: “Panie, ratuj, giniemy!” (Mt 8, 25). Istnieje niebezpieczeństwo skupienia się wyłącznie na sobie, zamknięcia w sobie i wpadnięcia w czarną dziurę smutku oraz beznadziejności. Lekarstwem na to jest nabranie właściwego dystansu, odkrycie na nowo smaku życia w komunii z Bogiem, życia prawdziwie ewangelicznego, oddanego Bogu i ludziom, ofiarnego – “więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20, 35).

 

Należy też wyciągać wnioski na przyszłość i uczyć się na błędach. Nie jest największą tragedią popełnić błąd, ale powielać błędy i w nich tkwić. Jeśli uczymy się na błędach, to ostatecznie nasz grzech może się okazać “błogosławioną winą” – jak śpiewamy w orędziu paschalnym (Exsultet). Jeśli właściwie reagujemy na pokusę i grzech, to zyskujemy potrzebne doświadczenie na przyszłość. Poznajemy strategię złego ducha, uświadamiamy sobie swoje słabe punkty, które może on atakować, a dzięki temu zyskujemy narzędzie do opracowania nowej strategii w duchowej walce.

 

Pomocą w ożywieniu motywacji do dobrego działania może też być poznawanie świętych, zwyczajnych ludzi angażujących się w nadzwyczajny sposób w swoje życie, i zaprzyjaźnienie się z nimi. Wielu z nich przeżywało podobne do naszych upadki i zwątpienia, a przecież Bóg pozwolił im przezwyciężyć te pokusy i podjąć ofiarną miłość. Obcowanie ze świętymi może obudzić w nas głębsze, duchowe pragnienia i stać się siłą napędową do życia bardziej ewangelicznego.

*

Warto nie przegapić tej chwili, którą Bóg nam daje obecnie – “czas jest krótki” (1 Kor 7, 29). Nie mamy już wpływu na przeszłość, nie nadeszła jeszcze przyszłość, ważne jest tu i teraz. Od tego, na ile uczymy się od przeszłości i jak przeżywamy tu i teraz, zależy nasze jutro.

 

Pytania:

1. Gdzie jest twój słaby punkt?

2. Czy przeżyłeś już jakiś rodzaj acedii? Co to było i jak Pan Bóg wyprowadził cię z tej pułapki?

3. Jaką decyzję dzisiaj powinieneś podjąć, aby uniknąć letniości i zniechęcenia?

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1760,pokusa-letniosci-i-zniechecenia.html

**********

o. Robert Głubisz OP: Moja droga krzyżowa

Boska.tv

Robert Głubisz OP

Być może w tych naszych Drogach Krzyżowych brakuje kolejnej stacji – Zmartwychwstania – że nie ma ostatecznego grobu, nie ma ostatecznej śmierci i nie ma przegranej. Jest tylko mądrość, która płynie z krzyża, mądrość która oczyszcza, która zbawia, i która mówi, że nie tylko ty poświęciłeś, ale ja też sporo poświęciłem…

**********

O autorze: Judyta