Myśl dnia
Lew Tołstoj
Dobrze jest umierać, gdy się ma świadomość, że zrobiło się w życiu coś naprawdę dobrego,
że pozostanie się w pamięci choćby kilku ludzi i będzie się przykładem dla potomnych
Vincent van Gogh
(TZW. NIEDZIELA RADOŚCI – LAETARE)PIERWSZE CZYTANIE (2 Krn 36,14-16.19-23)
Gniew i miłosierdzie Boże
Czytanie z Drugiej Księgi Kronik.
Ocalałą spod miecza resztę król uprowadził do Babilonu i stali się niewolnikami jego i jego synów aż do nadejścia panowania perskiego. I tak się spełniło słowo Pana wypowiedziane przez usta Jeremiasza: «Dokąd kraj nie wywiąże się ze swych szabatów, będzie leżał odłogiem przez cały czas swego zniszczenia, to jest przez siedemdziesiąt lat».
Aby się spełniło słowo Pana z ust Jeremiasza, pobudził Pan ducha Cyrusa, króla perskiego, w pierwszym roku jego panowania, tak iż obwieścił on również na piśmie w całym państwie swoim, co następuje: „Tak mówi Cyrus, król perski: Wszystkie państwa ziemi dał mi Pan, Bóg niebios. I On mi rozkazał zbudować Mu dom w Jerozolimie, w Judzie. Jeśli z całego ludu Jego jest między wami jeszcze ktoś, to niech Bóg jego będzie z nim; a niech idzie!”
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 137,1-2.3.4-5.6)
Refren:Kościele święty, nie zapomnę ciebie.
Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy i płakali *
wspominając Syjon.
Na topolach tamtej krainy *
zawiesiliśmy nasze harfy.
Bo ci, którzy nas uprowadzili, *
żądali od nas pieśni.
Nasi gnębiciele żądali pieśni radosnej: *
„Zaśpiewajcie nam którąś z pieśni syjońskich”.
Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską *
w obcej krainie?
Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie, *
niech uschnie moja prawica.
Niech mi język przyschnie do gardła, *
jeśli nie będę o tobie pamiętał,
jeśli nie wyniosę Jeruzalem *
ponad wszystką swą radość.
DRUGIE CZYTANIE (Ef 2,4-10)
Umarli wskutek grzechu zostaliśmy zbawieni przez łaskę
Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Efezjan.
Bóg będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni Razem też wskrzesił nas i razem posadził na wyżynach niebieskich, w Chrystusie Jezusie, aby w nadchodzących wiekach przemożne bogactwa Jego łaski wykazać na przykładzie dobroci względem nas, w Chrystusie Jezusie.
Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest to dar Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.
Oto słowo Boże.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 3,16)
Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.
Tak Bóg umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego;
każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne.
Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.
EWANGELIA (J 3,14-21)
Bóg posłał swego Syna, aby świat został zbawiony
Słowa Ewangelii według świętego Jana.
Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.
Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.
A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki.
Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu”.
Oto słowo Pańskie.
Panie, Ty jesteś źródłem prawdziwej światłości. Oświeć promieniem Twojej łaski mroki mojego serca, abym także w obliczu krzyży, jakie noszę w moim życiu, doświadczył Twojej zbawczej mocy.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*******
Wprowadzenie do liturgii
OPTYMIZM PO CHRZEŚCIJAŃSKU
Znane jest powiedzenie, że optymista widzi zawsze szklankę zapełnioną do połowy. Zaś o tej samej szklance pesymista powie, że jest w połowie pusta. Jedną i tę samą rzeczywistość można opisać na różne sposoby.
Podobny mechanizm działa w podejściu do wiary. W czwartą niedzielę Wielkiego Postu słyszymy słowa z Ewangelii św. Jana. Pan Jezus rozmawia z Nikodemem, który pragnie kroczyć drogą zbawienia. W rozmowie z faryzeuszem Chrystus nawiązuje do historii narodu wybranego. Izraelici, w czasie ucieczki z niewoli egipskiej, zaczęli szemrać przeciwko Bogu i Mojżeszowi. „Pan zesłał między lud jadowite węże. Kąsały one ludzi i wielu Izraelitów pomarło” (Lb 21,6). Zdrowie przywracało ukąszonym spojrzenie na węża, którego odlał Mojżesz. Jedni pewnie uciekali wzrokiem od podobizny węża. Był on dla nich symbolem śmierci. Mieli z nim negatywne skojarzenia. Innym łączył się on z życiem. Dawał siłę i moc. Dlatego, patrząc na niego, ci właśnie doznawali uzdrowienia.
My dzisiaj patrzymy na krzyż. Jednym kojarzy się on z porażką i hańbą. Uciekają od niego wzrokiem. Nie chcą się z nim utożsamiać. Ale dla ludzi wierzących ten sam krzyż jest symbolem triumfu życia. Krzyż związany jest z cierpieniem, ale ostatecznie daje uzdrowienie. Spływa po nim krew, ale ona właśnie daje nam życie.
Prośmy Chrystusa, abyśmy patrzyli na krzyż oczami optymisty. Optymista to nie ktoś, kto widzi tylko plusy i zalety. On widzi również braki i deformacje, ale wie, że pośród nich dużo ważniejsze i cenniejsze są pozytywy. Panie Jezu, uzdrów nasze patrzenie na krzyż.
ks. Daniel Bunia
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/909
********
Liturgia słowa
Przychodzimy na Eucharystię, aby doświadczyć Bożego miłosierdzia, ale także, by stanąć w prawdzie i skonfrontować swoje życie z wymogami Bożej miłości. Stańmy więc odważnie wobec prawdy o nas samych i z ufnością wyznajmy, że jesteśmy ludźmi grzesznymi.
PIERWSZE CZYTANIE (2Krn 36,14-16.19-23)
Pierwsze czytanie ukazuje nam historię nieprawości i grzechu Izraela oraz splecioną z nią historię Bożej miłości. Bóg okazuje cierpliwość wobec ludu, daje mu czas na nawrócenie, wysyła swoich proroków jako pomoc w drodze ku prawdzie. Izrael odrzuca propozycję Boga, ściąga na siebie karę w postaci zburzenia Jerozolimy i wygnania. Ale to nie jest ostatnie słowo Boga. Miłość Pana jest niewyczerpana i nieustannie szuka sposobu ocalenia człowieka. Wówczas dla Izraela był nim Cyrus – narzędzie Bożej łaskawości. Ta historia ma swoją kontynuację w nas. Jesteśmy grzeszni, odrzucamy Bożą miłość i przywołujemy gniew Boga. Ale On ciągle nas szuka – jak pasterz zagubionej owcy.
Czytanie z Drugiej Księgi Kronik
Wszyscy naczelnicy Judy, kapłani i lud, mnożyli nieprawości, naśladując wszelkie obrzydliwości narodów pogańskich i bezczeszcząc świątynię, którą Pan poświęcił w Jerozolimie. Bóg ich ojców, Pan, bez wytchnienia wysyłał do nich swoich posłańców, albowiem litował się nad swym ludem i nad swym mieszkaniem. Oni jednak szydzili z Bożych wysłanników, lekceważyli ich słowa i wyśmiewali się z Jego proroków, aż wzmógł się gniew Pana na Jego naród do tego stopnia, iż nie było ocalenia.
Spalili też Chaldejczycy świątynię Bożą i zburzyli mury Jerozolimy, wszystkie jej pałace spalili ogniem i wzięli się do zniszczenia wszystkich kosztownych sprzętów. Ocalałą spod miecza resztę król uprowadził do Babilonu i stali się niewolnikami jego i jego synów, aż do nadejścia panowania perskiego. I tak się spełniło słowo Pana wypowiedziane przez usta Jeremiasza: «Dokąd kraj nie wywiąże się ze swych szabatów, będzie leżał odłogiem przez cały czas swego zniszczenia, to jest przez siedemdziesiąt lat».
Aby się spełniło słowo Pana z ust Jeremiasza, pobudził Pan ducha Cyrusa, króla perskiego, w pierwszym roku jego panowania, tak iż obwieścił on również na piśmie w całym państwie swoim, co następuje: «Tak mówi Cyrus, król perski: Wszystkie państwa ziemi dał mi Pan, Bóg niebios. I On mi rozkazał zbudować Mu dom w Jerozolimie, w Judzie. Jeśli z całego ludu Jego jest między wami jeszcze ktoś, to niech Bóg jego będzie z nim; a niech idzie!».
PSALM (Ps 137,1-2.3.4-5.6)
„Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy i płakali, wspominając Syjon”. Ile razy nasze drogi prowadziły do Babilonu, do miejsca niewoli i lęku, gdzie nie słychać śpiewu ani słów nadziei. Ale Bóg przychodzi, aby nas wyprowadzić na wolność i otrzeć łzy cierpienia z naszych oczu.
Refren: Kościele święty, nie zapomnę ciebie.
Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy i płakali, *
wspominając Syjon.
Na topolach tamtej krainy *
zawiesiliśmy nasze harfy. Ref.
Bo ci, którzy nas uprowadzili, *
żądali od nas pieśni.
Nasi gnębiciele żądali pieśni radosnej: *
«Zaśpiewajcie nam którąś z pieśni syjońskich». Ref.
Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską *
w obcej krainie?
Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie, *
niech uschnie moja prawica. Ref.
Niech mi język przyschnie do gardła, *
jeśli nie będę o tobie pamiętał,
jeśli nie wyniosę Jeruzalem *
ponad wszystką swą radość. Ref.
DRUGIE CZYTANIE (Ef 2,4-10)
Czytanie z Nowego Testamentu ukazuje nam raz jeszcze niewyczerpane pokłady Bożej miłości. Bóg, bogaty w miłosierdzie, ukochał nas, gdy wcale nie byliśmy godni Jego miłości, gdy byliśmy zamknięci w więzieniu grzechu, samotni, oddaleni od Niego. Ale właśnie wtedy przyszedł do nas, aby nas obdarzyć życiem. To życie jest w Chrystusie, w Nim je otrzymujemy i w Nim, poprzez wiarę i powierzenie się Jemu, dajemy swoją odpowiedź.
Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Efezjan
Bracia:
Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni! Razem też wskrzesił nas i razem posadził na wyżynach niebieskich, w Chrystusie Jezusie, aby w nadchodzących wiekach przemożne bogactwa Jego łaski wykazać na przykładzie dobroci względem nas, w Chrystusie Jezusie.
Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest to dar Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 3,16)
Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.
Tak Bóg umiłował świat,
że dał swojego Syna Jednorodzonego;
każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne.
Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.
EWANGELIA (J 3,14-21)
Dzisiejsza Ewangelia wzywa nas do zrewidowania naszego wyobrażenia o Bożym sądzie. Bóg nas nie oskarża i nie sądzi. On jest pełen miłości – daje swojego jedynego Syna za nas. Ale my sami siebie potępiamy, odrzucając i gardząc Bożą dobrocią. „Światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło”. To nie Światło odsuwa się od nas, by nas ukarać pustką i ciemnością, lecz my sami chowamy się przed Nim, zamykając się w rozpaczy grzesznego serca. Ale Światło czeka, aby obdarzyć nas blaskiem Prawdy. Wyjdźmy więc ufnie z ukrycia i zdążajmy ku Niemu.
Słowa Ewangelii według świętego Jana
Jezus powiedział do Nikodema:
«Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.
A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu».
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/909/part/2
*******
Katecheza
Niebieska korespondencja
Coraz więcej osób na nowo odkrywa św. Józefa. Jego czciciele swoje modlitwy łączą z… pisaniem listów.
Nie chodzi tu o modlitwę, zwaną telegramem do św. Józefa. Ci, którzy szukają pomocy u Opiekuna Jezusa i Maryi, piszą do niego prawdziwe listy. Opowiadają w nich o swoich trudnościach: o braku pracy czy mieszkania, o chorobie kogoś bliskiego, o problemach ze znalezieniem męża. Piszą bardzo konkretnie. List wkładają do koperty i zostawiają pod obrazem lub figurą św. Józefa, albo w Piśmie św. Potem czekają, ale nie z założonymi rękami. Często modlą się do niego, prosząc o wstawiennictwo. Na efekty zazwyczaj nie trzeba długo czekać.
Świadectwa tych, którym pomógł św. Józef, można znaleźć m.in. na facebookowym profilu „Piszę listy do św. Józefa”. Założyła go Anna Michalska, która o tej niezwykłej korespondencji przeczytała w „Gościu Niedzielnym”. O artykule przypomniała sobie wtedy, gdy jej ciocia została uzdrowiona z nowotworu w dniu liturgicznego wspomnienia św. Józefa.
W swoim liście Anna napisała m.in.: „Proszę Cię o pracę dla mnie, która będzie blisko domu (do 15 min. pieszo) i za godziwe wynagrodzenie. Najlepiej cały etat w szkole podstawowej”. – Pewnego dnia zatelefonowano z jednej z pobliskich szkół. Był 13 lipca 2012 r., a więc dzień fatimski. Po rozmowie otrzymałam 14 godzin lekcyjnych w podstawówce. Wcześniej, w innej placówce dano mi 11 godzin. Nagle okazało się, że będę pracować na prawie 1,5 etatu. Do jednej szkoły idę pieszo siedem, a do drugiej siedemnaście minut – opowiada. W liście prosiła też św. Józefa, by pomógł jej znaleźć mądrą, solidną i kulturalną opiekunkę dla jej synka Franka. – Zadzwoniłam z tym problemem do znajomych ze wspólnoty. Jedna z nich powiedziała, że następnego dnia przyjdzie do nas pani, która chce podjąć się opieki nad naszym dzieckiem. Okazało się, że z zawodu jest… katechetką – wspomina A. Michalska.
Profil na Facebooku założyła w podziękowaniu za otrzymane łaski. W liście obiecała św. Józefowi, że będzie mówiła innym o darach, które Pan Jezus zsyła przez niego. – Może komuś z fanów profilu przypomni się ta metoda i napisze tak jak ja swój list, pełen odważnych pragnień, które złoży w ręce Boga przez św. Józefa – podsumowuje nasza rozmówczyni.
Agnieszka Wawryniuk
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/909/part/3
*********
Rozważanie
Aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne (J 3, 15).
Smutna rzeczywistość śmierci na stałe wpisała się w ludzką egzystencję. Jednak w zamyśle Stwórcy człowiek przeznaczony jest do życia. Ludzkość, sprzeciwiając się Bogu, sama pozbawiła się tego przywileju. Bóg jednak nigdy nie zmienia swoich odwiecznych postanowień, dlatego raz jeszcze wyciągnął miłosierną dłoń do człowieka i postanowił naprawić jego błąd. Wymagało to wielkiej ofiary: życie Jezusa złożone za życie świata. Jezus pokonał śmierć, aby każdy, kto w Niego uwierzy, miał życie wieczne, życie w komunii z Bogiem, życie, które trwa na wieki. Ludzie, podejmując coraz to nowe wysiłki, aby przedłużyć swoją ziemską egzystencję, aby pokonać siły natury, często zapominają jednak o tym, że życie nie kończy się wraz ze śmiercią, że może trwać nadal, że może być wieczne. Aby w nim uczestniczyć i na wieki zjednoczyć się ze Stwórcą, wystarczy spełnić jeden warunek: uwierzyć w Syna Bożego, uznać Jego zbawcze posłannictwo i wytrwale podjąć trud naśladowania Boskiego Mistrza.
Rozważania zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
wydawanego przez Edycję Świętego Pawła
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/909/part/4
********
Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”
IV NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU B
15 marca 2015 r.
I. Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.
Wszyscy naczelnicy Judy, kapłani i lud mnożyli nieprawości, naśladując wszelkie obrzydliwości narodów pogańskich i bezczeszcząc świątynię, którą Pan poświęcił w Jerozolimie. Bóg ich ojców, Pan, bez wytchnienia wysyłał do nich swoich posłańców, albowiem litował się nad swym ludem i nad swym mieszkaniem. Oni jednak szydzili z Bożych wysłanników, lekceważyli ich słowa i wyśmiewali się z Jego proroków, aż wzmógł się gniew Pana na Jego naród do tego stopnia, iż nie było ocalenia. Spalili też Chaldejczycy świątynię Bożą i zburzyli mury Jerozolimy, wszystkie jej pałace spalili ogniem i wzięli się do zniszczenia wszystkich kosztownych sprzętów. Ocalałą spod miecza resztę król uprowadził do Babilonu i stali się niewolnikami jego i jego synów aż do nadejścia panowania perskiego. I tak się spełniło słowo Pana wypowiedziane przez usta Jeremiasza: <Dokąd kraj nie wywiąże się ze swych szabatów, będzie leżał odłogiem przez cały czas swego zniszczenia, to jest przez siedemdziesiąt lat>. Aby się spełniło słowo Pana z ust Jeremiasza, pobudził Pan ducha Cyrusa, króla perskiego, w pierwszym roku jego panowania, tak iż obwieścił on również na piśmie w całym państwie swoim, co następuje: “Tak mówi Cyrus, król perski: Wszystkie państwa ziemi dał mi Pan, Bóg niebios. I On mi rozkazał zbudować Mu dom w Jerozolimie, w Judzie. Jeśli z całego ludu Jego jest między wami jeszcze ktoś, to niech Bóg jego będzie z nim; a niech idzie!” (2 Krn 36,14-16.19-23)
II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.
Jak pisze autor natchniony lud wpatrzony w przykład ludzi będących na świeczniku systematycznie oddalał się od Pana, od Bożego stylu życia, ulegając wszelkim obrzydliwościom i nieprawością, bezczeszcząc nawet świątynię Pańską. Pan jednak nie oddalał się od swego ludu. Pełen troski o lud w swej litości niejako w misji ratunkowej posyłał swych proroków, aby lud upominali, przywracali do porządku, wzywali do nawrócenia. Niestety, lud i jego przywódcy omamieni, zauroczeni pogańskim stylem życia z proroków szydzili, proroków lekceważyli czy wyśmiewali. Taka postawa, sprawiła, że Bóg uniesiony gniewem dopuścił do najazdu Chaldejczyków, którzy spalili, splądrowali, zburzyli świątynię i miasto, zaś znaczną część ludności uprowadzili do niewoli, do Babilonii, czyniąc z nich swych niewolników. Pan nie zapomniał o swym ludzie. Kiedy minął czas babilońskiej pokuty z Jego natchnienia król perski Cyrus wydał dekret, na mocy którego lud Izraela mógł wrócić do ojczyzny odbudować miasto, świątynię i samego siebie.
Czy nie daję się zauroczyć tym, co pogańskie, przeciwne chrześcijańskiemu stylowi życia? Jakim obrzydliwościom i nieprawością ulegam? Czy nie bezczeszczę świątyni swego życia? Czy słucham Bożych proroków, którzy w imieniu Pana wzywają mnie do zmiany stylu życia, nawrócenia? Czy nie wystawiam na próbę Bożej dobroci i cierpliwości? Czy zdaję sobie sprawę, że nieposłuszeństwo Panu Bogu prędzej czy później wpędza mnie w tarapaty i skutkuje różnymi formami niewoli czy zniewolenia? Czy mam świadomość, że coraz bardziej oddalając się od Pana, oddalam się od mocy Jego łaski i staję się łatwym łupem współczesnych Chaldejczyków, którzy z całą bezwzględnością złupią, zniszczą, zburzą moje życie i ograbią z tego, co dla mnie cenne? Jakie aktualnie zniewolenia czy duchowe niewole przeżywam? Czy w pokornej modlitwie proszę Pana, aby pomógł mi odzyskać wolność? Czy dzięki Bożej łasce odzyskując wolność, podejmuję następnie żmudny proces odbudowy tego, co zostało zburzone, zniszczone, rozgrabione? Czy wykorzystuję do tego trwający czas Wielkiego Postu?
Pomodlę się za rekolekcjonistów, rekolektantów, spowiedników, penitentów, za całe wielkopostne dzieło nawrócenia, przemiany, poprawy, owocnego przygotowania na czas Świąt Paschalnych. Przyglądnę się mojemu wielkopostnemu zaangażowaniu.
III Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:
Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy i płakali
wspominając Syjon.
Na topolach tamtej krainy
zawiesiliśmy nasze harfy…
(Ps 137,1-2)
IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:
Chwała Tobie, Królu wieków
*****
opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/
*******
Teodor z Mopsuestii (? – 428), biskup i teolog
Komentarz do Jana; CSCO 115,116
„Niech was nie przeraża krzyż”- mówi Jezus, „i niech wam nie każe zwątpić w słowa, które do was wypowiedziałem”. Wąż wywyższony na pustyni przez Mojżesza okazał się skuteczny dzięki mocy Tego, który rozkazał go wywyższyć… W taki sposób Pan obarcza się losem ludzi i cierpi na krzyżu, ale dzięki mocy, która w Nim jest, obdarzył życiem wiecznym tych, którzy w Niego wierzą. W czasach Mojżesza, miedziany wąż nie posiadał życia, lecz dzięki mocy Bożej uwalniał od śmierci tych, którzy umierali od ukąszeń węża, ale chociaż spojrzeli na niego. W podobny sposób Jezus, pomimo swojej śmiertelnej postaci i cierpień, daje życie tym, którzy wierzą w Niego, dzięki mocy, która w Nim mieszka.
Jezus dodaje: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. To kolejny znak miłości Bożej… Jakże mógł powiedzieć: „Bóg dał swego Syna Jednorodzonego”? To oczywiste, że boskość nie może cierpieć. Jednakże dzięki połączeniu człowieczeństwo i boskość Jezusa tworzą jedno. To dlatego, choć jeden człowiek cierpi, to wszystko, co dotyczy Jego człowieczeństwa, jest także przypisane Jego boskości…
Święty Paweł, alby wskazać na wielkość tej Męki, mówi: „Gdyby Go bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały” (1Kor 2,8). Nadając ten tytuł Jezusowi, chce objawić wielkość Jego Męki. Podobnie nasz Pan, aby ukazać bogactwo swojej miłości przez cierpienia, jakich doświadczył, słusznie oznajmia: „Bóg dał swego Syna Jednorodzonego”.
*******
******
ks. Władysław Stasik SCJ 2015-03-15 07:45
Bóg od zawsze miłuje swój świat
niedziela, 4 Niedziela Wielkiego Postu, rok B, J 3,14-21
Jezus powiedział do Nikodema: „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.
Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło; bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu”.
Bóg dał ludzkości swojego Syna, gdy ludzkość była jeszcze z dala od Pana Boga, gdy żyła jeszcze w stanie grzechu. Świat był, jest i będzie Bożym światem, ponieważ jest stworzony przez Boga. Bóg nie mógł zaprzepaścić swojego świata, ponieważ w świecie jest cząstka Jego wielkości, Jego boskości. Bóg miłował swój świat nawet wtedy, gdy ludzie oddalili się od Niego. Aby ludzie mogli skorzystać z przyjścia Syna Bożego na świat, Bóg postawił im pewne warunki. Dzisiejsza Ewangelia, stanowiąca końcową część rozmowy Pana Jezusa z Nikodemem, podkreśla, że jednym z tych warunków jest wiara w Jezusa, jako Syna Bożego: „Kto wierzy w Syna Bożego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony; bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego”.
Już w czasach apostolskich ludziom trudno było uwierzyć w zmartwychwstanie Chrystusa i w nasze zmartwychwstanie na wzór Jezusowego. Świadectwem tego może być, chociażby mowa św. Pawła na Areopagu w Atenach. (Dz17,16-34). Wiara w zmartwychwstanie Chrystusa i nasze zmartwychwstanie jest wiarą w Syna Bożego. O konieczności tej wiary mówi dzisiejsza Ewangelia.
Wcześniej, na początku rozmowy Pana Jezusa z Nikodemem są podane jeszcze inne warunki, bez których nie można skorzystać z przyjścia Syna Bożego na świat, czyli z wejścia do królestwa Bożego. Pan Jezus wyraźnie powiedział do Nikodema: „Kto nie narodzi się ponownie z wody i Ducha, nie będzie mógł wejść do królestwa Bożego”. W tradycji żydowskiej jest mowa o potrójnych narodzinach z wody:
– Narodziny nowego świata z wód potopu.
– Narodziny Ludu Bożego, po przejściu przez Morze Czerwone.
– Narodziny ludu odpowiedzialnego za swój los, po przejściu przez wody Jordanu.
Wody potopu
W wodach potopu grzeszny świat został oczyszczony, pojawił się jakby nowy świat, z którym Pan Bóg zawarł przymierze. Tak przedstawia to wydarzenie księga Rodzaju. „I powiedział Bóg do Noego i jego synów: Pragnę zawrzeć przymierze z wam i z waszym potomstwem; z wszelkimi istotami żywymi, które są wśród was… Zawieram moje przymierz z wami. Wody potopu nie unicestwią już żadnej istoty żywej i nigdy już nie będą niszczyć ziemi. Powiedział Bóg również: Oto znak przymierza… Kładę łuk barwny na obłokach i on będzie świadczył o przymierzu, jakie zostało zawarte miedzy Mną i całą ziemią”
(Rdz 9,1-13).
Zawarcie przymierza miedzy Panem Bogiem i światem, narodzonym z wód potopu, było zapoczątkowaniem Historii Zbawienia, która znajdzie swoje uwieńczenie wraz z przyjściem Syna Bożego na ziemię. Zgodnie ze słowami Pana Jezusa, skierowanymi do Nikodema, każdy człowiek pragnący wejść do królestwa Bożego musi się oczyścić, podobnie jak świat w czasie potopu. Nasze oczyszczenie nie może być jednorazowe, jest ono ciągłym procesem naszego życia. Oczyszczenie przeznaczone jest nie tylko dla ludzi grzesznych, lecz również dla tych zaawansowanych duchowo, dążących do doskonałości.
Narodziny ludu Bożego
Izraelici po przejściu przez Morze Czerwone zaufali Bogu, wyrobili w sobie poczucie sacrum, poczucie istnienia rzeczy świętych. Bóg przed wysłaniem Mojżesza do Egiptu, doświadczył go, czy ma poczucie sacrum, poczucie rzeczy świętych. A było to tak: Mojżesz wiedział z praktyki codziennego życia, że ziemia pustyni jest wrogą dla człowieka, jest dla niego ziemią przeklętą. Bóg zażądał od Mojżesze, by zdjął sandały ze swoich stóp, gdyż ziemia, po której stąpa jest ziemią świętą. Mojżesz wbrew praktycznemu przekonaniu, że ziemia pustyni jest ziemią przeklętą, zdjął sandały, wierząc słowu Bożemu. Poczucie świętości u Mojżesza było początkiem dalszej współpracy z nim Pana Boga w dziele uwolnienia Żydów z niewoli egipskiej. (Rdz 3,4-5).
Poczucie sacrum jest nam konieczne w życiu zakonnym, w dążeniu do uświęcenia się. Aby osiągnąć to uświęcenie, musimy uważać Rady Ewangeliczne za rzeczy święte, dane nam przez Boga.
Narodziny ludu odpowiedzialnego…
Ziemia Obiecana, dana Izraelitom przez Boga, nie była podobną do wielkiego ogrodu, lecz była ziemią zaludnioną i ufortyfikowaną.
Żydzi musieli zdobywać tę ziemię, walczyć o nią. Walkę musieli prowadzić wszyscy razem, nikt nie mógł się czuć wolnym od zdobywania danej im ziemi.
Celem każdej wspólnoty chrześcijańskiej, a szczególnie wspólnoty zakonnej, jest stworzenie z tej wspólnocie, jakby ziemi obiecanej, nowej Betanii. Pan Jezus czuł się tak dobrze w Betanii w rodzinie Łazarza, Marii i Marty. Z naszych wspólnot zakonnych winniśmy tworzyć nowe Betanie, w których Chrystus będzie przebywał z przyjemnością. Jedna osoba nie potrafi przemienić wspólnoty zakonnej w Betanię, trzeba do tego zaangażowanie całej wspólnoty. Wszyscy członkowie wspólnoty winni poczuwać się do odpowiedzialności za przekształcenia ich wspólnoty w duchową Betanię. Małżonkowie mogą utworzyć z ich wspólnoty małżeńskiej nową Betanię, lecz nie potrafi uczynić tego tylko jeden ze wsołmałżonków.
Narodzenie z Ducha
Narodzenie z Ducha, o którym mówił Pan Jezus Nikodemowi, polega na działalności apostolskiej, na zdobywaniu ludzi dla Jezusa.
Bycie czystym, napełnionym Bogiem, jak Żydzi na pustyni i odpowiedzialnym za swoją przyszłość, podobnie jak Izraelici w Ziemi Obiecanej, jest przygotowaniem się do działalności apostolskiej, do dzielenia się z innymi tym, co już osiągnęliśmy. Nasza działalność apostolska jest dzieleniem się z innymi naszą wiarą i doświadczeniem Boga.
Tak pisze o tym św. Paweł w 2 rozdziale Listu do Filipian: „Niech zapanuje wśród was jedność dążeń, tożsamość miłości, wspólnota ducha i zbieżność pragnień. Nie poszukujcie niczego w celu wynoszenia się jedni ponad drugimi, nie gońcie za próżną chwalą, lecz z całą pokorą uważajcie innych za lepszych od was samych. Niech nikt nie szuka tylko własnego dobra, lecz nich myśli o sprawach innych”.
http://profeto.pl/homilie/sludzy-slowa/ks-wladyslaw-stasik-scj,9201.html
*******
ks. Marek Białożyt SCJ2015-03-13 09:26
Bóg umiłował świat – LD na IV Ndz. Wlk. Postu (B)
niedziela, 4 Niedziela Wielkiego Postu, rok B, J 3,14-21
A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu.
Lectio
Proponowany fragment Ewangelii Janowej stanowi końcową część rozmowy Jezusa z Nikodemem. W tych siedmiu zdaniach - jak w pigułce ‑ Jezus przedstawia podstawowe prawdy wiary o Bogu Ojcu, o posłanym na świat Synu Bożym, a także o uczynkach ludzi, które zostaną osądzone. Mocno ukazany zostaje obraz Boga, który nie potępia świata, ale wręcz przeciwnie, umiłował go i dał Syna Jednorodzonego, który przyjęty przez wiarę przynosi światu zbawienie. Zapowiadany sąd nad człowiekiem jest wynikiem złych uczynków i dopuszczania się nieprawości przez ludzi. Św. Jan w tym krótkim fragmencie w sposób bardzo skondensowany przedstawia podstawowe tematy, które będzie rozwijał w innych miejscach swojej Ewangelii: wywyższenie Syna Człowieczego na krzyżu, dar Jednorodzonego Syna, miłość, sąd, zbawienie, życie wieczne, światłość i życie w prawdzie. W całym tym monologu Jezusa wybrzmiewa ogromna miłość i zatroskanie Boga o człowieka oraz dramat grzechu i odrzucenia miłości Ojca.
Meditatio
Wywyższył węża
Obraz miedzianego węża zawieszonego na palu nawiązuje do Księgi Liczb (21, 4-9). Grzech kąsa człowieka bardzo dotkliwie od momentu utraconego raju. Lekiem na palący jad jest wzniesienie oczu ku górze: Wznoszę swe oczy ku górom: Skądże nadejdzie mi pomoc? (Ps 121,1). Jedyną odpowiedzią i pomocą jest wywyższenie Jezusa na krzyżu na Golgocie. On jest lekarzem i samym lekiem na grzech całego świata. W obliczu bezsilności wobec powtarzających się grzechów nie mam jedynie patrzeć w głąb siebie i ciągle analizować ich przyczynę. To może być pokusa samo-zbawienia. Mamy z wiarą patrzeć na Jezusa wywyższonego, który odwraca nasz wzrok od nas samych i prowadzi do życia wiecznego.
Bóg umiłował świat
Miłość to jedyny i prawdziwy motyw działania Boga, który tak często Mu odbieramy. Oskarżamy Go o dopuszczanie cierpienia i śmierci. Tylko Miłość jest w stanie dać to, co ma najcenniejsze. Jednorodzony Syn zostaje posłany, aby przyprowadzić tych, co poginęli z domu Izraela (por. Mt 15, 24). Jezus nie przychodzi, aby potępiać człowieka, ale przypomnieć o dziedzictwie, do jakiego zostaliśmy przeznaczeni. Grzech, który przynosi cierpienie i śmierć zostaje zwyciężony. Bóg posuwa się aż tak daleko, by przekonać mnie o swojej miłości. Potrzebne było tak namacalne świadectwo wcielenia Syna Bożego oraz Jego wywyższenia na krzyżu, abym odbudował w sobie obraz Ojca, który pragnie mojego zbawienia.
Światło przyszło na świat
Kiedy zbliżamy się do światła, widzimy więcej i wyraźniej. Przybliżając się do Jezusa, poznajemy prawdę o sobie – czasem bolesną. Jednak On jest światłością świata, która nigdy nie rani, ani nie poniża. Będąc samą Prawdą, nie wywyższył się, ale uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej (Flp 2,8). Z krzyża Jego blask mieni się kolorami miłosierdzia, wypływającego z przebitego Serca, a miłosierdzie odnosi triumf nad sądem (Jk 2,13). Wpatrując się z wiarą w ten krzyż i pokładając nadzieję w Jezusie, grzech nie ma mocy potępienia nade mną.
Oratio
Psalm 121
Wznoszę swe oczy ku górom:
Skądże nadejdzie mi pomoc?
Pomoc mi przyjdzie od Pana,
co stworzył niebo i ziemię.
On nie pozwoli zachwiać się twej nodze
ani się zdrzemnie Ten, który cię strzeże.
Oto nie zdrzemnie się
ani nie zaśnie
Ten, który czuwa nad Izraelem.
Pan cię strzeże,
Pan twoim cieniem
przy twym boku prawym.
Za dnia nie porazi cię słońce
ni księżyc wśród nocy.
Pan cię uchroni od zła wszelkiego:
czuwa nad twoim życiem.
Pan będzie strzegł
twego wyjścia i przyjścia
teraz i po wszystkie czasy.
Comtemplatio
W postawie ufności trwam pod krzyżem Chrystusa. Pozwalam przenikać się tajemnicy Jego miłości miłosiernej. Na koniec odmawiam dziękczynne Chwała Ojcu.
*******
#Ewangelia: Na czym polega Sąd Ostateczny?
Mieczysław Łusiak SJ
Jezus powiedział do Nikodema: “Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu”.
Komentarz do Ewangelii
Sąd Boży nie polega więc na tym, że Bóg wymierza nam karę odpowiednią do naszych przestępstw (grzechów), łagodząc ją w obliczu ewentualnych zasług, które zdobyliśmy dobrym postępowaniem, postem i modlitwą. “Sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło”. Na sądzie Bóg pokaże nam, jeśli sami wcześniej tego nie uświadomiliśmy sobie, co było dla nas najważniejsze na tym świecie, co było naszą “miłością”. Kto kocha ponad wszystko pieniądze, karierę, władzę, przyjemność, itd., ten na Sądzie Ostatecznym uświadomi sobie, że wybrał piekło. Aby nie wybrać piekła, trzeba zbliżyć się do światła, którym w całej okazałości jest Chrystus i Jego Ewangelia.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2367,ewangelia-na-czym-polega-sad-ostateczny.html
********
Na dobranoc i dzień dobry – J 3, 14-21
Mariusz Han SJ
Potępianie, to zła cecha…
Nikodem
Jezus powiedział do Nikodema: «Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.
A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu».
Opowiadanie pt. “Bóg przebaczający grzechy”
Mówiono o pewnej starej kobiecie z wioski, że miewa cudowne widzenia. Miejscowy ksiądz zażądał na to dowodu: – “Ujrzawszy Boga, poproś Go, by powiedział ci moje grzechy, które tylko Jemu są znane. To będzie wystarczający dowód”.
Miesiąc później, kobieta wróciła i ksiądz zapytał, czy Bóg znów się jej objawił. Odpowiedziała, że tak. – “Czy zadałaś Mu pytanie?”. – “Tak”. – “I co odpowiedział?”. Rzekł: – “Powiedz swemu kapłanowi, że zapomniałem jego grzechów”.
Czy możliwe jest, aby wszystkie straszne rzeczy, które uczyniłeś, zostały zapomniane przez wszystkich – oprócz ciebie?
Refleksja
Samo potępianie zachowania innych ludzi jest złe, bo zamyka nas na prawdę. Nie widzimy bowiem dobra w drugim człowieku, ale przede wszystkim zło, które jest jego udziałem. Nie oznacza to, że nie mamy mówić o złym postępowaniu innych, ale najważniejsze, żeby upomnieć bezpośrednio daną osobę, przedstawiając swoje argumenty, a potem wyciągnąć konkretne wnioski, które przybliżają nas samych do prawdy o Bogu, sobie i innych ludziach. Samo potępianie nic nikomu nie da, gdyż zamyka nas na prawdę…
Jezus zachęca nas, abyśmy stali się światłem dla innych. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy świadomi własnej grzeszności, pracujemy nad wyeliminowaniem swoich grzechów, które jeśli tak się stanie, pomaga w osobistym rozwoju każdego człowieka, który jest obok nas. Światło potrzebne jest każdemu, kto szuka prawdy. Nie możemy mieć wyłącznie monopolu na prawdę, bo w ten sposób eliminujemy Tego, który jest Drogą, Prawdą i Życiem… samego Jezusa…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego nie powinniśmy potępiać innych ludzi?
2. Jak przybliżać ludzi ku prawdzie o Bogu, ludziach i sobie samym?
3. Jak stawać się światłem i przykładem dla innych ludzi?
I tak na koniec…
Dobrze jest umierać, gdy się ma świadomość, że zrobiło się w życiu coś naprawdę dobrego, że pozostanie się w pamięci choćby kilku ludzi i będzie się przykładem dla potomnych
(Vincent van Gogh)
90 sekund z Ewangelią – J 3, 14-21 [VIDEO]
90 sekund z Ewangelią / s. Emanuela Gemza ZMBM
90 sekund z Ewangelią, codziennie i do końca świata. W każdym z odcinków rozważamy Słowo w myśl zasady: minimum słów, maksimum treści.
Rozważanie do dzisiejszej Ewangelii przygotowała s. Emanuela Gemza ZMBM – pracuje w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach, w ramach przygotowań do ŚDM 2016 współtworzy na Facebooku profil Faustyna 2016 >>>.
********
Miłość wszystko wyjaśnia
Najważniejszy postulat dla chrześcijańskiego postępowania brzmi: kochaj! Zdolność kochania jest najwyraźniejszym znakiem naszego podobieństwa do Stwórcy. Jednym z Jego imion jest Miłość. On jest jak miłosierny ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym. Czeka na każdego człowieka, który oddalił się od Niego przez grzech. Nie chce odesłać z powrotem , ale przyjmuje jak syna i po raz kolejny obdarza zaufaniem. Taka jest miłość. Gdy popełniasz grzech, Bóg nie mówi do Ciebie: ,,Możesz wrócić, pod jednym warunkiem, że…” Czeka, aż uklękniesz przy konfesjonale i ze skruszonym sercem przyznasz się do popełnionego grzechu. Tak po prostu. Bóg pochyla się nad każdym człowiekiem i każdym się interesuje. Podobnie jak przyjaciel, nie przechodzi obojętnie obok Twoich łez. Nawet jeśli wydaje się nam, że Go nie ma, On zawsze jest, tylko czasem w sposób, którego nie dostrzegamy. Jest On Ojcem, który kocha, a w miłości nigdy się nie pyta ile jest jej potrzeba by zaspokoić głód pragnącego. Kocha, a więc chce dać jak najwięcej, ile tylko można, zrobić, co tylko możliwe, byśmy zobaczyli, jak Mu na nas zależy. Takim właśnie czynem jest śmierć- i to śmierć krzyżowa.
http://waclawice.przemyska.pl/?p=1442
**************************************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
15 MARCA
Klemens urodził się 26 grudnia 1751 roku na Morawach w Tasovicach w licznej czeskiej, choć zniemczonej rodzinie rzeźnika. Na chrzcie otrzymał imię św. Jana Apostoła. Gdy miał 7 lat, zmarł jego ojciec. Matka potrafiła nie tylko zapewnić dwunastce dzieci utrzymanie, ale przede wszystkim głębokie wychowanie religijne. Jego ojciec nazywał się Dvorak, ale gdy z Budziejowic Czeskich przeniósł się do miejscowości, gdzie istniała silna kolonia niemiecka, zaczął używać niemieckiego odpowiednika Hofbauer. Ponieważ ubóstwo matki nie pozwoliło Janowi się kształcić, podjął pracę jako piekarz. Nie miał wszakże spokoju: nurtowało go bowiem pragnienie poświęcenia się na służbę Bożą. Dlatego za oszczędzony grosz wraz ze swoim przyjacielem, Piotrem Kunzmannem, udał się do Rzymu, a potem do Tivoli, gdzie wstąpił do eremitów. Nie czuł się tam jednak dobrze. Gnał go żar pracy apostolskiej. Dlatego wystąpił z eremu i wrócił do kraju. W klasztorze norbertanów w Klosterbruck chodził do gimnazjum, a równocześnie służył w klasztorze, by w ten sposób opłacić swoją naukę i utrzymanie. Na nowo podjął też pracę piekarza. Codziennie uczestniczył we Mszy świętej i pobożnie do niej służył. To zwróciło uwagę na niego pewnych pań, które pomogły mu poświęcić się studiom wyższym na uniwersytecie wiedeńskim.
W Rzymie zetknął się z niedawno założonym przez św. Alfonsa Marię Liguoriego zakonem redemptorystów, do którego wstąpił. Przyjął wówczas imiona Klemens Maria. Ponieważ miał już ukończone studia teologiczne, zaraz po złożeniu ślubów zakonnych otrzymał święcenia kapłańskie (1785). Miał już wtedy 34 lata. Jako neoprezbiter został wysłany do Wiednia, a następnie na Pomorze. Zatrzymał się na jakiś czas w Warszawie. Chwilowy postój przemienił się w pobyt trwający 21 lat (1787-1808).
Klemens przybył do Warszawy z dwoma przyjaciółmi: z o. Hublem i bratem Kunzmannem. Ze względu na złe drogi i panującą jeszcze zimę nuncjusz papieski polecił gościom pozostanie w stolicy przez pewien czas. Biskup poznański, do którego należała wówczas Warszawa, powierzył im opiekę nad kościołem św. Benona w Warszawie. Był on przeznaczony dla katolików niemieckich. Polecono również Klemensowi czasową opiekę nad kościołem pojezuickim przy katedrze, gdyż po kasacie tego zakonu (1773) kościół niszczał. Redemptorystom oddano równocześnie pod opiekę dom sierot i szkołę rodzin rzemieślniczych. Na audiencji u króla Stanisława Augusta Poniatowskiego Klemens otrzymał zapewnienie pomocy materialnej. Podobną pomoc zadeklarowała Komisja Edukacji Narodowej, a także sejm w Grodnie. Skoro zaś dzieło zostało rozpoczęte, trzeba je było dalej prowadzić. W taki to sposób Klemens pozostał już w Warszawie.
Utrzymanie kościołów, sierocińca, internatu i szkoły wymagało znacznych środków. Czasami Klemens musiał żebrać, aby zdobyć niezbędne środki. Zachowała się historia o tym, jak pewnego dnia zaszedł po prośbie do karczmy. Kiedy zwrócił się o datek do grających w karty, jeden z graczy uderzył go w twarz, na co Święty odpowiedział: «To dla mnie, a co dla moich sierot?» Skruszeni kompani oddali całą wygraną. Prowadził działalność charytatywną, opiekował się służącymi – których było wtedy w stolicy około 11 tysięcy. Uruchomił drukarnię i wydawnictwo książek religijnych oraz stowarzyszenie dla pogłębiania wiedzy religijnej. W ten sposób powstała pierwsza placówka jego zakonu w Polsce. Był wybitnym kaznodzieją.
Dla zapewnienia trwałości rozpoczętego dzieła Klemens rekrutował z chłopców przyszłych redemptorystów. Oddawał ich do szkół gimnazjalnych, a potem sam uczył ich filozofii i teologii aż do święceń kapłańskich. Po 8 latach miał 7 kapłanów. Założył także nowicjat. W roku 1803 miał już 18 kapłanów, a w roku 1808 łączna liczba redemptorystów wyniosła 36. Władze zakonu, widząc błogosławione owoce jego pracy, mianowały Klemensa wikariuszem generalnym na tereny na północ od Alp, zezwalając mu na dużą swobodę w działaniu.
Gdy po III rozbiorze Polski Warszawa znalazła się pod okupacją Prus, zaczęły się prześladowania. Daremnie Klemens słał memoriały do króla Fryderyka II, wykazując, że do szkoły elementarnej chodzi 256 chłopców i 187 dziewcząt; że jest to jedyna w Warszawie szkoła dla dziewcząt; że dzieci są ubogie i korzystają z nauki bezpłatnie; że wiele wśród nich jest bezdomnych sierot, które także z internatu korzystają bezpłatnie. Nic nie pomogło. Nadszedł dekret likwidacji szkoły.
Napoleon na wniosek marszałka Davouta podpisał wyrok, skazujący redemptorystów, zwanych także benonitami (od kościoła św. Benona), na wywiezienie ich do twierdzy w Kostrzyniu nad Odrą. Działo się to 20 czerwca 1808 roku. Tam po miesiącu uwolniono redemptorystów, ale nie pozwolono im wracać do Polski. W tej sytuacji Klemens udał się do Wiednia. Osiadł przy kościele sióstr urszulanek. Był niezmordowany w konfesjonale i na ambonie. Otoczył opieką młodzież, zwłaszcza uczęszczającą na uniwersytet, chętnie ją wspomagał duchowo i materialnie. Zdołał skupić koło siebie grupę inteligencji wiedeńskiej i przez nią rozwinąć zbawczy wpływ na innych. Oni to przyczynili się do odrodzenia religijnego w Austrii.
Zmarł w opinii świętości 15 marca 1820 roku. Jego pogrzeb był prawdziwą manifestacją w Wiedniu. W roku 1848 rewolucja skasowała redemptorystów w Austrii. Uległo wówczas zniszczeniu archiwum prowincji zakonu z bezcennymi dokumentami, dotyczącymi działalności Klemensa. W roku 1862 odbyła się ekshumacja i przeniesienie jego śmiertelnych szczątków z cmentarza komunalnego do kościoła redemptorystów. W roku 1888 papież Leon XIII wyniósł sługę Bożego do chwały błogosławionych, a w roku 1904 papież św. Pius X wpisał go uroczyście do katalogu świętych. Ze względu na to, że św. Klemens spędził 21 najpiękniejszych swoich lat w Warszawie, Episkopat Polski włączył go do katalogu świętych polskich. Jest jednym z patronów Warszawy, a także kelnerów i piekarzy.
W ikonografii św. Klemens przedstawiany jest w habicie. Jego atrybutem jest krzyż.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-15a.php3
15 marca, Św. Klemensa Marii Hofbauera – Wspomnienie
„Jego życie opierało się na miłości Boga, Kościoła świętego i pragnieniu zaprowadzenia dusz do Boga”
W Zgromadzeniu Najświętszego Okupiciela Święto Św. Klemensa Marii Hofbauera apostoła Warszawy, patrona Wiednia oraz duchowego opiekuna piekarzy
Święty Klemens Maria Hofbauer łączy swoją osobą i działalnością trzy kraje: Czechy, Polskę i Austrię. Urodził się 26 grudnia 1751 r. w Tasowicach na Morawach. W 1787 r. utworzył w Polsce pierwszą poza Italią placówkę Zgromadzenia Redemptorystów, założonego w 1732 r. przez św. Alfonsa Marię de Liguori. Przez 21 lat św. Klemens działał jako niestrudzony apostoł Warszawy. Po wypędzeniu redemptorystów z Polski, w 1808 r., znalazł schronienie w Austrii, gdzie za swoją działalność zyskał sobie tytuł patrona Wiednia. Jako wytrwały pielgrzym i gorliwy głosiciel Ewangelii zmarł 15 marca 1820 r. Jest patronem Wiednia, apostołem Warszawy oraz opiekunem duchowym piekarzy. Jego wspomnienie liturgiczne przypada więc 15 marca.
Św. Klemens przemierzył wielokrotnie Europę, chciał być wszędzie tam, gdzie dostrzegał duchowe potrzeby ludzi. Prowadząc apostolstwo w Warszawie, a potem w Wiedniu wciąż poszukiwał możliwości założenia nowych placówek redemptorystów na terenach obecnej Łotwy, Niemiec, Szwajcarii i Austrii. Klemens angażował się ewangelizację i odnowę Kościoła, która nie ograniczała się tylko do tego, co zewnętrzne. Jednak wroga Kościołowi polityka wielu ówczesnych rządów oraz szerzące się idee oświecenia utrudniały mu działanie. Kilkadziesiąt lat gorliwego wysiłku i przedsięwzięć apostolskich nie przyniosło więc trwałych efektów za jego życia. Ziarno rzucone w ziemię zaowocowało po śmierci św. Klemensa.
Jak widzimy, Klemens w swoich staraniach doznawał jednego niepowodzenia po drugim. On jednak nie poddawał się i nie rezygnował. Warto zastanowić się, skąd czerpał siłę? Z jego osobistych wypowiedzi i świadectw na temat jego życia, możemy się dowiedzieć, że tymi źródłami mocy były: mocna wiara, ufność pokładana w Bogu, modlitwa i Eucharystia oraz wielkie umiłowanie Kościoła.
My także żyjemy w sytuacji kościelnej i kulturowej, która nie rozpieszcza nas nadmiarem sukcesów. Gdzie znajdujemy siłę, by nadal angażować się w dzieło głoszenia Ewangelii mimo niewielkich sukcesów czy nawet niepowodzeń?
Niestrudzona działalność św. Klemensa oraz godna podziwu kreatywność w wyszukiwaniu najbardziej potrzebujących i pozyskiwaniu ich dla Chrystusa, może być dla nas źródłem inspiracji i wzmożonego wysiłku w podejmowaniu dzieła nowej ewangelizacji.
Św. Klemens Hofbauer nie jest świętym z obrazka, nie mieści się w żadnym schemacie. Jego ruchliwe życie i bogata działalność nie dadzą się opowiedzieć w pełni na kilku stronach, brakuje też na to właściwych określeń. Klemens był pustelnikiem i wędrownym apostołem, a zarazem pełnym dobroci i ludzkim świętym. Przepełniony gorliwością apostolską, łączył głębokie życie wewnętrzne z intensywną działalnością starając się zachować słuszną harmonię. Powiedziano o nim, że „jego życie opierało się na miłości Boga, Kościoła świętego i pragnieniu zaprowadzenia dusz do Boga”. Mimo iż żył w trudnym okresie, w stuleciu nieprzyjaznym Kościołowi i życiu zakonnemu, utorował drogę chrześcijańskiej odnowie, która dziś jeszcze budzi nasz podziw. Pod koniec życia sam wyznał: „Niektórzy padali przede mną, by ucałować moje stopy, ale trzykrotnie liczniejsi byli ci, którzy obrzucali mnie błotem. Jedni za bardzo mnie znieważali, drudzy natomiast za bardzo mnie szanowali”.
Klemensbył człowiekiem zdolnym do przystosowania się do wymogów życia oraz posiadał umiejętność przezwyciężania trudnych sytuacji i prześladowań, dzięki czemu nie był smutnym człowiekiem, ale przeciwnie – radosnym świętym. Szukał zawsze siły w ufnym oddaniu się Bogu, co wyrażają jego słowa: „Pozwólmy się prowadzić Bogu, a wszystko pójdzie dobrze”. Z jego gorącej i niewzruszonej wiary wypływała żarliwa miłość do Jezusa Chrystusa. To właśnie doprowadziło go do podjęcia i zrealizowania zasadniczej decyzji poświęcenia się całkowicie Chrystusowi i ludziom jako redemptorysta: „Pragnę z utęsknieniem poświęcić się naszemu Odkupicielowi i duszom odkupionym Jego Krwią serdeczną”. Tak więc odpowiedź na Boże powołanie oraz przyjęcie i odwzajemnienie Jego darów, a nie tylko naturalne zalety, uczyniły go prawdziwie wielkim misjonarzem, a zarazem „pokornym i odważnym sługą Ewangelii Chrystusa Odkupiciela”.
Klemens został uznany za ojca ubogich. Mali i biedni, opuszczeni i ludzie z marginesu znajdowali w nim bezinteresownego przyjaciela. Żył z ubogimi jako ubogi, to co miał, dzielił z nimi. Przejawiało się to szczególnie w trosce o ubogie dzieci i sieroty, dla których założył sierociniec i szkołę. Sam mówił: „Byłem ubogi, lecz nigdy tak bardzo, by nie mieć niczego do dania innym”. Kierował się wyznawaną często zasadą: „Dawajcie a będzie wam dane. Te słowa są bliźniakami”. Działalność pastoralna św. Klemensa była ukierunkowana na konkretnego człowieka. Był on znawcą ludzkich serc i głęboko wierzył w dobroć człowieka. W ten sposób przypomina nam dzisiaj wezwanie Jezusa, aby nasze serce było wrażliwe na potrzeby innych, niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Zwraca przy tym uwagę, że słowa dawać i otrzymywać są istotnie ze sobą związane i wzajemnie się uzupełniają. Kto umie dawać, zawsze będzie też otrzymywał, by mógł znowu dawać.
Czymś zadziwiającym w życiu i działalności św. Klemensa jest formacja ludzi świeckich i współpraca z nimi. Wyszukiwał on i zapraszał do współpracy myślących po apostolsku ludzi świeckich, czyli takich, którzy żyjąc w swoich rodzinach i w świecie naśladowali Odkupiciela i działali jako świeccy misjonarze. Ludzie młodzi mogli odwiedzać go w jego klasztorze, kiedy chcieli. Jego wspólnota była punktem odniesienia dla nich. Ci młodzi stawali się apostołami dla innych. Jeden ze studentów uniwersytetu wyjaśniał to w taki sposób: „Uczniowie Klemensa robią to samo, co czynili uczniowie Jezusa: jeden wzywa drugiego. Ci którzy poznali Klemensa, nie znajdowali spokoju, dopóki nie przyprowadzili do niego innych uczniów”. Hofbauer nauczał świeckich, że ich misją jest to, by stali się zaczynem Ewangelii we własnych środowiskach życia i pracy. W Warszawie stworzył grupę ludzi świeckich, których nazwał oblatami Najświętszego Odkupiciela. Byli to mężczyźni i kobiety, napełnieni Duchem Świętym i spragnieni sprawiedliwości. Spotykali się w domu zakonnym albo w domach rodzinnych. Na tych spotkaniach modlili się wspólnie, dzielili się nawzajem doświadczeniami i dokonywali oceny własnych metod apostolskich. Tworzyli grupę świeckich apostołów, by móc przeciwstawiać się fali niewiary i niemoralności owego czasu, apostołować poprzez świadectwo własnego życia, rozmowy w rodzinach na tematy religijne oraz propagowanie książki katolickiej.
Dewizą życiową św. Klemensa stało się powiedzenie, iż „Ewangelia winna być głoszona w nowy sposób”. Jako człowiek wrażliwy na „znaki czasu” szukał woli Bożej w rozgrywających się wydarzeniach i potrzebach swoich czasów. Z niezwykłym wyczuciem poszukiwał nowych dróg, aby dzięki braterskiej współpracy urzeczywistnić ideał redemptorysty i kształtować życie w oparciu o wiarę w niewysłowioną miłość Boga do ludzi. Nie przykładał wielkiej wagi do jednej tylko formy działalności pastoralnej, ale szukał wciąż nowych sposobów i kładł nacisk na to, by Ewangelia była głoszona na nowo ubogim i opuszczonym. Również i my doświadczamy, że dziś nie ma niezawodnej recepty i wypróbowanej drogi, dzięki którym moglibyśmy u większej liczby ludzi wywołać zachwyt Ewangelią. Jednakże nadal aktualna jest nasza misja głoszenia ludziom Dobrej Nowiny. Musimy więc pytać, w jaki sposób dziś pomóc, przede wszystkim ludziom młodym, odkrywać Ewangelię jako pomocną siłę, jako drogę ku większej wolności i pełni życia.
Pracując z pasją i gorliwością dla Kościoła, św. Klemens wskazywał na wielką rolę i wartość wierności Kościołowi i zasadom jego nauczania, a także przywiązania do nauczania Ojca Świętego. Tę szczególną cechę określa się jako sentire cum Ecclesia. Można ją przetłumaczyć jako „współmyślenie z Kościołem”, „współczucie z Kościołem”, albo po prostu „ukochanie Kościoła”. Świadkowie życia św. Klemensa w procesie beatyfikacyjnym podkreślali: „Całą duszą Klemens był przywiązany do Kościoła, do papieża i do Rzymu, dokąd tak często pielgrzymował”. Kierując się jego przykładem trzeba nam dzisiaj kształtować nasze życie w taki sposób, by kochać Kościół, rozumieć go i myśleć razem z nim. Bowiem kochać Kościół to znaczy cenić go sobie, być szczęśliwym, że się do niego należy, być mu odważnie wiernym, słuchać go, ofiarnie mu służyć i z radością włączać się w trudną misję, jaką dziś wypełnia.
Przez swoją odważną i wieloraką działalność św. Klemens mówi nam dzisiaj, że metodologia nowej ewangelizacji to: współodpowiedzialność, otwartość, bliskość, dostępność, przyzwolenie na ewangelizowanie siebie, pozytywne zarażanie, współdzielenie wiary i duchowości, przekonywujące świadectwo osobistego i wspólnotowego doświadczenia Boga. Co więcej, był on przekonany, że w Chrystusie znajduje się niezgłębione bogactwo, którego nie wyczerpuje żadna kultura i żaden czas, do którego wciąż możemy prowadzić ludzi, aby ich ubogacić.
Niech w codziennym odnawianiu i umacnianiu naszej wiary wzorem będzie nam św. Klemens, którego zaangażowanie dla Ewangelii i Kościoła może także nas zachęcić na nowo do powrotu do źródeł naszego chrześcijańskiego powołania. Ponowne zapoznanie się i zaprzyjaźnienie z osobą i dziełem apostoła Warszawy i Wiednia może nam dzisiaj pomóc żyć wiarą i miłością z taką wytrwałością i oddaniem, które charakteryzowały tego świętego redemptorystę.
Autor: O. Sylwester Cabała CSsR – Radny Zwyczajny Zarządu Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Warszawa
http://www.slowo.redemptor.pl/pl/45468/81867/15_marca_Sw._Klemensa_Marii_Hofbauera_%E2%80%93_Wspomnienie.html
**********************
Święta Ludwika de Marillac, zakonnica
Ludwika urodziła się w Paryżu 12 sierpnia 1591 r. Jej ojciec był radcą parlamentu francuskiego. Niemal całą młodość Ludwika spędziła w internatach zakonnych: najpierw w luksusowym internacie sióstr dominikanek z Poissy, gdzie przebywała do 13. roku życia, potem zaś w znacznie skromniejszym miejscu w Paryżu. Za radą krewnych 5 lutego 1613 r. wyszła za Antoniego Le Gras, sekretarza królowej Anny Medycejskiej. Wkrótce urodziła syna, Michała. W małżeństwie nie zaznała szczęścia. Mąż był nerwowy, gwałtowny, nadto na skutek schizofrenii utracił intratną posadę. Zmarł młodo w roku 1625. Po owdowieniu Ludwika umieściła syna w szkole z internatem.
Pod kierownictwem św. Franciszka Salezego i św. Wincentego a Paulo Ludwika czyniła duże postępy na drodze doskonałości chrześcijańskiej. Wincenty ustanowił ją najpierw wizytatorką bractw miłosierdzia. Wywiązała się z tego zadania bardzo dobrze, odwiedzając poszczególne placówki, instruując, usuwając nadużycia, zapalając do miłosierdzia. Wtedy św. Wincenty powierzył jej bezpośrednią opiekę nad “Córkami Miłości”. Były to proste, wiejskie dziewczęta, które miały dobrą wolę, ale najczęściej nie miały pojęcia, jak się zachować przy chorych i ubogich. W ten sposób zrodziło się wielkie dzieło, nowa rodzina zakonna “Sióstr Miłosierdzia”, zwana popularnie szarytkami. Za dzień narodzin zgromadzenia uważa się 25 marca 1642 roku, kiedy to pierwsze cztery siostry wraz z panią Le Gras złożyły swoje śluby na ręce św. Wincentego.
Ludwika zmarła 15 marca 1660 roku w wieku 69 lat. Na chwałę ołtarzy musiała długo czekać: beatyfikował ją papież Benedykt XV w roku 1920, a kanonizował papież Pius XI w 1934 roku. Papież Jan XXIII ogłosił św. Ludwikę patronką służby socjalnej (1960). Relikwie Świętej spoczywają w kaplicy domu macierzystego Sióstr Miłosierdzia w Paryżu.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-15b.php3
Pragniemy pogłębić znajomość życia św. Ludwiki de Marillac, Założycielki Sióstr Miłosierdzia i Patronki Wszystkich Dzieł Charytatywnych. Poprzez jej własne słowa oraz refleksję S. Élisabeth Charpy SM, odkrywać będziemy obraz kobiety o bogatej osobowości i głębokim doświadczeniu duchowym, które może stać się inspiracją dla życia wielu chrześcijan.
***********************
Błogosławiony Artemides Zatti, zakonnik
Artemides urodził się w Boretto, w prowincji Reggio Emilia, we Włoszech, w dniu 12 października 1880 roku. Już jako dziewięcioletni chłopiec podjął pracę zarobkową, aby ulżyć rodzinie w ubóstwie. Pracował na gospodarstwie. Wstawał codziennie około godz. 3 w nocy i ruszał na pole. W końcu bieda przemogła i gdy miał 17 lat, cała rodzina wyemigrowała do Bahia Blanca w Argentynie, do wujka obiecującego pomoc w znalezieniu pracy.
Artemides podejmował się różnych prac, by zarobić na chleb. Pomagał też swemu proboszczowi, ks. Carlo Cayallemu, salezjaninowi, w pracach duszpasterskich, zwłaszcza zaś w opiece nad chorymi. Od niego otrzymał książkę o życiu św. Jana Bosko. Po jej przeczytaniu obudziło się w nim pragnienie zostania salezjaninem. Edukację zakonną rozpoczął w Bernal, koło Buenos Aires. Tam też przybył pewnego dnia młody salezjanin chory na gruźlicę. Artemides zgłosił się do jego pielęgnacji. W niedługim czasie zakonnik zmarł, ale przebywanie przy łóżku chorego pozostawiło swoje ślady.
Artemides zachorował i musiał przerwać studia. Lekarz poradził, aby wysłać chorego do domu leżącego wysoko w górach. Udał się na leczenie do domu salezjańskiego w Viedma (Rio Negro), gdzie Matce Bożej Nieustającej Pomocy złożył obietnicę, że całe swe życie poświęci trosce o chorych. Mieścił się tam szpital dla biedaków i bezdomnych. Wkrótce też za Jej wstawiennictwem odzyskał zdrowie i wstąpił do nowicjatu salezjanów. Złożył śluby czasowe brata zakonnego w dniu 11 stycznia 1908 roku, a trzy lata później śluby wieczyste.
Przez 40 lat pracował z heroiczną gorliwością. Był kierownikiem szpitala św. Józefa, jednego z pierwszych w Patagonii, aptekarzem, asystentem na sali operacyjnej, pielęgniarzem, administratorem. Uważano go za prawdziwego “dobrego samarytanina”. Jego działalność nie ograniczała się do szpitala. Nie szczędząc trudu pomagał także z wielkim poświęceniem ubogim. Gdy potrzebował pomocy, zwracał się do znajomych mówiąc: “Nie chcielibyście pożyczyć Panu Bogu jakiegoś ubrania?” A innym razem: “Nie moglibyście pożyczyć Panu Bogu pieniędzy na szpital?” A gdy przybył ubogi Indianin, Artemides wołał: “Siostro, proszę przygotować łóżko Panu Bogu!” Jego prostota i ufność Bogu przełamywały wszelkie ludzkie trudności.
Odznaczał się ewangeliczną miłością, będącą świadectwem niezwykłej stałości w wierze, a także cierpliwością i ofiarnością. Był bezwzględnie posłuszny przełożonym, choć niekiedy dostosowanie się do ich woli kosztowało go wiele wyrzeczeń. Gdy powierzono mu budowę kurii biskupiej, w wolnych chwilach zajmował się chorymi i ubogimi. Nazywano go “krewnym wszystkich biedaków”. W jego życiu przedziwnie przenikały się i uzupełniały życie czynne i kontemplacja, miłość bliźnich i dar z siebie, służba Kościołowi i własnemu zgromadzeniu.
Zmarł po długim, oddanym służbie Bogu i bliźnim życiu, w dniu 15 marca 1951 roku w Viedmie. W uznaniu jego wielkich zasług tamtejsi mieszkańcy nazwali jego imieniem szpital i główną ulicę swego miasta oraz postawili ku jego czci pomnik. Do grona błogosławionych zaliczył go św. Jan Paweł II w dniu 14 kwietnia 2002 roku. Jak mówił podczas uroczystej homilii, “salezjański brat zakonny wraz ze swą rodziną opuścił diecezję Reggio Emilia, aby szukać lepszych warunków życia w Argentynie, kraju, o którym marzył ks. Bosko. Tam odkrył swe powołanie i wstąpił do zgromadzenia salezjanów, w którym oddał się gorliwej, profesjonalnej i pełnej miłości posłudze chorym. Prawie pięćdziesiąt lat przeżytych przez niego w Viedmie to historia wzorowego zakonnika, sumiennie wypełniającego swe obowiązki względem wspólnoty i bez reszty oddanego służbie potrzebującym”.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-15c.php3
Artemides Zatti – błogosławiony koadiutor
12 listopada 2011 | Kategoria Święci |
Artemides Zatti, urodził się w 1880 roku w ubogiej włoskiej rodzinie. Jego dzieciństwo było dość trudne, bowiem sytuacja ekonomiczna państwa Zattich zmusiłą dziewięcioletniego Atremidesa do podjęcia pracy zarobkowej – został on chłopcem od wszystkiego na gospodarstwie rolnym. Jego dzień rozpoczynał się wraz ze wschodem słońca i kończył o zachodzie. Mimo wszelkich starań i wysiłków w domu panował niedostatek. Z tego względu w 1897 roku rodzina Zattich przeprowadziła się do Argentyny, gdzie już wcześniej wyemigrował wuj Artemidesa. Sam chłopiec pracował w ceglarni, a jego ojciec handlował na bazarze.
Mimo szerzącego się w ówczesnych czasach w Argentynie antyklerykalizmu, rodzina Zattich wiodła głębokie życie religijne. W każdą niedzielę i święta przybywali do świątyni, gdzie posługiwali salezjanie, na wspólnotową eucharystię. To tutaj Artemides poznał ks. Carlo Cavelli, który stał się jego przyjacielem i kierownikiem duchowym. To od niego dostał biografię ks. Bosko, pod której wpływem podjął refleksję nad swoją przyszłością i powołaniem życiowym. Postanowił zostać synem ks. Bosko i rozpoczął przygotowania do kapłaństwa.
W nowicjacie w Bernal opiekował się chorym na gruźlicę salezjaninem, od którego zaraził się tą chorobą. Był zmuszony przerwać nowicjat i wyjechać w celu podjęcia kuracji. Trafił do domu salezjańskiego w Viedma, gdzie współbracia, pod kierownictwem ks. Evasio Garrone, prowadzili szpital i aptekę dla ubogich. Powrót Artemidesa do zdrowia trwał dwa lata. To właśnie w tym czasie, obserwując posługę salezjanów w Viedma, odkrył, że formą realizacji jego powołania nie ma być kapłaństwo, lecz praca jako salezjanin koadiutor, czyli laik konsekrowany (w innych zgromadzeniach określany mianem brata zakonnego).
W 1908 roku Artemides złożył śluby wieczyste i rozpoczął pracę u boku z ks. Garrone. Po jego śmierci w 1911 roku, pełnił funkcję dyrektora apteki i szpitala. Poświęcił się całkowicie służbie chorym, ubogim i opuszczonym. Choć nie miał ukończonych studiów medycznych, leczył wszystkich, którzy potrzebowali pomocy. Z uwagi na ogromną ilość potrzebujących, Artemides przystąpił do budowy szpitala, osobiście zbierając fundusze, i choć często ich brakowało, zdając się na działanie Opatrzności, doprowadził dzieło do końca. Ponieważ prowadził aptekę nie mając uprawnień, odpowiednie władze zagroziły jej zamknięciem. Aby temu zapobiec Artemides nocami studiował farmację i przystąpił do egzaminu potwierdzającego jego kwalifikacje. Po uzyskaniu przez niego odpowiedniego dokumentu, apteka mogła dalej funkcjonować.
W 1950 roku Artemides podczas prac naprawczych spadł z drabiny, poważnie nadszarpując swoje zdrowie. Pojawiły się bóle w boku i dolegliwości żołądka. Mężczyzna wiedział, że to objawy raka trzustki, pomimo to do końca pracował dla dobra innych i nie okazywał swojego cierpienia.
Zmarł w opinii świętości 15 marca 1951 roku, zaopatrzony sakramentami.
W 2002 roku został ogłoszony błogosławionym przez papieża Jana Pawła II. Jego wspomnienie obchodzimy 13 listopada.
Akacjusz Cybulski sdb
oraz:
św. Leokrycji z Kordoby, dziewicy i męczennicy (+ ok. 860); św. Matrony, męczennicy (+ 304); św. Menigna, męczennika (+ 250); św. Nikandra, męczennika (+ ok. 304); św. Placyda Riccardi, męczennika (+ 1915); św. Probusa, biskupa Rieti (+ ok. 570); św. Specjoza, mnicha (+ ok. 545)
Muzyka która wycisza
Jarosław Naliwajko SJ
Znana jest anegdota mówiąca o tym, że dobry Bóg w ciągu dnia słucha muzyki J.S. Bacha, a gdy odpoczywa – W.A. Mozarta. Pomijając spór muzykologów czy miłośników tych dwóch twórców, anegdota ta odsłania drogę, jaką można przechodzić w różnych okresach życia.
Wielki Post jest czasem, gdy jesteśmy zachęcani do wzbudzenia w sobie refleksji nad naszym życiem, szczególnie z perspektywy odpowiedzialności za dobro, wezwania do przemiany moralnej, napiętnowania w sobie tych wszystkich zachowań, które mają znamiona zła.
Muzyka od zawsze odgrywała i taką rolę. Dostarczała klimatu lub pobudzała do tych refleksji albo wprost opowiadała o różnych dramatach życiowych: o śmierci, o odwiecznym sporze dobra ze złem, o bohaterach oddających życie za dobro czy mierzyła się z równie odwiecznym, co niewyjaśnionym tematem miłości.
Ostatecznie muzyka prowadziła do poszukiwania własnej odpowiedzi albo przynajmniej do zastanowienia się nad proponowanymi tematami dobra oraz zła. A jeśli nawet nie wzbudzała takiej refleksji, chociażby z tego powodu, że słuchacz był w bardzo złej kondycji moralnej (bo słuchają muzyki również tyranii), to sam klimat, jaki wytwarzała dramaturgia muzyki mógł powodować w takim słuchaczu dyskomfort prowadzący do zmiany. Takie przypadki nie były częste, ale niepokój budzący się w słuchaczu, związany z walką o miłość albo z niesprawiedliwością (nawet jeśli teatrem zmagań był świat mitologiczny), mógł stanowić dobry grunt pod reformę życia. A z pewnością budził głód harmonii oraz ładu.
Co prawda, żadna tyrania nie zakończyła się na sali koncertowej czy z powodu występu muzycznego, z pewnością jednak muzyka pozwala przeżyć ciemne dni zniewolenia oraz braku nadziei. A niektóre utwory muzyczne specjalnie były komponowane jako oręż w walce. Budziły uśpionego ducha wolności albo mobilizowały do walki lub niosły w skrócie całe orędzie wyzwolenia. Albo były jedynym miejscem wolności jak blues – muzyka Afroamerykanów zamieszkujących Missisipi, Alabamę, Luizjanę, Georgię i inne stany południowe w okresie niewolnictwa.
Oczywiste jest, że muzyka jest ponadkulturowa oraz nie wymaga znajomości ojczystego języka kompozytora.
W biografii każdego człowieka muzyka pojawia się jeszcze przed jego urodzeniem, gdy matka dziecka słucha jakiegośutworu albo sama go wykonuje. A pierwszą muzyką, jaka zawsze towarzyszy każdemu z nas, jest bicie serca matki. Toczy się spór, czy można je uznać za muzykę, a jednak spełnia kryterium dźwięku oraz powtarzalności. Ważna jest również muzyka dzieciństwa. Zarówno praktyka, jak i badania różnych nauk społecznych potwierdzają, że odgrywa ona ważną rolę w procesie społecznego i indywidualnego rozwoju dziecka.
Dawniej muzyka klasyczna była miejscem, gdzie ludzie kształtowali swoje poczucie harmonii, a przez to odpowiedzialności oraz duchowych wymiarów czy wyobraźni. Było to zarezerwowane dla ludzi zamożnych, których było stać na tego rodzaju uczestnictwo w klasycznej muzyce. Inni ludzie tworzyli muzykę własną – mniej wysublimowaną, ale również prowadzącą przez meandry życia. Była ona pomocą w radzeniu sobie z myślami o świecie, o losie życia, o śmierci i – co najważniejsze dla każdego człowieka niezależnie od zamożności – o miłości, o przetrwaniu, o Bogu.
Muzyka towarzysząca obrzędom religijnym sama w sobie niosła potencjał pomagający budować skupienie czy myśli wokół wysiłku duchowego, wewnętrznego, związanego ze zmianą swojego życia.
Gdy czasy się zdemokratyzowały pod względem możliwości uczestnictwa w muzyce oraz w samej muzyce – w tym sensie, że powstała jej odmiana nie-poważna czy nie-klasyczna o takim zasięgu jak obecnie, to ten typ muzyki przejął częściowo rolę dostarczyciela czy budowniczego nastroju. Może służyć on zmianie życia czy przemyśleniom o swojej odpowiedzialności, o swoim aktualnym momencie życiowym. Aczkolwiek życie toczy się obecnie bardzo szybko, co powoduje częste zmiany nastroju. Dzisiaj, z powodu rozwoju techniki odtwarzania muzyki, poszczególne emocje decydują, jakiej muzyki w danym momencie pragniemy słuchać. Często mówimy słucham zależnie od nastroju. Umożliwiają to ogromne magazyny muzyki. Jednocześnie jednak taka postawa zdradza odwieczną prawidłowość ponadkulturową.
O tym, czego słuchamy, decyduje jedynie muzyka wnętrza. A więc ten jedyny, niepowtarzalny, oryginalny zestaw myśli oraz uczuć, inaczej konstruktów intelektualno-emocjonalnych, które każdy ma w sobie.
W każdym z nas wytworzyła je niepowtarzalna droga, jaką każdy przebył do momentu sięgania nie tak dawno po płytę, następnie mp3, a obecnie do elektronicznej chmury. Tę muzykę wnętrza, którą każdy w sobie ma, obrazuje częściowo używana do słuchania muzyka. Na marginesie dodam, że rzadko możemy spotkać kogoś, kto nie lubi słuchać jakiejś muzyki. Może mieć tę potrzebę niesprecyzowaną albo zupełnie nieuświadomioną. Ale instynktownie muzyka, którą lubi słuchać, opisuje jednocześnie jego wewnętrzną muzykę.
Podobnie z modlitwą. A może nawet jest to następny krok? Bo modlitwa ma swoją muzykę. Nie chodzi tu tylko o klimat, który muzyka wytwarza w czasie liturgii albo w czasie dłuższych medytacji czy rozmyślań, ale modlitwa ma wewnątrz siebie swoją muzykę.
Najpierw słowa, z których jest zbudowana. Te słowa są połączone z muzyką, jaka im towarzyszyła, gdy je przyswajaliśmy na początku ich nauki. Dalej modlitwa ma swoją muzykę, gdy towarzyszą nam różne obrazy związane z poszczególnymi słowami czy wydarzeniami, jakie niosą treści modlitwy. Ale muzykę modlitwy najwyraźniej słychać w milczeniu modlitwy. To taka sprzeczność. Nie dotyczy ona dźwięczenia, które następuje jako naturalny mechanizm obronny układu nerwowego, gdy zapada cisza po odcięciu się od źródeł dźwięku. Kiedy wyciszymy swoje myśli, a więc odsuniemy niepokoje, wyrównamy długi, spotkamy odwrotną stronę miłości czyli śmierć i poczujemy ją jako element życia, wtedy usłyszymy muzykę naszej kontemplacji. Ona poprowadzi nas przez czas, tak, że stracimy poczucie upływających minut.
Muzyka kontemplacji odsłania się w ciszy, nie naruszając jej. Dlatego być może dobry Bóg po wysłuchaniu J. S. Bacha odpoczywa, słuchając W. A. Mozarta, żeby później oddawać się szabatowej ciszy…
********
zWierzamy do doskonałości, odc. 12: Złota Rybka
Złota Rybka pamięta przez 3 sekundy…
zWierzamy do doskonałości, odc. 13: Krowa
Krowy potrafią wejść po schodach…
zWierzamy do doskonałości odc. 14: Delfin
Delfiny mają wspaniałą pamięć. Potrafią rozpoznać swoich przyjaciół nawet po dwudziestu latach.
zWierzamy do doskonałości odc. 15: Gepard
Gepard jest najszybszym zwierzęciem lądowym…
********
zWierzamy do doskonałości PLAYLISTA
*********
#MwD: Życie jest jedno
Łukasz Grzybowski SJ
Dzisiejsza niedziela Laetare, a więc niedziela radości, przypomina nam, że istotą naszego nawracania się w czasie Wielkiego Postu jest życie wiarą. Życie z Jezusem, który już zwyciężył śmierć, a nie uczyni tego dopiero w kolejne Święta Wielkanocne.
Czwarta Niedziela Wielkiego Postu
J 3, 14-21 ściągnij plik MP3
Dzisiejsza niedziela Laetare, a więc niedziela radości, przypomina nam, że istotą naszego nawracania się w czasie Wielkiego Postu jest życie wiarą. Życie z Jezusem, który już zwyciężył śmierć, a nie uczyni tego dopiero w kolejne Święta Wielkanocne.
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 3, 14-21
Jezus powiedział do Nikodema: «Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu».
Słowa skierowane dzisiaj do nas w Ewangelii są jasnym i prostym opisem wiary chrześcijańskiej, którego nie potrzeba wyjaśniać. Warto jednak zwrócić uwagę, że spośród wielu sformułowań najbardziej wybijają się te pozytywne: życie wieczne, zbawienie, wiara, światło, prawda.
Człowiek wierzący nie ma problemu z interpretacją tego, że jeśli wierzy w Jezusa, to będzie zbawiony, czyli będzie miał życie wieczne. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy chce wierzyć, ale nie za bardzo mu to wychodzi. Często na siłę próbujemy oddzielić życie wiarą od życia nazywanego przez nas normalnym. Wiara pozostawiona sama sobie tak naprawdę nie istnieje, bo nie można odłączyć jej od naszych uczynków, a więc tego, czym żyjemy.
Poprzez próbę oddzielenia wiary od naszego życia sami siebie skazujemy na oddalenie od Jezusa. Ciągle Go szukamy i kiedy On sam do nas przychodzi, a przychodzi jako Prawda i rzuca światło na nędzę naszego życia, wtedy łatwo Go odrzucamy, bo wolimy ciemność, gdzie nic nas nie zaskoczy.
Żyć prawdziwie znaczy żyć w światłości, żyć z Jezusem. Proś Boga, aby liczyła się dla ciebie zawsze tylko Prawda i by całe twoje życie było drogą wiary.
http://www.modlitwawdrodze.pl/home/
Warto popatrzeć, gdzie masz plagi, gdzie masz komary, czyli gdzie kąsasz; gdzie masz żaby, czyli gdzie rechoczesz o innych bez sensu; gdzie masz ciemności, czyli to wszystko gdzie już nie wierzysz w światło, nie masz nadziei…
Dwunasty odcinek internetowego słuchowiska wielkopostnego MLEKO I MIÓD prowadzonego przez o. Adama Szustaka OP. Po więcej zapraszamy na: www.langustanapalmie.pl.
Wszędzie czegoś chcą, wszędzie jakieś warunki, nie wszystkie da się spełnić…
Franciszkańskie rekolekcje na Wielki Post 2014 – NAMRQCENIE. Rekolekcje oglądać można codziennie od 18 lutego do 5 kwietnia 2015 r. na DEON.pl i franciszkanie.tv Tegoroczny cykl prowadzi o. Leszek Łuczkanin OFMConv, Wikariusz Prowincji św. Maksymiliana.
Namrqcenie, odc. 24: Herbata w konfesjonale, czyli dobra spowiedź
Ze spowiedzią jest jak z życiem, żeby ją dobrze odbyć, musimy spełnić określone warunki…
Franciszkańskie rekolekcje na Wielki Post 2014 – NAMRQCENIE. Rekolekcje oglądać można codziennie od 18 lutego do 5 kwietnia 2015 r. na DEON.pl i franciszkanie.tv Tegoroczny cykl prowadzi o. Leszek Łuczkanin OFMConv, Wikariusz Prowincji św. Maksymiliana.
Teoretycznie znamy warunki dobrej spowiedzi. Praktyka pokazuje jednak, że nie zawsze jest tak jak być powinno…
Franciszkańskie rekolekcje na Wielki Post 2014 – NAMRQCENIE. Rekolekcje oglądać można codziennie od 18 lutego do 5 kwietnia 2015 r. na DEON.pl i franciszkanie.tv Tegoroczny cykl prowadzi o. Leszek Łuczkanin OFMConv, Wikariusz Prowincji św. Maksymiliana.
Sakrament może być ważny i oddawać Bogu cześć oraz świadczyć o gotowości Boga do udzielania łaski, a mimo to człowiek może nie otrzymać łaski. Sakramenty dają łaskę tym którzy je godnie przyjmują…
Franciszkańskie rekolekcje na Wielki Post 2014 – NAMRQCENIE. Rekolekcje oglądać można codziennie od 18 lutego do 5 kwietnia 2015 r. na DEON.pl i franciszkanie.tv Tegoroczny cykl prowadzi o. Leszek Łuczkanin OFMConv, Wikariusz Prowincji św. Maksymiliana.
***************************************************************************************************************************************
Witamy Was po raz szósty. Gdzie dziś będziemy z Chrystusem? Czy mamy odwagę doświadczać Boga? Czy chcemy doświadczać Jego miłości? Gdzie tę miłość w pełni możemy spotkać? Zobaczcie – zapraszamy!
Specjalnie dla osób niesłyszących rekolekcje będą przekazywane także w języku migowym.
Z Bogiem +
Zespół profeto.pl
***************************************************************************************************************************************
BENEDYKTYNI Z TYŃCA
*******
Porządek złych myśli
Szymon Hiżycki OSB
W ostatnich dniach liturgia słowa wybrzmiała słowami proroka Izajasza, który wzywa nie do bezmyślnego zachowywania zewnętrznych postaw, lecz do nawrócenia serca: “rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków”. Dla proroka istotne jest, by dostrzec bliźniego i przyjść mu z pomocą.
Tego nie potrafi człowiek skupiony wyłącznie na sobie, a każdy grzech jest przecież szukaniem przede wszystkim swojej korzyści. W czasie Wielkiego Postu szukamy wspólnie drogi do tego, by przemienić się wewnętrznie i uwolnić od namiętności i grzechów, do których te prowadzą. Kościół po dziś dzień przestrzega przed popełnianiem siedmiu grzechów głównych. U początku tej nauki w łonie chrześcijaństwa stoi właśnie Ewagriusz z Pontu.
W dzisiejszym odcinku ojciec Szymon Hiżycki przybliży nam kolejność złych myśli. Zwyczajowa nauka o “siedmiu grzechach” zagubiła ten istotny przekaz, a mianowicie – że zło ogarnia człowieka stopniowo i według pewnej logiki. Czy ma to znaczenie? Owszem – dla każdego, kto pragnie od tego zła się uwolnić; asceza również musi mieć swoje etapy.
*******
Osiem duchów zła – 1 – obżarstwo
Szymon Hiżycki OSB
W poprzednim odcinku o. opat Hiżycki nakreślił kolejność pojawiania się w umyśle człowieka złych myśli; jest to schemat zakorzeniania się zła w człowieku. Ojciec Szymon podkreślał, iż Ewagriusz mówi o “myślach” – i na poszczególne myśli należy patrzeć raczej jak na niewłaściwe sposoby postrzegania rzeczywistości.
W dzisiejszym odcinku ojciec opat pogłębia jeszcze tę definicję, wprowadzając stosowany często przez Pontyjczyka równoważnik pojęcia “myśli” – słowo “demon”; czy tak naprawdę mówimy o myślach, czy o demonach?…
Tym razem przechodzimy już do wyjaśnienia pierwszej ze złych myśli, czyli do obżarstwa. Wydaje się, że każdy z nas mniej więcej wie, co jest nie tak z obżarstwem – i pewnie większość z nas ma w tej sferze niewiele sobie do zarzucenia… Ojciec Szymon jednak niuansuje zagadnienie i pokazuje, że obżarstwo dla Ewagriusza było pojęciem o wiele szerszym niż prozaiczne objadanie się czy obsesyjne dążenie do przyjemności płynącej z wykwintnego jedzenia. O co więc chodzi?
Osiem duchów zła – nieczystość
Szymon Hiżycki OSB
Podążając śladem duchowej drogi Ewagriusza z Pontu, przestąpiliśmy już próg, analizując myśl obżarstwa. Dziś czeka nas kolejny krok – stawianie czoła nieczystości. Dla Pontyjczyka ataki demonów obżarstwa i nieczystości są ze sobą ściśle powiązane – pierwszy poprzedza drugi, obżarstwo otwiera drzwi nowej żądzy; obie te myśli nękają te same władze w człowieku.
Asceza, życie duchowe, wewnętrzne zmagania – to jednak rzeczywistość bardziej skomplikowana, niż mogłoby się nam wydawać. Błędnie ocenia Ewagriusza ten, kto skłonny jest uznać go za zwolennika łatwych teorii. W dzisiejszym odcinku ojciec Szymon wyjaśnia, iż myśl jest rzeczywistością niejednorodną, mającą nieskończenie wiele form, nacierającą na wnętrze człowieka z coraz to nową siłą; myśli właściwa jest uporczywość i pewna przewrotna świeżość. Stąd głoszona przez mnichów konieczność zachowywania prosoche, czujności; mnich – jak uczył święty Antoni Wielki – ma się spodziewać pokusy do ostatniego oddechu.
Ojciec Hiżycki pokazuje, jak postawa człowieka dotkniętego wpływem gastrimargia (czyli “obżarstwa” właśnie), z początku obejmująca cały świat, niebezpiecznie się zawęża i w niewłaściwy sposób skupia się na człowieku, tworząc z niego przedmiot swych pożądań. Porneia, nieczystość, okalecza zdolność widzenia innych ludzi w sposób czysty. Wracamy tu do koncepcji ośmiu złych myśli jako ośmiu wad odbierania rzeczywistości.
Czy nieczystość związana jest jednak tylko ze sferą seksualną? Czy i ona nie jest pozbawiona rozmaitych odcieni? O tych i innych zawiłościach drugiej złej myśli dowiecie się z nauki opata Szymona.
Osiem duchów zła – chciwość
Szymon Hiżycki OSB
Trzecim z demonów, o których pisze Ewagriusz z Pontu, jest chciwość – jej poświęcony jest najnowszy odcinek naszych wielkopostnych rekolekcji. Poprzednie rozważania ojca Hiżyckiego wprowadziły nas w rozumienie myśli obżarstwa i nieczystości, poprzez które człowiek zmienia swój stosunek do otaczającej go rzeczywistości – nabywa skłonności do traktowania przedmiotowego i popada w zależność od określonych doznań.
Ta postawa pogłębia błędne rozumienie świata i daje początek chciwości, philargoria. Człowiek opanowany przez tę myśl staje się, jak mówi opat Szymon, “studnią bez dna; kimś, kogo nic nie może już zaspokoić”. Dusza spustoszona przez demona nieczystości, już nawykła do uprzedmiotowiania ludzi i czynienia z nich obiektu swych nieuporządkowanych żądz, swój głód kieruje ku rzeczom, łaknąc coraz więcej.
Ojciec Szymon wskazuje na szczególne zagrożenie towarzyszące nawiedzeniu przez tę myśl: człowiek jest w stanie uwierzyć, że poprzez gromadzenie określonych dóbr czy doświadczeń w sposób nieumiarkowany zaspokoi swój głód. Chciwość niszczy w człowieku chrześcijańską cnotę nadziei, odrywając go od relacji z Bogiem, obarczając ciężarem nie do uniesienia i zniewalając jednostronną wizją świata.
Osiem duchów zła – gniew
Szymon Hiżycki OSB
W wielkopostnym cyklu naszych rekolekcji z Ewagriuszem Pontyjskim mieliśmy już okazję skupić się na demonach obżarstwa, nieczystości i chciwości. Kolejny odcinek rozpoczyna się od pewnej uwagi ojca Hiżyckiego, dotyczącej – jak sam mówi – “antropologii Ewagriusza z Pontu”. Rzecz w tym, iż w człowieku istnieją określone władze; duszę wielu starożytnych dzieliło na część nierozumną, w tym na pożądliwą i gniewliwą, oraz na cześć rozumną.
Poprzednie odcinki dotyczyły części pożądliwej – wspominaliśmy o tym, iż pierwsze trzy ze “złych myśli” dotykają tej samej władzy w człowieku. Dziś zatem refleksją nad gniewem opat Szymon wprowadza nas w namysł nad naszą “gniewliwością”. Stąd przyszła kolej na orgé – “gniew”.
Dla porządku należy przypomnieć, iż siły działające w człowieku mogą zostać ukierunkowane źle lub dobrze; gniew skierowany przeciw grzechowi może doprowadzić człowieka do większej cnoty. W dzisiejszym odcinku rekolekcji portalu PSPO ojciec Hiżycki wyjaśnia, na czym polega poprawne i niepoprawne “użycie” gniewu. Jednocześnie, w ramach podsumowania poprzednich etapów drogi śladem mądrości Pontyjczyka, tyniecki opat przedstawia wizję świata, jaką nosi w sobie człowiek zraniony w pożądliwej części swojej duszy. W tym właśnie punkcie otwiera się droga dla kolejnych demonów.
Pies i jego pan, czyli rzecz o Łasce
Przemysław Kawecki SDS
“Łaską bowiem jesteście zbawieni”.
IV Niedziela Wielkiego Postu (2Krn 36,14-16.19-23; Ef 2,4-10; J 3,14-21)
“Nie można się cofnąć. Dlatego właśnie decydowanie jest takie trudne. Musisz podjąć słuszną decyzję, ale tak długo, jak długo wybierasz, wszystko jest możliwe” – film “Mr. Nobody” w reżyserii Jaco Van Dormaela, z którego pochodzą te słowa, porusza problem tak powszechny jak jedzenie czy oddychanie.
Decyzje, które podejmujemy w życiu są naszym zobowiązaniem, gdyż wiążą się z rezygnacją z innych opcji i koniecznością konsekwentnego przyjęcia skutków podjętych działań. Nikt inny, tylko my sami będziemy ponosić ich konsekwencje. Jest to ogromna odpowiedzialność, której w dodatku nie można uniknąć. Brak podejmowania decyzji oznacza bierność oraz stanie w miejscu, co w efekcie jest też zgodą na podporządkowanie się i pozwoleniem, by inni decydowali o naszym życiu. Dotyczy to zarówno życia prywatnego, jak i zawodowego.
W momencie, gdy stajemy się dorośli, zaczynamy podejmować samodzielnie pewne postanowienia. Jednak nie zawsze wiąże się to od razu z pełną za nie odpowiedzialnością. Studia są jeszcze okresem, gdzie mamy pewną “taryfę ochronną” w postaci wsparcia rodziców, stypendiów uczelnianych, zniżek i innych ułatwień. Niestety, studia nie trwają wiecznie i zanim się skończą, my zostaniemy wrzuceni na głęboką wodę samodzielności. Dlatego warto odpowiedzieć sobie na pytanie “co dalej?”.
Podejmowanie decyzji jest istotnym i nieuniknionym działaniem, ale nie oznacza to wcale, że jest proste. Wie o tym każdy, kto choć raz zdecydował błędnie i na własnej skórze odczuł tego konsekwencje. Na skutki naszych postanowień wpływa tak wiele czynników, że nie da się w 100 procentach uniknąć porażek. Zwłaszcza jeśli chodzi o przyszłe życie zawodowe. Zależy ono od wykształcenia, dodatkowych umiejętności, cech osobowościowych, preferencji związanych z trybem, miejscem, czasem i sposobem pracy oraz wielu innych zmiennych. Są jednak pewne sposoby, by świadomiej decydować.
Zacząć należy od tego, że jeżeli nie wiemy, co chcemy zrobić, najpierw powinniśmy zrezygnować z tego, czego robić nie powinniśmy. Zaprzestanie realizacji tego, co jest dla nas zbędne daje pole dla tego lepszego. Tym polem może być czas, zaangażowanie czy środki finansowe.
Drugą istotną kwestią jest uświadomienie sobie rzeczywistej potrzeby, której zaspokojenie powinno być głównym motywatorem podejmowanych decyzji. Wyznacznikiem sukcesu powinna być dla nas realizacja tego celu, a ten z kolei powinien być jasno zdefiniowany. Cel to coś, co musimy mieć zawsze określone na początku naszych wyborów. To on naświetla nam kierunek, pozwala trzymać się go i postępować do przodu.
Bardzo przydatne w planowaniu jest, poza ustaleniem celu ogólnego, wypisanie celów szczegółowych, czyli efektów, które będą kolejnymi krokami do realizacji naszej rzeczywistej potrzeby. Zawsze w tworzeniu takiej listy przydatne jest pozyskanie jak największej ilości informacji na interesujący nas temat. Wiedza ta nie tylko pozwala podejmować trafniejsze decyzje, ale też bardzo często uświadamia istnienie niedostrzeganych wcześniej opcji.
Niezwykle istotnym, a często bagatelizowanym działaniem zarówno na etapie ustalania celów jak i planowania działań jest zadawanie pytań. Pytania pobudzają umysł do myślenia, szukania i znajdowania odpowiedzi. Bardzo często podejmujemy złe decyzje tylko dlatego, że nie poprzedziliśmy ich kilkoma prostymi pytaniami, takimi jak: Co chcę osiągnąć? Co muszę zrobić, aby to osiągnąć? Jakie cechy powinnam/powinienem mieć, by to zrealizować? Jakie znam możliwe rozwiązania? Czy mam wszystkie informacje, które mi są potrzebne? Czy czuję się dobrze z podjętą decyzją?
Takie oraz podobne pytania pozwalają nie tylko na bardziej realistyczne spojrzenie na problemy, które rozwiązujemy, ale również na samo nastawienie do nich.
W podejmowaniu każdej decyzji, a zwłaszcza takiej, która wpływa ostatecznie na nasze życie, istotne jest pamiętanie o takich czynnikach, jak: uczciwość wobec siebie, przewidywanie i motywacja. Optymistycznie zakładanie rozwiązań może być podbudowujące, ale też bardzo ryzykowne. Czasami znacznie lepiej jest spojrzeć krytycznie na zasoby, które ma się do dyspozycji i odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie, czy jest to nasz atut czy przeszkoda. Znając zasoby i otoczenie, warto przewidzieć przynajmniej kilka sytuacji, które mogą się wydarzyć jako efekt podjętej decyzji. Nawet jeśli nie uda nam się przewidzieć wszystkich, to i tak będziemy silniejsi o te, które wcześniej przeanalizowaliśmy. Motywacja jest chyba najistotniejszym determinantem trafnych decyzji i sukcesu.
Najprościej mówiąc, jeśli chcemy coś osiągnąć, musimy chcieć tego bezwzględnie. Dlatego ważne jest, by na samym początku uświadomić sobie rzeczywisty cel naszych dążeń. Jeżeli dotyczy on życia zawodowego, czasami naszą największą potrzebą nie jest praca w zawodzie, lecz na przykład wysoka pensja, praca społeczna lub taka, która umożliwia kontakt z ludźmi. Dla jednych najbardziej trafną decyzją będzie wybór ścieżki kariery w znanej międzynarodowej korporacji, dla innych sukcesem okaże się założenie małego przedsiębiorstwa, a jeszcze innym największą satysfakcję da przekazywanie wiedzy nabytej na studiach dzieciom w szkole. W wyborze drogi zawodowej nie chodzi o to, by stawać się lepszym od innych. Ważne, by stawiać sobie coraz wyższą poprzeczkę.
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,216,jak-podejmowac-trafne-decyzje.html
********
Przebaczyć mamie i tacie
Leslie Leyland Fields, Jill Hubbard / slo
Nasi rodzice. Uczymy się dzięki ich zaletom i ich błędom. Nikt z nas nie potrzebuje idealnych rodziców. Wszystko, czego potrzebujemy, to – cytując D.W. Winnicotta – “wystarczająco dobre matkowanie”*.
Jednak, jak widzieliśmy, wielu z nas miało niewystarczająco dobrych rodziców. W prawidłowym toku rozwojowym dziecko, odczuwając frustrację, uczy się tolerancji oraz umiejętności odraczania gratyfikacji. Ale zbyt wiele frustracji, chaosu i nieprzewidywalności prowadzi do większej lub mniejszej traumy. Im większa trauma, tym silniejsza potrzeba wykształcenia w sobie mechanizmów obronnych oraz umiejętności radzenia sobie z trudną sytuacją. Wydaje się, że w dłuższej perspektywie psychika potrafi wiele rzeczy skompensować. Jednak to, co kiedyś chroniło psychikę, może stać się przeszkodą w późniejszym życiu. Jesteśmy zarówno ofiarami, jak i twórcami naszej natury, a w konsekwencji naszej słabości. Gdy udaje nam się dostrzec nasze własne człowieczeństwo, a potem przenieść ten punkt widzenia na innych ludzi – w tym naszych rodziców – stajemy się świadkami ich życia, ich opowieści, miejsca i roli w historii.
Nasi rodzice byli kiedyś dziećmi, mieszkali w swoim rodzinnym domu. Kim byli w młodości, jakie mieli marzenia i nadzieje? Czy uda nam się dostrzec w nich ludzi, odrębnych względem nas, borykających się z własną historią? Przecież gdyby nie byli naszymi rodzicami, połączonymi z nami tą silną więzią, wykształconą w okresie, gdy od nich zależało nasze przetrwanie, moglibyśmy łatwiej dostrzec ich niepowtarzalną osobowość.
Jednak niezależnie od tego, co przeżyli w dzieciństwie, nasi dorośli już rodzice stali się odpowiedzialni za radzenie sobie ze swoimi doświadczeniami i zranieniami. By nie przenosić ich na nas – następne pokolenie. Stąd i nas wezwano do podjęcia podróży ku uzdrowieniu. I jesteśmy odpowiedzialni za poziom naszej świadomości.
Nie oznacza to, że należy ignorować ból lub unikać gniewu na to, co jest złem. Zmierzenie się z rzeczywistością to ważny, wręcz niezbędny, krok w procesie przebaczenia. Mogą w nas kłębić się emocje związane z niesprawiedliwością, ale musimy przy tym wyzbyć się mrzonek o sprawiedliwym świecie. Fałszywe przebaczenie to postępowanie zgodnie z literą prawa, kierowanie się wyłącznie impulsami płynącymi z umysłu. To także zmuszanie się do przestrzegania nakazów procesu wybaczenia, zbyt szybkie przechodzenie do porządku dziennego nad przeżyciami z dzieciństwa; powiedzenie: “Rodzice robili wszystko najlepiej, jak potrafili” bez dostrzeżenia ich ułomnego człowieczeństwa.
Niekiedy podchodzimy do rodziców z nadzieją, że uda nam się wreszcie dostać od nich to, czego pragnęliśmy w dzieciństwie. To niezaspokojone pragnienie może hamować nasz wewnętrzny rozwój, dowodząc, że wciąż potrzebujemy aprobaty, szukając u rodziców potwierdzenia własnej wartości, czekając z utęsknieniem na ich zapewnienie: “Kocham cię”, “Jesteś moją kochaną córką”, “Jesteś moim dobrym synem”. Pamiętajmy jednak, że można wybaczyć i obdarzyć miłością w duchu miłosierdzia, a nie w uznaniu “zasług”.
Ostrzeżenie: zbliżenie się do nieobliczalnego rodzica, gdy nie jesteś emocjonalnie stabilny, może odbić się niekorzystnie na twojej psychice. Jeżeli czujesz się znerwicowany, rozbity, masz nagłe zaniki pamięci, zaciera ci się granica między przeszłością a teraźniejszością, nie jesteś w stanie normalnie funkcjonować (pracować, wstać z łóżka, zająć się dziećmi), albo jeżeli ludzie dokoła ciebie martwią się twoim stanem – mogą to być objawy stresu pourazowego. Takie symptomy wymagają interwencji specjalisty, nawet jeżeli już wcześniej korzystałeś z pomocy psychologa lub psychiatry. A przynajmniej potrzebujesz silnego systemu pomocy, takiego jak grupa wsparcia, w której można swobodnie porozmawiać o traumatycznych przeżyciach rodzinnych.
Bardzo pomocne w trudnych chwilach mogą okazać się grupy oparte na Programie dwunastu kroków, zachęcające do szukania Boga albo czegoś, co jest większe od nas samych – takie jak Dorosłe Dzieci Alkoholików (DDA), Dorosłe Dzieci z Rodzin Dysfunkcyjnych (DDD), Grupy Rodzinne Al-Anon czy Dorosłe Dzieci Kazirodztwa (DDK). Oczywiście jeżeli przebywanie z rodzicem niesie ze sobą niebezpieczeństwo przemocy fizycznej, dalszego maltretowania albo wywołania wstrząsu psychicznego, nie będziecie chcieli podejmować ryzyka i narażać swoich dzieci na takie zachowanie. Stanowczo nie byłby to krok naprzód w stronę przebaczenia i miłosierdzia.
Musimy stać się dla siebie nawzajem świadkami – w naszym człowieczeństwie i w człowieczeństwie naszych rodziców. Jeżeli potrafimy obserwować siebie i innych – pamiętając, że każdy z nas jest w pełni odrębną jednostką – możemy spróbować zbliżyć się do naszych rodziców i więcej się o nich dowiedzieć. Spotkaj się z ludźmi, którzy znają ich historię, a przynajmniej jej część. Jeżeli to możliwe, spróbuj odnaleźć tych, którzy mogą stać się świadkami twoich rodziców i ich życia: znajomych, rodzeństwo, przyjaciół z młodości. Może ci to pomóc w spojrzeniu na nich z większym obiektywizmem (pamiętając jednak, że inni także mają swoje uprzedzenia i urazy, choć mogą się one różnić od naszych).
W ostatnich dniach życia mój dziadek (miał wtedy niemal osiemdziesiąt dziewięć lat, ale wciąż samodzielnie prowadził samochód) poprosił o spotkanie z najmłodszym z czworga swoich dzieci, synem, którego nie widział od lat – moim ojcem. Ale spotkał się ze mną, moim bratem i naszymi dziećmi, których nigdy wcześniej nie poznał. Kilka lat wcześniej dziadek i tato rozstali się w gniewie, podobnie jak ja (w wieku dwudziestu pięciu lat) i mój brat (jeszcze wcześniej) rozstaliśmy się z naszym ojcem. Tato miał w zwyczaju wyrzucać najbliższych ze swojego życia, jednego po drugim, aż w końcu nie było nikogo, kto wiedziałby, gdzie teraz mieszka. Po pogrzebie dziadka siedziałam z rodzeństwem mojego taty: jedyną siostrą i najstarszym bratem – ostatnią osobą, która miała kontakt z moim niegdyś towarzyskim ojcem. Niepytani, oboje zaczęli mi wyjaśniać, dlaczego ich zdaniem zniknął z życia nas wszystkich. Po pierwsze, nie chciał być odnaleziony, a po drugie, jego narastający gniew, gorycz i paranoja mogły doprowadzić do choroby psychicznej. Wprawdzie to była tylko jedna z możliwych interpretacji wydarzeń, ale cieszyłam się, że dwoje ludzi, którzy z nim dorastali, próbuje wyjaśnić zagadkę niedającą nam wszystkim spokoju. Poza tym podniosło mnie na duchu, że wujek i ciocia, którzy znali mnie od dziecka, potrafili przyznać, że nie wszystko w moim świecie było w porządku. W ten sposób stali się moimi świadkami.
My również zostaniemy może kiedyś wezwani na świadków dzieci, z którymi mamy kontakt. Przypomina mi się krewny mojego męża, który przez kilka lat mieszkał w naszym domu, a jego synowie, wówczas pięcio-i ośmioletni, przychodzili często pobawić się z naszymi dziećmi. Rodzice tych chłopców się rozwiedli, i nie było to tylko rozejście się drogi życiowej dwojga dorosłych oraz podzielenie się opieką nad synami; była to emocjonalna walka na śmierć i życie, zakończona definitywnym wykluczeniem jednego z rodziców nie tylko z życia swoich synów, ale również ze społeczeństwa. Spodziewam się, że któregoś dnia spotkam tych dwóch chłopców, jako dorosłych już mężczyzn, gdyż będą chcieli poznać całą prawdę o tym, co wydarzyło się między ich rodzicami. Będę czekać na nich z otwartymi ramionami, żeby rzucić światło na wydarzenia i ludzi, którzy na zawsze odmienili bieg ich życia. Takie historie mogą stanowić temat opery mydlanej, ale jest to również prawdziwe życie – moje i twoje.
*The Good Enough Mother, Changing Minds.org, http://changingminds.org/ disciplines/psychoanalysis/concepts/good-enough_mother.htm.
Więcej w książce: PRZEBACZYĆ MAMIE I TACIE – Leslie Leyland Fields, Jill Hubbard
********
Największych zbrodni w dziejach ludzkości dokonano pod zasłoną jakiegoś dobra, mającego te zbrodnie usprawiedliwiać.
Rewolucję komunistyczną przeprowadzono w imię likwidacji wyzysku proletariuszy, a nawet dla wyzwolenia międzyludzkiej miłości – szacunku człowieka do człowieka – ponoć wykluczonej istnieniem prywatnej własności. Zbrodnie III Rzeszy – zwane niekiedy pierwszą biotyranią – tłumaczono zaś obowiązkiem ratowania ludzkości przed słabościami i chorobami, zagrażającymi wszystkim w prowadzeniu walki o przetrwanie, toczącej się w całym świecie przyrody. Ta biotyrania dzisiaj objęła swoim zasięgiem prawie cały świat. W placówkach tzw. służby zdrowia przelewana jest krew “gorszych” nienarodzonych ludzi, bo genetycznie obciążonych, zatem niewartych życia. Narzucona nam Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej także obiecuje wielkie i niekwestionowane dobro uwolnienia świata od “przemocy wobec kobiet”. Któż jest za taką przemocą? Z pewnością nie polscy biskupi, wielokrotnie ostrzegający przed tą konwencją jako mającą ideologiczny charakter, czyli służącą jakimś interesom, a nie prawdzie. Tę ideologię biskupi określili jako “neomarksistowską ideologię gender”, a widoczna jest ona w tezie konwencji, że przyczyną “przemocy wobec kobiet” są także gotowe wzory bycia kobietą (i bycia mężczyzną), czyli tzw. płeć kulturowa. Zapowiada zatem walkę z tymi jakoby odczłowieczającymi kobietę i mężczyznę “stereotypami”. Jaką straszliwą przemoc otwiera się w ten sposób?
Zniknęli u nas nie tylko obrońcy marksizmu, ale także jego znawcy. Stąd też niektórzy ostatnio zaatakowali diagnozę polskich biskupów, zniechęcających do konwencji niby bezpodstawnym nazwaniem jej “neomarksistowską”. Tymczasem samodzielna lektura tzw. klasyków marksizmu wskazuje, że na czele ich postulatów znajdowało się wyzwolenie “miłości płciowej”, będącej pierwszą ofiarą pojawienia się własności prywatnej, oraz “zrównanie” kobiet poprzez drogę ich “wyzwolenia” od macierzyńskich trudności, rzekomo je odczłowieczających.
Marksistowska ideologia to jednak tylko jedna z odmian nowożytnego myślenia o “wyzwoleniu kobiet”. Począwszy od epoki oświecenia, wielokrotnie twierdzono, że kobieta jest “zniewolona” przez mężczyznę z racji swojej “kobiecości” i należy ją wyzwolić z tego “stanu niepełnoletniości” (I. Kant, J. S. Mill, K. Marks). Ale inni uważali zniewolenie kobiety za stan właściwy, aktualnie wymagający jednak restauracji z racji dziejowego “buntu niewolników”, w tym także kobiet, które narzuciły zniewolenie jakoby lepszym mężczyznom (F. Nietzsche). Twórcy konwencji poszli pierwszą drogą, postulując walkę z “przemocą wobec kobiet” najpierw poprzez niszczenie gotowych “stereotypów płciowych” – jak sądzą – zniewalających czy odczłowieczających wpierw kobiety.
Obydwa nowożytne rozwiązania odrzucają trzecie, właściwe stanowisko w sprawie pojmowania relacji między mężczyzną i kobietą, bronione przez św. Tomasza z Akwinu (obecne także w nauczaniu Kościoła katolickiego), nawiązującego w tym względzie do Arystotelesa. Obydwaj myśliciele zgodnie twierdzą, że wspólne w wartości człowieczeństwo mężczyzny i kobiety koresponduje z odmiennością tego człowieczeństwa. Człowiek jest bowiem istotą także cielesną. Nie tylko cielesną i nie tylko duchową, ale cielesno-duchową. Odmienność cielesna mężczyzny i kobiety wyznacza odmienność człowieczeństwa mężczyzny i kobiety. Na bazie tej odmienności płciowej następuje zawiązanie najgłębszej relacji człowieka wobec drugiego człowieka, czyli relacji małżeńskiej. Stąd Arystoteles określał relację między mężczyzną i kobietą jako podobną do arystokratycznej formy rządów w państwie, gdzie rządzą “najlepsi” dla dobra rządzonych i w sposób komplementarny, czyli w granicach wyznaczonych przez kompetencje rządzących. Wypaczeniem tej właściwej, “arystokratycznej” relacji między mężczyzną i kobietą jest z jednej strony jakaś postać władzy tyrańskiej, czyli eksploatacja drugiej osoby dla własnego interesu, z drugiej zaś – relacja podobna do demokracji, bo wtedy nie jest możliwe uszanowanie istotnych różnic między mężczyzną a kobietą. Odmienność człowieczeństwa mężczyzny i kobiety nie wyznacza zatem jakichś odczłowieczających “stereotypów” płciowych, ale odmienne i komplementarne zadania mężczyzny i kobiety.
Omawiana konwencja Rady Europy traktuje zatem odmienność między mężczyzną i kobietą jako fakty tylko biologiczne, poniżejosobowe, niewymagające bezwarunkowego uszanowania, ale będące źródłem odczłowieczających “stereotypów”. Postulat walki z “przemocą wobec kobiet” na drodze niszczenia gotowych wzorców kobiecości (i męskości) okazuje się zatem programem przemocy wobec człowieka jako istoty także cielesnej. To również zamach na chrześcijaństwo jako Dobrą Nowinę o godności ludzkiego ciała – ciała mężczyzny albo kobiety – przeznaczonego do obiecanego człowiekowi zmartwychwstania i Boskiego życia.
Oto zatem ostateczny cel zapowiedzianej w konwencji walki z “przemocą wobec kobiet”! Konwencja zapowiada walkę z człowieczeństwem mężczyzny i kobiety oraz walkę z chrześcijaństwem.
W mrocznych czasach stalinowskich siostry ze Zgromadzenia Maryi Niepokalanej dały świadectwo niezłomnej wiary.
Antykościelna polityka komunistów
Po 1945 r. narody środkowej Europy zostały zniewolone przez system komunistyczny, który na te tereny dotarł wraz z Armią Czerwoną. Komuniści nienawidzili wszystkiego, co wiąże się z Bogiem. Religia jako przejaw wolności i niezawisłości była solą w oku aparatczyków imperium zła. Ogłoszono “śmierć Boga” i ateistyczne wyzwolenie ludzi z oków zabobonów religijnych. Kościół jako instytucja miał zostać wykorzeniony. Rozpoczęto prześladowania na niebywałą skalę, m.in. osób poświęconych Bogu w życiu kapłańskim i zakonnym. Już w 1948 r. na terenach wcielonych do ZSRR doszło do rozpędzenia niewielkich, trwających nadal mimo trudnych czasów (zwłaszcza na Litwie, Łotwie i Białorusi) zgromadzeń zakonnych. Duchowni oraz zakonnicy byli aresztowani, a ich klasztory konfiskowane, także w Jugosławii, Bułgarii, Rumunii i Albanii. Szykany dotknęły zakony w NRD. Na polecenie z Moskwy doszło w kwietniu 1950 r. do aresztowania i rozproszenia wszystkich zakonników w Czechosłowacji. Niebawem także wszystkie wspólnoty żeńskie zostały wysiedlone ze swoich klasztorów i umieszczone w obozach pracy, w tzw. koncentrakach. W czerwcu 1950 r. historia się powtórzyła w stosunku do zakonów na Węgrzech; wielu zakonników i sióstr aresztowano, inni udali się na emigrację albo podjęli życie w głębokiej konspiracji. Ogłoszono wtedy, że Czechosłowacja i Węgry są wolne od zakonów.
Rozprawa z Kościołem w Polsce
Po sukcesach, jakimi się mogli pochwalić komuniści w Czechosłowacji i na Węgrzech, decydenci z Moskwy chcieli w podobny sposób rozprawić się z zakonami w Polsce. Stalinowcy znad Wisły walczyli z Kościołem i Narodem. Zaroiły się więzienia i katownie najlepszymi córkami i synami Rzeczpospolitej. Prymas Wyszyński i liczni duchowni byli uwięzieni. W 1954 r. przyszedł czas na zakonnice. Polem doświadczalnym akcji likwidowania klasztorów żeńskich był Górny i Dolny Śląsk. Powodem miała być “rewizjonistyczna działalność sióstr”, którym władze zarzucały nielojalność wobec państwa polskiego. Władze komunistyczne, chcąc, aby ich akcja spotkała się z akceptacją społeczeństwa, głosiły, że chodzi o wysiedlenie zakonnic będących szowinistycznymi Niemkami. Akcja likwidacji żeńskich klasztorów na Śląsku pod kryptonimem X-2 została przeprowadzona przez Urząd Bezpieczeństwa na mocy decyzji Prezesa Rady Ministrów Józefa Cyrankiewicza z 30 lipca 1954 r. Zakonnicom nie przysługiwało żadne odwołanie.
W lipcu i sierpniu 1954 r. przesiedlono siostry do ośmiu tzw. klasztorów scentralizowanych (będących faktycznie obozami pracy przymusowej) w Stadnikach, Wieliczce, Kobylinie, Gostyniu, Dębowej Łące, Staniątkach I, Staniątkach II i Otorowie. Bezprawnie pozbawiono wolności 1400 zakonnic z sześciu kongregacji. Z czterech zgromadzeń zwieziono wszystkie siostry do domów prowincjalnych, gdzie uwięziono je we własnych klasztorach. Zlikwidowano 400 domów, a majątek skonfiskowano na rzecz państwa.
Dramat sióstr marianek
Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej, zwanych popularnie na Śląsku mariankami, miało w Polsce trzy prowincje: wrocławską, branicką (górnośląską) i katowicką. Do obozu pracy skierowane zostały zakonnice z prawie wszystkich domów prowincji wrocławskiej i branickiej. Zarekwirowano ponad 50 klasztorów, w tym dom macierzysty we Wrocławiu. Wywieziono 152 marianki wraz z matką prowincjalną wrocławską. Likwidacja poszczególnych domów przebiegała według jednolitego scenariusza. 3 sierpnia 1954 r. przełożona prowincjalna we Wrocławiu, m. Ancilla Wycisk, i przełożona prowincjalna z Branic, m. Agata Witaszek, otrzymały pismo informujące o państwowej likwidacji domów zakonnych, które uzyskało kontrasygnaty wikariuszy kapitulnych – ks. Emila Kobierzyckiego (administratura opolska) i Kazimierza Lagosza (administratura wrocławska); obaj byli tzw. księżmi patriotami.
Rankiem 3 sierpnia 1954 r. trójki z urzędu powiatowego, milicja, Urząd Bezpieczeństwa oraz robotnicy (często więźniowie), wtargnęli, gwałtownie się dobijając, do klasztorów. Niespodziewające się niczego zakonnice miały jeden dzień na spakowanie rzeczy. Pozwolono zabrać tylko to, co najpotrzebniejsze. Niejednokrotnie dochodziło do bardzo brutalnych zachowań. Siostry nie mogły kontaktować się z sąsiadami. Były zastraszane, a ich dobytek rozkradany i niszczony. Zakonnice umieszczono w autobusach z zasłoniętymi oknami i napisem “Wycieczka”. Za nimi jechał załadowany na ciężarówki ich dobytek. Siostry ze zlikwidowanych klasztorów dowieziono w dwa miejsca we Wrocławiu: część z nich trafiła do domu macierzystego, a reszta do zabranego franciszkanom klasztoru na Karłowicach. 5 sierpnia z obu skomasowanych klasztorów siostry wywieziono do Otorowa koło Szamotuł. Niebawem za siostrami dotarły resztki ich dobytku (milicja wyprzedawała meble i rzeczy z domu macierzystego, które podczas eksmisji sióstr zostały wyniesione na ulicę).
Obóz w Otorowie
W Otorowie znajdował się klasztor urszulanek szarych. Nie był on przystosowany, aby przyjąć 152 marianki. Nowo przybyłe miały tam warunki więzienne: nie mogły opuszczać obozu, na początku brakowało energii elektrycznej, ogrzewania, ciepłej wody, panowała ciasnota (po kilkanaście osób mieszkało w jednym pomieszczeniu; niektóre siostry spały na strychach). Od 1 września 1954 r. zakonnicom nakazano pracę przymusową na rzecz państwa pod nadzorem urzędników, w ramach tzw. produktywizacji. Zorganizowano szwalnie i nakazano siostrom szycie w systemie akordowym, zmianowym i taśmowym (większość marianek to wykwalifikowane pielęgniarki, nauczycielki, katechetki). Siostry szyły bieliznę, piżamy, koszule, wsypy, haftowały patki do mundurów kolejarskich, darły pierze, produkowały rękawice ochronne. Pracowały od godziny 7.00 do 16.00 z godzinną przerwą. Płacono im od 25 do 125 zł miesięcznie. Młodsze pracowały w PGR-ze przy żniwach, wykopkach, rozrzucaniu obornika, oporządzały też krowy i świnie. Do tego musiały wysłuchiwać indoktrynujących wystąpień politruków oraz – co bolało szczególnie – pseudoduchowych wykładów księży patriotów.
W obozie byli świeccy zarządcy, którzy decydowali o życiu sióstr, zajmowali się też zaopatrzeniem i wydawali przepustki. Raz w miesiącu obóz pracy wizytowali funkcjonariusze UB, którzy przeprowadzali z siostrami uciążliwe dla nich rozmowy. Namawiali je do porzucenia zgromadzenia i “urządzenia się w świecie” z pomocą UB. Takie propozycje kierowano zwłaszcza do internowanych nowicjuszek. Chciano też nakłonić choćby część sióstr do współpracy, aby UB miało swoich informatorów i mogło inwigilować środowiska zakonne. W Otorowie nie udało się zwerbować sióstr podczas wydawania im dowodów osobistych, bo – jak komuniści zapisali w sprawozdaniu – pilnowały przełożone i nie pozwalały na pojedyncze odbieranie dowodów.
W tym tak trudnym czasie, 8 grudnia 1954 r., marianki w obozowych warunkach świętowały stulecie swego zgromadzenia. Przez cały czas młode siostry składały też śluby zakonne i w dostępny sposób świętowały swoje rocznice zakonne.
Wiosną 1956 r. rygor w obozach zaczął stopniowo maleć. Siostrom pozwolono na organizację imienin, uroczystości kościelnych, imprez artystycznych. Gdy 21 października 1956 r. władzę w Polsce przejął Władysław Gomułka, nakazał wypuszczenie internowanego w Komańczy kard. Stefana Wyszyńskiego. Ten jednak zażądał wpierw zwolnienia internowanych zakonnic. Gomułka zgodził się na to. Zdecydowana większość sióstr została wypuszczona natychmiast, inne zwolniono w styczniu i lutym 1957 r.
Jednak siostry nie miały dokąd wracać. W zagrabionych klasztorach władze urządziły m.in. hotele, schroniska, ośrodki zdrowia. Udało się odzyskać jedynie część placówek. Równocześnie grupa sióstr po tak traumatycznych przeżyciach zdecydowała się na emigrację do Niemiec.
W mrocznych czasach stalinowskich siostry ze Zgromadzenia Maryi Niepokalanej w Polsce dały świadectwo swej niezłomnej wiary i uczyniły to w stopniu heroicznym, uczestnicząc w cierpieniach i ofierze Chrystusa, ich jedynego Oblubieńca.
http://www.deon.pl/po-godzinach/historia-i-spoleczenstwo/art,173,dramat-siostr-zakonnych.html
*********
Psychologiczne tortury stosowane przez IS
PAP / ptt
Hiszpański dziennikarz Javier Espinosa, były zakładnik przetrzymywany w Syrii przez dżihadystów z Państwa Islamskiego (IS), opisuje na łamach niedzielnego wydania gazety “Sunday Times” stosowanie przez nich psychologicznych tortur i tzw. pozorowanych egzekucji.
Espinosa pisze, że w tzw. pozorowanych egzekucjach (ang. mock executions) przewodnią rolę odgrywał bojownik Mohammed Emwazi, pojawiający się na wielu nagraniach wideo Państwa Islamskiego, na których ostatecznie obcina głowy zakładnikom.
Dziennikarz dodaje, że Emwazi wykorzystywał do swych tortur “zabytkowy miecz, jakiego używali muzułmanie w średniowieczu”. “Dotykał mojej szyi ostrzem i mówił: +Czujesz to? Zimny, czyż nie? Wyobraź sobie ból, który poczujesz, gdy będzie cię ciął. Niewyobrażalny ból+” – relacjonuje Espinosa na łamach “Sunday Times”.
Następnie terrorysta przystawiał do jego głowy pistolet Glock i trzykrotnie pociągał za spust. Inni zakładnicy byli poddawani podobnym praktykom. Jak podkreśla Espinosa, bojownicy IS czerpali przyjemność z tego, że codziennie mówili swym zakładnikom, że zostaną ścięci.
“Bitelsi (ang. The Beatles) – jak nazywaliśmy trzech brytyjskich bojowników nas strzegących – uwielbiali ten rodzaj przedstawienia. Kazali mi usiąść na podłodze, boso, z ogoloną głową, ale zapuszczoną brodą, w pomarańczowym uniformie, jaki nosili więźniowie w słynnym amerykańskim więzienia w Guantanamo” – dodaje Hiszpan.
Espinosa, korespondent “El Mundo” na Bliski Wschód, wraz z fotoreporterem Ricardo Garcią Vilanovą został uprowadzony we wrześniu 2013 r. przez – jak wówczas podawano – powiązane z Al-Kaidą ugrupowanie islamistyczne Islamskie Państwo Iraku i Lewantu (ISIL – dawna nazwa IS). Został uwolniony pół roku później.
Według brytyjskich mediów urodzony w Kuwejcie i pochodzący z zachodniego Londynu Mohammed Emwazi to mężczyzna nazywany “Dżihadi Johnem”.
W nagraniach wideo opublikowanych w internecie przez Państwo Islamskie pojawia się ubrany na czarno bojownik, w kominiarce na głowie, trzymający w ręku nóż i mówiący z angielskim akcentem; najpewniej to on dokonał egzekucji trzech Amerykanów i dwóch Brytyjczyków.
http://www.deon.pl/wiadomosci/swiat/art,20764,psychologiczne-tortury-stosowane-przez-is.html
********
Państwo Islamskie handluje ludzkimi organami
PAP / pk
Ze względu na spadające wpływy z handlu ropą naftową i antykami, Państwo Islamskie (IS) sprzedaje zwłoki swoich przeciwników, a także nie cofa się przed handlem ludzkimi organami – informuje niedzielne wydanie “Frankfurter Allgemeine Zeitung” – “FAS”.
Naloty sił powietrznych koalicji przeciwko IS zniszczyły ropociągi i pola naftowe, a także infrastrukturę, za pomocą której transportowano ropę naftową. Ze względu na spadające ceny ropy na rynkach światowych dżihadyści dostają obecnie zaledwie od 10 do 20 dolarów za baryłkę – czytamy w “FAS”.
Jak pisze autor materiału, ze względu na brak nowych zdobyczy terytorialnych skończył się też lukratywny handel starożytnościami. Dżihadyści plądrowali dawniej muzea, cmentarze i kościoły oraz prywatne domy przedstawicieli grup etnicznych i religijnych na zdobytych terenach i sprzedawali łupy z wielkim zyskiem.
Według “FAS” obecnie bojownicy IS odkryli nowe źródło finansowania – sprzedają zwłoki zabitych Kurdów żądając od 10 do 20 tys. dolarów za sztukę.
Redakcja przypomina, że ambasador Iraku przy ONZ zwracał niedawno uwagę na przypadki handlu organami ludzkimi. W grobach na terenie Iraku odkryto okaleczone zwłoki bez nerek. Kilkudziesięciu lekarzy, którzy odmówili udziału w nielegalnym pobieraniu organów, zostało podobno zamordowanych. Część ekspertów wątpi jednak, by terroryści dysponowali medycznymi i technicznymi możliwościami pozwalającymi na przechowywanie pobranych organów i szybkie dostarczenie ich potencjalnym odbiorcom.
IS wykazuje dużą pomysłowość w zdobywaniu nowych źródeł finansowych. Urzędnicy iraccy i syryjscy pracujący na terenach opanowanych przez dżihadystów muszą przekazywać islamistom od 10 do 15 proc. swoich poborów. Dżihadyści obniżyli ponadto pensje swoim bojownikom, jak twierdzi “FAS” nawet o dwie trzecie. Ta decyzja interpretowana jest oficjalnie jako “test na wierność” islamskim wartościom.
http://www.deon.pl/wiadomosci/swiat/art,20547,panstwo-islamskie-handluje-ludzkimi-organami.html
Dodaj komentarz