Myśl dnia
Cyceron
PIERWSZE CZYTANIE (Dn 3,25.34-43)
Modlitwa skruszonego
Czytanie z Księgi proroka Daniela.
„Nie opuszczaj nas na zawsze, przez wzgląd na święte Twe imię nie zrywaj Twego przymierza. Nie odwracaj od nas swego miłosierdzia, przez wzgląd na Twego przyjaciela, Abrahama, sługę Twego, Izaaka i Twego świętego Izraela. Im to przyrzekłeś rozmnożyć potomstwo jak gwiazdy na niebie i jak piasek nad brzegiem morza.
Panie, oto jesteśmy najmniejsi spośród wszystkich narodów. Oto jesteśmy dziś poniżeni na całej ziemi z powodu naszych grzechów. Nie ma obecnie władcy, proroka ani wodza, ani całopalenia, ani ofiar, ani darów pokarmowych, ani kadzielnych. Nie ma gdzie ofiarować Tobie pierwocin i doznać Twego miłosierdzia.
Niech jednak dusza strapiona i duch uniżony znajdą u Ciebie upodobanie. Tak jak całopalenia z baranów i cielców i jak z tysięcy tłustych owiec, niech się stanie dziś nasza ofiara wobec Ciebie i podoba się Tobie. Bo ci, co pokładają ufność w Tobie, nie zaznają wstydu. Teraz zaś postępujemy za Tobą z całego serca, odczuwamy lęk przed Tobą i szukamy Twego oblicza. Nie zawstydzaj nas, lecz postępuj z nami według swej łagodności i według wielkiego swego miłosierdzia. Wybaw nas przez swe cuda i uczyń swe imię sławne, Panie”.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 25,4-5.6-7bc.8-9)
Refren: Pamiętaj o nas, miłosierny Panie.
Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, *
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według Twych pouczeń, *
Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję.
Wspomnij na swoje miłosierdzie, Panie, *
na swoją miłość, która trwa od wieków.
Pamiętaj o mnie w swoim miłosierdziu, *
ze względu na dobroć Twą, Panie.
Dobry jest Pan i prawy, *
dlatego wskazuje drogę grzesznikom.
Pomaga pokornym czynić dobrze, *
uczy pokornych dróg swoich.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Jl 2,13)
Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.
Nawróćcie się do Boga waszego,
On bowiem jest łaskawy i miłosierny.
Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.
EWANGELIA (Mt 18,21-35)
Przypowieść o niemiłosiernym słudze
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.
Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.
Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, i tak dług oddać.
Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: «Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam». Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.
Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: «Oddaj, coś winien!» Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: «Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie». On jednak nie chciał, lecz odszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.
Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło.
Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: «Sługo niegodziwy, darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swym współsługa, jak ja ulitowałem się nad tobą?» I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda.
Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu”.
Przebaczać i jeszcze raz przebaczać
Przebaczenie drugiemu człowiekowi jest warunkiem koniecznym, aby samemu uzyskać przebaczenie. Jest ono fundamentem naszego chrześcijańskiego życia. Bóg wybaczył człowiekowi jego nieposłuszeństwo. Jezus przebaczył swoim oprawcom to, że przybili Go do krzyża. Nie możesz twierdzić, że przebaczenie nie jest możliwe. Takie myślenie to pokusa, która może zaprowadzić Cię do beznadziei. Jeśli Bóg wybacza nam grzechy, to jednocześnie uzdalnia nasze serca, abyśmy wybaczali innym, i to nie jeden raz, ale nieskończenie wiele razy.
Jezu, Ty nas uczysz, abyśmy wybaczali doznane krzywdy nie jeden raz, ale niczym nieograniczoną ilość razy. Po ludzku jest to niemożliwe. Dlatego proszę Cię, uczyń moje serce zdolnym do przebaczania.
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
Im więcej wdzięczności za miłosierdzie Boga wobec mnie, tym więcej wyrozumiałości w stosunku do innych, którzy budzą moją złość. Sługa z przypowieści nie potrafił zdać sobie sprawy, jak wiele zostało mu darowane. Ten brak wyobraźni uczynił go nieczułym w relacji do dłużnika. To smutne zjawisko. W oczach Bożych budzi ono gniew – wołanie, bym się ocknął i otworzył na miłość miłosierną.
Wojciech Jędrzejewski OP, „Oremus” Wielki Post 2009, s. 83
*********
POKORA I UFNOŚĆ
„O Panie, ci, co pokładają ufność w Tobie nie zaznają wstydu” (Dn 3, 40)
„Panie, oto jesteśmy najmniejsi spośród wszystkich narodów; oto jesteśmy dziś poniżeni na całej ziemi z powodu naszych grzechów… niech jednak dusza strapiona i duch uniżony znajdą u Ciebie upodobanie!” (Dn 3, 37. 39). Podczas Wielkiego Postu Kościół przyswaja sobie modlitwę Azariasza, który z wielką pokorą uznaje winy swojego narodu, zarazem z ufnością błagając o przebaczenie i miłosierdzie Boże. Lud chrześcijański również powinien uznać swoje grzechy, wyznać, że pewne wykroczenia współczesnego świata są skutkiem jego niewierności, niezgodności jego życia z zasadami Ewangelii, Trzeba upokarzać się i osobiście, i zbiorowo, przyjmować w pokorze i w duchu zadośćuczynienia następstwa własnych win, lecz równocześnie zwracać się do Boga z ufnością błagając dla siebie i dla wszystkich o łaskę przebaczenia i nawrócenia.
Liturgia czerpiąc natchnienie z modlitwy Azariasza, we Mszy świętej, po przedstawieniu darów, każe mówić kapłanowi w imieniu wszystkich wiernych: „Przyjmij nas. Panie, stojących przed Tobą w duchu pokory i z sercem skruszonym, niech nasza ofiara tak się dzisiaj dokona przed Tobą, aby się Tobie podobała” (MP). Pokora chrześcijańska nie zamyka człowieka w samym sobie, nic poniża go, nie czyni go nieufnym w miłosierdzie Boga, lecz prowadzi do Niego z ufnością synowską. Syn jest pewny miłości ojca, wie, że ojciec jest zawsze gotowy przebaczyć mu, byle tylko powrócił do niego z sercem skruszonym, z postanowieniem lepszego życia. „Teraz zaś postępujemy za Tobą z całego serca — modli się dalej Azariasz — i szukamy Twego oblicza… postępuj z nami według swej łagodności i według wielkiego swego miłosierdzia” (Dn 3, 41-42). Takie usposobienie Bóg pragnie widzieć w swoich dzieciach po grzechu: pokorę, postanowienie nawrócenia się, ufność w Jego miłosierdzie. Pokora otwiera serce dla ufności. Człowiek czuje, że nie może liczyć na własne siły, i dlatego ucieka się do Boga z całą ufnością, pewien, że znajdzie w Nim pomoc, by powstać z grzechu oraz wypełnić dobre postanowienia. W rzeczywistości Bóg, który sprzeciwia się pysznym, „rządzi pokornymi… ubogich uczy swej drogi” (Ps 25, 9).
- Panie, nie opuszczaj mnie na zawsze — przez wzgląd na święte Twe imię, nie zrywaj Twego Przymierza. Nie odwracaj od nas swego miłosierdzia… tak, o Panie, jesteśmy najmniejsi spośród wszystkich narodów. Jesteśmy dziś poniżani na całej ziemi z powodu naszych grzechów… niech jednak dusza nasza strapiona i duch uniżony znajdą jeszcze u Ciebie upodobanie… niech nasza ofiara podoba się Tobie, abyśmy spełniali wszystkie nasze obowiązki względem Ciebie, bo ci, co pokładają ufność w Tobie, nie zaznają wstydu.
Teraz zaś postępujemy za Tobą z całego serca, odczuwamy lek przed Tobą i szukamy Twego oblicza. Nie zawstydzaj nas, lecz, postępuj z nami według swej łagodności i według wielkiego swego miłosierdzia (Daniel 3, 34-42).
- O Jezu, powtarzam Ci z ufnością pokorną modlitwę celnika; nade wszystko jednak chce naśladować zachowanie się Magdaleny. Jej zadziwiającą, a raczej pełną miłości śmiałość, którą oczarowała Serce Twoje, i mnie zachwyca. O tak! Czuje, że choćby sumienie moje było obciążone wszystkimi możliwymi grzechami, poszłabym z sercem złamanym żalem rzucić się w Twoje ramiona, ponieważ wiem, jak kochasz marnotrawnego syna, który powraca do Ciebie. Jeśli się wznoszę do Ciebie przez ufność i miłość, to nie dlatego, że w swym uprzedzającym miłosierdziu zachowałeś mą dusze od grzechu śmiertelnego (św. Teresa od Dz. Jezus: Dzieje duszy, r. 11: Rps C, f” 36’).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 316
http://www.mateusz.pl/czytania/2015/20150310.htm
*******
Na dobranoc i dzień dobry – Mt 18, 21-35
Mariusz Han SJ
Darować komuś winy to obowiązek…
Obowiązek przebaczenia – Nielitościwy dłużnik
Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.
Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać.
Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam. Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: Oddaj, coś winien! Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło.
Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą? I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu.
Opowiadanie pt. “I odpuść nam nasze winy “
Gustaw Morcinek (“Listy spod morwy”) opisuje pierwsze przeżycia po wyjściu z obozu w Dachau: – Najboleśniejsze jest może dla nas to, że już nie umiemy się modlić, bo gdy ktoś z nas zacznie w chwili wzruszenia odmawiać tę najpiękniejszą modlitwę “Ojcze nasz…”, spostrzeże, iż trudno wypowiedzieć szczerze te słowa: “I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
Lecz podobnie, jak w obozie miał człowiek wiarę, że przyjdzie dzień wyzwolenia, a wiara ta utrzymywała go przy życiu, tak i teraz pragnie mieć tę wiarę, iż może kiedyś przyjdzie chwila, taka dziwnie radosna, pokorna chwila, że będzie mógł wyszeptać te proste słowa: “I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
Refleksja
Przebaczenia nie można przeżywać tylko w teoretycznych rozważaniach. Przebaczenie powinno być praktykowane codziennie, bo inaczej po prostu umiera. Staje się czystą demagogią lub rozważaniem teoretycznym, który można wyczytać tylko na kartach mądrych książek. W ten sposób jest ono “praktykowane” tylko w sferze marzeń bez pokrycia…
Jezus zachęca nas do przebaczenia zawsze i wszędzie, bez względu na okoliczności, miejsce i osoby. Nie jest to łatwe zwłaszcza tam, gdzie są uzasadnione urazy. Tym bardziej Jezus zachęca do przebaczania. Dlaczego? Bo On wie, że tylko w ten sposób stajemy się ludźmi wolnymi. A wolność przecież to podstawa naszego życia, która daje radość, wiarę i nadzieję…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy łatwo przebaczać?
2. Dlaczego przebaczenie jest na potrzebne?
3. Czy można nie przebaczyć?
I tak na koniec…
“Czy stworzyłeś serce przez grubszą pomyłkę czy dajesz miłość żeby ją odebrać czy kochających od nas oddalasz na zawsze czy to co rozłącza nie łączy czy to co dzieli nie każe się spotkać czy nie odchodzimy by być już naprawdę gdzie trwałość i kruchość mówią o wieczności gdzie rzeki wracają z chmur gdzie niebo niesie pompę i morze nie wysycha” (Jan Twardowski, Odpowiedzi)
**********
#Ewangelia: Przebaczenie najlepszą inwestycją
Mieczysław Łusiak SJ
Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: “Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?”
Jezus mu odrzekł: “Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.
Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, i tak dług oddać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: «Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam». Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.
Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: «Oddaj, coś winien!» Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: «Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie». On jednak nie chciał, lecz odszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.
Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: «Sługo niegodziwy, darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swym współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?» I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda.
Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu”.
Komentarz do Ewangelii
Kiedy przebaczamy komuś, kto nas skrzywdził, dokonujemy czegoś, co jest z korzyścią przede wszystkim dla nas samych. Tak! Przebaczenie ubogaca przede wszystkim przebaczającego. Dzieje się tak dlatego, że najlepszą inwestycją jaką możemy uczynić jest inwestycja w siebie, polegająca na wzroście w miłości. A miłość, która nie przebacza nie jest miłością. Nie ma więc powodu rozpaczać, jeśli ktoś nas skrzywdził, bo jest to okazja do przebaczenia, czyli do najwspanialszej inwestycji.
Przebaczenie przychodzi czasem z wielkim trudem, ale to dlatego, że jeszcze nie nauczyliśmy się przebaczać. Przebaczenia trzeba się uczyć, tak jak wielu innych rzeczy. Ta umiejętność jest w zasięgu każdego, kto chce ją posiąść. A najlepszym nauczycielem przebaczenia jest Jezus, bo uczy nie tylko słowem, ale głównie przykładem.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2362,ewangelia-przebaczenie-najlepsza-inwestycja.html
********
Św. Faustyna Kowalska (1905-1938), zakonnica
Dzienniczek, § 1570
O Boże wielkiego miłosierdzia, nieskończona Dobroci, oto dziś cała ludzkość wzywa Twojego miłosierdzia z głębi swojej nędzy i Twej litości, o Boże; a woła potężnym głosem ubóstwa. Boże łaskawy, nie odrzucaj modlitwy wygnańców tej ziemi. O Panie, niepojęta Dobroci, Ty znasz głębię naszej nędzy i wiesz, że własnymi siłami nie potrafimy się wznieść do Ciebie. Dlatego błagamy Cię, uprzedź nas Twoją łaską i pomnażaj w nas bez przerwy Twoje miłosierdzie, abyśmy wiernie wypełniali Twoją świętą wolę w naszym życiu, a także w godzinie naszej śmierci. Niech wszechmoc Twojego miłosierdzia nas osłania od ataków nieprzyjaciół naszego zbawienia, abyśmy z ufnością, jako Twoje dzieci, oczekiwali Twego ostatniego przyjścia, którego dzień jedynie Ty znasz. A my spodziewamy się otrzymać to wszystko, co nam obiecał Jezus, pomimo naszej nędzy, bo Jezus jest naszą nadzieją; przez Jego miłosierne serce przechodzimy jak przez otwartą bramę do nieba.
**********
***************************************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
10 MARCA
Święty Symplicjusz I, papież
Symplicjusz urodził się w Tivoli, był synem Kastinusa. Za jego pontyfikatu, obejmującego lata 468-483, monofizyci obsadzili ważniejsze biskupstwa, odrzucając postanowienia IV Soboru Powszechnego w Chalcedonie. We wrześniu 476 r. złożono z tronu ostatniego cesarza zachodnio-rzymskiego Romulusa Augustulusa (475-476) i nastąpiło przejęcie władzy przez cesarza wschodniego Zenona Izauryjczyka (474-491). W Rzymie niektóre gmachy świeckie zaadaptowane zostały na potrzeby Kościoła. Papież przekształcił budynek na wzgórzu eskwilińskim na kościół S. Andrea in Catabarbara i rozpoczął budowę kościoła S. Stefano Rotondo na Monte Caelio. W swej działalności Symplicjusz podejmował także sprawę prerogatyw biskupa Rzymu na Wschodzie.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-10a.php3
*************
Świętych Czterdziestu Męczenników z Sebasty
Do najsilniejszych ośrodków życia chrześcijańskiego w dawnej Armenii należała Sebasta. Dlatego też po wybuchu prześladowania Dioklecjana (+ 313) miasto to musiało złożyć szczególnie krwawe ofiary. Sam Dioklecjan był synem niewolnika w Dalmacji. Jednak dzięki wybitnym zdolnościom uzyskał wolność, w karierze wojskowej pokonywał kolejne stopnie aż został komendantem gwardii cesarskiej, a wreszcie cesarzem rzymskim. W roku 286 przybrał sobie do pomocy i do współrządów jako współcesarza Maksymiliana Herkulesa, a potem jeszcze dwóch innych – Galeriusza (305-311) i Konstancjusza Chlora. Maksymian i Galeriusz wykazywali szczególne okrucieństwo w stosunku do wyznawców Chrystusa. Ten sam kurs kontynuował na Wschodzie następca, cesarz Licyniusz (306-323).
Właśnie za jego czasów poniosło śmierć męczeńską 40 Męczenników z Sebasty. Legion rzymski, do którego należeli, nosił zaszczytny przydomek Fulminatus, czyli Błyskawica. Namiestnik cesarza nakazał legionistom tego garnizonu złożyć ofiarę kadzidła na ołtarzu rzymskiego bożka. Żołnierze chrześcijańscy w liczbie 40 stanowczo odmówili. Jeden z nich, Cyrion, tak się odezwał do namiestnika, Agrykolanusa, gdy wychwalał męstwo tego legionu i jego zasługi: “Jeśli tak mężnie, jak mówisz, walczyliśmy za cesarza ziemskiego, jakże możesz przypuszczać, że postąpimy inaczej wobec naszego najwyższego Pana, jakim jest Bóg?” Aresztowano wszystkich, zaprowadzono do Sebasty, tam w więzieniu bito ich tak, aż powybijano im zęby, a w końcu skazano ich na zamrożenie. Bohaterscy żołnierze uczynili wówczas wspólny testament, w którym pożegnali się ze swoimi rodzinami i prosili, aby byli pochowani wszyscy razem. Tradycja chrześcijańska zachowała imiona owych 40 żołnierzy. Dnia 4 maja 320 roku zaprowadzono ich do Sebasty (dzisiaj Siwas), kazano im się rozebrać i tak nagich wystawiono na całą noc na trzaskający mróz. Zima wtedy była długa i mroźna. Męczennicy błagali Pana Boga tylko o jedno: aby wszyscy, tak jak czterdziestu ich rozpoczęło mękę, tak zdołali ją razem szczęśliwie zakończyć. Oprawcy mieli dla siebie przygotowane ciepłe miejsce. Równocześnie zachęcali skazanych, by ratowali swoje życie przez poddanie się woli cesarza. Podanie głosi, że jeden z legionistów faktycznie się załamał i złożył nakazaną ofiarę. Ale w jego miejsce poniósł męczeństwo jeden ze strażników, zachęcony koronami chwały, jakie ujrzał nad głowami męczenników. Tak więc wszyscy 40 ponieśli śmierć dla Chrystusa. Późniejsza wersja głosi, że męczennicy ponieśli śmierć przez zanurzenie każdego w przerębli jeziora. Kiedy wynoszono martwe już ciała, matka jednego z nich, Melitona, zauważyła, że on jeszcze żyje. Wówczas żołnierze odsunęli go na bok. Jednak bohaterska matka w obawie, by nie załamał się, sama wzięła syna na ręce i rzuciła na wóz, gdzie były ciała męczenników. Życzenie bohaterskich żołnierzy spełniono tylko częściowo. Pochowano bowiem ich ciała razem, ale niebawem rozdzielono ich relikwie i rozdano po wielu kościołach tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Męczeństwo legionistów wychwalali: św. Bazyli (+ 379), św. Grzegorz z Nyssy (+ 394), św. Efrem (+ 373), św. Gaudencjusz z Brescii (+ 410), św. Grzegorz z Tours (+ 594) i wielu innych. Miejsce ich wspólnego grobu nosi dzisiaj jeszcze turecką nazwę Kyrklar, co oznacza “Czterdzieści”. |
|
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-10b.php3 |
ks. Stanisław Hołodok
Czterdziestu Świętych Męczenników z Sebasty
Sebasta (dzisiejsze miasto Sivas) należała w starożytności do Armenii (obecnie środkowa Turcja) i była żywym, a także silnym ośrodkiem życia chrześcijańskiego. Cesarz rzymski Konstantyn Wielki postawił w swoich rządach na chrześcijaństwo, tzw. edykt mediolański z roku 313, zrównał je z państwową religią pogańską, opiekował się chrześcijanami, wznosił bazyliki. Tak było na zachodzie, natomiast inna sytuacja była na wschodzie Cesarstwa Rzymskiego. Tam rządy sprawował cesarz Licyniusz (306-323). Kontynuował on wrogie podejście do chrześcijan swoich poprzedników cesarzy: Maksymiana i Galeriusza. Z jego rozkazu wybuchło prześladowanie wyznawców Chrystusa. Wielu rzymskich żołnierzy wyznawało wiarę chrześcijańską. Wśród nich byli żołnierze należący do słynnego XII legionu rzymskiego zwanego Fulminata, tzn. Błyskawica. Zostało wówczas, w roku 320, aresztowanych czterdziestu legionistów, ponieważ nie zgodzili się na odstępstwo od wiary. Przejmujący opis ich męczeństwa możemy poznać na podstawie świadectwa pochodzącego z Syrii, sporządzonego wkrótce po ich bohaterskiej śmierci. Rozkaz aresztowania legionistów wydał cesarz Licyniusz, a dopilnowywał jego wykonania tamtejszy namiestnik Agrykolaus. Legioniści kilkakrotnie byli wtrącani do lochów więziennych, przebywali tam skuci kajdanami, bito ich kamieniami po twarzy. Pewnej zimowej bardzo mroźnej nocy rozebrano więzionych do naga i zaprowadzono na zamarznięty staw, aby zamarzli na śmierć. Obok znajdowała się ogrzewana łaźnia dla tych, którzy wyrzekną się wiary chrześcijańskiej.
Podczas tej kaźni męczennicy modlili się tymi słowami: „Panie, oto czterdziestu nas wstąpiło na pole walki, racz nie dopuścić, żeby mniej niż czterdziestu osiągnęło wieniec zwycięstwa. Oby nie zabrakło nikogo z tej liczby, zawierającej w sobie szczególne dostojeństwo (…). W modlitwie wspomniano znaczenie liczby „40”, szczególnie czterdziestodniowy post Pana Jezusa. Tę modlitwę odmawiali wszyscy skazani. Strażnicy posnęli, a tę modlitwę słyszał tylko odźwierny. On też w wizji widział aniołów zstępujących z nieba i niosących męczennikom 39 koron, bowiem jeden z nich załamał się, wyrzekł się wiary i pobiegł do ogrzewanej łaźni, aby tam ratować swoje życie. Odźwierny otrzymał łaskę wiary, obudził śpiących strażników, wyznał wiarę w Chrystusa, zdjął z siebie ubranie i przyłączył się do grona męczenników. Kaźń trwała dalej. Połamano kijami liktorskimi nogi legionistów, przyprawiając ich o śmierć. Został przy życiu tylko jeden młodzieniec imieniem Meliton. Ciała męczenników strażnicy załadowali na wozy, aby je zawieźć na stos i spalić. Matka Melitona przypatrywała się synowi. Strażnicy zostawili młodzieńca w nadziei, że załamie się i wyprze się wiary. Wtedy matka wzięła go na ręce i szła za wozami, mówiąc do chłopca: „Synu, pocierp jeszcze chwilę. Chrystus Pan stoi u drzwi i wesprze cię w walce”. W drodze Meliton skonał, a dzielna matka złożyła ciało syna na stosie obok ciał pozostałych męczenników. Ciała ich spalono i popioły wrzucono do rzeki. Jednakże za zrządzeniem boskim spłynęły one w jedno miejsce, a chrześcijanie je zebrali i godnie pochowali (P. Parsch, Martyrologium rzymskie, Kraków 1967).
Znane są imiona męczenników zapisane przez nich w pozostawionym testamencie. Oto one: Akacius, Aetius, Aleksander, Angias, Atanazy, Chudio, Cyryl, Cyrius, Domicjan, Domnus, (albo Juwenalis), Ecditius, Eunoikus, Eutyches, Eutychiusz, Filoktimon, Flawiusz, Gorgoniusz, Helianus, Helias, Herakliusz, Hezychius, Jan (albo Julian), Kajus, Kandidus, Klaudiusz, Ksanteas, Leoncjusz, Lyzimach, Meliton, Mikołaj, Priskus, Sacerdon, Sewerian, Sisinus, Smaragdus (lub Bazilides), Teodul, Teofil, Walens, Walerian i Wibian (E. Gorys).
W ikonografii najczęściej święci męczennicy występują jako grupa nagich mężczyzn z opaskami na biodrach, w różnym wieku, niekiedy po kolana w wodzie, pilnowani przez strażników; nad męczennikami widoczny jest Jezus Chrystus (E. Gorys). Inne ujęcie ukazuje męczenników podczas ich męczeństwa, mianowicie stoją oni obok siebie w zamarzniętym jeziorze tylko z opaskami na biodrach, w nimbach otaczających ich głowy na jednym poziomie; opuszczone przez jednego z nich miejsce zajmuje nawrócony strażnik, a Chrystus błogosławi z nieba męczennikom (H. Wegner).
Fakt męczeńskiej śmierci czterdziestu legionistów zanotowano w Martyrologium rzymskim pod datą 9 marca 320 r. i w tym dniu odbierali oni część w Kościele wschodnim, natomiast w Kościele zachodnim ich święto wypadało 10 marca. Chociaż nie podważa się w historii faktu ich męczeństwa, to jednak nie występują oni obecnie (od 1969 r.) w kalendarzu liturgicznym Kościoła rzymskokatolickiego. Wiadomość o męczeńskiej śmierci czterdziestu rzymskich legionistów podaje wydane w roku 2001 w Watykanie Martyrologium romanum.
Niech wstawiennictwo świętych męczenników umacnia naszą wiarę.
opr. aw/aw
Copyright © by W Służbie Miłosierdzia 03/2009
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/s_czterdziestu.html#
***********
Święty Makary, biskup
Makary był biskupem Jerozolimy na początku IV w. Pisali o nim św. Atanazy z Aleksandrii i św. Epifaniusz z Salaminy, wychwalając osobistą świętość biskupa, jak też jego żarliwość o czystość wiary.
Makary miał szczęście gościć u siebie cesarzową św. Helenę, matkę cesarza Konstantyna I Wielkiego. Przybyła ona w pielgrzymce do Jerozolimy w latach 326-327, by nawiedzić miejsca święte. To ona miała odnaleźć drzewo krzyża świętego. Za czasów Makarego zostały wystawione bazyliki: w Betlejem i na Kalwarii. Budową tej drugiej kierował osobiście Makary, jak to potwierdza skierowany do niego list cesarza. W jednym z listów Makarego dowiadujemy się o potępieniu pewnej sekty, jaka odprawiała swoje obrzędy ku czci Abrahama pod “dębem świętym” w Mamre, na którym to miejscu miało się zjawić Abrahamowi trzech aniołów.
Makary pożegnał ziemię dla nieba w 333 roku. Kardynał Baroniusz (+ 1607) wpisał go do Martyrologium Rzymskiego pod datą 10 marca.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-10c.php3
*******
W Glasgow, w Szkocji – św. Jana Ogilvie, męczennika. Wywodził się ze środowiska zagorzałych kalwinów, ale w czasie studiów przeszedł na katolicyzm i wkrótce potem wstąpił do jezuitów. Kształcił się następnie w Lowanium, Brnie i Ołomuńcu. W roku 1610 otrzymał święcenia i w trzy lata później wrócił po kryjomu do kraju. Ujęty w roku następnym, przechodził ciężkie tortury, które opisał w swej Relatio incarcerationis. Gdy mając 36 lat wstępował z uśmiechem na szubienicę, na pamiątkę rzucił gapiom swój różaniec. Ugodzony nim został potem – jak Jan – gorliwym konwertytą. Męczennika beatyfikował w roku 1929 Pius XI.
W Paryżu – św. Eugenii Milleret. Była bardzo zdolna, m.in. zdobyła wykształcenie teologiczne. Założyła zgromadzenie pod wezwaniem Wniebowzięcia N.M.P., które gdzieniegdzie zwą asumpcjonistkami. Zmarła w roku 1898. Beatyfikował ją w roku 1975 Paweł VI.
oraz:
św. Droktoweusza, opata (+ ok. 580); świętych męczenników Kajusa i Aleksandra (+ II w.); św. Makarego, biskupa, patriarchy Jerozolimy (+ 335); bł. Piotra od Jeremiasza, zakonnika (+ 1452)
***************************************************************************************************************************************
REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE
*****
JEZUICI
zWierzamy do doskonałości odc. 9: Dziobak
DEON.pl
Australijski dziobak to bardzo rzadki przykład jadowitego gatunku ssaka. Co to ma wspólnego z Tobą? Przygotuj się na naprawdę trudne pytanie.
DEON.pl zaprasza na wielkopostną serię “zWierzamy do doskonałości – rekoLEKCJE wielkoPOSTNE”, w których głównymi bohaterami będą zwierzęta. Jest to wstęp do właściwych rekolekcji, na które zapraszamy od 23 marca.
#MwD: Niemiłe, a przynoszą prawdę
Andrzej Błędziński SJ
Dzień powszedni
Mt 18, 21-35 ściągnij plik MP3
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza
Mt 18,21 – 35
Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?» Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, i tak dług oddać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: „Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam”. Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: „Oddaj, coś winien!” Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: „Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie”. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: „Sługo niegodziwy, darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swym współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?” I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu».
Król okazał się aż tak miłosierny, że nie tylko wydłużył okres spłaty długu, lecz także darował słudze cały jego dług. Jezus w Sakramencie Pokuty tak samo wiele razy wziął winę za wszystkie twoje grzechy. Czy dalej jesteś Mu za to wdzięczny?
Główną wadą złego sługi było to, że zapomniał, ile otrzymał dobra. W jego sercu zrodziło się egoistyczne rozdwojenie: prosić dla siebie, lecz innym nie dawać. Jak u ciebie wygląda hojność?
Władca nie za to wtrącił sługę do więzienia, że upomniał się o swoją należność, lecz za to, że dusił innego sługę i o mało nie zabił go z powodu przywiązania do pieniędzy.
Poznanie Jezusa dokonuje się przez słuchanie i rozważanie Słowa Bożego. Spróbuj dzisiaj przypominać sobie słowa, które cię poruszyły na modlitwie i wprowadzaj je w życie.
********************
DOMINIKANIE
Mleko i miód. Odcinek 11: Trzy dni
Adam Szustak OP
Tylko ten kto wejdzie w trzy dni Pana Jezusa, tylko ten kto wejdzie w mękę, śmierć, kto przejdzie przez jego bycie w grobie i stąpienie do otchłanie aż do zmartwychwstania będzie mógł wyjść z niewoli egipskiej.
Jedenasty odcinek internetowego słuchowiska wielkopostnego MLEKO I MIÓD prowadzonego przez o. Adama Szustaka OP. Po więcej zapraszamy na: www.langustanapalmie.pl.
********************
FRANCISZKANIE
Namrqcenie, odc. 20: 3 płaszczyzny grzechu
Leszek Łuczkanin OFMConv
Często pada stwierdzenie, że grzech to jest moja prywatna sprawa, nikogo nie powinno to obchodzić.
Franciszkańskie rekolekcje na Wielki Post 2014 – NAMRQCENIE. Rekolekcje oglądać można codziennie od 18 lutego do 5 kwietnia 2015 r. na DEON.pl i franciszkanie.tv Tegoroczny cykl prowadzi o. Leszek Łuczkanin OFMConv, Wikariusz Prowincji św. Maksymiliana.
********************
RTCK – RÓB TO CO KOCHASZ
Krzyżowa Droga do Zwycięstwa – STACJA I – Tomasz Nowak OP
Bądź na bieżąco!
Zapisz się na http://robtocokochasz.pl/
Krzyżowa Droga do zwycięstwa.
Prowadzący:
ks, Marek Dziewiecki, Stan Fortuna CFR, Tomasz Nowak OP, ks. Piotr Pawlukiewicz, bp Grzegorz Ryś, Maciej Szczęsny SJ, Adam Szustak OP, Arkadio
*****************
SERCANIE
Umrzeć z Miłości – Internetowe Rekolekcje Wielkopostne 2015, cz. 3 (video)
To nasze trzecie spotkanie. Konfesjonał, słowa, grzechy, modlitwa, przebaczenie. Klękasz, stoisz, siedzisz…, przychodzisz zawsze do Chrystusa. Czy łatwo? Nie, z pewnością nie. Czy warto, z pewnością TAK! Zapraszamy, posłuchajcie!
http://profeto.pl/360-sekund,9058.html
**************************************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
******************************
Franciszek: Styl Boga to pokora, nie widowisko
KAI / CTV / slo
Bóg działa w pokorze i milczeniu, Jego stylem nie jest widowisko – powiedział papież podczas porannej Mszy św. w Domu Świętej Marty.
Komentując dzisiejsze czytania liturgiczne, opowiadające o wodzu wojska króla syryjskiego, chorym na trąd Naamanie (2 Krl 5,1-15a) oraz mieszkańcach Nazaretu, którym Pan Jezus wyrzuca brak wiary (Łk 4,24-30) Ojciec Święty, zauważył, że te wydarzenia łączy żądanie widowiska.
Franciszek przypomniał, że dowódcy wojsk syryjskich, Naamanowi prorok Elizeusz każe zanurzyć się siedem razy w wodach Jordanu. Wzburzył się on, bo sądził, że oczyszczenie z trądu nastąpi na skutek jakiegoś gestu bardziej spektakularnego, ale w końcu posłuchał rad swoich sług, uczynił to, co kazał prorok i trąd ustąpił. Natomiast mieszkańcy Nazaretu początkowo słuchali Pana Jezusa z podziwem, ale później wybuchli gniewem i pogardą, kwestionując kompetencje Pana Jezusa i wyrzucili Go z miasta, “wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić”. Zarówno Naaman jak i mieszkańcy Nazaretu pragnęli widowiska. Ale styl Boży to nie spektakl, show. Bóg działa z pokorą, w milczeniu, w małych rzeczach. Widać to począwszy od dzieła stworzenia, gdzie Pan nie bierze do rąk czarodziejskiej różdżki, ale stwarza człowieka z błota. Ten styl przenika całą historię zbawienia – podkreślił papież.
– Kiedy Bóg chciał wyzwolić swój lud, to uczynił to ze względu na wiarę i zaufanie jednego człowieka, Mojżesza. Kiedy chciał obalić potężne miasto Jerycho, uczynił to za pośrednictwem nierządnicy. Także pragnąc nawrócenia Samarytan poprosił o zaangażowanie innej grzesznicy. Gdy posłał Dawida na walkę z Goliatem, wydawało się to szaleństwem: mały Dawid stanął przed olbrzymem, posiadającym miecz, tak wiele rzeczy, a Dawid tylko procę i kamienie. Kiedy powiedział Mędrcom, że narodził się król, Wielki Król, cóż znaleźli? Dziecko, żłób. Rzeczy proste pokora Boga, to jest styl Boży a nigdy widowisko – wskazał Ojciec Święty.
Papież przypomniał, że wśród pokus Pana Jezusa na pustyni był także spektakl. Szatan namawiał Go, by rzucił się ze szczytu świątyni, żeby ludzie widząc cud mogli w Niego uwierzyć. Tymczasem Pan objawia się w prostocie, w pokorze. Franciszek zachęcił, abyśmy w okresie obecnego Wielkiego Postu pomyśleli, jak Pan pomógł nam iść naprzód, a zauważymy, że zawsze czynił to za pomocą rzeczy prostych, przemawiając w milczeniu, z pokorą do naszych serc.
– Także w liturgii, sakramentach jakże pięknie ukazuje się pokora Boga, a nie doczesny pokaz. Warto abyśmy przemyśleli nasze życie na nowo i zastanowili się nad tyloma sytuacjami, kiedy Pan nas nawiedził ze swoją łaską, zawsze zachowując ów styl pokorny, styl jakiego oczekuje także od nas: styl pokory – zakończył swoją homilię Franciszek.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,21499,franciszek-styl-boga-to-pokora-nie-widowisko.html
********
JACEK POZNAŃSKI SJ
Historia życia i Biblia
Najczęściej gdzieś w połowie życia, może między czterdziestym a pięćdziesiątym rokiem, pojawia się potrzeba spojrzenia na swoją przeszłość. Wzrasta zainteresowanie własną historią, sensem tej historii: Po co się żyje? Czy sprawy miały jakiś związek ze sobą? Czy to, co się przeżyło przyniosło coś dobrego? Spojrzenie na to, co było nie jest proste. Bo czy wystarcza szczegółowy opis faktów z przeszłości, dokładna relacja z wydarzeń? Czy prawda mojego życia da się uchwycić dzięki skrupulatnemu zbadaniu minionych zajść, inwentaryzacji wzlotów i upadków? Potrzebujemy czegoś więcej. Znajomość nawet najdrobniejszych szczegółów nigdy nas nie usatysfakcjonuje, jeśli nie poznamy odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Dlaczego się coś wydarzyło? Jak to się ma do całości? Jakiemu celowi coś służyło? Do czego doprowadziło? Chcemy zrozumieć głębszy sens faktów. Chcemy przeniknąć ukryty zamysł. Odkryć jakąś rozumność tego, co nam się przydarzyło.
Opis i interpretacja
Każde wydarzenie w naszym życiu ma bardzo wiele aspektów. Każde można widzieć pod różnymi kątami. Wszystkich wydarzeń jest o wiele więcej niż możemy ująć słowami i opowiedzieć. Niemożliwe jest myślenie, opowiadanie i pisanie o sprawach ludzkich bez rozumienia, które odwołuje się do jakiś zasad wyjaśniających oraz wartości. Nasze dążenie do rozumienia przejawia się już na najprostszym poziomie zmysłowego postrzegania. Percepcja tego, co nas otacza i spotyka polega na wyborze, oddzieleniu, uporządkowaniu wrażeń przy użyciu schematów, które są najczęściej oparte na naszym doświadczeniu zakodowanym w nas i rozwijanym od samego początku naszego życia. Podejmujemy się interpretacji, już wtedy, gdy identyfikujemy i izolujemy od siebie jakieś wydarzenia, gdy wybieramy pojęcia i sformułowania do ich opisania, gdy do jednych zdarzeń przypisujemy wagę a inne pomijamy – to wszystko jest wynikiem naszego wykształcenia, zasobów języka, wyznawanego światopoglądu, naszych interesów indywidualnych czy grup, do których należymy itd. Oto cały zespół różnych praktyk interpretacyjnych.
Gdy oglądamy programy informacyjne budzi się cały szereg pytań: kto decyduje, że jedne wydarzenia są ważne, a inne nie? Czym ten ktoś się kieruje zwracając naszą uwagę na tę, a nie inną sytuację? Czy to, co pojawia się na pierwszych stronach gazet, to rzeczywiście istotne wydarzenia, procesy, przemiany? Podobnie można pytać odnośnie historii swojego życia: dlaczego podkreślam, te a nie inne zdarzenia? Co sprawiło, że do tego przywiązuję wagę, a do tamtego nie? Skąd wiem, co rzeczywiście wpływa na moje życie, co naprawdę je kształtuje? Skąd wiem, że dostrzegam istotę sprawy, sens mojej historii życia, albo jej bezsens?
Nasze trudności i historia biblijna
Nieraz doświadczamy ogromnych trudności w pojmowaniu historii życia, trudności, których latami nie umiemy pokonać, i które prowadzą do kryzysu sensu. Czasami nie jesteśmy w stanie zrozumieć historii naszego życia, gdyż nie posiadamy jeszcze właściwych pojęć, kategorii, które mogłyby połączyć w całość wydarzenia życia. Innym razem nie jesteśmy w stanie zrozumieć naszej historii, gdyż być może jakieś wydarzenia źle interpretujemy, niewłaściwie do nich podchodzimy. Może trzeba na nie ponownie spojrzeć z innego punktu widzenia, użyć do ich rozumienia innych pojęć. Następnie, warto pamiętać, że sens zdarzeń wcześniejszych często lepiej jest widoczny w kontekście wydarzeń późniejszych. Być może muszę pozwolić, by upłynęło jeszcze trochę czasu. W końcu, nasza zdolność w szukaniu sensu życia wzrasta wraz z naszym ludzkim i duchowym dojrzewaniem, wzbogacaniem skarbca doświadczeń, które są zreflektowane. Wtedy formują się pojemniejsze i bardziej wyrafinowane struktury widzenia rzeczywistości.
Bardzo owocne może się okazać odwołanie do sprawdzonego skarbca ludzkich doświadczeń, jakim jest Biblia. Szukając sensu historii naszego życia potrzebujemy znajdować powiązania, związki i znaczenia, odkrywać naczelne wartości, względem których można by oceniać sprawy. Do tego celu pomocne są różne symbole, klucze, obrazy, itd. Dostarcza ich Biblia i to w wielkiej ilości, bo sama jest wspaniałym, interpretującym opowiadaniem zarówno małych historii pojedynczych ludzi, jak i wielkiej historii całej ludzkości i stworzenia. W Biblii masa chaotycznych faktów z wielu tysięcy lat ludzkiej historii zostaje w subtelny sposób uporządkowana. Dokonało tego miliony osób, które przez ciągłą wspólnotową relekturę opowiadań, sprawdzało je na sobie pod względem ich mocy interpretacyjnej, czyli mocy wspierającej poszczególnego człowieka (jak i cały lud) w zrozumieniu własnej historii życia. Dlatego Biblia zawiera bardzo wiele ważnych środków, które od wielu wieków pomagały ludziom w odkrywaniu sensu historii. Warto więc bliżej zapoznać się z Biblią. Potrzebna jest pogłębiona lektura Biblii (może dzięki jakiemuś korespondencyjnemu kursowi biblijnemu), konieczna jest przedłużona modlitwa, np. na sposób lectio divina czy też ignacjańskiej kontemplacji biblijnej. To wszystko kosztuje trochę czasu i trudu, ale się opłaca. Na szali jest przecież sam sens historii naszego życia, a więc jego wartość.
Jacek Poznański SJ
Tekst ukazał się w lipcowym wydaniu miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego 7(2014), www.poslaniec.co
****************
JACEK POZNAŃSKI SJ
Szczypta jezuickiej ascezy
Niewątpliwie, w życiu duchowym każdy potrzebuje zachęty, inspiracji, podniesienia ducha. Szukamy więc pięknych myśli, zachwycających idei, barwnych opowieści. Wszystko to może obudzić entuzjazm i energię. Jednak nietrudno zauważyć, że mnóstwo chrześcijan zasłuchanych w słowa kaznodziei robi niewielki postęp duchowy. Owe myśli, idee i opowieści nie prowadzą do podjęcia decyzji. Nie wytwarzają też wytrwałości w mozolnym zmaganiu się z głęboko zakorzenionymi niedoskonałościami. Mocne, jednorazowe przeżycia religijne prowadzą raczej do niejasnego poczucia wykorzenienia grzechów i braków, a tak w rzeczywistości jedynie dobrze je maskują.
Reforma życia
Potrzeba duchowego realizmu. Z pewnością realizmu uczył św. Ignacy, a potem jezuici. Przypisywali oni ważną rolę tzw. reformie życia. Na reformę życia nastawione są całe Ćwiczenia. U samego początku ostrzegają rekolektanta, że oto właśnie zamierza podjąć „Ćwiczenia duchowne służące do przezwyciężenia samego siebie i do uporządkowania swego życia – bez kierowania się jakimkolwiek przywiązaniem, które byłoby nieuporządkowane” (Ćd 21). Reforma życia jest więc pojmowana jako zwycięstwo nad sobą i uporządkowanie. Coś takiego wymaga wysiłku ascezy: systematycznego, długotrwałego trudu, samoograniczenia, samowychowania.
Interesujące, Ćwiczenia zaczynają się nie od medytacji, czy kontemplacji, lecz od szczegółowego wyjaśnienia ascetycznych praktyk, tzw. rachunków sumienia: najpierw szczegółowego, później ogólnego, a w końcu rachunku sumienia przed spowiedzią. (Do tego można jeszcze doliczyć refleksję po kontemplacji ewangelicznej). Celem ich wszystkich jest poprawienie się z błędów i utwierdzenie w tym, co dobre. W rekolekcjach ascetyczny wymiar jest stale obecny na różne sposoby.
Znawca duchowości jezuickiej, J. de Guibert SJ, podkreśla, że dla jezuitów zawsze była istotna walka z ego oraz wadami, lecz również nabywanie solidnych cnót. Chodzi przede wszystkim o cnoty Jezusa, których nauczał i którymi żył: pokora i cierpliwość, współczucie i miłosierdzie, ubóstwo i cierpienie z Chrystusem. Ideałem życia jest Jezus. Codzienna kontemplacja ewangeliczna pozwala stale mieć go przed oczami. Podczas niej rozbudzają się pragnienia i motywacja. Tak modlitwa i asceza są wewnętrznie powiązane, ciągle siebie przenikają, wzajemnie sobie pomagają i inspirują.
Szczegółowy rachunek sumienia
Środkiem poprawiania błędów i nabywania cnót jest rachunek szczegółowy (Ćd 24-31). Pomaga on w bezpośredniej i metodycznej realizacji pragnienia zreformowania swojego życia. W ujęciu Ignacego praktyka ta zawiera w sobie trzy pory. Pomagają one zachować nieustanną uważność. Pora pierwsza to poranek, zaraz po przebudzeniu. Można związać ją również z śniadaniem. Wtedy należy przypomnieć sobie swoje postanowienie, że będę unikał konkretnego, jasno sprecyzowanego błędu czy grzechu, lub pracował nad wyraźnie określoną cnotą. Druga pora związana jest z posiłkiem południowym: „Po obiedzie prosić Boga, naszego Pana o to, czego człowiek pragnie, mianowicie o łaskę, by sobie przypomniał, ile razy popełnił ten grzech szczególny lub wpadł w wadę, oraz o łaskę poprawy na przyszłość“. Należy więc myślą przejść minione godziny i zobaczyć, jak realizowałem to, co sobie postanowiłem, na ile poprawiam się z błędu, jak udało mi się praktykować cnotę, czyli świadomie wykonywać działania, które są wyrazem jakiejś wartości i pomnażają dobro. W końcu warto odnowić swoje postanowienie. Trzecia pora związana jest z kolacją. Po tym posiłku znowu należy odprawić rachunek sumienia w ten sam sposób jak w porze poobiedniej. Teraz spoglądam na całe popołudnie i wieczór i zadaję sobie podobne pytania. Warto też zastanowić się: Czy druga połowa dnia różniła się w czymś od pierwszej? Czy kolejny dzień (tydzień) mojej pracy nad sobą przyniósł jakiś postęp w stosunku do poprzedniego?
Miłość versus Cnoty?
Jezuici zachęcali do bezpośredniego wysiłku i pracy nad poprawą błędów i kształtowaniem cnót, ale nie lekceważyli też drogi pośredniej: poprzez rozpalenie w duszy przemieniającej miłości. Walka z błędami i zdobywanie moralnych cnót to nie cele same w sobie. To środki. Miłość jest wyższa od wszelkich moralnych cnót. One tylko mają uwolnić i w pełni rozwinąć miłość Boga i ludzi. Wysiłek w kierunku moralnej doskonałości poszerza i pogłębia bogactwo wizji Boga.
O. de Guibert wskazuje, że takie podejście jest zastosowaniem zasady z Kontemplacji do uzyskania miłości: „miłość polega bardziej na uczynkach niż na słowach“ (Ćd 230). Miłość znajduje pokarm i wzrost bardziej przez konkretne dawanie siebie niż jedynie przez uczucia. Afektywna miłość jest często nieefektywna. Co więcej, może być „nielogiczna”. Nawet jeśli jest szczera i intensywna, może nie przynosić owoców, do który powinna – konsekwentnie myśląc – prowadzić.
Oczywiście, gdy żyjemy wiarą, wszystko jest współpracą z różnoraką łaską Boga. Wszystkie rady, metody, reguły mają jeden cel: dysponować człowieka do pójścia za poruszeniami łaski. Łaska tajemniczo inspiruje myśli i pragnienia uczynienia wysiłków pracy nad sobą, nawet jeśli to działanie łaski ucieka naszej świadomości. Z tego powodu lepiej nie czekać z podejmowaniem dobrych wysiłków aż świadomie poczujemy łaskę. Lepiej od razu podjąć decyzje, świadomie zaangażować wolę, wytrwałe i cierpliwe zaczynać od nowa. To szczególnie istotne na początku drogi duchowej. Ufność złożona w Bogu sprawi, że łaska słabość woli uleczy, a dobrą wolę zachowa. Szybko pojawi się też poczucie realnego duchowego postępu.
Jacek Poznański SJ
Artykuł ukazał się w marcowym wydaniu Posłańca Serca Jezusowego 3(2015) www.poslaniec.co.
***********
Lęk przed zmianą i ryzykiem
Fritz Riemann / slo
Anankastycy dołączają do grona ludzi, którzy niczego w życiu nie zaryzykują, którzy nie żyją naprawdę, w każdej sytuacji na sto różnych sposobów zabezpieczeni i przygotowani.
Na płaszczyźnie stosunków międzyludzkich postawa anankastyczna wyraża się podobnie. Świadomie czy nieświadomie chce się narzucić innym sposób postępowania według własnych zaleceń. Dotyczy to zwłaszcza partnera, dzieci oraz osób, z którymi jest się bliżej związanym. Konflikt pokoleń opiera się właśnie na tym mechanizmie. Odrzucając lub tłumiąc wszystko, co nowe, nieznane i nietypowe, dochodzi się do granic absurdu, przez co ściąga się na pole bitwy siły przeciwne – różnego rodzaju rebeliantów i rewolucjonistów przekonanych, że przeciwnika należy zwalczać za pomocą własnych ekstremalnych środków, przy czym często wylewa się dziecko z kąpielą. Jest w tym obecny nieunikniony ludzki tragizm – nieunikniony, ale możliwy do przezwyciężenia, trzeba się tylko zdobyć na otwarcie i zrozumienie tego, co nowe.
Ludzie, których psychiką rządzą przymus i natręctwa, boją się, że wszystko stałoby się niepewne, a nawet chaotyczne, gdyby byli bardziej otwarci albo bardziej spontanicznie zdali się na rozwój wypadków, wyłączając nieustanną samokontrolę czy odrzucając kontrolę zewnętrzną. Boją się oni, że to, co wyparli, albo to, co niepożądane w rzeczywistości społecznej, wybuchłoby i zalało wszystko, jeśli tylko raz zachowaliby się w ten sposób. Są jak Herakles, który zdawał się już wcześniej wiedzieć o tym, że Hydrze urosną przynajmniej dwie głowy w miejsce tej, której ją pozbawił. Dlatego boją się tego “pierwszego kroku”, który gdy raz zostanie zrobiony, może wywołać rzeczy – ich zdaniem – nieprzewidywalne. W konsekwencji nastawieni są zawsze na to, by korzystając z władzy, wiedzy i praktyki sprawić, że nic niechcianego i nieprzewidzianego nie będzie się mogło wydarzyć. Żyją według motta ” what – if”: co się stanie, jeśli postąpię w ten czy inny sposób. Dołączają tym samym do grona ludzi, którzy niczego w życiu nie zaryzykują, którzy nie żyją naprawdę, w każdej sytuacji na sto różnych sposobów zabezpieczeni i przygotowani.
Pacjent, którego poprosiłem, by zrelaksował się na kanapie i zechciał opowiedzieć swe przeżycia, odparł szczerze: Ale wtedy powróci do mnie całe to “gówno”. W ten sposób drastycznie określił sprawy, które od siebie odsunął i wyparł, utrzymując je tam przez nieustanną samokontrolę i narzucenie własnej świadomości pewnego drylu. Zabezpieczenie się przed tym, czego się chce uniknąć, staje się dla człowieka ogarniętego przymusami i natręctwami najważniejszą potrzebą życiową, a chęć jej zaspokojenia sprawia, że potrafi być niezwykle pomysłowy.
Można sobie wyobrazić, jak męczące mogą być takie wahania i nieumiejętność podjęcia decyzji, zwłaszcza gdy rzecz dotyczy spraw poważniejszych niż opisana powyżej. Widzimy, jak ludzie mający takie trudności uzależniają swoje decyzje od okoliczności zewnętrznych. Zdarza się nawet, że zanim podejmą ostateczną decyzję, liczą najpierw guziki u żakietu albo rzucają kostką…
A oto kolejny przykład ilustrujący, jak osoby z przymusowymi zachowaniami zamykają sobie możliwość nieskrępowanego działania. Jeden z pacjentów w trakcie psychoterapii opowiedział swój sen, po czym tak kontynuował swą wypowiedź: Czy w ogóle ma sens nadawanie snom jakiegoś znaczenia? Wszystko jest przecież względne. Można wyczytać z nich to, co się chce. Kto może powiedzieć, że znalazłem właściwą interpretację? Może zniekształciłem swój sen już w trakcie opowiadania albo nie całkiem dobrze go pamiętam ? Czy więc może być coś pewnego? Sen – mara, jak mówi przysłowie. Zajmowanie się nim nie ma nic wspólnego z nauką. Freud i Jung mieli zresztą różne teorie na temat snów i całkiem inaczej je objaśniali. Widać stąd, że nie ma tu niczego spójnego i pewnego. A skojarzenia! Cóż może człowiekowi przyjść na myśl! To prowadzi przecież do rzeczy niekontrolowanych, człowiek godzi się na jakąś niewiadomą… poza tym nic nie przychodzi mi do głowy…
Daje się tu zauważyć mechanizm obronny, jakim jest racjonalizacja; stawia się ją ponad przeżyciem, a ona od niego izoluje. Wyraźny jest tu także lęk przed tym, co niekontrolowane; nie chodziło przecież wcale o to, by dyskutować o snach w sposób naukowy, lecz o to, żeby pacjent zechciał swobodnie wypowiedzieć swoje skojarzenia i myśli na temat własnego snu. Niektórzy z czytelników mogą być zresztą przekonani, że wątpliwości mojego pacjenta były w pełni uzasadnione. Nie dostrzegają zapewne jednak, że zostały użyte jako argumenty mające usprawiedliwić niechęć do podjęcia zadania, jakie postawiłem przed nim w czasie terapii; dlatego jego wątpliwości wcale nie odnosiły się tylko do snów – pacjent ten bał się wszystkiego, co oceniał jako niepewne, i próbował tego uniknąć.
Zamienić życie w pedantyczne uporządkowanie
Wiele anankastycznych osób, kierując się mechanizmem obronnym, pozostaje niejako na etapie wstępnych przygotowań do osiągnięcia zamierzonego celu. Trafnie ilustruje to następująca anegdota: Do nieba przychodzi pewien człowiek. Widząc przed sobą dwoje drzwi, a nad nimi napisy: ” Drzwi do nieba ” i ” Drzwi na wykłady o niebie “, kieruje się do tych drugich. Jest prawem psychologii, że wszystko, co wypieramy, z czasem w nas wzbiera. Gdy wzrasta napór naszych emocji, potrzeba coraz więcej sił i czasu, żeby utrzymać w szachu to, co zostało wyparte; tak powstaje błędne koło przymusu, z którego wyjść można tylko przez uświadomienie sobie wypartych treści i świadomą konfrontacją z nimi. Tylko wtedy uda się zintegrować z całością naszej psychiki to, czego dotychczas unikaliśmy i czego się w nas samych obawialiśmy, i być może nawet ze zdumieniem stwierdzimy, że treści te zawierają w sobie także pozytywną siłę i że pozornie bezsensowne sny potrafiły powiedzieć nam coś pożytecznego i istotnego.
Można sobie zapewne wyobrazić, jak ciasny i sztywny, jak zasadniczy i nietolerancyjny i jak przerażająco konsekwentny jest człowiek o takim nastawieniu oraz jak bezbarwne musi być jego życie, gdy usiłuje on je ograniczyć swymi niepodważalnymi zasadami, wiedząc jedynie, że chce obronić to, co “właściwe” (jak ów pacjent, który uważał, że “musi” wpaść na “właściwe” myśli i skojarzenia, i dlatego bronił się przed spontanicznym wypowiadaniem uwag). Nie jest natomiast świadomy ukrytego w swoim zachowaniu lęku przed ryzykiem.
Jeżeli wszystko traktuje się tak pryncypialnie, żywą materię życia zamienia się w pedantyczne uporządkowanie, niezbędną konsekwencję – w nieugiętość niepoddającą się żadnym argumentom, rozsądną ekonomię – w skąpstwo, a zdrową chęć decydowania – w krnąbrny upór graniczący z despotyzmem. Kiedy okazuje się to niewystarczające do pokonania lęku, ponieważ bogactwo rzeczywistości nie daje się tak łatwo wtłoczyć w sztywne reguły, pojawiają się symptomy świadczące o istnieniu przymusu i natręctw. Chociaż ich początkową funkcją jest neutralizowanie strachu, z czasem usamodzielniają się i stają się przymusem wewnętrznym. Narzucają się człowiekowi i nawet gdy wydają się bezsensowne, nie można się od nich uwolnić. Typowe zachowania anankastyczne to przymus mycia rąk, liczenia, przypominania sobie i wszystkie natręctwa myślowe. Gdy człowiek chce zaniechać pewnego przymusu, uwolnić się od niego, zawsze ujawniają się związane z nim lęki.
Chociaż przymus może przybrać różne postaci, to kryje się za nim jeden wspólny lęk – związany z byciem spontanicznym.
Wiecej w książce: Oblicza lęku. Studium z psychologii lęku – Fritz Riemann
*************************************************************************************************************************************
CHRZEŚCIJANIE A RZECZYWISTOŚĆ
******************************
EWA ROZKRUT
Nastolatek też człowiek
Mama dorastającego syna nie umiała z nim rozmawiać. Nie akceptowała też jego braku zaangażowania w życie domowe i naukę. Każda ich rozmowa kończyła się sprzeczką. Nie potrafili być dla siebie mili. Macierzyństwo bardziej bolało, niż cieszyło. Nie zauważyła kiedy oddalili się od siebie i przestali rozumieć. A przy okazji zupełnie straciła z oczu inne dzieci. Wysłuchałam jej opowieści i zaproponowałam, by wprowadziła kilka zmian. Nastolatek czasami zachowuje się tak, jakby siedział na ogonie smoka i kurczowo trzyma się, żeby nie spaść. Nie za bardzo rozumie co dzieje się w jego organizmie, który bardzo przyśpieszył. Nie można przewidzieć co zrobi, co powie, a już zupełnie nie wiadomo co pomyśli i jaką podejmie decyzję. Albo wydawać się może, że usiłuje na desce utrzymać się na wysokiej fali bez przygotowania do surfingu i umiejętności pływania. Głośno wyraża swoje emocje, albo też zamyka się w swoim świecie. I jak się z nim „dogadać „? Czyli dojść do jakiegoś porozumienia, po wcześniejszej rozmowie. A to oznacza, że najpierw mówi jedna osoba a druga słucha a później odwrotnie. Zazwyczaj jest pierwszy kłopot w domowych relacjach. Rodzice nie słuchają dzieci. Dużo mówią, ponieważ mają doświadczenie życiowe, wiedzę i pamięć dawnych lat. Nie ma znaczenia, że życie się zmieniło, teraz jest Internet, pralki automatyczne, szybkie samochody, otwarte granice. To nic. My rodzice nawet nie bierzemy pod uwagę, że młody może mieć rację. Sami wiemy jak trzeba rozwiązywać wszystkie problemy. No chyba, że w jakiś błahych sprawach, to tak. Z drugiej strony to trochę się boimy o nasz autorytet. Lista powodów takiego zachowania dorosłych jest naprawdę długa. Dlatego nie warto się na niej koncentrować. Zatem co trzeba zrobić aby się udało?
Po pierwsze trzeba chcieć. „Ależ ja chcę”, powiedziała wspomniana na początku matka i wiele innych osób, z którymi rozmawiałam na ten temat. To bardzo dobrze, pierwszy krok za nami. Kolejny to: przebaczyć. Z zadrą w sercu nie uda się porozumieć, ponieważ każde nieopatrzne słowo wypowiedziane z drugiej strony może spowodować wybuch, otwarcie rany. Rozmowa będzie nieautentyczna i na siłę a dziecko nie będzie szczere. Po trzecie: nie bać się. Tak naprawdę, to nieważne czy uda się porozumieć w tym momencie. Nie należy pozostawiać w dzieciach poczucia winy. I mieć czas. Koniecznie trzeba go zarezerwować, by co chwilę nie sprawdzać godziny i nie rozmawiać przez telefon. Umawiając się na rozmowę, warto wprowadzić zasadę, że nie rozmawiamy w tym czasie przez telefon, ani nie esemesujemy. Dotyczyć to powinno zarówno dzieci jak i rodziców. Dlatego lepiej wcześniej zaplanować sobie jakiś limit czasowy i dobrze go wykorzystać. Rozmowa, to ma być wyjątkowa chwila. Gdy dziecko czuje się ważne, to naprawdę bez względu na wiek postara się odwzajemnić. No i to co jest naprawdę trudne dla rodziców, to słuchać i rozumieć co mają nam do powiedzenia dzieci. Nie przerywać, nie dokańczać myśli, nie wściekać się, nie wtrącać do wypowiedzi, nie poprawiać. Najlepiej milczeć, patrzeć w oczy i słuchać aż skończy. Jeżeli nastolatek posługuje się swoim slangiem, to nie warto unosić się lepiej poprosić by wyjaśnił co ma na myśli. Warto sobie przygotować racjonalne argumenty. Jak najmniej uderzać w emocjonalne tony, które często bazują na poczuciu winy. Młodzi szybko chcą się urwać z takiej smyczy. Nie obrażać i nie poniżać rozmówcy, ale też nie pozwalać na nieodpowiednie traktowanie siebie. Dokładnie precyzować myśli, nie ranić. Najlepiej zacząć rozmawiać od tego co jest dziecku bliskie a temat szkoły odsunąć na plan dalszy. Kiedyś zapytałam pewną mamę, która martwiła się, że jej córką gimnazjalistka nie odnajduje się w grupie rówieśników. Zapytałam czym córka się interesuje? Niestety nie otrzymałam odpowiedzi? Kobieta długo się zastanawiała, w końcu odpowiedziała, że lubi pomagać. Dobrze jest wiedzieć jakie dziecko ma pasje, a jeśli ich nie ma, to może coś wspólnie wymyślić?
Z nastolatkami nie przetrwa się o ile zabraknie nam dystansu do siebie i poczucia humoru. Właściwie od tego potrzeba zacząć naszą przygodę z osobami nastoletnimi.
No i ważne są relacje rodziców między sobą. Powinna być jedność i harmonia. Wtedy o wiele łatwiej dogadać się z młodym człowiekiem i zadbać o jego bezpieczeństwo.
Na pewno trzeba uważać na krytykowanie. Krytyka każdego człowieka zmusza do obrony, podświadomie szykujemy się do obrony, nie słuchając argumentów. To samo dotyczy doradzania, albo obwiniania, oskarżania, przezywania, straszenia, rozkazów, wykładów, moralizowania, ostrzeżeń, postaw męczennika, porównań, proroctw, obwiniania. Czy któreś z tych atutów zdarzyło się nam zastosować? Pewnie tak. A czy okazały się skuteczne na dłuższą metę? Odpowiedź na to pytanie raczej będzie raczej negatywna. Młodzi ludzie potrzebują wsparcia nie doradzania. O wiele skuteczniejsze okażą się zdania: potrzebuję twojej pomocy; mogę się mylić, ale wydaje mi się, że…;na ten temat mam inne zdanie; mam takie zasady, że…
Prowadzę warsztaty dla rodziców, w czasie tych spotkań uczymy się konkretnych sposobów jak dogadać się z dziećmi, jakich używać słów, by nas słuchali, czego wymagać, jak określać granice.
Na początku opisałam mamę, która miała kłopot z synem. Zaproponowałam jej kilka zmian. Po ich wdrożeniu powoli, ale systematycznie życie w domu stawało się bardziej znośne. Rodzice zaczęli słuchać syna i nie reagowali alergicznie na każdą jego wpadkę, nie czepiali się też z powodu słabych ocen. Spędzali ze sobą więcej czasu. Znów nabierali do siebie zaufania. Oczywiście do wprowadzenia zmian potrzeba było cierpliwości i odwagi. Po jakimś czasie znów się z nią spotkałam. Tym razem była uśmiechnięta i opowiedziała, jak syn pomagał jej w nauce obsługi nowego programu komputerowego. I jak wspólnie z ojcem kibicowali w czasie Mundialu. Na zakończenie dodała, że nie spodziewała się, że wystarczą tak niewielkie zmiany.
Urodziłam się w czasach, gdy w Egipcie budowano piramidy. Tak twierdzą moje nastoletnie dzieci. Jestem mamą sześciorga dzieci, połowa z nich jest nastolatkami a druga połowa już ten czas ma za sobą. Jest to naprawdę wyjątkowy etap w życiu rodziny, wymaga kreatywności i odwagi, stawia wyzwania.
Ewa Rozkrut
W sprawie warsztatów lub indywidualnych konsultacji zapraszam na stronę elipsa.edu.pl.
facebook.com/elipsa.ewa.rozkrut
***********
Czy umiemy jeszcze odpoczywać?
Stanisław Biel SJ
W prawidłowy rozwój człowieka wpisany jest wypoczynek. Niewłaściwe tendencje w duchowości nakazują “spalać się całkowicie” dla innych. Jest to rodzaj chorej szlachetności, która nadmiernie akcentuje zaspokajanie potrzeb innych, przy zaniedbywaniu własnych. Jej efektem bywa modne dziś “wypalenie”.
W rzeczywistości aby móc dawać, trzeba również brać. Jeśli równowaga zostanie tu zaburzona, pojawi się egoizm, narcyzm lub pustka i wypalenie wewnętrzne. Harmonię gwarantuje miłość, która zakłada odpowiednie proporcje i wzajemną wymianę.
Kochanie siebie wymaga odpoczynku. Już pierwsze karty Biblii przynoszą obraz Boga odpoczywającego. Po trudzie tworzenia świata Bóg odpoczął: A gdy Bóg ukończył w dniu szóstym swe dzieło, nad którym pracował, odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie, jaki podjął. Wtedy Bóg pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym; w tym bowiem dniu odpoczął po całej swej pracy, którą wykonał stwarzając (Rdz 2, 2-3). Odpoczynek Boga nie oznacza końca kreacji świata, ale kontemplacyjny zachwyt nad jego pięknem: Odpoczynek Boga w siódmym dniu nie wskazuje na Boga, który przestał “pracować”, ale podkreśla doskonałość wykonanej pracy i ma raczej oznaczać, że zatrzymał się On przed dziełem rąk swoich, kierując ku “niemu spojrzenie pełne radości i zadowolenia, gdyż było “bardzo dobre” (Rdz 1, 31). […] Kieruje się ono ku wszystkim rzeczom, ale w szczególny sposób ku człowiekowi, który jest zwieńczeniem stwórczego dzieła (Jan Paweł II). Bóg pobłogosławił i uświęcił siódmy dzień. Szabat jest dla Izraelitów królową i oblubienicą; jest nazywany “rozkoszą” […] Królowa Szabat poprzedza stworzenie; z jej powodu zostały uczynione wszystkie inne dni, które są jej paziami. Trzy dni idą przed nią i trzy za nią. Wszystkie dni tygodnia przywierają do królowej i z niej czerpią pożywienie (D. Lifschitz). Chrześcijanie świętują pierwszy dzień po szabacie, w niedzielę. Jest to dzień zmartwychwstania Chrystusa. W tym dniu szabat się dopełnia i nabiera pełnego sensu. Dla nas prawdziwym szabatem jest osoba naszego Odkupiciela, Pana naszego Jezusa Chrystusa (Grzegorz Wielki).
Jezus również odpoczywał. Niektórzy z egzegetów twierdzą, że Jezus dzielił swój czas działalności apostolskiej na trzy części: czas dla Ojca (przede wszystkim czas modlitwy przez długie nocne godziny), czas dla innych, dla ludu (nauczanie, cuda, uzdrawianie, a więc bezpośrednia działalność apostolska) i czas dla uczniów (czas przyjaźni). Czas z uczniami i przyjaciółmi był właśnie czasem odpoczynku, między innymi w Betanii, domu trójki rodzeństwa, przyjaciół, w którym Jezus radował się i oddychał zawsze świeżą atmosferą życzliwości, gościnności i bliskości; do którego przychodził, by zaczerpnąć sił i odwagi do pokonywania trudów życia.
Jezus troszczył się o wypoczynek uczniów. Gdy wrócili z pracy misyjnej, zachęcał ich: Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco! (Mk 6, 31). Owo pustynne miejsce, o którym mówi Jezus, nie oznacza tylko położenia geograficznego. Uczniowie odpoczywają nie tyle w konkretnym miejscu, ile przy konkretnej osobie. Odpoczynek to powrót do źródeł, to możliwość przebywania obok Jezusa, cieszenia się Jego bliskością, słuchania Go, doświadczania Jego akceptacji, przyjaźni, miłości, uczestniczenia w Jego planach. To właśnie obok Jezusa uczeń odpoczywa duchowo, psychicznie i fizycznie, odzyskuje siły, uczy się, aby potem na nowo móc służyć innym.
Dniem odpoczynku Kościoła, Dniem Pańskim, jest niedziela. Ona przede wszystkim gromadzi chrześcijan wokół Eucharystii, podczas której ofiarujemy Bogu siebie i wysiłek naszej tygodniowej pracy. Trafnie wyraża tę myśl modlitwa ofiarowania: Błogosławiony jesteś, Panie Boże Wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich. Tobie go ofiarujemy, aby stał się dla nas chlebem życia. Eucharystia jednoczy wszystkich wierzących w Chrystusa wokół stołu Bożego słowa i pokarmu, którym jest sam Zmartwychwstały, obecny w chlebie życia.
Niedziela, jak podkreśla Jan Paweł II, jest dniem radości, odpoczynku i solidarności. Syryjska liturgia rytu maronickiego zawiera przepiękną modlitwę: Niech będzie błogosławiony Ten, który wielki dzień niedzieli wywyższył ponad wszystkie dni. Niebo i ziemia, aniołowie i ludzie nie posiadają się z radości. Niedziela jest dniem radości. Zanim starożytni chrześcijanie mogli cieszyć się dniem wolnym od pracy, mogli już wcześniej się radować. Dzisiaj radość coraz częściej utożsamia się ze zmysłowością, konsumpcjonizmem, a wypoczynek niedzielny kojarzy się z odprężeniem, rozrywką i właśnie konsumpcją – często powiązany z bezmyślnym spędzaniem długich godzin przed telewizorem bądź komputerem, objadaniem się albo relaksowaniem w galeriach handlowych i hipermarketach. Przemysł rozrywkowy “troszczy się”, aby wymiar duchowy i religijny niedzieli i świąt zastąpić stopniowo treściami świeckimi. Taka “radość” często upaja zmysły i uczucia, później jednak pozostawia w sercu niedosyt, a czasem gorycz (Jan Paweł II). Z drugiej strony nie należy deprecjonować ludzkiej codziennej radości, gdyż nie istnieje żadna sprzeczność między radością chrześcijańską a prawdziwymi radościami ludzkimi. Jednak należy pamiętać, że odpoczynek i radość jest zadana człowiekowi, aby mógł w pełni rozwijać swoje walory ludzkie i duchowe. Odpoczynek niedzielny służy rozwojowi ducha, ale pozwala również rozwijać i budować relacje i więzi międzyludzkie, cementować rodzinę, przyjaźnie, odnajdywać Boga w naturze i pięknie przyrody.
Niedziela jest również dniem solidarności z najbardziej potrzebującymi. Cyprian Kamil Norwid stwierdził, że odpocząć oznacza począć na nowo. Dzień świąteczny jest czasem “odpoczynku w Chrystusie”, ale jest także poczynaniem na nowo naszego życia, w dobru i miłości. Odpoczynek w Chrystusie jest nie tylko dla nas. Niedzielna Eucharystia nie zwalnia wiernych z obowiązku miłosierdzia, ale przeciwnie -jeszcze bardziej przynagla ich do podejmowania “wszelkich dzieł miłości, pobożności i apostolstwa, aby one jasno świadczyły, że chrześcijanie nie są z tego świata, są jednak światłością świata i oddają chwałę Bogu wobec ludzi (Jan Paweł II).
Na koniec warto jeszcze zasygnalizować wagę dłuższych odpoczynków, szczególnie urlopu. Niestety, dziś bardzo wielu ludzi nie stać na wczasy czy inne dłuższe wyjazdy, a pracodawcy często niechętnie godzą się na brak dyspozycyjności przez dłuższy okres. Niemniej jest on bardzo ważny, szczególnie dla osób przepracowanych, “wypalonych” bądź zagrożonych pracoholizmem. Andrzej Zwoliński wyodrębnia trzy okresy urlopu. Pierwszy stanowi “detoks”, “odtrucie”: myśli krążą jeszcze wokół pracy, odczuwa się brak rutynowych zajęć i czynności. Drugi etap to czas “odwyku” – odradzają się uczucia, myśli i pragnienia marginalizowane w codzienności. Dopiero trzeci etap jest czasem “głębokiego wypoczynku”. Można wówczas wsłuchiwać się we własne potrzeby i realizować je, uwolnić się od zbędnych konwenansów i ocen, osiągnąć pewien etap wewnętrznej wolności. Uwzględniając tę dynamikę, psychologia podkreśla wagę nieprzerwanego trzytygodniowego urlopu w ciągu roku.
http://www.deon.pl/religia/rekolekcje-wielkopostne/wielki-post-2015/zyj-nie-biegnij/art,7,czy-umiemy-jeszcze-odpoczywac.html
**********
Przypominam artykuł już wcześniej publikowany. Czas Rekolekcji wg. kapelana Żołnierzy Wyklętych – Władysława Gurgacza SJ
Rekolekcyjny dziennik duszy
Władysław Gurgacz SJ / Życie Duchowe
W tym roku mija setna rocznica urodzin i sześćdziesiąta piąta rocznica śmierci Władysława Gurgacza SJ (1914-1949), uczestnika podziemia antykomunistycznego i kapelana Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej.
W 1948 został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa i po pokazowym procesie skazany na śmierć za rzekomy udział w antypaństwowej organizacji. Został rozstrzelany w krakowskim więzieniu przy ul. Montelupich 14 września 1949 roku. Poniżej zamieszczamy fragmenty zapisków rekolekcyjnych ojca Gurgacza.
Chyrów, 3 października 1939 roku
Jezu, dodaj sił, bym nie upadł pod brzemieniem krzyża. A raczej – nie, zuchwale proszę, dopomóż mi szybko powstać z upadku i za Twoim przykładem podążać na Golgotę. Czy daleko jeszcze kres udręczeń. Jezu najdroższy, cierpię bez wielkoduszności i to mnie boli. Ale jeśli chcesz, bym pił gorycz cierpienia bez domieszki Twej pociechy, zgadzam się z Twą Najświętszą wolą.
Matko ukochana, w tych ciężkich godzinach mego życia bądź mi Wspomożycielką. Już miesiąc cały jestem w najnieodpowiedniejszych warunkach dla duchownego postępu. Modlę się już nie sercem, ale wysiłkiem woli, przeważnie podczas podróży, zdążając tułaczym szlakiem ku nieznanemu celowi. Były chwile, że nie mogłem wytrzymać pod naporem ogromnego bólu. Szedłem wtenczas do Ciebie, do Syna po pociechę, ale tu mogłem oschle odmówić Zdrowaś Maryjo i ponowić akt swej ofiary.
Bolałem nad moimi wadami, nad ogromnym niewyrobieniem, które się na każdym kroku mojej tułaczki okazywało; bolałem nad losem nieszczęśliwej Ojczyzny. Odczuwałem cierpienia poszczególnych żołnierzy, ich rodzin, nędzę bezdomnych “bieżeńców”, odczułem i spustoszenie tylu miast i wiosek i każdą stratę, jaką poniosło Towarzystwo, w pierwszym zaś rzędzie nędzę współbraci błąkających się bez celu o tułaczym chlebie wśród różnorakich niebezpieczeństw.
Wiem, Panie, że kara Twa słusznie dotknęła Ojczyznę za nasze grzechy, i boleję bardzo, iż do ogólnego brzemienia narodu tyle własnych dorzuciłem występków, a mimo to jednak świętym życiem nie potrafię obecnie pokutować za wspólne i za swoje winy.
Częstochowa, 6 sierpnia 1942 roku
Cel człowieka. Panie Jezu, wyrwij mnie z obecnego stanu odrętwienia, zimnoty duchowej; rozpal mą duszę i rozszerz serce moje, gdyż niezadługo zamieszkasz w nim szczególnie i wyciśniesz na nim niezatarte znamię kapłaństwa. Daj mi ukochać i cierpieć za miliony moich braci. Nie dozwól, bym się zasklepił w samolubstwie i wygodzie życia.
Panie, jesteś tak już blisko, a w mej duszy panują jeszcze takie ciemności. Proszę Cię tylko o jeden promyk, bym poznał swe nowe zadanie kapłańskie i odpowiednio się doń przysposobił.
Matko, pod Twoją opieką zaczynam nową drogę życia, więc ufam, że mnie skutecznie wesprzesz i poprowadzisz do jedynego celu mego życia – do Boga.
8 sierpnia 1942 roku
O grzechach własnych. Tak nisko upadłeś! Pełen jesteś błędów wszelakich: obmowy, krytyki, niecierpliwości; nieostrożność w pokusach itd. Oprócz własnych i gwałtownych pokus, jakie przeszedłem w tym roku, zdaje mi się, że te same błędy trafiały się i dawniej, ale nie widziałem tak wyraźnie ich ohydy.
Jezu, poznałem boleśnie, co się dzieje z duszą, którą pozostawiasz w ciemnościach. Prawdziwie ogarnęły mnie nawałności i fale ich przeszły nade mną. Lecz nauczyłem się za to jednej cennej rzeczy: wyrozumiałości dla drugich.
Panie Jezu, nie dozwól, by od mojego konfesjonału odchodził ktokolwiek niezrozumiany i przygnębiony.
24 sierpnia 1942 roku
Matko ukochana. Dziś u stóp Twoich zostałem kapłanem Chrystusowym. Usunęłaś na chwilę z mej duszy ciemności, dozwoliłaś mi pocieszyć się Twą obecnością. Znikły straszne niepokoje i wątpliwości, a miejsce ich zajęła radość i spokój tak dziwny, jakiego dotąd nie zaznałem. Coś się zmieniło w mej duszy. Jakaś gorsza połowa mego ja przepadła, znikła, a Duch Święty odnowił i przyozdobił swą ubożuchną świątynię.
Matuchno ukochana! W najważniejszym momencie dzisiejszej uroczystości nuciłem Ci sercem i usty radosne Maginificat. Jestem pewien, że skoro mnie wzięłaś łaskawie za rękę i wprowadziłaś na nową drogę obowiązku, nie opuścisz mnie i nadal, lecz na każdym kroku towarzyszyć mi będziesz i wspierać swą radą. Przyrzekam Ci o Matko, że zadaniem moim kapłańskim będzie prowadzić wszystkie dusze do Ciebie, abyś Ty sama raczyła je polecić Jezusowi.
Matko, zaklinam Cię na miłość Jezusa ku duszom nieśmiertelnym, nie dozwól mi sprzeniewierzyć się powziętym na siebie obowiązkom, zejść z drogi szczytnych ideałów o świętości kapłańskiej, na manowce błędu.
Gorlice, 16 grudnia 1945 roku
Śmierć. Ciągle jeszcze trwam w Ogrojcu. Czuję się tak osłabiony, że ledwo się trzymam na nogach.
Przejął mnie żal serdeczny na widok moich niedbalstw. Co to za strata marnować czas i łaski, spełniać niedbale swe powołanie. Co za strata, gdy się ma zwłaszcza niezadługo odejść… Może ten Ogrojec poprzedza moją Kalwarię?!
Jak z jednej strony całą siłą wyrywam się ku śmierci, tak znowu czasami czuję protest. Nie mogę całkiem umrzeć, odejść z tej ziemi i nie działać… Non omnis moriar [Nie wszystek umrę]!
Muszę ratować dusze nawet zza grobu.
W jaki sposób? Gromadząc zasługi, kochając bez miary. Muszę pociągnąć innych młodych przykładem, modlitwą, którzy by za mnie pracowali. Gdy ja odejdę, oni mają wziąć ten sam sztandar i iść po tej samej linii.
Maryjo, bądź Matką Łaskawą dla M, dla K, Z, W, B, J, R, J i innych. Nie tylko za nimi proszę: już nie za samą Ojczyznę się ofiaruję, ale za przeszło dwa miliardy dusz… Czy możesz być jeszcze obojętny na ich zbawienie. Czy nie przelałeś za nich krwi!…
Nie poczytaj mi tego za zuchwalstwo, iż sam będąc wielkim grzesznikiem, błagam Cię o to, o co nie ośmieliłby się prosić Cię żaden święty. Jezu, ofiaruję Ci przez ręce Maryi moje zasługi i moje cierpienia, byś je złączył ze swymi skarbami. W zamian daj mi dusze!
Nie proszę Cię o ziemskie szczęście, o słodycz modlitwy, o blask jutrzenki w moich ciemnościach, lecz błagam Cię, o co Ty sam modliłeś się do Ojca: “aby byli jedno z Tobą”. […]
18 grudnia 1945 roku
[…] Świat cały wygląda jak szkoła, z której na chwilę wydalił się nauczyciel. Robimy zgiełk nieopisany, wszczynamy bójki i trwonimy czas przeznaczony na odrobienie zadania. Opamiętujemy się na chwilę, gdy ktoś zakrzyknie: nauczyciel idzie! Jeśli alarm był fałszywy, wracamy znowu do swawoli.
Jaki stąd skutek? Przeszkadzamy nielicznym pracującym jednostkom, a sami odnosimy sińce; na końcu dostajemy naganę i złą notę.
Czy nie dzieciństwem są te wszystkie “ważne sprawy”, które nam tak zaprzątają umysł?
Na przykład polityka! Czy to nie zabawa dzieci na piasku, budujących karciane domki albo sypiących bałwany ze śniegu?
Zwykle sami politycy patrzą na koniec swych dzieł. To można powiedzieć o dyplomatach i politykach działających, a cóż dopiero sądzić o tych, co nie działają, lecz komentują tylko czyny innych?
To dzieci, które wszędzie noszą ze sobą pudełko z tekturowymi lub ołowianymi żołnierzami; chcą nimi bawić siebie i innych. Czy nie jest igrzyskiem dziecinnym bogactwo, sława, powodzenie?
Czym się różni uczeń zbierający znaczki pocztowe, guziki, pudełka, od ludzi dorosłych, którzy jeszcze gorliwiej poszukują zatłuszczonych banknotów, złota, orderów i dyplomów? […]
19 grudnia 1945 roku
O oziębłości. Szósty dzień cierpienia. Walczę ze sobą. Chcę się wydostać spod młyńskich kamieni owych dwóch uczuć. Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Zdaje mi się, że te rekolekcje odprawiam z grobowca, z którego nie ma wyjścia. Czy uwolnię się od tych dwóch uczuć, gdy skończą się rekolekcje? Te cierpienia trwają już od wiosny i przeżywam je każdego dnia, lecz w niejednakowej mierze. Dotychczas po udręce przychodziła chwila ulgi. Teraz zaś nie mogę sobie wyobrazić możliwości jakiejś ulgi. Cierpienie przeniknęło każdy zakątek duszy i dało mi nowy punkt widzenia. Tak widzą rzeczy chyba tylko umierający. Myślę, że w godzinę śmierci nie inaczej będę patrzał na swoje życie i na wszystkie sprawy jak teraz. Życie w podobnym stanie duchowym jest gorsze od konania, bo umierający jest wyczerpany i niewiele reaguje na wszelkie bodźce, a moja wrażliwość jest silniejsza niż u najzdrowszych.
Dziś stanął przede mną bolesny obraz dotychczasowego oziębłego życia.
Ach Panie! Jak za późno Cię poznałem i ukochałem, jak wiele straciłem. Tyle szkód poniosły dusze…
Jestem kapłanem, ojcem dusz, a jakie uczucia może mieć ojciec marnotrawca, który wszystko przetrwonił. Co musi odczuwać na widok nędzy swych dzieci, gdy umierają z głodu i wyciągają ręce po ratunek.
Maryjo, ulituj się nade mną i nad duszami. Tyś Matką mojej rodziny. Ja zawiodłem, ale Ty nie możesz zawieść. Pokryj moją nędzę swymi zasługami. […]
Najpierw odczułem boleśnie rozłąkę z rodziną zakonną, z powodu wojny, a później choroby. Ta rana zasklepiła się nieco przez obcowanie z przyrodą. Trafiały się serca życzliwe wśród tych, nad którymi pracowałem. Dlatego musiałem zmieniać ciągle miejsce pobytu. Gdy już gdzieś poczułem się lepiej, gdy zaczęto okazywać mi wdzięczność, wnet konieczność zmuszała iść dalej, między obcych.
Miałem przyjaciół serdecznych, którzy mnie rozumieli, ale już ich straciłem. Rozdzielił nas grób, czas, odległość.
Jak chory fizycznie potrzebuje opieki troskliwej, podobnie i chory duchowo potrzebuje rozumnego kierownictwa spowiednika.
Od śmierci O. Wiącka nie mam takiego spowiednika, który by mnie rozumiał i wspomógł.
“Czemu, o Panie, odtrącasz duszę moją, ukrywasz przede mną oblicze?” (Ps 88, 15). […]
21 grudnia 1945 roku
Ostatni dzień cierpienia. Nie mogę sobie wyobrazić, by serce moje pałało jak u uczniów idących do Emaus, samą miłością i szczęściem?
Czy można kochać i nie cierpieć? Miłość jest płomieniem, a płomień musi coś palić…
Zacząłem tylko niedoskonale kochać, a już tyle udręki doznałem. Co będzie, gdy Jezus zapali serce żarem doskonałej miłości?
Ostatni tydzień Ćwiczeń Duchownych poświęcony rozważaniom chwalebnych tajemnic przetrwałem na Kalwarii lub przy pustym grobie Chrystusa.
Czy można się weselić, gdy tyle dusz ginie, nie zna, nie kocha?… Tyle dusz nie weźmie udziału w radości Zmartwychwstania!…
Wyprowadził mnie Jezus do Ogrojca i nie dozwolił wydalić się z niego choćby na chwilę.
Jezu! Kończy się czas Twego nawiedzenia – może ostatni… “i czemuś zapomniał o mnie!?… Czemu chodzę smutny! Ześlij światło Twoje i prawdę Twoją: niech mię prowadzą i zawiodą na świętą górę Twoją, do Twego namiotu… i przystąpię do ołtarza Twego – do Boga wesela i radości mojej” (Ps 43, 3).
Fragmenty rekolekcyjnych zapisów Władysława Gurgacza SJ pochodzą z książki: D. Golik, F. Musiał, Władysław Gurgacz. Jezuita wyklęty, Wydawnictwo WAM, Kraków 2014, s. 131-134, 138-139, 145-150.
http://www.deon.pl/religia/rozwoj-duchowy/swiadectwa/art,13,rekolekcyjny-dziennik-duszy.html
***********
Ojciec Gurgacz – kapelan żołnierzy wyklętych
rajska.info / youtube.com / pz
Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Krakowie oraz Instytut Pamięci Narodowej zapraszają na kolejne spotkanie z cyklu Krakowska Loża Historii Współczesnej. Rozmowy o książkach i nie tylko… pt. Ks. Władysław Gurgacz – kapelan żołnierzy wyklętych.
Postać księdza Gurgacza, kapelana Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców, w ostatnich latach wychodzi z zapomnienia. Przez lata był zapomniany, ponieważ był niewygodny dla władzy komunistycznej, która skazała go na śmierć. W pewnym stopniu także dla zgromadzenia księży jezuitów, które w krytycznym momencie (w latach 1948-1949), lękając się represji wobec innych kapłanów, odcięło się od swego współbrata.
Ks. Władysław Gurgacz był kapłanem nietuzinkowym. Moralnym rygorystą, który wymaga od siebie maksimum tego, co mu nakazuje jego wiara. Ten wrażliwy i słabego zdrowia człowiek podjął decyzję aby pójść “do lasu”, towarzysząc żołnierzom antykomunistycznego podziemia. Podjął tę decyzję w momencie, gdy perspektywy wywalczenia niepodległości Polski były już znikome. Głównym motywem jego decyzji była troska o zbawienie wieczne młodych ludzi. Jezuita wiedział, że w warunkach partyzantki wystawieni byli na liczne pokusy i uważał, że mocą swojego duszpasterskiego autorytetu potrafi ich ochronić od niejednego moralnego błędu. Postanowił być z nimi aż do końca – i tak rzeczywiście się stało. Schwytany przez UB wraz z kolegami z oddziału, został osądzony w pokazowym procesie, skazany na śmierć i stracony.
Jaka była duchowość tego niezwykłego kapłana? Jaka była jego ewolucja? Jak postrzegał swoją misję polskiego księdza w czasach, gdy na Polsce zaciskała się obręcz totalitarnego zniewolenia? O tym będą rozmawiać ks. Seweryn Wąsik SJ oraz dr Dawid Golik. Prowadzenie: Roman Graczyk.
Spotkanie odbędzie się 16 kwietnia br., o godz. 18.00, w sali 315 Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie.
***********
Ojciec Gurgacz. Jezuita wyklęty
Filip Musiał / slo
Uważa, że wyraża przekonania większości narodu. Nie uznaje władz obecnych. Uważa się za przeds[tawiciela] 24 milj[onów] Polaków, którzy nie zgadzają się z obecną rzeczyw[istości] i modlą się o wolność – zapisał w sierpniu 1949 r. funkcjonariusz komunistycznej bezpieki.
Przyjm ofiarę życia mego…
Władysław Gurgacz urodził się sto lat temu, 2 kwietnia 1914 r. w Jabłonicy Polskiej. Mając siedemnaście lat, wstąpił do nowicjatu księży jezuitów w Starej Wsi. Kształcił się następnie w jezuickich placówkach w Starej Wsi, Pińsku, Nowym Sączu i Warszawie. Był mistykiem, malarzem, uzdolnionym duszpasterzem, niezwykle zaangażowanym w kult maryjny. Inny z jezuitów, o. Stanisław Szymański, mówił o nim: Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z o. Władysławem Gurgaczem, uległem całkowicie jego urokowi. Był wysoki, szczupły, rysy twarzy posiadał szlachetne. Zwracały uwagę szczególnie jego głębokie, uduchowione oczy. Nie rozmawialiśmy o rzeczach banalnych. To przy nim nie wychodziło.
Wychowany w duchu patriotycznym w Wielkanoc 1939 r. Gurgacz złożył na Jasnej Górze Akt Całkowitej Ofiary za Ojczyznę w niebezpieczeństwie. Rozpoczął go słowami: Przyjm, Panie Jezu Chryste ofiarę, jaką Ci dzisiaj składamy, łącząc ją z Twoją Najświętszą Krzyżową Ofiarą. Za grzechy Ojczyzny mojej: tak za winy narodu całego jako też i jego wodzów przepraszam Cię Panie i błagam zarazem gorąco, byś przyjąć raczył jako zadość uczynienie całkowitą ofiarę z życia mego.
W czasie wojny w 1942 r. Władysław Gurgacz przyjął na Jasnej Górze święcenia kapłańskie. Cudem uniknął śmierci w Powstaniu Warszawskim, gdzie zginęli jego współbracia z warszawskiego kolegium jezuickiego. Trapiony chorobą w przededniu wybuchu powstania wyjechał z Warszawy, by w Starej Wsi wracać do zdrowia. Pozostał tam przez kilka kolejnych miesięcy, a w kwietniu 1945 r. wyjechał do Gorlic, gdzie jednocześnie leczył się i był kapelanem w szpitalu. Aktywnie angażował się w posługę kapłańską, doprowadzając do wielu nawróceń wśród tych, których wojenna trauma oddaliła od Boga. Jedną z osób, którą przywrócił Kościołowi, był porucznik Armii Krajowej i Zrzeszenia “Wolność i Niezawisłość” Jan Matejak “Brzeski”, z którym jezuitę połączyła głęboka przyjaźń.
Kapelan podziemia
W 1947 r. o. Gurgacz został kapelanem sióstr służebniczek starowiejskich w Krynicy. Dał się wówczas poznać jako odważny kaznodzieja, który nie lękał się piętnować nadużyć komunistycznej władzy, za co usiłowano go zamordować.
Z początkiem 1948 r. do jezuity dotarł Stanisław Pióro “Emir”, który kilka miesięcy wcześniej zorganizował Polską Podziemną Armię Niepodległościowców. Składała się ona z ludzi bardzo młodych, głównie kilkunasto- lub dwudziestoparoletnich uczniów nowosądeckiego Liceum Handlowego. Chłopcy potrzebowali duchowej opieki. Ostatecznie więc zagrożony represjami o. Gurgacz zdecydował się dołączyć do organizacji. Został jej kapelanem, posługując się pseudonimem “Sem” – pochodzącym od inicjałów “SM” (Servus Mariae – Sługa Maryi), którymi sygnował malowane przez siebie obrazy.
Ojciec Gurgacz sprawował moralną opiekę nad konspiratorami, odprawiał Msze święte, spowiadał, objaśniał Ewangelię, prowadził wykłady z etyki, teologii, filozofii, historii, a nawet matematyki. Przede wszystkim jednak dbał o to, by w działacze PPAN kierowali się etyką chrześcijańską. Choć więc przeprowadzili szereg akcji, w odróżnieniu od innych oddziałów zbrojnego niepodległościowego podziemia unikali sytuacji, w których musieliby używać broni.
Cóż jest śmierć…
Po kilku miesiącach działalności organizację dotknęły pierwsze represje. Latem 1948 r. – za sprawą donosów Janiny Mendel, agentki UB o ps. “Wicher” – aresztowano większość działaczy PPAN. Wtedy “wpadł” między innymi por. Matejak, który dzięki pośrednictwu o. Gurgacza dołączył do PPAN w 1947 r. W górach w okolicy Hali Łabowskiej pozostało już tylko dwudziestu paru konspiratorów. Jednakże także i oni zginęli w walce, bądź zostali aresztowani latem 1949 r. Stanisław Pióro “Emir” zginął śmiercią samobójczą w zasadzce bezpieki w Czechosłowacji, gdy wraz z kilkoma innymi partyzantami usiłował przedrzeć się do wolnego świata. Nie wiedział, że organizator rzekomego przerzutu do Austrii Czesław Kowalewski był agentem UB o ps. “Las”.
Ojciec Gurgacz został ujęty w Krakowie w sierpniu 1949 r. po nieudanej akcji rekwizycyjnej. Jezuita nie brał w niej udziału, obserwował ją z pewnej odległości; widząc, że się nie powiodła, mógł się ratować. Zdecydował jednak, że powinien podzielić los tych, nad którymi roztoczył duchową opiekę. Powrócił do umówionego punktu kontaktowego i czekał – tam został ujęty przez bezpiekę. Wyjaśniał: Nie uciekłem (…), ponieważ nie chciałem pozostawić członków organizacji (…).
Wraz z dwoma innymi partyzantami – Stefanem Balickim “Byliną” i Stanisławem Szajną “Orłem” – został skazany na karę śmierci. W ostatnim słowie przed komunistycznym trybunałem powiedział: W Polsce brak jest podstawowych swobód obywatelskich. Myśmy walczyli o wolność. Jako kapelan organizacji starałem się wpływać na młodych i powstrzymywać ich od niepotrzebnego rozlewu krwi… Zdawałem sobie sprawę z tego, co robię i co mi za to grozi, skoro mnie schwytacie. Na śmierć pójdę chętnie. Cóż jest zresztą śmierć? To tylko przejście z jednego życia w drugie. A przy tym wierzę, że każda kropla krwi niewinnie przelanej zrodzi tysiące przeciwników i obróci się wam na zgubę.
Zamordowano go strzałem w tył głowy na podwórzu więzienia Montelupich w Krakowie 14 września 1949 r.
***
WŁADYSŁAW GURGACZ. JEZUITA WYKLĘTY – Filip Musiał, Dawid Golik
“Abyś pokój i wszelką pomyślność Ojczyźnie mojej darować raczył, błagam Cię dziś pokornie, składając Ci w dani całkowitą ofiarę z życia mego. Spraw o Panie, ażeby Polska wprowadziła w życie polityczne ewangeliczne prawo miłości; daj, by się kierowała w każdej dziedzinie duchem Twoim i pragnieniami Najświętszego Serca Twojego.”
Ojciec Gurgacz został ujęty w Krakowie w sierpniu 1949 r. po nieudanej akcji rekwizycyjnej. Jezuita nie brał w niej udziału, obserwował ją z pewnej odległości; widząc, że się nie powiodła, mógł się ratować. Zdecydował jednak, że powinien podzielić los tych, nad którymi roztoczył duchową opiekę. Powrócił do umówionego punktu kontaktowego i czekał – tam został ujęty przez bezpiekę. Wyjaśniał: Nie uciekłem (…), ponieważ nie chciałem pozostawić członków organizacji (…).
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/obiektyw/art,583,ojciec-gurgacz-jezuita-wyklety.html
********
*************************************************************************************************************************************
Wszystkim Panom z okazji ich Święta składam najserdeczniejsze życzenia. Wiem, wiem zaraz powstanie krzyk, że propaguję święta modernistyczne. Mylicie się jednak, bo to chyba jedno z nielicznych świąt, które wywodzi się z historii Kościoła. Zostało ustanowione na cześć Czterdziestu Świętych Męczenników z Sebasty – Legionistów Rzymskich, wiernych wierze w Jezusa Chrystusa aż po śmierć.
Niech Bóg błogosławi naszym Panom w dniu ich święta i w każdy dzień, bo jak Oni będą wierni wierze w Jezusa Chrystusa i niezłomni w Jej dochowaniu, to i my kobiety, będziemy czuły się przy nich pewne i bezpieczne.