Słowo Boże na dziś – 15 stycznia 2015r. – czwartek – I TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I

Myśl dnia

Bóg wymaga od człowieka nie tylko pokory, ale i odwagi.

Nikołaj Bierdiajew

PIERWSZE CZYTANIE (Hbr 3,7-14)Zachować wierność Bogu

Czytanie z Listu do Hebrajczyków.

Bracia:
Postępujcie, jak mówi Duch Święty: „Dziś, jeśli glos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych jak w buncie, jak w dzień kuszenia na pustyni, gdzie kusili Mię ojcowie wasi przez wystawianie na próbę, chociaż widzieli dzieła moje przez czterdzieści lat. Gniewałem się przeto na to pokolenie i powiedziałem : «Zawsze błądzą w sercu, oni zaś nie poznali dróg moich»; toteż przysiągłem w gniewie moim: «Nie wejdą do mego odpoczynku»”.
Uważajcie, bracia, aby nie było w kimś z was przewrotnego serca niewiary, której skutkiem jest odstąpienie od Boga żywego, lecz zachęcajcie się wzajemnie każdego dnia, póki trwa to, co „dziś” się zwie, aby żaden z was nie uległ zatwardziałości przez oszustwo grzechu.
Jesteśmy bowiem uczestnikami Chrystusa, jeśli pierwotną nadzieję do końca zachowamy silną.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 95,6-7.8-9.10-11)

Refren: Słysząc głos Pana serc nie zatwardzajcie.

Przyjdźcie, uwielbiajmy Go padając na twarze, *
zegnijmy kolana przed Panem, który nas stworzył.
Albowiem On jest naszym Bogiem, *
a my ludem Jego pastwiska i owcami w Jego ręku.

Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego: +
„Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba, *
jak na pustyni w dniu Massa,
gdzie Mnie kusili wasi ojcowie, *
doświadczali Mnie, choć widzieli moje dzieła.

Przez lat czterdzieści to pokolenie wstręt we Mnie budziło +
i powiedziałem: «Są ludem o sercu błądzącym *
i moich dróg nie znają».
Przeto przysiągłem w gniewie, *
że nie wejdą do mojej krainy spoczynku”.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 4,23)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Jezus głosił Ewangelię o królestwie
i leczył wszelkie choroby wśród ludu.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

 

EWANGELIA (Mk 1,40-45)

Uzdrowienie trędowatego

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.
Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.

Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
Oto słowo Pańskie.
***************************************************************************************************************************************
KOMENTARZ

Cierpliwa modlitwa

Trędowaty jest przykładem człowieka wielkiej wiary. Nie ma w nim wątpliwości. Po prostu wierzy, że Jezus ma moc uzdrowić go z jego choroby. Jest jednocześnie bardzo pokorny. Ostateczną decyzję pozostawia Bogu: „jeżeli chcesz”. Gdy się modlimy z wiarą, zawsze pamiętajmy, że to Bóg decyduje o tym, czy i kiedy otrzymamy oczekiwaną łaskę. Nie zniechęcajmy się. Jeśli musimy czekać, nawet nieraz bardzo długo, to tylko z Bogu wiadomych powodów. On ma swój plan wobec nas. Nigdy jednak nie powinniśmy wątpić, że nasza modlitwa pozostanie bez odpowiedzi i że Bóg o nas zapomniał.

Jezu, który zachęcasz nas do modlitwy, proszę Cię, abym nigdy nie zniechęcał się tym, że muszę czasem czekać na Twoją odpowiedź, że nie od razu wszystko rozumiem. Daj mi ducha pokornej cierpliwości.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

 http://www.paulus.org.pl/czytania.html

*********

Niebezpieczeństwo grzechu polega również na tym, że niepostrzeżenie zatruwa on nasze serce, nasze pragnienia i sposób myślenia. Stajemy się niewrażliwi na Boga, próbujemy narzucać Mu własną wolę. Dlatego przez obcowanie ze słowem Boga, przez udział w Eucharystii chcemy podtrzymywać więź z Jezusem i nadzieję na wypełnienie obietnicy uwolnienia od zła i osiągnięcia szczęścia. Mówienie Jezusowi w każdej sprawie: „jeśli chcesz”, oznacza zupełne oddanie, całkowite zaufanie, pewność, że On zawsze pragnie naszego dobra.

ks. Jarosław Januszewski, „Oremus” styczeń 2009, s. 59

 

WPŁYW JEZUSA

Tyś, Panie, moim zbawieniem, od Ciebie pochodzi moja nadzieja (Ps 62, 2. 6)

„Moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich” (Łk 6, 19), mówi Ewangelia o Jezusie i o nadzwyczajnych cudach, jakich dokonywał. Za dotknięciem Jego ręki ślepi odzyskiwali wzrok, głusi słuch, a niemi mowę. Tak wielka była moc, która wychodziła z Niego, że nieszczęśliwa niewiasta cierpiąca na krwotok, dotknąwszy” rąbka Jego szaty, natychmiast poczuła się uzdrowiona. Z taką samą łatwością, z jaką Jezus uzdrawiał ciała, oczyszczał też i uświęcał dusze, odpuszczając grzechy: „Cóż jest łatwiej powiedzieć: Odpuszczają się twoje grzechy, czy powiedzieć: wstań i chodź? Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów — rzekł do sparaliżowanego: «Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu»” (Łk 5, 23. 24). Odpuszczać grzechy może tylko Bóg. Jeśli więc Jezus mówi o sobie jako człowiek, że ma moc odpuszczać grzechy, to stwierdza, że jest Bogiem i że w Jego człowieczeństwie działa Bóstwo. „Przybrana natura ludzka — poucza Sobór Watykański II — służy Słowu Bożemu za żywe narzędzie zbawienia, nierozerwalnie z Nim zjednoczone” (KK 8). Jego człowieczeństwo, pełne łaski i mocy, jest właśnie narzędziem, którym posługuje się Bóstwo, by rozdawać wkoło siebie wszelkie łaski i życie.

Jak kiedyś w Palestynie, tak i dzisiaj w niebie uwielbione człowieczeństwo Jezusa ma tę samą moc, która ogarnia wierzących, działa w nich, oczyszcza, przemienia i uświęca. „Wewnętrzny wpływ, który sprawia w duszach łaska, pochodzi od Chrystusa, człowieczeństwo Jego bowiem, na mocy swego zjednoczenia z Bóstwem, ma moc usprawiedliwiania” (św. Tomasz: III, 8, 6).

  • O Panie duszy mojej, moje Dobro, mój najsłodszy Jezu ukrzyżowany!… Czyż nie od Ciebie przychodzą mi wszystkie dobra?… a jednak, o Boże mój, oddaliłam się od Ciebie, sądząc, że tym sposobem lepiej potrafię Ci służyć!… Kiedy oddalałam się od Ciebie przez grzech, jeszcze Ciebie nie znałam, ale poznawszy Cię już, jak mogłam sądzić, że opuszczając Cię, więcej postąpię!… O, jakże złą drogą szłam, Panie! Owszem, raczej szłam bez drogi. Ty dopiero skierowałeś kroki moje na drogę prawdziwą, i odkąd Cię widzę przy sobie, widzę wraz z Tobą wszystko dobro…
    Wszystko można znieść mając przy boku swoim tak dobrego Przyjaciela, tak wytrawnego wodza, który pierwszy wystawił siebie na cierpienia. Ty wspierasz i dodajesz ducha, nigdy nie zawodzisz, naprawdę jesteś wiernym Przyjacielem…
    Zawsze byłam przekonana i dotąd jestem, że nie inaczej możemy podobać się Bogu i nie inaczej Bóg użycza nam łask swoich, jak tylko przez Twoje najświętsze Człowieczeństwo, o Chryste, albowiem Ojciec powiedział, że w Tobie ma upodobanie. Niezliczone razy przekonałam się o tym z własnego doświadczenia i z własnych ust Pańskich to usłyszałam. Mogę więc powiedzieć, że tą drogą trzeba iść, jeśli chcemy, aby Bóg objawił nam tajemnice swoje…
    Od Ciebie, o słodki Panie, przychodzi wszelkie dobro… Kto zapatruje się na Twoje życie, ma wzór najdoskonalszy. Czegóż jeszcze może nam nie dostawać, kiedy mamy w Tobie tak oddanego Przyjaciela, który nas nie opuści w czasie utrapienia i nieszczęścia, jak to czynią przyjaciele światowi? Szczęśliwa dusza, która prawdziwie Cię miłuje i ma Cię zawsze przy sobie! (Św. Teresa od Jezusa: Życie 22, 3–7).
  • Panie Jezu Chryste, Ciebie, który jesteś zarazem Bogiem, zbawicielem ludzi i człowiekiem wszechmocnym wobec Boga, wzywam, uwielbiam i błagam. Bądź przy mnie przez swoją łaskawość, współczucie i przebaczenie. Wzbudź w moim sercu pragnienia, które Ty możesz zaspokoić; w usta moje zaś włóż modlitwy, które Ty tylko możesz wysłuchać; w postępowaniu moim wzbudź takie czynności, które tylko Ty możesz pobłogosławić (Modlitwa z Mszału mozarabskiego, PL 85, 187).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 18

http://www.mateusz.pl/czytania/2015/20150115.htm

********

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 1, 40-45

Mariusz Han SJ

(fot. Laurence Vagner / flickr.com / CC BY-NC-SA 2.0)

Każdy potrzebuje uzdrowienia…

 

Uzdrowienie trędowatego
Trędowaty przyszedł do Jezusa  i upadając na kolana, prosił Go: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: Chcę, bądź oczyszczony! Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

 

Opowiadanie pt. “O spotkaniu z Jezusem”
Jest w filmie “Ben Hur” (reż. William Wyler, 1959) taka wzruszająca scena, gdzie w Dolinie Trędowatych Ben Hur spotyka matkę i siostrę, a potem uporczywie szuka dla nich ratunku. W Jerozolimie ich drogi krzyżują się z drogą krzyżową Chrystusa. Estera rozpoznaje w niosącym krzyż Nauczyciela z Góry Błogosławieństw, a Ben Hur przypomina sobie przeżycie ze swej drogi na galery.

 

Wtedy to jakiś nieznajomy – właśnie ów Człowiek – podał mu łyk wody, ratując go przed śmiercią z pragnienia. Teraz Ben Hur usiłuje w ten sam sposób pokrzepić skatowanego Skazańca. Jezus dostrzegł ten gest pomocy, podziękował wzrokiem, z dobrocią spojrzał również na kobiety.

 

Po tragedii na Golgocie Ben Hur i jego towarzyszki szukają schronienia w jaskini. I tutaj staje się cud: zeszpecone trądem ciała jaśnieją znowu dawnym blaskiem. Kamera ukazuje na moment trędowatą rękę Ukrzyżowanego. A więc to “On się obarcza naszym cierpieniem, On dźwiga nasze boleści” (Iz 53, 4).

 

Refleksja
Współcześni trędowaci to również ci, którym nie pozwalamy do nas podejść. Uprzedzenia, dystans czy niechęć eliminują w nas jakikolwiek gest miłości, który możemy ofiarować drugiemu człowiekowi. Współcześnie trędowaci to Ci, którzy poprzez naszą postawę języka są odizolowani od społeczeństwa…

 

Jezus nie tylko pozwala podejść trędowatemu, ale również daje mu się dotknąć. Łamie w ten sposób dotychczasowe schematy i myślenie ludzi, którzy żyli wokół Niego. Ta zmiana miała uzdrawiający wpływ nie tylko na trędowatego, ale także ludzi, którzy żyli obok niego. Jezus jednym gestem przemienił serca i postawę nie tylko jednego trędowatego, ale także i wielu ludzi…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy są wśród Ciebie współcześni “trędowaci”?

2. Jak pozbyć się obojętności względem drugiego człowieka?
3. Czy masz poczucie odpowiedzialności i wdzięczności za drugiego człowieka?

 

I tak na koniec…
“Niewdzięczność jest nieprzyjaciółką duszy, zniweczeniem zasług, rozproszeniem cnót, utratą dobrodziejstw. Niewdzięczność to palący wiatr, wysuszający sobie źródło pobożności, rosę miłosierdzia, zdroje łaski” (Bernard z Claivaux)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,139,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-1-40-45.html

********

Nie pomożemy innym krytyką i potępianiem

KAI / pk

(fot. MarLeah Cole / flickr.com / CC BY 2.0)

Jeśli mamy obok siebie ludzi, którym w jakikolwiek sposób chcielibyśmy pomóc musimy wejść do ich świata, do tego czym żyją na co dzień, poznać ich problemy, spróbować zrozumieć i tak się do nich zbliżyć, by ująć ich za rękę – mówił metropolita wrocławski w czasie Mszy św. rozpoczynającej spotkanie osób niewidomych i niedowidzących w archidiecezji wrocławskiej.

Hierarcha interpretując odczytany fragment Ewangelii o uzdrowieniu teściowej Szymona zauważył, że aby dokonać cudu Jezus wszedł do domu, w którym kobieta mieszkała, zbliżył się do niej i ujął za rękę. – Człowiekowi nie pomożemy na odległość, jedynie go krytykując i potępiając – mówił abp Kupny, tłumacząc, że udzielenie pomocy drugiemu jest możliwe wtedy, gdy ludzie zbliżą się do siebie, poznają swoje problemy i spróbują zrozumieć się nawzajem. – Dziś niestety, nawet w rodzinach wielu żyje daleko od siebie. Mijają się i czasem narzekają na swoich najbliższych. Chcieliby ich uzdrowić, pomóc im, ale boją się zbliżyć. Boją się wyciągnąć rękę – zaznaczył metropolita wrocławski.

 

Podkreślił przy tym, że zanim Jezus odwiedził dom Szymona był w synagodze. – Można powiedzieć, że zmieniło się miejsce akcji: z budynku, który był uważany za kultyczny Jezus wszedł tam, gdzie toczy się codzienne życie krewnych Piotra – mówił arcybiskup, tłumacząc, że w ten sposób prosty dom stał się miejscem znaków, katechezy, uwielbienia Boga i służenia Jezusowi. – To wpisuje się w żydowski zwyczaj świętowania. Ważne wydarzenia Izraelici przeżywali w świątyni i w domu. W najważniejsze święta udawali się do świątyni lub synagogi, ale po to, by później świętować w swoich domach. W domu był ciąg dalszy tego, co zapoczątkowali w miejscu świętym – zaznaczył metropolita, zachęcając zebranych, by obecność w świątyni czyniła ich bardziej podobnymi do Jezusa i by uwielbienie Boga nie kończyło się zaraz po opuszczeniu kościoła.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,21058,nie-pomozemy-innym-krytyka-i-potepianiem.html

***********

Hrabanus Maurus (ok. 784-856), opat benedyktyński i biskup
Trzy księgi dla Bonosa, księga 3, 4; PL 112, 1306

„Możesz mnie oczyścić”
 

Nie powinno ci brakować ufności w Boga ani wątpić o Jego miłosierdziu. Nie chcę, żebyś wątpił lub tracił nadzieję, że możesz stać się lepszym. Ponieważ nawet jeśli demon mógł cię strącić z wyżyn cnoty do otchłani zła, o ileż bardziej Bóg może cię wezwać na szczyty dobra i nie tylko przywrócić do stanu sprzed upadku, ale uczynić szczęśliwszym, niż zdawało się przedtem. Nie trać odwagi, błagam cię, nie zamykaj oczu na nadzieję dobra, z obawy, że przytrafi ci się to samo co tym, którzy nie kochają Boga. To nie wielka ilość grzechów prowadzi duszę do braku nadziei, ale gardzenie Bogiem. „Właściwością bezbożnych, mówi Mędrzec, jest wątpić o zbawieniu i gardzić nim, kiedy upadną w głęboką przepaść grzechu” (Prz 18,3, Wlg).

Wszelka myśl, która nam zabiera nadzieję nawrócenia, pochodzi zatem z braku wiary: jak ciężki kamień, zaczepiony u szyi, zmusza nas do spoglądania w dół, w stronę ziemi i nie pozwala nam wznieść oczu do Pana. Ale kto ma odważne serce i oświecony umysł, potrafi odczepić ten nienawistny ciężar z szyi. „Oto jak oczy sług są zwrócone na ręce ich panów i jak oczy służącej na ręce jej pani, tak nasze oczy ku Panu, Bogu naszemu, dopóki się nad nami nie zmiłuje” (Ps 123,2-3).

************

Kilka słów o Słowie 15 I 2015

<a href="/channel/UCWbcvHebx0BGnB12QIEaqiA" class=" yt-uix-sessionlink     spf-link  g-hovercard" data-name="" data-ytid="UCWbcvHebx0BGnB12QIEaqiA" data-sessionlink="ei=D023VISDGNPacoaqgdgI">Michał Legan</a>

http://youtu.be/fVpVKFlC-aM
*******

Uzdrowienie trędowatego
(Mk 1, 40-45)

Jezus uzdrawia trędowatego na jego prośbę: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Poddanie siebie i swojej sytuacji jest bardzo istotne – także po uzdrowieniu. Jezus mówi: „nie mów”, a były trędowaty rozpowiada i tym zakłóca plany Boże: Jezus już nie mógł swobodnie nauczać, a musiał się kryć.
Panie, Ty jesteś moim Pasterzem.
Troszczysz się o mnie,
więc kłaniam się Tobie.
mojemu Panu i Zbawicielowi.
Zachowaj we mnie
moją nadzieję w Tobie!


Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

******

Refleksja katolika

Niektórzy niezmordowanie szukają modlitw skutecznych. Tak jakby zapomnieli, że każda modlitwa jest skuteczna. Każda, w której zwracamy się do Boga. Zwrócenie się ku Bogu jest zawsze dla człowieka owocne. Trzeba, jak ten trędowaty z dzisiejszej Ewangelii odważyć się przyjść do Niego z tym, co nas boli i upaść na kolana – bo jak człowiek, który wyczerpał już wszystkie swoje ziemskie możliwości działania, może przyjść do Boga? Tylko w postawie adoracji; z pozycji stworzenia, które pragnie odnowić sens swego życia w Bogu. „Jeśli chcesz, możesz…” Prośba, która nie stawia siebie w centrum, ale Boga i Jego plan Miłości. Niestety, ów uzdrowiony już trędowaty, odzyskawszy zdrowie zapomina o słowach Jezusa, i zamiast spokojnie dać świadectwo Prawdzie, przyczynia się do wybuchu sensacji (por. Mk 1,40-45).
Wielką przeszkodą jest też w modlitwie zatwardziałość serca, bunt, niewiara, które nie dają posłuchu Słowu Bożemu (por. Hbr 3,7-14).
Uklęknij dziś przed Panem, i niezależnie od swoich odczuć i problemów, powiedz Mu, że Go kochasz. Powiedz, i zapamiętaj dobrze tę chwilę, w której te słowa wypowiesz…
Przyjdźcie, uwielbiajmy Go padając na twarze,
zegnijmy kolana przed Panem, który nas stworzył.
Albowiem On jest naszym Bogiem,
a my ludem Jego pastwiska i owcami w Jego ręku.
„Niech nie twardnieją wasze serca…”
(z Ps 95)
Anna-Irena, Kraków
czytelny@poczta.fm

***

Człowiek pyta:

Rozważam dni starodawne i lata poprzednie wspominam. Rozmyślam nocą w sercu, roztrząsam i duch mój docieka: Czy Bóg odrzuca na wieki, że już nie jest łaskawy? Czy Jego łaskawość ustała na zawsze, a słowo umilkło na pokolenia? Czy Bóg zapomniał o litości, czy w gniewie powstrzymał swoje miłosierdzie?
Ps 77, 6-10

***

KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział XXXVII. O CZYSTYM I ZUPEŁNYM WYRZECZENIU SIĘ SIEBIE DLA OSIĄGNIĘCIA WEWNĘTRZNEJ WOLNOŚCI

1. Synu, zgub siebie, a odnajdziesz mnie. Trwaj nie mając nic i nie przedsiębiorąc niczego, a zawsze na tym zyskasz. Bo dodana ci będzie jeszcze większa łaska, skoro tylko wyrzekniesz się siebie, ale wyrzekniesz się nieodwołalnie. Panie, ile razy mam się wyrzec siebie i w jaki sposób siebie porzucić? Zawsze i w każdej chwili, i w małych rzeczach, i w dużych. We wszystkim bez wyjątku chcę, abyś stał się ze wszystkiego ogołocony dla mnie.

W przeciwnym razie jakże mógłbyś do mnie należeć, a ja do ciebie, gdybyś nie był całkowicie wolny, rezygnując ze swojej woli w sprawach ducha i ciała? Im szybciej to uczynisz, tym lepiej dla ciebie, im pełniej i szczerzej, tym więcej zyskasz w moich oczach i tym więcej osiągniesz.

2. Są tacy, którzy wprawdzie wyrzekają się siebie, ale z jakimś jednym zastrzeżeniem, bo niezupełnie ufają Bogu, wiec chodzą koło swoich spraw. Inni znowu najpierw oddają wszystko, ale potem stanąwszy przed jakąś próbą, wracają do swego, i dlatego tak trudno im się doskonalić.

Ci nie osiągną prawdziwej wolności, czystości serca i uszczęśliwiającej łaski mojej przyjaźni, dopóki nie wyrzekną się siebie zupełnie i nie będą składać z siebie ofiary codziennie, bo bez tego nie ma i być nie może owocnego zjednoczenia z Bogiem.

3. Mówiłem ci już często i jeszcze raz powtórzę: Porzuć siebie, zrezygnuj z siebie, a dostąpisz wielkiego pokoju ducha. Oddaj wszystko za wszystko, niczego nie wymagaj, niczego nie żądaj, trwaj we mnie szczerze i niewzruszenie, a ja będę z tobą. Staniesz się wolny w sercu, a ciemność cię nie przygniecie Ps 139(138),11.

O to się staraj, o to proś, tego pragnij, abyś zdołał uwolnić się od wszelkiego posiadania i nagi mógł iść za nagim Jezusem, umrzeć dla siebie, a dla mnie żyć wiecznie. Wtedy rozwieją się wszystkie próżne rojenia, niepokoje i zbyteczne troski. Zniknie lęk nadmierny, a niedobra miłość uwiędnie.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

***

BŁOGOSŁAWIENI CISI

Wszyscy walczą dla dobra; któż używać będzie?
Błogosławiony cichy: ten ziemię posiędzie.

Adam Mickiewicz

***

Nigdy nie bierz czegoś, z czego nie będziesz mógł skorzystać.

H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

*****

Refleksja maryjna

Bogu, który jest moim dzieckiem

Śpij Dzieciątko słodkie, miłe, Odpocznij, we śnie nabierz sił, Bogu, który jest moim dzieckiem, Ty w niebiosach jesteś wielbiony z bojaźnią, I ja, na ziemi, otulam Cię moimi rękoma… Niebo nie mogło Cię pomieścić, Ale ja dla Ciebie stałam się tabernakulum… Chóry anielskie drżąc czczą Ciebie, którego dotykam moimi rękami… Ty, który trzymasz w swych rękach wszechświat, Przytulasz się do moich piersi i ssiesz… Wszechświat jest w Twoich rękach A Ty jesteś cały w moich rękach… Niebiosa uformowały trwały tron dla Ciebie, A ziemia jest podnóżkiem Twoich stóp… Całusy ust boskich mego Dziecka Spływają miodem do mej duszy… Gdy całuję moje dziecko Boga, Wieloma łaskami napełnia się mój duch…

Abate Mechitar

teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

************************

Uzdrowienie trędowatego

ks. Mariusz Rosik

na tle tradycji judaistycznej

Uzdrowienie trędowatego   Н.М.Алексеев Uzdrowienie trędowatego

Przekonanie Izraelitów, że to sam Bóg Jahwe leczy choroby ludzkie, znalazło swój wyraz w przestrodze zapisanej na kartach Księgi Wyjścia: „Jeśli wiernie będziesz słuchał głosu Boga, Jahwe […] nie ukarzę cię żadną z plag, jakie zesłałem na Egipt, bo Ja, Pan, chcę być twoim lekarzem” (Wj 15, 26). Zawarto tu silne przeświadczenie Izraelitów, że uzdrowienie dokonuje się dzięki modlitwie, a jego autorem jest zawsze sam Jahwe. Ponieważ w mentalności semickiej utrwalił się silnie związek pomiędzy cierpieniem fizycznym a grzechem, stąd również i trąd rozumiany był jako konsekwencja bądź nawet sankcja za przekroczenie Bożego Prawa. Trąd wyłączał nie tylko ze wspólnoty z Bogiem, lecz także ze społeczności ludzkiej, ponieważ jest chorobą zakaźną. Markowe opowiadanie o uzdrowieniu człowieka trędowatego przez Jezusa (Mk 1, 40–45) należy widzieć przez pryzmat takiej właśnie mentalności. Pewną, dość daleką paralelę tego opowiadania znajdzie czytelnik na kartach Drugiej Księgi Królewskiej (5, 1–19). Z oczyszczeniem z trądu związany był dość skomplikowany rytuał, szczegółowo opisany w księdze Tory. Doczekał się on także interpretacji rabinicznej, owszem, późniejszej niż czasy Jezusa, jednak zapewne już na przełomie er funkcjonujący w ustnej chalaka. Narracja Markowa należy do tradycji taumaturgicznych, spełnia więc wszystkie warunki aretalogii biblijnej. Zostanie więc przedstawiona na szerokim tle żydowskich przekonań, przepisów kultycznych i wzmianek rabinicznych, gdyż wydaje się, że taka jej prezentacja pogłębić może jej interpretację.

1. Syryjczyk Naaman

Jedno z najbardziej znanych opowiadań o uzdrowieniu w Starym Testamencie prezentuje 2 Krl 5, 1–19. Autor przedstawia scenę oczyszczenia z trądu Naamana, wodza syryjskiego, który zasłużył się w wojnach dla swojego kraju. Choroba, na którą popadł, nie pozwalała mu dłużej na pozostawanie na dworze królewskim; w Izraelu podobna sytuacja powodowała wyłączenie ze wspólnoty (Kpł 13–14). Propozycja służącej żony Naamana oddaje żydowskie przekonanie, że choroba fizyczna jest również „zniewoleniem”, dziewczyna bowiem, mówiąc o uleczeniu, używa hebrajskiego czasownika oznaczającego „uwolnić” (2 Krl 5, 3). Król Joram, który otrzymuje od Naamana list zawierający prośbę o uzdrowienie, w dramatycznym geście rozdarcia szat wyraża panujące wśród Izraelitów przeświadczenie, że jedynie Bóg uwolnić może z trądu (2 Krl 5, 7). Bóg dokonuje tego jednak przez proroka Elizeusza, który nawet nie wyszedł, aby powitać przybywającego doń dostojnika królewskiego, lecz przez posłańca nakazał mu siedmiokrotne zanurzenie w Jordanie. Wydaje się, że ów jawny brak szacunku okazany w pominięciu gestów gościnności spełnić miał funkcję upokorzenia Naamana, przed którym jego podwładni bili pokłony[1]. Taką interpretację potwierdzają słowa samego trędowatego: „Przecież myślałem sobie: na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Pana, Boga swego, poruszy ręką nad miejsce [chorym] i odejmie trąd” (2 Krl 5, 11). Stwierdzenie Naamana, że „rzeki Damaszku są lepsze od wszystkich wód Izraela” (2 Krl 5, 15), znajduje swe uzasadnienie w stanie faktycznym, gdyż Abana (obecnie Barada) i Parpar były czystsze niż wody Jordanu. Nakaz zanurzenia się siedem razy ma na celu podkreślenie boskiego pochodzenia uzdrowienia: cyfra siedem łączona była bowiem z doskonałą sferą boskości. Po dokonanym cudzie uzdrowiony Syryjczyk przyznaje, że „nie ma Boga poza Izraelem” (2 Krl 5, 15), i postanawia odtąd Mu służyć, z tym jednak zastrzeżeniem, że będzie musiał towarzyszyć swojemu panu, królowi syryjskiemu, gdy ten udawać się będzie do świątyni Rimmona. Rimmon to tytuł, który przypisywano syryjskiemu bóstwu burzy Hadadowi, czczonemu w świątyni w Damaszku[2]. Naaman w dowód wdzięczności za uzdrowienie zamierzał w tej świątyni wybudować ołtarz dla Jahwe, dlatego potrzebował tyle ziemi, „ile para mułów unieść może” (2 Krl 5, 17). Decyzja ta wyrasta z przekonania, że Bóg danego narodu może być czczony tylko na swojej ziemi[3].

————————-

[1] W literaturze egzegetycznej pojawiły się różne propozycje wyjaśnienia ominięcia przez Elizeusza ceremonii powitalnej: jedni usprawiedliwiają to nakazem Prawa, by nie dotykać trędowatych, inni przyczyny takiego postępowania upatrują w strachu proroka przed zarażeniem, jeszcze inni twierdzą, że chodzi o tendencje aretalogiczne, podkreślające stopień cudowności uzdrowienia.
[2] Świątynia znajdowała się w miejscu, w którym w późniejszych czasach zbudowano sanktuarium Zeusowi, a na jego miejscu powstał następnie meczet umajjadzki.
[3] C.F. Keil, F. Delitzsch, Commentary on the Old Testament, III, 1 and 2 Kings. 1 and 2 Chronicles, Peabody 20012, s. 224–227. O znaczeniu narracji o uzdrowieniu Naamana na tle starotestamentowej tradycji o cudach zob.: M. Rosik, Jezus i Jego misja. W kręgu orędzia Ewangelii synoptycznych, Kielce 2003, s. 162–165.

2. Przepisy o oczyszczeniu

Człowiek zarażony chorobą pozostawał w czasie nieczystości dopóty, dopóki widoczne były objawy trądu. Chory zmuszony był do przebywania z dala od społeczności[4], nosił żałobny strój, a gdy zbliżał się do osób zdrowych, musiał ostrzegać ich o swej chorobie wołaniem: „nieczysty”. Pewnych wyjaśnień domaga się terminologia trądu. Hebrajskie sara at oznacza różne choroby skóry, których symptomy podaje Kpł 13, 1–44. Ponieważ każda niemal zmiana na skórze określana była mianem trądu, stąd tej choroby nie uznawano za nieuleczalną. Gdy objawy choroby ustępowały, należało dokonać rytu oczyszczenia. Skomplikowany rytuał oczyszczenia z trądu opisano na kartach kodeksu kapłańskiego (Kpł 13–14). O ustąpieniu choroby świadectwo wydawał kapłan.

Rytuał oczyszczenia z trądu przedstawiał się następująco: nad naczyniem z wodą źródlaną zabijano ptaka, innego, żywego ptaka zanurzano w wodzie zmieszanej z krwią, do niej wrzucano cedrowe drewno, karmazyn i hyzop, następnie wypuszczano ptaka na wolność, a człowieka dotychczas chorego skrapiano wodą i ogłaszano oczyszczonym. Po siedmiu dniach uwolniony od trądu musiał ostrzyc sobie głowę, wyprać odzież i wziąć kąpiel (Kpł 14, 2–9)[5]. Dopiero teraz mógł on złożyć przepisane prawem ofiary. Krwią pochodzącą z ofiary za winy kapłan dotykał prawego ucha, prawego kciuka i prawego dużego palca u nogi wyleczonego, a następnie te same części ciała namaszczał oliwą, której pozostałość wylewał na głowę osoby dostępującej oczyszczenia (Kpł 14, 10–32)[6].

3. Tradycja rabiniczna o trądzie

Tradycja judaistyczna skodyfikowana została głównie w Misznie i Talmudzie. Dzieła te powstawały długo; Miszna to początek III stulecia, ostateczna redakcja Talmudu zaś przypada na VI–VII w. po Chrystusie. Ponieważ jednak Żydzi niezwykłą wagę przywiązywali do tradycji ustnych, zapisy obu dzieł przekazują przekonania judaizmu z wieków o wiele wcześniejszych. W kilku miejscach tej tradycji pojawiają się wzmianki o trądzie. Fakt, że w literaturze rabinicznej uzdrowienie z trądu porównywano ze wskrzeszeniem z martwych (Sanh. 47a) mówi sam za siebie. Inne wzmianki są zazwyczaj midraszami do fragmentów Kpł 13–14. Biorąc pod uwagę to, że zdrowa ludność separowała się od chorych na trąd, odpowiedni midrasz głosi:

„Rabbi Meir uważał na to, by nie jeść jaj, które pochodziły z zaułka trędowatych. Rabbi Ammi i rabbi Assi baczyli na to, by nie wchodzić do zaułków trędowatych. A kiedy rabbi Symeon ben Lakisz zobaczył jakiegoś [trędowatego] w mieście, rzucał w niego kamieniami i wołał: »Wracajcie na swoje miejsce i nie czyńcie osób nieczystymi!«. Rabbi Chijja nauczał: »Musi być izolowany, musi mieszkać sam«”[7].

Midrasz do Kpł 14, 2–4, odnosząc się do opisanego wcześniej rytuału oczyszczenia z trądu, wyjaśnia – poprzez przytoczenie anegdoty o rabbim Tarfonie – że ten sam kawałek drewna mógł być wykorzystywany kilkukrotnie do stwierdzenia ustąpienia trądu:

„Rabbi Jehuda powiedział: Był to mój szabat, aby odprowadzić rabbiego Tarfona do jego domu. Powiedział do mnie: »Jehudo, mój synu, podaj mi moje sandały«. I przyniosłem mu je. Wtedy wyciągnął swoje ręce w kierunku okna i podał mi laskę. Powiedział mi: »Jehudo, tą [laską] zadeklarowałem zdrowymi trzech trędowatych«”[8].

————————-

[4] 2 Krl 7, 3.
[5] Tekst tu zawarty posiada formę archaizującą. Według starożytnych przekonań, choroby skóry powodowane były przez demony, które należało odpędzić.
[6] B. Poniży, Drugorzędne akty kultu, [w:] Życie religijne w Biblii, red. G. Witaszek, Lublin 1999, s. 244–246.
[7] G. Stemberger, Il Midrash. Uso rabbinico della Bibbia. Introduzione, testi, commenti, Bologna 1992, s. 198, 199.
[8] Tamże, s. 94.

Traktat Sifra natomiast zachował opis dyskusji pomiędzy Akibą a Monobazesem. Dyskusja dotyczy czasu przyjęcia na powrót do wspólnoty człowieka uzdrowionego z trądu. Monobazes był królem rządzącym nad Adiabene w południowej Mezopotamii, nawróconym na judaizm około 60 r. po Chr. Jeśli rzeczywiście midrasz do Kpł 14, 2–4 dotyczy tego Monobazesa, to cała dyskusja jest anachronizmem, gdyż Akiba nauczał w latach późniejszych. Rozumowanie władcy – konwertyty wydaje się następujące: człowiek chory na trąd zostaje wyłączony ze wspólnoty bez żadnego okresu obserwacji, a następnie, po urzędowym stwierdzeniu przez kapłana jego oczyszczenia, pozostaje jeszcze siedem dni poza wspólnotą, aż do momentu pełnego oczyszczenia zgodnie z przepisami prawa. Jeśli natomiast u kogoś trąd nie został stwierdzony z całą pewnością, po siedmiu dniach następuje powtórne badanie ze strony kapłana, by ostatecznie zadecydować, czy choroba się pojawiła, czy też nie. Zdaniem Monobazesa, również taki człowiek, nawet jeśli stwierdzono, że był zdrowy, powinien odczekać siedem dni przed całkowitym włączeniem go do wspólnoty. Z takim rozumowaniem nie zgadza się Akiba[9].

Traktat Arachin wyszczególnia konkretne grzechy, za które karą była choroba trądu:

„Rabbi Szemuel ben Nachman mówił w imieniu rabbiego Johanana: Plagę trądu sprowadza siedem rzeczy: oszczerstwo, zabójstwo, lekkomyślne wypowiadanie przysięgi – z czym łączy się krzywoprzysięstwo i wypowiadanie imienia Bożego nadaremno – kazirodztwo, pycha, kradzież i zazdrość. Midrasz dodaje jeszcze jedną przyczynę, którą jest świętokupstwo” (Ar. 16a)[10].

Nieco inną listę przytacza Lev. Rabba 16. Wśród grzechów karanych trądem wylicza się wyniosłe oczy, język kłamliwy, nogi, które biegną do zła, serce, które knuje podstęp, fałszywe świadectwo, które rozszerza kłamstwa i powodowanie kłótni pomiędzy braćmi. Wyniosłe oczy – według midraszu – posiadały córy Syjonu, które „chodząc, wyciągają szyję i rzucając oczami” (Iz 3, 16); kłamliwy język cechował Miriam, o której powiedziano: „Miriam i Aaron mówili źle przeciw Mojżeszowi” (Lb 12, 1) i dlatego „stała się nagle biała jak śnieg od trądu” (Lb 12, 10); ręce, które przelewają krew niewinną, to ręce Joaba, któremu złorzeczono: „Niech odpowiedzialność za nią [krew Abnera] spadnie na głowę Joaba i cały jego ród. Oby nigdy nie ustawały w domu Joaba wycieki, trąd, podpieranie się laską, śmierć od miecza i głód chleba” (2 Sm 3, 29); serce, które knuje podstęp, to serce Ozjasza (znanego także pod drugim imieniem – Azariasz), który chciał pełnić urząd Najwyższego Kapłana i dlatego Pan uderzył weń trądem (2 Krl 15, 5); nogi szybkie do czynienia zła to nogi Gechaziego, do którego przylgnął trąd Naamana (2 Krl 5, 27); fałszywi świadkowie to Izraelici, którzy powiedzieli wobec cielca ulanego z metalu: „oto, Izraelu, twój bóg” (Wj 32, 4), za co – zdaniem rabbiego Johanana – zostali ukarani trądem; prowokujący kłótnie wśród braci to faraon, który wywołał spór pomiędzy Abrahamem i Sarą, za co Bóg uderzył jego „i cały jego dom wielkimi plagami” (Rdz 12, 17). Inni natomiast, ze względu na podobieństwo fonetyczne pomiędzy rzeczownikiem „trędowaty”, użytym w Kpł 14, 2, a terminem „złe rzeczy”, wnioskują, że trąd jest karą za oszczerstwo:

„Rabbi Jehoszua ben Lewi powiedział: Pięć razy Biblia używa terminu Tora w związku z trędowatym: »To jest prawo dotyczące plagi trądu« (Kpł 13, 59); »To jest prawo dotyczące człowieka chorego na trąd« (Kpł 14, 32); »To jest prawo odnoszące się do wszelkiej plagi trądu i grzybicy« (Kpł 14, 54); »To jest prawo odnoszące się do trądu« (Kpł 14, 57). [Wszystko to] jest skupione w [słowach]: »To jest prawo dotyczące trędowatego « (Kpł 14, 2), prawo dla tego, kto wypowiada złe rzeczy. To cię nauczy, że każdy, kto wypowiada kalumnie, grzeszy przeciw pięciu księgom Tory”[11].

————————-

[9] Tamże, s. 96–97.
[10] Por. S.T. Lachs, Hebrew Elements in the Gospels and Acts, „The Jewish Quarterly Review” 1980, 71, s. 36.
[11] G. Stemberger, Il Midrash. Uso rabbinico della Bibbia…, s. 202.

Talmud jednak zastanawia się, czy trąd może być uważany za karę Bożą:

„Rabbi Johanan mówił: Rany trądu i śmierć dzieci nie są karami miłości Bożej. Czy rany trądu nie były więc karą? A jednak w pewnej beraicie powiedziano: Kiedy na ciele człowieka znajdzie się jeden z czterech rodzajów plam trądu, mają dla niego one tylko jedno znaczenie – ołtarza przebłagania. Byłyby więc ołtarzem przebłagania, nie będąc karą miłości Bożej?” (Ber. 5b)[12].

4. Gatunek literacki nowotestamentowych opowiadań o uzdrowieniach

Opowiadanie o uzdrowieniu człowieka chorego na trąd przez Jezusa (Mk 1, 40–45) należy do gatunku narracji o cudach, które stanowiły istotny element działalności publicznej Taumaturga z Nazaretu. Były nie tylko potwierdzeniem Jego nauczania, które w ich świetle zostało uwierzytelnione, ale także demonstracją bliskości królestwa Bożego. Łatwo zaobserwować pewne „sprzężenie zwrotne” pomiędzy działalnością taumaturgiczną i nauczycielską Jezusa: nauczanie zostaje potwierdzone przez czyny pełne mocy, te zaś w nauczaniu znajdują swoje wyjaśnienie. Narracje o cudach w Ewangeliach synoptycznych należą do specyficznego gatunku literackiego[13]. Opisem gatunkowym poszczególnych opowiadań zajmuje się genologia, która wskazuje na ich podstawowe cechy charakterystyczne. Wśród cudów dokonywanych przez Jezusa wyróżnić należy: uzdrowienia, wskrzeszenia, egzorcyzmy i cuda nad naturą[14]. Wydaje się, że takie rozróżnienie proponuje sam Marek ewangelista (a wtóruje mu Łukasz), który cztery gatunkowo różne narracje o cudach połączył jednym motywem przeprawiania się Jezusa przez Jezioro Galilejskie (Mk 4, 35–5, 43). Czytelnik znajdzie tam kolejno cud nad naturą (4, 35–41), egzorcyzm (5, 1–20), uzdrowienie (5, 25–34) i wskrzeszenie (5, 21–23. 35–43)[15].

Porównanie starożytnych opisów o dokonywanych cudach z relacjami biblijnymi pozwala na wydobycie powtarzających się elementów strukturotwórczych. Budują one zasadniczy schemat opowiadań o cudach, choć w poszczególnych przypadkach zauważyć się dają pewne zmiany: bądź pominięty został któryś z elementów, bądź też autor relacji wprowadza element nowy, który w swej treści rozwija intencję hagiografa. W typowej narracji aretalogicznej występują następujące motywy[16]:

————————-

[12] M. Rosik, Jezus a judaizm w świetle Ewangelii według św. Marka, Warszawa 2004, s. 156–162.
[13] „Nowotestamentowe opowiadania o cudach nie są tworami tylko literackimi, to znaczy nie są tylko produktem wiary i wyobraźni pierwszych chrześcijan, lecz opowieściami historycznymi, a więc relacjami o faktach; jednakże od zdarzeń do ich opisu upłynął czas wypełniony doświadczeniami religijnymi, które inspirowały ewangelistów”. T. Hergesel, Jezus Cudotwórca, Katowice 1987, s. 62.
[14] J. Kudasiewicz proponuje podział na trzy grupy: uzdrowienia i wskrzeszenia, wypędzanie złych duchów oraz cuda nad żywiołami natury (Ewangelie synoptyczne dzisiaj, Ząbki 1999, s. 110). J. Czerski mówi o egzorcyzmach, uzdrowieniach, wskrzeszeniach, cudach ratujących i cudach obdarowujących (Jezus Chrystus w świetle ewangelii synoptycznych, Opole 2000, s. 211–222). Według van der Loosa, w przypadku Ewangelii nie można mówić o cudach opatrzności karzącej, gdyż Jezus dokonywał jedynie cudów obdarowujących. Na poparcie swej tezy przytacza epizod zapisany przez Łukasza, kiedy to zdeprymowani nieprzyjęciem ze strony Samarytan uczniowie Jezusa pragnęli spalić „ogniem z nieba” ich miasteczko, Jezus jednak zabronił im (The Miracles of Jesus, Leiden 1968, s. 195). G. Theissen i H. Zimmermann do grupy tej dodają cuda normatywne i epifanie, natomiast łącznie traktują uzdrowienia i wskrzeszenia (tamże).
[15] M. Carrez, L’eredità dell’Antico Testamento, [w:] I miracoli di Gesù secondo il Nuovo Testamento, red. X. Léon-Dufour, Brescia 19902, s. 42–43.
[16] T. Hergesel, Jezus Cudotwórca…, s. 59–62. Bardziej szczegółową strukturę przedstawia X. Lèon-Dufour: a. Prezentacja postaci: taumaturg, uczniowie, tłum, chory, osoby pośredniczące, adwersarze, demon. b. Motywy różne: charakterystyka schorzenia, przezwyciężenie trudności w dostępie do Cudotwórcy, prostracja, wołanie o pomoc, pytanie lub wątpliwość, niezrozumienie ze strony tłumu, sceptycyzm świadków, krytyka ze strony adwersarzy, próba obrony ze strony demona, emocjonalna reakcja taumaturga, zachęta ze strony Cudotwórcy lub odmowa interwencji. c. Działanie: przygotowanie działania, gesty cudotwórcze, formuła cudotwórcza, modlitwa taumaturga, dokonanie cudu, potwierdzenie aktu cudownego. d. Zakończenie opowiadania: rozesłanie tłumu, nakaz milczenia, podziw, aklamacja, wzmianka o rozszerzaniu się rozgłosu Cudotwórcy. (Struttura e funzione del racconto di moracolo, [w:] I miracoli di Gesù secondo il Nuovo Testamento, red. X. Léon-Dufour, Brescia 19902, s. 239–244).
wprowadzenie (przedstawione są osoby zdarzenia – cudotwórca, szukający pomocy, świadkowie, adwersarze itp.); ekspozycja (dotyczy ogólnej charakterystyki schorzenia, dolegliwości, cierpienia czy trudnej sytuacji oraz zawiera przedstawienie początkowych reakcji proszącego o pomoc oraz otoczenia – podziw, krytyka, niedowierzanie); realizacja (centralna część opowiadań o cudach zawiera zapis słów i gestów cudotwórcy)[17]; konstatacja (orzeczenie dokonania aktu cudownego); reakcja (wdzięczność lub radość ze strony człowieka, który doznał pomocy, oraz różnorodne reakcje świadków wydarzenia)[18].

Pomoc Boża przychodzi do człowieka jej potrzebującego dzięki mocy uzdrawiającej obecnej w Jezusie (Mk 5, 25–34). Moc ta była w Nim obecna do tego stopnia, że wielu pragnęło jedynie dotknąć Go osobiście (Łk 6, 19) lub dotknąć Jego szat, a to wystarczało do uzyskania uzdrowienia (Mt 14, 35b–36). Przekazanie tej mocy może też dokonać się przez gest włożenia rąk lub dotknięcia (Mk 1. 31; Mt 9,29; Łk 5, 13; 13, 11–13) lub przez posłużenie się śliną (Mk 8, 22). Uzdrowieniom często towarzyszy słowo wypowiedziane przez Jezusa (Mk 2, 11–12; 3, 5), nie ma ono jednak znaczenia magicznej formuły. Koniecznym warunkiem uzyskania uzdrowienia jest wiara (Mk 5, 34; 10, 52; Mt 9, 22; 15, 28; Łk 7, 50; 8, 48; 17, 19; 18,42). Problem zależności pomiędzy wiarą a uzdrowieniem ma długą historię w tradycji egzegezy. Unikając przeprowadzenia rozległej dyskusji, wystarczy tu powiedzieć, że wiara, o jakiej mówią narracje aretalogiczne, oznacza bardziej przekonanie o możliwości dokonania cudu czy też przeświadczenie o mocy cudotwórczej Jezusa niż teologiczną cnotę obejmującą także Jego bóstwo[19]. Uzdrowienia Jezusa dokonane na terenach pogańskich (uzdrowienie córki Syrofenicjanki, oczyszczenie trędowatych na pograniczu Samarii i Galilei, wyrzucenie „legionu” złych duchów z Gerazeńczyka) również nie zakładają wiary jako cnoty teologicznej, gdyż uzdrowieni przypuszczalnie nie byli czcicielami Jahwe, a niektórzy z nich być może nawet nie słyszeli o oczekiwaniach mesjańskich Żydów. Nie mogli więc posiadać wiary w chrześcijańskim tego słowa znaczeniu, lecz stali się dla późniejszych wierzących w Chrystusa wzorem przyjścia do Niego i prośby o udzielenie łaski. Mamy więc do czynienia nakładaniem się podwójnej linii tradycji. Zestawienie: zaufanie – uzdrowienie, stało się gruntem, na który nałożona została linia interpretacyjna: wiara – zbawienie. Potwierdzeniem takiej interpretacji są słowa Jezusa skierowane do kobiety cudzołożnej, informujące ją, że to właśnie wiara ją zbawiła (Łk 7, 50). Powtarzające się jak refren słowa „twoja wiara cię uzdrowiła” (Mk 5,34; 10, 52; Mt 9, 22; Łk 8, 48; 17, 19; 18, 42) są więc znakiem nie tylko uzdrowienia fizycznego, ale także znakiem zbawienia.

Uzdrowienia dokonywane przez Jezusa potwierdzają Jego mesjańskie posłannictwo. Świadomość mesjańska Jezusa nie pokrywała się z oczekiwaniami Żydów. Nawet Jan Chrzciciel, który z mocą zapowiadał nadejście Jezusa, w swych wątpliwościach zwrócił się do Niego z zapytaniem o Jego misję. Wysłannicy Jana otrzymali odpowiedź naznaczoną językiem Izajasza: „Niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się ewangelię” (Łk 7, 22–23). Wszystkie te znaki, które towarzyszyć mają Mesjaszowi, zapowiedziane są przez Izajasza (por. Iz 26, 19; 29, 18–19; 35, 5–6; 61, 1) z wyjątkiem oczyszczania trędowatych. Fakt, że i ten rodzaj uzdrowień znalazł się w Jezusowej odpowiedzi Janowi, wynika z zakorzenienia w historycznej Jego działalności.

————————-

[17] W przypadku relacji pochodzących ze środowiska greckiego i rzymskiego najczęściej spotykane są tu formuły magiczne; w przypadku cudów dokonywanych przez rabinów, ich miejsce zajmuje modlitwa.
[18] Wszelkie formy zła i cierpienia dotykającego człowieka przypisywano złym duchom, stąd opowiadania o uzdrowieniach i uwolnieniach demonicznych mają z sobą wiele elementów wspólnych. W narracjach o uzdrowieniach zachowały się liczne ślady rozumienia chorób jako spowodowanych przez demony i spojrzenia na uzdrowienie jak na egzorcyzm. Kiedy rzymski setnik, którego sługa choruje, mówi o władzy rozkazywania, jaką sprawuje nad swoimi sługami, czyni aluzję do Jezusowej władzy rozkazywania złym duchom (Mt 8, 9). Podobne wyobrażenia pozostawiły ślady na Łukaszowej relacji o uzdrowieniu teściowej Piotra; Jezus nakazuje gorączce, aby ją opuściła (Łk 4, 39). O ile jednak w egzorcyzmach podkreśla się moment walki egzorcysty ze złym duchem, o tyle w narracjach o uzdrowieniach akcent pada na motyw pomocy ofiarowanej choremu.
[19] Owszem, można przyjąć i ten odcień rozumienia wiary, należy jednak pamiętać, że jest on wynikiem wiary popaschalnej, gdy bóstwo Chrystusa stało się jej podstawowym przedmiotem. Przykładem jest opowiadanie o uzdrowieniu kobiety od dwunastu lat cierpiącej na upływ krwi (Mk 5, 25–34). Pomimo deklaracji Jezusa: „twoja wiara cię uzdrowiła”, jej postawa nie może uchodzić za wzór wiary jako cnoty religijnej. Próbowała „podstępem” zdobyć uzdrowienie i dopiero, gdy sam Jezus to zauważył, kobieta wyznała całą prawdę. Była jednak głęboko przeświadczona, że moc cudotwórcza działa przez Jezusa.

5. Uzdrowienie trędowatego (Mk 1, 40–45)

Oczyszczenia trędowatych pełnią szczególną funkcję w Ewangeliach ze względu na orędzie, które przekazują, a mianowicie demonstrują, że do nowej społeczności założonej przez Jezusa należą także ludzie uważani przez Prawo za nieczystych. Trędowaci dotknięci byli dwojakim nieszczęściem. Po pierwsze cierpieli z powodu choroby, po drugie wyłączeni byli ze społeczeństwa. O swej obecności ostrzegać musieli bądź głośnym wołaniem, bądź dźwiękiem dzwonków lub kołatek. Nosili potargane szaty, włosy w nieładzie, a brodę przykrywali; wszystkie te zewnętrzne oznaki były znakami żałoby[20].

W relacji Markowej o uzdrowieniu trędowatego (Mk 1, 40–45) sam potrzebujący, łamiąc przepisy o czystości rytualnej, zbliża się do Jezusa, prosząc o pomoc. Jezus odpowiada na to wołanie uzdrowieniem dokonanym przez dotyk, czego również zakazywał rytuał. W ten sposób z dwóch stron przełamana zostaje bariera prawna, a uzdrowiony dostępuje przyjęcia przez Jezusa, co odczytać można jako symboliczny gest przyjęcia do nowej społeczności. Trędowaci nie muszą już czuć się potępionymi bądź ukaranymi przez Boga, lecz dostępują Jego miłosierdzia.

Relacja Markowa o uzdrowieniu trędowatego składa się z czterech zasadniczych części, które budują strukturę opowiadania: spotkanie chorego z Cudotwórcą i prośba o uzdrowienie (w. 40), uzdrowienie za pomocą słowa i czynu (w. 41–42), demonstracja uzdrowienia z nakazem pokazania się kapłanowi (w. 43–44), reakcja uzdrowionego (w. 45). Choroba trądu uważana była za jedną z najcięższych dolegliwości w starożytnym Izraelu. Dlatego uzdrowienie trędowatego przyrównywane było w mentalności żydów do wskrzeszenia zmarłego[21].

Natężenie prośby trędowatego, skierowanej do Jezusa, wyraża sekwencja czterech czasowników: ἔρχεται – παρακαλων – [καὶ γονυπετων][22] – λέγον (w. 40). Odwołanie się do dobrej woli Jezusa (᾿Εὰν θέλῃς) z góry zakłada Jego władzę dokonania oczyszczenia (δύνασαί με καθαρίσαι). Czasownik καθαρίζω (w. 40) może przybierać podwójne znaczenie: „zadeklarować, że ktoś jest czysty” bądź „sprawić, aby ktoś stał się czysty”. W kontekście w. 44 należy przyjąć drugą możliwość[23]. Człowiek trędowaty prosił więc Jezusa o usunięcie choroby, a nie o prawne rozpoznanie, że choroba ustąpiła; to należało do kapłanów.

Perykopa dotyka również problemu nieczystości rytualnej: sam kontakt z człowiekiem dotkniętym trądem powodował zaciągnięcie takiej nieczystości. Wydaje się, że myślą teologiczną Marka było odwrócenie perspektywy: Jezus nie tylko, że nie stał się nieczystym przez kontakt z chorym, ale udzielił mu swej własnej czystości wyrażonej w uzdrowieniu; to nie nieczystość chorego przeszła na Jezusa, lecz czystość Jezusa, w postaci uzdrawiającej mocy, objawiła się w trędowatym[24].

————————-

[20] Por. Ez 24, 17.
[21] Por. 2 Krl 5, 7.
[22] Zwrotu tego brak w B, D, W. Zawierają one krótszą wersję, a ponieważ ich świadectwo jest znaczące, stąd zwrot ten znalazł się w nawiasie. Za tym, że [καὶ γονυπετων] jest wersją oryginalną, przemawia możliwość wystąpienia łatwego ominięcia frazy przez homoioteleuton. Paralelne teksty mówią bądź o geście proskynezy (Mt 8, 2), bądź o upadnięciu na twarz (Łk 5, 12), co wspiera tezę o oryginalności frazy u Marka. (B. Metzger, A Textual Commentary on the Greek New Testament, Stuttgart 19942, s. 65).
[23] H.C. Cave, The Leper: Mark 1. 40–45, „New Testament Studies” [dalej: NTS] 1978–79, 25, s. 249.
[24] „In this case Jesus countered the contagion of impurity with the contagion of purity. Holiness for Jesus, we may say, was not a negative, defiling force, but a positive, healing force”. J.D.G. Dunn, Jesus and Purity: An Ongoing Debate, NTS 2002, 48, s. 461.

Reakcja Jezusa zostaje wprowadzona przez motyw litości (σπλαγχνισθείς; w. 41)[25]. Fakt dotknięcia przez Jezusa człowieka trędowatego (ἥψατο), podkreślony przez zaakcentowanie wyciągnięcia ręki (ἐκτείνας τεὴ χειρα αὐτου), jest równoznaczny z zaciągnięciem nieczystości rytualnej. Jezusowa wola uzdrowienia (Θέλω καθαρίσθητι) wydaje się być aluzją do nadejścia czasów mesjańskich, których znakiem mają być oczyszczenia trędowatych i wskrzeszenia umarłych (por. Mt 11, 5; Łk 7, 22).

Markowa narracja o uzdrowieniu człowieka chorego na trąd ukazuje postawę Jezusa wobec ofiar za oczyszczenie, nakazanych w Prawie (Kpł 13–14). Jezus zobowiązuje oczyszczonego do zastosowania się do przepisów Prawa (w. 44). Pierwszym krokiem skomplikowanej procedury ofiar za oczyszczenie było spotkanie z kapłanem, który winien stwierdzić uzdrowienie. Nakaz milczenia, łączony często z tajemnicą mesjańską, może być odczytany jako silentium sacrum, przygotowujące do świętej czynności w świątyni[26]. Wyrażenie „na świadectwo dla nich”, z zastosowaniem pluralis, odsyła przypuszczalnie do władz religijnych w ogóle, nie tylko do „kapłana” (singularis).

Wydobywając przesłanie omawianej perykopy, egzegeci wskazują zazwyczaj na kilka wątków. Bez wątpienia naczelnym jest Jezusowa moc uzdrawiania i Jego chęć wychodzenia naprzeciw potrzebom ludzi cierpiących. Z teologicznego punktu widzenia znamienny jest fakt, że Jezus oczyszcza trędowatego przez dotyk[27]. Przekreśla tym samym różnicę pomiędzy człowiekiem czystym rytualnie a nieczystym.

Różnica ta – istotna dla społeczności Starego Prawa – nie obowiązuje w królestwie Bożym, którego granice sam Jezus rozszerza poprzez swą działalność cudotwórczą. Perykopa odczytana figuratywnie odnosić się może do każdego chrześcijanina: trędowaty został oczyszczony przez dotyk Jezusa – chrześcijanie są oczyszczeni wodami chrztu; uzdrowiony po doznaniu łaski „zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło” (w. 45) – także chrześcijanin jest wezwany, by głosić Dobrą Nowinę, potwierdzoną świadectwem własnego życia[28].

6. Konkluzja

Odczytanie Markowej perykopy o uzdrowieniu trędowatego w kluczu tradycji judaistycznej pozwala wydobyć ciekawe odcienie znaczeniowe w ramach interpretacji egzegetyczno-teologicznej. W przekonaniu Izraelitów choroba była Bożą karą za przekroczenia Prawa (potwierdzają to fragmenty tradycji rabinackich); w perykopie Markowej brak jest wzmianek, które potwierdzałyby takie przekonanie. Uzdrowienie z trądu – na co wskazuje interpretacja opowiadania o oczyszczeniu Naamana – mogło dokonać się jedynie mocą Bożą; moc ta udzielona została Jezusowi. Stary Testament przewiduje skomplikowaną procedurę rytuału, którego należy dokonać po ustąpieniu choroby; Jezus zachęca do zachowania tego prawa celem dostarczenia „świadectwa”. Zarażenie trądem wreszcie powodowało wykluczenie ze społeczności; uzdrowienie jest równoznaczne z przyjęciem do nowej społeczności królestwa Bożego – społeczności „oczyszczonych” poprzez chrzest, by „rozgłaszać” dzieła Bożej mocy.

————————-

[25] Niektórzy egzegeci wybierają lectio difficilior („rozgniewał się”) zamiast łatwiejszej („ulitował się”), za to lepiej udokumentowanej. Trudno jednak byłoby wyjaśnić naturę gniewu Jezusa; niektórzy sugerują, że gniew mógł być spowodowany dotknięciem trędowatego, które spowodowało nieczystość rytualną Uzdrowiciela, inni zaś sądzą, że Jezus rozgniewał się na działanie Szatana, objawiające się w chorobie trędowatego.
[26] J. Ernst, Il Vangelo secondo Marco. Tradotto e commentato, I, Brescia 1996, s. 119–120.
[27] „Il lebbroso dunque è un impuro, colèito da Dio, e causa di imputità; egli è un intoccabile e deve vivere al. Bando della società. Su questo sfondo il racconto evangelico acquista un significato preciso: Gesù tocca un intoccabile. Il Regno di Dio non tiene conto delle barriere del puro e dell’impuro”. B. Maggioni, Il racconto di Marco, Assisi 1994, s. 44.

[28] W. Harrington, Mark, Collegeville 1991, s. 21.

http://biblia.wiara.pl/doc/928300.Uzdrowienie-tredowatego/7

Widzieli dzieła

Widzieli dzieła

Chociaż widzieli i dotykali… Gdy otwierał oczy, uzdrawiał z trądu, odpuszczał grzechy, karmił chlebem. Źle…! Nie oni. My. Ja.

Bo jest taki rodzaj niewiary gdy serce najpierw powszednieje dar otrzymywany w nadmiarze. Potem jest obojętność. Ta przeradza się w zatwardziałość.

Bliskość Pana nie chroni „z automatu”. Nie jest parasolem otwieranym nad leniwymi i bezmyślnymi, nad oglądającymi się wstecz za pełnymi garnkami mięsa w Egipcie, nad pragnącymi służyć Bogu i mamonie. Bliskość Pana jest tarczą dla tych, którzy Go szukają, dla czuwających by nie ulec zatwardziałości przez oszustwo grzechu, dla oczyszczonych z trądu, dla zginających kolana nie przed światem. Przed panem, który nas stworzył.

Czytania mszalne rozważa ks. Włodzimierz Lewandowski

http://biblia.wiara.pl/kalendarz/67b56.Refleksja-na-dzis/2015-01-15

**************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

15 stycznia
Święty Paweł z Teb, pustelnik

Święty Paweł Pustelnik i św. Antoni Paweł urodził się w Tebach – starożytnej stolicy faraonów – w 228 r. Za jego czasów Teby były już tylko małą wioską. Pierwsze lata spędził szczęśliwie w domu rodzinnym. Odebrał bardzo staranne wychowanie, biegle władał greką i egipskim. Wcześnie stracił rodziców i odziedziczył po nich pokaźny majątek. Gdy miał ok. 20 lat, w 250 r. rozpoczęły się prześladowania Decjusza. Dowiedziawszy się, że jego szwagier-poganin, chcący przejąć jego bogactwa, planuje wydać go w ręce prześladowców, Paweł porzucił wszystko, co posiadał, odszedł na pustkowie i zamieszkał w jaskini. Prześladowanie trwało krótko, bo zaledwie dwa lata, ale Paweł tak dalece zasmakował w ciszy pustyni, że postanowił tam pozostać na zawsze. Jako pustelnik spędził samotnie 90 lat!

Święty Paweł Pustelnik

Przez cały ten czas zanosił do Boga swe gorące modlitwy, żywiąc się tylko daktylami i połówką chleba, którą codziennie przynosił mu kruk. Kiedy był bliski śmierci, odwiedził go św. Antoni, pustelnik. Tego dnia kruk miał przynieść Pawłowi cały bochenek. Nagość swego ciała od znoju i chłodu chronił Paweł jedynie palmowymi liśćmi. Legenda ta znalazła swoje odbicie w herbie zakonu paulinów, którzy obrali sobie św. Pawła Pustelnika za swojego głównego patrona: kruk na palmie z bochenkiem chleba.
Zmarł mając 113 lat w 341 r. Miał oddać Bogu ducha, spoczywając na rękach św. Antoniego. Kiedy ten był w kłopocie, jak wykopać grób dla przyjaciela, według podania miały zjawić się dwa lwy i ten grób wykopać. Dwa lwy znalazły się dlatego również w herbie paulinów. Zakon paulinów czci św. Pawła jako swego patrona; czcią darzą go także piekarze i tkający dywany.

W ikonografii św. Paweł Pustelnik przedstawiany jest w tkanej sukni z liści palmowych. Jego atrybuty: kruk, kruk z chlebem w dziobie, lew kopiący grób, przełamany chleb.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-15a.php3

******

Częstochowa, 19 czerwca 1983

Przemówienie do członków zakonu paulinów

 

Drodzy Synowie św. Pawła, pierwszego pustelnika!

Przed błogosławieństwem końcowym — kilka słów do was, jest to bowiem nie tylko sześćsetlecie Obrazu Pani Jasnogórskiej, nie tylko sześć wieków Jasnej Góry, ale także i sześć wieków waszego powołania i waszej służby w tym sanktuarium. Wasze jasnogórskie sześćsetlecie ukryte jest niejako w tym wielkim jubileuszu Kościoła w Polsce i całego narodu, tak jak wasze życie, życie całych pokoleń mnichów, zakonników, było ukryte w tych sześciu wiekach Jasnej Góry na ziemi polskiej.

Pragnę, dziękując wspólnie z Kościołem i z moim narodem za te sześć wieków Jasnej Góry, podziękować wspólnie z wami i za wasze sześć wieków: za wszystkie pokolenia sług Bożych, synów św. Pawła, pierwszego pustelnika, paulinów, którzy tutaj na Jasnej Górze pełnili swoją duszpasterską straż przy Jasnogórskim Wizerunku — strzegli tego sanktuarium, służyli mu, a gdy trzeba było, to go również bronili, tak jak wielki Augustyn Kordecki. Jest to, moi drodzy bracia, wielka łaska Boża. Można powiedzieć, że ta łaska Jasnej Góry stała się wspólnym charyzmatem całego waszego zakonu, bo jakkolwiek znajdujecie się i poza Jasną Górą, w Polsce i poza Polską, to wydaje się, że posługa jasnogórska najpełniej wyraża charyzmat waszego zakonu w Kościele na ziemi polskiej, a pośrednio i w Kościele powszechnym.

Pragnąłem spotkać się z wami w tym dniu, w którym mam szczęście być na Jasnej Górze i dziękować za sześć wieków obecności Bogarodzicy w Jasnogórskim Wizerunku na ziemi polskiej.

Pragnąłem się spotkać z wami i wspólnie z wami za tę wielką łaskę, która stała się udziałem waszego zakonu, podziękować. Podziękować Bogarodzicy, podziękować Trójcy Przenajświętszej przez Bogarodzicę. Jest to naprawdę wielka i wyjątkowa łaska, jest to z pewnością także i wielka, trudna i odpowiedzialna służba. Jasna Góra bowiem jest chyba najbardziej newralgicznym punktem duszpasterstwa na całej ziemi polskiej, zwłaszcza gdy chodzi o duszpasterstwo konfesjonału.

A więc służba. Służba odpowiedzialna, służba niełatwa. Ta wielka kapłańska i duszpasterska służba domaga się także od każdego z was szczególnej duchowej dojrzałości, wielkiego życia wewnętrznego, wielkiej doskonałości zakonnej. Wiemy dobrze, że doskonałość ta nie jest sama dla siebie celem, ale celem jej jest miłość. Otóż jesteście tu szczególnie powołani do miłości, do wielkiej miłości dusz ludzkich, która ma swoje źródło w wielkiej miłości Boga. Macie być szafarzami, wyrazicielami tej miłości, którą Bóg Przedwieczny przez Matkę swego Syna na tym miejscu, zwłaszcza na tym miejscu, chce obdarzać synów i córki narodu polskiego, a także jakże licznych pielgrzymów spoza granic Polski, z daleka i z bliska.

 

Macie być więc wyrazicielami tej miłości, sługami tej miłości. Ażeby tak było, ażebyście mogli ją wyrażać, ażebyście mogli jej służyć, musicie się nią sami wciąż napełniać. I to jest wasza paulińska doskonałość zakonna. Tej doskonałości musicie od siebie wymagać, w tej doskonałości z dnia na dzień się ćwiczyć, w tej doskonałości znajdować treść, program i cel waszego powołania. To wielkie powołanie, wyjątkowe powołanie — powołanie paulińskie, a w szczególności powołanie jasnogórskie. Ja wam tego powołania gratuluję na sześćsetlecie, bo i to znaczy dziękczynienie: gratulować!

Ale nade wszystko na to sześćsetlecie z całego serca życzę wam, ażeby to powołanie i ten charyzmat waszego zakonu przedłużał się w nowe pokolenia, żeby przez waszą posługę rosła Jasna Góra, rosła i promieniowała. Rosła tym wzrostem wewnętrznym, działaniem Ducha Bożego, działaniem Służebnicy Bożej, Oblubienicy Ducha Świętego. Tak bardzo tego działania potrzeba w naszych czasach, bo są to czasy wielkich zmagań. Nieraz dawał temu wyraz zmarły kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski, który przecież był także waszym duchowym konfratrem. Nieraz dawał temu wyraz, gdy mówił, używając nawet czasem łacińskich słów: Non est nobis colluctatio adversus carnem et sanguinem, sed adversus principes tenebrarum harum (Ef 6, 12) [Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw rządcom świata ciemności — red.]. Właśnie w okresie tych wielkich zmagań, w których Maryja dana jest nam jako znak: „Niewiasta obleczona w słońce, księżyc pod Jej stopami, a na głowie Jej korona z gwiazd dwunastu” (Ap 12, 1) — tak Ją widzi Jan w Apokalipsie. Właśnie w czasach tego wielkiego zmagania z owymi principes tenebrarum harum potrzebne jest potężne, potężniejsze niż kiedykolwiek, promieniowanie mocy Ducha Świętego przez Najczystszą Oblubienicę.

I wy, drodzy bracia, znajdujecie się jak gdyby na drodze tego promieniowania: ono przez was przechodzi, ono się włącza w waszą posługę, stanowi tej posługi codzienną treść, zarówno w życiu waszym klauzurowym, zakonnym, jak też w życiu waszym duszpasterskim.

Drodzy moi bracia i synowie, paulini, Bóg wam zapłać za sześćset lat posługi jasnogórskiej i zarazem szczęść wam Boże na dalsze lata tej jasnogórskiej posługi waszego zakonu. To wam pragnąłem powiedzieć tutaj, przy tym umiłowanym Wizerunku, sprawując Mszę św. za cały Kościół, tak jak to jest powinnością mojego urzędu i powołania. Wiem, że tu, na Jasnej Górze, wiele się modlicie za mnie i wielu się modli za mnie, za papieża. Zresztą prosili o to moi poprzednicy. Prosił o to zmarłego Prymasa Jan XXIII, prosił o to Paweł VI. Ja oczywiście prosiłem o to w sposób szczególny i dzisiaj również proszę, bo w centrum owych zmagań, o których mówi św. Paweł w Liście do Efezjan, w centrum owych zmagań, jest Stolica Apostolska, jest Piotr i jego posługiwanie, i jego posłannictwo. Razem służymy, razem zmagamy się i razem miłujemy, bo przecież to jest zmaganie się przez miłość. Chrystus o to pytał Piotra: „Czy Mnie miłujesz?” (por. J 21, 15). To jest zmaganie się przez miłość. I siłą, jaką mamy w tym zmaganiu, jest miłość. I dlatego tak bardzo się wiążemy z Tą, która najbardziej umiłowała i wciąż najbardziej miłuje, ażeby w tym zmaganiu przez miłość — sprostać przez miłość.

Przyjmijcie te słowa jako wprowadzenie do błogosławieństwa, którego pragnę przy okazji mojej pielgrzymki udzielić waszej wspólnocie zakonnej na Jasnej Górze, a także poza Jasną Górą, w Polsce i gdziekolwiek jesteście.

Udzielam tego błogosławieństwa wszystkim obecnym, ale w sposób szczególny wam.

Jan Paweł II

****

Po Prostu - Paulini o Powołaniu

Po Prostu – Paulini o Powołaniu

Każdy z nas ma swoją niepowtarzalną historię. Życie każdego z nas jest intrygującą przygodą. Dzieląc się własnym doświadczeniem pomagamy innym w tworzeniu historii ich życia.

W Roku Życia Konsekrowanego zasłuchaj się w historię tych, którzy swoje życie złożyli w rękach Boga, aby być po prostu zakonnikami, paulinami.

Przez cały 2015 rok, w każdy czwartek będą ukazywać się krótkie, 5 min filmiki w których ojcowie i bracia będą opowiadać o sowim powołaniu. Zapraszmay do oglądania i do ich udostępniania na portalach społecznościowych.

 

 

… początki mojego powołania wiążą się z wyborem drogi życiowej pod koniec szkoły…, Pan Bóg dał mi światło i mogłem pojechać na rekolekcje powołaniowe na Jasną Górę…, spotkałem się ogromna akceptacją ze strony mojej rodziny…, jestem na V roku podczas którego z moimi braćmi przygotowujemy się do złożenia ślubów wieczystych…, głównym naszym zadaniem jest głoszenie Dobrej Nowiny.

 

 

******

Żywot św. Pawła Pustelnika - wydany na nowo po wiekach

Żywot św. Pawła Pustelnika – wydany na nowo po wiekach

W ramach inauguracji Roku Życia Konsekrowanego w Zakonie Paulinów, w sobotę, 29 listopada miała miejsce prezentacja książki pt. „Ozdoba Pustyni czyli żywot św. Pawła Pierwszego Pustelnika”.

Książkę opracował prawie 300 lat temu o. Matthias Fuhrmann, profes Zakonu św. Pawła Pierwszego Pustelnika prowincji austriackiej. Inicjatorem przetłumaczenia po latach tego dzieła z jęz. łacińskiego jest o. prof. Janusz Zbudniewek, paulin, historyk z Warszawy. Tłumaczenia dokonał prof. Jerzy Wojtczak-Szyszkowski, konfrater Zakonu Paulinów, wybitny latynista. Książka została wydana przez Wydawnictwo Zakonu Paulinów i Drukarnię Michalineum.

OZDOBA PUSTYNI
czyli żywot Najchwalebniejszego Patriarchy i Nauczyciela
ŚWIĘTEGO PAWŁA z TEB PIERWSZEGO PUSTELNIKA
napisany przez Św. Hieronima kapłana i Świętego Kościoła Rzymskiego Doktora

Część Pierwsza
Ułożona na podstawie historii życia, Pisma Świętego i komentarzy Świętych Ojców, według zasad historii i ascetyki, dla pomnożenia czci tego wielkiego świętego.

Część Druga
Zawierająca opisy przeniesienia relikwii, cuda dokonane za wstawiennictwem Świętego; całe dzieło podzielone zostało na nowo na poszczególne rozdziały, tyloma też ilustracjami wykonanymi techniką miedziorytu ozdobione przez o. Macieja Furhmanna, profesa zakonu Św. Pawła Pierwszego Pustelnika, prowincji austriackiej

Tytuł oryginału:
Decus Solitudinis seu Vita et Obitus… Divi Pauli Thebaei Eremitarum Principis… a patre Mathia Fuhrmann, Viennae 1732.

http://www.paulini.pl/?strona,menu,pol,glowna,1311,0,1330,%25A6wi%25EAty%2520pawe%25B3%2520z%2520teb,ant.html

******

Św. Paweł Pustelnik

.

Święty pustelnik (zm. 342r.)

Znany również pod imieniem: Paweł z Teb, Paweł Anachoreta.

Urodził się w Dolnych Tebach ok. 230r. w zamożnej chrześcijańskiej rodzinie, odebrał bardzo staranne wychowanie, biegle władał greką i egipskim. Gdy miał 15 lat zmarli mu rodzice i odziedziczył po nich cały majątek. Nim skończył 22 lata wybuchły straszne prześladowania chrześcijan za cesarza Decjusza.

 

Meister von Messkirch, 1535-40r.
Skrzydło ołtarza z kościoła św. Marcina w Ulm

Paweł schronił się najpierw w domu na wsi, ale gdy dowiedział się, że chce go wydać jego szwagier Piotr, aby przejąć majątek, udał się na pustynię i tam zamieszkał w jaskini. Spędzał czas na modlitwie, żywił się owocami palm. Po trzydziestu latach palma uschła,a w pobliżu nie było żadnych drzew, pustelnik został pozbawiony żywności. Ale Bóg nie opuścił swojego sługi i polecił krukowi, aby mu codziennie przynosił pół bochenka chleba.

 Mattia Preti, 1656-60
Art Gallery of Ontario, Toronto

W tym samym czasie żył Antoni, również pustelnik, nic nie wiedząc o Pawle, przekonany że w jego doskonałej dążności do oderwania się od świata i zaparcia się samego siebie, nikt mu nie zdoła dorównać. Ale Bóg objawił mu, że na tej samej pustyni (puszczy) żyje pustelnik doskonalszy od niego i kazał mu go poszukać.
Św. Antoni posłuszny poleceniu wyruszył w drogę, a kierowany Opatrznością już trzeciego dnia odnalazł Pawła. I starcy przywitali się, a kruk tego dnia przyniósł cały bochenek chleba.

Św. Antoni i św. Paweł – Diego Velasquez, 1635-38
Museo del Prado, Madryt

Następnego dnia Paweł rzekł do Antoniego, że zbliża się godzina jego śmierci, ponieważ Bóg objawił mu, że zobaczy przed śmiercią Antoniego i ten go pogrzebie. Kazał mu wrócić po płaszcz, który tamten dostał od Atanazego, aby mógł w niego zawinąć jego ciało po śmierci.
Antoni uczynił tak ja mu Paweł kazał, gdy wrócił zastał go na klęczkach, ale już bez duszy. Owinął ciało w płaszcz i zmówił modlitwy. Niestety nie miał żadnych narzędzi, aby wykopać grób, ponieważ obawiał się, że dzikie zwierzęta rozszarpią ciało Pawła. Ukląkł i długo się modlił, aż dwa lwy nadbiegły i wykopały dół, w którym złożył ciało Pawła.

Św. Paweł zmarł w 342r., mając 113 lat.

Cesarz Justynian I na miejscu jaskini wybudował klasztor i kościół pod jego wezwaniem. Jego relikwie miano w XII w. przewieźć do Konstantynopola, a w 1240r. krzyżowcy przewieźli je do Wenecji, skąd w 1381r. wywieziono je do Budapesztu. Relikwię głowy otrzymał król Karol IV Luksemburski i umieścił ją w kaplicy zamkowej w Karlsteinie, skąd Ludwik Węgierski przeniósł ją na zamek w Budzie. Spłonęły one jednak podczas najazdu  tureckiego w 1526r. Zachowały się jedynie nieliczne i drobne części relikwii.

Spotkanie św. Antoniego ze św. Pawłem – Sassetta, 1445r.
National Gallery of Art, Waszyngton

Patron:
Filipin, zakonu paulinów, tkaczy, powroźników, wikliniarzy i wytwórców koszy.

Ikonografia:
Przedstawiany jako stary mężczyzna przyodziany w liście lub skóry, z bochenkiem chleba przynoszonym przez kruka, siedzący nad rzeką pod palmą z leżącym obok bochenkiem chleba, zmarły z dwoma lwami obok siebie, ze św. Antonim.

Varia:
W klasztorze na Jasnej Górze (a także w 70 innych wspólnotach paulińskich) co roku odprawiana jest nowenna do św. Pawła Pustelnika, tzw. Pawełki. Każdego dnia modlitwa rozpoczyna się uroczystą procesją do kaplicy Świętego, która jest udekorowana w kolorach flagi paulińskiej, na której biały kolor symbolizuje biel habitu, żółty – pustynię egipską, zielony – palmę, która żywiła św. Pawła oraz czarny jak kruk, który przynosił mu codziennie chleb. Celebrans okadza wystawione relikwie, po czym intonuje jeden z dwóch hymnów z XVII w. o prześladowaniach chrześcijan za czasów Decjusza (“Decjusza gniew…”) i życiu św. Pawła (“Śpiewajcie Synowie Ducha Pawłowego”). Na koniec nabożeństwa następuje ucałowanie relikwii przez wiernych. Drogocenny relikwiarz pochodzi z XVII w. i wykonany jest na wzór herbu zakonu: palmy z dwoma lwami po bokach i kruk z chlebem w dziobie.

Uroczystość zewnętrzna z udziałem wiernych, duchowieństwa i konfratrów jest obchodzona w pierwszą niedzielę po 15 stycznia.

 

Relikwiarz z relikwiami św. Pawła
Klasztor OO. Paulinów, Jasna Góra, Częstochowa

Lektura:
Jakub de Voragine “Złota legenda” – “Żywot św. Pawła Pustelnika”
św. Hieronim “Żywot św. Pawła pierwszego pustelnika”
http://martyrologium.blogspot.com/2010/01/sw-pawe-pustelnik.html

******

7-15 stycznia NOWENNA DO ŚW. PAWŁA PIERWSZEGO PUSTELNIKA _CMN_PRINT _CMN_EMAIL

Święty Pawle, Ojcze naszego Zakonu, módl się za nami. Wezwania do św. Pawła
Pierwszego Pustelnika

Święty Pawle, Ojcze naszego Zakonu, módl się za nami.
Święty Pawle, wierny naśladowco Chrystusa,
Święty Pawle, mężu mocnej i żywej wiary,
Święty Pawle, miłośniku samotności,
Święty Pawle, nieznużony w modlitwie i pokucie,
Święty Pawle, cierpliwy w znoszeniu utrapień pustynnego życia,
Święty Pawle, obejmujący swą miłością ofiarną Kościół Chrystusowy i całą ludzkość,
Święty Pawle, wzorze wytrwałości na obranej drodze życia,
Święty Pawle, gotowy w chwili śmierci na spotkanie z Bogiem,

Abyśmy z wiarą przeżywali nasze powołanie zakonne, uproś nam u Boga,
Abyśmy przez zachowanie ślubów zakonnych upodabniali się do Chrystusa,
Abyśmy spełniali Chrystusowe przykazanie miłości każdego człowieka,
Abyśmy umieli modlić się dobrze i wytrwale,
Abyśmy przez pokutę życia uczestniczyli w zbawczej miłości Chrystusa,
Abyśmy nie ulegali pokusie łatwizny życiowej,
Abyśmy z darów ziemi, z osiągnięć techniki i kultury roztropnie korzystali,
Abyśmy odważnie dążyli do miłości doskonałej w duchu Ewangelii,
Abyśmy czuli się odpowiedzialni za nasz Zakon i jego zadania apostolskie,
Abyśmy gorliwie głosili chwałę Maryi, Matki naszego Zakonu,

Przez wstawiennictwo błogosławionej Dziewicy, Królowej Pustelników i Opiekunki Zakonu,
prosimy Cię Chryste, usłysz nas!
Przez zasługi wszystkich Świętych naszego Zakonu,
Abyś naszą wspólnotę zakonną pomnażać i cnotami ubogacać raczył,
Abyś wszystkim naszym rodzinom, konfratrom i dobrodziejom obfitych łask udzielić raczył,
Abyś okazał swoje miłosierdzie braciom, którzy od nas odeszli,
Abyś nasze błędy i braki w miłości naprawić raczył,
Abyś nieprzyjaciół Kościoła łaską nawrócenia obdarzyć raczył,
Abyś wieczną radość zmarłych współbraci, rodziców, krewnych, konfratrów i dobrodziejów naszych obdarzyć raczył,

Módl się za nami święty Pawle Pierwszy Pustelniku,
Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

Módlmy się:
Boże, Ty sprawiłeś, że święty Paweł na pustyni osiągnął świętość, spraw przez jego przyczynę, abyśmy rozwijając w sobie ducha modlitwy i służby, zbliżali się w miłości do Ciebie. Przez Chrystusa, Pana naszego.
Amen.

http://www.jasnagora.com/ciekawe1.php?kategoria=170

 

http://www.jasnagora.com/multimedia/news_audio_nowe/23123.mp3

 

*****

Zapraszamy na Jasną Górę – na Pawełki!

http://jasnagora.com/zdjecieNowe.php?id=261821.jpg

Styczeń to szczególny miesiąc dla Zakonu Paulinów. Ojcowie i bracia czczą w tym czasie patriarchę swojego Zakonu – św. Pawła Pierwszego Pustelnika.

W sobotę, 10 stycznia rozpoczęła się nowenna ku czci św. Pawła I Pustelnika, zwana „Pawełkami”. Codziennie przez osiem wieczorów o godz. 18.00 wszyscy ojcowie i bracia paulini oraz częstochowianie i pielgrzymi gromadzą się w Kaplicy św. Pawła I Pustelnika, oraz w przylegającej do niej bazylice jasnogórskiej. Modlitwa „Pawełek” składa się z odśpiewania jednego z dwóch hymnów ku czci św. Pawła oraz kazania nowennowego, które głosi jeden z ojców paulinów.

Hymny opowiadają o prześladowaniu chrześcijan mającym miejsce w czasie panowania rzymskich cesarzy Decjusza i Waleriana, i o życiu św. Pawła na pustyni tebajdzkiej w Egipcie. Hymny śpiewają na przemian zakonnicy i wierni przy akompaniamencie Jasnogórskiej Orkiestry Dętej pod dyr. Marka Piątka oraz jasnogórskich chórów, na przemian: Chóru Dziewczęcego „Filiae Mariae” i Chóru Żeńskiego „Kółeczko” pod dyr. Marioli Jeziorowskiej oraz Chóru Chłopięco-Męskiego „Pueri Claromontani” pod dyr. Jarosława Jasiury.

Na zakończenie nowenny następuje oddanie czci wystawionym relikwiom świętego Patriarchy Zakonu.

Pierwsze kazanie wygłosił o. Andrzej Grad na temat: „Chluba pustyni” – Ojczyzna i narodziny Pawła. „Co ten święty ma wspólnego z nami, ludźmi żyjącymi współcześnie? Tym, co nas łączy, zdaje się być pustynia, bo każdy człowiek w drodze do świętości prędzej czy później musi doświadczyć pustyni. Może nie tak, jak święty Paweł, ale na pewno pustyni w sensie duchowym – mówił o. Grad – Pustynia jest miejscem, do którego Bóg zaprasza każdego z nas. I tak naprawdę każdy z nas, niezależnie od swojego życiowego powołania, przeżywa ‘pustynne’ momenty. Bóg wyprowadza nas na pustynię, aby przemawiać do naszego serca, abyśmy się uczyli z Nim przebywać”. Kaznodzieja wskazał, że pustynią mogą być np.: choroba, cierpienie, starość, trudności w rodzinie, w pracy, we wspólnocie, „wszystko to, w czym czuję brak życia, brak owoców, pustkę”.

O. Andrzej Grad podkreślił, że te nasze miejsca „pustynne” mają ogromną wartość dla nas. „Dopiero znajdując się na pustyni, gdzie nie widzimy możliwości pomocy od człowieka, gdzie nie możemy już liczyć na własne siły, Bóg może okazać nam swoją moc. Dopiero tam, możemy zwrócić naszą uwagę na Boga i tam nauczyć się Go kochać. Niewątpliwie w taki sposób św. Paweł w swoim długim życiu wykorzystał pustynię, na której przyszło mu żyć” – zaznaczył o Grad.

W drugim dniu „Pawełek” rozważanie wygłosił o. Michał Legan. „Temat dzisiejszego rozważania to sformułowanie o św. Pawle, które wynika z jego żywotu – św. Paweł I Pustelnik starannie wychowywany” – mówił na rozpoczęcie swego rozważania o. Michał Legan.

„Gdy wpatrujemy się w św. Pawła, w jego żywot i czytamy, że był jako młodzieniec przygotowywany do mądrości, że był uczony, że był biegły w naukach greckich i egipskich, łatwo zdajemy sobie sprawę z tego, że żył w czasach, które były czasami schyłkowymi dla jego cywilizacji, dla jego epoki. Żył dokładnie tak samo jak my, w czasach, w których wiedza była wielka, ale mądrości było niewiele. O św. Pawle, jako młodzieńcu dorastającym w domu swoich rodziców, moglibyśmy powiedzieć, że był uczniem świetnej szkoły, że był obeznany w tym, co go otacza. Gdyby żył dzisiaj, byłby z pewnością człowiekiem, który wie wiele o kulturze nie tylko w wymiarze naukowym, ale także jest zorientowany w tym, co się dzieje. Może nawet św. Paweł chodziłby do kina? A jednak ten św. Paweł w pewnym momencie musi skończyć etap, w którym się odbywa jego edukacja. Ten koniec jego edukacji następuje w dniu, w którym rozpoczynają się prześladowania. Kończy się zdobywanie wiedzy. Wtedy, w prześladowaniach właśnie, w samotności na pustyni zaczyna się zdobywanie mądrości”.

„Widzimy więc jakby dwa etapy w jego życiu. Etap pierwszy, gdy wychowywany jest przez rodziców, uczy się, i etap drugi, gdy wychowywany jest przez kogoś zupełnie innego. Św. Paweł starannie wychowywany. Któż to wychowywał św. Pawła na pustyni? Kto to był? Owa Mądrość Przedwieczna, Święte Słowo” – zaznaczył w swym rozważaniu o. Legan.

W trzecim dniu Nowenny do Św. Pawła I Pustelnika o. Ryszard Kowalski rozważał temat powołania św. Pawła do świętości.

„Św. Paweł I Pustelnik, któremu w sposób szczególny w tych dniach oddajemy cześć, trafnie odkrył w sobie i doskonale wypełnił powołanie Boże, powołanie do świętości” – zauważył na początku swego rozważania o. Ryszard Kowalski.

„Wszyscy jesteśmy powołani do świętości, mamy szanse być świętymi tak, jak Paweł I Pustelnik – mówił kaznodzieja – Podejmijmy trud pielgrzymowania ku Bogu, ku świętości, ku wiecznej szczęśliwości, abyśmy kiedyś, spełniwszy dobrze swoje powołanie, mogli wraz ze św. Pawłem I Pustelnikiem oglądać Boga twarzą w twarz. Panie Jezu, któryś pewnego dnia powołał pierwszych uczniów, aby ich uczynić rybakami ludzi, kieruj także i dziś swoje pełne miłości wezwanie ‘Pójdź i naśladuj mnie’. Daj młodym chłopcom i dziewczętom łaskę ofiarnie odpowiadać na Twój głos, na Twoje wezwanie, daj wytrwałość naszym seminarzystom i wszystkim, którzy wytrwale urzeczywistniają ideał życia w pełni poświęconego Twojej służbie, tak jak doskonale to wypełnił w swoim życiu Patriarcha naszego Paulińskiego Zakonu Św. Paweł I Pustelnik”.

W czwartym dniu nowenny o. Marcin Ciechanowski przedstawił temat: „Demon różnymi pokusami niepokoi Pawła”.

„Kuszenie jest początkiem grzechu, ale nie jest grzechem, i w sumie sprawia, że jednocześnie możemy być bliżej Pana Boga. Pokusa, którą Bóg dopuszcza w nas jest po to, żeby ją odrzucić, albo przyjęcie pokusy sprawi, że odrzucę Boga, więc pokusa może być szansą, żeby wybrać Boga” – zaznaczył o. Ciechanowski. Podkreślił, że św. Paweł w swoich zamiarach całkowitego oddania się Bogu „zawsze pozostał nieporuszony, nigdy nie upadł, nigdy na skutek napaści demonów nie dał się odwieść od dobrego postanowienia”.

O. Marcin Ciechanowski zachęcił, aby walczyć z pokusami czytając Pismo Święte: „Nie bójmy się pokus, brońmy się Słowem Bożym, i umartwiajmy się na modlitwie i w czynach pokuty”.

Nowenna ku czci św. Pawła I Pustelnika:

sobota, 10 stycznia – o. Andrzej Grad, temat: „Chluba pustyni” – Ojczyzna i narodziny Pawła

niedziela, 11 stycznia – o. Michał Legan, temat: „Chluba pustyni” – Paweł starannie wychowany

poniedziałek, 12 stycznia – o. Ryszard Kowalski, temat: „Chluba pustyni” – Paweł podąża za głosem powołania

wtorek, 13 stycznia – o. Marcin Ciechanowski, temat: „Chluba pustyni” – Demon różnymi pokusami niepokoi Pawła

środa, 14 stycznia – o. Krzysztof Grzesica, temat: „Chluba pustyni” – Paweł w ukochanej pustelni

czwartek, 15 stycznia – o. Marcin Minczyński, temat: „Chluba pustyni” – pochwała życia pustelniczego

piątek, 16 stycznia – o. Piotr Gałdyn, temat: „Chluba pustyni” – Pawłowi pożywienia i ubrania dostarcza palma

sobota, 17 stycznia – o. Jan Berny, temat: „Chluba pustyni” – o rozmowach Pawła i Antoniego

Ostatnie, dziewiąte nabożeństwo zostanie odprawione w niedzielę, 18 stycznia o godz. 16.15, a przewodniczyć mu będzie bp Antoni Długosz z Częstochowy. W ostatnich „Pawełkach” licznie uczestniczą dzieci, które obdarowane zostaną wtedy także drobnymi upominkami, a przede wszystkim błogosławieństwem księdza biskupa Antoniego.

Święty Paweł z Teb żył w Egipcie. Urodził się ok. 228 r., a zmarł w 341 r. Miał więc przeżyć aż 113 lat, z czego ponad 90 lat spędził na pustyni, żyjąc w grocie skalnej – sam na sam z Bogiem. Całe życie spędził na pustyni modląc się i pokutując. W historii Kościoła uznawany jest za pierwszego pustelnika.

*

14 stycznia, w wigilię uroczystości św. Pawła Pierwszego Pustelnika, patriarchy Zakonu Paulinów, ojcowie i bracia przeżywają dzień skupienia.

W uroczystość św. Pawła15 stycznia paulini odprawiają uroczystą wspólnotową Mszę św. Ojcowie i bracia zgromadzeni przed Cudownym Obrazem Matki Bożej ponawiają śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. W tym roku do przewodniczenia uroczystej Mszy św. o godz. 11.00 w Kaplicy Matki Bożej został zaproszony bp Łukasz Buzun, jedyny pauliński biskup, mianowany w roku 2014 r. przez papieża Franciszka biskupem pomocniczym diec. kaliskiej.

16 stycznia paulini obchodzą Święto Królowej Pustelników, zatwierdzone przez Stolicę Apostolską jako wyraz wdzięczności za opiekę Maryi nad Zakonem Paulińskim. W tym dniu, podczas Mszy św. o godz. 7.00, wspólnota paulińska ponawia Akt Zawierzenia Zakonu Maryi. Wspólnotowej Eucharystii o godz. 7.00 w Kaplicy Matki Bożej przewodniczyć ma o. Marian Waligóra, przeor Jasnej Góry.

Uroczystość ku czci św. Pawła tzw. „zewnętrzna”, obchodzona jest z licznym udziałem wiernych. Przypada ona w ostatnim dniu nowenny ku czci św. Pawła, a więc w tym roku w niedzielę, 18 stycznia:

o godz. 11.00 zostanie odprawiona uroczysta Suma z udziałem paulinów oraz przybyłych wiernych. Mszy św. będzie przewodniczył abp Wacław Depo, metropolita częstochowski

o godz. 16.15 zostanie odprawione ostatnie nabożeństwo „Pawełek” z udziałem dzieci. Nabożeństwu przewodniczyć będzie bp Antoni Długosz z Częstochowy, on również pobłogosławi indywidualnie wszystkie dzieci i ich opiekunów. Najmłodsi otrzymują przygotowane przez paulinów upominki w postaci obrazków, słodyczy i owoców pustyni.

o. Stanisław Tomoń
BPJG / mn
2015-01-11, niedziela, godz. 12.45

http://www.jasnagora.com/news.php?ID=9086

******

św. Paweł z Teb

WSTĘP

I. 1. Wielu częstokroć zastanawiało się, kto spośród mnichów pierwszy zamieszkał na pustyni. Niektórzy, bowiem – sięgając do odległych czasów – utrzymują, że tego rodzaju styl życia zapoczątkowali błogosławiony Eliasz i Jan. Jeżeli zaś o nich chodzi, to wydaje się nam, iż Eliasz był kimś większym niż zwykły mnich, i że Jan zaczął prorokować wcześniej, niż się narodził.

2. Inni zaś utrzymują – a jest to przekonanie ogólnie przyjęte przez zwykły lud – że tego rodzaju styl życia zapoczątkował Antoni. Jest to częściowo prawdą; nie należy tego jednak tak rozumieć, jakoby on miał poprzedzać wszystkich innych, lecz że on to właśnie rozpalił w nich pragnienie życia ascetycznego.

3. Amatas zaś i Makary – uczniowie Antoniego, z których pierwszy pogrzebał ciało mistrza – jeszcze teraz twierdzą, że przesławnym inicjatorem tego rodzaju życia był rzeczywiście (a nie tylko z imienia) niejaki Paweł Tebańczyk. Także i my podzielamy to przekonanie.

4. Niektórzy jednak rozpowszechniają przeróżne wiadomości, jak im się żywnie podoba, utrzymując, że był to człowiek pokryty włosami aż do pięt, żyjący w podziemnej jaskini, oraz wiele innych tego rodzaju nieprawdopodobnych rzeczy, których nie warto powtarzać, gdyż sama bezczelność kłamstw powoduje, iż jakiekolwiek ich odpieranie staje się bezcelowe.

5. Zważywszy, więc, że o Antonim dokładnie zostały przekazane świadectwa zarówno w języku greckim jak i rzymskim, postanowiłem napisać cośkolwiek o początkowych i końcowych chwilach życia Pawła. Uczyniłem to raczej z tego powodu, iż pominięto samo zagadnienie, niż powodowany chęcią popisania się talentem. Żaden zaś człowiek dokładnie nie wie, w jaki sposób przeżył on swój średni wiek, czy też -jakie pokonał zasadzki Szatana.

POCZĄTEK ŻYWOTU ŚW. PAWŁA

II. 1. W czasach prześladowania za Decjusza i Waleriana, kiedy to Korneliusz w Rzymie, a Cyprian w Kartaginie z radością ponieśli męczeństwo, przelewając krew, rozszalała się sroga zawierucha, niszcząc liczne Kościoły w Egipcie i w Tebaidzie.

2. Wówczas to chrześcijanie pragnęli polec od miecza dla imienia Chrystusa. Przebiegły jednak wróg – wymyślając katusze, które powodowałyby powolną śmierć – pragnął zabić dusze, a nie ciała. Jak zaś mówi sam Cyprian, który został umęczony przez tegoż nieprzyjaciela: „Pragnącym umrzeć, nie było dane ponieść śmierci”. Przytaczamy dla przykładu dwa wydarzenia, by jaśniej ukazało się jego okrucieństwo.

PRZYKŁAD DWÓCH MĘCZENNIKÓW

III. 1. Podczas gdy pewien męczennik trwał niezachwianie w wierze i zwycięsko pokonywał katusze zadawane przy pomocy konika i rozżarzonych blach, oprawca rozkazał nasmarować go miodem i wystawić z rękoma związanymi z tym na działanie palącego słońca, aby ten, który wcześniej pokonał rozpalone patelnie, poddał się teraz z powodu ukąszeń much.

2. Względem innego, który rozkwitał w młodzieńczym wieku, rozkazał, aby zaprowadzono go do pięknych ogrodów i tam pośród białych lilii i czerwonych róż – podczas gdy obok wił się szemrzący strumyk, a wiatr z lekkim szmerem poruszał liście drzew – położono na wznak na puchowym łożu. Aby zaś nie mógł się stąd uwolnić, rozkazał, by pozostawiono go związanego miękkimi więzami girland.

3. Po oddaleniu się wszystkich, przyszła piękna nierządnica, która zaczęła ściskać łagodnymi objęciami jego szyję i – rzecz ohydna nawet, gdy się o niej mówi! – dotykać rękoma narządy płciowe po to, by ta bezwstydnica – doprowadziwszy ciało do stanu pożądania – mogła jako zwyciężczyni na nim się położyć.

4. Cóż miał począć żołnierz Chrystusa? Dokąd miał się uciec? Tego, którego nie zmogły męczarnie, pokonywała teraz lubieżność. W końcu jednak za niebiańskim natchnieniem splunął odgryzionym językiem w twarz tej, która go całowała i w ten sposób ogrom bólu, który się pojawił, zdeptał uczucie lubieżności.

WYKSZTAŁCENIE PAWŁA I JEGO UCIECZKA NA PUSTYNIĘ

IV. 1. W tym samym czasie, w którym miały miejsce te wydarzenia, żyjący w dolnej Tebaidzie Paweł w wieku około szesnastu lat odziedziczył (wraz z zamężną już siostrą) po śmierci obojga rodziców pokaźny spadek. Był młodzieńcem bardzo wykształconym w wiedzy humanistycznej zarówno greckiej jak i egipskiej. Miał łagodne usposobienie i bardzo kochał Boga.

2. Kiedy rozszalała się burza prześladowania, ukrył się w bardziej oddalonej posiadłości wiejskiej.

3. Do czegóż jednak nie popychasz ludzkich serc, o przeklęta żądzo złota?! Otóż, mąż siostry powziął myśl wydania tego, którego powinien raczej osłaniać.

4. Nie mogły odwieść go od tego występku ani łzy żony, ani więzy krwi, ani Bóg, który widzi wszystko z góry. Był zawsze obecny, nalegał, posługiwał się okrucieństwem, jakby było to miłosierdzie.

PUSTELNIA ŚW. PAWŁA

V. 1. Kiedy zaś ten przeroztropny młodzieniec zrozumiał to, zbiegł w górskie pustkowia. Oczekując zaś końca prześladowania, dobrowolnie przyjął to, do czego zmusiła go konieczność. Posuwając się natomiast do przodu i coraz częściej postępując w ten sam sposób, napotkał kamienną górę, u podnóża, której znajdowała się stosunkowo niewielka jaskinia, którą zamykał głaz.

2. Odwaliwszy go – zgodnie z wrodzonym ludzkim pragnieniem posiadania coraz to większej znajomości rzeczy tajemnych – dostrzegł wewnątrz jaskini obszerne pomieszczenie pod gołym niebem, w którym stara palma rozpościerała swe rozłożyste gałęzie, ukazując lśniąco czyste źródło, którego strumień zaraz po wypłynięciu pochłaniała ta sama ziemia, która go zrodziła.

3. Można było oprócz tego dostrzec nieliczne pomieszczenia rozsiane w rozpadlinach skalnych, w których można było zauważyć zardzewiałe już kowadła i młoty, których używa się do bicia pieniędzy. Pisma Egipcjan podają, iż miejsce to służyło jako warsztat, gdzie bito fałszywe monety w tych burzliwych czasach, kiedy to Antoniusz złączył się z Kleopatrą.

VI. 1. Umiłowawszy, więc to mieszkanie, które w pewnym znaczeniu dawał mu Bóg, Paweł przeżył w nim na modlitwach i w samotności całe życie. Palma zaś dostarczała mu pożywienia i odzienia.

2. By jednak komuś nie wydało się to czymś niemożliwym, wzywam na świadka Jezusa i Jego świętych aniołów, iż w tej części pustyni, która poprzez Syrię łączy się z Saracenami, widziałem mnichów i nadal ich widzę, spośród których jeden, pozostając od trzydziestu lat w zamknięciu, żyje jęczmiennym chlebem i błotnistą wodą.

3. Inny natomiast – przebywając w starej cysternie, którą Syryjczycy nazywają w swym barbarzyńskim języku „gubba” – utrzymuje się przy życiu spożywając pięć suszonych fig dziennie.

4. Rzeczy te wydadzą się czymś niemożliwym tym, którzy nie wierzą, iż wszystko jest możliwe dla wierzących.

ZA NIEIBIAŃSKIM NATCHNIENIEM ŚW. ANTONI POSTANAWIA UDAĆ SIĘ W PODRÓŻ BY ODNALEŹĆ ŚW. PAWŁA.
CENTAURY

VII. 1. Trzeba jednak powrócić do tego, skąd wyszedłem. Otóż, gdy błogosławiony Paweł liczący już sto trzynasty rok życia wiódł niebiańskie życie na ziemi, i gdy dziewięćdziesięcioletni Antoni przebywał na innym pustkowiu (jak on to sam zwykł twierdzić), przyszła mu myśl, że nie ma oprócz niego żadnego mnicha, który przebywałby na pustyni. Gdy jednak odpoczywał w nocy, zostało mu objawione, że głębiej w pustyni istnieje inny mnich, i to dużo lepszy od niego, oraz że powinien pójść, aby go zobaczyć.

2. Czcigodny starzec, gdy tylko zaczęło świtać, podpierając laską schorowane członki, począł iść, nie wiedząc nawet, dokąd zmierza. Grzało już okrutnie z wysoka południowe, palące słońce. On jednak nie zbaczał z podjętej drogi, mówiąc: „Wierzę mojemu Bogu, iż ukaże mi swojego sługę, jak to obiecał”.

3. Nie skończył nawet myśleć o tym, aż tu widzi człowieka skrzyżowanego z koniem, któremu poeci według swego przekonania nadali nazwę hipocentaura. Zauważywszy go, uzbroił czoło, kreśląc znak zbawienia. „Posłuchajże – powiedział – gdzie tu mieszka sługa Boga?” Ten zaś – bełkocząc coś po barbarzyńsku i raczej koślawiąc słowa, niż wypowiadając je ze straszliwych ust – starał się skierować doń dość miłą mowę. Wyciągniętą zaś prawicą wskazał mu drogę, o którą pytał i uciekając szybko przez rozlegle pola, zniknął z oczu zdziwionemu Antoniemu.

4. Nie jestem pewien, czy upozorował to diabeł, by go przestraszyć, czy też – jak to zwykle bywa – obfitująca w potwory pustynia rodzi także tę bestię.

ŚW. ANTONI SPOTYKA FAUNY I SATYRY

VIII. 1. Zdziwiony Antoni kroczył, więc dalej, zastanawiając się w sobie nad tym, co widział.

2. Nie zatrzymując się, spostrzegł w kamienistej dolinie niedużego człowieczka, który miał zakrzywione nozdrza i czoło zaostrzone rogami. Dolna zaś część jego ciała była zakończona kozimi nogami. Przestraszany tym widowiskiem dzielny wojownik uchwycił tarczę wiary i zbroję nadziei.

3. Mimo to wspomniane zwierzę – jakoby w dowód pokoju – ofiarowało mu na drogę owoce palm.

4. Antoni, zauważywszy to, zatrzymał się i – zapytawszy go, kim jest – taką otrzymał od niego odpowiedź: „Jestem śmiertelnikiem i jednym z mieszkańców pustyni, których opętani przeróżnymi błędami poganie czczą jako fauny, satyry i zmory. Jestem przedstawicielem mojej trzody. Prosimy, abyś modlił się za nami do wspólnego Pana; poznaliśmy, iż już nadeszło zbawienia świata i Jego głos rozległ się na całym świecie”.

5. Gdy mówił on te słowa, leciwy wędrownik zraszał obficie twarz łzami, których ogrom zalewał znaki radości serca. Cieszył się mianowicie z chwały Chrystusa i z klęski Szatana, dziwiąc się jednocześnie, że mógł zrozumieć jego przemowę. Uderzając zaś laską o ziemię, mówił: „Biada tobie, Aleksandrio, która zamiast Boga czcisz dziwadła! Biada tobie, miasto nierządnico, do którego napływają demony całego świata! Cóż teraz powiesz?: bestie mówią o Chrystusie!”

6. Nie dokończył jeszcze tych słów, a już to rogate zwierzę uciekło, jakby uleciało na skrzydłach.

7. Aby zaś nie spowodowało to w kimś wątpliwości niedowiarstwa, dodamy, że wydarzenie to znajduje potwierdzenie w wydarzeniu za panowania Konstancjusza VI, o czym świadczy cały świat. Otóż, tego rodzaju żywy człowiek przywiedziony do Aleksandrii sprawił ludowi wielkie widowisko. Później natomiast jego martwe zwłoki posypane solą, by nie rozłożyły się pod wpływem letniego ciepła, zostały przeniesione do Antiochii, aby mógł je zobaczyć cesarz.

ŚW. ANTONI IDZIE DALEJ I SPOTYKA ŚW. PAWŁA

IX. 1. Muszę jednak kontynuować opowiadanie. Antoni podążał dalej w kierunku, który obrał, dostrzegając jedynie ślady dzikich zwierząt i szeroką rozciągłość pustyni. Cóż począć? Dokąd skierować kroki? Upływał już drugi dzień. Pozostawał tylko jeden, by mógł ufać, że Chrystus go nie opuścił.

2. Rozproszył ciemności, przepędzając tę drugą noc na modlitwie. Gdy już światło dopiero, co zaczynało się pojawiać, zobaczył dość blisko siebie wilczycę dyszącą z powodu żaru pragnienia, która wlokła się ku podnóżu góry. Zaczął ją śledzić wzrokiem. Gdy zaś zwierzę odeszło, podszedłszy do jaskini, począł zaglądać do wnętrza. Nie udało mu się jednak zaspokoić ciekawości, gdyż ciemności nie pozwalały niczego zobaczyć.

3. Pomimo wszystko – zgodnie z tym, co mówi Pismo: „doskonała miłość usuwa lęk” – stawiając delikatnie kroki i wstrzymując oddech, ostrożny zwiadowca wszedł do środka. Postępując zaś powoli i często przystając, starał się wychwytywać uszami dźwięki. W końcu w okrutnie ciemnej nocy spostrzegł w pobliżu światło. Posuwając się jednak z większym zapałem, potknął się nogą o kamień, powodując hałas.

4. Usłyszawszy ten hałas, błogosławiony Paweł zamknął drzwi, które stały otworem, i mocno je zaryglował. Wówczas Antoni, upadłszy przed drzwiami, aż do szóstej godziny (a nawet i dłużej) prosił usilnie, aby go wpuścił mówiąc: „Wiesz, kim jestem, skąd i w jakim celu przybyłem. Wiem, że nie jestem godzien stanąć przed twym obliczem. Nie odejdę jednak, dopóki cię nie ujrzę. Dlaczego odrzucasz człowieka ty, który przygarniasz zwierzęta? Szukałem i znalazłem; kołaczę, by mi otworzono. Jeśli nie uzyskam tego, to umrę tutaj, tutaj przed twoimi drzwiami. Zapewne pogrzebiesz przynajmniej mojego trupa”.

5. Myśląc w ten sposób, stał wytrwale i trwał niewzruszenie. Taką zaś krótką odpowiedź dał mu bohater: „Nikt tak nie prosi, gdy jest zagrożeniem. Nikt nie wyrządza krzywdy, gdy ma łzy w oczach. Dziwisz się, że cię nie przyjmuję, skoro przychodzisz, zamierzając umrzeć?”. Uśmiechając się, rozwarł wejście. Po jego otwarciu obaj pozdrowili się swoimi imionami, obejmując się wzajemnie w uściskach i wspólnie składając Panu dzięki.

ROZMOWA ŚW. PAWŁA ZE ŚW. ANTONIM

X. 1. Po świętym zaś pocałunku Paweł, usiadłszy z Antonim, tak przemówił: „Oto zaniedbane, siwe włosy pokrywają zwiotczałe staroście członki tego, którego szukałeś z tak wielkim trudem. Oto widzisz człowieka, który niebawem stanie się prochem. Ponieważ jednak miłość wszystko znosi, proszę cię, opowiedz mi, jak się miewa rodzaj ludzki: czy w starożytnych miastach są budowane nowe domy; jaki władca rządzi światem; czy pozostali jeszcze ludzie, których opanował błąd demonów.”

2. Prowadząc tę rozmowę, spostrzegli, iż skrzydlaty kruk usiadł na gałęzi drzewa i – lekko z niej sfruwając – położył przed ich zdziwionymi oczyma bochen chleba.

3. Po jego oddaleniu się, Paweł powiedział: „Popatrzże, prawdziwie czuły, prawdziwie miłosierny Pan przysłał nam pożywienie. Minęło już sześćdziesiąt lat od chwili, gdy zawsze otrzymuję pól bochenka chleba. Na twoje jednak przyjście Chrystus swoim żołnierzom podwoił porcję.”

XI. 1. Złożywszy zaś uroczyste dziękczynienie Bogu, usiedli obaj nad brzegiem krystalicznie czystego źródła. Tutaj jednak powstał spór, który przeciągnął się prawie do zmierzchu, odnośnie do tego, kto ma łamać chleb.

2. Paweł nie chciał ustąpić, opierając się na zasadach gościnności. Antoni natomiast przeciwstawiał się, wskazując na swój wiek. Postanowili wreszcie, iż ujmą chleb z obu końców i że każdy będzie ciągnął go ku sobie, aż pozostanie mu w ręce jego część. Wypili następnie nieco wody, dotykając ustami źródła. Składając natomiast Bogu ofiary chwały, spędzili noc na czuwaniu.

3. Kiedy zaś powrócił już dzień na ziemię, błogosławiony Paweł tak przemówił do Antoniego: „Od dawna już wiedziałem, bracie, że mieszkasz w tej okolicy. Od dawna Bóg obiecał mi współbrata. Ponieważ jednak nadszedł już czas snu i – czego zawsze pragnąłem – uwolnienia się i bycia z Chrystusem, po skończonym biegu czeka mnie wieniec sprawiedliwości. Pan posłał cię, byś przykrył ziemią moje ciało; co więcej: byś ziemię oddał ziemi”.

ŚW. PAWEŁ PROSI, BY BYĆ POGRZEBANYM W PŁASZCZU, ŚW. ATANAZEGO

XII. 1. Usłyszawszy to Antoni, prosił – płacząc i jęcząc – aby go nie opuszczał i aby przyjął go za towarzysza tej drogi.

2. On jednak odrzekł: „Nie powinieneś szukać swojego dobra, lecz dobra innych. Pożyteczne jest, bowiem dla ciebie, byś – zrzuciwszy ciężar ciała – szedł za Barankiem. Pożyteczne jest jednak dla innych braci, by nadal mogli się budować twoim przykładem. Z tego, więc powodu proszę cię, wyrusz w drogę, jeśli nie sprawia ci to trudności, i przynieś płaszcz, który podarował ci biskup Atanazy, by owinąć w niego moje ciało.”

3. Błogosławiony Paweł nie prosił jednak o to, dlatego że bardzo się troskał, czy jego zwłoki będą się rozkładały ubrane czy też nagie (od bardzo długiego, bowiem czasu przyodziewał się w splecione liście palm), lecz dlatego, by odchodzącemu od niego złagodzić ból z powodu swojej śmierci.

4. Zdziwiony, więc Antoni tym, że usłyszał o Atanazym i jego płaszczu, jakby widząc Chrystusa w Pawle i uwielbiając przebywającego w nim Boga, nie ośmielił się nic więcej powiedzieć, lecz płacząc w milczeniu, ucałowawszy jego oczy i ręce, podążył ku klasztorowi, który później został zajęty przez Saracenów.

5. Chociaż kroki nie nadążały za duchem, to jednak – choć ciało wycieńczone postami kruszyły także liczne lata – duchem przezwyciężał wiek.

ŚW. ANTONI DOCIERA DO KLASZTORU, BY WZIĄĆ PŁASZCZ ATANAZEGO I WYSŁAWIA ŚW. PAWŁA

XIII. 1. Zmęczony i zdyszany odbytą drogą dotarł wreszcie do swojego mieszkania. Gdy zaś dwaj uczniowie, którzy zaczęli mu usługiwać, gdy już był sędziwym, wybiegli mu na spotkanie, mówiąc: „Gdzie tak długo przebywałeś, Ojcze?”, odpowie

2. Zacisnąwszy zaś usta i bijąc się ręką w piersi, wyciągnął z celki płaszcz. Uczniom natomiast, którzy go prosili, aby im obszerniej wyjaśnił całą sprawę, rzekł: „Jest czas mówienia i czas milczenia.”

ŚMIERĆ I POGRZEB ŚW. PAWŁA

XIV. 1. Wyszedłszy następnie na zewnątrz i – nie wziąwszy nawet pożywienia – udał się na powrót tą samą drogą, którą przybył, pragnąc go ujrzeć, chcąc go zobaczyć, obejmując go oczami i myślą. Obawiał się bowiem (i tak się stało), że podczas jego nieobecności Paweł może oddać Chrystusowi ducha.

2. Gdy zaś począł świtać już następny dzień i pozostawały mu trzy godziny drogi, zobaczył, że wśród zastępu aniołów, pośród chórów proroków i apostołów jaśniejący śnieżnobiałym blaskiem Paweł wstępuje na wysokości.

3. Natychmiast, więc, upadłszy na twarz, począł sypać piasek na głowę, płacząc i jęcząc: „Dlaczego mnie opuszczasz, Pawle? Dlaczego odchodzisz bez pożegnania? Tak późno cię poznałem, a tak szybko się oddalasz?”

XV. 1. Opowiadał później błogosławiony Antoni, że z taką prędkością przebiegł drogę, która mu pozostawała, iż przefrunął jak ptak. Słusznie zaś to uczynił; gdy bowiem wszedł do jaskini, ujrzał martwe ciało ze zgiętymi kolanami, wyprostowaną głową i wzniesionymi ku górze rękoma.

2. Myśląc początkowo, że on żyje, zaczął także się modlić. Później jednak, nie słysząc żadnych westchnień, które zwykle modlący wydawał, schyliwszy się, by złożyć żałobny pocałunek, zrozumiał, że także zwłoki świętego modliły się do Boga, dla którego wszystko żyje, hołdem samego gestu.

XVI. 1. Owinąwszy, więc i wyniósłszy na zewnątrz ciało, oraz odśpiewawszy zgodnie z chrześcijańską tradycją psalmy, smucił się Antoni, iż nie posiada motyki, którą mógłby rozkopać ziemię. Osaczały go przeróżne palące myśli i głęboko się zastanawiał: „Jeśli powrócę do klasztoru, to będę potrzebował czterech dni drogi; jeśli pozostanę tutaj, to nie uda mi się niczego więcej dokonać. Umrę, więc, jak się godzi, i – upadłszy obok twojego wojownika, o Chryste – wyzionę ostatnie tchnienie.”

2. Podczas gdy tego rodzaju myśli przewijały się w jego umyśle, oto pojawiły się dwa biegnące z głębi pustyni lwy z powiewającymi na karkach grzywami. Zobaczywszy je, początkowo się przestraszył. Następnie jednak wzniósł umysł ku Bogu i pozostał bez trwogi, jakby widział gołębice.

3. One natomiast, pobiegłszy prosto, zatrzymały się przy zwłokach błogosławionego starca wymachując przyjaźnie ogonami, położyły się u jego nóg, wydając potężne ryki, z których można by od razu odczytać, iż płaczą w sposób, w jaki potrafią.

4. Zaczęły następnie nieco dalej rozgrzebywać łapami ziemię i – wyrzucając piasek, jakby szły w zawody – wykopały dół mogący pomieścić jednego człowieka. Natychmiast zaś, jakby miały zamiar prosić o zapłatę za wykonane dzieło, poruszając uszami, z pochylonymi karkami podeszły do Antoniego, liżąc mu ręce i nogi, aby zrozumiał, że proszą go o błogosławieństwo.

5. On zaś nie zwlekając i rozpływając się w wychwalaniu Chrystusa, iż także nieme zwierzęta potrafią odczuwać, powiedział: „Panie, bez którego polecenia nie zlatuje liść z drzewa, ani żaden wróbel nie upada na ziemię, daj im zgodnie z tym, co ty wiesz”. Dając zaś znak ręką, rozkazał, aby odeszły.

6. Po ich odejściu zgiął starcze barki pod ciężarem ciała świętego. Złożywszy je zaś w grobie i przysypując ziemią zgodnie ze zwyczajem dokonał pogrzebu.

7. Gdy zaś zaświtał następny dzień, aby jako bogobojny spadkobierca mógł mieć coś z dóbr zmarłego bez testamentu, wziął dla siebie jego tunikę, którą Paweł sam splótł z liści palmy tak, jak wykonuje się kosze. Wróciwszy natomiast do klasztoru, opowiedział dokładnie wszystko uczniom. W uroczyste zaś dni Wielkanocy czy pięćdziesiątnicy zawsze ubierał tunikę Pawła.

PORÓWNANIE MIĘDZY SW. PAWŁEM A NIEROZTROPNYMI BOGACZAMI

XVII. 1. Wypada na końcu dziełka zwrócić się z pytaniem do tych, którzy nie wiedzą nawet, jak duży mają majątek, którzy przyozdabiają domy marmurami, którzy płacą za jeden sznureczek ceny całych posiadłości wiejskich: cóż brakowało kiedykolwiek temu gołemu starcowi?

2. Wy pijecie z pucharów zdobionych drogocennymi kamieniami; on zaspokajał potrzeby natury, pijąc z wklęsłych dłoni. Wy macie tuniki tkane złotem; on nie posiadał nawet odzienia, jakie ma najnędzniejszy z waszych niewolników.

3. Przeciwnie jednak: przed tym biedaczyną otwiera się raj; was zaś pokrytych złotem pochłonie gehenna. On – chociaż goły – zachował szatę Chrystusa; wy – odziani w jedwab – straciliście odzienie Chrystusa. Paweł pokryty nędznym prochem leży, oczekując na zmartwychwstanie do chwały; was zaś, którzy jesteście przeznaczeni na spalenie wraz z waszymi bogactwami, przygniatają kamieniami ciężkie grobowce.

4. Oszczędźcie, proszę was, oszczędźcie przynajmniej bogactwa, które kochacie! Dlaczego także i waszych zmarłych odziewacie w złociste szaty? Dlaczego wasza duma nie ustępuje nawet przed żałobą i łzami? Czy trupy bogaczów nie potrafią gnić inaczej, jak tylko spowite w jedwab?

ZAKOŃCZENIE

XVIII. 1. Błagam cię, kimkolwiek jesteś i czytasz te słowa, byś wspomniał na grzesznego Hieronima, który – jeśli Pan dałby mu możliwość wyboru – o wiele chętniej wybrałby tunikę Pawła wraz z jego zasługami, niż purpury królów z ich królestwami.

http://www.skalka.paulini.pl/page,48.html

******

15 stycznia

Żywot świętego Pawła, pustelnika

(żył około roku Pańskiego 300)

 

Kościół święty czci w świętym Pawle “ojca pokutników”, był on bowiem pierwszym znanym pustelnikiem za czasów chrześcijańskich. Przed nim tylko Eliasz i Jan Chrzciciel byli pustelnikami, czyli ludźmi żyjącymi w samotności i poświęcającymi się tylko służbie Bożej.

Św. Paweł urodził się w Tebaidzie w Egipcie, więc zowią go też Pawłem Tebajskim. Będąc synem zamożnych rodziców, odebrał jak najstaranniejsze wychowanie. Utraciwszy w piętnastym roku życia ojca i matkę, odziedziczył po nich wielki majątek; będąc jednak bardzo pobożnym, używał go jedynie ku czci i chwale prawdziwego Boga. Gdy liczył 22 lata, wybuchło za panowania cesarza Decjusza straszliwe prześladowanie chrześcijan. Mordowano, palono i ćwiartowano wyznawców Chrystusa, przeto Paweł, aby ujść prześladowaniu ukrył się w swojej wiejskiej posiadłości. Niestety, przekonał się wkrótce, że jego własny szwagier postanowił wydać go w ręce prześladowców, aby tym sposobem zawładnąć jego majątkiem. Szukając ratunku, uszedł Paweł na puszczę i zamieszkał w jaskini, w której biło źródło czystej wody, a której wejście zasłaniała potężna palma. Osiadł tutaj na stałe i oddał się modlitwie i pokucie, a żywił się owocami palmy. Po trzydziestu latach palma uschła, ale Pan Bóg nie opuścił swego sługi, gdyż nakazał krukowi, aby mu co dzień przynosił pół bochenka chleba.

Na tej samej puszczy żył w owym czasie święty Antoni, nic o Pawle nie wiedzący i uważający się za pustelnika, któremu w doskonałości zaparcia się i oderwania od świata nikt wyrównać nie zdoła. Bóg, chcąc mu tę samolubną myśl wybić z głowy, objawił mu, że żyje w tej puszczy ktoś inny, doskonalszy od niego i kazał mu go poszukać. Święty Antoni posłuszny rozkazowi, poszedł w głąb pustyni, a kierowany przez Opatrzność trzeciego dnia odszukał Pawła. Jaskinia była zamknięta, a na kołatanie nikt się nie odezwał. Wtedy z płaczem zawołał: “Sługo Boży, ten, który mnie tu przysłał, objawił ci zapewne kto jestem i po co przyszedłem. Wiem, żem niegodzien oglądać ciebie. Lecz czyż odmówisz mi tej łaski, której nie odmawiasz dzikim zwierzętom? Zapowiadam ci, że gotów jestem umrzeć tu, a nie odstąpię. Będziesz więc musiał wyjść, aby mnie pochować”. Wtedy Paweł wyszedł i obaj zgrzybiali starcy przywitali się po imieniu. Wśród pobożnej rozmowy nadleciał kruk, przynosząc cały bochenek chleba. Uradowany Paweł zawołał: “Przez 60 lat przynosił mi ten ptak tylko pół bochenka, lecz dziś Bóg i o gościu moim pamięta!”

Święty Paweł

Nazajutrz rzekł Paweł: “Bracie chętnie rozmawiałbym dłużej z tobą, ale nadchodzi ostatnia moja godzina. Bóg mi objawił, że cię ujrzę przed śmiercią, a ty pogrzebiesz moje ciało. Wracaj więc do domu i przynieś płaszcz, któryś dostał od patriarchy Atanazego, żebyś weń mógł zwłoki moje zawinąć”.

Zasmucony Antoni pobiegł czym prędzej po płaszcz, a wróciwszy zastał Pawła klęczącego, ale już bez duszy. Rozpłakawszy się, obwinął ciało w płaszcz i odmówił pacierze pogrzebowe, ale nie miał czym wykopać grobu. Zanim by się postarał o odpowiednie narzędzia, minęłoby kilka dni, a tym czasem dzikie zwierzęta mogłyby poszarpać zwłoki. Ukląkł więc i prosił Boga o pomoc, gdy wtem nadbiegły dwa lwy i wygrzebały dół, w którym pochował ciało Pawła. Umarł ten Święty na początku roku 341, przeżywszy lat sto trzynaście.

Nauka moralna

Nam dziś w zepsutym świecie żyjącym trudno pojąć, jak surowe dawni chrześcijanie prowadzili życie. Powinniśmy ich naśladować, chociaż w inny sposób. Nie każdy może być księdzem, nie każdy zakonnikiem lub pustelnikiem, ale cnoty tych świętych każdy przyswoić sobie może i powinien, św. Paweł oddał się całkowicie służbie Bożej. Czy i my w naszych świeckich stosunkach uczynić tego nie możemy? Owszem, – zrzućmy z siebie pychę, a obleczmy się w pokorę, – myślmy więcej o duszy aniżeli o ciele, – porzućmy znikome przepychy światowe, a schrońmy się pod opiekuńcze skrzydła Kościoła św.! Tam znajdzie każdy, kto tego szuka, pociechę i zadowolenie, których świat dać nie może. Najmilszym naszym wspomnieniem jest wiek niewinności. Czemuż nie staramy się zawsze w tym stanie pozostać? Nie szukajmy rozkoszy światowej, tylko niebieskiej; nie gońmy za znikomym majątkiem, ale starajmy się, jak święty Paweł pustelnik i inni mężowie Bogu oddani, o majątek dla duszy, o majątek wieczny. Bo “słodki jest Pan; błogosławiony mąż, który w Nim ma nadzieję” (Psalm 33,9).

Modlitwa

Boże, racz miłościwie za przyczyną świętego Pawła pustelnika, sprawić, abyśmy tu na ziemi świątobliwe i pobożne życie prowadzili. Przyciągnij nas do siebie słodyczą Twojej miłości i daj, abyśmy nic innego nie szukali i nie miłowali, prócz Ciebie, któryś jest najwyższym, najpiękniejszym i najdoskonalszym dobrem. Amen.

św. Paweł, pustelnik
urodzony dla świata 228 roku
urodzony dla nieba 341 roku
wspomnienie 15 stycznia

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

“Sam na sam z Bogiem”

Królowa Pustelników

O. Marian Załęcki OSPPE

15 stycznia Zakon Pauliński obchodzić będzie doroczną uroczystość św. Pawła Pierwszego Pustelnika.
W tym dniu wszyscy zakonnicy odnawiają swoje śluby zakonne.
W dniu następnym, 16 stycznia, Zakon obchodzi święto Matki Bożej Królowej Pustelników.
Wielu z nas nie rozumie, dlaczego Paulini czczą Maryję jako Królową Pustelników.
Warto pokrótce odpowiedzieć na to pytanie.

 

Pustynia

Pustelnictwo było znane i praktykowane w starożytności. Z historii biblijnej wiemy, że naród izraelski wędrował 40 lat przez pustynię do Ziemi Obiecanej. Widocznym znakiem Bożej obecności między wybranym ludem, często narzekającym przed Mojżeszem na surowość pustyni, była Arka Przymierza. W poszukiwaniu pomocy Boga Mojżesz często sam udawał się na górę Synaj. Tam też otrzymał Dziesięć Bożych Przykazań.

Wiemy dużo o Eliaszu, proroku, który ukrywał się w grotach pięknej góry Karmel. Do dnia dzisiejszego żyją i pracują pustelnicy – ojcowie karmelici, duchowi synowie św. proroka Eliasza. Znana jest nam także postać św. Jana Chrzciciela, tego “głosu na pustyni”, który nawoływał jemu współczesnych do nawrócenia i pokuty. Sam nasz Zbawiciel Jezus Chrystus podczas swego przygotowania do publicznej misji spędził 40 dni na pustyni, gdzie był kuszony przez szatana.

W okresie pierwszych wieków chrześcijaństwa wielu świętych chrześcijan uciekało na pustynię, aby tam szukać spokoju i bezpieczeństwa w czasie prześladowania. Wielu z nich czyniło tak z obawy, że mogą się zaprzeć Jezusa Chrystusa. Ale wielu też uciekało na pustynię, aby tam kontemplować Boga na modlitwie i pokucie. Wielu z ojców pustyni przemieszczało się z pustyni na pustynię. Trzeba tu wspomnieć św. Pawła Pierwszego Pustelnika – duchowego ojca i patriarchę Zakonu Braci Pustelników, św. Antoniego Pustelnika – ojca pustyni, św. Franciszka z Paoli, św. Franciszkę Rzymiankę – pustelnicę i wielką pokutnicę, św. Bazylego Wielkiego i św. Grzegorza z Nazjanzu, biskupów i doktorów Kościoła. W herbie paulińskim jest motto Zakonu: Solus cum Deo solo – “Sam na sam z Bogiem”.

Aleksy Könger – św. Paweł Pierwszy Pustelnik na modlitwie pod palmą. Ołtarz św. Pawła w kościele Matki Bożej, Lepoglawa, 1770 r.

Pustelnicy

Bracia Pustelnicy – zakon założony na Węgrzech – obrali sobie za patrona św. Pawła Pierwszego Pustelnika, który żył w Górnym Egipcie w IV wieku i według tradycji spędził 90 lat na pustyni. Zakon został zatwierdzony przez Stolicę Apostolską w 1308 r. jako Zakon Braci Pustelników w Kościele Katolickim. Była to wspólnota typowo węgierska, Węgrzy zwykli byli mówić: “Jak długo Zakon Braci Pustelników trwa, naród nasz węgierski będzie żył w spokoju i bezpieczeństwie”. Zakon przedostał się do Polski w 1383r. z pomocą księcia Władysława Opolczyka, kuzyna króla węgierskiego Ludwika, aby strzec cudownego wizerunku Bogurodzicy w świętej ikonie. Polska prowincja Ojców Paulinów przetrwała do dziś, sanktuarium Bogurodzicy stało się jednym z największych centrów pielgrzymkowych, a miasto, na którego terenie się znajduje, nazywane jest duchową stolicą Polski.

Zakon wydał wielu uczonych i świętych, chociaż nigdy nie starał się o ich kanonizacje. Ten Zakon wiele też ucierpiał z powodu napaści hord tureckich na paulińskie klasztory i z powodu klęski pod Mohaczem (1526r.). Klasztory zostały zrabowane i zniszczone. W pożarze słynnego klasztoru Maria Nostra, rezydencji generałów węgierskich, zaginęły relikwie św. Pawła Pierwszego Pustelnika. Wielu zakonników poniosło śmierć męczeńską. W 1786 r. Zakon Paulinów został oficjalnie skasowany przez cesarza Józefa II i Marię Teresę.

Królowa pustelników

Tyle, w wielkim skrócie, z historii Zakonu Braci Pustelników. Od początku, oprócz kultu Krzyża Świętego, Zakon wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej. Jednym z przejawów tej czci było obranie za patronkę i szczególną orędowniczkę Zakonu Maryi czczonej już od XIV wieku pod tytułem Królowej Pustelników Wiemy, że Maryja żyła w Nazarecie i znana tam była jako Miriam. Przez 30 lat Chrystus Pan prowadził życie ukryte w szkole Maryi, która na pewno nie brała udziału w publicznych dysputach lub w życiu społeczno-politycznym. Była po prostu jedną z kobiet izraelskich.

Milczenie jest istotną wartością życia eremickiego. Tak żyła też Maryja. Z Ewangelii św. Łukasza dowiadujemy się, że zachowywała wiernie wszystkie wypowiedzi Jezusa i rozważała je w swoim sercu (por. 2,51). A Jezus wzrastał w mądrości i łasce pod czujnym okiem Maryi (tamże). W szkole Maryi – Stolicy Mądrości Jezus nauczył się najwięcej. Ona kochała Go jak swojego syna, ale uwielbiała Go jako Boga.

Milczenie Maryi i Jej kontemplacja Boga były i nadal są natchnieniem dla wszystkich pustelników na całym świecie. Maryja jest milcząca, ale wszystko rozumiejąca. W Ewangeliach odnotowane jest tylko 7 wypowiedzi Maryi. Ostatnie Jej słowa skierowane są do sług w Kanie Galilejskiej w czasie uczty weselnej: “Czyńcie, cokolwiek wam powie” (por. J 2,5). Były to słowa mądrości i troski, słowa Matki Dobrej Rady. Maryja na pewno znała pisma prorocze odnośnie do przyszłego Mesjasza. Oblubienica z Pieśni nad Pieśniami jest wielkim symbolem Maryi Oblubienicy Ducha Świętego. Autor Pieśni nad Pieśniami mówi: “Kim jest ta, co się wyłania z pustyni, wsparta na oblubieńcu swoim” (8,5); “Kim jest ta, co się wyłania z pustyni wśród słupów dymu, owiana wonią mirry i kadzidła i wszelkich wonności…” (3,6). Duch Święty prowadzi swoją Oblubienicę, aby mówić do Jej serca w samotności.

Myślę, że intencją Braci Pustelników w wybraniu Maryi na Królową Pustelników jest fakt, że Maryja dana została przez Boga Kościołowi jako szczególna pomoc w walce z szatanem i mocami ciemności. Groźba bowiem wypowiedziana w ogrodzie Eden, a skierowana do szatana, jest aktualna do końca czasów: “Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę… (Rdz 3,15).

Papież Jan Paweł II podczas spotkania z ojcami i braćmi na Jasnej Górze – 19 czerwca 1983 r. – wypowiedział znamienne słowa: “Miłość jest jedyną naszą siłą w naszej walce z mocami ciemności. Dlatego jest rzeczą bardzo ważną, abyśmy byli zjednoczeni z Niewiastą, która kochała i kocha z największą miłością. Jeśli pozostaniemy zjednoczeni z tą Niewiastą, będziemy kochać”.

Wszystkich nas, ojców i braci paulinów, bardzo zbudował fakt, że założyciel Amerykańskiej Częstochowy – o. Marian Zembrzuski zmarł właśnie w święto Matki Bożej Królowej Pustelników. Maryja, Matka Zakonu Paulińskiego i Królowa Pustelników, wzięła swego wiernego sługę w dniu swego święta do Królestwa Światłości i Życia. Niech Maryja ma nas nadal w swojej opiece.

Tygodnik “niedziela” Nr 3 – 15 stycznia 2006r.

św. Paweł Pierwszy Pustelnik

(15 stycznia)

św. Antoni, Opat i Pustelnik (17 stycznia)
św. Hieronim (30 września)
św. Apoloniusz

 

WIDZIANE OCZAMI WIARY

Odkrywamy Jasną Górę

“SAM NA SAM Z BOGIEM”

O. JAN STANISŁAW RUDZIŃSKI OSPPE

Podczas Światowego Dnia Młodzieży na Jasnej Górze w Częstochowie w 1991 r. Jan Paweł II, zwracając się do ogromnej rzeszy młodych ludzi, powiedział żartobliwie: “Widzicie tych białych zakonników, którzy się tutaj wszędzie kręcą? To są pustelnicy św. Pawła Pierwszego Pustelnika. Ale zrobiliśmy im pustelnię! (…)”.

Tak, od ponad sześciuset lat Paulini stróżują przy Cudownym Obrazie Matki Bożej w tej niezwykłej pustelni, jaką jest Jasna Góra. W swojej duchowości tkwią głęboko w eremityzmie, a więc w życiu pustelniczym. Takie są korzenie Zakonu św. Pawła Pierwszego Pustelnika. Solus cum Deo solo – “Sam na sam z Bogiem” – to maksyma streszczająca ich duchowość.

Początek chrześcijańskiego eremityzmu przypada na III i IV wiek po Chrystusie. Pustelniczy sposób życia był szeroko rozpowszechniony w Egipcie i w Syrii. Za twórcę i inicjatora życia pustelniczego, w ścisłym tego słowa znaczeniu, uważa się dziś św. Pawła z Teb. W czasie panowania cesarza Decjusza i okrutnych prześladowań chrześcijan schronił się on na pustyni w okolicy miasta Teby i tam, w samotnej pieczarze skalnej, “przepędził wiek na modlitwie”. Przykład jego surowego życia – dzięki św. Antoniemu, który go odszukał przed śmiercią, a także dzięki św. Hieronimowi, który opisał jego życie – odbił się głośnym echem w ówczesnym świecie chrześcijańskim, pociągając na pustynię wielu naśladowców. Surowy ascetyzm pierwszych pustelników żyjących samotnie, zatopionych w kontemplacji Boga, ich różnego rodzaju praktyki pokutne oraz praca fizyczna wypracowały swoistą duchowość. Wywierały one wpływ na ówczesnego człowieka, któremu jeszcze bliskie i żywe były wzory takiego życia, zarówno z przykładu samego Chrystusa, jak również proroków Starego Testamentu. Jak dalece ten pęd do eremityzmu ogarnął ówczesne umysły i serca, świadczy fakt, że najwięksi Ojcowie i Doktorzy Kościoła przynajmniej okresowo prowadzili życie pustelnicze, zanim oddali się organizowaniu życia zakonnego czy pracy apostolskiej. Pustelnikami więc byli: św. Antoni Opat, św. Grzegorz Cudotwórca, św. Grzegorz z Nazjanzu, św. Jan Chryzostom, św. Atanazy, św. Hieronim, św. Bazyli, św. Benedykt i cały poczet anachoretów. Z biegiem czasu zaczyna istnieć inne zjawisko – cenobityzm, czyli życie we wspólnocie. Rozwijające się później życie klasztorne nie zlikwidowało jednak życia pustelniczego. Pustelnicy byli użyteczni dla świata chrześcijańskiego dzięki świętości życia, a także dzięki umiejętności zwalczania herezji.

Zakon Paulinów powstał w połowie XIII wieku na Węgrzech na tle tamtejszego, po dziś dzień mało znanego ruchu eremickiego. Do powstania zakonu przyczynił się bardzo Bartłomiej, biskup Pecs (Pięciu Kościołów). Urodzony we Francji, był poprzednio benedyktynem w sławnym opactwie w Cluny. Po przybyciu na Węgry został biskupem i – przejęty gorliwością pasterską – zainteresował się już istniejącym ruchem eremickim, który postanowił włączyć do pracy apostolskiej. W 1225 r. na górze Urog zbudował kościół i klasztor pod wezwaniem św. Jakuba, gdzie zgromadził rozproszonych dotychczas pustelników w jedną wspólnotę. Ułożył dla nich krótką regułę i postarał się o odpowiednie uposażenie. Założony przez niego klasztor uważany jest za pierwszy klasztor pauliński.

Właściwym jednak organizatorem zakonu stał się dopiero Euzebiusz, kanonik z Ostrzyhomia. O duchowości i charakterze zakonu zadecydowali jednak sami pustelnicy, którzy z jego inspiracji założyli wspólnotę. Do nowej społeczności zakonnej wnieśli wielkie umiłowanie kontemplacji Boga w samotności, prowadząc nadal surowy tryb życia, wyrażający się w realizowaniu chrześcijańskiej pokuty. Euzebiusz wprowadził do reguły modlitwę liturgiczną na wzór kanoników św. Augustyna. Surowość takiego trybu życia nakazywała im zbliżyć się do znaku Krzyża Chrystusowego, tak że początkowo nazywani byli Zakonem Świętego Krzyża. W 1250 r. doszło do połączenia się obu wspólnot – klasztoru św. Jakuba, założonego przez biskupa Bartłomieja jeszcze w 1225 r. i klasztoru Świętego Krzyża, założonego przez Euzebiusza. Obie te wspólnoty przyjęły wspólną nazwę: Zakon Braci Pustelników św. Pawła Pierwszego Pustelnika. W 1308 r. nastąpiło oficjalne zatwierdzenie zakonu przez Stolicę Apostolską. Paulini otrzymali wówczas regułę św. Augustyna.

Okres chyba największej świetności i rozkwitu przeżywał zakon za panowania Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski. Właśnie wtedy (w 1382 r.) powstał pierwszy klasztor pauliński na ziemiach polskich, który ufundował książę Władysław Opolczyk. Klasztory paulińskie rozmieszczone były na terenach dzisiejszych Węgier, Polski, Chorwacji, Austrii, Niemiec, Szwajcarii, Czech, Słowacji, na terenach dzisiejszej Portugalii, Hiszpanii, Francji, Italii. Późniejsze wojny tureckie z pierwszej połowy XVI wieku doprowadziły prowincję węgierską do zupełnej ruiny, wskutek czego właściwe przewodnictwo w zakonie objęła prowincja polska. I tak jest obecnie…

Ryciny z serii: “Solitudo sive vltae Patrum Eremitarum” Jana i Rafała Sodelerów oraz Jana lo Clorca
Zdjęcia: o. Jan Stanisław Rudziński OSPPE

Św. Paweł Pierwszy Pustelnik
(15 stycznia)

.

Św. Antoni, Opat i Pustelnik

(17 stycznia)

.

Św. Hieronim

(30 września)

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/p/paw2.htm

******

Kruk i lwy

Leszek Śliwa

Św. Paweł Pustelnik modli się. Bóg, wysłuchawszy jego modlitwy, tak jak codziennie, przysyła do niego kruka niosącego w dziobie strawę.

Kruk i lwy   Archiwum GN Św. Antoni Opat i św. Paweł Pustelnik
Diego Rodríguez de Silva y Velázquez, olej na płótnie, 1633, Muzeum Prado, Madryt

W latach trzydziestych XVII wieku w Madrycie powstawał park przy nowym pałacu królewskim, zwanym Buen Retiro. Zgodnie z panującą modą, w parku urządzano romantyczne „pustelnie”. Do jednej z nich, wystawionej w roku 1633, król Filip IV zamówił obraz u swojego nadwornego malarza, Diego Velázqueza. Artysta namalował dwóch pierwszych pustelników w dziejach chrześcijaństwa, żyjących jeszcze w starożytności: św. Pawła z Teb i św. Antoniego Opata.

Według tradycji, Antoni (w czarnym habicie) postanowił pod koniec życia odwiedzić Pawła. Pozornie wydaje się, że Velázquez przedstawia jedną, konkretną chwilę ilustrującą spotkanie obu świętych. W rzeczywistości uchwycił na jednym płótnie aż dwa najbardziej charakterystyczne wydarzenia z legendy o nich.

Paweł modli się. Bóg, wysłuchawszy jego modlitwy, tak jak codziennie, przysyła do niego kruka niosącego w dziobie strawę. Zawsze było to pół placka jęczmiennego. Tym razem, jak widzimy na obrazie, Bóg przysłał cały placek.

Kiedy przyjrzymy się uważniej, dostrzeżemy z lewej strony obrazu dwie mniejsze postaci – jedną leżącą, a drugą pochylającą się nad nią. To scena śmierci św. Pawła. Antoni pochyla się nad ciałem przyjaciela, nie ma jednak siły, by go pochować. Wówczas Bóg przysyła dwa lwy, które kopią grób.

Kruk i lwy znalazły się w herbie utworzonego w XIV wieku zakonu paulinów, którego patronem był św. Paweł z Teb.

http://kosciol.wiara.pl/doc/489358.Kruk-i-lwy

*****

Pierwsi mnisi

Historia głosi, że święty Paweł z Teb udał się na pustynię w czasie prześladowań chrześcijan, które miały miejsce w połowie trzeciego wieku, a po ustaniu prześladowań postanowił kontynuować życie pustelnika. Wszystko to miało miejsce w Egipcie, na wybrzeżu Morza Czerwonego, około 130 km na południe od Suezu.

Niedługo potem podobną drogę wybrał Święty Antoni, który podobnie jak Paweł pochodził z bogatej rodziny, ale kierując się nakazami Ewangelii, rozdał majątek ubogim aby oddać się całkowicie modlitwie i doskonaleniu swojej wiary. Antoni, po latach spędzonych w grocie nad Nilem postanowił przenieść się na pustynię. Co ciekawe, dotarł do miejsca położonego zaledwie 20 kilometrów od groty, w której mieszkał święty Paweł. Obaj pustelnicy przez długi czas nie wiedzieli o swoim istnieniu, aż do początku czwartego stulecia.

Jedynym pożywieniem św. Pawła było pół chleba przynoszone codziennie przez kruka. Pewnego dnia św. Antoni udał się z wizytą do św. Pawła i wówczas kruk przyniósł cały chleb, co pokazuje malowidło znajdujące się w najstarszym kościele w klasztorze św. Antoniego.


Św. Antoni z wizytą u św. Pawła i kruk niosący im chleb

Świętemu Antoniemu niemal od początku jego życia pustelniczego towarzyszyła grupa naśladowców, która została uznana za pierwszy zakon na świecie. Miejsce ich zamieszkania na pustyni wyznacza dziś wspaniały klasztor obronny – najstarszy klasztor na ziemi. Jest to miejsce niezwykle urokliwe, wręcz magiczne. Panuje tu spokój, harmonia i idealny nastrój do kontemplacji. Nie zawsze jednak było tu tak spokojnie. Klasztor niejednokrotnie był atakowany przez beduinów, rozmaite armie najeżdżające ziemie Egiptu i w końcu przez muzułmanów chcących zniszczyć tutejsze chrześcijaństwo. Aby łatwiej się bronić, cesarz Dioklecjan wsparł mnichów przy budwie murów obronnych i wieży, do której dostęp był blokowany mostem zwodzonym. Mimo wielu trudnych momentów, klasztor przetrwał, a obecna wspólnota liczy stu dwudziestu mnichów.


Klasztor św. Antoniego

Mnisi nie poprzestają jednak na rozmyślaniach i modlitwie. Każdy z nich ma obowiązek pracować i pomagać innym. Obowiązek pracy obejmuje każdego, łącznie z najstarszymi zakonnikami. Wokół klasztoru mnisi wybudowali też kilka fabryk, w kórych obok nich samych, pracuje wielu okolicznych mieszkańców.

Nie jest łatwo zostać „mnichem od Świętego Antoniego”. Chętnych jest co roku wielu – zawsze znacznie ponad stu, a miejsca są zaledwie dwa. Kandydaci muszą mieć wyższe wykształcenie, kilka lat pracy, co daje im pewne życiowe doświadczenie i dopiero wówczas mogą starać się o przyjęcie do wspólnoty. Wybrani kandydaci przez pięć lat uczą się życia zakonnego i dopiero po tym czasie kończą nowicjat i otrzymują święcenia zakonne.

Dzień zakonników rozpoczyna się wspónym śpiewaniem psalmów od czwartej do szóstej rano, następnie do ósmej trwa msza, po której przychodzi czas na poranny posiłek. Dalej jest praca, a po południu o piątej znów wspólna modlitwa, kolacja i ostateczne zakończenie dnia. Tworzy to równomierny tryb życia, modlitwy i pracy mnichów, którzy kontynuują dzieło świętego Antoniego.

Strona internetowa klasztoru św. Antoniego

http://kronikiegipskie.blogspot.com/2012/01/pierwsi-mnisi.html

*****

Świat potrzebuje pustyni

Lidia Dudkiewicz

Zakon naznaczony przez pustynię, a oblegany przez miliony pątników – to ojcowie i bracia paulini. – Trzeba nam wracać do źródeł, napić się pod palmą egipską czystej wody, nieskażonej przez cywilizację, aby z nowym zapałem i gorliwością służyć ludowi Bożemu – mówi o. Izydor Matuszewski, przełożony generalny Zakonu Paulinów.

Powrót na pustynię

Szczególną okazją powrotu zakonników do swoich pustelniczych źródeł był obchodzony w 2008-2009 r. jubileusz 700-lecia oficjalnego zatwierdzenia Zakonu Paulinów przez Stolicę Apostolską, a jednocześnie 800-lecia jego służby Kościołowi. Z tej okazji paulini z całego świata wybrali się (25 lutego – 11 marca 2009 r.) po raz pierwszy w swej historii w tak bardzo licznej pielgrzymce na pustynię egipską i nawiedzili grotę, w której modlił się prawie przez całe swoje długie życie ich patriarcha – św. Paweł Pierwszy Pustelnik. Próbowali tam na nowo sięgnąć do swoich eremickich korzeni i zaczerpnąć ze źródeł zakonnej duchowości pustelniczej. Dotykali ziemi św. Pawła z Teb, chodząc po jego śladach, pozostawionych tam ponad 1700 lat temu. Dziś w tym miejscu, w głębi pustyni, znajduje się monaster egipskich Koptów. Zabudowania klasztorne w kolorze piasku są schronieniem dla prawie stu zakonników.

W grocie św. Pawła

Jeden z uczestników paulińskiej pielgrzymki – o. Robert Jasiulewicz na łamach dwumiesięcznika „Jasna Góra” (nr 3/2009) tak opisał wejście współczesnych paulinów do groty św. Pawła Pierwszego Pustelnika: „Wąskim przejściem prowadzącym w dół, po schodkach, szliśmy w ciszy i skupieniu na niezwykłe spotkanie. Jedynym momentem zatrzymania było zdejmowanie butów, gdyż do koptyjskich świątyń, wedle tradycji, wchodzi się boso. A następnie każdy zmierzał na wprost niewielkiej, mrocznej, dziś już praktycznie podziemnej kaplicy, w której jedną ze ścian stanowiła grota św. Pawła, dziś mieszcząca ukryty głęboko w ziemi jego grób. Każdy chciał choć chwilę pomodlić się w tak świętym i tak bardzo paulińskim miejscu”.
Paulin z Jasnej Góry zwraca uwagę, że wyjątkowo wymownie zabrzmiał tam „Hymn o św. Pawle”, gdy nad pielgrzymami rozciągał się „pieczary skalny dach” – te słowa wyśpiewują współcześni mnisi w klasztorach paulińskich zawsze w styczniu, podczas „Pawełek” – nowenny ku czci św. Pawła Pierwszego Pustelnika. Paulini XXI wieku w czasie pielgrzymki na pustynię egipską mogli zaczerpnąć wody ze źródełka pamiętającego III wiek, czasy św. Pawła z Teb, ale wciąż bijącego strumieniem życiodajnej wody, i pomedytować w cieniu palmy. Widzieli też przelatującego kruka oraz smakowali chleby wypieczone w klasztornej piekarni. I najważniejsze – w grocie św. Pawła sprawowali wspólnie Eucharystię.

Oblężone pustelnie

O. prof. dr hab. Zachariasz Jabłoński w związku z paulińską pielgrzymką do pustelniczych korzeni dzieli się spostrzeżeniem, że św. Paweł Pierwszy Pustelnik i św. Antoni są w swoich wizerunkach obecni niemal we wszystkich egipskich kościołach. Wspomina widok oblężonych przez ludzi monasterów św. Makarego czy św. Biszoja, co utwierdza w przekonaniu, że pustynia jest bardzo potrzebna również współczesnemu człowiekowi.
O paulińskiej pielgrzymce do źródeł życia monastycznego ważne słowa powiedział przeor Jasnej Góry o. Roman Majewski w Kaplicy Cudownego Obrazu 16 stycznia 2011 r., w święto Matki Bożej Królowej Pustelników, podczas Mszy św. konwentu jasnogórskiego. Wyjaśnił, że z pustyni, na której paulini chodzili śladami św. Pawła z Teb, przywieźli m.in. wskazówki ważne dla życia w klasztorze jasnogórskim: „Pierwsza wskazówka: Twój brat jest twoim niebem, czyli mam miłować brata, aby życie z nim nie stało się piekłem. I druga wskazówka: Najważniejsza w waszym wspólnym życiu jest dobra modlitwa” („Jasna Góra” nr ½012).

Charyzmat paulinów

Specyfika paulinów zawiera się w szerokiej przestrzeni działań duchowych, które stanowią o charyzmacie Zakonu. Są to: kontemplacja Boga w samotności, umiłowanie modlitwy liturgicznej i pokuty, kult maryjny, działalność duszpasterska jako służba pielgrzymującemu ludowi Bożemu.
Mamy świadomość, że poprzez wieki zmieniał się duchowy profil Zakonu Paulinów. Z pustelniczego charakteru pierwotnej wspólnoty, wobec zmieniających się okoliczności oraz w związku z pojawianiem się nowych znaków czasu, nabrał on cech wspólnoty kontemplacyjno-czynnej.
Zdaniem generała Zakonu o. Izydora Matuszewskiego, postać św. Pawła z Teb jest dla dzisiejszych paulinów wyzwaniem do ustawicznego wyboru drogi ascetycznego trudu, aby doświadczyć bliskości Boga, którą odkrywali pustelnicy pierwszych wieków chrześcijaństwa. I więcej: Ojciec Generał uważa, że ludziom naszych czasów potrzebni są świadkowie wiary – ludzie pustyni pomagający odnajdywać ślady Bożych stóp na ludzkich drogach ziemskiego życia.

Pustelnicy wśród tłumów

Świat potrzebuje ludzi pustyni. Gdy w 1382 r. zakonnicy paulińscy zamieszkali na skalistym wzgórzu pod Częstochową, gdzie z zamku w Bełzie został przywieziony obraz Matki Bożej, zaczęli coraz liczniej pielgrzymować do tego miejsca wierni, oczekujący od pustelników posługi przy ołtarzu czy w konfesjonale. Z niemałymi oporami zakonnicy paulińscy byli zmuszeni otworzyć dla nich bramy swojej pustelni i nauczyć się żyć wśród tłumów, podejmując zadania przewodników duchowych i łączników między ziemią a niebem. Dzisiaj paulini stają się głosem wołającym na pustyni tego świata.
Pierwotnej reguły zakonu pustelniczego nie da się obecnie zastosować, bo nie można już mieszkać w zupełnym osamotnieniu, daleko od ludzi. Paulini coraz częściej przejmują parafie, aby pracować dla wiernych i żyć wśród nich. Pustelnię starają się pielęgnować w swoich sercach. Każdą wolną chwilę poświęcają na kontemplację Boga. Dzisiaj pustelnicy nie muszą szukać miejsc odosobnienia, bo mają pustynię nawet w wielkim mieście. Paulinów można spotkać na ulicach Nowego Jorku czy Chicago, wchodzą do wielkich drapaczy chmur w poszukiwaniu serc otwartych na Boga, z wizytą kolędową odwiedzają mieszkańców amerykańskich aglomeracji – tak jak o tej porze w Polsce. Charyzmat paulinów jest potrzebny ludziom żyjącym w obecnych czasach, gdy wszystko biegnie w zawrotnym tempie. Zakonnicy najlepiej uświadamiają nam, że nikt nie jest ostatecznie stworzony dla świata. W świecie przemijamy. „Nie możemy w nim zapuścić korzeni na wieczność” – mówił do paulinów w 1975 r. kard. Karol Wojtyła.

Schody do nieba”

„Z pustyni człowiek idzie do nieba albo wraca do ludzi mądrzejszy i mocniejszy. Już nie interesuje go zgiełk ludzkiej mowy, ale życiem mówi, że jest Bóg – te słowa bp Józef Zawitkowski skierował do paulinów 15 stycznia 2004 r. w klasztorze Na Skałce w Krakowie. – W tym nowym świecie, gdzie konstytucje będą bez Boga, a grzech stanie się prawem, naród powstanie przeciw narodowi, ojciec przeciw synowi, a matka przeciw córce, trzeba będzie wiernym uciekać na pustynię. Będą pustelnicy w bibliotekach, na uczelniach, w laboratoriach, w szpitalach. Będą anioły opieki paliatywnej i zastępy wolontariuszy w hospicjach. Przez nich ocaleje świat wiary, praw Bożych i praw ludzkich” – mówił. Współcześni pustelnicy pokazują nam drogę do nieba, są Bożym głosem wołającym na pustyni tego świata. „Jasna Góra to schody do nieba” – te trafne słowa czarnoskórego paulina z Papui-Nowej Gwinei niech będą tu podsumowaniem i zachęcą nas do wspinania się po tych schodach.

Niedziela Ogólnopolska 3/2012 , str. 28-30E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17

http://www.niedziela.pl/artykul/96884/nd/Swiat-potrzebuje-pustyni

***************************

15 stycznia
Święci Maur i Placyd,
uczniowie św. Benedykta
Święty Benedykt wysyła Maura na pomoc tonącemu Placydowi

Maur urodził się w roku 512 jako syn senatora Ekwicjusza. Był pierwszym uczniem św. Benedykta z Nursji. Jego imię jest wspomniane w biografii św. Grzegorza Wielkiego. Jest tam nazwany pierwszym oblatem. Jego ojciec oddał go do klasztoru jako młodego chłopca w 522 r., aby wyrósł w atmosferze życia zakonnego.
Święty Grzegorz relacjonuje także historię św. Placyda, mnicha, syna senatora Tertuliusza, który podczas nabierania wody wpadł do jeziora i znalazł się daleko od brzegu. Podczas modlitwy w swojej celi św. Benedykt zobaczył tę scenę i wysłał Maura, by uratował Placyda. Maur natychmiast posłuchał polecenia mistrza. Tradycja przekazuje, że po wodzie doszedł do tonącego, nie zauważając nawet tego faktu, i za włosy przyciągnął go do brzegu, samemu wcale nie tonąc. Maur przypisywał ten cud modlitwom św. Benedykta; Benedykt jednak uważał, że był on możliwy jedynie dzięki posłuszeństwu Maura.
Kiedy Benedykt przeniósł się na Monte Cassino około 525 r., uczynił Maura nadzorcą klasztorów w Subiaco.
Maur jest przyzywany jako orędownik w przeziębieniach. Placyd natomiast przez wieki był uważany za męczennika. Mał ponieść śmierć męczeńską napadnięty przez Saracenów. Okazało się jednak (dopiero w połowie XX w.), że było to zafałszowanie historii dokonane przez Piotra Diakona.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-15b.php3

Żywot świętego Placyda
i jego towarzyszy, Męczenników

(żyli około roku Pańskiego 542)

 

Zaledwie Benedykt św., dokonawszy lat próby i nauki w jaskini w Subiaco, zasłynął szeroko z cudów i wysokich zalet, wielu młodzieńców i dojrzałych mężów zapragnęło pójść w jego ślady i uświęcić swe dusze pod jego sterem i zarządem. Najzacniejsze i najznakomitsze rodziny Rzymu i innych miast włoskich powierzały mu swych synów, aby ich nauczył żyć w Bogu i dla Boga.

Jednym z pierwszych, którzy w świętym Benedykcie położyli całe zaufanie, był patrycjusz Anicjusz Tertulus, właściciel doliny, na której Benedykt założył osadę klasztorną. Był on bliskim krewnym Benedykta, może nawet stryjem. W roku 522 oddał mu swego siedmioletniego syna Placyda na wychowanie, aby go utwierdził w zasadach i prawdach religijnych, przy czym darował świętemu zakonodawcy całą okolicę sąsiadującą z klasztorem. W tym samym czasie przywiózł szlachetny Rzymianin Ekwicjusz swego dwunastoletniego syna Maura i prosił Świętego, aby się nim zajął.

Samotność, milczenie, modlitwa i okazałość nabożeństwa podziałały skutecznie na duszę młodziutkiego Placyda, więc z jak największą ochotą i skwapliwością pełnił wszystkie obowiązki i posługi, jakie mu nakazywało posłuszeństwo, każdemu starał się przysłużyć, każdemu okazać serdeczną życzliwość i uprzejmość.

Z przyrostem lat przejmował się Placyd coraz bardziej duchem swego nauczyciela, przewyższał wszystkich łagodnością, pokorą, umiarkowaniem i powagą, trawił noce na rozpamiętywaniu tajemnic św., pościł bardzo surowo, a w czasie czterdziestodniowego postu jadał tylko w niedziele, wtorki i czwartki, i to zaledwie kawałeczek chleba z kilku korzonkami. Benedykt wysoko go cenił, a gdy opuścił Subiaco, aby uniknąć swarów ze zrzędnym i kłótliwym kapłanem Florencjuszem, zabrał z sobą do Monte Cassino Placyda i kilku innych wypróbowanych uczniów. Pilne ręce tych zakonników zamieniły w kilku latach Cassino na słynny przybytek błogosławieństwa Bożego.

Święty Placyd i jego towarzysze

Ojciec Placyda, imieniem Tertulus, który lubił przebywać w klasztorze Monte Cassino, a w roku 536 życie w nim zakończył, przekazał klasztorowi czternaście wielkich folwarków na Sycylii na wieczystą własność. Benedykt postanowił założyć tam klasztor i w tym celu wysłał na Sycylię Placyda z kilku towarzyszami. Placyd wypełnił polecenie i wybudował w Messynie klasztor i kościół pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela. Kamień węgielny położono w roku 534, a po czterech latach budynki były już gotowe. Nowa osada zakonna zakwitła wspaniale, pełna ducha modlitwy, zaparcia się siebie i wzajemnej miłości.

Pewnego razu, gdy zakonnicy o północy śpiewali psalmy, afrykańscy rozbójnicy morscy napadli na klasztor, okuli w kajdany opata Placyda i zakonników i zażądali od nich pod groźbą śmierci, aby się wyparli wiary, lecz wszyscy jednomyślnie wybrali śmierć. Jednego niezwłocznie ścięto, innych sieczono aż do krwi i biczowano, a potem powieszono głową na dół, naniecono pod nimi ognia, a w końcu pościnano im głowy. Jeden tylko zakonnik imieniem Gordian zdołał się ocalić ucieczką i pochować później ciała Męczenników, lecz mogiłę ich odnaleziono dopiero w roku 1588. Papież Sykstus V wyznaczył na ich cześć święto i pozwolił im oddawać cześć publiczną, a żeglarze sycylijscy obrali sobie Placyda za patrona.

Nauka moralna

Na pytanie, co św. Placydowi zjednało wieniec męczeński i oznakę świętości, jedna jest odpowiedź : posłuszeństwo, już bowiem jako siedmioletni chłopiec dostał się pod troskliwy dozór i mądry kierunek świętego Benedykta i wcześnie nauczył się czynić tylko to, co mu jego duchowny przełożony radził, nakazał i do czego go zachęcał. Posłuszeństwo jest najpewniejszą drogą wiodącą do świątobliwości.

Zważmy przeto:

1) Jak łatwe jest posłuszeństwo. Sternikiem duszy naszej jest mąż pobożny, oświecony łaską Bożą, dokładnie znający święte prawdy wiary, słowem, mąż najzupełniej zasługujący na nasze szacunek i zaufanie. Rozkazy i rady, jakie nam daje, nie są natchnione chwilowym kaprysem lub urojeniem, czuje on odpowiedzialność, która na nim ciąży, wie dobrze, że będzie kiedyś musiał zdać za naszą duszę ciężki rachunek przed Bogiem. Gdyby stanął przed nami sam Pan Jezus, każąc to czynić lub owego się wystrzegać, czyż byśmy Go z rozkoszą nie słuchali? Słuchając zaś rad duchownego przewodnika lub przełożonego, słuchamy samego Chrystusa. Wszakże święty Paweł pisze : “Cokolwiek czynicie, z serca czyńcie, jako Panu, a nie ludziom. Wiedząc, że od Pana weźmiecie odpłatę dziedzictwa” (Kol. 3,23). – Prócz tego wiemy, jakim udręczeniem są niepokojące nas częstokroć skrupuły i wątpliwości, czy w tym lub w owym wypadku postąpiliśmy tak, jak każe religia, czyśmy nie zgrzeszyli, czyśmy nie wykroczyli przeciw Bogu? Któż nam te skrupuły rozwiąże, kto te wątpliwości usunie, jeśli nie duchowny nasz przewodnik i doradca naszego sumienia, którego światłą radą winniśmy się kierować a rozkazów słuchać, wiedząc, że jego rady i rozkazy są zastosowane do woli Bożej. Pewność ta czyni posłuszeństwo łatwym.

2) W posłuszeństwie jest zawarta i zasługa. Choćbyśmy dawali jak najhojniejsze jałmużny, dajemy tylko martwy kruszec i rzeczy doczesne; choćbyśmy z miłości ku Bogu jak najwięcej umartwień nakładali na ciało nasze, zawsze tylko składamy Mu ofiarę ze zmysłowych rozkoszy i przemijających bólów; ale jeśli chętnie i skwapliwie słuchamy rozkazów z miłości ku Bogu, wtedy czynimy Mu ofiarę z woli i ducha naszego, tj. tego, co dla nas i dla Niego jest najcenniejsze. Chrystus Pan i Matka Jego Najświętsza są pierwowzorem posłuszeństwa. Najświętsza Maryja Panna rzekła: “Oto służebnica Pańska, niechaj Mi się stanie według słowa twego” (Łuk. 1,38). Chwała Pana Jezusa i Najświętsze Panny w niebiesiech jest nagrodą ich posłuszeństwa na ziemi, jak tego dowodzi Pismo święte. Tylko to, co jest skutkiem i wypływem posłuszeństwa, może rościć prawo do zasługi ; wszystko inne, co nie pochodzi z tego źródła, jest podejrzane i ma wartość wątpliwą.

Modlitwa

Boski Zbawicielu mój, Jezu Chryste, wiesz, jak słabymi i nieudolnymi jesteśmy stworzeniami i jakie pokusy nam grożą. Z nieprzebranego skarbu Twego Boskiego Serca racz nam udzielić daru czystości dziewiczej, jako też daj nam tę łaskę, abyśmy tę czystość cenili nade wszystko i unikali wszystkiego, co ją może pokalać. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/p/placyd.htm

Św. Maur OSB

Święty opat i wyznawca (511-583).

Urodził się w 511r. w pobożnej rodzinie rzymskiego senatora Eutychiusza. Gdy miał 12 lat ojciec oddał go św. Benedyktowi do klasztoru w Subiaco na wychowanie. Święty bardzo wcześnie rozpoznał w chłopcu swojego przyszłego pomocnika i otoczył go szczególną troską i staraniem. Młody Maur szanował św. Benedykta jak ojca, poddając się jego woli z bezgraniczną pokorą i zaufaniem. Wyróżniał się pobożnością
i ascetycznym trybem życia.

Siłą swego posłuszeństwa uratował życie św. Placydowi, który wpadł do rzeki, gdy nazbyt mocno się pochylił podczas czerpania wody. Św. Benedykt miał wizję, w której zobaczył tonącego chłopca i rozkazał Maurowi, aby natychmiast pobiegł i go wyciągnął z wody. Uczeń nie zastanawiając się ani chwili pobiegł nad rzekę i wyciągnął chłopca za włosy z wody. Dopiero na brzegu Maur zorientował się, że nie zamoczył się w wodzie, a chodził po jej powierzchni jak po ziemi.

 

Św. Maur ratuje św. Placyda
“Żywot św. Benedykta” , V w.

Pomagał św. Benedyktowi w zakładaniu klasztoru na Monte Cassino.

Biskup Bertigran z Galii wraz z archidiakonem Flodegarem i majordomem Harderadem przybyli do Monte Cassino prosząc św. Benedykta o zakonników, potrzebnych do założenia klasztoru w Galii. Około roku 543r. św. Maur razem z czterema braćmi: Simplicjuszem, Antoniuszem, Konstancjanem i Faustusem wyruszył pieszo w drogę do Galii, żegnany błogosławieństwem św. Benedykta. W Vercelli musieli się zatrzymać, ponieważ Harderad uległ poważnemu wypadkowi, schodząc z wieży, którą zwiedzali spadł i doznał tak ciężkich obrażeń, że groziła mu amputacja ręki. Archidiakon Flodoard poprosił św. Maura, żeby użył mocy swojej modlitwy i ten leżał krzyżem przed ołtarzem długo i żarliwie się modląc. Po czym wziął kapsułę z relikwiami krzyża, jakie otrzymał od św. Benedykta i cząstką krzyża dotknął kilka razy ręki chorego kreśląc znak krzyża i wzywając z ufnością pomocy Bożej. Gdy chory wyzdrowiał, mogli wyruszyć w dalszą drogę.

Św. Benedykt wręcza Regułę św. Maurowi i jego towarzyszom
Klasztor św. Idziego (St. Gilles), Francja

Udali się przez Alpy do Agaunum (St. Maurice), gdzie pomodlili się przy relikwiach św. Maurycego i męczenników tebańskich, potem do Auxerre, w okolicach którego św. Roman Jurajski założył klasztor “Fons rogi” (później sw. Romana). Tutaj św. Maur chciał spędzić Wielkanoc. W Wielki Piątek podczas modlitwy miał wizję, w której ujrzał śmierć św. Benedykta – świetlista droga prowadziła z Monte Cassino do samego nieba. Gdy dotarli w okolice Orleanu dowiedzieli się, że biskup Bertigran zmarł, a jego następca biskup Dumnolus nie chciał ich przyjąć, dlatego św. Maur z towarzyszami skierowali się do Andegawenii, gdzie od królewskiego ministra Florusa otrzymali klasztor Glanfeuil (Saint-Maur-sur-Loire), położony na lewym brzegu Loary u stóp stromego wzgórza. Nowy klasztor powoli obrastał dobrami ziemskimi, a król Teodebert wziął go pod swoją opiekę, przekazał nawet swoje dobra w Galansolium jako gwarancję na późniejsze oddanie na wychowanie swojego syna. Po ośmiu latach od przybycia Maura do Galii, klasztor był w pełnym rozkwicie. Wybudowano wokół niego cztery kościoły, największy poświęcając Apostołowi Piotrowi, konsekrował go biskup Eutropiusz z Angers w 550r.

Glanfeuil

Św. Maur czując, że opuszczają go siły, po trzydziestu ośmiu latach rządzenia klasztorem, oddał władzę swojemu uczniowi Bertulfusowi, synowi Florusa. Święty przeniósł się do celi obok kościoła św. Marcina, gdzie przed śmiercią ujrzał w widzeniu, jak w klasztorze wybucha zaraza i ginie 116 zakonników, a tylko 24 zostaje przy życiu.

Zmarł 15 stycznia 583r., leżąc krzyżem przed ołtarzem w sukni pokutnej, po przyjęciu świętych Sakramentów. Do trumny włożono mu pergamin z podanym imieniem, stanem i datą przybycia do Galii. Znaleziono go w 845r. podczas przenoszenia jego doczesnych szczątków do żelaznej trumny na rozkaz opata Gauslena. Obawiając się zbezczeszczenia przez normańskich najeźdźców, za opata Odo przewieziono trumnę do Burgundii, do zamku nad Saoną. W 868r. została przeniesiona do klasztoru p.w. św. Piotra z Fosy pod Paryżem, na zaproszenie króla Karola II Łysego. Grób stał się miejscem licznych pielgrzymek, ponieważ wiele osób zostało za wstawiennictwem św. Maura wyleczonych z padaczki oraz podagry. Zmiana patrona miała miejsce w 1137r., gdy podczas suszy modlitwy do św. Piotra nie przynosiły skutku, wtedy postanowiono zwrócić się o pomoc do św. Maura, skutecznie zresztą. Sekularyzacja opactwa nastąpiła w 1535r. Relikwie przeniesiono do opactwa św. Germana z Paryża (Saint-Germaine-de-Pres), zniszczono je w czasie rewolucji francuskiej.

Relikwiami św. Maura szczyciła się Kolonia (głowa lub część czaszki) i klasztor benedyktyński w piemonckim Susa. Ramię świętego w srebrnej kapsule pod koniec XI w. dotarło do klasztoru na Monte Cassino, fragment jego ramienia znajdował się również w kościele p.w. św. Jana w Buterze na Sycylii. Karol IV przywiózł do Pragi żebro św. Maura. Bardzo znanym miejscem pielgrzymek do św. Maura było Bavay (Bavacum).

Św. Benedykt ze św. Maurem i św. Placydem
Klasztor Monte Cassino, wirydarz

Gerard de Rumigny, biskup Cambrai, był w posiadaniu relikwii św. Maura i umieścił je w nowo wybudowanym kościele pw. św. Jana we Florennes. W I poł. XIII w. wykonano złoty relikwiarz, w którym złożono relikwie. Po rewolucji francuskiej kupiony przez księcia Alfreda de Beaufort-Spontin w 1838r. i przewieziony do siedziby rodowej w Beczowie nad Ciepłą. Relikwiarz został ukryty pod podłogą w kaplicy zamkowej w 1945r. przez opuszczających kraj Beaufortów, odnaleziono go dopiero w 1985r. Po renowacji, od 2002r. udostępniony zwiedzającym zamek.

Relikwiarz św. Maura, XIII w.
Zamek w Beczowie nad Ciepłą, Czechy

Patron:
Nowicjatu, krawców i powroźników, portierów, szewców, chorych na padaczkę, podagrę i paraliż. Wzywany przy chorobach gardła i bólach głowy.

Ikonografia:
Przedstawiany jako opat, chodzący po wodzie.

Varia:
Latem 996r. do grobu św. Maura pielgrzymowali św. Wojciech i bł. Radzym.

Opactwo benedyktynów w Mogilnie miało posiadać relikwie św. Maura. Jednak okazało się, że są to doczesne szczątki ojca Maura z Gniezna, który zmarł w opinii świętości.

W 1621r. powstało francuskie Zgromadzenie Benedyktynów św. Maura, zatwierdzone przez papieża Grzegorza XV, jako remedium na rozluźnienie dyscypliny i dezorganizację jaka zapanowała pod koniec XVI w. w klasztorach. Przyłączyły się  prawie wszystkie klasztory benedyktyńskie we Francji, z wyjątkiem należących do Cluny. Mauryści utrzymując kontakty z klasztorami w całej Europie, zbierali manuskrypty i kopiowali dokumenty, a dzięki temu co pozostawili zaczęto odkrywać średniowiecze. Jednak główną ideą był powrót i zachowanie wierności Regule. Zgromadzenie zlikwidowano w czasie rewolucji francuskiej, a mnichów wypędzono. Ostatni generał zakonu wraz z czterdziestoma mnichami został stracony na szafocie w Paryżu.

Lektura:
św. Grzegorz Wielki “Dialogi” tom II

http://martyrologium.blogspot.com/2010/01/sw-maur.html

Św. Placyd

.

Święty mnich i wyznawca (zm. w VI w.)

Był synem patrycjusza Tertullusa, został jako dwunastoletni chłopiec zaprowadzony do św. Benedykta, by pod jego opieką zaprawiał się w cnotach chrześcijańskich.

Przyjaciel św. Maura, który uratował go przed utonięciem, gdy ten nad jeziorem stracił równowagę podczas czerpania wody. Św. Maur mógł pospieszyć mu z pomocą, ponieważ św. Benedykt rozmawiając z nim miał wizję tonącego chłopca i kazał Maurowi go ratować.

Św. Benedykt, Maur i Placyd
Fra Filippo Lippi, 1445

Św. Placyd towarzyszył św. Benedyktowi w drodze na Monte Cassino w 529r., które podarował świętemu Tertullus, ojciec Placyda.

Wspomina o nim św. Grzegorz w drugiej części “Dialogów”.

Ikonografia:
Przedstawiany najczęściej w momencie, gdy św. Maur ratuje go przed utonięciem.

http://martyrologium.blogspot.com/2010/01/sw-placyd.html

************************

15 stycznia
Święty Arnold Janssen, prezbiter

Święty Arnold Janssen Arnold Janssen urodził się 5 listopada 1837 r. w Goch w Niemczech. Wychowywał się w katolickiej rodzinie wraz z pięcioma braćmi i dwiema siostrami. Jego ojciec często wskazywał na potrzebę głoszenia Ewangelii na całym świecie. Jako młodzieniec, Arnold interesował się naukami przyrodniczymi. Po odbyciu studiów zdobył uprawnienia nauczyciela w tej dziedzinie. Potem rozpoczął studia teologiczne i w 1861 r. przyjął święcenia jako kapłan diecezjalny. Został skierowany do uczenia w szkole w Bocholt. Wstąpił także do fraterni kapłańskiej w Trzecim Zakonie Dominikańskim.
Po 12 latach postanowił bardziej włączyć się w życie Kościoła Powszechnego. Zaczął wydawać biuletyn, w którym wskazywał, co Niemcy mogą uczynić dla sprawy rozwoju misji. Biuletyn ten stał się szybko popularnym miesięcznikiem katolickim. Arnold wiedział, że w tym czasie nie było w Niemczech żadnego zakonu, który przygotowywał i wysyłał misjonarzy. Zapragnął zmienić tę sytuację. O swoich planach rozmawiał z biskupem Roermondu, Paredisem. Biskup po spotkaniu miał powiedzieć: “Ten człowiek chce zbudować dom dla misjonarzy, a nie ma ani grosza. Jest głupcem – albo świętym”.
8 września 1875 r., z trójką kandydatów, bardzo niewielką sumą pieniędzy i zrujnowanym zajazdem, który udało mu się kupić w Steyl w Holandii, Arnold założył pierwsze seminarium. Datę tę przyjmuje się też za początek Zgromadzenia Słowa Bożego (werbistów). Początki były trudne – pierwsi kandydaci rozmyślali się i odchodzili. Z czasem jednak zaczęło się zgłaszać coraz więcej nowych osób. Wkrótce Arnold wysłał dwóch pierwszych braci na misje do Chin – byli to św. Józef Freinademetz i Jan Anzer. Arnold był także współzałożycielem Sióstr Służebnic Ducha Świętego (8 grudnia 1889 r.) oraz Sióstr Służebnic Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji (8 września 1896 r.). W 1878 roku przyjął dla braci współpracowników jako podstawę do formacji Regułę Trzeciego Zakonu św. Dominika.
Między 1889 a 1909 r. dzieło Arnolda rozszerzyło się na Argentynę, Togo, Brazylię, Nową Gwineę, Chile, USA, Japonię, Paragwaj i Filipiny.
Arnold Janssen zmarł w Steyl (w Holandii) 15 stycznia 1909 r., po ciężkiej chorobie, dotknięty wcześniej częściowym paraliżem. 19 października 1975 r. beatyfikował go Paweł VI; 5 października 2003 r. razem z Józefem Freinademetzem został ogłoszony świętym przez papieża św. Jana Pawła II.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-15c.php3

Jan Paweł II

Głosili Ewangelię Chrystusa wielu narodom

Msza św. kanonizacyjna na placu św. Piotra

W niedzielę 5 października podczas Mszy św. sprawowanej na placu św. Piotra Jan Paweł II kanonizował trzech wielkich misjonarzy. Byli to: bp Daniel Comboni (1831-1881), założyciel Zgromadzenia Misjonarzy Kombonianów Serca Jezusowego i Sióstr Kombonianek Misjonarek Czarnego Lądu; ks. Arnold Janssen (1837-1909), założyciel trzech zgromadzeń zakonnych: Zgromadzenia Słowa Bożego, Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Służebnic Ducha Świętego i Zgromadzenia Sióstr Służebnic Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji; ks. Józef Freinademetz (1852-1908), jeden z pierwszych werbistów, misjonarz w Chinach.

Obrzęd kanonizacji rozpoczął prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins CMF, który odczytał życiorysy błogosławionych i poprosił Papieża o zaliczenie ich w poczet świętych.

O misyjnym wymiarze kanonizacji świadczyła sama liturgia, do której wprowadzono elementy rytów afrykańskich i azjatyckich. Diakonowi, który niósł ewangeliarz, towarzyszyli ministrant z kadzidłem, jak wymaga liturgia łacińska, i Chińczyk ze wschodnim baldachimem. Chrześcijanie z Sudanu wykonali afrykański taniec liturgiczny na ofiarowanie. Po doksologii tancerki z Indii przedstawiły typowy dla tamtejszego Kościoła obrzęd sakralny «Arati».

Z Papieżem Mszę św. koncelebrowali biskupi diecezji, z których pochodzili nowi święci (m.in. bp Reinhard Lettmann z Münster i bp Wilhelm Emil Egger z Bolzano-Bressanone), pasterze Kościołów misyjnych, które swe powstanie i rozwój zawdzięczają misjonarzom z rodzin zakonnych werbistów i kombonianów, oraz przełożeni generalni tych zgromadzeń: o. Antonio Perna i o. Teresino Sebastiano Serra.

W uroczystości uczestniczyły delegacje rządowe Włoch, Austrii i Niemiec, na czele których stali: Rocco Buttiglione — włoski minister spraw europejskich, Günther Platter — austriacki minister obrony i Fritz Behrens — minister spraw wewnętrznych landu Nadrenia-Westfalia. Na placu św. Piotra było wielu Afrykanów i Azjatów. Najliczniejsze grupy pielgrzymów przybyły z Niemiec i północnych Włoch.

W homilii Papież powiedział, że życie i działalność nowych świętych ukazuje najważniejsze zadanie Kościoła we współczesnym świecie, polegające na głoszeniu Ewangelii Chrystusa każdemu człowiekowi i całej rodzinie ludzkiej.

1. «Głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!» (Mk 16, 15). Tymi słowami Zmartwychwstały, przed wniebowstąpieniem, powierzył apostołom powszechne zadanie misyjne. Jednocześnie zapewnił ich, że w tej ważnej misji mogą liczyć na Jego nieustanną pomoc (por. Mk 16, 20).

Te właśnie słowa w sposób wymowny zabrzmiały w dzisiejszej uroczystej liturgii. Stanowią one przesłanie, które przekazują nam na nowo trzej nowi święci: Daniel Comboni, biskup, założyciel Zgromadzenia Misjonarzy Kombonianów Serca Jezusowego i Sióstr Kombonianek Misjonarek Czarnego Lądu; Arnold Janssen, kapłan, założyciel Zgromadzenia Słowa Bożego, Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Służebnic Ducha Świętego i Zgromadzenia Sióstr Służebnic Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji; Józef Freinademetz, kapłan ze Zgromadzenia Słowa Bożego.

Ich życie ukazuje wyraźnie, że głoszenie Ewangelii stanowi «pierwszą posługę, jaką Kościół może spełnić względem każdego człowieka i całej ludzkości» (Redemptoris missio, 2). Nowi święci uczą nas, że ewangelizacja, oprócz działań w obronie godności człowieka — niekiedy narażających na niebezpieczeństwo, jak pokazuje doświadczenie tak wielu misjonarzy — zawsze obejmuje jawne głoszenie Chrystusa. To właśnie jest cenne dziedzictwo i wzór, jakie ci trzej nowi święci, wyniesieni dziś do chwały ołtarzy, pozostawili zwłaszcza swym rodzinom zakonnym. Podstawowym zadaniem instytutów misyjnych jest misja ad gentes. Żaden inny obowiązek o charakterze społecznym czy humanitarnym, choć potrzebny, nie może być od niej ważniejszy.

2. «Wszystkie narody ujrzą chwałę Pana». Psalm responsoryjny, który przed chwilą odśpiewaliśmy, podkreśla pilną potrzebę misji ad gentes również w naszych czasach. Potrzebni są ewangelizatorzy odznaczający się takim samym entuzjazmem i zapałem apostolskim, jak bp Daniel Comboni, apostoł Chrystusa pośród Afrykanów. Poświęcił on wszystkie zasoby swej bogatej osobowości i głębokiego życia duchowego, aby Afryka — kontynent, który tak bardzo umiłował — mogła poznać i przyjąć Chrystusa.

Jakże nie wspomnieć dziś z miłością i troską tych drogich nam ludów? Afryka, ziemia bogata w zasoby ludzkie i duchowe, nadal doświadcza licznych trudności i boryka się z problemami. Oby wspólnota międzynarodowa zechciała czynnie pomóc jej budować przyszłość pełną nadziei. Ten mój apel zawierzam wstawiennictwu św. Daniela Comboniego, wielkiego ewangelizatora i obrońcy Czarnego Kontynentu.

3. «Pójdą narody do twojego światła» (Iz 60, 3). Prorocki obraz nowej Jerozolimy, która oświeca Bożym światłem wszystkie narody, dobrze odzwierciedla życie i niestrudzony apostolat św. Arnolda Janssena. Jego kapłańską działalność wyróżniało gorliwe głoszenie słowa Bożego przy użyciu nowych środków społecznego przekazu, przede wszystkim prasy.

W obliczu trudności nie tracił ducha. Często powtarzał: «Głoszenie Dobrej Nowiny jest pierwszym i podstawowym wyrazem miłości bliźniego». Teraz wspomaga z nieba swą rodzinę zakonną, aby wiernie szła wyznaczoną przez niego drogą, świadcząc o tym, że ewangelizacyjna misja Kościoła jest zawsze aktualna.

4. «Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie» (Mk 16, 20). Tak ewangelista Marek kończy swą Ewangelię i dodaje, że Pan nie przestaje towarzyszyć apostołom, wspierając ich działalność swoją mocą i cudami. Echo tych słów znajdujemy w pełnym wiary wyznaniu Józefa Freinademetza: «Życie misjonarza nie jest dla mnie ofiarą, którą składam Bogu, lecz największą łaską, jaką Bóg mógł mnie obdarzyć». Z prawdziwie góralskim uporem ten wielkoduszny «świadek miłości» oddał się całkowicie chińskim ludom w południowym Szantungu. Z miłości i z miłością dzielił ich los, w myśl rady, jaką dawał swoim misjonarzom: «Działalność misyjna jest daremna, jeśli nie kochamy i nie jesteśmy kochani». Święty ten, doskonały wzór ewangelicznej inkulturacji, naśladował Jezusa, który zbawił ludzi, w pełni dzieląc ich życie.

5. «Idźcie na cały świat». Trzej święci, których z radością dziś czcimy, przypominają o misyjnym powołaniu wszystkich ochrzczonych. Każdy chrześcijanin powinien pełnić tę misję, lecz aby być autentycznym świadkiem Chrystusa, należy nieustannie dążyć do świętości (por. Redemptoris missio, 90).

Przyjmijmy, drodzy bracia i siostry, to wezwanie płynące z dzisiejszej sugestywnej liturgii. Niech nas oświeca z nieba Królowa Świętych, Gwiazda Nowej Ewangelizacji. Do Niej zwracajmy się z ufnością szczególnie w październiku, miesiącu poświęconym różańcowi i misjom. Najświętsza Maryjo, Królowo misji, módl się za nami!

Śladami nowych świętych

Rozważanie przed modlitwą «Anioł Pański»

Na zakończenie tej liturgii pragnę pozdrowić licznych pielgrzymów, przybyłych, by uczcić nowych świętych.

po niemiecku:

Z serca witam grupy pielgrzymów i delegacje z Niemiec, Austrii i Południowego Tyrolu. Szczególne pozdrowienie kieruję do członków rodziny zakonnej werbistów. Niech nowi święci pomagają wam wszystkim dawać świadectwo Bożej łaski!

po angielsku:

Pozdrawiam wszystkich pielgrzymów angielskojęzycznych. Życzę wam, abyście biorąc przykład z nowych świętych, byli pełni radości i coraz głębszej miłości do Kościoła powszechnego. Niech Bóg wam wszystkim błogosławi.

po polsku:

Pozdrawiam pielgrzymów z Polski. Szczęść Boże wszystkim!

po włosku:

Serdecznie pozdrawiam pielgrzymów włoskojęzycznych, w szczególności misjonarzy i misjonarki z wielkich rodzin komboniańskiej i werbistów oraz wiernych przybyłych wraz ze swymi biskupami z diecezji Werony i Bolzano-Bressanone.

Zjednoczeni w duchu z nowymi świętymi, módlmy się teraz do Maryi, zwracając się do Niej jako do Matki Bożej Różańcowej i kierując myśl ku sanktuarium w Pompejach, do którego, jeżeli Bóg pozwoli, pojutrze udam się w pielgrzymce.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (11-12/2003) and Polish Bishops Conference

Siostry Służebnice Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji

http://siostryklauzurowe.pl

Zgromadzenie Misyjne Służebnic Ducha Świętego
Św. Arnold Janssen

http://siostrymisyjne.pl/

Misjonarze werbiści

 

http://www.werbisci.pl/

 

Boże, Ty przez Słowo Wcielone dokonujesz pojednania rodzaju ludzkiego, spraw łaskawie za wstawiennictwem świętego Arnolda, kapłana, aby wszystkie ludy, uwolnione światłem Słowa i Duchem łaski od mroków grzechu, osiągnęły drogę zbawienia.”(modlitwa z Liturgii Godzin
na uroczystość św. Arnolda Janssena)
Zapraszamy do Nysy

IMG_2297

Już w lutym kolejne warsztaty WWM, które znów odbędą się w Domu Dobrego Pasterza u ojców werbistów w Nysie. Termin warsztatów to 20-22 lutego. W programie: ewangelizacja przez teatr – zajęcia poprowadzi „Teatr A” z Gliwic. Ponadto gościem warsztatów będzie o. Jan Koczy SVD prowadzący od ponad 10 lat fundacje Fu Shen Fu w Ekwadorze, która współpracuje z wolontariuszami z całego świata. Szczegóły wkrótce.

http://www.wolontariat.werbisci.pl/

św. ojciec Arnold Janssen Nowy Porządek

 

 

*******

św. Arnold Janssen
Wspomnienie 15 stycznia

 

“Największym i najważniejszym aktem miłości bliźniego jest głoszenie Dobrej Nowiny”

Arnold Janssen (1837 – 1909) urodził się w Goch w Niemczech. Od wczesnej młodości pragnął zostać misjonarzem. Kulturkampf i prześladowania Kościoła przez Bismarcka zmusiły młodego kapłana do wyjazdu za granicę. Wyemigrował do Holandii i w małej miejscowości Steyl nad brzegiem rzeki Mozy, założył w 1875 zgromadzenie misyjne, które nazwał Zgromadzeniem Słowa Bożego. Pragnął w ten sposób zwrócić uwagę na słowo Boże, które misjonarze – werbiści głoszą na całym świecie. Przede wszystkim jednak miał na myśli Wcielone Słowo Boże – Jezusa Chrystusa. Z czasem dostrzegł, że dzieło misyjne Kościoła potrzebuje pomocy kobiet. W związku z tym założył Zgromadzenie Sióstr Służebnic Ducha Świętego oraz Zgromadzenie Sióstr Służebnic Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji. W chwili śmierci A. Janssena Werbiści liczyli ponad 1000 współbraci – misjonarzy, a liczba sióstr wynosiła około 500. To wszystko osiągnął dzięki swej pracowitości i systematyczności, a nade wszystko dzięki poświęceniu i zaufaniu Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu. 19 października 1975 w stulecie istnienia Zgromadzenia Słowa Bożego został ogłoszony błogosławionym przez papieża Pawła VI. 5 października 2003 został ogłoszony świętym

Tygodnik PARAFIANIN Nr 6(143) 8 luty 2004r.

********************************
15 stycznia
Święci Franciszek de Capillas, prezbiter,
i Towarzysze, męczennicy chińscy

Święty Franciszek Capillas Franciszek urodził się 14 sierpnia 1607 roku w hiszpańskim mieście Baquerin de Campos. W wieku 17 lat został dominikaninem. Wstąpił do zakonu w miejscowości Valladolid. W lutym 1632 r. wysłano go do Manilii na Filipinach, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie. W tym mieście został przez następnych 9 lat. Miejscowy klimat, choroby i orientalny gwar prawdopodobnie przygotowywały go do jeszcze bardziej wymagającej misji.
W tym czasie w Hiszpanii zrodziło się pragnienie szerzenia wiary, zainicjowane przez św. Ludwika Bertranda, Filipa de las Casas i św. Franciszka Ksawerego. Wielkim echem odbiły się wieści o męczeństwie bł. Alfonsa Navarette w Japonii. Być może w takiej atmosferze, chcąc się wzorować na współczesnych świętych, w 1642 roku – na własną prośbę – Franciszek Capillas został wysłany na misję w Chinach wraz z Franciszkiem Diazem. Prześladowania tak zdziesiątkowały miejscowych kapłanów, że jedynym księdzem, który ich tam przywitał, był Jan Garcia. Franciszek Capillas od razu rozpoczął posługę i w latach 1644-1646 udało mu się rozwinąć misję i ustanowić świeckich dominikanów w Chinach. Jeden ze świadków jego działalności tak wspominał tamte dni: “Kiedy o. Capillas był w drodze, było w nim tak gorące pragnienie pomagania duszom, że wspinaczka po stromych górach była mu niby przechadzka po poziomej drodze”.
13 listopada 1647 r. w czasie inwazji Tatarów został posłany z sakramentami do umierającego chrześcijanina. W drodze schwytali go żołnierze i uznali za szpiega, a następnie aresztowali. Do aresztu prowadzono go za linę uwiązaną wokół jego szyi. Osadzono go w więzieniu o najgorszej reputacji. Był wielokrotnie torturowany w czasie przesłuchań. W zamian za wyrzeczenie się wiary obiecywano mu wolność. On jednak pozostał wierny i nawet w więzieniu głosił współtowarzyszom Ewangelię. Przebywał tam 2 miesiące.
Zmarł 15 stycznia 1648 roku w chińskim mieście Fu’an. Wykonano na nim egzekucję poprzez ścięcie. Papież Benedykt XIV ogłosił go protomęczennikiem chińskim – pierwszym świętym, który wylał krew za Chiny – 16 września 1748 roku. Został beatyfikowany 2 maja 1909 roku przez św. Piusa X. Natomiast kanonizował go św. Jan Paweł II w dniu 1 października 2000 roku wraz z grupą 120 męczenników chińskich.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-15d.php3

Jan Paweł II

WPATRUJMY SIĘ WE WZORY ŚWIĘTOŚCI

Msza św. kanonizacyjna

W niedzielę 1 października 2000 r. Jan Paweł II kanonizował na placu św. Piotra 123 błogosławionych. Do grona świętych włączeni zostali: bł. Augustyn Zhao Rong i 119 towarzyszy — męczennicy, którzy ponieśli śmierć za wiarę w Chinach w ciągu minionych czterech stuleci; bł. Maria Józefa od Serca Jezusa Sancho de Guerra (1842-1912), Hiszpanka, założycielka Zgromadzenia Sióstr Służebnic Jezusa Miłosiernego; bł. Katarzyna Maria Drexel (1858-1955), Amerykanka, założycielka Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Sakramentu, opiekującego się Indianami i Afroamerykanami; bł. Józefina Bakhita (1869-1947) z Sudanu, ze Zgromadzenia Córek Miłości. Uroczystość kanonizacyjna zgromadziła na placu św. Piotra tysiące pielgrzymów z Afryki, Ameryki, Azji i Europy. Z Ojcem Świętym koncelebrowało Eucharystię czterech kardynałów, liczni arcybiskupi i biskupi, przełożeni generalni zgromadzeń zakonnych. Uczestniczyli w liturgii także kardynałowie, biskupi i księża z Kurii Rzymskiej oraz oficjalna delegacja władz francuskich, hiszpańskich i włoskich.

Na początku Mszy św. abp José Saraiva Martins, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych wraz z postulatorami przedstawili Papieżowi prośbę o kanonizację błogosławionych, a następnie zostały odczytane ich krótkie biografie. Jan Paweł II wypowiedział słowa formuły kanonizacyjnej, na co wierni odpowiedzieli śpiewem «Amen» i «Alleluja» oraz długimi oklaskami. Abp Saraiva Martins podziękował Papieżowi za kanonizację. W liturgii słowa fragmenty Pisma Świętego zostały odczytane w języku chińskim i angielskim, łacińskim i greckim. Udział wiernych z Chin i Sudanu, ubranych w tradycyjne stroje, podkreślał międzynarodowy i powszechny charakter uroczystości. Na zakończenie Eucharystii Ojciec Święty odmówił ze zgromadzonymi «Anioł Pański» oraz przywitał się osobiście z członkami delegacji oficjalnych. Następnego dnia, w poniedziałek 2 października, spotkał się ponownie na placu św. Piotra z pielgrzymami przybyłymi na kanonizację. Poniżej zamieszczamy tekst papieskiej homilii, rozważanie przed modlitwą maryjną oraz słowa Ojca Świętego skierowane do pielgrzymów — uczestników kanonizacji męczenników chińskich, wypowiedziane podczas audiencji 2 października.

1. «Słowo Twoje jest prawdą: uświęć nas w Twojej miłości» (śpiew przed Ewangelią: por. J 17, 17). Takie wezwanie, będące echem modlitwy, jaką Chrystus skierował do Ojca w czasie Ostatniej Wieczerzy, zdaje się zanosić do Boga rzesza świętych i błogosławionych, których Duch Boży wzbudza w Kościele w kolejnych pokoleniach.

Dzisiaj, po dwóch tysiącach lat dziejów odkupienia, i my powtarzamy te słowa, wpatrując się we wzory świętości, jakimi są św. Augustyn Zhao Rong i 119 towarzyszy — męczennicy, którzy ponieśli śmierć w Chinach, Maria Józefa od Serca Jezusa Sancho de Guerra, Katarzyna Maria Drexel i Józefina Bakhita. Bóg Ojciec «uświęcił ich w swojej miłości», spełniając prośbę Syna, który wyciągnął ręce na krzyżu, aby nabyć Mu lud święty, a umierając pokonał śmierć i objawił moc zmartwychwstania (por. II Modlitwa Eucharystyczna, Prefacja).

Witam serdecznie was wszystkich, drodzy bracia i siostry, którzy zgromadziliście się tutaj bardzo licznie, aby złożyć hołd tym świetlanym świadkom Ewangelii.

2. «Nakazy Pana są radością serca» (Psalm responsoryjny). Te słowa psalmu responsoryjnego trafnie wyrażają doświadczenie Augustyna Zhao Ronga i 119 towarzyszy, umęczonych w Chinach. Świadectwa, jakie do nas dotarły, pozwalają nam dostrzec, że byli to ludzie zachowujący głęboki spokój ducha i radość.

Kościół okazuje dziś wdzięczność swemu Panu, który go błogosławi i obficie obdarza światłem, jakim promieniuje świętość tych synów i córek Chin. Czyż Rok Święty nie jest najwłaściwszym momentem, aby ukazać w pełni blask ich heroicznego świadectwa? Młodziutka, czternastoletnia Anna Wang, nie lęka się gróźb oprawcy, który nakłania ją do apostazji, i na chwilę przed ścięciem oświadcza z promienną twarzą: «Brama niebios jest otwarta dla wszystkich», a po cichu wypowiada trzykroć imię «Jezus». Zaś osiemnastoletni Chi Zhuzi woła nieustraszenie do tych, którzy właśnie odcięli mu prawe ramię i zamierzają obedrzeć go żywcem ze skóry: «Każdy kawałek mego ciała, każda kropla mojej krwi będą wam powtarzać, że jestem chrześcijaninem».

Podobną moc przekonania i radość okazało pozostałych 85 Chińczyków, mężczyzn i kobiet w różnym wieku i różnego stanu — kapłanów, zakonnic i świeckich, którzy przypieczętowali swoją niezłomną wierność Chrystusowi i Kościołowi oddając życie. Działo się to w różnych stuleciach, w złożonych i trudnych epokach historii Chin. Dzisiejsza uroczystość nie jest właściwym momentem, aby formułować opinie o tych epokach historycznych: będzie można i będzie trzeba uczynić to w innym miejscu. Dzisiaj, poprzez to uroczyste uznanie świętości, Kościół pragnie jedynie ukazać, że ci męczennicy są przykładem odwagi i wierności dla nas wszystkich i przynoszą zaszczyt szlachetnemu narodowi chińskiemu.

Do tej rzeszy męczenników należą także świetlane postaci 33 misjonarzy i misjonarek, którzy opuściwszy ojczyznę starali się wejść w chińską rzeczywistość i z miłością przyswajali ją sobie, pragnęli bowiem głosić Chrystusa i służyć temu narodowi. Ich groby znajdują się w Chinach, jak gdyby na świadectwo ich nieodwołalnej przynależności do tego kraju, który oni — mimo ludzkich ograniczeń — szczerze kochali, oddając mu wszystkie siły. «Nigdy nikomu nie uczyniliśmy nic złego — odpowiada bp Franciszek Fogolla gubernatorowi, który zamierza się, aby zadać mu cios mieczem. — Przeciwnie, wielu wyświadczyliśmy dobro».

po chińsku:

Niech Bóg obdarzy was szczęściem.

3. Zarówno pierwsze czytanie, jak i Ewangelia dzisiejszej liturgii ukazują nam, że Duch tchnie tam, gdzie chce, i że Bóg w każdej epoce wybiera sobie pewne osoby, aby objawiały Jego miłość do ludzi, oraz powołuje instytucje, które mają być szczególnie skutecznymi narzędziami Jego działania. Tak stało się w życiu św. Marii Józefy od Serca Jezusa Sancho de Guerry, założycielki Zgromadzenia Sióstr Służebnic Jezusa Miłosiernego.

W życiu nowej świętej, pierwszej kanonizowanej Baskijki, w szczególny sposób ujawnia się działanie Ducha. To On wskazywał jej drogę służby chorym i przygotował ją, by stała się matką nowej rodziny zakonnej.

Św. Maria Józefa przeżywała swoje powołanie jako autentyczny apostolat w dziedzinie ochrony zdrowia, jako że niosąc pomoc starała się łączyć troskę o sprawy materialne z opieką duchową i wszelkimi środkami zabiegała o zbawienie dusz. Choć sama była chora przez ostatnie 12 lat swego życia, nie unikała wysiłków ani cierpień, ale poświęcała się całkowicie służbie miłosierdzia wśród chorych, zachowując ducha kontemplacyjnego i pamiętając, że «pomoc nie polega jedynie na dawaniu choremu lekarstw i pożywienia; jest inny jeszcze rodzaj pomocy, (…) pomoc serca, która każe wczuwać się w położenie cierpiącego człowieka».

Niech przykład i wstawiennictwo św. Marii Józefy od Serca Jezusa pomogą narodowi baskijskiemu na zawsze położyć kres przemocy, tak aby Euskadi stała się błogosławioną ziemią pokojowego i braterskiego współistnienia, by prawa wszystkich ludzi były w niej zawsze szanowane i nigdy już nie lała się tam krew niewinnych.

4. «Zebraliście w dniach ostatecznych skarby» (Jk 5, 3). W drugim czytaniu dzisiejszej liturgii apostoł Jakub karci bogatych, którzy pokładają ufność w swojej majętności i niesprawiedliwie traktują ubogich. M. Katarzyna Drexel urodziła się w bogatej rodzinie w Filadelfii w Stanach Zjednoczonych. Od swoich rodziców nauczyła się jednak, że majątek rodziny nie był przeznaczony tylko dla niej, ale należało dzielić się nim z ludźmi mniej zamożnymi. Jako młoda kobieta głęboko ubolewała nad ubóstwem i beznadziejnym położeniem wielu Indian i Afroamerykanów. Zaczęła wykorzystywać swój majątek w pracy misyjnej i oświatowej pośród najuboższych członków społeczeństwa. Później zrozumiała, że potrzeba czegoś więcej. Z wielką odwagą i ufnością w łaskę Bożą postanowiła oddać bez reszty Panu nie tylko swoje dobra materialne, ale całe swe życie.

W swojej wspólnocie zakonnej — Zgromadzeniu Sióstr Najświętszego Sakramentu — krzewiła duchowość opartą na modlitewnym zjednoczeniu z Chrystusem Eucharystycznym oraz na gorliwej służbie ubogim i ofiarom dyskryminacji rasowej. Jej apostolat przyczynił się do tego, że coraz żywiej uświadamiano sobie potrzebę walki z wszelkimi formami rasizmu poprzez wychowanie oraz działalność socjalną. Katarzyna Drexel jest znakomitym przykładem praktycznego miłosierdzia i wielkodusznej solidarności z mniej zamożnymi — postaw, które od dawna charakteryzują amerykańskich katolików.

Niech jej przykład pomaga zwłaszcza ludziom młodym uświadomić sobie, że na tym świecie największy skarb można znaleźć przez naśladowanie Chrystusa niepodzielnym sercem i wielkoduszne korzystanie z darów, które otrzymaliśmy, tak aby służyły one innym i przyczyniały się do budowania świata bardziej sprawiedliwego i braterskiego.

5. «Prawo Pana doskonałe — (…) poucza prostaczka» (Ps 19 [18], 8).

Słowa z dzisiejszego psalmu responsoryjnego rozbrzmiewają doniosłym echem w życiu s. Józefiny Bakhity. Uprowadzona i sprzedana w niewolę, gdy miała zaledwie siedem lat, wiele wycierpiała z rąk okrutnych panów. Zyskała jednak zrozumienie głębokiej prawdy, że to Bóg, a nie człowiek jest prawdziwym Panem każdej ludzkiej istoty, każdego ludzkiego życia. To doświadczenie stało się źródłem wielkiej mądrości dla tej pokornej córy Afryki.

W dzisiejszym świecie tysiące kobiet nadal pada ofiarą niesprawiedliwości, nawet w rozwiniętych, nowoczesnych społeczeństwach. W św. Józefinie Bakhicie dostrzegamy wspaniałą rzeczniczkę prawdziwej emancypacji. Historia jej życia nie skłania do biernego oporu, ale budzi zdecydowaną wolę skutecznego działania w celu uwolnienia dziewcząt i kobiet od ucisku i przemocy oraz przywrócenia im godności, tak aby mogły w pełni korzystać ze swoich praw.

Myślę w tej chwili o ojczystym kraju nowej świętej, nękanym od 17 lat przez okrutną wojnę domową, której końca nie widać. W imieniu cierpiącej ludzkości raz jeszcze apeluję do osób sprawujących odpowiedzialne funkcje: otwórzcie serca na wołanie milionów niewinnych ofiar i wejdźcie na drogę dialogu. Wzywam społeczność międzynarodową, aby przestała ignorować tę ogromną ludzką tragedię. Zachęcam cały Kościół, aby prosił św. Józefinę Bakhitę o wstawiennictwo w intencji wszystkich naszych prześladowanych i zniewolonych braci i sióstr, zwłaszcza w Afryce i w jej ojczystym Sudanie, tak aby mogli oni zaznać pojednania i pokoju.

Słowa serdecznego pozdrowienia kieruję na koniec do kanosjańskich Córek Miłości, które dzisiaj radują się z wyniesienia swojej współsiostry do chwały ołtarzy. Oby umiały czerpać z przykładu św. Józefiny Bakhity nowe bodźce do ofiarnej służby Bogu i bliźniemu.

6. Drodzy bracia i siostry! Poddając się działaniu jubileuszowej łaski przyzwólmy ponownie Duchowi Świętemu, aby dokonał w nas głębokiego oczyszczenia i uświęcenia. Na tę drogę wprowadza nas także święta, której wspomnienie dzisiaj obchodzimy: Teresa od Dzieciątka Jezus. Jej to, patronce misji, oraz nowym świętym zawierzamy dziś misję Kościoła na początku trzeciego tysiąclecia.

Maryja, Królowa Wszystkich Świętych, niech wspomaga w drodze chrześcijan i wszystkich, którzy poddają się działaniu Ducha Świętego, aby na całym świecie szerzyło się światło Chrystusa Zbawiciela.
opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (1/2001) and Polish Bishops Conference

Jan Paweł II

GŁOSILI EWANGELIĘ NARODOWI CHIŃSKIEMU

W poniedziałek 2 października 2000 r. Jan Paweł II spotkał się z tysiącami pielgrzymów — uczestników uroczystości kanonizacyjnej, która odbyła się poprzedniego dnia na placu św. Piotra. W przemówieniu (jego fragment zamieszczamy poniżej) Papież podkreślił wymowę i znaczenie kanonizacji bł. Augustyna Zhao Ronga oraz 119 towarzyszy — męczenników, którzy ponieśli śmierć w Chinach.

Zwracam się teraz w szczególny sposób do pielgrzymów zgromadzonych tu z okazji kanonizacji 120 męczenników, którzy ponieśli śmierć w Chinach. Przede wszystkim do was, wierni pochodzenia chińskiego, z którymi pragnę podzielić się głęboką radością z powodu tych synów i córek narodu chińskiego, którzy po raz pierwszy zostają ukazani całemu Kościołowi i światu jako wzory heroicznej wierności Chrystusowi Panu i duchowej wielkości. Tak, przynoszą oni prawdziwy zaszczyt szlachetnemu narodowi chińskiemu!

Moją radość pomnaża jeszcze myśl, że w tej chwili są z nami głęboko zjednoczeni wszyscy wierni w Chinach kontynentalnych, świadomi — tak jak wy — że mają w męczennikach nie tylko przykłady do naśladowania, ale także orędowników przed obliczem Ojca. Potrzebujemy bowiem ich pomocy, ponieważ powinniśmy w codziennym życiu okazywać taką samą ofiarność i wierność, jakich przykład dali męczennicy w swojej epoce.

Jak wszyscy wiecie, większość z tych 120 męczenników przelała krew w momentach historycznych słusznie uważanych za szczególnie doniosłe dla waszego narodu. Były to okresy dramatyczne, w których dochodziło do gwałtownych zaburzeń społecznych. Dokonując tej kanonizacji, Kościół nie zamierza oczywiście formułować hisstorycznych ocen tamtych okresów ani tym bardziej usprawiedliwiać niektórych działań ówczesnych państw, które zaciążyły na historii narodu chińskiego. Pragnie natomiast ukazać w pełnym świetle heroiczną wierność tych godnych synów i córek Chin, którzy nie pozwolili się zastraszyć przez krwawe prześladowania.

Jestem też wdzięczny za obecność licznych pielgrzymów z rodzinnych krajów 33 misjonarzy i misjonarek, zamęczonych w Chinach wraz z wiernymi chińskimi, którym głosili Ewangelię. Nie brak tych, którzy opierając się na cząstkowej i nieobiektywnej interpretacji historycznej, dopatrują się w ich działalności misyjnej jedynie ułomności i błędów. Jeżeli zdarzały się błędy — a czyż człowiek jest w stanie ich uniknąć? — prosimy o przebaczenie. Dzisiaj jednak oglądamy ich w chwale i składamy dzięki Bogu, który posługuje się ubogimi środkami, aby dokonywać swych wielkich dzieł zbawienia. Oni głosili zbawcze słowo — także składając dar z życia — i podejmowali ważne inicjatywy służące postępowi człowieka. Bądźcie z nich dumni, wy — pielgrzymi, ich współobywatele i bracia w wierze! Swoim świadectwem wskazują nam oni, że prawdziwą drogą Kościoła jest człowiek: ta droga wiedzie przez głęboki i lojalny dialog między kulturami, wspomagany codzienną ofiarą z życia, czego nauczał już mądrze i po mistrzowsku o. Matteo Ricci.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (1/2001) and Polish Bishops Conference

Święty Augustyn z Chin – św. Augustyn Zhao Rong i Towarzysze

Piotr Drzyzga

Jan Paweł II wyniósł w 2000 roku na ołtarze 120 chińskich męczenników. Znalazł się w tym gronie między innymi pierwszy zamęczony ksiądz chińskiego pochodzenia…

Święty Augustyn z Chin - św. Augustyn Zhao Rong i Towarzysze   Foto: Romek Koszowski.

Męczeństwo po chińsku

Każdy kawałek mojego ciała będzie wam przypominać, że jestem chrześcijaninem – św. Xi Guizi

Kanonizowanych 120 męczenników reprezentuje znacznie większą liczbę chrześcijan, którzy oddali życie za Chrystusa w różnych epokach i okolicznościach historii Kościoła w Chinach. Wśród nich 87 to chińscy katolicy (najmłodszy miał zaledwie 9 lat!), a 33 to misjonarze i misjonarki z Zachodu. Pierwszym męczennikiem Chin jest o. Franciszek Fernández de Capillas, hiszpański dominikanin, umęczony w 1648 r. Największa rzeź wierzących miała miejsce w czasie tzw. powstania bokserów (1899–1900). Zamordowano wtedy 5 biskupów, 29 księży, 9 zakonnic i 30 000 świeckich.

Listę męczenników otwiera ks. Augustyn Zhao Rong, ponieważ był on pierwszym księdzem, Chińczykiem, który poniósł śmierć męczeńską. Pochodził z prowincji Syczuan. W młodości prowadził rozpustny tryb życia. W wieku 20 lat zaczął pracować jako strażnik w więzieniu. W 1772 r. rozpoczęły się prześladowania religijne, w czasie których aresztowano wielu katolików. Jednym z więźniów był misjonarz o. Martinus Moye.

Zhao Rong, który pilnował uwięzionych katolików, był pod wrażeniem ich postawy i zaczął interesować się wiarą katolicką. Ojciec Moye po zwolnieniu z więzienia spotykał się z Zhao Rongiem i nakłonił go do przyjęcia wiary. Augustyn Zhao Rong wkrótce po chrzcie stał się katechistą, a po przygotowaniu kapłanem katolickim. Przez wiele lat pełnił swoją posługę. Podczas kolejnych prześladowań w 1815 r. został aresztowany w czasie udzielania sakramentu choremu. Skazano go na karę 60 razów kijem bambusowym w kostki i 80 policzków skórzaną podeszwą. Ks. Augustyn miał wtedy 69 lat, nie przeżył tej kary.

Chińscy męczennicy zostali kanonizowani przez Jan Pawła II w 2000 roku. Papież w kazaniu przypomniał 14-letnią Annę Wang, która tuż przed ścięciem powiedziała do oprawcy: „Brama niebios otwarta jest dla wszystkich” i trzykrotnie szeptem wezwała imię Jezus. Z kolei 18-letni Xi Guizi zawołał do tych, którzy odcięli mu prawą rękę i próbowali żywcem obedrzeć go ze skóry: „Każdy kawałek mojego ciała, każda kropla mojej krwi będzie wam przypominać, że jestem chrześcijaninem”. Do listy chińskich męczenników Kościół dopisze zapewne kiedyś zamęczonych przez reżim komunistyczny. Mimo wciąż trwających represji liczba chrześcijan w Chinach rośnie. Szacuje się, że żyje tam dziś 7 mln katolików i 15 mln protestantów.

Autor tekstu “Męczeństwo po chińsku” – ks. Tomasz Jaklewicz

http://kosciol.wiara.pl/doc/490864.Swiety-Augustyn-z-Chin-sw-Augustyn-Zhao-Rong-i-Towarzysze/2#Par1

Święci męczennicy chińscy Franciszek Capillas, prezbiter, i Towarzysze (+ 1648 i 1748)

1 października 2000 roku papież Jan Paweł II zaliczył sześciu braci kaznodziejów pochodzących z Hiszpanii do grona 120 męczenników, którzy ponieśli śmierć w Chinach.

Spośród nich miano “protomartyr” przysługuje Franciszkowi Fernandezowi de Capillas, którego papież św. Pius X beatyfikował 2 maja 1909 roku. Urodził się 15 sierpnia 1607 roku w mieście Bequerin de Campos (Palencja) w Hiszpanii. Należał do konwentu św. Pawła w Valladolid, gdzie żył cicho i pokornie. Został wyświęcony w Manili w 1632 roku. Stamtąd wyruszył, wiedziony miłością apostolską, do Chin (1642 r.), gdzie po długim uwięzieniu z rąk prześladowców został ścięty w mieście Fogan 15 stycznia 1648 roku.
Inni męczennicy z Zakonu Kaznodziejskiego zostali beatyfikowani 14 maja 1893 roku przez Leona XIII. Piotr Sans y Jorda urodził się 3 września 1680 roku w mieście Ascó koło Taragony, przebywał w konwencie w Lerydzie, a w 1715 roku dotarł do Chin. Pełen łagodności, odwagi i apostolskiej miłości, w 1729 roku został mianowany biskupem. Po powrocie w 1738 roku do pracy misyjnej został uwięziony w 1746 roku i ścięty 26 maja 1747 roku.
Franciszek Serrano Frias urodził się w Hueriyi (Granada) 4 grudnia 1695 roku. Przebywał w Granadzie w królewskim konwencie św. Krzyża, przybył na Filipiny (1725 r.) i dotarł do Chin (1738 r.). Gdy go schwytano (1746 r.) i zatrzymano w więzieniu, dowiedział się o własnej nominacji biskupiej, ale nie mógł zostać konsekrowany. Zginął, uduszony 25 października 1748 roku, a jego ciało spalono, jednakże pozostały jego relikwie. Sławiono jego surowość życia, pobożność różańcową oraz niestrudzoną gorliwość misyjną.
Z tego samego konwentu w Granadzie pochodził Jan Alcober Figuera, który wyświęcony na prezbitera (1694 r.) przybył do Manili i w 1741 roku ustanowiono go prowincjalnym wikariuszem misji w Chinach. Pełen gorliwości apostolskiej został schwytany (1746 r.) i powieszony 28 października 1748 roku, a jego ciało spalono.
Joachim Royo Perez urodził się w 1691 roku w Hinojosie (Tenuel), należał do konwentu Del Pilar w Walencji. Przeznaczony do dalszych studiów, udał się do Manili (1712 r.), a stamtąd do Chin (1715 r.). Pochwycony w 1746 roku, został wraz z towarzyszami uduszony 28 października 1748 roku, a ich ciała spalono. Wyróżniał się szczególną pobożnością i wielką gorliwością apostolską.
Franciszek Diaz del Rincón (ur. 1713 r.), Hiszpan, wyświęcony w Avili, przybył do Chin (1738 r.), gdzie schwytano go w 1746 roku. Po długich cierpieniach zginął, powieszony 28 października 1748 roku, a jego ciało spalono. Był mężem wielkiej pobożności i surowej pokuty.

http://www.sluzew.tercjarze.dominikanie.pl/index.php?p=sw_Franciszek_Capillas

****************************

15 stycznia
Błogosławiony Alojzy Variara, prezbiter

Błogosławiony Alojzy Variara Alojzy urodził się 15 stycznia 1875 roku w Viarigi w Piemoncie. Dzięki swemu tacie poznał oratorium na Valdocco, kierowane przez św. Jana Bosko. Przebywanie w tym środowisku wzbudziło w nim pragnienie zostania salezjaninem. Mając 12 lat, zamieszkał w macierzystym domu salezjanów w Turynie, jeszcze za życia św. Jana Bosko. Tu ostatecznie narodziło się i ugruntowało jego powołanie kapłańskie.
Po ukończeniu nowicjatu w Foglizzo, w Turynie, 2 października 1892 roku złożył pierwsze śluby zakonne. Na kursie filozofii w Valsalice zetknął się z salezjaninem Michelem Unią, który odwiedził tamtejszą wspólnotę i opowiadał o swojej działalności wśród trędowatych w Kolumbii. Alojzy zapragnął udać się na misje. Został wybrany przez księdza Unię jako jedyny spośród 188 kandydatów. Do Kolumbii wyjechał jeszcze jako kleryk w 1894 roku. Salezjanie prowadzili szpital w Agua de Dios. Żyło tam 620 trędowatych i mniej więcej tyle samo zdrowych członków ich rodzin.
Podczas studiów teologicznych Alojzy poświęcał wolny czas chorym. Bardzo szybko spostrzegł, że w leprozoriach nie ma dobrowolnych mieszkańców. Wszystkich sprowadzono tam siłą. Przybywali tam jak na zesłanie. Wcześniej pijaństwo i samobójstwa były rzeczą powszechną. Salezjanie wprowadzili porządek i przede wszystkim podchodzili do tych ludzi z miłością chrześcijańską. Aby ulżyć ich ciężkiej doli, Alojzy zorganizował najpierw grupę grajków, a potem założył dla nich szkołę muzyczną, teatr i stowarzyszenia religijne. Arcybiskup Bogoty Herrera y Restrepo, który udzielił mu święceń kapłańskich w dniu 17 kwietnia 1898 roku, był pełen podziwu dla jego zaangażowania apostolskiego. Wszyscy byli zdumieni, że wciąż był zdrowy. Trędowaci tak o nim mówili: “Jest wzorem cnoty, aniołem, człowiekiem niezwykłym, godnym podziwu i szacunku u wszystkich”.
Już jako kapłan Alojzy zajął się przede wszystkim młodymi ludźmi. Wybudował dla nich w Agua de Dios schronisko nazwane na cześć Apostoła trędowatych “Michele Unia”. Założył także Zgromadzenie Córek Najświętszych Serc Jezusa i Maryi, które miało na celu opiekę nad młodzieżą. Reguła zgromadzenia przewidywała przyjmowanie do nowicjatu także dziewcząt trędowatych. Alojzy zachęcał siostry, “by uczynić ze swojej choroby rodzaj apostolstwa, oddać własne życie Bogu do dyspozycji”. Jednak nad nowym zgromadzeniem zebrały się ciemne chmury. Działalność ks. Alojzego spotkała się z niezrozumieniem i oporami ze strony miejscowych przełożonych, którzy uważali, że ten rodzaj pracy odbiega zbytnio od charyzmatu salezjańskiego. W związku z tym władze zgromadzenia wyznaczyły mu inne zadania. Został m.in. mistrzem nowicjuszy w Mosquerze, następnie kierownikiem oratorium w Bogocie, duszpasterzem w Baranquilli i Taribie.
Cechował go nadzwyczajny zapał apostolski i heroizm w posłudze trędowatym. Odznaczał się wielką pokorą i posłuszeństwem wobec przełożonych. Poświęcił się Bogu jako ofiara miłości i wynagrodzenia Najświętszemu Sercu Jezusa. Duchem tej wynagradzającej ofiary przepoił założone przez siebie zgromadzenie. Potrafił rozpoznać żywą obecność Pana w Kościele. Przybliżał swym życiem Jezusa chorym, ubogim i potrzebującym. Zgromadzenie przez niego założone otrzymało prawa papieskie dopiero w 1964 roku. Liczyło wówczas setki członkiń, posługujących chorym i cierpiącym na całym świecie.
Zmarł dnia 1 lutego 1923 roku w Cucucie. Św. Jan Paweł II podczas jego beatyfikacji w dniu 14 kwietnia 2002 roku w Rzymie mówił: “Z Włoch (…) przybył do Kolumbii salezjanin, wierny naśladowca Jezusa miłosiernego i opiekun udręczonych. Od pierwszych chwil pobytu w tym kraju swe młode siły i liczne talenty poświęcił służbie trędowatym. Pierwszy salezjanin wyświęcony na kapłana w Kolumbii, zdołał skupić wokół siebie grupę konsekrowanych niewiast, a wśród nich trędowate albo córki trędowatych, które z powodu choroby nie zostały przyjęte do zgromadzeń zakonnych”.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-15e.php3

Jan Paweł II

Rozpoznawali Chrystusa żyjącego w Kościele

Msza św. beatyfikacyjna na placu św. Piotra

W niedzielę 14 kwietnia, tydzień przed Światowym Dniem Modlitw o Powołania, którego tematem w tym roku było powołanie do świętości, Jan Paweł II beatyfikował sześć osób konsekrowanych: trzech kapłanów, brata zakonnego oraz dwie zakonnice.

Z Papieżem Mszę św. koncelebrowało czterech kardynałów, siedmiu arcybiskupów i biskupów (m.in. sekretarz Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych abp Edward Nowak) oraz 30 kapłanów. Wśród kilkudziesięciu tysięcy wiernych na placu św. Piotra obecnych było wielu pielgrzymów z Ameryki Łacińskiej, w tym bowiem regionie świata żyło czworo nowych błogosławionych. Szczególne znaczenie miała ta beatyfikacja dla rodaków bł. Marii del Tránsito, która jest pierwszą Argentynką wyniesioną do chwały ołtarzy. Wśród delegacji rządowych obecni byli m.in. prezydenci Kostaryki i Nikaragui.

Nowi błogosławieni żyli w różnych epokach i odmiennych warunkach kulturowych, ale wszyscy posiadali jedną wspólną cechę: «Jak uczniowie z Emaus — powiedział w homilii Jan Paweł II — potrafili rozpoznać żywą obecność Pana w Kościele, a przezwyciężywszy trudności i lęk, z entuzjazmem świadczyli o Nim wobec świata».

Imiona nowych błogosławionych zostały wpisane do kalendarza liturgicznego. Ich wspomnienia Kościoły lokalne będą obchodzić w następujące dni: bł. Kajetana Kosmy Damiana Errico — 29 października, bł. Ludwika Pavoniego — 28 maja, bł. Alojzego Variary — 15 stycznia, bł. Marii del Tránsito od Jezusa Sakramentalnego — 25 sierpnia, bł. Artemiusza Zattiego — 15 marca, bł. Marii Romero Meneses — 7 lipca.

W rozważaniu poprzedzającym modlitwę maryjną «Regina caeli», wygłoszonym na zakończenie liturgii, Ojciec Święty pozdrowił w kilku językach pielgrzymów, przybyłych na uroczystość z różnych krajów, m.in. z Kostaryki, Nikaragui, Kolumbii, Argentyny i Włoch.

1. «Sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi» (Łk 24, 15). Jak słyszeliśmy w odczytanej przed chwilą dzisiejszej Ewangelii, Jezus jako wędrowiec przybliża się do dwóch uczniów idących do wsi Emaus. Wyjaśnia im sens Pism, a potem, po dotarciu do celu podróży, łamie z nimi chleb, tak jak to uczynił wraz z apostołami w wieczór przed swoją śmiercią na krzyżu. W tym momencie oczy uczniów się otwierają i rozpoznają Go (por. Łk 24, 31).

Doświadczenie paschalne z Emaus nieustannie ponawia się w Kościele. Wspaniały przykład takiego doświadczenia możemy podziwiać w życiu tych, których z radością wynoszę dzisiaj do chwały ołtarzy: Kajetana Errico, Ludwika Pavoniego, Alojzego Variary — kapłanów; Marii del Tránsito od Jezusa Sakramentalnego — dziewicy; Artemiusza Zattiego — zakonnika; Marii Romero Meneses — dziewicy.

Ci nowi błogosławieni tak jak uczniowie z Emaus potrafili rozpoznać żywą obecność Pana w Kościele, a przezwyciężywszy trudności i lęk, z entuzjazmem świadczyli o Nim wobec świata.

2. «Zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym (…), ale drogocenną krwią Chrystusa» (1 P 1, 18-19). Te słowa z drugiego czytania przywodzą na myśl postać Kajetana Errico, kapłana i założyciela Zgromadzenia Misjonarzy Najświętszych Serc Jezusa i Maryi.

W epoce głębokich przemian politycznych i społecznych, w czasach duchowego rygoryzmu jansenistów Kajetan Errico głosi wielkość miłosierdzia Boga, wzywającego nieustannie do nawrócenia tych, którzy żyją w okowach zła i grzechu. Prawdziwy męczennik konfesjonału, nowy błogosławiony nie szczędząc sił spędzał w nim całe dnie, przyjmując i słuchając penitentów. Swoim przykładem zachęca nas do odkrycia na nowo wartości i znaczenia sakramentu pokuty, w którym Bóg hojnie udziela swego przebaczenia i okazuje ojcowską czułość swym najsłabszym dzieciom.

«Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami» (Dz 2, 32). To wewnętrzne przekonanie, które przeradza się w płomienną i niewzruszoną wiarę, było wyznacznikiem duchowego i kapłańskiego doświadczenia ks. Ludwika Pavoniego, założyciela Zgromadzenia Synów Maryi Niepokalanej.

Obdarzony szczególną wrażliwością, oddawał się on bez reszty posłudze ubogiej i opuszczonej młodzieży, a zwłaszcza głuchoniemym. W swej działalności, która obejmowała wiele dziedzin, począwszy od wychowania aż po pracę wydawniczą, urzeczywistniał oryginalne plany apostolskie i śmiałe, nowatorskie przedsięwzięcia. Źródłem wszystkich tych poczynań była solidna duchowość. Swoim świadectwem uczy nas on ufać Jezusowi i coraz bardziej zgłębiać tajemnicę Jego miłości.

3. «I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego» (Łk 24, 27). W tych słowach dzisiejszej Ewangelii Jezus objawia się jako Towarzysz drogi ludzkiego życia i cierpliwy Nauczyciel, który potrafi kształtować serce i oświecić umysł, aby mógł on pojąć Boży zamysł. Po spotkaniu z Jezusem uczniowie z Emaus, przezwyciężywszy zniechęcenie i wewnętrzne zagubienie, wracają do rodzącej się wspólnoty chrześcijańskiej, aby głosić jej, że widzieli zmartwychwstałego Pana.

To duchowe doświadczenie było udziałem trojga nowych błogosławionych, dążących do świętości drogą wytyczoną przez ks. Bosko i salezjańską tradycję. Wyniesienie do chwały ołtarzy ks. Alojzego Variary, Artemiusza Zattiego i s. Marii Romero jest wielką radością dla tej rodziny zakonnej.

4. Z Włoch, a dokładniej z diecezji Asti, przybył do Kolumbii salezjanin, o. Alojzy Variara, wierny naśladowca Jezusa miłosiernego i opiekun udręczonych. Od pierwszych chwil pobytu w tym kraju swe młode siły i liczne talenty poświęcił służbie trędowatym. Pierwszy salezjanin wyświęcony na kapłana w Kolumbii, zdołał skupić wokół siebie grupę konsekrowanych niewiast, a wśród nich trędowate albo córki trędowatych, które z powodu choroby nie zostały przyjęte do zgromadzeń zakonnych. Z czasem grupa ta przekształciła się w Zgromadzenie Córek Najświętszych Serc Jezusa i Maryi, dynamicznie rozwijający się instytut, działający dziś w różnych krajach.

Artemiusz Zatti, salezjański brat zakonny, wraz ze swą rodziną opuścił diecezję Reggio Emilia, aby szukać lepszych warunków życia w Argentynie, kraju, o którym marzył ks. Bosko. Tam odkrył swe powołanie i wstąpił do zgromadzenia salezjanów, w którym oddał się gorliwej, profesjonalnej i pełnej miłości posłudze chorym. Prawie pięćdziesiąt lat przeżytych przez niego w Viedmie to historia wzorowego zakonnika, sumiennie wypełniającego swe obowiązki względem wspólnoty i bez reszty oddanego służbie potrzebującym. Obyśmy, dzięki jego przykładowi, stawali się coraz bardziej świadomi obecności Pana i potrafili Go przyjąć we wszystkich potrzebujących braciach!

S. Maria Romero Meneses, Córka Maryi Wspomożycielki, potrafiła ukazywać oblicze Chrystusa, który daje się rozpoznać przy łamaniu chleba. Urodzona w Nikaragui, formację zakonną odbyła w Salwadorze, a większość swego życia spędziła w Kostaryce. Umiłowanym narodom Ameryki Łacińskiej, które jednoczą się teraz w radości płynącej z tej beatyfikacji, życzę, aby nowa błogosławiona, która tak bardzo je ukochała, stała się dla nich czytelnym i inspirującym przykładem, służącym odnowie oraz umocnieniu ich chrześcijańskiego życia, zakorzenionego mocno na tych ziemiach.

Kochając Boga żarliwą miłością i bezgranicznie ufając w pomoc Maryi Panny, s. Maria Romero była wzorową zakonnicą, apostołem i matką ubogich, którym okazywała szczególną troskę, nie wykluczając nikogo. Niech jej wspomnienie przyniesie błogosławieństwo wszystkim, a dzieła przez nią założone, wśród nich Casa de la Virgen w San José, niech rozwijają się zgodnie z ideałami, które dały im początek!

5. «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?» (Łk 24, 32). To zadziwiające wyznanie uczniów, którzy wędrowali do Emaus, pojawia się również w historii powołania m. Marii del Tránsito od Jezusa Sakramentalnego Cabanillas, założycielki Zgromadzenia Sióstr Tercjarek Misjonarek Franciszkanek Argentyńskich, pierwszej Argentynki wyniesionej do chwały ołtarzy.

Płomień, którym pałało jej serce, sprawił, że Maria del Tránsito poszukiwała zażyłości z Chrystusem w życiu kontemplacyjnym. Gdy choroba zmusiła ją do opuszczenia klasztorów, w których dotychczas żyła, nie zniechęciła się, lecz trwała w ufności, zdana na Bożą wolę, której nigdy nie przestała szukać. Jak się wówczas okazało, prawdziwą drogą, którą dla niej wybrał Bóg, była realizacja ideału franciszkańskiego. Wspomagana przez mądrych przewodników, obrała życie w ubóstwie, pokorze, cierpliwości oraz miłości i założyła nową rodzinę zakonną.

6. «Ukaż nam, Panie, ścieżkę życia» (refren psalmu responsoryjnego). Niech te słowa psalmu, który przed chwilą odśpiewaliśmy, staną się naszą modlitwą. Potrzebujemy zmartwychwstałego Odkupiciela, który ukaże nam drogę, będzie nam towarzyszył i doprowadzi nas do pełnej wspólnoty z Ojcem niebieskim.

Ukaż nam ścieżkę życia! Tylko Ty, Panie, możesz nam wskazać prawdziwą ścieżkę życia, jedyną która prowadzi nas do celu, tak jak błogosławionych, którzy właśnie dziś zajaśnieli w chwale nieba.
opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (6/2002) and Polish Bishops Conference

św. Alojzy Variara

(1875 – 1923)

          Urodził się 15 stycznia 1875 roku, w Viarigi, we Włoszech. Do szkół salezjańskich na Valdocco przybył cztery miesiące przed śmiercią Księdza Bosko. Pierwsze spotkanie ze Świętym Wychowawcą tak opisał: “Pewnego popołudnia graliśmy na podwórku Oratorium. Nagle, dał się słyszeć głos: Ksiądz Bosko! Ksiądz Bosko! Wszyscy pobiegliśmy w jego stronę. Otoczyliśmy go w chwili kiedy mu pomagano wysiąść z bryczki, którą powrócił do domu. Ksiądz Bosko z trudem wysiadał z powozu. Był bez sił. Zbliżyłem się do niego jak najbliżej było można i mogłem go spokojnie widzieć. Zauważyłem jak podniósł swój wzrok i długo patrzył na mnie. Był to jeden ze szczęśliwszych dni w moim życiu. Poznałem Świętego. Ksiądz Bosko dostrzegł w mojej duszy coś, co tylko Bóg i on mogli wiedzieć”.     Prawie trzynastoletni Alojzy przybył do szkoły na Valdocco w towarzystwie swego ojca. Ojciec, człowiek wykształcony, z wielkim wyczuciem sprawy mówił synowi o możliwości zostania księdzem. Wówczas chłopiec odpowiedział: “tato, ja nie czuję powołania”! “Maryja Wspomożycielka sprawi, że go będziesz czuł. … Bądź dobry i ucz się!” Po wejściu w nowe środowisko, Alojzy chętnie przebywał na placu codziennych rekreacji. Z zaciekawieniem słuchał wszystkiego co mówiono o Księdzu Bosko. Nieoczekiwane spotkanie się wzrokiem z Księdzem Bosko sprowokowało w Alojzym myśl o powołaniu do Zgromadzenia Salezjańskiego i do kapłaństwa. Chłopiec przekonał się, że jego ojciec miał rację.Nowicjat rozpoczął w 17 roku życia. Nowicjuszy było 138. Postnowicjat odbył na Valsalice. W 19 roku życia wyjechał do Kolumbii, by pracować wśród trędowatych w Agua de Dios. Wśród około 2 tysięcy mieszkańców Agua de Dios, chorych na trąd było 800. Niebezpieczeństwo zarażenia się trądem trzymało z dala od Agua de Dios władze cywilne i kościelne. Kl. Variara poczuł się tam bardzo dobrze. Jego zamiłowania do muzyki i do teatru pozwoliły mu wnieść nowego ducha do tego “miasta cierpienia”. W 1897 roku, Inspektor Salezjanów z Kolumbii pisał do Księdza Rua: “Radosną nowością znalezioną w Agua de Dios jest początkująca orkiestra dęta, która przynosi ulgę trędowatym. Liczy sobie zaledwie trzy miesiące życia, ale poczyniła już wielkie postępy. Młodzi muzycy – z nielicznymi wyjątkami – są ludźmi trędowatymi: ściska serce i łzy napływają do oczu widząc tych biednych jak całe dni spędzają wdmuchując w instrumenty tego trochę zadęcia jakie mają. Nauczycielem muzyki jest nasz kleryk Alojzy Variara, dusza i serce kwitnącego Oratorium, do którego zlatuje się wszystka młodzież z Lazaretu”.

Cel – jaki Ksiądz Rua zamierzał osiągnąć posyłając kl. Variara do Agua de Dios – został zdobyty. Kl. Variara swoim optymizmem i radością wniósł powiew wiosny w ciężką szarzyznę codzienności ludzi dotkniętych trądem. Wśród zajęć kl. Variary nie brakło studium, zwłaszcza lektur ascetycznych. W jego codziennym programie życia przewagę miało jednak praktyczne ćwiczenie się w cnotach a szczególnie w miłości bliźniego względem ludzi nieszczęśliwych. Ks. Crippa, który od początku dzieła salezjańskiego był w Agua de Dios i został tam drugim dyrektorem wspólnoty i proboszczem, takie dał o nim świadectwo: “Od czasu jego przybycia do Agua de Dios spostrzegłem jak był przejęty powiedzeniem Księdza Bosko, iż nie można dawać innym tego, czego się samemu nie posiada: to jest cnoty, której się nie praktykuje. Przybywszy przeto na to nowe pole pracy, nie tylko skrupulatnie zachowywał Konstytucje Zgromadzenia, ale z zaangażowaniem kontynuował dzieło formacji rozpoczęte w nowicjacie. Widać było jak wzrastał w cnotach. Szczera intencja przyczyniała się w nim do wzrostu miłości Bożej i mobilizowała go do duchowego pozyskiwania młodzieży. Dał mocne podwaliny pod Oratorium świąteczne. Zajął się przygotowywaniem dzieci do pierwszej Komunii. Prowadził katechizm. Założył i czuwał nad rozwojem Towarzystwa św. Alojzego”. Jego pasją były dzieci i młodzież, często ofiary niewyobrażalnego zniszczenia ciała. Muzyka i teatr wprowadzone w tamto środowisko społeczne i duchowe, wniosły nowe życie, ale czy mogły złagodzić cierpienie i odizolowanie tych ludzi od świata?

Alojzy Variara został kapłanem 24 kwietnia 1898 roku, w wieku 23 lat. Przez pierwszych pięć lat po święceniach – z braku personelu – Inspektor pozostawił go jako jedynego kapłana u boku dyrektora i proboszcza w Agua de Dios. Ks. Alojzy swoje życie salezjanina kapłana wypełniał niezwykłą pracowitością. 22 lipca 1901 roku w liście do Inspektora, dyrektor i proboszcz pisał: “Każdego dnia ks. Alojzy spędza cztery, pięć godzin w konfesjonale … Bardzo wyszczuplał. Boję się, że nie wytrzyma trudu codziennej pracy”.

W oparciu o udokumentowane świadectwa obserwujemy jak duch apostolski salezjanów pracujących wśród trędowatych nie jest zjawiskiem chwilowym. Wspomniany wcześniej Inspektor, pisał w 1897 roku do Księdza Rua o niezmordowanych salezjanach w Lazarecie: “Agua de Dios, największe centrum dla trędowatych w Kolumbii jest miejscem nieustannego heroizmu, obfitującym w owoce dla nieba”.

Lazaret w Agua de Dios był parafią bardzo dynamiczną, na terenie której oprócz Oratorium powstało przedszkole i szkoły, warsztaty szkolne. Powołano do życia kilka stowarzyszeń religijnych. Salezjanie stopniowo tworzyli dzieciom i młodzieży warunki potrzebne do wychowania społecznego, kształcenia się i spędzania wolnego czasu. Ks. Variara wykazał się duchem wielkiej inicjatywy i przedsiębiorczości.

7 maja 1905 roku założył Zgromadzenie Córek Najświętszych Serc Jezusa i Maryi. Nowością Zgromadzenia Córek Najświętszych Serc Jezusa i Maryi było to, że w przeciwieństwie do innych, powstało ono dla dziewcząt dotkniętych trądem i zdrowych, ale z rodziców chorych na trąd. Dzieło to zrodziło się z ducha gorliwości i pobożności ks. Variary. Z natury był człowiekiem niosącym ulgę. Będąc wychowawcą i duszpasterzem w duchu św. Jana Bosko był cyrynejczykiem ludzi upokorzonych trądem i uważnym kierownikiem duchowym. W swoim środowisku ludzkim i duszpasterskim widział potrzebę zaproponowania ideału życia, który bardzo czytelnie kieruje wzrok na Chrystusa i na drugiego człowieka. Niestety, inicjatywa założenia Zgromadzenia stała się powodem sprzeciwu wielu wobec młodego jeszcze Założyciela. Przede wszystkim w Zgromadzeniu Salezjańskim, ale nie tylko. Założyciel zaledwie przekroczył trzydziesty rok życia. Był to pierwszy przypadek współbrata, który bez obawy, że rzuci cień na Księdza Bosko Założyciela, sam odważył się zostać założycielem. Na szczęście, ks. Variara, oprócz osobistej refleksji i modlitwy radził się swojego dyrektora wspólnoty i proboszcza. Współczucie dla trędowatych złączyło ich siły w tworzeniu dzieła, które wzbudziło sprzeciw. Mimo wsparcia udzielonego mu przez miejscowego przełożonego, ks. Variara wszedł na wieloetapową drogę kalwaryjską, która go zaprowadziła na swego rodzaju wygnanie. Już do końca życia Inspektor posyłał go do pracy w różnych, odległych od Agua de Dios wspólnotach salezjańskich. Decyzja ta, być może, przyczyniła się do tego, że Zgromadzenie Córek Najświętszych Serc Jezusa i Maryi posiada dzisiaj pisma swojego Założyciela, których by nie posiadało gdyby był pozostał w miejscu narodzenia się Zgromadzenia.

Zmarł 1 lutego 1923 roku w wieku czterdziestu ośmiu lat.
http://adonai.pl/ludzie/?id=9

******

Ponadto dziś także w Martyrologium:
św. Bonita, biskupa (+ 710); św. Izydora z Aleksandrii (+ 404); św. Jana Calibita, mnicha (+ 450); św. Maksyma, biskupa (+ III w.)

O autorze: Judyta