Poniżej publikujemy pełny tekst przemówienia Ojca Św. Franciszka na zakończenie prac Synodu n.t. Rodziny.*
Wasze Eminencje, Wasze Świątobliwości, Ekscelencje, Bracia i Siostry,
Z sercem pełnym wdzięczności chciałbym wraz z Wami podziękować Panu, który światłem Ducha Świętego nam towarzyszył i prowadził nas w minionych dniach!
Serdecznie dziękuję księdzu kardynałowi Lorenzo Baldisseriemu, sekretarzowi generalnemu synodu, jego ekscelencji biskupowi Fabio Fabene, podsekretarzowi, a wraz z nimi dziękuję relatorowi kard. Péterowi Erdő, który pracował tak bardzo, nawet w dniach żałoby w rodzinie oraz sekretarzowi specjalnemu, abp Bruno Forte, trzem przewodniczącym delegowanym, pisarzom, konsultorom, tłumaczom i anonimowym osobom, wszystkim, którzy pracowali za kulisami z prawdziwą wiernością i całkowitym poświęceniem, bez wytchnienia dla Kościoła: Dziękuję bardzo!
Dziękuję również wam wszystkim, drodzy ojcowie synodalni, delegaci bratnich Kościołów, audytorzy i audytorki oraz eksperci, za wasze czynne i owocne uczestnictwo. Będę o was pamiętał w modlitwie, prosząc Pana, aby wam wynagrodził obfitością swoich darów łaski.
Mógłbym spokojnie powiedzieć, że w duchu kolegialności i synodalności przeżyliśmy naprawdę doświadczenie „synodu”, procesu synodalnego, wspólnego pielgrzymowania.
A ponieważ była to „pielgrzymka”, to podobnie jak na każdej pielgrzymce były chwile szybkiego marszu, jakby pragnienie pokonania czasu i jak najszybszego osiągnięcia celu. Były też chwile zmęczenia, jakby chciało się powiedzieć: dość. Były też inne chwile entuzjazmu i zapału. Były chwile głębokiego pocieszenia, kiedy słuchaliśmy świadectw prawdziwych pasterzy (por. J 10 i kan. 375, 386, 387), którzy roztropnie biorą sobie do serca radości i łzy swoich wiernych. Chwile pocieszenia, łaski i zadowolenia, kiedy słyszeliśmy świadectwa rodzin, które uczestniczyły w synodzie i dzieliły się z nami pięknem i radością swego małżeńskiego życia. Pielgrzymka, podczas której silniejszy czuł się zobowiązany do pomagania słabszemu, gdzie bardziej doświadczony gotów był służyć innym, także poprzez konfrontacje poglądów. A ponieważ była to pielgrzymka ludzi wraz z chwilami pocieszenia były też chwile przygnębienia, napięć i pokus. Można by wspomnieć o niektórych ewentualnościach:
– Pokusa nieprzyjaznej ostrości, to znaczy chęć zamknięcia się w obrębie tego, co napisane (litera) i niedanie się zaskoczyć Bogu, Bogu niespodzianek (duch); w obrębie prawa, pewności tego, co znamy a nie tego, czego powinniśmy się jeszcze nauczyć i osiągnąć. Od czasów Jezusa jest to pokusa osób gorliwych, skrupulatnych, opiekuńczych i tak zwanych dziś tradycjonalistów, również intelektualistów.
– Pokusa destruktywnego naiwnego optymizmu, który w imię zwodniczego miłosierdzia opatruje rany, nie gojąc ich wcześniej ani nie lecząc, ludzi leczących objawy, ale nie przyczyny i źródło choroby. Jest to pokusa „naiwnych optymistów”, ludzi lękliwych a także tak zwanych „progresistów i liberałów”.
– Pokusa, przemienienia kamieni w chleb, aby przerwać długi, ciążący i bolesny (por. Łk 4,1-4), a także przemienienia chleb w kamień, by rzucić nim w grzeszników, słabych i chorych (por. J 8,7), to znaczy, aby przekształcić go „w ciężary nie do uniesienia” (Łk 11,46).
– Pokusa, aby zejść z krzyża, aby zadowolić ludzi, a trwania na nim, żeby wypełnić wolę Ojca; pochylenia się przed duchem tego świata, zamiast go oczyścić i nagiąć do Ducha Bożego.
– Pokusa zaniedbywania „depozytu wiary”, uważając siebie nie za stróżów wiary, ale właścicieli i posiadaczy lub, z drugiej strony, pokusa, ignorowania rzeczywistości używając języka pedanteryjnego i słownictwa wyszlifowanego, by powiedzieć wiele rzeczy i nic nie mówić! Nazywamy go „bizantynizmem”: sądzę, i tak dalej…
Drodzy bracia i siostry, pokusy nie powinny nas przerażać ani też konsternować, a tym bardziej zniechęcać, bo żaden uczeń nie jest większy od swego mistrza; jeśli więc Jezus był kuszony – a nawet wręcz nazwany Belzebubem (por. Mt 12, 24) – to Jego uczniowie nie powinni spodziewać się lepszego traktowania.
Osobiście byłbym bardzo zaniepokojony i zasmucony, gdyby nie było tych pokus i tych ożywionych dyskusji; tego poruszenia duchów, jak to nazwał św. Ignacy (EE 6), gdyby wszyscy byli zgodni czy też milczeli w fałszywym, apatycznym pokoju. Widziałem natomiast i słyszałem – z radością i wdzięcznością – przemówienia i wystąpienia pełne wiary, gorliwości duszpasterskiej i doktrynalnej, mądrości, szczerości, męstwa i otwartości. Dostrzegłem, że przed oczyma postawiono dobro Kościoła, rodzin oraz najwyższe prawo – zbawienie dusz (por. kan. 1752). Działo się to zawsze – jak już powiedzieliśmy tutaj, w tej auli – bez podważania fundamentalnej prawdy sakramentu małżeństwa: nierozerwalności, jedności, wierności i prokreacyjności czyli otwartości na życie (por. kan. 1055, 1056 i Gaudium et spes, 48).
Taki jest Kościół, winnica Pańska, płodna Matka i troskliwa nauczycielka, który nie boi się zakasać rękawy, aby zalać ludzkie rany oliwą i winem (Łk 10,25-37); która nie patrzy na ludzkość ze szklanego zamku, by osądzać czy klasyfikować osoby. Jest to Kościół jeden, święty, katolicki, apostolski i składający się z grzeszników, potrzebujących Bożego Miłosierdzia. To jest Kościół, prawdziwa Oblubienica Chrystusa, usiłująca być wierną swemu Oblubieńcowi i Jego nauczaniu. Jest to Kościół, który nie boi się jeść i pić z nierządnicami i celnikami (por. Łk 15). Kościół, który ma drzwi otwarte na oścież, by przyjmować potrzebujących, skruszonych, a nie tylko sprawiedliwych lub tych, którzy myślą, że są doskonali! Kościół nie wstydzi się upadłego brata i nie udaje, że go nie widzi, a wręcz czuje się zaangażowany i niemal zobowiązany, aby go podnieść i zachęcić, by podjął drogę na nowo i towarzyszy mu do ostatecznego spotkania ze swoim Oblubieńcem w niebieskim Jeruzalem.
Takim jest Kościół, nasza Matka! A kiedy Kościół, w różnych swoich charyzmatach wyraża się w komunii, nie może się mylić: to jest piękno i moc „sensus fidei”, tego nadprzyrodzonego zmysłu wiary, który jest dany przez Ducha Świętego, abyśmy razem mogli wszyscy wejść w istotę Ewangelii i nauczyć się naśladować Jezusa w naszym życiu. Nie powinno to być postrzegane jako motyw zamętu i trudności.
Wielu komentatorów lub wypowiadających się osób myślało, że zobaczą Kościół sprzeczający się, gdzie jedna strona przeciwna jest drugiej, powątpiewając nawet w Ducha Świętego, prawdziwego promotora i gwaranta jedności i harmonii w Kościele. Ten Duch Święty na przestrzeni dziejów zawsze prowadził łódź, poprzez swoje sługi, nawet wtedy, gdy morze było bardzo wzburzone, a słudzy niewierni i grzeszni.
Tak, jak ośmieliłem się powiedzieć wam na początku, trzeba wszystko to przeżywać ze spokojem, pokojem wewnętrznym, także dlatego, że Synod przebiega z Piotrem i pod kierunkiem Piotra (cum Petro et sub Petro), a obecność Papieża jest dla wszystkich gwarancją.
Powiedzmy teraz trochę o Papieżu w relacji do biskupów… Zadaniem Papieża jest zapewnienie jedności Kościoła; jest przypominanie pasterzom, że ich pierwszym obowiązkiem jest karmienie owiec, karmienie owczarni, którą powierzył im Pan i staranie się, by gościnnie, po ojcowsku, miłosiernie, bez fałszywych lęków przyjąć owce zagubione. Pomyliłem się, tutaj. Powiedziałem gościnnie przyjąć, ale trzeba wyjść i szukać je.
Jego zadaniem jest przypominanie wszystkim, że władza w Kościele jest służbą (por. Mk 9,33-35) jak to jasno wyjaśnił Papież Benedykt XVI, w słowach, które cytuję: „Zgodnie ze swym powołaniem, Kościół stara się sprawować ten typ władzy, który jest posługą, nie we własnym imieniu, ale w imię Jezusa Chrystusa… poprzez pasterzy Kościoła: to On go prowadzi, chroni, upomina, bo go głęboko kocha. Pan Jezus, Najwyższy Pasterz naszych dusz, chciał jednak, żeby kolegium apostolskie, a dziś biskupi, w jedności z Następcą św. Piotra, i kapłani, ich najcenniejsi współpracownicy, uczestniczyli w tej Jego misji, otaczając opieką lud Boży, będąc wychowawcami w wierze, dając wskazówki, bodźce i wspierając wspólnotę chrześcijańską bądź — jak mówi Sobór — troszcząc się, »by każdy z wiernych został w Duchu Świętym doprowadzony do rozwoju własnego powołania według zasad Ewangelii, do szczerej i czynnej miłości oraz wolności, ku której wyswobodził nas Chrystus« (Presbyterorum ordinis, 6). Każdy pasterz jest zatem narzędziem miłości Chrystusa do ludzi: za pośrednictwem naszego urzędu — drodzy kapłani — i poprzez nas Pan dociera do dusz, poucza je, strzeże i je prowadzi. Św. Augustyn w swoim Komentarzu do Ewangelii św. Jana mówi: »Paść owce Pana ma być dowodem miłości« (123,5); najwyższą normą postępowania sług Bożych jest bezwarunkowa miłość, taka jak miłość Dobrego Pasterza, pełna radości, otwarta na wszystkich, wrażliwa na bliskich i troszcząca się o tych, którzy są daleko (por. św. Augustyn, Mowa 340,1; Mowa 46,15), z delikatnością podchodząca do najsłabszych, małych, prostych, grzeszników, by wyrazić nieskończone Boże Miłosierdzie pocieszającymi słowami nadziei (por. św. Augustyn, List 95, 1)”.
Tak więc Kościół należy do Chrystusa – jest Jego Oblubienicą – a wszyscy biskupi w łączności z Następcą Piotra mają zadanie i obowiązek, by strzec go i służyć mu, nie jako władcy, ale jako słudzy. Papież, w tym kontekście, nie jest najwyższym władcą, lecz raczej najwyższym sługą – „servus servorum Dei” [sługą sług Bożych]; gwarantem posłuszeństwa i zgodności Kościoła z wolą Boga, Ewangelią Chrystusa i Tradycją Kościoła, odkładając na bok wszelkie osobiste osądy, choć jest, z woli samego Chrystusa „najwyższym Pasterzem i Nauczycielem wszystkich wiernych” (kan. 749) i cieszy się „najwyższą, pełną, bezpośrednią i powszechną władzą zwyczajną w Kościele” (por. kan. 331-334).
Drodzy bracia i siostry, mamy teraz jeszcze rok na dojrzewanie, z prawdziwym rozeznaniem duchowym zaproponowanych idei i znalezienie praktycznych rozwiązań wielu trudności i niezliczonych wyzwań, którym muszą stawić czoła rodziny, by dać odpowiedzi na wiele zniechęceń, które zwodzą i gnębią rodziny.
Mamy rok, by pracować nad „Relacją Synodu”, będącą wiernym i jasnym podsumowaniem tego wszystkiego, co zostało powiedziane i przedstawione w tej auli oraz w mniejszych grupach. Będzie ona zaprezentowana Konferencjom Biskupim jako „Lineamenta”.
Niech Pan nam towarzyszy, prowadzi nas na tej drodze ku chwale Jego imienia, za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny i świętego Józefa! I proszę nie zapominajcie, aby za mnie się modlić!
http://solidarni2010.pl/29188-przemowienie-papieza-franciszka-wygloszone-na-zakonczenie-iii-nadzwyczajnego-zgromadzenia-ogolnego-synodu-biskupow.html?PHPSESSID=7a6b040ca966a94e5b5d50a37dfcbf71
* Wytłuszczenia moje.
http://www.mateusz.pl/mt/mp
KS. MARIAN PISARZAK MIC
Synod o skarbie życia rodzinnego
W modlitewnych tekstach powstałych z okazji odbywającego się Synodu Biskupów rodzina jest traktowana integralnie. Troską Synodu są objęci małżonkowie, rodzice, dziadkowie, młodzież i dzieci. Jest to troska o jeden z nielicznych już skarbów życia społecznego i kościelnego.
Dobrym punktem wyjścia do uświadomienia sobie, jakie zadanie podejmuje rzymski Synod Biskupów, może być ewangeliczny opis posługi Jezusa jako egzorcysty (zob. Łk 11, 15-26). Ewangelia mówi o sposobie działania Jezusa przeciwko złym duchom. Niektórzy z tłumu rzekli: Przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy. Sam zaś Jezus, o sobie samym i o stosowanej metodzie, tak zaświadczył: Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy. W tej scenie wyraźnie widać ogromną różnicę w metodzie działania i w źródle mocy. Odnosząc to do Synodu, do jego celu i metody, oczywiście przez analogię, chce się wprost powiedzieć. Wokoło małżeństwa i rodziny nagromadziło się wiele „złych duchów”, złych myśli i zagrożeń, a nawet eksperymentów. Synod chce się do nich ustosunkować. Lecz w sprawie małżeństwa, rodziny i wychowania młodego pokolenia nie będzie on magicznym odczarowaniem złych trendów widocznych w dzisiejszej kulturze i w życiu Kościoła. W obszarze tych spraw Synod Biskupów chce spełnić rolę „przyłożenia palca Bożego”, za przykładem Chrystusa. Dzięki temu Synod staje się dobroczynnym i zbawczym wydarzeniem. „Przyłożyć palec Boży”, to znaczy wejść w Boskie kryteria i zasady. Pan Jezus uzdrawiał sytuacje i osoby jakże często przez nałożenie rąk na to, co słabe lub chore. Taką metodę stosuje też Synod Biskupów.
Synod w Rzymie (otwarty 5 października) dotyczy, owszem małżeństwa, lecz właściwie całej gamy spraw związanych z rodziną. Jest to szeroka problematyka i bardzo na czasie. Ktoś trafnie zauważył, że rodzina dziś, to jeden z nielicznych już skarbów życia społecznego w Europie i dalej na świecie. O rodzinie i rodzinności zaczyna się mówić jako o gatunku roślin czy ptaków, które giną, są w zaniku. Wyrażenie „skarb życia społecznego”, to nie tylko chwyt literacki. Ale też prawdziwa prawda! Rodzina jest wartością nieocenioną. Jest drogocenną perłą ewangeliczną, jest skarbem. Jak każdy skarb i każda wartość, tak też rodzina jest narażona na pomniejszenie lub zniszczenie – przez grzech! Grzech i niemoralność działa na sposób rdzy, która prowadzi do korozji i rozpadu nawet szlachetnej materii.
Dziś wiele problemów dotyka małżeństwa i rodziny, w dalszej zaś perspektywie – dotyka przyszłości gatunku „homo sapiens”. Dlatego Synod, z udziałem w nim biskupów i ludzi świeckich, chce rodzinom wyjść naprzeciw i okazać pomoc. Dwa kryteria stanowią orientację dla synodalnych obrad: prawda czyli zasada wiary o nierozerwalności tego, co Bóg złączył, oraz miłosierdzie wobec tych, którzy weszli w słabość moralną i coś popsuli, a to pociąga za sobą albo naprawę albo pokutę za błąd. W Kościołach Wschodnich w sprawach małżeństwa (w niektórych przypadkach pod presją władców bizantyńskich) zbytnio wychylono się w stronę respektowania ludzkiej słabości, w imię miłosierdzia. Mając to na uwadze, biskupi tych Kościołów (jako stróże wiary i ortodoksji) skierowali dziś do biskupów Kościoła Rzymskokatolickiego takie słowo: brońcie obiektywnej prawdy o małżeństwie i rodzinie, stójcie na straży zasady wiary, „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”.
Z okazji rzymskiego spotkania ujawnia się jeszcze inny problem. Otóż papież Franciszek, w przed-synodalnym wywiadzie dla „La Natión”, mówi nie tylko o małżeństwach (trwałych i rozwiedzionych), lecz także o swoistym deficycie czyli o braku małżeństw. „Moim zmartwieniem – powiedział – są młode pary, które nie biorą ślubu, żyją w wolnych związkach”. I dodał: Rodzina jest bardzo cennym elementem społeczeństwa, bardzo ważnym także dla Kościoła i ludzkiej kultury. Jest teraz w mediach silny nacisk na kwestię rozwiedzionych. Wiem o tym. I na pewno ten wątek będzie podjęty w czasie Synodu. Ale dla mnie jednym z najważniejszych problemów są nowe obyczaje, jakie panują wśród młodzieży. Młodzi nie biorą ślubu. To stało się częścią naszej kultury. Wolą żyć bez sakramentu.
Ilustrując taką sytuację, o której mówi Papież, przytoczę pewien dialog. Niedawno rozmawiałem właśnie z parą młodych, co nie mają ślubu, a są razem. Pytam ich, czy macie zamiar wziąć ślub? – I słyszę szybką odpowiedź, że na razie nie, tak jest nam dobrze!. Wobec tego pytam inaczej, czy naprawdę nic wam nie brakuje? Przecież nie macie ani błogosławieństwa rodziców, ani błogosławieństwa Kościoła w imieniu Boga. Czy ten brak nie uwiera w sumieniu? – Chyba uwiera, szeptem odpowiedziała ona. A ja podpowiedziałem im taki wniosek: A więc nie jest wam tak dobrze, jak mówicie. Brakuje wam nie tylko błogosławieństwa. Trzeba, abyście otworzyli się na Chrystusa przez ewangelizację waszych serc.
Przytoczony dialog przypomina mi katechezy przedślubne dla narzeczonych. Nie lubię słowa „kurs przedmałżeński”. Nie o szkolenie tu idzie, lecz o katechezy przeniknięte kerygmatem. Zwykle kończą się one wybraniem na nowo drogi życia z Chrystusem w Kościele, odnowieniem przymierza chrztu świętego. Kiedy rzeczywiście dochodzi do wybrania lub wybrania na nowo Chrystusa jako Pana i Zbawiciela, wtedy jest odpowiednia „dojrzałość” do sakramentu małżeństwa. A to coś więcej niż tradycja i obyczaj. Papież Franciszek pod adresem praktyki duszpasterskiej bardzo wyraźnie woła o ewangelizację dla pogłębienia kerygmy (EG 160 nn.).
Małżeństwo i rodzina stanowią poważne i aktualne tematy. Podejmuje je Synod Rzymski. Czyni to w kontekście ewangelizacji, bez której wszelkie zabiegi i priorytety posynodalne zostaną na papierze nowego dokumentu. Prace Synodu trzeba wspierać naszą modlitwą. Papież Franciszek przygotował specjalny tekst modlitwy do Świętej Rodziny w intencji duchowych owoców Synodu. Tę modlitwę, albo tylko samą intencję, można złączyć z Różańcem świętym. Każda chrześcijańska rodzina to mały Kościół domowy. Przez cały październik w niejednym domowym Kościele jest odprawiane rodzinne nabożeństwo maryjne i słychać tam szept zdrowasiek: „Jak paciorki różańca przesuwają się chwile. Nasze smutki, radości i blaski. A Ty, Bogu je zanieś, połączone w różaniec, Święta Panno Maryjo, pełna łaski”.
A zatem weźmy do ręki różaniec. Rozważajmy tajemnice wiary. Chrystus i Maryja oświetlą nasze poglądy na małżeństwo i rodzinę, a na młodych zaczniemy patrzeć z nadzieją. Związki partnerskie i rodzinne odnowione przez ewangelizację serc – mają przyszłość, rodzina nie będzie jednym z nielicznych już skarbów życia społecznego i kościelnego. Z pomocą Synodu trzeba zadbać o ten drogocenny skarb.
Marian Pisarzak MIC
Synodalna modlitwa
Jezu, Maryjo i Józefie,
w Was kontemplujemy
blask prawdziwej miłości,
do Was zwracamy się z ufnością.
Święta Rodzino z Nazaretu,
uczyń także nasze rodziny
środowiskami komunii i wieczernikami modlitwy,
autentycznymi szkołami Ewangelii
i małymi Kościołami domowymi.
Święta Rodzino z Nazaretu,
niech nigdy więcej w naszych rodzinach nikt
nie doświadcza
przemocy, zamknięcia i podziałów:
ktokolwiek został zraniony albo zgorszony,
niech szybko zazna pocieszenia i uleczenia.
Święta Rodzino z Nazaretu,
oby [przyszły] Synod Biskupów
mógł przywrócić wszystkim świadomość
sakralnego i nienaruszalnego charakteru
rodziny, jej piękna w Bożym zamyśle.
Jezu, Maryjo i Józefie,
usłyszcie błagania, wysłuchajcie nas.
Módlmy się za rodziny i papieża.
Abp Gądecki podsumowuje synod
dodane 2014-10-21 06:50
KAI |
Największym osiągnięciem Synodu Biskupów na temat współczesnych wyzwań wobec rodziny jest zauważenie konieczności otoczenia troską i towarzyszenia duszpasterskiego wszystkim sytuacjom regularnym i nieregularnym w małżeństwie – uważa abp Stanisław Gądecki. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski zaraz po powrocie z Rzymu do Polski spotkał się z dziennikarzami na konferencji prasowej.
Abp Gądecki podsumowuje synod Józef Wolny /foto gość abp Stanisław Gądecki
– To, co rzeczywiście nowego wprowadził synod, to jest otoczenie troską wszystkich sytuacji nieregularnych w małżeństwie, co do tej pory niekiedy szwankowało – powiedział KAI abp Gądecki. Sytuacje nieregularne w małżeństwie wzmiankowane podczas synodu to na przykład rodzice samotnie wychowujący dzieci czy też osoby rozwiedzione, które zawarły związek cywilny lub też nie.
Relacjonując obrady synodalne, abp Gądecki zwrócił szczególną uwagę na konieczność poszanowania tradycji i wcześniejszego nauczania Kościoła na temat rodziny i małżeństwa. – Nauczanie o małżeństwie i rodzinie nie zrodziło się na tym synodzie, tylko trwa tak długo, jak trwa Kościół – mówił metropolita poznański, prezentując dziennikarzom liczący kilkaset stron enchiridion tekstów o rodzinie i życiu od roku 1439 do papieża Franciszka, który otrzymał każdy z uczestników synodu.
– Teraz musimy przedstawić na Konferencji Episkopatu wypracowane podczas synodu dokumenty. Trzeba potem pogłębić problem pod względem intelektualnym i pod względem duszpasterskim, czyli zastanowić się, jak w ogólnopolski program duszpasterski wprowadzić postanowienia synodu tak, żeby do każdego księdza, do każdej parafii, do wszystkich duszpasterskich rad parafialnych one dotarły – powiedział metropolita poznański.
Rzecznik Konferencji Episkopatu Polski potwierdził, że w najbliższym czasie dokument końcowy synodu będzie szczegółowo analizowany. – Taka dyskusja też u nas się odbędzie, tu widzimy ten mocny rys papieża Franciszka i jego pontyfikatu, tak zwanej kolegialności, bo w dyskusji bierze udział cały Kościół – powiedział ks. Józef Kloch.
Podczas obrad III Nadzwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów na temat wyzwań duszpasterskich wobec rodziny w kontekście nowej ewangelizacji abp Gądecki pisał blog, w którym szczegółowo opisywał toczące się dyskusje. Wśród odbiorców blogu najwięcej internautów pochodziło z Polski, Stanów Zjednoczonych, Włoch i Wielkiej Brytanii.
Relacje na stronie blog2014.archpoznan.pl czytali także odbiorcy z takich krajów jak Chiny, Ukraina, Rosja czy Watykan.
http://kosciol.wiara.pl/doc/2210381.Abp-Gadecki-podsumowuje-synod
Kard. Scola o synodzie: Trzeba wyjść z zamieszania
RADIO WATYKAŃSKIE |
Nie możemy zatrzymać się w miejscu, proces synodalny musi zostać podjęty na szczeblu lokalnym – podkreśla kard. Angelo Scola.
Kard. Scola o synodzie: Trzeba wyjść z zamieszania Louis14 / CC-SA 3.0 Kard. Angelo Scola
Zdaniem metropolity Mediolanu należy jak najszybciej zareagować na zamieszanie, jakie zrodziło się w Kościele w ostatnich dniach, i powrócić do istotnej kwestii synodu: duszpasterstwa rodziny.
„Teraz to my, biskupi, którzy uczestniczyliśmy w synodzie, musimy wraz z naszymi episkopatami, kapłanami, zakonnikami i świeckimi wziąć do ręki cały wypracowany w tym czasie materiał, całą tę refleksję i skoncentrować się na istotnym zagadnieniu synodu, a mianowicie na fakcie, że rodzina powinna się stać podmiotem, a nie tylko przedmiotem duszpasterstwa. Dla mnie na tym właśnie polega prawdziwa rewolucja kopernikańska, w ramach której również przypadki trudne, jak rodziny rozbite czy sytuacja homoseksualistów, znajdą właściwe rozwiązanie, w pełnym poszanowaniu nauczania Jezusa, Pisma Świętego i autentycznej Tradycji Kościoła – powiedział Radiu Watykańskiemu kard. Scola. – A na to zamieszanie, które rzeczywiście powstało, ale nie ze złej woli, będzie trzeba odpowiedzieć bardziej zdecydowaną postawą wszystkich wspólnot kościelnych”.
http://kosciol.wiara.pl/doc/2210401.Kard-Scola-o-synodzie-Trzeba-wyjsc-z-zamieszania
Chrześcijanie dwóch stylów
Chrześcijanie dwóch stylów
Andrzej Macura
Zawsze więcej otrzymujemy. Pytanie, czy chcemy cokolwiek dać.
Czytam ten nieszczęsny punkt 52 posynodalnego dokumentu. I mi smutno. Nie, nie dlatego że część biskupów opowiedziała się „za utrzymaniem obecnej dyscypliny”. Smutno mi, że tylu biskupów chciałoby ją zmieniać i dopuszczać rozwiedzionych żyjących w nowych związkach do Stołu Pańskiego. Zresztą….
„Rozpatrywano możliwość dostępu rozwiedzionych, którzy ponownie zawarli związki małżeńskie, do sakramentów Pokuty i Eucharystii. Różni Ojcowie Synodalni opowiadali się za utrzymaniem obecnej dyscypliny ze względu na konstytutywną więź zachodzącą między udziałem w Eucharystii a komunią z Kościołem i jego nauczaniem o małżeństwie nierozerwalnym. Inni opowiadali się za nie uogólnianym przystępowaniem do stołu eucharystycznego w pewnych szczególnych sytuacjach i pod ściśle określonymi warunkami, przede wszystkim wtedy, gdy chodzi o przypadki nieodwracalne i związane z zobowiązaniami moralnymi wobec dzieci, które mogłyby przeżywać niesprawiedliwe cierpienia. Ewentualne dopuszczenie do sakramentów musiałoby być poprzedzone drogą pokutną na odpowiedzialność biskupa diecezjalnego. Pogłębiono jeszcze sprawę, pamiętając przy tym bardzo mocno o rozróżnieniu między obiektywną sytuacją grzechu a okolicznościami łagodzącymi, zważywszy że „poczytalność i odpowiedzialność za działanie mogą zostać zmniejszone, a nawet zniesione” na skutek różnych „czynników psychicznych lub społecznych” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 1735)”.
Droga pokutna dla rozwiedzionych żyjących w nowych związkach „na odpowiedzialność biskupa”? Wolne żarty. Pomijam fakt, że żadna pokuta nie zastępuje porzucenia grzechu. Ale przecież głosy za dopuszczeniem do komunii ludzi żyjących w nowych związkach najgłośniejsze są w kraju, w którym pokutę notorycznie się lekceważy. I nie mam na myśli takiego drobiazgu jak piątkowa wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, którą biskupi tego kraju – zgodnie z prawem – zamienili na inne formy. Chodzi mi przede wszystkim o sakrament pokuty, który nie tylko dla wiernych, ale niejednego kapłana jest formą zupełnie zbyteczną. Skoro nie pilnuje się dyscypliny sakramentu, tak mocno przecież przypominanej przez dwóch ostatnich papieży, to kto zaręczy, że i tej pokuty nie będzie się traktowało z przymrużeniem oka? Przecież w tym kraju już dziś, nie czekając na żadne pozwolenie, niejeden kapłan dopuszcza rozwiedzionych do Komunii. Chodzi tylko o to, żeby nie poczuł dyskomfortu, że jednak coś jest nie tak.
Bo w tej sprawie w ogóle chodzi o dobre samopoczucie. Tych, którzy żyją w pozamałżeńskich związkach. Świadomość życia w grzechu, z którą zmaga się niejeden który zdecydował się założyć nowy związek, zwyczajnie uwiera. I chwała tym, którzy nie chcąc zmienić życia w pokorze przyjmują, że są grzesznikami. Ale tu i ówdzie tak się porobiło, że człowiekowi wszystko się należy. Komunia też. Jak psu zupa. Jakiś zakaz? Jakiś wysiłek? Odpowiedzią jest obrażona, pełna wyższości dezaprobata…
Zrządzeniem losu w czasie w którym trwały synodalne dyskusje i rozprawiano nad niedolą tych, którzy chcieliby żyć w grzechu i przyjmować Komunię sąd w Lahaurze utrzymał wyrok śmierci na Asię Bibi. Chrześcijankę, która odważyła się muzułmankom powiedzieć, co dla niej zrobił Chrystus. To jest cena jaką płaci za wierność Chrystusowi. Mocne to „przypadkowe” zderzenie dwóch stylów rozumienia, kim jest chrześcijanin, prawda?
http://kosciol.wiara.pl/doc/2210637.Chrzescijanie-dwoch-stylow
Komentarze do materiału/ów:
Dokument posynodalny przyjęto niejednogłośnie
2014-10-19 22:46
Dokument posynodalny – Relatio Synodi – którego treść ogłoszono 18 października, przyjęto nie całościowo, ale głosując oddzielnie nad każdym z 62 jego punktów. Tylko jeden punkt – drugi, będący częścią Wstępu, uchwaliło jednogłośnie 179 ojców synodalnych. »
http://kosciol.wiara.pl/komentarze/pokaz/552980