Proces beatyfikacyjny Pawła VI – rozpoczął się 11 maja 1993, a zakończył w 20 grudnia 2012 wydaniem dekretu o heroiczności cnót.
Historia procesu
- 11 maja 1993 – papież Jan Paweł II ogłosił rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Pawła VI.
- 18 marca 1999 – zakończenie fazy diecezjalnej procesu.
- 20 grudnia 2012 – Benedykt XVI promulgował dekret o heroiczności cnót papieża.
- 6 maja 2014 komisja Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych zaaprobowała cud za wstawiennictwem Pawła VI[1].
- 10 maja 2014 – papież Franciszek podpisał dekret o beatyfikacji papieża, która odbędzie się 19 października 2014.
Cud za wstawiennictwem Pawła VI
U młodej kobiety w ciąży lekarze stwierdzili poważne problemy z dzieckiem i ze względu na skutki dla mózgu, jakie w takich wypadkach występują, zaproponowali jej jako jedyne możliwe rozwiązanie zabicie dziecka. Matka sprzeciwiła się jednak i postanowiła donosić poczęte dziecko do jego narodzin, ufając przy tym – jak sama przyznała – wstawiennictwu Pawła VI, który m.in. w 1968 r. ogłosił encyklikę „Humanae vitae”.
Dziecko urodziło się bez problemów, ale z ujawnieniem całej sprawy czekano kilkanaście lat, aż podrośnie, aby stwierdzić ostatecznie brak jakichkolwiek następstw problemów z okresu ciąży i tym samym móc potwierdzić cudowne wyzdrowienie.
Papież Paweł VI i pustelnik Charbel
Małgorzata Bilska
Paweł VI przeszedł do historii przede wszystkim jako papież, który doprowadził do końca Sobór Watykański II (11 października 1962 – 8 grudnia 1965) – dzieło zainicjowane przez Jana XXIII (zmarł 3 czerwca 1963), a potem przez ponad dekadę brał odpowiedzialność za wcielenie w życie jego postanowień.
Oczywiście wyniesienie go na ołtarze nie jest żadną “nagrodą funkcyjną” – ani za sprawowanie funkcji następcy św. Piotra, ani za ogromny wkład w Sobór. Świętość nie jest przypisana do stanowisk, choć czyniłoby to Kościół na oko lepszym, a życie ludu – prostszym.
Dziennikarze TVP1 będą się zastanawiać – wraz z gośćmi – w niedzielę, w programie “Między ziemią a niebem”, jak dzisiaj ocenić decyzje i dokonania Giovanniego Battisty Enrico Antonio Maria Montiniego, który po wyborze na Stolicę Piotrową przyjął imię Paweł VI. Za “cud beatyfikacyjny” uznano niewytłumaczalne z punktu widzenia medycyny uzdrowienie dziecka nienarodzonego (18 lat temu w USA), co na plan pierwszy wybija encyklikę “Humanae Vitae” (1968), wciąż budzącą kontrowersje z powodu nauczania o antykoncepcji. W Polsce, kraju św. Jana Pawła II, budzi to skojarzenia z “cywilizacją życia”, sprzeciwem wobec aborcji, obroną rodziny. Bardzo niedobrze by się stało, gdybyśmy ograniczyli się tylko do tych kwestii, pomijając wkład Pawła VI w szeroko rozumiane, różnorodne, duchowe dziedzictwo Kościoła powszechnego.
Kiedy poproszono mnie o podzielenie się opinią na temat Pawła VI, od razu wiedziałam, że będę mówić o “niezidentyfikowanym sprawcy” reaktywacji najstarszych tradycji monastycznych Kościoła (tego sprzed podziałów). To on dał impuls do powrotu do korzeni, beatyfikując św. Charbela, mnicha i pustelnika z Kościoła maronickiego w Libanie. Wydarzenie miało wpływ nie tylko na “płuco” wschodnie, ale i zachodnie. Do czasu rozpoczęcia pracy nad książką o św. Charbelu Sobór Watykański II kojarzył mi się głównie z prozachodnim aggiornamento, w tym: z otwarciem na świeckich, reformą liturgii i zakonów itd.. Byłam mocno zaintrygowana odkryciem, że to Paweł VI beatyfikował św. Charbela (Józefa Makhlouf), ascetę z Libanu, eremitę, na koniec ostatniej sesji Soboru, 5 grudnia 1965 roku. Św. Charbel żył w XIX wieku (1828-1898). Zachód doświadczał wtedy rewolucji przemysłowej i technologicznej, wierzył w potęgę ludzkiego rozumu i ideę postępu, planował kulturę bez Boga. Milczący, pełen pokory i zawierzenia pustelnik z gór Liban żył z dala od świata – tak, jak uczniowie św. Antoniego Wielkiego.
Nieoczekiwanie wskrzesił wielką tradycję Ojców Pustyni, choć wydawali się już reliktem przeszłości, archaicznym elementem historii, równie godnym podziwu, jak… niemożliwym do naśladowania. Był znany z unikania kobiet, jak to radykalny asceta, podczas gdy Sobór dał początek tzw. “nowemu feminizmowi”. O co chodziło Pawłowi VI? Co to oznacza? – pytałam.
A On był konsekwentny – kanonizował pustelnika 9 października 1977 roku. Sobór to także zwrot w stronę ekumenizmu (m.in. “Dekret o Kościołach wschodnich katolickich”), lecz czy trzeba było wybrać eremitę, żeby tego dowieść?
Kościół maronicki, jeden z 22 katolickich Kościołów Wschodnich (jako jedyny niezmiennie wierny Rzymowi), wywodzi się z Syrii. Monastycyzm syryjski jest w Polsce o wiele mniej znany, niż np. egipski, a św. Charbel słynie bardziej ze spektakularnych cudów dokonywanych po śmierci (cudotwórca), niż z tego, co mówi swoim życiem. Był pierwszym wyznawcą (nie męczennikiem) beatyfikowanym według nowożytnych procedur Kościoła katolickiego, spośród Kościołów wschodnich, a następnie – pierwszym świętym. Zarówno św. Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI kontynuowali “linię” poprzednika, dokonując beatyfikacji i kanonizacji czworga kolejnych maronitów, poprzez nich niejako “honorując wszystkie Kościoły wschodnie”. Soborowy papież doceniał tradycję wschodniego monachizmu, kontemplacji i eremityzmu, które Kościół zachodni zatracał przez wieki, stawiając na aktywizm i cenobityczną wspólnotowość. Dziś Paweł VI sam zostaje wyniesiony na ołtarze, co zmusza nas do refleksji nad wciąż nieznanymi owocami tamtych dni.
W I rozdziale mojej książki ks. Andre Y-Sebastian Mahanna, proboszcz parafii maronickiej w Stanach Zjednoczonych (Liban liczy ok. 4 mln mieszkańców osiemnastu wyznań; ok. 14 mln przebywa na emigracji) mówi: “Próbuję zgłębiać soborowe “znaki czasu”. Sobór Watykański II, który zgromadził trzy tysiące biskupów, był cudownym soborem – nastawionym ekumenicznie, na dialog międzyreligijny. Według mnie beatyfikacja libańskiego, maronickiego mnicha, podczas sesji zamykającej sobór, to orzeczenie nieba, że tą drogą trzeba iść na ziemi. Sobór wywyższył świętego, który pozbawił się wielu rzeczy ze względu na nas wszystkich. Chociaż on się zamknął na ten świat, to tylko zewnętrznie. Każdego dnia modlił się o uświęcenie świata, który opuścił.”
Tak się dziwnie złożyło (hm, przypadek?), że w ostatnich dekadach nastąpiły zmiany w katolickim podejściu do powołania pustelniczego – zarówno w Kodeksie Prawa Kanonicznego, jak i w praktyce. Nagle, niezależnie od siebie, część zakonów zaczyna wracać do własnych tradycji pustelniczych: buduje eremy, reaktywuje reguły. Pojawili się pustelnicy konsekrowani – nowa, indywidualna forma życia konsekrowanego, która oznacza… powrót do korzeni. Widać coraz liczniejsze przejawy życia pustelniczego, stałego lub okresowego, czego świadectwa zebrałam w książce. To odrodzenie prostoty służby, która zakłada radykalną wierność ideałom Ewangelii, realizowaną w odosobnieniu, w milczeniu, poprzez modlitwę. Gdy zostawia się ten świat i idzie za Chrystusem, bez grzebania umarłych, rozdając dobytek. Ufając Mu na słowo. W ciemno.
Warto spojrzeć na Pawła VI, błogosławionego, z nieznanych stron. Chodził Bożymi drogami, a owoce jego relacji z Bogiem dojrzewają po latach. Nie są przez to mniej słodkie. Czyż najlepszego wina Chrystus nie trzyma na koniec?
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1640,papiez-pawel-vi-i-pustelnik-charbel.html
Kard. Gulbonowicz wspomina Pawła VI
W Magazynie Radia Watykańskiego: “Wspomnienie o Pawle VI” – rozmowa z kard. Henrykiem Gulbinowiczem, emerytowanym metropolitą wrocławskim – Radio Rodzina, Wrocław.
Posłuchaj!
Dodaj komentarz