Słowo Boże na dziś – 12 października 2014r. – Niedziela – XIV Dzień Papieski

Myśl dnia

Człowiek bardzo się uskarża przy każdym bólu, a tak rzadko się cieszy, gdy go nie czuje.

Georg Christoph Lichtenberg.

XXVIII NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK A

Wprowadzenie do liturgii

 OD KULTU DO KULTURY

Niedawno przed budynkiem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Warszawie kilkadziesiąt osób protestowało przeciwko dotacji przyznanej na powstające w Świątyni Opatrzności Bożej muzeum Jana Pawła II i kardynała Wyszyńskiego. Głosili oni m.in. takie hasło: „Chcemy kultury, a nie kultu!”.
Również św. Jan Paweł II nie chce od nas kultu swojej osoby, ale raczej pewnej kultury, którą wnosił przez całe swoje życie. „Kult” odnosi się do samego Boga. Święci natomiast wprowadzają w naszą codzienność różne wzorce zachowań i postaw chrześcijańskich. „Kultura” (z łac. colere – ‘uprawiać’, ‘dbać’, ‘pielęgnować’, ‘kształcić’) pochodzi od łac. cultus agri (‘uprawa ziemi’). Można ją określić jako ogół wytworów ludzi, zarówno materialnych, jak i niematerialnych. Tak rozumiana kultura to szeroko pojęty styl życia. Temu rodzajowi kultury – opartej na wartościach ewangelicznych, poszanowaniu życia, godności ludzkiej itd. – służy dzisiejszy Dzień Papieski. Nikt tu nie uprawia kultu św. Jana Pawła II. Ten dzień jest nie tylko oddaniem mu czci, ale jeszcze bardziej przypomnieniem nam wszystkim, do jakiego rodzaju kultury nas wzywał – i wzywa – św. Jan Paweł II. Polega ona na własnym zaangażowaniu na rzecz naszego zbawienia. To zaangażowanie, to pełnienie woli Bożej w naszym życiu, dzięki czemu uzyskamy godny strój na ucztę w królestwie Bożym.
Czytajmy i rozważajmy dzieła św. Jana Pawła II. Poznawajmy jego życie, a nade wszystko nie dopuśćmy, aby nadchodzące pokolenia były pozbawione tego wspaniałego dziedzictwa Wielkiego Świętego i Wielkiego Polaka.

ks. Adam Rybicki

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/879

dzien_papieski_2014

LITURGIA SŁOWA
Pan pragnie obdarowywać człowieka. Cały świat stworzył dla niego. A kiedy grzech ugodził dzieła Boże, Pan nie pozostawił człowieka samego, lecz dał mu obietnicę zbawienia, ogłaszaną przez proroków. W końcu posłał swego Syna, aby odnowił całe stworzenie. Dziś Kościół jest wezwany, aby nieść to orędzie zbawienia światu. Aby przyjąć Boży dar, aby uczestniczyć w radości zbawionych, potrzeba, aby człowiek zauważył i przyjął to obdarowanie.

PIERWSZE CZYTANIE (Iz 25, 6-10a)

Prorok Izajasz, zapowiadając czasy mesjańskie, przedstawia je jako wyborną ucztę przygotowaną przez samego Pana. Lud Boży pozna wówczas zbawienie przygotowane przez Niego. Pan zniszczy śmierć i otrze wszystkie łzy. Radować się zbawieniem będą ci, którzy zaufali Bogu.

Uczta mesjańska

Czytanie z Księgi proroka Izajasza.

Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win. Zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarzy wszystkich ludów, i całun, który okrywał wszystkie narody.
Raz na zawsze zniszczy śmierć. Wtedy Pan otrze łzy z każdego oblicza, odejmie hańbę swego ludu po całej ziemi, bo Pan przyrzekł.
I powiedzą w owym dniu: „Oto nasz Bóg, Ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność: cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia! Albowiem ręka Pana spocznie na tej górze”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 23, 1-2a. 2b-3. 4. 5. 6)

Psalmista sławi dobroć Boga, który zostaje przedstawiony jako pasterz i gospodarz. Pan okazuje wielką troskę o człowieka i jego potrzeby. Chroni go w momentach zagrożenia i umacnia swoją obecnością. Bliskość Boga pozwala przezwyciężyć wszelkie trudności. On sam zaspokaja potrzeby człowieka, który pokłada w Nim nadzieję.

Refren: Po wieczne czasy zamieszkam u Pana.

Pan jest moim pasterzem, *
niczego mi nie braknie.
Pozwala mi leżeć *
na zielonych pastwiskach.

Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, *
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach *
przez wzgląd na swoją chwałę.

Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę, *
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Kij Twój i laska pasterska *
są moją pociechą.

Stół dla mnie zastawiasz *
na oczach mych wrogów.
Namaszczasz mi głowę olejkiem, *
obficie napełniasz mój kielich.

Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną *
przez wszystkie dni życia.
I zamieszkam w domu Pana *
po najdłuższe czasy.

DRUGIE CZYTANIE (Flp 4, 12-14. 19-20)

Święty Paweł jest człowiekiem całkowicie oddanym służbie ewangelizacji. Nie koncentruje się na własnych potrzebach, ale będąc sługą Chrystusa akceptuje różne sytuacje, których przychodzi mu doświadczać. Czy głód, czy sytość, czy też każda inna okoliczność zostaje przez niego przyjęta, aby głosić Chrystusa, któremu ufnie powierza życie zarówno swoje, jak i tych, do których jest posłany.

Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Filipian.

Bracia:
Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. W każdym razie dobrze uczyniliście, biorąc udział w moim ucisku.
A Bóg mój według swego bogactwa zaspokoi wspaniale w Chrystusie Jezusie każdą waszą potrzebę. Bogu zaś i Ojcu naszemu chwała na wieki wieków. Amen.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Ef 1, 17-18)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa
przeniknie nasze serca swoim światłem,
abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA DŁUŻSZA (Mt 22, 1-14)

Bóg wypełnił obietnicę zbawienia, posyłając nam swojego Syna. Dzieło Chrystusa rozpoczęło radosną ucztę odkupionych. Człowiek może nie przyjąć Bożego zaproszenia, jak to uczyniło wielu współczesnych Jezusowi. Gdy naród wybrany nie przyjął Mesjasza, Bóg ponowił swe zaproszenie, otwierając bramy Królestwa poganom. Aby uczestniczyć w uczcie Mesjasza, potrzeba jednak właściwego przygotowania, szaty weselnej. Zaproszenie Boga wymaga, aby człowiek oczyścił swoje serce i przyodział się w łaskę, której udziela Chrystus.

Przypowieść o zaproszonych na ucztę

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu:
„Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść.
Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę». Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa; a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali.
Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić.
Wtedy rzekł swoim sługom: «Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie». Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami.
Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: «Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?» Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: «Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz w ciemności. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów».
Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”.

Oto słowo Pańskie.

EWANGELIA KRÓTSZA (Mt 22, 1-10)

Przypowieść o zaproszonych na ucztę

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu:
„Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść.
Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę». Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa; a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali.
Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 

 

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=jPaYhjoMPrg

 

 

Wzgardzony Oblubieniec

 

Jakże wiele Bóg nam dał! Już wszystko przygotował, aby uczynić nas szczęśliwymi. A my tak często lekceważymy Jego dary i zaproszenia poprzez błahe wymówki. Czyż panna młoda może nie przyjść na wesele i na ucztę? Jezus jest oblubieńcem Kościoła i każdego człowieka. Kocha nas jak pan młody kocha swoją małżonkę. A my tak często gardzimy tą miłością… Każda Eucharystia jest ucztą weselną, moją ucztą weselną. Jak ja odpowiadam na ten dar?

Jezu, tyle razy wzgardziłem Twoją miłością, Twoim zaproszeniem. Tyle razy przybyłem niechętnie lub nieprzygotowany, a wszystko dlatego, że nie zauważam ogromu Twojej miłości. Przebacz mi, Panie.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

Katecheza

Pod opieką nieba

W księdze łask otrzymanych przez wstawiennictwo św. Jana Pawła II można znaleźć historię dziewczynki o wdzięcznym imieniu Gloria Maria. Jej życie to prawdziwy łańcuszek cudów.
Był rok 2004, Joanna i Jacek Wronowie żyli skromnie w małym mieszkaniu w Częstochowie. Mieli dwie córki. Domowy budżet zasilała tylko policyjna pensja głowy rodziny. O kolejnym dziecku zaczęli myśleć dopiero wtedy, gdy Joanna usłyszała apel Jana Pawła II o potrzebie otwierania się na nowe życie i zakładania wielodzietnych rodzin. Te słowa dotknęły ich serc bardzo głęboko. Gloria pojawiła się pod jej sercem w styczniu 2005 r. Radość mieszała się z niepokojem o rozwój dziecka. Mimo zapewnień lekarzy, że ciąża przebiega prawidłowo, Joanna czuła coraz większe obawy. Ukojenie przynosiła jedynie modlitwa przed obrazem Matki Bożej Jasnogórskiej. Przyszła mama ciągle powierzała Jej swoją nienarodzoną córkę. Przed jasnogórskim tronem wybrała także imię dla dziecka.

Waga wzrosła
Kiedy państwo Wronowie usłyszeli o śmierci Jana Pawła II, poczuli żal. Wiedzieli, że to dzięki niemu zdecydowali się na kolejne dziecko. W piątym miesiącu ciąży pojawiły się komplikacje. Okazało się, że ilość wód płodowych jest bardzo mała. Lekarze orzekli, że rozwój dziecka zatrzymał się na 22., a częściowo nawet na 20. tygodniu ciąży. Maleństwo ważyło 487 gramów. Przerażonym rodzicom oznajmiono, że dziewczynka nie ma nerek i pęcherza, w jej sercu zauważono dziury. Wronowie zaczęli modlić się nowenną do Jana Pawła II. Po dziewięciu dniach, ku zdumieniu lekarzy, waga dziewczynki prawie się podwoiła. Mimo to zarówno stan dziecka, jak i matki ciągle się pogarszał. Lekarze zadecydowali o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. Nie dawali złudnej nadziei. Twierdzili, że Gloria nie ma szans na przeżycie. Joanna skonsultowała swoją decyzję z zakonnikiem etykiem i zgodziła się na operację. Maleństwo przyszło na świat 1 lipca 2005 r. Szczęśliwie przetrwało zabieg i pierwszą noc.

Wbrew diagnozom
Specjaliści przestrzegali, że dziecko może umrzeć w każdej chwili. Ważyło tylko 860 gramów. W 11. dobie życia przeszło sepsę. Przez dwa miesiące leżało w inkubatorze. Lekarze zdiagnozowali wadę serca i uszkodzenia w mózgu. Mówili, że na pewno nie będzie w pełni zdrowe. Kolejne miesiące i lata miały pokazać stopień niepełnosprawności. Gloria była pod opieką ośmiu poradni specjalistycznych. Obyło się jednak bez operacji, zabiegów i leczenia farmakologicznego. Po roku już niczym nie różniła się od swoich rówieśników. Dziś ma dziewięć lat. Jest całkowicie zdrowa, radosna i pełna energii.
– Modlitwa okazała się skuteczna. Kiedy ważyły się losy Glorii, prosiłem papieża: „Ty, Ojcze Święty, zachęciłeś nas do powiększenia rodziny. Jeśli jesteś w Domu Ojca, ratuj teraz swoją córkę” – opowiada Jacek Wrona. Podczas beatyfikacji cała trójka znalazła się w Watykanie. Pani Joanna, stojąc blisko trumny z ciałem Jana Pawła II, podniosła Glorię do góry i z serca wyznała: „Dziękuję Ci, Ojcze Święty”.

Joanny i Jacka Wronów wysłuchała Agnieszka Wawryniuk 

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/879/part/3

Rozważanie

 Królestwo Boże nie jest przeznaczone dla wąskiej grupy wybrańców, którzy mają już w nim zarezerwowane miejsca. Bóg wyciąga nieustannie do człowieka rękę i proponuje mu, aby ten przyjął Jego zbawcze zaproszenie. Niestety człowiek często je ignoruje. Wymawia się brakiem czasu, woli chodzić swoimi drogami, oddaje się różnym namiętnościom. Żyje iluzją. Wydaje mu się, że jest na tyle samowystarczalny, iż nie będzie potrzebował korzystać z Bożego zaproszenia. Prawdą jest też, że Bóg nigdy nie zrezygnuje z człowieka i zawsze będzie dawał mu szansę. Jednak człowiek, który wiele razy odrzucił Boga, może już tego zaproszenia nie usłyszeć. Może być zbyt mocno pochłonięty swoją egoistyczną wizją życia. Droga zaproponowana przez Boga będzie mu się wydawała za mało atrakcyjna albo utraci nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek będzie mógł na nią wejść.

Królestwo niebieskie podobne jest do króla,
który wyprawił synowi ucztę weselną.

Mt 22, 2

 

Rozważania zaczerpnięte z terminarzyka “Dzień po dniu

wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

**************************

Słowo Boże, które dziś usłyszymy, porównuje bliskie obcowanie człowieka z Bogiem do wybornej uczty. To sam Bóg ją dla nas przyrządza, zastawia stół, zaprasza. Jeśli lubimy biesiadować z przyjaciółmi, możemy domyślić się, jak wielką radością będzie to ucztowanie z Bogiem. Dziś, w dniu Pańskim, Jezus gromadzi nas wokół swojego stołu, by dać nam przedsmak wspólnego przebywania z Nim w niebie. Módlmy się, abyśmy nigdy nie wzgardzili ucztą Godów Baranka i aby grzech nie zamknął nam drogi do uczestnictwa w niej.

Małgorzata Durnowska, „Oremus” październik 2002, s. 55

 

„Jakże tu wszedłeś?”

Wiele trudności w zrozumieniu tekstu biblijnego, zwłaszcza przypowieści ewangelicznych, przysparza nam zbyt dosłowne i emocjonalne traktowanie słów Jezusa. Zbyt koncentrujemy się na warstwie fabularnej, na obrazowych szczegółach, które przesłaniają nam istotę. I tak w przypowieści o uczcie, zazwyczaj zwracamy główną uwagę na ostatni szczegół – na surową karę, którą Pan wymierzył człowiekowi bez weselnego stroju.

Pamiętam, jak sam wiele razy buntowałem się przeciwko niesprawiedliwemu, jak mi się wydawało, wyrokowi. Przecież to nie jego wina, że nie miał porządnego ubrania. A poza tym posyłać kogoś do piekła za strój? Czy to szata zdobi człowieka? Ponieważ sam nie przywiązywałem żadnej wagi do swej garderoby, o co zresztą mama miała często pretensje, że jej przynoszę wstyd, pokazując się u babci czy znajomych w dżinsach, tedy tym trudniej było mi to wydarzenie zaakceptować. Stawałem wyraźnie po stronie owego biednego człowieka.

Z podobnych względów identyfikowałem się z tymi wszystkimi, którym nie chciało się przyjść na ucztę. Rozumiałem ich doskonale: niczego tak nie cierpiałem, jak odświętnych wizyt – u ciotek, wujów czy znajomych rodziców. Całe szczęście, że nie było ich jednak zbyt wiele. Jednakże potrafiłem identyfikować się z tymi, którzy mieli odwagę przeciwstawić się i nie przyjść.

Ponieważ wielu ludzi myśli być może podobnie, warto pokusić się o jakiś bardziej obiektywny punkt widzenia.

Po pierwsze, trzeba zauważyć, że dla owego króla uczta była wyrazem jego wielkiej radości z okazji ślubu syna. Ojciec chciał dla niego jak najlepiej, chciał, żeby inni dzielili z nim jego radość. Sądzę, że wiemy, jak to człowieka boli, gdy ktoś go zlekceważy, a zwłaszcza, gdy ktoś odtrąci naszą dobrą wolę. Czujemy się wtedy zranieni w tym, co w nas najlepsze. Postawmy się w sytuacji człowieka, który ze szczerego serca zastawił stół tym, co najlepsze i oto po kilku godzinach czekania i niepokoju zaczyna do nas docierać myśl, że nikt nie przyjdzie, że nikomu nie jestem potrzebny, że nikomu nie zależy na moim towarzystwie. (Był kiedyś taki film z Fijewskim w roli głównej.)

Po drugie: zaproszeni wyraźnie zlekceważyli zaproszenie i samego gospodarza. Ich nieobecność wynikała ze złej woli. Mało tego: ostentacyjnie zamanifestowali swoją niechęć. Owe zabójstwa, które są oczywiście przesadą, wprost nawiązują do postępowania Żydów, którzy nie jeden raz prześladowali proroków. (A my, czy potrafimy uszanować kapłanów, katechetki, pobożne babcie?)

Gospodarz – król, miał prawo czuć się dotknięty. Czyż można mu się dziwić, że w zgorzknieniu zwrócił się ku przygodnie spotkanym nieznajomym? Właśnie w ten sposób Królestwo Boże dostało się poganom, gdyż Izraelici nie potrafili docenić i przyjąć miłości Boga. Miłosierdzie Boga nie ma granic, otwiera się dla każdego, kto tylko chce je przyjąć.

Ale z tego przyjęcia wynikają pewne konsekwencje. Z inicjatywą – zaproszeniem, wychodzi co prawda Bóg, ale gdy to zaproszenie przyjmujemy, gdy odpowiadamy Bogu pozytywnie, gdy mówimy A – to musimy także powiedzieć B. I tu przychodzi miejsce i czas, aby wystarać się o odpowiedni i godny strój. Jego brak świadczy o duchowym niechlujstwie, o wymigiwaniu się, o niechęci w podejmowaniu konsekwencji, a przynajmniej w braniu na siebie odpowiedzialności. Jest to poważny grzech, grzech zaniedbania, i kto wie, czy nie jest to największa bolączka naszych czasów.

I właśnie przed tym chce nas ochronić i przestrzec Chrystus: abyśmy nie przyjmowali nadaremno łaski Bożej, abyśmy nie zakopywali do ziemi darów Boga.

Ks. Mariusz Pohl

 

Zmarnowana szansa

Być zaproszonym przez samego Boga – nie do pracy, nie w celu robienia rozrachunków, nie na przesłuchanie – lecz na ucztę. Mieć wyznaczone miejsce przy stole, otrzymać zaproszenie i dodatkowo zawiadomienie o terminie uczty i nie przyjąć, czy to nie szaleństwo. Ktokolwiek spotkałby takiego człowieka, uznałby go za niespełna rozumu i postawiłby pytanie: Jak mogłeś stracić taką szansę, jak mogłeś?

Takich ludzi można spotkać wielu. Uczta jest przygotowana przez samego Boga. Zaproszenie na nią wręczono każdemu podczas chrztu świętego, a wezwanie, przypominające rozpoczęcie uczty, dokonuje się przy pomocy kościelnych dzwonów obwieszczających Mszę świętą. Tę właśnie Eucharystyczną Ucztę ma na uwadze Jezus opowiadając przypowieść o zaproszonych na gody.

Bóg ucztę przygotował. Stoły rozstawił po całej Ziemi. Pokarmem jest Ciało Jego Syna, a napojem Jego Krew. Jak przystało na prawdziwą ucztę Gospodarz ma coś ubogacającego do przekazania i uczestnicy usłyszą Jego słowo. Wszystko jest przygotowane, jeno zaproszeni nie są godni. Przy stole wiele rezerwowanych miejsc świeci pustką. Wielki afront wobec zapraszającego Gospodarza.

Dlaczego nie przychodzą? Czy przeszkodą jest grzech ciężki? Nie zawsze. Najczęściej nie przychodzą, bo nie mają czasu. Mają, ich zdaniem, znacznie ważniejsze sprawy do załatwienia, niż siedzieć przy stole z Bogiem i brać udział w przygotowanej przez Niego uczcie.

Jezus w przypowieści o zaproszonych na gody odsłania mechanizmy tej mentalności, w której obejrzenie kupionego pola lub prowadzenie interesów jest ważniejsze niż udział w uczcie wydanej przez samego Boga. I my mamy sto powodów, by zrezygnować z udziału w uczcie Boga: to spacer, bo piękna pogoda, to interesujący program w telewizji, to goście, którzy nas odwiedzili itp. Gdy obiektywnie zestawimy te powody z szansą udziału w uczcie, na którą zaprasza nas Bóg, sami dojdziemy do wniosku, że rezygnacja z niej jest szaleństwem.

Rzecz jasna, że brak czasu na niedzielną Mszę świętą płynie z nieświadomości wartości Eucharystycznej Uczty. Dla tego, kogo kochamy, zawsze znajdziemy czas. Nie mamy czasu jedynie na to, co dla nas nie przedstawia wartości. Jeśli załatwianie naszych spraw jest ważniejsze niż spotkanie z Bogiem, to ile razy trzeba będzie wybierać między jednym a drugim, zawsze wybierzemy własne sprawy. Czy jednak czas spędzony z Bogiem przy jednym stole może być czasem straconym? Gdyby chrześcijanie wiedzieli, ile spraw można „załatwić” z Bogiem w czasie Eucharystycznej Uczty – czekaliby pod drzwiami kościoła godzinę przed rozpoczęciem Mszy świętej. Gdyby odkryli, że jest to spotkanie z kimś, kto ich kocha, spieszyliby na nie, jak spieszą do siebie zakochani.

Przypowieść Chrystusa ma na uwadze Ucztę Eucharystyczną, a nie eschatologiczną w królestwie niebieskim. Świadczy o tym epizod wyrzucenia od stołu człowieka, który wszedł na salę biesiadną bez szaty godowej. Do stołu w niebie nie dotrze człowiek bez łaski uświęcającej. To może mieć miejsce jedynie tu na ziemi, gdzie do ołtarza może podejść każdy, godny i niegodny.

Uważne rozważanie przypowieści o zaproszonych na gody stanowi wezwanie do głębszego przemyślenia naszej postawy wobec Mszy świętej. Uczestniczenie w niej to niezwykła szansa. Obyśmy przez wieczność nie płakali z tej racji, że szansa ta została przez nas zmarnowana.

Ks. Edward Staniek

 

Braterskie wyrzeczenie

Dwaj bracia. Jeden bardzo pracowity i uczciwy, drugi „kombinator”. W domu rodzinnym ten młodszy ciągle żył jako pasożyt. Ani ojciec, ani matka nie zorientowali się, że synek żyje kosztem ich i kosztem swego brata. Konflikt zaostrzył się, gdy starszy założył rodzinę. Ojciec postanowił dać mu jego część. Uwzględnił jednak duży wkład syna w doskonalenie domu i jego kilkuletnią współpracę w warsztacie razem z nim, uważając, że pewne dobra nie podlegają podziałowi i może je sobie zabrać jako swoją własność. Młodszy nie chciał o tym słyszeć. Przeliczył wszystko na dolary, od samochodu po tapczan, i zażądał równego podziału co do centa. W domu powstało piekło. Dla matki i rodzinnego spokoju starszy ustąpił, ale w jego sercu obudziła się nienawiść do brata.

Upłynęły lata. Po śmierci ojca scena podziału pozostawionego przez niego majątku, w oparciu o testament, powtórzyła się według tego samego scenariusza, „Kombinator” potrafił wyliczyć nawet ilość paliwa, jakie zużył odwiedzając swego ojca w jego chorobie. Doprowadził do unieważnienia testamentu. I tym razem starszy brat ustąpił. Zrobił jednak postanowienie, że już nigdy się z bratem nie spotka.

Te dramatyczne wydarzenia ujawniają jeden z podstawowych mechanizmów niszczących braterską wspólnotę. Jest nim niezdolność do wyrzeczenia. Wprawdzie starszy kilkakrotnie decydował się na nie, ale czynił to nie dlatego, że chciał, lecz dlatego, że musiał. Stąd w jego sercu wzrastała niechęć do brata, aż do niebezpiecznych granic nienawiści. Tracił dobra materialne i tracił spokój sumienia. Nie można bowiem cieszyć się życiem, cierpiąc na chorobę nienawiści. Młodszy w ogóle nie odkrył wartości wyrzeczenia. Tym samym krzywdził ojca, matkę, brata. Głównie jednak krzywdził siebie. Chęć posiadania wprowadziła go na drogę donosicielstwa, oczerniania, współpracy z ludźmi dalekimi od uczciwości. Został znienawidzony nie tylko przez brata, ale przez większość rodziny, sąsiadów, kolegów. Tego typu człowiek braterstwa nie zbuduje.

Egoistów mogą łączyć wspólne interesy, ale nigdy serce. Ten, kogo nie stać na wyrzeczenie, żyje zawsze oddzielony od innych tym, co posiada lub czego pragnie. Z reguły za posiadanymi dobrami ukrywa swoje małe serce, tak małe, że nawet nie stać go na wstyd z powodu swego nieuczciwego postępowania.

Jezus w przypowieści o zaproszonych na ucztę obnaża ten mechanizm nędzy człowieka. Zaproszeni mieli szansę wzięcia udziału w budowaniu braterstwa jednego stołu. Nie potrafili jednak dla tak wspaniałego spotkania zrezygnować z tego, co posiadali – z pola, wołów, kupiectwa. Rezygnując z zaproszenia do wspólnego stołu na rzecz posiadanych dóbr, udowodnili, że nie dorośli do budowania braterskiej wspólnoty.

Św. Paweł, wielki znawca ludzkiego serca, stawiając Filipianom siebie jako wzór do naśladowania, pisze o swojej wolności, która między innymi polega na umiejętności wyrzeczenia. „Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszelakich w ogóle warunków jestem zaprawiony, i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku”. Oto postawa człowieka, który może być dobrym bratem. W spotkaniu z nim każdy odkryje braterskie serce, które nie zawodzi ani w dniach pomyślności, ani w dniach głodu i pragnienia. Braterstwo wymaga wolności od dóbr doczesnych, wymaga wyrzeczenia, które jest nieodzownie potrzebne do osiągnięcia celu. Szukając ludzi gotowych do tworzenia wspólnoty w duchu Ewangelii, trzeba precyzyjnie sprawdzić, w jakiej mierze stać ich na wyrzeczenie. Wszelkie pomyłki w tym wypadku mogą okazać się fatalne w swych skutkach. Bliskie spotkanie z człowiekiem, który nie zna wartości wyrzeczenia, pozostawia z reguły rany trudne do zagojenia.

Ks. Edward Staniek

 

O Panie, Ty stół dla mnie zastawiasz (Ps 23, 5)

Liturgia dzisiejszej niedzieli ukazuje zbawienie w obrazie uczty, jaką Bóg przygotował dla wszystkich łudzi: „Pan zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win… Zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarze wszystkich ludów… raz na zawsze zniszczy śmierć; Pan otrze łzy z każdego oblicza” (Iz 25, 6-8; I czytanie). Wystawna uczta ukazuje dostojność tego, kto ją wydaje, i jest obrazem zbawienia, które Bóg ofiaruje. Przez wiele wieków było ono zakryte przed narodami, a poznają je z chwilą przyjścia Mesjasza. Nieobecność śmierci i cierpienia pozwala myśleć tu o przyszłości czekającej po życiu ziemskim; chodzi o szczęśliwość wieczną zapowiedzianą tymi samymi słowami również w Apokalipsie: „Bóg… otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie” (21, 4).

W ewangelii z dnia (Mt 22, 1-14) uczta zbawienia przybiera nowy wygląd uczty weselnej. Bóg wzywa wszystkich ludzi, by przyszli na gody Syna Bożego z naturą ludzką. Zaczęły się one w chwili wcielenia, a dopełniły się przez śmierć na krzyżu. „Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał wiec swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść” (tamże 2-3). Królem jest Bóg, ucztą — zbawienie, jakie przyniósł Syn Boga, który stał się człowiekiem, sługami — prorocy i apostołowie, zaproszonymi, którzy odmawiają lub źle się obchodzą ze sługami i zabijają ich, są Żydzi i ci wszyscy, którzy jak oni odrzucają Jezusa. Podobna tu sytuacja jak w przypowieści o złych rolnikach (poprzednia niedziela), zachodzi tu jednak znaczna różnica. Od rolników zażądano czegoś, co powinni oddać, czyli żądano owoców z winnicy im powierzonej, tutaj natomiast niczego się nie żąda, lecz wszystko się daje; tam odmówiono tego, co należało oddać ze sprawiedliwości, tutaj odrzuca się to, co zostało dane z dobroci i najwyższej szczodrobliwości. Odrzuca się miłość Boga. Jest to postawa człowieka przekonanego, że nie potrzebuje zbawienia, lub człowieka zanurzonego w sprawach doczesnych i uważającego czas poświęcony Bogu i życiu wiecznemu za stracony. Kiedy jedni zdążają do zguby, inni zostają zaproszeni na ich miejsce. „Uczta jest gotowa” (tamże 8): Syn Boży stał się człowiekiem i złożył siebie w ofierze za zbawienie ludzkości. Dlatego Bóg nie przestaje ponawiać swojego zaproszenia: „Idźcie na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie” (tamże 9). Sala napełniona biesiadnikami „dobrymi i złymi” (tamże 10) przedstawia Kościół otwarty dla wszystkich ludzi, lecz jest również podobna do roli, na której rośnie kąkol obok dobrego ziarna. Być wezwanym i wejść na gody nie oznacza jeszcze ostatecznego zbawienia. Oto człowiek, który nie przywdział szaty godowej, zostaje wyrzucony „na zewnątrz w ciemności” (tamże 13) nie dlatego, że nie miał zewnętrznej szaty, lecz dlatego, że brakowało mu potrzebnego do zbawienia usposobienia duszy. Jest to człowiek, który materialnie należy do Kościoła, lecz nie żyje w miłości i łasce; jego wierze brak uczynków; ma pozory ucznia Chrystusowego, lecz w głębi serca nie jest Chrystusowym ani dla Chrystusa. Przynależność do Kościoła nie posłuży mu do zbawienia, lecz raczej do potępienia, „bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (tamże 14). Przypowieść nie mówi, że wybranych jest niewielu, lecz że ich liczba jest niższa od liczby powołanych, bo niektórzy z nich zlekceważyli zaproszenie Boga.

  • Błagamy pokornie Twoją ojcowską dobroć, wszechmogący Boże, abyś Ty, co nas posiliłeś na świętej uczcie Ciałem i Krwią swojego Syna, dał nam udział w Jego boskim życiu (Mszał Polski: modlitwa po Komunii).
  • Dopomóż mi, Panie, pozbyć się próżnych i złych wymówek i spraw, abym poszedł na ucztę, która mnie posila wewnętrznie. Niech mnie nie powstrzymuje wyniosłość pychy, nie, niech pycha mnie nie czyni wyniosłym; niech mnie nie zatrzymuje ciekawość niedozwolona, oddalając mnie od Ciebie; niech mi nic przeszkadza rozkosz zmysłowa kosztować rozkoszy duchowych.
    Spraw, abym przystąpił i zmężniał. A kto przybył [na Twoją ucztę], jeśli nie ubodzy, słabi, chromi, niewidomi? Nie przyszli natomiast bogaci, zdrowi, ci, którzy uważali, że chodzą dobrze i wzrok mają bystry, ludzie zadufani w sobie, a więc tym biedniejsi, im bardziej pyszni.
    Pójdę jako ubogi, bo zapraszasz mnie Ty, który będąc bogatym stałeś się ubogim dla mnie, aby swoim ubóstwem wzbogacić moje ubóstwo. Pójdę jako słaby, nie potrzebują bowiem lekarza zdrowi, lecz chorzy. Pójdę jako chory i powiem do Ciebie: „Kieruj kroki moje na Twoje ścieżki”. Pójdę jako niewidomy i powiem do Ciebie: „Oświeć moje oczy, bym nic zasnął w śmierci” (św. Augustyn).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 305

http://mateusz.pl/czytania/2014/20141012.htm

*****************

Komentarz do Ewangelii:

Św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła
Kazanie 90

Przyoblec się w odświętne szaty
 

Jakie są te odświętne szaty, o których mówi Ewangelia? Z pewnością tą szatą jest to, co posiadają jedynie dobrzy, ci, którzy uczestniczą w święcie… Czy są to sakramenty? Chrzest? Bez chrztu, nikt nie może przyjść do Boga. Niektórzy jednak otrzymują chrzest, lecz nie przychodzą do Boga… Być może to ten ołtarz lub to, co z niego otrzymujemy? Jednakże przyjmując Ciało Chrystusowe niektórzy spożywają i piją swoje własne potępienie (1 Kor 11,29). Czym więc jest ta szata? Postem? Źli też poszczą. Uczęszczaniem do kościoła? Źli ludzi, tak samo jak inni, przychodzą do kościoła…

Czym więc jest ta szata odświętna? Apostoł Paweł mówi nam: „Celem zaś nakazu jest miłość, płynąca z czystego serca, dobrego sumienia i wiary nieobłudnej.” (1 Tm 1,5). Oto ta szata odświętna. Nie chodzi o jakąkolwiek miłość, gdyż często widzi się nieuczciwych ludzi kochających innych, ale nie ma u nich tej miłości „płynącej z czystego serca, dobrego sumienia i wiary nieobłudnej”. Zatem, ta miłość jest odświętną szatą.

„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów”, pisze apostoł Paweł, „a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący… Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym”. (1 Kor 13,1-2). Gdybym miał to wszystko, mówi, lecz nie miał Chrystusa, „byłbym niczym”… Jak wiele dóbr jest nieużytecznych, jeśli brakuje tego jednego! I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał (1 Kor 13,3), nic bym nie zyskał, gdyż mogę działać tylko przez miłość uwielbienia… „Lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał”. Oto odświętna szata. Zastanów się, czy ją masz i przyjdź z ufnością na ucztę Pana.

www.evzo.org

*********************

Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”

XXVIII NIEDZIELA ZWYKŁA
12 października 2014 r.

I.  Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.

Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: “Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: ‘Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę’. Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa; a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: ‘Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie’. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: ‘Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?’ Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: ‘Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz w ciemności. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów’. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”.
Mt 22,1-14

II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.

Ludzie zaproszeni przez króla, zawiedli. Jak jeden mąż i to z lekceważeniem, odmówili zaproszenia na ucztę. Żaden nawet nie próbował usprawiedliwić swojej absencji, nieobecności na uczcie. Tak jakby nic się nie stało, każdy z nich poszedł do swoich zajęć. Byli i tacy, którzy zareagowali przemocą wobec posłańców króla, wywołując gniew władcy i jego zdecydowaną, ostrą reakcję. Stracili nie tylko zaproszenie, ale życie i mienie. Wydawało się, że uczta jest zagrożona, że będzie trzeba ją odwołać. Ale władca znalazł rozwiązanie. Kazał sługą zaprosić na ucztę wszystkich, których spotkają na rozstajnych drogach królestwa. Sala zapełniła się biesiadnikami. Uczta została uratowana.

Być zaproszonym na przyjęcie urodzinowe, imieninowe, weselne, to zaszczyt, wyróżnienie. Być zaproszonym przez Pana Boga to niejako suma zaszczytów i wyróżnień. On w każdą niedzielę zaprasza mnie na ucztę szczególną, na ucztę Eucharystyczną. On bardzo liczy na moją osobistą obecność, liczy na to, że nie odmówię Jego zaproszeniu. Jednak także mnie często dopada pokusa odmowy, zlekceważenia Tego, który mnie zaprasza. Tyle jest po ludzku bardziej atrakcyjnych spraw, które mogę czynić w ten świąteczny dzień, niż brać udział we Mszy świętej, jak choćby niedzielne zakupy, spanie do oporu, sprzątanie, pranie i inne. Na wiele sposobów mogę zranić Boże Serce. Ale tak naprawdę największym rannym będę ja sam. A ta rana krwawi mocno i tylko sam Pan może ją skutecznie uleczyć. Zaproszeni z przypowieści zlekceważyli zaproszenie, tracą także życie i mienie. Zlekceważyć Eucharystie to niejako wykluczyć się z grona zbawionych, to zamknąć serce na moc życia, które niesie Ofiara Jezusa Chrystusa. Czy nie lepiej przyjąć zaproszenie, wziąć udział w Uczcie, a potem jej mocą pięknie i mądrze żyć?

Zaproszę kogoś bliskiego, bliskich na spacer, do restauracji, do pizzerii, do kawiarni, do kina, teatru a jak odmówią, to może spróbuję obdarzyć zaproszeniem kogoś, kogo spotkam na rozstajnych drogach mego życia.

III  Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:

Stół dla mnie zastawiasz
na oczach mych wrogów.
Namaszczasz mi głowę olejkiem,
obficie napełniasz mój kielich…
Ps 23,5

IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:

Po wieczne czasy zamieszkam u Pana

*****

opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22367

******************************************************************************************************************

Świętych Obcowanie

12 października
Błogosławiony Jan Beyzym Błogosławiony Jan Beyzym, prezbiter

Jan Beyzym urodził się 15 maja 1850 roku w Beyzymach na Wołyniu, w rodzinie szlacheckiej. Po ukończeniu gimnazjum w Kijowie w 1872 r. wstąpił do Towarzystwa Jezusowego (jezuitów). 26 lipca 1881 r. w Krakowie przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat był wychowawcą i opiekunem młodzieży w kolegiach Towarzystwa Jezusowego w Tarnopolu i Chyrowie.
W wieku 48 lat podjął decyzję o wyjeździe na misje. Prośba, którą 23 października 1897 roku skierował do generała zakonu jezuitów, o. Ludwika Martina, świadczy o tym, że była ona głęboko przemyślana:

Rozpalony pragnieniem leczenia trędowatych, proszę usilnie Najprzewielebniejszego Ojca Generała o łaskawe wysłanie mnie do jakiegoś domu misyjnego, gdzie mógłbym służyć tym najbiedniejszym ludziom, dopóki będzie się to Bogu podobało. Wiem bardzo dobrze, co to jest trąd i na co muszę być przygotowany; to wszystko jednak mnie nie odstrasza, przeciwnie, pociąga, ponieważ dzięki takiej służbie łatwiej będę mógł wynagrodzić za swoje grzechy.

Generał wyraził zgodę. Początkowo o. Beyzym miał jechać do Indii, ale nie znał języka angielskiego. Udał się więc na Madagaskar, gdzie językiem urzędowym był francuski, którego Beyzym uczył się już w Chyrowie. Tam oddał wszystkie swoje siły, zdolności i serce opuszczonym, chorym, głodnym, wyrzuconym poza nawias społeczeństwa; szczególnie dużo uczynił dla trędowatych. Zamieszkał wśród nich na stałe, by opiekować się nimi dniem i nocą. Stworzył pionierskie dzieło, które uczyniło go prekursorem współczesnej opieki nad trędowatymi. Z ofiar zebranych głównie wśród rodaków w kraju (w Galicji) i na emigracji wybudował w 1911 r. w Maranie szpital dla 150 chorych, by zapewnić im leczenie i przywracać nadzieję. W głównym ołtarzu szpitalnej kaplicy znajduje się sprowadzona przez o. Beyzyma kopia obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Do dzisiaj chorzy Malgasze otaczają Maryję z Jasnej Góry wielką czcią. Szpital bowiem istnieje do dziś.

Wyczerpany pracą ponad siły, o. Beyzym zmarł 2 października 1912 roku, otoczony nimbem bohaterstwa i świętości. Śmierć nie pozwoliła mu zrealizować innego cichego pragnienia – wyjazdu na Sachalin do pracy misyjnej wśród katorżników.

Proces beatyfikacyjny o. Jana Beyzyma SJ – “posługacza trędowatych” – rozpoczął się w 1984 roku. Dekret Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych dotyczący heroiczności życia i cnót o. Beyzyma został odczytany w obecności św. Jana Pawła II w Watykanie 21 grudnia 1992 roku. W marcu 2002 r. kard. Macharski zamknął dochodzenie kanoniczne w sprawie cudownego uzdrowienia młodego mężczyzny za wstawiennictwem Jana Beyzyma. Jego beatyfikacji dokonał podczas swej ostatniej pielgrzymki do Polski św. Jan Paweł II. Na krakowskich Błoniach 18 sierpnia 2002 r. mówił on m.in.:

Św. Jan Paweł II podczas beatyfikacji Jana Beyzyma SJ, Kraków-Błonia, 18 sierpnia 2002 r. Pragnienie niesienia miłosierdzia najbardziej potrzebującym zaprowadziło błogosławionego Jana Beyzyma – jezuitę, wielkiego misjonarza – na daleki Madagaskar, gdzie z miłości do Chrystusa poświęcił swoje życie trędowatym. Służył dniem i nocą tym, którzy byli niejako wyrzuceni poza nawias życia społecznego. Przez swoje czyny miłosierdzia wobec ludzi opuszczonych i wzgardzonych dawał niezwykłe świadectwo Ewangelii. Najwcześniej odczytał je Kraków, a potem cały kraj i emigracja. Zbierano fundusze na budowę na Madagaskarze szpitala pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej, który istnieje do dziś. Jednym z promotorów tej pomocy był św. Brat Albert.
Dobroczynna działalność błogosławionego Jana Beyzyma była wpisana w jego podstawową misję: niesienie Ewangelii tym, którzy jej nie znają. Oto największy dar: dar miłosierdzia – prowadzić ludzi do Chrystusa, pozwolić im poznać i zakosztować Jego miłości. Proszę was zatem, módlcie się, aby w Kościele w Polsce rodziły się coraz liczniejsze powołania misyjne. W duchu miłosierdzia nieustannie wspierajcie misjonarzy pomocą i modlitwą.
Święty Serafin z

 

Montegranaro, zakonnik

Feliks Rapagnano (Feliks de Nicola) urodził się w Montegranaro koło Ankony we Włoszech w 1540 roku. Był drugim z czworga dzieci bardzo biednej i pobożnej rodziny robotnika budowlanego Jeremiasza Rapagnano i Teodory Giovannuzzi. Ponieważ był dzieckiem dość nieporadnym, rodzice wysłali go do znajomego rolnika, Święty Serafin z Montegranaroktóremu pomagał paść owce, co dawało mu wiele okazji do modlitwy i medytacji. Po śmierci rodziców rodzeństwo bardzo źle go traktowało, zwłaszcza starszy brat Silenzio. Być może sytuacja rodzinna miała wpływ na tak wczesne podjęcie decyzji o realizacji powołania zakonnego. Gdy ukończył zaledwie 16 lat, Feliks wstąpił do zakonu kapucynów w Jesi, gdzie przybrał imię Serafin. Podobno powiedział wtedy: “Nie mam nic prócz krucyfiksu i różańca, ale z nimi mam nadzieję pomóc braciom i zostać świętym”.
Pomimo dobrej woli i wielkiego wysiłku, przez długi czas miał problemy z wykonaniem prostych poleceń przełożonych, za co często go karcono. Spotkało go też wiele przykrości i docinków, które przyjmował z dużą cierpliwością i spokojem. Długie godziny, zwłaszcza w nocy, spędzał w kościele na modlitwie. Do jego przemiany przyczynił się głos dochodzący z tabernakulum: “by służyć Panu, musisz umrzeć dla siebie i zaakceptować wszelkie trudności”. Od tej pory stał się wzorowym kwestarzem. Pilnie pracował jako ogrodnik i furtian. Bóg obdarzył go wieloma charyzmatami: darem poznania, umiejętnością czytania w sercach ludzi i uzdrawiania. Mimo że był niepiśmienny, przychodzili do niego po radę i naukę ludzie świeccy i duchowni, niekiedy wysoko postawieni (m.in. książęta Bawarii i Parmy, szlachta i arystokracja z Bolonii, dostojnicy kościelni, w tym kard. Bandini i kard. Bernerio).
Nie chciał nigdy, by całowano jego rękę bądź tunikę. Nosił stale przy sobie różaniec i mosiężny krucyfiks, który podawał pragnącym go pozdrowić. Pewien śmiertelnie chory biskup, którego dzięki modlitwie św. Serafina Bóg uzdrowił, żartując powiedział do niego: “Bracie, odbyłem długą podróż. Już miałem nadzieję, że wejdę do raju. Ale przez ciebie drzwi niebios zostały mi zatrzaśnięte przed samym nosem. Zostałem zrzucony ze schodów i oto wróciłem do świata”.
Zdarzyło się też, że pewna kobieta zapytała go, czy urodzi chłopca, czy dziewczynkę. Serafin początkowo próbował uniknąć odpowiedzi, ale gdy kobieta nalegała narzekając, że nie wie jakie dziecku nadać imię, śmiejąc się powiedział: “Jeśli o to chodzi, wybierz Urszulę i jej towarzyszki”. Przewidział, że kobieta urodzi kilka dziewczynek.
Serafin wzorował się na założycielu zakonu, a niektóre wydarzenia z jego życia przypominały te opisane w “Kwiatkach św. Franciszka”. Był wzorem posłuszeństwa zakonnego i cierpliwości wobec braci. Odznaczał się miłością do Eucharystii i Matki Najświętszej. Długie godziny spędzał na modlitwie. Kochał przyrodę i wszystkie stworzenia. Był radosny i miał duże poczucie humoru.
Całe życie przenoszono go z jednego do drugiego klasztoru prowincji Marche (Loro Piceno, Corinaldo, Ostra, Ancona, S. Elipidio, Montolmo). Zmarł 12 października 1604 r. w Ascoli Piceno, gdzie przebywał od 1590 r. Bardzo go lubiano w tej miejscowości, dlatego gdy w 1602 r. miało dojść do przeniesienia go do innego klasztoru, protestowały władze miejskie.
Na wieść o jego śmierci w 1604 r. papież Paweł V poprosił o zapalenie specjalnej lampy na jego grobie. Znajduje się on do dziś w kapucyńskim opactwie w Ascoli Piceno.
Beatyfikowany został w 1729 r. przez Benedykta XIII. Kanonizował go w 1767 r. Klemens XIII, który w bulli kanonizacyjnej napisał, że Serafin, ten wielki analfabeta, był człowiekiem, który “wiedział, jak czytać i rozumieć wielką księgę życia, jaką jest nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus. Dlatego też zasługuje, by być wymienianym jako Jego uczeń”.

 

Święty EdwinŚwięty Edwin, król

Edwin urodził się w drugiej połowie VI w. O jego młodzieńczych latach wiemy mało. Spędził je na wygnaniu. Po odzyskaniu tronu musiał nieustannie walczyć z sąsiadami, aby utrzymać swoje królestwo. W owym czasie Anglia była bowiem podzielona na szereg królestw i księstw (dzisiejsze hrabstwa są ich śladem), które zawzięcie się zwalczały, aby poszerzyć swoje granice. Pozycję Edwina umacniał sojusz z królem Kentu, św. Etelbertem. Przyjaźń obu władców utrwalił ślub córki Etelberta, Etelburgi, z Edwinem. Pod wpływem Etelberta i jego córki także Edwin przyjął chrzest w roku 627 z rąk św. Paulina z Yorku. Był to więc drugi w kolejności król w Anglii, który przyjął chrzest.
Edwin z całym zapałem neofity zabrał się do pozyskania wszystkich swoich poddanych dla Chrystusa. Nie tylko udzielił Paulinowi pełnego poparcia, ale sprowadzał misjonarzy, wystawiał kościoły i skłonił panów królestwa, aby poszli w jego ślady.
Tak piękne dzieło zniszczyli pogańscy sąsiedzi, Walijczycy, którzy najechali na królestwo Northumbrii i je zajęli. W decydującej bitwie z o wiele liczniejszym wrogiem zginął Edwin. Potomność uznała go za męczennika w obronie wiary. Jego ciało złożono w opactwie w Whitby, a jego doroczną pamiątkę wyznaczono na 12 października. Tę datę utrzymało nowe Martyrologium Rzymskie.

 

 

Bazylika metropoBazylika metropolitalna w Poznaniulitalna w Poznaniu

Archidiecezja w Poznaniu była pierwszą utworzoną na polskich ziemiach strukturą kościelną. Biskupstwo w Poznaniu ustanowiono już w dwa lata po Chrzcie Polski – w 968 r. Mieszko I wybudował tu również pierwszą katedrę. Nowo powstała diecezja nie podlegała żadnej metropolii, zależała bezpośrednio od Stolicy Apostolskiej. Pierwszym polskim biskupem był Jordan, mianowany przez papieża Jana XIII. Diecezja poznańska w 1000 roku nie została poddana nowo utworzonej, pierwszej w Polsce metropolii gnieźnieńskiej, weszła w jej granice dopiero około 1075 roku.

Bulla De salutate animarum papieża Piusa VII z 1821 roku, nadając nową organizację Kościołowi katolickiemu w państwie pruskim, połączyła diecezję poznańską z archidiecezją gnieźnieńską unią personalną na zasadzie równorzędności. Diecezja poznańska podniesiona została do rangi archidiecezji. Poznań stał się siedzibą metropolii. Prawa metropolitalne Poznania potwierdziła Stolica Apostolska 28 listopada 1972 roku. W dniu 25 marca 1992 roku św. Jan Paweł II wydał bullę Totus Tuus Poloniae Populus, mocą której dziewięć południowych dekanatów archidiecezji poznańskiej zostało włączonych do utworzonej w tym dniu diecezji kaliskiej, stanowiącej diecezję sufraganalną metropolii poznańskiej. Natomiast na mocy bulli Stolicy Apostolskiej z 25 marca 2004 roku dwadzieścia sześć parafii archidiecezji poznańskiej zostało włączonych do archidiecezji gnieźnieńskiej. Obecnie archidiecezję poznańską, w jej aktualnych granicach, tworzy 404 parafii w 42 dekanatach. Archidiecezja ma powierzchnię ok. 10 tys. km kw. i jest zamieszkana przez ok. 1,5 mln osób. Pracuje w niej ponad 800 księży diecezjalnych i blisko 300 zakonnych.

Abp Stanisław Gądecki, arcybiskup metropolita poznański

28 marca 2002 r. św. Jan Paweł II mianował arcybiskupem poznańskim Stanisława Gądeckiego, wcześniej biskupa pomocniczego archidiecezji gnieźnieńskiej. Pomagają mu bp Damian Bryl, bp Zdzisław Fortuniak, bp Grzegorz Balcerek oraz arcybiskup-senior Juliusz Paetz. Patronami archidiecezji są św. Stanisław, biskup i męczennik, bł. Bogumił, biskup, oraz św. Urszula Ledóchowska.

Kościół poznański dwukrotnie gościł papieża św. Jana Pawła II: w 1983 roku i w 1997 roku. W 1983 r. podczas Mszy św., w czasie której dokonał beatyfikacji matki Urszuli Ledóchowskiej, papież powiedział:

Św. Jan Paweł II w Poznaniu Wielka jest moja radość, że mogę dzisiaj przybyć do grodu Przemysława, pielgrzymując do Polski na ojczysty jubileusz Pani Jasnogórskiej. Wielka jest moja radość, że mogę tutaj przybyć i wspólnie z wami, drodzy bracia i siostry, dziedzice milenijnej przeszłości narodu i Kościoła, powtórzyć Piotrowe wyznanie. (…) Cieszę się, że mogę stanąć na tym miejscu, w pośrodku najstarszej z ziem piastowskich, gdzie przed tysiącem z górą lat zaczęły się dzieje narodu, państwa i Kościoła. (…) Poznań! Poznań współczesny – miasto wielkiej tradycji. Miasto, które wyznacza w życiu narodu szczególny styl budowania wspólnego dobra. Miasto wielkich zakładów przemysłowych. Miasto współczesnej kultury uniwersyteckiej. Miasto, w którym tak szczególnie dojrzewała katolicka myśl społeczna oraz ogólnonarodowa struktura katolickich organizacji. Miasto wielu publikacji i wydawnictw. Pragnę, odwiedzając Poznań na szlaku tegorocznej pielgrzymki, zobaczyć go jeszcze raz w wymiarach milenium, ale też w wymiarach jasnogórskiego jubileuszu. I dlatego całym sercem zbliżam się ku temu miejscu, na którym księżna Dobrawa, żona Mieszka i matka chrzestna polskiego narodu, wzniosła na Ostrowie Tumskim kaplicę zamkową pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny.
Najpierwotniejszy ślad tego wielkiego dziedzictwa, jakie podejmujemy w tegorocznym ojczystym jubileuszu. Tego dziedzictwa, które pragniemy przenieść w następne stulecia.

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
Na terenie obecnego Tunisu, w Afryce – licznych męczenników, którzy zginęli w czasie prześladowania wandalskiego w roku 483 lub 484. Uwięziono ich za panowania Huneryka. Jakiś czas przebywali w ciężkich warunkach, przypominających współczesne obozy koncentracyjne. W gronie męczenników znajdowali się ludzie rozmaitych stanów i wieku. O ich losach opowiedział w swym dziełku Wiktor z Wity, jednak do martyrologium wprowadził ich dopiero Florus, duchowny z Lyonu, który żył w IX stuleciu.

oraz:

św. Domniny, męczennicy (+ koniec III w.); świętych męczenników i biskupów Feliksa i Cypriana (+ ok. 484); św. Monasa, biskupa (+ ok. 300); św. Walfryda, biskupa (+ 709)

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/10-12.php3
************************************

O autorze: Judyta