wtorek 30 września 2014
Wtorek XXVI tygodnia Okresu Zwykłego
Św. Hieronima
Komentarz do Ewangelii
Św. Augustyn : „Droga do Jerozolimy”
Job 3,1-3.11-17.20-23.
Hiob otworzył usta i przeklinał swój dzień.
Hiob zabrał głos i tak mówił:
«Niech przepadnie dzień mego urodzenia i noc, gdy powiedziano: “Poczęty mężczyzna”.
Dlaczego nie umarłem po wyjściu z łona, nie wyszedłem z wnętrzności, by skonać?
Po cóż mnie przyjęły kolana a piersi podały mi pokarm?
Teraz bym spał, wypoczywał, odetchnąłbym w śnie pogrążony
z królami, ziemskimi władcami, co sobie stawiali grobowce,
wśród wodzów w złoto zasobnych, których domy pełne są srebra.
Nie żyłbym jak płód poroniony, jak dziecię, co światła nie znało.
Tam niegodziwcy nie krzyczą, spokojni, zużyli już siły.
Po co się daje życie strapionym, istnienie złamanym na duchu,
co śmierci czekają na próżno, szukają jej bardziej niż skarbu w roli;
cieszą się, skaczą z radości, weselą się, że doszli do grobu.
Człowiek swej drogi jest nieświadomy, Bóg sam ją przed nim zamyka».
Ps 88(87),2-3.4-5.6.7-8.
Panie, mój Boże, wołam do Ciebie we dnie,
żalę się przed Tobą w nocy.
Niech dotrze do Ciebie moja modlitwa,
nakłoń ucha na moje wołanie.
Bo przepełniona jest moja dusza nieszczęściem,
a życie moje zbliża się do Otchłani.
Zaliczono mnie do grona idących do grobu,
stałem się jak mąż pozbawiony siły.
Między zmarłymi jest moje posłanie,
tak jak poległych, którzy leżą w grobach,
o których Ty już więcej nie pamiętasz,
nad którymi nie roztaczasz już opieki.
Strąciłeś mnie w otchłań najgłębszą,
w mrok i przepaść.
Twój gniew mnie przygniata,
spiętrzyły się nade mną jego fale.
Łk 9,51-56.
Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy
i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt.
Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy.
Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: «Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?»
Lecz On odwróciwszy się zabronił im.
I udali się do innego miasteczka.
Fragment liturgicznego tłumaczenia Biblii Tysiąclecia, © Wydawnictwo Pallottinum
Komentarz do Ewangelii:
Św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła
Rozważania, rozdz. 18
Ciężar naszej kruchości przygniata nas do rzeczywistości ziemskiej; ogień Twej miłości, Panie, nas podnosi i niesie w stronę rzeczywistości niebieskiej. Wstępujemy tam przez zryw naszego serca, śpiewając psalmy wstępujących. Płoniemy Twoim ogniem, ogniem Twej dobroci – to on nas niesie.
Dokąd nas prowadzisz? W stronę pokoju niebieskiego Jeruzalem. „Uradowałem się, gdy mi powiedziano: Pójdziemy do domu Pańskiego!” (Ps 122,1). Nic innego, jak tylko pragnienie wiecznego przebywania tam pomoże nam dojść. Dopóki jesteśmy w naszym ciele idziemy do Ciebie. Tutaj nie mamy stałego miasta; nieustannie szukamy naszego przybytku w tym, które ma przyjść (Hbr 13,14). Niech Twoja łaska mnie prowadzi, Panie, w głąb mego serca, by tam śpiewać Twoją miłość, mój Królu i Boże… Wspominając na to niebieskie Jeruzalem moje serce tam wstąpi: do Jeruzalem, mej prawdziwej ojczyzny, Jeruzalem, mojej prawdziwej matki (Ga 4,26). Ty jesteś jego Królem, światłem, obrońcą, strażnikiem, pasterzem; jesteś jego niezmienną radością; Twoja dobroć jest źródłem wszelkich niewysłowionych dóbr… – mój Boże i moje boskie miłosierdzie.
www.evzo.org
*************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
W 382 r. uczestniczył w synodzie rzymskim, gdzie na polecenie papieża Damazego zaczął pracować nad poprawianiem dawnego przekładu Nowego Testamentu i psalmów. W latach 382-384 był sekretarzem i doradcą papieża Damazego. Mieszkał na Awentynie, gdzie skupił wokół siebie elitę intelektualną i religijną Rzymu. Wśród jego uczniów znalazła się także św. Marcella (+ 410). Właśnie w jej pałacu zamieszkał. Na spotkania duchowe przybywała do niego również inna można pani Rzymu, św. Paula (+ 404), i jej córka, św. Eustochia (+ ok. 419). Po śmierci papieża (+ 384) Hieronim udał się do Egiptu; zwiedził Ziemię Świętą, Egipt, klasztory w Nitrii. Słuchał wykładów znakomitego znawcy pism Orygenesa, Dydyma Ślepca. Udał się następnie do Palestyny i w 386 r. zamieszkał w Betlejem. Tam pozostał już do śmierci.
Organizował tam działalność charytatywną, prowadził wykłady, pod jego opieką powstały cztery klasztory. Odznaczał się encyklopedyczną wiedzą, umiłowaniem ascezy, pracowitością, gorącym przywiązaniem do Kościoła, czcią do Matki Bożej, a przede wszystkim umiłowaniem Pisma Świętego. Współcześni mu odnotowali jednak, że miał wybuchowy charakter.
Pozostawił po sobie niebywale ogromną spuściznę literacką. W latach 389-395 przełożył na łacinę wiele ksiąg Septuaginty (greckiego przekładu Biblii). Przez 24 lata (382-406) przetłumaczył na łacinę całe Pismo święte. Jego przekład, tzw. Wulgata (co oznacza “powszechnie przyjmowane”), został przyjęty przez Sobór Trydencki jako tekst urzędowy. Hieronim napisał także komentarze do wielu ksiąg Pisma oraz przełożył liczne teksty Ojców Kościoła. Zwalczał współczesne mu herezje. Ostatnie lata spędził w grocie sąsiadującej z Grotą Narodzenia Pana Jezusa. Zmarł osamotniony 30 września 419 lub 420 r. Jego relikwie sprowadzono z czasem do Rzymu. Obecnie znajdują się w głównym ołtarzu bazyliki S. Maria Maggiore. Jest jednym z czterech wielkich doktorów Kościoła Zachodniego, patronem eremitów, biblistów, egzegetów, księgarzy i studentów.
Ikonografia ukazuje najczęściej św. Hieronima jako wielkiego pokutnika w długiej szacie albo obnażonego starca, w przepasce na biodrach, wycieńczonego postami. Czasami przedstawiany jest w kapeluszu kardynalskim, co jest aluzją do jego funkcji sekretarza papieskiego, lub w postawie siedzącej przy pulpicie. Atrybutami Świętego są: czaszka, gołębica, kamienie, klepsydra, księga, lew u stóp, oswojone lwiątko, model kościoła, pióro pisarskie, rylec do pisania i tabliczka, trąba powietrzna przypominająca Sąd Ostateczny, wielbłąd.
Święty Hieronim
dodane 2008-05-16 16:51
Katecheza Benedykta XVI z 7 listopada 2007
(…) Hieronim skomentował także wiele teksów biblijnych. Według niego komentarze powinny przynosić rozmaite opinie, “tak aby bystry czytelnik, po przeczytaniu różnych wyjaśnień i zapoznaniu się z różnorodnymi opiniami – które można przyjąć bądź odrzucić – ocenił, która jest najbardziej wiarygodna i niczym wprawny bankier, odrzucił fałszywy pieniądz” (Contra Rufinum 1,16).
Drodzy bracia i siostry!
Skupimy dziś naszą uwagę na świętym Hieronimie, Ojcu Kościoła, który w centrum swego życia umieścił Biblię: przetłumaczył ją, komentował w swych dziełach, przede wszystkim zaś podjął zadanie konkretnego życia nią w swym długim ziemskim istnieniu, mimo dobrze znanego trudnego i porywczego charakteru, jakim obdarzyła go natura.
Hieronim urodził się w Strydonie około roku 347 w rodzinie chrześcijańskiej, która zapewniła mu staranne wykształcenie, wysyłając go nawet do Rzymu, by udoskonalił swe studia. W młodości czuł pociąg do światowego życia (por. Epist. 22,7), górę jednak wzięło w nim pragnienie i zainteresowanie religią chrześcijańską. Po przyjęciu chrztu około roku 366 wybrał życie ascetyczne, a udawszy się do Akwilei, przyłączył się do grupy żarliwych chrześcijan, których sam określił jako “chór błogosławionych” (Chron. ad ann. 374), skupiony wokół biskupa Waleriana. Następnie wyruszył na wschód i jako pustelnik żył na Pustyni Chalcydyckiej na południe od Aleppo (por. Epist. 14,10), oddając się poważnym studiom. Udoskonaliwszy znajomość greki, zaczął uczyć się hebrajskiego (por. Epist. 125,12), przepisał kodeksy i dzieła patrystyczne (por. Epist. 5,2). Medytacja, samotność, kontakt ze Słowem Bożym przyczyniły się do dojrzewania jego chrześcijańskiej wrażliwości. Coraz dotkliwiej odczuwał ciężar młodzieńczej przeszłości (por. Epist. 22,7) i wyraźnie dostrzegał kontrast między pogańskim sposobem myślenia a życiem chrześcijańskim: kontrast ten stał się znany w wyniku dramatycznego i żywego “widzenia”, o którym zostawił nam świadectwo. Wydawało mu się w nim, że jest biczowany na oczach Boga, ponieważ był “cyceroński, a nie chrześcijański” (por. Epist. 22,30).
W roku 382 przeniósł się do Rzymu: tu papież Damazy, znając jego sławę ascety i jego kompetencje naukowe, przyjął go na swego sekretarza i doradcę; zachęcił go do nowego łacińskiego przekładu tekstów biblijnych dla celów duszpasterskich i kulturalnych. Niektóre osoby z rzymskiej arystokracji, zwłaszcza takie damy, jak Paula, Marcela, Asella, Lea i inne, pragnące osiągnąć chrześcijańską doskonałość i pogłębić znajomość Słowa Bożego, wybrały go na swego kierownika duchowego i nauczyciela w metodycznym podejściu do świętych tekstów. Damy te nauczyły się nawet greki i hebrajskiego.
Po śmierci papieża Damazego Hieronim opuścił Rzym w 385 roku i wyruszył w pielgrzymkę najpierw do Ziemi Świętej – milczącego świadka ziemskiego życia Jezusa, następnie do Egiptu, ziemi wybranej przez wielu mnichów (por. Contra Rufinum 3,22; Epist. 108,6-14). W roku 386 zatrzymał się w Betlejem, gdzie dzięki szczodrości damy Pauli wzniesione zostały klasztory męski i żeński oraz hospicjum dla pielgrzymów, którzy udawali się do Ziemi Świętej, “myśląc o tym, że Maryja i Józef nie mieli się gdzie zatrzymać” (Epist. 108, 14). W Betlejem pozostał do śmierci, prowadząc nadal intensywną działalność: komentował Słowo Boże, bronił wiary, opierając się energicznie rozmaitym herezjom, wzywał mnichów do doskonałości, uczył kultury klasycznej i chrześcijańskiej młodych uczniów, sercem pasterza podejmował pielgrzymów, odwiedzających Ziemię Świętą. Zgasł w swej celi, w pobliżu Groty Narodzenia, 30 września 419/420.
Przygotowanie literackie i rozległa erudycja pozwoliły Hieronimowi dokonać rewizji i przekładu licznych tekstów biblijnych: był to bezcenne dzieło dla Kościoła łacińskiego i kultury Zachodu. Na podstawie oryginałów greckich i hebrajskich oraz dzięki porównaniu z wcześniejszymi wersjami, dokonał on przeglądu czterech Ewangelii w języku łacińskim, następnie Psałterza i dużej części Starego Testamentu. Biorąc pod uwagę oryginały hebrajski i grecki, Septuagintę (Siedemdziesięciu), klasyczną grecką wersję Starego Testamentu, sięgającą czasów przedchrześcijańskich oraz wcześniejsze wersje łacińskie, Hieronim, przy pomocy innych współpracowników, mógł zaproponować lepszy przekład: stanowi on tak zwaną Wulgatę, “oficjalny” tekst Kościoła łacińskiego, uznany za takowy przez Sobór Trydencki, który po ostatniej rewizji pozostaje “oficjalnym” tekstem Kościoła języka łacińskiego.
Warto zwrócić uwagę na kryteria, jakimi ten wielki biblista kieruje się w swej pracy translatorskiej. On sam ujawnia je, gdy podkreśla, że przestrzega nawet kolejności słów Pisma Świętego, ponieważ w nich “nawet kolejność słów jest tajemnicą” (Epist. 57,5), czyli objawieniem. Podkreśla ponadto konieczność odwoływania się do tekstów oryginalnych: “Kiedy dochodzi do dyskusji między łacinnikami na temat Nowego Testamentu w związku z rozbieżną interpretacją rękopisów, odwołujemy się do oryginału, to jest do tekstu w języku greckim, w którym spisano Nowe Przymierze. Tak samo w przypadku Starego Testamentu, kiedy występują rozbieżności między tekstami greckimi i łacińskimi, odwołujemy się do tekstu oryginalnego, w języku hebrajskim; w ten sposób to wszystko, co wypływa ze źródła, znaleźć możemy w strumieniach” (Epist. 106,2).
Hieronim skomentował także wiele teksów biblijnych. Według niego komentarze powinny przynosić rozmaite opinie, “tak aby bystry czytelnik, po przeczytaniu różnych wyjaśnień i zapoznaniu się z różnorodnymi opiniami – które można przyjąć bądź odrzucić – ocenił, która jest najbardziej wiarygodna i niczym wprawny bankier, odrzucił fałszywy pieniądz” (Contra Rufinum 1,16).
Zdecydowanie i energicznie odpierał heretyków, którzy podważali tradycję i wiarę Kościoła. Ukazał także znaczenie i aktualność literatury chrześcijańskiej, która stała się już prawdziwą kulturą, godną, by zmierzyć się z literaturą klasyczną: uczynił to, pisząc “De viris illustribus” – dzieło, w którym Hieronim przedstawia żywoty ponad stu autorów chrześcijańskich. Napisał też biografie mnichów, ukazując – obok innych dróg duchowych – także ideał monastycyzmu; ponadto przełożył liczne dzieła autorów greckich. Wreszcie w znaczącym Epistolarium, arcydziele literatury łacińskiej, Hieronim wykazał swe przymioty człowieka uczonego, ascety i duszpasterza.
Czego możemy nauczyć się my od św. Hieronima? Wydaje mi się, że przede wszystkim tego, by kochać Słowo Boże w Piśmie Świętym. Powiada św. Hieronim: “Nieznajomość Pisma Świętego to nieznajomość Chrystusa”. Dlatego ważne jest, aby każdy chrześcijanin żył w styczności i osobistym dialogu ze Słowem Bożym, danym nam w Piśmie Świętym. Ten nasz dialog z nim musi mieć zawsze dwa wymiary: z jednej strony musi być dialogiem rzeczywiście osobistym, ponieważ Bóg przemawia do każdego z nas przez Pismo Święte i ma przesłanie do każdego. Musimy czytać Pismo Święte nie jako słowo przeszłości, ale jako Słowo Boże, które skierowane jest także do nas, i starać się zrozumieć, co Pan chce nam powiedzieć. Żeby jednak nie popaść w indywidualizm, musimy pamiętać, że Słowo Boże dane jest nam właśnie po to, by budować komunię, by jednoczyć nas w prawdzie w naszym marszu do Boga. A zatem, choć jest ono zawsze Słowem osobistym, jest też Słowem, które buduje wspólnotę, które buduje Kościół. Dlatego musimy czytać je we wspólnocie z żywym Kościołem. Najlepszym miejscem czytania i słuchania Słowa Bożego jest liturgia, w której, celebrując Słowo i uobecniając w Sakramencie Ciało Chrystusa, aktualizujemy Słowo w naszym życiu i sprawiamy, że jest obecne wśród nas. Nie powinniśmy nigdy zapominać, że Słowo Boże przekracza granice czasu. Ludzkie opinie przychodzą i odchodzą. To, co jest dzisiaj najnowocześniejsze, jutro będzie przebrzmiałe. Słowo Boże natomiast jest Słowem życia wiecznego, zawiera w sobie wieczność, to, co jest zawsze ważne. Niosąc w sobie Słowo Boże, niesiemy więc w sobie wieczność, życie wieczne.
I tak kończę słowami św. Hieronima do św. Paulina z Noli. Wielki egzegeta wyraża w nich właśnie tę rzeczywistość, to znaczy że w Słowie Bożym otrzymujemy wieczność, życie wieczne. Mówi św. Hieronim: “Starajmy się nauczyć na ziemi tych prawd, których wartość przetrwa także w niebie” (Epist. 53,10).
http://kosciol.wiara.pl/doc/489538.Swiety-Hieronim/2
Święty Hieronim
dodane 2008-05-16 16:45
Katecheza Benedykta XVI z 14 listopada 2007
Drodzy bracia i siostry!
Dziś nadal przedstawiamy postać św. Hieronima. Jak powiedzieliśmy w ubiegłą środę, poświęcił on swoje życie poznawaniu Biblii, tak iż jeden z moich poprzedników, papież Benedykt XV, nazwał go “wybitnym doktorem interpretacji Pisma Świętego”. Hieronim podkreślał radość i znaczenie zażyłości z tekstami biblijnymi: “Czyż nie wydaje ci się, że mieszkasz – już tu, na ziemi – w królestwie niebieskim, gdy żyje się wśród tych tekstów, gdy się je rozważa, gdy nie zna się i nie szuka niczego innego?” (Ep. 53,10). W rzeczywistości dialog z Bogiem, z Jego Słowem, jest w jakimś sensie obecnością Nieba, to znaczy obecnością Boga. Podejście do tekstów biblijnych, przede wszystkim do Nowego Testamentu, jest dla wierzącego zasadnicze, albowiem “nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa”. To on wypowiedział to słynne zdanie, cytowane nawet przez Sobór Watykański II w konstytucji “Dei Verbum” (n. 25).
Prawdziwie “rozmiłowany” w Słowie Bożym, pytał się: “Jak można żyć bez znajomości Pisma, przez które uczymy się poznawać samego Chrystusa, który jest życiem wiernych?” (Ep. 30,7). Biblia, narzędzie, “za którego pośrednictwem Bóg każdego dnia przemawia do wiernych” (Ep. 133,13), staje się tym samym bodźcem i źródłem życia chrześcijańskiego we wszystkich sytuacjach i dla wszystkich osób. Czytanie Pisma to rozmowa z Bogiem: “Kiedy modlisz się – pisze on do młodej arystokratki rzymskiej – rozmawiasz z Oblubieńcem; kiedy czytasz, to On przemawia do ciebie” (Ep. 22,25). Poznawanie i rozważanie Biblii czynią człowieka mądrym i pełnym pokoju (por. In Eph., Wstęp). Oczywiście, aby coraz bardziej zgłębiać Słowo Boże, trzeba się stale i coraz bardziej przykładać. Tak oto Hieronim zalecał kapłanowi Nepocjanowi: “Czytaj bardzo często Pisma Boże; co więcej, nigdy nie wypuszczaj Księgi Świętej z rąk. Naucz się tu tego, czego masz nauczać” (Ep. 52,7). Rzymskiej matronie Lecie udzielał następujących rad, dotyczących chrześcijańskiego wychowania córki: “Upewnij się, czy studiuje ona codzienne fragment Pisma… Po modlitwie niechaj czyta, a po lekturze niech się modli… Niech zamiast klejnotów i jedwabnych szat rozmiłuje się ona w Księgach Bożych” (Ep. 107,9.12). Dzięki medytacji i znajomości Pisma Świętego utrzymuje się “równowagę ducha” (Ad Eph., Wstęp). Tylko głęboki duch modlitwy i pomoc ze strony Ducha Świętego mogą przywieść nas do zrozumienia Biblii: “W interpretacji Pisma Świętego ustawicznie potrzebujemy wsparcia ze strony Ducha Świętego” (In Mich 1,1,10,15).
Namiętna miłość do Pisma przeniknęła więc całe życie Hieronima, miłość, którą chciał on zawsze budzić także u wiernych. Swojej duchowej córce zalecał: “Miłuj Pismo Święte, a miłować cię będzie mądrość; miłuj je z czułością, a ono cię ochroni; czcij je, a otrzymasz jej pieszczoty. Nich będzie ono dla ciebie, jak twoje naszyjniki i kolczyki” (Ep. 130,20). I dalej: “Miłuj wiedzę Pisma, a nie będziesz miłować przywar ciała” (Ep. 125,11).
Dla Hieronima podstawowym kryterium metody interpretacyjnej Pisma Świętego była zgodność z urzędem nauczycielskim Kościoła. Nie możemy nigdy samemu czytać Pisma Świętego. Natrafiamy na zbyt wiele zamkniętych drzwi i łatwo popadamy w błąd. Biblia napisana została przez Lud Boży i dla Ludu Bożego pod natchnieniem Ducha Świętego. Tylko w tej jedności z Ludem Bożym możemy rzeczywiście niejako wejść ze swoim “my” w jądro prawdy, którą sam Bóg pragnie nam powiedzieć. Dla niego autentyczna interpretacja Biblii musiała zawsze być zgodna z wiarą Kościoła katolickiego. Nie chodzi tu o wymaganie narzucone tej Księdze z zewnątrz; to właśnie Księga jest głosem pielgrzymującego Ludu Bożego i tylko w wierze tego Ludu jesteśmy, by tak rzec, we właściwej tonacji, aby zrozumieć Pismo Święte. Dlatego Hieronim napominał: “Pozostań trwale przywiązany do tradycyjnej nauki, jaka została ci wpojona, abyś mógł wzywać zgodnie ze zdrową nauką i odpierać tych, co jej zaprzeczają” (Ep. 52,7). W szczególności, ponieważ Jezus Chrystus założył swój Kościół na Piotrze, każdy chrześcijanin – konkludował – musi pozostawać w jedności “z katedrą św. Piotra. Wiem, że na tej skale zbudowany jest Kościół” (Ep. 15,2). W rezultacie, bez ogródek stwierdzał: “Jestem z każdym, kto jest w jedności z Katedrą św. Piotra” (Ep. 16).
Hieronim nie zaniedbywał oczywiście aspektu etycznego. Co więcej, często przypominał o obowiązku dostosowania życia do Słowa Bożego, bo tylko żyjąc nim, znajdziemy także zdolność do jego zrozumienia. Tego rodzaju spójność jest niezbędna każdemu chrześcijaninowi, a w szczególności kaznodziei, aby jego uczynki, gdyby nie były zgodne z mową, nie wprowadzały go w zakłopotanie. Tak oto zachęca kapłana Nepocjana: “Niech czyny twe nie zaprzeczają twoim słowom, aby nie zdarzyło się, że gdy nauczasz w Kościele, ktoś w duszy skomentuje: «Dlaczego więc ty sam tak nie postępujesz?». Prawdziwie czarujący jest ten nauczyciel, co z pełnym brzuchem rozwodzi się na temat postu; złodziej także może pomstować na chciwość; ale u kapłana Chrystusa umysł i słowo muszą być w zgodzie” (Ep. 52,7). W innym liście Hieronim stwierdza: “Nawet jeśli posiada wspaniałą naukę, bezwstydny będzie ten, kto czuje się potępiony przez własne sumienie” (Ep. 127,4).
Mówiąc o spójności zauważa on jeszcze: Ewangelia musi przekładać się na postawę prawdziwej miłości, ponieważ w każdej istocie ludzkiej obecna jest Osoba samego Chrystusa. Zwracając się na przykład do kapłana Paulina (który zostanie później biskupem Noli i świętym), Hieronim radzi mu: “Prawdziwą świątynią Chrystusa jest dusza wiernego: ozdabiaj ją, to sanktuarium, upiększaj je, złóż w nim swoje ofiary i przyjmij Chrystusa. Po cóż wykładać ściany drogimi kamieniami, jeśli Chrystus umiera z głodu w osobie ubogiego?” (Ep. 58,7). Hieronim podaje konkrety: należy “przyodziać Chrystusa w ubogich, nawiedzać Go w cierpiących, karmić Go w wygłodniałych, ugościć Go w pozbawionych dachu nad głową” (Ep. 130,14). Miłość do Chrystusa, podsycana przez studium i medytację, pozwala nam pokonać każdą trudność: “My także miłujemy Jezusa Chrystusa, szukamy stale jedności z Nim: wówczas łatwe wyda się nam to, co jest trudne” (Ep. 22,40).
Hieronim, nazwany przez Prospera z Akwitanii “wzorem postępowania i nauczycielem rodzaju ludzkiego” (Carmen de ingratis, 57), pozostawił nam także cenną i bogatą naukę na temat ascetyzmu chrześcijańskiego. Przypomina on, że odważne zaangażowanie na rzecz doskonałości, wymaga stałej czujności, częstych umartwień, choć z umiarem i roztropnością, stałej pracy umysłowej lub fizycznej, by uniknąć lenistwa (por. Epp. 125,11 i 130,15), przede wszystkim zaś posłuszeństwa wobec Boga: “Nic… tak nie podoba się Bogu jak posłuszeństwo…, które jest najwyższą i jedyną cnotą” (Hom. de oboedientia: CCL 78, 552). Do drogi ascetycznej należeć może też praktyka pielgrzymowania. W szczególności Hieronim nadał impuls pielgrzymkom do Ziemi Świętej, gdzie pielgrzymów podejmowano i goszczono w budynkach wzniesionych obok klasztoru w Betlejem, dzięki wielkoduszności damy Pauli, duchowej córki Hieronima (por. Ep. 108,14).
I wreszcie nie można przemilczeć wkładu Hieronima w dziedzinę pedagogiki chrześcijańskiej (por. Epp. 107 i 128). Stawiał on sobie za cel wykształcenie “duszy, która winna się stać świątynią Pańską” (Ep. 107,4), “bezcennym klejnotem” w oczach Boga (Ep. 107,13). Z wielkim wyczuciem radzi zachować ją od złego i od grzesznych okazji, wykluczyć dwuznaczne bądź rozpustne przyjaźnie (por. Ep. 107,4 i 8-9; por. także Ep. 128,3-4). Przede wszystkim nawołuje rodziców, aby tworzyli swym dzieciom środowisko pełne pogody i radości, by zachęcali je do nauki i pracy, także pochwałami i przykładem (por. Epp. 107,4 i 128,1), by dodawali im otuchy do przezwyciężania trudności, sprzyjali ich dobrym nawykom i uchronili przez przyjęciem złych, albowiem – i tu cytuje zasłyszane w szkole słowa Publiliusza Syrusa – “na próżno próbować będziesz wyplenić u siebie to, do czego w spokoju się przyzwyczajasz” (Ep. 107, 8). Rodzice są głównymi i najważniejszymi wychowawcami dzieci, pierwszymi nauczycielami życia. Bardzo jasno, zwracając się do matki pewnej dziewczyny i wspominając następnie o ojcu, napomina, niejako wyrażając podstawową potrzebę każdej ludzkiej istoty wchodzącej w życie: “Niech ma ona w tobie nauczycielkę i spogląda na ciebie z podziwem swego niedoświadczonego dzieciństwa. Ani w tobie, ani w swym ojcu niech nie zobaczy nigdy zachowania, które prowadzi do grzechu, jeśliby miała je naśladować. Pamiętajcie, że… możecie wychować ją bardziej przykładem niż słowem” (Ep. 107,9).
Wśród najważniejszych intuicji Hieronima jako pedagoga należy podkreślić wagę, jaką przywiązywał do zdrowego i całościowego wychowania od wczesnego dzieciństwa, szczególną odpowiedzialność spoczywającą na rodzicach, pilną potrzebę poważnej formacji moralnej i religijnej, potrzebę nauki dla pełniejszej formacji ludzkiej. Oprócz tego aspektem dość lekceważonym w czasach starożytnych, ale uważanym za żywotny przez naszego autora, jest promocja kobiety, której przyznaje on prawo do pełnej formacji: ludzkiej, szkolnej, religijnej, zawodowej. A właśnie dzisiaj widzimy, jak wychowanie osobowości w całej jej integralności , wychowanie do odpowiedzialności przed Bogiem i człowiekiem stanowi prawdziwy warunek wszelkiego postępu, wszelkiego pokoju, wszelkiego pojednania i wykluczenia przemocy. Wychowanie przed Bogiem i przed człowiekiem: to właśnie Pismo Święte jest dla nas przewodnikiem w wychowaniu, a tym samym w autentycznym humanizmie.
Nie możemy zakończyć tych krótkich uwag na temat wielkiego Ojca Kościoła, nie wspominając o skutecznym wkładzie, jaki wniósł on w obronę pozytywnych i cennych elementów starożytnej kultury hebrajskiej, greckiej i rzymskiej w rodzącej się cywilizacji chrześcijańskiej. Hieronim docenił i przyswoił występujące u klasyków wartości artystyczne, bogactwo uczuć i harmonię obrazów, które kształtują serce i wyobraźnię ku szlachetnym uczuciom. Przede wszystkim umieścił on w centrum swego życia i swej działalności Słowo Boże, które wskazuje człowiekowi ścieżki życia i ukazuje mu tajemnice świętości. Za to wszystko musimy mu być głęboko wdzięczni, właśnie w naszych czasach.
http://kosciol.wiara.pl/doc/489536.Swiety-Hieronim/2
Święty HIERONIM (347-420)
CZYLI OGIEŃ DUCHOWEGO OLBRZYMA
DZIECKO ZE STRYDONU
Urodził się w małym miasteczku dalmackim – Strydonie, na obszarze obecnej Chorwacji. Rodzina jest głęboko chrześcijańska. Troje dzieci obierze drogę życia zakonnego. Będą musieli uciekać ze Strydonu, plądrowanego przez Gotów, w 376 roku. Jeszcze zanim Hieronim osiągnął wiek dorosły jego ojciec Euzebiusz wysyła swego syna – wyraźnie uzdolnionego i także bardzo pobożnego – do słynnej szkoły gramatyki i retoryki do Rzymu.
Nauczycielem jest w niej Aeliusz Donatus – mistrz, o którym Hieronim zachowa wdzięczne wspomnienie. Donat wprowadza ucznia w poznanie wielkich łacińskich klasyków, szczególnie Cycerona i Wergiliusza. Nabywa tu stylu harmonijnego i mistrzowskiego, uczy się też sztuki polemiki. Pod jego piórem dysputa rozwinie się często w polemikę nie zawsze przychylną i miłą. Na drodze życiowej Hieronima Donat jest narzędziem, jakie go nieświadomie przygotowuje do przyszłego wielkiego dzieła: całkowitego oddania się służbie Słowa Bożego. Chrzest najczęściej odkłada się w tej epoce na czas dojrzałości do dokonywania osobistych wyborów. To zatem w Rzymie Hieronim przyjmuje chrzest. Będzie z tego dumny. W niedzielę odwiedza katakumby. Pociąga go mroczna i niezwykle mistyczna atmosfera tych podziemi – schronienia męczenników.
Rozpocząwszy karierę urzędniczą, w której czeka go błyskotliwy okres, został wysyłany do Trewiru na dwór cesarza Walentyniana I. To w Trewirze Hieronim i jego przyjaciel Bonos słyszą wezwanie do poświęcenia się ideałowi życia zakonnego. Kończą karierę urzędniczą na dworze cesarskim i przenoszą się do Akwilei, nad brzegami Adriatyku, gdzie biskup Walerian gromadzi wokół siebie błyskotliwą grupę kapłanów i uczonych chrześcijańskich. Ewagriusz, potomek wielkiej rzymskiej rodziny, który właśnie przetłumaczył “Życie św. Antoniego” Atanazego, jest tu również. Hieronim nie pozostaje jednak długo w Akwilei. Czuje wzrastający pociąg ku Ziemi Świętej. Towarzysząc Ewagriuszowi udaje się do Antiochii. Wchód to dla niego raj monastyczny. Samotność pociąga go w sposób nie do odparcia. Dla utrzymania koniecznych kontaktów ze światem oddalenie zmusza go do prowadzenia korespondencji ze swymi dalekimi przyjaciółmi. Na szczęście jego listy zachowają się. Jeszcze często cytuje w nich Wergiliusza…
Spragniony wiedzy Hieronim uczy się greki, co pozwoli mu przetłumaczyć Nowy Testament. Więzi zaś, jakie nawiązał z nawróconym żydem, doprowadzą go do nauczenia się hebrajskiego. Późniejszy przekład Starego Testamentu stanie się wyśmienitym i długotrwałym owocem tego spotkania. Coraz silniejsze wezwanie do życia w samotności prowadzi go do oddalenia się na pustynię, na południe od Aleppo. Spędza tu swój pustelniczy “nowicjat” pogłębiając znajomość hebrajskiego. To duch systematyczny, zorganizowany. Pod koniec 2 lat samotności, podczas których jego listy z pustyni rozsławiły go na Zachodzie, Hieronim powraca do Antiochii. Jest wyświęcany na kapłana, pod warunkiem, że nie otrzyma zadań duszpasterskich. Jego powołaniem są bowiem nauki biblijne, a później – troska duchowa o zakonników i zakonnice. Na pustyni miał dziwny sen, z którego zwierza się Eustochii. To córka Pauli, rzymskiej uczennicy, która podąży za św. Hieronimem aż do Ziemi Świętej. Założy tam żeńskim klasztor, nad którym święty będzie sprawował duchową opiekę. W tym śnie został pozwany przed trybunał Chrystusa. Oskarżano go o to, iż jest bardziej cycerończykiem niż chrześcijaninem. Sen ten ujawnia z pewnością dylematy wywołane rozdarciem między jego wybitną wiedzą klasyczną, a wgłębianiem się w Biblię. Pomimo tego snu nadal będzie cytował ulubionych autorów klasycznych.
ŻYCIE NIEPEWNE
Mroczny spór egzegetyczny pomiędzy dwoma szkołami antiocheńskimi, jak i rywalizacja pomiędzy dwoma biskupami, skierują kroki Hieronima do Konstantynopola. Udaje się tam w towarzystwie biskupa Paulina na Sobór (381). Poznaje Grzegorza z Nazjanzu, biskupa Konstantynopola, późniejszego świętego i Ojca Kościoła greckiego. Sobór wymaga od Grzegorza złożenia funkcji, gdyż nie popiera się jego wysiłków zaprowadzenia pokoju pomiędzy dwoma biskupami – egzegetami. Kłótnie doprowadziły ich do nieprzyjaźni. Kontakt z Grzegorzem budzi u Hieronima gorący zapał do Orygenesa (185-252), kontrowersyjnego Ojca Kościoła greckiego i przywódcy filaru znanej szkoły teologicznej z Aleksandrii. Orygenes staje się jego mistrzem egzegezy. Zaczyna go tłumaczyć. Z Konstantynopola Hieronim udaje się do Rzymu, żeby bronić Grzegorza z Nazjanzu. Znany już ze swych listów, staje się powiernikiem, a później sekretarzem papieża św. Damazego, blisko osiemdziesięcioletniego. Rzecz ciekawa, dawny pustelnik staje się duchowym kierownikiem znaczących Rzymianek z arystokracji. Prowadzi grupy biblijne. Skłania go to do powrotu do studiów nad hebrajskim. Prowadzi też wyśmienitą korespondencję, ma upodobanie do błyskotliwych polemik, skłania się ku satyrze, biorąc między innymi za cel duchowieństwo. Przez krótki czas myśli nawet o sukcesji po… papieżu Damazym! Papież umarł w grudniu 384 r. po 22 latach pontyfikatu. Jego następcą na 15 lat zostaje Syrycjusz, święty. Będzie on autorem najstarszego dekretu papieskiego spełniającego rolę prawodawczą.
Nie mając kontaktu z nowym papieżem, Hieronim opuszcza Rzym, w którym plotkuje się już o jego częstych spotkaniach z damami z arystokracji. Po licznych przygodach dociera do Betlejem. Paula, jedna z rzymskich dam, dołącza do niego, żeby założyć w Ziemi Świętej wspólnotę ascetyczną.
HIERONIM W BETLEJEM
Szczęściem Hieronima jest tu możliwość dysponowania wyjątkowymi bogactwami słynnej biblioteki w Cezarei, ufundowanej przez Orygenesa i wzbogaconej przez Euzebiusza, biskupa Cezarei. Choć Hieronim jest oddalony od niej o sto kilometrów, to jednak udaje się tam od czasu do czasu. W Betlejem oddaje się niezwykłej aktywności literackiej i egzegetycznej zarazem: zaczyna przekład Starego Testamentu. Mając charakter uparty i szorstki wchodzi w nową polemikę. Na krótko jest ekskomunikowany i grozi mu wydalenie. Zabójstwo prefekta Konstantynopola Rufina sprawia, że oddala się ta straszliwa groźba. Hieronim oddaje się wynagradzającej pokucie, gdyż nie brak mu wielkiej pokory. W tej sytuacji biskup Jan Jerozolimski oddala ekskomunikę na Wielkanoc roku 397. Wymienia z nim znak pokoju: z obecnym przeciwnikiem, a dawnym – przyjacielem.
W tym samym roku Hieronim wymienia listy z młodym biskupem afrykańskim, którym jest nie kto inny jak św. Augustyn z Hippony. Augustyn oddaje hołd znamienitemu tłumaczowi, lecz wyraża też kilka zastrzeżeń. Urażony Hieronim odbierze to bardzo źle: odpowie Augustynowi dopiero po 5 latach. Ich kontakty będą następnie bardzo przyjacielskie. W r. 405 Hieronim kończy dzieło ogromne: przekład hebrajskiej Biblii. Śmierć przeoryszy Pauli, 27 stycznia 404 roku, głęboko go zasmuciła. Można by porównać ich przyjaźń do więzi, jaka łączyła św. Franciszka Salezego i Joannę de Chantal. Są to tajemne powiązania pomiędzy dwojgiem istot, ponad naturą cielesną. To odejście prowadzi go do oddania się jeszcze bardziej przekładom, co na trwałe naznaczy jego życie i rozsławi jego imię.
Poza Biblią tłumaczy pisma monastyczne, zwłaszcza “Regułę cenobityczną” Pachomiusza (287-347), który wraz ze św. Antonim jest twórcą idei ewangelicznego życia zakonnego. Założył też pierwszy klasztor ery chrześcijańskiej. Ta łacińska wersja “Reguły” Pachomiusza przetłumaczona przez Hieronima wywrze głęboki wpływ na zakonne życie na Zachodzie. Po ukończeniu przekładu hebrajskiej Biblii Hieronim oddaje się przekładom komentarzy proroków.
DZIEŃ JUŻ SIĘ NACHYLIŁ…
Nadchodzi czas nowych barbarzyńskich najazdów, najbardziej niebezpiecznych od początku wieku dla imperium rzymskiego. 31 grudnia 406 r. Wandalowie, Alanowie i Szwedzi rzucili się poprzez wyłom otwarty w linii obronnej legionów rzymskich. Fala ich najazdu dochodzi do Galii. Już rok wcześniej banda Gotów zalała północną Italię, rabując, paląc, gwałcąc. Ich przywódca Radagez został ujęty i stracony, lecz było to ostrzeżenie dla Rzymu. W Galii i w Hiszpanii zalew Wandalów powiększa się. A w 430 r. św. Augustyn umrze podczas trwającego oblężenia Hippony…
Niepokojące odgłosy tych ważnych wydarzeń docierają też do Ziemi Świętej. W Betlejem Hieronim jest tym głęboko wstrząśnięty. Upadek Rzymu – 24 sierpnia 410 r. – wstrząsa nim tak głęboko, że mając już nadwyrężone zdrowie, dotknięty tym ciosem, teraz gwałtownie traci siły. «Mój głos gaśnie. Szloch odbiera mi słowa – pisze Hieronim w swej samotni. – Upadło Miasto, które podbiło świat. Ginie zarówno z głodu jak i od miecza… Chciałem dziś studiować Ezechiela, lecz w chwili, gdy zacząłem dyktować, pomyślałem o katastrofie Zachodu i musiałem zamilknąć, odczuwając, że nadszedł czas płaczu…»
Ostatnie lata jego życia znaczą doświadczenia śmierci biskupa Jana Jerozolimskiego, a w dodatku Eustochii, córki Pauli. Hieronim kochał ją jak własne dziecko. Inne doświadczenie: bandy pelagianistów palą klasztor, jaki założył wraz z Paulą. W ten sposób mniszki płacą straszliwą cenę za walkę Hieronima z herezją pelagiańską. 30 września 419 roku nieposkromiony mnich gaśnie. Rodzi się do wieczności w małym miasteczku, w którym Jezus rozpoczął ziemskie życie. Umarł przy pracy. Właśnie rozpoczął ostatni komentarz do Proroków – to znaczy do Jeremiasza. Widzimy go jako osobę pełną kontrastów, lawirującą pomiędzy podwodnymi skałami ludzkiej natury z jej obciążeniami a wodami łaski, raz wzburzonymi, raz – spokojnymi. Łaska życia i łaska zaproszenia do świętości poprzez wezwania stałe i uporczywe. Hieronim odczuwał aż do końca w swej duszy i na swej drodze poruszenie wielkiego wahadła, które porusza całym życiem człowieka – z wyjątkiem Matki Boga – pokusy szatana i zachęty Boga. Jednak z całą mocą odczuwał pociąg ku szczytom i szedł ku nim bez przerwy drogami wąskimi i stromymi: “Nie chcieć być doskonałym – napisał – to popełniać grzech”. A jednak jego natura porywcza i gwałtowna popychała go często ku ironii i drwinie, a nawet ku sarkazmowi i agresywności. Kilka razy wpadł w nieżyczliwość zaprawioną goryczą. Co o tym myśleć? Po prostu to, że Bóg czułości i miłosierdzia urabia świętych z każdego materiału. I że Kościół zanosi te rzeźby Boże i ludzkie zarazem na Swoje ołtarze, o ile tylko przez swe główne aspekty czyjeś życie odbijało jedyną świętość Boga. Święty Hieronim zaś był potężnym zwierciadłem Bożej miłości dzięki swemu gorącemu umiłowaniu Słowa Bożego.
DZIEŁO ŚWIĘTEGO HIERONIMA
W okresie młodości – znakomicie wykształcony i uformowany w szkole Donata – zgromadził małą osobistą biblioteczkę. Sam przepisywał porywające go dzieła. Potem pomagała mu grupka kopistów dzięki hojności rzymskich dam, z którymi się spotykał, na czele z Paulą. Jego dzieło biblijne – tłumaczenie z oryginałów i korekty – szybko rozpowszechniły się w Kościele. Od samego początku jego przekłady zostały przyjęte przez papieża Damazego i Kościół Rzymu. Stąd zaś rozszerzyły się powoli na cały Kościół, stając się “textus wulgatus” czyli tekstami pospolitymi (powszechnymi). Wulgata wyparła wszelkie inne łacińskie wersje Biblii na Zachodzie. Hieronim stał się wielkim doktorem Pisma Świętego. To zresztą sam papież Damazy nakłonił go do przedsięwzięcia tego wielkiego dzieła. Papież bowiem pragnął przekładu, będącego punktem odniesienia.
W istocie panował wielki zamęt w licznych przekładach, rozbieżnych w wielu fragmentach. Pieczęć autentyczności uzyskała Wulgata w końcu na Soborze Trydenckim (1545-1563). Hieronim jest prawdziwym uczonym. Zgromadził wszystkie dostępne tłumaczenia, porównał teksty, zasięgał rady specjalistów, nawet rabinów. Oddał się tej pracy niewdzięcznej, a koniecznej, na piętnaście lat. Został przesycony Pismem Świętym. Potem zaś, kiedy wybiła chwila dojrzewania owoców, przekład popłynął jak ze źródła. Przetłumaczył na łacinę Księgę Tobiasza w ciągu jednego dnia. W ciągu jednej nocy – Księgę Estery. Księgi Salomona zajęły mu trzy dni. Jego tłumaczenia są zróżnicowane co do jakości, jednakże wszystkie noszą znamię jego oryginalnego i wyrazistego stylu. Usiane są mocnymi określeniami, charakterystycznymi dla Hieronima. “Książę tłumaczy” posiadał geniusz językowy. Święty tekst wychodzący spod jego ręki jest pociągająco piękny, pozbawiony dopisków i błędów. Pokolenia mozolnych rzemieślników naszpikowały nimi i obciążyły Biblię, lekceważąc sztukę oddania duszy oryginału przez dosłowne tłumaczenie każdego słowa tekstu źródłowego: hebrajskiego tekstu świętego i ujęcie go w języku współczesnym, posiadającym własny geniusz.
Dla wniknięcia w Słowo Boże i uwiecznienia Go wkład Hieronima na ziemskiej drodze Kościoła jest znaczący, nawet rozstrzygający. On sam określił swą sztukę przekładu wytworną grą słów: “Magis sensum et sensu quam ex verbo verbum transferem”: raczej przełożyć sens na sens niż słowo na słowo. Czyli przekład powinien oddać pełny sens oryginalnego tekstu niż same słowa. Hieronim jest jednym z największych mistrzów w tej dziedzinie. Musi w niej królować najwyższa bystrość ducha, osiągalna jedynie przez umysły najdoskonalsze, przewidujące i przenikliwe. Od czasu św. Hieronima egzegeza dokonała gigantycznego postępu zwłaszcza dzięki archeologii, lingwistyce i poznaniu historii. Jednak w obliczu protestanckiego liberalnego zboczenia z kursu w wieku XIX i racjonalizmu, jak i modernizmu, pojawiających się bezustannie, to właśnie Hieronim pozostaje pewnym punktem orientacyjnym.
Słowem Wulgata stawia czoło upływowi czasu, co jest powszechnie przyjętym znamieniem geniuszu. Oprócz przekładu Starego i Nowego Testamentu Hieronim kontynuuje “Kronikę Euzebiusza”, uczonego biskupa Cezarei w okresie wielkiego prześladowania. Kontynuuje tak historię Kościoła – pierwszą tego typu – jaką stanowi “Kronika”. Hieronim redaguje 135 notek “de viris illustribus” (o ludziach sławnych). Kościół żyje w niej rytmem wybitnych osobowości, które rozsławiają go przez święte życie lub ubogacają przez dzieła. Mistrz krytyki literackiej i tekstowej Hieronim wprowadza swych duchowych synów w pojmowanie Biblii. Pozostawia wielką liczbę komentarzy do pism św. Pawła, Psalmów, Księgi Rodzaju, Proroków, jak i do Ewangelii według św. Mateusza. Zachowały się jego liczne homilie, trzy biografie oraz wydarzenia nieco powieściowe z życia świętych pustelników. Stale szukał stopniowego wznoszenia się ku świętym tajemnicom.
Rozmiłowany w polemice, będącej rodzajem duchowego pojedynku, a nie kwasem rzucanym w twarz przeciwnikowi lub stawiającemu przeszkody, Hieronim w swych pismach zręcznie się nią posługuje. Tak to używa kąśliwej ironii wobec biskupa Jana Jerozolimskiego i Orygenesa, podobnie jak wobec Helwidiusza, rzymskiego obywatela, który zaprzecza stałemu dziewictwu Maryi. Do Rufina, jednego ze starych przyjaciół, który powrócił do Rzymu, kieruje 3 surowe pisma o charakterze raczej osobistym niż dogmatycznym. Jest wreszcie obfita korespondencja Hieronima literacko bardzo staranna. Odkryć w niej można ślady myśli o dziewictwie, wdowieństwie, wychowaniu dziewcząt, o życiu klasztornym i stanie kapłańskim. Jego listy napisane są z polotem mistrza pióra i myśli. Hieronim miał zwyczaj dyktować pisma kopistom, którzy wypełniali swe zadania od świtu do nocy, czasem przez całe noce, kiedy natchnienie zalewało jego umysł jak potok.
POETYCKI POMNIK
Święty Hieronim był często tematem dla klasycznych artystów. Tu i tam towarzyszy mu lew, symbol jego życia na pustyni. Albo przedstawia się go jako pogrążonego w lekturze Pisma Świętego. Caravaggio na przejmującym płótnie z 1604 roku ukazuje go jako starego mnicha odzianego w purpurę z czaszką na otwartej Biblii. A Carapaccio (1507) namalował śmierć świętego, leżącego na ziemi, w bieli, otoczonego mnichami ze świecami w dłoniach. Hieronim należy do swego czasu, do drugiego pokolenia, wolnego od prześladowań za wiarę. Mężczyźni i kobiety nie muszą się już ukrywać, lecz w sposób otwarty wyrażają miłość do Chrystusa.
Wymagający pisarz miał wielki krąg czytelników w okresie upadku Imperium rzymskiego, kiedy rozprzęgały się obyczaje, a barbarzyńcy zagrażali nie tylko postępowi Imperium, lecz samemu jego sercu. Coraz więcej dusz odczuwało najwyższą niestałość materii i zwracało się do wiary chrześcijańskiej, która jaśniała przed nimi jako jedyne poważne schronienie wobec upadku w piekło Rzymu i jego władzy. Jakże radykalna i nieoczekiwana nastąpiła przemiana pysznego Rzymu. Wiek wcześniej opierał się on na swych niezwyciężonych legionach. Obecnie zaś nadzieją wielkiej części elit było zwrócenie się ku Królestwu, które nie jest z tego świata, ku Człowiekowi – Bogu ukrzyżowanemu w Palestynie przez żołnierzy Rzymu!
W wykształconym środowisku zwracano się więc ku pismom o wielkich walorach literackich, które rozsiewały na wsze strony Słowo Boże, ujawniając je dotąd ludowi pozornie nieznaczącemu. Fakt, że pergaminy tego dalmackiego mnicha przybywały ze stron, w których urodził się Chrystus sprawiał, że tym mocniej przyciągały. Claudel znawca tej dziedziny, zauważa w swym dziele “Kocham Biblię”: “Mamy szczęście posiadania w Wulgacie przekładu ksiąg świętych, stanowiącego pomnik poezji, który bliski jestem nazwać osobiście arcydziełem języka łacińskiego. Jeśli nie jest natchniony w sensie teologicznym, to z pewnością jest natchniony literacko.” (str. 55)
Kiedy tylko zamilkł wielki głos Hieronima, Kościół pamiętał już jedynie o trwałym pomniku Słowa Bożego, jaki wzniósł Hieronim dla przyszłych pokoleń. Nie trzeba było długo czekać na oddanie czci Hieronimowi – księciu Pisma Świętego, jako jednemu z ulubionych świętych Kościoła. Jeśli za życia popełniał on wykroczenia przeciw świętemu Prawu Miłości, w istocie nigdy nie czynił tego bez przyczyny. Skłaniało go do tego umiłowanie prawdy, pasja dla prawowierności i dokładności tekstów i myśli, zgodnie z radą apostoła: “Wszystko badajcie, zachowujcie to, co dobre” (1 Tes 5,21). I jeszcze raz pomyślmy, jakże pocieszające jest wiedzieć, że osiągnął świętość człowiek ulepiony z niedoskonałości i braków! Miłosierdzie Boga jest otchłanią, która pochłania wszelkie odpadki grzesznej natury, o ile serce płonie w nas, jak u uczniów z Emaus. Czyż gorliwość Hieronima nie pochodziła w istocie z tego spalającego go wewnętrznie płomienia?
René Lejeune
Stella Maris, wrzesień 1998, nr 340, str. 20-22. Przekład za zgodą Edition du Parvis, 1648 Hauteville, Szwajcaria
http://www.voxdomini.com.pl/sw/sw30.html
Gest przestrogi
dodane 2008-09-29 16:07
Leszek Śliwa
Marinus van Reymerswaele „Święty Hieronim”, olej na desce, 1541, Muzeum Prado, Madryt
Święty Hieronim, żyjący w latach 347–420, teolog, Ojciec Kościoła, przetłumaczył Pismo Święte na język łaciński (prze-kład ten nazwano później Wulgatą). Dlatego zwykle przedstawiany jest w swej pracowni, z piórem i kałamarzem. Atrybuty te van Reymerswaele umieścił na pierwszym planie, na pulpicie. Cały obraz wypełniają zapisane przez Hieronima stosy kartek.
Leżąca obok czaszka, podobnie jak ustawiony z lewej strony krucyfiks, mają natomiast przypominać o pobycie Świętego w pustelni na pustyni Chalkis w Syrii, gdzie żył w latach 375–378.
Św. Hieronim został przedstawiony w purpurowym stroju kardynała, choć kardynałem nigdy nie był. Pełnił jednak funkcję sekretarza papieża Damazego, dlatego kapelusz lub strój kardynalski są jego tradycyjnymi atrybutami.
Hieronim wskazującym palcem lewej ręki pokazuje czaszkę. Obok, na ilustracji otwartej księgi, znajduje się obraz Rogera van der Weydena „Sąd Ostateczny”. W zestawieniu z tą ilustracją gest Świętego pełni funkcję przestrogi. Wskazując na czaszkę, Hieronim wydaje się podkreślać rolę ascezy.
Święty Hieronim był ulubionym tematem Marinusa van Reymerswaele. Namalował on co najmniej kilka portretów tego Ojca Kościoła.
Datę powstania obrazu znamy, bo artysta umieścił ją w swym dziele. Na stojaku pod otwartą księgą, z prawej strony, z bliska można przeczytać słabo widoczny napis: „me fecit A° 1541” (wykonał mnie w roku 1541).
http://kosciol.wiara.pl/doc/489277.Gest-przestrogi
KS. TOMASZ TRZASKAWKA
Wprowadzenie w praktykę lectio divina
W możliwie krótki i konkretny sposób postaram się przybliżyć metodę lectio divina. Jest ona jednym ze sposobów czytania Pisma św. prowadzących do lepszego poznania Boga i Jego zbawczych planów w Jezusie Chrystusie, także w odniesieniu do naszego osobistego życia. Lectio divina (co w tłumaczeniu oznacza Bożą lekturę) jest to indywidualne albo zbiorowe czytanie i rozważanie Pisma św. jako słowa Bożego, odbywające się w poddaniu Duchowi Świętemu i przechodzące w medytację, modlitwę i kontemplację.
Korzeni lectio divina należy szukać w tak zwanej egzegezie duchowej, a więc w potrzebie uaktualniania znaczenia tekstów Biblii. W przypadku chrześcijan egzegeza duchowa [objaśnianie, interpretacja] wyłoniła się głównie z potrzeby uaktualniania znaczenia Pism Starego Testamentu. Nauczycielami duchowej lektury Biblii (lectio divina) w pierwszych wiekach chrześcijaństwa stali się głównie: Orygenes i św. Grzegorz z Nyssy na Wschodzie († 394) oraz św. Grzegorz Wielki († 604) i św. Bernard († 1153) na Zachodzie. Przy ich szczególnym udziale, duchowa lektura Biblii zagościła w tradycji mniszej i powszechnej oraz stała się punktem centralnym lectio divina, usystematyzowanego w średniowieczu.
Scala claustralium z XII wieku, list o życiu kontemplacyjnym napisany przez opata Wielkiej Kartuzji k. Grenoble Guigo II († 1188 lub 1193), określiło klasyczne etapy lectio divina: lectio (czytanie) – meditatio (medytacja) – oratio (modlitwa) – contemplatio (kontemplacja). Autor wyraził w ten sposób doświadczenie mistrzów życia duchowego poprzedniego okresu. Podkreślał, iż „lektura bez medytacji jest bezpłodna; medytacja bez lektury jest skazana na błądzenie; modlitwa bez medytacji jest chłodna; medytacja bez modlitwy jest bezowocna; modlitwa, gdy jest gorliwa, otrzymuje kontemplację, lecz otrzymanie kontemplacji bez modlitwy jest rzadkie, prawie nieprawdopodobne” 1. Parafrazując Mt 7, 7 streścił dyspozycje serca karmionego słowem Bożym w czasie modlitwy: „Szukajcie czytając, a znajdziecie rozmyślając; pukajcie modląc się, a będzie wam otworzone przez kontemplację” 2.
To, co Guigo II określił jako schemat lectio divina: lectio – meditatio – oratio – contemplatio, należy do dziś do istoty tej metody. Żaden z jej elementów nie powinien być pominięty. Właściwie przeżywane lectio prowadzi bowiem do meditatio; osobiste meditatio skłania do oratio itd. Oczywiście, w tym procesie wskazane jest korzystanie z różnych pomocy (komentarzy biblijnych, tekstów liturgicznych na dany okres czy gotowych rozważań, publikowanych także w internecie). Należy je traktować jako pomoc w odnalezieniu i podjęciu osobowego dialogu z Bogiem, a nie jako coś zamiast niego. Bóg szuka bowiem osobistego spotkania z nami i dialogu na drogach naszego życia, którego zwieńczeniem jest kontemplacja Boga w codzienności.
Lectio divina może być podejmowana jednorazowo w ciągu dnia, w jednym, określonym czasie. Ze względu na dynamikę słowa Bożego, które chce ogarnąć całe nasze życie, w nim wzrastać i wydawać owoce, lectio divina rozbudowuje się często do czterech praktyk: 1) przygotowania do lectio divina (dokonywane zwykle wieczorem dnia poprzedniego), 2) lectio divina (ranne lub o innej dogodnej porze), 3) troski o zachowywanie i odkrywanie słowa Bożego w wydarzeniach dnia oraz 4) oceny dnia w świetle słowa Bożego (wieczorem).
Dobrym rozwiązaniem jest wybór lektury spośród czytań mszalnych przewidzianych na dany dzień. Wiele stron internetowych je publikuje. Jeśli lectio divina planujemy na godziny przedpołudniowe, lekturę warto określić wieczorem dnia poprzedniego. Należy równocześnie wzbudzić w sobie szczere pragnienie spotkania ze słowem Bożym i przeznaczyć ok. 10 minut na uważne przeczytanie Słowa. Konieczne jest wyciszenie i odejście od różnych zajęć. Dobrze jest przeczytać tekst przynajmniej dwa, trzy razy, z wyostrzoną uwagą. Czytać tekst tak, jakbyśmy po raz pierwszy mieli go przed oczyma. Zatrzymać się przez chwilę nad poruszeniami [w myślach, wyobraźni, wspomnieniach i w sercu], które wywołuje przeczytane Słowo. Po przeczytaniu określić sobie konkretną prośbę o owoc medytacji. Prosić zwłaszcza o pragnienie Boga, pragnienie, aby Go słuchać.
Następnego dnia należy przeznaczyć sobie przynajmniej 20-30 minut na lectio divina. Ważny jest wybór odpowiedniego miejsca (może to być jakiś ulubiony kąt w naszym mieszkaniu, który sprzyja skupieniu i modlitwie), spokojnego czasu i zachowanie milczenia zewnętrznego, aby mogło się rodzić wyciszenie wewnętrzne (wolność wobec trosk codziennych i naszej nadmiernej aktywności) i otwarcie się na obecność, działanie i słowo Boga. Zwykle potrzeba chwili na odprężenie psychiki i ciała, przyjmując dobrą, wygodną postawę, która nie będzie absorbować nas podczas modlitwy.
U progu lectio divina potrzebne jest również świadome stanięcie w obecności Boga, naszego Stwórcy, Ojca i Zbawiciela, oraz choćby krótkie, ale szczere wzywanie, proszenie Ducha Świętego, aby udzielał wewnętrznego światła dla czytania Pisma św. Jego lektura jest bowiem owocna tylko wtedy, gdy Duch Boży ożywia tego, który czyta. To zaś domaga się od czytającego postawy uległości, ubóstwa i pokory. Jeden z autorów napisał, że z Duchem trzeba postępować jak z gołębicą, która tym bardziej się do nas przybliży, im bardziej będziemy spokojni, wytrwali, ulegli w oczekiwaniu. Taka uległość Duchowi jest potrzebna, aby nie czytać Pisma św. jako martwej litery i nie popaść w dociekania czysto intelektualne.
Lectio – umiejętnie czytaj Biblię
Zaleca się, aby wybrany tekst słowa Bożego czytać umiejętnie:
– powoli i półgłosem (jeśli to możliwe, gdyż takie czytanie pomaga uczestniczyć w lekturze całym sobą i ułatwia zapamiętywanie);
– z uwagą, nie odwołując się na razie do żadnych innych władz (zwłaszcza rozumu) poza zwyczajną uwagą;
– z wiarą, jak gdyby dyktował go specjalnie dla nas Duch Święty;
– pozwalając przyciągnąć się przez tekst, dążąc do intymnego spotkania w relacji serca do Serca, osoby do Osoby;
– całym sobą: z zaangażowaniem uczuć, wyobraźni, pamięci, umysłu, woli i serca;
– zatrzymując się na treściach, które najbardziej nas poruszyły, zwłaszcza w sercu (choć trudno to na początku wyczuć);
– ze zrozumieniem; należy rozumieć tekst we właściwym mu kontekście, formie i sposobie wyrażania myśli; nie dostosowując go pośpiesznie do siebie, do własnych idei; unikając wszelkiego subiektywizmu, introspekcji, szukania z góry upatrzonych rezultatów; korzystając z badań naukowych dotyczących Biblii, z patrystycznych (dzieł Ojców Kościoła) i duchowych komentarzy; pojmując Biblię poprzez Biblię (tzn. starając się powiązać słowo lub zdanie z jakimiś innymi słowa Pisma św., które przychodzą na myśl);
– nie zniechęcając się rozproszeniami ani tym, że słowo Boże „nic nie mówi” czy „nie dotyczy” naszego życia; pamiętajmy, że milczenie jest częścią spotkania, a odczucie posuchy duchowej może uświadamiać potrzebę czekania na Boga (jest Adwent) oraz naszą duchową głuchotę i ślepotę.
Meditatio – szukaj poprzez medytację
Ważne jest szukanie odpowiedzi na pytanie: „Co Bóg mówi do mnie dziś przez to słowo?” Potrzebne jest skupienie umysłu i poszukiwanie ukrytej prawdy, zatrzymanie się nad fragmentem, który przykuł uwagę podczas lectio, przylgnięcie do słowa, które zadziwia lub niepokoi, powtarzanie go i rozważanie. To słowo (słowa) będzie także pomagać poznać i zrozumieć siebie. Należy starać się przyjąć je w sercu tak, jak Maryja, i czekać na światło i zrozumienie.
Wielu autorów podkreśla, że medytacja jest czasem „spożywania”, „przeżuwania” i „trawienia” słowa Bożego, przyswajania go sobie i rozsmakowywania się w nim, a owocem: „widzenie jak dobry jest Pan” (por. Ps 34, 9).
Oratio – módl się do Pana, który mówi do Ciebie
Teraz jest czas na modlitwę do Boga, rozumianą jako odpowiedź na Jego słowo. Jeśli bowiem słowo Boże zostało przez nas przyjęte, to ono samo wzbudzi w nas modlitwę. Przyszło do nas, a teraz wraca do Boga w formie modlitwy jako prawdziwe dzieło Boga (opus Dei).
Dlatego zaleca się, aby w czasie oratio zstąpić do własnego serca, wsłuchać się w jego poruszenia i wyrażać je szczerze przed Bogiem, mówiąc Mu o przeżyciach, które zrodziło w nas słowo Boże. Zachęca się do modlitwy prostej i spontanicznej – owocami wcześniejszej lectio i meditatio.
Można w tym czasie korzystać z tekstów modlitw liturgicznych lub innych. Nie powinny one jednak zastępować naszej modlitwy serca. Mogą ją jedynie wspierać, wyrażać lub uzupełniać głosem Kościoła.
Contemplatio – kontempluj
Spotkanie z Bogiem przechodzi w kontemplację. Ważniejsza od słów naszej modlitwy staje się obecność Boga i Jego słowa w naszym życiu, trwanie przed Nim i przy Nim. Kontemplacja to czas bezsłownego działania Ducha Ducha Świętego w nas i w naszej relacji z Bogiem.
W tym czasie należy starać się milczeć i pozostawać w skupieniu. Najważniejsze jest pragnienie przebywania w intymnej więzi z Bogiem. Można spróbować patrzeć Jego oczyma na siebie, na drugich, na wydarzenia i pozwolić, aby wszystko przenikała Jego łaska. To czas ukojenia i pokoju, kontemplatywnego poznania Pana (Oz 6, 6), zachwytu w wierze chwałą oblicza Chrystusa, zachwytu rzeczami niewidzialnymi, w którym oddajemy się całkowicie Bogu, coraz bardziej miłując, stając się jedno z Nim (nie mając już jakby świadomości siebie, ani świadomości, że się modlimy) – jak pisze jeden z autorów.
Pamiętając o tym, że lectio divina jest nie tylko szkołą modlitwy, lecz również szkołą życia (prowadzi nas do działania), zaleca się, aby słowo Boże zachować w swym sercu. Nie przestaje bowiem przemawiać do nas w codziennych wydarzeniach i domaga się posłuszeństwa.
Zachowywanie i rozważanie słowa Bożego pośród codzienności ułatwia praktyka zapisywania Słowa, które najbardziej poruszyło i ujawniło zamysły naszego serca (głęboko przeżyte i zapisane Słowo stanie się w ten sposób wyzwaniem i światłem w ciągu całego dnia) oraz praktyka krótkich powtórek medytacji, co pozwala wracać do najważniejszych poruszeń i doświadczeń przeżytych na modlitwie.
Szczególne znaczenie ma próba oceny minionego dnia w świetle słowa Bożego. Praktyka ta pozwala nam zobaczyć z perspektywy minionego dnia, jak odsłania się moc Słowa i jak wypełniało się Ono w naszym osobistym życiu. Pod koniec dnia Słowo, które otwierało nasz dzień, ukazuje się bardziej jasne i zrozumiałe, ponieważ Ono żyje i działa w konkretnych wydarzeniach ludzkiego życia. W tym czasie można w serdecznym dialogu opowiedzieć Panu o chwilach, w których doświadczyłem Jego szczególnej miłości. Świadomie wrócić do tych chwil i wyrazić za nie wdzięczność. Spoglądając na swoje uczucia, myśli i pragnienia i przechodząc od wydarzenia do wydarzenia dnia zobaczyć, jak odpowiadałem na Słowo Boga, które poruszyło moje serce. Szczerze przeprosić Go za chwile, w których nie odpowiadałem na Jego Słowo. Odnowić pragnienie słuchania Słowa, trwania w Nim oraz ponowić prośbę – pragnienie dnia.
Zapraszam do przygody z Bogiem i Jego słowem. Niech lectio divina będzie przewodnikiem na tej drodze. Niech wprowadzi w nowe doświadczenia, nie planowane, wynikające bardziej z łaski Bożej, niż ludzkich schematów i własnych planów.
Ks. Tomasz Trzaskawka
Polecana lektura:
1. Enzo Bianchi, Przemodlić słowo. Wprowadzenie w «lectio divina», [seria: Z tradycji mniszej, red. o. Włodzimierz Zatorski OSB, nr 21] tł. ks. Antoni Tronina, Tyniec-Kraków 1998.
2. Ks. Józef Kudasiewicz, Modlitwa Biblią. Wprowadzenie w lectio divina, Kielce 2000.
3. Lectio divina. Boże czytanie, [seria: Z tradycji mniszej, nr 2] pr. zb., Tyniec-Kraków 1991.
4. Ks. Krzysztof Wons SDS, Jak żyć słowem Bożym na co dzień, Kraków 2000.
5. Innocenzo Gargano, Lectio divina. Wprowadzenie. Wskazania metodologiczne w wyjaśnieniem niektórych fragmentów zaczerpniętych z Ewangelii św. Mateusza, Wyd. Księży Sercanów „SCJ” – Kraków, Drukarnia Diecezjalna – Sandomierz 2001.
6. Seria wydawnicza „Lectio divina” Wydawnictwo Księży Sercanów [do poszczególnych fragmentów Ewangelii]
7. ks Krzysztof Wons „Uwierzyć Jezusowi. Rekolekcje ze św. Markiem.” Wyd. Salwator, Kraków 2004. [pierwsza z serii rekolekcji lectio divina opartych na Ewangeliach.]
1 Guigo Kartuz, Scala claustralium; cyt. za: Jordan Aumann, Zarys historii duchowości, tł. ks. Jan Machniak, Kielce 1993, s. 112.
2 Guigo Kartuz, Scala claustralium; cyt. za: Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 1994, nr 2654.
http://mateusz.pl/mt/lectio/ts.asp
****************
Lectio Divina
Duch prowadzi w głąb słowa Bożego
Istnieje w tradycji chrześcijańskiej praktyka, która od wieków stanowi prawdziwą szkołę słuchania słowa Bożego. Przypomniał o niej Papież w liście apostolskim Novo millennio ineunte zawierającym program duszpasterski na trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa: “Konieczne jest zwłaszcza, aby słuchanie słowa Bożego stawało się żywym spotkaniem, zgodnie z wiekową i nadal aktualną tradycją lectio divina, pomagającą odnaleźć w biblijnym tekście żywe słowo, które stawia pytania, wskazuje kierunek, kształtuje życie” (*1).
Lectio divina uczy, jak spotykać się ze słowem Bożym, jak je przemodlić i przyjąć całym życiem. Wśród wielu momentów wyróżnianych na drodze lectio divina szczególną uwagę zwraca się na kilka. Są to: lectio – meditatio – collatio – oratio – contemplatio. To właśnie pierwszym etapem – lectio zajmiemy się w tym rozważaniu. Od jego przeżycia zależy, czy wejdziemy w głąb słowa Bożego, czy też pozostaniemy “na zewnątrz”.
Słowo Boże, będąc napełnione natchnieniem Ducha Świętego, jest “świętą przestrzenią” Jego działania. Duch Święty wypełnia nas słowem Bożym i prowadzi w jego głąb. Bez Ducha Świętego nikt nie może prawdziwie spotkać się ze słowem Pana, nawet wtedy, gdy zna doskonale egzegetyczne zasady interpretacji Pisma Świętego oraz języki oryginalne i techniki czytania Biblii. Drogę lectio divina trzeba więc rozpocząć od modlitwy do Ducha Świętego.
O co prosić podczas tej modlitwy? Po pierwsze o to, by Duch otworzył nas na słowo Boże, ponieważ jesteśmy obciążeni zamkniętym umysłem, zamkniętą psychiką i zamkniętym światem naszych uczuć. Lectio – czytanie jest ściśle powiązane z auditio, czyli ze słuchaniem. Stanowi ono pierwszy moment w spotkaniu ze słowem Bożym i jest związane nie tyle z pracą oczu i uszu, co z pracą serca. Modlimy się o dar słuchania, gdyż potrzebujemy, by Duch Święty zstąpił do naszego serca i przemienił je: by otworzył serce zatwardziałe, pogłębił płytkie, uspokoił roztargnione, upokorzył zarozumiałe. Cała lectio divina tak naprawdę prowadzi do doświadczenia intymnego spotkania i zjednoczenia z Osobą Słowa Bożego w naszym sercu.
Po drugie, trzeba prosić Ducha Świętego, by otworzył słowo Boże przed nami. Słowo Boże jest tajemnicą Boga, dlatego też tylko Duch Święty, który “zna głębokości Boga samego” (por. 1 Kor 2, 10), może odkrywać przed nami jego niezgłębione pokłady. Do końca życia może nas zadziwiać słowo, które czytaliśmy i medytowaliśmy wiele razy. Nikt nie ma prawa do zamykania i ograniczania znaczenia słowa Bożego. Nikt nie może powiedzieć, że wyczerpał jego znaczenie. Każdy z nas jest powołany w sposób jedyny i niepowtarzalny, ale zawsze w posłuszeństwie Kościołowi, do zgłębiania jedynego niepowtarzalnego słowa Bożego.
Tylko Duch Święty może nas prowadzić do całej prawdy i do zrozumienia sensu Bożego słowa. Jezus, ostateczne Słowo objawione przez Ducha, mówi: A Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14, 26). W spotkaniu ze słowem Bożym nie wolno więc lekceważyć pierwszego momentu i skąpić czasu na modlitwę do Ducha Świętego.
“Okaleczone czytanie”
Czynność czytania znamy dobrze z naszej codzienności. Na tym polega jednak nie tylko nasza korzyść, ale i nasza “bieda”. Jesteśmy “okaleczeni” niedobrymi nawykami czytania. Po pierwsze – często nie chce nam się czytać, a przez niechęć do czytania usiłuje do naszego wnętrza wejść demon lenistwa. Po drugie – nasze czytanie ma często charakter “gazetowy”. Czytamy wrażeniowo, sensacyjnie. Właściwie przeglądamy tekst i błądzimy oczami po tytułach. Czytamy interesownie, często wybierając tylko to, co nam odpowiada, i “skacząc” po tekście. Warto wiedzieć, że te pozornie “niewinne” obciążenia mogą także pojawić się w naszej lekturze słowa Bożego.
W chwili, gdy bierzemy do ręki Biblię, musimy uświadomić sobie, że podejmujemy czytanie, które jest niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. Nie może ono przypominać czytania jakichkolwiek innych książek czy gazet zapisanych ludzkim słowem. Czytanie słowa Bożego jest zawsze osobowym spotkaniem.
Konieczność ascezy
Mądrość i dojrzałość mnicha pierwszych wieków polegała między innymi na tym, że wiedział i starał się pamiętać, iż może go omamić demon lenistwa, powierzchowności, niepokoju serca. Mnich czynił więc wszystko, by wypracowywać w sobie postawę uważnego czytania, która pomagała mu w radzeniu sobie z różnymi obciążeniami.
Chociaż Duch Święty otwiera nas na słowo Boże i prowadzi w jego głąb, jednak nigdy nie znosi działania naszego umysłu i serca oraz naszej wolności. W otwieraniu się na Ducha Świętego jest więc konieczny nasz wysiłek. Takim wysiłkiem jest właśnie czytanie w lectio divina. Są w nim obecne dwa rodzaje ascezy. Pierwszy dotyczy naszego przygotowania do lectio, a drugi – samego aktu czytania.
Ascezy wymaga więc po pierwsze zapewnienie sobie czasu na czytanie. Nie może to być czas przypadkowy, “okruchy czasu”, “wolne okienko” w naszym zabieganym dniu. Chcąc się modlić, trzeba wejść do izdebki i zamknąć drzwi (por. Mt 6, 6). W lectio divina chodzi o czas, który sprzyja samotności, staje się naszym “mieszkaniem”, budzi tęsknotę za ciszą i słuchaniem słowa Bożego.
Św. Hieronim pisze w jednym ze swoich listów do Eustochium, córki Pauli: “Niech Cię zawsze strzeże tajemne mieszkanie twoje. Niech zawsze bawi z tobą wewnątrz Oblubieniec“. Krótko mówiąc: chodzi o taki czas, który rozpala pragnienie i rodzi smak spotkania wolnego od ucieczki i niepokoju. Wygospodarowanie takiego czasu to prawdziwy wysiłek. Jeśli chce się doświadczyć mocy słowa Bożego, trzeba także odważyć się na wejście w przestrzeń odosobnienia i ciszy.
Po drugie – asceza w przygotowaniu do czytania dotyczy także kryterium wybierania określonych tekstów z Pisma Świętego. Jest to bardzo ważne. Nie można “skakać” po tekście Pisma Świętego według własnych potrzeb i oczekiwań, szukając zadowolenia siebie. Potrzebna jest ciągła, ustawiczna, cierpliwa i konsekwentna lektura Biblii. Do takiej lektury wychowuje lectio divina, takiej też lektury – lectio continua – uczy nas Kościół w codziennej Eucharystii.
Najlepszym kryterium wyboru tekstów do modlitwy jest słowo Boże z codziennej liturgii. Musimy pozwolić prowadzić się Duchowi Świętemu tymi drogami, którymi On chce nas prowadzić w Kościele.
Można oczywiście kierować się także innymi kryteriami doboru tekstów, na przykład w porozumieniu z kierownikiem duchowym wytyczyć sobie drogę duchowej pracy, na której osoba prowadząca proponuje nam słowo Boże do rozważenia i przemodlenia. Ktoś, kto nas zna oraz ma intuicję i wyczucie w odczytywaniu Bożych dróg, proponuje nam słowo Boże, by pomóc nam rozeznać drogi, jakimi chce nas prowadzić Duch Święty.
Kolejnym ascetycznym wysiłkiem jest nastawienie serca na cierpliwe trwanie w słowie Bożym, zwłaszcza gdy okazuje się ono trudne, niezrozumiałe i niepokojące. Kto wchodzi na drogę modlitwy słowem Bożym, ma szukać tego, czego oczekuje od niego Duch, który mówi. I dlatego trzeba nauczyć się trwać również przy słowie trudnym, które może dzisiaj jest niezrozumiałe, ale jak mówi Jezus do Piotra: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale poznasz to później (J 13, 7). W spotkaniach ze słowem Bożym, które wydaje się “milczeć” i “pozbawiać” mnie wszelkich doznań, potrzeba cierpliwości.
Warunkiem pogłębionego czytania i słuchania słowa Bożego jest także wybór takiego stylu życia, w którym postawimy je naprawdę w centrum naszego życia – zarówno fizycznego i psychicznego, jak i duchowego. By tak się stało, trzeba nieraz zrezygnować z tego, co obciąża umysł, serce i wolę oraz zamyka je na słowo Boże. W innym przypadku będziemy zawsze wewnętrznie podzieleni i rozdwojeni, a nasze chodzenie drogą słowa Bożego będzie oparte na dwuznaczności.
Oczywiście nie chodzi o to, by tworzyć sobie “sterylnie czyste” warunki życia, chroniące od napięć. Dwuznaczność i napięcia przenikają naszą codzienność i pozostaną przestrzenią naszego życia, ale nasze wybory nie mogą być dwuznaczne. Trzeba uczyć się świadomie rezygnować ze wszystkiego, co może czynić śmietnisko z naszego umysłu oraz zagłuszać w nas pokój serca i poddawać je namiętnościom.
Taką postawę i wrażliwość osiąga się przez czuwanie serca. Ojcowie starożytni podkreślali, że drogą do czuwania, czyli do postawy otwartych oczu, umysłu i serca, jest post. Ściśle związany ze słuchaniem słowa Bożego staje się narzędziem i drogą do hojniejszego otwarcia się na słowo Boże. Post wcale nie musi oznaczać rezygnacji z jedzenia, a na przykład wstawanie od stołu zawsze z uczuciem pewnego niedosytu. Obciążony żołądek obciąża serce, umysł i wolę, a niedosyt fizyczny może otworzyć nas na niedosyt duchowy – na głód i łaknienie słowa Bożego. Tak rozumiany post prowadzi do katharsis, czyli do stałego oczyszczania serca, które jest nieodzownym warunkiem lectio divina.
Ojcowie starożytni (na przykład Kasjan czy Ewagriusz z Pontu) mówili o ośmiu wadach głównych, które są przyczyną wielkich roztargnień na drodze słuchania słowa Bożego. Są to: łakomstwo, nieczystość, chciwość, smutek, złość, acedia (to znaczy lenistwo duchowe albo ociężałość duchowa), próżność, pycha. Mnisi zwrócili uwagę na to, że właśnie te osiem wad może stać się w nas żerowiskiem dla demonów i dlatego mówili o demonie łakomstwa, demonie nieczystości, chciwości, smutku, złości, acedii, próżności i pychy.
Uczyć się słuchania
Tradycja mnisza wypracowała sposoby, które mogą pomagać w aktywnym, głębokim słuchaniu podczas czytania słowa Bożego. Dzięki nim zwalczamy wady lenistwa, smutku, roztargnienia i chciwości. Musimy pamiętać o naszej ludzkiej słabości i kruchości i jakby “znaleźć na nie metodę” podczas czytania słowa Bożego. Przy spotkaniu ze słowem Bożym warto na przykład wykorzystać te zmysły, które są bardziej wyostrzone – wzrok w przypadku “wzrokowców”, słuch dla “słuchowców”.
Pierwszy sposób czytania słowa Bożego, który uczy jego słuchania, to znane z liturgicznych zgromadzeń głośne czytanie w obecności zgromadzonych osób. Tradycja zwraca także uwagę na sens głośnego czytania w czasie indywidualnej lektury słowa Bożego. W takim czytaniu dużą pomocą może być czytanie szeptem, gdyż wówczas słowo jest niejako “dotykane”, smakowane wargami i delikatnie przekazywane do uszu. Słowo szeptane jest bardzo subtelne, domaga się wewnętrznego skupienia i wyostrzenia słuchu. Można powiedzieć, że czytanie szeptem jest najbardziej “głośnym” czytaniem słowa Bożego dla samego siebie.
Kolejnym sposobem uważnego czytania i słuchania jest powolne, kilkakrotne czytanie. Czasem mamy wrażenie, że kiedy drugi i trzeci raz czytamy ten sam tekst, tracimy czas, tymczasem w tradycji Ojców powolne, kilkakrotne czytanie miało duże znaczenie. Dzięki niemu człowiek może stopniowo skupić całego siebie na słowie Bożym. Powtarzanie czytania słowa Bożego staje się prawdziwą szkołą jego cierpliwego słuchania zwłaszcza wówczas, gdy prowadzimy ruchliwy i napięty tryb życia.
Innym sposobem aktywnego czytania jest takie, które prowadzi do zapamiętywania, mającego ogromne znaczenie zwłaszcza dla meditatio. Chodzi o to, by słowo Boże wyryło się w naszym sercu, o zapamiętywanie bardziej sercem niż tylko umysłem, a więc nie tyle intelektualne i mechaniczne, co “doświadczeniowe”.
W uważnym czytaniu słowa Bożego może także pomóc przepisywanie go. Dla człowieka pragnącego żyć słowem Bożym była to szczególna próba i ćwiczenie uwagi. W klasztorach istniała zasada, która nakazywała, by pierwszą księgą, jaką miał przepisać początkujący mnich, było Pismo Święte. Kiedy sprawdził się w tej pracy, był uznawany za zdolnego do uważnego przepisywania innych ksiąg. Jeśli wyczuwamy, że przepisywanie słowa Bożego pomaga nam w skupieniu uwagi, warto być wiernym tej metodzie. Można zapisywć jedno lub kilka słów czy zdań, które okazują się kluczowe dla naszej medytacji.
Ostatnią z proponowanych metod uważnego czytania można za kardynałem Carlo M. Martini określić jako “czytanie z piórem w ręku”. W aktywnym słuchaniu słowa Bożego bardzo ważne jest zaznaczanie słów, które nas poruszają, oświecają, pytają, niepokoją, potwierdzają. Gdy stawiamy znaki graficzne przy opisywanych gestach i scenach, wówczas słowo Boże rzeczywiście ożywia nasze słuchanie, a tekst staje się jakby “wypełniony” naszym życiem, przeżyciami, poruszeniami, zmaganiami, poszukiwaniami. Bywa i tak, że tekst wielokrotnie już czytany przynosi nam odkrycie nowych treści, a wówczas stawiane w nim znaki stają się dla nas symbolem nowego życia – naszego życia na nowo odczytanego przez słowo Boże. Utrwalone znaki graficzne mogą więc stać się w nas trwałymi śladami doświadczenia, które miało miejsce podczas lektury słowa Bożego.
Szukanie kluczowego słowa (*2)
Jeśli przeczytaliśmy słowo Boże uważnie, całym sobą, wówczas uruchomi się w nas naturalna postawa szukania. “Szukanie” jest dobrym wyrażeniem na określenie tego, czym jest lectio. Chcąc to przybliżyć, warto posłużyć się obrazem stawiania budowli. Określony fragment tekstu biblijnego, który mamy czytać, jest jakby “budowlą”, “domem”. Budowle są różne, mają odmienną strukturę, inny plan. Każdy określony fragment Pisma Świętego jest taką właśnie “budowlą” o niepowtarzalnej, jedynej strukturze. Ma swój fundament, czyli swoje słowo kluczowe. Jest to “kamień węgielny”, na którym bazuje cała struktura i zasadza się całe przesłanie tekstu. Odkrycie fundamentalnego dla tekstu słowa jest momentem strategicznym. Jeśli je odkryjemy, możemy powoli “rozbudowywać” nasze rozumienie tekstu. Jeżeli więc znajdziemy fundament, zrozumiemy, że wszystkie pozostałe słowa służą do lepszego zrozumienia całego tekstu, natomiast nieodnalezienie go sprawi, że pozostaniemy “na zewnątrz” słowa Bożego.
Ten proces można porównać ze znalezieniem klucza do zamkniętej świątyni. Jeżeli go znajdziemy, możemy wejść do środka i poznawać jej witraże od wewnątrz, jeśli nie – pozostajemy na zewnątrz i oglądamy je z podwórza.
Odkrycie kluczowego, fundamentalnego przesłania słowa Bożego nie jest owocem subiektywnego przeżycia osoby czytającej, gdyż nie chodzi o słowo, które mnie najbardziej poruszyło, lecz o znalezienie obiektywnego punktu ciężkości i centrum całego tekstu. Nie jest to proste, zwłaszcza dla początkujących. Zdobycie umiejętności odnajdywania słowa kluczowego wiąże się z procesem dojrzewania do coraz głębszej więzi z Pismem Świętym. Ta więź rodzi się z częstego przebywania z nim, z cierpliwego czytania i słuchania. W ten sposób kształtuje się w nas wewnętrzna intuicja, wrażliwość na słowo Boże i wolność w przyjmowaniu tego, co ono chce mi powiedzieć.
Mówienie o strukturze tekstu, o znalezieniu punktu ciężkości i słowa kluczowego może wydawać się dalekie od zagadnienia modlitwy. Tak jednak nie jest, gdyż proces dojrzewania do postawy szukania słowa kluczowego zakłada pokorę i cierpliwość. Czytanie i słuchanie słowa Bożego ma prowadzić do jego przemodlenia, gdyż tylko wtedy będzie ono dotykało głęboko naszego życia, będzie je wyjaśniało i interpretowało. W istocie to nie my czytamy słowo Boże, lecz ono czyta nasze życie. Nie my doświadczamy słowa Bożego, lecz odwrotnie: słowo nas doświadcza! W lectio divina chcemy poczuć, jak słowo Boże dotyka naszego życia, otwiera je i przemienia.
Waga czasu
Zażyłość z Pismem Świętym pozwalającą głęboko doświadczyć słowa Bożego zdobywamy powoli. Podobnie rzecz ma się z intuicją odkrywania tego, co jest kluczowe w tekście.
Od czego należałoby rozpocząć? Początkującym tradycja mówi: “Czytaj, czytaj i jeszcze raz czytaj słowo Boże!”. Należy więc przyswoić sobie praktykę ciągłego czytania. Trzeba codziennie czytać jakiś fragment Pisma Świętego, uczyć się czytania słowa Bożego, wchodzić w jego klimat.
Ojcowie starożytni podkreślali, że nie ma w Piśmie Świętym ani jednego zdania i ani jednego słowa, które byłoby niepotrzebne. Każde ma znaczenie, każde jest bardzo ważne, dlatego trzeba zbierać słowa jak cenne ziarna, bo każde kryje w sobie głębię treści i może wydać w nas owoce, których nawet się nie spodziewamy. Obfitość zebranego słowa Bożego będzie zależała od naszej wcześniejszej zażyłości z nim. Zdolność słuchania i zgłębiania słowa Bożego jest więc wprost proporcjonalna do codziennego kontaktu z nim.
Oczywiście każdy powinien czytać i zgłębiać słowo Boże według własnej miary i swoich możliwości. Jak mówił św. Grzegorz Wielki, dla każdego, kto wiernie czyta słowo Boże, zawsze aktualna pozostaje obietnica Scriptura crescit cum legente. Pismo Święte rośnie bowiem razem z czytającym: z dzieckiem jest jak dziecko, z młodzieńcem jak młodzieniec, z dorosłym jak dorosły.
ks. Krzysztof Wons SDS
www.medytacja.pl
Przypisy:
1 – Jan Paweł II, Novo millenio ineunte, 39.
2 – Por. I. Gargano, Lectio divina. Wprowadzenie, Kraków 2001, s. 44-53; 69-72.
http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=913
********************************************************************************
Grzegorz Oświeciciel był synem księcia Armenii, Anaga, którego zamordowano wraz z całą rodziną. Ocalał tylko dwuletni Grzegorz – dzięki przytomności swojej mamki, która zdążyła z nim w porę uciec do Cezarei Kapadockiej. Pobożna niewiasta postarała się, by dziecko otrzymało chrzest i zostało wychowane w wierze chrześcijańskiej. Dla zachowania rodu zmuszono Grzegorza, by się ożenił. Święty ojciec miał także dwóch świętych synów: św. Aristagesa i św. Wertanesa. Małżonka niebawem wraz z młodszym synem poświęciła się na służbę Bogu. Grzegorz zaś powrócił do Armenii.
Rozpoczęło się tam jednak wielkie prześladowanie chrześcijan. Ofiarą jego padł także Grzegorz. Został wrzucony do lochu, gdzie miał przebywać 13 lat. W więzieniu dał się poznać jako mąż Boży. Dlatego kiedy władca Armenii zachorował na tajemniczą chorobę, wezwano Grzegorza. Ten uleczył króla, który z wdzięczności nie tylko wypuścił go na wolność, ale sam przyjął chrzest i zaprowadził chrześcijaństwo na nowo. Grzegorz czynnie w tym dopomagał, gdyż Armenia była jeszcze wówczas w większości pogańska. Dla skuteczniejszej akcji przyjął święcenia kapłańskie. Dzięki poparciu króla został również wyświęcony na biskupa. Zorganizował hierarchię kościelną, ustanowił biskupstwa. Pod koniec życia miał odwiedzić Konstantynopol i Rzym i postarać się o przywileje dla Kościoła w Armenii. Słusznie więc kraj ten czci Grzegorza jako Oświeciciela i swojego ojca.
Kult św. Grzegorza Oświeciciela w Armenii jest bardzo żywy. Liturgia ormiańska obchodzi jego wspomnienie trzy razy w roku. W każdej Mszy świętej wspomina jego imię. W posiadaniu patriarchy ormiańskiego jest pilnie strzeżona relikwia ramienia Świętego. Na Zachodzie Święty ten jest nieznany. Tylko we włoskim Nardò i w Neapolu jego doroczna pamiątka jest połączona z ludowymi festiwalami.
Św. Grzegorz Oświeciciel – apostoł Armenii
10 XI 2000 – Homilia Katolikosa Najwyższego Patriarchy wszystkich Ormian Karekina II
Błogosławiony Bóg, który tak pokierował naszymi krokami, byśmy wyszli na spotkanie naszych siostrzanych Kościołów w tym właśnie roku, w którym obchodzimy 2000-le-cie narodzin Jezusa Chrystusa i który jest zarazem pierwszym rokiem naszego panowania na stolicy Katolikosa wszystkich Ormian. Wymieniając uścisk z naszymi duchowymi braćmi, odnawiamy i umacniamy odwieczne więzi i współprace miedzy nami. Z sercem pełnym wdzięczności zanosimy dziękczynne modły do Wszechmocnego, przekazując głowie Kościoła rzymskokatolickiego znak miłości i czci, jakimi wzajemnie darzymy się w Chrystusie.
Wasza Świątobliwość, nasze serce jest dziś pełne radości. Przybywając do Rzymu zostaliśmy powitani z niezrównaną serdecznością i braterską miłością. Z rąk Waszej Świątobliwości, godnego i mądrego następcy świętego apostoła Piotra, my — następca świętego apostoła Tadeusza oraz podobnego apostołom
św. Grzegorza Oświeciciela — z wdzięcznością przyjmujemy w darze relikwię tego ostatniego, uważanego za Drugiego Oświeciciela narodu ormiańskiego oraz wielkiego świętego Kościoła powszechnego. To wydarzenie jest wielce radosnym przełomem w życiu Ormian mieszkających w Armenii i w całej diasporze. Dzisiaj Kościół rzymskokatolicki ofiarował Ormianom bezcenny skarb, aby uczcić 1700. rocznicę uznania chrześcijaństwa za narodową religię Armenii.
W tej świętej katedrze towarzyszą nam dzisiaj liczni nasi synowie i córki, którzy przybyli do Rzymu z dwunastu krajów na pięciu kontynentach; ich obecność jest świadectwem radości i wesela całego naszego narodu. Ich modlitwy łączą się pod tym dostojnym sklepieniem z modlitwami naszych duchownych oraz naszych rzymskokatolickich braci i sióstr, aby błagać o wstawiennictwo Świętego Oświeciciela i ojca naszej wiary — wielkiego świętego, którego wy nazywacie Grzegorzem Ormianinem. Te modlitwy l wznoszą duchową budowlę, która «rośnie na świętą w Panu świątynię” (Ef 2, 21) przez naszą miłość i wiarę w Chrystusa. Jest to katedra światła, nie zbudowana rękoma śmiertelnymi, a wśród jej budowniczych jest św. Grzegorz Oświeciciel, wielki wyznawca Chrystusa, wybitny prawodawca narodu ormiańskiego i [ nasz pierwszy katolikos.
Siedemnaście stuleci temu św. Grzegorz został uwolniony z więzienia, do którego niesłusznie go wtrącono. Wcześniej przecierpiał nieopisane tortury i przez trzynaście lat był zamknięty w Khor Virab — w lochu skazańców. Ale wola Boża wyprowadziła go na wolność. Mimo doznanych udręk nie uległ zgorz-| knieniu, ale wszedł na drogę czystości i na powrót zaczął głosić życio-l dajne słowo Boże. Światłość Ewan-l gelii zajaśniała jeszcze mocniej-l szym blaskiem w kraju Ormian [ sprawiła cud nawrócenia naszego| narodu. Później nasz naród ujrzał w wizji św. Grzegorza — zmar-l twychwstałego Chrystusa, odzianegol w światło, zstępującego z niedosież-l nych wyżyn nieba, aby wstrząsnąć! ziemią naszej ojczyzny. Moc wiary! św. Grzegorza przemieniła charak-f ter naszego życia narodowego j nadała mu nowy sens. Od tamtegol czasu — i po wieki wieków — ta wiara nosi pieczęć Chrystusa i jest zakorzeniona w Świętym Eczmiadzy-nie, który wyrósł z ziemi, gdy zstąpił na nią Jednorodzony. Jak ujął to trafnie historyk Arakel Davrijetsi, «cały naród ormiański przywiązany jest do ręki św. Grzegorza [to znaczy do jego relikwii] oraz do Świętego Eczmiadzynu» (r. XVII).
Św. Grzegorz — pasterz, który bez reszty poświecił swe życie narodowi ormiańskiemu, nie porzucił nigdy swej owczarni. Gdy dopadały nas wilki, gdy byliśmy rozproszeni po świecie lub zniewoleni przez bezbożnych uzurpatorów, gdy stajemy na skrzyżowaniach dziejów albo gdy odpoczywamy snem wiecznym — on zawsze jest z nami i dzieli nasze utrapienia.
W imieniu naszego narodu wyrażamy wdzięczność i uznanie Jego Eminencji kard. Michele Giordano, arcybiskupowi Neapolu, oraz pobożnym siostrom z klasztoru św. Grzegorza, które ze czcią przechowywały relikwie wielkiego wyznawcy Chrystusa oraz narzędzia jego męczarni. Przez pięć stuleci te relikwie przyciągały tysiące pielgrzymów do klasztoru św. Grzegorza, kontynuując niejako natchnioną i tajemniczą misję świętego, który oddał życie Bogu.
Dzisiaj nasz Święty Oświeciciel powraca do swego narodu, aby wraz z nim radować się wolnością i niepodległością oraz by poprzez oddziaływanie swoich czcigodnych relikwii obdarzać błogosławieństwem ziemię u stóp Araratu.
Tak jak inni chrześcijanie, nasz naród ma za sobą długą historię gorliwego kultu relikwii świętych — co zawsze zdumiewało jego nieprzyjaciół i powstrzymywało ich zapędy, gdy chcieli nas zmusić do wyparcia się prawdy chrześcijaństwa. Choć inni próbowali obedrzeć nas z wiary, chrześcijaństwo nie jest odzieniem, które można nosić albo zrzucić, ale jest samym kolorem i tkanką naszej skóry. Próby ich odmiany nie mogą się powieść, a Ormianie zawsze byli gotowi to udowodnić, nawet za cenę męczeństwa. Mając po naszej stronie Chrystusa, czerpiąc moc z sakramentów Kościoła i z relikwii świętych, nie daliśmy się zepchnąć ze zbawczej drogi Krzyża i broniliśmy oblężonej twierdzy chrześcijaństwa na Wschodzie.
Mimo to nasi rodacy są dziś pozbawieni wielu relikwii i świętych sanktuariów, znajdujących się na dawnych terytoriach historycznej Armenii, które nadal świadczą o obecności chrześcijan na tych ziemiach i które zostały uświęcone potem i krwią ormiańskiego ludu. Obecni tu Ormianie to w większości potomkowie tej części naszego narodu, która przeżyła Ludobójstwo Ormian w 1915 r. Wypędzeni ze swej historycznej ojczyzny błąkali się z miejsca na miejsce, aż wreszcie osiedlili się w wielu różnych krajach świata, dając początek obecnej diasporze ormiańskiej. Towarzyszące nam osoby to potomkowie tych, którzy poszukiwali schronienia przed Ludobójstwem. Są to dzisiaj dumni i lojalni obywatele swoich krajów, cieszący się szacunkiem i zaufaniem w swoich przybranych ojczyznach, które szczerze kochają. Fakt, że Turcja otomańska dokonała Ludobójstwa Ormian, jest dobrze znany duchowieństwu zachodnich Kościołów, które naśladując Chrystusowy przykład miłosierdzia wyciągnęło pomocną dłoń, aby wesprzeć nasz udręczony naród.
Żywimy zatem głęboką wdzięczność wobec tych wszystkich, którzy pospieszyli nam z pomocą w tamtych straszliwych dniach. To uczucie nigdy nie wygaśnie w naszych sercach, podobnie jak nasza wdzięczność wobec wszystkich innych, którzy wsparli nas w czasie Ludobójstwa, po trzęsieniu ziemi w Spitaku, w trudnym okresie odzyskiwania niepodległości oraz w czasie wydarzeń w Karabachu. Także Kościół rzymskokatolicki nie pozostał obojętny na nasze nieszczęścia w ostatnich czasach. Przeciwnie — słowa pokrzepienia i otuchy, wypowiadane przez Waszą Świątobliwość przy wielu okazjach, wciąż dźwięczą w naszych uszach.
Wasza Świątobliwość! Budując wzajemne relacje między naszymi dwoma Kościołami, dostrzegamy ducha braterskiej miłości, jaką darzysz ormiański Kościół i naród. Dokonując kilkanaście lat temu podobnego jak dziś gestu miłości, przekazałeś Apostolskiemu Kościołowi Ormiańskiemu relikwie świętego apostoła Bartłomieja, który współdziałał ze św. Tadeuszem w ewangelizacji narodu ormiańskiego. Wizyty twoje i twego poprzednika papieża Pawła VI w krajach Bliskiego Wschodu i w kilkunastu ormiańskich kościołach były wielkim pokrzepieniem dla naszego ludu. Byliśmy ci szczególnie wdzięczni, kiedy podczas wizyty w Ziemi Świętej wiosną ubiegłego roku udałeś się do ormiańskiej katedry św. Jakuba, aby w tym uświęconym miejscu zanosić modlitwy do naszego Zbawiciela.
W ubiegłym roku nasz naród przygotowywał się z wielkim entuzjazmem i życzliwością na przyjęcie Waszej Świątobliwości w naszej ojczyźnie, w Armenii, gdzie budujemy dziś wolność w cieniu Araratu. Niestety, stan zdrowia błogosławionego Katolikosa Karekina l pogorszył się gwałtownie i twoja wizyta nie mogła się wówczas odbyć. Zachowujemy jednak nadzieję, że będzie nam dane gościć Waszą Świątobliwość, a nasz naród oczekuje, że zechcesz uradować go swoją obecnością podczas obchodów jubileuszu 1700-lecia Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego.
Z wdzięcznością ponawiamy zaproszenie przy tej doniosłej okazji, jaką jest nasze spotkanie, podczas którego przekazujesz Kościołowi ormiańskiemu relikwie św. Grzegorza Oświeciciela. Błagamy Boga, aby Wasza Świątobliwość oraz wszyscy duchowi zwierzchnicy chrześcijańskich Kościołów modlili się o wstawiennictwo Świętego Oświeciciela, ażeby nasza święta wiara odnowiła się w dzisiejszej Armenii podobnie jak 1700 lat temu.
Modlimy się, aby święci wstawiali się przed obliczem naszego niebieskiego Ojca, ażeby błogosławił naszemu spotkaniu i prowadził nas w spełnianiu naszych zadań — dla swojej chwały i dla dobra naszych wiernych Kościołów. Amen. D
opr. mg/mg<
Copyright © by L’Osservatore Romano (3/2001) and Polish Bishops Conference
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WE/inni/karekin_homilia_101112000.html#
Barbara i Andrzej Bohosiewiczowie
Co warto wiedzieć o Ormiańskim Kościele Apostolskim
We wrześniu 2009 uczestniczyliśmy w prywatnym dwutygodniowym wyjeździe do Armenii. Naszą uwagę zwrócił fakt, że pomimo burzliwej historii przetrwało bardzo dużo starych kościołów, zachowało się mnóstwo pamiątek, w tym bardzo starych kamiennych krzyży – chaczkarów. Postanowiliśmy dowiedzieć się czegoś więcej o Ormiańskim Kościele Apostolskim, który zachował wiele z czasów wczesnochrześcijańskich. Tak zrodził się pomysł niniejszego opracowania.
1.Jak doszło do chrztu Armenii
W pierwszym wiekach naszej ery rozprzestrzenianiu się chrześcijaństwa w Armenii sprzyjało szereg czynników zewnętrznych. W Kapadocji, Antiochii, Adiabenie w północnej Mezopotamii – krajach, z którymi Armenia miała dobre stosunki handlowe, polityczne i kulturalne chrześcijaństwo było już mocno zakorzenione. Oprócz tego w okresie od I do III wieku tzw. Mała Armenia była politycznie częścią rzymskiej prowincji Kapadocji i było oczywiste, że stamtąd chrześcijaństwo rozprzestrzeniało się do tzw. Wielkiej Armenii. Ważny wpływ na szerzenie chrześcijaństwa miały również istniejące w Armenii kolonie żydowskie. To właśnie do domu żydowskiego wielmoży Tubiji w Edessie przybył apostoł św. Juda Tadeusz, który prowadził w Armenii ewangelizację w latach 43-66, a w roku 60 dołączył do niego apostoł św. Bartłomiej. Około drugiej połowy III w. Armenia popadła w niewolę perską, szerzył się wówczas staroirański mazdaizm, co spowodowało, że wielu Ormian musiało opuścić swój kraj. Po przegranej wojnie z Rzymem władcy Persji uznali niepodległość Armenii Wielkiej pod protektoratem Rzymu. W 297 roku w towarzystwie rzymskich legionów, wrócił do Armenii Tyrdat, syn zamordowanego w 238 roku króla Chosrowa. Jego celem było odzyskanie tronu Armenii i uznanie pogaństwa za religię panującą. W tym samym czasie wrócił do Armenii z Cezarei Kapadockiej Grzegorz, który stał się głębokim orędownikiem chrześcijaństwa i zaczął je szerzyć wśród swoich rodaków. Grzegorz był synem Anaka, który w 238 roku zabił ojca Tyrdata i za to przestępstwo ojca został uwięziony w ciemnicy pałacu w Artaszacie.
Król Tyrdat nakazał aresztować wszystkich chrześcijan, znajdujących się w granicach Armenii i skonfiskować ich majątki, oraz skazał na śmierć tych, którzy się ukrywali. Pośród ofiar znalazła się grupa 37 dziewic ze św. Gajane, przełożoną klasztoru w Wagarszapat ( obecny Eczmiadzin) oraz św. Rypsymą. Tradycja głosi, że Rypsyma urzekła swą urodą króla Tyrdata, lecz jego zaloty z pogardą odtrąciła. Za ten czyn dziewice zostały ukamionowane. Ich groby znajdują się w podziemiach dwóch światyń w obrębie dzisiejszego Eczmiadzina.
Po tym okrutnym czynie król Tyrdat wpadł w obłęd. Wydawało mu się, że demony zamieniły go w dzika. Siostra króla miała kilka razy prorocze sny, w których śniła, że może uleczyć go uwięziony w ciemnicy Grzegorz. Król oswobodził Grzegorza, a po 66 dniach jego gorącej modlitwy król, odzyskał zdrowie i wraz z całym dworem przyjął chrzest, ogłosił też chrześcijaństwo jako państwową religię Armenii. Był to rok 301. Wg. tradycji ormiańskiej Grzegorz miał widzenie – niebo się otworzyło, pojawił się promień światła, biegnący w kierunku Wartaszapat, poprzedzony zastępem aniołów oraz obraz człowieka ze złotym młotem. Młot uderzył w ziemię, która się otworzyła i pokazał się złoty piedestał jako stół ofiarny. Z piedestału wychodził słup ognia, nad którym błyszczał krzyż. Do Grzegorza przemówił anioł: “Miejsce to powinno stać się domem modlitwy”. W centrum miasta Wagarszapat Grzegorz wzniósł świątynię. Miasto otrzymało nową nazwę – Ecz Mi-a-cin (Eczmadzin) , co po ormiańsku oznacza – “Zstąpił Jednorodzony”. Grzegorz udał się do Cezarei Kapadockiej, gdzie z rąk metropolity Leoncjusza otrzymał sakrę biskupią i został mianowany katolikosem, patriarchą kościoła w Armenii. Grzegorz zajął się organizacją hierarchii kościelnej, która była zgodna z państwowym systemem administracyjnym. Hierarchia kościoła ormiańskiego, mająca źródło w warunkach miejscowych była niezależna od tej, która tworzyła się w Cesarstwie Rzymskim, gdzie w 325 roku na I Powszechnym Soborze Nicejskim umocnił się system metropolitalny, a w 381 na II Powszechnym Soborze w Konstantynopolu system patriarszy. Święty Grzegorz, zwany przez Ormian Oświecicielem jest do dziś otaczany przez Ormian wielkim kultem.
2. Najważniejsze relikwie Kościoła Ormiańskiego
Kościół ormiański jest skarbnicą wielu relikwii, spośród których szczególne znaczenie mają: włócznia, którą przebito bok Chrystusa, prawa dłoń św. Grzegorza Oświeciciela i drewniana cząstka z Arki Noego. W Eczmadzinie (dawniej Wagharszapat) z dużą czcią są przechowywane są relikwie św. Jana Chrzciciela, sw. Szczepana Męczennika, świętych apostołów Tadeusza, Bartłomieja, Andrzeja i wielkich świętych Kościoła Chrystusowego, a także takie świętości, jak część z Drzewa Życia i z Krzyża Chrystusa oraz część z korony cierniowej.
3.Hierarchia w Apostolskim Kościele Ormiańskim
Wiadomości o Kościele Apostolskim zaczerpnęliśmy z książeczki “Ormiański Kościół Apostolski” autorstwa arcybiskupa Jeznika Petrosjana, napisanej “z błogosławieństwem Jego Świątobliwości Garegina I najwyższego patriarchy i Katolikosa Wszystkich Ormian”. Kupiliśmy ją w starej świątyni Astwacacin (Matki Bożej), nad jeziorem Sewan.
Kapłan – podstawowy stopień hierarchii kościelnej.
Obowiązkiem kapłana jest duszpaterstwo, to znaczy opieka nad duchowym odrodzeniem ludzi, duchowe wychowanie wiernych, a także wykonywanie sakramentów i odprawianie nabożeństw. Kapłan otrzymuje władzę kapłańską od biskupa przez wyświęcenie i namaszczenie olejami. W Kościele Ormiańskim, podobnie jak w Cerkwii Prawosławnej kapłani bywają i żonaci i bezżenni. Aby stać się kapłanem, wybraniec powinien być w związku małżeńskim nie mniej niż dwa lata i mieć syna. Kapłan wdowiec może przyjąć stan zakonny lub ożenić się drugi raz, co ustalono za czasów katolikosa Genowra V ( 1911-1930). “Jeronomach” czyli kapłan bezżenny po wyświęceniu tego samego dnia składa obietnicę bezżeństwa i nakłada “wegar” – specjalne nakrycie głowy, jako symbol wyrzeczenia się świata. Żonaci kapłani mogą osiągnąć tytuł protojereja (przełożonego kleru katedralnego lub proboszcza parafii).
Biskup jest wyższym od kapłana stopniem hierarchii kościelnej.
Biskupstwo personifikuje jedność Kościoła. Biskup – to głowa i duchowy przywódca wszystkich kościołów jednego regionu polityczno-geograficznego (diecezji). Biskupowi przysługuje prawo wyświęcania i namaszczania kapłanów oraz poświęcania swiątyń.
W Apostolskim Kościele Ormiańskim biskup przyjmuje sakrę od katolikosa. W czasie wyświęcenia biskup otrzymuje biskupi pastorał i pierścień na znak władzy. Biskupi są wybierani spośród bezżennego duchowieństwa, mającego stopień naukowy archimandryty. Szczególnie wyróżniający się biskupi mogą otrzymać honorowy tytuł arcybiskupa.
Katolikos ( z greckiego – powszechny duszpasterz)
W hierarchii Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego głowa Kościoła – katolikos – stoi o stopień wyżej od biskupa. Przyjmuje on wyświęcenie od 12 biskupów. Katolikos reprezentuje zcentralizowaną władzę Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, jest głównym prawodawcą i najwyższym sędzią. W jego kompetencjach leży wyświęcanie biskupów, poświęcanie św. krzyżma, błogosławieństwo dla nowych praw i nowych świąt, zakładanie nowych parafii itp. Katolikos jest wybierany przez sobór powszechny i pełni tę funkcję dożywotnio.
W Apostolskim Kościele Ormiańskim występują jeszcze dwie niższe godności.
Lektor (dpir) – obecnie lektor łączy różne obowiązki posługujących wg. dawnych zasad ? psalmisty, klucznika, latarnika.
Diakon – wybierany jest z grona lektorów. Jego obowiązki to pomoc kapłanowi w czasie mszy i jego duszpasterskiej działalnośći.
Stopnie naukowe w Kościele Apostolskim Ormiańskim.
Apostolski Kościół Ormiański nadaje swoim hierarchom dwa stopnie naukowe:
1.Archimandryta ( wartaped) – odpowiada tytułowi doktora (kandydata) nauk.
2.Protoarchimandryta (tcajragujn wartaped) – odpowiada tytułowi doktora habilitowanego.
Stopnie naukowe otrzymują tylko duchowni bezżenni. Prawo nadawania stopni naukowych mają tylko ci biskupi, którzy noszą tytuł najwyższego archimandryty. Przy nadawaniu naukowego stopnia archimandryty wręcza się mu “laskę” z dwugłową żmiją, symbolizującą mądrość i daną mu władzę nauczania i wykładania.
Zdjęcia duchownych ormiańskich, których spotkaliśmy w naszej podróży
Noravank- kapłan z przedstawicielami diaspory kanadyjskiej
W kościele pw. św. Grzegorza w Mughni
Święcenie pamiątek z Armenii
Kościół św. Rypsymy – kapłan i diakon w czasie ceremonii ślubnej
Wykład ten został wygłoszony przez Andrzeja Bohosiewicza w dniu 22.02.2010 na spotkaniu Ormiańskiego Towarzystwa Kulturalnego w Krakowie.
http://www.bohosiewicz.pl/art.php?art=KosciolApostolski.html
Dramat Kościoła na Kaukazie
Ogromnie się ucieszyłam na wiadomość, że pojadę na Kaukaz – do Gruzji i Armenii – aby tam zrealizować serię filmów dokumentalnych. Wydawało mi się, że odwiedzę miejsca wyjątkowe, kolebkę chrześcijaństwa, gdzie niemal „dotknę” źródeł mojej wiary. Niestety, dotknęłam zupełnie czegoś innego.
Według najdawniejszych podań, Ormianie wywodzą się od wnuka Noego – Hajka. Ogólnochrześcijańska tradycja mówi wszak, że Arka Noego osiadła na zboczu góry Ararat, a w najważniejszej świątyni Armenii w Eczmiadzynie do dziś przechowuje się relikwiarz z kawałkami skamieniałego drzewa uznawanego za jej szczątki.
Wedle tradycji Kościoła ormiańskiego, chrześcijaństwo na ziemie Armenii dotarło już w połowie pierwszego wieku po narodzeniu Chrystusa wraz ze św. Judą Tadeuszem i św. Bartłomiejem, którzy tu właśnie mieli prowadzić misję chrystianizacyjną (i tutaj również zostali zamordowani).
Armenia była pierwszym państwem, które ogłosiło chrześcijaństwo religią państwową –wcześniej niż uczyniło to Cesarstwo Rzymskie. W roku 301, kiedy w Rzymie z rozkazu cesarza Dioklecjana chrześcijan dotykały krwawe prześladowania, Grzegorz Oświeciciel zdołał nawrócić króla Armenii Tiridata III. Na język ormiański dokonano też pierwszego w historii przekładu Ewangelii.
Gruzja w kwestii daty przyjęcia chrześcijaństwa nie pozostaje daleko w tyle za Armenią, co więcej, gruzińskie legendy przedchrześcijańskie głoszą, że na jej terenach przechowywano płaszcz proroka Eliasza, pozostawiony przez Żydów ukrywających się tutaj przed prześladowaniami Nabuchodonozora. Początki Chrystusowej wiary w Gruzji datuje się już na I wiek, kiedy dotarli tam pierwsi misjonarze – wedle tradycji Apostołowie: św. Andrzej, św. Bartłomiej i św. Maciej – zakładając pierwsze wspólnoty chrześcijańskie.
Gruzja stała się państwem chrześcijańskim za sprawą św. Nino, św. Miriana Króla i św. Nany Królowej, żyjących na przełomie III i IV wieku w Kartlii – antycznej Iberii, obecnie Gruzji Wschodniej. Nino pochodziła z Kapadocji (w dzisiejszej Turcji). W czasie swojego pobytu w Jerozolimie miała widzenie Matki Bożej, która wysłała ją z misją ewangelizacyjną na Kaukaz. Jako niewolnica trafiła na pogański dwór króla Kartlii – Miriana. Tam miała w sposób cudowny wyleczyć jego ciężko chorą żonę, Nanę. Z wdzięczności za uzdrowienie król przyjął chrześcijaństwo.
Zarówno wiec Armenia, jak i Gruzja mają wspaniałą tradycję chrześcijańską, której pozostałości można do dnia dzisiejszego ujrzeć w przepięknych klasztorach i kościołach, które miały szczęście zostać odrestaurowane. Niestety, wiele też zostało z premedytacją zniszczonych, a ponadto wcale niemało do dziś popada w ruinę. Oba kraje łączyło również kłopotliwe sąsiedztwo z wielkimi imperiami – Bizancjum, Persją, Turcją i carską Rosją. Nękały je więc najazdy, grabieże i czystki. Żaden jednak najeźdźca nie pokonał w ludziach Kaukazu wiary. Gruzini i Ormianie niezmiennie dumni ze swojego chrześcijaństwa zawsze zaciekle go bronili. Ormiańska czy gruzińska tożsamość narodowa związana była nierozerwalnie z chrześcijaństwem. Uczucia tego nikomu, przez całe wieki, nie udało się w nich zniszczyć – aż do katastrofalnej w skutkach okupacji sowieckiej.
Heroiczne wczoraj
W roku 1921 Armia Czerwona zdobyła cały Kaukaz, kładąc kres niepodległości tamtejszych państw i rozpętując krwawy terror. Kościół poniósł w tym czasie dotkliwe straty w ludziach – uwięzionych, zesłanych, rozstrzelanych. Budynki należące do Kościoła zostały skonfiskowane i zniszczone bądź zamienione na magazyny. Oficjalne wyznawanie wiary stało się niemożliwe.
W Armenii wymordowano wszystkich kapłanów. Historia nie zna wielu przypadków aż tak skutecznej eksterminacji Kościoła. W krajach poddanych reżimowi komunistycznemu Kościół zawsze w jakiejś formie trwał. W Albanii na przykład, pomimo bardzo okrutnych represji, kilku kapłanów działało jednak w podziemiu, ukrywając się w górach. W Armenii nie pozostał ani jeden. Za posiadanie Biblii, za uczynienie znaku krzyża groziła zsyłka na Sybir. Oficjalnie katolicyzm przestał istnieć.
Po drugiej wojnie światowej sytuacja trochę się polepszyła, nadal jednak wyznawanie wiary wiązało się z represjami. Oto jak relacjonuje czasy swojej młodości ormiańska nauczycielka: W czasach komunizmu, kiedy chodziłam do szkoły, mieliśmy wychowanie ateistyczne. Nie pozwalali nam się żegnać i modlić, ale my chodziliśmy potajemnie do kaplicy urządzonej w pewnej grocie. Kiedy zostałam studentką, dalej tam chodziłam, po kryjomu, żeby profesorowie nie zauważyli, ale prawdę mówiąc, oni też tam chodzili, ukrywając to przed studentami. Pamiętam przewodniczącego naszej wsi, towarzysza Gabriela Mikaeliana, który budził się bardzo wcześnie i bardzo wcześnie wychodził do pracy, żeby móc, nie będąc widzianym przez innych, po drodze do urzędu pocałować cerkiewną ścianę. Mnie religię przekazywała babcia. Zawsze w łóżku odmawiała różaniec. Od niej nauczyłam się modlić.
W Gruzji, z niewiadomych przyczyn nigdy nie zamknięto Kościoła pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła w Tbilisi. Była to jedyna funkcjonująca świątynia katolicka na całym Kaukazie, której drzwi pozostawały otwarte nawet w okresach największych represji. Świątynią opiekowali się niemal od zawsze polscy kapłani. Przez ponad dwadzieścia pięć lat czynił to ks. Jan Śnieżyński, wielokrotnie przesłuchiwany, bity i torturowany. Wytrwał na posterunku wiary i Kościoła aż do lat dziewięćdziesiątych.
Kościół świętych Piotra i Pawła, wybudowany przez polskich zesłańców po powstaniu styczniowym, przetrwał w stanie nienaruszonym do dnia dzisiejszego. Nadal też jego proboszczem jest polski ksiądz. Do tego właśnie kościoła w czasach reżimu komunistycznego przybywali potajemnie, nierzadko nocą, katolicy z całego Kaukazu, by wziąć ślub czy ochrzcić dziecko. Oto jak wspomina tamte czasy ksiądzZurab Kakacziszwili, pierwszy Gruzin wyświęcony po roku 1990:
Moi rodzice pracowali w szkole. Nie mogli mówić otwarcie, że są wierzący. Pamiętam, jak jeździliśmy z Vale do miasta. Po drodze jest taki piękny kościół. Wstępowaliśmy do niego, modliliśmy się, zapalaliśmy świece i jechaliśmy dalej. Nikt nie mógł o tym wiedzieć, bo groziło to wyrzuceniem z pracy. Kiedy byłem mały, rodzice potajemnie wzięli mnie do Tbilisi i tam ochrzcili w katolickim kościele. Od tego czasu wiem, że jestem katolikiem.
W Armenii nierzadko zdarzało się, iż wierni bronili swoich świątyń. Obecny nuncjusz apostolski na Kaukazie, arcybiskup Claudio Gugerotti, wysłuchał wielu związanych z tym historii: W tym czasie ludzie byli dumni z przynależności do katolicyzmu, który uznawali jakby za sztandar, trzymany wysoko wobec tych, którzy chcieli zniszczyć religię. Ludzie kładli się na ziemi, aby nie pozwolić koparce zburzyć kościoła. Ormianie są z natury bardzo sprytni. Pewnego razu urządzili całą inscenizację z burmistrzem miasta, który powiedział: „Przyjdę do was i powiem: dajcie mi klucz!, a wy mi odpowiecie: Nie damy ci klucza, i zaczniecie mi grozić, a ja ucieknę. W ten sposób obronicie swój kościół”.
Tragiczne dzisiaj
Tamte czasy minęły – niemal chciałoby się dodać „niestety”. Dziś bowiem, choć nikt już swojej wiary nie musi bronić, bo teoretycznie nie jest zagrożona, po licznym wysypie kandydatów na kapłanów w połowie lat dziewięćdziesiątych, seminarium w Tbilisi praktycznie przestaje istnieć. Brak pierwszych roczników.
Siedemdziesiąt lat bezwzględnego komunizmu stawiającego sobie za cel całkowitą likwidację religii dokonało spustoszenia na wielu płaszczyznach: ekonomicznej, kulturowej i moralnej. Skutki tego odczuwa się dopiero obecnie. Ksiądz Witold Szulczyński, dyrektor gruzińskiej Caritas stwierdza: Przez siedemdziesiąt lat nie uczyło się ludzi religii, przykazań, żadnych podstaw duchowych czy moralnych. Kto miał to robić? Nikt nie przejmował się wartościami – dodaje siostra Arousiag, Ormianka, przybyła tutaj dwadzieścia lat temu z USA. – Zachęcano ludzi do pogańskich praktyk, aby pomieszać im w głowach i obniżyć znaczenie tradycji związanych z religią chrześcijańską.
Stąd, na przykład, rytualne zabijanie barana, z którym obchodzi się trzykrotnie dookoła kościół – na szczęście, czy koguta, którego głowę w podobnym celu rzuca się na dach kościoła, wcale nie należy do rzadkości. A już niemal do tradycji należy wiązanie kolorowych wstążek do gałęzi drzew w pobliżu kościoła, co też ma przynosić szczęście. Oto jedna z twarzy „chrześcijańskiego” Kaukazu. Gdzie się podziało to chrześcijaństwo pierwszych wieków, z którego mieszkańcy Kaukazu byli tak dumni przez półtora tysiąca lat?
Co więcej, w obu krajach przeraża wręcz widok skrajnej nędzy. Ludzie w wieku emerytalnym, przepracowawszy dla reżimu swoje najpiękniejsze lata – nierzadko na wysokich stanowiskach w dziedzinie kultury, edukacji czy inżynierii – teraz, pozbawieni jakiejkolwiek opieki zdrowotnej (państwowa już nie istnieje, a na prywatną stać tylko członków mafii), otrzymują od państwa ekwiwalent 12 euro miesięcznie, co wystarcza na przetrwanie tygodnia. Zdecydowana większość mieszkańców nie jest w stanie opłacić ogrzewania, prądu czy gazu, a zimą temperatury w Gruzji spadają znacznie poniżej zera. Trudno też nie wspomnieć o kilkuset tysiącach uchodźców, m.in. z Osetii, którzy wegetują w koszmarnych warunkach w Tbilisi. Pozbawieni pracy i opieki zdrowotnej koczują w rozpadających się budynkach poszpitalnych, bez kanalizacji, ogrzewania i bieżącej wody. Jedyną instytucją, która im pomaga, pomimo znacznie ograniczonych możliwości, jest Caritas. Zapewnia dziennie jeden bochenek chleba na rodzinę oraz miskę ciepłej zupy. Caritasowi jednak, niestety, też już kończą się fundusze, ponieważ w mediach temat uchodźców staje się niemodny. Tworzy rządowi zły image. Tymczasem obecny prezydent wybudował sobie ostatnio w centrum miasta niewiarygodnych rozmiarów pałac ze schodami jak z Hollywood.
W Armenii sytuacja wcale nie wygląda lepiej. Do tej pory widoczne są skutki trzęsienia ziemi, które dawno już, bo pod koniec lat osiemdziesiątych, nawiedziło ten kraj. Od ponad dwudziestu lat ludzie koczują, nierzadko po 8-10 osób, w blaszanych barakach, bez kanalizacji, wody i ogrzewania. Są to już, w wielu wypadkach, wnukowie tych, którzy przeżyli trzęsienie ziemi. Onegdaj obiecano ich rodzicom czy dziadkom nowe mieszkania, dziś pozbawieni możliwości bytowania w normalnych warunkach, bez pracy, staczają się na dno egzystencji. Alkohol, rozbój, narkotyki, brak jakiejkolwiek nadziei na poprawę losu – oto obraz wegetacji tysiąca rodzin w tym pięknym, niegdyś chrześcijańskim kraju.
Zarówno w Gruzji, jak i w Armenii jedyną instytucją, która w widoczny sposób stara się pomóc ich mieszkańcom, jest Kościół katolicki. Organizuje on wyżywienie, edukację, wakacje dla dzieci najuboższych, domy dziecka, sierocińce, szpitale, przychodnie; leczy w domach, chroni rencistów, chorych i niepełnosprawnych – słowem, zastępuje w pracy charytatywnej i państwo, i lokalną Cerkiew prawosławną.
Według nuncjusza Gugerottiego, na Kaukazie istnieje zasadnicza trudność z wypracowaniem jasnego pojęcia dobra i zła. Powstało w sumieniach wielkie pomieszanie tego, co godziwe i dopuszczalne moralnie, z tym, co społecznie dozwolone. To są kultury, w których nie tyle jednostka, ile rodzina, grupa, jest, a raczej była, podstawą społeczeństwa. To wszystko zniknęło i osoba ludzka stała się rzeczywistością bardzo względną – wyjaśnia nuncjusz. Według siostry Arousiag, komunizm zabił w człowieku poczucie człowieczeństwa. Udało mu się zabić uczucie empatii i troski o bliźniego. Dawniej rodzina zawsze była dla Ormian, podobnie zresztą jak i dla Gruzinów, na pierwszym miejscu. Byli w stanie poświęcić dla niej wszystko. Ale to już przeszłość…
Do problemu skrajnej nędzy, (podobno są w Armenii i Gruzji miejsca, zwłaszcza w miastach, gdzie ludzie umierają z głodu) dochodzi niewyobrażalne zjawisko ludobójstwa dzieci nienarodzonych. Na Kaukazie jedna kobieta dokonuje w swoim życiu średnio od piętnastu do dwudziestu pięciu aborcji, a wiele z tamtejszych kobiet przekroczyło ową tragiczną liczbę. Tak zwany Kościół Apostolski Gruzji (będący poza jednością z Rzymem) naucza, że dziecko obdarzone zostaje przez Boga duszą dopiero trzy dni po narodzeniu, uznając jednocześnie aborcję za grzech ciężki. Niczego się jednak w obu krajach, w żadnej z ich wspólnot chrześcijańskich, nie robi w celu zapobiegania temu zjawisku, edukowania, uświadamiania. Problem zostawia się sumieniu kobiety, która niejednokrotnie nie ma pojęcia, czym jest aborcja. W żadnym szpitalu położniczym na Kaukazie nie zobaczyłam choćby jednego zdjęcia, rysunku czy informacji, jak wygląda nienarodzone dziecko, jak przebiega jego rozwój w łonie matki.
Kobiety na Kaukazie cierpią bodaj najbardziej. Od wieków wszak stoją tu na najniższym szczeblu drabiny społecznej. Według księdza Antona, ormiańskiego kapłana, który przybył do Armenii z Australii, największym problemem dziewcząt jest to, że są po prostu niechciane. Na sto może ze cztery powiedziałyby, że są w swoich rodzinach akceptowane. Wszyscy pragną chłopców. Dziewczyna nie liczy na lepszy los niż ma, nie sądzi, że jest czegoś warta. Upokarzana w domu rodzinnym, stara się jak najszybciej z niego uciec, najczęściej w ramiona jakiegoś przygodnego chłopaka, który jej obiecuje, że będzie dla niej dobry.
Oczywiście dosyć szybko okazuje się, że ma inną, a jeśli żona spodziewa się dziecka, i jeśli na dodatek jest to dziewczynka, zmusza ją do aborcji. Mężczyzna traktuje kobietę jak śmieć – kontynuuje ojciec Anton. Przygotowując młodych do sakramentu małżeństwa mam wielki problem. W przysiędze małżeńskiej kobieta musi obiecać posłuszeństwo mężowi. Jeśli tego nie wypowie, nie mogą się pobrać.
Kobieta – często bita i maltretowana w domu –nie może liczyć na niczyją pomoc. Nikt też nie jest zaskoczony jej losem. Powrotu do domu nie ma, ponieważ przyjęcie córki-mężatki z powrotem do domu rodzinnego uznaje się za hańbę. Szacunek otoczenia zyskuje jedynie stając się teściową i zamieszkując w domu swego najstarszego syna. Wówczas, niestety, dominuje w niej chęć zemsty za swój los. Matka nigdy nie zaznała miłości, babka nigdy nie zaznała miłości. Są obywatelami drugiej kategorii. Nie mają nic do powiedzenia w rodzinie, jak długo żyje ich mąż. Po jego śmierci, zabrana do domu syna uzyskuje władzę i staje się okrutna dla synowej. Tak samo okrutna, jak dla niej samej była jej teściowa. To teściowe bardzo często zmuszają swoje synowe do aborcji – dodaje ksiądz Anton.
Jakie jutro?
Odwiedzając liczne rodziny w Gruzji i Armenii oraz rozmawiając z wieloma kapłanami i siostrami zakonnymi, wyraźnie ujrzałam obraz ludzi wyjątkowo nieszczęśliwych. Porzucane, niechciane, wykorzystywane kobiety, w wieku trzydziestu lat wyglądające co najmniej na pięćdziesiąt, samotnie, a nierzadko bez środków do życia wychowują swoje dzieci (w tej części świata domy samotnej matki nie istnieją). Bite i wykorzystywane nie mają żadnego wyboru i znikąd nie mogą oczekiwać pomocy. Cierpią przez całe życie. Mężczyźni, niegdyś będący głową rodziny, poważnie podchodzący do odpowiedzialności za swe żony i dzieci, obecnie – po siedemdziesięciu latach komunistycznej indoktrynacji o równości – pozbawieni wszelkiej odpowiedzialności, nawet za własną rodzinę, bo przecież odpowiedzialność tę przejęła od nich partia, nie potrafią odnaleźć się w czasach pozornej wolności i pozornej demokracji, zwłaszcza nie będąc w stanie zapewnić rodzinie godziwego bytu. Osiemdziesięcioprocentowe bezrobocie i widok pozamykanych, z wolna obracających się w ruinę zakładów pracy wywołują jedynie depresję i alkoholizm.
Opuszczałam Kaukaz z nieodpartym uczuciem zawodu, przykrości i pustki, a jednocześnie czułam wewnętrzna potrzebę wołania o pomoc dla mieszkających tam ludzi. Oni czekają na świadectwa naszej wiary, na nasze modlitwy, na naszą hojność. Potomkowie pierwszych chrześcijan czekają na nas.
Agnieszka Dzieduszycka-Manikowska
Read more: http://www.pch24.pl/dramat-kosciola-na-kaukazie,16759,i.html#ixzz3EntWlqJu
Dodaj komentarz