Niech każde spojrzenie na Krzyż skutecznie przypomina nam wielkie Prawdy o naszej Drodze do Boga – z Jezusem Chrystusem, który dla naszego zbawienia – umarł i zmartwychwstał. To MY w NIM umieramy dla grzechu i powstajemy do nowego życia w Miłości.
Medytacja ks. Krzysztofa Osucha o Krzyżu.
KRZYSZTOF OSUCH SJ
Ufnie patrzmy na KRZYŻ!
Czy należy się tak bardzo dziwić, że niemal całe pole naszej „podręcznej” pamięci i strefa myślenia zostają opanowane dojmującym odczuciem troski, braku i po prostu cierpieniem! Z życiowego horyzontu znika Bóg i Niebo! Liczy się jedynie ta straszna Ziemia i ci straszni – bliscy i dalsi: krewni, towarzysze pracy…, politycy, bogacze i wszyscy inni, którzy – jak sądzimy – czynią nasze życie nieznośnym.
W owych dniach podczas drogi jednak lud stracił cierpliwość. I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny. Zesłał więc Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli więc ludzie do Mojżesza mówiąc: Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże. I wstawił się Mojżesz za ludem. Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu. Sporządził więc Mojżesz węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu (Lb 21,4b-9).
Od góry Hor szli w kierunku Morza Czerwonego, aby obejść ziemię Edom; podczas drogi jednak lud stracił cierpliwość.
Wiemy dobrze, skąd wyszli Żydzi i dokąd podążali. Zostawili za sobą straszną niewolę w Egipcie, zaś przed sobą mieli perspektywę wejścia do Ziemi Obiecanej – pięknej i żyznej. Niestety, niewiele uszli drogi, a już pojawiły się różne trudności, które wystawiły ich na próbę. A w czasie próby ujawniły się w ich umysłach i sercach różne myśli i uczucia. W wielu pojawiła się ochota, by zawrócić do Egiptu, a zatem do niewoli!
My też idziemy do Ziemi Obiecanej. Nazywamy ją Niebem lub Królestwem Bożym. Mamy przed sobą perspektywę życia tak szczęśliwego jak szczęśliwe są Trzy Boskie Osoby! A jednak my też tracimy cierpliwość. Droga wydaje się nam nieraz zbyt długa i trudna. Ponadto, brakuje nam tylu rzeczy i pieniędzy. Jest nam gorzej niż tylu innym ludziom. I co bywa najtrudniejsze: cierpimy fizycznie, psychicznie i duchowo…
- Czy należy się tak bardzo dziwić, że niemal całe pole naszej „podręcznej” pamięci i strefa myślenia zostają opanowane dojmującym odczuciem troski, braku i po prostu cierpieniem! Z życiowego horyzontu znika Bóg i Niebo! Liczy się jedynie ta straszna Ziemia i ci straszni – bliscy i dalsi: krewni, towarzysze pracy…, politycy, bogacze i wszyscy inni, którzy – jak sądzimy – czynią nasze życie nieznośnym.
- Mamy wtedy na myśli (niejako pod ręką) tylko jedno żądanie, że to wszystko powinno się zmienić!
- Ileż razy bywało tak, że Boga przyzywaliśmy jeszcze tylko po to, żeby Go obwiniać za ten nieudany świat i nasze ciężkie życie. Nieraz krytykujemy także Kościół i jego pasterzy – jako „urzędowych” przedstawicieli Boga.
I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny.
Tyle zostało z całej wizji Boga Przymierza i Ziemi Obiecanej… Lud przestał patrzeć na Boga i poważnie liczyć na Jego plan pomyślnego doprowadzenia do Ziemi opływającej mlekiem i miodem.
Co wtedy może i powinien uczynić Bóg pełen Dobroci? Czy uda Mu się w zwykły sposób oderwać lud od zapatrzenia w niedostatki? Czy możliwa jest jeszcze spokojna rozmowa o dalekosiężnych i wiecznych Planach Boga? Czy da się wyciszyć uczucia goryczy i przywrócić RADOŚĆ, płynącą z coraz bliższej Ziemi Obiecanej? Otóż wydaje się, że nie ma już takiej możliwości! Owszem, jest jeszcze jedna możliwość, ale będzie bardzo boleć! Pozostały Bogu … jedynie – aż strach powiedzieć- kąsające węże, czyli (aż) odebranie życia – niektórym z wędrowców! Musi to być wielki dramat Serca Ojca, który nie może już inaczej dogadać się ze swymi miłowanymi dziećmi.
Zesłał więc Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak że wielka liczba Izraelitów zmarła.
Powiedziane jest: że wielka liczba Izraelitów zmarła. Pewno, gdy umierali pierwsi nieliczni – myślano sobie: To normalne. Mówi się trudno. Po prosu, na pustyni trafiają się węże… Dopiero, gdy widać było, że to plaga, lud zaczął myśleć teologicznie. Zlękło się i skruszało serce ludu! Zaczęła wracać im pamięć i myśl – zdolna ogarnąć perspektywę dłuższą niż jeden dzień!
Przybyli więc ludzie do Mojżesza mówiąc: Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże. I wstawił się Mojżesz za ludem.
Zaszła wielka zmiana. Lud wreszcie odkrył i uznał, że zgrzeszył, że poszedł znów – jak w raju – za demonicznym kuszeniem.
- Tak, trzeba nieraz wielkiej pracy Boga i człowieka, by szczerze wyznać: Naprawdę, nie ma powodu, żeby Boga o cokolwiek oskarżać, czynić Mu wyrzuty, stawiać Mu żądania, czynić się mądrzejszym od Niego… Zajmuje nam to nieraz sporo czasu, zanim szczerze powiemy: Bóg jest Wszechmocny i absolutnie Dobry. On prowadzi nas dobrymi drogami, choć bywają one bardzo trudne!
- Tak, Bóg wie, jak – po fatalnej katastrofie w raju – wychowywać lud i znów naprowadzić go na trop niewzruszonego zaufania do swego Stwórcy i Ojca!
Nie wychowa się człowieka do zaufania przez nieustanne spełnianie wszystkich zmysłowych zachcianek i kaprysów. Potrzebne są próby i doświadczenia. Bóg wie, że nie można zajadać się cebulą i mięsem w niewoli egipskiej, i jednocześnie być człowiekiem wolnym – zdolnym do słuchania Boga i wstępowania w strefę Boskiego Życia.
Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu.
Węże – rzec by można – na wszelki wypadek nie zniknęły, nie zostały cudownie wytrute! Niech jeszcze nadal kąsają, zgodnie ze swoją naturą! Niech nadal będą plagą, przypominającą, że człowiek tak chętnie wywyższający się ponad Stwórcę – pada od maleńkiego stworzonka! (A wiemy, że bywają inne, znacznie mniejsze, które tak boleśnie przypominają nam o naszej kruchości).
Bóg czyni większy cud. Wystarczy ufnie spojrzeć na dany przez Boga Znak Jego Opatrzności, a jad wężów traci moc zabijania! Znaczy to, że nie może zginąć ten, kto ufa Bogu – Dobremu i Wszechmocnemu! Potrzebny jest wewnętrzny akt serca i znak zewnętrzny, który odsyła do samego Boga!
Sporządził więc Mojżesz węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu.
Tak jest po dziś dzień! Trwa nasze wędrowanie do Ziemi Obiecanej. Podobnie, jak tamci, zapominamy sobie na czyje słowo wyszliśmy z nicości i dokąd podążamy. Zapominamy o Wielkim Przymierzu z Bogiem, zawartym w Tajemnicy Wcielenia Syna Bożego. Wolimy koncentrować się na niedogodnościach drogi. Próbujemy rozgościć się tutaj; mamy upodobanie w narzekaniu na Boga i na wszystko, co przecież nam dał z zaangażowaniem tak wielkiej miłości i mądrości oraz wszechmocy! Nierzadko z dziwnym upodobaniem nurzamy się w rozgoryczeniu i smutku…
Bóg, nasz Stwórca i najlepszy Ojciec, nie przestaje z nami dialogować! Wiąże Go z nam wieczna i nieodwołalna Miłość – zarazem ojcowska i macierzyńska! Dlatego przyzywa nas nieustannie – z Boską z niezwykłą cierpliwością i delikatnością. Woli, żeby zamiast nas – umierał od jadu naszych ludzkich grzechów Jego wcielony Syn. Jak widać (a jest to niebywałe!), od czasu przyjścia Jezusa Chrystusa zaszła – w stosunku do Starego Testamentu – wielka zmiana! Za nasze grzechy – by je odkupić i unieszkodliwić ich śmiercionośny jad – umiera na Krzyżu Boży Syn!
- Gdy my dziś grzeszymy i grozi nam duchowa śmierć, to wystarczy spojrzeć ufnie na Syna Bożego wywyższonego na KRZYŻU! Wystarczy powiedzieć: Jezu, ufam Tobie!
- Owszem, pozostają nadal trudy drogi. Wciąż pełzają węże, a wśród nich ten – najgroźniejszy: Szatan! Ale oczy nasze patrzą przede wszystkim na odwiecznego Boga i na Syna Bożego, wcielonego w czas i we wszystko, co ludzkie.
- Na Horyzoncie czasu, za granicą tego tu życia i śmierci, jawi się nam Nowe Niebo i Nowa Ziemia! Zaś tam nie będzie już bólu, łez, śmierci, zagrożeń, prób… Będzie Pełnia Życia w Bogu – w Trójcy Przenajświętszej!
Niech każde spojrzenie na Krzyż skutecznie przypomina nam wielkie Prawdy o naszej Drodze do Boga – z Jezusem Chrystusem, który dla naszego zbawienia – umarł i zmartwychwstał. To MY w NIM umieramy dla grzechu i powstajemy do nowego życia w Miłości.
Częstochowa, 13 września 2014 Krzysztof Osuch SJ
Zapraszam na mój blog: Krzysztof Osuch SJ
1.Wydaje mi się, że człowiek bez miłości nie jest zdolny, lub jest mniej zdolny do tego, aby iść drogą do Boga. Bez odpowiedniej porcji miłości, lub jej owoców które zostaną mu podarowane.
2.Polacy nie rozumieją tego: „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem / Polska jest Polską, a Polak Polakiem”. Rozumienie tego jest konsekwencją rozwoju duchowego, /lub/i, dużej wiedzy historycznej.
„Kanonizacja nienawiści
Wara od nienawiści , bo nienawiść rozsadza nam społeczeństwo – Kto przeciwnikiem politycznym , ten jeszcze nie złym , szkodliwym człowiekiem i wrogiem . Nasza moralność katolicka nakazuje bliźniego szukać w każdym człowieku. Miłość bliźniego musi nabrać najżywotniejszej treści ! Poza bezbożnictwem największą potwornością naszych stosunków jest wyniesienie nienawiści do hasła , zasady , obowiązku. Trafiały się zawsze wypadki nienawistnego nastawienia i nienawistnych czynów. Dzisiaj atoli przeżywamy okres gloryfikacji , kanonizacji nienawiści . Nienawiść rozsadza społeczeństwo . Wyziębia świat. U nas rozpanoszyła się nienawiść głównie w życiu publicznem.
Kto z innego obozu , a zwłaszcza kto politycznym przeciwnikiem , tego uważa się naogół za wroga . Nie uznaje się w nim nic dobrego , żadnych zalet , żadnych zasług .Przeciwnik musi być zły. Do niego stosuje się bez skrupułu kłamstwo , podejrzenie , oszczerstwo. W swoim obozie wszystko się toleruje , u przeciwnika niemal wszystko potępia . Wyklucza się nawet możność zgody i współpracy.”
Fragment listu pasterskiego Prymasa Polski kard. Augusta Hlonda na Wielki Post roku 1936.
Ha, dzięki. To nam się notki pokorespondowały :))